Anonymous - 25 Marzec 2012, 20:46 W końcu przyszedł dzień gdzie dziewczyna mogła znów spokojnie wciąż badać okolice swojej `rodzinnej` krainy. Stawiała swoje stopy delikatnie po trawie, aż w końcu postanowiła założyć jedne ze swoich ulubionych trzewiczków.
Wsunęła je starannie na swoje drobne nogi i ruszyła dalej. Głowa Pixie wciąż obracała się dookoła. Nie mogła się nadziwić w jakim świecie żyje. Całą drogę zastanawiała się nad tym co mówili jej chłopaki o istotach z MORII, na samą myśl od razu marszczyła niezadowolenie swój zadarty nos. Nie znosiła ich , to była rzecz jakiej była pewna. Gdyby miała znów ujrzeć tego parszywego rudzielca, to przecież chyba by go opluła , podeptała mu nogi , zaczęła piszczeć tak by popękały szyby w najbliższym otoczeniu. Mała zadbałaby o to by nie było mu do śmiechu, nie po tym co na niej wyprawiał. Była królikiem doświadczalnym, łe. Nie to nie było miłe wspomnienie, na samą myśl na jej drobnym ciele pojawiały się `cieliste kropki` - tak ona to nazywała(czyt. ciarki).
Blondyna przyspieszyła kroku na widok huśtawki, ah tak. Wiedziała już co to jest, widziała to wcześniej. I kojarzyło jej się dobrze,a zatem zaczęła niemalże pędzić w tamte strony. Nie zwracała uwagi na kamienie, czy jakieś wzniesienia terenu no i? Popełniła błąd, bo zaraz omal nie zrobiła fikołka, wylądowała twardo na ziemi. Czuła tylko bóle w kolanach gdy upadła i wydała ze swych pełnych warg głośne - Aua?-Zabrzmiało to przynajmniej tak jakby się sama siebie pytała czy coś ją zabolało ,a to już był chyba oczywiste, prawda?Dłonią zjechała po kolanie i syknęła przez zęby. To nie był przyjemne uczucie, ani trochę. Zmarszczyła czoło i siadła na krągłej pupie zaraz pochylając głowę w stronę "rany" ( która u niej była delikatnym przetarciem, po prostu ją piekło , szczypało ).
- Że ja muszę być taką niezdarą wtedy gdy bardzo coś chcę ! Wrrr! -Ze złości zapomniała o tym,że właśnie przed chwilą dmuchała na kolano i omal nie zaczęła beczeć z tak błahego powodu i zaczęła wierzgać mocno nogami bijąc piętami o ziemie.
- Wrrrrr wrr ! no niech to kura! - Była niezadowolona, tak bardzo chciałaby już wylądować na huśtawce i odchylać się do tyłu czując jak wiatr mierzwi jej włosy, to było takie przyjemne... Ale nie ! Musiała się fajtłapa przewrócić! Pokręciła gniewnie głową, naburmuszyła się po czym zerwała się z ziemi i powolnym,a stanowczym krokiem doszła do wyznaczonego celu. Zasiadła i w końcu delikatnie z utęsknieniem wręcz odepchnęła się od lądu będąc już wyżej w powietrzu.
- Oooo Tak, tak tak . Wietrzyku wiej, wiej... - Mruczała pod nosem z zachwytem. Ekscytacja jaka ją dopadała gdy tylko dosiadła bujającą się `maszynę` była nieco komiczna.
Cieszyły ją i denerwowały błahostki. Tylko czy już będzie jaj tak cały czas kolorowo? Czy może któregoś dnia spotka ponownie tego grubasa?! Oby nie bo straci panowanie nad sobą.
Zaraz zaraz, ona się wreszcie buja! Czuje powiew wiatru, przed jej oczami widok pięknych drzew, których korona przepełniona jest od cukierków.
Oho! Mała dostrzegła łakocie, co to oznacza? A no pewnie zaraz zeskoczy i zacznie się zajadać słodyczami, zapcha swoje poliki i będzie pakować niezliczoną ilość cukierków do swoich kieszonek w sukieneczce. Wariatka!Wena - 25 Marzec 2012, 21:53 Dość tego bycia kulką! Taka myśl przyświecała Wenie, gdy ta już jako chłopczyk maszerowała po tutejszych uliczkach. Z kulki o średnicy równej dziesięć centymetrów stał się dzieckiem, którego wzrost nie przekraczał metra pięćdziesięciu, a nawet był od tej magicznej liczby dużo mniejszy. Prawdziwą zagadką był jednak strój. Kto bowiem ubrałby dziecko jak muszkietera? Niestety jednak wzorował się na losowo wybranym obrazie z książki, którą niósł oburącz, tak jakby przytulał obszerną książkę. Tom był tak wielki, że przysłonił krzyż na ubraniu Aristride, a do tego był oparciem dla brody snu, który szedł w sposób niezwykle widowiskowy. Idąc bowiem kiwał się na boki, a raz po raz wykonał nawet obrót jakby właśnie tańczył. Tak, że podczas tej drogi nawet jego kapelusz spadł z głowy i znalazł się na ziemi. Właściwie znalazłby się gdyby nie zniknął w trakcie powolnego spadania. Wszystko to zostało skomentowane jedynie krótkim:
-Nie będzie mi potrzebny!.
Zresztą już po chwili ujrzał coś co w jego oczach było niczym innym jak tylko nadzieją. Ozdobiwszy twarz uśmiechem wyruszył już normalnym biegiem w stronę jakiejś osoby, która miał nadzieję ma jakieś zdolności artystyczne, które można by wykorzystać. Zresztą była tu jeszcze jedna sprawa. Fioletowooki przesunął językiem po swych zębach i uśmiechnął się jeszcze szerzej zatrzymując w pierwszym ruchu, a w drugim już kłaniając i ściągając z głowy kapelusz, którego nań nie było oczywiście, przywitał się. Mówił głosem nad wyraz spokojnym jak na kogoś kto przebiegł przed chwilą piętnaście metrów i bardzo energicznie wykonał wszystko co poprzedzało wypowiedzenie słów do nieznajomej osoby.
-Nazywam się Lukracja.... Powiedział to, lecz szybko, zdawszy sobie sprawę ze swojego błędu zaczął się tłumaczyć! -To znaczy Lukrecjo! Tak, właśnie tak miało być! Tylko się trochę przejęzyczyłem. Gdyby jego oczy nie były skierowane w dół, a on nie pozostał w swym ukłonie to można by dostrzec na jego policzkach odrobinę czerwieni. Gdyby natomiast ktoś zajrzał do jego umysłu usłyszałby karcący za pomyłkę głos. Dopiero gdy w myślach padło zdanie "Nie po to tutaj jestem" Aristide wrócił do głównego toku swej narracji. Przybrał jednak inną postawę. Właściwie postanowił być znacznie bardziej dzieckiem. Trzeba bowiem dopasować się do wyglądu. Dlatego też wyprostował się i wesoło uśmiechnął, ukazując białe niczym śnieg zęby. Trzeba też dodać, że towarzyszył mu przyjemny zapach jabłek, chociaż z drugiej strony trudno było wyczuć to z trzech metrów jakie ich dzieliły.
