To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Klinika - Stary park

Jocelyn - 21 Luty 2017, 20:56

Pytanie Julii o jej stan zbyła po prostu. Nie czuła potrzeby uzalania się nad sobą. To się robi orzy dobrym rumie podczas chłodnej nocy, na kanapie w domu. Oj taak.
Słyszała za sobą piski i szczekniecia. Obróciła więc głowę i zauważyła ze... Bane zamienił się w lisa i gania z Amber. No cóż. Co kto lubi. Już wcześniej zauważyła znajoma branzolete na jego ręce. Sama w końcu taką miała. Animicius jest bardzo przydatnym gadżetem. No i w dodatku jest ładny w swojej prostocie.
Samael był zdezorientowany na początku ale szedł dostojnie przy rozbrykanych lisach. Jego długie pawie pióra wyglądały w tym momencie jak płaszcz. Szedł z dumnie wypiętą piersią, nasluchujac i obserwując wszystko uważnie.
A więc dostała naszyjnik od znajomej. Z jednej strony się zawiodła. Nie było to dziełem tajemniczego jubilera. Z drugiej strony był to dość uroczy i osobisty upominek. Jakie były między nimi relacje?
Dziewczyna zaskoczyła ją tym co zrobiła następnie. Swoje własne pióro doczepila do tego na wisiorku i podarowała jej. O mały włos a Joce dostałaby krwotoku z nosa i poryczała się jednocześnie. Wzniosla jednak tylko oczy do nieba zaciskajac usta. Jak można być tak nieprzyzwoicie slodkim? Wzięła łańcuszek i od razu zawiesiła na swojej szyi.
W ciszy wysłuchala ich streszczonej historii. Była dość ciekawa ale głównie przygnębiająca. Pełna nadziei ale też smutku. Ta urocza i delikatna dziewczyna była kiedyś krzywdzona przez jakiegoś zwyrola. Przez te opowieść jej zdanie na temat Bane'a - rywala, trochę się ocieplilo. No w końcu jakby nie było ten staty pierdziel jej pomógł. Wyrażała się o nim tak ciepło że aż serce Joce scisnal swego rodzaju żal.
Na wzmiankę o bliznach zesztywniala. Zawsze tak było. Ona sama była chodząca blizna. Doskonale wiedziała jak trudno było Julii zaufać jakiemuś mężczyźnie po takiej traumie. Wiedziała aż za dobrze. Czasem się zastanawiala czy to właśnie dlatego pociąg czuje głównie do kobiet. Jednak zazwyczaj wolała nie rozmyślać o tym. Lepiej nie żyć przeszłością.
Uśmiechnęła się ciepło i stanęła a dziewczyna razem z nią. Joce sięgnęła dlonia do jej policzka i go poglaskala. Taka gładka skóra, taka miła dla oka. Kciuk powędrował na jej usta i przejechała po nich nim.
Co jej szkodzi? W razie co oberwie w ryj. Nie raz już tak było. Jej serce jak i myśli były pełne tej niepozornej dziewczyny.
Lekko nachylila głowę i złożyła na jej ustach pocałunek. Najpierw dwa krótkie na probe, by sprawdzić czy Julia jej nie odepchnke a potem jeden konkretny. Nie jakieś zwykle cmokniecie a pocałunek pełen ciepła. No i smakował czekolada. Pocałunek trwał nie za długo nie za krótko.
Po nim uśmiechnęła się ciepło.
- Miej się na baczności Bane. Nie tylko tobie ona w głowie - roześmiała się, dała znak głową Samaelowi który wybił się w powietrze. Bransoleta na rece Jocelyn rozblysla krwawa czerwienią i juz po chwili stał w tym samym miejscu czarny żuraw.
Żuraw który wzbil się w powietrze. Wiedziała że jeszcze kiedyś się spotkają. W końcu wie gdzie piękna Julia pracuje.

Z. T

Tulka - 21 Luty 2017, 21:32

Tulka zaśmiała się, widząc jak Bane gania za Amber. Cieszyła się, że lisiczka odzyskała w końcu humor. Dawno tak nie szalała, a ruch jej na pewno dobrze zrobi. Uśmiechnęła się szeroko, gdy Joce założyła naszyjnik. Jeśli sobie o niej przypomni, to może wróci do Kliniki, porozmawiać. Powspominać, może znów wznowić kontakt? Bardzo chciałby wiedzieć co się działo z jej siostrzyczką w ciągu tych ostatnich trzech lat.
Gdy ciemnoskrzydła się zatrzymała, Tula zrobiła to samo. Spojrzała na nią pytająco. Zesztywniała, gdy Jocelyn, zaczęła jeździć palcem po jej ustach, a następnie ja...pocałowała! Julia stała cała zesztywniała, z szeroko otwartymi oczami. Nie mogła się ruszyć. W końcu przymknęła oczy i zapominając zupełnie o otoczeniu, delikatnie odwzajemniła pocałunek. Był tak bardzo inny niż te, którymi raczył ją Bane. Usta kobiety były delikatne i smakowały czekoladą, którą wcześniej jadła w kawiarni. Zarumieniła się mocno, a jej serce przyspieszyło. Nie! Kobiety nigdy ją nie interesowały i nie podejrzewała aby zaczęły. Ale...ten pocałunek był tak inny. Sytuacja była tak bardzo dziwna. Nie wiedziała sama czemu nie odepchnęła od siebie kobiety.
Gdy Trucicielka się od niej odsunęła, Tulka patrzyła na nią oniemiała. Nie wiedział co ma powiedzieć. Zaraz! Czy ona właśnie powiedziała, że jest nią zainteresowana? Ale w sensie, że... Nie, nie, nie, nie, nie, nie! To jest niemożliwe, przecież...Jocelyn była z Gregorym...Gregory to facet! Czemu nagle...interesuje się kobietami!
I ta bielizna wcześniej, i te spojrzenia, głaskanie po dłoni.
Na licu Tulki pojawił się wielki rumieniec. Dopiero teraz do niej dotarły te wszystkie sygnały. Gdy tylko Jocelyn odleciała. Tulka usiadła ciężko na miękkiej trawie i spoglądała przed siebie w szoku. Przejechała opuszkami palców po swoich ustach po czym przeniosła sztywno wzrok na swojego lubego. W jej oczach było widać szok, oraz nieme pytanie - co tu się właśnie stało? Nie potrafiła jednak się ruszyć z miejsca ani wykrztusić z siebie słowa.
Wyglądała pewnie teraz jak mała, zarumieniona zszokowana dziewczynka, która wpadła na niewidzialną ścianę i rozglądała się starając się dociec co tu się właśnie wydarzyło.

