To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Kal’Amanhar - Pościg!

Anonymous - 24 Lipiec 2015, 20:33

//Ahahahahahaha. Jestem okropny. >.<

Pytanie pierwsze - co z fantem pustkowia? Hm... Cóż, można wrócić i spróbować coś innego. Hahaha, nope. Chyba to jest ten moment gdy Samael już kompletnie zdecydował, że po co racjonalizm, w końcu raz się żyje! Dlatego uznał, że będzie kontynuował podróż właśnie tym terenem.
Chciał by Lodowata dalej szła. I chyba nawet szła... Ale niemrawo... Ospale... Bez siły... I wąchała. Czegoś chciała. Coś jej nie pasowało. Samaelowi też dużo nie pasowało - na przykład poparzone palce. I miał wrażenie, że to przez nie ciągle jest wąchany. Popatrzył na nie ale nic takiego nie było. Nic a nic. Tylko wciąż zabandażowane, trzy poparzone palce. Przykra sprawa.
Ale chociaż nie mógł nic poradzić na to, że go wącha (choć przeczuwał, że niedługo się okaże o co chodzi...) to jednak chciał jej jakoś trochę ulżyć. A co najlepszego jest na zmęczenie? Cóż, woda i jedzenie.
Sięgnął do plecaka i wyjął z niego butelkę wody. Popatrzył na nią skonsternowany nie wiedząc, jak dać się wilkowatej napić... I przy tym wyklinając się, że o tym nie pomyślał... Aż w końcu nalał trochę na zwiniętą dłoń i podstawił Lodowatej do picia. Jeśli chciała to dał jej jeszcze, jak nie to nie. Resztę wody staranie zakręcił i schował do plecaka, wcześniej samemu biorąc łyk, chyba dla samego faktu, że skoro już wyjął to spróbuje. Ale w razie w. wyciągnął jeszcze z plecaka bułkę maślaną, oderwał kawałek i znowu jej podstawił. I znowu ta sama sytuacja. Ile zjadła tyle zjadła, a resztę zjadł on sam. Nie znał się aż tak dobrze na zwierzętach, ale miał nadzieję, że to coś da.
Jak już się z tym uporał to wyszeptał kilka słów w stylu "no, to komu w drogę temu czas" i innych takich na ucho Lodowatej kierując ją... No, przed siebie. Jakoś nie czuł tutaj potrzeby większej filozofii w wyborze kierunku.

Eliot - 27 Lipiec 2015, 22:33

Rozejrzał się dookoła oceniając sytuację. Królicza bestyja zwolniła tempa, co generalnie trochę przygasiło jego nadzieję, że uda im się sprawnie przekicać przez chwilowe ścieżki zależne od podmuchów wiatru. Wiatru, który najwidoczniej próbował go zaatakować. Nie dość, że bambusowy labirynt, nie dość, że mgła, nie dość, że agresywny wiatr, to jeszcze podejrzane dźwięki zwiastujące kolejne utrudnienie. Oczywiście, że musiał wybrać taką drogę, oczywiście! A mógł skręcić w prawo...

Przylgnął najbardziej jak mógł do króliczego futra, aż w nosie załaskotały go jego futrzaste włoski, łapiąc się mocno i mrużąc oczy przed wiatrem, i łagodnym pociągnięciem zasugerował mu zwolnienie tempa, skoro i tak nie najlepiej im szło. Nie ma co zwierzaka dręczyć. Szczerze mówiąc, brakowało mu pomysłów, więc po prostu brnął przed siebie, licząc na łut szczęścia, zastanawiając się jak mógłby wykiwać wiatr i zrobić go w konia, żeby przestał mu tak bruździć przy tej przeprawie. Ciekawym było dal niego jak drapieżniki się tu poruszał i jak ich namierzył. Zapachem? Słuchem? Przez ten wiatr i widoczność musiało być to trudne. Ale jakkolwiek tego nie zrobiły, powinien wziąć z nich przykład. Pamiętał, że w torbie miał nóż myśliwski choć wątpił czy umiałby z sukcesem, siedząc na poruszającej się bestii, cokolwiek nim zdziałać. Wolał opcję z uciekaniem, wolał ich zgubić pomiędzy bambusowymi tykami.

Droga coś mu się nie układała. Wiatr złośliwie wyginał bambusy, a pomimo iż szedł w dobrym kierunku to bez większych sukcesów, a i czuł, że zbytnio się nie przybliża do wyjścia. I to był problem - kierunek a wiatr. Za bardzo się starał, a powinien wyluzować. Na chwilę nawet z króliczastym przystanęli, zgięci kolejnym podmuchem, ale po obcym dźwięku nieznanego królik bez żadnej zachęty od swojego towarzysza znów ruszył, starali się iść z wiatrem a nie walczyć z nim i szukając kolejnego przejścia.

Anonymous - 28 Lipiec 2015, 21:51

Gdy tylko puściła patyk on padł na kamienną płytę, czym szczególnie zdenerwował czerwonowłosą.
Co za cholerny badyl.
Z pełnym wyrzutu do świata westchnieniem rozglądnęła się za patykiem, który będzie, raz - cieńszy, dwa - prosty. Choć troszkę.
Wydaje mi się że znalezienie patyka w lesie nie powinno przewyższać umiejętności Dee, dlatego napiszę po prostu że owy znalazła - był o połowę cieńszy niż wcześniejsza wskazówka, a do tego nie wyglądał jak drewniana wersja banana.
Ponieważ wymagało to od niej aby przejechała po jakimś tam obszarze w poszukiwaniu chrustu na zegarek. Podjechała więc do zegara i dumna z siebie postawiła kijek na środku.
No, już, działaj.
Nie muszę chyba mówić że kijek się przewrócił. Otóż przewrócił się, w akompaniamencie charakterystycznego plasku który wydobywa się gdy ręka spotka czoło z innego powodu niż sprawdzenie czy ma się temperaturę.
No jasne, ty to jednak jesteś debilem. Rozejrzała się w poszukiwaniu czegokolwiek. Bo miała już kilka pomysłów.
Przecież to jej plecak szkolny. Ona tam ma cuda-wianki. I nawet go przeszukała by cóż... o patrz!
W małej kieszonce zachomikowała się paczka gum. Taka w tym dziwnym woreczku na zasuwkę, a była to niemal cała paczka.
Pamięta nawet co ją do tego podkusiło. Szła się spotkać z kolegą w którym się podkochiwała, więc kupiła najbardziej miętową gumę jaką miała. Nie przewidywała by było jej to potrzebne, ale człowiek woli się czuć pewnie. Coś jak ściągi w kieszeni- nie zawsze użyjesz ale wiedza że ma się skompresowaną wiedzę w kieszeni jakoś tak pokrzepia.
Nie zastanawiając się długo wsypała niemal całą zawartość (zostawiając ok. 4 gumy) do buzi, żując żywiołowo, aż twarda skorupka rozpuściła się a całość zmieniła się w lepką, ciągnącą się masę która ledwo mieściła jej się w ustach. Bez pardonu wypluła ową kulę (która po wypluciu ,,nagle'' okazała się mniejsza niż jej się wydawało) i z uśmiechem pięcioletniego dziecka które właśnie zbudowało zamek z piasku, wbiła kij w kulę gumy do żucia pod takim kątem, jaki znalazła by wskazywał ,,godzinę przed''. A ponieważ guma smyrana wiaterkiem lub po prostu- będąca poza jamą ustną staje się twardsza i bardziej kleista - to kijek stał.

