Anonymous - 30 Marzec 2015, 20:43 Powoli, spokojnie. Puszki z farbą zostały za tobą, kilka kroków zaledwie. Na co one tu stały? Raczej nikt nie chciał malować ścian jaskini, a już na pewno nie taką farbą. Choć zawsze można się mylić. Po niektórych głowach chodzą dziwne myśli...
Kolejne kroki i po chwili kolejny zakręt. Nic nowego, no, może ten jest odrobinę ostrzejszy niż poprzednie. A co za zakrętem? Szok i niedowierzanie.
Różowowłosy człowiek siedzi i delikatnym pędzelkiem czyści czaszkę jakiegoś niewielkiego stworzenia. Nie ma wątpliwości - właśnie znalazłeś swoją Vegę. Jednak nie zdążasz nic powiedzieć gdy wyprzedza cię jej głos:
- Ci, ci, ci, nie przeszkadzaj.
I jak gdyby nigdy nic dalej smyra czaszkę pędzelkiem.
Pędząca bryła była jednocześnie mężczyzną i bryłą, choć z każdym zbliżającym się milimetrem Vega musiała być bardziej świadoma faktu, że to wcale nie jakiś wytwór jej wyobraźni. Ten facet pędzi na ciebie. Facet, wyglądających jak góra sprawnych i silnych mięśni pędzi i właściwie nie do końca wiadomo, co chce zrobić.
Dobra, chwila czasu na zastanowienie co z tym fantem zrobić.
I chwila się skończyła. Twarda masa mięśniowa wbiegła prosto w biedną Vegę i zachowała się co najmniej dziwnie. Zatrzymała się. A Vega została odepchnięta mocno do tyłu, odleciała kawałek, po czym uderzyła boleśnie plecami o kamienistą zamię, nabijając sobie przy tym rękę na bardzo ostry kawałek skały.
Chwila czasu na dojście do siebie.
Nie, jeszcze nie minęła. Przeciwnik czekał właściwie nie wiadomo na co. Może na odwet?Vega - 31 Marzec 2015, 10:56 Myślałam, że ta bryła tak jak pojawiła się niespodziewanie, tak samo też zniknie. Później, że jest nieprawdziwa tak samo jak wiele dziwnych rzeczy się tutaj dziejących. A potem tylko poleciałam na plecy.
No to ładnie. Chwyciłam się za nabitą na skałę dłoń - rana do krwi, nieprzyjemna, okropnie kująca. Po plecach zaś przechodziły mnie fale parzącego bólu. Powstałam, pomagając sobie tylko sprawniejszą kończyną. Zamachnęłam przed oczami dłonią - widziałam dobrze. Chyba nic mojemu wzrokowi nie dolega. Spojrzałam ponownie na mięsistą bryłę człowieka.
- Czym jesteś? - a czemu nie "kim"? To oczywiste: spotkanie tutaj ludzi zdawało mi się rzeczą jedną z ostatnich, jakie mnie się przydarzą. Bardziej już uwierzyłabym chyba w zjawienie się kośmitów. Zielone ludziki!
Odeszłam kilka kroków w tył. W świetle latarki widziałam nieco zaburzoną kreskę, zbudowaną z odłamków skalnych. Przynajmniej wiem, że za mną jest droga powrotna, przynajmniej wiem, że może już czas z niej skorzystać. Ale obrócić się w obliczu widzenia tej olbrzymiej skały to jedna z ostatnich rzeczy, której chcę dokonać.
Wycofywałam się krok za krokiem, do chwili aż w swietle latarki nie widziałam tego olbrzyma. Każdy krok szybszy, dynamicniejszy od poprzedniego. A gdy już w świetle latarki go nie widziałam, bądź zaczął mnie gonić - odwóciłam się na pięcie i dałam prosto nura, ile tylko sił w nogach i motywacji w głowie.
Szopie, gdzie Ty jesteś?!Raccoon - 2 Kwiecień 2015, 17:18 Szedł dalej korytarzem za sobą pozostawiając plamy, malunki i dziwne dźwięki... Nie, tak naprawdę hałas przewracanych puszek wciąż dudniał mu w głowie, bo w końcu i sprawcy nie udało się odnaleźć. Czy mógł w takim wypadku czuć się bezpiecznie? Ha, bezpiecznie w tej nawiedzonej, przepełnionej potworami kopalni... Nie żartuj sobie, Racc. Usta zacisnął w wąską kreskę, z uwagą obserwując każdy nowy obszar, jaki odsłoniło przed nim światło latarki.
Zerknął na Ciastorka, który o dziwo przez cały ten czas siedział cichutko i w żaden sposób nie utrudniał podróży. Być może zasnął. Jednak Nathan nie chciał w tego sprawdzać, aby przypadkiem zwierza nie obudzić i rozdrażnić przy okazji.
Tunel gwałtownie zakręcił, więc i mężczyzna w ten sam sposób się skierował, lecz to, co zaraz dalej ujrzał przeszło jego wszelkie oczekiwania. Oczy rozszerzyły się w zdziwieniu, usta także lekko rozwarły, samemu zatrzymując się w połowie kroku z zapewne nie małym ogłupieniem na twarzy. Nie było mowy o żadnej pomyłce, przecież ta osóbka była mu tak dobrze znana, że nawet ta chwila rozłąki nie mogła wymazać mu jej z pamięci. Bo nie mogła, prawda?
