Anonymous - 30 Grudzień 2010, 12:57 Jego oczy błysnęły, ale szeroki uśmiech zniknął z jego twarzy tka szybko, że nawet trudno było można określić, czy jeszcze przed chwilą gościł na jego twarzy. Zdawał się być poważny- jednak to mylne wrażenie. Ragnarok błysnął, gdy Tenran znów nim poruszył, jednak nie wymierzył ostrza katany w nowo przybyłą. Być może była za mało interesująca? Albo po prostu pachniała czymś innym, czymś, co nie przypominało mu cieni?
Wtedy wyszczerzył(jednak bardziej do siebie) swe kły, gdy zauważył w oczach nowo przybyłej nutkę chciwości. "Fufufufu~" pomyślał, "niezmiernie łatwo jest być chciwym, zwłaszcza, że każdy chce wszystkiego, i nawet jeśli ktoś zaprzecza, nie ucieknie przed pragnieniem zdobycia czegokolwiek, czy to posłuch, rzecz, czy co innego".
Jego oczy spojrzały jednak z zainteresowaniem na blondynkę, która krzyczała sama do siebie. Zamrugał, a następnie zaczął jej się przyglądać prawie tak, jak ciekawski kocur.Anonymous - 30 Grudzień 2010, 19:41 Faktem było, że Eienle nigdy nie słyszała głosów. Może rzeczy się bały młodszej siostry, ale raczej prawdziwym podłożem było tutaj, że po prostu nie miała schizofrenii. Obróciła się lekko, gdy Tenran począł zmierzać w jej kierunku po ławkach. Bliźniacze cięcie? Uprzedni szeroki uśmiech jak zniknął tak zniknął. Zamiast tego jej usta wykrzywiły się w grymasie, a po kościele rozniósł się odgłos... warczenia. Właśnie tak, warczenia.. Nie wybrał sobie najlepszego momentu w dodatku zrobił jedną z rzeczy, które widniały na liście niedozwolonych.
- Ty bezczelny psie. Śmiałeś utoczyć mojej wspaniałej krwi i przeciąć moją skórę swoją brudną klingą? - nie patrzyła w jego kierunku, stała do niego bokiem, mimo wszystko sens słów nie pozwolił wątpić w to, że zwracała się właśnie do niego. Odwróciła się bardzo powoli nadając tej scenie efektu wytrąconego z równowagi ducha z horroru. Loutreur warczała jak dzikie zwierzę wlepiając krwistoczerwone oczy w chłopaka. Z jej obydwu rękawów wysunęły się sztylety. Jeden z nich miał długość przedramienia, drugi był prawie o połowę krótszy. Zeskoczyła na ziemię, a wraz z dotknięciem jej stopami rozległo się coś w rodzaju huku. Bynajmniej nie był to huk dźwiękowi, pojawiło się raczej swego rodzaju przytłoczenie, jakby w powietrzu krążyło coś ciężkiego, przyduszającego. Co prawda nie wpływało to w żaden sposób na niczyją szybkość, ale faktem było, że oddychanie nie było tak proste jak zawsze. Loutreur dosłownie na sekundę spojrzała na bliźniaczkę, po czym uczyniła krok w kierunku Tenrana.
- Zdajesz sobie sprawę na kogo podniosłeś katanę? Śmiałeś zranić kwiat każdego istnienia, główny sens ludzkiego - i nie tylko - życia? - to była furia, wściekłość biła od niej z daleka. Nie wykonała jeszcze w jego kierunku żadnego kroku, ale widać było, że daje mu jedynie czas na przemyślenie swoich grzechów popełnionych wobec jej wspaniałości Loutreur.Anonymous - 31 Grudzień 2010, 11:18 - Dobra, to ja idę podziwiać rysuneczki~~ - powiedziała, podchodząc do wejścia, ale podparła ścianę. Może nie będzie nudno, jeśli siostra dostanie ślinotoku i go zagryzie.
Wyciągnęła swoją księgę i pogładziła stronę z wielkim, granatowym kleksem. Nadal był miękki w dotyku.
Przewróciła kartki. Zaczęła liczyć. 1 kartka, 2 kartka, 3 kartka, 4 kartka..
