Jocelyn - 16 Marzec 2017, 16:54 Ledwie przybyła do kliniki a już miała jej dość. Ogólnie ten dzień był chory. Miała go po dziury w nosie.
Tego dnia. Wydarzeń z nim związanych. Ludzi. I samej siebie.
To ostatnie przede wszystkim. Najchętniej zwinelaby się gdzies w kłębek, zamknęła oczy i obudzila się gdy będzie po wszystkim. Ale to było niemożliwe. Nawet dziecko to wie.
Z resztą. Jej ciało juz nie pamięta jak to jest spać dłużej niż 3/4h bez przerwy.
Widziała wyraźnie że jej odpowiedz nie do końca podpasowała Julii. Trudno. Nic więcej nie powie. Na pewno nie jej. Gregory też się nie dowie. Chociaż on pewnie nawet by nie chciał.
Nie po tym wszystkim.
Gdy dziewczyna skończyła notować i powiedziała to swoje polecenie, Joce tylko westchnęła i ociężale ruszyła na schody a po nich na górę.
W sumie. Minęły trzy lata. Wiec Opętaniec ma teraz jakieś 15 lat... A z wyglądu Jocelyn dałaby jej jakieś 18/19. Czyżby to kraina Luster tak dziwnie wpłynęła na jej ciało? Ale... Czy naprawdę jest to takie dziwne? Przecież u ludzi jest teraz nawet moda na coś takiego...
Francuzce jedno nie pasowało. Możliwe że jej się wydawało ale... Nie. Ta broszka była robiona na prywatne zamówienie. Matka sama ją zaprojektowała. Czysty, gładko oszlifowany szafir, srebrna płytka pod nim, na której jest wygrawerowany ulubiony kwiat Sophie. Goździk. A na odwrocie jej inicjały. S. DV. Nie ma mowy o pomyłce.
Broszka którą spostrzegła na toaletce kolo łóżka . Gdy Julia odwróciła się na chwilę Joce po nią sięgnęła i się jej przyjrzała.
Tylko... Dlaczego Julia ją ma? Przecież matka się z nią nie rozstawała. No... Do czasu. Jakieś piętnaście lat temu przestała nagle ją nosić. Mówiła że wyszły z mody ale... Młoda trucicielka przeszukała cały dom. Ani śladu broszki.
Przez to rozmyślanie znowu automatycznie wykonywała polecenia. Polozyla się na pseudo łóżku i dała przykryć. Dopiero gdy lisica wyciągnęła jej rękę i przejechała palcami po jej zgięciu, ocudziła się.
- Skąd masz te broszke? - zapytała trochę zbyt oschle. Co jednak poradzić. Ile lat nie mija ona ciągle czuje rozdzierającą tęsknotę za domem. Jej wzrok był obojętny i taki pozostał gdy dziewczyna wkłuła się w jej dłoń. I don't care about it. Śmiesznie. Dlaczego wbija jej się w dłoń? Czyżby żyły Jocelyn też były tak cienkie jak jej ego w tym momencie?
Dostała kroplowke. Jak fajnie. Tylko tego brakowało. By jakieś paskudztwo wlewało się w nią dożylnie.
Na wieść o tym że pielęgniarka idzie do Grega sprawdzić co i jak ale zaznaczając że "pacjentka" ma być grzeczna, Joce tylko machnela ręką pospieszajac ją. Jej serce galopowalo a umysł znowu stanął w chaosie. Oby wszystko się udało. Oby z tego wyszedł. Greg...
Gdy ta w końcu wyszła, Joce dosłownie legła plackiem i wpatrywała się w sufit. W kroplowce musiało być coś jeszcze bo pomimo tego strachu, stresu i żalu czuła się spokojna a jej myśli stały się klarowne. To była taka... Miła odmiana.
Pierwszy raz od dawna nie słyszała tego dziwnego szumu który momentami brzmiał jak szepty.
- Oh... Greg - zakryła oczy z których pocieklo pare łez. Gdy leki zaczęły na dobre działać, po prostu leżała i liczyła sekundy.
1...10...100...1000...itd.Tulka - 16 Marzec 2017, 23:48 Wychodząc z operacyjnej zdjęła czepek i maskę, które i tak okazały się niepotrzebne. Użyła mocy, by wrócić do swojej właściwiej formy, czyli tej z uszami i ogonem i przystanęła na moment. Poruszyła lekko swoimi lisimi dodatkami i ruszyła w stronę pokoju, prowadząc tam Anomandera. Zawsze musiała się najpierw przyzwyczaić do otaczających ją dźwięków, gdyż słyszała je po przemianie o wiele wyraźniej. Przy zamianie w lisa nie było takiej konieczności, w końcu miała tak dobry słuch jak lis. Jednak jeszcze nie do końca opanowała swoją moc i nie umiała sprawić, że mimo ludzkich uszu, słuch się zmienia tylko nieznacznie, tak jak to zrobiła w przypadku zmysłu powonienia. Robiła to automatycznie, przez co właściwie cały czas miała wyczulony węch.
Poprowadziła Anomandera do skrzydła mieszkalnego, do swojego pokoju. Po drodze lekko poruszała swoim ogonem, by znów się do niego w pełni przyzwyczaić. Ale ta forma na pewno stała się tą bardziej naturalną dla niej niż wygląd normalnego Opętańca. Już się przyzwyczaiła do swojej inności i polubiła ją. Czuła się w niej o wiele bardziej swobodnie niż w ludzkim ciele.
Gdy doszli do jej pokoju, zapukała lekko, by uprzedzić, że wchodzą i bez słowa weszła do środka i widząc, że na dole Jocelyn nie ma, odetchnęła z ulgą - pacjentka jest na górze- powiedziała spokojnie i skierowała się w tamtym kierunku. Gdy podeszła do legowiska i okazało się, że Jocelyn nie śpi, postanowiła przedstawić ich sobie -panie doktorze to jest Jocelyn D'Voir - przedstawiła najpierw kobietę -Joce to Dyrektor tej placówki, doktor Anomander van Vyvern - wskazała na Opętańca - pan doktor chciałby z Tobą porozmawiać. - zakończyła.
Podeszła do kroplówki by ją sprawdzić, oraz zerknęła na rękę, czy Joce nie wyrwała sobie wenflonu. Westchnęła cichutko widząc, że wszystko je w porządku i skierowała swój wzrok w kierunku Anomandera, czekając czy wyda jej jakieś polecenie czy ma zostać czy jednak ma ich zostawić samych. Nie miała zamiaru jednak wtrącać się czy przeszkadzać w ponownym przeprowadzeniu wywiadu przez lekarza.Anomander - 17 Marzec 2017, 23:26 Szedł za Julią bez pośpiechu. Jego myśli krążyły wkoło nowo przybyłej Pacjentki z zaburzeniami psychicznymi i pozostawionego w białowłosym Gregorego. Zastanawiał się co dokładnie stało się dziewczynie? Czemu nie lubi Bane'a? Czemu jest agresywna? Krok po kroku przechodził do kolejnych myśli. Zastanawiał się do czego właściwie mogły być używane stworzenia z projektu GRF? Bardzo chciał sprawdzić Grega i dowiedzieć się, czy badania, które ongiś wykonywał dla Morii w jakikolwiek sposób wpłynęły na jego powstanie? Czy miały jakikolwiek wpływ na proces kreacji i doboru osobników? Czy da się określić na ile procent ten mały osiłek jest tylko zwierzęciem, a może jest w nim więcej z człowieka?
Na chwilę oderwał się od przemyśleń snutych na temat wartości i zdolności Grega a po części także i innych Zwierzomachin. Przeniósł wzrok na idącą prze nim Julię. Nie uszedł jego uwadze fakt, że u dziewczyny, po wyjściu z sali, ponownie pojawiły się dodatkowe elementy ciała. Znakomicie! Umiejętność zmiany wyglądu była tym brakującym elementem, którego potrzebował aby zamknąć w ramy swój dość dalekosiężny plan. To była swoista wisienka na torcie i bita śmietana na gofrze, z tą jednak różnica, że o wiele bardziej przydatna. Bane był lekarzem i posiadał aktualne uprawnienia a to już jest pierwszy plus. On sam ma pieniądze i środki, to daje drugi plus. Teraz doszła do tego jeszcze nowo wykształcona moc Julii. Fakt, że mogła w ograniczonym zakresie modyfikować swój wygląd był ważny, ale najważniejsze było to, miała możliwość przypominać normalnego człowieka. Bez lisich przydatków.
Gdy weszli do pokoju Julii powstrzymał chęć, by się porozglądać jak cham wpuszczony do królewskiego pałacu. Udał się za dziewczyna gotowy interweniować w razie niespodziewanych trudności.