Już chciał ruszyć w jej stronę, wziąć w ramiona ciesząc się, że znów razem będą mogli badać dalsze zakątki jaskini, kiedy kolejne zaskoczenie wzięło górę. Nie przeszkadzaj? Co to niby ma znaczyć?
Zabolało. Nie takiej reakcji się spodziewał, gdy już w końcu się odnajdą. Rozumiał, całkowicie szanował to z jakim zaangażowaniem Vega bawiła się w swoje hobby. Wiedział doskonale, że to nieodłączna część jej życia, która bez wątpienia zajmuje więcej miejsca w jej sercu niż cokolwiek inne. Ale, do cholery, mogła się chociaż wysilić na głupie „O, jesteś, dobrze, że żyjesz.”. Zamiast minimalnego zainteresowania, być może przesadzony, chłód porządnie walnął go w twarz. Nie, tego już na pewno po sobie nie pokaże.
- Vega, przestań... Martwiłem się o ciebie, zniknęłaś przy wagonikach tak nagle. Co się stało? Siedzisz tu jakby nigdy nic, podczas gdy ja odchodzę od zmysłów. Mogłabyś chociaż mi to wszystko wytłumaczyć. Nic ci nie jest? – Po chwili także uświadomił sobie, co zaszło we wcześniejszej części korytarza. - Czy ta farba to twoja sprawka? - Podszedł do niej, przykucając tuż obok dziewczyny i bacznie przyglądał się jej pasjonującemu zajęciu. Chwycił ją za dłoń, tą, którą trzymała pędzelek i wyczekiwał jakiejkolwiek odpowiedzi. Przecież nie pozwoli się całkowicie ignorować, choć minutę może mu poświęcić, świat przez to nie zniknie pogrążony jakąś apokalipsą.Anonymous - 2 Kwiecień 2015, 22:07 Czym jest? Niewzruszonym osobnikiem stojącym i gotowym do walki. Bo wyraźnie chciał walczyć. Ale czekał na jej ruch. Jakby to były szachy - skoczek z a3 na d6. Co na to królowa?
Nie zdążyła odbiec za daleko gdy usłyszała zafrasowane i dość głośne słowa mężczyzny:
- I zostawisz tak swoje dziecko na pastwę tego wszystkiego?
I faktycznie po chwili usłyszała dochodzące gdzieś z cienia za mężczyzną jęki, jakby to jej związane i zakneblowane dziecko zawodziło błagając o ratunek. Czy to kolejny miraż? A może faktycznie tak a nie inaczej jest i nie trafiła w to miejsce przypadkiem?
Cóż, jeśli zdecydowała się to zignorować i dalej uciekać to nikt ani nic za nią nie ruszyło i znów trafiła do miejsca, gdzie korytarz dzielił się na pięć odnóg - tą, w której była, tą którą przyszła i te jeszcze nie zbadane, lecz Szopa wciąż nigdzie nie było.
- Mówiłam nie przeszkadzaj - ofuknęła Raccoona Vega, ale dopiero gdy ten złapał ją za nadgarstek. Wcześniej tylko się krzywiła z każdym kolejnym słowem i wyraźnie nie było jej nie w smak to co robił jej ukochany. - Jaka farba, jakie wagony? Przecież odszedłeś tylko na kilka chwil by zajrzeć za róg. Nie było cię z pół minuty i już masz halucynacje? Czego ty się tam nawdychałeś? Pokaż mi - zażądała gwałtownie podnosząc się z ziemi.
Przy okazji pociągnęła za sobą Raccoona i wypchnęła go przed siebie, by pokazał drogę i to co mu zrobiło to co zrobiło. Z przejęcia nawet nie odłożyła pędzelka ani czaszki. Tylko dalej zamiatała nim po górnej części czaszki.Vega - 3 Kwiecień 2015, 21:51 Królowa na to, że nie czuje się zagrożona.
I już się królowej oberwało za tę pełnie zdrowia. Posłyszałam dziecięce piski mówiące o byciu więzionym. Zaprawdę, melodia chwytająca za... buty. A tak, właśnie, bo wtedy nieco zwolniłam, jednakże prędko ogarnęłam emocje, które nie miały wygód do rozejścia się po moim umyślę tak gęsto i często, jak w swoich niecnych planach to skomponowały w jedną wielką histeryczną powódź myśli.
I jednak się ugięłam temu szaleństwu. Ale wytrwale biegłam przed siebie. Odwróciłam się tylko raz, teraz, ale za mną nie było mojego dziecka. TAG, mojego, tag, urodzonego własnym cielesnym ciałem piętnastoletnim. Coś mi z głową szwankowało niczym w czarno-białym telewizorze z kolorami. Jego głos był cudowny, jakbym siebie słyszała i pewność miałam zabójczą, że to moje dziecię jest. A wiek tak młody nadmieniłam, bo ostatnimi długimi dniami takowy posiadałam. Bo do tego przywykłam, choć od paru godzin posiadam swój standardowy.
Korytarz, a potem trzy odnogi niezbadane. W który się udać, w który - myślałam zanim jeszcze wbiegłam na rozwidlenie. I skręciłam w prawo jak poparzona, byle najprędzej zniknąć z oczu temu-czemuś. Wybrałam tunel będący na skraju, czyli wcześniej oznaczany jako prawy ale wedle mojego obecnego punktu widzenia - drugi po lewej. Po to, aby ewentualne goniące mnie bydło musiało mieć pięćdziesiąt procent szansy, że pobiegnie za mną, przy założeniu, że widziało jak skręcam w tę stronę. To zawsze jakieś nadzieje ze sobą niesie, kiedy przeciwnika ma się możliwość zgubić. Po policzkach płynęły mi łzy, bo zostawiłam swojego potomka, wybierając własne życie.