Dużo tych bestii będzie. Pogładziła jeszcze skórzaną oprawę. Ciekawe.. Nawet Lou nie wie, czym była wcześniej jej księga. Może tu jest różnica sióstr. Ei bardziej patrzy na szczegóły. Może też jest różnica, że ona bardziej lubiła rodzinę. Ale nie, nie można rzec, że wiele je różni. Bo wiele mają ze sobą wspólnego.
Siostrzyczko.Anonymous - 31 Grudzień 2010, 12:47 - Yare, yare~ - Powiedział głośno, ale bardziej do siebie, znów się psotnie uśmiechając w kierunku dziewczyny. Był zainteresowany i(na szczęście) dosyć silny i zwinny, by w porę odparować możliwy atak z strony Pychy. Zmrużył nieco swe ślepia przyglądając się jej bacznie.
- Wysokie mniemanie o sobie, prawda? - Spytał retorycznie, cmokając zaraz po tym, i poklepując sobie łydkę płaską stroną katany - mogę cię uspokoić, panienko. Ostrze Ragnaroka jest czystsze od najczystszej krwi, a utoczyć twą krew mogłem równie dobrze, co swoją, ponadto nie obrażaj mnie, panienko, mianem psa - pokiwał palcem niedbale, zeskakując zaraz po tym z ołtarze, ciągle patrząc się na Pychę z ciekawością - do nikogo nie należę, ale z chęcią chciałbym, aby wszystko należało do mnie. - Ukłonił jej się przesadnie nisko, a następnie znów wyprostowany, już nie mierząc do niej ostrzem, rzekł;
- Jestem Chciwością, więc jeśli mówisz, ze jesteś tak wspaniała, nie dziw się, że zechciałem utoczyć ci krwi. Skoro ta krew jest taka, jak jej właścicielka, to kto by jej nie chciał? - znów się uroczo uśmiechnął - z chęcią wytoczyłbym ją całą z ciebie, w zachłanności byleby ją posiąść, ale obawiam się, że natrafiłbym na dwie zasadnicze przeszkody; jedną byłby twój "protest song", a drugą świadomość, że bez krwi ciało jest... Okropne. A to by była obraza, gdyby ktoś chciał uczynić cię okropną, chociaż mówi się, że wspaniałe jest takie zawsze, niezależnie od formy. Ale na tą myśl przechodzą mnie ciarki. Twa osoba jest kusząca. W różnym znaczeniu tego słowa - klasnął w dłonie, a jego zaintrygowany wzrok, oraz słowa, powielała jeszcze dosyć spora gestykulacja. Ton jego głosu był jak najbardziej niewinny, niezrażony i spokojny. Mrugnął, bardziej do siebie, po czym znów spojrzał na pychę.
- Moim imieniem jest Tenran. Żywię nadzieję, że mam do czynienia z królową, a nie jedynie pyszniącą się księżniczką, prawda? - Spytał, jednak mimo swojej spokojnej postawy ciągle był gotów do odparowania ataku. Wyjaśnił, przedstawił się, zapytał. Dał teraz czas Cieniowi przed nim na podjęcie decyzji i podanie(całkiem możliwe, że ją uzyska, ale nie pewne) odpowiedzi.
Oczywiście równie dobrze mógł z nią walczyć. Dlaczego by nie? Skoro była silna... To tylko bardziej zachęcało do działania.
Edit [2.1.11]:
Przeciągnął się i ruszył spokojnym krokiem w stronę drzwi.
- Nuda, nuda, nuda - zanucił do siebie - może znajdę coś ciekawszego? - Dodał jeszcze, zanim opuścił kościół.
[z/t]Anonymous - 10 Styczeń 2011, 20:17 - Skoro masz do czynienia z królową to nie muszę wyjawiać swojego imienia, bo każdy szanujący się obywatel zna imię tej, która im przewodzi. Księżniczki są żałosne, nigdy nie zamierzałam objąć tej posady. Nawet jeśli kiedyś dojdą do władzy to nadal są tylko rozpieszczanymi księżniczkami, które czekają grzecznie aż ktoś im da rządzić świat... krajem. To nie lepiej od razu zabić rodzicielkę, żeby zasiąść na tronie? HA! - śmiała się tak samo psychicznie jak zawsze, więc wszelkie obawy związane z jej dziwnym spokojem mogły na parę sekund odejść precz.
