Anonymous - 16 Czerwiec 2016, 21:39 Przybył kolejny gość, a Prisma nie miała dla niego podarku. Już miała się brać za tworzenie kolejnej kryształowej figurki, gdy nagle gospodarz przyniósł wielkie… Coś. Coś czego Prisma nie umiała określić, ani nie znała tego definicji. Jej uwaga skakała od Otome do karaoke wyrobu własnego. Nie wiedziała na którym to tworze się skupić. Jednak jako przybyła dziewczyna była głodna i wzbudziła zainteresowanie gospodarza, postanowiła podejść do dziwnej maszyny. Była ciekawa jak wygląda oryginał, stworzony przez, jak ona sama określała ludzi, nudne istoty. Może nie były wcale takie nudne? Była ciekawa tego całego mikro-fonu, jednak to Em-Pe-Trzy fascynowało ją najbardziej. To małe przypominające gruby patyk urządzonko miało mieć w sobie muzykę? Ale jak? Prisma kompletnie tego nie rozumiała. Zaczęła powoli podchodzić do urządzenia, niczym do dzikiego zwierzątka, które można jednym fałszywym ruchem spłoszyć. Swoimi fioletowymi oczami lustrowała misterną robotę Kapelusznika. W myślach przyznała, że owy twór wymagał wielkiego nakładu pracy i doceniła go, choć nie miała pojęcia, na jakiej zasadzie by miał działać. W każdym razie zamierzała to odkryć. Swą całą uwagę skupiła na Em-Pe-Trzy i dostrzegła na nim guziczek z dziwnymi symbolami. Nacisnęła na na niego. Z tub gramofonowych rozległa się piosenka AC/DC “Highway to Hell”. Nagły dźwięk gitary na tyle przeraził dziewczynkę, że ta czmychnęła niczym spłoszona sarenka, przy okazji robiąc jeszcze większy bałagan za pomocą swoich kryształków i schowała się za plecami Joyce dodatkowo zakrywając się jej skrzydłami.Otome - 17 Czerwiec 2016, 22:07 Odpowiedzi na swoje pytanie zjawa nie usłyszała, właściwie została przez większość osób ledwo zauważona i pominięta, a to za sprawą szafy z kapeluszem, rękoma i nogami, która wyłoniła się z wnętrza domu i ciężko sapiąc zbliżała się ku zebranym. Otome widziała wystarczająco dużo anime aby wiedzieć jak się to skończy. Właściwie to nie widziała, i nie wiedziała nawet czemu tak pomyślała, ale jednocześnie uświadomiła sobie że wie czym jest anime, a nawet zna trochę tytułów i ich fabułę. Nie zdziwiło jej to jednak, co chwila coś sobie przypominała lub odkrywała że wie coś czego nie potrafi wytłumaczyć ani wyjaśnić jak się tego nauczyła.
W każdym bądź razie, gdy szafo-człowiek podszedł bliżej, okazało się że to tylko zwykła szafa którą ktoś niesie. A ktosiem tym był o dziwo Charles!
- Ja też was szukałam! Ale się zgubiłam, a potem byłam tu i tam i na koniec w takim miejscu gdzie było mnóstwo drzwi i jakiś bezpłciowy ktoś w masce i przypadkiem wpadłam w jedne drzwi o pojawiłam się tutaj! - w ten sposób na jednym wydechu opowiedziała mu cała swoją historię zanim ten wrócił do szafy przy której miał zamiar coś majstrować. Otome nie wiedziała jednak co, bo jej zwrócił na siebie kot który przyniósł jej koszyk z łakociami.
- Och, dziękuję panie Kocie! - I nie zwlekając dłużej zjawa zajęła się zawartością koszyka, przez co nie usłyszała tłumaczeń Charlesa na temat tego czym właściwie jest ta jego szafa. Chciwie pochłonęła całą jego zawartość, która może nie była zbyt obfita ale i tak świetnie nasyciła pusty żołądek. Następnie Zjawa wzięła najbliższą wolna filiżankę oraz dzbanek herbaty i wypiła błyskawicznie kilka porcji pod rząd. Świetne zachowanie na przyjęcie, ale ona nawet nie wiedziała że jest na przyjęciu. Gdy już zaspokoiła swe potrzeby wzięła Kota który przyniósł jej jedzenie na ręce (zakładając że na to pozwoli) i głaszcząc go podeszła do Charlesa który skończył już chyba mówić.
