To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Malinowy Las - Ruiny Wioski Lazurów

Anonymous - 17 Lipiec 2013, 12:47

Chodziłem po ciekawej bibliotece z odpowiednim do tego spokojem. Miałem nadzieje, że nikt nie przerwie moich leniwych kroków które stawiałem bez dużej rozwagi, czy to był błąd? W sumie nie widziałem źle więc w czym problem? Kotkę miałem w zasięgu wzroku a Vel poszedł sobie dalej, potrafi czytać na swój sposób więc lepiej dać mu swobodę działania. Chyba, że księgi nie posiadają pisma mu odpowiadającego, wtedy może stanowić to dla niego spory problem. Ale zawsze mam swój zestaw małego mrocznego rycerza, prawda? Żebym to ja jeszcze umiał się posługiwać czymś takim, w sumie miecz to większa wersja sztyletu, nic trudnego. A tarcza? Zasłaniać każdy się potrafi, ale do ataku pewnie spartolę, co najwyżej dobrze mogę tym rzucić jak dyskiem. W sumie dlaczego zastanawiam się nad konwencją walki? Czeka ona nas w ogóle? Póki co to miejsce wydaje się skrajnie pu...
Zmrużyłem oczy gdy usłyszałem głos Kejko i ze stoicki spokojem odwróciłem się, zadrżałem dopiero gdy poczułem jak wiatr potargał moim kapturem, najpewniej z powodu przelatującego przedmiotu. Nie chciało mi się... Tak bardzo mi się nie chciało... Nie miałem też okazji odpowiedzieć Vel, chyba mi to wybaczy?

Zarzuciłem łańcuchem w kierunku istoty prowadzącej na mnie zamach, lub Kejko, pojęcia nie mam kogo chciał wystraszyć lub załatwić. Jeśli cień umykał mi, goniłem go. Kto by pomyślał że nagle będę tak ruchliwy? Z pewnością nie ja, wolałem sobie swobodnie pochodzić i pooglądać to miejsce z spokojem. Tym razem moja rozwaga była wysoko postawiona, w drugiej ręce miałem ową tarcze którą się zasłonie gdyby napastnik chciał się bronić przede mną jakiś innym rzucanym przedmiotem. Tak, bronić się. Zamierzam go teraz dopaść i zakneblować, za to że gnój zaprzepaścił mój leniwy trucht. Największą miałem nadzieje, że łańcuchem spowije jedną z jego kończyn by pociągnąć i przewalić napastnika.

Noritoshi - 29 Lipiec 2013, 16:55

Światło promieniujące od pochodni było na tyle wystarczające, aby zauważalnie dostrzec ledwo zauważalne rozmiary, a zarazem na tyle blacho waliło po oczach, że wyraźniejszy opis Bibliotekarza można przenieść na dalsze akapity.
Kojarzycie może taką grę jak Metro? Tam byli bibliotekarze - niestety, takiego, w miarę podobnego, na Spectro mamy tylko w polowaniu na pewnego urokliwego Pana Stracha (choć to raczej on miał polować...) Tutaj o innej, skrajnie innej postaci, będzie mowa. Ale także urokliwej.
Jaka postać w konwencji fantasy jest synonimem geniuszu, wynalazku i... Nierozważności? Nie, tutaj na pewno nie jest zielona, a wynalazków ma więcej niż liczy sobie wzrostu w centymetrach. Wcale nie tyle dobry wzrok, co dobra technika pozwoliła jej na znakomity rzut. Ten pseudo goblin zrobił sobie wyrzutnie...toporków!
Cóż, tak to czasem bywa, że mały bywa bardzo niebezpieczny i wcale nie dlatego że mógłby siebie wysadzić... Nie, ten raczej nie zapowiada się na kamikadze. Długie, srebrne, proste i zniszczone włosy, wychodzące z podłużnej głowy i opadające na... Nic. Długie do pasa I nie są zapalnikiem. Ciało, szczupłe, lekkie, przyozdobione skrawkami starych szmat, nie jest laską dynamitu w ubranku. Ale laska to zdaje się jest - krągły nieco biust dopełnia tego ciała. To także kolejna oznaka człekokształtności badanego obiektu. Trzeba jednak mieć na uwadze, że ta istota porusza się na czworaka - stopy bardziej przypominają dłonie, a urokliwość idzie w parze z nieobliczalnością.
Bibliotekarka ta kręci się między regalami bezszelestnie dzięki lekkiemu chodowi, pozbawionego towarzystwa w postaci butów. Skóra zatraciła gładkość na rzecz wyraźnego, niebieskawobiałego owłosienia. Obwisłość skóry i nieliczność mięśni zalicza ją do anorektyczek, z kolei ułomność chodu i słów:
- a żeby was tak toporek nie oślepił pochodni, coby mnie zagłuszyło ciemność spokojną, a księgi wam nie zlasowały, paso-gado...no-
...do psychicznie niebezpiecznych... O co jej w ogóle chodzi?! Nie wiem, bo rzucony łańcuch zmusił ją do obrony, na którą jak nie mogła sobie pozwolić, tak jej potrzebowała. Tak bynajmniej rzekłby narrator, ale ja tutaj widzę, że ona nie baczyła na efekt uderzenia, pozwalając sobie na całkiem sporą ranę, na wylot, od brzucha po... tyłek. Się jej ogon metalowy dorobił... Vel coś tam w międzyczasie krzyczał, zawracając i idąc gdzie wcześniej towarzyszy zostawił.
- Co robicie? Co jest! (...) - paplał w nieładzie i składzie.
- Ach... Żebyście dewastatatatorzy nie zniszczyli grzbietu księgi swymi tymi...no... Łapu-capu-czynami! Wstrętnioki choleryczne!
Ach ta mowa godna białego wiersza obelg... Daremne sprawy zdawać by się mogło. Ku ścisłości - postać nie zatrzymała się na długo - po przyjęciu impetu uderzenia ruszyła dalej,powolutku, trzymając się łańcucha. Była z drewna. I nietutejsza - taka to przybłęda... Vel potwierdził to zszokowaniem - nie wiedział co się dzieje, kto ich atakuje...
Łańcuch zaklinował się w lalce. Gdy się tak zbliżała, coraz wyraźniejszy pojawiał się na jej twarzy obłęd. Mimika twarzy była doskonała, może dlatego, że była to twarz prawdziwa. Z prawdziwych mięśni, skóry i kości. Bądź tu mądry... Kiedy nawet ci nie pozwalają książek do czytania zabrać nie mówiąc l próbie wzbogacenia wiedzy w czytelni.

