To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Osiedle Domków - Dom Mocaffé.

Anonymous - 4 Czerwiec 2016, 09:33

Nie długo zajęło jej dojście do domu wujka. Uwielbiała dostosowywać swoje tempo chodzenia do lecącej muzyki, a Parov Stellar był raczej jednym z ruchliwszych artystów na jej telefonie. W końcu to połączenie retro piosenek z nowoczesnym beatem. A ona lubi retro-cudeńka.
W delikatnie przemoczonej bluzie, po którą musiała się cofać do domu gdy zaczęło padać (deszcz w Anglii?! NIEMOŻLIWE), stanęła przed drzwiami domu Eliota. Znaczy, domu, wynajmowanego. Ale to nadal jego dom.
Śliczny domeczek. Ile razy już go nawiedzała? Wiele, była w stanie poruszać się w nim po ciemku i nie uderzyć małym palcem o szafki, co już oznacza dobre jego poznanie.
Trochę się stresowała. Zazwyczaj jej posiedzenia u wujka nie stresowały ją, jednak wizja tego że musi się do wypytać o... magiczne krainy była jednocześnie krępująca, głupia i śmieszna. Miała tylko nadzieję że nie wyśmieje jej za głośnio.
Z drugiej jednak strony informacja o tym że takie ewentualnie magiczne gówienka istnieją, oznaczałoby dokładne przewertowanie swojej przeszłości pod tym kątem. Czy jeśli ewentualna magia istnieje, to ile razy nieświadomie miała z nią styczność? Ile razy to, co brała za omamy, było prawdziwe? Ile razy to, co przywoływała, nie było demonem a jakimś magicznym ciul-wie-faunem? To dawało tyle pytań, ale i tyle odpowiedzi...
Głęboki oddech, i kilkukrotne uderzenie w drzwi mieszkania.
- Eliot? To ja, Dee Dee? - zakrzyknęła, gdyby przypadkiem spał, kąpał się, uznał za domokrążce i siedział cicho.

Eliot - 4 Czerwiec 2016, 12:35

Obroża podskoczyła mu w dłoniach, kiedy z zamyślenia wyrwało go pukanie połączone z głosem. Całe szczęście znajomym głosem. Tak jak Didi przez smsa zapowiedziała, że się zjawi, tak się zjawiła, więc obrzucił naszyjnik spojrzeniem "jeszcze z tobą nie skończyłem" i zapieczętował go do bezdennej sakwy.

- Wchodź! Otwarte! - dało się usłyszeć z wnętrza domu, co nie było prawdą, o czym mogła się przekonać dziewczyna próbując otworzyć drzwi. Kiedy usłyszał tylko łopot klamki i brak innych hałasów świadczących o wejściu do środka zmarszczył brwi przypominając sobie, że przelunatykowując się nie miał okazji skorzystać z frontowych drzwi. Zresztą - i tak nie miał wtedy przy sobie klucza.
- ...chwila! Poczekaj chwilę!
Klucz, gdzie on posiał klucz, misterny przedmiot otwierania tego co zamknięte, wraz z mechanizmem zamku klucz tworzył perfekcyjną całość, gdzie on go położył... o, jest, na szafce przy wejściu, dokładnie tam gdzie go zostawił zanim wybył na Bestialski Pościg.

Wreszcie otworzył przed Dominicką drzwi na oścież. Po tych dniach odpoczynku wyglądał o wiele lepiej, siniaki prawie zniknęły z ciała i twarzy, po zadrapaniach pozostały tylko ciemne ślady i może cieniutkie, odchodzące już w niepamięć cienkie strupy. Nawet ukryty pod koszulą bandaż planował zdjąć jeszcze dziś. Jedyne czego ukryć nie mógł, to braku dolnej lewej części żuchwy. Jakkolwiek bywało to irytujące przy jedzeniu twardszych rzeczy, jak do samego faktu pustki w tym miejscu zdążył się przyzwyczaić. Poza wiotką i nieco obwiśniętą skórą w tym miejscu miał się w porządku.
Uśmiechnął się krótko widząc wreszcie jakąś sympatyczną twarz i wpuścił Didi do środka. Poza tym, że wyglądała dobrze jak zawsze, to było w niej coś... zmartwionego. Nie, nie wyglądała na zmartwioną, bardziej jak... jakby coś ją gryzło. Coś czuł, że nie przybyła tu w zwykłych towarzyskich celach jak zazwyczaj, a wizyta będzie miała swój cel.
Poszli do kuchni i spytał czy ma na coś ochotę ("Możesz wybierać pomiędzy niczym a herbatą, kawą albo resztką mleka, bo więcej nic sensownego tu nie mam." Powiedział. Zdecydowanie musiał udać się na zakupy.), samemu robiąc sobie kawę z maszyny do kawy, jako zastępstwo na narastającą chęć zapalenia papierosa.
- Co u ciebie? Wszystko w porządku? - spytał stoją tyłem i wciskając przyciski na maszynie, która po chwili zabuczała i zabrała się za swoją powinność przygotowywania kawy. Podstawił dużą filiżankę pod kurek, skąd zaczął się siąpać ciemny płyn. Odwrócił się w jej stronę opierając się o blat kuchenny.
Pytanie z kolei nie było zwykłym standardowym zagajeniem, tylko ewidentną chęcią dowiedzenia się co się dzieje, bo nigdy nie było tak, żeby było w porządku. Czasami mu mówiła, czasem nie, czasem było mniej lub bardziej w porządku, ale teraz wyglądało na to, że chciała powiedzieć co się dzieje. Chyba. Zachęcająco kiwnął głową.

