Anomander - 15 Marzec 2017, 21:56 Popatrzył na Bane'a przez chwilę i delikatnie pokiwał głową w górę i w dół. Wiedział jak to jest być uzależnionym od substancji psychoaktywnych. Wiedział, że można ich potrzebować i łaknąć, ale tego było już zbyt wiele. To co dręczyło Bane'a był zwykły kac a nie delirium tremens, a Bane skamlał jak skatowany pies. Jego skamlenie było do pewnego stopnia smutne i żałosne. Kąciki ust skrzydlatego medyka powędrowały w dół a brwi się zmarszczyły. Nie był zadowolony. Delikatne rytmiczne kiwnięcia głową potęgowały efekt. Bane zachowywał się obecnie jak życiowy nieudacznik, mazgaj i pizduś, żeby nie powiedzieć zwykła ciota. Widać było, że zachowanie białowłosego działa Anomanderowi na nerwy. Nie takiego go znał. Ten obraz nedzy i rozpaczy, to dziecko żałości i upodlenia to nie był ten Bane, którego traktował jak syna. Na zydlu siedziało coś co tylko go przypominało.
Westchnął i podszedł do szafki medycznej, wyciągnął butelkę wody do zastrzyków i podał Bane'owi.
- Pij, uspokój się, weź się, kurwa, w garść i nie każ mi żałować tego, że wczoraj dałem Ci alkohol – wysyczał mu do ucha z czymś co ewidentnie brzmiało jak irytacja. Fakt miał mu ochotę strzelić tak zwanego plaskacza lub jak kto woli liścia w ryj, ale nie uchodzi Dyrektorowi bić Ordynatora i to jeszcze przy pacjentach i pracownikach. Nie ten kraj. Ech, Gopnik, słowiański Kapelusznik, pewnie by wiedział o co chodzi.
Cóż, gdyby gady na podobieństwo kotów biły ogonem gdy są złe i gdyby Anomander w ludzkiej formie posiadał taki ogon, to połowa sali operacyjnej legł by w gruzach.
Odwrócił się do Julii zaciskając zęby. Mimo tego, że jego oczy zamieniły się w lodowe tafle pulsujące mięśnie szczęk i zaciśnięta lewa pięść, ta której Bane nie widział, wskazywały, że jest wściekły i ponad wszystko stara się zapanować nad wypuszczeniem wewnętrznej bestii na zewnątrz.
Wziął od Julii notes starając się nawet uśmiechnąć miło, ale z racji na napięte mięśnie wyszła z tego dość upiorna i groteskowa parodia uśmiechu
- Dziękuję Ci – powiedział do Julii i kiwnął jej głową
Dziewczyna sprawiła się nad wyraz dobrze a on, zdenerwowany zachowaniem Bane'a, skopał na całej linii. Choć zachowanie Bane'a nie mogło być traktowane jako wytłumaczenia. Po pierwsze, tak zwane primo ultimo, nie powinien pytać o stan innego pacjenta w przytomności drugiego. To stanowiło tajemnicę lekarską. Po drugie nie mógł wymagać by dzieciak, jakim była Julia samodzielnie dokonał oceny stanu pacjenta - Spisałaś się na medal. Bardzo, bardzo dobra robota. Położyłaś pacjentkę w sali chorych numer 2?
Zapytał bo stwierdzenie, że Pacjentka leży w łóżku mogło oznaczać, że Julia położyła ją nawet u niego w gabinecie. I znów popełnił błąd. Powinien był najpierw wskazać dziewczynie co ma robić. Nie może zostawiać piętnastolatki samej ze wszystkim na zasadzie „A niech sobie radzi sama”. Co się, kurwa, z Tobą dzieje? zapytał sam siebie.
Zajrzał do notatek Julii. To były naprawdę dobrze przygotowane notatki. Był pod wrażeniem. Nie był psychiatrą ale miał pewien pomysł jak to wyleczyć, kilka książek z zakresu psychiatrii klinicznej i pewne leki.
Wysłuchał tego co Gregory miał do powiedzenia na temat Pacjentki. Przypadek zapowiadał się interesująco i zdecydowanie będzie wymagał pogłębienia wiedzy o tą z zakresu psychiatrii. Bogu dzięki za dobrze wyposażoną bibliotekę. Kto by pomyślał że dziewczyna kopnęła tego nieszczęśnika na kraty klatki w której była jakaś bestia.
Trochę mu współczuł. To musiało być dla chłopaka przykre gdy informuje dziewczynę o tym iż byli razem a ta zamiast okazać zaskoczenie czy uczucie rozdaje mu kuksańce na prawo i lewo.
Cóż, musiałeś być kiepski w łóżku skoro Cię nie zapamiętała . Kącik ust powędrował na chwilę do góry ale zaraz opadł. Opadł jak ostrze gilotyny, gdy mimochodem skrzydlaty doktor zorientował się, że Pacjent, który leży na stole gapi się na piersi Julii.
Tego było już zbyt wiele jak na jedną sesję. Coś się w nim zagotowało.
O żeż ty, taki owaki! Pomiocie myśli naukowej i stalowego pręta! Sybaryto pierdzielony!My Cię tu z narażeniem życia ratujemy a Ty się dziewczynie, którą traktuję jak własne dziecko, będziesz na cycki gapił?! Ty Rasputinie cholerny! Zboczeńcu chędożony, napaleńcu obleśny, capie niewyżyty! Wara Ci o niej!
Anomander niby to od niechcenie przyłożył płaską ręką w stół operacyjny. Huk był potężny jak wystrzał z armaty. Dyrektor nie należał do ludzi, którzy „pierniczą się w tańcu”. Nie ma takiego gapienia się na cycki!
Myśli krzyczały Jeszcze raz, Bolcu Karłowaty, spojrzysz się jej na piersi to tak Ci strzelę w ryj, że Ci zęby z dupy czwórkami ze śpiewem wymaszerują! lecz usta twardo mówiły co innego.
- A to ci ciekawy przypadek – powiedział by przykryć pierwszy szok wywołany huknięciem ręką w blat stołu - Panowie, pozwolę was sobie zostawić za chwilę i udam się porozmawiać z Pacjentką. Jeśli ktoś ma jakieś pytania to jestem do waszej dyspozycji,
Powiedział po czym patrząc na leżącego Gregorego i siedzącego Bane'a.
- Julio, za chwilę zaprowadzisz mnie do pacjentki, dobrze? – wziął głęboki oddech by się uspokoić.
Dzieci, nawet te przybrane czasem działały rodzicom, nawet tym samozwańczym, na nerwy.Bane - 15 Marzec 2017, 22:55 Dopiero gdy Anomander wcisnął mu w dłonie wodę, Bane zdał sobie sprawę jaki jest żałosny. Wziął butelkę z wdzięcznością, ale zanim ją odkręcił i upił łyk, Anomander syknął mu do ucha. Wątroba mu stanęła sztorcem i momentalnie zapomniał o kacu czy jakimkolwiek zmęczeniu.
Drgnął prostując się na krześle, po plecach przeszedł mu dreszcz. Spojrzał na starszego medyka zadziwiająco trzeźwo, na jego bladej twarzy malował się spokój. Chwycił go ukradkiem za rękę, którą ścisnął mocno.
- Wybacz.- powiedział poważnie i rzeczowo - I dziękuję. - skinął mu głową. Widział jak Anomander hamuje się przed wybuchem. Bane właściwie zasługiwał na strzała w ryj. I jakaś jego część była gotowa na to.
Ale zły ton Anomandera podziałał jeszcze lepiej. Niczym sole trzeźwiące. Skrzydlaty tym prostym zdaniem uświadomił mu jak bardzo się na nim zawiódł, i jak bardzo jest mu za białowłosego wstyd.
Bane odchrząknął i poprawił kołnierz tuniki. Był zakłopotany całą tą sytuacją. Ale przynajmniej przestał już jęczeć. Siedział prosto na krzesełku i grzecznie czekał na to aż kroplóweczka natchnie go nowymi siłami. Właściwie już mu było lepiej. Głowa nie bolała, brzuch też. A i nabrał kolorów, już nie był tak blady jak trup.
Upił łyk wody i uśmiechnął kącikami ust, bo cudownie chłodna ciecz zmyła piach zalegający mu w ustach. Przesadził, prosząc Anomandera o wódkę. Przecież woda też była taka dobra!