Bane - 21 Luty 2017, 22:48

Wpatrywał się w Rajskiego a ten w niego. Ptak wyglądał niesamowicie z bliska. Bane'a zaciekawiło dlaczego właściwie stworzenia te nazywane są ptakami skoro ptasie mają tylko skrzydła i pióra. Pysk zupełnie niepodobny do ptaków, no i poruszał się na czterech łapach. Dziwna sprawa.
Rajski nie wykazywał większego zainteresowania Banem, jedynie patrzył na czarnego lisa swoimi mądrymi, spokojnym oczami. Skoro tak, to mężczyzna zrezygnował z prób nawiązania interakcji i napatrzywszy się już na niego wystarczająco, przeniósł wzrok na idące przed nim kobiety. Akurat się zatrzymały więc gdy się zbliżył, również stanął. Amber patrzyła na swoją panią zaciekawiona.
Dopiero gdy podniósł wzrok lisich oczu (z tak małej wysokości musiał zadrzeć łepek wysoko w górę), zauważył że Jocelyn dotyka ust Tulki i sparaliżowana tym gestem uszata tyltylko patrzyła na starszą kobietę pytająco.
To co stało się następnie sprawiło, że Bane'owi dosłownie opadła lisia szczęka ukazując ostre ząbki. Gapił się na nie nie wierząc własnym oczom. Jocelyn całowała Tulkę. Jego. Małą. Tulcię.
A rudowłosa odwzajemniła pocałunek zamykając na chwilę oczy. Bane aż przysiadł na zadzie. No coś takiego! Tulka nie dość że nie odepchnęła Jocelyn to jeszcze ta pieszczota, która nie miała tylko przyjacielskiego wydźwięku, podobała jej się.
Słowa Jocelyn sprawiły że zamknął paszczę i jedyne co zrobił to pokiwał łbem, że przyjmuje do wiadomości ostrzeżenie.
I odleciała. W towarzystwie Rajskiego wzbiła się w powietrze i chwilę później zniknęli gdzieś między chmurami.
Bane przeniósł zaskoczony wzrok na Tulkę. Miała podobną do jego minę. Czy w ogóle kojarzyła co się stało? Oklapła na trawę zdezorientowana.
Odczekał chwilę po czym skoczył na nią, przygniatając lisimi łapkami do podłoża. W ciągu kilku sekund dokonał przemiany - urósł, futro osypało się ukazując ludzkie kształty. W tym i jego rozbawioną teraz twarz.
- Nie wiedziałem, że gustujesz też w kobietach. - zauważył złośliwie - No, chyba, że nazwiesz to nastoletnim eksperymentem. - wyszczerzył zęby.
Wisiał nad nią podpierając się na rękach, po bokach jej głowy. Nagle pochylił się i pocałował ją namiętnie prosto w usta, nie znosząc sprzeciwu, wlewając w pocałunek cały żar i uczucie w nim płonące. Tak jak zawsze, wspomógł ją swoją mocą przez co mogła znów podziwiać swiświecące tatuaże.
Po chwili oderwał się od jej ust i oblizał je. Czekolada. Tulka jadła czekoladę? A może Jocelyn?
- Kto całuję lepiej, malutka? - zapytał wprost, patrząc jej w oczy. W jego czarno-zielonych mogła dojrzeć iskierki rozbawienia.

Tulka - 22 Luty 2017, 00:28

Nie kojarzyła co się dzieje. Siedziała, oddychając głęboko i starając dojść do tego co tu się właściwie wydarzyło. Dopiero, gdy Bane przygniótł ją do podłoża, ocknęła się z zamyślenia. Spojrzała zaskoczona na mężczyznę i położyła uszy, gdy zobaczyła jego rozbawioną twarz - a co nie podobało się? - zapytała zadziornie - a może jesteś zazdrosny? - wyszczerzyła swoje białe ząbki, patrząc białowłosemu w oczy.
Odwzajemniła pocałunek, mrucząc cichutko. Zamknęła oczy i dała się pochłonąć pocałunkowi. Mimo iż przy pocałunku Jocelyn, nie musiała skupiać się na użyciu mocy, czy martwić się co będzie jeśli tym razem nie zadziała, to zdecydowanie wolała całować Bane'a. Jej serce biło jak oszalałe. Poruszyła lekko skrzydłami, uszy miała opuszczone na boki.
Sapnęła cichutko, gdy się od niech odsunął. Otworzyła oczy i zamyśliła się, słysząc jego pytanie. - hmmm w sumie nie myślałam nad tym - wymruczała i przyciągnęła go do siebie. Tym razem to ona go pocałowała. Jednak w tym pocałunku mógł wyczuć uczucia jakimi go darzyła. Całowała go długo, jednak w końcu zabrakło jej tchu. Odsunęła się od jego ust i lekko oblizała swoje. Uśmiechnęła się szeroko - zdecydowanie to Ty wygrywasz w zawodach w całowaniu - wymruczała, a w jej oczach było widać na nowo rozpalony żar, którego nie mógł zobaczyć po pocałunku Jocelyn. Po prostu go tam nie było. Tulka należała do Cyrkowca i mógł to zobaczyć w jej oczach. Nie interesował jej nikt inny. Może i jej decyzje były nagłe i jeszcze dość świeże, jednak mimo iż przespała się z nimi, nadal uważała, że chce być z tym dziwakiem. Przy nim czuła się bezpiecznie. Trochę taki paradoks. Czuła się bezpiecznie, przy mężczyźnie, który potrafił zranić kogoś samym splunięciem na jego twarz.
Zaśmiała się i oplotła rękami lekko jego kark - mam nadzieję, że mogę liczyć wieczorem na jakąś małą nagrodę, że udało mi się dostać tu pracę? - powiedziała, uśmiechając się zalotnie i poruszając delikatnie swoją puchatą, rudą kitą. Wpatrywała się w niezwykłe oczy mężczyzny, zauroczona nimi. Może i był od niej starszy, może wyglądał jak wyglądał, ale przy nim czuła się bezpiecznie. Czuła, że znów ma swoje miejsce w tym dziwnym świecie.

