To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Śnieżna Pustynia - Chatka świętego Mikołaja

Lux - 4 Lipiec 2014, 18:23

Event teraz jest w dwóch miejscach, tutaj macie tematy:

Iskra

Sonia i Mori

Iskra - 2 Styczeń 2015, 15:50

Wiatr hulał jej we włosach, pęd wyciskał dech z piersi, a widoki nie pozwalały zamknąć oczu choć i tak prawie nic nie wiedziała: łzawiły od tej szybkości jak nigdy. Kochała latać, kochała czuć tę wolność, więc dlaczego podróżowała z tak ciężkim sercem, dlaczego trzewia jakby zawiązały się jej w supeł godny sprawnego żeglarza? Więcej: przecież żyła, i żyła tamta dziewczynka - nadal przed oczami ma jej wdzięczność pomieszaną z przerażeniem, gdy wciśniętą w dłoń fioleczkę podrzuciła wysoko, wysoko; tak, by dosięgnął jej smok - czemu więc wcale nie czuje się jak zwycięzca?
W trakcie lotu założyła na powrót kurtkę i komin - coraz niższa temperatura zmusiła ją w końcu do naciągnięcia na uszy i zielonej czapki. Sądziła, że teraz spróbują zdobyć drugi składnik - choć nie miała pojęcia, czy ma to jakikolwiek sens skoro i tak jednego, przez nią!, będzie brakować - ale gdy w oddali zobaczyła charakterystyczną chatkę św. Mikołaja, pomyślała sobie: game over.

Gdy wylądowali w stajniach, nie skierowała się prosto do wnętrza domku, a powędrowała za reniferem, jakby jak najbardziej chcąc opóźnić moment, w którym stanie przed Mikołajem jak karcona uczennica, którą już od dawna nie jest.
A potem nagle się wyprostowała i zbyt zielone oczy przybrały stanowczy wyraz.
Nie będzie się wstydzić tego, że chciała - i uratowała! - życie. Faktycznie mało ekonomiczne było poświęcenie szczęścia wielu, wielu dzieci w zamian za życie dziewczynki, które tamta sama chciała ofiarować, jednak nasza Iskra już ma takie dziwne problemy moralne.
- Jakoś sobie poradzimy, nie, słodki? - spytała (no idiotycznie, sami powiedzcie) renifera, pociągając nosem. A potem do głowy przyszedł jej jeden z chyba najgłupszych pomysłów ever. Nie, nie zamierzała go skopać jak już kiedyś ktoś sugerował.
Przykucnęła przed zwierzęciem i pokazała mu wyciągniętą z plecaka pustą, korkowaną fiolkę.
- A może Ty byś zapłakał? - spytała. - Nie czujesz może przerażenia, że to smoczysko o mało co nie zeżarło ciebie, mnie i tej dziewczynki? Albo żalu za swoją słodką opiekunką, bo chyba wszyscy już myśleliśmy, że już po niej? Ewentualnie możesz zacząć płakać ze śmiechu nad moją głupotą - mruknęła na koniec do renifera, zupełnie zrezygnowana, i westchnęła ciężko. - Myślisz, że tym dzieciakom będzie bardzo smutno, jeśli nie dostaną prezentów? - Zaśmiała się bez śladu wesołości. - No pewnie, że będzie. Przeraźliwie smutno.
Z marnym, raczej, skutkiem co do produkcji Łez ruszyła, by wejść do chatki. Tam z kolei oczekiwała na Mikołaja i burę, zastanawiając się czy istnieją słowa, którymi mogłaby przeprosić.