Gdy Julia przedstawiła Pacjentkę, i zabrała się za przedstawianie jego, Anomander ukłonił się. Nie przesadnie nisko, ale też na tyle by oddać szacunek damie, w końcu imię i nazwisko młodej kobiety pochodziło ze Francji. Tę krótką chwilę pokłonu wykorzystał by przyjrzeć się dziewczynie od stóp do głowy. Jocelyn nie wyglądała jak okaz zdrowia, ale do więźnia obozu też było jej daleko.
- Bonjour mademoiselle, – powiedział z wyczuwalnym, twardym akcentem wskazującym na to, że choć język francuski znał dość dobrze, to nie gościł on często na ustach skrzydlatego- pouvez-vous me dire comment vous sentez-vous maintenant?
Zapytał siadając siadając przy biurku tak by stale patrzyć na Pacjentkę.
Co ci się stało ptaszyno? Jocelyn - 18 Marzec 2017, 00:39 Ponure rozmyślania nad pustką w jej duszy zostały przerwane.
Najpierw usłyszała szuranie butów a następnie głosy na dole pokoju Julii.
Ani chwili spokoju. Z drugiej strony. Wiadomości o Gregu!
Usiadla na łóżku i niestety musiała rozprostowac skrzydła na tyle ile to możliwe. Zdrętwiały jak to miały w zwyczaju co było bardzo nie komfortowe.
W napięciu liczyła każdy ich krok. Tak. Julia nie wróciła sama. Sądząc po odglosach był to ktoś sporej postury. Miał ciężki chód.
No i weszli na pol pietro. Julia i jakiś mężczyzna. Mężczyzna ze skórzanymi skrzydlami, rzeczywiście sporej postury. Miał wokół siebie wladcza i dość mroczną aure. Jednak miała szczeliny. Tak. Joce jesteś pieprznieta jak nic...
Anomander Van Vyvern. Cóż za ciekawe imię. No i to nazwisko. Pasuje mu jak ulał. Smok. Smok z przyciągającym spojrzeniem. Joce poczuła się dziwnie. Zrobiło jej się niedobrze ale powstrzymała odruch wymiotny. Czuła wyraźny zapach krwi. A może to jej wyobraźnia? Zirytowala się że Julia nie mówi od razu co z Gregiem. Przecież ona sama w tym momencie nie jest ważna... Do cholery czemu nikt tego nie rozumie?
Mężczyzna wywarł na niej jednak dobre wrażenie. Lekko się uklonil i przemówił w jej ojczystym języku. Serce jej szybciej zabiło po czym rozlala się w nim odrobina ciepła. Tak dawno nie słyszała tego języka. A tak bardzo tego pragnęła...
Julia miała jakaś dziwna minę. I resztki rumienca na policzkach. Co tu sie do jasnej ciasnej wyprawia?
Dyrektor placówki do niej się osobiście pofatygowal.
Nie. Przecież... To niemożliwe. On musi żyć. Jocelyn mimo swej trupiej bladosci, zzieleniala. Jej spojrzenie stało się puste.
- Miło mi pana poznać. Przepraszam za te nie uprzejmość jednak... Co... Jak się czuje Gregory? - zapytała nadwyraz spokojnym głosem.
- Je peux. Mais en privé.- jej akcent był miły dla uszu a słowa wypadły z jej ust z naturalną płynnością. Tak dobrze było znowu używać tego języka. Poczuła się trochę tak jakby... Jakby namiastka domu została jej nieświadomie ofiarowana.Tulka - 18 Marzec 2017, 01:12 Julia uśmiechnęła się do Jocelyn, chciała jej jakoś dodać otuchy. Widziała, że kobieta się denerwuje. Do tego te rozpostarte skrzydła. Czyżby ją bolały? Patrząc na to w jakim są stanie, nie dziwiła się. Do tego nie wiedziała jak dawno kobieta została okaleczona.
Spojrzała zaciekawiona na Anomandera, gdy ten zaczął mówić do skrzydlatej w jej ojczystym języku. Uśmiechnęła się na to. To powinno też trochę przekonać Joce do lekarza. Zaskoczył ją tym trochę. Czego ten facet jeszcze nie umie? Przeszło jej przez myśl.
Nie zdziwiła się, ze Joce zapytała o Grega. Odkąd przybyli do Kliniki zdawała się bardziej przejmować nim niż sobą. Julia martwiła się o Jocelyn. Naprawdę nie było z nią dobrze i trzeba było się nią zająć. To ją smuciło i to bardzo. W końcu traktowała Joce jak własną siostrę. Naprawdę jej szukała, choć miała ograniczone możliwości. Nie mogła działać na własną rękę, a za bardzo nie miał jej kto w tym pomóc. Mimo, że dzięki temu iż została członkiem Stowarzyszenia miała sporo nowych znajomości, nie mogła po prostu poprosić o znalezienie jej. Owszem prosiła jednego z członków, ale niestety szybko przerwał. Musiał się zając swoimi obowiązkami, przez co nie miał czasu, a Tulka nie naciskała.
- Zabieg już się skończył, ale myślę, że pan doktor lepiej Ci powie co z Gregiem, jednak nie martw się, patrząc na to jak się z doktorem Banem przekomarzali to już nic nie zagraża jego życiu - uśmiechnęła się do niej. Nie chciała zdradzać za wiele, ale nie chciała tez żeby Jocelyn się o niego za bardzo martwiła. Miała też nadzieję, że nie powiedział za dużo. Zerknęła więc na siedzącego przy biurku lekarza.
Słysząc odpowiedź kobiety, westchnęła cichutko -to ja może zejdę na dół, jakbym była potrzebna, chyba, że mam całkiem opuścić pokój? - spojrzała na Anomandera pytająco.
Jeśli nie miał nic przeciwko, zabrała szybko z biurka szkicownik, ołówek, magiczną kredkę (taką samą jak ta, którą dostała od Bane'a na urodziny, trzy lata temu) i gumkę do gumowania, po czym w zależności od tego, czy miała opuścić pokój czy nie, albo wyszła z pokoju i usiadła pod drzwiami zajmując się rysowaniem, albo usiadła na kanapie. Amber szybko do niej wtedy dołączyła, kładąc się obok niej. Dziewczyna głaskała chwilę lisiczkę, zamyślona, wpatrując się w czystą kartkę, po czym zaczęła szkicować. Skoro nie miała nic innego do roboty, zaczęła odtwarzać powoli tatuaż, który Joce miała na plecach. Miała nadzieję, że jakoś uda jej się go zrekonstruować i kto wie, może Anomander zgodzi się, żeby dziewczyna umieściła malunek na plecach kobiety zaraz po operacji. Chciała zrobić skrzydlatej niespodziankę. Fragmenty malunku nie wyglądały na takie, które się robi po pijaku i chce jak najszybciej pozbyć, lecz na takie, które się powinny podobać.
Jeśli Anomander wydał Tulce inne polecenia ta poszła wykonywać je bez słowa sprzeciwu, bądź też została przy Opętańcach.Anomander - 18 Marzec 2017, 14:59 Przez chwilę obserwował dziewczynę ze swojego stanowiska przy biurku zastanawiając się, czy udzielić jej jakichkolwiek informacji na temat Gregorego. Finalnie uznał, że jeśli dziewczyna rzeczywiście ma problemy psychiczne to informacja, że wszystko jest dobrze może jedynie pomóc a nie zaszkodzić. Metoda pomostu i pozytywnych wzmocnień. Poza tym owa Jocelyn i Gregory byli czymś na kształt pary, a ustawa o ochronie danych osobowych tu nie obowiązywała. Na dobrą sprawę Anomandera nie obowiązywała nawet tajemnica lekarska.
- Jeśli chodzi o Gregorego to proszę się nie obawiać, zabieg się udał wręcz znakomicie – powiedział spokojnym łagodnym głosem. Specjalnie użył słowa „zabieg” a nie „operacja” aby nie powodować u dziewczyny, która w końcu była sprawcą zamieszania, dodatkowego niepokoju, stresu czy poczucia winy - stracił w prawdzie sporo krwi, zatem jest nieco osłabiony, ale po ranach pozostało już tylko wspomnienie. Ja zaszyłem rany a Pan Ordynator naprawdę ładnie je wygoił. Pacjent dostał też kroplówki z elektrolitami i sporo soli fizjologicznej, zatem za kilka dni, gdy szpik wyprodukuje nowe krwinki, a produkuje ich prawie sto dwadzieścia milionów na minutę, będzie z nim całkowicie dobrze.
Cóż, dziewczyna nie wyglądała najlepiej. Poza wypoczynkiem i leczeniem potrzebowała jeszcze dobrego pożywienia i witamin. Postanowił zacząć od czegoś delikatnego.