- Przynajmniej potrafisz ruszyć głową i dostrzec moją wspaniałość. Masz rację, nazywanie cię psem byłoby istotną obrazą, dlatego zarzucę określanie cię tym mianem. - ach, czyż nie była wspaniała? Chodzący ideał! Wyrwała z ławki kawałek deski nie zważając na jej skrzypiące protesty i rozpaczliwe krzyki, gdy już kończynę straciła - po czym zaczęła się nią wachlować. Ten ukłon oczywiście przypadł jej do gustu.
- Pyszniąca się królowa to najlepsza rzecz na świecie. O tak. - zeskoczyła z ławki, a jako że chłopak postanowił opuścić to miejsce sama poczęła krążyć po kościele niczym ksiądz zamierzający zbierać datek na święte miejsce. Ale w końcu jej się znudziło, więc podeszła do Eienle i wzięła ją na ręce wyraźnie troskliwym ruchem.
- Idziemy mała Eienle. - zadecydowała za siostrę wynosząc ją z kościoła.
zt.Anonymous - 22 Styczeń 2011, 13:53 Ale przegapienie C.C
zt.Anonymous - 28 Maj 2011, 21:29 Prawdę mówiąc, zdziwił się, że nigdy jeszcze nie zaszedł do tego miejsca. Zawsze wydawało mu się, że zna miasto na pamięć, ze wszystkimi jego tajemnicami - tymczasem mały, zapuszczony kościółek uświadomił mu, jak bardzo się mylił. Wbrew pozorom, nawet było mu to na rękę; przynajmniej miał zajęcie na te kilkadziesiąt minut.
Najpierw obszedł budynek dookoła, zastanawiając się, z jakiego też powodu został porzucony. Może wszyscy wyznawcy wynieśli się gdzieś daleko? A może dokonano tu straszliwej zbrodni, wszelkie świętości zostały zbrukane i sama myśl na przekroczenie progu tego kościoła sprawiała, że ludzie mdleli? Niko uśmiechnął się sam do siebie, rozwijając w myślach tę dziwaczną, nieco upiorną historię. Młody ksiądz, wiecznie smutna dziewczyna, zakazana miłość, a potem odrzucenie i wreszcie zabójstwo. Pokiwał głową, trącając czubkiem buta zbłąkaną, nadkruszoną cegiełkę. Zapewne parafia zbankrutowała, ot co.
Zsunął z ramion płaszcz i ułożył go na ziemi. Nie miał zamiaru jeszcze wracać - pogoda tego dnia dopisywała, a on sam popadł w typowy dla siebie, leniwobłogi nastrój. Położył się więc na rozciągniętym płaszczu i wbił wzrok w błękitne niebo. Wręcz roiło się od chmur różnego kształtu. Nawet ładnie. Niko o wiele bardziej lubił podziwiać chmury, niż gwiazdy.Anonymous - 29 Maj 2011, 09:20 Charlotte nie siliła się nawet na to, by podziwiać piękną pogodę, którą większość zapewne określiłaby mianem idealnej na jakiś wyjazd. Być może była to abstrakcja, zważywszy na panującą porę roku, to jest przełom wiosny i lata, który zazwyczaj bywa deszczowy, acz, jak już wspomniałam, panna ta jakimś cudem ów fakt zignorowała. Jak - nieważne. W końcu sama była jednym wielkim uosobieniem chłodu i nieokazywania głębszych uczuć... Prawda? Bo w sumie, jeżeli ktoś miałby okazję poznać ją trochę bliżej, zapewne stwierdziłby, że w zasadzie istotce tej potrzebny jest ktoś do towarzystwa, nikt w końcu nie przepada za samotnością - nie jednak taką przelotną, odczuwalną po jednym czy dwóch dniach spędzonych bez towarzystwa, ale tą głęboką, której towarzyszy poczucie, że nie mamy praktycznie nikogo oprócz siebie samych. Że nie mamy rodziny, kogokolwiek, kto znałby nasze imię, charakter, potrafił pocieszyć, rozbawić.
