Jocelyn - 8 Kwiecień 2017, 16:49 Mężczyźni chwile szeptali po czym nagle wyszli. Jocelyn przestało się to podobać. Greg odkąd wstał był dziwny. Nerwowy, roztrzepany, osowialy i po prostu dziwny. No i ten głod w jego oczach oraz trzesace się ręce. Najgorsze było to że nie chciał jej powiedzieć o co chodzi. Zbył ją pierwszymi lepszymi słówkami. To ona się przed nim otwiera, wybacza mu zdrady a ten nie chce jej powiedzieć nic a nic. Bo tak właśnie było. Wczoraj jedyne co się dowiedziała to to że lubi rugby i spprty siłowe, zdradził ją i to zapewne nie raz, lubi ziemniaki a psów nie. To w pewien sposób ją bolało. Chował się przed nią a ona nie wiedziała jak do niego dotrzeć.
Starym zwyczajem wbila paznokcie w swoje dłonie ale zaraz przestała. Długo szyla te sukienke a krew wbrew pozorom ciężko się spiera. Miała ochotę wstać i isc podsłuchać mężczyzn. Ale była tu też Julia co ją od tego powstrzymało.
- Latanie w zamkniętych pomieszczeniach jest bardzo trudne. Sama po tylu latach momentami mam z tym problemy. Zrobiłaś sobie chociaż oklad? Jasne że zrobiłaś. Taak. W końcu znasz się na tym nie? - powiedziała na końcu lekko przepraszajaco. Co ona miała poradzić na to że nadal chce się nią opiekować? Nawet jeśli podczas operacji nie przypomniała by sobie tamtego dnia i nie zobaczyła tej broszki ten odruch by jej nie opuścił. W oczach kobiety, Julia zawsze będzie małą roztrzepana dziewczynka która potrzebuje miłości i rodzinnego ciepła. Widziała że Julia jakby się dystansuje od niej. Nie dziwo. Przez trzy lata się nie widziały. Zdarzyła wyrosnąć i pewnie swoje przeżyć. Nic więc dziwnego że woli się dystansowac do osoby która nie potrafiła się nią zająć.
Trucicielka uśmiechnęła się lekko nerwowo. Trochę się uspokoila a jej skóra była na powrót po prostu blada.
Czy się wyspala. Chyba tak. Na pewno spala o wiele dłużej niz zazwyczaj. Przez emocje i zmęczenie dniem? A może dlatego że w końcu poczuła się spokojna i bezpieczna?
Julka zaś nie wyglądala na wypoczęta.
- Ty chyba za to nie miałaś zbyt relaksującej nocy co? Dobrze zatem że dostałaś dzień wolny. Przynajmniej sobie odpoczniesz tak jak powinnaś. Będę miała na uwadze twoja propozycje - uśmiechnęła się. Tylko jej oczy mogły ją zdradzić. Zdradzić to jak bardzo ucieszyła ja propozycja dziewczyny. Na spacer. A więc nie izoluje się od niej!
Poczuła jak ogromny ciężar spadł jej z serca.
Nawet jej skrzydla jakby się rozluznily. Może ten dzień nie będzie taki zły? Może te ślady na scianie to był tylko wytwór jej wyobraźni? Nie raz przecież miała halucynacje.
Bane i Greg wrócili. Joce po prostu wmurowalo. Gregory który dopiero co byl jednym kłębkiem nerwów, który gadal nerwowo i bez sensu, któremu trzesly się ręce... W tym momencie był okazem energii i dobrego humoru. Co do licha ciężkiego?
-Najpierw jednak moja droga będę musiała porozmawiać z tym idiotą. - powiedziała nie przejmując się czy cyrkowce ja usłyszą. To wszystko nie miało sensu. A może miało tylko ona nie chciała tego zrozumieć?
Bane jest w końcu lekarzem. I przyjacielem Grega. Czego nigdy nie zrozumie.
Wątpila by zamykal się z Gryfem sam na sam, zwazajac na to w jakim stanie byl Greg, tylko dlatego by skarcic go za fajke.
Serce Joce na chwile zwolnilp a wraz z tym co sobie zaczęła uświadamiać zaczęło galopowac. Na jej policzki wstąpił rumieniec złości. Jej oczy rozpalil ogien.
Bane. Blagam. Nie mów mi ze ty i on... Ze ty mu właśnie.... Ze Greg jest... Ze... Bierze.
Widywala przecież takie sytuacje w serialach dla nastolatków w swiecie ludzi. Cpuny, dragi, prostytucja. Ogólne zepsucie kończące się śmiercią.
Patrzyła niedowierzajac na Grega i na to jaki stał się nagle miły dla Ejty. Jakiś Ty pogodny. Tchórzu.Anomander - 9 Kwiecień 2017, 02:17 Pierwsze promienie wschodzącego słońca, heroldów nowego dnia, Anomander powitał siedząc w pozycji niedbałej w fotelu.
Leniwie otworzył oczy i spojrzał na biurko i ponownie zamknął oczy. Dzień wzywał, praca czekała. Ziewnął szeroko po czym kilkakrotnie mocno zamknął i otworzył oczy. Szybko sprawdził gdzie i w jakim stanie się znajduje. No tak, wieczorem czuł się tak fatalnie, że nie dotarł do łóżka i zasnął na fotelu. Na szczęście ten dzień zapowiadał się lepiej.