-Chce Pani zobaczyć co ładnego znalazłem w bibliotece?
Dodał głosem tym samym co poprzednio, lecz doprawionym nutką właściwą dziecku szukającemu towarzystwa. W tym aktorstwie był taki kunszt, że wyczucie tej szczypty przypraw było wręcz niemożliwe dla świadomości i oczywiste dla podświadomości. Nie było jednak widać tego, co królowało w umyśle Weny, która zirytowana była, że przebywszy już tak ogromne połacie krainy luster nie znalazła żadnego artysty. Nawet najmniejszego! Gdzie oni się poukrywali nieznośni malarze i niegłusi muzycy! Gdzie mistrzowie pióra, albo chociaż fraszkopiszarze. Nie było niczego, na co tylko by się rozpłakać chciało i rzeczywiście na oczach Weny pojawiły się niezauważalne kropelki. Trzeba też dodać, że przez cały czas w lewej ręce spoczywała ogromna księga, którą na zakończenie wysunął nieco w stronę nieznajomej.Anonymous - 27 Marzec 2012, 17:25 Dziewczyna wyraźnie patrzyła na dziwnie idącą istotę. Jej oczy momentalnie się powiększyły, niemalże wyszły z jej orbit kiedy zauważyła,że to coś z kulki stało się kimś. Wow Ile jeszcze tu jest takich? Świat tej dziewczynie stawał się coraz bardziej bliski, kochała to co był niezwykłe,a tak kraina taka była i to w całym calu.
Odbijała się starannie stopami od ziemi,aż w końcu jej oczy powróciły na danego osobnika. Zmierzyła go od dołu do góry. Ten ktoś wydawał się być niższy od niej, a ona była pewna,że będzie tu jedynym takim maluchem,a niech to. Przestaje być oryginalna. ( No faktycznie.. ._. ) no Głupia , no głupia.
Znalazła sobie "problem" chyba z nudów. Oczka wlepiła w kapelusz, który gdzieś uciekał z wiatrem,aż w końcu przekrzywiła głowę gdy owa istota podeszła bliżej. Pixie otwarła szeroko oczy wbijając je w poręcz huśtawki, w ten sposób zwolniła tempo bujania się. Zeskoczyła i stanęła dwa kroki bliżej przed daną postacią, że jeszcze się nie bała ryzykować skoro nawet nie wiedziała kto to. Westchnęła, oparła dłonie na biodrach i nieco się pochyliła w stronę chłopca(?) Zmarszczyła znacznie swoje czoło. To nieco nie halo jeżeli ktoś myli się wypowiadając swoje imię,a tym bardziej przekręcając czy jest nim czy nią, no ale dziewczyna postanowiła to póki co zignorować i wybadać co chce dana osoba. Kiedy ku jej oczom ukazała się księga ściskana w łapach sąsiada i do tego usłyszawszy jego pytanie pokiwała lekko głową chwilowo się wahając.
-Zaraz, zaraz, a kim Ty jesteś Lukrecjo? Co się tu sprowadza i pokaż co wygrzebałeś z biblioteki, swoją drogą gdzie jest biblioteka? Daleko stąd? Wytłumaczę się. Jestem nowa. - Po swojej wypowiedzi blondynka wzruszyła bezradnie ramionami. Chwilę później poczuła ogromny ból głowy , pokręciła nią i syknęła z bólu. Czuła jakby coś jej przynajmniej wyrastało z głowy! I tak też "stety"/niestety było. Chaotycznie sięgnęła rękoma w stronę swojej głowy i poczuła dziwnego kształtu rogi, mało tego na jej głowy była kolejna para uszu. Szło oszaleć. Moja bohaterka w tej chwili nie wiedziała co ma ze sobą zrobić, czy płakać czy się śmiać. Wpadła na genialny pomysł.
- Drogi panie Lukrecjo, wie pan gdzie może być lustro? Albo ma pan je przy sobie?? - Spytała nieco drżącym głosem. No ładne kwiatki.. będzie musiała zaakceptować swój nowy wygląd. Co oni do jasnej cholery w nią wstrzyknęli w laboratorium?! Co to za substancja, która tak zmienia jej wygląd po tak długim czasie? Głupi wynalazcy! Może kiedyś ich odnajdzie mszcząc się za ból. I jakby tego wciąż było mało kolor oczy mojej panienki zmienił barwę z błękitu na pomarańczowy. Co u licha się z nią teraz działo? Czy to czar? Czy to faktycznie substancja, którą może w przyszłości będzie można zlikwidować albo chociaż zminimalizować jej występki, które w tej chwili spoczywały na głowie zakłpotanej Daphne.Wena - 28 Marzec 2012, 19:03 <Dopiero zauważyłem post Q.Q~! Wybacz>
Pytani tylko kto tak naprawdę jest dziwnie wyglądającą istotą. Kuleczka przecież jest czymś normalnym, natomiast modyfikacje, który pojawiły się u rozmówczyni były całkowicie odrealnionym tworem. Jeśli zaś chodzi o samą postać Aristide to poza samym faktem bycia jeszcze kilka minut temu kulką był on zupełnie normalnym chłopcem. Nawet samo imię można tłumaczyć zwykłą dziecięcą zabawą czy też przejęzyczeniem. Ile to razy bowiem się powie coś zupełnie pozbawionego sensu, a w tym wypadku po prostu była to zwykła zmiana rodzaju imienia na żeński. Można jednak powiedzieć, że Wena była zdziwiona gdy spytano ją o położenie biblioteki. Przez chwilę nawet myślał, że to jakiś tajny agent, który chce go skazać za przemycenie książki. Szybko jednak, po dokładnym przeanalizowaniu sprawy, zrozumiał, że nikt nigdy nie zakazywał przenoszenia najzwyklejszych książek, które nawet nie miały powodu być zakazanymi. Zresztą od tylu lat już nie słyszał żeby jakąś książkę zakazano. Byli co prawda przeklęci twórcy i tym samym dzieła z tym samym przymiotnikiem, lecz tak naprawdę to nikt ich czytać nie zakazuje, a czasem nawet się do tego zachęca. Dlatego też z niewiadomych dla obserwatora przyczyn pokręcił szybko główką i odrzucając niedorzeczną teorię spiskową uśmiechnął się, a wkrótce po tym przemówił.