- A co się stało z resztą? To znaczy z Benem, tym skrzydlatym i tym rannym? I cóż to za dziwne spotkanie? - Jak zwykle Otome zasypywała pytaniami.Anonymous - 18 Czerwiec 2016, 08:29 Wybudził się nagle z letargu. Odłożył pustą filiżanke i rozejrzał się półprzytomnie po raz zebranych. Pojawiła się nowa osoba jak się okazało. Kapelusznik był pod szczerym podziwem Charlesa. Widać było, że to przyjęcie będzie jednym z największych wygarzeń roku. A on, Marcowy Zając, miał okazje w nim uczestniczyć! Cóż za szczęście! Czego można jeszcze pragnąć? No w sumie, to chciałby zyskać ciut więcej uwagi innych. Poza tym, w sumie nie żeby miał cośzbytnio, ale przewaga płci żeńskiej zrobiła się ciut przytłaczająca. Rozmyślania jego przerwało jednak pojawienie się skrzynko potwora. Szybko jednak okazało się, że to Charles z jakąś tajemniczą machiną. Jego podekscytowanie sięgnęło wysoko w góre, więc wyskoczył w górę. Natychmiast podszedł do sprzętu i zaczął mu się przyglądać. Słyszał o takich rzeczach dawno, dawno temu. Lilly byłaby taka szczęśliwa jakby tu była. Oh ona tak uwielbiała śpiewać. Mała biedna osóbka, miałaby swój pierwszy debiut w życiu gdyby nie tamta zupełnie niepotrzebna wyprawa. Jack westchnął po czym z szerokim uśmiechem wyraził swój podziw wobec machiny, jak najbardziej szczery.
- Niesamowite! Nie byłem pewny czy to co słyszałem było prawdą, a jednak! Cóż za cudo! Niezaprzeczalnie nierozerwalnie niezwykłe! Musiało być ciężko go zdobyć prawda? - Dostrzegł kątem oka podchodzącą do ustrojstwa Prisme więc się ciut odsunął aby zrobić jej miejsce. Jeden przycisk i nagle buchnął znienacka głośny dźwięk. Jack chciał jakoś uspokoić kryształową dziewczynke, ale niestety nie zdążył zanim uciekła. No cóż schowała się za Lodową Królową, więc chyba dojdzie do siebie, chyba. Sam skupił swoją uwagę na zielonym kapeluszniku, nie śpiewał najgorzej, nigdy jednak go do tego specjalnie nie ciągnęło. No, ale przecież wypadałoby zadość uczynić Lilly prawda?
- Ah Gospodarzu, czy mógłbym otrzymywać ten zaszczyt, aby i mnie ta maszyna oceniła? Nie chciałbym zawieść nikogo, a to przecież taka piękna okazja!Charles - 18 Czerwiec 2016, 19:23 - Śliczny obiekcik, mała. Naprawdę cudny! Postawie go sobie w kuchni albo gdzie... - czekł, nie bardzo wiedząc, gdzie odłożyć lśniący bibelot. W końcu włożył go, jak wszystko do cylindra, spuszczając wzrok ze szklanej panienki. Okienka w domku zalśniły lekko, przyjmując ten skarb.
Charles wystraszył się, i to mocno, kiedy obie tuby ryknęły znienacka. Po chwili zobaczył źródło hałasu - Prismę chowającą się za skrzydłami Jocelyn, z przerażeniem malującym się na jej słodkiej twarzyczce. O nie nie nie! Muzyka powinna dawać radość, być szałem uniesień! Na pewno nie powinna budzić w nikim strachu! Charlesowi momentalnie zrobiło się jej żal, więc podszedł do niej szybko, czyniąc w jej stronę uspokajające gesty.
- No no no! Nie ma sensu bać się starego, dobrego rocka! To muzyka, nic ci nie zrobi.
W sumie jej reakcja byłą troszeczkę dziwna. Mimo iż wyglądała mniej więcej na drobną nastolatkę, to mimowolnie wszyscy traktowali ją jak przedszkolaka. A rock był, z tego, co się orientował, muzyką młodzieży, muzyką buntu, technicznie patrząc powinien się jej spodobać. Ale o gustach się nie dyskutuje. Najwyżej nie dołączy do zabawy. Trochę szkoda.
A do zabawy najwidoczniej nie garnął się nikt. Charles słyszał pochwały ze wszystkich stron, ale nie licząc Prismy, nikt nawet nie szturchnął kijem jego wynalazku, tylko patrzyli się jak sroki w gnat. Co za niemoty! Trzeba było dać jakieś neony, może byłoby łatwiej zauważyć, co to robi. Neony to dobry pomysł.
