Aaron - 5 Sierpień 2015, 16:33 A jednak nie będzie musiał czekać, choć nie obeszło się bez wysłuchiwania majaczeń staruszki, tak przesadnie wypełnionych typowym dla rodzinnych opiekunów gadaniem, że najchętniej zatrzymałby czas i sobie stąd poszedł.
E, szkoda marnować mocy - lepiej wyjść od razu.
Zapytałby, czym jest utlenianie włosów, ale po Revi widział, że także nie jest zadowolona z tego wykładu. Kapelusz - pasowałoby go zdjąć i tak też uczynił, poprawiając jednym ruchem dłoni burzliwe kosmyki włosów.
Hah, Gerald z Rivii.
Otrzymawszy od Revi instrukcje i zapewniając o tym, by się nie śpieszyła, skierował się do jej pokoju wraz z zamówioną czekoladą, a starszej Pani mówiąc: do widzenia.
Odezwały się w nim ponownie nabite sińce i parę potłuczeń, uzyskane po przelocie przez Kipiącą, podczas tej wędrówki po schodach.
Niewielkie pomieszczenie przywiodło mu myśli o jej kiepskiej sytuacji finansowej, skoro gnieździ się w takiej klitce, uzależnionej razem z pracą.
Kupiłby jej mieszkanie, gdyby było go na takowe stać.
Spoczął na łóżku, kładąc obok kapelusz i rozejrzał się wokoło, próbując znaleźć przedmioty kojarzące mu się z Camill - nie odnalazł takowych. Skierował się do książek i przyjrzał się ich tytułom. Kolejno powiódł do stolika i porównał swoją bransoletkę z tutaj się znajdującą - niemal identyczne.
Gdy weszła do środka, zastała go przeglądającego karty niecodziennej księgi, jak już zdołał po jej przejrzeniu zauważyć. Odłożył ją na swoje miejsce i z radosnym acz niewylewnym uśmiechem zbliżył się do najdroższej, przytulając ją i składając subtelny pocałunek tuż ponad oczami.
- Cieszę się, że Cie widzę. Niewiele czasu minęło od naszego pierwszego spotkania, a czuję jakby wieczność upłynęła.
Nadal obejmował ją, nie chcąc prędko z objęć wypuścić. Była mu całym światem.
- Widzę, że masz skromną kolekcję przedmiotów stamtąd. Sam niedawno podobną bransoletkę nabyłem, o ile to jest to, o czym myślę. A ta księga wygląda interesująco.Szczerze mówiąc, obawiałem się, jak sobie w Krainie poradzisz, ale po nabytkach stwierdzam, że dobrze ci idzie. Wszakże wyśniłem osobę ułożoną i potrafiącą o siebie zadbać, prawda?
Pogładził ją po włosach i chwycił za dłoń, kierując w stronę łóżka, by przysiadła obok niego. Wówczas porównać mogła bransoletki (swoją posiadał na przedramieniu) i stwierdzić spore podobieństwo między nimi. Ujął w dłonie filiżankę czekolady i podał dziewczynie.
- Jej aromat mnie się podoba, proszę. - podał tenże napój, wszakże mają dla siebie tylko jego jedną sztukę. Ale ciastek już więcej posiadają.
Jakoś się podzielą, chyba.
- Chciałbym później zabrać cię na spacer. W miejsca... w które często zabierałem Camill. Oczywiście jeśli sądzisz że to zły pomysł, w porządku, ucyznimy co inne. - Zaproponowałem plan na późniejszy wieczór, który zakradał się oknami, wraz z mrokiem i pełnią księżyca.Rello - 5 Sierpień 2015, 16:37 Nie przewidziałam tak czułego powitania z strony swego stwórcy, co też dało się po mnie zauważyć, kiedy moja twarz mimowolnie oblała się rumieńcami. Nie zdarzyłam jeszcze nawet odstawić talerza z ciastkami, kiedy to białowłosy objął mnie delikatnie a po chwili poczułam na skórze muśnięcie jego ciepłych warg. Byłam tym zmieszana, choć musiałabym skłamać żeby powiedzieć, że mi się to nie podobało. Nie mniej jednak zaskoczył mnie na tyle, że przez dłuższy moment wahałam się, co w takiej chwili mam zrobić z rękoma. Mój dylemat był prostszy o tyle, iż jedną musiałam trzymać talerz z ciastkami. Druga natomiast z początku dość niepewnie, jakby miała dotknąć czegoś parzącego w końcu delikatnie objęła mężczyznę wokół pasa, przez co nieco mocniej wtuliłam się w tors mężczyzny. Nie wiedziałam czy postępuję właściwie, czy daję się ponosić impulsom? Przypomniały mi się burzliwe emocje towarzyszące naszemu pierwszemu spotkaniu. Zdając sobie sprawę z tego jak aktualnie wygląda moja twarz, wolałam jeszcze przez moment unikać kontaktu wzrokowego.
-Mnie również bardzo cieszy nasze ponowne spotkanie.
Oznajmiłam w końcu odsuwając twarz od jego piersi i podnosząc na niego spojrzenie. Może rzeczywiście rozłąka nie trwała długo, mimo to moje myśli przez ten czas niejednokrotnie krążyły wokół naszego poprzedniego spotkania jak i wokół samego Aarona. Teraz jednak ciężko było mi skupić myśli, kiedy to bardziej zajmowała mnie rzeczywistość. Mimo iż w krainie snów nieraz traktował mnie z podobną czułością, (choć wtedy widział mnie, jako Camill) to w żaden sposób nie przygotowało mnie ani nie oswoiło z tym, co właśnie się działo. Dotyk i przyjemne ciepło bijące od jego ciała były kuszące, sprawiały, że miałam ochotę dłużej się nimi cieszyć, jednak nie byłam w stanie w pełni im ulec ani też się rozluźnić. Coś we mnie wzbraniało się jeszcze, być może dalej było to wspomnienie Camill. Lunatyk już raz zwrócił mi uwagę na ten problem, pytanie tylko jak miałam go zwalczyć? Gdy wspomniał o mojej kolekcji rzuciłam krótkie spojrzenie w ich stronę i uśmiechnęłam się delikatnie.
-To prawda, bransoletka stanowi mój najnowszy nabytek. Została mi podarowana przez pewną upiorną arystokratkę w ramach podzięki za pomoc, jaką okazałam jej synkowi. Z początku nie chciałam jej przyjmować, ale nalegała wspomniała też coś o jej magicznych właściwościach… jednak zdążyła zniknąć nim udało mi się ją o nie zapytać. Czy rzeczywiście może jakieś posiadać?
