Kejko - 30 Lipiec 2015, 22:48 Nie byłabym pewna czy rzeczywiście nikt nie zwrócił na to uwagi, skoro właścicielka ptaszyn nagle aż trzykrotnie przyspieszyła swój elegancki chód, aby znaleźć się na przeciwległym końcu Sali. Miło jednak ze strony Charlesa, że starał się mnie pocieszyć. Westchnęłam chicho i skupiłam się na uspokojeniu się, miałam nadzieję, że i moja twarz szybko powróci do naturalnych kolorów. To w sumie i tak nic wielkiego…prawda? Tak, takie wybryki zdarzały się sporadycznie teraz już tak, co innego w dzieciństwie, kiedy potrafiłam znienacka rzucić się na czyjąś sukienkę, ponieważ wiatr delikatnie poruszał znajdującymi się na niej wstążeczkami, albo inne podobne wybryki. Wejść na drzewo i nie umieć z niego zejść… klasyk, jednak w tamtym wieku to wszystko wydawało się słodkie i urocze, dlatego nikt specjalnie się tym nie przejmował. Uśmiechnęłam się tylko do Kapelusznika, wtedy przy naszym stoliku pojawił się kelner. Krótka wymiana zdań oraz późniejsza obserwacja mojego towarzysza dała mi do myślenia. Zakłopotanie a raczej zestresowanie jak ujawniało się podczas desperackiej próby poszukiwania gotówki w otchłani zielonego kapelusza, mogły wskazywać na jej braki. Nie widziałam problemu w tym, aby w razie potrzeby całej naszej trójce za sponsorować ten słodki poczęstunek, czarna torebka, choć niewielka skrywała w sobie sakiewkę z lustrzaną walutą. Nim jednak sięgnęłam po własne oszczędności przez chwilę byłam zafascynowana możliwościami zielonego kapelusza… koło od roweru? Serio? Jak On je tam wcisnął?! Swoją drogą, po co mu koło od roweru albo portret ziemskich bekonów… nigdy nie mogłam zapamiętać nazwy tych zwierząt, pamiętałam za to potrawę, którą często przyrządzał z nich mój przyszły szwagier. W końcu jednak otrząsnęłam się z plątaniny myśli i zaczęłam szukać sakiewki w torebce. Kelner nie wyglądał na zadowolonego, posłałam mu życzliwy uśmiech i dodałam pytanie.
-W takim razie ile należy się za całość?
W dłoni trzymałam już przygotowane zarówno kilka monet jak i banknotów. Na moment wróciłam spojrzeniem na obrazek z różowymi stworzeniami. Muszę spytać Charlesa o ich nazwę może w końcu zapamiętam, ale to za chwilę.Charles - 31 Lipiec 2015, 19:07 - Z tego, co widzę, będzie to razem 33 monety, ale mimo wszystko prosiłbym o zapłatę dopiero po konsumpcji. Bardzo dziękuję.
Kelner, nadal widocznie zniesmaczony ruszył w stronę dwukolorowych drzwi od kuchni. Charles, nie był już przerażony - teraz znajdował się w istnym błogostanie, Nirwanie i prywatnym katharsis, leniwymi ruchami zgarniając wypakowane klamoty z powrotem do kapelusza. Oddychał powoli, rozkoszując się słodkim zapachem unoszącym się w powietrzu. Mogło się wydać dziwnym, że mimo wszystko nie powiedział o tym Kejko, ale nie mógł pozwolić, żeby kobieta płaciła za niego - byłoby to skrajnie niehonorowe. Charles z domu rodzinnego wyniósł najwyższej klasy maniery, niestety, pamiętał o nich tylko wtedy, gdy akurat neurony w jego mózgu postanowiły się radośnie wywalić - co wcale nie znaczyło, że zdarzało się to rzadko. Kiedy już każdy dziwny obiekt znalazł się w cylindrze, kapelusznik kolejny raz w tym dniu rozparł się wygodnie na krześle, w błogim oczekiwaniu na zamówienie.
- Widziałaś ten obraz ze świnkami? Może wyda ci się to zabawne, ale nie mam zielonego pojęcia, skąd się tam wziął. Zabawne. - mruknął, jakby czytał czarnowłosej Dachowiec w myślach.Kejko - 1 Sierpień 2015, 04:37 Zdaje się, że obsługujący nas kelner raczej rzadko na swej drodze spotykał Kapeluszników, wszak Ci ze swych szaleństw słyną i chyba każdy o tym wie jednak okazuje się, że nie każdy z tym faktem jest pogodzony. Przez moje życie przewinęło się już kilku, choć nie wszystkich zdążyłam poznać tak dobrze jak bym tego chciała. Nigdy jednak nie miałam okazji wymienić, choć kilku dłuższych zdań z żadną Panią Kapelusznik, hm. Przypomniałam sobie o Natanielu, sprawiał wrażenie bardzo sympatycznej osoby szkoda, że nasze drogi więcej się nie przecięły. Charles również zdążył wywrzeć na mnie dobre wrażenie, przy jego opowieściach nie sposób było się nudzić. Jego obecność zdecydowanie dodawała mi otuchy, nie mogłam tylko zrozumieć jak przez tak krótką chwilę on jak i śpiący jeszcze arystokrata mogli się do siebie aż tak zrazić. Gdy wspomniał o obrazie przytaknęłam mu z uśmiechem dalej malującym się na wargach.