Bane - 22 Luty 2017, 17:34

- No pewnie, że się podobało. - powiedział, a złośliwy uśmieszek nie schodził mu z ust - Facetom zawsze podoba się jak dwie kobiety się całują. - dodał.
Ich pocałunek był długi. Początkowo to on był na przedzie, jednak Tulka nie pozostała mu dłużna. Całowała go z pasją, żarem i miłością, czuł to i tym bardziej był zadowolony.
Uwielbiał gdy go całowała. Oczywiście musieli za każdym razem pamiętać o mocach, ale z czasem przyzwyczają się do jej naturalnego używania. Była niestety warunkiem ich zbliżeń bo cokolwiek Bane by nie próbował ze sobą robić, toksyn nie zneutralizuje. Eliksir Anomandera niestety okazał się być fiaskiem, dlatego chwilowo Bane porzucił nadzieje na powrót do normalności.
Ale! Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło! Tulka była przy nim, mało tego okazywała mu uczucia w najlepszy sposób. Za każdym razem gdy sama decydowała się go całować, czuł motyle w brzuchu, zupełnie jakby miał znowu 18 lat...
Ech. Ale nie miał. Miał ponad 35, mógłby być jej ojcem. Gdzieś z tyłu głowy, za każdym razem gdy jej dotykał, zapalała się czerwona lampka z napisem "Perwers!". Bo jak inaczej skomentować związek młodziutkiej dziewczyny i podstarzałego, i to siwego już gościa? Starał się na co dzień nie myśleć o tym jak ich odbierają ale świadomość, że ogranicza nastolatce swobodę, gryzła go i nie dawała spokoju. Bo przecież wkroczyła w najlepszy wiek! Wiek zabaw, buntu, imprez, przygodnego seksu, eksperymentów... A on, samolubny Bane zabierał jej to wszystko, w imię czego? Miłości? Przecież zawsze ją kochał. Wtedy gdy nie mógł tego okazać jakoś sobie radził, czy i teraz nie mogłoby ta być? Byłaby wolna...
Gdy skomentowała jego całowanie, mile połechtała jego męskie ego. No oczywiście, że całuje lepiej. Nie wiedział jak to zrobiła Jocelyn, ale przecież on był facetem z doświadczeniem, i to nie małym a to bardzo wpływało na sztukę kochania.
Wstał uśmiechając się i pociągnął za sobą dziewczynę. Jej pytanie było śmiałe, co mocno zaskoczyło białowłosego. Uniósł brew i spojrzał jej w oczy doszukując się w nich jakiejś ukrytej drwiny. Ale miała szczere intencje, co urzekło mężczyznę.
- No no, spodobały się pieszczotki? - zapytał. W jego oczach nadal tańczyły wesołe ogniki. - Oczywiście. Trzeba przecież uczcić sukces Mojej Tulci. - pogłaskał ją po policzku czule.
Mógł zrobić jej krzywdę. Już samo przebywanie przy nim było niebezpieczne nie tylko ze względu na jego przeszłość. Był przecież chodzącym pojemnikiem na toksyny. Wystarczyłoby by dziewczyna niechcący przygryzła mu wargę i miała styczność z krwią... Bogowie. Nawet nie chciał myśleć, co mogłoby się stać. Nie znał lekarstwa na zakażenie które wywoływał a Anomander mimo chęci, nie zdążyłby niczego opracować. Z resztą... Sam eliksir na jego ślinę sprawiał kłopoty a co dopiero lek na infekcję wywołaną jego krwią.
- Wracajmy. Mam jeszcze krew dwóch pacjentów do zbadania, szkoda by było gdyby się zmarnowała. - powiedział poważniejszym tonem.
Nagle poczuł suchość w ustach. No tak... Już tak dawno nie pił. Mimo, że alkohol na niego nie działał, nie wywoływał przyjemnych zawrotów głowy, Bane był w końcu mocno uzależniony i zwyczajnie lubił go pić. Obiecał Tulce, że nie będzie tego robił przy niej ale przecież nie każdą chwilę spędzają razem, prawda?
Objął ją za ramię i poprowadził przez park ale już nic więcej nie powiedział. Gdy przekroczyli drzwi Kliniki, puścił ją i oznajmił, że idzie przeprowadzić badania, więc prawdopodobnie będzie zajęty przez dłuższą chwilę - co w domyśle znaczyło, by mu chwilowo nie przeszkadzała bo chce wykonać pracę szybko i rzetelnie.
Pomachał jej na pożegnanie i udał się w stronę pracowni. Ciekawe, co porabia Anomander?