Tulka podeszła do niego i położyła mu na ramionach ręce. On jakby nigdy nic uśmiechnął się do niej promiennie, chociaż przy podkrążonych oczach musiało wyglądać to upiornie. Posłał też uśmiech Anomanderowi, pokazując tym samym, że już wszystko jest w porządku.
Później przeprosi go za swoje zachowanie. I przyjmie karę.
Miło się słuchało jak Opętaniec chwali dziewczynę. Bane co prawda nie dostał do rąk jej notatek, ale widział po minie skrzydlatego, że mężczyzna jest pod wrażeniem jej umiejętności.
Bane wstał z zaskakującą werwą - zdecydowanie czuł się już o wiele lepiej. Pokazał dzisiaj swoją cipowatą stronę... ale chyba najlepiej to przemilczeć. Może wszyscy zapomną?
- Czy mógłbym? - wyciągnął pewnie dłoń w kierunku Anomandera, prosząc o notes. Zachowywał się jak przed całym tym żałosnym przedstawieniem. Był spokojny, rzeczowy. Opanował już targające nim emocje i postanowił nigdy więcej nie dopuścić do takiego pokazu. Jedyne co pozostało z kaca to Sahara, którą co chwilę zapijał wodą.
Jeśli starszy lekarz dał mu notatki, Bane szybko je przeczytał po czym oddał Anomanderowi. Skinął z uznaniem w stronę dziewczyny, po czym przeniósł wzrok na Opętańca.
Gdy Gregory wypowiedział imię Tulki i spojrzał na białowłosego pytająco, Bane posłał mu zadziorny uśmieszek.
- No, Julia. A co myślałeś. Że zabrałem ją z tamtej nieszczęsnej polany by ją zjeść? - w oczach błysnęło rozbawienie - Wyrosła, owszem. I świetnie się w Klinice spisuje. Szybko się uczy. - powiedział przenosząc wzrok to na Tulkę, to na Grega.
W pewnej chwili wciągnął głośniej powietrze. Blondyn gapił się na jej...
- Ej! - pstryknął mu przed nosem palcami, wyglądał na zirytowanego - Oczy ma wyżej! Nie dla psa kiełbasa. - powiedział i uśmiechnął się drapieżnie.
Gdy Anomander huknął w stół, Bane domyślił się o co chodziło. Staremu też nie podobało się to w jaki sposób Greg gapił się na pielęgniarkę. I skrzydlaty miał rację. Ich mała kliniczna rodzinka nie mogła być tam po prostu przez kogoś rozbierana wzrokiem.
Żeby jakoś rozluźnić atmosferę (i pogłębić zapomnienie jego żałosnego zachowanie sprzed kilku minut), zaśmiał się nerwowo i klepnął blondyna w ramię, po przyjacielsku.
- Z resztą stary. Przecież ona jest od ciebie wyższa prawie o głowę! Wyglądalibyście ze sobą idiotycznie! - nie mógł się powstrzymać przed kąśliwym komentarzem. Greguś pokazał pazurki, to teraz czas na Bane'a. Nie będą się prężyć jak przed kilku laty przed Joce, ale trzeba było pokazać kogo to teren.
Anomander natomiast jak zwykle wybrnął z sytuacji iście podręcznikowo. Wyraził zaciekawienie hukiem jaki wywołał i jak gdyby nigdy nic przeszedł na inny temat.
Gdy Gregory wytłumaczył o co chodzi z Jocelyn, białowłosy kiwnął głową i spojrzał na Anomandera.
- Znam ją. Pacjentka wyjątkowo mnie nie lubi. - zaczął - Nie mam pojęcia czemu, ale nie o tym teraz. Kilka lat temu spędziliśmy wszyscy kilka dni, ja, Julia, Gregory i Jocelyn, czyli ta pacjentka. Już wtedy darliśmy koty, kobieta musiała zapamiętać mnie jako tego złego. - powiedział - Kilka dni temu spotkałem ją przed Kliniką gdy odprowadzała Julię do placówki. Nie poznała mnie. - wzruszył ramionami - Była zdziwiona, że ja ją znam. Nie ukrywam, że jej zanik pamięci był mi wtedy na rękę... Uznałem, że to pewnie amnezja spowodowana jakąś traumą. - podrapał się po brodzie na której widniał białawy zarost - Ale teraz widzę, że to poważniejsza przypadłość. - dodał cicho, jakby do samego siebie.
Patrzył na Anomandera. Po chwili, gdy tamten wyraził chęć wyjścia, Bane chwycił za stojak z kroplówką i pociągnął go ze sobą w bok po czym zaprosił gestem starszego medyka na stronę. Do umywalni.
Gdy oddalili się od Tulki i Grega na taką odległość, że tamci nie mogli ich usłyszeć, Bane westchnął.
- Uważaj na nią. - powiedział z powagą - Jest nieobliczalna. Zapamiętałem ją jako furiatkę. Po kilku godzinach znajomości zaatakowała mnie w postaci niedźwiedzia. - uniósł dłonie i palcem lewej, wskazał na bransoletę którą miał na prawym nadgarstku - Też ma takie cacko. - opuścił ręce - A jeśli faktycznie ma dwie, lub więcej osobowości, może być niebezpieczna nie tylko dla siebie, ale też i dla innych. - westchnął - W tym i ciebie. Proszę, uważaj. I jak będzie trzeba... nie wahaj się przywalić z grubej rury. Uśpij ją w cholerę i zawołaj w razie potrzeby. Przypniemy ją pasami.
Skierował się ku wyjściu z umywalni ale odwrócił się jeszcze na chwilę ku skrzydlatemu.
- Znam ją na tyle dobrze, by nie chciało mi się z nią cackać. - powiedział unosząc głowę, zadzierając nosa bo wróciła mu pewność siebie - A o ile dobrze znam ciebie...Również nie będzie ci się chciało z nią użerać. Jest... ech. Kłopotliwa. Jazgotliwa. I marudna. - skrzywił się patrząc w sufit - A przynajmniej była gdy jeszcze mnie pamiętała.
Wyszli razem z pomieszczenia. Bane ciągnąc kroplówkę, wrócił posłusznie na swoje miejsce bo jeszcze zostało w niej trochę płynu. Stanął przy Gregorym i uśmiechnął się do niego samymi kącikami ust.
- Heh. Tak sobie teraz pomyślałem... - zaczął i brwi ułożyły mu się w złośliwy grymas - Zwiotczenie w dolnych partiach ciała to chyba nieprzyjemna rzecz. Ale mam nadzieję, że nie permanentna u ciebie, drogi przyjacielu. - włożył ręce do kieszeni i uśmiechnął się drapieżnie, szczerząc zęby. Wskazał podbródkiem na Gregowy dół. Konkretnie na okolice rozporka.Tulka - 16 Marzec 2017, 00:12 Nie wiedziała co Anomander powiedział białowłosemu. Wszystko przez te jej ludzkie uszy! Jak ona ich nie lubiła.... Ale najwidoczniej słowa skrzydlatego dotarły, gdyż Bane wyprostował się i przestał zachowywać jak małe dziecko, które nie dostanie cukierka. Westchnęła z ulgą na ten widok.
Odwzajemniła uśmiech Anomandera. Widziała, że mężczyzna jest wściekły, ale przynajmniej nie świeci kłami tak jak poprzedniego dnia. Wtedy wyglądał naprawdę upiornie. Ale mimo to pozostała w nim jakaś ludzka cząstka. Pamiętała, jak ją wtedy przytulił, gdy dowiedział się co się stało. Teraz pewnie cudem powstrzymywał się, żeby nie pokazać swojej gadziej osobowości.
Uśmiechnęła się do białowłosego, gdy ten na nią spojrzał. Z trudem powstrzymała się, żeby nie poprawić mu jego wilgotnej grzywki. Ale wiedziała, że nie wolno. W końcu obok był Greg, a lepiej, żeby nie wiedział co ich teraz łączyło. Wtedy to dopiero by mieli kłopot z Joce, w końcu ona nienawidziła Bane'a.
Słysząc pochwałę Anomandera, zarumieniła się delikatnie i spuściła wzrok - dziękuję - powiedziała cicho. Nie przywykła do takich pochwał. I to przy innych osobach. Czuła dumę i szczęście. Pokazała, że jednak potrafi zrobić coś dobrze. Na pytanie o to czy umieściła pacjentkę w pokoju numer dwa, posmutniała lekko i zaprzeczyła. Ale Anomander nie wydawał się na nią zły za to. Raczej jakiś zamyślony, ale chyba wolała nie wiedzieć co tej gadzinie chodzi po głowie.