Wstał i przeciągnął się. Miał wrażenie, że stawy nieco zesztywniały od spania na siedząco, ale i na to miał sposób. Rozebrał się i pozostając jedynie w spodniach postanowił poćwiczyć. Nieco bardziej rozbudowana gimnastyka poranna sprawiła, że się spocił. Zdjął z siebie resztę ubrań, załatwił potrzeby fizjologiczne i poszedł pod prysznic pogwizdując sobie pod nosem pewną skoczną piosenkę ze swoich młodych lat. Woda spływała po jego ciele zmywając zmęczenie, problemy i troski dnia poprzedniego. Prysznic był tym czego potrzebował.
Wyszedł z łazienki i wytarł się ręcznikiem. Przygotował sobie ubranie i podszedł do biurka. Otworzył szufladę, wyjął strzykawkę i zaaplikował zastrzyk. Całą resztę schował a zużytą strzykawkę z schował do oddzielnego pojemniczka. Zamknął biurko na klucz. Ubrał się w swój zwyczajny strój - całkowicie na czarno i wyszedł z pokoju akurat w chwili gdy Alice miał zapukać.
Im więcej mówiła, tym twarz skrzydlatego stawała się chłodniejsza. Najpierw zobaczył porysowaną i pokrwawioną ścianę a następnie poczuł zapach papierosów w pokoju. Wziął głęboki oddech, podziękował Alice. Ten dzień miał być dobry i taki będzie, choćby Gregory i Jocelyn stanęli na rzęsach.
Z marsową miną wszedł w korytarz akurat w chwili gdy Bane i Greg wracali z zabiegowego. Czego szukali w zabiegowym? Nie wiedział i zasadniczo niewiele go to obchodziło, widocznie była taka potrzeba. Może to Gregory porył i pokrwawił ścianę? Nie zdążył się przyjrzeć jego dłoniom. Trudno, zrobi to później. Nie obawiał się praktycznie niczego. Zniknięcie jakiegokolwiek leku i tak wyjdzie w trakcie inwentaryzacji, a wtedy posypią się głowy. Jeśli zaś lek podano zgodnie z przeznaczeniem to będzie on wpisany w karcie pacjenta.
Wszedł do zabiegowego i z sejfu wyjął leki dla Jocelyn. Trzy opakowania. Powinno wystarczyć na 3 miesiące kuracji a tym samym ustabilizowanie stanu a być może wyleczenie. Zamknął sejf i podszedł do biurka. Na kartce rozpisał dawkowanie i dołączył do leków. Przepisane leki wpisał do karty Pacjentki i wyszedł z zabiegowego.
Stanął w progu i przez chwilę przyglądał się całemu towarzystwu.
- Witam państwa. – powiedział głosem równie miękkim jak papier ścierny i ciepłym co grudniowe słońce - Zanim zaczniemy jeść, mam kilka niemiłych acz koniecznych uwag.
Oparł się o stół naprzeciwko szczytu zajmowanej przez towarzystwo ławy, tak by widzieć wszystkich.
Spojrzał na Julię i jej nogę.
- Powiedz mi Julio, co Ci się stało? – zapytał bezbarwnym głosem.
Poczekał na jej wyjaśnienie patrząc na dziewczynę w normalny dla siebie bezuczuciowy sposób, a gdy ta odpowiedziała co się stało, odwrócił od niej wzrok i kontynuował swoją część organizacyjną.
Sam się sobie dziwił jaki był spokojny.
- Po pierwsze, bardzo nie podobają mi się te rysy i krew w korytarzu. Byłbym wdzięczny gdyby sprawca się przyznał i powiedział co nim kierowało. Jeśli to wiadomość w stylu „Patrzcie wszyscy na mnie. Chcę być w centrum uwagi” to jej forma jest nad wyraz kiepska. Jeśli to taki psikus, taki niewinny żarcik, w stylu nawiedzonego domu, to zapewniam, że wbrew panującemu przekonaniu, że ten się śmieje kto się śmieje najgłośniej, żart naprawdę mnie rozbawił. Bowiem śmieje się ten kto się śmieje ostatni i wymierza karę. Gdyby jednak nie udało się odnaleźć winnego, lub ten nie chciał się przyznać, to zawsze możemy liczyć na pomoc światła ultrafioletowego.
Nie tłumaczył im zasad działania światła UV na płyny ustrojowe. Nie było potrzeby.
Przeniósł spojrzenie lodowych oczu na Gregorego.
- Niewiele mnie obchodzą warunki, w których żyjesz poza kliniką, dobry człowieku, ale ze sposobu w jaki się zachowujesz, wnoszę, że zasady współżycia w społeczeństwie pojmujesz jako dziką kopulację w stadzie a kultura osobista to dal Ciebie terra incognita. Zatem wytłumaczę teraz co zrobiłeś źle, a Ty ucz się pilnie bo drugiej lekcji nie będzie. Klinika, to wbrew domowej atmosferze, placówka medyczna udzielająca pomocy wszystkim, którzy tego potrzebują. W placówce medycznej, poza Tobą, są też inne istoty. Istoty, którym zapach papierosów może przeszkadzać. Dlatego obowiązują tu zasady, podobnie jak w stadzie zwierząt. Samiec alfa, czyli Ja uznał, że jedną z nich jest zakaz palenia w budynku. Chcesz palić? Pal, ale w parku albo na podjeździe. Mówiąc krótko, w środku - be, na zewnątrz – cacy. Mam nadzieję, że to co mówię jest zrozumiałe? – bez najmniejszego grymasu twarzy wpatrywał się w Grega - Ponadto, niedopałków albo jak kto woli kiepów, nie ciska się tam gdzie się stoi. Takie zachowanie przypomina defekację we własnym legowisku i jest bardzo, ale to bardzo nieestetyczne. Dodatkowo, niedopałka vel kiepa nie dogniata butem do ziemi jak pokonanego przeciwnika. Do tego, by się go pozbyć, są kosze na śmieci i popielnice ustawione w miejscach gdzie palenie jest dozwolone. Dlatego też informuję, że kolejne złamanie regulaminu będzie skutkować wydaleniem z Kliniki.