Anonymous - 4 Czerwiec 2016, 13:25

Nacisnęła klamkę. Oczywiście zamknięte, ale poczeka. Wujek zabiegany, musiał zapomnieć otworzyć dom. Gdy tylko zobaczyła jego lekko wybrakowaną mordkę, rozłożyła ręce i jeszcze w drzwiach go przytuliła. Delikatnie, bo sama nawet siły nie miała.
- No hej. Jak się trzymasz? Szczęka się bardziej nie rozlatuje? - powiedziała z uśmiechem, mając nadzieję że nie obrazi się za ten tekst.
Następnie wparowała do domku, kierując się jedyne słuszne dla niej miejsce- do kuchni.
Wujek już zaczął nastawiać machinę na kawę, a ona nie stawiała się, bo i o nią chciała prosić. Usiadła na krzesełku przy stole i oparła głowę na ręce.
- A co ma być? Po staremu, tylko gorzej. Psycholog mnie wychłędorzył się pochorował, rodzinka jak zwykle się chleje, a śladów... no właśnie, ślady- powiedziała niepewnie, szukając czegoś w torbie.
- Miałam już to wcześniej, musiała mi to zostawić... gdzieś, jak byłam u niej, mi to podrzuciła czy coś... o jest.
Wyciągnęła małą karteczkę i wręczyła ją Eliotowi.

Cytat:
Dee Dee!
Są takie rzeczy, o których jest się przekonanym, że zdecydowanie nie powinny zostać powiedziane przez telefon, ale jak już się z kimś spotka i chce o tym powiedzieć to nie potrafią przejść przez gardło. No, więc, ten teges itp ja mam dwie takie sprawy, z którymi noszę się od pewnego czasu i jakoś mi nie idzie, także, no, i właśnie dlatego pisze ten cholerny liścik i ci go wpycham do plecaka. #fucklogic
To jest ten moment gdy nie wiem co napisać pierwsze. Więc może zacznę od tego w co mi nie uwierzysz.
MAGIA ISTNIEJE. I niech cię kara Pieruna dosięgnie jeśli nie przekonasz się o tym w niedługim czasie. Mam... Pewien niepewny dowód i wspomnienia, które NIE SĄ halucynacjami. Koniec kropka, magia istnieje, ty mi w to nie uwierzysz tylko mnie wyśmiejesz, to przejdźmy do tego, co jest mniej zajebiste a bardziej stresujące.
Mam przyrodnie rodzeństwo. Suprise! Mamusia mi wyznała, że nie jestem córką mojego taty tylko jakiegoś nieznanego faceta! Fajnie, nie? <3 To taka cholernie słodka sprawa, że mam ochotę się porzygać. I wiesz, co jeszcze jest fajnego? Że jedna z tego rodzeństwa mieszka w naszym mieście! Ekstra, no nie? Znasz może niejaką Evę Markovską? To ona. Ale jeszcze się z nią nie spotkałam, tylko kilka meili wymieniłam, więc zaklinam cię na Ozyrysa i Anubisa NIE MÓW NIKOMU. Nikomu, rozumiesz? Nawet mój tata o tym nie wie. To takie cholernie... stresujące. A jaka fajna historia by wyszła... Tylko musiałabym trochę rzeczy do niej dowalić, ale wiesz, ta magia wokół sprawia, że moje życie z nudnej egzystencji i tworzenia ciekawych światów samo zaczyna stawać się ciekawe. A mogło by nie i też bym była szczęśliwa.
No, w każdym radzie indżoj nowie wiadomości!
Trolololo, Ymel Sceptyczka w Chuj Wkurwiona na Świat.
Pozdro.


Gdy Eliot prześledził ową wiadomość, powiedziała:
- Co mam o tym myśleć? Naćpała się? To jakiś szyfr? Może wiesz kto to ta Eva? Może ona coś wie? Bo jak na razie nie ma ani grama śladu co do tej Młodej Gniewnej, i nie wiem, czy to żart żeby mnie wyrolować, czy co...
Mówiła to wszystko na jednym tchu. Trochę bała się reakcji wujka na tą wiadomość. Może powie jej że powinna to dać policji. Ale...tego listu miała nikomu nie pokazywać. Nawet jemu. Więc tym bardziej nie da tego policji. Upiła duży haust kawy, mając wywalone na jej temperaturę. Na szczęście nie była aż tak gorąca, a przyjemnie rozgrzała jej wnętrzności. A na dworze coraz to bardziej padało.

