To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Malinowy Las - Dworek Christophera

Iris - 31 Grudzień 2016, 15:15

Wiedziała, że jej dotyk podziała na Terrego. Musiałby być chyba chory lub wyjątkowo zmęczony by nie zareagować. Widziała w jego oczach wielkie pragnienie, ale chwilowo nie mogli sobie pozwolić na zajęcie się czym innym niż sprzątanie ogrodu.
Ciasnotę w spodniach również zauważyła. Zachichotała jak kokietka bo dodało jej to pewności siebie.
Czuła się przy nim jak wolna kobieta, królowa namiętności i bogini piękna. Może i miała kilka defektów jak na przykład rozdwojone końcówki włosów, ale kto by się tym teraz przejmował? Kobieta która czuje się kochana, uważa się za najpiękniejszą dla swojego mężczyzny. I chociaż Terry nie był tak naprawdę 'jej', czuła, że połączyło ich wyjątkowe uczucie.
Klaps w tyłek podziałał jak strzał z bicza i miał w sobie coś tak intymnego, że Iris zarumieniła się jak cnotka. Zaśmiała się widząc wesołe ogniki błąkające się w złotych oczach Terrego.
Obserwowała mężczyznę gdy szedł do szopy i wyciągał z niej sprzęty. Zainteresowało ją dziwne coś na kółkach. Wyglądało jak wózek z dużym, ciemnym lustrem na górze. Tafla odbijała promienie słońc i chyba miała w tym jakiś cel, ale Iris nie znała się na takich wynalazkach. Sprzęt ten nie wyglądał jakby był stąd ale postanowiła nie pytać.
Polecenia Terrego były jasne i po chwili wiedziała co ma robić. Gdy dotarli ścieżką do ogrodu a mężczyzna zaczął zbierać gałązki, ona przykucnęła i rozwinęła długi zwój papieru. Wyjęła pędzel i kilkoma sprawnymi ruchami namalowała piętnaście maleńkich, czarnych myszek o dużych uszkach i długich ogonkach. Dotknęła palcem papieru i chwilę później myszki powstały z kartki i patrzyły na swoją panią malutkimi, błyszczącymi oczkami.
- Biegnijcie na grządki i usuńcie wszystko co nie jest kwiatem lub pożyteczną rośliną. Wyrwijcie chwasty i ułóżcie je na kupkę tak, bym mogła je wyrzucić. - nakazała stworkom. Myszki pisnęły radośnie bo ucieszyła je perspektywa pomocy Iris.
Gdy kobieta powstała i klasnęła, rozbiegły się na wszystkie strony i zaczęły realizować plan. Kupka wyrwanych chwastów rosła w bardzo szybkim tempie bo myszki nie były długowieczne, za jakiś czas po prostu znikną.
Podeszła kołysząc kusząco biodrami do Terrego i przesunęła ręką po jego plecach i ramionach gdy się pochylał po gałąź. Był dobrze umięśniony i nie bał się pracy fizycznej a to jej imponowało.
Nagle dała mu klapsa w pośladek, odwdzięczając się za ten który dostała ona.
- Moi mali pomocnicy zrobią za nas większość roboty. My w tym czasie możemy zwolnić i zająć się też czym innym. - puściła mu oczko i przeszła przed niego po czym schyliła się po gałązkę, eksponując kształtne pośladki opięte spodniami.
Terry może tylko patrzeć, jego wybór, Iris i tak nikomu innemu nie pokazywałaby się w tak dwuznacznych pozach. Ale może też zadziałać, podkręcić nieco atmosferę. Myszki nie przerwą pracy, wyrwą wszystkie chwasty. A po nich, Iris stworzy kolejnych pomocników. I razem z Terrym będą mieć chwile dla siebie.

Terry - 22 Styczeń 2017, 19:08

Nie pamiętał już w sumie w jaki sposób nabył kosiarkę. Pamiętał jedynie że sprzedający zażądał czegoś bardzo dziwnego w zamian za nią. Mianowicie poprosił o beczkę rumu. Beczkę rumu w której miało być truchło świni. Z racji że nie było to jakieś specjalnie problematyczne Terry załatwił to raz dwa i kosiarka była jego. Gdyby nie fakt że to ustrojstwo jest sporą wygodą pewnie nigdy nie zrobił by interesów z tym facetem. Za czasów mieszkania z rodzicami sporo się naoglądał akcji z tego typu ludźmi.
Zebrał z całego ogrodu wszelkie gałęzie, odłamane kory i inne cholerstwo. Ułożył to przy miejscu ogniskowym. Słońce grzało niemiłosiernie więc ściągnął koszulkę i zostawił ją na stercie gałęzi. Jego oczy odruchowo szukały postaci która wkradła się w jego życie. Gdy już ją namierzył lekko się zdziwił. Dała mały pokaz umiejętności w barze jednak tutaj wyglądało to o wiele bardziej imponująco. Stadko czarnych gryzoni, biegało po grządkach wyrywając wszelkie pasożytnicze rośliny. Bardzo przydatna moc którą łatwo nie docenić. W dodatku wykonywały swoją pracę jakby były po jakichś dopalaczach.
Jakby czując jego wzrok na sobie, Iris podeszła do niego i...dała mu klapsa. Było to dość niespodziewane więc tylko się uśmiechnął. Mała kokietka...
Jego myśli potwierdziły jej czyny. Odeszła od niego, kusząco kołysząc swoimi biodrami po czym schyliła się po gałąź którą przeoczył. Czuł jak krew napływa mu do jednego konkretnego miejsca, gdy tak przyglądał się jej pośladkom. Cholera by to. Nagłe pożądanie które go ogarnęło spowodowało że jego źrenice rozszerzyły się do granic możliwości. Podszedł do niej i sprawnym ruchem obrócił ją najpierw w swoją stronę a następnie podniósł tak że była mu teraz równa. Najpierw złożył kilka pocałunków na jej szyi.
- Doprowadzisz mnie do obłędu Iris - powiedział niskim, nasiąkniętym pragnieniem głosem.