- Julio, mam prośbę, czy mogłabyś podejść do kuchni albo do Alice i poprosić o trzy przeciery owocowe i dzbanek herbaty z mlekiem dla naszej trójki? – zapytał przez chwilę patrząc na Julię i ponownie przenosząc wzrok na Jocelyn- Mam nadzieję, że nie obawia się Pani zostać ze mną w pokoju? Jeśli jednak woli Pani by Julia została w pokoju, powiedzmy na dole, to nie ma najmniejszego problemu. – spojrzał na Julię - Masz jeszcze ten dzwonek, który dała Ci Alice gdybyś się źle czuła?
Jeśli Jocelyn wybierze opcję by Julia została w pokoju, to Anomander poprosi by ta zadzoniła dzwonkiem i zeszła na dół.
- Mam nadzieję, że Pani spróbuje? Nasz kucharz robi wyborny mus z jabłek i gruszek z odrobiną czerwonego wina, który podany z ciepłą herbatą zaprawioną mlekiem tworzy prawdziwą poezję smaku.
Popatrzył na nadgarstki dziewczyny szukając Animicusa.
Jeśli Jocelyn miała go na ręku grzecznie zapytał, czy może go zdjąć razem z ewentualnymi innymi ozdobami na czas badania. Wytłumaczył, że chodzi o to by móc zbadać puls na obu rękach eliminując wszelki objawy ucisku na żyły oraz wykonać później prześwietlenie całościowe, bez zakłóceń powodowanych przez bransoletki i inne obiekty. Powiedział, że gdy będą szli może go zdeponować w sejfie Kliniki, z którego to sejfu, ma możliwość odebrać depozyt przez całą dobę.
Prawda była taka, że bał się iż dziewczyna zamieni się w jakieś niebezpieczne zwierzę i zmuszony będzie z nią walczyć a może nawet zabić. Wolał unikać takich dodatkowych atrakcji, choćby nawet ze względu na to, że dziewczyna z wyglądu kogoś mu przypominała, nie pamiętał kogo. A może nie chciał pamiętać?
Jeśli Jocelyn nie przeszkadza zostanie ze skrzydlatym w pokoju a Julia wyszła z pokoju, Anomander spojrzał na młodą kobietę
- Proszę, powiedz mi co się stało, a obiecuję, że dołożymy wszelkich starań by Ci pomóc.Jocelyn - 18 Marzec 2017, 16:58 Więc z Gregiem wszystko dobrze. Poczuła jak ciężar z serca trochę opada. A już na pewno opadlo zdenerwowanie i stres a mięśnie choć na chwilę się rozluznily. Westchnęła drżąco a z jej oczu splynely dwie zblakane łzy. Które z resztą czym prędzej otarla. Spięte mięśnie twarzy również się rozluznily. Na jej ustach przez ulamek sekundy można było spostrzec cień uśmiechu który kiedyś był radosny i pełen nadziei.
Gregory przekomarzał się z Banem... Nigdy nie zrozumie tej ich zażyłości. Ona sama nigdy nie byłaby zdolna do tego by ufać komuś takiemu jak Bane. I to na tyle by się z nim przyjaźnić. Prawdę mówiąc. Czy ona kiedykolwiek komuś zaufa na tyle by stał się jej przyjacielem? Nawet Greg nim nie jest. Kocha go ale to coś całkiem innego.
Przekrecila głowę i spojrzała na naturę za oknem a w jej oczach można było dostrzec tęsknotę tak głęboką że aż się ciężko robiło od samego patrzenia.
Jedzenie. Słysząc o co poprosił dyrektor Julie, Jocelyn się skrzywiła. Miała nadzieję że nikt nie będzie próbował jej zmusić do jedzenia. Wystarczyło że sama musiała się do tego zmuszać by nie paść trupem. Mimo wszystko łapała się wszystkiego by zostać przy życiu. Nawet jeśli coraz bardziej się tym krzywdziła.
Skierowała spojrzenie na postawnego mężczyznę. Nie czuła względem jego osoby strachu. Nie większego niż względem każdego człowieka. Tak. Jocelyn boi się ludzi. Jak dziki ptak zamknięty w klatce postawionej na srodku sali pelnej ludzi.
Pokręciła więc głową.
-Allez Julio. Je veux être seul avec le directeur. - powiedziała spokojnie. Nie chciała jej wyganiać ale wiedziała że to już i tak jest dla niej zbyt trudne. Cały ból trzymała w sobie. Przez całe życie. Zarówno trzymała w sobie wydarzenia z piwnicy wujka jak i swoją samotność przez te wszystkie lata. Samotne drzewo w lesie. Trzymała w sobie rozpacz związana z utratą najpierw kapelusznika który był w jej mniemaniu dla niej kimś wyjątkowym kto pozostanie na zawsze w jej sercu, jak i kochającej rodziny. Trzymała w sobie całą game emocji związanej z upokorzeniem nocy sprzed trzech lat. To wszystko ją niszczyło. Zżerało od środka zabierając wszystkie dobre wspomnienia i uczucia.
Ten nieznajomy będzie pierwszą i najprawdopodobniej jedyną osobą która usłyszy jej historię.
Nie odpowiedziała na pytanie o to czy zje. Odpowiedź była raczej zbyt oczywista. Dyrektor musiał zdawać sobie z tego sprawę.
Podrapala się w szyje gdy poprosił by zdjęła wszystkie ozdoby. Zachaczyła o coś palcem. Zmarszczyla brwi i spojrzała w dół. Skąd ten naszyjnik? Wyciągnęła go spod bluzki. Wisiały na nim dwa pióra. Pióra jej i Julii. Nie ma mowy o pomylce. Pióro z jej skrzydeł. Jej pięknych diamentowych skrzydeł. Ból zakłuł ją w sercu. Skąd ona je ma?
Pokręciła głową sama do siebie, mamrocząc coś pod nosem. Znowu pojawił się ten dziwny szum jakby szept. Agh. O co chodzi...
Zdjęła naszyjnik z pewnym wahaniem. Następnie odkryła nogi i zdjęła z kostki animiciusa. Kolczyków nie nosiła juz jakiś czas więc to były wszystkie ozdoby jakie miała na sobie. Polozyla je na razie na legowisku.
Prosi i chce pomóc. To takie miłe. Joce od trzech lat nie doświadczyła nic równie miłego. Niby nic wielkiego ale dla kogoś takiego jak ona było to czymś co usunęło na chwile te tame która ją blokowała. Spojrzała poważnie na mężczyznę.
- Nie jestem pewna czy mnie pan zrozumie ale łatwiej mi będzie mówić w ojczystym języku. I prosiłabym o cierpliwość i nieprzerywanie. Na wszystko w końcu przychodzi czas - założyła opadające, lekko wilgotne włosy za ucho. Przez ten czas Julia wyszła. W pokoju zapanowała napięta cisza.
Zamknęła oczy. Wiedziała że czyta się z nich jak z otwartej księgi. Pytanie tylko czy jest gotowa by te księgę całkiem otworzyć przed tym mężczyzną?
Zacisnela drżące ręce na kołdrze. Tak. Teraz albo już nigdy.
- Mam nadzieję że nie będzie pan miał problemu ze zrozumieniem co mówię. Po prostu gdy będę mówiła w ojczystym języku będzie mi trochę łatwiej. A zacznę od samego początku. Od dnia w którym się urodziłam. W małej ale dobrej rodzinie. Dbano o mnie o otaczano miłością. Byłam córeczką tatusia. Mama zawsze była dość chłodną osobą. Często widywaliśmy się z resztą rodziny. Najczęściej z wujkiem Emanuelem.
Byłam radosnym dzieckiem. Choć zawsze samotnym. Z jakiegoś powodu inne dzieci mnie unikały. Nawet w szkole.
Moimi towarzyszami były więc książki.
I tak sobie beztrosko żyłam. Córeczka tatusia którą się wszędzie chwalił.
Zmiana nastąpiła gdy miałam 6 lat. Rodzice zostawili mnie pod opieką wuja. Zawsze źle znosiłam długie podróże a nie chcieli mnie męczyć. Wyjechali do Japonii. Ojciec był dyrektorem znanej sieci farmaceutycznej i miał tam podpisać ważną umowę.
Lubiłam wujka więc nie miałam nic przeciwko.
Koszmar zaczął się drugiej nocy. Przyszedł do mnie do pokoju i mnie obudził. Zaspana poszłam z nim. Mówił że pokaże mi coś ciekawego. Mówił że mi się to spodoba. Jednak przestało być fajnie już na wstępie. Gdy zorientowałam się że idziemy do piwnicy.
Byłam jednak grzecznym dzieckiem więc weszłam tam z nim.
Cały biały pokój a na jego środku fotel taki jak na sali operacyjnej. Posadził mnie na nim. Przypiął moje ręce i nogi pasami.
Zaczęłam płakać więc zamknął drzwi. I się rozebrał. Całkiem.
Bałam się. I to tak bardzo. Wujek był jakiś inny. Patrzył się na mnie inaczej. Wziął nożyczki i ściągnął ze mnie piżamkę.
