To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Morze Łez - Przybrzeżny las

Iskra - 22 Maj 2014, 15:07

Gdyby wiedział, ile testów Iskra ma już za sobą, po prostu poprosiłby o wyniki, zamiast wyważać otwarte drzwi. Bez względu czego by chciał - na pewno ją pod tym kątem badali. I to nie oni byli bliscy wąchania kwiatków od dołu.

Stała nad nim, spięta, niemal drżąc że złości. Miała skomentować to, że po raz pierwszy od dawna jego wypowiedź trwała dłużej niż dwa zdania. Równocześnie zastanawiała się czy jest sens w czepianiu się szczegółów i jak najdosadniej zakpić o jego najwyraźniej krótkiej pamięci, jeśli sądził, że dług pytań bez odpowiedzi ogranicza się tylko do dzisiaj. Chciała zrobić przytyk, że stricte nie padła ani jedna prośba o pomoc. Uwagę jednak przykuło słowo, które nie gościło w bogatym słowniku Evy już od dawien dawna: uszczęśliwić.
Jak to szło? Chce ją uszczęśliwić, nawet wbrew jej woli? No po prostu musi to obejrzeć.
- Gdybym chciała Ci wydrapać oczy, już dawno wisiałyby na łańcuszku u mojej szyi jak dwa szmaragdy - poinformowała go, jakby komentowała las dookoła czy zapach sosnowych igieł.

Błyskawicznym ruchem trzepnęła go dłonią przez głowę, nieagresywnie, ale tak, żeby poczuł, i klapnęła na ziemię obok.
- Tak nie chcę. Nie zamierzam nic mówić, jeśli masz się tym później przejmować. Nie po to Kalina, Marek czy ojciec o niczym nie wiedzą, żebym miała jeszcze obciążać obcą osobę.
Spojrzała na niego w zadumie. Chciała- ..musiał odejść, dla własnego bezpieczeństwa, dla bezpieczeństwa Joanne. Nalegała, a jednak czuła dotkliwe kłucie w piersi za każdym razem, gdy myślała, że już go nie zobaczy.
- Prosisz? Szukasz samozagłady? Jesteś jeszcze lepszy niż ja; ja nie pragnę, a przychodzi. Albo jesteś niespełna rozumu albo nie zdajesz sobie nawet sprawy o co prosisz.

Anonymous - 22 Maj 2014, 20:33

Już wolał, kiedy czepiała się szczegółów, niżby stała tak, jak stoi, gotując się tak we wnętrzu. Pewnie dlatego, że nie byłaby dla niego takim znakiem zapytania, jakim jest teraz - już nawet nie zwracał uwagę na to, jak wielki jest ten znak zapytania...bo prawdę mówiąc, trochę go to przerażało - bo niby pokazała tą łagodną stronę, niby buchała złością, ale wciąż nie był pewny, czy może do końca uwierzyć w to, co widzi. Ale kiedy usłyszał jej odpowiedź, zaśmiał się cicho, jakby kompletnie zapomniał o zachowaniu jakiejkolwiek, autentycznej postawy. I kto tutaj był w rozsypce...?
Kiedy oberwał po głowie i usiadła, zaśmiał się jeszcze głośniej - jakby naprawdę zapomniał, o tym, co wcześniej się działo. Może naprawdę cierpiał na sklerozę? No i jeszcze te jej słowa - samozagłada, chcenie, przejmowanie się... przecież to wszystko oksymorony, jeżeli przeciwstawi się im miano Dumy. Zresztą.
- Oczy... Nawet gdyby kapała z nich jeszcze krew i tak nie odjęłyby ci uroku. Przynajmniej byłoby to jakieś ostrzeżenie przed tobą dla innych - i dla ich dobra - zaplótł słodycz z kolejnym niezbyt uprzejmym stwierdzeniem, po wypowiedzi zapominając także o uśmiechu... bo musiał się znowu bronić. Reszta jej wypowiedzi była już trudniejsza do przeskoczenia, ale na "nie" wzruszył ramionami. - I tak się dowiem. Ale nie powiem ci o tym, kiedy się dowiem.
Postawa godna siedmiolatka... Ale przynajmniej ją uprzedził, prawda? Cóż - był lunatykiem. Lubił kończyć swoje sprawy, lubił szukać, gromadzić informacje - naturalna kolej rzeczy. Instynkt i te sprawy... Bez słowa usiadł obok niej, po turecku, dalej na nią zerkając. Znowu musiał zebrać myśli i znowu musiał jej odpowiedzieć - westchnął. I uśmiechnął się szeroko.
- I naprawdę nie wiesz, która z tych opcji jest mi bardziej bliska? Och, no, nieważne. Zamiast tego mogę opowiedzieć ci coś o sobie - jaki szanowny, jaki łaskawy! A mieli się rozstać... jakoś wypadło mu to z głowy - o, znowu oznaka sklerozy.
A jednak!

Iskra - 24 Maj 2014, 10:56

Słysząc jego śmiech, obrzuciła jasnowłosego nieufnym spojrzeniem. Nie, żeby ten dźwięk się jej nie podobał.
Musi przestać myśleć w samych superlatywach. To zaburza percepcję i powoduje, że opuszcza gardę, co jest niedopuszczalne. Zdawała sobie sprawę, że jej zachowanie, a myśli już w ogóle... że daleko im było do spójności i logiki. Jednak niekoherencja... też ma jakiś urok, prawda? Jakiś.
Obdarzyła nieufnym spojrzeniem, a potem nie myślała, dlaczego nie zareagował na atak, na niemal otwarte pogróżki, czemu jego jedyną odpowiedzią był kolejny uśmiech… który mógł być równie dobrze tym samym rodzajem maski, który nosiła ona. Głupia. Ze wszech miar głupia.
- Coś nie za bardzo się boisz jednej czy drugiej groźby - stwierdziła ze śladowym niezadowoleniem.
Gdyby wiedział, że każdorazowo, gdy przyznawał jej, że potrafi być przerażająca, łechtał jej ego nawet bardziej niż pozostałymi - pomimo, że i tak jak na lekarstwo - komplementami! Bo musiała być.

Umościła się wygodniej, podciągając kolana pod brodę.
- Dowiedzieć się możesz - prychnęła. - Nawet możesz zobaczyć, ale bez historii to ma takie znaczenie jak inne moje blizny.
Dopiero teraz, z lekka uspokojona, rozejrzała się gdzie ich wywlókł.

Jaśminowe biele sączą się z gwiazd,
Uplecione drobnym pastelem koczują nad snem miast.
Może pilnują nas gdy tak zaglądają nam do powiek?
Jak żyją tego nawet nie ogarnia człowiek!