O ile historia związana z bransoletką była prze zemnie rozpamiętywana w pozytywnym świetle tak też niemiło wspominałam tą, która wiązała mnie z tajemniczą książką. Prawdę mówiąc na swój sposób obawiałam się tej książki i uważałam, że w ogóle nie powinnam jej posiadać. Właściwie czy to, że zabrałam ją bez pozwolenie nie czyniło ze mnie złodziejki? Nawet, jeśli… to jej rzekomi właściciele nie mieli, co liczyć na to iż będę z chęcią ponownie ich odwiedzać. Leżąca na stoliku księga przypominała mi o swej naiwności.
-Z kolei ta księga… nieco się jej obawiam, ponieważ żyje własnym życiem i byłam świadkiem, kiedy część opisanych w niej wydarzeń zaczęło mieć miejsce w rzeczywistości. Przygody z nią związanej nie wspominam dobrze. Całe szczęście finał tej historii przyniósł tylko rozczarowanie, nauczkę oraz parę poparzeń. W każdym razie dostałam nauczkę na przyszłość, aby nie być tak naiwną.
Przez chwilę zbłądziłam myślami, zastanawiając się, co mogło stać się z Szarym po tym jak sama uciekłam sprzed pałacu. Miałam nadzieję, że i on sobie poradził i szczęśliwie dotarł do domu.
Po drodze kiedy Aaron przyciągnął mnie za sobą w stronę łóżka zdążyłam na brzegu stolika postawić talerz z ciastkami, gestem ręki zachęciłam swego towarzysza aby się poczęstował. Pan Zegarmistrz z kolei uraczył mnie czekoladą z grzeczności jak i ciekawości nie odmówiłam, gdyż chciałam się upewnić czy napój ma odpowiedni smak. Upiłam niewielki łyk i z uśmiechem przekazałam filiżankę z powrotem w ręce Aarona.
-Dziękuję, również ją lubię, choć moja ulubiona to gorąca czekolada z odrobiną ostrego chili. To wybawienie w długie zimowe wieczory.
Delikatnie przesunęłam językiem po swoich wargach, pozbywając się w ten sposób bitej śmietany, jaka do nich przywarła. Słodki smak czekolady z nutą cytrusu rozchodził się przyjemnie w moich ustach. Spojrzenie utkwiłam teraz na moment w bransoletce Aarona, aby lepiej je porównać sięgnęłam po własną i przysunęłam ją dla porównania. Rzeczywiście były niemal identyczne, czyżby ciekawy zbieg okoliczności? Szmaragd mojego spojrzenia ponownie spotkał się z głęboką czernią oczu Lunatyka, kiedy ten podzielił się swym pomysłem na dalszy scenariusz owego wieczora.
-Z chęcią przystanę na Twoją propozycję, tym bardziej, że wieczór zapowiada się całkiem przyjemnie. Ciekawe czy poznam któreś z tych miejsc, być może zdarzyło mi się już gościć w jego sennej wersji.Aaron - 5 Sierpień 2015, 16:42 Cokolwiek by się działo, nie chciałby zrezygnować z możliwości bliskości, z bezpośredniej formy obdarowywania uczuciami. Toteż gdy uściskiem odwzajemniła jego intencje, uznał za odpowiednią swoją formę powitania jej. A trzeba zaznaczyć, że jemu stosunkowo łatwo przychodzi przekoloryzowanie faktów na swój pożytek.
Syndrom samotnika.
Rumieńce, nawet jeśli zauważył, nie rozważał skąd i dlaczego się znalazły - po prostu były i tworzyły bliżej nieokreślony urok.
Nie była świadoma mocy posiadanej biżuterii, a tę chętnie jej zaprezentowałby, lecz na razie pozostanie może przy teorii. Nie chciałby naraz zalewać jej swoją wiedzą, ale z drugiej strony radzi sobie, radzi dobrze.
- Może posiadać, nawet powinna. No chyba, że to jakaś prowizorka jest. Ale wygląda jak Animicus, a te pozwalają przemienić się w... zwierzę. - Spodziewał się zaskoczenia w tym miejscu, a fakt, że oboje zostali obdarowani nimi w podobnym czasie - - nie jest przypadkowym raczej, że od niedawna je posiadamy. Kraina Luster lubi psocić, lubi rządzić przypadkiem.
Z kolei wyjaśnienie działania księgi zadziwiło Lunatyka - nie spodziewał się, że w dłonie Revi wpadnie taki okaz, więc może to też niezupełny przypadek jest? - pomyślał - jeśli coś ma zbyt wielką moc, punkt pierwszy brzmi: unikaj jej. Punkt drugi krzyczy, aby używać, a trzeci nakazuje znaleźć złoty środek pomiędzy dwoma pierwszymi.
- Ciekawe, Ciekawe... Zdecydowanie nie mogą Twoje nabytki znaleźć się w posiadaniu niewtajemniczonych w magię ludzi, a najlepiej, abyś w ogóle z nich w tym świecie nie korzystała. I na Szkarłatną Otchłań! - choć krzyknął, zachował odpowiednią głośność, ściszając się do szeptu i zbierając na jakby rodzicielskie pouczenie: - Nie rób z nich takiej wystawki, bo tylko się prosisz o przyciągnięcie kłopotów, Kochana.
Aaron skosztował jej wypieków, złączył je smakowo z czekoladą, otrzymując bukiet którego walory potwierdził skinięciem głowy i delikatnym uśmiechem.
- Powinienem tutaj częściej zaglądać po takie dobre rzeczy.
Powstał i podszedł do okienka, spoglądając na miasto znikające w ciemnościach i jednocześnie objawiające się w blasku latarni. Nad wszystkim nie spoczywały gwiazdy, a ciężkie chmury, chcące runąć swoją objętością na ulice. Mimo to, było niemal bezwietrznie.
Bransoletki nie chciały czekać, nieużywane.