Anonymous - 16 Styczeń 2015, 20:19

Jechali w ciszy. Tak, nawet ona była cicho.
Siedziała, marząc tylko o tym, by dać to cholerstwo, załatwić resztę składników i wrócić do swojej pieczary.
Bo co się tak właściwie stało?
Po tym jak Morii zadecydował wiedziała, że musi się zgodzić. On już podjął decyzje, a gdyby ona podjęła inną, nie tylko on byłby zły, że go ciągnęła bez potrzeby, zawiodła by mikołaja, a co najważniejsze- inne dzieci. On był w stanie oddać to wspomnienie, więc ona też musiała.
Ale. To wspomnienie?
No właśnie. Ona mówiła o wspomnieniu spotkania z Morim, a jego najwyraźniej nie było tym wspomnieniem.
Sonia znów poczuła ukucie w sercu. Mimo że to przecież było logiczne, poczuła się trochę źle z tym, co powiedział.
Uspokój się. Twoim wspomnieniem też pewnie jest ten moment- pomyślała i zgodziła się.
Głupia.
Jednak gorzej jest nie wiedzieć niż wiedzieć. Wiedza daje możliwość przygotowania się. A teraz? Została bez wspomnienia.
Ale było już za późno. Mieli to. Marzenie. Czy było tego warte?
Sonia nie wiedziała. Czuła pustkę. Wiedziała, że tam coś było, bo wiedziała, jakie wspomnienie zostało jej zabrane. Ale nic nie potrafiła sobie przypomnieć. Nic.
Zerknęła kątem oka na brata, który najwidoczniej miał taki sam nijaki humor jak ona.
Ciekawe, jakie on wspomnienie oddał, co? - powiedziała sama do siebie. Po czym prychnęła dodając, że i tak na tym wygrał, bo on przynajmniej pamięta, jak się spotkali.
Ale nie przyzna mu się.
Oczywiście, że mu się nie przyzna. Żeby co, pewnie wyśmiał albo skwitował jedną ze swoich mądrości, jaka to Sonia jest głupiutka, tak? O nie.
Będzie siedziała cicho. Przeszuka wszystkie księgi, notesy, pamiętniki, może coś znajdzie. Ale jemu się nie przyzna. W końcu liczy się tylko to, że mają to, czego potrzebowali.
Prawda?
Jakimś dziwnym trafem podróż minęła im szybciej w tę stronę niż w drugą. Może to i nawet lepiej, zawsze bliżej końca.
W końcu więc dojechali do chatki. Sonia obrzuciła tylko wzrokiem chatkę, Moriego i renifery, a potem ruszyła szybciej do chatki niosąc Marzenie (jakkolwiek ono wygląda), jakoś nie zwracając uwagi na to, że Mori i tak dopiero schodził z renifera.
Weszła do chatki i zaczęła ściągać z siebie wszystkie te czapki i płaszcze. Robiła to powoli, na pierwszy rzut oka spokojnie, ale bystre oko dostrzeże że w ruchach tych, choć spokojnych, było trochę złości. Rozebrała się i ruszyła do salonu. Tam siedziała już Eva.
Świetnie, człowiek uwinął się szybciej- pomyślała, ale dostrzegła, że nic nie ma. Czyżby dała już potrzeby składnik Mikołajowi? A może go nie zdobyła?
Nie chciała o tym myśleć. To jej problem.
Usiadła na kanapie. Najdalej od wszystkich, jak się tylko da.

Anonymous - 25 Styczeń 2015, 16:05

Może jeszcze się spotkacie. Jakież idiotyczne podejście. Znikające jedno wspomnienie nie powoduje przecież lawinowego zniknięcia kolejnych. Cóż za idiota wymyślił taki straszak? Jedno jest jednak pewne - w życiu więcej nie posłucha dziwów, które wydzierają go z porządnego snu i każą pomóc mitologicznej istocie. Znaczy może gdyby to była Śmierć to inaczej by do tego podszedł, ale proszę ja was... Mikołaj. I to w... o bogowie, lepiej nie myśleć jak on wyglądał.
I do tego jechali obok siebie w milczeniu. Tak beznadziejnie. To nie powinno się tak skończyć. A jakby tak oddać to pieprzone marzenie i zażądać zwrotu "kosztów" i odstawienia do domu? Nie pisał się na taki idiotyzm. Więc może faktycznie by spróbować...? Tak. Ale najpierw przekonać do tego siostrę.
Ale jego siostra była ewidentnie zła. Tak po kobiecemu. I po ludzku. I po prostu w jej stylu zła na niego i na siebie i zdaje się, że być może na coś jeszcze... Może nie powinien decydować za nią? Mniejsza, co się stało już się nie odstanie i trzeba się z tego wykręcić jakoś inaczej.

Człowiek już był. I co z tego? To, że jego siostrze się to chyba nie spodobało. To nic, inaczej trzeba to załatwić. I nie ważne, jak daleko od niego chciała usiąść on i tak usiadł tuż koło niej. No bo w końcu chciał zamienić kilka słów zanim... ten obrzydliwy staruch w rajtuzach... tu przyjdzie. A przyjdzie na pewno. Ale nie rozwódźmy się nad różnorakością epitetów jakimi można by go obrzucić. Po prostu nie. Choć w sumie nie ważne jak grzeczny by Mori nie był pewnie i tak dostanie ostatecznie rózgę, hehehe... Albo jak zwykle nic. No bo przecież do tej pory nie wierzył w tego świętoszka, więc dlaczego miałoby się to zmienić w momencie gdy już ma wiedzę? Przecież wiedza to nie to samo co wiara.
- Zawsze możemy oddać mu to coś i zażądać, by zwrócił nam nasze wspomnienia, albo nici z wymiany - mruknął na tyle cicho do siostry, by nie usłyszała tego ta kobieta. - A właściwie to jakie wspomnienie jest twoim najszczęśliwszym...? - spytał mając na uwadze słowa, że wspomnienie zniknie po przebudzeniu, więc pewnie jeszcze je mają.