Akurat zawiał mocniejszy wiatr, który targnął nie tylko nieprzeciętnie długimi, ciemnobrązowymi (które w pewnym oświetleniu wydawały się być koloru czarnego, a nawet oliwkowego, och) włosami dziewczyny, ale i jej sięgającym kostek płaszczem. Wykonała taki ruch, jakby miała za chwilę wylądować twarzą w bruku, aczkolwiek udało jej się jakoś utrzymać równowagę. W końcu - mamy do czynienia z Charlotte czy z byle jaką niezdarą? Tak się bowiem składa, iż panienka do najgorszych w dziedzinie równowagi, gibkości i zwinności nie należała, hm. Ze spokojem położyła jedynie rękę na kapeluszu, by ten nie odleciał jej w siną dal i szła dalej, przed siebie, w kierunku starego, opuszczonego kościółka.
Musiała w końcu zauważyć także niezbyt wysoką, choć na pewno wyższą od niej postać, leżącą na płaszczu jak na jakimś kocu obok zdewastowanej przez czas budowli. Z tej odległości nie mogła stwierdzić dokładnie, czy jest to ktoś znajomy, czy też nie. Podeszła więc nieopodal i oparła plecami o porośniętą gdzieniegdzie bluszczem ścianę. Chłopak mógł zorientować się, że Charlotte ku niemu zmierza gdyby tylko chciał, bowiem kroki stawiane w glanach do najcichszych nie należały.Anonymous - 29 Maj 2011, 12:10 Niko osobiście uważał, że nie istnieje osoba niezdolna do podziwiania piękna przyrody - co najwyżej znajdzie się parę takich, których nikt nie nauczył tego piękna znajdować. Takich delikwentów najchętniej wysłałby na przymusowy urlop do Finlandii. O ile nie poginą z hipotermii, zaczną doceniać błogi spokój, zapach lasów iglastych i nieopisaną wolność, której nie da życie w brudnym, zatłoczonym mieście. Niestety, takich możliwości nie miał - był skazany na wysłuchiwanie ciągłych narzekań: że za zimno, że za ciepło, że się pyłków namnożyło, że burza i radio nie działa.
Otworzył nagle ślepka, uświadamiając sobie, że niczym nie zmącona cisza została właśnie bardzo brutalnie zmącona. Najpierw usłyszał dźwięk sugerujący, że ktoś niespodziewanie stracił równowagę, ale żaden hałas zwiastujący bolesny upadek nie doszedł do uszu naszego Niko. Zamiast tego wróciły spokojne, miarowe kroki - czyli nieszczęśnikowi, zaskoczonemu przez nagły poryw wiatru, udało się uniknąć nieprzyjemnego spotkania z ziemią.
Podniósł się do pozycji siedzącej, ciekaw, kto też zakłóca jego samotnię - i ku swojemu zdziwieniu ujrzał Charlotte, tudzież pannę Negatywkę, jak zwykł ją w myślach nazywać. Dziwne, nie przypuszczałby, że dziewczyna należy do amatorów pieszych wędrówek - zazwyczaj, gdy przywoływał w myślach jej obraz, oczami wyobraźni widział ją pochyloną nad jakimiś skomplikowanymi, zegarowymi mechanizmami.
- Ładnie tu, prawda? - Uśmiechnął się na powitanie, poklepując miejsce obok siebie. Równie dobrze mogliby sobie tu razem poleżeć, towarzystwo Charlotte jak najbardziej mu odpowiadało. Co prawda, wciąż nie był całkiem pewien, czy dziewczyna odwzajemnia jego sympatię, ale jak dotąd nie powiedziała, że nie lubi z nim spędzać czasu.Anonymous - 29 Maj 2011, 12:44 Może i Charlotte umiała po prostu usiąść i popatrzeć sobie w zieloną kurtynę lasu, kolorową łąkę czy obłoczki płynące na niebie, i może ogarniał ją wtedy błogi spokój, aczkolwiek nie musiała tego robić na każdym kroku, bez przerwy zachwycając się tym i owym. O, nie, nie ten typ, drodzy państwo. Ale mimo wszystko nie narzekała też na każdym kroku. Alergiczką nie była, kichała tylko wtedy, kiedy za dużo nawdychała się chloru, przykładowo na jakimś basenie, albo faktycznie stężenie pyłków roślinnych w powietrzu było za wysokie. A burzę nawet lubiła, lubiła siedzieć po ciemku i patrzeć przez okno na błyskawice co rusz przecinające niebo. Gdyby przeprowadzić na ten temat ankietę, zapewne jakieś trzy czwarte ludzi uznałoby, iż Charlotte jest "dziwna". No, ale o gustach się nie dyskutuje, zresztą - panienkę mało co obchodziło to, co ludzie pomyślą, w końcu często tego nie robią, a przynajmniej znaczna większość. Dobrze, że w zazwyczaj dało się znaleźć niewielką grupkę osób inteligentnych - w przeciwnym razie panienka nie wytrzymałaby nerwowo. Fakt, równowaga jakaś musi być, ale świat pełen idiotów? Nie przesadzajmy.