Kejko - 31 Lipiec 2013, 13:52

Czy w tej krainie naprawdę aż tak trudno spotkać jakąś miłą i życzliwą osóbkę czy może tylko ich spotykał taki pech ? Jak nie jakieś herbaciano –rybie wiedźmy to teraz … to teraz, no właśnie co to było ? Błękitne kocie ślepia uważnie śledziły napastnika , który to jak wydawało się kotce na początku został obezwładniony przez łańcuch Cienia. Niestety okazało się inaczej , światło pochodni powoli rozwiewało ale i jednocześnie dostarczało nowych wątpliwości. Dziwna postać nie tyle że została złapana, to teraz jeszcze wykorzystywała łańcuch niczym nić po której może spokojnie dojść do kłębka, choć odległość dzieliła ich niewielka. Kotka przybliżyła się do szkarłatnookiego by muc w porę i odpowiednio zareagować. Kiedy Dachowca dobiegł głos łucznika nie odwróciła się w jego stronę , wszak nie należy spuszczać oka z potencjalnego ryzyka.
-Vel zostań na razie gdzie jesteś.. .
Kejko wolała nie narażać niewidomego towarzysza na uszczerbek , jeśli dojdzie do walki której to jednak wolała by uniknąć. W tym też celu uważnie wsłuchiwała się w wypowiedzi pokracznego stworzenia. Im bardziej owa istota się zbliżała tym więcej szczegółów jej przedziwnej aparycji mogła dostrzec błękitnooka. Nigdy jeszcze nie spotkała się z podobną istotą , zadziwiającą a zarazem upiorną na swój sposób. Jednak to nie czas na podziwianie kiedy to dystans zmniejsza się z każdą chwilą. O czym ona? Tak chyba ona… , więc o czym ona w ogóle mówiła ? Jej wypowiedzi brzmiały dziwnie , dało się w nich wychwycić wyzwiska, tego kotka była pewna. Czym tak rozgniewali tą osóbkę ? Przecież niczego nie zniszczyli, co zdaje się sugerowała pokraczna istota.
-Dlaczego nas zaatakowałaś ? Nie chcemy niepotrzebnej walki, szukamy jedynie odpowiedzi.
Próba nawiązania konwersacji wydawała się rozsądnym w tym przypadku. Srebrnowłosa postać skoro potrafiła mówić to oby i również umiała słuchać. Może poczuła się zagrożona przez wtargnięcie tu intruzów ? Kejko miała nadzieję iż całą sprawę uda się rozwikłać w pokojowy sposób. Kocie ślepia przez chwilę zerknęły na Kruka . Nie mogli w końcu mieć pewności czy istota ponownie nie zaatakuje.

Anonymous - 2 Sierpień 2013, 21:29

(Wraz z Kejko próbowaliśmy się domyślić kilku rzeczy, pojawiły się głównie 2 niezrozumiałe rzeczy.
1. Przebicie łańcuchem. Skoro ma się plan kogoś ująć to nie wyrzuca się nim jak "włócznią", a bardziej zamachem i nie da się wtedy przebić, a prędzej coś złamać jeśli ujęcie się nie udało. Ale to tylko moje spostrzeżenie.
2. Ujmowałeś, że chodzi na 4 łapach(a była w ruchu!)... I dostała w brzuch, tak? To po prostu... Cięższe do wyobrażenia. Ale da radę.
... To wszystko. Tylko zwracam uwagę, nie doczepiam się.)



Ujrzałeś dość dziwnej pokracznej istoty było w sumie dla mnie dosyć szokujące. A może raczej nie szokujące, a po prostu byłem pełen podziwu jak bardzo odmienną, a zarazem oryginalną jednostkę stanowi dla mnie ta istota. Nie mam teraz okazji spytać mojej towarzyszki, czy to coś jak najbardziej naturalnego, w tych okolicach niewiele zrozumiałego świata. Będę musiał i tak swoje zaciekawienie oddalić na dalsze plany, w końcu trwa teraz akcja którą przede wszystkim ja rozstrzygam, bo konwersacje podjęła się nie kto inna, niż właśnie Kotka. Ja bym się tego nie podjął, po prostu bym zabił bez oczekiwania na jakiekolwiek wyjaśnienia. Jest dziwaczne, jest niezrozumiałe i jest groźne. To wszystko mi wystarczy by nie pobłażać kosztem swojego zdrowia, nieważne czy umysłowego, czy fizycznego. Obie wydają się zagrożone.

Szarpnąłem nieco delikatnie, ale bez entuzjazmu w bok moim narzędziem, jak się spostrzegłem, tortur. W drugiej ręce ująłem owy mieczyk którym miałbym najlepiej zaszlachtować przy nadarzającej się okazji, o tak, dla bezpieczeństwa. Istota więc może być jednego pewna, mój wzrok był zimny i bez ceregieli można wyczytać, jak z równą lodowatością jestem w stanie dokonać egzekucji. Skoro tak wszystko mi z tym idzie łatwo, to czemu nie staram się tego wykonać i tylko szarpie by mieć ową istotę w odpowiedniej odległości? Bo w końcu Kejko ruszyła z negocjacjami, albo z chęcią pozyskania informacji, za nim ja zabije to raz i pewnie. Nie będę jej bronił, prawda? Ale nie zawaham się kiedy spostrzeże że trzymanie przy życiu, jest zbyt ryzykowny, byłem więc gotowy na wszelką ewentualność zadania ciosu. Tak zwanie "Raz a porządnie".

Noritoshi - 19 Sierpień 2013, 18:45

Cytat:
1. Przebicie łańcuchem. Skoro ma się plan kogoś ująć to nie wyrzuca się nim jak "włócznią", a bardziej zamachem i nie da się wtedy przebić, a prędzej coś złamać jeśli ujęcie się nie udało. Ale to tylko moje spostrzeżenie.

Mój błąd. Jakoś tak źle sobie ułożyłem tą akcje w głowie. W takim razie przyjmę, że łańcuch uderzył ją w jedną z górnych kończyn, ona próbowała go złapać, ale ten zbyt prędko uciekł jej z zasięgu. Z kolei Ty nie zdołałeś jej złapać z racji słabej widoczności, jej drobnych rozmiarów oraz odległości was dzielącej.
Cytat:
2. Ujmowałeś, że chodzi na 4 łapach(a była w ruchu!)... I dostała w brzuch, tak? To po prostu... Cięższe do wyobrażenia. Ale da radę.

Owszem, łazi na czterech łapach. I była w ruchu gdy oberwała (co pozbawiło jej równowagi, zatoczyła się i uderzyła o pobliski regał, wprawiając go w niepewne drżenie). Uderzenie takowe byłem w stanie sobie wyobrazić. Nie chodziła jak jakieś koty czy psy, a coś jakby człowiek przykucnął i próbował iść z pomocą rąk. W taki też podobny sposób na was zmierza. Dodajmy do tego zgrabne ciało, karłowate rozmiary, niespokojne kołysanie się.. i mimo tego wszystkiego zdolność utrzymywania równowagi.

Bibliotekarka. Ma wnętrze z drewna, nie licząc głowy. Tchnięto w nią jakąś magię, by zdołała bezproblemowo poruszać swoim ciałem. Z zewnątrz jest pokryte prawdziwą skórą, dość luźno, po to, aby możliwe były do wykonania dość skomplikowane ruchy, odznaczające się przy tym zwinnością i płynnością.
O Vel nie musieli się martwić - jego moc rozpoznawania aur innych w postaci ognisk była aktywna. Dostrzegał tą laleczkę-goblina i przy tym dostrzeganiu płonących ogników, identyfikujących ją w sposób nie do końca dla niego zrozumiały, dostał halucynacji...
Kruk i Kejko mieli przed sobą postać, którą pierw atakowali, a potem pytali o zdanie. Cóż, ona lepsza w tym wcale nie była... Teraz jednak, gdy tak trwoniła w koślawych krokach odległość ich dzielącą, zdawała się tylko przyśpieszać, a oni widzieli wszystko coraz mniej wyraziście, coraz mniej szczegółów. Coraz szybciej wszystko było dla nich za mgłą, aż w końcu obraz zaszedł ciemną, gęstą chmurą. Nie czuli ruchów swojego ciała, nawet tych drobnych, delikatnych, jak poruszanie palcami. Nawet gdyby chcieli nimi poruszać tak szybko jak koliber porusza swoje skrzydełka. Nie czuli. Tylko momentami, tak dla wyjątku, ruchy stawały się momentami ociężałe. Generalnie czuli się tak, jakby ich ciała pochłaniało powietrze tak gęsto, niczym głębia oceanu - czuli lekkość, a zarazem bycie przygniatanymi. Szybko się przekonali, że kilkukrotne zmrużenie oczu przywołało im pod powieki jakiś obraz. Żywy, pełen kolorów. Rzekłbym nawet, że tęcza go przesyciła niczym przepych na stołach obiadów czwartkowych.