Uśmiechnęła się nieśmiało do białowłosego, gdy ten spojrzał na nią z uznaniem. Czuła się dziwnie, tak chwalona. Myślała, że nie zrobiła tego dobrze, w końcu od samej Jocelyn nie wyciągnęła za wiele informacji. Zamieniły ze sobą raptem kilka zdań. Z czarnoskrzydłą było naprawdę źle.
Zaśmiała się, widząc minę blondyna i uśmiechnęła się do niego - tak, miło Cię znów zobaczyć Gregory, szkoda tylko, że w takich okolicznościach - przywitała się. Gdyby miała teraz swój ogon, poruszyłaby nim delikatnie. Ale nie miała! Strasznie nie lubiła tej formy, ale tak ją nauczyli, że przed wejściem na Operacyjną miała chować lisie elementy. Wystarczyło, ze zdarzali się pacjenci pokryci futerkiem. Takie Dachowce na przykład.
Nie zwróciła początkowo uwagi na to gdzie patrzył się Greg. Gdy Bane pstryknął mu przed nosem i dorzucił komentarz o jej oczach, dziewczyna spojrzała w dół nie do końca rozumiejąc o co chodzi. Dopiero wtedy do niej dotarło. Cala oblała się rumieńcem i instynktownie schowała się za starszego medyka, ukrywając się tym samym przed wzrokiem Cyrkowców. Słysząc uderzenie o stół na moment przywarła do jego pleców, po czym wyjrzała niepewnie zza jego skrzydła, jakby sprawdzając czy jest już bezpieczna. Dopiero po chwili zorientowała się za kim się schowała i spojrzała przepraszająco na dyrektora. Odsunęła się niepewnie w stronę białowłosego, bojąc się czy nie przesadziła.
Słysząc kąśliwy komentarz, na temat wzrostu blondyna, Tulka pociągnęła delikatnie Bane'a za rękaw prosząc by się do niej lekko pochylił - Bane...ale wiesz, że Joce jest ode mnie trochę wyższa, prawda? - zapytała chcąc uświadomić tym samym białowłosemu, że mógł uradzić dumę Zwierzomachiny. Nie wpadła przecież na to, że mogła to być uwaga skierowana specjalnie do kumpla, żeby mu dokuczyć, a nie żeby go urazić. W końcu poza Aryą nie miała żadnych przyjaciół, to skąd miała wiedzieć?
Wysłuchała uważnie wypowiedzi obu Cyrkowców, po czym dodała też coś od siebie - mnie również nie poznała i też zachowywała się niepodobnie do starej Joce, ale widać było, że mimo iż nie pamiętała nas to nadal doktora Blackburna nie lubiła - stwierdziła niepewnie - ale ja sto procent to była ta sama osoba. - dodała jeszcze. Joce się zmieniła i to bardziej niż Tulka, przez te trzy lata, ale dziewczyna byłą pewna, że nie spotkali sobowtóra.
Słysząc pytanie Anomandera, przytaknęła - dobrze panie Dyrektorze - powiedziała i podeszła spokojnie do drzwi. Czekała tam na lekarza, aż skończy rozmawiać z białowłosym, który odciągnął go na chwilę na bok. Nie próbowała nawet podsłuchać rozmowy. Przecież to nie ładnie! Poza tym nie wiedziała sama czy chce wiedzieć co Bane miał my do przekazania.Gregory - 16 Marzec 2017, 17:18 Niekiedy mały płatek śniegu rzucony w odpowiednie miejsce na szczecie góry może wywołać lawinę, a spojrzenie biednego Cyrkowca, ważące nawet mniej niż śnieżynka, bo praktycznie nic, doprowadziło we wszystkich lekarzach do wrzenia. Mimo iż w jego odczuciu nie zrobił nic złego, zrobiło mu się strasznie wstyd - uszy poczerwieniały mu jak pierogi w barszczu na święta:
- No przepraszam. Ja się tylko dziwię, jak dziecko może wyrosnąć! Nie miała ich ostatnio, to patrzę! Potem przestanę patrzeć! A w ogóle to obrzydliwe masz myśli - skrzywił się lekko - gdybym miał randkować z dziewczyną którą znałem za dzieciaka to czułbym się co najmniej dziwnie. Swoją drogą, nie jesteś Julka jeszcze zbyt legalna - dodał żartobliwie, zwracając oczy z powrotem na jej... twarz. Wszystkich zdawało się peszyć i denerwować to krótkie spojrzenie. Ale przecież on miał już damę swojego serca! Byłby jej wierny aż po grób! Poprosił o jej leczenie! Sugerowanie, jakiekolwiek sugerowanie że mógłby rzucić się na młodszą tylko dlatego, że stoi obok...! W sumie... przygodnego seksu trochę też zaliczył... Ale wtedy był przekonany że Jocelyn nie żyje! Nie spisał jej przysięgi małżeństkiej. Jeszcze. Przez myśl przemknął mu dźwięk kościelnych dzwonów i ślubny kobierzec. Co by to było...
Niemalże dostał zawału, kiedy pięść tamtego walnęła w blat operacyjny. Ten wredny psychol wiedział, że Greg się go boi, więc znalazł pewnie przyjemność w straszeniu go! Tak czy siak, przynajmniej wykazał zainteresowanie sprawą Jocysi. I bardzo dobrze. Zauważył też, że Julia instynktownie schowała się za tamtego Opętańca. Musiała mu ufać, ufać bardziej niż gryfowi - ciekawe, na jakiej podstawie. Kiedy jednak przypomniała Banowi, że Jocelyn jest nawet wyższa od niej, przytaknął jej ochoczo:
- A pewnie że jest! A co, Banek, odmawiasz mi szczęścia z wyższą? Czy niscy faceci będą musieli robić parady równości o prawo spotykania się z wyższymi? A ponadto mam za to parę ładnych centymetrów w zapasie, nie wiem jak ty. - dodał, szczerząc się jeszcze złośliwiej. To była riposta poziomu rynsztokowego, ale Greg już dawno zauważył, że Bane może mieć ździebko rozbuchane ego i wypadałoby je choć trochę utemperować.
- Jocelyn tutaj już była? I zachowywała się normalnie? Znaczy... do nikogo nie fikała? - zapytał z lekkim zaskoczeniem, podnosząc pierś i opierając się na łokciach
Kolejne złośliwostki Bane'a robiły się coraz bardziej irytujące, a ta konkretnie mocno go zabolała, przy okazji zraszając jego kark nieprzyjemnym dreszczykiem obaw. Znów skoczyło mu ciśnienie i poczuł to mocno:
- Ty weź mnie nie strasz, bo to się głupie robi. Czuję się, jakbym miał serce emeryta, zaraz mi się pikawa rozleci i pół Krainy dowie się, że w tym szpitalu doprowadzają do zawału - zagderał. Też mi coś! Nic mu do Grzesiowej potencji, w końcu nie był urologiem czy kim tam ten. A ponadto, nawet gdyby stracił ją do reszty, to i tak miałby na koncie więcej udanych nocy niż Bane osiągnie do późnej starości.Anomander - 16 Marzec 2017, 22:09 Podał notatnik Bane'owi czekając cierpliwie. Zastanawiał się nad leżącym na stole Gregiem i nad siedzącą w izolatce Rosemary. Czy tą Jocelyn też trzeba będzie zamknąć w izolatce? Miał nadzieję, że uda się tego uniknąć. Może to tylko stan nerwicowy. Przeniósł wzrok na jegomościa leżącego na stole. Przez głowę niczym wielki wąż przepełzła myśl iście gadzia. Lekko zmrużył oczy Ciekawe ile są warte te zwierzęce mieszanki. Kosztowały tyle pracy i wysiłku. Przyszedł mu do głowy pewien pomysł, ale poczeka z nim do jutra, gdy chłopak odzyska nieco sił.
Gdy Bane oddał mu notatnik a Anomander postanowił iść i sprawdzić co z Pacjentką, białowłosy zawołał go na stronę. Ciekawe co chciał mu powiedzieć. Oby to nie były przeprosiny.
Skrzydlaty miał już swoje lata i nie chciał przeprosin. Życie nauczyło go, że są rzeczy za które lepiej nie przepraszać bo inaczej potrafią wryć się w pamięć.
Weszli do umywalni, w której śmierdziało wymiocinami, mimo usilnych starań Bane'a by wszystkie ślady usunąć. Anomander udał, że niczego nie czuje. Każdemu może zdarzyć się gorszy dzień, byle tylko zachowywał się z godnością a nie jak ciota. Włożył ręce do kieszeni kitla wystawiając kciuki na zewnątrz.