Widząc, iż chłopiec się podnosi, przechyliła głowę i wlepiła swoje ciemnoczerwone oczęta w jego twarz. Dziwne, że wcześniej nie rozpoznała tego chłopaka, w końcu był jedyną osobą, którą w sumie lubiła i znosiła jej towarzystwo. Miał takie śmieszne imię! Dobrze, że zdrobnił je do zwięzłego "Niko", bo Charlotte miałaby chyba problemy z wypowiedzeniem go bez chociaż najmniejszego, ironicznego uśmiechu lub (co dziwne) chichotu.
Niestety (albo i stety dla Nika) Zegarmistrz nie miała jako-takiego pojęcia, iż ochrzcił ją mianem panny Negatywki. Och, gdyby tylko się dowiedziała, miałby mniej czy bardziej przechlapane - zależnie od jej aktualnego nastroju, a te bywały bardzo, bardzo zróżnicowane. Acz zaprzeczyć nie można - przezwisko to nawet doń pasowało.
Jak widać chłopak mimo faktu, iż wkradł się w łaski panienki nie znał jej zbyt dobrze, bo gdyby tak było wiedziałby zapewne, iż lubi ona od czasu do czasu opuścić warsztat, by odetchnąć świeżym powietrzem i dać odpocząć oczom od notorycznego widoku najróżniejszych zegarków.
- W sumie, nie jest źle. - odpowiedziała aczkolwiek bez najmniejszej nuty zachwytu w głosie. Wzruszyła ramionami i równym krokiem podeszła do miejsca, w którym siedział chłopak, siadając obok niego. Nie miała ochoty sterczeć pod tą ścianą, ot.Anonymous - 29 Maj 2011, 13:10 Właściwie, to trochę zazdrościł pozostałym ludziom tej tendencji do zmienności. On albo coś lubił, albo nie - rzecz jasna, wciąż istniały sprawy, z którymi trudno by mu było się jednoznacznie określić, ale mimo wszystko jego uczucia w danej kwestii pozostawały stałe. Co prawda, taka statyczność dawała poczucie bezpieczeństwa, ale Niko nigdy nie należał do osób, dla których bezpieczeństwo było specjalnie ważne. Dla chłopca liczyły się niespodzianki, wszystko to, czego jeszcze nie zdołał poznać. Oczywiście, zawsze warto mieć miejsce, do którego można wrócić i mieć świadomość, czego można się spodziewać. Nie wiedzieć dlaczego, dla niego tym miejscem stała się MORIA.
Mniej więcej takich reakcji chciał uniknąć, skracając swoje imię do tak krótkiej formy. Niestety, choć wszelkie dane organizacji były chronione przed obcymi, wewnątrz aż takiej dyscypliny nie było. Wkrótce już wszyscy dowiedzieli się o haniebnym "Ari-Pekce", co nie bardzo przypadło do gustu biednemu Niko. Całe szczęście, że członkowie MORII mają lepsze zajęcia, niż dręczenie małych chłopców!
- Dobrze, że nie postanowili odremontować tego budynku - stwierdził nagle, błądząc wzrokiem po zniszczonych ścianach. - Wtedy przychodziłoby tu sporo ludzi. I atmosfera byłaby już nie ta.
Ułożył się ponownie na płaszczu, patrząc z pewnym zamyśleniem w niebo. On sam doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, że prawie nie zna Charlotte. Rozmawiali ze sobą wiele razy, ale jeszcze nigdy nie udało mu się jej rozbawić, czy chociaż trochę rozweselić. Nawet nie wiedział, w jaki sposób wstąpiła w szeregi MORII. Przecież też musiała mieć jakiś powód, prawda?