Anonymous - 10 Luty 2015, 19:31


Wszyscy dotarli na miejsce... powiedzmy. Gdy ich misja się zaczynała było ich pięciu. Do samego końca dotrwała trójka najdzielniejszych ludzi. Ich trójka została rozdzielona do wykonania zadań - zaledwie dwóch z listy św. Mikołaja. Ale on rozumiał, że nie wszyscy byli w stanie podołać tym zadaniom. Nawet wiedział, że ktoś może z tej misji nie wrócić. Ale czekał cierpliwie, w tym samym salonie gdzie wszystko się zaczęło. Nadal pachniało w nim kakao i piernikami, a pani Mikołajowa już robiła przybyszkom po gorącej czekoladzie.
- Witajcie z powrotem. Jest mi niezmiernie miło, że wróciliście. I niezmiernie przykro, że nie wszystkim się to udało - powiedział święty, a na jego twarzy pojawił się smutek. Ale nie wyglądał on za prawdziwie. Wręcz biło od niego sztucznością. - Dziękuję, że wyruszyliście dla mnie na misję. Widzę, że część z was ma dla mnie to, co prosiłem... a część nie. Przyznam szczerze, że się tego spodziewałem. - Mikołaj westchnął ciężko i wbił wzrok w Iskrę. - Powiedz mi, skarbieńku, czemu nie masz łez renifera? - Następnie zwrócił się w stronę Moriego. - Mori... wyglądasz na rozumnego chłopaka. Powiedz mi, dlaczego zdecydowałeś za siostrę? Czyżbyś się nie liczył z jej zdaniem? A może wspomnienie o niej nie jest wystarczająco dla Ciebie ważne? - Na samym końcu spojrzał na Sonię. Było mu jej żal. Był jednak w stanie temu zaradzić, ale to potem. Na samym końcu. Mikołaj na razie cierpliwie czekał, aż uzyska odpowiedzi.

Iskra - 11 Luty 2015, 23:17

Merde, tak po prostu, nie chcąc się bawić w jakieś obcojęzyczne dla Evki epitety i przekleństwa.
Siedziała na kanapie już chwilę, nim do salonu wkroczyła mała Baśniopisarka i nawet jeśli przez swoje czarne jak herbata yunnan myśli nie zauważyła sztywności ruchów dziewczynki, nie dało się przeoczyć posłanego jej ponurego spojrzenia i wybrania miejsca jak najdalej od rudej. Dobra, to nie było dziwne. Dziwaczne było, że nie zaczekała na swojego uroczego, przesłodkiego bliźniaka. A to raczej on zdawał się wieść prym w ich duo, pomimo większej otwartości i gadatliwości… Sonii. Przecież się przedstawili - nawet skrzydlaty przyjemniaczek.
Gdy Iskra - choć nie było w niej w tej chwili nic z żadnej z iskier: tych płomiennych czy elektrycznych, dominowała raczej rezygnacja i matowe spojrzenie - a nawet ciężko opisać co robiła. Zdarzyło się wam kiedyś zawieść osobę, która położyła w was nadzieję, pewna, że zadanie zostanie wykonane? Która patrzyła ci w oczy z ufnością, bo ty na pewno dasz z tym radę? A Eva zawiodła już zbyt dużą grupkę ludzi w swoim króciutkim życiu.
W tej chwili powrócił… Mori. Wprawdzie imiona nie definiowały ludzi i około-ludzi, jednak pomagały uszeregować i oznaczyć konkretne jednostki. Tak, powinna wysłać raport. Tak, pewnie w takim właśnie tonie.

Fakt, że dziewczynka przyszła szybciej, a dopiero potem dołączył do niej Opętany i zaczął fafluchtać jej na ucho, można wytłumaczyć tym, że Baśniopisarka trzymała w rękach Marzenie. Zaciekawienie pomieszane z podskórnym wrażeniem, że pomiędzy rodzeństwem jest coś w rodzaju napięcia, pomnożone przez unoszący się korzenny, świąteczny aromat prawie przysłoniło myśli, że ona sama zawiodła. Prawie.
A potem pojawił się Mikołaj i wszystko - dosłownie wszystko z tej nieszczęsnej wyprawy - powróciło w migawkach. Gdy jeszcze walnął jej wymówkę - w momentach samoagresji i epizodach depresyjnych naprawdę nietrudno było, by Eva raczej zwykły komentarz odebrała jako atak - zakropioną tym protekcjonalnym skarbeńkiem, coś w niej pękło. Gdy święty przeszedł płynnie do winy Moriego z zaskoczeniem odnotowała, że faktycznie coś się między bliźniętami popsuło, ale nie pozwoliła chłopcu na ani słowo, wcięła się jeszcze w trakcie smutnego spojrzenia na Sonię.
Szczególnie, że teraz, dzięki rodzeństwu, miała dodatkowe argumenty, a gniew spopielił jej poczucie winy i wyostrzył pozostałe niezgodności.