Aaron - 14 Sierpień 2015, 11:29

Czas na odpisywanie macie do 22 sierpnia włącznie.




Kejko
Zboczenie ze ścieżki mogło być złą decyzją, a mogło też być wręcz przeciwnie. Gdy ziemia się trzęsie, zazwyczaj nadciąga… nie, nie tank - w tym wypadku jest inaczej – nic na horyzoncie się nie pojawia, a wstrząsy powoli nawet zanikają.

Zza krzewu wychodzi ci na spotkanie dziecko, chłopiec w pasiastej, kolorowej koszuli i w burej spódnicy. Czemu chłopiec, a nie dziewczynka? Z mieczem, krótkimi, ciemnymi włosami i kapeluszem je przysłaniającym budzi wrażenie wojownika; wojownika o słomianym zapale.
- Kocie, widziałaś moją babcię? – dostrzegasz pojedynczą łzę sunącą po jego licu, a grymas twarzy obrazuje smutek. Samotny, roztrzęsiony wojownik? - Była tutaj gdzieś, ale taki brzyyydki potwór ją zabrał. To było nocą, a potwór miał trzy głowy bez góry, yyym… tej, skóry!
Unosi dłonie i obrazowo pokazuje nimi wielkość czaszki porównywalną ze swoim wzrostem stu czterdziestu centymetrów. Oczywiście na myśl przychodzi ci zwierzę twojej nieokrzesanej konkurentki sprzed kilku minut.
- Babcia też miała słomiany kapelusz! – krzyczy chłopczyk w radości - ale miała wrócić, miała być przy mnie… – i kolejna huśtawka nastrojów.
Cokolwiek chcesz zrobić, naraz nasilające się trzęsienie sprawia, że pomiędzy wami ziemia się rozstępuje, lecz jest to zjawisko małej skali, lokalnej wręcz. Ziemia się zapada w podłużną szczelinę, z której tylko mrok się wysuwa lodowatymi językami powietrza. I masz przeświadczenie, że coś tam jest i ukształtowało sobie drogę wyjścia.
Na horyzoncie zaś było widać wzgórza porośnięte ciekawymi drzewami, bowiem ich korona była zupełnie płaska. Aż chciało się spróbować na nie wdrapać i położyć niczym na łące; lecz w tym wypadku w liściach.
Drzewa takie nazywane bywają smoczymi gniazdami.
- A może to był tylko wielki motyl… – dodaje w zastanowieniu dzieciak, jakby nie zauważając problemu rozdzielającego go od błękitnookiej.
Ale co tym motylem jest?



Eliot
Pójście za wiatrem przyniosło wymierny sukces. Ale dla Lunatyka tak to nie wyglądało – momentami dosłownie w kółko krążyli, a orientacja w kierunkach, jeśli jeszcze się go imała, była na wyczerpaniu. Przylegając do króliczka, nie drażnił już tak wiatru, a ten mógł spokojnie przepływać po ich dwójce.
I podmuch ten wtrącił ci między dłonie kawałek papieru, zapisanego z jednej strony, lecz był tak skomplikowanie urwany, ze nic sensownego nie dało się z niego rozczytać.
Czas mijał, a krążenie pomiędzy bambusami stawało się irytujące. Także pozycja jaką przyjął Eliot nie należała do wygodnych na dłuższą metę.
I królik się w końcu zatrzymał: minął ostatni rząd giętkich drzew bambusowych.

Ujrzałeś przed sobą wielkie skały, których centralne szczyty piętrzyły się kilkaset metrów ponad obecny ci poziom gruntu i przysłaniane były przez mgliste, szare chmury.
Skalista korona, raj wspinaczkowy i kolce jakby z poroża zwiastunki śmierci.
Pomiędzy szczytami gór rozpięte były bardzo grube łańcuchy, luźno zawieszone, zmierzające promieniście do najwyższej instancji skalnej. Wróciłeś wzrokiem na swój poziom i dostrzegałeś wyróżnione wejście do środka – grotę - wielką jak ćwiartka jednego skrzydła bramy Mordoru. Tak, to trafne porównanie w obliczu jałowej ziemi wokoło, ciemnego poszycia skał i wylewającego się z tego krajobrazu aury tajemnicy i niebezpieczeństwa.
Dotarłeś jako pierwszy pod to miejsce, lecz kto będzie pierwszy wewnątrz? I czy ma to jakieś znaczenie?
Byłeś jakieś sto metrów ponad poziom groty. Około czterysta metrów krętej ścieżki, wijącej się po gruzowiskach i ostańcach, dzieli cię od wejścia do niej. Ta ścieżka wręcz nakazuje ci się tam znaleźć. Masz jednak wrażenie, że powinieneś zaczekać na resztę, tudzież jej nawet poszukać.
Dostrzegasz, że część ziemi się porusza – teraz rozumiesz, że są to moczary - ich ciemna, mętna woda momentami wypiera pęcherze powietrza ponad taflę. Spore jest niebezpieczeństwo zejścia pod grunt i niewynurzenia się w odpowiednio krótkim czasie. Podejmiesz wyzwanie?



Samael
Pustynny krajobraz zawierał także odpowiednią dla siebie temperaturę, co z czasem stawało się odczuwalne. Lodowata chętnie skosztowała z wody jej podanej i wypiła Samaelowi właściwie wszystko - łyk pocieszenia został mu na dnie. Z kolei do jedzenia nie miała już takiego apetytu – powąchała, nadgryzła i przeżuła ze średnim smakiem, domagając się tego ostatniego łyku wody.
Komu w drogę, temu czas? Więc trzeba się śpieszyć! Gdy Cyrkowy o tym mówił, zaczął odczuwać irytujące swędzenie w zabandażowanych palcach, a niewiele później został… ugryziony w nadgarstek przez Lodowatą.
Dlaczego?!
Cóż, w kontakcie z wyższą temperaturą otoczenia, uaktywniła się niewielka ilość trucizny, która teraz zamarzała wraz z całą dłonią. Jak nie oparzenie, to odmrożenie? Psotna ta lisica!
Przynajmniej nic nie odczuwałeś w pokrytej szronem dłoni, poza tym, że ciążyła ci bardziej niż zwykle. Taki zbędny balast, ale cii, nie mów o tym głośno, bo jeszcze magia pójdzie ci na rękę i go tak zwyczajnie… pozbawi.
A przed Tobą pustkowie przechodzące w czerwonawo-pomarańczowe wzgórza, wyglądające jakby malarz kładł na nie swoje barwne pędzle. Miałeś wrażenie, że część z tych kolorów ulega ciągłemu przemieszczaniu się. A może oczopląsu dostajesz? A może to tylko sprawka wiatru, który dotąd był ci nieobecny, a po wzgórzach chętnie roznosi kolorowy pył?
W oddali po swojej lewej stronie widziałeś niewyraźny zarys pojedynczych gór, zaś z prawej nadciągało rześkie, morskie powietrze.