Charles potrzebował sporej dawki skupienia, aby wysłuchać Otome od początku do końca. Na jej pytanie odpowiedział szybko i zdawkowo:
- Ben jest cały i zdrowy. W sumie dawno go już nie widziałem, a zapomniałem wziąć od niego adres, więc listu nie napiszę. A co do skrzydlatego - Scruffie miał... wypadek. Dosyć paskudny wypadek, ale wyjdzie z tego, jestem pewien, choć dobrzeje w dość pechowym miejscu, otoczony różanymi strażnikami... - dodał z pewnym niesmakiem. - Ale jeśli będzie trzymał język za zębami, nic mu nie zrobią. - dodał ciszej, w pewnej konspiracji. Po chwili wrócił do normalnego tonu, pozwalając Otome zaspokajać głód aż do granicy pęknięcia. Zasłużyła sobie, bidulka. Dwa tygodnie, całkiem sama w Otchłani... niezły wynik dla niejednego surwiwalowca. Albo po prostu miała szczęście zahaczające o absurd. Oby nie wyczerpała go w złą porę...
No! Nareszcie jeden rozsądny i skory do zabawy! Charles w sumie powinien się cieszyć, że trafił mu się tak aktywny i skory do pomocy gość, a nie wsłuchiwać się w szepty zielonookiego potwora Zazdrości. Pozwolił Zającowi wstać i gestem zaprosił go przed mikrofon.
- Tutaj masz obiekt do śpiewania, tam o pojawiać się będzie tekst, zobaczymy, czy sobie poradzisz bez przesłuchania! Musisz dopilnować, aby kulki z tych trzech tubach utrzymywały się w zielonej strefie, wtedy zdobywasz punkty.
Po chwili z głośników poleciały słodkie dźwięki Nie zatrzymuj mnie teraz . W sumie to zabawne - królowa Wielkiej Brytanii, czy jak tam ludzie nazywali swój świat - śpiewała zupełnie jak facet...Jocelyn - 20 Czerwiec 2016, 16:08 Teraz albo nigdy prawda? Gdy Prisma schowała się za jej skrzydłami, a reszta zbiegła się wokół karaoke gospodarza Jocelyn postanowiła zająć się tym po co tu przyszła. Z całego zbiegowiska wytypowała trzy osoby z którymi pilnie musi pomówić. Wstała powoli z krzesła i odwróciła się do Prismy. Taka drobna.. ale jednak ma w sobie coś czego Jo potrzebuje. trzymaj się mnie mocno dobrze? Proszę Powiedziała biorąc dziewczynkę na ręce. Nie była ciężka toteż dziewczyna od razu wzbiła się bez problemu w powietrze. Lot nie bedzie trwał jakos dlugo. daleko jej przeciez nie zabiera. Tu je po prostu zbyt duzy tłum Mam nadzieję że nie zaczną nas szukać .
z.t obie. Aromatyczna PolanaAnonymous - 21 Czerwiec 2016, 11:38 Z każdą chwilą sytuacja na tej herbatce wydawała się Duchowi dziwna. Ucieszyła się natomiast, że Otome zjadła wszystko z koszyczka. Natomiast Jocelyn porwała szklanką dziewczynkę... gdzieś. Cóż to tak wyglądało z jej perspektywy. Jak dla niej robiło się tłoczno i na tyle niekomfortowo, że zamierzała się stąd ulotnić. [przez co nie pozwoliła Otome wziąć kota na ręce]. Kilkoma większymi doskoczyła do gospodarza i połasiła się przez chwilę do jego nogi.
-Dziękuję za gościnę jednak będę się zbierać - powiedziała do Charlesa ludzkim głosem i jeżeli chciał na koniec mógł ją pogłaskać, a nie musiał. Następnie odwróciła się i zaczęła odchodzić. Zamierzała iść w inna część herbacianej łąki by pobyć chwilę w samotności, albo łapy ją zaniosą w całkowicie inne miejsce.
z.tOtome - 2 Lipiec 2016, 10:55 Otome poczuła lekkie rozczarowanie i zrobiło się jej smutno, że Kotka która zauważyła ją jako jedyna z zebranych już sobie idzie. Nie miała nawet jak odwdzięczyć się za jej miły gest. Jednak jak to ona, zaraz o tym zapomniała ponieważ jej uwaga skupiła się na słowach Charlesa.