- Bien, czemu nie mam Łez? Bo w drodze napadł na mnie i na opiekunkę reniferów jebany smok! Ja rozumiem, że to Smocza Góra, ale kto wpadł na pomysł, żeby założyć tam farmę reniferów? Gad postawił ultimatum: Łzy albo opiekunka. I ta głupia dziewucha chciała się poświęcić! - Ruda aż skoczyła na równe nogi. - Wcisnęła mi fiolkę i kazała uciekać - stwierdziła wzburzona, robiąc kilka kroków ku brodatemu dziadkowi - ale więcej pożytku będziesz miał z żywej opiekunki, prawda? Reniferów masz na pęczki - właśnie dzięki niej.
Coś jej nie grało w mimice i zachowaniu starca i pierwszym odruchem było ukrycie faktycznego motywu uratowania tamtej dziewczynki: że miała ludzki, humanitarny odruch, który nie pozwolił jej poświęcić młodziutkiego - no dobra, kto ją tam wie, ale szlachetnego i na pewno potrzebnego - życia w zamian za flaszkę z płynem ustrojowym. Reniferów na pęczki. Nawet może jednego skopać, jeśli zajdzie potrzeba. A jeśli jest taki wszechwiedzący, to prawdziwy powód będzie znał, n'est-ce pas? Co prowadziło logicznie do:
- Jednego nie rozumiem - odparowała, robiąc ku Mikołajowi kolejny kroczek: jeszcze nie wkroczyła w jego przestrzeń osobistą, ale tak blisko do świętego z ich piątki nie podszedł jeszcze nikt. Luzacko wsadziła ręce do tylnych kieszeni jeansów, do których przełożyła zawartość z kieszeni kurtki, i wyjęła prawą ręką błyszczyk. - Skoro wiesz, co zrobili oni - machnęła dłonią z okrągłym puzderkiem w stronę dzieciaków - po co przepytujesz i mnie? Przecież równie dobrze wiesz co się stało przy tej pieprzonej Górze.
A przynajmniej powinieneś.
Gdy rozpoczął swoją tyradę Opętany - ooo, w to nie wątpiła: dyktatorski typ źle znosi porażki, słyszeliście przed chwilą Evkę - cofnęła się o krok, ale nie zmieniła pozycji.

Anonymous - 12 Luty 2015, 17:19

Siedziała w ciszy, przymykając oczy, chcąc, a raczej próbując, odciąć się od wszystkiego co ją otacza. Od otoczenia, korzennego zapachu, rudej Evy, Moriego.. po prostu bytować przez krótką chwilę sama, jednocześnie będąc w tłumie.
Czasami tłum jest łaskawy- płynie niczym rzeka, nie niepokojąc wędrowca- to wędrowiec gdy chce, podejdzie do rzeki.
A czasami tłum jest agresywny, rozpycha się i atakuje, chcąc cię skutecznie wyrwać z równowagi.
Nawet jeśli w tłumie są dwie, góra trzy osoby.
Otworzyła powoli oczy, kątem oka śledząc ruch dobrze znanej sobie sylwetki, która na nieszczęście postanowiła zaszczycić swą obecnością Sonię.
Czy to już ten moment? Mogę wyciągać szampana?
Nie nawiązała kontaktu wzrokowego. Miała nadzieję że po prostu w ciszy przeczekają na przyjście Mikołaja, oddadzą mu to Błyszczące Ustrojstwo i ewakuują się do domu. A w przypadku Sonii- do Wieży. Niestety jednak Mori postanowił, że jak ona nie gada, to on zacznie.
Długo siedziała cicho, patrząc się w ziemię, udając jakoby jego słowa wlatywały jednym uchem, a wylatywały drugim. Widzenie swojego odbicia to było w tym momencie ostatnia rzecz, jaką chciała widzieć.
- Do jasnej cholery, Mori, tu nie chodzi o samo wspomnienie- powiedziała przez zaciśnięte zęby. Jak głośno? Akurat ją to najmniej obchodziło. Człowiek też mógł to słyszeć. I Mikołaj, Mikołajowa, cała świta długouszastych. I tak pewnie zaraz głośność jej wypowiedzi diametralnie zmieni się na większą.
Wtedy to może nawet ta wiedźma spod kamienia ją usłyszy? I świętej pamięci Mateczka w Niebie?
Westchnęła tylko. Oczywiście że nie chodziło tylko o wspomnienie, choć utrata tego wspomnienia była dość dla niej bolesna. Ale przebolałaby. Przygotowałaby się na to. Wzięła kilka wdechów, wydmuchała trochę powietrza i podjęła podobną decyzję co Mori.
Bolało ją to że dla niego najwyraźniej nie miała zbyt wielkiego znaczenia. Była nikim. A przynajmniej nie kimś, kogo mógł by się zapytać ,,co o tym sądzi'' lub czy się zgadza.
Przecież sam powiedział że lepiej byłoby, gdyby umiała coś innego. Była kimś innym.
Może twoim klonem? Bo bliźniakiem już jestem i ci się nie podoba.
Na drugie pytanie też długo nie dawała odpowiedzi. Mógł uznać, że myśli które to. Ale ona myślała po prostu co mu odpowiedzieć. Nie powie mu przecież, w momencie gdy jej stan bliższy jest kobiecie z okresem niż słodkiej, młodszej siostrze, że jej najwspanialszym marzeniem jest spotkanie go.
Spotkanie jedynej, poza sobą żywej osoby ze swojego rodu. Jedynej osoby, która jest z tobą szczerze powiązana. Nie jest lunatykiem który na litość przygarnął bachora zabitej znajomej.
Jest bratem. Bliźniakiem. O którego istnieniu nie wiedziało się aż do momentu spotkania.
Pamiętne spotkanie. Którego ona nie pamięta.
- Nie wiem - powiedziała tylko, a w jej głosie, choć na pierwszy rzut... ucha wydawał się przepełniony goryczą, na drugi okazywał się być dobrze zamaskowaną złością i wyrzutem, które wydźwiękiem w jej ustach tak naprawdę brzmią tak samo.
Lecz w tym momencie ktoś się postanowił włączyć. I nie mam ty na myśli jeszcze Mikołaja.
Brutus na jej słowa gwałtownie podniósł głowę, spojrzał na nią, na swojego właściciela, a potem znów na nią, głośno szczekając.
Nie kilkakrotnie, a raz. Raz, dość agresywnie, który rozniósł się po całym domu. A potem jeszcze seria cichutkich warknięć.
Cholera.
I dopiero teraz przyszedł gwóźdź programu.
Czekaj, czy on właśnie powiedział, że nie wszystkim się udało?
Spojrzała na rudą homo sapiens. Wszystko się zgadzało, nic nie miała przy sobie. A to ci dopiero. Ciekawe, co ona miała poświęcić, i czemu tego nie zrobiła?
Przysłuchała się temu, co powiedział Mikołaj, i temu, z czym zaraz potem wyskoczyła ruda. Więc miała poświęcić czyjeś życie...?
Cóż, osoby wprawione raczej nie powinny mieć z tym problemu. Dlatego nie dziwiła się że człowiek tak postąpił. W końcu był człowiekiem, i miał ludzkie odruchy.
Czy ona postąpiła by tak samo? Chyba nie. Nie pierwszy i nie ostatni raz w końcu.
Tylko jak Eva zwróciła uwagę na to, że Mikołaj wiedział, co się działo, tak Sonia z jego słów wyłapała że już zapraszając nas wiedział, jak to się skończy. I wiedział, że jedni poświęcą siebie, a drudzy nie poświęcą życia innych.
Czyli to był Konkurs na Najszlachetniejszego Roku?
Oj Mikołaju, wybrałeś sobie championów do konkursu. Okultystyczna Gatunkistka, Narcystyczno- Złowrogi Naukowiec i Tylko Człowiek.
Doprawdy, nasze serca są czyste jak toalety na stacjach benzynowych. Tylko jedne trochę bardziej a jedne trochę mniej.
Żadne z nas nie jest idealne - pomyślała Sonia. Cała sytuacja coraz to bardziej ją denerwowała. Nie była już nawet pewna, czy to przez bliźniaka, człowieka, czy Mikołaja.
Ale co miała zrobić, zrobiła. Więc albo gnajcie ją na kolejną misję albo wyślijcie do domu.
Najlepiej samą.