2 x z/t

Rosemary - 23 Luty 2017, 14:31

Chyba nigdy jej się droga tak nie dłużyła. Nie chciała biec. Zwróciła by wtedy na siebie zbyt wiele uwagi. A ostatnie czego jej trzeba to posiadanie opini niepochlebnej. Tak czy siak nawet jeśli Anomander nie wyrazi zgody na laboratorium w podziemiach kliniki, zorganizuje sobie co innego. W końcu nie będzie to trudne. Skoro w Świecie Ludzkim potrafiła sama sobie wyposażyć laboratorium to że niby tu miałoby się jej nie udać? Wolne sobie.
Miała nadzieję że czas w klinice zleci szybko. Nie znosi marnować czasu. Przez ten zbyteczny przystanek ma obsuw w szukaniu odpowiedniego mieszkania. Tak, nie chciała żadnego domu. Za dużo do roboty przy takim. Choć nie raz w swoim życiu patrzyła trochę zazdrosnie na szczęśliwe familie w wielkich domach. Ładnie to wyglądało. Jak z jakiejś książki.
Ona sama nigdy nie wyobrażała sobie bycia w związku z kimś na tyle długim by dać mu wrzeszczące potwory i dać się przykuć do obowiązków domowych. To tak jakby Rosiczke z jej naturalnego środowiska przesadzić w miejsce w którym rośnie mniszek lekarski. Między jakimiś betonowymi płytami czy coś w ten desen. Nie odnalazła by się w takich warunkach i w końcu zdechła. Poza tym. Na żadnym świecie nie istnieje facet który byłby w stanie ujarzmić jej nie spokojnego ducha. Żaden facet nie jest w stanie w pełni jej zaspokoić. Żaden facet nie ma w sobie tego czegoś co by ją w nim zainteresowało na tyle by być nim ciekawą dłużej niż tydzień.
Z resztą. Czy ona chciałaby czegoś takiego? Takiego ograniczenia? Uprawiać seks z jednym facetem. Czy to się nie robi nudne? Męczące?
Zagryzła warge schodząc po schodach. Zawsze jak jest głodna nachodzą ją dziwne rozkimnki. Ostatnio zastanawiała się o tym czy gdyby połączyła w jakiś sposób kure i węża to uzyskalaby bazyliszka. Dość śmieszne nie? Ale zaczęła nawet robić na ten temat notatki i ewentualnych faz badań. Ale dość szybko straciła zainteresowanie. Takie rzeczy są możliwe ale gowno dają. Chwila sławy i już. Nauka to kapryśna kochanka.
Babka na recepcji obrzucila ją dość dziwnym spojrzeniem. Pewnie jest z rodzaju tych przykładnych bab. A takie myślą o niej zawsze tak samo. Ladacznica. Kurwa. Puszczalska. Dupodajka. Wariatka. I etc. Do obrzygania.
Zazdrość w ich oczach zawsze przeczy ich słowom. Dość śmieszne połączenie. Gdy wyszła z kliniki wręcz czuła jakby miała w przełyku sahare. Język jej ścierpł. W końcu dochodzi południe a ona posiłek i to maly miała w nocy.
Powietrze było ciężkie od słońca. Rozejrzała się dookoła w lekkim popłochu. Musi znaleźć coś do zjedzenia. Innej opcji nie ma. Będzie trzeba to zatopi kły nawet w jakimś zwierzaku. Mimo że na samą myśl ją mdli. Jednak sytuacja była pilna. Wóz albo przewóz. Wolała się nie przekonywać jak to jest siedzieć dłużej na głodzie.
Weszła przez żelazną bramkę do parku. W sumie wyglądał bardziej jak zagajnik. Masa drzew, jakies ławki, mosty. Stanęła na chwile i zamknęła oczy. Wzięła głębszy wdech próbując wyłapać zapach krwi. Żył tętniących zyciodajna posoka. Slodka i gorąca. Jednak nic nie poczuła. Z irytacja zacisnela zeby starając się wychwycić coś uszami. Jakiś szmer, złamanie gałęzi. Nie słyszała jednak nic. Albo głód wytępił jej zmysły albo ten pieprzony park na złość nie ma zamiaru ułatwiać jej sprawy.
Zawróciła. Jednak każdy kolejny krok był ciężki. Wiedziała że jak tak dalej pójdzie to się po prostu przemieni. A wtedy? Wtedy lepiej uciekać. Nie ma nic gorszego od tej popierdolonej glodnej kobiety w skórze tego stwora. Likaony bywają mniej zajadłe niż ona. Odpuszczają gdy sprawa jest przegrana. A ona? Będzie walczyć póki nie zdechnie albo nie dostanie pożywienia.
Kleknela przy jakiejś ławce która była na pewno widoczna z okien kliniki. Zlapala się jedna dłonią za gardło.
Jeść. Jeść. Jeść.

Tulka - 23 Luty 2017, 15:08

Szybko znalazła się na dole i wybiegła z Kliniki. Alice tylko spojrzała na nią pytająco, jednak Tulka nie zauważyła tego. Gdy tylko znalazła się na zewnątrz rozprostowała skrzydła i wzniosła się w powietrze. Tak będzie o wiele szybciej niż jakby miała tam biec. Nie musiała w ten sposób uważać, żeby się nie potknąć oraz zaoszczędziła czas, nie musząc przechodzić przez bramkę.
Rozglądała się uważnie, czy czasem nie widać nigdzie psów. Nie wiedziała przecież, czy są wypuszczane na dzień czy tylko na noc. W racie potrzeby przypomniała sobie szybko słowa, które uspokajały ogary.
Dość sprawnie znalazła się przy kobiecie. Wylądowała kilka metrów przed nią, by ją widziała i wiedziała, że ktoś się zbliża. Podeszła do niej szybko, ale starała się być spokojna by blondyny nie wystraszyć.
- Proszę pani, czy wszystko w porządku? - zapytała, rozglądając się jeszcze. Jasnowłosa nie miała na sobie piżamy, tylko codzienny strój. Tulka jednak nauczyła się nie oceniać po wyglądzie, dlatego w jej oczach Rosie nie mogła znaleźć tej drwiny czy zazdrości, którą widziała w oczach większości innych kobiet. Każdy ubiera się jak lubi i to nie rola Julki by się tym przejmować.
Zastanawiała się skąd kobieta się tu wzięła, a może to ta pacjentka, która przybyła tu z Gopnikiem? To by miało sens.
Uklękła przy kobiecie i położyła delikatnie dłoń na jej ramieniu - proszę powiedzieć co się dzieje. Jestem pielęgniarką pomogę pani - mówiła spokojnym ale stanowczym głosem. Nie wiedziała w końcu czy kobieta zdaje sobie sprawę, z jej obecności. Widziała już różne przypadki.
Blondwłosa wyglądała jakby cierpiała i byłą słaba. To było bardzo niepokojące i Tulka nie odrywała od niej wzroku, czekając aż zareaguje na jej obecność. Przyglądała się jej uważnie, sprawdzając czy nie zauważy jakiś obrażeń zewnętrznych, krwawienia czy jakiś nietypowych zachowań organizmu czy odbarwień. Analizowała zachowanie kobiety. Trzymała się za gardło, klęczała obok ławki. Jednak nie do końca wyglądała jakby się dusiła. Tulka jednak była w gotowości do jakiegokolwiek działania.