Gdy zakończył omawianie spraw pierwszorzędnych spojrzał w stronę kuchni i kiwnął głową dając znak, że można już podawać śniadanie.
Usiadł przy stole
- Bane, po śniadaniu idź proszę do mojego gabinetu, i weź z blatu biurka to, czego ostatnio zapomniałeś zabrać.
Wyjął z kieszeni leki dal Jocelyn i wręczył je Pacjentce.
- Po wyjściu z Kliniki proszę przyjmować w trakcie posiłku zgodnie z rozpiską. Na trzy miesiące od momentu opuszczenia Kliniki leków powinno starczyć, później zapraszam na kontrolę.
Powiedziawszy to dął znak do rozpoczęcia posiłku i skupił się na śniadaniu.Bane - 9 Kwiecień 2017, 11:34 Siedział cicho i czekał na wejście Smoka. W myślach układał już plan, uspokajał się i przygotowywał na pytania. Bo przecież Dyrektor będzie miał ich wiele.
Ślady na ścianach, krew, noga Tulki. No i chyba widział Bane'a i Gregorego wychodzących z zabiegowego.
Białowłosy zakodował sobie w głowie by wychodząc z jadalni podejść do sali w której leżeli pacjenci i wypełnić kartę, dopisując dawkę leku który mu podał.
Nie zamierzał mówić Gregowi czego użył. Także dlatego, by blondyn nie szukał na własną rękę substancji na czarnym rynku. I tak go nie znajdzie, ale po co mu nazwa skoro i tak mu to nic nie powie.
Jego tłumaczenie w kwestii pazurów było logiczne, Greg może i był porywczy ale myślał. Głupotą byłoby polowanie w budynku, z resztą mężczyzna był zmęczony po zabiegu, prawdopodobnie padł na łóżko i poszedł spać.
Bane otworzył dotąd zamknięte oczy akurat w tym momencie w którym do jadalni wchodził Anomander. Skinął mu głową i przywitał się z szacunkiem, prostując się na siedzisku.
Gad był spokojny, aż chyba za bardzo. Korzystając z tego, że Opętaniec skupił uwagę na Tulce, białowłosy zerknął na Samaela. Zwierzak jadł z miski jak gdyby nigdy nic. Bane zlustrował jego łapy - pazury były za duże i nie było na nich krwi. A przynajmniej Cyrkowiec ich nie zauważył. Wątpił by bestia pedantycznie wylizała łapy bo szaleństwie na korytarzu.
No i czy gdyby to był Rajski, to czy Bane nie usłyszałby rumoru za drzwiami? Pokoje pacjentów były oddalone od części mieszkalnej, ale przecież gdyby Samael skakał po korytarzu szarpiąc ściany, zareagowałyby przynajmniej psy. Zawsze czujne.
Słuchając opowieści Tulki spojrzał jej w oczy wysyłając niemą prośbę - nie mów, że byłaś u mnie. Nie teraz. Później.
Dalsza część już nie była taka miła. Głos Anomandera był lodowaty i ciął powietrze, niczym perfekcyjnie naostrzony nóż. Skrzydlaty był opanowany i właśnie to tak niepokoiło Bane'a. Znał już Opętańca, wiedział że ciężko wyprowadzić go z równowagi... ale wiedział też kiedy kipiał z furii lecz ukrywał to pod maską beznamiętnego spokoju.
W pomieszczeniu zrobiło się zimno. Dreszcz przebiegł po plecach Cyrkowca. Jednocześnie czuł wewnątrz siebie dziką satysfakcję. On, Bane, chyba nie potrafiłby tak dobrze ubrać w słowa tego jak można odebrać krew na ścianach. Manifest potęgi? Może słaby dowcip?
Spojrzał na Anomandera próbując złapać z nim kontakt wzrokowy. Jeśli się udało, skinął mu niezauważalnie głową na znak, że całkowicie się z nim zgadza. Dodatkowo jego oczy mówiły - musisz wyciągnąć z tego konsekwencje. Nie można być pobłażliwym.
Wykład skierowany do Gregorego właściwie by trochę zabawny. I gdyby okoliczności byłyby inne, Bane zapewne stałby teraz oparty o ścianę i chichotał cicho pod nosem. Zawsze lubił takie przedstawienia. Miał tylko nadzieję, że Greg nie wyskoczy teraz z jakimś głupim tekstem. Lepiej przeczekać burzę, nawet jeśli z pozoru wydaje się przechodzić łagodnie.
Anomander był uosobieniem potęgi i władzy. Białowłosy wiedział, że nigdy mu nie dorówna. Nigdy nie będzie tak cudownie opanowany, rzeczowy. I nigdy nie będzie wzbudzał mieszaniny strachu i szacunku.
Skrzydlaty imponował mu. Na każdym kroku. Tym bardziej Bane zastanawiał się nad odebranym awansem - czy Opętaniec uczynił go Ordynatorem bo uważał, że są sobie równi? Przecież wiadomo, że Bane nigdy nie stanie się Anomanderem, nigdy nie będzie w stanie go zastąpić.
Niemniej Cyrkowiec czuł dumę, że został zauważony. I obiecał, przyrzekł, że cokolwiek by się nie działo, zawsze będzie dla Gada bronią. Dobrze naostrzonym, pociągniętym trucizną sztyletem. Bronią pewną i śmiercionośną, pozostawiającą ropiejące rany.
Na wzmiankę o defekacji uśmiechnął się, ale w porę zakrył usta dłonią.