-Jestem Lukrecjo! Tak. Chłopczyk taki z Ristonchi. - Brzmiało to jakby naprawdę jak zwykły chłopiec recytował swoje pochodzenia. Nie było prawie możliwym domyślenie się się w mieście, które się tak nazywa nie był nigdy. Kontynuował jednak, nie kończąc na pierwszym zdaniu. -Spaceruje! Tak, spaceruje i szukam kogoś kto chce zobaczyć co mam ładnego z biblioteki! Tylko, że biblioteka jest daleeeeeko. Bardzo daleko! Tak daleko, że nawet nie wiem, w którym kierunku! Proszę o wybaczenie!. - Mówił cicho, lecz w sposób tak emocjonalny, iż można uznać, że naprawdę mu przykro z powodu niemożności wskazania miejsca biblioteki. Z drugiej strony może wcale nie chciał go wskazywać? Nie do końca wierzył w jej nowość, a raczej całkowicie zignorował tę część, gdyż zajęty pierwszymi słowami wyłączył się z aktywnego odbierania dźwięków. W tej jednak chwili w ogóle zignorował jakiekolwiek zmiany wyglądu u rozmówcy. Właściwie to jedyne co go obchodziło to książka, którą oparł na jednej dłoni i otworzył. Wyglądało to dość zabawnie, gdyż jak wspomniane już zostało książka była naprawdę spora i dziecko trzymające ją na przedramieniu wyglądało komicznie. Jednak można było zobaczyć zawartość książki, a mianowicie obrazy. Pierwszy z nich to Botticelli i jego Wenus, na tym się zresztą zatrzymał i dopiero teraz spojrzał i zrobił wyraźny grymas. Tak, nie podobało mu się takie zmiany i w ogóle to było podejrzane! On zawsze pamiętał aby nie zmieniać się przy kimś. Nigdy nie popełniał tak oczywistego błędu toteż spojrzał na niebo z wyraźną wyższością i nie patrząc na nią odpowiedział.
-Nie, nie mam żadnego lusterka i nie mam pojęcia gdzie jest najbliższe.
Uznał, że po prostu z niego kpi, a ton jej głosu uznał tylko za grę aktorską. Niepotrzebnie zaczął mierzyć człowieka przed nim swoją miarą. Z drugiej strony ten człowieczek się nie przedstawił. Dlatego też chcąc upomnieć się o swoje dodał jeszcze jedno zdanie! Tym razem głosem wyraźnie już górującym nad nieznajomą.
-Wdzięczny byłbym za wyjawienie imienia.
Gdy wypowiedział już te słowa to ponownie spojrzał na rozmówczynię, lecz tylko na chwilę. Bowiem już po dwóch mrugnięciach skierował oczy na książkę z obrazem i wykonał wręcz teatralny wdech jakby rozkoszując się zapachem obrazu (który w tym wypadku był tylko zdjęciem, nawet nie reprodukcją) Wystarczył jednak Aristide, który ostatnio zbyt często udawał dzieci. Być może to jakiś zły nawyk, z którego będzie trzeba go leczyć? Na tę myśl raz jeszcze pokiwał przecząco głową.Anonymous - 29 Marzec 2012, 12:56 No tak, Pixie może i teraz była odrealnionym tworem,ale przez to prawdopodobnei stawała się oryginalną istotą, tylko czy zdoła się do siebie takiej "nowej" Dienn przyzwyczaic.
A niech to Ci los. Ładnie ją zaskakuje, oby tylko z dnia na dzień nie stała się jakąś ropuchą czy smoczycą, o wielkie nieba! Tylko by coś takiego nie miało miejsca w życiu blndynki. Dziewczyna przyglądała się niskiemu chłopakowi dokładnie , nie odrywała od niego wzroku choć myślami błądziła doprawdy w różne strony. Za dużo ich miała, stanowczo za dużo.
Jakim cudem on wytrzasnął książkę z biblioteki i teraz nie wiedział gdzie jest? Nienie, ewidentnie mi tu coś śmierdzi.
Drobna wbiła swój badawczy wzro na rozmówcę.
-Chcesz mi powiedzieć,że przytargałeś te wielką księgę i nawet nie wiesz skąd? - Zmierzyła go swoim wzrokiem i pokręciła głową cmokając.
-Niedobrze, myślałam,że znajdę tam coś i dla siebie i może przy okazji dowiem się coś więcej o tej krainie.. - westchnęła nieco przybita. A pamietacie co jest najlepsze na kiepski humor?
Słodycze! Tak jest , w tej chwili moja bohaterka skierowała swoje kroki w stronę drzew z łakociami, sięgnęła dłonią wcześniej stając na palcach po cukiereczka. Patrząc na niego zamruczała pod noskiem zadowolenie niczym kot.
Odwróciła głowę spojrzeniem powracając na towarzysza
-Wybacz, jestem tak zakręcona ,że nawet Ci się nie przedstawiłam,a niech to. Wstyd mi. Moje imie brzmi - Pixie. - Oznajmiła uśmiechając się w stronę podejrzanego stworka.
- Nie chcę być niepokojąca bądź natarczywa, ale naprawdę nie masz żadnego lusterka? A jak wyglądam? Co dokładniej mam na głowie? Umiesz to opisać? - zapytała zakłopotana, no przecież musiała mieć pewność co do tego co urosło na jej myślącej części ciała.
Tylko czy Lukrecjo będzie tak uprzejmy i pomoże Daphne. Kiedy wcinała kolejnego cukierka , zamruczała zachwycona smakiem i uśmiechnęła się szeroko ukazując przy tym swoje lśniąco białe ząbki.
-Mmmniam! Chcesz? A i nowy znajomy, pokaż co znalazłeś w tej bibliotece, to coś niezwykłego? A może coś o występuje w naszym "miasteczku?" - Zmarszczyła czoło oczekując odpowiedzi od Aristide . Oparła się jedną noga o trzewo uginając ja przy tym w kolanie, a drugą swobodnie trzymała na trawie.
Słońce świeciło,wiatr wiał przyjemnie, żyć nie umierać, cudo!Taką właśnie pogodę uwielbiała moja panienka. W sam raz na sztuczki cyrkowe. Wzięła głeboki wdech i uniosła głowę w górę, wpatrywała się w to w korone cukierkowego drzewa to w olbrzymie słońce, które nadawału temu światu jakby taki sens. Akrobatka zamyśliła się wsuwając swoje drobne łapki do kieszeni własnych krótkich,zwiewnych spodenek.
Ten świat był taki zagadkowy... Możliwe,że to sprawiało iż Pixie czuła się szcześliwa na tej ziemi. Ale czy na pewno była taka szczęśliwa jakby się wydawało czy jednak czegoś jej brakowało?