- Co to różani strażnicy? Tacy jak tamci z biblioteki? - Zjawa wytężyła pamięć, aby znaleźć wspomnienie z tamtego momentu. Nie wyglądali na jakoś specjalnie różanych. To znaczy, nie byli cali w różach ani nie byli wielkimi biegającymi różami. Czemu więc ich tak nazywać? Otome zauważyła do tej pory, że w tym świecie większość rzeczy nosi bardzo dokładną nazwę która opisuje konkretne coś np. Szkarłatna Brama to po prostu szkarłatna brama, a Lewitujące Osiedle to latająca skała z mnóstwem domów. Jeżeli chodziło o samego skrzydlatego, cóż, nie przejęła się za bardzo jego losem. Mimo że miał ciekawy wygląd to nie spędziła z nim nawet 5 minut, no i Charles ze będzie dobrze więc pewnie tak będzie.
Gdy odwróciła wzrok od Kapelusznika, który poszedł coś komuś pokazać, ponownie przesunęła wzrokiem po zebranych zauważyła że zrobiło się tu dziwnie pusto. Znikła Skrzydlata i tamta bardzo ładna dziewczynka, chyba ktoś jeszcze... mimo nagłego zniknięcia połowy osób wcale nie zrobiło się ciszej, ponieważ z szafy Charlesa zaczęła lecieć głośna muzyka. Dziewczyna pociągnęła go za rękaw.
- Co to za miejsce? I co się tu właściwie dzieje?Anonymous - 4 Lipiec 2016, 17:39 Muzyka ruszyła. Jack potrzebował chwili skupienia by ogarnąć co i jak. W końcu to nie było takie proste jak to mogło wyglądać. A może było takie trudne bo było za proste? Kto to wie. Tak czy siak po chwili zaczął swój występ pamiętając o instrukcjach drugiego Kapelusznika. Śpiewał dość czysto, całkiem nieźle rzecz można powiedzieć. Co poniektórym mogłoby się spodobać jego wykoanie. Mogłoby, bo w końcu każdy ma swój własny gust prawda? Marcowy Zając skupiony na zdobywaniu punktów, bo w końcu nie chciał rozczarować Lilly nie zwrócił uwagi na znikającą publiczność. Nie żeby na nich nie rzucił okiem. Po prostu zajęty był rozkręcaniem zabawy więc nie dostrzegł, że kilka osób ubyło.
Troszkę to trwało, jednak w końcu skończył. Krzyknął radośnie i pokłonił się publice.
Dopiero teraz zauważył jej stopnienie. Na jego twarzy pojawił się przez to delikatny smutek.
"Czyżbym aż tak fałszował? - Zastanowił się lekko zaskoczony. Po chwili wrócił mu na usta jego klasyczny i ciepły uśmiech.
- Wspaniała machina gospodarzu! Można naprawdę się przyjemnie pobawić.
Stanął w pobliżu Otome. W końcu nie było sensu samotnego siedzenia na takiej zacnej imprezce.
- Jesteś na Herbacianym przyjęciu zacna towarzyszko. Pozwól, że się przedstawie, w końcu nie udało mi się Ciebie jeszcze poznać. Zwę się Jack Reads, dla większości znany jako Marcowy Zając. Artysta taki mały ze mnie. Bardzo miło mi będzie Cię poznać. - Podał jej z uśmiechem rękę, uśmiechając się przy tym ciepło.Charles - 5 Lipiec 2016, 11:03 - No ale jak tak wszyscy... nie zostali nawet na rytualną herbatkę o piątej! - jęknął z bólem, spoglądając za znikającym za pagórkiem ogon Raven. Zabawne, że tak biała istota zwała się czarnym krukiem. Jedynie istoty kotopodobne raczyły się z nim pożegnać. A tak - nic, żadnego do widzenia! Charles usiadł ciężko i zrobił smutną minę, wsłuchując się w kolejne takty wyśpiewywane przez Zająca. Czy to jego wina? Może zrobił coś nie tak? Być może nie powinien ich opuszczać w środku imprezy? Albo po prostu tak bardzo nie podobało im się jego karaoke, że nawet nie chcieli na nie patrzeć?? Ech, nie mógł myśleć tak negatywnie. W końcu każdy ma swoje życie i czasem ważne sprawy porywają nas gdzieś hen daleko. Jeśli zjem teraz kawałek tego strudla z owocami, na pewno poczuję się lepiej.
Słysząc ładne, czyste dźwięki, Charles klasnął parę razy w dłonie, chcąc okazać swój podziw i może ukryć paskudne samopoczucie.