Iris - 1 Luty 2017, 01:23

Małe atramentowe myszy buszowały między kwiatami i wyrywały niepotrzebne rośliny. Zanosiły chwasty na kupkę przez co na środku trawnika zaczęła rosnąć całkiem pokaźna góra śmieci.
Iris była zadowolona widząc ich pracę, jeszcze miały chwilę czasu by uporać się z ogrodem, gdy prysną bo magia przestanie działać, dziewczyna namaluje kolejne zastępy pomocników i w ten sposób ani ona ani Terry się nie zmęczą.
A przynajmniej nie sprzątaniem w ogródku.
Wiedziała, że jej wygibasy w końcu zwrócą uwagę mężczyzny. Uśmiechnęła się gdy do niej podszedł. Z rozwianymi włosami i tym błyskiem w oczach aż ociekał seksapilem. Nie mogła oderwać od niego wzroku a gdy podniósł ją jednym zgrabnym ruchem, przygryzła wargę czując falę gorąca. Zaczął składać pocałunki na jej szyi a ona zamruczała niczym zadowolona z pieszczoty kotka.
Oplotła go nogami, przyciskając wyćwiczonymi udami jego biodra do siebie. Zarzuciła ręce na jego ramiona i wplotła dłonie w jego włosy. Były lekko wilgotne od upału panującego na dworze i wysiłku.
Westchnęła zamykając oczy i przekrzywiła głowę wyswabadzając się z jego pocałunków. Będąc przez niego trzymaną, pochyliła twarz ku jego szyi i bez ostrzeżenia wpiła się w nią jak wampirzyca spragniona gorącej, słodkiej krwi. Nie ugryzła go, jedynie kąsała w trakcie pocałunków. Nogami mocno przyciskała ich ciała do siebie, czekała na znajome wybrzuszenie w jednym miejscu...
Ich wspólna praca w końcu musiała się tak skończyć. Więź która ich połączyła mogła wydawać się być jedynie letnią miłostką, romansem na chwilę... Iris jednak wiedziała, że cokolwiek by się nie zdarzyło, nie obdarzy innego mężczyzny takim uczuciem. Tylko przy Terrym czuła się na tyle swobodnie by eksponować kształty, wyginać się w bardzo sugestywny sposób oraz dotykać go w miejscach nieprzeznaczonych dla wszystkich rąk.
Całowała jego szyję, wodząc po skórze językiem, kąsając co chwilę delikatnie słoną skórę mężczyzny. Nie trzeba było długo czekać, jej wewnętrzny płomień buchał na wszystkie strony a siedząca wewnątrz głowy boginka rozpusty zacierała rączki i uśmiechała się lubieżnie.
A myszki pracowały grzecznie i zbierały kupkę chwastów nic sobie nie robiąc z dotykającej się na środku trawnika pary.
Iris westchnęła odrywając się od jego szyi. Nie musiała chyba mówić, na co miała teraz ochotę, prawda?
Wykonała pchnięcie miednicą i zachichotała. O tak, w ciągu ostatnich kilku dni obudziła się w niej prawdziwa ladacznica. Ale było jej z tym dobrze, bo była ladacznicą Terrego i tylko Terrego.

Terry - 1 Luty 2017, 02:07

Gdy tak go oplotła tylko wzmogla dodatkowo jego chęć posiadania jej w każdy możliwy sposób. Naprawdę.
Czuł się tak pełen energi, wigoru jak i swego rodzaju radości że miał ochotę obdarować te kobietę wszystkim co najlepsze. Wiedział i czuł że kto jak kto ale ona na to zasługuje.
Nie mógł wręcz przestać się jej przyglądać. Była taka piękna z tym uśmiechem na ustach. Widząc ten uśmiech mężczyzna czuł się jak po dopalaczach.
Baśniopisarka nie musiała długo czekać na reakcję jego ciała po tym jak wpiła mu się w szyje. Jak zdrowy facet miałby nie reagować? Czuł jak jej piersi ocierają się o jego klatkę, do tego miała nogi oplecione centralnie na jego biodrach no i do tego to ugryzienie. Musiał uważać by naprawdę nie zwariować na punkcie tej zagadkowej kobiety.
Praca nad ogrodem straciła nagle priorytet. Zamiast tego na pierwszym planie miał teraz Iris i to by sprawić by czula się jak najlepiej.
Pocalunkami zjechał na jej klatkę.
Jedną ręką nadal podtrzymując ją od dołu, drugą zaś rozpinajac płaszcz, który już po chwili leżał spokojnie na trawie. Zaraz po nim wylądował tam jej gorset jak i bluzka. Zadziwiające było to że gdy jest tak ciepło ona chodzi tak opatulona. Działało to jednak na wyobraźnię.
Przyssal się trochę dłużej do jej skóry na prawej piersi, zostawiajac w tym miejscu malinke. W międzyczasie kroczył ku miejscu gdzie trawa była najbardziej miękka. Czyli w strone stawu.
Gdy już tam doszedł scisnal mocniej jej pośladek po czym położył ją na trawie. Zdjął jej stanik buty, spodnie i majtki. Nie spieszył się choć było to trudne gdy widział pożądanie w oczach swojej partnerki.
Taka piękna. Wyglądała wprost zjawisko naga wśród tego otoczenia. Uśmiechnął się nostalgicznie. Napawał się tym obrazem.
- Zamknij oczy kochanie i ich nie otwieraj - szepnął jej do ucha, całując następnie namiętnie w usta.
Odszedł kawalek od niej, ściągnął z siebie resztę ubrań i zerwał średniej długości róże w kolorze zachodzącego słońca. Pozbył się paru kolców po czym wrócił do swojej nimfy.
Nachylil się nad nią i pocałował w usta dając tym znać że jest przy niej. Słońce przyjemnie grzało wiec nie obawiał się tym że zmarzną.
Przejechał kwiatem róży od policzka do jej szyi. Z racji że kwiat pachniał intensywnie mogła wyczuć jego zapach.
Usmiechajac się lubieznie, wędrował nim dalej. Zataczajac kręgi na piersiach, muskajac brzuch, gladzac wzdłuż całe nogi a następnie wewnętrzną część ud.
Róże położył obok i tą samą trasą podążyły jego usta. Rozkoszowal się każdym calem jej ciała.
Podniósł ją tak że siedziała teraz na nim.
- Pozwól mi cieszyć się twoim wzrokiem ma bell - powiedział gdy przystąpił do czynności przyjemnych dla nich obu.