Anonymous - 12 Luty 2015, 22:48

Nie żeby coś, ale się starał. Serio się starał, choć dzisiejszy dzień był co najmniej beznadziejny. I zapisze się w jego pamięci jako jeden z tych znienawidzonych dni, gdzie stało się coś idiotycznego. Na przykład gdy puściły mu nerwy i ktoś ucierpiał w sposób niezamierzony... Bo to, że ktoś cierpiał z jego ręki to norma. Jednak gdy cierpiał współpracownik, lub - cuda dziwy i wianki - ktoś bliski, to już normalne nie jest. Ba, jest nawet irytujące, bo wymaga później co najmniej tłumaczenia się.
I co to znaczy, że to nie tylko o wspomnienie chodzi?!
Zacisnął mocno ręce na siedzeniu zamykając przy tym oczy. Cholera jasna. Dżuma. Ebola nawet! Przecież decydował za siebie! Tak właśnie było, podjął decyzję za siebie, nie za nich oboje. Czy tu już tak bardzo jego wina, że jego siostra odznaczała się niekiedy żenującą tępotą? I co, i teraz będzie mu mieć za złe, że to on zdecydował za nią, tak? Miło! Bardzo, bardzo miło.
Wdech i wydech, wdech i wydech. Pamiętaj co cię uczyli - zdobycie całego wyposażenia laboratorium może nie jest zbyt trudne, ale na pewno wymaga czasu. Jeśli rozwalisz wszystko co jest pod ręką przez dłuższy czas nie będziesz mieć zajęcia, które da ci satysfakcję. Chyba nie chcesz iść do przedszkola, prawda, Mori?
Nie wie a Brutus szczeka. Wredne, przytulaśne, kolorowe psisko z pewnymi właściwościami. Przypałętało się takie i jak się okazało, miało własne super-moce. Według słów Soni chyba nawet przydatne. Tak, więc co jego siostrunia mówiła? Ah, tak - potrafi przejrzeć czyjeś słowa. Oczywiście nie powiedziała tego tak, ale to nie o to tu chodziło. Chodziło o to, że Sonia KŁAMAŁA. Prosto w twarz. Swojemu bratu. Bliźniakowi, z którym dzieliła swoje emocje poprzez blaszkę zmartwienia. Cóż za wredne, wredne stworzenie.
Mori położył rękę na głowie czworonoga uspokajając go, by więcej nie warczał. Psisko popatrzyło na niego smutnym spojrzeniem, za co prawie otrzymało smutny uśmiech. Prawie. Ostatecznie żadne mięśnie twarzy Moriego nie drgnęły. Poczochrał Brutusa lekko po głowie, samym spojrzeniem starając się powiedzieć "już w porządku, rozumiem", po czym popatrzył na Sonię.
- Czyli... - zdążył powiedzieć zanim do pokoju wszedł dziwny grubas w CIELISTYCH kalesonach.
No pięknie. A już zaczynał się uspokajać.