- Ciasteczko? - zaproponował nagle, znów się podrywając. Grzebał chwilę w kieszeni spodni (lubił ubranka posiadające sporą ilość kieszeni, to pozwalało mu unikać ciągłego targania za sobą plecaka) po czym wydobył z nich małą, nieotwieraną jeszcze paczkę herbatników. W sam raz na dwie osoby.Anonymous - 29 Maj 2011, 13:51 Ona albo coś tolerowała, albo nie; albo kochała, albo nienawidziła. Niczego nie traktowała w sposób neutralny. Co prawda, jej zdanie na dany temat nie kształtowało się od razu, w pierwszym ułamku sekundy, a dopiero po pewnym czasie, którego długość zależała od tego, o jaki temat chodziło. Trzeba bowiem wiedzieć, iż Charlotte była zdecydowanie przeciwniczką oceniania po pozorach. Nie znosiła czegoś takiego, tego cholernego lenistwa, czysto ludzkiej zawiści do myślenia i głębszego poznania tego, co nas otacza. Głupota istot myślących czasami ją przytłaczała. Bardziej czy mniej - to nie robiło różnicy. Do MORII wstąpiła po części także z tego powodu - aby znaleźć dla siebie kompetentne towarzystwo i nie musieć przesiadywać ciągle w warsztacie, a po części po to, by trochę zarobić. Jednak powód główny nikomu nie był znany - i dobrze. Nie była to jednak chęć zemsty za krzywdy, chęć całkowitej destrukcji, ani nic podobnego. Czego więc można się po czerwonookiej spodziewać? Na pewno niczego skrajnie dobrego, ale też nie skrajnie złego. Kto wie?
Charlotte niby należała do tych, którzy trochę mniej wyśmiewali się z imienia Nika. Niby nie jego wina, aczkolwiek kompetencja rodziców też była ważna, a jego akurat chyba byli wielbicielami abstrakcyjnych imion. Dziewczę otrzymało w spadku po nich to jedno, jedyne, a także nazwisko - van Lethan. Można powiedzieć, że nawet je lubiła, acz nie jest to pewne. W każdym razie, nie pałała do niego nienawiścią i nie starała się go ukryć przed wścibskim wzrokiem ludzi, przedstawiając się samym imieniem albo wymyślając inne nazwiska. O, tak, w Krainie Luster takie przypadki były aż nazbyt częste. Jako Zwiadowca Charlotte była tego doskonale świadoma, w końcu ów zawód polegał między innymi na nawiązywaniu kontaktów z istotami z tego wymiaru. Te zaklęte krzyże, pozwalające unikać korzystania z Bramy były na prawdę przydatnym wynalazkiem.
- Aha. Skoro coś raz zostało zniszczone, powinno się to zostawić w spokoju. - mruknęła, wpatrując się w ramę okna, w którym kiedyś pewnie tkwił witraż. Dziś pozostały z niego jedynie pojedyncze, ostre odłamki, z zewnątrz mające kolor szary, a wewnątrz mieniące się resztkami kolorów. Taki kościół to cudowne miejsce dla duchów albo ekipy filmowej, kręcącej tani horror. Duch księdza, egzorcysta, opętana dziewczynka, bla, bla, bla. Aż się mdło robi.
Zdjęła z głowy kapelusz, ukazując lekko zmierzwioną czuprynę. Włosy właściwie wystawały jej na wszystkie strony nawet pod kapeluszem. I weź potem takie długie kudły rozczesz, ech.