-Świnki a więc tak nazywają się te różowe stworzenia, właśnie miałam Cię o to spytać. Wiedziałeś, że w ludzkim świecie robią z nich bekony? Choć te z obrazka wyglądały na tyle urocze, że pewnie nic by im nie groziło…
Poprawiłam kilka czarnych kosmyków, które nie wiedzieć, kiedy wymknęły się spod uwięzi wsuwki, chcąc tym zaszkodzić wizerunkowi mego starannego uczesania. Szybko jednak opanowałam sytuację, byłam nieźle zdziwiona, kiedy zobaczyłam kelnera zmierzającego ponownie do naszego stolika. W pierwszej chwili pomyślałam, że chce dopytać o coś w związku z zamówieniem, jednak ten niósł już tacę z gotowymi deserami… Naprawdę szybko się z tym uwinął. Na stole zagościły apetycznie wyglądające potrawy a kelner oddalił się równie szybko jak i się pojawił, oczywiście uprzedni życząc nam smacznego, spojrzał tez z pewną dozą podejrzliwości na śpiącego Seraphima. Może dopiero teraz spostrzegł iż upiór znajduje się w objęciach Morfeusza?
-Wyglądają smakowicie, widać że w kuchni nieźle namęczyli się nad odpowiednią prezencją dań.Charles - 2 Sierpień 2015, 21:10 Słoooooodkieeeeeee! Charles kochał zapach, kolor, smak wszystkiego, co cukru miało w sobie więcej niż 51%, choć w swym uwielbieniu słodkości do Zjawy Deserowej było mu trochę daleko. Uwagę Kejko puścił mimo uszu, bo przecież jedzenie nie musi koniecznie być ładnie podane, żeby smakować bosko. Ale karmelowy sernik rzeczywiście wyglądał obłędnie, choć porcja była odrobinę maława jak na jego kapelusznikowy gust. Ciasta winny być wielgachne, to ogólna ciastowa zasada. Sernik mimo wszystko był przepyszny i lekki jak chmurka na czystym niebie, w której siedzi sobie banda królików z chorągiewkami.
Ktoś, kto oglądałby go z boku, mógłby odnieść wrażenie, że kapelusznik niejako walczy sam ze sobą, starając się nie rzucić na ciasto i nie połknąć go za jednym zamachem. Raz po raz łapał się za krawędź stołu, łypał na ciasto, odkrajał kawałek i podsuwał go sobie pod nos, aby chwilę potem odłożyć go z powrotem na talerz, przypominając sobie, że jego usta i tak są już wypchane jak u chomika. Co kilka chwil zaczynał dziabać łyżeczką w karmel z zabójczą prędkością, jak-gdyby chciał przebić talerzyk na wylot, a po chwili popadał w chwilową apatię, najwyraźniej przerażony, że słodki przysmak tak szybko się kończy. Kiedy już całe ciasto zostało spałaszowane, a połowa restauracji wlepiała w niego wzrok, Charles czknął cicho, po czym spojrzał z ukosa na Seraphima. Ten dalej spał, z porcją deseru przed sobą. Suflet najwidoczniej się marnował. Bardzo. W sumie to już dawno powinien się już obudzić - w końcu siedzieli tu już z godzinę. Charles postanowił, że jeśli nie obudzi się do ich wyjścia, zje je za niego. Suflet przestanie wyglądać tak nieszczęśliwie, jeśli zniknie z pola widzenia.