Gdy Anomander usiadł i zwrócił się bezpośrednio do niego, Bane kiwnął głową. Chciał złapać kontakt wzrokowy i odnaleźć w nim jakieś potwierdzenie - wszystko w porządku, Synu. Dzisiaj czuję się lepiej. Ale czy uzyskał odpowiedz na przesyłane myślą zapytanie?
Załoga kuchni wniosła śniadanie więc bez słowa zaczął jeść, ale dopiero gdy Anomander włożył pierwszy kęs do ust. Mniej więcej w połowie posiłku, musnął kostką nogi łydkę zdrowej nogi Tulki. Posłał jej dyskretne spojrzenie ale nie uśmiechnął się, żeby nie dać nikomu ani cienia podejrzeń.
Co jeszcze przyniesie dzień?Tulka - 9 Kwiecień 2017, 12:24 -Jak się spieszysz i myślisz o tym żeby jak najszybciej dotrzeć do celu, a nie o tym by po drodze się nie wywrócić to jest to jeszcze trudniejsze - powiedziała z niepewnym uśmiechem - i nie, nie robiłam okładu - spojrzała na Jocelyn -okład się przydaje, gdy uraz jest świeży, a ja odkryłam, że coś jest nie tak dopiero rano czyli kilka godzin po tym jak to się stało i noga była już bardzo spuchnięta - wyjaśniła spokojnie.
Widziała błysk w oczach Opętańca. Czyli jednak mimo tego co mówiła, chciała z nią spędzić trochę czasu. To chyba dobrze. Spojrzała na Grega, gdy usłyszała jak Joce go nazwała i nie dziwiła jej się. Sama miała ochotę powiedzieć, że ma do pogadania z innym idiotą, ale przecież nie może tego zrobić. Zerknęła tylko na białowłosego poważnie. Anomander na pewno się zorientuje, że podał mu coś nadprogramowo i wtedy nie będzie tak wesoło.
O wilku mowa. Chwilę później Dyrektor osobiście pokazał się w Jadalni. Tulka grzecznie wyprostowała się, bojąc się, że jak wstanie to się wywróci, albo stanie na obolałej nodze. Jego głos sprawił, że Julię przeszedł potężny dreszcz. Jego głos nie był zbyt przyjemny. Nikt nie mówił, żeby Opętaniec miał być cały czas wesolutki i milutki, ot taki kochany tatuś, jednak tego się nie spodziewała. Jego słowa jeszcze spotęgowały to uczucie. Czyli nie był w humorze...ale na szczęście nie błyszczał smoczymi zębami tak jak to było w przypadku, gdy zaatakowała ją Rose.
Słysząc pytanie przełknęła ślinę -w nocy musiałam się szybko dostać na antresolę, więc na nią poleciałam by było szybciej. Jeśli jednak mogę to wolałabym wyjaśnić powód tego pośpiechu później, a nie w obecności pacjentów, gdyż uważam to za dość osobistą sprawę - powiedziała niepewnie, patrząc cały czas na Anomandera - musiałam źle wylądować, ale nie zauważyłam tego. Dopiero rano gdy się obudziłam i chciałam wstać, poczułam ból i zobaczyłam, że kostka jest mocno spuchnięta. Niestety nie umiem określić co dokładnie się stało... - skończyła swoje wyjaśnienie. Ostatnie, zdanie powiedziała ciszej, opuszczając uszy i wzrok.
Nie chciała mówić przy Jocelyn, że miała koszmar i o czym on był, tym bardziej, że kobieta może pamiętać, że w jej pokoju łazienka znajduje się na parterze, a nie na antresoli tak jak u Bane'a i połapie się, ze dziewczyna nie spędziła nocy u siebie. Nie zauważyła, że Bane przesyłał jej niemą prośbą, Tulka jednak i tak nie miała zamiaru mówić, że była u niego. Nie przy pacjentach, a i tak się zastanawiała czy czasem nie będzie lepszym pomysłem nie mówić też Anomanderowi. Widząc jednak jego dziwny spokój oraz czując chłód uznała, że zatajanie takich informacji nie będzie najlepszym pomysłem.
Słuchała co miał do powiedzenia pacjentom. Coś jej mówiło, ze to nie są ślady Grega, Samael też odpadał. Tulka cała noc była i białowłosego, on też odpadał bo jego krew nie była czerwona. Zostawała wiec... Przeniosła wzrok na skrzydlatą, jeśli ta na nią spojrzała Tulka spojrzała jej w oczy prosząc w myślach by nic nie zatajała. Nie był to teraz najlepszy moment, w szczególności, że Dyrektorowi naprawdę nie spodobały się te ślady.
Ochrzan skierowany do niższego Cyrkowca, pewnie by ją rozbawił, ale jakoś straciła humor. Słuchała uważnie i miała nadzieję, że Greg nie będzie próbował podskakiwać. Nie wiedziała co dał mu Bane, ale po używkach ludzi różnie reaguje. Oby tym razem nagle osiłkowi nie przyszło na pokazywanie jaki to jest odważny (czy w tym przypadku głupi) albo tym bardziej, żeby nie próbował pokazać, że to wcale nie Anomander tutaj rządzi. To byłby poważny błąd i nie skończyłby się zapewne wesoło.
Gdy wszystko było wyjaśnione w końcu podano śniadanie. Julia jakoś straciła apetyt, ale nie miała zamiaru tego pokazywać. Jakby nie chciała jeść to mogłoby to się skończyć o wiele gorzej. Obydwaj lekarze by się na nią zdenerwowali, do tego wiedziała, że potrzebuje siły na to, żeby szybko dojść do siebie. Grzecznie więc jadła, czekając jednak aż zacznie Dyrektor. Popijała śniadanie kakaem, takim jakie sobie wymarzyła. Z piankami. To troszkę jej pomogło. Jadła powoli i kulturalnie, co jakiś czas zerkając na pozostałych. Nie odzywała się jednak. Czując na łydce nogę białowłosego, zerknęła na niego, dzięki czemu ich spojrzenia się spotkały. Również nie odpowiedziała uśmiechem, było to zbyt ryzykowne.