I otwierasz zardzewiałe, skrzypiące bramy,
Przedzierasz się do mętnego wnętrza,
Jeden przez drugi mówią do Ciebie regały,
Prastarych ksiąg obraz się wykręca...


Regały zabłysnęły jasnością i chropowatością świeżo pozyskanych i pociętych desek, w świetle ustawionych w połowie ich wysokości lamp naftowych. Zbiory na nich znajdujące się były ubogie w liczebności, ale bogate w swoim stanie - niektóre niemal nienaruszonym, zwiastującym jeszcze ciepły atrament okalający ostatnie zdania zawartych w nich treści. Jeszcze ciepłe od nadgarstka pisarza kartki, spięte w całość twardym grzbietem. Ciepło także tu panowało, to były pierwsze dni biblioteki, pierwsze dni funkcjonowania podziemnych korytarzy…

Ta wizja, niestety, szybko zniknęła... rzeczywisty świat powrócił ze straszącym, skrajnie różnym, oświetleniem. Powtórnie wszystko pokryło się starością, tak nieubłaganie przypieczętowaną przez toczący się czas. Nozdrza naszych wojowników szybko zapchały się powiewem próchniejących desek i wyblakłych, miejscami sczerniałych kartek. Najstraszniejsze jednak było to, że wszystkie książki zaczynały się poruszać, spadać średnio co druga na ziemie, a pozostałe rozkładały swoje deski na nowo pozyskanej swobodzie na półkach, emanując zapisaną treścią na powietrze, niczym obraz projektora na tablicę...

Kejko została zdmuchnięta wirem obrazów niczym karawana na przybrzeżnej drodze przez rozszalałe skrzydła sztormu. Widziała morderstwa, skazanych w celach oraz rytuały odprawione nad nimi w okolicznych lasach. Wiedziała, że to są okoliczne lasy, choć nie miała przecież czasu się w nich rozejrzeć. Widziała nóż wbijany w czyjeś plecy, rzucony uprzednio z dużej odległości. Przetapiał on się bezproblemowo przez chwile później zakrwawione skórzane palto. Widziała jak niewolnicy, obdarci z ubrań na rzecz nagości, umierający z głodu, pełzają we dwójkę w jednej celi ku kałuży własnego moczu zmieszanego z podarowaną im wodą, wylewającą się z dziurawej miski, niemal pustej. Nieprzyjemny odór zapychał ją w nosie, a w chwile później podobnie chciał uczynić spuszczający się na nice pająk, siadając prosto na jej twarzy. To właśnie było zarówno końcem tej sceny jak i prologiem dla przywołania kolejnej, tej leśnej, wcześniej wspomnianej…
Ci z celi właśnie kończyli swój żywot na kamiennym stole pośród rozpalonych świec. Kejko wiedziała, że zginą, choć jeszcze nie rozumiała dlaczego i jakim sposobem. Tacy byli zawsze po dwóch umieszczani na ołtarzu, przywiązywani kajdanami i ułożeni na waleta. W chwili wypowiadanych słów przez kapłana, asystent przystępuje do zwolnienia dwuramiennej piły, zawieszonej nad nimi. W tempie natychmiastowym zostają rozcinani wzdłuż swojego własnego ciała. Przez piłę. Zaczynając od stop, przez skrzyżowane nogi, wgryzając się przez pochwę ku ważnym dla ciała organom, a na samej głowie kończąc. Wylewna krew plamiła kapłanów, gasiła świece. Serca nadal biły, tryskając krwią. Narastający z każdą sekunda mrok i odór z otwartych ciał pokrywał okolice. Bóstwo dostawało parę serc. Serc takich samych, bliźniaczych, zrodzonych w jednym czasie. Przez jedna matkę. Nie, tutaj nie było miejsca dla ciąży bliźniaczej czy też jeszcze bardziej owocnej. Tacy albo ginęli po urodzeniu, albo po kryjomu jedno z nich zostawało zmuszone do ucieczki bądź od razu – do śmierci w trudnym do przetrwania świecie. Czasem znajdowano zagubionego brata lub siostrzyczkę i zabijano ich obu, aby zlikwidować to piętno zakażające populacje prosto z samych bagien złych duchów. By zabrać to, co niepożądane z tego świata i osiągnąć czystość w wiosce. Wszystko po to, by żyło się lepiej... Kejko widziała podobieństwo tej dwójki. Choć nikt jej tego nie powiedział, ona wiedziała – wiedziała, to nie był żaden domysł, a pewność – z jakiego powodu zginęli.

Kruk widział podobnie, lecz w odwróconej kolejności - jakby taśma przewijała się wstecz, lecz nie nazbyt szybko, by mógł doglądać każdego szczegółu. Widział jakby krew z szat zgromadzonych uciekała do ciała tej dwójki. Jak zawieszone na ramionach machiny już nie piły, a buszujące igły z nitkami zszywają ciała bliźniaków. Widział także to wszystko do góry nogami – wywrócony był ten obraz. Jego nie napadł pająk, lecz takowy wyślizgnął się z jego ust. W końcowej scenie to do niego wrócił nóż, który pozbawił żywota posiadacza skórzanego palta.

Kotołaczka, nim zdołała dokończyć oglądania rozcinanych bliźniąt, odskoczyła w pospiechu w tył i w końcu przeniosła się w rzeczywistość. Uderzyła o żelazny słupek trzymający wejściową furtkę. Kruk w tym czasie jedynie upadł na ziemie wraz z tym człowiekiem, któremu wbito nóż w plecy. I chwile potem odganiał się trzymanym już nie łańcuchem, a nożem od... no właśnie, czego? Chyba od myśli jakoby on był mordercą, zabił człowieka, którego ani twarzy nie widział. Dopiero po chwili zauważył, że zagrożenia nie ma. Kruk nie znał historii o bliźniakach. W zamian dowiedział się, całkowicie nie rozumiejąc jakim sposobem, że muszą jak najszybciej znaleźć oszalałą bestyję, a przy tym czuł, że to nie będzie łatwe dla nich ani trochę…

Sam na sam wyobrażeniom oddany,
Na jawie falangami treść się wypiętrza.
Nigdy nie dowiesz się kto miał na to zamysł:
Ten labirynt Fauna zbudował bibliotekarz.


A lalko-goblinka siedziała spokojnie pod prawym skrzydłem żelaznej furtki, wyczekując momentu w którym się obudzą. I wyczekała tego momentu. To ona była sprawczynią tych wszystkich wizji. I rzuciła po chwili łańcuch w stronę Kruka.

- Łap.
Jej głos brzmiał nieswojo, jakby ktoś zaplątał w supeł jej struny głosowe.
Vel? Był już dobre kilka metrów dalej i trwał w poszukiwaniu tego, co szukał wcześniej, ale co najdziwniejsze... Widział już wiele z tego, co szukał. I milczał o tym, chyba dowiedział się zbyt wiele. Tak, Bibliotekarka pomogła mu zobaczyć.

- Lepiej się zastanówcie czy chcecie poznać te zbiory, czy też bardziej one są wami zainteresowani…
I rozpłynęła się w mroku, zupełnie tak nagle jak się pojawiła z atakiem w ich wymierzonym. Chciała ich ostrzec i to też uczyniła. Czy jednak wiedzą dokąd zmierzać? Vel ruszył w ich kierunku z drugiej strony korytarza. Jego wyraz twarzy nie zdradzał wiele.