Rosemary - 23 Luty 2017, 17:08

Czuła wręcz jak żar z trzewi przedostał się do jej gardła. Nie było to ani trochę przyjemne. Trochę tak jakby miała roztrzaskane szkło z piachem.
Zacisnela dlonie w pięści. Dlaczego jest taka slaba wobec tak prymitywnego uczucia? Żeby być tak słaba przez taką slabostke?
Żeby klekac jak jakis slugus tylko dlatego że jest głodna?
Próbowała zlapac oddech ustami. Po prostu serce galopowalo jej tak szybko że nie nadazala. Jej źrenice byly w tym momencie tak małe że z racji na swój kolor praktycznie niewidoczne.
Ledwo panowala nad tym by się nie zatracić. Starała się myśleć o czymś konkretnym. Najlepiej wspominać w takich chwilach. Jednak do głowy przychodziły jej tylko sceny z upojnych nocy zakrapianych slodziutka krwia. Mózg to naprawdę zabawny narząd. Po prostu w tym momencie doskonale wiedział czego trzeba jej ciału i jasno dawał jej o tym sygnały. Nie żeby nie zdawała sobie z tego sprawy. Po prostu przez takie wspomnienia czuła się wręcz na krawędzi.
I oto do jej uszu dobiegł najpierw dziwny szum. Następnie klapniecie.
Zaciskajac nadal zęby odwróciła głowę w stronę z której doszedł do niej dźwięk. I co zobaczyła? Te ruda dresiare która mijala ich w recepcji. Oddech stal się jeszcze cięższy. Przez to że dziewczyna leciała wykonala pewien wysiłek. Jej serce biło teraz szybciej a Rosemary wyraźnie słyszała jak pompuje krew i rozprowadza ją po ciele dziewczyny. Jej kły się wydłużyły czując że zaraz będą miały w czym się zatopić.
Ubrana była jak pielegniara. Gdyby nie głód to pewnie rzucila by coś o jej dresie z rana. Jak to ona. Jednak w tym momencie jej oczy kierowały się tylko w jedno miejsce. Jej odsłonięta szyja wyglądała tak jakby się prosiła o to by Rosie się w nią wgryzla. Kusila swoją bladoscia.
Na zadane jej pytanie tylko pokręciła głową. Skoro ma na sobie ten strój znaczy że tu pracuje. A nie może przecież gryźć pracowników. Jej posada tutaj i tak była wątpliwa a po czymś takim może o tym zapomnieć całkiem.
Ale ta szyja. A dziewczyna wygląda na zadbana. I pachnie bardzo smacznie. Trochę za slodko jak na gust Rosemary ale jednak...
Kobieta przekreslila swój los gdy kleknela przy Sennej i powiedziala coś tym swoim spokojnym tonem. Serce kobiety bilo szybciej niż konia na derby. Nie panowała juz prawie nad sobą.
- To nic osobistego. Naprawdę - powiedziała po czym rzuciła się na młódkę. Powaliła ją na ziemię i przygwozdzila. Następnie wgryzla się w jej szyje. Nie myślała teraz o niczym jak tylko o slodkiej, bardzo słodkiej krwi jaka splywala po jej jezyku i gardle.
Oj tak. Przepyszna.
Nie była świadoma tego ze uzyla na dziewczynie swojej mocy zauroczenia. Nie była nigdy świadoma że to robi. Zawsze gdy czuła że ofiara może się opierać moc szła w ruch dając sennej wolna rękę.

Gopnik - 23 Luty 2017, 18:16

Gopnik ruszył za rudą kitą. Biegł szybko, tak szybko, jak tylko mógł, jednak dziewczyna szybko znikła mu z oczu. Śpieszył się, nie zareagował kompletnie nawet na głośny komentarz recepcjonistki. To nie było ważne. Wybiegł z budynku i ruszył w kierunku parku, tam, gdzie był widok z jego okna. Biegł sprintem, nie przejmując się zmęczeniem, ani nieprzespaną nocą. To się teraz nie liczyło. Mimo, że miał wiele obaw względem tej blondyny, martwił się o Rosie. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale tak było.
Gdy tylko spojrzał z daleka w kierunku dziewczyn, zobaczył Rosie i Julię. Rosie, która właśnie rzuciła się na biedną pielęgniarkę i wpila w szyję rudej kity. Momentalnie zaczął biec do kobiet. Gdy po około minucie dotarł na miejsce, w panice próbował wyszarpać blondynę od życiodajnych tętnic nastolatki, lecz od razu zauważył, że działa to więcej szkody, niż pożytku. Myśl, myśl, Gopniku, myśl. Możesz uratować dwa życia. Myśl! - dopingował się w duchu. Dłuższą chwilę zajęło mu zastanawianie się nad tym, jak w miarę bezpiecznie rozdzielić dziewczyny. Czas upływał, a Julia robiła się coraz bladsza. Sekundy upływały jedna za drugą. Wtem przypomniał sobie walki psów. Podczas "treningów" właściciele potrafili rozdzielić nawet zajadłe pitbulle jednym, zgrabnym ruchem. Jak to było, jak to było, BLAĆ PIZDZIEC JAK TO BYŁO - rusek gorączkowo starał się przypomnieć jak najwięcej szczegółów. Ale czas naglił, Kapelut musiał działać. Postanowił użyć swych umiejętności uzyskanych z obserwacji. Nawet, jeżeli coś źle pamiętał, co mógł poradzić. Złapał blondynę za tył szczęki, równocześnie ściskając jej gardło. Tak przynajmniej robili Iwan i Anatoli w pitbullami. Na szczęście poskutkowało. Rosemary poluzowała uścisk, a gdy tylko Gopnik to poczuł, użył drugiej dłoni do cofnięcia głowy blondyny.
Odetchnął z ulgą. Tak, jak nawet polubił krwiopijczynię, tak nie chciał bezsensownej śmierci pielęgniarki. Zresztą, Rosemary najprawdopodobniej już zaspokoiła swoją chorą żądzę krwi. Paradoksalnie, Gopnik nawet rozumiał reakcję Sennej Zjawy. Była głodna. Mogła umrzeć, albo pożywić się kimś, kto się nawinie. Pech chciał, że wampirzycy nie nawinął się bażant ani inny zając, tylko lisica. A dokładniej lisi Opętaniec.
Zaraz potem złapał mocno blondynę. Zrobił to instynktownie, zrobił to, bo myślał, że tak trzeba, zrobił to, bo chciał uspokoić dzikie żądze kobiety.
- Już dobrze, Rosie, Różyczko, tyle ci wystarczy, uspokój się, diablico ty, hah! - tak, jak rusek zwykle śmiał się z byle czego, teraz musiał zmuszać się do pokazania humoru. Tak na prawdę był przerażony. Przerażony zarówno stanem Rosemary, jak i jej atakiem. Miał nadzieję, że jako tako opanował sytuację, a Senna Zjawa po chwili odpoczynku nie rzuci się na Michaiła. O ile Tulka mogła przeżyć nawet sporo upuszczenia krwi, tak dla Kapeluta kolejna utrata mogła być zabójcza. Już teraz czuł się słabo, wrażenia ostatnich kilku godzin dostatecznie go wymęczyły. Widział jednak, że rana Julii krwawi. Ściągnął górę swojej piżamy i tak, jak mógł postarał się jako-tako zatamować krwawienie, jednak sam nie wiedział, czy opatulenie szyi Julki piżamą niczym szalem się na cokolwiek przyda. Improwizował. Spojrzał w oczy pielęgniarki i spytał, czy wszystko w porządku. Na szczęście była przytomna, chociaż dość blada.
- Całe szczęście, wszystko w porządku! Słuchaj, przepraszam cię za tę blondynę. Tak, znam ją. Tak, jest waszą pacjentką, razem ze mną. Tak, nie zjadła śniadania, ale to nie jej wina. Jej i tak by to nie pomogło, jest Krwiopijczynią. Dlatego się na Ciebie rzuciła, dlatego Cię pogryzła. Nie miej jej tego za złe, nie jej wina. Była strasznie głodna... - Gopnik rzeczywiście wyglądał, jakby się przejął rudą kitą. Rzeczywiście, był bardzo przejęty. Martwił się w zasadzie o wszystkich, tylko nie o siebie. Czy Rosemary będzie wyproszona z kliniki? Czy z Julką będzie wszystko w porządku? Biedny Michaił niemal panikował, jednak niewiele mógł zrobić.