Eliot - 4 Czerwiec 2016, 15:12

Życie ssało jak zwykle, zarówno u Dominicki jak i u niego. Pokiwał głową na jej odpowiedź. Kiedy zaczęła gmerać w plecaku obydwie kawy były już gotowe, więc podając jej filiżankę wymienił ją na notatkę.

Czytając popijał ostrożnie ze swojego naczynia. Kiedy skończył listy, uniósł wzrok znad kartki i powiódł bezbarwnym spojrzeniem na Dee Dee. Wzniósł brwi i zmrużył oczy, nawet przez chwilę nie wątpiąc w autentyczność treści. Krople deszczu uderzały głucho o szyby.
Opuścił kartkę, odłożył kawę, przez chwilę patrzył się w sufit, nie odpowiadając na zadane pytania. Znów podłożył papier pod nos, łapiąc go obydwiema dłońmi, czytając list raz jeszcze, dla pewności czy dobrze zrozumiał, ale ciężko źle zinterpretować wielki napis drukowanymi literami "MAGIA ISTNIEJE".

- Jeśli chcesz znać moje zdanie - zaczął, oddając jej list i drapiąc się w tył głowy. - Izabela zawsze wydawała się całkiem rozsądną osobą. Nie wydaje mi się kimś w stylu ćpania i żartów w tym tonie. Zdaje się, że jest bardzo przekonana co do tego o czym pisze - powiedział, próbując jakość ugryźć temat. Jakoś delikatnie przejść do sedna, że, cóż, hmm, tak, magia istnieje. Nawet nie chciało mu się debatować nad tym, czy powinien jej mówić czy nie. Szkoda marnowania czasu na dalsze szarady, tak? Sama była już bliska tej prawdy, ostatecznie nie powstrzyma ją od zmierzenia się z rzeczywistością, która od tej pory będzie ubarwiona faktem magii.

Kiedy Dee Dee miała Ymel za mniej czy też bardziej zaginioną, dla niego dziewczyna nieszczególnie była "zagubiona". Widział ją całkiem niedawno w Krainie Luster, kiedy przez przypadek spotkali się w karczmie. Jak ostrożnie przekazać, że twoja nagle wypisująca dziwne rzeczy przyjaciółka założyła buty i poszła do magicznej krainy obok?
Odchrząknął i odkaszlnął, na chwilę znów zajął się kawą.
- Żadnej Markovskiej nie znam. A co... hm, co ty o tym sądzisz? O istnieniu magii. Nie brzmi to źle, magia... - powiedziała magiczna istota o magii.

Anonymous - 4 Czerwiec 2016, 20:14

Co ona o tym sądziła?
- N...nie wiem, naprawdę nie wiem -powiedziała, chwytając głowę w obie ręce - Jakaś część mnie w nią nie wierzy. Nie chce dopuścić do tego że coś takiego może istnieć. Druga...no właśnie, ona nie wie. To dałoby inne światło na to, co się działo ze mną w ciągu życia...
Eliot nie zna pewnie jej historii. Nie wydawało jej się, by Eliot obracał się w internecie na tyle by natrafić na jej blog, może mieć co najwyżej drobne informacje, podejrzenia i tym podobne.
- W ciągu mojego życia działo się naprawdę wiele, nie zawsze mogłam to wytłumaczyć. Nie znam też magii innej niż ta zakazana przez kościół. Boję się duchów, już nigdy nie chcę się bawić w seanse spirytystyczne, i jeśli to jest ten ten tym magii, o którym mówi Ymel, brudny, nieczysty i niebezpieczny, to nie chcę się w to plątać. Nigdy więcej.
Westchnęła, przetarła twarz i upiła łyk kawy, oddychając spokojnie.
- Jeśli jednak chodzi jej o inną... nie wiem, jednorożce czy inne Alicje, to nie wiem...nie wiem co miałabym o tym myśleć. Dziecko we mnie by się cieszyło, nie? Krainy z bajek, magiczne istoty czy...chuj wie co, skąd mam wiedzieć.
W głowie mignęło jej to dziwne spotkanie pewnego, słonecznego dnia. Prychnęła na wspomnienie go i tego, co myślała o tym człowieku. A może on miał rację?
- A co jeśli ten śmieszny człowiek nie bredził? Jego ciotka była kotem, wyjmował herbatę z cylindra, bredził coś o czerwonych drzwiach czy czymś takim...eh, pewnie bierzesz mnie teraz za większego wariata niż jestem. Ale...jesteś jedyną osobą z którą mogę o tym porozmawiać. Ni..nie mam nikogo innego- dodała, ostatnie słowa mówiąc dość cicho.