Dee Dee
Przyklejenie kijka gumą do żucia było rozwiązaniem zarówno prostym, skutecznym jak i… nietrwałym. Nikt tu jednak nie zamierza kilku dni spędzać - być może jeszcze dziś wszyscy uczestnicy tę wyspę opuszczą.
Ponownie poczułaś na sobie niezwykły pęd powietrza, zachęcający do udania się w kierunku szóstej, zegarowej godziny. I gdy nakazałaś bestii się tam udać, w myśl ostatnich słów kobiety o prowadzeniu przez wiatr, powtórnie ją usłyszałaś, choć nie potrafiłaś jej nigdzie zlokalizować:

- Ma obłok ciemny, choć samo jest jasne,
Tli się wówczas, gdy Głębia zapłacze.
Jakby z Gehenny wiły się dyliżanse
- Tacy wtenczas rośli są tego miotacze!

Treść tej zagadki słyszała jeszcze kilkukrotnie, jako odbijającą się echem; jakby niesioną pędem powietrza, słabnącego z każdą chwilą, a prowadzącego przez lasek, który urwał się nad sporym kraterem zalanym wodą.
A jeśli zmieniłaś kierunek swojej drogi, o co trudno nie było, to, udając się w prawo, wyszłaś ku czerwono-pomarańczowym, pastelowym wzgórzom; idąc zaś prosto, dotarłabyś nad klif z jęzorem wznoszącym się kilkadziesiąt metrów ponad mokradłami. Z tej skarpy widziałabyś z bliska potężne, ciemne i budzące grozę skały.
Wiatr zaś uciekał w lewą stronę, a w tyle pozostawiałaś plażę.



Anastasia
Samodzielne zejście z bestii jest niemile widziane przez organizatorkę tego wydarzenia. Co prawda, część postaci było zmuszonych do porzucenia grzbietu swoich bestii, ale nie robiły tego dotąd pod postacią samowolnego i kontrolowanego zejścia.
Taki czyn grozi dyskwalifikacją, ale co komu może się stać w środku dżungli z ręki tamtej samotnej Arystokratki?! Póki co nie było widać żadnych skutków o tym zakazie świadczących.

Po zejściu na dół, jej oczom ukazało się jakby skalne miasto. Bo trudno mówić tu o budynkach, kiedy ani okien, ani drzwi nie można dostrzec. Wąskie uliczki pomiędzy kształtnymi głazami, osiedle skał. Kierowała się w lewą część miasta, a rekonesans podpowiadał, że poza roślinnością i minerałem, brak tu jakiejkolwiek innej duszy.

Więc może niech kamienie przemówią? Ta myśl zagościła w twojej głowie i nagle usłyszałaś szepty z każdego skalnego bloku. Część było niezrozumiałym szumem, zagłuszającym nieco ich znacznie większą część, które mówiły o początkach tej wyspy, jej wynurzeniu się z głębin i tajemnicy, jaką skrywa jej wnętrze. Mówiły dość rozwlekle, zagłuszając się nawzajem, więc dowiedzenie się o tych kilku prostych i zarazem niejasnych faktach trwało kilka minut. I zauważyłaś, że powtarzały się w tych kwestiach, a ich wydźwięk był jakby echem odbitym od dalekich skał, rzuconym na siatkę nienaturalnie pogłaśniającą ich pierwotnie cichutki szelest.
Usłyszałaś szmer ciężkiego żelastwa. Kajdany, które siłą były zrywane. Twych uszu doszedł donośny ryk, jakby całej watahy, ale był to tylko jeden osobnik. I już wiedziałaś, że to coś cię będzie ścigać po skalnym mieście. A słyszane głosy skał zdawały się teraz kibicować, nie Tobie, a nieznanemu ci drapieżnikowi.
I ujrzałaś go kątem oka – plątanina korzeni, pnączy, kości i mięsa; o ponad dwumetrowej wielkości.



Svart

Zgłosiła mi rezygnacje z eventu ze zrozumiałych, osobistych powodów.

Kapelusznik wpłynął do jeziora i zrozumiał, że nie ma stąd prostej drogi wyjścia. Z tunelu wyłowił kilka garści świecących stworzonek z myślą, że dobra będzie z nich latarka. Być może będzie musiał skorzystać z nich podczas badania dna jeziora.
Svart poznał, że na ścianie najpewniej znajduje się mechanizm uruchamiający blokadę w pobliskim odcinku korytarza – uznał tak po otworach w ścianach się znajdujących. Póki co nie zamierzał z nich skorzystać, bo był nie po tej stronie, co trzeba.
Gdy wypłynął na zbiornik zrozumiał, że ustawiona pułapka jest tak, jakby miała chronić przed tym, co mieszka… w jeziorze.

Anonymous - 14 Sierpień 2015, 13:39

Uf, jak dobrze, że nie miał tylko jednej butelki wody.
Podzielił się z lisowatą i ostatnim łykiem wiedząc, że mimo wszystko to ona się teraz bardziej wysila niż on, bo w końcu nie dość, że była zimnolubna to jeszcze musiała nieść jego.
A wtedy go ugryzła. Syknął ale nie wyrwał ręki. Zastygł w bezruchu próbując zrozumieć. Dobra, czyli go swędziało. A teraz jest zamrożony. Powierzchownie, o ile dobrze rozumie. Dobrze! Uznajmy, że Schnee wiedziała co robi i zablokowała... To coś... Czymkolwiek to było... No w każdym razie obrażaniem się ewentualnym zajmijmy się później. To doskonała myśl.
Wypuścił powoli powietrze zastanawiając się co dalej z fantem... Wszystkiego. Znaczy ogółem co dalej. Gorąc i te sprawy nie sprzyjały jednak ogólnemu pomyślunku. Dlatego uznał, że mieniące się kolory mogą mieć z tym coś wspólnego. Ale to było w pierwszej chwili. W kolejnej przypomniał sobie, że to Kraina Luster i takie podejście byłoby za proste.
Nieufny co do tego zastanawiał się w którą stronę dalej. Przed siebie? Średnio, skoro czuł bryzę morską z jednej ze stron. To oznaczało, że idąc przed siebie szedłby wzdłuż brzegu, a nie tego potrzebował. Potrzebował iść w głąb wyspy.
Miał nieprzyjemne uczucie, że ta logika się nie sprawdzi (właśnie był na pustyni, no lol), ale z przyzwyczajenia starał się ją stosować. Mimo wszystko nie umiał porzucić tak przyjemnej logiki.
Czyli w lewo.
Skierował Lodowatą właśnie tam, w stronę tych pojedynczych gór z nadzieją. Nadzieją czego? A, taką o, ogólną. Bo mu nikt tego mieć nie zabroni.

Anonymous - 14 Sierpień 2015, 15:30

Oczywiście że szła za wiatrem! To zupełnie logiczne i praktyczne! Było dość gorąco, dlatego nawet lekki wiaterek i cień był zawsze w cenie. Tym bardziej na jakichś podejrzanych, tropikalnych wyspach. Gorąc, a więc i ból głowy to ostatnia rzecz którą chciała teraz mieć.
Druga to ten kapelusz żeby móc zwiedzać dalej.
Jednocześnie jednak ta zagadka... była dziwna. I pewnie nie zapamiętała by jej, ale na szczęście powtarzała się kilkukrotnie, an tyle, że zdążyła wyciągnąć długopis z plecaka i zapisać na ręce (tak, od wewnętrznej strony zgięcia łokcia po nadgarstek) całość wierszyka.
Nie, żeby wiedziała o co chodzi. Zupełnie nie wiedziała! A coś jej mówiło dwie rzeczy - że ten wierszyk może być ważny; i że tym razem nie chodzi o pieniądze
Gdy już zapisała krzyknęła
- AHA. OKEJ. A CO TO ZNACZY?
Nie była dobra w zgadywanki. A skoro już pomaga babuleńce, to mogłaby ona jej pomóc. Powiedzieć prosto - tam jest mój czepek, weź mi go przynieś. Ale nie! Zagadki!
No to lecim dalej!
Co jakiś czas zadając sobie pytania gdzie ja jestem? Co ja tu robię? Dlaczego to robię? Co to za roślina? Ale za każdym razem oddalała to pytanie nie dostając na nie odpowiedzi.
To miejsce miało w sobie coś magicznego. Może dlatego że było magiczne, ale ona o nim nie wiedziała.