- O co chodzi? – zapytał chłodno i rzeczowo. Nie był zły ani obrażony na białowłosego. Zwyczajnie skupiał się już na dalszej części swojego zadania.
Gdy Bane opowiadał, Anomander przyglądał mu się bez mrugania oczami. Gapił się ja woskowa kukła od czasu do czasu biorąc oddech i wypuszczając powietrze. Znak, że jednak żyje dał przenosząc wzrok na rękę z bransoletką i ponownie na twarz Bane'a.
- Rozumiem. Dziękuję za ostrzeżenie. – i tyle, cała odpowiedź jaką skrzydlaty dał na to, co powiedział mu Bane zawarła się w trzech słowach i jednym przyimku.
Popatrzył na Bane'a. Nie zasługiwał na tak zdawkową odpowiedź. W końcu zawołał go tu bo się o niego martwił. Po chwili namysłu i patrzenia sobie wzajemnie w oczy skrzydlaty dodał.
- Muszę z Tobą poważnie porozmawiać. Gdy będziesz gotowy to przyjdź do mojego gabinetu. – powiedział spokojnym głosem - Co do nowej Pacjentki to nie, martw się o mnie. Myślę, że nawet jeśli ta dziewczyna jest tak nieobliczalna i awanturnicza jak mówisz, to nie będzie próbował mnie atakować. Po pierwsze nic złego jej nie zrobiłem a po drugie nawet szaleńcy mają przynajmniej częściowy instynkt samozachowawczy. Jeśli zaś atakując mnie zamieni się w niedźwiedzia czy inne stworzenie, które zagrozi w jakikolwiek sposób osobom w Klinice, to powinno starczyć mi sił, by rozerwać ją na kawałki nie dopuszczając do mojej własnej przemiany. Choć uwierz mi, że ze względu na Twojego kolegę i to co łączy go z tą Panną, wolałbym tego nie robić. Lecz jeśli nie da mi wyboru to cóż, najwyżej ja zabiję ją, a on spróbuje zabić mnie. – mówił to tak spokojnie jakby oznajmiał, że jutro znowu wstanie słońce i ponownie odbędzie się to na wschodzie.
Były dwie opcje albo robił dobrą minę do złej gry i starał się zaimponować albo faktycznie był na tyle potężny by poradzić sobie z dziewczyną, która może zamienić się w dowolne zwierzę. Ocenę zostawił białowłosemu.
Wyszli ponownie do sali operacyjnej.
Gdy zaczęła się rozmowa o piersiach Julii a ta schowała się za skrzydlatym, Anomander ponownie poczuł się jak ojciec, który musi bronić swoich dzieci przed całym złem tego świata. Cóż, dwaj panowie, Gregory i Bane, zaczęli dokazywać jak dzieci w całym tego słowa znaczeniu. Niczym średnioszkolna gówniarzeria, która za szczyt dowcipu uznaje strzał z gumki od stanika, a do kącika humoru wysublimowanego zalicza wdepnięcie w gówno, zaczęli przechwalać się teoretyczną zawartością galotów.
Byli za starzy by szarpać ich za uszy i bić pasem po dupach. Westchnął głęboko, spojrzał na Julię, która nieco się od niego odsunęła, pokręcił głową na znak, że umarły dobre obyczaje, a starym dziadom, jak on sam, pozostaje jedynie z łezką w oku wspominać dawne czasy i pogłaskał ją po głowie jakby bez słów mówiąc „Nie przejmuj się pacanami. Tylko się przed Tobą popisują”. Będzie musiał z nią kiedyś porozmawiać o dojrzewaniu. Dziecko może i miało za sobą traumatyczną przeszłość, ale nie wiedział czy kiedykolwiek ktokolwiek rozmawiał z nią o seksie, dorastaniu i kobiecych przypadłościach. Może i była Opętańcem i dojrzewała połowę wolniej niż inni ludzie ale to nie znaczyło że ma zostać sama z nastoletnimi problemami.
- Panowie, obaj macie kutasy grube i długie jak u konia. Wielgachne i prężne postrachy Krainy Luster. Legendarne zaganiacze, o których Płoche Niewiasty śnią po nocach, a przy których Maczuga Heraklesa to tylko chuda trzcinka. – powiedział głosem w którym brzmiało coś na kształt szyderstwa połączonego z pobłażaniem.
Podszedł do stołu i wziął z niego strzykawkę z Brevitalem pierwotnie przeznaczonym dla Gregorego.
- Julio, zaprowadź mnie proszę do Pacjentki.– powiedział rzeczowo i stanowczo - Co do was chłopcy, to jak już pooglądacie sobie wzajemnie siusiaczki i ustalicie czyj siurek jest dłuższy, to umyjcie ładnie raczki, bo niedługo będzie obiadek.
Pokręcił głowa i wyszedł.
Za moich czasów było lepiej ...
ZTBane - 16 Marzec 2017, 23:01 Był wdzięczny Tulce za jej bliskość. Mimo iż starała się nie zdradzać, że coś ich łączyło, okazała względem niego trochę czułości. Jej dotyk był kojący i sprawił, że Bane zapomniał już o swoim wcześniejszym pokazie żałości.
Anomander w umywalni był spokojny. Białowłosy nie chciał go nastraszyć ani tym bardziej okazać zwątpienie, że Dyrektor poradzi sobie z niesforną Pacjentką... Chciał go tylko ostrzec.
Skrzydlaty po chwili poprosił o rozmowę, ale gdy Bane będzie gotowy. Mimowolnie Cyrkowiec przełknął ślinę i poczuł dreszcz przechodzący mu po plecach. Czyżby jego Mentor chciał zbesztać go jeszcze raz za słabość jaką białowłosy dziś okazał? A może chciał mu cofnąć tytuł Ordynatora...
Kiedy skrzydlaty zapewnił go, że da sobie radę z Jocelyn, Bane uśmiechnął się i położył mu dłoń na ramieniu.
- Nie wątpię, że sobie poradzisz. - powiedział rzeczowo - Po prostu uznałem, że skoro ja coś o niej wiem, to będzie lepiej jak i ty się czegoś dowiesz. Rozumiesz, "przezorny zawsze ubezpieczony". - skinął mu głową i wyszli.
Komentarz Grega odnośnie romansowania z dziewczyną którą zna się od dzieciaka, rozbawił Bane'a.
No widzisz... Tak bardzo się różnimy przyjacielu. Ja tam nie mam takiego problemu. Jeśli tylko kobieta chce, proszę bardzo!
Gdy Bane rzucił złośliwym komentarzem o wzroście Grega, Tulka podeszła do niego i ostrożnie przypomniała, że Jocelyn też jest wyższa od blondyna. Kochana Tulcia, chciała zadbać o dobrą atmosferę rozmowy i nie wiedząc, że Bane tylko się zgrywa, postanowiła mu pomóc.
Położył jej na ramieniu rękę i przyciągnął do siebie, obejmując jednym ramieniem. Jeszcze przed tym jak Greg zdążył otworzyć usta.
- Dziękuję, pamiętam. - powiedział cicho - I świetna robota. Ten wywiad to pełny profesjonalizm, Julio. - uśmiechnął się do niej i puścił ją, po czym zwrócił oczy na osiłka.
Gdy blondyn wypowiedział swój własny, kąśliwy komentarz, Bane zaśmiał się pod nosem i na chwilę spuścił głowę, zamykając oczy. Ręce włożył do kieszeni.
Po chwili wyprostował się i mając szeroko uniesioną głowę i zadarty nos, wyszczerzył zęby do Gregorego.
- Wierzę, mój drogi, wierzę. - powiedział przenosząc wzrok, bez pardonu! na jego rozporek - Jednakże... Widzisz Greg. To trochę jak z drogimi samochodami. Marka wypuszcza stałą ofertę, piękne okazy które szybko stają się Bestsellerami. Wszyscy je chcą mieć i ostatecznie wszyscy mogą je mieć. - przeniósł wzrok na jego twarz, w jego oczach błysnęła złośliwa iskra - Od czasu do czasu wypuszczana jest Wersja Limitowana danego samochodu. Wszyscy chcą mieć, lecz nieliczni mogą mieć... - zaśmiał się - Ja jestem właśnie taką Wersją Limitowaną. Okazem pożądanym, który tylko nieliczni mogą mieć. A ty? Też jesteś Limitowany? Czy może raczej zajmujesz pozycję Bestsellera? - ciekawiło go, czy Gregory złapie sens z tej swoistej szermierki słownej.