Eliot - 5 Czerwiec 2016, 21:03

Wysłuchał jej. Pokiwał głową. Uśmiechnął się. Był to uśmiech tajemniczy, podszyty pewnego rodzaju przyjemnym zadowoleniem, że przyszła z tym do niego. Czy mogła lepiej trafić z pytaniem o magię niż do kogoś kto w teorii magiczny był? Tak. Pewnie mogła. Ale w ostateczności też nie był najgorszą dla niej opcją. Poza tym, uczył się na błędach. Odgonił wspomnienia Amelii siedzącej w tej kuchni, pytającej go o to samo. Czy magia istnieje, co to jest magia, jak to wygląda i gdzie to znaleźć. Miejsce to samo, temat ten sam, tylko osoba inna. Dominicka, jego Dee Dee, szuka rozwiązań i drogi. Każdy by chciał, aby nagle okazało się, że odpowiedzią na problematyczne pytania była magia, coś innego, nie z tego świata, dostępnego tylko dla wybrańców.

Podszedł do niej, położył dłoń na jej ramieniu i popatrzył w oczy, teatralne gesty na wzmocnienie nastroju, przez chwilę stał bez ruchu, szukajac czegoś w jej twarzy, czytając jej zmęczenie, dezorientację i zagubienie. I kiedy już wydawało się, że telefon do wariatkowa był tylko kwestią czasu, powiedział miękkim tonem, nie głośniej niż ona skończyła przed chwilą mówić:
- Za wariata to ty będziesz mnie miała za chwilę.
I znów ten dziwny uśmieszek.

Usiadł przy stole, palcami zabębnił o blat, zastanawiając się od czego by tu zacząć. Miło by było, żeby nie uznała go za wariata, na prawdę. Chciała wiedzieć co się tu dzieje, a co jeśli mu nie uwierzy? Opowie to zbyt prosto, zbyt abstrakcyjnie, czy uzna, że się z niej nabija? Cóż, to ostatnie prawdopodobnie nie - jego skille żartownisia były na poziomie ujemnym, a i kpina była czymś czego nigdy na dziewczynie nie używał, dlaczego miałaby sądzić, że zacznie własnie teraz. Westchnął. Zacznijmy od czegoś prostego. Historia o szaleńcu brzmiała obiecująco.
- Opowiedz mi o tym bredzącym człowieku. Brzmi jakbym skądś to znał - zachęcił, będąc więcej jak pewnym, że udało się jej spotkać Kapelusznika.

Anonymous - 11 Czerwiec 2016, 16:42

Oczywiście że się bała. Szczególnie z tym jego dziwnym wzrokiem. Ostatnio przecież gdy twierdziła, ze atakuje ją jej własny cień, on tego nie widział.
Więc może wszystko to jej urojenia? Wesołe maniaki z ogarniającego ją stresu?
Jego słowa jednak nieco ją uspokoiły.
-Tylko wariaci są coś warci. Człowiek człowiekowi wilkiem, wariat wariatowi wariatem, a kiwi kiwi kiwi.
Gdy skończyła to mówić, a skończyła gdy Eliot ruszył w stronę blatu, położyła zmęczona głowę na stole. Spojrzała do pustej filiżanki i westchnęła cicho.
- On był...cholernie dziwny. Miał czarne gałki oczne. I wziął się zupełnie znikąd na polanie. Był ubrany jeszcze dziwniej niż ja. Wyciągnął kuchenkę z kapelusza, częstował herbatami, ale wolałam ich nie pić, bo nie piję podejrzanych rzeczy z podejrzanych źródeł. Pokazywał zdjęcia z kobietą kotem i mówił o wrotach...to było jakiś rok temu i...i...i coś jest na rzeczy...tak?
Powiedziała, pełna nadziei. Nie wiedziała co myśleć, pisała różne scenariusze, ale jej reakcje zależą głównie od sposobu podania jakichkolwiek informacji przez wujka.
-Mnie już chyba nic nie zdziwi. Znaczy, nie zdziwiłaby mnie już magia. Nie zdziwiłaby mnie też twoja reakcja na moje paplanie. Jestem tylko wariatem z problemami.

Eliot - 15 Czerwiec 2016, 00:28

A kto z nas nie jest wariatem i nie ma problemów... Ale skoro wariat wariatowi wariatem, kiwi kiwi kiwi, a emu emu emu-, ale hej hola, stop, skup się człowieku! Do rzeczy.
Teraz jest twoja chwila. Właśnie ci dziewczyna ułatwiła sprawę, mówi, że nie zdziwi już jej nawet magia. Hahahha. Nie spieprz tego. Musisz być taktowny. I delikatny. Tak. Dasz radę.
- Magia istnieje.
Cholera. A było tak blisko.