Nie bała się ciemności, ale nie przepadała za miejscami, których nie znała. Nie, fail. Nie przepadała za miejscami, których nie była pewna. Nieznane samo w sobie jest fascynujące.
- Czy ty w ogóle wiesz gdzie jesteśmy? - zapytała ze swoistym sobie, krzywym uśmiechem, który było widać tylko połowicznie z powodu otaczającej ich nocy.

Ziewnęła.
Nudziła się? Nudziła. Nudziła? Ano. A to źle. Znudzona Iskierka robiła się jeszcze bardziej nieprzewidywalna niż zwykle. Czy Duma nie pytał wcześniej o jakieś granice?
Wścieknięcie się było całkiem niezłym sposobem na zebranie się w kupę. A wścieknięcie przy/na/o/z powodu Dumy? Była pewna, że tak jak i poprzednim razem, kolejny epizod depresyjny odwlecze się i o nawet paręnaście dni.
Nie potrafiła przebywać w jednym miejscu, spokojnie, przez dłużej niż kilka minut. Nie w stanie podstawowym. Więc słysząc, że nieoczekiwanie sam zaproponował opowiedzenie jej czegoś o sobie, zerwała się na nogi, co było trochę podłe zważywszy, że właśnie usiadł.
- Super - uśmiechnęła się ku Dumie, tylko lekko powściągając entuzjazm - jeszcze pomyśli, że jej zależało.. - Ale przejdźmy się. Nie potrafię usiedzieć tak długo w jednym miejscu - powiedziała, wyciągając do niego rękę.

Anonymous - 24 Maj 2014, 19:42

Spoglądając na nią, uświadomił sobie, ze nie przypominała tych innych laleczek, z którymi przyszło mu się... zaprzyjaźniać. Wszystkie albo grały idiotki, dopiero później stając się nimi w istocie, a drugie jedynej umiejętności, jakiej się po nim spodziewały, było obijanie różnorakich mord - jedne najpierw starały się wybadać, które twarze są dla Dumy obijalne, inne od razu rzucały go na głęboką wodę... A on wcale nie był dobry w walce na pięści a starając się zachować coś, co powszechnie jest nazywane honorem i na pewno uczepiło się tyłka lunatyka, zdecydował się nie wyjmować broni. A taka Iskra... chociaż wątpił raczej w głębszą więź między nimi, była po prostu inna. wsadzała mu między oczy gwóźdź i starannie, młotkiem-słowem bez pardonu wpraszała się do jego głowy, nie do końca będąc tą panienką z samego początku ich znajomości. Nie. Teraz ewoluowała w tą Iskrę, wyszczekaną, ostrą, zdecydowaną, ale mimo wszystko... zaskakująco interesującą jak na osobę, która co nuż prychała, ziewała i skakała dookoła. Ale absolutnie mu to nie przeszkadzało - co z kolei przeszkadzało jemu. Kolejny konflikt interesów... moment, w którym będą się w stanie kompletnie, w całości dogadać... będzie na pewno legendarnym momentem - bo będą duże problemy z udowodnieniem tego.
Kiwnął lekko głową na jej stwierdzenie, jakoby nie chcąc rozwijać swojej wypowiedzi na ten temat. Zaraz o tym wspomni. Jeżeli mu pozwoli o tym wspomnieć. Kwestia przerażającej Evy... Może to ona będzie w stanie tłuc się z co ciekawszymi delikwentami? Oby... może gdybyś jakoś ją podpuścił, doprowadziłbyś do przyjaźni... Może byłaby w stanie być twoją tarczą?
Skończony idiota. Właściwie ta myśl jeszcze szybciej niż się pojawiła, zniknęła. Nawet dokończyć jej nie chciał - gdyby była z krainy Luster... gdyby była w stanie czytać mu w myślach... Nie. Już nawet nie chciał wyobrażać sobie, co by było, gdyby coś takiego się stało... Jednak Iskra wyglądała na normalną, ale szybko stwierdził, że on także jakoś specjalnie nie wygląda. Mogła być wszystkim, a on mógł łyknąć haczyk, nie bacząc na ostrzeżenia, które mu zaserwowała. Miała go zniszczyć. Niby jak...?
- Hej - każda blizna i bez historii jest wyjątkowa. Struktura, kolor, kształt... - wzruszył ramionami, najwidoczniej nie poddając się i nie ulegając jej tak łatwo - pomimo tego że czynił to bez większego przejęcia, bardziej zajęty oglądaniem jej ocząt.
Kiedy z kolei wytknęła mu niewiedzę, znowu parsknął śmiechem, mrużąc oczy i wstając sam - bez pomocy ręki Evy. Nie to, że nie chciał przyjąć jej pomocy, ale... Opierać się o nią? Jeszcze by nie złapała jego ręki i padłby jej do stóp. A to... byłaby bardzo niekomfortowa pozycja. Chociaż narratorka trochę zagięła czasoprzestrzeń, dopiero teraz Duma raczył skomentować nadpobudliwość towarzyszki. - To przez to, że cię niosłem. Gdybyś szła przynajmniej byś się zmęczyła i nie narzekała, a tak... Nie mam pojęcia gdzie jesteśmy. Odkryłem to właśnie... teraz. Niczym... Krzysztof Vespucci Amerykę.
Masz małe braki w wykształceniu, co?

Jakże teatralnie zaproponował ją wzięcie ją pod rękę, jakże dyskretnie zawracając spojrzeniem na jej dłoń. I ruszył - chyba niezbyt przejąwszy się skutkiem jego dżentelmeńskich zabiegów.
- Coś o mnie... Może to, że jestem Lunatykiem. To znaczy... rasowo, nie takim nocnym. Ale niewiele mam wspólnego z nimi, bo kiedy byłem mały... niejako straciłem kontakt z rodzicami. Chyba nawet sam się na to zgodziłem... Trafiłem do wspaniałej rodziny, skuszony tym, że trudnią się gangsterką - wiesz... pościgi, wybuchy, sława i pieniądze... Po prostu zniknąłem z domu i trafiłem do krainy Ludzi. Tam się wychowywałem. Właściwie nie wspominam tego aż tak źle, jak powinienem - szybko nauczyłem się strzelać, bardzo łatwo poszło mi też z wytrychem i z zamkami... Trudniłem się najpierw w drobnych kradzieżach, potem w lekkiej dealerce, ale szybko przestałem, bo ojciec... szef mi zabronił, potem zostałem przy włamaniach, które szły mi najlepiej. Oj... Szef traktował mnie jak współpracownika, nie jak syna czy podmiotem, którym koniecznie trzeba było się opiekować... Chyba nie było aż tak źle. Potem sam się wpakowałem w kłopoty i trafiłem tutaj - dalej się gubię w krainie Luster. I... powiedzmy, że to by było na tyle, Iskro. Po cichu liczę na odwet - od początku mówił cicho, nawet niezbyt dyskretnie rozglądając się dookoła, a trzymając się bliżej Evy - jakoby miał przekazywać jej informacje co najmniej najwyższej wagi, bez których cały świat nie rozpadnie się na kawałki.
Czasami żałował, że nie ma takiej siły.

