Anonymous - 15 Wrzesień 2017, 22:08 Westchnął i wzruszył ramionami. Póki nie padało mógł śmiało chodzić bez butów. Schylił się i począł jedną ręką rozwiązywać sznurówki. Dziesięć centymetrów koturnu robiło swoje, stanie prosto było niemałym problemem będąc pozbawionym jednego z kozaczków. Chodzenie podchodziło pod katorgę. Dla własnej wygody więc odrzucił drugi wyrób pana Gino, czując jak jego dusza przy tym biednieje. W spokoju wypalił tytoń i zgasił niedopałek o głowę wisielca, krając go czarną szramą. Kor bowiem wiele rzeczy mógł zrozumieć, ale złodziejstwo piętnował z całego swego ludzkiego serca. Słuchał zarówno myśli jak i słów obcej, kwitując je delikatnym, ironicznym uśmieszkiem. Zawsze wydawało mu się, że to przywarą mężczyzn było kierowanie swych myśli w jednym kierunku. Nie miał w swym życiu jednak zbyt wiele do czynienia z kobietami, a kiedy już miał okazję obcować z płcią piękną, był zbyt naćpany by wiedzieć co dokładnie wtedy się działo. To było wtedy, gdy jeszcze uodpornienie na środki nie zmusiło go do poszukiwania alternatyw w Krainie Luster. Nigdy też nie spotkał się, by ktoś podpisywał rzecz tak bardzo niepodniecającą jak łańcuchy pod erotykę. To jednak było efektem tego, że nigdy takich ludzi nie szukał.
Spojrzał na nią morderczym wzrokiem, gdy wspomniała o zapachu. Nie mogła rzecz jasna tego ujrzeć z powodu maski. Jednym zdaniem zniszczyła mu iluzję tego, że jest w stanie zamaskować perfumami smród, który bił od niego niezależnie od tego, czy był trzeźwy czy pijany. Lubił ją coraz mniej, pomimo tego że nie ona była winna niewiedzy. Właściwie trafiła do niego w czas, gdy był przeciw całemu światu. Z samego już rana został wystawiony przez osobę mającą zapewnić mu pewien specyfik, którego szukał już od tygodni. Znów skarcił się za odbieganie zbyt bardzo od teraźniejszości. Postanowił zignorować jej uwagę dla własnego spokoju.
— Palenie jest ciekawe. — Odparł jej za to na wzmiankę o nałogu. — Bardzo przyjemne, choć bezużyteczne. A co do innych rzeczy...
Nie dokończył. Po prostu poprawił swój płaszcz w miejscu, gdzie zwisał mu niewielki woreczek. Miał przecież w zwyczaju trzymać wiele rzeczy, które można spalić. Jego wizja tamtejszego dnia zaczęła przybierać nieco radośniejszych barw gdy zaproponowano mu nocleg. Po całym dniu wkurwiania się na wszystko znalezienie dachu nad głową było rzeczą niesamowicie wskazaną. Szczególnie, gdy kilka sekund przedtem mówili o narkotykach. Mieszkanie i przykładny seronil stanowiły bardzo dobre połączenie na dokonanie wieczora. W pamięci zanotował sobie co ważniejsze informacje, w tym nienawiść do Gopnika, kimkolwiek ów był. Nie zamierzał dawać znać, że nowa towarzyszka nie ma przed nim żadnych tajemnic. Spojrzał w niebo, po raz pięćdziesiąty drugi tego dnia. Przy dziesiątym zaczął liczyć.
— Prowadź, okutasiejemy tutaj jak będziemy stać.Rosemary - 15 Wrzesień 2017, 22:32 Albo bachorki miały u niego już coś naskrobane albo facet nie znosił na tyle dzieci, albo wyjątkowo lubił swoje buty albo kto wie co jeszcze. Zgaszenie fajki o zwłoki było dość teatralnym gestem, nic jednak na to nie powiedziała. Każdy robi co uważa za słuszne i inne takie. Nic jej do tego, zwłoki za bardzo się jej nie przydadzą. Chciała ich dorwać żywcem co niestety teraz jest niemożliwe. Ale mało to obiektów do badań się szlaja po tych przesadnie lukrowych i bajkowych ulicach? Od tego nadmiaru wesołości i kolorów idzie się pochorowac. W zasadzie... Tu chyba już wszyscy chorują. Dziwiło ja głównie to że nie ma tu policji jako takiej, szkół, klinik i innego tałatajstwa. Jak wielkiego zacofania tu doświadczy? To się okaże.