- Dobre było, co nie? - rzucił bardziej w powietrze niż do kogokolwiek konkretnego.Kejko - 3 Sierpień 2015, 02:55 Przez chwilę przyglądałam się słodkościom spoczywającym na talerzu przede mną, należałam do osób, które „jedzą oczami” to też estetyka dania miała dla mnie znaczenie. Całuski zdarzyło mi się już kiedyś ich spróbować, jednak nie takich jak te, którym faktycznie nadano symboliczny kształt usteczek oblanych staranie warstwą deserowej czekolady. Całkiem uroczo, ciekawe, kto z arystokratycznych bliźniąt wpadł na ten pomysł? A może to autorski pomysł samego szefa kuchni? Nie nurtowało mnie to jednak na tyle by musieć nękać o to kogoś z obsługi. Nie mniej jednak taki deser cieszył oko. Porcje wydawały się niewielkie, jednak osobiście spodziewałam się, iż mogą być jeszcze bardziej skromne, jak to bywa w wykwintnych restauracjach. Zerknęłam na pozostałe z dań, deser, który wybrałam dla Seraphima również prezentował się całkiem apetycznie, talerz ozdobiony malinowym sosem, całymi owocami i kilkoma listkami mięty o ile wzrok mnie nie mylił. Natomiast na talerzu Charlesa, jak szybko się okazało została już zaledwie połowa karmelowego serniczka. Dopiero teraz poświęciłam uwagę dość niecodziennej technice posilania się, jaką właśnie prezentował Kapelusznik. Miny, jakie zapewne nieświadomie teraz przybierał strasznie mnie rozbawiły. Zakryłam usta dłonią, aby stłumić i tak słyszalny chichot. To wyglądało naprawdę komicznie…, że też nasz śpiący arystokrata to przegapił, jaka szkoda. Wolałam jeszcze nie zaczynać jeść a to głównie z obawy iż przez Kapelusznika zadławiłabym się nie mogąc powstrzymać śmiechu, kto by pomyślał że takie towarzystwo może być groźne podczas posiłku. Żółtooki był tak zajęty pałaszowaniem ciasta że zapewne nawet nie zwrócił uwagi iż przyglądam mu się od dłuższego czasu z pełnym rozbawienia uśmiechem, z resztą jak się okazało nie byłam w tym zajęciu sama, ponieważ jego apetyt zaintrygował również pewną parkę z sąsiedniego stolika. Tamci jednak kiedy zauważyli iż na nich zerkam na powrót z lekkim zmieszaniem zajęli się własnymi talerzami. Kiedy Kapelusznik zakończył posiłek i odezwał się, dopiero wówczas ja ujęłam niewielką srebrną łyżeczkę wbijając się nią w miękką masę ciasta, z której po chwili wypłynęła płynna czekolada. Jej aromat w miły sposób „drażnił” mój czuły nos, teraz już nie mogłabym się powstrzymać przed jej skosztowaniem. Mogłam rozkoszować się słodyczą i intensywnością czekolady, która właśnie rozpływała się na moim podniebieniu, musiałam przyznać, że jeszcze nie trafiłam na tak pyszną jak ta tutaj. Aż miałam ochotę zamruczeć z zadowolenia.
-Widzę, że deser musiał nadzwyczaj przypaść Ci do gustu skoro tak szybko zniknął z Twojego talerza. Muszę przyznać, że i z moim udało Ci się doskonale trafić, jest przepyszny.
Oznajmiłam w między czasie, kiedy to kolejna porcja czekoladowego przysmaku nie trafiała do moich ust, nie spieszyłam się jednak tak jak mój towarzysz, ponieważ wolałam dłużej cieszyć się smakiem goszczącym na mym podniebieniu.
-Ciekawe czy i mój wybór okaże się trafiony.
Zerknęłam ponownie na naszego „śpiącego księcia” w nadziei, iż słodki aromat unoszący się z talerzy może wyrwie go z być może jeszcze słodszego snu? Nadal jednak wyglądało na to, iż będzie trzeba posłużyć się staromodnymi sposobami na zakłócenie snu. Upiór mógł mi mieć za złe, że przeze mnie prześpi przyjęcie, mam nadzieję, że nie będzie bardzo zły albo że się na mnie obrazie.Charles - 4 Sierpień 2015, 13:45 Dopiero po skończeniu ciasta, Charles przypomniał sobie, że Kejko powiedziała mu o czymś na temat tych świnek. Zaraz, co to mogło być... nie. Nie było mowy, aby bekon pochodził właśnie od nich. Zawsze wydawało mu się, że jest to rodzaj słonego ciasta podobnego do chrustów, a tu proszę - taka niespodzianka. W sumie było to trochę smutne, ale przecież świnki na obrazie z pewnością żyły jeszcze, w końcu były warte sportretowania. Ciekawe, czy zwierzęta również mają tytuły szlacheckie... Oczywiście, u drapieżników stadnych funkcjonowało pojęcie samca i samicy alfa, jednak im się portretów raczej nie robiło. Spojrzał jeszcze raz na Seraphima, starając się zignorować leżący przed nim, nienaruszony przysmak. Spał już całkiem długo i naprawdę powinien się już obudzić. Może było to jakoś związane z posiadanym przez Kejko kryształem? Z tego, co się orientował, kryształy pozwalały znacznie zwiększyć magiczne możliwości posiadającego. A co, jeżeli ten kryształ był na tyle potężny, że biedak nie wybudzi się aż do jutra? Albo dłużej? Mimo wszystko Charlesowi zrobiło się go żal, więc zwrócił się w stronę czarnowłosej;
- Słuchaj, chyba powinniśmy go już wybudzić. Zaraz przyjdzie kelner z rachunkiem,a on nawet nie tknął deseru...Kejko - 5 Sierpień 2015, 04:08 Czy powinnam podejrzewać swego żółtookiego kolegę o zdolności w kierunku telepatii a może po prostu był dobrym obserwatorem. W każdym razie jak się okazało oboje stwierdziliśmy, iż nastał czas, aby do zabawy powrócił nasz śpiący Arystokrata.