Iskra - 25 Maj 2014, 22:55

Słucham zdecydowanie zbyt dużo muzyki. A na pewno pozostaję pod jej zbytnim wpływem, ostatkiem sił hamując się przed wklejaniem do każdego postu akuratnie psującego fragmentu piosenki lub wiersza, jak nieopatrznie uczyniłam to już dwukrotnie. Bo Drogi Stróżów Poranka pasują do tragikomedii życia Evy idealnie.
Wróćmy jednak do samej Iskierki, na chwilę jeszcze przed poderwaniem się na równe nogi i zaproponowaniem spaceru. Na zagadnięcie o blizny nie odpowiedziała - z jej strony kwestia została wyczerpana, a w takim świetle i tak za dużo nie zobaczy. Chociaż... nie mogła się powstrzymać, by nie mieć ostatniego słowa. Jak to baba.
- To twój fetysz? Jak mój wysokich mężczyzn? Czyli rozumiem, że tatuażem na moich plecach też będziesz niezdrowo zainteresowany?
Chichot. Taki niezidentyfikowany - ni to ponury, do wspomnień, ni to po prostu rozbawienia.

Wątpił we więź między nimi? Gdyby wiedziała, ucieszyłaby się, iż zdecydowała kryć przyciąganie do jego osoby. Bo chociaż zgadzała się z tytułowa bohaterką Siedmiu pożarów Mademoiselle, że woli kochać niż egoistycznie być kochaną, to jedynym czego nienawidziła prawie albo na równi z galimatiasem w jej życiu, to właśnie bycia odsłoniętym emocjonalnie. A może jedno wynikało z drugiego.
A co do tarczy.. Ach, roześmiałaby się głośno i szczerze, ale dźwięk bliższy byłby szaleńcowi na granicy. Bo pewnie, że by potrafiła. Tylko, że życie pokazało, że ona nie nadaje się do ochrony czegokolwiek. A zlecone, partoliła. Jak Joanne. Jak Kalinę. Jak własną psychikę.

Zazezowała ku niemu.
- Było mnie nie brać na ręce - parsknęła. Jak zwykle obracał milsze chwile w coś, za co chce się go po prostu, bez zastanowienia, w afekcie ubić. - Poza tym: ja nie narzekam; ja konstruktywnie krytykuję - rzuciła wyniosłym, pełnym nadmuchanego patosu tonem. Na koniec roześmiała się lekko, poprawiając łagodnie:
- Kolumb. Krzysztof Kolumb. Ale masz rację, Vespucci był lepszy. - Uśmiech. - Teraz już niemal mam pewność, że nie jesteś Człowiekiem jak ja. Albo, że nie byłeś normalnie wychowywany w Świecie Ludzi.

Zignorowanie jej wyciągniętej dłoni zbyła szyderczym uśmieszkiem, przełykając rozczarowanie. Chciała go po prostu złapać za rękę i tak pójść na spacer. Prosta aluzja. Albo miał problemy z odczytywaniem metafor, albo z interakcjami społecznymi, albo, ku czemu skłaniała się coraz bardziej, nie był zainteresowany.
Zaoferowane ramię przyjęła, układając dłoń w zgięciu jego łokcia. Wzdrygnęła się lekko, tak boleśnie znajoma była pozycja. Jeśli zauważył, przeprosiła tłumacząc, że wróciły wspomnienia.
A jakże. Przeklęty bal debiutantek, podczas którego siłą niemal została upchnięta u boku jakiegoś potomka Burbonów. Inna mnogość balów, z lub bez jej zgody. Silne, żylaste ramię taty. Dotyk wypielęgnowanych dłoni Kaliny. Uścisk słabiuteńkiej Joanne, wspierającej się na starszej siostrze.
Zamknęła oczy i westchnęła. A potem ruszyli.
W trakcie opowiadania jej oczy robiły się z pewnością większe i większe. Znaczy, raczej nie mógł tego widzieć, bo było ciemno choć oko wykol, co postanowiła skomentować pomiędzy jego a jej opowieścią, o tym jednak za chwilę.
- Nie wyglądasz na gangstera - stwierdziła, a w jej głosie słychać było wesołość wymieszaną z nutami niedowierzania. - Znaczy, może tamtym razem, ale teraz… Powinnam się bać samego środka lasu, ciemnej nocy i Ciebie? - spytała z uśmiechem.
Nie mieściło się jej to w głowie. Choć w zasadzie mało komu mieściło się w głowie, że od 5. roku życia Iskra trenowała sporty walki, ucząc się jak bronić i atakować; przy minimalnym wysiłku i pomyślunku - zabić.
Przy “kłopotach” i powrocie do Krainy przechyliła głowę. Nie była typem osoby, która pośpieszy altruistycznie na ratunek. Dość miała własnych kłopotów, żeby jeszcze nieproszonym pchać się w czyjeś. Była jednak dobrym słuchaczem i uważnym rozmówcą, dlatego zapytała neutralnie, nie oceniając. Nuż, widelec nie wpadło mu to do głowy?
- A rodzina? Jedna lub druga? Nie jest w stanie ci pomóc?

Nie można zapomnieć, że teren wokół jest nieporządny, najpewniej po przejściu jakiejś większej fali. Pełen więc gałęzi, gałązek, a także powalonych konarów, o hałdach piasku i zniszczonym poszyciu nie wspominając.
- Widzisz cokolwiek? Bo ja- - zaklęła szpetnie, potykając się. Przed upadkiem uchroniło ją trzymane ramię Dumy, choć mogła go z lekka pociągnąć w jakąś nieskoordynowaną stronę. - ...Bo ja ni-ni.