- Wiesz, myślę, że możemy wypróbować swoje Animicusy. - odwrócił się w jej stronę, a po sposobie uśmiechania się można było domyślić się, że ma wyjątkowy - a w zamian i troszkę mniej bezpieczny - plan. - Proponuję w skrzydlate stworzenia się zamienić i pofrunąć nad miastem. Zobaczymy, gdzie wiatr nas poniesie, dobrze? - zaproponowałem, pragnąc sprawić jej przyjemność, a zwykły spacer może poczekać, na przykład do dziennej pory i słonecznego nieba.Rello - 5 Sierpień 2015, 16:46 Wieść o niezwykłych właściwościach bransoletki zdecydowanie mnie zaskoczyła, zaczęłam oglądać ją ze wszystkich stron, ( mimo że wcześniej robiłam to już niejednokrotnie) zastanawiając się, w jaki sposób działa, czy należało ją jakoś uruchomić? Wiele pytań zaczęło zalewać moją głowę. Czy moc bransoletki pozwalała zamienić się w dowolne zwierzę? A może tylko kilka przykładowych gatunków? Albo na jak długo można było pozostać w zwierzęcej postaci? Jej rozmyślania zostały przerwane przez uwagi ze strony Aarona, dotyczące jej zdaje się lekkomyślnego postępowania. Ale czy rzeczywiście takim było? Przecież mojego pokoju nie odwiedzał nikt z wyjątkiem sporadycznych wizyt starszej Pani, która raczej nie stanowiłaby zagrożenia. Zapewne gdyby zobaczyła coś dziwnego i chciała o tym rozpowiedzieć komuś innego jej słuchacze stwierdziliby, że emerytka ma problemy z głową… Kiedy zastanowiłam się nad tym głębiej zdałam sobie sprawę że taki scenariusz też nie był dobry, co by było gdyby starsza pani jakoś ucierpiała choćby przez dziwne działanie księgi, której i ja sama się obawiałam? Mina nieco mi zrzedła i przez chwilę wbiłam wzrok w podłogę, w końcu jednak westchnęłam i ponownie podniosłam spojrzenie na Lunatyka.
-Cóż zdaje się, że masz rację, co prawda marionetka i bransoletka w każdym razie do dziś… raczej nie wydawały się groźne, jednak, co do księgi mam wiele wątpliwości. Mój pokój odwiedza tylko Pani Olivia i co prawda nie sądzę czy szperała w moich rzeczach, jednak gdyby tak się stało nie chciałabym, aby miała przez to jakieś nieprzyjemności. Nawet, jeśli mogłabym potem pozbawić ją wszystkich wspomnień dotyczących ewentualnych zaistniałych anomalii.
Nawet nie zdałam sobie sprawy z faktu, iż właśnie wspomniałam o działaniu jednej ze swoich mocy, jakoś uszło to mojej uwadze, ponieważ z powrotem zainteresowałam się bransoletkę. Uznałam, że skoro posiada magiczne właściwości to najbezpieczniej będzie mieć ją przy sobie, to też założyłam ją na nadgarstek lewej ręki. Po tym podniosłam się z łóżka zabierając z stolika książkę, aby schować ją wewnątrz biurka, jakoś lepsze miejsce nie przychodziło mi na razie do głowy.
-Cieszę się, że Ci smakują, nauczenie się przepisów było proste jednak praktykę cukierniczą nadal muszę ćwiczyć. Następnym razem zaserwuję Ci coś z wyższej półki, może sernik królewski w końcu go lubiłeś.
Sama uraczyłam się jednym z ciastek, najbardziej lubiłam je właśnie wtedy, kiedy były ciepłe i chrupiące. Ze smakiem chrupiąc ciastko obserwowałam Aarona a także przysłuchiwałam się jego propozycji, która co tu wiele mówić zaskoczyła mnie. To mogłoby być niesamowite doświadczenie i skuszona tą wizją już zapragnęłam się zgodzić, jednak nagle zapaliła mi się czerwona lampka. Przypomniała sobie jego wypowiedź zaledwie sprzed chwili a dokładniej część „…a najlepiej, abyś w ogóle z nich w tym świecie nie korzystała”. Czy mój drogi stwórca właśnie próbował mnie podpuścić i sprawdzić? A może mimo ostrzeżenia uznał, że warto jednak nieco poeksperymentować. Zmierzyłam Aarona dość podejrzliwym spojrzeniem, po czym skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i niespiesznym krokiem zbliżyłam się do niego. Po chwili z dość zadziornym uśmiechem oznajmiłam.
-Twój pomysł brzmi bardzo ciekawie, ale… co z „ najlepiej, abyś w ogóle z nich w tym świecie nie korzystała” ? Sprawdzasz czy grzecznie słucham?
Animicus a więc tak nazywała się ta bransoletka? Skoro rzeczywiście mogła posiadać magiczną moc tym bardziej dziwiło mnie iż Arystokrata tak łatwo się z nią rozstała, no i fakt że zarówno ja i Aaron byliśmy posiadaczami właśnie tego przedmiotu. Ciekawy przypadek czy jednak coś więcej…Aaron - 5 Sierpień 2015, 16:53 Posłyszał o kasowaniu wspomnień i rzecz ta go szczególnie zaciekawiła. Oczywiście, nie trzeba się do magii uciekać by starszej Pani napsocić tak by innym było to, co wie, wobec tego, co wiedziała. Trudno jednak takich umiejętności oczekiwać po magicznych - oni mają lepszą (gorszą) rzecz - moce.
- Skasować? Co masz na myśli? - zapytał, ciekaw, czy to rzeczywiście jej moc jest. Dotąd się o nich nie wypowiadała, on właściwie także niewiele.
Na zapewnienie o jeszcze lepszym deserze tylko się uśmiechnął, w obietnicy łapiąc dane przez nią słowo.
Rzeczywiście, zapędził się nieco w swoim gadaniu, chcąc ją namówić na coś, czego jej zabronił. Jednakże! Mówił to w przestrodze, by bez potrzeby i nieumyślnie z magii nie korzystała, a że niefortunnie jedno z drugim się zderzyło, to w efekcie wyszedł na próbującego ją przechytrzyć czy coś w ten deseń.
Nie tak prędko, nie z tą osobą takie pogrywanie. Jeszcze.
- Och... Po prostu nie chcę byś się wpakowała w kłopoty, zauroczona magią, bo to łatwe do popełnienia. A obecnie mamy noc i taka podróż nie powinna być nam niebezpieczną. Poza tym... trzeba bransoletki przetestować, prawda?
Przystanął przy oknie, kosztując czekolady i podając ją dziewczynie.
- Gotowa? - zapytał, nie czekając wiele na odpowiedź. Po chwili wleciał z okna pod postacią srebrzysto-białego kruka i przysiadł na dachu, gdzie czekał na nią. Ten pierwszy lot był dość nieudacznym, ale liczył, ze się niebawem nauczy. W chwili oczekiwania na Revi, podlatywał w miejscu, próbując ujarzmić ptasią formę bycia. Zmiana ciała sprawiła, że łatwiej było mu o bolesnych dolegliwościach zapomnieć.
z/tRello - 5 Sierpień 2015, 17:02 Miałam do siebie żal, iż wspomniałam akurat o tej mocy… nie powinnam się z nią zdradzać, nawet jemu. Przez chwilę toczyłam ze sobą wewnętrzny konflikt, miałam do wyboru trzy rozwiązania. Pierwsze, szczerze odpowiedzieć na pytanie, narażając się tym samym na podejrzliwość, która mogła odezwać się w przyszłości. Druga, skłamać, oraz trzecia sprawić by Aaron w ogóle nie pamiętał, że zadał mi to pytanie. Przez moment przygryzałam dolną wargę ze zdenerwowania, w końcu jednak uznałam, że opcja trzecia nadal będzie aktualna nawet, jeśli nie wybiorę jej teraz, dlatego postanowiłam być szczera. Nie wiem, czemu źle czułam się po tym jak szperałam mu w pamięci, mimo iż miałam dobre intencje. Usunęłam z wspomnień Lunatyka godzinę, w której przewidziana została jego śmierć i mimo iż pewnym to nie było Aaron cierpiał każdego dnia zmagając się ze strachem. Teraz wydawał się pogodniejszy, co mnie cieszyło, jednak od tamtego czasu ja sama zaczęłam zerkać z niepokojem, kiedy wskazówki zegara pokazywały drugą czterdzieści dziewięć.