A co tam jeden potomek, Szopek da nam wiele więcej dzieci. Pocieszna myśl, bardzo. Ach, cóż się ze mną dzieje, że mnie serce nie kraje od tego galimatiasu?! Ach tak, przetrwanie się dzieje, przetrwanie... Trwajmy więc w wierze i miłości, i walczmy, aby rich dokonywać!Raccoon - 5 Kwiecień 2015, 15:27 Wciąż miał nadzieję, że zachowanie Vegi się uspokoi i przede wszystkim znormalnieje, gdy ten jej w znacznym stopniu przeszkodzi. Jak bardzo się mylił! Coraz bardziej poirytowany słuchał jej słów, nie mogąc się nadziwić, tej nagłej zmiany w jej zachowaniu. A kiedy już sądził, że wszystko, co dziwne zdążyło go spotkać - bum! Niespodzianka!
- Żartujesz sobie prawda? Zwariowała! – Porwała go za sobą kilka kroków, zanim Szopek całkowicie wyszedł z szoku. Wtedy też gwałtownie się zatrzymał i nie pozwolił dalej prowadzić. Obrócił się przodem w stronę różowowłosej i z przejęciem przyłożył dłoń do jej czoła, by upewnić się, czy nie jest to objawami zbyt wysokiej temperatury.
Nie wyglądało to już na jakiś głupi żart, więc po głowie plątało mu się pełno myśli, których uporządkować nie potrafił. Pozostały dwa, no może trzy, logiczne wyjaśnienia, każde z nich prawdopodobne, jednak nie ze wszystkich byłby zadowolony.
Pierwsze zakładało, że Nathan dzięki tej wspaniałej kopalni zwyczajnie oszalał. Nie wiedział co robił, co mówił, gdzie chodził – po prostu co się z nim działo i wmawiał sobie jedynie rzeczy, które mu się wydawały, a prawdziwymi nie były. Oby tak nie było. Jednak wtedy chyba Vega by się inaczej nie zachowywała...
Dlatego drugie stawiało na dopadnięcie tej samej przypadłości jego ukochanej. Przy wagonikach spuścił ją na chwilę z oka, ona zbyt ciekawska zawędrowała gdzie nie trzeba, zgubiła się i oto ma przed sobą skutki.
Trzecia. Ech, aż sam się bał tej opcji, jednak wydawała się najbardziej prawdopodobna – istnienie kopii ich obojga. Być może drugi on, którego spotkał jeszcze przy wagonikach, był tym Raccoonem, o którym mówiła ta Vega. To na niego czekała, to z nim tu była, bo z jakichś powodów jaskinia ich postanowiła stworzyć. Tylko... Co z jego prawdziwą Vegą? Przepadła, a on w dalszym ciągu choćby tropu jej nie znalazł. Co jeśli... Jeśli jego Vega utknęła w wymiarze tej Vegi i wymieniły się miejscami. Dlaczego w takim razie nie udałoby się i Szopa z nią przenieść?
Nie było czasu na takie rozterki, stojąc w miejscu na pewno niczego się nie dowie.
- Chodź, nie mamy czasu na zabawy, razem zbadamy dalej ten korytarz. Macaj sobie tym pędzelkiem dalej, bylebyś ze mną szła i się nie zgubiła, dobrze? – Wolał ją mieć przy sobie, tak na wszelki wypadek, gdyby opcja numer dwa okazała się być prawdziwa. Zresztą lepiej być w większej grupie w razie ewentualnego zagrożenia. I nie brał pod uwagę, że ta dziewczyna mogłaby nim być. - Czy znalazłaś... – Nie podpowiadaj, sprawdź ją. – ...to, po co przyszliśmy? Po co ci ta czaszka? – Wcześniej się nad tym nie zastanawiał. Prawda, i takie rzeczy zapewne zainteresowałyby Vegę, jednak ta się na niej wyjątkowo skupiała – czy to normalne? Nie dla niego, cóż.
I poszedł dalej, nie zapominając oczywiście o Ciastorku i mając nadzieję, że ze spotkaną panną u boku.Anonymous - 12 Kwiecień 2015, 18:35 Ah, biedna. Niby uciekła, a krzyk dziecka wciąż się w głowie odbijał i opuścić jej nie chciał. Tak, jakby wciąż stało gdzieś tuż poza zasięgiem światła latarki, blisko, bliziutko, ale daleko, niedosięgalne... I nie chciało dać się z głowy wypłoszyć, ani też odnaleźć i uwolnić. Bo przecież pozostało w tamtym tunelu, prawda? O ile w ogóle było, to powinno być tam... Wyrodna matko. Jakżeś tak dziecię swoje mogła porzucić? Czy nie wiesz, jaka cię klątwa spotkać za to może?
Ale skupmy się teraz na tym, gdzie Vega trafiła. Otóż jaskinia ta nie różniła się od tej, gdzie trafiła przed chwilą, prócz faktu, że po chwili oczom kobiety ukazały się drzwi. Olbrzymie, drewniane, wyglądające na bardzo porządne i zadbane drzwi, z potężnymi okuciami, bez klamki, ale za to z zasuwą na ich środku, przez którą ktoś z drugiej strony mógłby chcieć wyjrzeć.