Gdy poprosił o odbicie piłeczki, o odsłonięcie fragmentu jej tajemnicy, gorączkowo zaczęła się zastanawiać o czym może mu powiedzieć; o czym, co nie zaingeruje w życie rodziny. Wreszcie uśmiechnęła się przewrotnie i zaczęła podawać informacje jak z metryczki:
- Jestem pół-Polką, pół-Francuzką, mam prawie 22 lata, studiuję dziennikarstwo, nie mam chłopaka, mierzę 165 centymetrów wzrostu, numer buta 35… - Gdy spojrzał na nią z pewnością jak na wariatkę, zaoponowała gwałtownie, poważnie: - Naprawdę można mieć tak małe stopy!
Parsknięcie śmiechem, mocniejszy nacisk na ramię mężczyzny.
- Nie mam pojęcia co mam ci o sobie opowiedzieć. Moje życie w niczym nie przypominało filmu akcji. - Nie miała pojęcia, co miałaby mu opowiedzieć, szczególnie teraz, gdy to z powodu rodziny miała taki, a nie inny nastrój?
- Dotąd mieszkałam z rodzicami - autorytarnym ojcem i matką, oschłą arystokratką - i młodszą - zdecydowanie za młoda i zbyt naiwną - siostrą na obrzeżach Paryża - w posiadłości, która usiłuje podtrzymać martwą już od dawna legendę linii Carax. - Wyjechałam do Anglii studiować. - Niekoniecznie z własnej woli. - Do Krainy Luster trafiłam przez znajomego - świetnego kucharza, Opętańca, nieumyślnego mordercę - u którego wynajmuję pokój. Szukałam jej, bo piszę pracę o fenomenie Krainy Luster. - I nadal nie mam ani materiałów, ani kontaktów, ani informacji, więc co miesięcznych raportów dla Ms. Palmer też nie mam z czego pisać. - Nie mam pojęcia co jeszcze - uśmiechnęła się. - Ale nie czytasz w myślach, prawda? Bo to by było nie fair!
Noc jest znacznie piękniejsza od dnia - tamten ma tylko jedno oko, ona - miliony.


[Ony esej jest dowodem na to, że nie mogę pisać pierwotnej wersji na papierze ^ ^"]

Anonymous - 27 Maj 2014, 20:21

Oczywiście Karina Luster nie byłaby Kraina Luster, gdyby takim pięknym momentom dzielenia się przeszłością nic by nie przeszkodziło. Mały deszczyk słonych łez, czy przebudzenie prastarej bestii. Jednak dzisiaj było spokojnie. Tutaj państwo pełni emocji poznają swoje dusze, a tamte 15 małych kapucynek przeżuwa kości kolorowego ptaka, którzy nieopacznie przysiadł na piasku. Miał wątpliwą przyjemność dowiedzieć się, jak to jest, gdy noga odrywana jest bez znieczulenia przez łapę z przeciwstawnym kciukiem. Nie miał też okazji zastanowić się nad skalą bólu, ponieważ silne szczęki kłapnęły pozbawiając go głowy. Biedactwo.
Od czasu wzmianki o Kolumbie, Iskra i Duma mogli usłyszec szczękanie zębami, czy wrogie pomruki niszczące harmonię szumu fal. Mogli to uznac za naturalne odgłosy zwierząt, nikt nie powiedział, że muszą zwiastowac jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Tym bardziej, że pogrążeni we wspomnieniach i przeżywaniu nowej znajomości prawdopodobnie nie zwracali dużej uwagi na zaburzenia harmonii dźwięków.
Tymczasem jeden z Pokuciów, który nie był usatysfakcjonowany mizernymi ptasimi kośćmi wypełnionymi powietrzem. Tym bardziej, że dostał ich tylko dwie i to ze skrzydeł. Zaczął węszyc, ale słony zapach morza przytłumił jego zmysł węchu. Jednak został jej jeszcze słuch. Ktoś się potknął i wydał z siebie dźwięk. Ten ktoś może miec kości. I włosy. Małpka zachichotała, jak to tylko zmutowane małpki potrafię i kiwnęła na kilku swoich towarzyszy. Cztery pokucie dołączyły do niej i ruszyły cichutko w stronę odgłosów. Zwykle atakują razem. Ale na widok rudych włosów, które mignęły im w oddali jeszcze zanim zobaczyły całą postac z krzykiem popędziły w jej kierunku. Gdy reszta Pokuciów zauważyła, że na horyzoncie pojawił się smaczny kąsek pobiegła za nimi.
Hałasu już nie dało się nie usłyszec. Między jego pierwszą piątką Pokuciów a parą odległośc wynosi 100 metrów i cały czas się zmniejsza. Pozostałe 10 jest opóźnione o kilka minut, więc mają o 25 m więcej do przebycia. Oblicz, w którym momencie Pokucie dopadną rude włosy Iskierki oraz piękne kości Dumy. To już nie było zadanie matematyczne. To był moment, w którym para musiała podjąc decyzję: uciekac? Stanąc do walki? Zatańczyc walca? Czy może fokstrota?

Iskra - 31 Maj 2014, 15:56

Okazuje się, że to znów moja kolej na odpisywanie, bo Duma z powodu natłoku obowiązków poprosił o pominięcie go w fabule. Także ujmuję tylko to, co przekazał: że mężczyzna po zauważeniu zwierzątek bez słowa złapał rękę Iskry i pociągnął do szaleńczego biegu.
Chciała usłyszeć odpowiedź o kłopotach. Chciała mu powiedzieć, że jej bardziej podoba się "Eva". Chciała dłużej trzymać to ciepłe ramię i potykać się w nieskończoność. Chciała go zapytać i zaklinała go w myślach, żeby wiedział co ich ściga.
Jednak jedyne co czuła to stalowy uścisk Dumy na nadgarstku, o który po raz pierwszy się nie gniewała. Przeskakiwał pnie, których ona nie widziała i schylał się pod gałęziami, które długimi palcami przeczesywały jej włosy, ale to tylko dlatego, że była znacznie niższa. Od pewnego czasu spacerowali pod górkę, teraz w trakcie biegu jeszcze wyraźniej było czuć, że teren powoli, ale nieubłaganie wznosi się coraz bardziej.

Las gęstniał, wcale nie pomagając w ucieczce. Mało co było widać podczas takiej gonitwy - oczy miały problem ze skupieniem na zamazanych pędem drzewach i poszyciu, nie dziw więc, że nie dojrzały kolejnego niebezpieczeństwa - dopiero gdy jasnowłosy zacząć gwałtownie zsuwać się z nagle opadającego zbocza, puszczając rękę towarzyszki, by i jej nie pociągnąć za sobą.
Eva zatrzymała się z poślizgiem, nieomal wypadając w ślad za mężczyzną. Wnętrze dłoni użytej do zatrzymania się na grubym pniu sosny paliło, jednak bardziej paliło gardło od krzyczenia imienia zielonookiego.
Zniknął w ciemności. Niemal bezgłośnie, jeśli nie liczyć kruszonych gałęzi i obsuwającej się ziemi. Tak jak prosił:

Duma [zt]

Przecież nic mu nie będzie. Zadba o siebie. Znów ta urocza maniera martwienia się o bliskich, gdy to jej groziło niebezpieczeństwo. Odwróciła się w kierunku nadciągających małpek, odsuwając zupełnie od skarpy, tak, by przy pierwszym ataku nie polecieć za Dumą. No, przynajmniej wszystkie zatrzymają się przy niej. Co ona gada! To wcale nie jest dobra wiadomość! Niemniej, nie wiedziała w jakim stanie obecnie jest mężczyzna. Niechże się zatrzymają na niej.