Gdy kończyła posiłek poczuła na chorej nodze najpierw coś zimnego a potem ciepłego. Wyprostowała się zaskoczona i syknęła cicho. Zerknęła pod stół - Amber zostaw- powiedziała kręcąc głową, widząc, że to lisica chce wylizać opuchnięte miejsce. Wyprostowała się i przeprosiła cicho, kończąc powoli swoje śniadanie.Jocelyn - 9 Kwiecień 2017, 13:27 W duchu prosiła wszystko dookoła by jej podejrzenia okazały się nieprawda. Przecież... Dlaczego? Nie nie. Spokojnie. Najlepierw z nim porozmawia. Dopiero potem zacznie się zastanawiać. To nie może być prawda. Nie?
- Pewnie masz rację. Z medycyny wiem jedynie że jak boli brzuch pij rumianek. Nigdy mi to jakoś przydatne nie było dzięki mojej mocy więc no... - powiedziała lekko speszona. Nie ma to jak próbować czymś zaskoczyć pielęgniarkę. Brawo Ty Joce.
Atmosfera przy stole była jakaś przyciezka. Nie była w stanie stwierdzić dlaczego tak się stało. A dopiero co było tak dobrze.
Banshee zdążyła zjeść cała swoją porcję więc zaczęła wariowac. Biegala od zwierzaka do zwierzaka i je podszczypywała popiskujac. Joce przewróciła oczami, zlapala smycz po czym wzięła Niechniurke na kolana. Ta od razu znieruchomiala. Pewnie liczyla na kolejne smakołyki. Ale nie tym razem. Ta biała kula energi będzie musiała się wybiegac bo oszaleje. Więc spacer po parku wydał się kobiecie jeszcze lepszym pomysłem. Weźmie też Samaela. Rajski uwielbia przebywać na świeżym powietrzu.
Do sali wszedł pan Anomander. Joce po prostu czuła że jej się oberwie za te nocne ekscesy. Miała chociaż nadzieje że mężczyzna nie wspomni o nich w towarzystwie. Wolała mu powiedzieć o swoich podejrzeniach na osobnosci. No ale niestety. Przeliczyla się.
Tuż po tym jak Julia skończyła mu odpowiadać na pytanie, mężczyzna przeszedł do sprawy śladów na ścianach.
Jocelyn nie od razu się spiela bowiem przez chwile zastanawiala się nad słowami dziewczyny. Nie chce mówić o powodach przy nich bo jest to osobista sprawa. Trochę zabolało jednak kobieta nie mogła na to nic poradzić.
Zwracanie na siebie celowej uwagi? Psikus? To ostatnie czego Joce potrzebowala. Chciała spokoju i stabilności. A nie jakichs nocnych odpalow. Zwracanie na siebie uwagi w taki sposób byłoby naprawdę żałosne.
Widać ze Anomander oczekuje odpowiedzi tu i teraz. Joce ogarnął strach. Nie przed osoba dyrektora. Czuła względem niego respekt ale nie strach. Bała się odrzucenia i smiechow. Kpiacego wzroku Bana i wzroku odrzucenia u Grega. Zacisnela dłonie w pięści i wzięła głębszy oddech. Spojrzała dyrektorowi prosto w oczy.
- Obawiam się że owe ślady mogą być moja sprawka. Nie mam pewności gdyż niczego nie pamiętam jednak rano obudziłam się z pokrwawionymi dłońmi. Nie był to celowy zabieg a za wyrządzone szkody oczywiście zapłacę. Zdarza mi się lunatykowac. W domu zawsze się zamykam a wczoraj zapomnialam powiadomić kogokolwiek o swojej przypadłości. Mój błąd. Tak więc najmocniej przepraszam. - powiedziała na jednym wydechu. Po wszystkim zamknela oczy. Czekała aż zaczną się z niej nabijac. Jest nienormalna. Nie ma co tego ukrywać.
Bura jaką dostał Greg za papierosy podniosła ją jakoś na duchu. Nie tylko ona została wzięta pod lupe. Ostrzegala Grega z tymi papierosami więc sam jest sobie winien.
Z drugiej strony wiedziała że ten głupek już taki jest. Posłała mu leciutki uśmiech jakby chcąc dodać mu otuchy ale wzrok szybko skierowała na swoją niechniurke która zaniepokojona stanem rzeczy, zaczela gryźć jej kciuka.
Samael skończywszy jeść usiadł przy swojej pani i obserwował zgromadzonych.
Śniadanie zostało podane a ona dostała lekarstwa. Teraz czuła się już jak kompletny odmieniec.
- Na co te leki jeśli mogę zapytać? - spojrzała niepewnie na opakowania. Nic jej nie mówiły.
Nie nałożyła sobie na talerz nic. Po prostu nalala sobie do szklanki soku pomarańczowego i w ciszy go saczyla.Gregory - 9 Kwiecień 2017, 14:08 Podniósł brwi tak wysoko, że niemalże zniknęły one za blond grzywką. Jocyś? Coś ty znowu zrobiła? Lunatykowanie? "Ej, Jocyś, mogłaś ostrzec, że pochodzisz z rodu błękitnej krwi" chciał zażartować, aby całą sprawę obrócić w śmiech. Niestety, jej reakcja po tych słowach była na tyle dołująca, że w porę się powstrzymał. Ona robiła to wbrew swojej woli. Nie wyobrażał sobie, jak mogłoby to być, nie kontrolować swojego ciała, nie pamiętać, jakie chore rzeczy się wyczyniało. Jak to jest mieć innego siebie wewnątrz.