Ale po co komuś takie drzwi?
Cokolwiek Vega próbowała z nimi zrobić - pukać, szarpać, wyważyć w akcie desperacji i chęci wyładowania gniewu - w pewnym momencie zasuwa otworzyła się gwałtownie i pojawiły się w jej miejscu czujne, ciemne oczy, otoczone całą gamą zmarszczek, przysłonięte kosmykami włosów koloru najprawdopodobniej zielonego.
- Czego tutaj? - burknął osobnik, ale kolejne jego słowa wykazały, że to najwyraźniej typ który najpierw mówi, później myśli. - Ah, po kryształy, tak, tak.
Zasuwa została zasunięta. A później się rozsunęła znowu.
- Chcesz dostać kryształy to przynieś rzeczy z listy. Są w korytarzach obok. Ale kryształy są tylko w tym. Nie kombinuj, będziemy wiedzieć, jeśli będziesz kombinować. Połam nogi - powiedział mężczyzna, upuścił kartkę, zamknął zasuwę. I żadne apelacje nie sprowadziły go z powrotem na miejsce.
Kartka sama w sobie zwyczajna, żółta, trochę wyszarpana na rogach, miejscami poplamiona czymś ciemnym. Za to jej treść już była nieco specyficzna:
Ognista woda.
Fioletowy wiatrotworzyciel.
Ostrze desperacji.
Odpowiedź na zagadkę.
I bynajmniej zagadką w tym wypadku nie będzie "o co tutaj biega?"
- Ja zwariowałam? To ty zwariowałeś! - wściekła się kobieta, gdy jej ukochany nie zrobił tego co miał zrobić. - I nie, wcale nie dobrze. Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto znalazł cel swojej wyprawy?! - krzyknęła rozkładając ręce z pretensją, zaciskając przy tym dłonie tak mocno, że aż coś chrupnęło. Czaszka. To czaszka chrupnęła. - Widzisz?! - wrzasnęła wymachując mu nią przed oczami. - To twoja wina! Gdybyś nie zaczął się nagle zachowywać jak naćpany to to by się nie zniszczyło! A byłam pewna, że to nam pomorze i teraz już na pewno nie pomoże! Jak zamierzasz to naprawić niby, co?!
Krzyczenie nie było najrozsądniejszą myślą w takim korytarzu, takim miejscu i takim czasie, szczególnie, że nigdy nie wiadomo, co się stanie. Ale Vega nic sobie z tego nie robiła i kontynuowała swoją tyradę podniesionym głosem, z zeźloną miną... Wściekła i zdolna do wszystkiego.Raccoon - 13 Kwiecień 2015, 12:23 Zatrzymał się w pół kroku z głośnym westchnięciem. Ta dalej swoje, nic po dobroci i najwyraźniej w żaden sposób nie dało się dogadać. Gdyby nie wątpliwości, co do prawdziwości tej oto kobiety, zwyczajnie przerzuciłby ją sobie przez ramię i zabrał tam, gdzie mu się żywnie podobało. Tak miał pewne obawy, coś go skutecznie powstrzymywało.
Zwrócił się w jej stronę, twarz przecierając dłonią w geście rezygnacji. Zapewne jeśli nie będzie po jej myśli, może iść sam.
- Dobrze, już dobrze, niech ci będzie, zwariowałem. – Kobiecie trzeba przyznać rację, żeby nie złościła się jeszcze bardziej! Nie chciał żadnej awantury, a już na pewno nie w środku przeklętej kopalni w magicznym świecie, zmęczony nie tylko fizycznie poprzednimi wydarzeniami, ale także psychicznie. I ja bym miał z taką spędzić resztę życia?
I czuł po kościach, że teraz już dobrze się to nie może skończyć, kiedy tylko czaszka w jej dłoni została zniszczona. Przyjął na siebie całą lawinę oskarżeń, oczywiście nie mówiąc jej o tym, że to ona sama ją skruszyła, podczas gdy Nathan stał wpatrując się z politowaniem.
- Już, spokojnie. Nie płacz nad rozlanym mlekiem, bo czaszka by tu raczej niewiele zmieniła. I nie denerwuj się, tylko przez to popełnimy jakiś błąd. Teraz najlepszym wyjściem będzie skupić się na dalszej drodze, zamiast tkwić w jednym miejscu. Nie daj się prosić, tego nie naprawimy, możemy tylko szukać dalej. – Silił się na jak najbardziej spokojny głos, nie chciał znowu doprowadzać jej do szału. Nie umknęło jego oczom w jakim stanie znajdowały się tutejsze korytarze, dlatego pogarszanie sytuacji wrzaskami nie było najlepszym pomysłem. Nie wspominając o potworkach tu mieszkających, sądził, że te spotkane w poprzednim tunelu należały do jednych z mniej niebezpiecznych, jakie tu można było spotkać. Oby tylko Ciastorek znosił podniesiony głos Vegi.
Patrzył na nią wyczekująco, modląc się, aby niepotrzebnie nie tracił czasu. Martwił się o Vegę, jednak jeśli to była właśnie ona, musiał znaleźć jakieś rozwiązanie, które doprowadzi ją do normalnego stanu. Potrzebował jakiegoś konkretnego potwierdzenia lub zaprzeczenia swoich teorii, jednak te jak na złość nie chciały się pojawić. Wciąż miał wiele wątpliwości, które z każdą chwilą narastały.