Większym problemem było to, że nie miała pojęcia z czym przyjdzie się jej zmierzyć. Nie podobały jej się wrzaski za plecami i gdyby nie Duma, osobiście zostałaby tam i stawiła im czoła od razu. Cóż.
Pierwszą myślą było i jest, że to kolejne bestie Krainy. Nie wiedziała jak niebezpieczne są, jednak jeśli Lunatyk począł uciekać, zaczęła zakładać ten gorszy scenariusz. Ściągnęła z szyi długą apaszkę i owinęła jej końcami dłonie - zawsze lubiła walczyć niekonwencjonalnie. Stanęła w rozkroku i czekała, bo nie wątpiła, że dwójka tak sprawnych biegaczy jak oni zdołała oddalić się od małpek wystarczająco, by uciec. Cóż, przeszkody architektoniczne.
I to były magiczne zwierzaki, tylko, niebożę, nie wiedziała, że to mało przyjazne, lubujące się w mięsku magiczne zwierzaki.

Anonymous - 2 Czerwiec 2014, 18:56

Hałas, jaki powodowały małpki wypłoszył kilka ptaków z drzew, które równie głośno opuściły swoje bezpieczne lub nie mieszkanka i wzbiły się ku niebu z furkotem skrzydeł. Podobnie Duma, tylko zamiast ku niebu wzbił się ku ziemi. Cichutko i nawet bez większych obrażeń. Upadł na nogi, jednak o razu się przewrócił. Przez parę tygodni o upadku będzie mu przypominał siniak na lewym udzie i ból w kolanie, które troszkę się nadwyrężyło. Ale co to dla Lunatyka, kulec przez jakiś czas i miec spowolnione ruchy.
Małpki chętnie by za nim poleciały. W końcu po przemianie zachowały przeciwstawne kciuki i skakanie po porośniętych urwiskach było dla nich proste, jak czaszka z ząbkami, na którą miały ochotę. Pierwsza chmara chciała rzucic się od razu na Iskrę, ale gdy ta odskoczyła rozważały rzucenie się za świeżym tropem mężczyzny. Najszybszy Pokuc próbował zatrzymac się na krawędzi, ale jego kolega wpadł na niego z impetem i oboje polecieli w dół. Za Dumą. Ale do niego nie trafili. Małpki złapały za jedną z gałęzi i próbowały wrócic do stada. Iskierka miała na jakiś czas o dwa stworki mniej do pobicia.
Pozostałe trzy Pokucie z pierwszej serii skręciły w stronę rudowłosej panny. Oj, apaszka nie będzie dobra do obrony, chociaż pierwszego Pokucia jakoś zatrzymała. Chciał unieruchomic swoją przyszłą ofiarę raną w brzuch, lecz słaby wzrok sprawił, że nie zauważył prostej przeszkody. Kłapnął zębami tuż przed brzuchem Evy, ale zamiast wbic ząbki w mięsko, zahaczył o materiał. Odskoczył na bok i zaczął fukac i pluc nitkami, które oplątały mu jego kochane ząbki. Przez chwilę będzie tak siedział, można go kopnąc. Chyba, że Iskra zdecyduje zrobic coś innego, bo już kolejny Pokuc zamierza się na jej nogę, drugi szykuje atak pazurami na jej śliczną czaszkę, a w polu widzenia już ukazują się pozostałe, opóźnione Pokucie.


Duma w następnym pisanym poście ma zadane obrażenia na 2 sesje.

Iskra - 2 Czerwiec 2014, 21:10

Wszystko działo się szybko, bardzo szybko. Iskra dawno nie walczyła, nawet sparringi judo z Markiem ostatnio zostały zarzucone, bo przyjaciel w pierwszej kolejności chciał się zająć odnalezioną Belindą. Nie winiła go. Gdy zobaczyła, że w miejscu, w którym dopiero co stała pojawia się małpka - teraz widziała je wyraźniej, choć i tak było kiepsko, głównie nasłuchiwała - a potem razem z drugą, która na nią wpadła, poturlały się gwałtownie w kierunku gdzie spadł Duma, jej krzyk nie był tym z najcichszych. Jednak nie czas na to - musiała bronić samej siebie.

Szybkie są, skubańce. Myślała, że ma więcej czasu.
Kłapnięcie zębów przy samym ciele wywołało kolejny ochrypły okrzyk, tym razem jednak bardziej zaskoczenia. Nie sądziła, że jest w takim niebezpieczeństwie. Cholera. Koniec zabawy.
Kąt widzenia natychmiastowo poszerzony przez zastrzyk adrenaliny wyłapał kolejne zagrożenia: jedno na poziomie oczu, drugie w pobliżu nogi. Błyskawicznie schwyciła za tylną nogę siedzącego przed nią, zajętego sobą i chustką zwierzaka, i z pewnością wieloletniego sportowca, którym była, cisnęła małpiszonem w tamtego, który zamierzał się na jej głowę. To było prawie jak powrót do miotania oszczepem. Z tego też powodu o celność się nie martwiła.
Bestia "od kończyny", która z pewnością zaatakowała, gdy Iskra zdawała się być rozproszona jej towarzyszkami, winna nadziać się na kopnięcie lub kolano - w zależności od szybkości zwierzaka - wyprowadzone płynnym ruchem bezpośrednio z rzutu małpką. Głupio by było, gdyby ktoś trenujący sporty walki od dzieciaka nie ogarnął dwóch przeciwników naraz.

Ujęto, że małpki po prostu rzucają się na swoich przeciwników z kłami lub pazurami, przyjmuję więc, że tor ich skoku/ataku jest linią prostą i jest niezmienny, chyba, że zdołają po drodze za coś złapać.

Jej ruchy robiły się coraz sprawniejsze, przypominając sobie odruchy wypracowywane godzinami treningów; umysł poznawał ten dreszczyk emocji powodowany kopem adrenalinowym i głodem zwycięstwa; zmysły wyostrzały się, nie chcąc zawieść po raz pierwszy.
To już nie była ta sama Iskra co przed paroma chwilami, krzycząca ze strachu o mężczyznę, złoszcząca się o porwaną chustkę.
Gdy sama jeszcze trenowałam karate, sensei któregoś razu stwierdził, że ćwiczone od małego dziecko jako dorosły będzie już wyśmienitym zabójcą.
To była ta Iskra.

Miejsce pełne było połamanych konarów i gałęzi, rzuciła się więc w kierunku długiego, w miarę prostego drąga, który szczęśliwie zauważyła. Zawsze to pomoc, szczególnie jeśli ma się mierzyć ze szczękami o sile zgniatarki do złomu i ostrymi pazurami.
Cofnięcie pod drzewo; czuła pod plecami jego szorstką korę. Mocniejsze uchwycenie nadal jeszcze wilgotnej od rosy? morskiej fali? broni i już nasłuchiwała kolejnych, na razie nadchodzących od frontu, przeciwników.
Jeśli metaliczny zapach, który czuła wokół nich to faktycznie smród krwi, nie chciała dać kapucynkom możliwości podejścia bliżej niż na odległość tego kija.