-Masz, rację nawet, jeśli zasnął za sprawą mej mocy to trwa już zdecydowanie za długo. Mam nadzieję, że nie będzie się za bardzo gniewał…
Tak w tej chwili reakcja upiornego po przebudzeniu była moim największym zmartwieniem. Uznałam, że na początek spróbuję go obudzić w łagodny sposób, jakoś nie miałam odwagi poprosić o to Charlesa po tym jak wyobraziłam sobie, iż nagle wyjmuje z kapelusza zestaw dla człowieka orkiestry i zapewnia tym samy Seraphimowi ekstremalną pobudkę. Na chwilę wstałam z zajmowanego miejsca aby zbliżyć się do Upiornego, pochyliłam się nad nim i kilka razy dość łagodnie wypowiedziałam „Budzimy się”. Kiedy jednak doszłam do wniosku, że nie przyniosło to oczekiwanych rezultatów, delikatnie ujęłam mężczyznę za ramiona i kilkukrotnie nim potrząsnęłam.
-Seraphim, obudź się już…
To wcale nie byłoby zabawne gdyby w dalszym ciągu nie miał zamiaru się obudzić… Ale przecież musi prawda? Za chwilę będę skłonna nawet na interwencję człowieka orkiestry.Charles - 5 Sierpień 2015, 19:31 A kelner już podchodził do ich stolika. I to był ten sam, pozbawiony poczucia humoru typ. Cholera. Spojrzał znowu na Kejko - początkowo była dość spokojna i wyluzowana, jednak z każdą kolejną chwilą stawała się coraz bardziej zestresowana, coraz rozpaczliwiej próbując obudzić Arystokratę. Ten całkowicie nie reagował na jej starania, chrząkając tylko od czasu do czasu, przy mocniejszych wstrząśnięciach. Charles czuł się niepewnie - i tak wydał już wszystkie drobniaki, a poszukiwanie kolejnych mogłoby zakończyć się zalaniem lokalu stosem zniszczonych i przerdzewiałych obiektów, jakie mogły skrywać największe głębie jego zielonego cylindra (choć może wreszcie dokopałby się do miejsca, w którym mieszkał ten palący w kominku i bawiący się oknami lokator). Kiedy tamten był już całkiem blisko, Charles dołączył do prób obudzenia Seraphima, potrząsając go za ramiona i klepiąc po policzkach. Przez chwilę myślał, aby nie zaśpiewać mu jakiejś pobudzającej piosenki, jednak mógł przy okazji zwrócić uwagę reszty knajpy, a więcej kłopotów już nie potrzebował.
- Twoje zaklęcia zawsze trzymają tak długo? - syknął w stronę kotki. Jakby nie patrzeć, to była głównie jej wina, przecież wystarczyłoby, gdyby tylko opisała swoje moce - nie musiała ich używać. Być może szklanka wody lub spalenie mu czegoś pod nosem dałoby pożądany efekt, jednak żadnej z tych na sali raczej nie było - szczególnie, że zastąpienie wody czyimś winem na przykład mogło by być jeszcze gorsze niż jego śpiew...
- Witam, przyszedłem odebrać pieniądze. Przy okazji - "Pudrowy kontrast" obejmuje płatność ludzką walutą, jednak z wiadomych powodów nie obsługujemy "kart zbliżeniowych". - rzekł, jakby wyklepywał wyuczoną formułkę, przecież i tak wiedział, że mają pieniądze. Charles z lekko sztucznym uśmiechem podał mu monety. Nie-herbata szumiała mu w głowie, kiedy zastanawiał się, jak wytłumaczyć całą sytuację w miarę przystępny sposób. Albo niech Kejko powie. W końcu to jej dzieło...Kejko - 10 Sierpień 2015, 03:19 Kiedy to wszystko wymknęło się spod kontroli? Gdzie zmierzał ten miły wieczór… Naprawdę zaczynałam żałować, że użyłam swojej mocy, ale skąd miałam wiedzieć, że coś takiego się przytrafi? Przecież już dziesiątki rasy korzystałam z swej moc i zawsze nic takiego się nie działo…, dlaczego akurat teraz? Cóż za niefart! Nie wiedziałam już gdzie szukać przyczyny tego wszystkiego, już nawet przeszło mi przez myśl, że Seraphim udaje, aby zrobić mi i Charlesowi jakiś dowcip. Może chciał pokazać, że też ma poczucie humoru? No fajnie, ale umiar też znać trzeba… Jednak, kiedy i starania Charlesa nie przyniosły najmniejszych rezultatów, uznałam, że Upiorny jednak nie udaje. Położyłam uszy po sobie, kiedy Kapelusznik zadał mi pytanie.