- Co więc mam zrobić, byś była zadowolona? – Może jednak trzeba było się na niej skupić, poświęcić więcej uwagi niż planował. Stworkowi na ręce zaufał, starał się pomóc. Być może jej również powinien? Prawda, takim zachowaniem nie jednego dzielnego rycerza na białym rumaku by odstraszyła. Ale on do nich nie należał i mimo wszystko, widząc w niej nawet sam wygląd Vegi, nie byłby w stanie tak zwyczajnie jej tu zostawić.Vega - 29 Kwiecień 2015, 18:21 Zła ja, ale czy ja kiedykolwiek byłam dobra? Buahaha, zła Vega! Przecież to dziecko nie może istnieć, nie ma go już tu. Gdziekolwiek się podziewa i jest mi pokrewne, nie może na mnie oddziaływać inaczej, niźli pamięcią o sobie. A to jest takie ustrojstwo, potrafiące tak człowiekowi zagrać na wyborach i stłamsić w spokoju ducha, że już wolałoby przedszkole prowadzić.
Czyli jednak lepiej, gdybym zagubionego wzięła prosiaczka za rękę!
Jaskinia. Znowu. Kolejna. Ciemna. I Drzwi. Oczywiście, że próbowałam je otworzyć jakimkolwiek sposobem, poczynając od zwykłego pchnięcia, kombinując z zasuwą i zawiasami, na kopaniu w nie solidnym butem kończąc. I metal tuż przed oczyma zaskrzypiał do moich uszu. Odsunęłam się gwałtownie, omal nie wywracając się na plecy. Złapałam równowagę rękami i złapałam wzrokiem oczy domniemanego starca.
- Huh?.. - parsknęłam, niechętna do kolejnej interakcji z ludźmi. Za dużo człekokształtnych, potworków i wszystkiego! Chcę kryształy! Taka ze mnie materialistka!
Zjadłabym coś. Jakieś mięsko.
Burknęłam pod nosem, uczyniłam mindfuck na rzucony mi rozkaz jak ochłap psisku i stwierdziłam, że zdecydowanie zgłodniałam.
- A Ty co za jeden? - Wydusiłam z siebie pytanie, ale jegomość znikł za zasuwą i udawał przygłuchego na moje dobijanie się do drzwi.
Spojrzałam na kartkę. Schyliłam się i myślałam. Bałam się jej dotknąć! Wyciągnęłam rękę, skierowałam na powrót do siebie i powtórnie ku kartce wymierzyłam, tym razem zdecydowanym ruchem, gniotąc ją chwytem tonącego, a potem panicznie, niemal samym pazurem, przed sobą ją trzymałam i czytałam - tak te plamy mnie straszyły. I schowałam świstek papieru do plecaka, niewiele rozumiejąc z zapamiętanej treści.
Wyjęłam z plecaka konserwę. Zajadałam się tym ciepłym mięskiem jakbym się do schabowego dorwała. Jedzenie jest piękne, a lista życzeń poczeka.
Po kilku minutach posilania się, przyjrzałam się jeszcze temu tunelowi dokładniej, ale nic nie znalazłam. Dotarłam do rozwidlenia i wybrałam korytarz pierwszy po mojej prawej stronie. Póki co, nie zamierzałam wracać do swojego dziecka. Ono poczeka, a najwyżej się straci. Ja chcę kryształy!
Tym razem przemierzałam korytarz w sposób bezpieczny - powoli, cichutko, dokładnie.Anonymous - 13 Maj 2015, 22:04
Kobieta przy Nathanielu widocznie kipiała gniewem. Ale już się nie darła na całe gardło, już tego nie demonstrowała. Z spokojem uśpionego wulkanu i miną zatrzymanego w czasie rozwścieczonego buldoga wysłuchała obrony swojego ukochanego. Słyszeliście może o powiedzeniu, że tylko winny się broni? Tak, to zdecydowanie tego typu postawę widziała w jego zachowaniu. Kłopot w tym, że ewidentnie nie czuł się tak winny jak powinien. - Pokaż mi te wagony. Udowodnij co widziałeś. I wytłumacz, dlaczego tak dziwnie trzymasz rękę. Stało ci się w nią coś?- spytała zakładając ręce na piersi i patrząc podejrzliwie. Aż promieniowała klasyczną postawą "czekająca na spóźnionego męża z wałkiem".
Już po kilku metrach Vega zauważyła, że tunel się zmienia. Delikatne, zielone punkciki czające się w mroku szybko okazały się fluoryzującymi kryształkami wczepionymi w ściany i sufit, a każdy krok odbijał się zwielokrotnionym echem, zdecydowanie innym niż być ono powinno w takim korytarzu.