Anonymous - 3 Czerwiec 2014, 18:19

Ojej, ofiara rusza się sprawniej niż Pokuc myślał! To by mogło przemknąc przez głowę małpki, która dostała drugą małpką w głowę, gdyby tylko miała tak rozwinięty móżdżek. Oba stworki były ogłuszone nie tylko przez zdziwienie, ale również przez celny cios Iskry. Ich czaszki stuknęły o siebie z hukiem i przez kolejne parę minut będą leżały na ziemi. Pięknie! Postuluję o wprowadzenie rzutu małpką na olimpiadę i obsadzeniu Evy jako reprezentacji Krainy Luster. Gwarantowane złoto, nagrody i dwie małpki za służących.

Podobnie drugi dostał równie celnie butem w niezbyt piękną twarz. Małpi ząb zahaczył o podeszwę, przez co chwilę stworzonko dyndało na balerinach dziewoi. Musiało to niezmiernie zabawnie wyglądac, bo jakiś zbłąkany chochlik drzewny zachichotał głośno, ale zaraz uciekł, gdy usłyszał kolejne małpki. Wszystko trwało bardzo krótki, bo bucik zsunął się ze stopy Evy. Teraz ten mutant zajął się wyciąganiem buta z baleriny z buzi, więc można odwrócic od nich uwagę. Ale nie może nie zwracac uwagi na brak bucika, och. Taki nic, ale czasem może byc nieprzyjemne. Chociaż może właśnie to pomoże wyczuc drgania ziemi wywołane przez nadbiegające małpki. Albo przypomni czasy treningów jeszcze wyraźniej.

Kolejne dziesiątka zbliżyła się do Iskry, na szczęścia ona już miała swój kij obronny i stała pewnie na nogach. Pierwszy skoczył na jej rękę. Bardzo łatwo można go odtrącic kijem. Drugi na nogę. Również można go łatwo odrzucic. Trzeci i czwarty zamachnęły się pazurami na brzuch. Piąty zobaczył małego motylka i chciał sprawdzic, czy ma kości. Niestety, nie miał, ale chwilę chłopakowi to zajęło. Szósty wskoczył na sąsiednie drzewo i chciał załapac w skoku piękne, rude włosy. Jak on miał na nie ochotę! Skoczy zaraz po kolegach celujących w brzuch, wtedy będzie mu łatwiej. Pozostałe cztery Pokucie były jeszcze kilka skoków dalej, ale już niedługo i one dopadną biednej panny. Ale może będzie miała szansę na jeszcze jeden ruch?

Iskra - 3 Czerwiec 2014, 21:16

Kurna. Nikt nie przygotowywał jej, że napastnicy będą tak mikrego rozmiaru. Problemem staje się tu możliwość, a raczej jej brak, do zadania szybkiego pchnięcia, które spowoduje gorsze uszkodzenia. Dobra, nie ma co się rozwodzić. Pozostaje płask gałęzi i kopnięcia, gdy stworki już się zbliżą. I dobijanie ostrym końcem konara, gdy tylko nadarzy się taka możliwość. Zadrżała niemal zauważalnie.

Akcja z baleriną była niespodziewana. Jednak dzięki temu była już pewna, że jak najbardziej chce unikać tych ząbków. Kolejny zajęty sobą zwierzak. Czyżby te małpki nie były za bystre? Niemal słyszała jakiś (nie)stosowny komentarz Dumy.
Wykorzystując okazję zrobiła wykalkulowany zamach i poprawiła bestię drugą nogą, tą w bucie. Nieco słabiej, bo z niewiodącej kończyny, jednak automatycznie wyważyła tak, by technika zrekompensowała. Dążyła tym do znokautowania, chociażby przez uderzenie małego ciałka o jakiś uprzejmy pień. Albo wykopanie go za skarpę. I naprawdę bolesny upadek.
Starała się, by każdy ruch był "czysty", jednak wybierała te najprostsze i do każdego używała większości swojej siły - tu się punkty zyskuje nie za ładne techniki, a za skuteczność. To wszystko jeszcze przed chwyceniem kija.

Szybki rekonesans: dwie małpki nieprzytomne, ta kopnięta coś, dwie jak na razie za skarpą i... chmara przed nią. Jakby kora drzewa zaczęła nagle trochę bardziej drapać.

Miała rozumieć, że jeszcze chwila i one tak zaraz naraz, wszystkie w jednej chwili? Cholercia. Ale... jeśli w jednej chwili skoczyły i na rękę i na nogę i na korpus, to znaczy, że nie ma potrzeby dzielić reakcji na trzy.
Wiedziona instynktem rzuciła się do przodu, przetaczając pod nimi w genialnym w swej prostocie przewrocie w przód, w tym samym momencie gdy tylko zauważyła ruch kapucynek w swoim kierunku. Potem natychmiast zerwała się na równe nogi i zdzieliła kijem pierwszego zobaczonego zwierzaka. A może tego, który niespodziewanie rzucił się z drzewa? A może szczęście było po jej stronie i któraś małpeczka "od brzuszka" wpadła zupełnym przypadkiem w pień, w który przed chwilą niemal wtulała się Eva? To byłaby wielka strata. Dla kapucynek.

Zmełła w ustach kolejne przekleństwo, słysząc małpie krzyki za plecami. Błyskawicznie ustawiła się bokiem do obu grup, przywierając plecami do kolejnego pnia i próbując ogarnąć położenie każdego zwierzęcia. Być może lepszą opcją było unieszkodliwić te, które mogła i zarobić ranę, a nie mierzyć się teraz z dwóch frontów.. Co Ty głupia gadasz, z raną szarpaną w samym środku brzucha dość ciężko się chodzi, pamiętasz jeszcze? Ale przecież.. Widzisz, to Ty jesteś głupia.
Zmełła, bo dama nie powinna się krzywić, a co dopiero wyrażać niestosownie.
Gdyby matka mogła ją teraz zobaczyć.
Sosnowe igły i drobne gałązki nadal uwierały ją w kark po przetoczeniu się przez barki chroniącym głowę. Musiała też uważać na lewą nogę, wszak bez baleriny była boso. Trzeba jednak przyznać - bez tej całej adrenaliny krążącej jej w żyłach zamiast krwi nie wydarłbyś tego z ust rudej nawet siłą - że upór matki, iż mańkut nie jest normalnym człowiekiem i zmuszanie do używania prawej ręki sprawiło, że obecnie Eva obiema posługuje się równie sprawnie.
Chwyciła "swoją" gałąź i nasłuchiwała.