Bo Bane'owi bynajmniej nie chodziło o samochody. Nie dosłownie. Świadczył o tym ten jego wyzywający uśmiech, pewność siebie, nonszalancja i prowokujący ton.
Po chwili Anomander odezwał się, całkowicie gasząc ich dziecinną sprzeczkę, dlatego Bane zaśmiał się już przyjaźniej i klepnął Grega w ramię. Jak stary kumpel starego kumpla.
- Dobra, koniec. Zgrywałem się. - powiedział rozbawiony - Przepraszam.
Dalsza część rozmowy zeszła ponownie na Jocelyn bo Greg zapytał o to czy tu była. Bane wysłuchał dokładnie co tamten miał do powiedzenia i westchnął gdy blondyn skończył.
- Tak, była tu jakiś czas temu. Odprowadziła Julię do Kliniki. - wzruszył ramionami patrząc na kończącą się kroplówkę - Nie zachowywała się normalnie. A przynajmniej nie tak, jak wtedy gdy ją poznałem. Tym razem była... jak by to określić. Zbierało jej się na dwuznaczne żarty, zabarwione groźbami. Ale nie była agresywna. Nie poznała mnie, co oczywiście wykorzystałem, ale wydawała się być w dobrym humorze. - dodał - Jedynym co mnie całkiem zbiło z tropu było to, że Jocelyn pocałowała Julię. W usta. - powiedział powoli, poważnie, patrząc na Tulkę - Z perspektywy trzeciej osoby, czyli mnie, wyglądało to na dość namiętny pocałunek. - w oczach mignęły diabelskie ogniki.
Nie chciał upokorzyć Tulki, nie chciał robić jej na złość. Uznał jedynie, że skoro już rozmawiają o jej stanie, dobrze będzie poinformować Grega o zachowaniu jego wybranki.
Blondyn przestraszył się chyba nie na żarty, bo drgnął na wzmiankę o zwiotczeniu. Bane znowu się zaśmiał i klepnął go w ramię, po przyjacielsku.
- Dobra, przesadziłem. - powiedział rozbawiony - Nie masz się czego bać. Zarówno ty jak i Joce jesteście w dobrych rękach. - dodał - Twoje plecki znowu są piękne, jak przed atakiem tego zwierza z klatki. Nie bez powodu zostałem Ordynatorem.- wypiął dumnie pierś po czym zbliżył się do stołu na którym leżał Greg i usiadł na krzesełku które zajmował wcześniej - O swoją kobietę też nie musisz się martwić. Zajmie się nią najlepszy lekarz w Krainie Luster. - wskazał podbródkiem wychodzącego Anomandera - Nie mogliście trafić lepiej. I nie przechwalam się. Zwyczajnie... jeszcze nie wypuściliśmy stąd kogoś kto nie był do końca wyleczony. - położył mu rękę na ramieniu - Nie martw się. Wiem że to może zabrzmi pusto i oklepanie ale... będzie dobrze. Zajmę się wami jak rodziną.Tulka - 16 Marzec 2017, 23:32 Tulka uśmiechnęła się do białowłosego, gdy ten pochwalił ją za wywiad. Naprawdę nie oczekiwała pochwał. Chciała tylko pomóc.
Słysząc ich przekomarzanie się, przekręciła lekko głowę w bok, nie do końca ogarniając co się właściwie tutaj dzieje. Rozumiała ogólny sens, o czym mówili, ale sposób w jaki opisywał to Bane, nie był dla niej w pełni zrozumiały. Może dlatego, że nigdy nie interesowała się samochodami? Potrząsnęła lekko głową i otrząsnęła się. Pewnie wyglądała przez chwilę głupio, no ale nie jej wina!
Uśmiechnęła się nieśmiało do Anomandera, gdy ten pogłaskał ją po głowie. Przyjęła to z ulgą, gdyż mogło to oznaczać, że nie był na nią zły za to, że się za nim schowała. Zrobiła to instynktownie, chcąc się odgrodzić od popisujących się mężczyzn. Cieszyło ją jednak to, że Bane znalazł z kimś wspólny język i wyglądał jakby się przy tym dobrze bawił. Uśmiechnęła się lekko w stronę młodszych mężczyzn.
Słysząc pytanie Grega, przytaknęła głową, jednak nie zdążyła na nie odpowiedzieć. Uprzedził ją Bane. Z trudem powstrzymała się, żeby na niego nie warknąć, a gdyby miała swoje kochane lisie uszy, teraz położyła by je płasko, zirytowana. Miała nadzieję, że Bane nie powie o tym co zaszło między kobietami. Całe szczęście nie powiedział, czy Julia odpowiedziała na ten pocałunek czy nie. I miała nadzieję, że nie dopowie tego.
Ponownie się zarumieniła i odchrząknęła -odkąd się z nią spotkałam w sklepie z ubraniami, Jocelyn zachowywała się tak, jakby mnie podrywała. Zaprosiła mnie na wino, ostatecznie jednak poszłyśmy na herbatę i ciastko, patrzyła na mnie w dość dziwny sposób i raczyła miłymi słówkami - powiedziała spokojnie -gdy spotkałyśmy doktora Blackburna, zaczęła się zachowywać tak jakby chciała w nim wzbudzić zazdrość czy coś takiego...takie odniosłam wrażenie, a jak to spotkanie się skończyło to już pan Ordynator zdradził - zerknęła na niego -wydaje się jednak, ze nie pamięta tego spotkania, gdyż była zaskoczona gdy mnie zobaczyła- zakończyła spokojnie. Chciała już stąd wyjść.
Na słowa Anomandera zaśmiała się cicho, zakrywając przy tym usta by nie parsknąć głośno. Nie wypadało.
Gdy powiedział, że ma zaprowadzić go do pacjentki, przytaknęła głową i ruszyła w kierunku drzwi. Wcześniej jednak pożegnała się jeszcze z Cyrkowcami i pomachała im na do widzenia.
ZTGregory - 17 Marzec 2017, 00:26 A więc tak chcesz pogrywać, panie Wyjątkowy i Specjalny? Blondas nie mylił się co do rozbuchanego ego - jeszcze chwila, i jego nadmiar zacznie wyciekać biedaczkowi uszami.
- Oj Bane, jak powiedziałeś mi o Limitowanych, to wiesz co wpadło mi do głowy? Auta na panele solarne. Limitowane w huj. Wygląda to to pokracznie, staje co pięć minut, a jak coś się popsuje, to nie znajdziesz mechanika, co ci to wyklepie. Wiem, że o Bestsellerach nikt po nocach nie marzy, ale chyba najważniejszym jest to, aby klient dostał dobre, sprawne auto, co nie?
Pewnie dodałby coś jeszcze od siebie, po głowie łaziła mu własna metafora z lwami i krokodylami, jednak straszny doktór uciął rozmowę w pół drogi. Owszem, temat ich rozmowy był głupi, ale nie miał prawa im tego wypominać. Jednak nie odezwał się nawet jednym ostrzejszym słowem - bąknął tylko nieśmiałe przepraszam. Za bardzo bał się jego reakcji.
Ostatnie zdanie, jakie wypowiedział Bane, był dla Grega małym, metaforycznym kopniakiem w brzuch. Oczywiście, zdawał sobie sprawę, że to nie była ta Joce, to nie była jego Joce. Ale... Julcie?! Kim trzeba być? Tak się nie robi! Kiedy myślał, że nie mogło być już gorzej, wychodzi na wierzch takie coś? Zazwyczaj w takim momencie nastąpiłaby kolejna eksplozja zwierzęcego szału, jednak tak się nie stało. Ból, psychiczny ból, jaki wrył się w nim przez cały ten czas, najwidoczniej przewiercił się już na wylot, zostawiając za sobą zimną, czarną dziurę, podobną do tej, którą Jocelyn nosiła w sobie przez cały ten czas. Z martwą twarzą wysłuchał również tego, co miała mu do powiedzenia Julia. Westchnął ciężko, przejechał krótkimi palcami po twarzy, jakby zmywając z niej cały dzisiejszy stres. Przynajmniej tatuś jaszczur wychodził, zabierając Julię ze sobą. Na nią również nie był zły, w końcu to nie była jej wina. Na chwilę obecną nie był zły na nikogo. A ampułki, które zostawił w kieszeni, zajęczały w jego głowie. Zażyje je od razu, kiedy będzie całkiem sam.