Kejko - 22 Sierpień 2013, 19:43

I znowu porwał ich wir zdarzeń, wszystko niebezpiecznie pognało naprzód nie zostawiając czasu na namysł. Nie było sposobu na zapobiegnięcie lub przygotowanie się na to co właśnie nastąpiło, w końcu trudno przewidzieć coś takiego. Zdecydowanie nie mogli oni narzekać na brak wrażeń chociaż, chociaż to wszystko zaczynało już przerastać nerwy Kotki.
Dachowiec był zdezorientowany, wzrok zaczął zawodzić błękitnooką w najmniej odpowiednim momencie. W zawrotnym tempie wszystko zaczynało się zamazywać aż wszystko zupełnie zniknęło. Panika, tylko to czuła Kejko kiedy już zmysły zostały otumanione. Kotka była sparaliżowana i nie miała pojęcia czy to strach zabrał jej możliwość drgnięcia choćby palcem, czy może było to coś znacznie gorszego. Ciemność nagle ustąpiła miejsce całej gamie barw, tak intensywnych i żywych że wzrok uskarżał się na nie. Obrazy jaki ukazał się błękitnym kocim ślepiom sprawił że czarnowłosa poczuła się tak jakby dla otaczającego ją miejsca cofnął się czas. To było takie realne.. nie tylko obraz ale i nawet zapach, książki pachnące nowością, zapachy drewna, atramentu, skóry, nafty wszystkie mieszały się w tym miejscu nadając mu wyjątkowy charakter. Było to teraz przyjemne miejsce, zachęcające do dłuższego pobytu, podczas którego można by oddać się ciekawej lekturze lub zaspakajaniu swych ciekawości. Niestety ta miła wizja zniknęła równie szybko jak się pojawiła, szara i ponura rzeczywistość powróciła. Kotka nie spodziewała się że po chwili zacznie tęsknić za tą szarą nieprzyjemną rzeczywistością, jednak tak właśnie się stało kiedy ukazały jej się obrazy, których zdecydowanie nie chciała widzieć. To czego teraz była świadkiem napawało ją strachem jak i bólem. Mimo iż jej żadna krzywda się nie działa to oglądanie tego całego cierpienia… zadawało jej wewnętrznych ran. Mimo że Ci nieszczęśnicy byli jej zupełnie obcy, to chciała im pomóc, chciała przeciwstawić się temu co miało się zdarzyć. Wyrwanie nieszczęśników z szponów cierpienia nie było możliwe, Kotka mogła jedynie przyglądać się temu wszystkiemu… . Intensywny zapach amoniaku , zmieszany z krwią i odorem rozkładu przyprawiał Dachowca o mdłości. Scena rytuału, okrucieństwo wylewające się tak intensywnie jak krew która teraz była dosłownie wszędzie. Dwie tak podobne sobie istoty, połączone cierpieniem, strachem aż wreszcie i śmiercią… to było nieludzkie, wstrętne…i nie miało sensu a przynajmniej tak było dla Kejko. Wreszcie obrazy rzezi zniknęły a ciało odzyskało zdolność do ruchu, błękitnooka instynktownie odskoczyła do tyłu i wtedy poczuła jak jej ciało uderza o chłodny metal. Wolną ręką kotka przysłoniła sobie usta, po twarzy ciekły jej łzy których nie była w stanie powstrzymać. Była w szoku i sporą chwilę zajęło jej otrząśnięcie się z niego, jej wzrok powędrował ku Krukowi. Wtedy to błękitne ślepia otworzyły się szerzej na widok zakrwawionego truchła leżącego przy jej towarzyszu. Serce Dachowca bilo jak oszalałe a oddech był niespokojny, kiedy dobiegł ją głos dziwnej istoty szybko odwróciła się w jej stronę ta jednak zniknęła. Czarnowłosa wyprostowała się, próbowała wziąć się w garść, to nie był czas na popadanie w histerię.
-Co to było.. to wszystko.. . Czy Ty też coś widziałeś ?
Chciała zadać więcej pytań cieniowi jednak podchodząc do niego zatrzymała się. Jej spojrzenie zatrzymało się na ostrzu jakie znajdowało się w dłoni Kruka.

Anonymous - 28 Sierpień 2013, 17:43

To już nie było ciekawe, to w ogóle nie było miłe, to wszystko już w ogóle nie oddawało mi żadnej przyjemności. Co odczuwam? Jestem zniechęcony, dlaczego? Brak kontroli to chyba jedna z najgorszych rzeczy jakie może się trafić. Dlaczego wszystko się mnie nie słucha? Czy to nie ja łapie w pułapkach wszelkich śniących zmór? Czy to nie ja jestem tym czynnikiem który odbiera możliwości? Więc dlaczego wszystko odmawia mi wszelkiego posłuszeństwa? Dlaczego znowu jest istota która lekceważy okowy mych łańcuch, które stanowią mą wolę? A może to ja staje się coraz słabszy? Jestem tylko pewny że kiedyś miałem znacznie więcej możliwości, albo po postu posiadałem szerszy zbiór swej wiedzy. Teraz nie dość, że wszystko choć zdaje mi się znajome, to jednak nie mam w swej pamięci, to teraz zastępy już kompletnie nic nie wspominających mi miejsc, od kiedy tylko wszedłem do tej przeklętej wioski. Kończyny odmawiają, nawet nie wiem czy nadal trzymam zimną stal uplecionych w solidną konstrukcje tworzącą łańcuchy. Powoduje to u mnie kompletnie zagubienie, kompletne niezrozumienie to co się teraz dzieje.

Wizja tego co było kiedyś a się zatraciło, kompletnie mnie to nie interesowało. Po cóż mi książki skoro korzystam z wiedzy bezpośrednio od istot? Ich wspomnienia są moim tchnieniem, zwłaszcza gdy powrócą w postaci sennych mar, wszelkich możliwych koszmarów w które mogę ingerować. Ale jednak, choć tak być powinno, wspomniało mi sprawę, iż ja sam przypominam owe książki, a prędzej symbolizowały by moją pamięć. Założyłbym się, że jeszcze kiedyś była z pewnością świeża do które bez problemowo mogłem zajrzeć, a teraz? Mogę zdrowo wykrzyczeć, że to wszystko szlag trafiło, czy jakkolwiek ludzko by to nie brzmiało.
Bliźniaki? Co to w ogóle ma przedstawiać? Mam się doszukiwać morału? Jaki wniosek powinienem z tego wyjąć? Zaczynało to być wszystko jeszcze bardziej niezrozumiałe niż mogłem w jakikolwiek sposób sądzić. Teraz mogłem doczekać się momentu kiedy moje usta stały się początkiem jednego z stworzonek, choć nie mam pojęcia czy był to nowo-narodzony czy cholernie postarzały. Zresztą, kiepską mam wiedzę odnośnie stworzeń, tak jak moja cała wszelka pojęta amnezja. Co czułem? Znużenie, zniechęcenie i niezadowolenie ponieważ nadal nie mogłem mieć władzy nas sobą. I to nie obrazy, a bardziej właśnie ten brak możliwości był irytujący, może to nawet być wszystko odwrócone, po to by mnie najpewniej jeszcze bardziej wkurzyć. Co, jeszcze ma mi wzrok jeszcze bardziej odmawiać niż cokolwiek? Chce cholerny koniec, chce mieć cholerną na powrót władzę... Już wystarczy, że pamięć mi jej odmówiła od czasu dłuższego.
Morderstwo, nóż... To wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, że wszystko wróciło do normalności a ja trzymałem nadal narzędzie zbrodni nad czyimś ciałem. Najpierw miałem zastanowienie czy moje ciało nie wykonało czegoś, czego bym nie chciał. Nie, ślepy wciąż jest a Kejko wydaje się nadal być obok. Zapewne to tylko ja miałem te obrazy, tylko ja mam cholerne ześwirowanie pamięci. Czyżbym już tutaj był? Czy to tylko gmatwanie jakiejś istoty, choćby tej kukiełki? Tak bardzo sobie nawet nie ufam, że nie mam pojęcia i chyba nie mam co nad tym myśleć.