Położyła się obok chłopaka, przymykając czerwone oczy, gdyż słońce aż zanadto je raziło. Zaraz jednak musiała znowu się podnieść, by być w miarę na równi z Nikiem. W miarę, bo między nimi było jakieś 10 cm różnicy jeżeli idzie o wzrost i mniej-więcej pół roku jeśli mówimy o wieku. Widząc, że wydobył z kieszeni herbatniki, pokiwała głową. W sumie też miała gdzieś tam paczę ciastek czekoladowych, ale to później, później... Jeżeli w ogóle, no.Anonymous - 29 Maj 2011, 16:19 O tak, żywienie takich skrajnych uczuć w stosunku do każdej rzeczy to w zasadzie całkiem niezła metoda na życie. Człowiek przynajmniej nie marnuje czasu na rozstrzyganie, czy coś okaże się słuszne, bądź nie - bo przecież już to wie. Nie ma żadnej szarości, tylko jasno określone czerń i biel. Z drugiej strony może się to być trochę kłopotliwe. Wystarczy jedna źle podjęta decyzja, by cały światopogląd się zawalił - a budowanie takowego od nowa to żmudna i bolesna praca. Niko co prawda nigdy czegoś takiego nie przeżył, ale wielokrotnie spotykał ludzi, którzy sami nie wiedzieli, co myśleć o sobie, o całym świecie. Było mu ich żal, ale tak właśnie wyglądała kara za zbyt pochopne przybieranie danego światopoglądu.
Sam Niko również starał nie oceniać niczego po pozorach, ale udawało mu się to tylko ze względu na swoją neutralność. Nigdy nikogo nie oceniał, a przynajmniej nie wymawiał głośno swoich poglądów. Rzecz jasna, zdarzały się osoby, które wyjątkowo działały mu na nerwy, ale wtedy po prostu próbował ich unikać. Marnowanie czasu na bezsensowne konflikty wydawało mu się po prostu dziecinne i głupie.
- Wiesz, kiedyś byłem w pewnym pensjonacie, do którego zawsze zjeżdżało się pełno Niemców. Tamtejszy woźny wcale nie znał języka. Kiedy coś się popsuło i goście zwracali mu na to uwagę, on po prostu rozkładał ramiona mówił: "Das muss sein". - Uśmiechnął się wesoło na tamto wspomnienie. "Tak musi być". Trudno mu było się zgodzić z Negatywką - i niezwykle przebiegłym woźnym - w tej sprawie. Niektóre przedmioty, budynki, osoby powinny trwać wiecznie. A może rzeczywiście powinno się pozwolić im odejść, by kolejne pokolenia wypracowały własne cuda?
Bez problemów otworzył paczkę herbatników, najpierw częstując dziewczynę, a dopiero później wydobywając z plastikowych czeluści ciasteczko dla siebie. Wsunął je między wargi, chwilę rozkoszując się ich smakiem, dopiero po tym je nadgryzając.
- Po zmroku trolle wychodzą na żer - szepnął nagle złowieszczo. Do wieczora było co prawda jeszcze trochę czasu, ale zawsze warto uprzedzić dziewczynę, czym mogą grozić przechadzki późną porą.Anonymous - 29 Maj 2011, 16:58 Natomiast Charlotte nie była szczególną zwolenniczką wyjazdów za granicę, wręcz przeciwnie - ograniczała się do przebywania w mieście i od czasu do czasu w Krainie Luster. Tu w zasadzie czuła się najlepiej, po prostu - jak w domu. Ale skoro musiała coś zrobić, robiła to bez narzekania. Chyba już wspomniałam, że nie miała tendencji do marudzenia? Na przykład jeżeli zabrało się ją na długi, wyczerpujący spacer po górach można było być pewnym, że to ona będzie szła przodem, to ona będzie dyktować energiczne tempo i to ona będzie patrzeć na ciebie znudzonym wzrokiem, gdy poprosisz o postój. Jak i kiedy się tego nauczyła - nie wiadomo dokładnie. Z pewnością dziewczę przeszło twardą szkołę życia i ukończyło ją z całkiem niezłą średnią. Poza tym, wysiłek fizyczny sprawiał jej niemałą satysfakcję. Nie należała do osób, które całymi dniami siedzą w domu (ona siedziała w warsztacie), oglądają telewizję (tak jak ona oglądała mechanizmy zegarków) i grają na komputerach czy innych urządzeniach (wygrywanie melodii na pozytywkach się liczy?). No, w każdym razie, gdy nadarzała się okazja do opuszczenia warsztatu i solidnego wymęczenia organizmu, natychmiast z niej korzystała. Po prostu brała sobie wolne, w końcu była swoją własną szefową, racja? Nikt nią nie dyrygował, ani też nie miała pod sobą bandy niekompetentnych pracowników. Tak, prowadzenie warsztatu samotnie było bardzo przyjemne, choć może nie przynosiło zbyt wysokich zysków. Ale od czego jest praca w MORII?