Mimo wszystko cieszył się, że Bane mimo owego przekomarzania się potrafił przyjść i go pocieszyć, tak jak on kiedyś tam dawno temu pocieszał jego. A potem też Julcię, choć sam uznał to wtedy za banał. Niestety, nie było go stać na odpowiedź milszą niż słaby uśmiech:
-] Ordynator, weź ty mnie do pokoju. Ja już mam wszystkiego dość, całego tego dnia. Chce mi się spać. - westchnął, patrząc marudnym wzrokiem w przestrzeń. Dzisiaj podobno ma padać jednym z tych dziwnych deszczy, piłki kauczukowe czy coś - czarne chmury już zasłoniły niebo. Idealny podkład pod idealny dramat.Bane - 17 Marzec 2017, 10:44 Gdy Anomander i Tulka wyszli i Cyrkowcy zostali sami, Bane westchnął. Jego kroplówka już się skończyła, więc wyjął sobie wenflon i posprzątał wszystko. Przez chwilę krzątał się w milczeniu, odstawiając narzędzia na ich miejsce, medykamenty do szafy.
W końcu podszedł do Gregorego i spojrzał mu w oczy. Na jego bladej twarzy malowała się powaga, ta sama nieruchoma maska którą miał gdy się pierwszy raz spotkali.
Blondyn był w rozsypce. Bane widział jak reaguje na opowiadanie o Jocelyn. Trawił go wewnętrzny ból, możliwe nawet że pękało mu serce... Ale nie wolno mu było przemilczeć tej sprawy. Żeby poznać 'nowe' zachowanie skrzydlatej kobiety, Greg musiał wiedzieć co zaszło przed Kliniką. Wtedy to nawet Bane'a wprawiło w zdziwienie, trochę też go to zabolało bo ze słów Jocelyn wynikało, że ma zamiar rywalizować z nim o Tulkę.
Westchnął i zaczął sprawdzać dolne kończyny Gregorego, szczypiąc je delikatnie. Po chwili jednak uznał, że nie będzie go wyprowadzał o jego własnych siłach, dlatego też przygotował wózek, wynosząc go z umywalni, gdzie on wcześniej spoczywał.
Rozłożył go sprawnie i ponownie przeniósł wzrok na osiłka.
- Greg, ja... - zaczął popychając wózek bliżej stołu operacyjnego na którym leżał tamten - Wiem jak to jest martwić się o bliską osobę. Wiem też jak to jest ją stracić. - powiedział z powagą - Ale ciebie mogę zapewnić, że nie doświadczysz tego uczucia. Uczucia straty. Przynajmniej nie jeśli chodzi o Jocelyn. - uśmiechnął się kącikami ust, ale oczy pozostały ponure - Zrobimy wszystko by ją wyleczyć. Z tego co ustaliła Julia, nie jest z nią aż tak źle pod względem fizycznym. - jego głos stał się łagodniejszy - A co do psychiki... - westchnął - Nad tym też popracujemy.
Podszedł do Grega i chwytając go pod pachami, dźwignął go w górę. Cholera... teraz blondyn ważył jakby trochę... więcej?
Bane sapnął i pociągnął go ku sobie - był wyższy więc udało mu się go w końcu unieść - po czym ostrożnie posadził go na dostawionym wózku. Cyrkowcowi już nic właściwie nie było, miał wyleczone plecy i pomniejsze rany, jedyne co to szwankowało jego zdrowie psychiczne.
Co przeszedł? Dlaczego już nie tryskał energią jak kiedyś? Gdzie się podział ten niewysoki, sympatyczny Grześ, wesoły ognik który na wszystko znalazł ciętą ripostę?
Bane podszedł do szafki z medykamentami i wrzucił sobie do kieszeni strzykawkę z zapakowaną igłą i kilka ampułek leków. Zamknął ją i wrócił do Grega.
Popchnął wózek i wolnym krokiem skierował się ku sali w której jego przyjaciel mógłby odpocząć.
z/t x2Anomander - 20 Marzec 2017, 21:48 Anomander wszedł na salę operacyjną uprzednio poprosiwszy w Recepcji by Alice zawołała Bane'a.
Czuł się staro. Po raz pierwszy od dawna całym sobą odczuwał to, że nie jest już młodzieniaszkiem, bo choć ciało było relatywnie młode, to dusza była stara.
Zaczął sprzątać salę.
Bane co prawda pouprzątał utensylia i medykamenty do szafek ale sporo było jeszcze do zrobienia. Szybko umył podłogę w sali środkiem dezynfekującym, zdezynfekował stół i jego okolicę a także przygotował narzędzia potrzebne do przeprowadzenia operacji.
Skalpele, nożyczki, haki, rozwieraki , piły, dłuta, młotki i reszta sprzętu leżała na stoliku przy stole operacyjnym szczelnie ukryta pod białą narzutką. Przyprowadził też w pobliże butlę z tlenem i halotanem.
Zdecydował, że dziewczyna tak jak ongiś Julia dostanie narkozę wziewną. Ma już dosyć dużo bólu za sobą i nie ma potrzeby kolejny raz jej kłuć. W prawdzie mógłby podać niezbędne środki przez założony już wenflon, ale i tak uznał, że narkoza wziewna będzie lepsza.
Przygotował salę z aparaturą RTG i odpalił generator prądotwórczy. Muszę pamiętać o tym by go wkrótce ponownie zatankować, tak by uzupełnić ewentualne braki. Żeby tylko w tej krainie było więcej czystego alkoholu ....
Wyszedł i jeszcze raz obejrzał salę krytycznym okiem.
Było czysto, bo czystość to podstawa.
Podszedł do szafki medycznej i uzupełnił zapas w swojej podręcznej apteczce. Przypomniał sobie rychło w czas, że nie zjadł musu. Zapomniał też o śniadaniu. Jak tak dalej pójdzie to zapomni o oddychaniu i w końcu go diabli wezmą. Podszedł ponownie do szafki i wyjąwszy z niej wodę przelał ja do kolby. Z tej samej szafki wyjął sypką glukozę i wsypał kilka łyżek do wody. Zamieszał i wypił. Mikstura smakowała beznadziejne, ale nie o smak w niej chodziło. Musiał uzupełnić cukry.
Umył po sobie kolbę i łyżkę i pozostawił je do wyschnięcia. Glukozę ponownie schował.
Rozpylił środek dezynfekujący w powietrzu, i jeszcze raz zdezynfekował stół operacyjny, tak na wszelki wypadek a później usiadł na krześle, na którym wcześniej usadził Bane'a i czekał na przybycie pozostałych.
Może choć przy tej operacji sobie pośpiewamy ...Bane - 20 Marzec 2017, 22:20 Całą drogę do Operacyjnej zastanawiał się nad tym co powiedział mu Greg. Może blondyn tego nie chciał, ale wbił w serce Bane'a koniuszek noża.
Czy to znaczyło, że ktoś zapłacił mu za zwerbowanie mnie? A może cały czas płaci za utrzymywanie ze mną kontaktów?
Kurwa. Nie. Nie może tak być, przecież Bane nie będzie panikował przy każdej takiej jeździe. MORIA już pewnością o nim zapomniała, pewnie uznali, że się wykończył albo że zabili go w tej popieprzonej krainie.
Zanim dotarł do celu, skoczył do magazynu po nowy, czysty kitel. Przy okazji zmienił ubranie na świeże czarne spodnie i zwykły granatowy T-shirt. Może i dbał o czystość, ale zarazki nie pytają czy nosiciel jest akurat po kąpieli czy nie. A przed chwilą operowali Gregorego, nie wiadomo czy na starym kiltu Bane czegoś nie przenosił.
Świeżo przebrany udał się do Operacyjnej. Postanowił odłożyć na bok wątpliwości. Nie może psuć sobie humoru, już i tak ten dzień dawał mu ostro w dupę. Kac, upodlenie przy Anomanderze, rzyganie... co jeszcze?
Przetarł twarz dłońmi przed wejściem do pomieszczenia po czym nacisnął klamkę i władował się do środka z uśmiechem na twarzy.
- Oto jesteeem! - zawołał śpiewnie wykonując teatralny ruch dłońmi.
Anomander siedział na stołku, w sali śmierdziało płynem dezynfekującym - czyli skrzydlaty przygotował już miejsce do zabiegu.