Wzruszył ramionami. Przez chwilę nie mówił nic, aż wolno podniósł wzrok na jej twarz badając reakcję na dosyć pusto brzmiące w minimalistycznej kuchni słowa o magii. Nie zapowiadało się na to, żeby nagle miał zaśmiać się ze swojego doskonałego żarciku igrającego na uczuciach Dee Dee, i kazać jej dorosnąć. Zamiast tego westchnął głośno. Przeczesał włosy ręką odchylając się na krześle. Zdawało się, że rysy twarzy mu zmiękły. Zamiast cieni zmęczenia i szorstkiej obojętności na życie, powieki miał lekko zmrużone w łagodnym skupieniu i zamyśleniu, patrzył na odkrywczynię świata magii siedzącą przed nim.
- Pomyśl o tym przez chwilę. Wtedy wiele rzeczy nabrało by sensu, prawda? Ta druga część ciebie, która chciała uwierzyć ma teraz pełne pole do popisu - powiedział rozkładając ręce.
- Ten "dziwak", to pewnie Kapelusznik, magiczna istota. Nie wszyscy mają tyle taktu i rozsądku, żeby ukrywać swoją prawdziwą naturę przed ludźmi - wyjaśniał spokojnym tonem. Odchrząknął. - Tak jak na przykład ja - dodał cicho. Bardzo cicho. Well... that escalated quickly. - Hm - dorzucił, jakby sam trochę zdziwiony, że to powiedział.

Anonymous - 18 Czerwiec 2016, 16:32

A mina Dee Dee wyrażała masę emocji. Delikatny uśmiech mieszał się ze zdziwieniem, mimo że oczy się śmiały, były dziwnie puste i nieogarnięte. Długo Eliot musiał czekać na jej odpowiedź. Aż w końcu w kuchni rozległa się oczekiwana wypowiedź.
- Co.
Tak. To ją trochę zbiło z tropu. KOGO BY NIE ZBIŁO.
- Ok, kłamałam, jednak się trochę zdziwiłam. Uh, wow. Bo mnie nie wkr...- spojrzała na wujka dla pewności- ..nie było tematu.
Przeczesała białe włosie na głowie do tyłu, odganiając lekko niesforną grzywkę z twarzy.
- To miałoby dużo sensu. Wiele wyjaśniałoby, może moje schizy to nie psychoza, nie halucynacje, te dziwne zdarz... ale jak. Jak? Gdzie? W jakiej postaci... - spojrzała na jego łagodniejące oblicze. W żadnym wypadku nie żartował, nie kpił. Raczej... wspierał? To było dziwne, bo dawno nie widziała takiego wujka. Był wiecznie zmęczony, zniszczony, w podobnym, a może nawet bardziej, stopniu co Dee Dee.
Delikatnie rozchyliła usta, jakby miała coś powiedzieć, wargi zadrżały...
I chuj, chciała tylko kichnąć.
- Sorry - dodała wycierając nos. Tak, skupiona mina przez ostatnie sekundy była próbą powstrzymania kichnięcia.
-...czekaj. Czy ty właśnie powiedziałeś że jesteś istotą magiczną?- powiedziała uśmiechając się. To był specyficzny uśmiech, takie niedowierzanie, wyzywające, mówiące ,,udowodnij'' a jednocześnie przyjacielskie. Może więc się z nim droczyła?
Może. Ale mentalne była derpem.


Eliot - 18 Czerwiec 2016, 17:11

Nachylił się oczekująco na jej następne słowa, gotowy odpowiadać na pytania, pomóc, wyjaśnić. Wzniósł brwi oczekująco, jej usta otworzyły się powoli...
A-psik!
-...na zdrowie - powiedział. Jedna brew opadła w dół, przez co przez chwilę twarz odsłoniła wyraz "are you serious?, w takim momencie?".

Było coś w zabawnego w patrzeniu na jej, nie tylko jej, kogokolwiek kto próbował zmierzyć się z kotłującymi uczuciami, sprzecznymi emocjami lub sprawami w teorii zaprzeczającymi podstawowe prawa funkcjonowania świata, wewnętrzną walkę samym ze sobą. Zdezorientowanie, niedowierzanie, zaprzeczenie, zaciekawienie - cały kalejdoskop zmieniający ekspresję twarzy, brwi skrzywione tam, usta inaczej, a teraz jeszcze zaczepne spojrzenie, a jakże inaczej.
Oparty podbródkiem o wzniesioną dłoń odbierał cały ten jednoosobowy teatr ogarniania rzeczywistości.
- Powiedziałem? Hmm, no proszę - mruknął mrużąc oczy, odbijając zaczepkę jakby grali w mentalnego ping-ponga. Jakoś nie miał ochoty zagłębiać się w rozmowę o sobie na pierwszy rzut. Ale patrząc na to z perspektywy: pojawił się w jej życiu znienacka, ubabrany niebieską krwią, przez lata izolował się od społeczeństwa, niewiele o sobie mówił, czasem szwankował z technologią i ludzkimi systemami rządowymi w sposób raczej dziwaczny. Trochę jakby był nie z tego świata.