Tulka - 23 Luty 2017, 19:23

Widziała, że coś jest nie tak z kobietą. Chciała pomóc, nie sądziła jednak, że podejście tak blisko wcale nie jest tak dobrym pomysłem. W oczach blondynki, widziała...głód. Potworny głód. Nie zdążyła nawet zareagować na jej słowa, gdy poczuła jak upada na plecy, a coś się wbija w jej szyję. Zęby! Krwiopijca! To by wyjaśniło ten głód w oczach.
Julia próbowała jakoś się uwolnić, poruszała skrzydłami, starając się jednak nie szarpać zbytnio. Nie chciała żeby ostre kły rozpłatały jej gardło. Z tym już by sobie sama nie poradziła. Ktoś by musiał jej pomóc, a wezwanie lekarzy nie byłoby najlepszym pomysłem, przynajmniej nie dla pacjentów.
Próbowała się opierać, aż nagle poczuła, że nie chce już tego robić. Jej skrzydła opadły i leżała bez ruchu, czując jak jej ciepła krew jest wysysana powoli z jej żył. Nie chciała się opierać, chciała, żeby wampirzyca zaspokoiła swój głód. Szyja bolała ją ale nie miało to znaczenia. Jej źrenice były mocno rozszerzone. Co się z nią działo?
Poczuła dziwne szarpnięcie, ale nie przejęła się nim zbytnio, mimo iż sprawiło to jeszcze większy ból. Dopiero gdy usta wampirzycy odsunęły się od jej szyi, nagle oprzytomniała. Odchyliła głowę i oddychała ciężko. Ręką dotknęła szyi i poczuła na niej gorącą posokę. Usiadła z trudem, krzywiąc się. Było jej słabo i to bardzo. Kręciło się jej w głowie. Podkuliła nogi i oparła o nie czoło. Zamknęła oczy i starała się uspokoić.
A więc jednak była ich pacjentką. Tak jak przypuszczała. Spojrzała na Kapelusznika, który trzymał Senną w swoich ramionach.
- Na przyszłość radzę informować lekarza o swoich zwyczajach żywieniowych - wysapała, spoglądając na kobietę - Ta Klinika, przyjmuje każdego, a lepiej, żeby nie było takich sytuacji jak ta, bo ktoś może stracić życie - westchnęła znów i zamilkła na chwilę.
Widząc jak mężczyzna zdejmuje górę od piżamy, spojrzała na niego karcąco - natychmiast to ubieraj! - powiedziała zdenerwowana - już wystarczająco dużo problemów będzie po tej sytuacji, jak jeszcze zobaczą pacjenta bez góry od piżamy i mnie w nią zawiniętą to już w ogóle będzie dramat - zamknęła oczy i odsunęła rękę od rany. Zarówno Rosie jak i Gopnik, mogli zobaczyć jak rana świeci się białym blaskiem i szybko zasklepia, by po chwili zniknąć bez śladu. Mogło to wyglądać tak, jakby Bane ją wyleczył.
Nie wstawała jednak jeszcze. Spoglądała na zakrwawioną dłoń po czym przeniosła ją na parkę - Rosie, zgadza się? - zapytała kobietę i zaczęła wycierać rękę o trawę. Już wystarczająco wybrudziła swoje ubrania - mam nadzieję, że nie będziesz stwarzać zagrożenia dla pacjentów i gryźć ich przez sen, czy atakować z krzaków? - zapytała poważnie. Wyglądała jakby była zmęczona. I faktycznie tak się czuła. Jeszcze nie było południa, a ona już nie miała sił na nic więcej.
W końcu jednak postanowiła spróbować wstać. Zachwiała się mocno, jednak nie padła. Wspomogła się swoimi skrzydłami, by utrzymać równowagę. Stała chwilę, czekając aż przestanie jej się kręcić w głowie.
Nie zaszła jednak daleko. Po prostu przeniosła się na ławkę, gdzie mogła lepiej się usadowić i złapać oddech.
Gdyby rano nie zemdlała, pewnie by się aż tak źle nie czuła. Ale niestety, stało się. Zerkała na pacjentów, zastanawiając się, co ma z nimi począć.