Jednak czy to tylko mnie się przytrafiło? Byłem pewny że tak, ale jednak słowa Kejko dały mi o wątpliwość, ale może ona mówi tylko o tej dziwacznej istocie a może o... O tym co leży przede mną a ja jestem przy tym nożem? Ciekawe co sobie teraz myśli, ciekawe co teraz obierze. Wychodzi na to, że muszę się odezwać, nie kto inny.
- Chyba dokonałem jakiegoś aktu, albo ktoś mi to dobrze wmawia.
Jak odbierze? Jak mi na to odpowie? Nie wiem, ale nie poruszę się... A przynajmniej chciałem się nie poruszyć gdyż musiałem opuścić nóż który opadł na ciało, byle tylko chwycić coś co jest mi jedno z najbardziej danych rzeczy, łańcuch. Pożegnałem wzrokiem istotę która zaczęła się rozpływać... Ulga... Ulga że w końcu mam nad sobą władzę i oby tak zostało jak najdłużej, ale zastanowienia chyba będą mnie dłuższy czas męczyć.

Noritoshi - 2 Grudzień 2014, 02:33

Odpisywanie po takim czasie (ponad rok!) jest rzeczą diabelnie nieciekawą. Z początku miał być odpis w zeszłą zimę, ale potem znalazłem wymówkę, by zwlekać z odpisem aż zainteresowani będą bardziej mieli czas na grę. Czas mijał, event odszedł w zapomnienie, a nagrody nie były przyznane.
I w końcu wczoraj uznałem, przy okazji zakańczania eventu teatralnego, że trzeba odpisać tutaj jak i w Cukierkowym. Niezakończone tematy gdzieś czasem mi w myślach się panoszą, a post finalny być może ulży mojej psychice.

Zatem powrót do przeszłości.



Ta biblioteka będzie im się śnić po długich nocach. A właściwie to chyba śniła, bo kiedy to też akcja się tu rozgrywająca miała miejsce? Długie, długie miesiące temu. Ale dla biorących udział cały event może mieć miejsce nawet tydzień temu - zależy jak sobie gracze to na osi czasu postaci zechcą umieścić.

Pierwszy regał. Postacie poznali przeszłość wioski - odbywające się w niej rytuały. Projekcja treści książek opisywała ich krwawość, skuteczność, przyświecający im cel i związane z nim pomyślne konsekwencje. Niekoniecznie jednak chcieli mącić sobie nimi umysł.
Drugi regał. Nic specjalnego, może poza tym, że w jednej z ksiąg Vel występował – spis ludności. Ale ten fakt był im już znany. W kolejnych regałach były różne mity, ale tylko n je przeglądał i to dość pobieżnie.
Napominałem w jednym z postów o próbie napisania przez Was tego, co postacie wyczytają w księgach biblioteki. Nie bardzo na ten krok się zdecydowaliście, a szkoda, bo mogłoby być ciekawiej niż będzie w rozwinięciu (:



Bibliotekarka rozpłynęła się w powietrzu. Bibliotekarka tutejsza nie była – ślepiec to wyczuwał doskonale. I podszedł do nich.

- Mam wrażenie, że złe siły to miejsce trzymają w garści, potępiają odwiedzających je. Niestety, musimy się z nimi zmierzyć, stawić czoła ich gniewu i rozpalić w sobie chęć odzyskania świata. Nie możemy teraz zawrócić, nie ma na to ani czasu, ani miejsca. Ta zjawa dała nam ostrzeżenie, ale sądzę, że nie załączyła do niego możliwości wycofania się. Najpewniej chce po prostu w nas obudzić takie myślenie. Chcecie, to uciekajcie, ale ja nie zamierzam się wycofać, kiedy zaszedłem tak daleko.
Ambicji mu nie brakowało. Chciał dalej brnąc w rozpoczęty rozdział. Najwyżej przyjdzie mu polec, może nawet nic więcej nie będzie mógł zdziałać. Ale liczyć dla niego będzie się wola walki i śmierć wraz ze swoimi pobratymcami. I pomyśleć, że jeszcze na powierzchni Kejko musiała go podnosić na duchu, bo czuł się załamany wyczuwanym ogromem zniszczeń jego wioski; jego domu!



Choć mieli okazji podziwiać wypatroszone zwłoki, nagnite, pełne żrącego je robactwa, z organami ukazanymi na zewnątrz, nic nie śmierdziało. Jakby w ogóle nie występowało pojęcie zapachu w tym miejscu. Wrócili na ten poziom po opuszczeniu biblioteki. W sali zgromadzeń nie czekało na nich nic godnego uwagi. Żadnych zwłok, śladów krwi tez nie było znać, a na ambonie nie leżały żadne księgi – wszystkie przeniesione zostały do biblioteki po zakończonej, ostatniej ceremonii. W Sali tortur jednak prezentowało się to wszystko znacznie... inaczej Po wejściu do niej, z niewyjaśnionych przyczyn, badacze podziemi zostali przyszpileni do rozmaitych urządzeń. Efekt silnej iluzji – mieli okazję poczuć ból rozrywanych ciał, naciąganych mięśni, pękających kości, niszczonych organów. Dlatego całkiem możliwym, że do tej sali żadne z nich nie weszło. Został już tylko tunel prowadzący do rzeki. Ruszyli nim.