-Nie…. Nigdy nikt nie odpadł na tak długo. Znaczy czasem śpią dłużej, kiedy się ich nie budzi i kiedy mają ku temu sposobne warunki, ale kiedy kogoś budziłam ja czy cokolwiek innego zawsze wstawali. Nie wiem co się teraz stało nie wiem czemu on się nie budzi.
Poczucie winy coraz bardziej zaciskało na mnie swe zębiska, a co jeśli przez przypadek zafundowałam biedakowi jakiś magiczny super długi sen? A może zapadł sen jak pewna królewna z ludzkich bajek? I gdzie ja niby miałabym mu teraz szukać królewny, która przebudziłaby go całusem? Może jakaś arystokratka by wystarczyła? A może po prostu potrzebuje jakiegoś silniejszego bodźca? Ale tutaj jest za dużo gapiów! Przyjście kelnera zarejestrowałam dopiero po chwili, wspomniał o zapłacie to też nie zwracając nawet uwagi na dokładną ilość wyciąganych z sakiewki banknotów położyłam je na brzegu stolika. Powinno wystarczyć, a nawet i być za dużo, niech potraktuje to sobie, jako napiwek ja miałam teraz większe zmartwienia na głowie. Kiedy kelner zerknął z dozą podejrzenie na nieprzytomnego arystokratę, jeszcze bardziej się zakłopotałam, zdobyłam się jednak na kobiecą sztuczkę w postaci czarującego uśmiechu, może mniej efektowny przez czynnik stresu mimo wszystko coś dać powinien. Matka zawsze twierdziła, że często jeden uśmiech może wiele zmienić.
-Dziękujemy bardzo, deser był wyborny a co do naszego „przyjaciela”… proszę się niepokoić, nieco za bardzo rozsmakował się w szampanie, robi się po tym senny.
Wolałam tą wersję niżeli tłumaczyć temu Panu iż użyłam na nieszczęśniku swojej mocy a ta z nieznanych mi przyczyn wymknęła się spod kontroli i teraz nie mogę go obudzić.. to trwałoby zbyt długo, co więcej bałam się reakcji. O ile kelner przyjął podaną przeze mnie wersję i oddalił się od naszego stolika to też moje spojrzenie z powrotem skupiło się na Kapeluszniku.
-Myślę, że świeże powietrze dobrze by mu zrobiło, może po prostu potrzebuje jakiegoś mocniejszego bodźca, aby się obudzić. Tu nie mogę nic zrobić nie zwracając na nas uwagi. Czy… mógłbyś pomóc mi wyprowadzić go na zewnątrz? Jakoś go wybudzę, ale nie chce przy tym takiej publiczności. Przepraszam Cię za to… ale naprawdę wcześniej nic podobnego się nie zdarzało, przysięgam. Charles - 10 Sierpień 2015, 18:39 Charles westchnął - przyjemny, choć upalny dzień zmienił się w ciąg nieprzyjemnych scen przesyconych zakłopotaniem. A wyborny suflet malinowy pozostał nietknięty! Kapelusznik siedział sztywno na swoim krześle, użalając się nad sobą w myślach - "najpierw wkurzyłem tamtego Arystokratę, potem musiałem wygrzebywać drobne z kapelusza przy całej sali, a na koniec jeszcze to..." Czknął lekko. "Nie, nie mogę popadać w fatalizm. Jestem przecież Oazą! Wszystko będzie dobrze." Wciąż starając się hamować negatywne emocje, spojrzał na Kejko - przynajmniej wyłgała się z tego całkiem sprawnie, kelner zabrał gruby plik banknotów. "W tej sytuacji wyglądał prawie jak łapówka" - przemknęło mu w myślach. Nonsens, przecież nie zrobiła niczego nielegalnego. To po prostu wypadek ze zbyt silnym zaklęciem... Czy aby na pewno? Spojrzał z ukosa na kotkę, zastanawiając się, czy nie była ona płatnym... usypiaczem? Nie, to nie trzymałoby się kupy. Magiczny sen zawsze można jakoś zdjąć, a ponadto po co komplikować sobie życie, usypiając ofiarę, zamiast po prostu ją zabić? "No proszę, panie Verbascum, zaczyna pana powoli dopadać paranoja?" zapytał sam siebie w myślach. Zapewne całe to zmęczenie dawało mu się we znaki - jego myśli stały się wolniejsze i leniwsze.
Rzeczywiście, wyniesienie jednookiego na dwór to też jakiś pomysł. Powoli dźwignął się z krzesła. Taaa, to na pewno zmęczenie...