Anastasia - 14 Sierpień 2015, 21:05

Po zejściu z tej stromej trasy oczywiście na grzbiet bestii wróciła, a i pewne nieścisłości zostaną wyjaśnione.
Krocząc tak z Cesetem pod sobą, mogła lepiej przyjrzeć się całej tej miasto podobnej konstrukcji. Chociaż bardziej uznałaby to za skalny las czy coś w ten deseń. Za miastami mimo wszystko nie przepadała. Ani spokoju, ani swoistego uroku w sobie nie posiadały. Zlepek budynków przepełnionych mieszkańcami, wszędzie ich pełno, z cudem graniczy spotkanie naturalnej natury. Zabawne.
Tutaj jednak było inaczej. Nie widziała, albo nie miała pojęcia o przyłożeniu ręki człowieka do tej konstrukcji, jednak kto wiedział co stworzyło tę wyspę.
W każdym razie. Bacznie śledziła wzrokiem wszystko dookoła, lustrowała otoczenie nie tylko je podziwiając, ale i po ostatnim spotkaniu z Kejko, szukając ewentualnych wrogów, przeciwników, jak zwał tak zwał. W pierwszej kolejności jednak kocie uszy wychwyciły ciche szepty.
- Zbliż się, może coś uda nam się zrozumieć, nya. – Bestia podeszła bliżej jednego z kamieni, na tyle, że Anastazja bez problemu przylepiła do niego polik. Zdawało się, że nie rozumiała co mówią. Nie wiedzieć czy był to inny język, czy zbyt niewyraźny zlepek słów. Najważniejsze było to, co innego teraz skupiło jej uwagę.
Coś się zbliżało. Szło w ich stronę i nawet się z tym nie maskowało. Czy to właśnie to było źródłem dźwięków? Ha, bardzo możliwe. Ale rozmyślać nad tym czasu nie było, bo i stworzenie go dać nie chciało. Nie było przyjaźnie nastawione, a i jego wygląd odrzuciłby większość z tu obecnych rywali. Ale nie ze Strachem takie rzeczy. Ona była wręcz zafascynowana. Bo to było PIĘKNE! Tak samo jak piękny był Schedel.
- Powoli, ale jak najdalej. Nie chcemy zrobić mu krzywdy, prawda? – Kotka poklepała bestię po grzbiecie, kiedy znacznie się do niej zniżyła, aby cichutko wypowiedzieć swoją kwestię.
Ceset ruszył przed siebie, niespiesznie. Oboje nie wlepiali już spojrzeń w przybyłe stworzenie, bez zwracania większej uwagi szli przez miasto do jego drugiego końca. Jeśli stwór ruszył szybciej i oni przyspieszyli. Nie mieli zamiaru dać się złapać, ani tym bardziej dopuścić do bezpośredniego starcia. Ana miała do takich szacunek.

Kejko - 14 Sierpień 2015, 23:06

Drżenie ziemi niepokoiło mnie coraz bardziej, starałam się w nie wsłuchać jak najlepiej starając się je zanalizować. Chciałam wiedzieć czego się spodziewać, czy wstrząsy były regularne i rytmiczne czy może wręcz przeciwnie, czy przybierają na sile… to wszystko było ważne. Niestety albo i wręcz przeciwnie ziemia ucichła na tyle szybko iż trudno było odkryć wcześniej wspomniane aspekty tego zjawiska. Nagle moje uszy zaintrygował inny dźwięk, szmer w krzakach skłonił mnie, aby zwrócić się w ich stronę, nieufnie i z podejrzliwością oczekiwałam tego co się za nich wyłoni… Czyżby ktoś się na nas czaił? Może to kolejni nieszczęśni koci ożywieńcy? I cóż okazało się moim kocim ślepią? Dziecko ! Przez chwilę zgłupiałam zastanawiając się co ten maluch robi tutaj sam na dodatek kiedy trwał tu wyścig, czyżby wyspa była zamieszkana?
-Przykro mi nie spotkałam nikogo, kogo mogłabym uznać za Twoją babcię. Co Ty tutaj robisz?
Wzdrygnęłam się słysząc o trzy głowom stworze, na mojej twarzy przez chwili pojawił się grymas niezadowolenie. Czyżby tamta kotka miała coś wspólnego z tą sprawą? Z drugiej strony… nie miałam pojęcia, jakie bestie zamieszkują tą wyspę, ciężko byłoby uwierzyć, że jedyne na jakie można by się tu natknąć należą do uczestników wyścigu.
-Zaczekaj… trzy głowy potwór? Jak dokładniej wyglądał i czy ktoś był z tym potworem? Wiesz może gdzie mógł ją zabrać?
Nie ma to jak przeszkoda w postaci instynktu opiekuńczego… na tą chwilę byłam tak zaaferowana tym, co powiedział mi chłopiec iż prawie całkiem zapomniałam że biorę udział w wyścigu i liczy się czas. Zaczął mnie też zastanawiać fakt, iż dziecko nie obawiało się Lazura… w końcu mały nie był a i jego pysk wyglądał jak czaszka. Z namysłu wyrwało mnie drżenie ziemi, mocniejsze niż wcześniej dużo mocniejsze…. Nagle ziemia tuż obok nas zaczęła się zapadać i rozdzielać, Lazur od razu wtsofał się z dala od powstałej krawędzi.
-Mały! Odsuń się do tyłu, nie podchodź do tej szczeliny!
Krzyknęłam do dziecka, nie chcąc by temu stała się krzywda, wypatrywałam go w tumanach kurzu, jakie zapewne unosić się mogły teraz nad ziemią. Miałam złe przeczucia…. Sierść jeżyła mi się na ogonie, zdecydowanie nie lubiłam tego rodzaju niespodzianek. Obawiałam się o chłopca na tyle że postanowiłam mu pomóc, wolałam aby nie podchodził do szczeliny więc to mu musieliśmy dostać się na jej drugą stronę.” Podejdź trochę do krawędzi i przeskocz na drugą stronę, nie możemy go tak zostawić.” Zwróciłam się jeszcze do Lazura sama zaś bacznie obserwowałam otoczenie, chłód bijący z wnętrza ziemi zdecydowanie nie należał do przyjemnych. Bestia bez większych sprzeciwów wykonała moje polecenie, dzięki czemu znaleźliśmy się koło chłopca. Zostawało tylko pytanie czemu ta dziura powstała tu tak nagle... Przypadek? Nie sądzę.