- Woda ma spore właściwości magiczne – zaczął mówić Vel, przerywając ciszę, dopiero teraz zdobywając się na odwagę opowiedzieć im o tym, co wyczytał – która potrafi rozstrzępić iskry i płomienie, neutralizując ich temperaturę. Uzyskiwano to z pomocą zaawansowanych rytuałów, udzielanych nad jeszcze bijącymi sercami ofiar. Napar przyrządzano tylko z dwóch bliźniaczych serc, a wedle zapisków, najsilniejszy był wtedy, kiedy bliźniakami byli siostra i brat. Tylko wówczas krew łączyła się z wodą w takim stopniu, że stawała się płynnym czymś-niby-ogniem, co pojmowano w małych ilościach do słoików i zamykano w regałach pozbawionych dostępu światła. Wedle przeliczeń ofiarodawstwa, jeden słój wymagał dwóch ofiar z niegodziwców. Najczęściej były to cudzołożnice, ale trafiali się też problemowi lichwiarze i złodzieje. Ale te rytuały były przed wieloma wiekami czynione, a ja, tak jak Wy, dowiaduję się o tym dopiero teraz. Dotąd nie dane było mi przeglądać zasobów biblioteki. W tamtych czasach każda para małżeńska zostawała naznaczana proszkiem osiadającym po dojrzewającym naparze przez kilka lat leżakowania w ciemnicy. Ich nagie ciała były wystawiane na działanie porannych promieni słonecznych, a podczas odbywania stosunku, ich moc emanowała na ciała i dusze; i umacniała ich do tego stopnia, że byli w stanie kontrolować żywioł wody bez jakichkolwiek przeszkód. Niektórzy jednak zostawali ze skazą. Tacy panowali nad ogniem. Pewnego razu rozpętał się konflikt w którym stłumiono ognistych, a każdego mężczyznę i kobietę, co do których nie było się pewnym jakiego żywiołu używają, palono na stosie. Średnia wieku mocno poszła w górę i od tego czasu większa uwagę przykładano do przebiegu rytuałów.
W ostatnich pokoleniach w wiosce nasiliły się związki homoseksualne. Wynikało to z tego, że wioska zbyt mało dzieci posiadała, a rozwój Krainy Luster nie sprzyjał zapewnianiu im bezpieczeństwa. Dlaczego takie pary miały dawać więcej dzieci? To proste – wówczas kobiety i mężczyźni mogli bez zagrożenia uznania za cudzołożników, ze sobą obcować. Przybywało dzieci i najsilniejsi przetrwali, a wielu z nich posłano w świat.
Ale ja bym wielkiej uwagi do tych opowieści nie przykładał
– zmienił ton mowy na bardziej przyjazny - Sam w nie zbytnio nie wierzę. Babka od zawsze powiadała mi, że stworzyli nas Lazurowie, którzy wyszli z wody i dawali każdemu z nas moc kontroli wody, którą odebrali jeśli ktoś z tak naznaczonych grzeszył. Tyle tylko, że żadna z napotkanych przeze mnie ksiąg tego stanu nie odzwierciedla. I wiecie co myślę? Że od paru wieków wioską rządziła grupa ludzi, próbująca wyzwolić moc ognia, którą uważali za silniejszą. A ich ostatnie poczynania sprawiły, że, wraz z wiedźmą, przywołali to zło. Spisywali w bibliotekach swoje eksperymenty, porzucając całkowicie idee znane na powierzchni, dotyczące Lazurów. Byli czymś w rodzaju sekty i to oni stoją za zniszczeniem wioski. Najpewniej ich próby odniosły skutek większy, niż się spodziewali. Zaigrali z ogniem…
I nagle zamarł w bezruchu. Uniósł głowę do góry, ponownie czując kapiącą na jego głowę ciecz, zimną. Czuł to wyraźnie. Nad nim zawieszona była podobna mu z twarzy osoba. Jego… siostra.
- Nie… to niemożliwe! Ta zjawa musiała coś namieszać. Niemożliwe, abym miał rodzeństwo… To nie może być prawda!
I nie była – to było kolejne ostrzeżenie, drugie po latającym toporku w bibliotece (albo trzecie, jeśli weszli do sali tortur). Wierzyli mu, czy też nie? Mogli sprawdzić w jeden sposób – zdjąć zwłoki z sufitu, dotknąć ich… A wtedy rozpłynęłyby się w powietrzu. A on odparłby z wielką ulgą.
- Cokolwiek się tu dzieje, próbuje nam przeszkodzić.

Szli dalej. Wilgoć się zwiększała, skały podłoża stawały się mokre, aż w końcu kilkudziesięcio-centymetrowa woda przed nimi się rozciągała.
- Uważajcie. Nie powinna być głęboka, ale lepiej trzymajmy się za ręce i stąpajmy z rozwagą, bo nie wiemy, co jest dnem. - …i czy istnieje, dodał pesymistycznie w myślach.
Korytarz, a właściwie już jaskinia, robiła się coraz bardziej kręta, aż w końcu pochłonęła ich nadspodziewanie głęboka woda i kierujący nią wir…



Kejko zbudziła się w wysokich przestworzach, leżąc na wielkiej, latającej bestii, pokrytej piórami.

- W końcu się przebudziłaś – rzekł do niej Vel. – Wir wody wyrzucił nas prosto na jego skrzydła kilkanaście minut temu. Kruk został nad rzeką, nie martw się od niego, nic mu nie będzie. – Zostawił go tam, bo nie lubił jego towarzystwa i uznał, że tylko by im przeszkadzał. - Jak wspominałem wcześniej, chcieliśmy jednej osoby i teraz już wiem dlaczego: zapisali w księgach „Tylko dwójka prawdziwych ogni gniew pozna.” Ale sądzę, że kontekst tych słów jest nieco inny – chodzi o przetrwanie.
To strażnik Lazurów, który… włada ogniem. To on stał się tym, co zostało przywołane. Czarownica mogła o nim w ogóle nie wiedzieć, ale z pewnością chciała zniszczyć dziewczynkę, która spaliła wioskę. Ale ta dziewczynka, tak naprawdę, nie istniała nigdy, przenigdy. Ukazywała nam się dwukrotnie (trzykrotnie) w podziemiach jako dusza tego stworzenia, które w końcu zbudziliśmy. Nie chciało być zbudzone, bo obawiało się, że jesteśmy tacy jak ci, którzy ją wezwali – grupą żądnych mocy fanatyków religijnych. Ja jej nie mogłem poznać bo nie była częścią tego świata – byłą wytworem silnej magii, stworzonym na potrzeby ochrony.
Jak ci powiadałem, to, co mówiła moja babka, było najprawdziwszą prawdą. Mówię o tym z takim przekonaniem, bo odczuwam aurę tego stworzenia, a ono mnie potrafi zrozumieć, bo jest moim przodkiem. Te stworzenia niegdyś żyły w wodzie, z czasem z niej wyszły. Dały nam moc, siłę, a z biegiem lat zostały stąd wygnane, zapomniane. Nadano im formę człowieczą i związano z wodą, bo pojawiły się w naszej społeczności silne wskazania na tę moc, uwalniane wraz z dorosłością, ale nie u każdego. Niektórzy mieli w sobie cząstkę ognia - wymordowano ich, ale ślad po nich został w kolejnych pokoleniach. On jest jedynym strażnikiem naszej wioski, który został przez swoich naznaczony tak, a nie inaczej i miał pilnować ludność przed złymi siłami. Te jednak nadeszły z ich rąk, więc twórców zagrożenia wykończył. Teraz chce, abym odszedł w swoją stronę, albo dołączył do grona swoich bliskich. Uznałem jednak, że będę przez świat podróżował i mówił co bardziej zainteresowanym o sile wszystkich bestii tego świata.

Istota wylądowała nieopodal rzeki przy budzącym się właśnie Kruku.
- Jestem Velarinno, ostatni ocalały z Wioski Lazurów. Bestia jest Twoja, a ja udam się już w swoją stronę. Proszę, nie idźcie za mną, nasze drogi zbiegły się raz i na ten czas tyle wystarczy. Obiecał ci służyć gdy powiedziałem mu, że to za Twoją sprawką zdołałem zebrać was i odmienić spojrzenie na wioskę. To stworzenie wiele lat żyło jako skamielina, zatem czuje się jak nowonarodzone i może przez pewien czas sprawiać problemy, być przepełnione zżyciem… Ale to dobrze, bo jest jak Feniks z popiołów; ma w sobie wolę całej wioski, z wyjątkiem jej władz.
Ukłonił się i udał w sobie tylko znanym kierunku.



Wydarzenie uważam oficjalnie za zakończone ale zapraszam do odpisów końcowych, związanych z tym postem.



Narody:

    - Bursztynowy Kompas: przyznany Kejko już wcześniej.
    - 1.5g kryształu nieoszlifowanego: przyznany Krukowi, ale przejęty przez Kejko z racji jego braku chęci do dysponowania nim.
    - Aureum: Przyznany Kejko za całokształt tego eventu oraz Cukierkowego, a także z wielu innych, różnych powodów.