- Nie bardzo jest to magia typu "Jesteś czarodziejem, Dee Dee!", a bardziej jak... - zakręcił dłonią kółko w powietrzu szukając lepszego odpowiednika na porównanie. Pstryknął palcem kiedy po paru sekundach złapał odpowiednią myśl.
- To przedstawienie, w którym kiedyś grałaś Królową Kier? Alicja w Krainie Czarów? Cała ta historia, Szalony Kapelusznik, Zając, dziewczynka po drugiej stronie lustra. Coś jak to. Właściwie - zrobił krótką pauzę, zastanawiając się nad czymś. - Myślę, że cała książka bazuje na opowieści dziewczynki, która rzeczywiście przeszła do świata magii, tego mojego, prawdziwego, magicznego; wróciła tu, do świata ludzi - wskazał palcem Dominicke jako przedstawicielkę i reprezentanta ludzkiego rodu w tej historii - opowiedziała historię swojemu fotografowi Lewisowi Carrollsowi, który przerobił to na książkę. Mają sporo podobieństw - przyznał. Czuł się jakby opowiadał bajkę. Historyjkę. Zakładał przynajmniej, że dla niej dalej tak to brzmi. Ale w pewnym momencie dojdą do tej chwili, kiedy elementy układanki wskoczą na swoje miejsce i każde słowo nabierze nowego sensu.

Anonymous - 18 Czerwiec 2016, 18:09

- Kuurcze, a zawsze myślałam że to znamię w kształcie Madagaskaru na pośladku oznacza że wyślą po mnie sowę. Cholera.
Dość szybko odnalazła się w nowej rzeczywistości, no nie? Minęło kilka minut od wiadomości że ~**MAGIA ISTNIEJE NAPRAWDĘ**~ a ona już sobie śmieszkuje. Każda próba zakamuflowania zmieszania i zdziwienia jest dobra.
Ale wierzyła wujkowi. Miała problemy z tym że to naprawdę istnieje, ale wiedziała, że wujek by jej nie okłamał dla jaj. I mimo że to trudne, że biła się z myślami, to słowa wujka jednak były dla niej mocną podstawą.
- ...Serio. I macie gadające kwiaty, dzikie imprezy na łąkach pełnych dziwnych roślin, latająco-znikające koty i psychopatycznych władców którzy lubią zabijać? Niezłe bagno. Dlatego tam już nie mieszkasz?
Przez chwilę popatrzyła na niego i zdała sobie sprawę że pytanie mogło być nie na miejscu. Przecież mogło się zdarzyć coś dla niego nieprzyjemnego. Mógł uciekać przed mafią czy kimkolwiek. Mógł zostać wygnany. Wszystko mogło się stać.
- Przepraszam, chyba nie powinnam pytać... -posmutniała lekko, uciekając wzrokiem.
- Ale... to kim ty jesteś więc? Jesteś Kapelusznikiem? A może Królikiem? - powiedziała, a na jej twarzy namalowało się takie dziecięce rozmarzenie. Nie trudno o to gdy wyobraziło się swojego wujka jako uroczego króliczka.
- Uroczy króliczek. Który dymi jak fabryka. Seems legit.

Eliot - 18 Czerwiec 2016, 19:30

Nigdy by nie pomyślał, że ktoś zaufa mu do tego stopnia, żeby wierzyć w takie bzdury. A jednak. Jednocześnie przyjemnie chełpiące, jak i przerażające, uczucie ciężaru zaufania i odpowiedzialności. Wywraca świat do góry nogami, a ona mu wierzy. Nie zasługiwał na taki kredyt zaufania, wiedział o tym, zwłaszcza po latach mniejszych i większych kłamstw. A jednak tu była, siedziała przed nim, rzucała żarcikami na potrzebę własnego rozluźnienia. Uśmiechnął się pod nosem krótko.

- Nie szkodzi, w porządku - zapewnił ją krzyżując ręce na piersi. Powód dla którego stamtąd się zabrał, a dla którego był tu, zdawał się być niezwykle daleki, nieważny i nieistotny. Tak nieistotny, że nawet go nie pamiętał. Albo nie chciał pamiętać, i robił wszystko, żeby sobie nie przypominać. Niech tak zostanie. Dominica nie miała jak o tym wiedzieć, więc jej pytanie w żaden sposób nie zostało źle odebranie, ale on również na sekundę powędrował wzrokiem w górę, ale zaraz odpędził to wszystko wzruszo-kiwnięciem, w którym wykonuje się obojętne kiwnięcie głową i ramionami jednocześnie.
- Zamiast takich dziwów macie tu telewizory - gadające pudła z ludźmi w środku, dzikie imprezy w klubach, samoloty, które czasem robią to samo co nasze koty, latają i znikają. Co do władców, zdaje się, że mieliście Hitlera i paru innych przejemniaczków - wyciągnął całkiem akuratną wedle niego listę porównań. Z jego perspektywy, tak koniec końców, nie bardzo się to wszystko różniło. Ludzie są wszędzie tak samo idiotami, tylko jedni strzelają ogniem z rąk, drudzy z karabinów. Jedyna różnica która miała znaczenie - swojskie zielska na skręty. O wiele lepsze w Lustrz niż tutaj.