Iris - 1 Luty 2017, 02:29

Praca w ogrodzie spłynęła na drugi plan gdy tak do siebie przylgnęli.
Iris czuła, że przy nim mogłaby już zostać na zawsze. Że ich duet, choć wiedzieli o sobie bardzo mało, dopełniał się w każdym calu.
Zaśmiała się wdzięcznie gdy ją zaczął rozbierać. Długo nie trzeba było czekać i właśnie to tak rozbawiło kobietę. Terry, jej kochany Terry cudownie szybko odczytywał sygnały jej ciała i czytał z niej jak z otwartej księgi.
Jego pocałunki stały się intensywniejsze dlatego też zmieniły się reakcje Iris. Zamknęła oczy rozkoszując się dotykiem jego miękkich ust i promykami słońca na jej twarzy.
Poniósł ją w lepiej ukryty fragment ogrodu, w wysoką miękką trawę. Gdy ją na niej ułożył, miała wrażenie, że zatapia się w miękkich poduchach.
I tak oto ogród Terrego, mimo nieładu jaki w nim panował stał się dla nich łożem.
Rozbierał ją a ona nie protestowała. Tylko na chwilę w jej głowie pojawiła się głupia myśl - a co jeśli ich ktoś zobaczy? Szybko jednak zganiła siebie samą. Kto ma ich zobaczyć? Co najwyżej pies Terrego. Przecież w prywatnym ogrodzie nie będą się kręcili żadni spacerowicze.
Zdziwiła się gdy kazał jej zamknąć oczy ale spełniła polecenie uśmiechając się zadziornie. Pomyślała sobie, że mogłaby troszkę pooszukiwać i podglądnąć, co ma dla niej jej kochanek... Jednak uznała, że to byłoby nie fair w stosunku do niego i jego starań.
Pocałunkiem potwierdził, że przy niej jest i jej nie zostawił. Nie, żeby się tego bała... A może się jednak bała? W każdym bądź razie pocałunek przyjęła, zachłannie spijając słodycz z jego ust.
Gdy coś gładkiego zaczęło sunąć po jej skórze, przeszedł ją dreszcz. Poczuła silny zapach kwiatu - a więc to tym postanowił posłużyć się teraz jej luby!
Uczucie było niesamowite, rozkosz potęgował fakt, że Terry patrzył na nią. Nie widziała go, bo miała nadal zamknięte oczy, ale czuła jego pożądliwe spojrzenie.
Gdy kwiat zniknął a na jego miejsce pojawiły się pocałunki, zatopiła się w niesamowitych doznaniach a jego głos dodatkowo dodał bodźców.
I właśnie w tym momencie przyda się cenzura, choć mocno ubolewam, że trzeba ją wrzucić! Ale dla dobrego smaku, to co się stało w momencie kulminacyjnym akcji, pozostawię wyobraźni czytelnika.
Iris oddychała głęboko i miała wielką ochotę otworzyć oczy, ale posłusznie trzymała je zamknięte. Dłońmi zaczęła szukać jego ramienia, torsu, którejkolwiek części ciała. Chciała przyciągnąć go do siebie by na czas gdy ona będzie dochodzić do siebie, on był przy niej blisko. Najlepiej przy przywarł do niej swoją gorącą skórą i by dotknął jej tymi swoimi dużymi, męskimi, silnymi dłońmi.
- Terry... - powiedziała cicho nieco sennym głosem - Ja...kocham cię...

Terry - 1 Luty 2017, 03:49

Tak jak i poprzednim razem, uniesienie było cholernie intensywne a odczucia silnie zapadające w pamięć. Iris potrafiła dac mu to czego tak długo szukał po utracie wszystkiego co najcenniejsze. Znał ją ledwie dwa dni a czuł już że nie wypuści jej tak łatwo. Tak to już albowiem bywa że jak się trafi na taką osobę po prostu nie da się jej zostawić czy pozwolić odejść. Wkrada Ci się taki ktoś w życie, zagnieżdża się w sercu a ty po prostu czujesz się szczęśliwy.
Baśniopisarka była dla niego promykiem. Ciepłym promieniem który pojawił się z nikąd by wyprowadzić go z jego getta rozpaczy w którym torturowal sam siebie latami. Stała się promykiem który ogrzał jego skamieniale serce i wpuścił w nie nadzieję i radość.
To bylo naprawdę niezwykłe. Jeszcze bardziej niezwykłe okazało się to co ona do niego czuje. Dwa słowa który wystarczyły by świat dookoła się zatrzymał, by dźwięki zamilkły tylko po to by pokazać jak niezwykle one są.
Ona, go kocha. GO. Żałosnego gościa z kasą. I to po tym czego się o nim dowiedziała... Mimo tego wszystkiego ona go...
To bylo tak niezwykłe odkrycie że zaniemowil. Po prostu siedział tak i na nią patrzył.
Gdy w końcu otrząsnął się z szoku pocałował ją w czolo. Zrobił to by nie zwróciła uwagi na wzruszenie w jego oczach. Nie chcial by wzięła go za jakiegoś mięczaka. Chciał być dla niej kimś na kim będzie mogła polegać.
Przytulił ją. Trochę ją wykończył, czuł to po tym jakie było teraz jej ciało. Jednak takie zmęczenie to błogie uczucie.
Ogród dokończyć można później. Nie odpowiedział na jej wyznanie. Nie chciał psuć tej magicznej chwili. Nie był pewny czy jest gotów powiedzieć to samo w jej stronę. Jest ważna i jej nie pozwoli odejść jednak nie chciał też by przez niego cierpiała. A wiedział że ewentualne życie z nim przyniesie ze sobą też i ból. Przez wszystko co go ukształtowało tak a nie inaczej, po prostu nie chciał rzucić jej teraz słów na wiatr. Zasługiwała na tak wiele...
Wziął ją w swoje objęcia, wstał i nie przejmując się ubraniami, zaniósł ją do domu śpiewając cicho:
- And you lay down now
No need to worry your head
Lay down now
It's time for resting instead
Then when you wake up
Then when you wake up, wake up you'll find
Everything's waiting ahead-
miał nadzieję że ona zrozumie. Zrozumie jak bardzo mu zależy.
Położył ją na kanapie w salonie i przykryl swoim ulubionym kocem. Miekkim, szarym i puchatym. Kucnal przy niej.
- Teraz jesteś moja kruszynko- pocałował ją w nos, usmiechajac się. Zaspana Iris to widok kojący serce.