Tunel wiódł bardzo wyraźnie ku górze, wspinając się pod kątem nie aż tak dużym znowu, ale odczuwalnym. Czy tunele kopalni nie powinny wieść może jednak ku dołowi? Tak, to by chyba było logiczne. Ale kto by się przejmował logiką, no nie, wyrodna matko? - Któższszszsz idzzzieeee?- rozległ się nagle syk, niczym u zhumanizowanego węża, a Vega miała uczucie, jakby głos ten wypowiedział swoją kwestię tuż koło jej lewego ucha i na dodatek smagnął ją językiem po szyi.- Czegóższszsz szsszszszszukaszszsz, ludzkie dziecię?- dodał głos, błyskając równie zielonymi co kamienie oczami, tuż zza obrzeży światła latarki. - Śśśśmiercii? A może życiaaa? Zaaawsze szukacie tego sssamego...- dodało stworzenie, wpełzając olbrzymim, błękitnym ciałem węża w blask powoli i ociężale, niczym znudzony łowca patrząc na ofiarę, która sama weszła w jego sidła.Vega - 22 Maj 2015, 09:49 Świecące punkciki, chcące pozbawić mnie latarki swoją pastelową zielenią. Omal im się to nie udało - echo się tu goszczące było nazbyt nieoczywistym, jakby albo wzrok, albo słuch mnie oszukiwał. Ha, mało tego, więc jeszcze dołóżmy wyraźnie odczuwalne piętrzenie się ścieżki. Chyba budowniczy, popijając wyskokowy trunek, wraz z pionem zgubili także poziom.
Co, syczenie?!
Zastygłam jak odlana z brązu rzeźba. Wstrząsnęło mną uczucie bycia liźniętą przez niewidocznego dla mnie węża, wytrwale poszukiwanego przez oboje oczu i newralgiczne ruchy rąk. Mimowolnie oddalałam się powolnymi kroczkami w przeciwną stronę, lecz pilnując przy tym, by łeb ukazującego się mi gada pozostawał w obrębie promieni światła. Zatrzymał się on, zatrzymałam i ja. Wiedział, po co przybyłam, choć domagał się, abym tą wiedzą się z nim podzieliła. Ale po co ja tu przyszłam?! Połam nogi - wąż ich nie ma. Wody nie słychać, wiatru... Wiatr musiał smagnąć mnie po szyi. Fioletu tutaj nie ma, ale jest jasna zieleń. To kolory kontrastujące ze sobą, więc może coś jest na rzeczy?
- Fioletowy wiatrotworzyciel powinien mi być sojusznikiem. - Odparłam, powątpiewając w sens tego rozwiązania. Ale to jedyne, jakie mi pasowało.
Patrzę na niego uważniej - jest błękitny. Czy barwy tutaj cokolwiek znaczą?Raccoon - 25 Maj 2015, 19:09 Im dłużej jej słuchał, tym dezorientacja coraz widoczniej malowała się na jego twarzy. Nie miał pojęcia które z nich mocniej musiało się uderzyć w głowę, aczkolwiek nie pamiętał aby sam to zrobił. Cóż, prawdopodobnie może być to skutkiem ubocznym. Całe szczęście, że Vega wreszcie uciszyła ton i nie musiał się obawiać, że strop zaraz runie im na głowy. Ale tylko to go w całej tej sytuacji pocieszało, było jedyną dobrą stroną, bo żadnej innej, choć usilnie szukał, nie potrafił odnaleźć, zamiast tego tylko czując jak gromadzą się następne.
- Jak to dlaczego? Przecież to C... – Zamilkł.
O ile na wrócenie z nią do wagonów chciał przystać, sądząc, że może w miejscu, gdzie się wszystko zaczęło, również się skończy, o tyle w zdziwieniu rozwarł usta słysząc pytanie o jego rękę. Naprawdę? To się naprawdę dzieje? Chyba ktoś tu potrzebuje lekarza. I to jak najszybciej. Ktoś tutaj nie dostrzegał Ciastorka i z całą pewnością to nie był Nathan. Albo widział coś, czego nie powinien był. Huh, tyle dylematów. Nie, nie wygłupiaj się. Przecież wyraźnie go czujesz. Ba, nie jednokrotnie sprawił ci ból – on MUSI istnieć.
- Mniejsza o to, chodźmy już, zanim ktoś z nas za bardzo zwariuje. – Nie chciał drążyć tematu, obawiał się o stwora nie wiedząc do czego zdolna jest napotkana panna. Trzymał rękę w dalszym ciągu zgiętą, by Ciastorek miał jak najwygodniej i pozycji tej nie zamierzał zmienić.
Miał tylko nadzieję, że w drodze, spod ziemi nie wyrośnie im nagle kolejny ktoś i tak oto Szopek miałby idealną okazję gromadzić sobie znajomych niczym na fejsbókó. Jeszcze czego!
Ruszył więc z powrotem korytarzem tą samą drogą, którą przed chwilą tutaj przyszedł, skoro ukochanej tak na tym zależało. Chyba i tak nie pozostawiłaby mu innego wyjścia, a żadne sensowne pomysły nie przychodziły mu do głowy.
- Wiesz... – Zaczął, gdy już szli. - Nie to, żebym chciał cię denerwować, ale do czego ci właściwie ta czaszka była potrzebna? – Teraz, jeśli przechodzili niedaleko skałek pokrytych plamami, jak i samej rozlanej farby, starał się im baczniej przyjrzeć, być może zauważyć coś, co wcześniej przegapił w pośpiechu, a teraz mogło okazać się istotnym.Anonymous - 29 Maj 2015, 22:21 Stworzenie syknęło przeciągle z wyraźnym niezadowoleniem. Cofnęło swoje ciało i znów zaczęło się przemieszczać tuż na skraju światła. - Błąd, dziecssssino, błąąąd. Śśśśśmierci szukasz, ssskoro błęęędy czyniszszsz – odparł znudzony.