Anonymous - 4 Czerwiec 2014, 22:18

Jak to mówią, mały przeciwnik jest groźniejszy od dużego, bo dużego widac, a małego nie. Jednak małepczki jeszcze było słychac, jeżeli się nie starały, co jakoś mogło ułatwic sprawę.

Kolejne kopnięcie wyrzuciło balerinę i kilka zębów z pyszczka Pokucia. Biedactwo, żadna go już nie pokocha. Chociaż, co on się przejmuje, przecież Pokucie nie rozmnażają się płciowo. Ale trochę miłości by mu się przydało. Los zrekompensował mu to mocnym przytulasem od drzewa, na które wysłała go Iskra odrzucając jego zaloty. Tak się zakochał, że został już u stóp nowej kochanki z lekkim wstrząsem mózgu. Już cała pierwsza seria została ukarana za swoją popędliwośc. Wszystkie pięc było chwilowo nieobecne. Teraz zostało tylko dziecięc. Czaszka z zębem. No bo nie kaszka z mleczkiem.

Ciekawe, czy ruchy Pokuciów tak samo szokują Evę, jak jej popisy mnie i małpki. Chociaż nie, one już kiedyś walczyły z innymi człekokształtnymi i wiedziały, że nie wiedziały co im zmieniło mózg w maszynę unikającą. Rzeczywiście, małpka od nogi dostała kijem w plecy, co nieco pogruchotało jej kręgosłup. Stworki, które chciały powalic ją upływem krwi z rany brzusznej owszem, zdziwiły się nagłym zniknięciem, ale nie walnęły w drzewo. Takiego szczęścia nie ma. Może i tylko ich mamusia zachowała spryt odpowiadający człekokształtnym, ale nie ubyło im nic ze zwierzęcej zdolności łażenia po drzewach. Obie uczepiły się kory i już szykowały się do kolejnego skoku. Natomiast małpka, która jako pierwsza miała drzewny pomysł, dopięła swego. W momencie, w którym Eva była na ziemi, Pokuc skoczył. W momencie, w którym Eva wstawała, Pokuc kłapnął ostrymi zębami na dyndający kucyk. Iskra już nie musi wydawac na fryzjera na podcięcie końcówek. Właśnie, niczym ostrymi nożycami albo dłonią Nożycorękich, została ich pozbawiona. A mała kapucynka była tak szczęśliwa, że uciekła na pobliskie drzewo ze swoją zdobyczą. Tyle jej na razie wystarczy.

Tymczasem dotarły pozostałe cztery małpki. Jedna wskoczyła na ramiona drugiej, odbiła się i celowała w głowę dziewczyny. Służąca za skocznię kapucynka celowała w nogę. Kolejna pędziła za nią, a ostatnia gdzieś zniknęła. Okrążyła całą gromadę i zaczęła wspinac się na drzewo, przy którym stała Iskra. Również chciała się załapac na włosy, ale to zależy, czy strategia Evy zakłada pozostanie na miejscu, czy też nie. Mniej więcej między Pokuciem od głowy, a Pokuciem od nogi wystartowały już znajome brzuszne Pokucie. Chciały zdobyc tym razem rękę pięknej białogłowej.


Brak jednego buta, strata końcówek włosów.

Iskra - 5 Czerwiec 2014, 18:24

Dziwię się dziwiącym małpkom, że Eva za wszelką cenę próbuje unikać bezpośredniego kontaktu. Ona też by się im dziwiła, gdyby wiedziała.
Pomimo wielowitaminowej odżywki nakładanej zgodnie z zaleceniami jej paznokcie nie mogły się równać ze zmutowanymi pazurami tamtych. Mimo codziennego szczotkowania białe ząbki nie są tak mocne i ostre jak igły w paszczach Pokuciów. Bez względu na inteligencję i zwinność czy wyszkolenie, jej ciało jest równie miękkie i łatwe do rozdarcia co zwykłych ludzi. A jeśli wszechobecna woń krwi miała skłonić do refleksji, iż zwierzątka już coś (kogoś?) z Krainy Luster upolowały, to prawdopodobnie nie jest dziwne, że dziewczę nie chce walczyć w zwarciu.
Zdawała sobie oczywiście sprawę, że za minutę czy dwie stworki mogą ogarnąć schemat jej ruchów i już musiała myśleć o nowej taktyce, jednak na razie priorytetem było co innego.

Zdejmowanie małpki po małpce było zajęciem długotrwałym i jeśli ta zabawa w wyniszczanie będzie trwała, to nie małpki mające przewagę liczebną padną pierwsze. Szczególnie, że Iskra nie miała żadnej pewności, iż nieprzytomne zwierzęta nie pobudzą się w najmniej odpowiednim momencie.
Okrzyk, który wydarł się jej z ust po tym, jak w zasięgu wzroku nagle pojawiła się kapucynka i zeżarła jej parę centymetrów kucyka, nie był okrzykiem bojowym.
Dlatego też mimo sprzyjających okoliczności nie próbowała nawet odeprzeć ataku małpek, a rzuciła się płasko w stronę mniej więcej tych czterech nieprzytomnych oraz przestrzeni skąd nic (jaką miała nadzieję!) nie nadciągało. Równocześnie zaczynając skok zamachnęła się długim kijem na pierwszego stworka, celującego w jej głowę.

Manewr miał być ucieczką, a nie technicznym majstersztykiem, dlatego przetoczyła się mało elegancko po ziemi i po zerwaniu na nogi zaraz skoczyła ku wyeliminowanym wcześniej z walki zwierzętom. Fakt, że czarne spodnie obrane były w miliony chyba igieł, a katana z pewnością będzie potrzebowała prania zacznie się liczyć potem, jak już przeżyje.
Zadrżała i ostrym krańcem gałęzi jęła dobijać małpki. Jeśli leżały na brzuszku to celowała w środek pleców, by uszkodzić jak najbardziej malutkie organy wewnętrzne, jeśli zaś pyszczkiem do góry - uderzała w oko, przebijając się do mózgu. Metodyczne, oszczędne ruchy połączone z obserwacją kolejnego ataku. Pchała, dopóki nie poczuła oporu lub nie usłyszała wilgotnego cmoknięcia dającego znać, że właśnie przebiła się do ziemi. Nie płakała, bo przez załzawione oczy niewiele widać.