- Tak, dokładnie tacy. Tutaj są Herbaciane Łąki, jedno z miejsc w Krainie Luster. A tam stoi mój domek. I w ogóle. I jest magia i są czary... no nie wiem, jak mam ci to ładniej opisać - rzekł dopełniając uwagę swojego przedmówcy. Akurat czuł się wystarczająco źle, że jego naturalna gadatliwośc przystopowała z lekka, być może z powodu guli, która utknęła mu w gardle.
- Nieźle, naprawdę nieźle, jak na piosenkę słyszaną pierwszy raz w życiu. No to teraz, pozwól mi zaśpiewać, drogi Jacku. - rzekł zadowolony, że wreszcie udało mu się poznać imię swojego gościa. Nawet nie zastanowiło go ciągłe określanie siebie artystą. W końcu wielu socjopatów uważało popełniane przez siebie mordy za dzieła sztuki, a Kapelusznicy słynęli ze swoich...problemów psychicznych. Ale no nic, nie ma jeszcze powodów do obaw
Chcąc zapomnieć o złym samopoczuciu spowodowanym tak nagłym odejściem tylu gości, postanowił zarzucić swoją ulubioną piosenkę. Była to piosenka szczególna, ponieważ tylko ten kawałek Charles był w stanie zaśpiewać czysto i bez pomyłek - był on jakby dopasowany do jego głosu. Był to "Ballroom Blitz" i jeśli kogokolwiek kiedykolwiek interesowało, jak brzmi Charlesowy głos, to teraz ma niepowtarzalną okazję.
Piosenka ruszyła i był to naprawdę perfekcyjny popis, ponieważ wrzaski i fałsze, które rujnowały każdą inną piosenkę, tutaj pasowały idealnie. Charles fałszowanie doprowadził do rangi sztuki, dlatego jego głos był w stanie odśpiewać kilka różnych partii na raz i to w taki sposób, że brzmiało to jak śpiew różnych osób. I to na raz. Przez cały ten czas przeskakiwał z nogi na nogę w kroku tanecznym, który najłatwiej przyrównać do deptania stada karaluchów, wijąc się i podskakując wokół mikrofonu jak dzikus.
Po tym występie, na liczniku widać było oszałamiająco wysoki wynik. Charles tylko uśmiechnął się łobuzersko. To był dobry popis.Otome - 8 Lipiec 2016, 17:59 - Herbaciane Łąki... - Otome powtórzyła tę nazwę aby ją zapamiętać. Nie było to raczej zbyt trudne - w końcu jak już odkryła na samym początku, na drzewach rosła tutaj herbata. Jak już mówiła - w tym świecie dużo rzeczy miało bardzo dosłowną nazwę. Wręcz przeciwnie do Krainy snów, gdzie sporo zjawisk było niemożliwych do opisania przy pomocy jakichś słownych kategorii... ale to nie było ważne w tym momencie.
Nie zrozumiała co Charles miał na myśl mówiąc o magii i czarach, w końcu tutaj wszystko było jedną wielką magią. Zanim jednak zdążyła go to pomęczyć, z odpowiedzą na jej drugie pytanie przyszedł nieznajomy mężczyzna, jedyny który z nimi pozostał, który skończył właśnie śpiewać i podszedł się z nią przywitać. Podając mu dłoń, Otome niezbyt kulturalnie obejrzała go od stóp do głów. Białe włosy i czerwone oczy... zupełnie jak dziwka którego niedawno spotkała. Przez chwilę przemknęło jej przez myśl że być może to on, zaraz jednak odrzuciła tę myśl - wzrost kompletnie się nie zgadzał. Zjawa zwróciła uwagę na jego kapelusz który był całkiem ładny i pasował do swojego właściciela, ale nie był tak ekstrawagancki jak kapelusz Charlesa.
- Herbaciane przyjęcie? Jest w tym coś niezwykłego, skoro wszędzie w okół rośnie herbata? Pewnie tutejsi piją ją cały czas. A, nazywam się Otome! - niemalże wykrzyknęła swoje imię. - Zaraz zapomniałabym się przedstawić... jesteś z rasy Kapeluszników, tak jak Charles?