Gdy mężczyzna zdjął buty tylko przewróciła oczami na ten nagły spadek wielkościowy. Wzrost akurat tu nie grał roli. Czuła że gdyby facet zdjął te wszystkie fatałaszki to i na wadze by ładnie stracił. Najwyraźniej miał jakiś kompleks skoro tak bardzo maskowal sqojw niedoskonałości. Wygladzila suknie po bokach. Właściwie to naszła ją ochota się napić, nie schlac jak wtedy. Tak po prostu się napić.
- Przyjemność jest pojęciem względnym - jej aktualny uśmiech nie miał w sobie nic z uroku i niewinności. Jej chwilowy uśmiech, krótki jak mrugnięcie przypominał raczej uśmiech jakiegoś zwyrola co siedzi w zakładzie. Zaczynała się powoli robić glodna wiec gdy mężczyzna przystał na jej propozycje, poniekąd się ucieszyła. Kiwnela głową i po prostu ruszyla przed siebie. Nagle jednak przystanela, cmokajac w powietrze.
- Gdzie moje maniery. Wypada się najpierw przedstawić. Rosemary - odwróciła się w jego stronę. Nie chcąc go jednak osaczac, ruszyla przed siebie gdy tylko uzyskala jakakolwiek odpowiedz.
Ciekawilo ja co ptaszyna chowa w woreczku i w sobie.
- Wybacz jeśli to pytanie źle zabrzmi ale czym jesteś? - przyjrzała się swoim paznokciom. Wiedziała że specjalnie daleko nie mają więc nie narzucila zabójczego tempa.
Z. TAnonymous - 16 Wrzesień 2017, 08:58 Na wszelki wypadek rozejrzał się wokół. Choć skwerek na którym siedzieli był niewielki i zniszczony, wyglądał uroczo upiornie. Gdyby nie kręcące się po okolicy laleczki bandziory, to obrałby nawet zabite deskami mieszkanie na nocleg. Był jednak stuprocentowo pewien, że któraś z niebezpieczniejszej grup bandziorów urządziła tam swoją melinę. Bardzo nie lubił gdy musiał pozbawiać życia inne istoty, mimo tego że w zabijaniu nie przebierał w środkach. Zdarzyło mu się nawet używać strzykawek z cyjanowodorem do powalenia lokalnych bandziorów. Niestety było to w świecie ludzkim, gdzie policja zna się na rzeczy, a Moria, ta skurwiała i idiotyczna Moria wpierdala się w każdą akcję związaną z nim samym. Gdyby nie brak monitoringu miejskiego, pewnie mieli by powód by go zawinąć i poddać swym bestialskim eksperymentom, którym kiedyś był przeznaczony. Ruszył za kobietą nieco szybszym krokiem niż zwykle. Dziesięć dodatkowych centymetrów u stóp bardzo ułatwiało mu chodzenie, a koturny odzwyczaiły go od sposobu stawiania nóg używanego przy normalnym chodzie.
— Pijo. — Wychrypiał, gdy się przedstawiła. — Prawie człowiek.
Nie lubił być utożsamiany z tutejszą fauną. Nie miał zbyt dużej styczności z Upiorną Arystokracją, ale wspomnienia jego prawdziwej rodziny nie były specjalnie wesołe. Zapamiętał swój ród jako sztywniaków i idiotów, którzy nie potrafią o siebie zadbać. Być może bardziej by polubił nieco bogatszych przedstawicieli jego rasy, chociaż szczerze w to wątpił. Niezbyt przepadał za istotami, których bogactwo wynikało z tego, że urodzili się bogaci. Nie cierpiał okrapiania swego sukcesu tylko cudzą krwią. W żydowskiej rodzinie panował kult pracy. Każdy, kto w swoim życiu nie doznał trudu zarabiania pieniądza w nieprzyjaznych warunkach raczej nie mógł liczyć na szacunek Kora. Wyjątek stanowili ci, którzy ciężką pracę włożyli w doszkalanie swych umiejętności.
Podczas marszu starał się podziwiać krajobraz na tyle, na ile pozwalało mu tempo marszruty.