- No dobrze. Ty nie musisz go nieść - rzekł a raczej wymamrotał, po czym prostym gestem uniósł śpiącego Serafka w powietrze. Niczym w taniej, cyrkowej sztuczce Upiór obrócił się do pozycji horyzontalnej, po czym popłynął w kierunku wyjścia. Charles gestem wskazał Kejko drzwi, mi czym uśmiechnął się niewyraźnie
- Panie przodem... -
Ukryta Wiadomość:
Jeśli jesteś *zarejestrowanym użytkownikiem* musisz odpowiedzieć w tym temacie żeby zobaczyć tą wiadomość.
--- If you are a *registered user* you need to post in this topic to see the message ---
Kejko - 11 Sierpień 2015, 03:54 Nic się nie stało… przecież On tylko śpi na pewno dam radę wyrwać go z tego snu skoro to i ja go w niego wpędziłam. Obecność Kapelusznika dodawała mi wiele otuchy, nie wiem jak bym się zachowała gdybym była teraz sama. Na nasze szczęście kelner nie robił problemów i zabrawszy ze sobą zapłatę oddalił się aby obsłużyć innych gości. Charles przystał na mój pomysł, dzięki temu nerwy na moment ucichły. Już miałam się podnosić z miejsca, aby mimo wszystko pomóc w przetransportowaniu upiora jednak to okazało się zbyteczne. Z szeroko otwartymi oczami przyglądałam się jak ciało Seraphima swobodnie unosi się nad ziemią. Telekineza, jak się wydaje Pan w zielonym cylindrze całkiem nieźle ją opanował, trzeba przyznać, iż to przydatny dar. Ciężko było teraz uniknąć licznych ciekawskich spojrzeń, mimo wszystko starałam się o nich nie myśleć i skupiłam się na obserwowaniu upiora. Pilnowałam, aby podczas „przelotu” jakieś jego cenne drobiazgi nie zapragnęły wyrwać się na wycieczkę z głębi jego kieszeni. Otworzyłam przed nami drzwi a zaraz najszybciej i najciszej jak tylko było to możliwe zamknęłam je za naszą trójką. O dziwo ochrona stojąca u brak lokalu mało przejmowała się wychodzącymi gośćmi, nawet, jeśli Ci swobodnie dryfowali w powietrzu… jakby dla nich wartość mieli tylko Ci, którzy do Pudrowego Kontrastu pragną się dostać, ale tym lepiej dla nas. Wskazałam Charlesowi na drewnianą ławkę oddaloną nieco on wejściowej bramy, uznałam, że odpowiednie miejsce, nie szukałam dalszego z racji, iż nie chciałam dłużej męczyć żółtookiego.
-Może położysz go tutaj?
Sama przystanęłam koło ławki po czym zaczęłam rozglądać się po okolicy. Jakaś fontanna czy inne źródło wody było by teraz mile widziane.
-Przepraszam Cię za to całe zamieszanie, przypomnij mi że jeśli będziemy mieć jeszcze okazję się spotkać to muszę Ci jakoś wynagrodzić zepsucie miłego wieczoru…
Czarne koty i ten ich pech, na kimś w końcu osiąść musi. Z jednej strony obawiałam się budzenia arystokraty… jak zareaguje na to wszystko? Nie zna mnie na tyle bym mogła liczyć na jakąkolwiek taryfę ulgową… Brrr.Charles - 11 Sierpień 2015, 15:56 Na zewnątrz słońce wyraźnie chyliło się ku zachodowi, barwiąc różnokolorową ulicę krwawą czerwienią. Jeszcze chwila i zapłoną latarnie, lecz jeszcze nie teraz...
No, chłopak trochę ciężki był - mimo wszystko byli podobnego wzrostu, może do dwóch centymetrów różnicy, a wnioskując z wysiłku, jaki kosztowało utrzymanie go w powietrzu, musieli być również podobnej wagi. Posłusznie usadowił śpiącego na ławce, nie siląc się na zbytnią delikatność - liczył, że większy wstrząs może nareszcie go wybudzi. Niestety, przeliczył się.
- Nosz cholera jasna... - zaklął pod nosem, po czym zwrócił się do Kejko - I co my teraz zrobimy? Nie wiemy, gdzie on mieszka, a zostawienie go tu nie wchodzi w grę. Chociaż...