Iris - 1 Luty 2017, 21:36

Poddała mu się, pozwoliła podnieść i zanieść do jego wielkiego domu. Gdy ją niósł patrzyła tylko zmrużonymi oczami na jego piękną twarz o męskich rysach, ciekawej bródce i smutnych oczach.
Śpiewał cicho piosenkę, rozpoznawała słowa ale była tak upojona tym co jej wcześniej dał, że ciężko było jej się skupić na sensie zwrotek.
Wtuliła się w jego rozgrzaną pierś bo byli nadzy, tacy jak ich natura stworzyła. Te kilka dni w jego ramionach sprawiły, że zapomniała o wstydzie i skromności. Częściej bywała naga niż ubrana... Ale z drugiej strony wiedziała, że ten zastrzyk śmiałości mógł jej dać tylko ten mężczyzna. I wiedziała, że tylko przed nim będzie ściągać ubrania.
Gdy położył ją delikatnie na sofie i przykrył miękkim kocem, mruknęła zadowolona. Materiał był delikatny jak muśnięcia płatków róży. I rozpalał pożądanie, ale Iris była chwilowo wykończona po igraszkach w ogrodzie. Aż dziw, że tą pieszczotą Terry odebrał jej prawie wszystkie siły...
Ale to zmęczenie było przyjemne. Mogłaby być w ten sposób męczona do końca swoich dni. I pragnęła, by męczył ją właśnie on.
- Terry. - powiedziała sennym głosem gdy przykucnął. Szkoda, że nie pozwalał jej mówić do siebie po imieniu. Miał tak piękne, szlachetnie brzmiące imię, aż chciało się je wypowiadać na głos. Ale Iris wiedziała, że sprawiłaby mu tym tylko ból i zniszczyła kruchą jeszcze, świeżą relację która wykwitła między nimi.
Wyciągnęła dłoń i pogłaskała go po policzku. Skórę miał szorstką i dało się wyczuć delikatne, kłujące włoski zarostu który rósł na szczęce. Uśmiechnęła się do niego łagodnie, w oczach miała wypisane miłość i bezgraniczne zaufanie.
- Kochany, powiedz mi, jak to jest? - zaczęła - Jak to jest, że tak bardzo pragnę dotyku twoich dłoni? - przyznała się do swojego małego fetyszu - Że za każdym razem gdy jesteśmy blisko mam ochotę chwycić cię i trzymać przy sobie blisko, byś mi nie uciekł? - patrzyła mu ufnie w oczy. Najchętniej pociągnęłaby go na sofę i zasnęła w jego ramionach... Ale postanowiła przekazać pałeczkę mężczyźnie. Być może miał dość igraszek i chciał zwyczajnie odpocząć.
Jej wyznanie które powiedziała w ogrodzie nie zostało przez niego skomentowane i początkowo Iris pomyślała, że przesadziła. Ale potem przypomniała sobie mądrość ludową, mówiącą że mężczyźnie nie łatwo przyznać się do miłości. Byli z natury twardzielami.
Głaskała jego policzek i modliła się w duchu, by te kilka dni nie okazały się być snem. By nie obudziła się nagle w jakimś nieznanym łóżku w hotelu lub gospodzie z kacem świdrującym głowę i butelkami porozrzucanymi na podłodze.

Terry - 2 Luty 2017, 16:29

Pocałował ją w wewnętrzną stronę dłoni gdy go pogłskała. Jej dotyk działał na niego kojąco. Mając ją przy boku czuł się spokojny. Odpływały wszelkie smutki i zmartwienia. Zarówno serce jak i umysł miał teraz jasny. Uczucie to można porównać do spokoju po sztormie na morzu.
Położył się obok niej, przytulajac ją do siebie. Doskonale rozumiał jej uczucia. Nie potrafił jednak nazwać słowami tego co nim targalo. Każde znane mu słowo było zbyt plytkie, zbyt ograniczone i zbyt mało mówiące.
- Wspominam cudne czasu mgnienie
Przede mną się zjawiłaś Ty.
Jak nieuchwytne przywidzenie
W czystym geniuszu piękna Twym.

W udręce żalu rozpaczliwej,
Wśród trosk gnębiących każdą myśl,
Brzmiał w duszy głos Twój barwy czułej
Śniłem o rysach miłych Twych

Szły lata, poryw burz powstańczy
Potargał dawnych marzeń szyk
Zatarła pamięć głos Twój czuły
Obraz niebiańskich rysów Twych

W głuszy, we mroku opuszczenia,
Płynęły z wolna moje dni
Bez mego bóstwa, bez natchnienia
Odeszło życie, miłość, łzy.

Lecz przyszło duszy przebudzenie
Znów nagle się zjawiłaś Ty
Jak nieuchwytne przywidzenie
W czystym geniuszu piękna Twym.

I serce bije upojeniem,
Zmartwychwstał dawny jego rytm.
Znów moje bóstwo, znów natchnienie,
Wróciła miłość, życie, łzy.-
.
Wyrecytował czułym głosem, całując ją w nos. Miał nadzieję że tym krótkim tekstem przekaże jej w jakiś sposób to co czuje. Ten cytat idealnie okazywał wszystko. Jego ból po stracie swojego sensu istnienia. Jego życie które straciło sens, które spowite było czernią bez ani jednego promyka nadziei. Jego samotną tułaczkę w poszukiwaniu czegoś... Kogoś kto wreszcie pozwoli mu być spokojnym. Przed kim się otworzy i kto go zaakceptuje. I tak. Pokazuje też pojawienie się tej zjawiskowej kobiety w jego życiu. Kobiety dzięki której jego serce czuje się spokojne. Kobietę przy której chce zasypiać i przy której chce się budzić. Można to uznać za śmieszne. W końcu ledwie się poznali. Jednak serce nie sługa prawda?
I właśnie te wszystkie emocje szło wyczytać w tym momencie z oczu którymi się w nią wpatrywał.
- Zamieszkaj ze mną. Proszę - powiedział całując ją w szczeke, policzek, usta. - Zostań przy mnie. - przytulił ją tak jakby nigdy więcej nie miał zamiaru jej wypuścić. Była jego.