Eliot - 22 Sierpień 2015, 23:31

Było wziąć szaliczek na tą wietrzystą pogodę. Z eliotowym szczęściem to pewnie zaraz po Bestialskim, albo i w trakcie, brońcie wszyscy bogowie wszystkich trzech krain!, przewieje go i dostanie zapalenia ucha. W głowie mu się kręciło od tego kicania w kółko w bambusowym labiryncie, jakiś papier jeszcze w dłoń mu się zaplątał. Spojrzał na niego przelotnie, ale nic nie rozumiejąc z niewyraźnych zapisków wcisnął go niechlujnie do kieszeni płaszcza, a Pan Kicałek tymczasem wyprowadzał go bambusowej pułapki. Z sukcesem. Pomiział go mimochodem pomiędzy uszami.

Sceneria zmieniła się. Wreszcie zamiast zielonych tyczek przeplatanych wiatrem miał przed sobą górzysty krajobraz. Mrużąc oczy obejrzał się dookoła i zmierzył wzrokiem ginące w górze zasnute mgłą szczyty. Nieprzyjazne sterczące z wszędąd ostre skały, brrry. I coś tam jeszcze było pomiędzy tymi szczytami... Eliot skupił się i zmrużył powieki jeszcze bardziej jakby patrzył co najmniej prosto w Słońce, dostrzegając wiszące łańcuchy, które schodził się ku środkowemu szczytowi.
- Hm - mruknął do siebie wracając wzrokiem na wejście do groty. Rozejrzał się dookoła jeszcze raz. Był sam. Sam na jakiejś zjaranej słońcem ziemi, przed nim kręta moczarna droga, po części kamienista, bo w końcu to gruzowisko. Nie przemknęło mu nawet przez głowę, żeby czekać na kogokolwiek. Szczerze mówiąc bał się, że każdy potencjalny uczestnik, z którym zetknie mu się droga, będzie chciał go wykończyć. To w końcu był pościg, prawda? Kto pierwszy ten lepszy i tak dalej. Jasne, w imię bezpiecznego przejścia przez niedogodnie tereny chętnie zapewniłby dodatkowego towarzysza, z którym mogliby sobie na wzajem pomóc, że jak by co to on nie ma ochoty konkurować i w ogóle, miłość i pokój. Ale przecież nie przemknęło mu nawet przez głowę, żeby czekać na kogokolwiek. Nieszczególnie lubił towarzystwo obcych ludzi, a i nie miał ochoty na czekanie w takim otoczeniu. Było tu dosyć... ponuro. Morale obniżały mu się od samego patrzenia na skąpą, szarawą scenerię. Dlatego też powoli skierował króliczastego w dół, na ścieżkę. Z niepokojem obserwował wyskakujące z moczar bąble powietrza. Pogłaskał królika po boku i klepnął w sposób, miał nadzieję, pokrzepiający. Liczył na wyczucie i instynkt swojej bestii związku z wędrówką w dół ku wejściu do jaskini.

Aaron - 31 Sierpień 2015, 14:01


Czas na odpis: do 6 września włącznie.



Samael:
Pomyliłem strony: lewą z prawą xD Ale to tam drobnostka raczej ^^

Wszędobylski, kolorowy pył, oblepiający wzgórza i winny tak pięknego dla ocząt krajobrazu; nie był zwykłym nalotem na spowijanej pojedynczymi kępami trawy, ziemi. Pył królował w powietrzu, wraz z nim napływał do Twoich nozdrzy. Reakcja alergiczna to podstawowy objaw, któremu towarzyszyło przede wszystkim gromadzenie się pyłków na ciele. Czerwone pojawiały się na zamrożonej dłoni; filetowe na twarzy, a zielone na ubraniu. Tworzyły skupiska o małej powierzchni, przylegając niczym naelektryzowane. Czerwone i fioletowe przypominały opiłki zielarza, zaś zielone i żółte kurz.
Wychodząc na jedno ze wzgórz, spostrzegłeś wagę o niecodziennej konstrukcji. Posiadała cztery kosze, każdy ze swoim wskaźnikiem masy. Trzy z nich były puste a czwarty wypełniony żółtym proszkiem. Całość konstrukcji znajdowała się na okrągłej postawie, na której wypisane zostały słowa:

Cztery składniki tworzą ze sobą harmonię,
Przed złączeniem muszą posiadać ten sam ciężar.
Utworzą one łzę, co na niebie zapłonie,
Lecz najpierw pamiętaj, by rozpalić w niej żar.

Waga znajdowała się na lekko pochylonym terenie, a jej mechanizm był w pełni sprawnym.


Dee Dee
Znalazłaś się nad jeziorem i dostrzegłaś faceta pływającego w nim na pewnym zwierzęciu.
Kiedy podziw do wysokości znajdującej się pod Tobą już ci minął (a wraz z nim mogła przyjść obawa o wpadniecie do wody), ujrzałaś jak z tafli wypływają pojedyncze bąbelki powietrza. Nagle wystrzeliły stamtąd łańcuchy, po przeciwnych stronach względem nadmienionego jegomościa, które skrępowały go. Krzyczał, próbował się uwolnić, szamotał się, aż poszedł na dno...
I w tym momencie byłaś na tyle przeciwna temu nieszczęściu, że aż sam los stał ci się łaskawym. Dlaczego? Bo nagle znalazłaś się wraz z wilkiem przy zegarze słonecznym, a wskazywana godzina przez słońce była o kwadrans wcześniejsza – wskaźnik ten był nadal gumą przyklejony.
Cofnięcie w czasie, ćwierć godziny więcej na działanie.


Anastasia
Ucieczka przed rozwścieczoną bestią nie należała do prostej w obliczu krętych ścieżek, będących właściwie namiastką labiryntu – należało dokładać drogi, omijać zakręty, ale o zgubienie się nie było trudno, bowiem nakład w metrach nie był bardzo znaczącym. Miałaś też poprawne wrażenie, że zbliżasz się do środka wyspy.
Jednakże przed Tobą zaczęły wynurzać się korzenie z podłoża, utrudniać ucieczkę z tego miejsca i zmuszać do walki z nimi – ich rozgałęzienia sięgały ci do ramion, próbowały zrzucić z pędzącego Ceseta.
I z naprzeciwka wybiegła ku Tobie bestia bardzo podobna do tej, przed którą uciekałaś. Nacierała z zamiarem powalenia.
Spostrzegłaś po swojej lewej stronie kilka dość długich pnączy roślinnych, zwisających z wysokiego drzewa, których wytrzymałość powinna być dla Ciebie wystarczająca, lecz nie dla Twojej bestii.
Skały wydawały głośniejsze dźwięki, brzmiały jak mały stadion pełen kibiców.