Tak, odczuwała niejaki brak, ale czego? Tajemnica.Wena - 29 Marzec 2012, 17:03 Można sobie jednak zadać pytanie, czy ta oryginalność nie była okupiona zbyt wysokimi cenami. Wszakże gdy odnosi się pyrrusowe zwycięstwa to ostateczny wynik wojny jest dla byłego zwycięzcy porażką, a dla przegranych tryumfem. Można więc spytać czy nie lepiej być osóbką szarą, lecz wyróżniającą się po głębszym poznaniu niźli osobą rzucającą się w oczy, lecz niekoniecznie w sposób całkowicie pozytywny. Aristide nie był niski, o czym trzeba koniecznie wspomnieć, był po prostu dzieckiem, ale nawet wysokim jak na swój wiek. Wracając jednak do narracji trzeba wspomnieć, że Wena nie była też wstanie pojąć jak można chcieć rzucać się w oczy, gdyż wolała zdecydowanie gdy nie patrzyło na nią więcej oczu niż jedna para. Gdy jednak rozmówców nie było zbyt wielu to niczym nieskrępowana Wena mogła grać lepiej od najlepszych aktorów teatralnych (którzy to stoją daleko przed filmowy ze względu na niemożność powtórzenia sztuki i świadomość, że każdy błąd będzie zobaczony przez publiczność). Potrafiła improwizować naprawdę wyśmienicie, lecz nie była to reguła. Niestety w tym potoku kłamstw pojawiła się niekiedy skała, której można było się złapać i nie dać porwać zjawie. Teraz jednak Aristide został zaatakowany i musiał wymyślić jakieś kłamstwo. Postanowił jednak wybrać drogę najprostszą i żadnych tłumaczeń nie dawać. Jedynie otworzył swe oczy w zdziwieniu jakby nie został całkowicie zrozumiany.
-Przecież wiem gdzie to jest! Tylko to daleko! - Przy okazji teatralnie przygryzł wargi jakby zły, że zarzuca się mu niewiedzę. (Chociaż nie.. on rzeczywiście był z tego powodu zły) Po kolejnych słowach jednak spojrzał w bok wciąż z miną urażonego i dodał ze znaną już wyższością.
-Jeśli Pani zasłuży to będę łaskaw zaprowadzić!
Tym razem dodał jeszcze tonu oficjalności, tak jakby nawet obietnicy, lecz wyrażało się to nie tyle w słowach co, szczególnie, w tonie głosu. Oczywiście nie chciało mu się teraz wspominać, że biblioteki nie ma w TEJ krainie, z drugiej jednak strony biedna istotka o żadnych zagrożeniu nie miała pojęcia. Właściwie poza kilkoma obrazami, garstką wierszyków ułożonych na grubych tomach powieści i kilku instrumentach nie miał pojęcia o niczym. Trzeba jednak powiedzieć, że po chwili gdy jego oczy raz jeszcze uniosły się z księgi i na miejscu nie zobaczyły Pixie to się wyraźnie zdenerwował. W sumie brakowało mu sukni z poprzedniego wcielenia, mógłby na niej zacisnąć ręce, ale szybko zrozumiał, że trzymając księgę nie byłoby to możliwe. Tak więc jedynie tupnął nogą w ziemię bezgłośnie. Jej przedstawienie się zostało skomentowane tylko jednym słowem, oraz kolejnym teatralnym obróceniem głowy. Właściwie można rzecz,że Aristide zdecydowanie nadużywał tego gestu. Zdał sobie nawet z tego sprawę i próbował spojrzeć na nią z wyższością. Nie pozwolił mu na to jednak wzrost więc tylko "przeklnął" pod nosem, co dokładnie powiedział? Oczywiście nikt tego nie słyszał, ale brzmiało to:
-Niech ją Tanatos - W domyśle oczywiście "porwie". Nim jednak wyszeptał swoje przekleństwo wypowiedział jedno słowo, o którym wcześniej było już wspomniane, a brzmiało ono:
-Bezczelność! - Trzeba też powiedzieć, że dopiero po kolejnej wypowiedzi Pixie zdał sobie sprawę, że trzeba się jej nieco uważniej przyjrzeć. Zresztą sama tego wymagała, a Wena była grzecznym chłopczykiem, nawet jeśli to zdanie jest agramatyczne. Po przyjrzeniu się jej skierował jedynie oczy na książkę i zaczął przewracać kartki jakby ją ignorował. Trwało to kilka chwil, po czym wysunął w jej kierunku stronę, na której była narysowana pewna scena mitologiczna, a na niej cały tańczący orszak i jedna z postaci miała coś co można nazwać podobnym do ozdoby głowy Pixie. Gdy Wena tak stała z wyciągniętą książką dodała jeszcze.
-Masz na głowie coś takiego jak trzecia postać po prawej, ale ta duża, bo karzełek się nie liczy.
Oczywiście obraz był wykonany w stylu klasycystycznym, a wiec nie było problemu ze zrozumieniem co takiego Pixie ma na głowie. Nie trzeba było się domyślać jak w wypadku abstrakcji, którymi zresztą Aristide gardził. Po tych słowach, gdy już można było się domyśleć co ma w książce nie zrozumiał pytania o występowanie w miasteczku, lecz nie przejmując się tym z fascynacją, która wciąż nie minęła po dostaniu książki w ręce rzekł:
-Nie! Mam coś lepszego, spójrz tylko jakie wspaniałe zdjęcia pięknych obrazów! Umiesz coś takiego namalować? - I tu zaczął się właściwy plan Weny, która chociaż została wyraźnie zdenerwowana przez osobę przed nią to wcale nie pogardzi jej tworami. Taka kolekcjonerka sztuk wszelakich może znieść wiele dla sztuki. Właściwie o ile wcześniej Lukrecjo był zainteresowany głównie swoją postacią, to teraz całkowicie zignorował kogoś innego i zaczął obracać kartki i głośno odczytywać nazwy dzieł oraz ich autorów, a były tam same obrazy wpasowujące się w nurt mimetyczny.Anonymous - 30 Marzec 2012, 19:29 Oryginalność okupiona wysokimi cenami? Nienie, Pixie wiedziała,że co nieco będzie ją to kosztować, ale była na to gotowa. W końcu wiedziała,że jest królikiem doświadczalnym. Niestety? A może jednak i dobrze, zaczynała lubić swój dziwaczny wygląd , zresztą co się dziwić, ubóstwiała dziwactwa.
Fakt faktem,że istota stojąca w pobliżu blondynki była rewelacyjnym aktorem, na to wychodziło. Kiedy zaś odpowiedziałam,że wie gdzie biblioteka,tylko niby daleko...dziewczyna postanowiła i tak działać.
-Oj nie bądź taki. Pokaż mi trochę krainy i bibliotekę, może znajdę coś dla siebie! No proszę.. - Wymamrotała patrząc niemalże błagalnie na towarzysza.
-Ja już zasłużyłam, chociażby tym,że ,że,że... - Chwilwo się jakby zacięła.
-Chociażby tym,że jestem tu i teraz, chociażby tym,że poznałam Ciebie i przed chwilą na mojej głowie urosło to coś. - Burknęła wskazując dłonią na swoje rogi.
Dziewczyna uważnie wsłuchiwała się w każdy ton owego chłopca, nie mogła zrozumieć skąd ten jego oficjalny ton głosu i taki zachwyt księgą. Nie da się jednak ukryć,że jednak kiedy porównywał ją do jednej z osób na obrazku, który widział przed sobą wlepiając swoje oczy w otwartą, obszerną księgę. Szczupła zmarszczyła wyraźnie swoje czoło dumając głośno.