Iris - 2 Luty 2017, 22:27

Gdy się obok niej położył i ją przytulił, przysunęła się do niego i oparła twarz na gorącej piersi mężczyzny. Pocałowała skórę, zadowolona, że jednak zdecydował się dotrzymać jej towarzystwa.
Wiersz był piękny. Słuchała uważnie chcąc pojąć znaczenie każdego wersu. Poemat był tęskny i smutny, ale miał też w sobie nutkę słodyczy i delikatny ognik szczęścia. W ustach Terrego brzmiał jak najpiękniejsze wyznanie, to wyczekiwane i upragnione "Kocham cię" z którymi mężczyźni mieli tak wielki problem.
W połowie wiersza popłakała się. Był bardzo wzruszający a sposób w jaki recytował go Terry dodawał mu intymnego wydźwięku. Przytuliła twarz do gorącej skóry.
Był jej prywatnym słońcem. Grzał promieniami uśmiechu, jego dotyk posyłał iskry i rozbudzał tlący się w niej żar. Nigdy wcześniej nie trafiła na kogoś takiego. To wyglądało jakby dwie bratnie dusze przypadkiem się spotkały, przypadkiem uprawiały seks i...wyrosło z tego uczucie. Rzadko kiedy zdarza się taka kolejność. Zazwyczaj jest przecież na odwrót.
Wiersz opowiadał też jej życie, z tym, że ona nie straciła swojego bóstwa. Ona go nie miała. Tułała się po świecie, stawała ze śmiercią w szranki niejednokrotnie głodując w cichych zakamarkach ulicy. Zawsze dbała o wygląd przez co nikt nie wziąłby jej za bezdomną... Zarabiała łapiąc się każdej roboty - czyszczenia mieszkania, opieki nad dziećmi. Rozważała nawet kiedyś zostanie prostytutką... Jak dobrze, że wtedy tam, w tym pubie spotkała Terrego. Okazał się być bogiem którego wcześniej nie poznała. Słońcem, które rozjaśniło mroki jej duszy. Ponura i zrezygnowana nagle poczuła się komuś potrzebna.
Podniosła twarz gdy skończył mówić i napotkała wzrok jego oczu. Były przepełnione szczęściem. Smutne oczy Terrego, te dwie przepastne studnie płynnego złota teraz patrzyły na nią i widziała w nich uczucie. Nawet jeśli nie powiedział niczego wprost, czuła, że też ją kocha.
Gdy po chwili złożył jej propozycję, aż oniemiała. Miałaby tu zamieszkać? Tu... Z nim?
Dom. Miałaby zyskać dom. Miejsce do którego wraca się z utęsknieniem. Kąt w którym można odpocząć. Bezpieczeństwo i mężczyznę którego z całego serca kochała. Takiego jakim jest, z tymi wszystkimi zmarszczkami wokół oczu, z szorstkimi, spracowanymi, silnymi dłońmi i złamanym niegdyś sercem.
Uśmiechnęła się i kilka łez znowu pociekło po jej policzkach. Nie mogła ukryć wzruszenia.
- Terry... Ja... - zaczęła nie bardzo wiedzieć jak ma dziękować. Miał ją właśnie przygarnąć. Ją, szurniętą Baśniopisarkę z przeszłością, ponurą kobietę która jeszcze nie tak dawno miała być tylko kochanką na jedną noc.
Przycisnęła go mocno do siebie, obejmując w pasie jedną ręką. Uśmiechnęła się szeroko przez łzy.
- Dajesz mi dom. Dajesz mi siebie. Dajesz mi poczucie bezpieczeństwa. - wyszeptała jakby bała się, że ktoś ich usłyszy - Dajesz mi poczucie bycia potrzebną... - zaczęła śmiać się przez łzy ze szczęścia jakie ją spotkało - Terry. Kocham cię. - powiedziała w pełni świadoma swego wyznania - Mam nadzieję, że nie jesteś tylko pięknym snem.

Terry - 3 Luty 2017, 10:07

Scałował każdą łzę która wypłynęła z jej oczu. Zastanawiał się jakie życie dotąd wiodła skoro tak zareagowała na tę propozycję. On sam zawsze miał miejsce do którego mógł wrócić. Jedne gorsze takie jak dom z matką alkoholiczka, a drugie lepsze takie jak ten dworek, ale jednak je miał. Kiedyś dawał spore datki na pewną organizacje która stawiała domy dla "bezdomnych". Tak naprawdę były to domki dla ludzi którzy po prostu albo chcą samotności albo nie mają dokąd pójść. To były najlepiej wydane pieniądze jak dotąd.
Jej reakcja scisnela jego serce. Chciał się nią zaopiekować. Chciał jej dać tak wiele...
I w momencie w którym wtulila się w niego ufnie, usłyszeli tupot a nastepnie coś mokrego wylądowało miedzy ich twarzami. Był to pysk Rory'ego który polizal Iris we włosy z tą swoją przygłupia miną.
Nie wytrzymał i się roześmiał. Szczerze, głośno. Nie śmiał się tak od... Od bardzo bardzo dawna. Przewrócił się na plecy, nadal się śmiejąc i poglaskal psa po łbie.
Drugą ręką objął baśniopisarkę, gladzac ją po talii.
Był szczęśliwy. I to nie tak jak sobie zwykł wmawiać. Nie. Był po prostu szczęśliwy. Szczęśliwy że mimo wczorajszego porannego przybicia, poszedł z psem się przejść. Że wszedł do tego baru i zagadał do tej zjawiskowej kobiety. Że zabrał ją do siebie i zaufał jej na tyle by się zwierzyć.
- Wyprawie przyjęcie. Nie jakieś wielkie. Zaprosze pare osób. Chce to uczcić. Dzięki Tobie Iris ja.. Ja naprawdę... Cholera - nie potrafił ubrac myśli w słowa wiec tylko ją przyciągnął do siebie tak że na nim leżała, po czym wpił się w jej usta.