Zawrócił w miejscu i z kolejnymi centymetrami płynnie zmieniał formę. Najpierw niewiadomo skąd okazało się, że stąpa na czterech łapach, z czego przednie do złudzenia przypominały łapy olbrzymiego kota barwy srebrzystej, a tylne były stworzenia kopytnego - biorąc pod uwagę poziome czarno-białe paski można śmiało założyć, że pożyczył je od zebry. Tułów też już nie był tułowiem węża, przypominał raczej pancernika, choć pióropusz przeciągnięty od długiej szyi aż ku prawie połowie tułowia jakoś do tej wizji nie pasował. Sama szyja była długa jak u żyrafy, a wieńczyła ją kobieca twarz o szerokim uśmiechu czerwonych ust i jadowitym błękitem oczu. Długość szyi równoważył jeszcze dłuższy ogon, wciąż wężowy, choć tym razem zakończony ostrym szpikulcem, który smagał powietrze raz po raz, w wolnym tańcu irytacji. - Choć i z drugiej strony nie błąd, dziecinko – dodała słodkim głosem przybliżając twarz (na której w międzyczasie wyrosły z czoła rogi łosia).– Jednak wiatrorzyciel w sojuszu teraz z twoją lustrzanką, tutaj ci nie pomoże. – Zaśmiała się słodko niczym miód. Zwinna szyja wywijając slalomy w powietrzu powróciła bliżej swojego ciała, zakręciła się i kładąc się na ziemi ułożyła głowę na tułowiu. Zamrugała kilkakrotnie i z uśmiechem powiedziała:
- Więc spróbujmy jeszcze raz. Tym razem dla ułatwienia klasycznie: co to jest, co rankiem chodzi na czterech łapach, w przedpołudnie na dwóch a w południe rosną mu skrzydła i odlatując zaczyna się kryć po kątach? – spytała a jej uśmiech nie wróżył nic dobrego.
Vega Ruszyła za nim tym razem już bez słowa. Nie w smak było jej to wszystko co się działo i doskonale dawało się to odczytać z jej twarzy. Po prostu mogło być inaczej, wiesz? Mogłeś nigdzie nie leźć i nie walić się w głowę po czym nie wyobrażać sobie niewiadomo czego. Pff, a tak w ogóle to mogłeś jej powiedzieć o co chodzi z tą ręką zamiast ignorować to pytanie, głupku.
Szła za nim, podczas gdy on był przekonany, że wraca na znany wcześniej już korytarz. Ale zamiast delikatnego wspinania się do góry ten znów opadał coraz bardziej i bardziej, aż w końcu z pewnej odległości dało się widzieć powoli zbliżającą się delikatną, zieloną poświatę. Dopiero wtedy Vega się odezwała: - Po prostu badałam tutejsze okazy - a powiedziała to tak naburmuszonym tonem, że nie jeden zastanowiłby się, czy w tym wypadku wystarczy dziesięć bombonierek czy kupować od razu dwadzieścia.
A światło wciąż się zbliżało aż w końcu dotarli do niego. Vega zatrzymała się na skrajutunelu, który dalej otwierał się na olbrzymią jaskinię, ciągnącą się i w dół i w górę i też w ich lewo, za to po prawej była półtorametrowa ścieżka, prowadząca do drugiego końca jaskini, gdzie czekał kolejny tunel, a może nawet dwa.
W jaskini było niesamowicie dużo olbrzymich stalagmitów, stalaktytów, stalagnatów i wszelakich kamiennych serpentyn, które w ludzkim świecie nie występowały, zaś za poświatę odpowiadały luminescencyjne kamienie, rozsiane po ścianach i całej reszcie, tworząc niesamowity klimat, jednocześnie oświetlając mrok i dając mnóstwo cieni, w których coś się mogło skryć.
Vega westchnęła głęboko i ruszyła przed siebie parę kroków po czym zatrzymała się i zaczęła bliżej przypatrywać jednemu z świecących kamieni. Raccoon - 3 Czerwiec 2015, 17:16 Tak samo jak Vega, i Szopek był niezadowolony z calutkiego tego zajścia. Ani normalnie porozmawiać, ani się wytłumaczyć... Bo przecież jeśli tylko zaczynał o czymś mówić, było to jak najgorsza zbrodnia przeciw niej. Od samego początku krzyki, marudzenie i wieczne niezadowolenie, na które nic nie potrafił poradzić. W końcu był tylko facetem, do niego trzeba przemawiać inaczej, bo i tok rozumowania nie działa na podobnej zasadzie co u gatunku różowej panny. Mało tego, Nathan należał raczej do tej grupki izolującej się od świata, więc to chyba także pogarszało jego sytuację. W każdym razie, cieszył się, że wreszcie jako tako doszli do porozumienia i ruszyli w jednym kierunku razem.
Wydawało mu się, że teraz już szybka droga do wagoników, jednak zaraz gdy tylko minęli zakręt droga nie była ją tą, którą wędrował wcześniej. Ale... Jak to? Czyżby rzeczywiście kobieta miała rację, tak porządnie walną się w głowę, że teraz wszystko mu się pomieszało? Może to, co wydawało mu się prawdziwym przeżyciem było jedynie wymysłem jego głowy... Cholera! Po co było się tu pakować? Pieprzony, magiczny świat, jak zwykle musi pokazać swoją wyższość. Nie chciał się tak łatwo poddawać, mimo wszystko nie da zagiąć swojego umysłu. Niech Kraina Luster wyczynia sobie, co żywnie ma ochotę, on zbada tę sprawę do końca. To był chyba skutek wpływu Vegi.