Kejko
Nagłe wylądowanie Lazura w pobliżu wytrąciło chłopca z równowagi. Zachwiał się i upadł na kolana.
- Ej, ej! – krzyknął zaskoczony, szukając słów. - Nie powinnaś tego robić, naruszyłaś granicę, teraz będziesz uznawana za intruza! - Zaczął krzyczeć, ściskając piąstki i waląc nimi o grunt.
Po chwili przestał, odwrócił się do Kotki twarzą i rzekł ze spokojem:
- Ale w dziewczynie jeszcze jest szansa. Musi ujrzeć łzę. – wypowiedział tę przepowiednie niczym święte słowa mędrca, dłońmi namacując powietrze przed twarzą.
Uczepił się nagle małymi dłońmi ubioru Kotki.
- Czekaj… Weź mnie ze sobą i leć w tamtym kierunku! – wskazał mniej więcej ten, w którym udała się właścicielka trójgłowego plugastwa. – Tam ona jest, czuję to!
Postawa chłopca miała w sobie wiele szaleństwa, nie zdawał się prosić, a wręcz rozkazywać głosem niecierpiącym sprzeciwu. A z wyrwy za Tobą nadal wydobywał się chłód falami mlecznej smugi; mgły posiadającej zamrożone krople wody, topniejące na gorącu. Obłok buchał na kilka metrów wysokości, a wokoło robiło się chłodniej. Miałaś wrażenie, że chłód cię do siebie nawołuje, prosi o przybycie.
- ALBO DAJ MI GO, SAM POLECĘ! – teraz wręcz chciał cię zrzucić z bestii, byleby tylko móc swój cel osiągnąć. Trafnym będzie gdy napiszę, że bił od niego przeraźliwy chłód - na kawałku chwyconej tkaniny pojawił się szron. - NATYCHMIAST. – burknął stanowczo.


Eliot
Zejście okazało się być bardzo problematycznym.
Niektóre ze skał uciekały spod łap, a ta manifestacja niestabilności posiadała się na całej szerokości zbocza. W pewnym momencie króliczy przyśpieszył, będąc kilkukrotnie na granicy wywrotki. Gdy zbiegł na dół, plusnął soczyście błotem w które wdepnął, przyprawiając swoje futro o kilkanaście łatek. Tobie także się oberwało.
Można było wyróżnić trzy rodzaje terenu, przeplatające się ze sobą wielokrotnie niczym szachownica: w miarę stabilnie wyglądający grunt; błoto grożące wchłonięciem; głęboka, częściowo przezroczysta woda. Wychylając się nad wodą, dostrzegałeś nie tylko faunę i florę typowe dla takiego środowiska. Spostrzegłeś także kości, choć trudno było ci rozpoznać, do jakiego osobnika należały.
Odczuwałeś nieprzyjemne pieczenie w oczach, Króliczego także to spotkało. Wasze oczęta odmawiały wam posłuszeństwa, powieki nie chciały się otwierać – sklejały się ze sobą przez drobinki błota które się na ich powierzchnie dostały, zabierając wam najcenniejszy ze zmysłów. Byle przemycie ich wodą nie pomoże w odzyskaniu wzroku.

Kejko - 31 Sierpień 2015, 15:55

Z grzbietu Lazura przyglądałam się dzieciakowi jak oniemiała…. Nie miałam pojęcia, o czym ten mały mówił, jaka granica, jakie łzy… To wszystko coraz mniej zaczynało mi się podobać. Doprawdy czy ja zawsze musiałam się w coś wpakować? Dobra wiem, że czarne koty ponoć przynoszą pecha… ale żeby tak też samym sobie? No bez przesady… W każdym razie z tym małym coś było nie tak, jego postawa i władczy ton niemal jak u młodych rozpieszczonych arystokratów z kolei te dziwne zachowania… niczym Kapelusznik, który przesadził z herbatką.
-O, czym Ty mówisz? Jaka granica? I łza? Nie wiem, o czym mówisz…
Może to z nerwów? Może bredził, bo martwił się o babcię? Moje rozmyślania przerwało nagłe buchnięcie obłoku chłodnej mgły. Sierść zjeżyła mi się na ogonie, nie lubiłam zimna… zdecydowanie nie i wyglądało na to, że Lazur podzielał moją opinię, bo i on wzdrygnął się nagle. Wiedziałam, że zdecydowanie nie mam zamiaru zostawać tu zbyt długo.
-Mały uspokój się, jeśli mam Ci pomóc musisz mi wytłumaczyć dokładniej, co się tu dzieje. I kim jesteś? Jak się nazywasz, co?
Niezadowolona zmarszczyłam brwi zerkając na chłopaka, mogłam zrozumieć że był wystraszony ale nie powinien wymagać od obcej osoby takich rzeczy. Przestraszyłam się kiedy poczułam chłód na swoim ciele, a jak się okazało jego źródłem były ręce chłopaka.
-Hej! Uważaj , jeśli mam Ci pomóc to dobrze by było gdybyś nie zmienił mnie w sopel lodu.
Wyciągnęłam dłoń w stronę dziecka i poczochrałam go włosach, chciałam by się uspokoił bo jak inaczej miałam z nim dojść do porozumienia. Na razie wolałam działać po dobroci niżeli po złości nawet jeśli dzieciak na razie zapowiadał się na małego dyktatora.
-Po pierwsze Lazur nie może teraz latać, to zabronione, ale możemy tam pójść o ile tylko się uspokoisz. Inaczej Ci nie pomogę.

Anastasia - 31 Sierpień 2015, 16:53

Mknęła w miarę równym tempie między korytarzami tego kamiennego miasta. Niestety nie było czasu na podziwianie jego uroków, ani tym bardziej dalsze przysłuchiwanie się odgłosom jakie wydawały z siebie wystające skalne kompozycje. Od czasu do czasu jednak oglądała się za siebie, aby skontrolować odległość dzielącą ją ze stworem, co nie zawsze była w stanie jasno określić, gdyż uniemożliwiały to rozmaite zakręty. Co rusz dokonywała wyborów pojawiających się na rozstajach, ale mimo wszystko starała się kierować tak, by nie zgubić i – przede wszystkim – w żadnym wypadku nie zawracać, a przeć do samego środka wyspy, czyli celu jaki musiała osiągnąć, by nie tylko zakończyć wyścig, ale i możliwe go wygrać.
Ale zanim to…
Ceset nieco zwolnił kroku, bo droga, jaką biegł stwarzała coraz więcej problemów, by bez oporów ją pokonywać. Och, dość tych udziwnień, nya! Kotka złapała się mocniej bestii, do tego znacznie pochyliła, by była między nimi większa spójność. Uporczywe gałęzie starała się odganiać swoim ogonem, nie dając tak łatwo za wygraną. Miała zostać pokonana przez taką głupotę? Dobre sobie. Nawet jeśli badyle uczyniły jej jakieś zranienia, nie przykuwała do nich uwagi, krew poleci i przestanie. Co jej nie zabije, to ją wzmocni, a delikatność i ostrożność co do własnego żywota dawno przerodziła się w chęć ryzykowania i korzystania ze wszystkiego pełnymi łapami.
- Cholera. – Zaklęła cicho na widok kolejnego – a może tego samego – stworzenia, jakie wyrosło przed ich twarzami. Nie była pewna czy to ten sam osobnik, ale nie miało to żadnego znaczenia, bo i on przyjaznych zamiarów zdawał się nie mieć. Zawrócić? Czy uciekać dalej? Jeśli uciekać, to gdzie?
Dostrzegła rosnące drzewo, które niby to zdawało się być idealnym ratunkiem, lecz wyłącznie dla niej samej. Pnącza z niego zwisające pozwalały jej dostać się na szczyt, ale co dalej? Nawet jeśli opuści Ceseta, czego raczej regulamin zabraniał, a również Anastazja była przeciwna pozostawianiu bestii na pastwę losu, to co przyjdzie jej po siedzeniu w koronie? Tylko i wyłącznie obserwacja okolicy, nigdzie dalej przecież nie ucieknie.
Wracanie też nie wydawało się być najlepszą opcją. Raz, że nie miała pewności, co się stało z goniącym ich stworem, dwa, że w ten sposób mogła nadłożyć sobie jeszcze więcej drogi, którą labirynt i tak już wystarczająco wydłużył.
Odszukała szybkim zlustrowaniem otoczenia najniższą skałę, która była w zasięgu zdobycia. A kiedy w końcu taką dostrzegła, zwróciła się do Schedela.
- Tam, tamta skała. Dasz radę? Skacz, nya. – Jeśli skała była zbyt wysoka, aby pupil dał radę ją jednym susie przeskoczyć, to bardzo możliwe, że udało mu się wbić w nią swoje ptasie szpony oraz kotka nie pozostawiłaby go wtedy bez pomocy i z użyciem wszystkich swoich dziewięciu ogonów, próbowała nie tylko ich podtrzymywać na skale, ale i wesprzeć przy wspięciu się na nią. Miała nadzieję, że uda im się przedostać na inny tor tej plątaniny korytarzy i spokojnie pomknąć dalej w stronę wygranej.
A te przeklęte skalne głosiki traktowała jako swój osobisty doping, a co!