Iris - 3 Luty 2017, 12:04

W jego ramionach czuła się jak w niebie. Jakby fruwała na obłoczku, nie martwiąc się codziennością. Uśmiechnęła się i zarumieniła gdy zaczął scałowywać łzy. Był dla nie taki dobry.
Miała tu zamieszkać. Z nim. Jak to będzie wyglądało? No cóż, pewnie początkowo będzie czuła się nieswojo - zanim zacznie się czuć w pełni swobodnie, minie trochę czasu. Ale perspektywa spędzania z nim każdej sekundy wolnego czasu sprawiała, że Iris miała ochotę rzucić się w wir wydarzeń. W nieznane.
Chciała już zawsze czuć na swojej skórze jego szorstkie ręce. Były niesamowite i przez ten krótki okres jaki u niego spędziła, gdy seksem wypełniali prawie każdą porę dnia, pokochała każdy jego cal tak mocno, że nie wyobrażała sobie wrócenia do 'normalnego' życia. Poprzedniego życia.
A on jej zaufał. Również obdarzył uczuciem. Zaproponował wspólne mieszkanie.
I widziała błysk szczęścia w jego smutnych jak dotąd oczach. Złoto lśniło, jakby chciało w niemy sposób przekazać jej, że również ją kocha. Patrzył na nią a czułością.
Usłyszała tupot ale nie zdążyła zareagować - mordka psa wylądowała tuż przy jej. Zwierz wylizał ją dokładnie, machając ogonem.
Zaprotestowała ale słysząc śmiech Terrego, również się zaśmiała.
Jego szczery śmiech był największym skarbem. I potwierdzeniem, że w istocie, był szczęśliwy. Nie udawał.
Również zaczęła się śmiać a rozochocony ich reakcjami pies zaszczekał.
- Rory. - powiedziała z czułością i wytarmosiła wierną mordę która się w nią wpatrywała - Ty też chcesz bym została, Słodziaku? - podrapała zwierza za uchem.
To ona jest nowością w domu Chrisa, myślała, że pies będzie musiał się do niej długo przyzwyczajać... A zdawało się, że stwór zaakceptował ją tak jak Terry, z całym jej bagażem emocjonalnym.
Dobrze, że nie miała wielu rzeczy, w zasadzie nie miała nic - wszystko zostawiła u ojca - dlatego jej przeprowadzka nie potrwa długo. Miała kilka złotych monet dlatego pewnie na dniach wybierze się kupić parę najpotrzebniejszych rzeczy. Chociaż... czy faktycznie potrzebowała ubrań? W tym dworku, dla niego była gotowa non stop chodzić jak ją natura stworzyła. Byle go zadowolić.
Informacja o balu trochę zbiła ją z tropu i pierwsze co pomyślała, to próżne: "O niebiosa, nie mam się w co ubrać". Szybko odgoniła jednak myśl. Widziała jak reagował Terry. I cieszył się z balu, cieszył się, że wyjdzie do ludzi.
Nie zdążyła jednak nic powiedzieć bo zaczął się jąkać i zaraz potem pocałował ją. Słowa chciał zastąpić pocałunkiem.
Odwzajemniła pocałunek, pogłębiając go. Był długi, namiętny i leniwy bo gdzie mieli się śpieszyć? Miała z nim całą wieczność! Od tej pory miała cieszyć się każdym dniem u jego boku!
Miała nadzieję tylko, że nigdy nie będzie musiał się jej wstydzić. Ani na balu, ani ogólnie w życiu. Chciała stać się dla niego najlepszą kobietą, najlepszą partnerką. Wsparciem, opoką i chwilą wytchnienia.
Gdy skończyli pocałunek wtuliła twarz w bok jego szyi. Poczuła delikatny zarost na policzku mężczyzny, gdy przytuliła swój do jego lica. Uśmiechnęła się.
- Tylko przy tobie mogę i jestem szczęśliwa. - mruknęła - Spadłeś mi z nieba i postanowiłeś odmienić moje życie. Jak Anioł Stróż którego nigdy dotąd nie miałam. - dodała cicho - Jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie.

Terry - 3 Luty 2017, 22:44

- On myśli jak ja. Zapewniam. Jak nas zostawisz to uschniemy i będziesz nas miała na sumieniu - za żartował nadal się śmiejąc. Jego twarz odwykla od tego milego wysiłku jakim jest usmiechanie się. Przy niej bycie ponurym jest wręcz niemożliwe.
- Będziesz wolała pozostać w sypialni w której spałaś tej nocy czy przenieść się do mnie? Oczywiście nie naciskam i zrozumiem jeśli będziesz wolala zostać w obecnej. Chwila prywatności i te sprawy - uśmiechnął się szelmowsko.
Rory postanowił się rozłożyć na dywanie tuż przy nich, sapiac przez zgrzanie. Znając to psisko, latał za jakąś wiewiórka.
- I mam w sumie możesz uznać nietypowe pytanie. Byłby to problem gdybym dal Ci pieniądze na to czego potrzebujesz? Szczoteczka do zebow, szczotki, kosmetyki, ubrania czy czego kobiety tam potrzebują? Sprawiła byś mi tym przyjemność. - ostatnie zdanie dodał mruczac jej do ucha.
- Nie ukrywam że najchętniej ogladal bym Cie ciągle nago. Jednak to widok tylko dla mnie. Mój skarb. I nie mam zamiaru się nim dzielić - przygryzl jej ucho delikatnie.
Gdyby to od niego zależało każdy pocałunek trwał by o wiele dłużej. Miał w tym momencie delikatny problem z pewną częścia ciała bowiem obudziła się przez ten namiętny pocalunek.
Jej słowa mile połechtały jego męskie ego. Każdy facet lubił w końcu wiedzieć że jego kobieta jest usatysfakcjonowana i spełniona.
- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz panią tego domu? zapytał, glaszczac ją po głowie. Chciał tego. Chciał by ten dom wypełnił się wreszcie śmiechem, ludźmi, rozmowami. Jej zapachem, jej rzeczami, jej głosem, jej osobą.
- Jutro z rana wyruszymy do miasta. Zamówię jedzenie na przyjęcie oraz osoby które udekorują ogród. Rozejrzymy się też za odpowiednimi strojami. - moze i wiedział że ją wymeczyl jednak to go nie powstrzymało. Nie potrafił się nasycić jej osobą.
Zsunal jej koc na wysokość bioder, by lewą ręką, ledwie muskajac jej skórę, gladzic jej ciało. Najpier bok brzucha, następnie barki, piersi i brzuch by następnie złapać jej brode i podnieść tak by złożyć na jej ustach pocałunek.