Następnie rozszerzył mi nogi i zaczął obmacywać. Kazał być cicho. Mówił że to nic złego. Pytał czy chce by wujek był szczęśliwy.
Płakałam i się wyrywałam ale to na nic się zdało. Byłam dzieckiem. Dokładnie tydzień przed moimi urodzinami zgwałcił mnie. Rozumie pan? Po tym jak się na mnie spuścił, z szyderczym uśmiechem mi groził. Nikt Ci nie uwierzy. To twoja wina. Bezczelnie mnie kusiłaś.
Nie rozumiałam. Bałam się. Wszystko mnie bolało.
To się powtórzyło jeszcze pare razy. A ja nikomu nic nie powiedziałam. Coraz bardziej zamykałam się w sobie. Radosne dziecko stało się dzieckiem które się boi byle huku. Bałam się ludzi. Nie dawałam się nawet pogłaskać własnemu ojcu.
Wujek wyjechał. A ja musiałam z tym żyć. Z czasem zdawałam sobie sprawę z tego co się stało. Stałam się świadoma. Czułam się brudna. Gorsza.
Ale żyłam.
Gdy miałam 9 lat matka się zmieniła. Popadła w depresję. Nie wiedziałam znowu co się dzieje. Szepty za plecami. Dorośli nic nigdy nie mówią dzieciom.
Moja mama się ode mnie odsunęła.
I tak to wyglądało do moich szesnastych urodzin. Spotkałam wtedy osobę stąd. Chłopaka w dziwnych kapeluszu. Tak wyszło że się do siebie zbliżyliśmy. Ufałam mu a on mi. Opowiedział mi o swoim świecie. I pewnego dnia zniknął.
Mam nadzieję że rozumie pan dlaczego poszłam go szukać i tu trafiłam. Był jedyną osobą spoza mojej rodziny którą uważałam za ważną. Pierwszy przyjaciel jeśli można to tak nazwać. Naprawdę był ważny.
I tak trafiłam tutaj.
Zaatakował mnie wirus. Cierpiałam znowu w samotności. Zdala od rodziny. Gdy skrzydła rosły czułam ogromny ból. Chciałam umrzeć. Ale jakoś się po zbierałam. Żyłam sama. Znowu. Uczyłam się korzystać z nowych umiejętności. Uczyłam się przetrwania w tym dziwnym świecie. Jakoś mi się udawało.
Gdy skończyłam 19 lat, została przydzielona mi misja. Piraci, szpiegowanie. Załoga. To była moja szansa. Chciałam być otoczona ludźmi którzy mnie akceptują. Poznałam Grega i Julie. Czułam się potrzebna i ważna. Popełniłam masę błędów. Ale i to zepsułam. Pogubiłam się w tym wszystkim. Nabrałam za dużo na swoje barki. W lesie... Wydawało mi się że widziałam ten znajomy kapelusz. Kapelusz Mortiego. Pobiegłam za nim. Ale to nie był on. Nie potrafiłam wrócić. Wstyd i smutek mnie zaślepił. Byłam zła na nich wszystkich. Na Bane'a który obmacywał 12 letnią Julie którą zajęłam się jak własną siostrą. Czułam się za nią odpowiedzialna. Gdy weszłam do jego pokoju w hotelu i zobaczyłam ją na jego kolanach. A potem ona mi powiedziała że on ją tylko dotykał. Następnie on powiedział mi że Julia została kiedyś zgwałcona... Poczułam się oszukana. Wybuchłam. Prawie go zabiłam.
Najgorsze było to że i Greg i Julia chcieli by ten drań był blisko. Chcieli go w swojej załodze. Ufali mu. Gorycz którą czułam narastała. Widziałam jak on mi ich odbiera. Jak oni się ode mnie oddalają. Znowu byłam sama.
Dlatego nie mogłam wrócić. Bałam się. Jak całe moje życie.
Później wydarzyło się coś przez co próbowałam parę razy się zabić.
Gdy wracałam nocą z jakiegoś pabu napadli na mnie. Grupa podpitych mężczyzn. Szukali zwady. Było ich za dużo. Najpierw mnie skrępowali. Kopali, bili, wyzywali. Potem pocięli mi plecy, pare razy dźgnęli. Ale tak bym nadal żyła. Złamali mi żebra i skrzydła. A potem? Potem odcięli mi je. Śmiali się podczas gdy ja byłam w agonii. Jeden z nich uznał że będzie jeszcze zabawniej. Ściągnął spodnie i się po prostu na mnie zesikał. Zostawili mnie tak a ja czekałam. Czekałam na śmierć której tak bardzo wtedy chciałam. Miałam już dość. Znalazł mnie jednak jakiś były lekarz. Zajął się mną. Gdy poczułam się lepiej po prostu uciekłam. Zaczęły się zaniki pamięci. Budzenie się w miejscach których nie znam. Stany lękowe. Paniczny strach przed ludźmi. Problemy z jedzeniem. Unikałam wszystkiego. Zaszyłam się w jakiejś świątyni. Mieszkał tam jakiś starzec. Który umarł po roku.
Moja izolacja trwała trzy lata. Trzy lata męki. Czekałam i błagałam. By ktoś się zjawił i wyciągnął do mnie rękę. Czekałam na Grega. Na Julię. Nawet na ojca. Ale nikt się nie zjawił. Lata mijały a ja? Jestem zniszczona panie Anomanderze. Całkowicie. - jej akcent się nie zmieniał. Podczas mówienia jej głos był spokojny. Jednak nieświadomie wbiła sobie paznokcie w dłonie które krwawiły plamiac pościel Julii. Przeżywała teraz to wszystko jeszcze raz. Rozdrapała rany które zaczęły krwawic na nowo. To wszystko tak bardzo bolało...Tulka - 18 Marzec 2017, 18:12 Odetchnęła w duchu, słysząc, że Anomander postanowił jednak zdradzić Joce w jakim stanie znajduje się Greg. Powinna to wiedzieć, może dzięki temu poczuje się lepiej. Widziała jak kobieta się rozluźniła. To dobry znak.
W trakcie odpowiedzi Anomandera, Tulka zwróciła uwagę, że kroplówka się już skończyła. Odłączyła ją więc i zdjęła z wieszaka. Słysząc jego prośbę, przytaknęła głową, jednak poczekała na decyzję Jocelyn. Nie chciała jej zostawiać samej. To nie tak, ze nie ufała Anomanderowi bo ufała, ale chyba w takich sytuacjach lepiej, żeby ktoś kogo się zna był w pobliżu prawda?
Słysząc pytanie o dzwonek, zamyśliła się na moment. Odłożyła kroplówkę na toaletkę i weszła na moment na legowisko, by wyciągnąć z kąta dzwonek. Tam jej było najłatwiej po niego sięgnąć i nie bała się, ze go gdzieś przez przypadek przesunie.
Postawiła go na biurku by Anomadner miał w razie czego do niego dostęp.
Coś tak czuła, że Jocelyn nie będzie chciała przy niej rozmawiać. Spuściła wzrok na moment ale po chwili uśmiechnęła się - to ja pójdę po ten mus- powiedziała tylko i zabrawszy kroplówkę, wyszła z pokoju.
Nie spieszyła się. Nie było po co. Jocelyn była z Anomanderem, więc jeśli by poczuła się gorzej, lekarz na pewno jej pomoże. Chciała dać im czas na rozmowę. Szła spokojnie rozmyślając i zastanawiając się co takiego Joce przed nią ukrywa...Anomander - 19 Marzec 2017, 00:38 Julia poszła po mus a Anomander słuchał mając świadomość, że informację tę usłyszy tylko jeden raz. Oparł się łokciami o kolana, złączył palce opuszczając nieco dłonie i trwał w tej pozycji skupiony na tym co dziewczyna mówiła. Od ponad trzydziestu lat nie słyszał francuskiego, a choć sporo czytał w tym języku, nie mogło się to równać ze słuchaniem. Cóż, w Krainie Luster nie było ani radia ani telewizji. Skoncentrował się zdecydowanie bardziej niż zazwyczaj w rozmowie z ludźmi i wytężając się do granic możliwości zrozumiał praktycznie wszystko. Prawdopodobnie zrozumiał tylko dla tego, że Jocelyn starała się mówić powoli, dokładnie i krótkimi zdaniami. Kilka słów pozostało dla niego tajemnicą, ale postanowił że nie będzie o nie pytał. Cóż, trzeba się było uczyć z nowszych podręczników niż „jedyny słuszny” Derger wydany w 1856 roku, którego przekładano na prawie wszystkie języki i drukowano chyba aż do 1936 roku.