Wena - 19 Kwiecień 2016, 18:14

Gdzieś na brzegu ruin, w których czekają zapewne nieumarli strażnic strzegący dzielnie krypt pradawnych wojowników padłych na polach bitew od malinowego lasu, aż po herbaciane łąki. To wszystko jednak nie obchodzi księżniczek! Nie! Wysoka, bo mierząca sobie metr siedemdziesiąt kobieta w pięknej zielonej sukni przeszytej złotymi i białymi nićmi nie będzie zapuszczać się do zakurzonych komnat i ryzykować przedwcześnie założonego welonu z pajęczyn o małżeństwie z ośmiookim nie wspominając. Siedziała więc grzecznie na kamieniu z łokciami wspartymi na kolanach, pochylona skrywając policzki za palcami i sennym wzrokiem wypatrując rycerza na białym koniu, który zdobędzie dla niej jakiś skarb. Równie dobrze jednak mogła tutaj czekać aż zjawi się ktokolwiek, nawet gdyby nie był to rosły wojownik na pięknym rumaku w błękitnej zbroi i białym płaszczu. Nawet dziecko teraz przydałoby się Wenie, która niemiłosiernie się nudziła i dawno już nie spotkała nikogo, kto byłby ciekawy. W zasadzie dawno już nie spotkała nikogo, lecz poprzednie zdanie dawało jej pewne poczucie elitarności, że odrzuca setki nudnych mieszkańców Krainy Luster, czy agentów Morii.
Poza dłońmi na kolanach kobiety, skryty za długimi brązowymi włosami, leżał sobie koszyczek niewidoczny dla nikogo, a zawierający w sobie kilka smakołyków. Jakieś lizaki, gruszkę, ugryzione już wcześniej jabłko czy ćwierć arbuza, a to wszystko po to, że nawet będąc senną zjawą miło było czasem poczuć smak jedzenia w ustach, szczególnie w tak spokojne dni, gdy chmury sunęły leniwie po szarym niebie, a drzewa nie grały na swych liściach żadnego koncertu. Gdyby nie to, że tak wspaniałej - i skromnej - personie nie wypadało krzyczeć, to Ariś krzyknęłaby głośno "NUDA!" i kto wie, czy nie przeturlałaby się po runie leśnym otaczającym jej kamienny tron z trzech stron. Może nawet znalazłaby jakiegoś grzybka? W zasadzie w grzybkach nigdy nie gustowała, lecz była to zawsze odmiana od owoców i lizaków - a tylko to zabrała ze sobą, gdy opuszczała tego przemiłego malarza, posprzątawszy uprzednio czerwień farb, którymi niechcący, przez potknięcie, wymalowała jego pokój.

Anonymous - 19 Kwiecień 2016, 18:32

Nic właściwie nie wskazywało że Ashe opuści swoją kryjówkę w głębi Malinowego Lasu. Od dawna sądziła że będzie stamtąd wychodzić tylko i wyłącznie by zapełnić swój korpus czymś zjadliwym. Niestety, czy też stety kobieta zmienną jest, co też doprowadziło, że spacerowała obecnie po obrzeżach z szkicownikiem w dłoni. Oglądała wszystko uważnie, na tyle ile pozwalał jej ogromny kaptur założony na głowę i przelewała na kartkę kolejne perypetie nowych postaci. Kiedy miała już zamykać swój drugi świat spostrzegła jakiś kształt w oddali. Co ciekawe, jedna z najbardziej aspołecznych Baśniopisarek w tutejszym świecie postanowiła podejść bliżej, i zaczerpnąć być może z tejże postaci jakąś inspirację. Schowała szkicownik do torby, następnie wyjmując z niej jabłko i ruszyła w miarę dziarskim jak na nią tempem (czyli ślimaczym sprintem) w stronę coraz to wyraźniej widzianej postaci przy okazji zapełniając żołądek fruktozą.
Kiedy podeszła bliżej, i widziała już wyraźniej kształt kogoś kto w ciągu kilku sekund uciekł z miejsca. As burknęła coś jak zwykle, sama do siebie i ruszyła dalej po ruinach wyrzucając ogryzek i sięgając znów po szkicownik. Tym razem na jego kartce jej dłoń namalowała piękny zamek, błyszczący z oddali złotem o zachodzie słońca. Na jego wierzy widoczna była bohaterka jej ostatnich rysunków- Blair wraz ze swym kocim towarzyszem.
Jej palce nie przestawały pracować, a głowę zaprzątały kolejne to sceny, stąd też przysiadła na ziemi zapominając o Bożym świecie i zagłębiając się w losy złotowłosej mieszkającej w jej umyśle. Dopiero po pewnym czasie podniosła głowę zauważając, że ucieczka siedzącej na kamieniu postaci była jej wyobrażeniem, a ta osoba nadal tam siedzi! Z tej też przyczyny kobieta na czworaka pokonała kolejne kilka metrów by przyjrzeć się kobiecie i wyszukać w niej coś, co może wykorzystać w swoich rysunkach.

Wena - 19 Kwiecień 2016, 21:44

- Co za ... - Wena przerwała myśl swoją w pół słowa, gdy zobaczyła, że dziwna osoba, która najpierw podeszła i pozwoliła wznieść się sennemu sercu, a później jakby nie widząc Aristide, poszła sobie gdzieś dalej, zajęta jest rysowaniem. - artystka? Przesłodka artystka! - różowe wargi oddaliły się od siebie na tę myśl. Królewna wpatrywała się, nie rozumiejąc dlaczego ta zbliża się do niej na czworaka. W pierwszej chwili Zjawie skojarzyło się to z niewolnikami, słyszała wiele o takich, choć nigdy nie miała okazji widzieć. Jednak czy oni chodzili w ten nieludzki i bardzo niepraktyczny sposób, który absorbował ręce, niwecząc całą ich użyteczność? Dzieci! Tak, one tak chodzą! Niezdolne są na tych swoich śmiesznych, krótkich nóżkach ustać i pochylają się to w przód, to w tył, a w końcu lądują na ziemi. Jednak ona była za duża - choć i tak bardzo niska - by można było ją uznać za dziecko. Na dodatek za staro wyglądała i miała włosy, które nie występują u niemowląt. I tak płynął czas, a Wena zastanawiała się kim jest ta kobieta. Może olśnił ją piękny wygląd księżniczki, jaką teraz była Zjawa? I czuła się niegodna stać przed nią wyprostowana. Nawet ukłon był zbyt grubiański! Ta myśl ogromnie spodobała się Aristide. W końcu przed małą kuleczką nikt nigdy nie padał na kolana! Musi częściej przybierać doniosłe formy.
Jej dłonie przeniosły się na kamień, a ona wyprostowała się i rzekła do dziewczyny:
- Przysłały Cię te ... - Chciała przez chwilę powiedzieć przeklęte, lecz to nie pasowało do królewny! - śmieszne krasnoludki? Opuścić ich na chwilę i myślą, że się zgubiłaś! Wstań dziecko.
Koszyk na jej kolanach był już dobrze widoczny, a wraz z nim wszystkie owoce. Kobieta siedziała teraz wyprostowana, patrząc na dziewczynkę, dziewczynę czy kobietę, skąd ma wiedzieć?