Iris - 3 Luty 2017, 23:32

- Nie będę miała na sumieniu, bo zostaję z wami, wy moje dwa potworki. - powiedziała podnosząc się lekko na rękach. Posłała mu zawadiacki uśmiech i chwyciła za brodaty podbródek by go trochę potarmosić na boki. Wychyliła się i pogładziła łeb psiska.
Na jego pytanie ponownie położyła głowę na jego piersi tak, by wsłuchać się w jego serce. Skóra mężczyzny grzała przyjemnie i Iris nie odrywała by się od niego najchętniej już do końca swoich dni.
- Chcę być z tobą, kochany. - powiedziała cicho a gdy zaczął mówić o pieniądzach, podniosła głowę i zmarszczyła nosek. Zbliżyła swoją twarz to jego tak, że ich nosy zetknęły się ze sobą. Patrzyła hardo w jego złote oczy udając, że się obraziła. Słysząc jednak o tym, że sprawiłaby mu tym przyjemność, porzuciła gniewną minkę i uśmiechnęła się.
- Jeśli tak, to dobrze. - powiedziała - Po prostu nie chcę być ciężarem. Mogę iść do pracy i zacząć zarabiać by dokładać się do domowego budżetu.
Domowy budżet. Jak to słodko brzmiało. Miała z nim zamieszkać, nadal nie mogła uwierzyć w szczęście jakie ją spotkało!
Pani tego domu. Pocałowała go delikatnie w usta a dłoń oparła na jego części ciała, która po raz kolejny pokazywała jej, że mężczyzna jej pożąda. Przeciągnęła dłonią ale zaraz potem zabrała rękę i powróciła nią na jego tors. Była już zmęczona, kolejna porcja ich dzikich zabaw nie wchodziła chwilowo w grę.
Wspomniał o podróży do miasta i kupnie strojów. Nie była przyzwyczajona do wspólnych zakupów... ale chciała sprawić mu radość. Kto wie, może mężczyzna wybierze jej coś ładnego? I będzie dzięki temu zadowolony z jej wyglądu, będzie mógł się nią chwalić na balu?
- Chcę być TWOJĄ panią. - mruknęła i zaczęła zsuwać się niżej, całując pierś, brzuch i wreszcie dochodząc do...
Pieszczoty trwały tak długo, jak długo wytrzymał. Ona nie miała siły go przyjąć, ale co innego sprawianie przyjemności jemu.
Gdy skończyli, wsunęła się na 'swoje miejsce', na jego pierś, ocierając usta. Uśmiechnęła się i sięgnęła po jego dłoń. Splotła palce z jego po czym położyła policzek na rozgrzanej skórze.
- Jutro rano pojedziemy do miasta. - przytaknęła - Wybierzesz mi coś ładnego. Coś w czym bez wstydu będę mogła stanąć u twego boku, mój kochany.
Przymknęła oczy i wciągnęła nosem jego nęcący zapach. Pachniał szczęściem, spokojem i sobą, Terrym. Seksownym mężczyzną który wybrał ją na towarzyszkę swego życia.
Zaczęła nucić cicho melodię ale po chwili przeszła do śpiewu, śpiewając słodką pieśń, cudownie oddającą jej podejście i nastrój.
- We are the lucky ones,
We shine like a thousand suns,
When all of the colour runs together.

I'll keep you company,
In one glorious harmony,
Waltzing with destiny forever...

Dance me into the night.
Underneath the full moon shining so bright.
Turning me into the light...

Była senna a muzyka dodatkowo ją usypiała. Nawet nie wiedziała która jest godzina, możliwe, że środek dnia... A ona była tak zmęczona jakby przebiegła maraton. Zabawy, emocje... Potrafią wyczerpać.
Słowa kolejnych zwrotek które śpiewała z czasem zaczęły jej się plątać dlatego zrezygnowała z nich i przeszła w zwykłe nucenie.
Po raz pierwszy w życiu czuła się tak bezpiecznie w objęciach mężczyzny. Jej mężczyzny.

Terry - 4 Luty 2017, 15:47

Gdy usłyszał wreszcie słowa na które tak w napięciu czekał napięcie go opuściło. Zostanie z nimi. Cieszył się jak małe dziecko jednocześnie wiedząc że nie będzie jej z nim łatwo. Bywaly takie dni że zamykał się w siłowni i caly dzien z niej nie wychodził tylko i wyłącznie dlatego żeby nie dać się depresji. Miał strasznie skrajne humory. Nie chcial jej skrzywdzić jednak w tym momencie trochę samolubnie, jednak czuł po prostu radość.
Jej urażona mina go rozbroila do tego stopnia ze znowu się roześmiał, glaszczac to swoje urażone cudo po policzku.
- Nie ma mowy byś była ciężarem. Pracować też nie musisz bo pieniędzy mam tyle że wyzywilbym za to przez sto lat cala Kraine Luster i Szkarlatna otchłań a i tak by się jeszcze zostało. - naprawdę tak było. Nie miał nawet na co wydawać tych pieniędzy. Tu nie jest jak w ŚL. Nie palcisz za prąd czy dzierżawę i etc. Placisz raz i tyle. Resztą zajmujesz się sam.
Lekko go zaskoczyła tym zjazdem ręką w dół ale zaraz ja zabrala. Widział że jest zmęczona więc nie chciał jej odmawiać odpoczynku z własnych samolubnych pobudek.
Jego Pani. Brzmiało świetnie. Tego mu właśnie brakowało i teraz właśnie to znalazł. Swoją Panią. Jakkolwiek by to brzmiało dla osoby postronnej.
Myślał że baśniopisarka raczej odplynie zaraz w niebyt a tu prosze. Mimo własnego zmęczenie pomogła pozbyć mu się pewnego problemu natury fizycznej i to w bardzo przyjemny sposób. Rozpuści go jak dziadowski bicz. Jednak nie miał nic przeciwko. Wręcz przeciwnie. Wiedza że ktoś Cie kocha, pożąda i pragnie z tobą być to coś czego człowiek przez całe życie szuka. On miał takiego farta ze po stracie rodziny znalazł kogoś z kim być może zbuduje nowa. Kto na pewno da mu szczęście.
Splotl z nia dlon a druga glaskal ją podczas gdy ona swoim slodkim glosem zaspiewala mu. Zamknął oczy i sam poczuł się senny. Gdy tak śpiewała znowu użył swojej mocy. Pewnie zaraz przez to sam zaśnie ale co mu tam.
Pokazał swojej ukochanej plaże. Słoneczny dzień, lazurowa spokojna woda, cieply piach a na nim ich dwójka leżąca razem wtulona w siebie. Rory ganial jakies mewy a oni po prostu leżeli leniwie rozmawiając i co chwila wymieniając się pocalunkami.
A tak naprawdę po prostu para zasypiala w swoich objęciach. Krótka drzemka w środku dnia nikomu nie zaszkodzi.