-Potrafię zaglądać do cudzych wspomnień, to pomocne, bo dzięki temu uczę się dzięki cudzym doświadczeniom. Udało mi się szybko zgromadzić wiedzę potrzebną do funkcjonowania w świecie, w którym się znalazłam. Ponadto mogę również usunąć lub zmienić czyjeś wspomnienia. To całkiem przydatny dar.
Wyjaśniłam mu działanie swojej mocy, kubek z czekoladą odstawiłam na stolik, jak wcześniej wspominałam tyle mi wystarczyło.
-Rozumiem i również sądzę, że to dobry czas na tego rodzaju eksperymenty.
Uśmiechnęłam się do Lunatyka, po czym mogłam przyglądać się jak ten przemienia się w kruka i to wyjątkowego, ponieważ biało-srebrnego. Co prawda nie dał mi czasu na ewentualny sprzeciw, jednak nie miałam zamiaru tak owego zgłaszać, teraz jednak zaczęłam zastanawiać się, jakiego ptaka mogłabym przybrać formę. Ostatecznie i ja zdecydowałam się na przedstawicielkę krukowatych a dokładniej sójkę zwyczajną. Te ptaki często obserwowałam w pobliskim parku i darzyłam sympatią choćby ze względu na ich piękne upierzenie. Nim się obejrzałam wszystko wokół mnie stało się znacznie większe… a raczej to ja się skurczyłam, stojąc na podłodze już na drobnych ptasich nóżkach. Niepewnie poderwałam się do lotu jednak uderzenie w parapet szybko z powrotem sprowadził mnie na podłogę. Druga próba zakończyła się jednak sukcesem, wyleciałam wypatrując wokół białego kruka w towarzystwie, którego chwilę później przemierzałam niebo nad miastem. Biały kruk i sójka tak nietypowa parka musiała stanowić niezłą zgłoskę dla ornitologów.
Zt.Rello - 31 Sierpień 2015, 17:45 Z początku planowałam od razu iść na cmentarz i sprawdzić czy uda mi się dowiedzieć czegoś więcej o tym, co stało się z Camill, jednak przeraziłam się widząc swoje odbicie w sklepowej witrynie. Cała w błocie… dobrze, że była już noc i mało, kto kręcił się jeszcze po ulicach. Miałam nadzieję, że uda mi się wszystko wyprać.. nie miałam zbyt wiele ubrań, dlatego powinnam lepiej o nie dbać, to jednak była inna sprawa. Choć trzeba przyznać, że wizyty w kranie Luster nie służyły mojej garderobie wszak ostatnio, kiedy tam była wróciłam po przypalana tu i ówdzie. Udało mi się zakraść do Kaprysu i szybko przejść na piętro starając się przy tym jak najmniej nabrudzić. Ciepły prysznic był dobrym pomysłem, upojna chwila w strumieniach gorącej wody na chwilę pozwoliła mi zapomnieć o zmartwieniach. Kiedy jednak wyszłam spod kabiny nagle ponownie poczułam jak zaczyna brakować mi tchu, zaraz potem ponownie na krótką chwile ogłuchłam. Zaniepokoiło mnie to do tego stopnia, że zrezygnowałam z swojej eskapady na cmentarz, uznałam, że to przez przemęczenie? Prawda była taka, że nie wiedziałam, co mi było, ale to wydawało mi się jedyne w miarę logiczne wytłumaczenie. Postanowiłam udać się na cmentarz następnego dnia, kiedy tylko nastanie wieczór. Noc minęła szybko a o poranku wzywały codzienne obowiązki, pieczenie ciastek a potem jak niemal każdego dnia praca, jako kelnerka. Zwykle przychodziła mi z lekkością i nawet lubiłam to zajęcie nawet, jeśli zdarzali się trudniejsi klienci, dziś jednak to ja stwarzałam problemy a nie oni. Problemy z oddychanie i chwilowe utraty słuchu powtarzały się i bardzo utrudniały mi pracę, kiedy musiałam kilkanaście razy prosić o powtórzenie zamówienia. Dzień mi się dłużył i czekałam aż nastanie wieczór, Pani Olivia wychodziła popołudniem miała wizytę u lekarza i była z tego powodu bardzo niezadowolona z resztą jak zwykle, bo przecież ona zawsze była w świetnej formie jak twierdziła, niestety mijało się to z prawdą. Dzięki temu mogłam dziś trochę szybciej zamknąć Kaprys, co było mi na rękę skoro planowałam wieczorną ekspedycję. Kiedy lokal się wyludnij skorzystałam z okazji i zabrałam się za powolne sprzątanie.Anastasia - 9 Wrzesień 2015, 11:58 Stanęło na tym, że prócz tego zdobnego koka na głowie, kryjącego w sobie kocie uszy, Anastazja założyła na siebie czarną bokserkę idealnie przylegającą do ciała, na to narzuciła szarawy sweter z rękawem sięgającym lekko za łokieć – w końcu pogody tu bywały coraz okrutniejsze, tym bardziej po zmroku, nie wypadało odbiegać od ludzi swoim wyglądem. Obcisłe, ale nie mocno krępujące ruchy jeansy w jasnoniebieskim odcieniu wciśnięte były w czarne buty a la oficerki. Na lewym nadgarstku znajdował się Animicus, w prawym bucie niezmiennie sztylet. Zabrała także ze sobą bladoróżową parasolkę, niby to na wszelki wypadek gdyby zaczęło padać, choć w prawdzie było to Umbraculum na wygodnym pasku przewieszone ukośnie przez tułów.
W takim wyposażeniu przemierzała bardziej ruchliwe uliczki Glassville. To znaczy… Takimi powinny chyba być, szczególnie, że należały do dzielnicy gastronomicznej. Czy miejsca ludzkich posiłków mogły okazać się również idealne dla Stracha?