Po czym schylił się nad Upiorem i włożył ręce do jego kieszeni. Te wierzchnie były rozczarowująco puste. Dopiero w wewnętrznej znalazł parę drobiazgów, w tym pióro i mała pieczęć rodowa, zapewne służąca do pieczętowania listów. Z uśmiechem pokazał ją kotce:
- No to już jest jakaś poszlaka. Wydaje mi się, że gdzieś widziałem już ten herb. Taaaak - dodał bardziej do siebie niż do niej - gdzieś na Herbacianych Łąkach. W sumie i tak miałem już wracać do domu... Jestem zmęczony, pierońsko zmęczony. A co do wynagradzania, to mogę podać ci mój adres i umówimy się listownie. Lepiej to niż czekać na kolejne przypadkowe spotkanie... - zachichotał cicho, wkładając wyciągnięte przedmioty z powrotem do kieszeni śpiącego. Jeszcze raz zdjął cylinder i wyjął z niego notes wraz z własnym, mocno pogryzionym piórem. Na pierwszej kartce wyrysował herb z pieczęci - dość koślawo, ale rozpoznawalnie. Na drugiej - swój adres. Obie karteczki podał czarnowłosej. Na ostatniej kartce napisał krótką wiadomość, którą wsadził do kieszeni Upiora, po czym wyprostował się.
- No to pozostaje tylko kwestia zabrania go. Ja się boję, że moje czary nie utrzymają go całą drogę do domu, szczególnie że będziemy trochę błądzić. No chyba, że masz jakiś inny sposób na przetransportowanie go.Kejko - 12 Sierpień 2015, 00:38 Świeże powietrze to jak widać za mało, fontanny też w zasięgu wzroku brak, trudno. Pochyliłam się nad Arystokratą, aby poprawić mu ułożenie głowy, ponieważ w obecnej jego nos wbijał się w oparcie ławki. Mam nadzieję, że Seraphim nie miał tu żadnych istotnych spraw do załatwienia…, bo niestety nic z tego. Przez chwilę przyglądałam się poczynaniom Charlesa, wpadł na dobry pomysł, aby poszukać jakiś dokumentów w ludzkim świcie byłoby znacznie łatwiej. Ludzie mają w zwyczaju nosić przy sobie kawałki plastiku, na których podane są ich wszelkie dane, mój szwagier bardzo się zmartwił, kiedy zgubił ten kawałek plastiku, przekopał wtedy całe mieszkanie. Przyjrzałam się dokładniej pieczęci, jaką odnalazł Charles, niestety nie rozpoznawałam jej, ale kiedy sam wspomniał o Herbacianych Łąkach i ja przypomniałam sobie o pewnej wskazówce.
-Niestety ja nie kojarzę tego symbolu, ale to już coś.
Zastanowiłam się jeszcze przez moment i ponownie zaczęłam węszyć, aby upewnić się o trwałości ziołowo-kwiatowego zapachu, który posiadał białowłosy. Może i to okaże się pomocne o ile ta mieszanka nie jest zasługą perfum.
-Nie wiem jak czuły jest Twój węch, ale nasz śpiący przyjaciel posiada dość intrygujący zapach mieszanka ziół i kwiatów. O ile nie są to perfumy to być może mieszka w okolicy gdzie musi być wyjątkowo dużo tak wonnych roślin.
Kiedy mężczyzna podał mi kartkę z znakiem jak i kolejną z jego adresem i ja postanowiłam podzielić się z nim informacją o tym gdzie można mnie znaleźć. Uznałam, iż tak będzie sprawiedliwiej, dlatego pozwoliłam sobie na moment użyczyć Kapelusznikowego pióra i na wolnym miejscu kartki zapisałam własny adres.
-Dobry pomysł, mimo zmęczenia i nerwów jak widzę nie masz problemów, aby je znajdywać. Proszę tu masz i mój adres.
Oderwałam kawałek kartki dotyczący mego miejsca zamieszkania i podałam go żółtookiemu razem z jego piórem. Miło było wiedzieć, iż Kapelusznik nie zraził się do mnie jeszcze na tyle aby przerażała go wizja naszego ponownego spotkania, no chyba że podany adres nie był wcale prawdziwy? Nie, w to uwierzyć nie mogłam. Kiedy wspomniał o kwestii transportu uśmiechnęłam się pod nosem, w końcu coś, w czym będzie można się wykazać o ile znam swego pupila tak dobrze jak mi się wydaje…
- Myślę, że w tej sprawię będę mogła się wykazać daj mi chwilę.
Uśmiechnęłam się do Charlesa tajemniczo, po czym z właściwą dla siebie kocią gracją wdrapałam się na jeden z murowanych filarów będących elementem ogrodzenia. Z początku chciałam rozejrzeć się po okolicy, ale uznałam to za bezcelowe, dlatego po prostu zawołałam.
-Lazur, wiem, że gdzieś się tu kręcisz, choć tu, nie ukrywaj się już.
Tak ukrywanie się było konieczne w końcu w innym wypadku wyszło by na jaw że prośba „Zostańcie w domu, bądźcie grzeczni i nikogo nie zjedźcie…” została zignorowana. Miałam szczęście iż tym razem znowu mój smoczy pupil postanowił się mnie nie posłuchać, ponieważ sfrunął nagle z drzewa nieopodal nas i wylądował na moim ramieniu. Ucieszona zeskoczyłam na ziemię i udałam się w stronę ławki. Lazur miał teraz może jakieś trzydzieści centymetrów i jak zwykle w takich rozmiarach wyglądał na swój sposób uroczo.