Rosemary - 23 Luty 2017, 20:53

Ogień z jej przełyku chował się do wnętrza jej ciała. Z każdym kolejnym łykiem tego jakże boskiego nektaru jej serce coraz to bardziej powracalo do normalnego rytmu.
Nie słyszała nic poza zwalniającym rytmem serca dziewczyny którą się posilała. Po prostu cała osoba Rosemary była tak bardzo w tym momencie skupiona na pielegniarce że nie docierały do niej żadne inne aspekty.
Po prostu miała mózg nakierowany na jedno. Jedzenie. Więcej. Więcej. Więcej.
Nagle poczuła lekkie szarpniecie. Na co wbila kly jeszcze głębiej. Nie dbala o ciało z którego pobierala soki. Co ją obchodzi ta pielegniara? Chce się w końcu tylko najeść. Jeść. Jeść. Jeść.
Całym ciałem napierala na nie stawiające oporu ciało rudej. Miała slodsza krew niz ta w której lubowała się zwykle Rosemary jednak w tym stanie nie przeszkadzało jej to.
Jeszcze pare chwil i się obje. Tak na zapas. No bo kto wie czy wieczorem uda jej się coś znaleźć? Jednak nie dane jej było się obejść tak jak miała to w zamiarze. Ledwie pirania z jej bebechow schowala się zadowolona a coś nacisnelo na jej szczęki i chwyciło za gardło odciągajac od swojej ofiary.
Najpierw w pierwszym odruchu kłapnęła zębami próbując obkrecic się tak by moc rozszarpac gardziel temu kto śmiał przerwać jej posiłek. Cóż. Pierwotne instynkty kazaly jej walczyć. Jednak ogarnęła się z tego amoku słysząc kto zainterweniowal. Jej oszalałe oczy wróciły do normalności. Gopnik.
No i na chuj się wtrącił? Przecież jeszcze pare minut i..
I zabilabys pigułe z ośrodka w którym chcesz pracować idiotko.
Słysząc jak ją usprawiedliwia prychnela i wstala odtracajac go. Tak czy siak wnerwiło ją to że śmiał się wtrącić.
Słyszała wyraźnie słowa rudego brzdąca. Zirytowaly ją jeszcze bardziej. Obydwoje działali jej w tym momencie na nerwy. Za kogo uważał się Michaił by się za nią wypowiadac? I dlaczego ta smarkula ją poucza? Zawód zawodem...
Wytarla wierzchem dłoni krew z ust. Grunt że się najadła.
- Nie mam zamiaru jeść waszych pacjentów. Po pierwsze primo nie tykam niczego co jest zakazone. Po drugie mam w tym swój interes no i po trzecie to byla sytuacja kryzysowa. - powiedziała szorstko. W jej głosie jak i postawie nie było ani grama skruchy czy gotowości do przeprosin.
Wręcz można było pomyśleć że najchętniej skopalaby Gopnika a ruda dziewczyne wykończyła.
Otrzepala spodenki i poprawiła swoj top oraz włosy. Chłodnym spojrzeniem zlustrowala okolice a potem osoby które jej towarzyszyły.
Gopnik przebral się w to bezosobowe szpitalne wdzianko, na policzku miał resztki jajecznicy, wzrok miał spanikowany. Dziewczyna miała spojrzenie jak matka co karci swoje dziecko za psikusa.
No niech mnie ktoś trzyma bo zaraz...
Dobra. Trzeba się ogarnąć.
- Jestem tutaj. E w tym świecie od dwóch dni. Dwa dni temu zostalam poinformowana o swej przynależności i jeszcze się z tym do końca nie oswoilam - powiedziała jakby od niechcenia. Najchętniej to wzięła by długą kąpiel i może się trochę przespala.

Gopnik - 23 Luty 2017, 21:20

Szczęśliwie Rosemary odsunęła się od Julki. Gdyby rusek nie zainterweniował, pewnie biedna pielęgniarka by zginęła. Mimo to, nie uważał się za jakiegoś bohatera. Zrobił, co musiał zrobić, był jednym z być może nielicznych, dla których życie innych istot się liczyło.
Rudowłosa wyglądała jakby... straciła sporo krwi. Lekko się zataczała, jednak nie zaliczyła spotkania trzeciego stopnia z glebą. Szczęśliwie usiadła na ławce, jednak nie bez problemów. Na jej twarzy było widać zmęczenie i ból. Wysłuchał skarcenia Julii, choć nie dotyczyła jego. Widział, że ona źle się czuje. Oprócz samotności, Gopnik nie mógł ścierpieć męki kobiet, nieważne w jakim wieku i jakiego zawodu, brakowało mu jednak wiedzy i umiejętności, by pomóc Julii. Tymbardziej, że ta zganiła go za próbę zatamowania krwi. Oczywiście powstrzymał się i z powrotem ubrał koszulę.
Tymczasem rana młodej dziewczyny zaświeciła się blaskiem podobnym jak do tego, który był efektem działań Bane'a, a rana pielęgniarki magicznie zasklepiła się. Czyżby była córką doktorka i dlatego miała podobne umiejętności? Wiek by się zgadzał, a rasa... Cóż, Bane mógł być jakimś dziwnym Cyrkowcem, a więc człowiekiem. Zresztą, chyba zdarzały się pary lustrzano-ludzkie, które miały potomków, więc taka Jula nie byłaby jakąś nowością.
Spojrzał na blondynę. Ta wyglądała na stanowczo niezadowoloną. Co tam niezadowoloną. Wściekłą po prostu. Wściekłą, gdyż przerwano jej posiłek, wściekłą być może przez to, że Gopnik chciał pomóc, wściekłą przez kazania Julii. Odrzuciła uścisk ruska ze złowieszczym prychnięciem. Co jak co, ale lisica miała trochę racji, z drugiej strony, ani Gopnik, ani tymbardziej Rosemary nie wiedzieli, jak lekarze by zareagowali na fakt, że kobieta jest krwiopijczynią.
Całe szczęście, Krwiopijczyni jako tako się ogarnęła i zaczęła się tłumaczyć, jednak tylko, by zakończyć spór. Nie skuliła pokornie głowy, co to, to nie. Sytuacja kryzysowa... Owszem, to był kryzys. Dla obu dziewczyn.
Gdy blondyna kończyła swój krótki, wypowiedziany na odwal się, wywód, Gopnik nawet nie odezwał się słowem. W sumie, nie jego sprawa, i tak za dużo się tłumaczył. Zresztą, zawsze tak miał, mówił za dużo, a potem pakował się w kłopoty. Teraz wystarczy. Najważniejsze, że nikomu nic bardzo poważnego się nie stało.