Popatrzmy na to całkiem z boku. Oto kolejna osoba wmawia mu, że zapomnienie o spotkaniu równa się zapomnieniu o Soni całkowicie. Całkowicie, całkowicie, bez możliwości odwołań i wymazanie z głowy wszystkich innych wspomnień dotyczących tego jedynego akceptowalnego skrawka uśmiechu w jego życiu. To doprawdy maksymalizacja patosu z minimalizacją logiki. Kto to do cholery wymyślił?
I patrząc na to dalej... Cóż, skoro twierdziła tak mała dziewczynka i ten dziadol też tak twierdzi... To więc oni są w zmowie. I się albo kontaktowali albo są w stałym kontakcie.
Łajdaki.
Podsumowując: zostali wysłani w całkowicie bezsensowną misję... Właściwie po co? By, no nie wiem, sprawdzić jak mają się relacje między nimi? Zburzyć te relacje? Udowodnić, że skurwysyn jest skurwysynem nawet dla swojej siostry? Przecież to bezsens. I po to wyciągali go z ciepłego łóżka i wpakowali w śnieżną pustynię? Szczerze dziękuję, za taką wybitną przygodę.

Gdy Iskra skończyła swoją wypowiedź - którą zostawmy w tym momencie bez komentarza, gdyż odczucia Moriego co do jej postawy były dość podobne do Soniowych - chłopak podniósł się powoli z miejsca gdzie siedział. Powstrzymywał się przed natychmiastowym wypruciem flaków temu grubasowi tylko dlatego, że zakodował sobie w głowie, że przebicie się przez taką warstwę tłuszczu (opakowanego w kalesony) nie jest czymś, czego w tej chwili pragnie.
Wdech, wydech, wdech, wydech. Jak u kobiety przy porodzie. Tylko w tym momencie to będzie co najwyżej poród ton jadu i ucieleśnionej wściekłości, o ile do tego dopuści.
- Przypuśćmy, choć na chwilę przypuśćmy, że zachowanie Soni przy tamtej dziewczynce było dowodem na pokładane przez nią zaufanie w mojej osobie - zaczął nawet dość spokojnie, ale czuć było, że najgorsze dopiero się zbliża. - Ale doprawdy, tylko przypuśćmy. Wtedy by się okazało, że jesteśmy cudownym rodzeństwem bez skazy na charakterze, prawda? Tacy cudowni i uroczy, kochający się i wiedzący, że cokolwiek zrobi to drugie to to pierwsze to zaakceptuje bez słowa sprzeciwu. Z tym, że tak nie jest, nie było i nigdy nie będzie. Panie drogi pedo... - Mori odkaszlnął przysłaniając przy tym usta dłonią i chlastają się za to w myślach. Ups, nie to słowo. - Drogi Mikołaju, jestem przekonany, że wiesz, z KIM masz do czynienia. Jestem pewien, że nie jesteś na tyle GŁUPI by sądzić, że TAKIE istoty jakie wybrałeś, z TAKIM życiem i TAKIMI zawodami po prostu nie będą tak dobre, jakby się na pierwszy rzut oka mogło wydawać. No i kto do cholery niby powiedział, że to ja zdecydowałem? Sonia też poniekąd zdecydowała w momencie, gdy nie wyraziła sprzeciwu. Równie dobrze tylko ja mogłem oddać wspomnienie. Nie miałbym jej tego za złe, bo wiem, jaką jest osobą. Radosną. Taką, która ostatecznie raduje się nawet z najgorszych przeżyć, jeśli miały one dobre zakończenie. Więc do cholery, bądźże dobrym, miłym starym dziadem, a nie cholerycznym chujem z zawyżonym ego, i oddaj jej wspomnienie o naszym pierwszym spotkaniu, bo ja wiem, że to TY je masz, i nie ma opcji, żeby było inaczej. I nawet nie wyjeżdżaj z tym swoim melodramatycznym tonem w stylu "jam dobry starszy papa Mikołaj, który się zasmucił, że dziecko przestało w niego wierzyć, bo mu tak ktoś powiedział" bo my wszyscy tutaj już WIEMY, że taki nie jesteś.
Pod koniec wręcz dyszał ze zdenerwowania. Wylał z siebie całą falę wściekłości i uwypuklonej logiki, mocno wszystko gestykulując i dźgając powietrze przy każdej nadarzającej się okazji. Oto przed państwem ucieleśnienie wściekłości, nienawiści i pokręconego altruizmu Moriego. Tak, altruizmu. Proszę zauważyć, że ani razu nie wspomniał o sobie, swoich potrzebach, swoich działaniach. Znaczy wspominał, ale wiedząc, że Mikołaj wie, przypominał mu, że on do cholery jest skurwysynem zarzynającym "niewinne" istotki dla MORII. Ale nie powiedział tego wprost. Miejmy nadzieję, że Mikołaj to jednak domyślna istota i wyczyta z wzroku Moriego całą, niedopowiedzianą resztę. No wiecie, tą o tym, że Mikołaj wygląda jak pedofil z budki za rogiem, który postanowił spróbować zabawić się z młodocianym psychopatą i takie tam.