Iris - 7 Luty 2017, 20:29

Zapewnił ją, że nie będzie dla nikogo ciężarem więc uspokoiła się i uśmiechnęła. Dalsze słowa o pieniądzach zdziwiły ją - skąd on miał tyle pieniędzy? Ale nie chciała drążyć tematu. Jego życie, jego pieniądze. Miała się stać częścią jego historii... Ale postanowiła, że i tak nie będzie ciągnąć kasy. Nigdy nie należała do osób rozrzutnych, życie nauczyło ją by szanowała każdy zdobyty grosz. Zawsze lepiej było kupić obiad niż jakieś krzykliwe fatałaszki... Chociaż przecież z racji, że była kobietą uwielbiała ciuchy! Nie raz patrzyła na sklepowe witryny i śliniła się do kreacji, marząc o nich. Wymyślała wtedy jak by w nich wyglądała... Postanowiła kiedyś poprosić go o jakąś ładną sukienkę. Skoro miał tyle pieniędzy, pewnie nie zauważy jak wyda na jeden ciuch.
Kiedyś i tak będzie chciała iść do pracy. Żeby go odciążyć i udowodnić, że sama też umie. Siedzenie w domu na dupsku tylko by ją rozleniwiło. Potem by się roztyła i już nie pociągałaby swojego mężczyzny.
Gdy pokazał jej plażę, wtuliła się ufnie, przyciskając twarz do jego nagrzanej piersi. Było jej cudownie, gładziła go po piersi i niemalże czuła zapach morza i fakturę piasku.
Była senna i bez tego, krajobraz i spokój przez niego wykreowany dodatkowo obciążył jej powieki.
Uśmiechnęła się. Jeśli Terry, jej kochany Terry pokazywał jej takie obrazy, oznaczało to, że również jest zrelaksowany. A to było dla niej najważniejsze - by jej ukochany był spokojny. Dużo przeżył, należała mu się chwila wytchnienia.
Dom. Czym to słowo było dla niej? Wcześniej kojarzyła go z ojcem i jego kochanką, atmosferą sztucznej serdeczności... A teraz? Mężczyzna z którym leżała na sofie dał jej nowy dom. Przygarnął pod swoje duże, szorstkie, seksowne dłonie. Dał nadzieję na lepsze życie, na spokojne życie! I pozwolił być przy sobie, adorować go, kochać i topnieć pod jego dotykiem nie pozostając przy tym jedynie biorcą. Sam też dawał od siebie tyle, że Iris miała wrażenie jakby wygrała nowe życie na loterii.
Postanowiła, że to ten. Ten jedyny. Z nim spędzi każdy dzień, każdą noc. Będzie go wspierać, kochać i uśmiechać się dla niego, do końca swoich dni.
Nie mogła trafić lepiej. Terry był miłością jej życia.
Wtuliła się i pocałowała śniadą skórę Marionetkarza. Był dla niej bezpieczeństwem. Był dla niej miłością. Domem. Nowym życiem.
Zamknęła oczy i pozwoliła sobie na sen. Spokojny sen. W ramionach mężczyzny który ją kocha.

Nie wiedziała ile spała. Obudziła się pierwsza i z radością w sercu spostrzegła, że Terry nigdzie się nie ruszył. Dalej był przy niej, spał spokojnie więc podniosła się trochę w górę, by podciągnąć się i ułożyć wygodniej na jego torsie.
Jak spał był taki... piękny. Patrzyła na jego zamknięte oczy i wachlarze rzęs opadające na policzki, na rozluźnione brwi, delikatnie uchylone, kuszące usta i jego ciekawą bródkę.
Chciała jego spokoju. Chciała by już nigdy się nie martwił, już wystarczy mu trosk. Życie mocno go doświadczyło, czas by trochę z niego zaczerpnął.
Dał jej dom więc ona da mu siebie, całą swoją miłość.
Wtuliła się policzkiem w jego pierś i grzecznie czekała aż mężczyzna jej życia się obudzi. Palcami dłoni delikatnie zaczęła wodzić po jego umięśnionym brzuchu, ciesząc się ciepłem jego skóry.
Znalazła się w raju.
Po jakimś czasie wstała i cichutko na paluszkach poszła do kuchni. Terry na pewno będzie głodny po tym wszystkim...
Po drodze zawinęła się w ręcznik podkradziony z łazienki, bo innych ubrań tutaj nie miała a nie chciała myszkować mu po szafach. Znalazła bez problemu lodówkę i wyjęła z niej produkty. No cóż... Umiała robić tylko kanapki, więc Marionetkarz będzie musiał zadowolić się właśnie kanapkami, jak jej ojciec gdy jeszcze z nim mieszkała.
Postarała się i zrobiła kilka rodzajów. Jedne z mięsem, inne bez, z warzywami, z serem... Właściwie z wszystkim co znalazła w lodówce. Gdy skończyła je składać, przyjrzała im się krytycznie.
Jej wysiłek był żałosny, Terry jako silny mężczyzna potrzebuje przecież konkretnego dania.. Ale co miała poradzić? Dużo się dla niego nauczy, ale to dopiero pierwszy jej dzień tutaj.
Zaniosła talerz z jedzeniem na stolik przy sofie i spojrzała na Terrego z miłością w oczach.
Jej kochany mężczyzna. Czy mogła sobie wymarzyć lepszego? Był idealny pod każdym względem, pokochała go takiego jakim jest.
Okryła go znalezionym kocem by nie zmarzł i pocałowała delikatnie w kusząco rozchylone usta po czym usiadła sobie grzecznie na podłodze i czekała aż Terry się obudzi.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group