Fałszywa, zdradliwa suka. Przemknęło jej przez myśl, co natychmiast kotkę sparaliżowało. Tak, tak, to myślała o Pani… Tfu, żadnej Pani. O Elizabeth. Och, po co jeść, skoro można zabijać? Nyahahah. Nie. Szukaj, szukaj przede wszystkim, Anastazjo! Ale czy jedno nie mogło wiązać się z drugim. Taki miała…
- Kaprys. Idealnie, nya.
Jak to niefortunnie dla młodej kelnerki, która akurat sprzątała się zbiegło. Wszystko, co teraz mogła ona obwiniać, to nazwa, jaka została nadana tej kawiarni. W gruncie rzeczy nie było ważne co to za przybytek. Był w nim ktoś, od kogo można było zacząć poszukiwania. I nie miało znaczenia, że przecież nie każdy zamieszkujący tę krainę ma związek z MORIĄ. Już teraz tego nie przetłumaczysz.
Kotka oblizując się smakowicie przeszła przez próg budynku. Złote oczka powędrowały po wszystkich kątach sali wypatrując ewentualnej widowni. Brak gości oraz fakt, że budynek stał nieco osamotniony od reszty, tylko potęgował w niej chęci do dalszego działania. Nie przejmowała się, jeśli zadeptała podłogę, którą Revi dopiero co wyczyściła, zajmując miejsce znajdujące się najbliżej lady, zza której pewnie mogłaby zostać obdłużona.
- Piękny dziś mamy wieczór, nieprawdaż? – Odezwała się melodyjnie, choć można było spokojnie wyczuć nutkę zniecierpliwienia. I wcale nie chodziło o zwlekającą obsługę.
Kotka założyła nogę na nogę, opierając parasol o krzesło tuż obok niej. Wzrokiem wodziła za dziewczyną, ale szeroki i słodziutki niczym wiele z tutejszych łakoci uśmiech nie niknął z jej twarzy.Rello - 9 Wrzesień 2015, 22:45 Nie wiem czy nie usłyszałam dzwonka obwieszczającego otwierające się przez kolejny problem ze słuchem czy może przez fakt, że myślami uciekłam do wczorajszych wydarzeń. Martwiłam się o Aarona ciągle zastanawiałam się czy doszedł do siebie, wczoraj nie wyglądał za dobrze nawet, jeśli nie chciał tego okazywać. Może powinnam była z nim zostać? Chyba powinnam znaleźć Lunatyka i złożyć mu małą wizytę kontrolną inaczej pożre mnie niepokój. Przy okazji mogłabym jakoś udekorować i oznaczyć grób Camill i powiedzieć białowłosemu, że teraz tam będzie mógł odwiedzić zmarłą ukochaną. O ile będzie jeszcze chciał… w końcu wczoraj prawie odgryzła mu nos, takie coś zostaje w pamięci. W każdym razie, kiedy w końcu zauważyłam kobietę przy ladzie przestraszyłam się z mojego punktu widzenia pojawiła się tu niczym zjawa. Zapewne zauważyła moje zaskoczenie, ponieważ niemal podskoczyłam na jej widok. Szybko jednak starałam się ogarnąć i końcu klientka czeka już, aby ją obsłużyć, miałam tylko nadzieję, że nie zabawi zbyt długo. Rzecz jasna nie miałam zamiaru jej poganiać, to też uśmiechnęłam się życzliwie i powitałam ją.
-Dobry wieczór, już się Panią zajmuję.
Szybko odłożyłam miotłę pod ścianę i szybkim krokiem znalazłam się za ladą. Położyłam przed czarnowłosą kartę, moją uwagę przyciągnęły jej złote oczy, zdecydowanie były niecodzienne.
-Co do wieczoru owszem jest całkiem przyjemny, oby tylko nie rozpadało się jak wczoraj. Chce Pani przejrzeć kartę czy może jest już Pani na coś zdecydowana? Mogę polecić pyszną tarte orzechową z gałką lodów waniliowych.
Teraz tylko pozostało mi czekać na odpowiedź kobiety. Właściwie mogłabym już zamknąć i uznać kobietę za ostatnią klientkę. Podobała mi się zasada, jaką wprowadziła właścicielka, czyli pierwszy i ostatni klient mogli liczyć na darmowy poczęstunek. Nawet, jeśli cieszyliśmy się sporą liczbą klientów i tak wiele jedzenia się marnowało. A żal było każdego zmarnowanego ciastka.Anastasia - 10 Wrzesień 2015, 16:40 Nim kotka spostrzegła zaskoczenie, jakie wywołała u pracownicy tej kawiarni, zawierciła się nerwowo na swoim miejscu. Zdecydowanie założenie takiego stroju w tym świecie nie było przemyślane. Przeklinała się i zarzekała, że więcej już tego błędu nie popełni, jednak uwierający w obcisłych spodniach ogon dawał o sobie znać. Cóż z tego, że częściowo chowała go także pod luźniejszym swetrem? Obsesja padła ci na mózg. Nyahaha. Póki nie zamieniała jednego na dziewięć – z kamienną miną pragnęła to ścierpieć.
- Proszę mi wybaczyć. Zazwyczaj lubię się skradać do swojego jedzenia. – Zaśmiała się melodyjnie, by przypadkiem kobieta nie pomyślała sobie Bóg wie czego. Co mimo wszystko byłoby prawdą. A przyjemności z jej ust płynęły dalej: - Mam nadzieję, że nie przychodzę za późno, chyba chciała pani już zamknąć. - Tak, zamknięcie byłoby idealnym pomysłem. Po co narażać przypadkowych przechodniów?
Anastazja powędrowała za kelnerką wzrokiem. Nie mogła dopatrzyć się niczego dziwnego, choć usilnie starała się wyłapać cokolwiek, co odróżniałoby ją od przeciętnego człowieka. Lepiej wcześniej wiedzieć z kim ma się do czynienia, niż zdziwić jak przy Eliocie. Revi jednak póki co pozostawała małym znakiem zapytania.
Powierzchownie przeczytała, co w podanej karcie się znajdowało. Właściwie nie miało to żadnego znaczenia, co dla siebie wybierze. Nic już nie będzie smakowało tak dobrze jak zazdrość z posypką nienawiści i nadzieniem ze strachu. Och. Na samą myśl na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech, a usta ponownie zostały oblizane, co kelnerka mogła odebrać jako reakcję na pyszności przez nich podawane.
- Na całe szczęście zaopatrzyłam się w parasol, nienawidzę moknąć, nya. – Sprawdziła czy Umbraculum rzeczywiście znajdowało się na swoim miejscu, nie martwiąc się kocim akcentem. Nikt go nie podwędził. - Tyle tutaj tego… Ale skoro pani poleca, to poproszę tę tartę i może... – Przejechała palcem po menu. - O! Koktajl bananowy.