Oprogramowaniee zaszumiało cicho wewnątrz jego podświadomości...
Nachylił się nad stołem i, o ile by na to pozwoliła, ujął jej dłoń, po czym lekko ścisnął. Chciał jej tym przekazać, że nic się nie stało.
A potem Anomander zwrócił mu uwagę i to tak, że poszło mu w pięty. A mógł wyrzucić go do śmieci, mógł pomyśleć? A teraz to za późno!
- Przepraszamprzepana. - zapiszczał, kuląc się cały na krześle, zamurowany w kompletnym przerażeniu. Mogłoby się na tym skończyć, ale Greg poczuł, że musi się w takiej sytuacji usprawiedliwić. Nie paliłby, gdyby nie musiał, papierosy nigdy nie były najsilniejszym z jego nałogów:
- Chciałbym tylko dodać, że nie mam możliwości wyjść na podjazd ani do parku, pszepana. Psy znowu by na mnie szczekały. Papierosy... one służą mi do czarów, pszepana. Dzięki nim wyglądam jak człowiek. To nie jest moja naturalna postać, pszepana. Ja jestem gryfem... - to słowo przyszło mu z trudem, nie tylko ze względu na ogólno-pojęte nieobycie, ale też myślenie o tym budziło w nim potworny żal. - ...permanentnie. Normalnie. Na zawsze. Nie lubię się tak pokazywać, to wczoraj było spowodowane moim roztrzepaniem. - dodał, co raz ciszej i ciszej. Pyskaty Gregie, co na jedno słowo rzucał dziesięć obelg, siedział teraz i gapił się na własne, metalowe paznokcie.
Nie musiał widzieć obrzydzenia w jej oczach, aby poczuć się jak robak. Nie tylko jest potworem który musi ciągle udawać człowieka, żeby nie rzucano w niego żelastwem i nie wrzeszczano, nie tylko dupczył się na haju z Bóg-wie-kim zamiast szukać jej dalej, bo żyła, ona NADAL ŻYŁA TY CHUJU, a teraz jeszcze wyszło na jaw że jest ćpunem. Ona nie powinna go kochać. Powinna go znienawidzić, tak, jak zapowiedziała. Nigdy nie będzie z nim szczęśliwa, ze zwierzakiem takim jak on nie da się być. Prymitywne zwierze, bezmózgie, kierowane własną wygodą, doktor Anomander nie mógł go lepiej opisać. Kiedy przed chwilą cieszył się, że specyfik Bane'a nie otępił go, jego uczuć i zmysłów, teraz żałował, że nie mógł otoczyć się tą zasłonką radosnej obojętności, bo mimo iż błogie uczucie towarzyszyło mu cały czas, to psuł je wrzask sumienia. Tak! Ona robi to wbrew sobie, a ty odwalałeś to całe skurwielstwo zdrowy na ciele i umyśle!! Mimo iż jego twarz zdawała się być spokojna, to pokraśniał calutki. Z gniewu na samego siebie.
- Na ból... po protu na ból. - powiedział. Nie chciał więcej usprawiedliwień. Dla niego i tak było już dawno za późno. Pozostanie czysty, ale przeszłości wyprać się nie da. Nie nałożył sobie nic. Był głodny, ale do głodu powinien się przyzwyczaić.
I tylko Ejty bawił się w tej sytuacji w najlepsze. Najpierw doskoczył do Banshee, fuknął na nią w ramach "dzieńdobry" jakby nie widział jej wcześniej, po czym wrócił na talerz z mięskiem, gdzie pałaszował w najlepsze, całkowicie gdzieś mając sprawy wielkich dwunogów.Anomander - 10 Kwiecień 2017, 02:18 Anomander wziął głębszy oddech i popatrzył na nogę Julii.
- Skoro się spieszyłaś, to widocznie miałaś ku temu powód. Nie mnie go dociekać, a fakt, że będę go znał raczej nie wpłynie znacząco na kształt kuli, zatem zostaw go dla siebie. Pozostaje jedynie dziękować opatrzności za to, że nie spieszyłaś się z antresoli na parter. To w końcu około 5 metrów. Gdybyś wtedy się spieszyła to skręciłabyś zapewne coś innego niż kostka. – przeniósł spojrzenie na twarz dziewczyny - Skręcona noga. Poważna sprawa. Rozumiem, że dziś masz wolne?
W jego głosie dało się słyszeć coś co można było uznać za nutę sarkazmu. Nutę, która spłynęła gęstą, lepką kroplą na koniec języka i zamieniła się w słowo. Może i był dzisiaj spokojny, w końcu bestia nie chciała już wydostać się na zewnątrz. Może i zaplanował sobie ten dzień jako dobry, ale nie znaczy to, że ma być optymistyczny, uległy czy, nie daj Boże, pobłażliwy.
- Jużci paradne – jego wąskie usta wykrzywiło coś, co przy dobrych chęciach i dozie wyrozumiałości można było uznać za uśmiech - na trzy dni pracy w Klinice dwa dni zwolnienia. Całkiem niezła statystyka. Nie przejmuj się jednak, jutro też jest dzień, a dziś z tą kostką raczej na wiele się nie przydasz.
Ta skręcona kostka nieco komplikowała jego plany ale to nic, co się odwlecze to nie uciecze.
Wygłosiwszy pozostałe uwagi i reprymendy usiadł przy stole.