Zmiana tematu poszła łatwo, bo zaraz wrócili do kwestii.. hmm... jego kwestii. Nie mógł jej winić. Zresztą, sam tą wiadomość przemycił, po cichu, żeby jakoś ostrożnie i bez fajerwerków w to wejść. I o to byli.
- Kapelusznik? - wydawał się szczerze rozbawiony. Można było to poznać po tym, że pochylił głowę do przodu i stłumił próbę rozciągnięcia się ust w uśmiechu. Miał limit uśmiechów na miesiąc, i zdaje się, że musiał jeszcze parę zachować na następne etapy rozmowy.
- Znak rozpoznawczy na tych dziw... popapra... Kapeluszników? Kapelusze. Bez kapelusza jak bez ręki. Biały Królik już bliżej, ale to bardziej posada i jest zajęta przez jakąś młodą Lunatyczkę - może i mieszkał w Świecie Ludzi, ale koniec końców sam był Lunatykiem. Przy okazji ostatniego spotkania z bratem w karczmie jakiś jego lunatyczny, przeklęty gen niepowstrzymanej chęci wiedzy i informacji sprawił, że popytał co tam u Lunatyków w trawie piszczy.
- Och - uświadomił sobie, że wydał nazwę kolejnej z ras. Więc teraz wie o Kapelusznikach i Lunatykach. Powoli do czegoś dochodzą.
- I ja, panno Dominicko, jestem Lunatykiem - ukłonił się na ile mu pozwalał fakt, że siedział na krześle.

Anonymous - 18 Czerwiec 2016, 19:58

Piłeczka odbita. Ping pong w swoistym wydaniu.
- No dobra, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, co dla nas jest zwykłe pewnie dla nich... - chwila zawiechy, bo jakoś nie może nadal przestawić się na to, że wujcio należy do tej wesołej ferajny - dla was... jest czymś dziwnym. Pokój dla pająka jest chaosem dla muchy, t... to dlatego tak długo nie miałeś telefonu? - zadała zupełnie nagle pytanie, wydające się zupełnie nie na miejscu. Ale ona pamięta takie drobnostki, smaczki, easter eggi.
- Czyyyli moją wiedzę na temat kapeluszników mogę opierać lekko na Alicji tak? To ułatwia sprawę... -dodała pod nosem ostatnie słowa, a gdy wujek oznajmił jej kim jest, spojrzała na niego ze śmiertelną powagą, jakby zdradził ogromny sekret i powiedziała grobowym tonem.
- Ta też.
I równo cztery sekundy po tym wybuchła śmiechem.
-Znaczy, takim normalnym, znaczy...niemagicznym - poprawność polityczna, wow. - I co takie lunatyki robią? Powiedz proszę, że zmieniasz się w uroczego króliczka, tuliłabym cię nieprzerwanie, nuu!- powiedziała piskliwie, bujając się na boki, czekając na kolejne rewelacje ze strony wujka.
Tak, miała do niego ogromne zaufanie. Ale nie było to coś, co było budowane z w ciągu dwóch minut. Może nie wiedzą o sobie wszystkiego (a taka wiedza na pewno pogłębiłaby nie tylko ich relacje ale i depresje obojga) ale Dee nie zna nikogo komu mogłaby tak ufać. Nawet sobie tak nie ufa jak jemu. Więc czego nie miałaby mu uwierzyć gdy mówi że magia istnieje.
- To wszystko brzmi jak jakieś majaki... myślisz że będę miała okazję kiedyś ją zobaczyć?

Eliot - 19 Czerwiec 2016, 20:48

- Eee... tak? - zawahał się z odpowiedzią o telefon. - Po części, owszem - przyznał, bo jednak znaczną część nieposiadania telefonu determinował fakt, nie że miał ochoty z nikim rozmawiać. I poza Didi i jego szefem z warzywniaka, nie miał również z kim. Telefon przez pewien okres czasu kojarzył mu się tylko i wyłącznie z urządzeniem inwigilacji, przez które bał się, że MORIA wpadnie na jego ślad, jako na magiczną istotę, uciekiniera z laboratorium organizacji. Zanim zrozumiał szczegółowiej działanie i sposoby pozostania względnie anonimowym przy użyciu telefonu, minęła dłuższa chwila.

Odsłuchał symfonie śmiechu, pobłażliwie zerkając na jej rozbawienie.
- Nie wiem jak lunatykowanie kojarzy ci się z zamianą w królika, na prawdę - westchnął. Co ona miała z tymi królikami. Znaczy się, on też lubił króliki. Prawdopodobnie bardziej niż się przyznawał, bo szczytem jego wyznań w zakresie uwalniania emocji dotyczących rozczulania się nad czymś kończyły się na suchym "lubię króliki". Po szorstkich, ale pełnych uznania komentarzach "małe, skubanie dranie" można wywnioskować, że rzeczywiście je lubił, już od dzieciństwa. Na łąkach niedaleko jego rodzinnego domu hopsały sobie te małe nieuchwytne dranie, słodko marszcząc noski, często uciekając i chowając się za pasącymi się na cudzych ogródkach Reillach. Zresztą, no właśnie, sam gigantycznego bestio-królika przecież miał za przyjaciela, uśmiechnął się w myślach do siebie wiedząc, że na pewno pokaże go Didi. Już czuł satysfakcję na scenę, kiedy będzie stała koło Króliczastego, który rozmiarem był inny niż każdy przeciętny króliczek.