-Bezczelność, powiadasz?Jesteś pewien? Niby czym sobie zasłużyłam na taki zarzut? - Zapytała nieco zbulwersowana. Skrzyżowała wyraźnie niezadowolona dłonie na swoich piersiach. A niech to, co ta dziwna istota ode mnie chce. Wrrrr!
Na tupnięcie nogą owego chłopca Pixie mruknęła coś pod nosem niewyraźnie i tupnęła swoją nogą.
-To potupiemy sobie razem. - Oświadczyła stanowczo. Uniosła dumnie głowę. - A masz coś przeciwko Lukrecjo?-Jej głos mógł wydawać się podejrzany.
-Nie, nie umiem malować, ale umiem tańczyć. - Dodała z niejakim oburzeniem i odwróciła głowę w przeciwną stronę.
No nie mogę, najpierw mi tu o bezczelności, a teraz o moich może ukrytych talentach. Co za osoba , tak zainteresowana..co ma w planach,ktoś mi odpowie?Nie miała pojęcia co kombinuje dany osobnik, ale wiedziała,że wypada to nieco wybadać.
Chcąc nie chcąc poczuła chęć na łakocie. Znowu, tak więc znów przybliżyła się do słodkiego drzewa zrywając kolejne cukierki. Pewne był to,że kolejne wylądują w kieszonkach spodenek blondyny. Słodycze byłym jej drugim ja. Ooo tak. Łakome babsko , i to jak!
Ukradkiem powróciła wzrokiem na Aristide i uśmiechnęła się do niego mimowolnie kącikiem ust.
-A zatem co chcesz jeszcze chłopcze wiedzieć? - Zaraz, czy ona coś kombinuje? Nie wiadomo, Pixie po głowie chodziły różne rzeczy od tych mądrych po głupie !
Swoją drogą po prostu chciaąl go rozgryźć...Wena - 31 Marzec 2012, 00:58 Nie tylko rogogłowa miała tutaj problemy! Pamiętajmy, że również Wena była w tragicznej sytuacji gdy otoczyło ją zbyt wiele osób. Tłumy to było coś tak strasznego jak dla niektórych śmierć czy stado pająków. Teraz jednak byli tutaj we dwójkę, a więc w miejscu dla aktorzyny idealnym! Traktował to jak wyzwanie i chociaż niekiedy zdarzyło mu się ignorować Pixie, to jeśli zwracał na nią uwagę starał się jak najlepiej wszystko wykorzystać. Poza tym mogła przecież coś ciekawego umieć, a wtedy dobrze byłoby to odpowiednio użyć. Tak jak to tylko Wena potrafiła! Dlatego też gdy usłyszał propozycję od razu odwrócił się i patrząc na nią kątem oka dodał poważnym głosem niemal jak jakiś członek mafii włoskiej.
-To będzie Panią sporo kosztowało! - Po czym obrócił się i uśmiechnął wesoło wyciągając palec przed siebie i poruszając nim. -Nie, nie! To nie wystarczy. Tak, to zdecydowanie za mało! - Paradoksalnie zwrócił się do niej jak do zwykłego dziecka, a przecież to on wyglądał jak mały chłopiec. Z drugiej zaś strony można nazwać jego słowa uroczymi i nie doszukiwać się żadnych głębszych sensów, a przy tym zgadzać się na wszystko jako, że przecież dzieci nie są w ogóle groźne. Żeby to on chociaż był dzieckiem. Jednak postanowił kontynuować.
-Jeśli obieca Pani spełnić trzy moje życzenia to będę łaskaw Panią oprowadzić. Tak jak w tej bajce! Tak jak w tej bajce!
Znów wrócił do zwrotów grzecznościowych? Na końcu jednak przeszedł do wesołego dziecięcego "huraśnego" znalezienia analogii, stwierdziwszy, że mówi zbyt jak dorosły i cały plan może pójść nie tak jak sobie to wymarzył. Z drugiej strony czy dziecko będzie mogło mieć inne życzenia poza cukierkami, lizakami itd? To, że nie mógł się poszczycić wiekiem nie oznacza jednak, że można go źle traktować. Natomiast zostawienie go i pójście w inne miejsce było bezapelacyjnie traktowaniem nieodpowiednim jak na kogoś takiego! Był on w końcu zjawą, a ilu ludzi marzy przez wiele lat, aby móc kogoś takiego spotkać? W ogóle nie był wstanie pojąć jak można go pytać co było bezczelnością. Czy to nie jest oczywiste? Samo odejście i nieprzedstawienie się. To właśnie była bezczelność i to taka najbezczelniejsza z możliwych. (Przynajmniej na tę chwilę.) Nim jednak Lukrecjo zdążył zebrać w sobie całe zdenerwowanie to już nastąpiły kolejne słowa, które były dla niego bezczelnością i tupnął nogą w ziemię jeszcze raz.
-Bezczelna! - Raz jeszcze powtórzył i w jego oczach pojawił się kropelki łez, być może teatralnych, kto tam wie. Było to dla niego wredne, że się go przedrzeźniało. Tak się nie czyni! Poza tym gdy tupnął nóżką to z desperacji, a nie dlatego by kogoś zdenerwować. Chciał ją ugryźć, tym bardziej po pierwszych wyrazach kolejnej wypowiedzi, lecz wstrzymał się w zamiarach gdy usłyszał, że potrafi tańczyć. Wtedy też uśmiechnął się, a w myślach dodał "Może się nada". Nie dodał jednak do czego, a nawet gdyby to niestosownym byłoby to wszystko zdradzić. Szybko więc zapomniał o swej złości i tylko ścisnął mocno swe dłonie za plecami tak aby Pixie tego nie spostrzegła.