Im dłuższe zamówienie, tym bardziej miała nadzieję zająć Revi, jednocześnie zyskując jakąś dogodną sytuację dla siebie. Bo Hebi nie była takim zwykłym rabusiem… No gdzieżby! Nie przyszła tutaj wygrażając bronią tylko po to, aby pożyczyć cały dzisiejszy utarg. Na co były jej pieniądze, szczególnie tutejsze? O nie zawsze mogła poprosić Wilka, ha! Naprawdę przyszła się tu najeść, a że przy okazji był to napad na pracownicę… Drobny szczegół.
Więc jeśli by tylko Zjawa zamierzała się odwrócić do niej tyłem lub jeszcze lepiej – wyjść do innego pomieszczenia, żeby przygotować zamówienie, kotka poszłaby w ślad za nią, zwinnie przeskoczyła przez ladę i dobywając noża, pragnęła otulić zgrabną szyjkę jego chłodem.
Jeśli nie miała takiej okazji, niczego podobnego nie zrobiła. Nie ruszając się z miejsca, czekała cierpliwie na najbliższą.Rello - 12 Wrzesień 2015, 01:36 Lubi skradać się do swojego jedzenia? To dość niecodzienne… jakby ciasteczka cynamonowe czy orzechowa tarta albo cokolwiek innego miało szanse wstać z talerza i przed nią uciec. Ale nie mnie osądzać upodobania gości, jeśli chciała trzymać w napięciu słodkie przekąski a nie mnie to chyba nie było większego problemu.
-Nic nie szkodzi nie musi się Pani spieszyć, mogę jeszcze zaczekać z zamknięciem. Więc proszę się spokojnie zastanowić.
Oznajmiłam z życzliwym uśmiechem. W między czasie zabrałam się za segregowanie kart z specjalnymi zamówieniami, nie było ich zbyt wiele, chociaż już widziałam jedno dość czasochłonne a mianowicie tort truskawkowo-pistacjowo-karmelowy. Całkiem ciekawa kombinacja smaków, choć osobiście zastąpiłabym karmel białą czekoladą, jednak to do klienta należało ostatnie słowo.
Deszcz, zwykle mi nie przeszkadzał a czasem i go lubiłam, pierwszy był naprawdę fascynującym przeżyciem, ale tak jest z większością rzeczy pierwszych, bo dają nam wiele nowych doznań i emocji. Dla mnie jeszcze wiele rzeczy jest nowych w końcu prawdziwy świat poznaję od niecałych dwóch lat, gdyby nie moja niezwykła pamięć oraz możliwość zaglądania w cudze wspomnienia byłabym zagubiona niczym przysłowiowe dziecko we mgle. Jednak mimo tak krótkiego życia na zieli zdążyłam już odkryć złośliwość losu dotyczącą deszczu i parasola a dokładniej to, że kiedy miało się go przy sobie deszcz zwykle nie padał, ale jeśli tylko się go zapomniało to nagle zaskakiwało Cię oberwanie chmury…
Gdy tylko czarnowłosa złożyła zamówienie skinęłam jej głową, po czym nałożyłam sprawnie kawałek orzechowej tarty i postawiłam przed nią razem z łyżeczką i serwetką.
-Proszę, za moment podam też koktajl.
Oświadczyłam, po czym zniknęłam za drzwiami prowadzącymi do kuchni alby zabrać się za przygotowanie słodkiego napoju. Kiedy miałam sięgać po kiść bananów zatrzymałam się w miejscu, ponieważ nagle poczułam… jak ponowie dopada mnie kłucie w klatce piersiowej, znacznie utrudniające mi wzięcie oddechu. Zakasłałam kilka razy, zupełnie nieświadoma zbliżającego się niebezpieczeństwa w każdym razie do czasu aż nagle nie poczułam na gardle chłodu metalu. Przestraszona odruchowo chciałam odskoczyć do tyłu, co w tym wypadku nie było mądrym posunięciem, bo zapewne wpadłam przez to na swą napastniczkę. Kolejnym odruchem była chęć zidentyfikowania zagrożenia, to też starałam się odwrócić na tyle, aby móc dostrzec twarz atakującej.
-Co Ty robisz!?
Wydusiłam z siebie przestraszona, choć odpowiedź zdawała się być oczywista… Dlaczego to robisz? Byłoby bardziej na miejscu.Anastasia - 12 Wrzesień 2015, 17:28 Momentami z uporem maniaka przyglądała się tej niewinnej twarzyczce Revi. Wszystko w dziewczynie wydawało się być dobre, delikatne, nad wyraz grzeczne i poprawne. Prawda, miała taką pracę, nie mogła sobie zatem pozwolić na opryskliwe odzywki względem klienta – chyba, że sama była sobie szefową i nie dbała o opinię czy utarg. Jednak to tym bardziej potęgowało w kotce obrzydzenie. Taka obłuda tworzona na pokaz, tylko po to, by zaskarbić sobie sympatię portfela gościa. I trzeba było przyznać – dobrze wykonywała swoją robotę. Gdyby było dane jej wciąż egzystować jako Dachowiec, te słodkie kłamstwa łykałaby garściami. Teraz…
Taka sama jak Elizabeth. Stracisz czujność, a wbije ci nóż w plecy i przekręci nim dla zabawy kilka razy wokół własnej osi, nya. Bo zadanie niespodziewanego bólu smakuje najlepiej. I rani najlepiej. One wszystkie o tym doskonale wiedzą. Zrodzone z jednej gałęzi. Ogon ochoczo poruszał się za swetrem, całe szczęście, że siedziała przodem do kelnerki.
- Dziękuję. – Spojrzała zadowolona na talerz znajdujący się przed nią, ale kiedy tylko Revi przestała patrzeć, uśmiech od razu zniknął z twarzy, czemu towarzyszyło zniesmaczone przewrócenie oczami.
Jednak nadarzyła się dogodna chwila, co Anastazja zamierzała odpowiednio wykorzystać. Nie wystrzeliła z miejsca jak strzała, przewracając po drodze wszystko, co się dało, nie informowała w żaden sposób o swoim nadejściu, jednak w myślach wciąż powtarzając sobie zlepek nic nie znaczących razem słów. Nie na ten posiłek tutaj zawitała, a swoisty zapach domniemanych skrywanych negatywnych emocji, niemalże namacalnie otaczał całe jej ciało. W jego kierunku mknęła.