Bane podszedł do mężczyzny i klepnął go w ramię przyjacielsko. Widział, że coś jest nie tak. Gad wyglądał na przemęczonego, miał trochę nieobecne spojrzenie.
Białowłosy postanowił jednak nie pytać go o samopoczucie bo pamiętał słowa Opętańca o zjedzeniu Bane'a gdy ten po raz kolejny zapyta o stan starszego medyka. A Bane bardzo nie chciał by Anomander go zjadł. Zatrułby się biedak.
- To jak? Jedziemy z Modern Talking czy masz może coś innego na dziś? - zapytał z entuzjazmem bo odpoczynek u Grega i kroplówka którą mu wcześniej skrzydlaty podał, pomogła mu odzyskać siły i zapał do pracy - Nie pośpiewaliśmy u Grega, bo skubaniec chciał być przytomny. Ale mam nadzieję, że pacjentka nie zepsuła nam zabawy taką samą prośbą? - patrzył wyczekująco na starszego lekarza.
Przez chwilę poczuł się dziwnie. Anomander nigdy nie tryskał energią, ale jego stan obecnie był tak przytłaczający, że Bane zaśmiał się nerwowo i odszedł od Opętańca, zajmując się sprawdzaniem czy sprzęt jest już przygotowany.Anomander - 20 Marzec 2017, 22:48 Patrzył jak Bane wchodzi do sali z radosnym okrzykiem. Jakoś nie miał siły by reagować. Zadra, która pojawiła się w sercu skrzydlatego po rozmowie z Jocelyn bolała bardziej niż mógł się spodziewać. Musiał wyjaśnić tą sprawę.
Poczuł klepnięcie w ramię i popatrzył na białowłosego.
- Bane, zanim zaczniemy operować powiedz mi, jak to dokładnie było z Julią. Miałeś na nią ochotę jak była dzieckiem? Tylko powiedz prawdę. Wolę byś powiedział mi najgorszą prawdę niż cokolwiek zataił. – wstał i patrzył na białowłosego - Wiem, że pora nie jest najlepsza, ale zanim zacznę operować muszę to wiedzieć
Wpatrywał się w Bane'a oczekując odpowiedzi.
- Co do śpiewania, to teraz Ty wybierasz repertuar, ja czuję się nieco zmęczony – powiedział ponownie siadając
Cholernie ciążył mu dzisiejszy dzień. A zaplanował go tak fajnie. Nic to, „śmiej się pajacu”.
Kurwa, cytat na dziś: „Śmiej się pajacu”
Westchnął i ponownie spojrzał na Bane'a
- Nie prosiła. Z resztą łamania żeber, wycinania blizn i cięcia na żywca chyba nikt nie lubi znosić będąc w pełni przytomnym.Bane - 20 Marzec 2017, 23:27 Wiedział, że ten dzień, mimo iż się jeszcze nie skończył, będzie jednym z gorszych. Kurwa. Czuł to w kościach.
Anomander zachowywał się jakby był w jakimś transie. Siedział sobie na krzesełku, zmęczony...a tam, zmęczony. Padnięty. Aż tak go wymęczyła ta Jocelyn? Bane pamiętał, że dawała popalić, ale przecież Opętaniec był dużym chłopcem i chyba umiał radzić sobie ze słabszymi kobietami, nie?
Bezpośrednie pytanie Anomandera było jak strzał z liścia w twarz. Albo nie. Z pięści. I to tak, żeby na pewno złamać nos.
Bane wciągnął powietrze zaskoczony i poczuł jak po plecach przechodzi mi dreszcz. Skrzydlaty patrzył na niego tymi swoimi obojętnymi oczami. Czekał na odpowiedź, na prawdę.
Białowłosy podszedł do ściany i oparł o nią czoło. W przypływie agresji uderzył z całej siły o mur, bo zdał sobie sprawę z tego co prawdopodobnie zaszło.
Jocelyn...ta podstępna żmija. Co ona mu powiedziała?
Po chwili wyprostował się i wrócił do starszego medyka. Stanął na przeciw niego i spojrzał mu poważnie w oczy. W jego zielonych źrenicach czaiła się złość.
- Co ci powiedziała? - zapytał wprost, ale nie oczekiwał odpowiedzi. Po dłuższej pauzie odetchnął i poszedł po drugie krzesło.
Wrócił i ustawił je na przeciw lekarza. Usiadł ciężko, pochylając się do przodu. Poczuł się przytłoczony. Kurwa! Dlaczego ten dzień był tak dołujący! Co jeszcze dziś się zdarzy?
- Nie. Nie miałem ochoty gdy była dzieckiem. - powiedział - Na litość boską, wiem że jestem ostatnim sukinsynem, ale za kogo ty mnie masz, van Vyvern? Za pedofila? - zapytał z odrazą w głosie. Zrobił pauzę by zebrać myśli. - Przez te trzy lata poznałeś mnie, wiesz doskonale że czasem miewam..."humory". Tak, fantazjuję o kobietach i wiesz co? Może cię to zaskoczy, ale najbardziej kręci mnie krzyk. - patrzył w oczy starszego lekarza - Nie oznacza to, że w wolnej chwili wyruszam w miasto i gwałcę co popadnie! Kurwa! Anomander! - wstał bo nie wytrzymał. Zaczął chodzić w tę i z powrotem.
Buzowała w nim złość. Miał ochotę udusić Jocelyn, cokolwiek ona nie powiedziała o nim!
- Chcesz wiedzieć wszystko? Chcesz wiedzieć z jakim wariatem pracujesz? - zapytał a w jego głosie dało się słyszeć nutkę rozpaczy - Dobrze. Opowiem ci dlaczego wtedy mnie zaatakowała jako misiek. Bo o gwałcie w Świecie Ludzi już wiesz, nie będę się powtarzał. - usiadł na stołku i odetchnął chcąc w ten sposób się uspokoić. - Gregorego, Jocelyn i Julię poznałem na placu zabaw. Chcieli zwerbować mnie do jakiejś misji, przygody. Ale nie to jest ważne. Lisica Julii, korzystając z tego że dorośli rozmawiali, ukradła z mojej torby piersiówkę i zaniosła ją dziewczynce. Ta, nie myśląc wiele łyknęła - wiesz jak działa moja ślina. Nie dziwne więc że zaczęła panikować. Spadła i złamała skrzydło. Zrosło się przez moją moc, ale beznadziejnie bo potem mała narzekała na ból. - wzruszył ramionami - Poszliśmy do motelu. Kładłem się spać gdy Julia przyszła do mnie z książką. Chciałem oglądnąć tą nieszczęsną książkę z małą, żeby pokazać jej że cieszę się z prezentu! Wziąłem ją na kolana. Dobrze, wiem, błąd. Ale kurwa, skąd miałem wiedzieć, że Julia jest ofiarą kogoś mojego pokroju?! - przetarł dłonią twarz bo zbierało mi się na płacz, ze złości - Odskoczyła, weszła pod łóżko jako lis. Jakoś ją wyprosiłem by wyszła, zmieniła się znowu w dziecko i opowiedziała mi, dopiero wtedy!, co z nią robił Giping. Chciałem dobrze, pomyślałem, że pocieszę ją jakoś kładąc jej dłoń na ramieniu, może przytulając. - skrzywił się - No kurwa! Jak się pociesza małe dziewczynki?! Chyba przytuleniem! Nie wiem, nie miałem córki! Nawet siostrzenicy! - rzucił - Dostałem w twarz, sam przyznałem że mi się należało. Wtedy weszła Jocelyn, zwiało mnie na drugi koniec pokoju. A potem zmieniła się w miłego misiaczka i postanowiła mnie zaatakować. -westchnął - Koniec. Morał jest taki, że wychodzi na to, że lepiej nie pocieszać małych dziewczynek jak się ma ponad trzydzieści lat! - znowu wstał i przeszedł salę.
Podszedł do okna i zerknął. Idzie burza...
Odwrócił się do Anomandera i spojrzał na niego z góry.
- Boli mnie, że po usłyszeniu historyjki od kobiety która mnie nienawidzi, uwierzyłeś jej. Bo uwierzyłeś, prawda? - zapytał beznamiętnie bo nagle przeszła mu złość. Za to serce zakuło go mocno.
Skierował kroki ku umywalni ale nim tam wszedł, odwrócił się do Opętańca.