-No to transport mamy zapewniony. Lazur mógłbyś się nam pokazać w swojej pełnej formie, musimy sobie trochę polatać razem z moimi przyjaciółmi.
Lazur przez dłuższą chwilę przyglądał się niepewnie moim towarzyszom, właściwie poza mną nikt inny raczej nie latał na nim od czasu, kiedy trafił pod moją opiekę, albo jak czasem mi się wydawało ja pod jego… miałam tylko nadzieję że będzie grzeczny. Łuskowate stworzenie w końcu zdecydowało się, aby zeskoczyć na ziemię, po czym w błyskawicznym tempie zaczęło rosnąć przez co naglę z trzydziestu centymetrów zrobiło się jakieś osiem metrów. Bestia dumnie rozpostarła swoje skrzydła a kilka pomniejszych piór wylądowało na ulicy. Dopiero teraz Aureum pozwolił sobie na dokładniejsze przyjrzenie się zarówno Seraphimowi jak i Charlesowi, który powinien teraz uważać, aby nie natknąć się na rogi wyrastające z głowy bestii, zapewne mógł teraz poczuć na sobie jej wyjątkowo ciepły oddech.Charles - 12 Sierpień 2015, 18:01 Charlesowi zaimponował węch czarnowłosej Dachowiec. On sam nie wyczuł od śpiocha nic konkretnego, ale nawet gdyby, to rozpoznanie miejsca po samym zapachu wymagałoby bardziej użycia psa niż kota. Taki psi Dachowiec... Budziarz? "Skup się!" zganił się w myślach, przyjmując od Kejko kartkę z adresem. Był zadowolony, że udało mu się znaleźć dziś koleżankę, chociaż wydawała się być nader pechową osóbką i liczył, że może kolejne spotkanie odbędzie się w bardziej sympatycznych warunkach. I na pewno nie w żadnym pubie ani restauracji.
- Dzięki. Napiszę, kiedy będę miał czas...
Usiadł ze zmęczeniem na ławce obok Seraphima i włożył karteczkę z adresem do wewnętrznej kieszeni. Nagle Kejko uśmiechnęła się tajemniczo, po czym wskoczyła na pobliski mur. Wydawała się kogoś szukać, a Kapelusznik nie potrafił zgadnąć kogo. Może wypatrywała jakiejś dorożki, albo znajomych. Może akurat przyjaźni się z jakimś Białym Królikiem, który mógłby przetransportować ich na Łąki. Jednak odpowiedź okazała się o wiele bardziej oczywista. Z pobliskiego dębu zleciało coś, co w pierwszej chwili Charles uznał za jakiegoś ptaka, np. Avi. Jedak gdy zaczęło gwałtownie się powiększać, nie miał już wątpliwości, kogo ma przed sobą. A przy okazji Avi byłby czystym idiotyzmem, szczególnie, że dla Kołysanki funkcjonowały raczej jako posiłek.
A więc to był Lazur. Aureum wyglądał niesamowicie dostojnie. Charles czytał o nich jedynie w książkach, które na dodatek miały niewiele obrazków. Oczywiście, wiedział, jak wyglądają, ale na żywo były... lepsze. Piękniejszy niż mógłby sobie wyobrazić, o potężnych, barwnych skrzydłach i rozłożystym porożu. Charles gwizdnął lekko, podnosząc się z ławki. Poczuł jego ciepły, lekko smrodliwy oddech dochodzący z zębatej paszczy.
- No, a więc to jest Lazur. Wielkie bydle z niego, nie ma co. Gdyby nie umiał się skurczyć, mógłby robić o wiele więcej szkód. Wygodnie.
Wyciągnął rękę, aby go pogłaskać, ale cofnął ją w pół drogi. Nie było czasu na mizianie, a ponadto w tej postaci wyglądał trochę zbyt dostojnie na głaskanko. Odwrócił się więc w stronę Seraphima i resztką sił wysłał go w stronę grzbietu Lazura, po czym usadowił się tuż za nim, pilnując, aby przypadkiem nie wypadł. Po czym, jak to miał w swoim zwyczaju, zaczął cicho podśpiewywać:
Czasami słońce wstaje na zachodzie
I gwiazdy z nieba sypią się jak mak
Wilki i owce żyją w pełnej zgodzie
I na wyścigi mknie do przodu rak
Spojrzał na Kejko, która również usadowiła się już na zwierzęciu. Uśmiechnął się do niej.
Gdy powiesz - tak nie bywa - huoooh
Trafiłeś kulą w płot - huoooh
To wszystko jest możliwe - huoooh
Gdy zacznie latać kot!