Anonymous - 6 Czerwiec 2014, 21:56

Małpki zwykle spotykały się z ucieczką, krzykami, ewentualnie z bohaterami z pustym sercem. Ci byli najzabawniejsi. Chcieli rzucic się na Pokucie heroicznie poświęcając swoje życie albo pokazac, że są niezniszczalni. Nieśmiertelni. Najsilniejsi. A tu guzik. A raczej brak kości. Niewiele ludzko-wyglądających stworzeń z instynktem samozachowawczym widziały w swoim krótkim życiu. A to rude jeszcze się broni! Ucieka! Tak sprytnie, bo nie na oślep! Każde ich jedzenie wykazywało się jakąś formą walki o zachowanie tkanki kostnej w nienaruszonym stanie, ale zwykle było nieco łatwiej je przygwoździc całą gromadą. Czuły już instynktownie, że ludzka dziewczyna będzie ich. Tylko kiedy. I czy do tego czasu to ona nie zabije ich wszystkich. Pokucie nie myślały o tym, czy mają przewagę, czy nie. Chciały tylko coś zjeśc. A że akurat był to człowiek, to nie ich wina.

Dobrze, że osobniki, w których stronę Iskra skoczyła była już nieprzytomne. Gdy tylko w tej chwili któryś z nich odzyskał świadomośc chapnąłby ostrymi ząbkami w strone najbliższą - w stronę stopy dziewczyny. Ale wszystko działo się szybko, jeszcze kilka minut ich ciałka potrzebują do regeneracji. Na pewno nie pomogła im w tym okładanie kijem. Chociaż skończyło to cierpienia czterech małpek w dośc drastyczny sposób... Te cztery truchła już tam zostaną. Jeżeli Iskra wyjdzie z tego cało może je jeszcze poglądac, może coś przy nich znajdzie, oprócz krwi, piór poprzedniego posiłku i igieł wplatanych w futerko.

Pozostało jeszcze dziewięc Pokuciów i dwa wspinające się po skarpie. Już były nieco zirytowane, że tylko jednej z nich udało się zdobyc coś na ząb. Osiem Pokució rzuciło się w strone Iskry. Jednak ona cały czas bacznie obserwowała, więc zdołała umknąc pierwszym czterem, może nawet je uderzyła kijem. Nawet nie musiała myślec skąd nadciągają kolejne stworzenia. Była to po prostu jedna wielka chmara futra. W takim ataku sprawiały wrażenie ogromnego goryla, a nie małej, zmutowanej kapucynki. Kolejne cztery jednak miało więcej szczęścia. Rude włosy po raz kolejny nieco ucierpiały za sprawą ostrych ząbków jednej z nich. Kolejnej udało się drasnąc lewą łydkę pazurem. Nie na tyle głęboko by rana zaczęła krwawic, ale na pewno na tyle, by jeszcze bardziej przerazic Iskrę. Dwie następne chciały powtórzyc swój manewr z podrzuceniem kompana w powietrze. Tym razem wyszło im lepiej. Iskra zajęta pozostałymi małpkami, raną na nodze, czy może refleksjami nad przemijaniem nie zdołała się obronic przed ostrymi ząbkami zatapiającymi się na opuszku małego palca prawej ręki. O tyle los sprzyjał dziewczynie, że ostre siekacze dziwnym trafem nie przebiły odżywionych paznokci. Dwa zęby wbiły się tylko od spodu. Nie było satysfakcjonujące dla Pokucia, wyjątkowo nieudany chaps, nie odciął nawet kości. Ale może to zaraz zrobic. Jeżeli Eva szybko coś zrobi, zdoła go zrzucic, ale rozszarpie sobie przy tym opuszek. Jednak czym jest opuszek, który będzie można uleczyc za pomocą magii, a kośc paliczka?


Lekkie skaleczenie na lewej łydce, strata niewielkiej kępki włosów, Pokuc dyndający na małym palcu prawej ręki.

Iskra - 13 Czerwiec 2014, 14:12

Światełkiem w tym tunelu rozpaczy było, że wszystkie kapucynki rzuciły się na nią w jednym momencie. Niech żyje ironia, ale sytuacja wybitnie niesprzyjająca niczemu dawała jej choć jedną przewagę - wreszcie nie musiała się skupiać na rozmieszczeniu małpek w przestrzeni i myśleniu, czy skok w tamtą stronę nie pośle jej w jeszcze większą grupkę zwierząt.

Gdy natarły pierwsze cztery, odskoczyła w bok, zdzielając jeszcze ciosem z pełnego możliwego zamachu zwierzę z brzegu. Z poślizgiem zatrzymała się pod kolejnymi drzewami i pozwoliła sobie na skrzywienie, gdy bosa stopa przejechała po jakiejś gałązce.
A potem kolejne małpki jakby połączyły nie tylko ciała, ale i rozumki, i po raz pierwszy zrobiły coś, na co nie potrafiła nic poradzić: zaatakowały idealnie równocześnie.
Uchyliła się natychmiast przed tą zmierzającą prosto w jej głowę, tak, że poczuła tylko szarpnięcie i prawdopodobnie kolejny ubytek włosów, jednak z powodu chronienia twarzy nie było czasu na odparcie ataku innych. Wspomniana przemknęła jej z przeszywająco bliskim świstem koło ucha, następna zahaczyła o nogę, rozrywając spodnie i przecinając skórę, jednak Eva struchlała dopiero wtedy, gdy równocześnie poczuła ukłucie bólu w prawej ręce. Zaczepiona o mały palec kapucynka nie napawała optymizmem.

Iskrze pozostało jeszcze tyle zimnej krwi, że w jednym momencie puściła z lewej ręki kij i chwyciła zwierzątko za grzbiet, odrywając je - a głównie jego zęby - od dłoni. Następnie poszła za ciosem i rzuciła gwałtownie małpką tam, skąd przybyła, czyli akurat w tamtą kapucynkę, która robiła za żywą katapultę. Następnie, ponownie wiedziona instynktem, przypadła w kucki w miejscu, gdzie upuściła "swoją" gałąź i, mocno ją ściskając, czekała na kolejnych agresorów.
Jedyną myślą było, czy jej serce bije tak mocno, bo zamierza z powodu tych akrobacji po prostu wyskoczyć z piersi, czy buntuje się przeciw ogromnej ilości adrenaliny i zaraz stanie, mówiąc w ten sposób dobitnie "a radź sobie sama". A poza tym to w zasadzie brak jakichkolwiek konstruktywnych myśli.
Rozdarty opuszek palił i rwał, a cieknąca ciemnym strumyczkiem krew napełniała powietrze wokół niej tym wstrętnym zapachem rdzy, choć na zdrowy chłopski rozum nie powinna móc tego wyczuć. Wszystko skończyłoby się jednak znacznie gorzej gdyby spróbowała strzepnąć małpkę jak w pierwszym momencie zamierzała - prawdopodobnie igiełki zacisnęłyby się na jej palcu chociażby dlatego, że strząsana małpka poczułaby się zagrożona i bez oparcia. Także... nie rozpaczała.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group