- Jakie wygodne. - pokiwała głową, delikatnie unosząc kąciki warg, co utworzyło delikatny, acz do cna przesycony ironią uśmiech. Cóż, lepsze to, niż nic. Dopiero teraz spostrzegła się też, iż słowa wypowiedziane przez nią wcześniej nie mają prawie sensu. Gdyby wszyscy tak myśleli, właściwie nie miałaby tego warsztatu, a przecież tak kochała zegarki! Nie miała jednak wielkiej ochoty się poprawiać. Nie była przecież w towarzystwie, które skrzętnie gromadzi wpadki towarzyszy z minionych dni i potem je wykorzystuje przeciw nim.
Wyciągnęła z paczuszki herbatnik znajdujący się na wierzchu i odgryzła kawałek. Zaraz też Niko z udawaną złowieszczością wypowiedział tekst o trollach. Dziewczę spojrzało na niego z delikatnym zdziwieniem z czerwonych ślepiach, zmieszanym jednakowoż ze znudzeniem. Gdyby była innym typem, zapewne roześmiałaby mu się w twarz.
- Trolle mówisz? - mruknęła, dojadając ciastko i kładąc się z powrotem na płaszczu chłopaka. Kapelusz płożyła obok siebie.Anonymous - 29 Maj 2011, 17:32 Swoją drogą, dość ciekawe, że dwa niemal skrajnie różne charaktery znalazły jakoś wspólny język. Mówią, że przeciwieństwa się przyciągają - Niko i Charlotte zdawali się potwierdzać tę regułę. Dziewczyna solidnie wykonywała swoje obowiązki, ale trudno byłoby ją sobie wyobrazić w roli pozbawionej własnej woli marionetki; najwidoczniej musiała mieć w tym jakiś konkretny powód. Chłopak, dla odmiany, ociągał się ze wszystkim, na co nie miał szczególnej ochoty. Podczas gdy panna Negatywka zdawała się mieć jasno określone cele, Ari-Pekka robił coś, ponieważ naszła go na to chęć. Rzecz jasna, czasem i Charlotte pewnie czyniła coś z samego kaprysu, tak jak Niko spełniał raz na jakiś czas narzucone mu przez MORIĘ obowiązki. Grunt, że różnic między nimi było sporo - ale mimo to chłopiec uważał ją za swoją przyjaciółkę. Cóż, w każdym razie nie miał wątpliwości, że w razie jakichkolwiek kłopotów mógłby na nią liczyć.
- Prawda? I uniwersalne - zgodził się z nią. Ach, a przez chwilę miał nadzieję, że jego rozmówczyni uśmiechnie się tak szczerze, prawdziwie. Widocznie jeszcze czeka go dużo pracy, nim uda się mu wywołać na twarzy panny Negatywki wesoły uśmiech. Ciekawe, co sama dziewczyna powiedziałaby na te jego dziwaczne pragnienie?
Sięgnął po kolejne ciasteczko, w myślach dziękując pierwszemu geniuszowi, który stwierdził, że jedzenie może służyć innym celom, niż zaspokojenie głodu. Z pewnością nie był typem, który miał nawyk bezmyślnego pożerania słodyczy, ale nawet on lubił od czasu do czasu wrzucić na ząb coś słodkiego. Co prawda, większą przyjemność sprawiało mu obserwowanie, jak inni delektują się własnoręcznie przyrządzonymi przez Niko potrawami, ale to już inna historia.
- Nie inaczej. Tutaj pewnie trudno byłoby je znaleźć, ale u nas wręcz się od nich roiło. Przylazły pewnie ze Szwecji, a od nas rozprzestrzeniły się na całą Syberię - opowiadał dalej, niemal mechanicznie. Oczywiście, nie sądził, by Sharlotte uwierzyła w te bajki, ale lepsze to, niż milczenie, prawda?
- Właściwie, to nie są do końca złe, tylko po prostu głupie. No, i lubią ludzkie mięso - dodał po chwili, podgryzając herbatnika. - Z punktu widzenia takich krówek to pewnie my jesteśmy trollami.
Pokiwał uroczyście głową i dokończył ciasteczko.