- Czy... będziesz miała okazję zobaczyć magię? Pakuj manatki jak na tydzień biwaku i możemy się przejść na spacer do tego szurniętego kawałka ekscentrycznej ziemi - wzruszył ramionami, kompletnie ignorując coś takiego jak obowiązek szkoły czy rodzicielskie pozwolenie. O bezpieczeństwie i rozsądku nawet nie wspominając.
- Możemy zacząć nawet teraz - mruknął z niejakim rozbawieniem przemieszanym z pewną dozą gburowatej irytacji, która wzięła się z tego, że zdał sobie sprawę, że bardzo łatwo mógłby teraz rozbawić i ucieszyć dziewczynę króliczą niespodzianką, ale odkrył, że bardzo nie chce tego robić. Zamienianie się w małe, puszyste króliczki nie figurowało w żaden sposób na jego liście fizycznych i psychicznych doznań do odhaczenia. W ogóle. Nigdy.
Więc mówi coś fakt, że dla Dee Dee ten wrak człowieka, urodzonego z genem nałogu palenia i kompletną ignorancją na podstawowe funkcje życia w społeczeństwie wstał, wszedł na stół i wydobywszy coś z kieszeni wsunął na nadgarstek, który na krótko zajaśniał słabym blaskiem czerwieni, a chwilę później na stole siedział szary królik domowy. Nie był szczególnie uroczy, po prostu królik, i wbrew wszystkiemu wychodziła z niego jakaś eliotowa aura stagnacji, małomówności i niechęci do życia. To był bardzo ponury królik. Ale odwrócił się w stronę dziewczyny i stanął na tylnych łapkach, prezentując mały ułamek możliwości działania magii.

Anonymous - 20 Czerwiec 2016, 07:21

-Lunatykowanie kojarzy mi sie z chodzeniem we śnie, po prostu poruszyłeś temat Alicjii, a ty na królika byś mi pasował. Tylko nie wiem czy na białego czy marcowego... - westchnęła, opierając głowę na rękach.
To wszystko było takie szalone, a ona tak szybko się w to wbiła. Przyjęła za nową rzeczywistość,do której musi przywyknąć.
-Ciekawe ile z tego co mi sie przytrafiło było magiczne. Albo ile osób, które znam, są magiczne jak ty...-westchnęła pytająco, badając wzrokiem wujka. To nadal ten sam Eliot, nałogowy palacz, zmeczony życiem...
- krwawiący na niebiesko - powiedziala cicho, kończąc sentencję z głowy. - wtedy, te kilka lat temu to nie byla dziwna choroba, no nie...? Ty po prostu krwawisz na niebiesko...? - zapytała, przechylając głowę i badając emocje na twarzy Eliota.
- Co konkretnie robia lunatycy? I dlaczego ich krew jest niebieska? - teraz włączyło się w niej to analityczne dziecko, które szuka w przeszłosci i zadaje pytania. Nareszcie ma komu.
Na słowa wujka odnośnie podróży, uśmiechnęła sie. A byl to uśmiech szczery i dziecięco radosny, dawno nie goszczący na jej twarzy.
- N...na prawdę mógłbyś mnie zabrać? To na pewno bez... Jebać. Pasowałoby coś wymyślić na rodziców... - od razu przeskoczyła w temat zalatwienia spraw formalnych.
- Musialbys do nich zadzwonić i coś... Co ty robisz? - zapytała, widzac jak wchodzi na stół.
Bibidi-bobidi-jeb i zamiast wujka przed nią siedział na stole królik. Szary. Puchaty. Zmęczony życiem i śmierdzący fajkami królik.
W tym momencie wydała z siebie, kolejno, trzy wrzaski.
Pierwszy, typowo przerażony tym, co się właśnie stało.
Drugi, chwilę potem, połączony z westchnieniem i jękiem, cichrzy krzyk zdumienia i zdziwienia.
I w końcu trzeci, krzyk dziecięcej radości na widok czegoś uroczego.
-WUJKU JESTEŚ KJÓJIKIEM!- powiedziała i nachyliła się i zrównała wzrokiem z królikiem na stole.
- Jesteś. Taki. PJENGNY. I FLUFIASTY!- dodała znów entuzjastycznie, i bez pardonu zaczęła miziać królika za uchem. A ona ma wprawę w mizianiu.

//wybacz błędy, pisałam z telefonu xDD



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group