Tulka - 23 Luty 2017, 21:42

Julia widziała jak wkurzona jest kobieta. Sama też była nieźle zdenerwowana. Rano omdlenie, potem egzamin, spotkanie z Jocelyn, pocałunek...a teraz to. Ech...no pięknie zaczęła swoją karierę zawodową. Nie ma co!
Wysłuchała co Rosie miała do powiedzenia - przepraszam mnie również poniosło, miałam ciężki dzień - wyjaśniła spokojnie - i proszę nie odbieżcie tego jako rasizm, po prostu wolałam, się upewnić - dodała jeszcze. Rozplotła swoje długie włosy, po czym związała je w kucyk, i zarzuciła na ramię tak, by zakryć krew na swojej skórze oraz plamę na koszuli. Wolała nie wzbudzać sensacji. Pójdzie do pokoju, umyje się, przebierze i wróci do pracy. Choć najchętniej to by sprawdziła jak wygodne jest jej łóżko w pokoju. W sumie to nawet go jeszcze nie widziała, jak duże jest.
Wysłuchała już spokojniejszego tłumaczenia Sennej - ważne, że nic się nie stało - powiedziała spokojnie i wstała ostrożnie - z tego co pamiętam, Krwiopijcy muszą pić dwa razy dziennie, tak wiec wieczorem dostaniesz porcję krwi, ale nie licz na picie z gwinta - powiedziała z uśmieszkiem, wskazując palcem na swoją szyję.
Przymknęła lekko oczy po czym pokazała pacjentom kierunek, z którego wcześniej przyszli - powinniśmy wracać. Na pewno jesteście zmęczeni i powinniście jednak choć trochę odpocząć - mówiła spokojnie - mam nadzieję, że moja krew Ci wystarczy do wieczora, bo nie widzi mi się powtarzanie tej sytuacji - spojrzała na Senną, po czym westchnęła. Puściła parkę przodem, chcąc mieć ich na oku, a jednocześnie nie musieć ukrywać tego jak źle się czuje. Poprowadziła ich w stronę wejścia do Kliniki, mając nadzieję, że nie natkną się na żadnego z lekarzy.

ZT x3

Tulka - 11 Marzec 2017, 11:54

W recepcji, dziewczyna zostawiła tacę z miskami, dziękując miło za kolacje i poinformowała Alice, że idzie z Amber na mały spacer. Marionetka obiecała z zamykaniem na pielęgniarkę, za co Tulka podziękowała z uśmiechem i pospieszyła do parku.
Minęły z Amber furtkę i zaczęły spacerować spokojnie po wieczornym parku. To znaczy...Tulka spacerowała, a Amber biegała we wszystkich kierunkach, ciesząc się otwartą przestrzenią. Julia rozglądała się cały czas czy nie nachodzą psy, ale na szczęście na żadnego się nie natknęła. Zaśmiała się widząc jak Amber myszkuje po krzakach, dzwoniąc swoim dzwoneczkiem. Wiedziała, że to nie najlepszy pomysł, żeby lis nosił dzwoneczek, jednak dzięki temu się nie gubiła. A już kilka razy się zdarzyło, że bursztynowa kita zaklinowała się lub biegała gdzieś po nocy, a Tulka musiała szybko ją zlokalizować.
Obserwowała chwilę lisiczkę i gdy dotarły do miejsca, w którym Tulka pierwszy raz uczyła się latać, dziewczyna usiadła na trawie i zamyśliła się. W końcu zaśmiała się i opadła na plecy, rozkładając ramiona oraz skrzydła szeroko. Spoglądała na niebo, które coraz bardziej pokrywało się jasnymi gwiazdami. Była tak szczęśliwa, jak jeszcze nigdy. Uśmiechała się od ucha do ucha, oddychając głęboko.
Mimo trudnego startu, ten dzień chyba był najszczęśliwszy w jej życiu, Doświadczyła czegoś nowego. Dowiedziała się, że kontakt z mężczyzną wcale nie musi boleć, nie musi być karą. Że sama też może z tego czerpać przyjemność. Zyskała kogoś kogo może pokochać i kto odwzajemnia jej uczucie. Kogoś komu może zaufać.
Leżała tak jakiś czas, kontrolując tylko gdzie jest Amber i czy nie zbliżają się psy. W końcu jednak poczuła chłód, no i nie można kazać pani Alice za długo czekać. Zawołała więc Amber i wstała. Poruszyła kilka razy skrzydłami by je trochę rozprostować po czym ruszyła do Kliniki, a następnie do swojego pokoju.

ZT

Tulka - 25 Maj 2017, 16:10

Julia była już trochę zmęczona dniem. Ale miała odpoczywać, a nie latać po sklepach i spacerować z siostrą, więc nie marudziła ani trochę. Sama sobie na to zapracowała.
Dziwne uczucie pochodzące z Blaszki zniknęły, jednak myśli na ten temat nie. Nie wiedziała co ma myśleć o tym wszystkim. Dlaczego to się stało, czyżby nie było dla Toksynka wystarczająca? A może była dla niego zabawką jak dla Gipinga i po prostu robił jej nadzieję, żeby tylko jak ją zaliczy porzucić, śmiejąc się jej w twarz?
Gdy dojechały do Kliniki, pogłaskała jeszcze konia po szyi i pozwoliła mu wrócić do domu. Wzięła od Joce swoje pakunki, wymawiając się, że za niedługo zacznie się sparing i lepiej się nie spóźnić, a czarnoskrzydła też musi sobie zostawić zakupy w pokoju.
Zaniosła swoje rzeczy do siebie, jednak nie rozpakowała ich. Rzuciła po prostu torby na podłogę i usiadła ciężko na kanapie. Schowała twarz w dłoniach i załkała. Tego było dla niej trochę za dużo, miała nadzieję, że Bane chociaż przyzna się, że coś z kimś robił, chociaż miała wrażenie, że nie ma na co nawet liczyć.
Po kilku minutach jednak się ogarnęła, poszła do łazienki i przemyła twarz, żeby jak najbardziej zakryć to, że płakała. Nie mogła tak się pokazać Joce, Gregowi i panu Anomanderowi. Od razu by pewnie pytali co się stało. Nie chciała ich martwić. Siedziała jeszcze chwilę w łazience po czym zeszła do recepcji. Zwierzaki zostawiła nadal u Bane'a nie miała ochoty patrzeć na jego drzwi, a co dopiero jakby go spotkała w środku.
Zeszła do recepcji i tam zaczepiła jeszcze Alice. Poprosiła ją, czy byłaby możliwość aby ktoś zaszedł jeszcze do sklepu plastycznego i kupił sztalugę oraz trzy duże płótna i do tego duży szkicownik. Zapewniła, że potem zapłaci za wszystko ale już nie miała możliwości zająć się tym gdy była na mieście. Alice uśmiechnęła się miło i zapewniła, że wszystko przyniosą do jej pokoju. Tulka podziękowała miło i wyszła do parku. Miała ze sobą kule ale starała się chodzić bez nich, choć nadal bardzo uważała na nogę.
Gdy doszła do polany po prostu usiadła przy jednym z krzaków i czekała aż pozostali się pojawią.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group