Gdy skończyła trwał przez chwilę w pozycji zamyślonego diabła i patrzył się na dziewczynę. Prawdziwą ofiarą jest ta dziewczyna a nie Gregory. Widząc krwawiące dłonie dziewczyny wstał, wyjął swoją podręczną torbę medyczna, a z niej środki opatrunkowe
- Czy mogę? – wskazał otwartą dłonią na jej dłonie
Jeśli to co powiedziała było prawdą to wiedział już co musi zrobić. Dziewczyna zasługiwała na to by wieść szczęśliwsze życie. Życie w którym ktoś będzie ją kochał, szanował i dbał o nią wynagradzając smutki przeszłości.
Jeśli Jecelyn się zgodziła, to skrzydlaty delikatnie opatrzył jej ręce. Po czym wrócił na swoje dotychczasowe miejsce. Chciał dać dziewczynie maksimum przestrzeni, aby nie czuła się przytłoczona ani zamknięta.
- Bardzo mi przykro z powodu tego, co Panią do tej pory spotkało i zdaję sobie sprawę z tego, że moje słowa w żaden sposób nie naprawią przeszłości – powiedział relatywnie cichym i spokojnym głosem - Jednakże zrobimy wszystko żeby odbudować to co zostało zniszczone i sprawić by Pani życie zaczęło być takie, na jakie jak Pani sama zechce je widzieć. Myślę, że wstępne badania zrobimy już dzisiaj, później wszyscy razem zjemy kolację, na noc dostanie Pani kroplówkę z glukozą i płyn wieloelektrolitowy a jutro zajmiemy się sprawianiem, że określenie „jutro” będzie niosło ze sobą pozytywne skojarzenia.
Uśmiechnął się do niej. Mają nadzieję pocieszyć dziewczynę choć trochę.
Zastanawiał się przez chwilę nad tym fragmentem jej wypowiedzi, gdzie mówiła o Bane'ie i tym co zrobił. Jak to obmacywał dwunastolatkę? Cóż, będzie z nim musiał o tym pogadać i dowiedzieć się prawdy. Za wszelką cenę. Anomander był bardzo tolerancyjnym Holendrem, ale każda tolerancja ma swoje granice.
Ponownie popatrzył na dziewczynę
- Przyjaciół nie da się odebrać Panienko Jocelyn, bo nie są rzeczami. Oni pozostają z nami zawsze, nawet jeśli pojawia się w ich życiu ktoś inny i wydaje nam się, że jesteśmy spychani na dalszy tor. Prawdziwy przyjaciel to ktoś, kto pozostaje w naszym sercu zawsze i na zawsze, tak jak i my pozostajemy w jego lub jej sercu. – zrobił przerwę na chwilę przemyślenia - Co do Bane'a to muszę powiedzieć, że zmienił się przez te lata od kiedy tu pracuje. On podobnie jak i Pani szukał sobie przyjaciół. Szukał kogoś z kim mógłby porozmawiać i kto by mu pomógł poznać ten dziwny świat. A co do sprawy z Julią to najlepiej będzie jej samej zapytać o to jak to dokładnie było. Teraz, gdy jest już starsza, będzie mogła dokładnie wyjaśnić to co zaszło.
Wpatrywał się w młoda kobietę. Tak, ewidentnie kogoś mu przypominała.Jocelyn - 19 Marzec 2017, 03:38 Spojrzała lekko zdezorientowana na swoje dłonie. Znowu to zrobiła. Poprzednie strupy ledwie odpadły a ona znowu to zrobiła.
Tak było za każdym razem gdy za bardzo skupiała się na przeszłości. Teraz też tak było. Zwierzajac się Anomanderowi pogrążyła się w tych wszystkich emocjach. Tak długo się od tego odgradzała.
W jakiś sposób było teraz inaczej. Nie lżej. To nie była ta magiczna chwila w której główną bohaterke spotyka odkupienie i wolność od przeszłości. Filmy zawsze są takie proste. Dzięki powiedzeniu tego wszystkiego po prostu się w pewien sposób pogodziła z tym co się działo. Nie zmieniło to jednak nic.
Kiwnela głową gdy usłyszała pytanie. Poczuła cieniutka nic sympatii względem dyrektora kliniki. Wysłuchał jej. Wysłuchał i nie ocenił. Nie wyśmiał. Wziął na poważnie. To naprawdę wiele dla niej znaczyło.
Była wdzięczna mu za to że wrócił na swoje miejsce gdy skończył opatrywac jej dłonie. Nie była gotowa na to by teraz znieść bliskość kogoś innego.
- Merci - jedno słowo a oznaczało teraz tak wiele. Nie dziękowała bowiem tylko za pomoc. Dziękowała za to że mimo iż jej nie zna, to wyciągnął do niej rękę. Chciał jej pomóc. Wysłuchał. Nie narzucał się. Był taktowny. Pewnie każdy lekarz się tak zachowuje. Joce nie jest przecież nikim wyjątkowym. Masa ludzi przewija się przez te mury. Każdy ze swoimi problemami. Każdego dręczą jego własne demony.
Zrobią tak by jej życie było takie jakie one chce. Tylko... Czy ona chce tego życia? Tak wiele razy się nad tym zastanawiała. Za każdym razem podnosiła się i próbowała od nowa. Starała się ze wszystkich sił. Ale koniec zawsze był taki sam. Nie. Za każdym razem coraz gorszy. Co jeśli i tym razem tak będzie? Co wtedy? Co zrobi gdy znowu zostanie sama ze swoimi urojeniami? Ze swoim bólem? No co?
Nic. Doskonale wiedziała że wtedy będzie już tylko jedno wyjście. Tak to właśnie jest. Żyjesz i przestajesz. Każdy w swoim czasie. Więc... Ten ostatni raz. Stoczy walkę z samą sobą. Zawalczy. Tylko tym razem będzie to już walka na śmierć i życie.
Była wdzięczna za to że się nią tu zajmą. Już dziś zaczną. Kolacja ze wszystkimi nie była zbyt dobra wizją w jej mniemaniu. Jednak okazała by brak szacunku gdyby odmówiła.
Kroplówka. Kolejna. Nie znosiła ich. Za każdym razem wyobraża sobie co takiego może wpływać akurat do jej organizmu. Nie napawalo to zbytnim optymizmem.
Jego uśmiech i to jak wypowiadał się o przyjaźni uspokoiło jej serce i umysł. Tak. Przyjaciele są cenni. To jasne jak słońce. Ale ona ich nie miała.
Wtedy gdy Bane wtargnal w jej życie po prostu czuła że traci coś... Kogoś cennego. Grega i Julie. Z Gregiem nie było źle. Wiedziała że ją kocha więc była pewna jego osoby. Z Julią zaś było inaczej. Zaopiekowała się nią. Przywiązała do niej. Była dla niej jak starsza siostra. Czuła że ją traci. Oczy Julii coraz częściej szukały Bane'a. Aż w końcu znikła. Razem ze wszystkimi. Joce wiedziała że to też jej wina. Bo się poddała. Ze strachu.
Nie była w stanie słuchać o tym jak to Bane się nie zmienił. A już na pewno nie o tym że jest do niej w jakiś sposób podobny. Było też jasne że skoro Julia zyla z nim przez te lata, to wspomnienia z wtedy są zniekształcone. Odczucia zapomniane. Dla francuzki było jasne że dziewczyna nie powie nic co mogłoby sprawić problemy Banemu.
- Ludzie jego pokroju się nie zmieniają panie Anomanderze. Ten człowiek... Gdy go poznałam. Już wtedy czułam że on... Tak. Ten człowiek jest... Ostatnią osobą której bylabym w stanie zaufać. Nie ufam nawet samej sobie...
Nie mnie oceniać kto jest dobry a kto zły. Problem z tym że on po prostu jest. Czasem jak patrzyłam w te jego oczy widziałam ten sam chory błysk co w oczach Emanuela. Ten obłęd... Nie mowie tego by wywołać tu jakieś spory. Nie mam zamiaru nikomu przeszkadzać czy utrudniać czegokolwiek. Od początku chcialam dla wszystkich dobrze. - poruszyła lekko skrzydłami po czym to złożyła to rozłożyła je. Zastanawiała się czy te odretwienia są prawdziwe. Czy przypadkiem nie znajdują się tylko w jej głowie.
- Znowu się zgubiłam. Upadłam pośrodku tego chaosu i nie chce już wstawać. Nie chce już się dłużej męczyć szanowny Panie. Nie rozumiem co się ze mną dzieje. Kładę się spać w łóżku a budze się w jakimś zoo. Widzę Gregory'ego który krwawi i patrzy na mnie z nienawiścią. Mówiąc że to moja sprawka. Te wszystkie zaniki pamięci... Koszmary... Nie pamiętam kiedy spalam dłużej niż 4/5 godzin. Czasem wcale nie sypiam. I chyba lunatykuje. Nie poznaje sama siebie. Czasem... Czasem wydaje mi się że słyszę jak ktoś szeocze mi. Gdzies w mózgu. Czy ja zwariowałam? - spojrzała na niego. Prosto w jego oczy. Szukala w nich zaprzeczenia. Tak bardzo chciała by to naprawdę okazało się nieprawdą.Tulka - 19 Marzec 2017, 09:44 Julia bez gadania poszła do recepcji. Szła powoli, żeby dać Opętańcom czas na rozmowę. Zastanawiała się czy ona też kiedyś dowie się co się działo z Joce przez ten czas. Od Grega na pewno nie, bo z tego co się zorientowała oni też się przez ten czas nie widzieli. Westchnęła ciężko. Domyślała się, że ona raczej się o tym nie dowie. Anomander jej tego nie powie...