Jako że nic nie mogło powstrzymać jej od wymyślania pytań, musiała przyczepić się do każdej części krótkiej wypowiedzi Jacka:
- W takim razie Marcowy zając to twój pseudonim artystyczny? Czym się zajmujesz? Ja potrafię trochę rysować! - Miała wyciągnąć notes aby pokazać mu szkice jakie ostatnimi czasy stworzyła, ale w tym momencie do mikrofonu dorwał się Charles który dał niezły popis więc jej uwaga skupiła się w całości na nim. Gdy skończył zaczęła bić mu brawo. Następnie sama podeszła z zainteresowaniem do dziwnego urządzenia. O dziwo jedynym co udało jej się w tej plątaninie rozpoznać było mp3. Nawet wiedziała jak się nim posłużyć. Wybór piosenek był dość skromny, ale słowo "nirwana" brzmiało dla nie znajomo więc nie zastanawiając się za bardzo nad tym co robi wcisnęła przycisk. Właściwie to Otome chciała sobie tylko posłuchać, ale nagle maszyna zaczęła rzucać jej karteczki z tekstem, czuła też na sobie wyczekujący wzrok Kapeluszników... nie mając więc za bardzo wyboru z dużym opóźnieniem zaczęła śpiewać. Choć niektórzy mogli nie zgodzić się z użyciem słowa "śpiew" ponieważ w jej wykonaniu brzmiało bardziej jak ciężki metal niż rock. W związku z tym licznik ledwo ruszył, ale dziewczyna nawet go nie zauważała.
Gdy piosenka się skończyła, Zjawa wróciła do mężczyzn nieco zadyszana i z zachrypniętym gardłem, więc już po raz drugi zachłannie dobrała się do herbaty. W międzyczasie przypomniało jej się kolejne pytanie.
- A gdzie Zaślepek? - Zwróciła się ku Charlesowi.Anonymous - 12 Lipiec 2016, 14:17 Smells Like Teen Spirit, nie było mowy o pomyłce. Frank usiadł na ziemi w połowie drogi na szczyt by ogarnąć myśli. Czy to jakiś rodzaj iluzji? A może w torebkach które wąchał wcale nie znajdowała się herbata. Przekartkował wspomnienia z ostatnich godzin, szukając w nich luki która potwierdziłaby mieszanie mu w umyśle.
Krzyż wrzucił go do rzeki wypełnionej herbatą, a metaliczny posmak towarzyszący teleportacji nabrał cytrynowej domieszki. Podczas suszenia ubrań sprawdził sprzęt, który ku jego wielkiej uldze wyszedł z kąpieli bez szwanku. Aparat, klisze i baterie pozostały w skórzanym futerale, jak się okazało, nieprzemakalnym. Dla pewności spróbował zrobić kilka zdjęć, a miejsce było tak niezwykłe, iż zapewne wykorzystałby całą taśmę, gdyby w porę nie otrzeźwiły go obelgi dobiegające z różowego kwiatka. Jak się okazało strzelił błyskiem lampy w oczy dobrze zakamuflowanego Aviego. Przeprosił i uciekł nim ten odzyskał widoczność, mogąc wprowadzić słowa w czynny.
Następnie ruszył w stronę najwyższego punktu w okolicy - klifu z domkiem na szczycie. Dotarcie na miejsce nie powinno trwać długo, bowiem nic nie zastąpiło mu drogi, a okolica była niezwykle spokojna. Frank jednak nie potrafił przejść wokół tak wielu aromatów obojętnie, dlatego znalazł się tu gdzie jest dopiero późnym popołudniem.
Wstał otrzepując spodnie. Jedynym sensownym rozwiązaniem jakie znalazł było trafienie na psychodeliczną herbatkę, może nawet była to ta cytrynowa, której zapach wciąż było czuć od ubrań. W takim razie nie ma powodów do paniki, bądź co bądź efekt minie.
Gdy rozbrzmiało ostatnie "A denial!" zdecydował się ruszyć dalej. Na miejscu był zaledwie kilka minut później i z ulgą przyjął, że jednak nie trafił do klubu 27 – ma przecież na to jeszcze sporo czasu. Natomiast widok kapeluszników wyjaśniał wszystko, bowiem ich obecność to odpowiedź na sporą cześć dziwnośći. Byli to również pierwsi lustrzanie jakich spotkał, toteż ekscytacja Franka wzrosła nieporównywalnie. Sądząc po wystroju świętowali, jednak co i dlaczego? Czy zapytanie nie będzie zbytnim faux pas?