Usłyszawszy przyznanie się do winy i pytanie dziewczyny przeniósł na nią spojrzenie swoich zimnych oczu.
- Szkoda, że nie wiedziałem wcześniej ze wstępnego wywiadu o takich incydentach jak ten dzisiejszy. Nic to, ściany się umyje a i zadrapania się jakoś naprawi. Co do leków, to są one po to, by takie przypadki jak dzisiejszej nocy już się nie zdarzały, a jeśli będzie się je brać zgodnie z rozpiską, to poprawiają także jakość życia na tyle, że poza nowym ciałem można cieszyć się każdym nowym dniem.
Jakże delikatnie wyjaśnił dziewczynie, że dostała prochy na głowę, które ma brać regularnie. Był z siebie niemal dumny.
Posłuchał wyjaśnień Gregorego a jego twarz wykrzywił grymas niesmaku.
- Po pierwsze pomiędzy słowami „Proszę” i „Pan” robi się przerwę i akcentuje końcówki wyrazów. Poprawna forma to „Proszę Pana” a nie „Pszepana”. Jesteś dorosłym człowiekiem zatem mów jak dorosły. - pokręcił głową jakby zaprzeczał swoim myślom – Po drugie, jak już powiedziałem jesteś człowiekiem a nie gryfem. Każdy z nas, przy pewnej dozie chęci i wysiłku, może być tym, kim lub czym chce. Od czasu gdy jesteś wolny możesz wieść nowe życie. Tu, w nowym życiu, nie mamy przypisanych ról. To prawie tak jak w teatrze czy cyrku. Wychodząc na scenę lub arenę, przed twarze publiki i sam definiujesz swoją przynależność. Możesz być błaznem, z którego ludzie kpią lub sztukmistrzem, którego podziwiają i szanują. Możesz też być zwierzęciem, ale czy to jest nowe życie, czy raczej kontynuacja niesłusznego i okrutnego wyroku? Nie urodziłeś się naturalnie jako gryf, ale mimo wyglądu, który ma ciało, możesz wybrać kim jesteś i z jakim mianem wolisz kroczyć przez czas, który Ci jeszcze pozostał. Jeśli jesteś zwierzęciem to żyj jak zwierzę. Ganiaj po lasach, poluj na zwierzynę, śpij w ostępie, pij wodę z zimnych źródeł, lataj po nieboskłonie i czekaj na swojego cierpliwego łowcę, którym jest czas. Jeśli jesteś człowiekiem to bądź człowiekiem. Żyj z ludźmi, baw się i śmiej, otaczaj przyjaciółmi i rodziną a kiedy przyjdzie koniec zostaw po sobie pustkę, której żadne zwierzę nie wypełni – pozwolił by jego oczy zmieniły się w gadzie ślepia choć trwało to nieco dłużej niż zwykle - Ja, dla przykładu, wybrałem bycie człowiekiem. A Ty? Co wybierzesz?
Oczy wróciły do normy niemal natychmiast. Bestia była głęboko ukryta i spała snem sprawiedliwego.
Zjadł śniadanie, podziękował i wyszedł z jadalni aby po dłuższej chwili powrócić niosąc małe pudełko, odcięty spory kawałek waty celulozowej i bandaż.
- Daj tą nogę Julio – powiedział podchodząc do dziewczyny, klękając na podłodze i biorąc w dłonie jej nogę. Delikatnie sprawdził czy to na pewno tylko skręcenie a nie poważniejszy uraz. To było tylko skręcenie, ale jak opuchlizna ustąpi to pewnie dla pewności zrobią RTG. Otworzył maść i część jej rozsmarował na płacie waty celulozowej. Maść była brunatna i pachniała ziołami ale dość przyjemnie. Fakt, że nie była dodatkowo oczyszczona mógł świadczyć, że skrzydlaty sam zrobił ten specyfik - Wsmarowywanie i wklepywanie maści może nieco zaboleć ale za chwilę ból powinien ustąpić. To maść z arniką górską, jedną z najbardziej przydatnych w takich okolicznościach roślin.
Nałożył trochę maści na kostkę i wtarł ją delikatnie. Następnie przyłożył do nogi przygotowany chwile wcześniej okład i zabandażował kończynę.
Taki to pocieszny obrazek zafundował skrzydlaty obserwatorom. Oto dyrektor placówki, klęcząc na podłodze opatruje kostkę siedzącej pracownicy.
A może to ojciec opatrywał nogę dziecka?
- Do wesela się zagoi – powiedział i usiadł na swoim miejscu przyglądając się Gregowi i Jocelyn.Bane - 10 Kwiecień 2017, 12:55 Można powiedzieć, że Bane miał chwilę dla siebie. Anomander skupił się bowiem na pacjentach i Tulce, która chwilowo również stała się pacjentką.
Białowłosy jadł więc w ciszy. Lisia dziewczyna dobrze wybrnęła z z sytuacji, nie powiedziała gdzie nabawiła się kontuzji. Tak było lepiej, bezpieczniej. To, że Anomander toleruje ich związek nie znaczy, że inny go zaakceptują. Co z tego, że Tulka z własnej woli związała się ze starszym mężczyzną. Dużo starszym. Bane wiedział że żadne tłumaczenie nie przekonałoby Jocelyn.
Anomander nie wykazał zainteresowania okolicznościami wypadku, zwrócił jednak uwagę na to że Tula coś zbyt często dostaje wolne. Białowłosy doskonale rozumiał irytację Dyrektora - nikt nie lubi jak pracownicy zamiast pracować lenią się i później przynoszą zwolnienia. Ale niestety, z obolałą nogą dziewczyna będzie tylko zawadzać. A nie ma nic gorszego od pracy wykonanej byle jak.