-Czy zatem uraczy mnie Pani możliwością obserwacji umiejętności tanecznych, który bez wątpienia stoją na niezwykle wysokim poziomie i pozwalają na dotrzymanie kroku zarówno orszakowi Bachusa jak również wiedeńskiej dyplomacji. Po tym wszystkim jedna dłoń zawędrowała do przodu i oparłszy się na klatce piersiowej dała jakby sygnał do delikatnego ukłonu. Tak! Teraz był trochę miły bo może coś z tego zyska. Łatwo jednak zauważyć, ze albo jest strasznym aktorem, czego raczej trudno oczekiwać od dziecka, albo bardzo niestabilny i niespokojny. Taki typowy carpediemik. Właściwie to było wszystko co powiedział i miał okazję wypowiedzieć swoją kwestię już po ostatnich słowach. Co jednak planował? Zresztą trzeba sobie zadać pytanie czy, aby na pewno zrozumienie dziecka prowadzi do jakiegokolwiek celu. Właściwie gdy spojrzeć na jego twarz na krótko po prośbie o taniec można rzecz typowy uroczy dzieciak. Może trochę nie mówił tak jak powinien, lecz z drugiej strony mógł pochodzić z jakiejś rodziny, w której taki sposób porozumiewania się być stosowny. Dlatego właśnie nie ma powodu by podejrzewać go o cokolwiek złego!Anonymous - 2 Kwiecień 2012, 10:33 Dla Weny tłum był rzeczą najgorszą,a dla mojej blondynki czymś najgorszym był smród i całkowity brak kultury, o tak. Zdecydowanie tak. Dziewczyna przypatrywała się małemu chłopcu, który choć wyglądał na małą niewinna istotę to jednak jakby wiedział zbyt wiele, przynajmniej tyle jakby się książek naczytał, bądź ma trzy tysiące lat i z dwa tysiące osiemset lat chodził do niejakiej szkoły. Kto wie, może właśnie tyle miał? W tej krainie wszystko jest możliwe. Na pewno są osoby mające dwieście lat! I niemożliwe by było inaczej. Takie bynajmniej były przekonania mojej bohaterki. Zaraz, skoro miała takie podejrzenia co do swojego towarzysza, dlaczego go miała by nie zapytać o wiek? A jeśli się oburzy? A trudno wyjdzie w jej oczach na osobę obrażalską i nie godną większego zainteresowania, to na pewno.
-Zaraz chłopcze. A jaki jest wiek Twój? Od dawna znasz te krainę? Mieszkasz tu w niej od początku i skąd to Twoje zamiłowanie do sztuki? I uświadom mi ile będzie mnie to kosztowało,może będzie mnie stać. -Oznajmiła pewnie swoim niewinnym niby głosem, chrząknęła zaraz i w ustach jej zatrzymał się kolejny pyszny cukierek. Oby zaraz na tym zaprzestała bo sama utyje,a wtedy dopiero zacznie się czarna rozpacz Pixie.
Nie znosiła także otyłości, szczególnie kiedy bała się ,że ją to dopadnie. Miała niestety nie do końca za równo pod sufitem...
Chwila, Daphne wróć do rzeczywistości! Ten chłopiec właśnie prosi Cię o ukazanie własnych umiejętności.
-Lukrecjo,a jeśli pokażę Ci jak potrafię zatańczyć czy wtedy wskażesz mi gdzie znajduje się Biblioteka? Czy być może obejdzie się bez tego? - Zmarszczyła ciekawsko brwi choć była pewna,że chłopiec jej nie ułatwi niczego. Taki mały,a taki cwany, kto by pomyślał. Miała tylko nadzieje,że jednak się nad nią zlituje i jeśli nie wskaże jej drogi do biblioteki to chociaż opowie jej co nie co o istotach z tego świata. Choć szanse na to były nikłe...
- I coś się tak uparł nazywając mnie bezczelną? Może ułatwisz mi zadanie i oświecisz mnie co takiego Ci nie odpowiada?! - Powoli miała dość jego marudzenia, zdecydowanie. Jej cierpliwość dobiegała końca, nie należała do osób jak widać wytrwałych. Kolejna wada rogogłowej Mruknęła coś pod nosem niewyraźnie i odeszła do drzewa , zasiadła ponownie na huśtawce i odbiła się od ziemi stopami. Zerknęła na niebo,a później jej oczy wylądowały na rozmówcy. Czekała wciąż co ten tym razem wymyśli. Jeśli znowu ja nazwie bezczelną to Pix tego najprawdopodobniej nie wytrzyma. Tupneęa wtedy nogą nie po to by go rozzłościć lecz delikatnie się podroczyć. Ten mały stworek miał dusze starca, co ją momentami przerażało. Ah, a może to były błędne wyobrażenia szczupłej?Wena - 5 Kwiecień 2012, 01:58 Pytać o wiek nie należy ponoć tylko kobiet, z drugiej strony wena, jako istota bezpłciowa powinna mieć specjalne przywileje. Tak naprawdę jednak oczywistym od samego początku było, ze nie wyjawi on prawdy. Nie mógł powiedzieć, że ma pięćset lat, a tyle właśnie sobie liczył od czasu gdy jako sen przyśnił się włoskiemu szlachcicowi. Nawet nie dlatego, że wyjawiłoby to jego sekret, głównym powodem było raczej "bo tak". Nie starając się nawet rozważyć sprawy wyjawienia prawdziwej liczby przeżytych wieków założył, że mówienie o tym nie jest potrzebne. Z drugiej strony nie obchodziło go czy zostanie uznany za osobę obrażalską ze strony kogoś "bezczelnego". W ogóle w wypadku Aristide "bezczelność" nabierała nowego znaczenia. Określała wszystko co chłopcu się nie podobało, a przy tym było tak uniwersalne jak byt czy wartość. Nigdy nie dało się zrozumieć dlaczego coś jest akurat bezczelne.
-Evviva l'arte powtórzę za kimś! Jak można nie fascynować się sztuką. Nie ma nic piękniejszego nade obraz bohaterskiej przyrody, tak realny, a zarazem jakby boski. Nie ma dźwięków dla uch milszych od strun drgających. Nie ma słów tylokrotnie na nowo przeżywanych, choć tak dobrze poznanych jak w sztuce. Nie kochać sztuki to grzech, czy nawet zdrada życia! To artysta pod błękit nieba się wznosi i własną farbą gotowy anielską kopułę ozdobić. To artysta z ludzi najsmaczniejszy, a przy tym jakby magnat wśród arystokracji rozumu. Niech zatem żyje sztuka bo trwalsza niż ludzie i ich imperia. - Tak, w aktorskiej niemal pozie, unosząc głowę do góry i jakby w powietrze kierując swe słowa wygłosił interesujący monolog. Początkowo miało być tam coś o habsburgach, ale ostatecznie Aristide zrezygnował z tego nie pamiętając kim oni byli. Jak jednak łatwo zauważyć cała teatralność i uniesienie miało tylko jeden cel. Gdy skończył mówić kiwnął się na bok i spojrzał z nieznacznie przechyloną głową na Pixie. Jego dłonie uniosły się nieznacznie ku górze, a on klasnął w nie z miną dziecka, które właśnie dostało nową zabawkę lub po prostu dziecka, które zauważyło coś ciekawego. Jednak nie takiego dziecka jakim była wena, a nieco mniejszego.
-Cieszy mnie, że nie muszę odpowiadać! - Ach, jak to się biedak zmienił gdy nabrawszy nieco pewności i chcąc osiągnąć cel nie poszukiwał już księgi. Tak, jeśli taniec mnie zadowoli to z przyjemnością zaprowadzę Panią do biblioteki. To nie jest jednak dobre miejsce! Wskaże ci takie, które mnie będzie lepiej dopasowane do ceny!
Oczywiście Aristide był przede wszystkim uroczym dzieckiem i jego żądania brzmiały nieco zabawnie, a przy tym niegroźnie. Kto by bowiem się spodziewał jakiegoś podstępu od dziecka. Zresztą żadnego podstępu tam nie było, tylko szacunek dla siebie, czasem przesadny.