Anonymous - 6 Wrzesień 2015, 09:54

Dee stała, a raczej siedziała na swym rumaku jak słup soli. I czuła się właśnie jak taki słup, bezczelnie lizana przez życie niczym tak słupek przez sarenki.
- ... ta sytuacja potrzebuje odpowiedniego podkładu - powiedziała do siebie i puściła w telefonie piosenkę która od pewnego czasu towarzyszyła jej dość często. A oto ona.
Bujając się w jej rytm, starając się myśleć o tym co powinna zrobić, a nie o tym by jak najszybciej to po prostu pojebać i wyjść
- Co jest do cholery nie tak z tym miejscem. Z tym zegarem. Jeziorem. I miejscem? - zapytała samą siebie, ściągając słuchawki, przez co dźwięk z słuchawek był cichszy, ale nadal roznosił się trochę. Dee uwielbiała głośno słuchać muzyki.
Tknęła palcem cholerny badylec i bez namysłu - bo czy Dee naprawdę jest w stanie myśleć logicznie w takim miejscu - pokręciła kilka razy patykiem w przeciwnym kierunku niż wskazówki zegara zazwyczaj krążą po zegarku i ustawiła wskazówkę dwie godziny przed czasem jaki wskazywał wcześniej i palcami doklepała gumę by nadal pełniła swoją funkcję.
Czyli według zegara cofnęła się o 26 godzin, bo patykiem wykonała dwa pełne obroty. Tak dla pewności chyba. Albo nie wiedziała że zadziała.
Nie wiedząc co teraz począć zaczęła czytać kilka razy zapisaną na ręce zagadkę
- Ma czarny obłok a samo jest jasne... czemu pierwsze co przyszło mi do głowy to ogień który się smoli na czorno, jo ni wim. - powiedziała do siebie a potem spojrzała na pieseła
- Masz takie mądre oczka, pewnie jesteś bardziej obcykany w takich rzeczach. Może się zamienimy? Ja będę niosła cie na baranach a ty rozwiązywał zagadki, co?
To brzmi jak kawał dobrego planu.

Eliot - 6 Wrzesień 2015, 23:44

"A mogliśmy, ech... mogliśmy siedzieć teraz na marchwiowym polu i zajadać warzywa." Pomyślał o czymś przyjemnym ścierając z twarzy resztki błota i otrzepując parę plam z płaszcza, ale tylko jeszcze bardziej je rozmazał.
Im dalej, tym bardziej boleśnie, jak się przekonał. Głównie w oczy. Mrugnął raz i drugi, trzeci i czwarty były bardziej ociężałe. Zanim stracił wizję ogarnął wzrokiem obraz przed sobą. Świetnie, podłoga w ciapki. W tym kawałku możesz się utopić (i miał dziwne wrażenie, że woda mogła być jakoś toksyczna), tu cię pochłonie ziemia, a tam, o!, to wygląda jak konkretna nadając się do przejścia droga. Miał nadzieję, że przynajmniej ona nie sprawi mu żadnych niespodzianek, jak na przykład miny-kamienie czy trujące kępki trawy, czy cokolwiek na tej ziemi leżało. Zanim złapał wszystkie szczegóły albo zdołał cokolwiek zapamiętać z rozkładu szachowej ziemi, nie mógł już odkleić swoich powiek od siebie. Świetnie.
- Po prostu świetnie - dodał na głos. - Ugh. - dodał, poprawiając i stabilizując swój chwyt i pozycję na Króliczastym. Miał ochotę położyć się w jego miękkim futrze i tak sobie poleżeć czekając. Na cud, na innego uczestnika pościgu, który pewnie wymyśliłby coś błyskotliwego i sensownego, i zaraz by ich przeprowadził bezpiecznie na drugą stronę. Tak jest, teraz mu się zachciało towarzystwa, frajerowi jednemu. Ale jaką mógł mieć pewność, że ten ktoś mu pomoże i czy w ogóle się zjawi. Może to nie była jedyna droga do środka wyspy, a zawodnicy startowali przecież z różnych punktów dookoła, prawda? Może nie spotkać nikogo. Może tu siedzieć aż uschnie. Albo spróbuje jakoś przejść sam, a później tylko wyłowią jego kości, tak jak tego biedaka leżącego tam, pal licho czy to był człowiek czy zwierze, było w każdym razie teraz bardzo martwe i kościste. I Eliot tak bardzo nie chciał zostać kupką kości, że praktycznie odechciało mu się podjęcia jakiejkolwiek próby przejścia. Może... może po prostu poczeka tu na koniec wyścigu. Może zbierają potem niedobitków z wyspy po zakończonym wydarzeniu?
...a co jeśli nie? Ugh.

Skoro nie miał wizji, skupił się na innych zmysłach. I co niby, ma wysłuchiwać odpowiedniej drogi? Niuchać aż doniucha się odpowiedniego przejścia? Próbować ściągnąć jakoś to błoto z powiek? Więc siedział tam tak żałośnie, kręcąc się z królikiem w kółko, nieco skołowany, a jego odczucia można by skoncentrować w krótkim "jajks, kiepsko sobie poczynasz".
Zachęcił bestię do paru kroków w przód, niech kurde, przejmie nieco inicjatywy. Zaraz jednak pociągnął go za futro, żeby się cofnął. Niech... da sobie trochę czasu. Tak, postoi tu i pomyśli, może coś wymyśli. Tak. Taaakkk.