Anonymous - 13 Luty 2015, 17:59

Wszyscy krzyczeli.
Nie chcesz krzyczeć Soniu. Nie chcesz, i oni też nie chcą słyszeć jak krzyczysz. Jej krzyki bowiem bliższe są Banshee niż człowiekowi.
Oddychała spokojnie, chcąc się uspokoić. Teraz nie była pewna czy jest mocno zdenerwowana, czy załamana wszystkim wokół. Chyba miesza się to w niej jak w kotle.
Mori podniósł się i zaczął swoją tyradę. Co jak co, może nie należy do gadatliwych, ale jak on jednak dostanie słowotoku, to nie ma polityka nad niego w przemowach.
Zdziwiło ją to że brat ani raz nie wspomniał o sobie jako takim, ale to ona była głównym tematem. I mimo tego co mówił, coś w niej pękło.
Teraz pora na jej tyradę.
Jako jedyna nie wstała by podejść bliżej Mikołaja. Tak naprawdę nie zmieniła pozycji od bardzo dawna. Siedziała tak, prosta, lecz nadal lekko zgarbiona, z dłońmi na kolanach, z utkwionym w jednym punkcie wzrokiem- tym razem w ziemię.
Wdech, wydech. Po czym prychnęła cicho, wypuszczając nosem powietrze.
- Widzisz Mori, nawet gdy jestem na ciebie zła nie jestem w stanie podnieść na ciebie głosu - zaczęła, nadal pozostając w takiej pozycji. Nie wyglądało na to, by miała zamiar ją zmienić chociaż na kilka centymetrów. Jej mięśnie bowiem były spięte. Możliwe że przez sytuację.
- Tu nie chodzi o wspomnienie. Bo pewnie sama podjęłabym taką decyzję. I naprawdę, moja złość nie ma mimo wszystko początku w tej decyzji. Wysunę stwierdzenie że nawet nie w tej feralnej wyprawie, choć ma ona swoje decydujące słowo w tej sprawie.
Mówiła cicho, niemal szeptem, ale dziwnie stanowczo.
- Nie wymagam przywrócenia wspomnienia. Ja naprawdę nie marzę o gwiazdach z nieba, złotych górach czy nie wiadomo jakich skarbach. Ja chciałabym tylko jednego, braciszku. - powiedziała, i to był ten moment w którym podniosła wzrok. Był to wzrok pusty, ale nie najbardziej pusty. Choć nie wiem czy przeszklone oczy mogą być puste. Słowo braciszku też nie było wypowiedziane z jadem, nie tak jak on wypowiedział to w myślach- może dlatego że przy tym słowie jej głos lekko się załamał.
- Chciałabym żyć ze świadomością że w myślach nie nazywasz mnie tą tępą, uroczą dziewczynką. Chciałabym nareszcie zyskać szacunek. Wiem że trudno jest go zyskać kiedy jesteś małą dziewczynką która uśmiecha się częściej niż przeciętny mieszkaniec Światów. Dlatego inni go do mnie nie mają. Ale chciałabym, żebyś chociaż ty widział we mnie kogoś więcej. Nie gówniarę która nie wie co robi, mimo że wyrabia dwieście procent normy. Nie Tylko twoją młodszą siostrę - ten moment zaakcentowała tak jak w momencie gdy mówiła podobny tekst do Iskry- ...co jest w sumie nawet nielogiczne, bo w obecnym momencie nie zostały odnalezione akty urodzenia, i mimo moich poszukiwań, prawdopodobnie zostały zniszczone w tym momencie, gdy zarzynali nam matkę, i nigdy się tego nie dowiemy- dodała szybko, trochę nieskładnie, zaczesując kosmyk za ucho, bo jej trochę przeszkadzał.
Wdech i wydech, wdech i wydech.
- Chciałabym, byś widział we mnie kogoś równego sobie. Kogoś, kto mimo przyklejonego uśmiechu i mimo dziwnych słów, które mówi często by choć spróbować cię rozśmieszyć, jest taka jak ty. Która wie tyle samo, i jej ,,wyskoków mądrości'' nie trzeba zapisywać w kalendarzu. Która nie jest wcale gorsza od ciebie. A w niektórych wypadkach...nie jest lepsza.- tu oczywiście chodziło jej o jej pracę w stowarzyszeniu. W końcu ona też nie jest świętą. Jest czarownicą, to zobowiązuje.
- Proszę. Teraz wiesz czemu mój humor jest taki, a nie inny. Fakt, sytuacja z marzeniem była z deka niemiła, ale mimo że znasz mnie stosunkowo krótko, wiesz że bym przełknęła. Moje bolączki co do twojego zachowania ciągną się już od dłuższego czasu, ale znosiłam to. Dziś sobie uświadomiłam, w jakie kompleksy i załamania mnie wprawiasz.
Pod koniec wypowiedzi ponownie spuściła wzrok, patrząc na trzymane marzenie. Kolejne kilka wdechów i wstała, powoli kierując się w stronę Mikołaja.
- Muszę powiedzieć, Mikołaju że jestem trochę zawiedziona. Przybyłam tu z zamiarem pomocy Panu, nie by testować swoje sumienie i tym podobne. Dlatego proszę - podała mu Marzenie - niech panu służy i niech dzieci na świecie mają gwiazdkę, jeśli to coś pomoże. Ale pozwoli Pan że oszczędzę sobie słuchania kazań o tym, jak bardzo Mori, Eva czy ja jesteśmy źli, jak to nie podołaliśmy i tak dalej...-chwila przerwy na oddech Wesołych Świąt wszystkim- dodała, skinęła głową każdemu po kolei, nawet Moriemu i ruszyła w stronę holu, by zabrać swoją kurtkę i czapkę.