A może nie będzie musiała się zanadto wysilać? Kelnereczka chora? Och, jakie to przykre. Nyahaha. Skoro tylko ułatwiała, może nawet kotka będzie dla niej milsza. Jeszcze kilka kroków na przód i ostrze sztyletu już przylegało do Revi. Zaskakująco łatwo, komplikacje zlecą się masowo – to było bardziej niż pewne.
Zdecydowanie trzymała za broń, zero wahania czy wątpliwości, dziewczyna na próżno mogła się doszukiwać wyrzutów sumienia lub poczucia dokonywania czegoś niewłaściwego. Hebi w tych działaniach odnajdywała dziką przyjemność. Może to zasługa adrenaliny – ale czy Strachowi dane było to czuć? Może zwyczajne przeświadczenie, że… Że Revi będzie się bała.
- Nie martw się, nie będzie bolało. Nyahahaha! – Zaśmiała się iście kocio, owiewając swoim głosem jeden polik Zjawy, a drugi gładząc wyzwolonym koniuszkiem ogona.
Strach był smaczny, jej strachem teraz się żywiła, rozkoszowała, lecz nie zamierzała pozbawiać jej całego uczucia. Musiała się bać, czuć lęk przed Anastazją, by żadne głupie pomysły nie przychodziły jej do głowy. Więc starała się doszukać czegoś innego, głębiej schowanego, ale całkowicie negatywnego. No, co tam jeszcze masz? Zazdrość? Ból? Nienawiść?
A ty kotowata, jak wiele nienawiści w sobie skrywasz?
Jeśli Revi wcześniej się nie wyzwoliła, to Hebi sama odskoczyła od niej jak oparzona, przy okazji mocniej popychając. Kły widniały obnażone, zza nich wydobywały się warknięcia, pazury gotowe do rozszarpania, a ogon powiewał w niezadowoleniu na wszystkie strony.
- MORIA. Mówi ci to coś, piękna, nya? Mów! Chcę informacji! Ale już! – Nie miało znaczenia, czy coś wie. Tego Anastazja nie przyjęłaby miło. Krzyczała, grożąc przy tym srebrnym ostrzem. Nie przyszła na darmo, cele osiągnie – nawet po trupach.Rello - 12 Wrzesień 2015, 21:16 Chłód metalu na szyi, oddech czarnowłosej, który mogłam poczuć na policzku oraz muśnięcie czegoś miękkiego wszystko to plus nadmierna bliskość, której zdecydowanie sobie nie życzyłam. Co ja takiego zrobiłam… wczoraj rzucało się na mnie zombie a dziś? Dziś jakaś obca kobieta grozi mi nożem! Czy ja narzekałam na brak wrażeń? Nie, nie przypominam sobie… Serce biło mi tak szybo, że miałam wrażenie, iż zaraz gdzieś ucieknie, a ja z chęcią ruszyłabym w jego ślady, byle znaleźć się z daleka od tej wariatki… Przed oczami śmignęła mi właśnie końcówka czarnego futrzanego ogona, która właśnie utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie mam styczności z istotą ludzką. Doprawdy jak na razie większość istot magicznych, jakie pojawiły się tutaj miały dołączone kłopoty w pakiecie a te kłopoty spadały na mnie.
Kiedy tylko kobieta odskoczyła jednocześnie popychając mnie do przodu zatrzymałam się na kuchennym blacie. Instynktownie rozejrzałam się za czymś, co mogłoby posłużyć mi do samoobrony, moje spojrzenie zatrzymało się na drewnianym wałku leżącym zaraz koło torby z mąką. Czy to dobry pomysł iść z drewnianym wałkiem na sztylet? Chyba nie w każdym razie raczej nie miałam za wielkich szans w starciu z nią…, co innego mi zostawało jak nie ucieczka? Szybko ustawiłam się bokiem do kobiety, stanie plecami do napastnika nie było dobrym pomysłem. Kiedy moje zlęknione szmaragdowe oczy napotkały jej twarz poczułam jak całe moje ciało ogarniają nieprzyjemne dreszcze. Czy wspominałam już, że z tą dziewczyną jest coś nie tak? Teraz byłam już tego pewna… wystarczyło tylko spojrzeć w jej oczy, złote, dzikie i zdradzające to, że właśnie świetnie się bawi, patrząc na mnie jak na jakaś zwierzynę. Sama za to zachowywała się jak jakaś dzika bestia gotowa się na mnie rzucić… Nie, za znajomość z tą panią stanowczo dziękuję.
-MORIA? Nie wiem, o czym mówisz…. Nie znam żadnej MORII….
Na pewno nie znam…. Dziewczyna nie wyglądała na zadowoloną z mojej odpowiedzi, co nie wróżyło nic dobrego i skłoniło mnie do działania. Nie umknę jej od tak na to nie było szansy, musiałam jakoś ją spowolnić by dać sobie szansę.
-Nie zbliżaj się do mnie!
Nie myśląc wiele miałam zamiar chwycić torbę z mąką i rzucić nią wprost w twarz czarnowłosej, miałam nadzieję, że choć na chwilę oślepię ją w ten sposób, dzięki czemu uda mi się uciec i wymyślić, co zrobić dalej. Nie wiedziałam jednak czy kobieta za szybko nie zorientuję się co właśnie miałam zamiar zrobić. Jeśli jednak mój plan się powiódł miałam zamiar wybiec z kuchni a potem i z kawiarni jak szybko tylko byłam w stanie, wierzyłam, że jeśli znajdę się gdzieś w ludzkim tłumie to tamta nie będzie miała już odwagi mnie zaatakować.Anastasia - 14 Wrzesień 2015, 11:21 Póki Revi jedynie starała się znaleźć coś, czym byłaby w stanie się obronić, sytuacja nie wymykała się spod kontroli. A więc była zwykłym, szarym człowiekiem, skoro nie używała żadnych mocy? Idealnie, wprost idealnie. W końcu nic nie płatało zbyt wielkiej ilości niespodzianek, za którymi kotka nie przepadała.
Lecz mimo wszystko, emocje jakie od dziewczyny pochłonęła, nie pozostały przyjęte całkowicie obojętnie – nie, przecież i jej ciało kiedyś musiały opanować. Strach był dość zdradliwym uczuciem. Nigdy nie wiadomo, czego się po nim spodziewać. W tym wypadku tylko wszystko spotęgował, całą paranoję toczącą się w głowie Hebi od momentu przekroczenia progu tej kawiarni. Śmiała się, warczała i wykrzykiwała oszczerstwa o kryciu morderczej organizacji na przemian. Od wariatów lepiej trzymać się z daleka, szczególnie takich, którzy przy okazji wymachują sztyletem w niekontrolowany sposób.