-To jest afront! Czuje się urażony!
Po tych słowach Wena schował twarz w dłoniach i po chwili zaczął płakać. Tak! Był teraz biednym dzieckiem, które zostało obrażone i jest z tego powodu niezwykle smutne. Może jak to dzieci przesadza, ale wypytywano go o rzeczy oczywiste i jeszcze uznano, że się uparł gdy on tylko prawdę mówił! Tak, to właśnie tak było. Z drugiej strony nie pasowało to do poprzedniego zachowania Aristide i warunków, które jeszcze chwilę temu stawiał. W nim wszystko było dziwne, a szczególnie to, że podczas płaczu wciąż trzymał książkę, tyle, że już nie w dłoniach.
-Powinnaś mnie przeprosić. - Powiedział, a właściwie wyjąkał odsuwając nieco dłonie w dół i spoglądającym swoimi oczyma na Pixie.
(Wybacz, że tak długo!)Anonymous - 5 Kwiecień 2012, 09:12 Dziewczyna widząc wszystkie zachowania chłopca, które skończyły się płaczem rozłozyła bezradnie ręce, po chwili pokręciła przeczaco głową. Niech to szlag.. - Ale , Ale Lukrecjo.. - Podeszła bliżej chłopca i postanowiła zachowywać się mniej uparcie i zrzędliwie jak zwykle. Objęła go dłońmi i przytuliła w czuły sposób jak na nią przystało. Najwidoczniej i tak umiała się zachowywać zrzędliwa Daphne. Wescthnęła cicho i dłonią suneła po plecach chłopca.
-Szczerze mówiąc wnioskując po Twojej pięknej przemowie masz więcej niż 20lat, więc mały nie jesteś. Przypuszczam,żeś tajemnicza istota i wiek masz obszerny, ale nieważne. przymknę na to oko, bo Twój wzrost i osoba sprzyjają początkowym podejrzeniem,żeś bliski 7lat. Pozwolisz. - W tym momencie dziewczyna złapała go delikatnie wyżej niż jego kruche biodra i posadziła na ławce, która znajdowała się w pobliżu drzewa, z którego przed chwilą zrywała cukierki najsłodsze na świecie moja bohaterka.
-No to teraz popatrzysz na mój balet, bo sądzę,że ten rodzaj tańca raczej Cię zachwyci. Mylę się? - Zapytała uśmiechając się prze milę w stronę chłopca.
-Tylko nie nazywaj mnie już bezczelną.. - Wymamrotała jakby rozczarowana, a chwile później cofnęła się te kilka kroków w tył. I w tym momencie przymknęła oczy. Nie, nie mogła się skupić. Zerknęła na rozmówcę.
-Nienienie. Chwila. Towarzyszu, masz może przy sobie coś co choć cichą zagra melodię? - Zapytała marszcząc wyraźnie czoło. - nie chciała wypaść fatalnie, wręcz przeciwnie, chciała pokazać ile dla niej znaczy taniec w sztuce, którą z kolei tak bardzo zachwycał się "młodzieniec" .
Z drugiej strony nie chciała wcale uchodzić za taką bezczelną. Co jej się stało,że nagle z takiego małego złośliwca jakby pękło w niej serce? Widocznie chłopak wiedział,że podziała na nią płaczem,ale jak on to zrobił? Jego intuicja tak czy siak , okazała się właściwa. Mógł więc spokojnie jej się słuchać, bo jak widać prawidłowo mu podpowiadała i Pixie się wewnętrznie rozkleiła. Nie chciała by płakał,a wręcz przeciwnie. Wykorzystując to,że choć prawdopodobnie wiekowo jest starszy niż wygląda to jego wygląd aż prosił by blondynka zachowywała się naprawdę przyzwoicie być może od teraz nawet nad opiekuńczo. Może chociaż to mu nie będzie przeszkadzało na tyle,by jeszcze bardziej się rozpłakać. Daphne zaczęła się głęboko zastanawiać nad sensem sztuki, choć myślała nad tym wielokrotnie to ten malec, po prostu dał jej do myślenia i w tej chwili jej głowa była napchana różnymi poglądami, które wyłapywała po cichu dziewczyna by sobie to jakoś uporządkować. Co jak się okazało wcale nie było łatwe. Najpierw były dumania powiązane z obrazami, sztuką malarstwa, później ni stąd ni zowąd rzeźba wkroczyła do główki dziewczyny. A niech to zaraz się sama w tym pogubi,ale chyba na tę chwilę chłopaczek zaraził ją pałaniem do sztuki tak wielkim...że właśnie się zastała w miejscu dumając bezustannie.Wena - 6 Kwiecień 2012, 16:11 Om! Został przytulony. Maluch nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Gdy płakał po prostu w sposób dziecięcy, a więc odpowiedni do jego ciała, okazał niezadowolenie z prowadzonej z nim kłótni. Kiedy on twierdził, że ktoś jest bezczelny był to aksjomat. Podważanie tego było niczym skrajny sceptycyzm, który nie miał nic wspólnego z metodycznością Kartezjusza. Nie spodziewał się więc, że zostanie objęty, a już na pewno, że znajdzie się tak blisko drugiej osoby. To bezczelność! Tak okrutnie biedaka prowokować. Bowiem gdy poczuł jej zapach nie myślał o tym czy sam akt przytulenia był przyjemny, a o tym, aby się jakoś powstrzymać przed wbiciem w nią swych cudownych krwiopijczych kiełków. To, że był tylko sen nie znaczy, że nie potrafił ugryźć, a jako przedstawiciel swojej rangi nie mógł się zachować inaczej jak właśnie taki gryzaczek, lecz wtedy nie będzie miał okazji zobaczyć tańca, a ten również był sztuką. Co więcej! Co więcej jeśli mu się nie spodoba wtedy złamie naczelną zasadę brzmiącą "Gryźć tylko uzdolnionych". Z drugiej strony tak blisko. Nawet szeroko otworzył swe usta, lecz w porę je zamknął nie wbijając w nic swoich ząbków. Wena nie chciał wszystko rozwiązywać tak szybko. To byłoby nie w jego stylu, ale trzeba przyznać, że pokusa była wielka. Może troszkę? Nie! Nie wolno. Takie są zasady i już! Nawet przygryzł wargę, lecz nie wiązało się to z pojawieniem się krwi, na szczęście bo tylko powiększyłoby jego chęci. Właściwie tak się zajął tym wszystkim, że nawet nie słuchał jej słów. W jego głowie huczał zagłuszający monolog, który na zmianę powtarzał: "Zrób to, nie rób tego". Dopiero gdy został posadzony na ławce i odsunięto się od niego wróciła mu świadomość tego co wokół. Rozkojarzony rozejrzał się początkowo z oczami pełnymi zdziwienia. Gdzie ja jestem - spytał sam siebie w myślach. Ostatecznie jednak słowa wyrwały go z tej żądzy wiedzy i spojrzał na Pixie, która do niego mówiła. Zacisnął łapki na spodniach. Pokiwał główką trochę z politowaniem, a trochę z dziecięcym zaprzeczeniem. To nie tak miało być! Tutaj nie było odpowiedniego miejsca! Tak, trzeba będzie tę osobę wyciągnąć na koncert, tam będzie dużo ludzi i wszyscy będą patrzeć. Tak, właśnie tam oceni! Zaśmiał się w duchu, po czym zeskoczył i podszedł nieco.