Aaron - 19 Wrzesień 2015, 22:14

Kejko

Chłód ulatniał się. Pochłaniał chłopca, pragnął pochłonąć także i Kejko. Ona, w przeciwieństwie do małego, opierała się nagłemu działaniu, stawiając na zrozumienie i rozważne działanie.
Warknął na jej, jak domniemał, wymówkę. Nikt nic nie wie, bo tak jest najlepiej, pff. Kolejno zapytywała go o godność, o jestestwo. Temu także oszczędził słów, próbując samym wzrokiem przekazać, że to nie jest konieczne do rozpowiadania.
Taki bezimienny arystokrata.
Roześmiał się, szydził z jej słów o zamianie w sopel lodu. Po chwili jego twarz przybrała poważną minę, a krzykliwy dotąd ton stał się oschłą mową:
- Brawo za spostrzegawczość.
Chłód ulatniający się z wyrwy otulał Lazura i pasażerkę, drobinkami śniegu posypując łuski, skórę i ubranie.
- O tak, teraz się zabawimy, teraz zapoznasz się z Nami.
Chłopiec się zmienił – jak na początku był w rozpaczy i żądnym pomocy, kolejno władczym i rozpieszczonym dzieciakiem, tak teraz złowrogość w uścisku demonicznych szponów emanowała z jego twarzy. Zaczął spychać ją z Lazura, chciał ich strącić w rozwartą wyrwę. A z kolei stamtąd wydobyły się lodowe pnącza, rozrastając się jak pędy roślin, chwytając się najbliższych elementów otoczenia – krzewów, drzew, skał. Kolejno zaczęły poszukiwać bestii, chcąc ją zabrać w otchłań, a siebie samą wypiętrzyć ponad poziom ziemi.
Czym było? Korzeniem tej lodowej rośliny, której łodygami były sztywne bryłki lodu, otulone miejscami soplami imitującymi kolce. Na łodygach porastały lodowe kwiaty. Roślinka topiła się w cieple tropiku, ale powietrze stopniowo i zauważalnie się schładzało.
Chłopiec zmienił się na twarzy, lód przeszył go wzdłuż i wszerz, wybielił skórę, utrudnił funkcjonowanie. Pochłaniał go, on sam zaś nie mógł już dalej próbować ich spychać w krawędź, był bezsilny wobec swoich podłych zamiarów.
Jego pnącza także chciały zrzucić.
I jeśli walka z mroźnym przeciwnikiem cię nie zajęła zbytnio, ujrzałaś spadającą gwiazdę pomiędzy gałęziami bujnej roślinności – nie byłaś jednak w stanie dokładnie określić, gdzie spadła, ale na pewno było to blisko.



Anastasia

Bestia wskoczyła na kamienny blok bez pomocy Anastasii.
Oglądała się wokoło, aż ujrzała najpierw jedno stworzenie (to, które ostatnio wyszło jej naprzeciw), a za sobą drugie (to pierwotnie ją goniące). Oba podobne i gorliwie ją wzrokiem mierzące. Pragnęły ją dorwać, a różnicę wysokości tylko pozornie brały za przeszkodę. Z ich ciał wybiły pnącza, one zaś rozpędziły się w tym samym kierunku i swoimi „mackami” chwyciły się nisko opadłych gałęzi pobliskiego drzewa, o którym wspominałem. Wykorzystując efekt wahadła, natarły na skałę, którą Hebi zajmowała. Co zamierzały? To oczywiste: dorwać ją przez splątanie, wraz z trójgłowym.
Jeszcze zanim zwierzęta cię zaatakowały, ujrzałaś kilkanaście metrów przed sobą koniec tego skalnego labiryntu i ścieżkę po kamieniach, prowadzącą ku górze. Jeśli rozglądałaś się na boki, spostrzegłaś jamę skalną po swojej prawej, oddaloną ledwie parę metrów, do której dojście prowadziło jedynie przez ciasne korytarze, którymi jednak trójgłowy zdołałby się prześlizgnąć.
Była możliwość opuszczenia labiryntu przez wspomaganie się w skakaniu po skalnych blokach, choć droga ta byłaby równie długa jak ta przez labirynt, gdyż wiele z bloków było zbyt wysokich, aby tak po prostu na nie wskoczyć – należało stopniowo zdobywać coraz wyższą wysokość.



Dee Dee

Obracając patyk, cofała czas. Słońce w przyśpieszonym tempie sunęło po nieboskłonie, chmury przelewały się na widzianym skrawku błękitu, granatu, czerwieni i czerni, a ciemność nocy przeminęła równie szybko, co część wykonanego obrotu wskazówką. Rośliny bardzo prędko zmieniały swoje położenie, wiatr poruszał nimi we wszystkie strony, a nagłe wahania temperatury wzmagały ten efekt.
Ale to wszystko było tylko złudzeniem – w rzeczy samej czas jedynie o piętnaście minut się cofnął – to ten kwadrans wspominany we wcześniejszym poście.
Bo to nie zegar cofnął czas, a Dee myślą o tym, że tego człowieka nie zdołała uratować.
Wilk, zapytany o zmianę miejsc, próbował dziewczynę z siebie zrzucić i jeśli mu skutecznie tego nie umożliwiła, to wylądowała na glebie ze zwierzęciem na sobie. Psotna ta bestia.
Spostrzegłaś spadającą gwiazdę na niebie, mimo że pora była słoneczna. Spadła gdzieś w rejonie środka wyspy.
A czas na ratunek Svarta minął na zabawie z muzyką i tarczą zegarową.



Eliot

Sugerowane już wcześniej zdanie się o towarzyszy podróży odnalazło swoje ujście - wesoła para smakoszy marchewkowych przysmaków kręciła kółeczka po małym skrawku bezpiecznego terenu i oczekiwała innych uczestników bestialskiej wyprawy.
Ale dokąd tak może czekać? Do ubłoconej śmierci? To dość... prawdopodobne.
I gdy sądziłeś, że umrzesz bądź spędzisz tu wieki….
Poczułeś głośny huk koło siebie, jakby coś wielkiego przeleciało nieopodal. Ziemią lokalnie wstrząsnęło, uderzyła cię gorąca masa powietrza i krople parującej wody oraz drobinki ziemi. Po kilkunastu sekundach usłyszałeś kobiecy głos, zbliżający się do Ciebie:
- A więc jednak się zaczęło i jest już za późno – smutek ulatniał się z tych słów niosących się echem, a jednak drzemała w nich wola dalszej walki, do ostatniej kropli krwi: – Musicie odczytać treść listu, wtedy jeszcze będzie nadzieja. Chodź, chwyć mnie, poprowadzę cię do komnat. – Podała mu dłoń, dotykając jego ramienia, jak gdyby wiedziała, że z jego wzrokiem jest bardzo źle.



Samael

Po chwilach namysłu, uzupełnił strony wagi, a dzięki różnej gęstości posiadanych substancji, rozpoznał je odpowiednio i zgromadził na wadze, wcześniej lokując ja na równym podłożu. Proporcje się zgadzały dopiero po tym, gdy starannie co do ziarenka pyłku wyważył wszystkie misy.
Pył uniósł się ku górze, zakręcił spiralnie i uformował niewiastę, stojącą tuż przy Samaelu, odzianą równie skąpo co cebula pozbawiona łusek.
Można uznać, że zrozumiał sens wiersza, uznał ją za łzę, której temperaturę trzeba podwyższyć i objął ją. Ta rozwarła oczy, serce w niej zabiło i uniosła się ku górze jako obłok mgły, zyskując prędkość i formując się w płonący obiekt, z ogonem – niczym łza sunąca strumieniem bratnich sióstr po policzku – była spadającą gwiazdą, płaczem całego Kosmosu – Otchłani.
Gwiezdny Pył.



Ogłoszenia:
    - Czy któraś ze zgromadzonych tu i obecnych osób pragnie zaryzykować? Zagrać w kolejnych postach niemal w rosyjską ruletkę swoją postacią?
    - Czas na odpis do 24 września włącznie.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group