Schodząc tunelem w dół, wreszcie udało się dostrzec coś poza wszechogarniającymi ciemnościami i skałami. Zielone światełko wywołało w nim mieszane uczucia. Bać się czy nie, zawrócić nie miał zamiaru, więc nie zwolnił kroku, a parował wprost na nie. Być może okaże się być jakimś wyjściem. Lub kolejną pułapką.
Zaśmiał się pod nosem słysząc ton wypowiedzi Vegi. Do prawdy, kobiety w tym stanie potrafią być naprawdę urocze, aż chciałoby się je specjalnie jeszcze mocniej podenerwować. I z całą pewnością za chwilę by się za to zabrał, gdyby nie fakt, że ich droga poniekąd się zakończyła. Olbrzymia jaskinia, z której wydobywał się ten blask stanowiła poważną przeszkodę, by bez problemów dostać się do dalszego ciągu korytarza. Ha, no pięknie. Wydawało się, że latarka w tych warunkach mogłaby okazać się zbędna, jednak mimo wszystko, zachowując jakieś środki ostrożności, wciąż trzymał ją jedną dłonią. Rozejrzał się w poszukiwaniu najbezpieczniejszej drogi i jak się okazało istniał niewielki skrawek, którym być może da się przejść do drugiego końca. Warto było spróbować.
- Myślę, że tędy damy radę przejść. Tylko ostrożnie, żeby... Vega? – Kobieta uważnie wpatrywała się w umieszczone w skale świecidełka. Nie, żeby jego nie zainteresowały, jednak miał inne priorytety. Podszedł do niej również się im baczniej przyglądając. - To te kryształy? – Nie wiedział czy pytał o to ją czy bardziej samego siebie, lecz pytanie samo cisnęło się na usta.
Mimo wszystko, nie on tutaj po nie przyszedł, nie zamierzał więc próbować ich wydobywać. Jeśli Vega zechciała, to oczywiście jej pomógł. Jeśli wolała zrobić to sama, cierpliwie zaczekał. Później ruszył w stronę wąskiej ścieżki ostrożnie stawiając na niej kolejne kroki i zmierzając do korytarza.Vega - 17 Czerwiec 2015, 11:14 Ponownie to samo pytanie: życia czy śmierci? A jak ja mogę szukać rzeczy od życia przeciwnej?! Choć z drugiej strony stwierdzić można: żyjesz, więc życia drugi raz nie znajdziesz.
- Życia - powtórzyłam błyskawicznie po tym, gdy pytanie padło.
Postąpiłam w tył krok dla poczucia się bezpieczniejszą. Choć ciężko zmierzyć bezpieczeństwo, kiedy mrok podpowiada, że w nim się już nie znajdę.
Zmiennokształtny wąż, będący plątaniną różnych stworzeń, wciąż nie potrafiący być czymkolwiek, lecz zwyczajnie po trochu... czymkolwiek. A może jednak się mylę, może jestem przedstawicielem zbyt głupiego gatunku, by pojąć jego naturę? A raczej... jej naturę?
Każde stworzenie ma kogoś ponad sobą, kto uchodzi w jego oczach za boski twór. My nie mamy, więc go sobie wyobrażamy, ale może to właśnie ta cywilizacja ponad nami stoi, łącznie ze wszystkimi dziwami tego nieokiełznanego świata?
Dla mrówki zawsze kamień będzie górą, a ziarenko piasku kamieniem. My jednak potrafimy dostrzec w tym budulec dla naszych domów. Z nimi może być podobnie - my dostrzegamy tylko zszyte zwłoki wielu znanych powszechnie gatunków - ale oni widza siebie jako spójną całość, zdolną do rzeczy na których nam nie starczy umysłu?
Nie, to zbyt ociekająca filozofią myśli, by nimi się teraz zajmować. Naukowcem też nie warto być, bo nie ma się oparcia w znanych sobie tezach. Należy mi być detektywem, pozostać detektywem. Młoda dziewczynką w nowym świecie, który czeka na poznanie.
Alicją w krainie czarów.
Ale lustrzanka? Jaka znów lustrzanka? Nie wzięłam ze sobą aparatu, więc... może o latarce tak mówi? Jeśli tak, wiatrotworzyciel ze światłem musi mieć coś wspólnego - wskazówka cenna na kolejne korytarze.
- Z pewnością jest to odpowiedź na zagadkę. - Odparłam, dopatrując się jedynie bliźniaczego podobieństwa z egipskim sfinksem i jego zagadką o człowieku. Czy opisywane przez wielogatunkową istotę stworzenie, także istniało? Co więcej, było mi znane? Nie, z pewnością nie znam żadnego stworzenia tak się zachowującego! Że na dwóch wcześniej od człowieka spaceruje, a skrzydła mu wyrastają?
Mori, dzieciak ze skrzydłami, cholerna paskuda. Wspomniałam sobie o nim, wątpiąc w sens, że może być odpowiedzią. No bo skąd niby te wężowe dziwadło miałoby o nim wiedzieć?! A może... może takich jak on jest wielu pod hasłem: konkretny gatunek?
Alicjo, co zrobiłabyś na moim miejscu?