-To nie jest dobre miejsce! Mam dobre miejsce. Zaprowadzę.
Po tych słowach jak prawdziwe dziecko podszedł i złapał Pixie za rękaw czy ewentualnie za jakąkolwiek inną część ubrania ciągnąć raz po raz delikatnie.
-Chodź, chodź! Tam będzie melodia! Tylko chodź. Jaka ma być muzyka? Zorganizuje!
Mówił wyraźnie. Między jednam, a drugim zdaniem brał głęboki oddech. Wyglądało to naprawdę ciekawie, gdyż był on w pełni skupiony na celu wyciągnięcia Pixie, a przy tym rozmyślał jak on zorganizuje jej muzykę. Z drugiej strony jest weną i nie takie się rzeczy już robiło! Toć się Napoleona zdarzyło straszyć z obrazu, a muzyki się nie sabotuje? Nonsens! Czysty nonsens! Wszystko się musi udać i nie ma żadnej możliwości chybienia. Wystarczy się zakraść, ugryźć grajka i zmienić płyty. Przecież to tak banalnie proste. Z drugiej strony czy Pixie da się wepchnąć na scenę gdy wokół jest pełno ludzi? Kto wie... Jednak Aristide zawsze był ambitnym chłopcem, albo dziewczynką bo tylko chłopcem nie był zawsze, chociaż ambicji nigdy mu nie brakowało. Postanowił zatem podjąć wyzwanie!
<Jeśli twoja postać się zgodzi pójść to w następnym poście zrób zt i napiszę już w nowym temacie ! @@>Anonymous - 6 Kwiecień 2012, 16:21 Dziewczyna wciąż obserwowała chłopca uważnie. Był taki słodki i niewinny. Kiedy go przytulała obudził się w niej dziwny instynkt. Miała ochotę teraz maluchem zajmować się najmilej jak się da.
Kiedy jednak szarpnął ja za rękaw i zaczął opowiadać,że sam doskonale wie gdzie tera zgraja muzykę słuchała go w skupieniu i nie zamierzała go odciągać od jego zamiarów, na pewno nie. Uśmiechnęła się szeroko.
-A zatem o dzieła maluchu. Widzisz, ja tak kocham taniec,że zatańczę do każdego rodzaju muzyki. - To była prawda. Pixie była doskonałą tancerką. Jej wyczucie rytmu było nie do pokonania, była perfekcjonistką!
Szła z chłopcem przed siebie.
-Pokaż mi jeszcze te księgę, pokaż mi to co w niej podoba Ci się najbardziej. - w tej chwili poświęcała rozmówcy dużo uwagi, w końcu dzieci bardzo to cenią i bardzo to lubią. Zaraz,zaraz. Nie wspomniał nic o wieku ,a zatem mógł być starszy , dużo starszy jak przypuszczała,ale odsuwała od siebie te myśli. Ba. Raczej zapominała o tym gdy tylko na niego patrzyła, swoim wyglądem tak zachwycał i rozpraszał wszelkie podejrzenia Pixie.
Złapała go za rączkę i zaczęła go prowadzić, a tak dokładniej to on prowadził ich. Dziewczyna szła dokładnie za nim. Liczyła,że jego pomysł nie okaże się niewypałem. Kto wie, może po drodze wydarzy się coś niezwykłego?
// zt x2Anonymous - 24 Kwiecień 2013, 20:16 Uzupełnienie zapasu lizaków mogło nieco poczekać. Naszła mnie bowiem niewysłowiona ochota na odwiedzenie tego miejsca. Cukierkowy plac zabaw. Jedno z tych miejsc w Krainie, które można nazwać rajem. Niosąc Cheshire na ramieniu przeszłam to miejsce wzdłuż i wszerz myśląc o ostatnich zdarzeniach. Znalazła się istotka, na której moje groźby nie zrobiły negatywnego wrażenia. Opadłam na długą huśtawkę i wypuściłam szamoczącego się nieco kota.
-Coś się stało mały?- Ten spojrzał na mnie wymownie.-Tak wiem, lizaki. Za chwile po nie pójdziemy. Muszę pomyśleć.- Freyja Northlights była w rozterce. Niespotykane! Czarny futrzak miauknął przeciągle i skierował się w pobliskie zarośla zostawiając mnie samą. Racja. Jest głodny, a ja się zajmuje myśleniem o zabawkach. Z moich ust wydobyło się westchnienie.
W takich chwilach mogły pomóc tylko dwie rzeczy. Nowa zabawka lub moje kochane skrzypce. Rozglądnęłam się obojętnie po otoczeniu. Huśtawka miała dość solidną ramę, tak więc wspięłam się na jej szczyt. Klasnęłam i sceneria nagle się zmieniła. Cały plac zamienił się w brukowaną uliczkę, na której rosły kwitnące na lekki róż drzewa. Dało się słyszeć lekki szum wiatru, który poruszał listkami. Zdjęłam kapelusz i ukłoniłam się publiczności, której nie było.
-Zapraszam państwa na występ!- Wyciągnęłam ze swego nakrycia głowy instrument. Moje spojrzenie zatrzymało się na chwilę przy iluzji lilii. Uśmiechnęłam się mimowolnie i założyłam z powrotem kapelusz. Ze skrzypiec wydobyły się pierwsze dźwięki, nieśmiałe, cichutkie. Z czasem przerodziły się w niezwykle smutna melodię, która roznosiła się po placu zabaw, wśród wirujących na wietrze jasnoróżowych płatków z drzewnych iluzji.Anonymous - 17 Maj 2013, 18:21 Kraina Luster była zbyt wielka, żeby obejść ją całą w jeden dzień, dlatego dziś zaplanował sobie spacer po Cukierkowej Ulicy. Słodkość występująca wszędzie w tym świecie przyprawiała go o mdłości, dlatego zawsze miał ze sobą tabakę, która pozwalała mu się oderwać od otaczającego go świata. Otworzył opakowanie, nasypał trochę ciemnego proszku na rękę, po czym wciągnął raz w jedną, raz w drugą dziurkę od nosa. Zauważył jedną istotę, która na pewno była "stąd", wyciągnęła ze swojego kapelusza skrzypce i zaczęła grać, muzyka dudniła mu w uszach, on przysłuchiwał się jej już od dłuższej chwili, cały czas się uśmiechając.