- Cześć, wasza muzyka jest genialna - rzekł, machając. Nie znając tutejszych norm towarzyskich postanowił nie kłopotać głowy domysłami i pozwolił sobie na naturalną otwartość.Anonymous - 13 Lipiec 2016, 17:45 - Ho ho ho, wyborny występ gospodarzu! Jestem pod podziwem. No no, nie spodziewałem się, że ktoś zdoła mnie pokonać. - Zaśmiał się radośnie i zaklaskał. Spodobał mu się ten występ. Co mogło lepiej cieszć serce niż ładnie zaśpiewana piosenka?
Następnie istotka, która się dopiero pojawiła na imprezie, wykazała się zainteresowaniem jego osobą. Uśmiechnął się ciepło i zaczął odpowiadać.
- A no jestem kapeluszem. Ho ho ho jestem wielkim artystom! Występuje w różnych przedstawieniach. A no właśnie! - Zdjął kapelusz i wyjął z niego plik biletów po czym rzucił go Charlesowi.
- Wpadnijvie kiedyś na jakieś. Zwłaszcza Ty Charlie, skoro też lubisz sztukę. - Wyszczerzył się szeroko. Przyjął z owacją występ Otome po czym zerknął na zegarek.
- Wybaczcie kochani, ale muszę się stąd już zlunatykować. Olbrzymie mi się podobało. Bardzo dziękuję za zaproszenie gospodarzu. W razie jakbyś mnie szukał kiedś, zacznij od pibliskich teatrów. Żegnajcie! - Skłonił się jeszcze raz po czym ruszył z powrotem. Przy okazji wpadł na młodzieńca co się dopiero pojawił. Przypatrzył się mu i uśmiechnął bardzo szeroko. Odgarnął włosy i spojrzał na niego swoimi przerażającymi oczami. Widniały w nich całkowite zło i szaleństwo, a przy okazji przenikały na wylot obserwatora. Taki wzrok mógł posiadać jedynie demon.
- Miej się na baczności chłopcze, chciałbym byś dożył naszego następnego spotkania. Coś czuję, że powinieneś wpaść kiedyś do tutejszego teatru na herbatkę. Goodbay - Zaśmiał się radośnie i odszedł machając ręką na pożegnanie.
Z.tCharles - 13 Lipiec 2016, 20:47 - A Zaślepka wolałem trzymać dzisiaj na dystans. Zacząłby zjadać po kolei wszystkie ciastka... No i narobiłby syfu. To taki straszny brudas i patapuć, wiesz...
Kapelusznik był zaskoczony, jak wprawnie Otome udało się zaśpiewać nieśmiertelny kawałek Curta Cobaina. Kiedy skończyła, skinął jej głową z uznaniem.
- Nareszcie udało mi się poznać twoje imię, wiesz? Nie muszę za tobą wołać ciągle per "ty tamta"! - dodał ni stąd, ni z owąd, jakby dopiero po tej całej piosence zdał sobie sprawę, że nareszcie je zna. - Otome to ciekawe imię. Czy jest popularne w miejscu, z którego pochodzisz? - dodał, niby niewinnie, jednak chcąc dyskretnie wypytać swojego gościa o pochodzenie. Ta dziewuszka byłą dla niego stanowczo zbyt tajemnicza...
Charles już wcześniej zauważył, jak ze wzgórza schodzi ku nim kolejny gość. Chłopak, jego wzrostu, jego koloru włosów, jego cery i o jasno-brązowych oczach, którym do żółtych daleko nie było. Przez chwile Charlesowi wydało się, że widzi trochę młodszego siebie w ludzkiej wersji, jednak po chwili pomyślał, jak niemożebnie byłoby to głupie. Nawet nie miał pewności, czy ma przed sobą człowieka - w końcu teraz ubrania ze Świata Ludzi były najnowszym krzykiem mody wśród lustrzanej młodzieży, nawet, jeśli nie mieli oni pojęcia jak w sumie się taką nosi. Równie dobrze mógł być to Cień, Lunatyk albo Marionetkarz.
Charles poczuł ukłucie żalu, kiedy kolejna osoba postanowiła opuścić jego imprezę. Przez chwilę chciał go jakoś nalegać, aby pozostał jeszcze przez chwilę, nawet mimo bycia atencyjnym typem, kradnącym uwagę wszystkich wokoło. Hej! Przykleiłby go do krzesła, gdyby miał taką możliwość. Niestety, nie wziął kleju. Powinien zapisać sobie o tym na następny raz: "Kupić klej i wysmarować wszystkie siedzenia".