Anonymous - 20 Kwiecień 2016, 10:50

Kiedy na kolejnych kartkach jej szkicownika pojawiła się postać, którą obecnie widziała na żywo kobieta zadowolona przeniosła swój wzrok tylko i wyłącznie na nią. Była piękna, co tu ukrywać. Gdyby Ashe mogła być nią z pewnością rodzice nie wygonili by jej z domu. Lecz As taka nie była i mogła jedynie podziwiać piękną kobietę z zachwytem. Nasunęła więc bardziej kaptur kiedy dobiegł ją głos, prawie że, mrożąc krew w jej żyłach. Krasnoludki?! Dziecko?! No może i Ashe była drobną i niebywale niziutką osobą, ale któż mógłby pomyśleć że jest dzieckiem! Wstała więc zsuwając kaptur i prostując się tak by osiągnąć maksimum swojego wzrostu i podniosła wzrok na postać przez sobą. W tym momencie po raz pierwszy od wielu dni kobieta odezała się swym śpiewnym głosem do innej osoby:
-Nie znam żadnych krasnoludków i nie jestem dzieckiem!- na potwierdzenie, i zaakcentowanie swych słów tupnęła nogą. No bo jak można nie zauważyć jej czystko dorosłego wyglądy? Przecież widziała swe oblicze odbite od tafli jeziora, i wyglądała całkiem staro... a może to też jej się wydawało. Koniec końców sama już nie wiedziała, czy coś co widzi jest prawdziwe, czy też nie. Oczy i wyobraźnia coraz częściej płatały jej figle, tak jak przed chwilą, kiedy to wydawało jej się że owej kobiety nie ma, a jednak jest. Jeszcze raz skupiła się na wyglądzie tej jak sądziła, wyniosłej dziewuchy oglądając jej ciało od góry, do dołu. Była... znacznie wyższa. W końcu jej nogi starczyły by Ashe do talii jak nie dalej, do tego ta piękna suknia iii koszyk. Właśnie! Koszyk! Kiedy As zdała sobie sprawę, iż kobieta ma na swych kolanach jedzenie, jej brzuch mimowolnie dał o sobie znać. Nawet jeśli głodna teraz nie była, to za jakiś czas zdecydowanie mogła być, a takie rarytasy to byłaby uczta godna Króla. O ile wychudzoną, ignorowaną Ashe Sakutę można uznać za króla, a owoce za befsztyk z sosem z najlepszych, regionalnych produktów.

Wena - 20 Kwiecień 2016, 13:10

Zielone oczy Ariś uważnie obserwowały dziewczynę, gdy ta zajęła pozycję typową dla ludzi, gdy odważyła się tupnąć na nią nogą. Ze zdziwienia aż cofnęła lekko głowę - co trudno było dostrzec - i otworzyła swe usta jeszcze szerzej niż dotąd.
- Co za bezczelna mała idiotka! - Pomyślała sobie kobieta i zsunęła się ze swego kamienia stając na ścieżce prowadzącej do ruin, po czym wyciągnęła do niej swą dłoń, dając jej ostatnią szansę. Ręka zatrzymała się o kilka centymetrów przed Ashe zewnętrzną stroną ku górze i z palcami skierowanymi nieco do dołu. Jednocześnie z tym gestem powiedziała przemiłym głosem, uśmiechając się przy tym promiennie:
- Wybacz mi tę niegrzeczność słonko, możesz mi mówić Neige - Co czytamy Neż i co w języku francuskim znaczy tyle co śnieg, lecz w odróżnieniu od polskiego jest rodzaju żeńskiego. - i uwierz, krasnale potrafią być strasznie uciążliwe, szczególnie, gdy bez przerwy najmniejszej, dzień za dniem, się za Tobą kręcą.
Okazało się też, że spostrzegła jak dziewczyna patrzy zbyt nisko, miast na twarz swej rozmówczyni, to na trzymany na jej kolanach koszyk. Ten sam, który przed zejściem księżniczki z kamienia powędrował na kamień i który wciąż wypełniony był owocami. Właściwie pozostawiony został on na kamieniu i gdyby dziewczyna chciała zaryzykować mogłaby nawet wykraść kobiecie jedzenie, możliwe że skazując ją nawet na śmierć z głodu! Na razie jednak nie zwracała uwagi, a może właśnie domyślając się, że kobietka przed nią chętnie dorwałaby w swoje łapki jej owocowy koszyk, zostawiła go samego bez żadnej ochrony? W końcu choćby przez fakt, że kobieta miała na sobie długą do ziemi suknię, baśniopisarka miała pewną przewagę.
Oczywiście Wena liczyła, że pozna imię swej rozmówczyni, a może też dowie się co ta tutaj robi? I choć owszem,patrzyła w jej twarz, co chwilę zerkała na szkicownik, jakby chcąc ujrzeć co za twory wytworzyła, a może ocenić jak dobrą jest artystką o wyszukanym smaku?

Anonymous - 20 Kwiecień 2016, 16:58

Kiedy zobaczyła rękę kobiety wysuniętą lekko się zdziwiła. Zwykle inne osoby prędzej od niej odchodziły niż zbliżały jakąkolwiek swoją kończynę. Podniosła więc wzrok z koszyka i spojrzała w twarzy rozmówczyni delikatnie się uśmiechając, jak zwykle kiedy była zadowolona ze swojego tworu:
- J-jja jest-tem Ashe- wyjąkała uciekając wzrokiem. Jakże przemiła musiała być to osoba skoro chcę być z nią po imieniu. Dziewczyna znów spojrzała na kobietę i już deczko pewniej odparła- Pierwszy raz Cię tu widzę- sama deczko zdziwiona swoim zachowaniem zmrużyła oczy i spojrzała na swoje pantofelki. Tak dawno nic nie mówiła, że zapomniała wręcz jak brzmi jej głos w normalnym wydźwięku. Był delikatny, śpiewny. Kiedyś jak zapuszczała się częściej do miasta śpiewała dla dzieci, które zwykle po tym zasypiały. Mimo gwaru, mnóstwa ludzi one po prostu zaczynały ziewać, a im młodsze, tym szybciej uciekały do świata snów. A teraz, jej śpiewny głos odezwał się od innej osoby pierwszy raz od kilkunastu dni i to z pełną świadomością.

Wena - 21 Kwiecień 2016, 02:22

Na ustach królewny pojawił się delikatny i łagodny uśmiech, a jej oczy na chwilę skryły się za powiekami - na krótką ledwie chwilę, na jedno kiwnięcie głową. Za to w umyślnie Zjawy pojawiły się zupełnie inne myśli, które opisać można w zdaniu będących ich podsumowaniem:
- Ty mnie widzisz pierwszy raz! Ogarniaj!
Nie dała po sobie jednak poznać swojego nikczemnego stosunku do innych i jakże krytycznego nastawienia do rzeczywistości. Gdy ponownie spojrzała swymi zielony oczyma na dziewczynę, powiedziała tylko:
- Rzadko opuszczam dom. - I już miała coś innego powiedzieć. Otworzyła usta, lecz te tylko poruszyły się bezgłośnie jakby była rybą. Zamiast słów uśmiechnęła się i cofnąwszy się o krok do tyłu wskazała na koszyk z owocami i lizakami. Nie pytajcie mnie, nie pytajcie najlepiej nikogo dlaczego właśnie te dwa rodzaje produktów żywnościowych się weń znalazły. Może to chory umysł piszącego, a może jakieś ukryte przesłanie?
- Zechcesz może skosztować kilku pyszności, które z serca lasu, z miejsca gdzie mój dom, wzięłam by głód mi w wędrówce nie doskwierał. - I po tych słowach wróciła na kamień.
Usiadła na nim bokiem, tak że przed sobą miała koszyk. I myślała. Wyraźnie dało się dostrzec, że była zamyślona. Nie potrafiła po prostu pojąć co nie tak jest z jej delikatną rączką - w końcu nigdy nie była do niczego używana - że kobieta nie chciała jej podać swojej. Może bierze ją za jakąś krewną? Nielubianą ciocię? Tylko czemu wtedy się przedstawiała? Z tego całego zamyślenia Ariś spojrzała na swoją dłoń, tę samą, którą wyciągnęła, a która teraz spoczywała w drugiej jak dziecko w kołysce.
- Gdzie popełniłam błąd?



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group