Gdy doszła do recepcji uśmiechnęła się do Alice.
- Pan Anomander prosi o trzy musy owocowe oraz dzbanek z herbatą z mlekiem również dla trzech osób- powiedziała spokojnie. Gdy Alice powiedziała, że to przyniesie, Tulka pokręciła głową - poczekam i sama zaniosę, Dyrektor i tak chce porozmawiać z pacjentką na osobności.
Alice przytaknęła głową i zniknęła w kuchni. Tulka w ten czas cierpliwie czekała, rozglądając się po recepcji. Zastanawiała się jak teraz będzie wyglądać jej życie, gdy okazało się, że Jocelyn jednak ją pamięta. Czy będzie chciała się z nią w ogóle widywać? Pewnie nie...w końcu pamiętała jak mało chęci na rozmowę z nią miała czarnowłosa. Julia ponownie westchnęła. Będzie trzeba teraz bardziej uważać na to by się nie zdradzić, że jest z Bane'm, a to może być trudne. Lisica chwyciła przez materiał uniformu blaszkę, zastanawiając się co teraz robi białowłosy. Czy siedzi dalej na operacyjnej? A może przewiózł już Grega do jego pokoju.
Nie miała czasu, żeby to sprawdzać, gdyż już po chwili wróciła Alice z jej zamówieniem. Tulka uśmiechnęła się miło i podziękowała. Zabrała tackę i ruszyła do swojego pokoju. Uszy miała smutno położone. Postawiła je dopiero pod drzwiami swojego pokoju. Nie może pokazywać, że coś jest nie tak. Jest w pracy! I tak musi się zachowywać!
Westchnęła po raz ostatni i lekko puknęła w drzwi, żeby wiedzieli, że wróciła. Weszła do środka. Amber od razu przyszła się z nią przywitać. Dziewczyna uśmiechnęła się na ten widok i uklękła - no cześć paskudo, byłaś grzeczna? - zapytała czochrając lisiczkę po głowie.
Po chwili jednak wstała i poszła na górę. Zaniosła tacę i już miała podać każdemu mus, gdy zobaczyła, że Jocelyn miała opatrzone ręce. Spojrzała na nie uważnie. Odłożyła tackę i podeszła do Jocelyn. - mogę? - zapytała wskazując na dłonie. Jeśli Opętaniec się zgodziła, Tulka wyciągnęła ręce nad dłonie i skupiła się. Jej dłonie się zaświeciły ciepłym blaskiem, a czarnoskrzydła mogła poczuć ciepło i przyjemne mrowienie leczenia. Po chwili już nie było śladu po paznokciach. Tak, Tulka widziała krew pod paznokciami kobiety, ale nic nie powiedziała. Uśmiechnęła się tylko i wstała. Tym razem nie odczuła zmęczenia po leczeniu. Podeszła do tacy, wzięła ją i podeszła najpierw do Joce podając jej z uśmiechem mus, a obok legowiska stawiając kubek, do którego przelała herbatę. Następnie podeszła do Anomandera i mu również podała oba przedmioty. Oczywiście każdemu dała też po łyżeczce, żeby jakoś ten mus zjeść. Spojrzała pytająco na Anomandera czy może zostać czy jeszcze chce porozmawiać z Jocelyn, w końcu nie wie czy rozmowa się skończyła czy nie. Jeśli mogła zostać to usiadła na krzesełku przy toaletce.
W międzyczasie na górę wdrapała się bursztynowa kita, która podeszła najpierw do mężczyzny. Oparła łapki na krześle i szturchnęła go lekko noskiem, chcąc się z nim w końcu przywitać. Gdy już to zrobiła, podeszła niepewnie do Jocelyn, weszła na legowisko i szturchnęła kobietę noskiem w rękę. Niepewnie.Anomander - 20 Marzec 2017, 20:36 A zatem zboczeniec? Myśli szalały w głowie skrzydlatego jak byk na rodeo. Błyskały krwawymi ślepiami impulsów elektrycznych, pędziły na oślep przez dendryty aksony i synapsy aby z całą mocą ponownie wyskoczyć i zaakcentować to co mają do przekazania Dotykał Julię już wtedy, gdy była dzieckiem? Przecież nic o tym nie mówił, nie wspominał. Powiedział mi o tym gwałcie sprzed lat, ale nic o dzieciaku … o Julii. Na pewno by mi powiedział gdyby coś takiego zaszło. Nie mógł, przecież nie mógł tego zrobić. To pewnie tylko kwestia nieodpowiedniego momentu. Pewnie Jocelyn weszła do pokoju, jak dziecko zwyczajnie usiadło mu na kolanach, a że był nowy to uznała, że stanowi zagrożenie. Tak to tylko zapewne wyglądało. On przecież by tego nie zrobił. Z drugiej strony fakt, że teraz jego i Julię łączył pewnego rodzaju, nie zbyt zdrowy moralnie związek jakoś nie pozwalał zignorować tego co przekazała dziewczyna.
Anomander trzymał mus i wpatrywał się w niebyt. Szok i jakiś wewnętrzny ból, sprawiły że chwilowo odpłynął myślami. O tak, to go zabolało. Ta informacja, że chłopak, którego traktował jak syna i uczynił swoją prawą ręką, okazuje się być dewiantem.
Coś w jego twarzy zdradzało, że odczuwa wewnętrzny ból, na który środki przeciwbólowe nie pomogą. Ból zawodu, ból jaki odczuwa istota oszukana przez jedną z najbliższych osób.
Myśli wyły opętańczo i szalały. Podobnie jak czynią to uwięzione dzikie zwierzęta, starały się przegryźć kraty, jakie wybudował im umysł skrzydlatego medyka.
W tej chwili nastąpiło coś, co nie miało miejsca od wielu lat.
Lodowo błękitne, zimne ślepia Anomandera zmieniły się w ludzkie oczy przybierając kolor spadziowego miodu. Te ludzkie oczy, matowe, pełne bezdennego smutku, zmęczenia i jakiegoś wewnętrznego szaleństwa wpatrywały się przez chwilę w Julię. Nie wyglądały jak oczy mężczyzny w sile wieku. Przywodziły raczej na myśl wzrok starca.
Trwało to tylko przez chwilę, a że siedział bokiem do Jocelyn to wyłącznie Julia mogła je zobaczyć.
Lodowaty kolor szybko powrócił na swoje dotychczasowe miejsce rozsiadając się na gałkach ocznych jak władca na tronie. Gadzia część osobowości powróciła i twarz skrzydlatego znowi stała się zimną maską.
- Julio, mam prośbę, ale obiecaj mi, że powiesz prawdę. – powiedział głosem równie smutnym i zmęczonym, jak przed chwilą jego oczy, dając jednak Julii chwilę na zastanowienie się - Powiedz mi moje dziecko, czy Bane kiedykolwiek coś Ci zrobił, czy dotykał Cię bez twojej zgody, gdy byłaś jeszcze dzieckiem? Tylko proszę Cię, nie okłamuj mnie. W jego głosie było coś z błagania konającego, coś z prośby zrozpaczonego ojca, coś z rozkazu generała i coś z groźby bezwzględnego bandyty. Wszystko to jednocześnie, a choć w całości pytania brakowało tylko absolutnie kanonicznego „Bo nie zniósł bym tego”, to Anomander kanoniczny nie był.
„Jeśli” lub „gdy” Julia odpowiedziała, Anomander skinął głową dając znak, że dziękuje.
Przeniósł wzrok na młodą kobietę.
- Czy Julia może z nami zostać, czy raczej woli Pani by wyszła? Będę chciał zapytać jeszcze o jedną rzecz z tego co Pani mi powiedziała
Dał dziewczynie wybór.
Sam w tym czasie musiał przemyśleć pytanie.
Gdy Jocelyn podjęła decyzję o tym co winna zrobić Julia, Anomander zadał pytanie
- Niech mi Pani powie, czemu po tym co powiedział Bane poczuła się pani oszukana i czemu Pani zaatakowała?
Musiał to ustalić zanim przejdzie do odpowiedzi na pytanie, które mu dziewczyna zadała.
Diagnoza była akurat prosta i wcale nie musiał być wielkim, biegłym psychiatrą by wiedzieć co się dzieje. Wystarczyło, że miał dzieci i żonę. Dawno temu.