Anonymous - 14 Luty 2015, 21:41

Trzeba przyznać, że nie tego Mikołaj się spodziewał. Ta agresja z ich strony bardzo zaskoczyła świętego, aczkolwiek... nie wydawał się przejęty tym. Uśmiechnął się do całej trójki miło i nadal wyglądał na osobę przyjaźnie nastawioną do nich. Wręcz ze sztucznym uśmiechem wsłuchiwał się w kłótnię pomiędzy rodzeństwem. Ach, jaka szkoda, że się posprzeczali. Ale takie wspaniałe rodzeństwo na pewno w końcu się dogada, jak tylko przypomną sobie o swoim istnieniu. Albo spotkają się znowu. Na razie na Iskrę nie zwracał większej uwagi bo Mori i Sonia wydawali się być... ciekawszym obiektem. Mikołaj wstał z fotela i bezradnie rozłożył ręce.
- Och, moi drodzy. Po co ta sprzeczka. Nie jest tutaj nam potrzebna. Myślę, że na wszystko jest jakaś rada... wszystko się kiedyś wyjaśni. Nigdy nic nie zostaje bez wyjaśnienia. Bardzo mi przykro, Mori, że uważasz mnie za taką osobę. Nie jestem nią. I nie mam waszego wspomnienia - tamta dziewczynka je ma i nie mogę go wam oddać. Aczkolwiek... niestety muszę z przykrością stwierdzić, że nie zaliczyliście testu. Ta misja miała na celu sprawdzenie waszej więzi i tego, jak się dogadacie. Mieliście wybrać opcję lepszą... tym razem dla siebie, ale też dla drugiej osoby, musieliście rozważyć, jak będzie się czuć druga osoba. I myślę Mori, że obwinianie siostry tym, że nie sprzeciwiła się, nie jest tu na miejscu. - Mikołaj podszedł do Sonii i wziął od niej marzenie. Wyglądało dosyć... dziwnie. Tak niematerialnie, aczkolwiek w rękach świętego zaczęło przybierać kształtów. I wtedy Sonia zobaczyła, że jest to JEJ wspomnienie, te które przed chwilą utraciła. Mikołaj uśmiechnął się do dziewczyny z politowaniem. - Zachowaj je dla siebie, myślę, że Ci się przyda - szepnął jej na ucho. Po tym zwrócił się do Evy. - Jestem z Ciebie dumny. Przeszłaś mój test i wolałaś postawić dobro opiekunki reniferów nad swoim i oddałaś łzy. To był bardzo dobry wybór, gratuluję - powiedział jedynie Mikołaj, a potem znów spojrzał na całą trójkę. - Obudzicie się rano i będziecie mieli wrażenie, że to był bardzo realistyczny sen. Jednakże chciałbym dać wam coś w zamian. Renifery, na których wyruszyliście w podróż, są wasze. Przywiązały się do was i nie miałbym serca teraz ich zabierać od was. Wesołych Świąt - Po tych słowach wszystko zaczęło się rozmywać, znikać gdzieś w oddali. Cała trójka obudziła się nagle u siebie w domu, jakby to wszystko było senem...


EVENT ZAKOŃCZONY. Nie musicie pisać ZT. W Bestariuszu niebawem znajdziecie opis waszych bestii. Gratuluję i dziękuję za udział :)



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group