- Nie wiem, mój drogi, gdzie ja w szczerym polu znajdę teatr, ale dzięki za troskę - uśmiechnął się tylko blado, po czym westchnął i spuścił trochę oczy, akurat, by nie dostrzec wysysającego-dusze-spojżenia swojego gościa. Śmieszne, że na Otome nie działało ani trochę. Za to na Franka podziałać musiało, niezależnie od reakcji, Charles musiał zauważyć jakieś symptom u swojego gościa:
- Nic ci nie jest? Wyglądasz jakoś tak blado... - zapytał z niepokojem nowo przybyłego, po czym podszedł do niego i jeśli na to pozwoli, pomoże mu usiąść na najbliższym krześle.Otome - 17 Lipiec 2016, 13:23 Faktycznie, spojrzenie Jacka nie wzbudziło w małej Zjawie zgrozy czy dyskomfortu, właściwie to wydawało się jej ono całkiem ciekawe i imponujące, a to zapewne za sprawą jej charakteru. Chyba ktoś powinien ją nauczyć w końcu czym jest strach, aby nie wpakowała się w końcu w jakieś poważne kłopoty.
Nad pytaniem Charlesa musiała się chwilę zastanowić. Tam skąd pochodziła... to musiała być zapewne Kraina Snów. Cóż, w snach Alice nawet nie było innych Otome, nie przypominała sobie też takich w innych snach po których wędrowała. W Świecie Ludzi poznała jedynie Charlesa i Bena a w kolejnych dwóch wymiarach do jej pamięci dotarło ledwo kilka imion i żadne z nich nie było takie samo jak jej.
- Nie, raczej nie bo nie spotkałam nigdy nikogo o tym samym imieniu. ale to chyba dobrze, prawda? W końcu każdy powinien mieć swoje imię, żeby nie można go było pomylić z kimś innym. Choć to chyba ciężkie żeby jedno imię nie powtórzyło się w żadnym z czterech światów.
Dziewczynie także zrobiło się trochę smutno że kapelusznik nr.2 postanowił ich opuścić, ale pomachała mu na "do widzenia". Gdy tylko się pojawiła wszyscy nagle gdzieś pouciekali... to sprawiało że czuła się dziwnie winna, przez co jej tęczówki przybrały przygaszony, szaro-zielony kolor. Jednak gdy na horyzoncie pojawił się nowy osobnik zieleń w jej oczach odżyła przyjmując wręcz jaskrawy kolor.Anonymous - 19 Lipiec 2016, 21:01 Widząc tak demoniczne oczy Frank poczuł jak jego serce przysłania gigantyczny cień, wściekła bestia uwolniona z głębin umysłu, twór własnej otchłani. Potwór podświadomości otoczył go powłoką mroku, zdusił szczęście, odcinając je od świata zewnętrznego. Smutek, rozpacz, poczucie winy, wszystko to zostało wysunięte na pierwszy plan, jednak główne skrzypce odegrał strach.
Ocknął się na krześle nie bardzo pamiętając momentu siadania, jednak po postawie zielonego kapelusznika można było łatwo wywnioskować, iż to on mu w tym pomógł. Dość szybko odzyskał głębszy oddech, trawa wokół niego zyskała ponownie wyrazistość, a serce normalny rytm. Powrócił również bezpieczny dystans do rzeczywistości, którego mechanizmy ochronne zaledwie przed chwilą zawiodły.
Kolejna zieleń na którą natrafił wzrok wyrwała go z otępienia i zdał sobie sprawę, iż są to oczy dziewczyny.
- Wow, macie tu naprawdę fascynujące tęczówki - rzekł, po czym obejrzał się. Tak jak myślał, intrygujący jegomość odszedł. "[...] do tutejszego teatru na herbatkę." Frank wiedział, że jest to zaproszenie nie do odrzucenia. Nie pamiętał kiedy ostatnio ktoś wzbudził w nim tak ogromną ciekawość.
- Przepraszam, ale kim była ta osoba? I och... przecież ja sam się nie przedstawiłem.
Wstał z krzesła co normalnie nie byłoby konieczne, jednak siedząc czuł się niezwykle malutki przy zielonym kapeluszniku. Jak zauważył centymetrów dodawały mu glany, doprawdy zaskakujące to miejsce. Jeszcze ten sprzęt, stary mikrofon, licznik, a nawet słuchawki.
- Nazywają mnie Doktorem Snem. - Przedstawił się z naturalną już radością, ale też lekkim roztargnieniem, bowiem jego spojrzenie dostało tak wiele interesujących widoków, iż nieustannie skakało z jednego miejsca na drugie.