Z tego pomysłu chyba planowała skorzystać Zjawa i póki kotka chichotała, miała nawet duże szanse, bo nie uznała torby z mąką za przerażającą broń. Może powinna? Ukryta w mące tajemna broń MORII – to by miało sens.
Lekko zdezorientowana nie zrobiła uniku przed atakującym składnikiem spożywczym, jednak ogony, wszystkie dziewięć ogonów poszło w ruch. Natychmiast osłoniły ciało Anastazji, tym samym powodując, że torba roztrzaskała się o nie, zamiast o wykrzywioną w grymasie złości twarz.
I kiedy puchate futro odsłoniło jej widoczność, Revi uciekała. Podstępna żmija, nya. Wszystko im powie. Powie, że tu jestem. Nie, nie, nie. Nie pozwalaj na to, to nie może się wydać. Wiesz, co cię wtedy czeka? Strach coraz mocniej ogarniał jej ciało. Przerażona wizją wypuszczenia zaatakowanej kelnerki natychmiast pognała w jej stronę, wcześniej z powrotem chowając ostrze w bucie. Nie pozwól jej uciec. Dała wielkiego susa, powalając zbiega swoim ciałem, tuż przed uchwyceniem klamki drzwi. Co za pech, co za szczęście.
Oplatała jej ciało swoimi ogonami, przy okazji chcąc zasłonić usta, a jeśli Revi nie wymsknęła jej się z objęć, kotka zaciągnęła ją za ladę, by przypadkiem jacyś gapie nie zechcieli dołączyć do tego przedstawienia. Gładziła energicznie jej włosy, polik, co chwilę uciszała szczerząc przy tym kły.
- No już, już, spokojnie, nya. Nie martw się, nic ci nie grozi. Nie uciekaj, to było bardzo nierozsądne, nie uważasz? – W panice próbowała łagodzić sytuację, jednak przed oczami znów przelatywały jej wspomnienia o Elizabeth. Czy ta starucha nigdy już nie da jej spokoju? Nawet po śmierci będzie ją nękać. Wystarczająco uprzykrzyć życie podopiecznej planowała. - Ale ja ci nie wierzę. Musisz coś wiedzieć. Nyahaha. Wy wszyscy coś wiecie, to jeden wielki spisek tego świata. My nie możemy wam na to pozwolić, wybij sobie z głowy. – Pazurki wbiły się w ramię Revi, ale moment później uścisk ustał, a Hebi wstała z miejsca. Wzrok powędrował na kasę.
- W tym świecie to ponoć pieniądze odgrywają największą rolę, to prawda? Daj mi je! Albo… Albo sama sobie wezmę, nya. – Jeśli Revi nie zamierzała się ruszyć, aby pomóc w otworzeniu tego dziadostwa, Strach zaczął uderzać swoimi ogonami w nadziei, że albo je doszczętnie rozwali albo mechanizm puści. Mając dodatkowe fundusze mogłaby załatwiać sprawy inaczej niż teraz, grzeczniej. I choć wyjście to ani odrobinę kotce się nie podobało, niekiedy było… bezpieczniejsze.Rello - 15 Wrzesień 2015, 22:48 Płomyk nadziei z nikłego światełka buchnął właśnie mocnym silnym płomieniem, stało się tak, gdy tylko udało mi się wydostać z kuchni i pomknąć w stronę wyjścia. W głowie już układałam sobie bardzo skrócony plan działania, czyli
1.Uciec wariatce.
2.Znaleźć bezpieczne schronienie.
3.Zadzwonić na policję.
W tej chwili były to dla mnie absolutne priorytety. Kiedy już byłam o włos od klamki nagle poczułam tylko jak coś przygniotło mnie do podłogi, upadek okazał się na tyle niefortunny, że na domiar złego uderzyłam głową o jedno z krzeseł. Zasyczałam głośno z bólu po chwili jednak wydawanie z siebie jakichkolwiek dźwięków zostało mi znacznie utrudnione. Zostałam opleciona przez futrzarze ogony, właśnie ogony! Jak na mój gust było ich zdecydowanie za dużo i stanowczo były za blisko mnie. To, że ogony były przyjemnie miękkie bynajmniej nie pomagało mi się uspokoić a tym bardziej, kiedy złotooka zaczęła mnie „głaskać”. Naprawdę to ma mnie uspokoić czy przekonać? Działało wręcz przeciwnie… bałam się jeszcze bardziej. W kącikach moich oczu można było dostrzec pojawiające się tam łzy, świat widziałam jak za mgły na dodatek znowu miałam problem ze słuchem, przez co doszła mnie tylko cześć słów wypowiedzianych przez kotkę. Skarałam się wyrwać z uścisków kotowatej, jednak kiedy okazało się to bezskuteczne skupiłam się na oswobodzeniu swoich ust. Przez chwilę przez myśl przyszło mi aby ugryźć ją w ten ogon, nie chciałam jednak narażać się na jej jeszcze większą złość. Tym bardziej, że wyglądała na coraz bardziej zdenerwowaną. O ile zabrała ogon z mojej twarzy mogła usłyszeć.
-Ja.. naprawdę nic nie wiem, jaki spisek? Jacy wy? Proszę… to nie ma sensu.
Kiedy nagle poczułam jak kobieta wbija we mnie paznokcie, pisnęłam cicho i znieruchomiałam. Czemu spotykają mnie takie rzeczy… Chciałabym żeby lunatyk się tu zjawił… żeby mi pomógł, ale skąd miałby wiedzieć że dzieje się coś złego? Zagryzłam tylko dolną wargę i próbowałam się uspokoić, gdy kobieta zainteresowała się kasą ja doznałam olśnienia… Jaka jestem głupia że szybciej na to nie wpadłam przecież mogłam zmienić jej wspomnienia! Mogłam sprawić by zapomniała po co w ogóle się tu pojawiła! Jedyne czego teraz potrzebowałam to krótki kontakt wzrokowy.
-Czekaj!
Tym razem włożyłam więcej wysiłku aby wyrwać się z objęć jej ogonów i podnieść się z podłogi, o ile mi się udało miałam zamiar złapać kobietę za ręce i przytrzymać ją przez moment. Kiedy tylko nasze spojrzenia się skrzyżowały skorzystałam ze swojej mocy wtedy jednak stało się coś dziwnego… poczułam ból rozchodzący się po mojej głowie po czym nagle moja pamięć stała się jedną wielką czarną dziurą.
Nie wiedziałam co się dzieje, gdzie jestem i kim była osoba przede mną, zamarłam w bezruchu wpatrując się w kobietę beznamiętnym spojrzeniem. Skarałam się przypomnieć sobie cokolwiek… bezskutecznie. Tak nie powinno być, tak na pewno nie powinno być…panika.