Swój, swojego rozpozna.
- Żaden szaleniec, nigdy nie zdaje sobie sprawy ze swojej choroby. To, że Pani pyta o nią, świadczy o tym, że jest Pani normalną, młodą, Piękną Kobietą.- powiedział głosem spokojnym i lekko się uśmiechnął - Powiem więcej, każdy chory człowiek lub istota, chory lub chora psychicznie uważa, że z nim lub z nią wszystko jest w porządku. To cały świat uwziął się na nią. To on jest zły i skierował szpony nienawiści i sztylety zdrad przeciw nieszczęśnikowi – powiedział wzruszając ramionami w geście który mógłby oznaczać „i tyle w temacie” – Nie jestem co prawda psychiatrą, ale już wiem co Pani dolega.
Uśmiechnął się do niej ciepło pomimo bólu, który szarpał mu serce i zrobił chwilę przerwy.
Nie dla tego by podkreślić dramatyzm chwili, to niezdrowe oczekiwanie na diagnozę, ale po to by do młodej kobiety dotarło, że jej problemy da się rozwiązać, że tak naprawdę nie ma czegoś z czym sobie wszyscy razem w Klinice nie poradzą, a już na pewno nie zostawią jej bez pomocy.
- To, na co Pani cierpi, nazywa się zespołem stresu pourazowego. Jest to zaburzenie lękowe, które można szybko złagodzić a z czasem, przy wsparciu innych, wyleczyć. Ma Pani wiele szczęścia, że ma Pani przy sobie Gregorego i Julię, a po części także, że trafiła Pani do nas.
Uśmiechnął się do niej dając do zrozumienia, że jej nie oszukuje. Tak, pomogą jej i nie będzie to kula w tył głowy. Za jakiś czas, dziewczyna będzie cieszyć się życiem razem z tym małym osiłkiem lub osobno.
Wstał, podał rękę siedzącej Kobiecie aby pomóc jej wstać
- Nadeszła pora by wyrwać się z tego koszmaru, czy jest Pani gotowa? – zapytał tonem, w którym słychać było uśmiech.
Popatrzył na Julię i kiwną głową.
- Przygotuj proszę Panienkę Jecelyn do zabiegu, wszelkie kosztowności proponuję zdeponować w sejfie, ja tymczasem pójdę przygotować salę do zabiegu.- powiedział schodząc na dół – Dziś muszę kucharzowi zaordynować wykonanie czegoś specjalnego na kolację, w końcu będziemy mieć na niej dwie piękne panie
Uśmiechnął się do dziewczyn stojących na podwyższeniu i strzeliwszy obcasami oficerek, tak jak ongiś czynili to przed damami oficerowie, ukłonił się i wyszedł z pokoju.
Odchodząc nucił sobie pod nosem.
Gdy zamknął drzwi pokoju, wszystko zalało go falą.
Ty zostałeś sam! Zostałeś sam! - wołał wewnętrzny gad chłoszcząc duszę kolczastym ogonem - Tobie nikt nie pomógł!
Przystanął, wsparł się ręką o ścianę podobnie jak robią to zmęczeni życiem starcy po czym podniósł głowę i odetchnął głęboko.
Spojrzał na klepsydrę wiszącą na szyi, wziął ją w dłoń i obrócił ją w palcach tak, by móc spojrzeć na jej dno. Światło odbite od srebrnej powierzchni ujawniło lekko zatarty już napis:
„Ich versuche, jeden zu retten, der zu retten ist.”
Puścił klepsydrę by ta opadła ponownie na pierś i ruszył do sali operacyjnej.
Musiał jeszcze przywołać Bane'a.
ZT - > Sala operacyjnaJocelyn - 20 Marzec 2017, 21:37 Usłyszała że Julia wróciła. Po cichu otworzyła drzwi i przywitala się ze swoim pupilem. Kobieta westchnęła cicho. Ta chwila w kokonie minęła. W jakiś sposób podczas tej rozmowy z dyrektorem placówki poczuła się... Trochę bezpieczniej? Wyglądał na osobę która w razie czego nie będzie się z nią cackac i po prostu jej przyłoży. To dobrze. Sama sobie przestała juz dawno ufać. Po wydarzeniach dnia dzisiejszego sama siebie zaczęła się bać. Zadrzala słysząc jak Julia wchodzi do góry. Czuła chłód w sobie. Wywlekła wszystko. Teraz... Czy jest gotowa na to by spojrzeć na Julie? Po tym ajk dokładnie przypomniała sobie jak się wtedy czuła?
Dziewczyna podeszła do nien i swoimi ciepłymi świecącymi dlonmi usunęła rany na dłoniach Joce. Podczas tego krótkiego zabiegu Trucicielka wstrzymała oddech. Nawet nie zdala sobie z tego sprawy.
Po zabiegu kiwnela głową dziękując. Wzięła mus i łyżeczkę. Nie miała ochoty na jedzenie a na sam jego widok ją mdlilo. Najchętniej napilaby się po prostu herbaty i polozyla się. I tak już po prostu leżała do końca.
Greg jest cały i bezpieczny. Julia się znalazła a Anomander na pewno o nią dba. Joce mogłaby teraz odejść w spokoju. Nie. Kto by się wtedy Samaelem zajął? Nie mogłaby po tym wszystkim co dla niej zrobił po prostu go opuścić.
Podziubala trochę mus łyżeczka, zjadla może ze dwie łyżeczki. Nie czuła kompletnie smaku. Odłożyła więc deser i popila go herbata. Dobrze że nie była pocukrzona. Jocelyn źle znosi slodkie.
Jocelyn przyglądała się dyrektorowi. To co powiedziała o Banem wstrząsnęło nim. I było to widać. Widziała że w środku prowadzi walkę myśli. Tak. Doskonale znała ten lekko zagubiony wyraz twarzy i te bezdenna przepaść w oczach. Sama to widywala gdy jeszcze patrzyła w lustra. Teraz? Panicznie boi się zobaczyć swoje odbicie w lustrze. Nie zrobi tego nigdy. Nie po tym jak pewnego razu jej odbicie poderznelo sonie gardło z uśmiechem na ustach.
Zesztywniala cała słysząc pytanie skrzydlatego. Można było się tego spodziewać. Jednak mógł z tym poczekać. Choć... Co by to zmieniło? To logiczne że tylko Joce albo Gregory mogliby powiedzieć o tamtym incydencie Anomanderowi. A z racji że Greg był niewiarygodny z powodu tego w jakim był stanie pozostaje tylko Joce. Już sobie wyobrażała jakimi spojrzeniami obrzuci ją ta dwójka. Co dziwne. Miała to gdzieś. Niezależnie od tego co Julia odpowie Joce swoje wie.
- Jej obecność nie robi mi w tym momencie różnicy - powiedziała patrząc znowu za okno. Przelknela z trudem, gorzką ślinę. Głowa coraz bardziej ją bolała. Szum narastal. W takich momentach miała ochotę roztrzaskać sobie głowę.
Poczuła że coś ja dotknelo wiec wzrokiem odszukala to coś co okazało się Lisem należącym do Julii. Joce drapnela ją lekko za uchem.
Dlaczego poczuła się oszukana? Czyż to nie jasne?
- Sądzę że zna pan odpowiedź. Gdy Bane zakomunikowal mi to co stało się kiedyś Julii... Nie wierzyłam że to jemu o tym powiedziała. Obcemu facetowi przez którego prawie umarła. Ona bała się mężczyzn. To było widać. Ale mimo to wolała zwierzyć się jemu a nie mi. Kobiecie która się nią zajęła i miała zamiar do siebie ją zabrać.
A wybuchłam z przyczyn oczywistych. Przez lata odgradzałam się murem od tego co mnie spotkało. W tamtym momencie ten mur zaczął pękać. Czego efektem był tamten wybuch. Gdyby nie Gregory i Julia to zabilabym go tamtej nocy. Łamiąc wszelkie zasady którymi się kieruje. - mówiąc to wpatrywała się w swój kubek. Prawie już pusty.
Nie oszalała tak? Więc stres pourazowy to wszystko powoduje?
Nie. Ona dobrze wiedziała jaka jest prawda. Uśmiechnęła się krzywo.
Nie mniej była wdzięczna tej dwójce za to że chcą się nią zająć. Było to tak jakby zdjęli z jej barków pewna część ciężaru z którym się zmaga w drodze na górę.
Osoba dyrektora i jego opiekuńczosc wręcz ja okryla. Jak koc. Czuła się jakny wymarzla na mrozie i ktoś podał jej koc termiczny.
Zlapała dłoń mężczyzny i dała się podnieść. Pulsujacy ból w głowie wywołał na jej twarzy grymas niezadowolenia.
Zastanawiała się kim naprawdę jest ten mężczyzna który strzelił obcasami i wyszedł. Nie chodzi o rasę czy jego stanowisko. A o to kim jest. Taak.