- Wiesz, że mam swoje słabości. - powiedział poważnie - Nie uwierzę, że nie zauważyłeś gdy wyobrażałem sobie... - urwał, bo nie musiał dodawać - Ale nigdy nie tknąłem dziecka. Nigdy. Niemniej twoje podejrzenia bolą. Bolą jak kurwa mać, wiesz? - rzucił w jego stronę - Z resztą, nieważne. Zaraz będę gotowy do zabiegu. - powiedział i wszedł do umywalni.
Dało się usłyszeć jak puścił wodę ale zaraz szybko ją zakręcił.
- Acha, jeszcze jedno. - zawołał z pomieszczenia - I dzisiaj nie pośpiewamy. Jakoś...nie mam nastroju.Anomander - 21 Marzec 2017, 00:27 Burza szła. Pędziła nad Klinikę jak sęp do ścierwa. O tak, była nawet podobna do sępa. Napływała na czarnych skrzydłach, nic sobie nie robiąc z faktu, że była tym czego akurat najmniej potrzeba. Nastrajała depresyjnie, wszystko robiło się szare i niejakie. Może gdyby świeciło słoneczko wszystko byłoby lepiej?
Anomander obserwował zachowanie Bane'a. Zdawał sobie sprawę, że jego pytanie o to czy jest pedofilem było równie subtelne jak kopniak z podkutego buciora prosto w ryj, albo jak klaps w dziąsło z kolana. Cóż, nie było czasu na gierki słowne i podchody. Za chwilę miał się odbyć zabieg podczas którego musi mieć jasny umysł.
Słuchał tego co białowłosy mówił i skupił się na porównaniu faktów. Sytuacja była analogiczna do tej opisanej przez Julię. Fakt, że oboje łączyła jakaś więź, choćby oparta jedynie na fizycznym pociąganiu, nie miał tu znaczenia.
Nie mieli czasu myśli przepełzła mu przez głowę niczym wąż. Dokładnie, nie mieli czasu by ustalić wspólną linię obrony. Julia ani Bane nie mogli spodziewać się pytania, a co za tym idzie, nie mogli ustalić wspólnej linii obrony. Nie mogło być mowy o tym by spotkali się wcześniej i ustalił, że będzie pytał ich o te nie o inne sprawy.
Czyżby zatem Jocelyn czegoś się spodziewała i czegoś oczekiwała? Chciała zniszczyć, życie Bane'a bo ten zabrał jej Julię? A może była to kwestia tego, że według niej samej zabrał jej przyjaciół za co powinien ponieść karę?
Nie miał czasu nad tym rozmyślać.
Bane wyglądał na autentycznie dotkniętego pytaniem, a Anomander znał go już od jakiegoś czasu i wiedział, że choćby bł niezłym aktorem takiego oburzenia nie byłby w stanie zagrać bez wcześniejszego przygotowania.
Słysząc o wyobrażaniu sobie przypomniał sobie rozszerzone źrenice i dziwny wzrok. Zawsze starał się to ignorować. Uznawał, że w końcu każdy lubi co innego, a dopóki nie skrzywdził nikogo nie było potrzeby interweniować.
- Zauważyłem – kiwnął głową.
Kim był skrzydlaty żeby mówić białowłosemu, że źle się zachowywał wyobrażając sobie takie rzeczy? W końcu dla czystej przyjemności zamęczył człowieka. Przed samym sobą usprawiedliwiał to faktem mszczenia się za Julię i chęcią zdobycia wiedzy. Mógł go przecież uwięzić i zwyczajnie przepytać. Mógł poprosić o naukę i powiedzieć że go podziwia. Nie, on postanowił go zamęczyć a jego ciało pociąć i nakarmić nim psy.
Gdy Bane wszedł do pomieszczenia z umywalnią skrzydlaty spuścił głowę. Miał świadomość, że skrzywdził chłopaka dziwnymi podejrzeniami. Wiedział przecież, sam Bane go ostrzegł, że Jocelyn nienawidzi białowłosego, jednak on dał jej wiarę. Może to dlatego, że uważał ja za ofiarę? W trakcie rozmowy z nią miał wrażenie, że w pewnym momencie ta lekko zalękniona dziewczyna, pełna wewnętrznego smutku zniknęła, a jej miejsce zajęła wredna baba, która swoimi słowami o obecności Julii sprawiła dziewczynie ból i celowo usiłowała skłócić Anomandera z Bane'm.
Chciała zniszczyć mu życie?
Chciała by wylał go z pracy?
Co nią powodowało?
Nie chciał nad tym myśleć. Jedno było pewne, to nie było rozdwojenie jaźni. To nie ba też jaźń wieloraka. To było zwykłe chamstwo, manipulacja i aktorstwo. Podeszła go jak drapieżnik ofiarę.
Nie zasłużyła na prezent.
Anomander wstał, spojrzał w okno i odpalił lampę nad stołem operacyjnym Dziś nie będzie słoneczka. I chuj. .
Wszedł do umywalni akurat gdy Bane wołał, że dziś nie pośpiewają.
- Przepraszam Synku – powiedział obejmując białowłosego - Przepraszam, że Cię zraniłem
Puścił go i wyszedł z umywalni.
Trudno, nie będą dziś śpiewać i jakoś się Bane'owi nie dziwił. On sam też miał serdecznie dość tego dnia.Tulka - 21 Marzec 2017, 08:49 Julia poprowadziła spokojnie Jocelyd do sali operacyjnej. Po drodze zostawiła wszystko w recepcji prosząc o zamknięcie rzeczy w sejfie oraz schowała swoje lisie dodatki. Tak samo jak zrobiła to gdy weszła na salę by sprawdzić czy wszystko w porządku z Cyrkowcami. Tym razem jednak skupiła się bardziej i udało jej się sprawić, że mimo ludzkich uszu słyszała prawie tak dobrze jak na co dzień. Westchnęła cichutko i spięła jeszcze swoją białą jak śnieg grzywkę, by ta nie spadała jej na oczy w trakcie zabiegu, o ile w ogóle będzie mogła brać w im udział.
Uśmiechnęła się lekko do Jocelyn i delikatnie ścisnęła jej dłoń - nie martw się, wszystko będzie dobrze- starała się kobietę jakoś uspokoić, nawet jeśli wcześniej sprawiła jej ból i doprowadziła Anomandera do stanu, w którym Opętaniec pokazał, że jednak nie jest całkowicie gadem - trzy lata temu w tej samej sali pan Anomander i doktor Blackburn pozwolili mi zacząć życie od nowa, naprawiając moje skrzydło oraz usuwając blizny, które miałam na policzkach, tak, żebym nie musiała myśleć o tym co się stało w przeszłości - uśmiechnęła się na to wspomnienie - i wiesz? Pan Anomander nawet wieczorem po zabiegu dał mi pierwszą lekcję latania - poruszyła delikatnie skrzydłami - będę cały czas przy Tobie więc nie musisz się o nic martwić, jak stąd wyjdziesz nie będzie już śladu po tym co Cię spotkało przez te trzy lata - puściła rękę Jocelyn. Miała nadzieję, że jakoś ją te słowa uspokoją. Że nie będzie się tak tego obawiała.
Otworzyła drzwi i wpuściła skrzydlatą przodem. Akurat, gdy Anomander zniknął w umywalni. Bane'a nie widziała. Skrzywiła się lekko czując płyn do dezynfekcji, drażnił jej nos, ale powstrzymała się przed kichnięciem.
- Usiądź na razie- pokazała jej stół.
Dzięki wyczulonemu słuchowi słuchowi usłyszała słowa skrzydlatego. Uśmiechnęła się na nie. Nie miała zamiaru pytać jak Anomander zranił białowłosego. Może zadał jej to samo pytanie, które usłyszała wcześniej Tulka? Na temat ich relacji gdy była jeszcze dzieckiem? Nie wiedziała tego i nie będzie tego momentu psuć.
Gdy Opętaniec wyszedł z umywalni, uśmiechnęła się do niego, a w jej oczach mógł zobaczyć wdzięczność. Wdzięczność za to, ze mimo tego co usłyszał nadal potrafi traktować Cyrkowca jak swojego syna.
- Pacjentka jest gotowa do zabiegu - powiedziała spokojnie po czym odsunęła się lekko od stołu, chcąc dać Anomanderowi przestrzeń do dalszych działań - czy ja... - zaczęła niepewnie -czy ja mogłabym asystować przy zabiegu? - zapytała w końcu. Mógł zobaczyć, że bardzo jej na tym zależy. Nie chciała przeszkadzać, tylko pomóc i miała nadzieję, że Dyrektor wyrazi na to swoją zgodę.