Czy jest gotowa wyrwac się z koszmaru? Nie. Ale drugiej szansy nie będzie. Teraz albo nigdy. Życie albo śmierć.
Złożyła skrzydla i polozyla kubek na toaletce.
- Dziękuję za herbatę Julio - nie spojrzała na nią. Wpatrywała się w swoje zakrwawione paznokcie. Cóż za uroczy manicure.Tulka - 20 Marzec 2017, 22:45 Julia spojrzała zaskoczona w miodowe oczy lekarza. Nigdy ich nie widziała, były takie....ludzkie i smutne. Zupełnie inne niż te, które pokazywał na co dzień, a tym bardziej niż jego gadzie oczy. Czyli jednak nie był gadem, był Opętańcem tak jak ona. Gdyby nie ten smutek w jego oczach, poczułaby satysfakcję, że jednak jak tutaj trafili miała rację.
Przytaknęła głową na prośbę Anomandera, że będzie mówiła prawdę. Jego pytanie mocno ją zaskoczyło. Zerknęła krótko na Jocelyn ale szybko wróciła wzrokiem do skrzydlatego -trzy lata temu Bane unikał nawet przytulania mnie, już nie mówiąc o jakimkolwiek dotykaniu- zaczęła spokojnie, zgodnie z prawdą - jeśli jednak to pytanie wynika z opowieści Jocelyn to wiem o jaką sytuacje chodzi - westchnęła - krótko po tym jak złamałam skrzydło i Bane je wyleczył, trafiliśmy wszyscy do motelu. Jocelyn poszła do Grega, a ja nie mogłam zasnąć wiec poszłam do Bane'a podziękować mu za pomoc. Dałam mu wtedy książkę o anatomii skrzydeł Opętańców. Gdy dałam mu prezent, Bane zaprosił mnie do pokoju by go przy mnie rozpakować. Przy okazji poprosiłam go żeby sprawdził, czy ze skrzydłem na pewno wszystko w porządku bo nadal mnie bolało, choć już nie tak bardzo - wzruszyła ramionami - zgodził się i posadził sobie na kolanach. Ja się wystraszyłam, zamieniłam w lisa i schowałam pod łóżkiem, gdyż Giping często właśnie tak zaczynał swoje zabawy. Gdy wyszłam z ukrycia i wyjaśniłam mu swoje zachowanie, on chciał mnie przeprosić, jednak ja nadal się bałam i go spoliczkowałam. Potem miałam iść do siebie jednak pod drzwiami do pokoju Bane'a spotkała mnie Joce, która widząc, że trzymam się za obolałą rękę oraz że jestem roztrzęsiona, wparowała bez ostrzeżenia do pokoju, a potem gdy Bane próbował jej wyjaśnić co zaszło użyła mocy chcąc mężczyznę zdmuchnąć po czym gdy to się nie udało zamieniła się w niedźwiedzia i próbowała go zjeść. Ot cała historia.- zakończyła. Miała nadzieję, że Anomander jej uwierzy. W końcu nie kłamała. Cały czas patrzyła skrzydlatemu w oczy, chcąc udowodnić, że mówi prawdę. Nie wiedziała co Jocelyn mu powiedziała, ale sądząc po tym jak lekarz się zachowywał to raczej nie było to nic co by działało na korzyść białowłosego.
Spojrzała na czarnoskrzydłą pytająco, gdy Anomander zapytał ją czy Julia może zostać. Odpowiedź Jocelyn ją zabolała i to bardzo. Nawet na nich nie patrzała. Było jej wszystko jedno. Siedziała już cicho, słuchając dalszej wymiany zdań. Spoglądała na swój mus, ale nie tknęła go nawet. Nie miała apetytu choć w innej sytuacji pewnie by się na niego rzuciła. W szczególności, że trochę zgłodniała przez to leczenie i całą tę sytuację.
Podniosła wzrok dopiero gdy Anomadner wydał jej polecenie przygotowania pacjentki do zabiegu. Nie powiedział jednak jaki to będzie zabieg. Czy zajmą się żebrami i bliznami? A może tylko jedna z tych rzeczy? Z tego co widziała to Jocelyn się nie ruszyła z miejsca odkąd dziewczyna wyszła z pokoju, czyli Anomander jej nie obejrzał w takim razie co miał zamiar zrobić? Czyżby chciał ją przebadać już na stole, żeby jej nie stresować?
Przytaknęła głową, przygotowując sobie w myślach co powinna zrobić. Zignorowała całkowicie tekst o pięknych paniach. Całkowicie nie miała na to humoru. Gdy wyszedł westchnęła cicho i spojrzała na Joce. -Nie ma sprawy - uśmiechnęła się delikatnie. Pozbierała kubki i miseczki na tacę -poczekaj proszę chwilę, zaraz wrócę, zajdę po piżamę dla Ciebie, a ty jeśli możesz to umyj dokładnie ręce - powiedziała spokojnie -[color=#ffa640] możesz zdjąć opatrunki z nich, nie są już potrzebne ale zostaw wenflon, żeby już nie trzeba było Cię kłuć- po tych słowach wyszła z pokoju, zabierając ze sobą tacę.
Wróciła po kilku minutach ze świeżą piżamą, wiązaną na plecach. Taką samą jaką miała Julia gdy ją prowadzono na zabieg. Poprosiła Jocelyn by ta się rozebrała i pomogła jej ubrać piżamę, wiążąc ją z tyłu. Nie zwracała zupełnie uwagi na jej blizny czy to w jakim jest stanie.
- Zdaje mi się, ze pytałaś o to skąd mam tę broszkę- powiedziała cicho -byłam zbyt rozkojarzona, żeby Ci odpowiedzieć. Mam ją odkąd pamiętam, rodzice mówili, ze to pamiątka rodzinna jednak nigdy nie miałam odwagi zapytać, czemu tylko ja ją mam i czemu nie ma na niej naszego rodowego lisa - poruszyła delikatnie ogonem, zawiązując ostatnie troczki. Tak żeby piżama nie zsunęła się z kobiety, ale jednocześnie, żeby było łatwo jej ją zdjąć - nie pytałam też o litery, które są wygrawerowane na spodzie- wzruszyła ramionami.
Pozbierała wszystkie rzeczy Jocelyn. Wisiorek, Animicusa i broń. Ubrania również zabrała i poprowadziła kobietę do sali operacyjnej.
ZT x2Tulka - 10 Maj 2017, 15:33 Podziękowała miło Gregowi, gdy ten pomógł jej wstać. Miała nadzieję, że Joce nie obrazi się na nią za to, że poprosiła jego. No ale to facet! Powinien pomagać kobietom, prawda? A poza tym nie zrobił nic złego, tylko podał jej rękę i ją podniósł. Nie miała też nic przeciwko temu, by Cyrkowiec zabrał koszyk. Przynajmniej Joce będzie miała mniej do noszenia. Tulka niestety by nie pomogła. Chodziła teraz o kulach, a i tak miała do zabrania swoją torbę z przyborami. Na szczęście Amber miała na tyle dużo siły, by iść o własnych siłach a Kropka skorzystała z jej grzbietu jako środka transportu. W recepcji oddały koszyk po obiedzie i przekazały, że drugi ma Greg i że poszedł ćwiczyć na polanę. Pani Alice tylko miło przytaknęła głową, że rozumie.
Nim Tulka otworzyła drzwi do swojego pokoju, skierowała się jeszcze do Gabinetu Bane'a. Zapukała, a gdy w odpowiedzi usłyszała tylko piśnięcie, otworzyła drzwi i zajrzała do środka. Cyrkowca tam nie było, za to przywitał ją Wredotek, lądując na jej głowie. Tulka zaśmiała się - hej Wredotku, przyprowadziłam Ci koleżanki, żeby wam się nie nudziło - zdjęła zwierzaka z głowy i położyła go na podłodze -dziewczynki bądźcie grzeczne, żeby Bane na was potem nie nakrzyczał - uśmiechnęła się miło i zamknęła za zwierzakami drzwi. Potem zostawi kartkę z ostrzeżeniem.
W końcu otworzyła drzwi i wpuściła siostrę do swojego mieszkanka. Gdy już były w środku odłożyła torbę z przyborami i kule. Tu mogła się podpierać o ściany.
-Wiem, że chciałaś iść jak najszybciej, ale pozwolisz, że się przebiorę? - zapytała nieśmiało -Jeśli mamy kupować jakieś ubrania to wolałabym założyć coś, czego nie muszę co chwila ściągać, tak jak tych spodni, bo będzie to dość problematyczne- zaśmiała się zakłopotana. Jeśli czarnowłosa nie miała nic przeciwko, pokuśtykała na antresolę i tak zaczęła przeglądać zawartość swojej szafy, zastanawiając się co będzie najlepszym rozwiązaniem.