Wszystkim obrywało się. I to ostro. Właściwie tylko Bane'a skrzydlaty oszczędził. Ale kto wie, może i na Cyrkowca znajdzie się jakiś hak?
Podniósł wzrok na Jocelyn i jeśli ich spojrzenia się spotkały, posłał jej pokrzepiający uśmiech. Zrobiła źle że nie wspomniała o lunatykowaniu, ale dobrze że nic sobie w nocy nie zrobiła. No właśnie. Czy aby napewno ?
Spojrzał na jej twarz, omiótł wzrokiem ramiona, ręce i dłonie. Nie zauważył nic szczególnego . Dłużej skupił się na paznokciach ale wyglądały na całe. Może te bruzdy w ścianach zrobiła jakimś narzędziem?
Gregowi oberwało się najmocniej. Bane'owi nawet zrobiło się go trochę żal. Anomander był surowy, ale chyba jeszcze nigdy nie manifestował tak mocno swojej dominacji. Tego, że to on tu jest Samcem Alfa i on decyduje o losie zarówno Kliniki jak i pacjentów.
Gdy Bane skończył jeść i czuł przyjemną pełność w żołądku, Alice przyniosła mu filiżankę kawy. Podziękował uprzejmie wdychając intensywny zapach napoju.
Patrzył na Anomandera gdy ten klęknął przed Tulką i zaczął opatrywać jej nogę. Silny, majestatyczny Opętaniec wyglądał jakby się przed nią płaszczył. Białowłosemu nie spodobał się ten widok.
Obiecywał sobie że nigdy nie dopuści by Anomander musiał przed kimś padać na kolana. Od tego miał Bane'a - narzędzie które jeśli Wojownik mu nakaże, zegnie kark zamiast niego. Cyrkowiec doskonale wiedział, że skrzydlaty zrobił to tylko by opatrzyć nogę... Mimo to poczuł mieszaninę żalu i zazdrości. Zgrzytnięcie zębami zamaskował uniesieniem filiżanki do ust. Powstrzymał się też od przejęcia opatrunków od Anomandera i zrobienia czynności za niego.
Korzystając z tego że Opętaniec był na klęczkach, Wredotek skoczył na plecy czarnowłosego chcąc przejść z nich na ramię. Popiskiwał z otwartą puszczą, jakby chciał się pochwalić Dyrektorowi ostrymi ząbkami .
Bane skarcił zwierza zimnym spojrzeniem ale zwierzak tylko fuknął i wtulił się w policzek Anomandera, na złość białowłosemu.
Cyrkowiec zamyślił się. Po śniadaniu pójdzie po paczkę do Dyrektora ale będzie też chciał zainicjować rozmowę. List który kilka dni temu pokazał mu starszy medyk był poważny i trzeba przedyskutować co dalej. Czy organizować spotkanie czy zignorować Arcyksięcia. A może wysłać grzeczną odmowę?
Kawa jak zwykle była pyszna. Kątem oka zauważył że Joce nic nie tknęła. Wziął więc czysty talerz, nałożył na niego średnią porcję i przysunął go do niej. Oczy zdradzały niemą prośbę, stanowczą ale uprzejmą, by kobieta coś zjadła.
Czy się troszczył? Może. A może po prostu nie miał ochoty patrzeć jak Joce sama się wykańcza ? Anomander naprawił jej ciało, naprawi też psychikę jeśli kobieta będzie przyjmowała leki. Powinna nawet przez wzgląd na pracę i poświęcenie lekarzy, zadbać o siebie.Tulka - 10 Kwiecień 2017, 13:26 Przytaknęła skrzydlatemu lekarzowi/ Dobrze, że koszmar nie przyśnił mi się u mnie w pokoju bo Bane by na dzień dobry dostał zawału jakby do mnie przyszedł Przeszło jej przez myśl. Zadrżała lekko. Spojrzała na białowłosego z dziwnym wyrazem w oczach, jakby mówiąc mu, że całe szczęście, że spała u niego. Inaczej mogłoby się to naprawdę źle skończyć. Przyłożyła rękę do piersi, bo znów poczuła ukłucie w sercu.
Słysząc sarkazm w głosie Dyrektora spuściła wzrok. Ale nadal go słuchała uważnie. Gdy mówił o statystykach, zagryzła lekko policzek od środka -bardzo Pana przepraszam, naprawdę wolałabym dziś pracować niż siedzieć bezczynnie, ale nie będę się upierać tak jak wczoraj bo z tą nogą to będę bardziej przeszkadzać niż pomagać - powiedziała smutno.
Przez dalszą rozmowę wpatrywała się w swój talerz. Było jej wstyd i to bardzo. Chciała pokazać, że jest przydatna, a co drugi dzień musi brać wolne bo coś jej jest. Chyba naprawdę jest bezużyteczna, tak jak mówili rodzice. Ale nie miała zamiaru sobie nic robić, w końcu obiecała Toksynkowi, że nie będzie próbowała nic robić. Nie znaczy to jednak, że czuła się dobrze. A dzień się tak dobrze zaczynał.
Starała się jednak nie manifestować tego jak źle się czuje z tym wszystkim. Siedziała jednak cicho przysłuchując się dalszej rozmowie. Kropka jakby wyczuwając, że coś jest nie tak, wspięła się na kolana dziewczyny i szturchnęła ją zimnym noskiem. Tulka uśmiechnęła się delikatnie i zaczęła głaskać Niechniurkę po mięciutkim futerku.
Trochę jej ulżyło, słysząc że Anomander nie denerwuje się na pacjentów. Mówił spokojnie i nie ganił ich za bardzo. Nie skupiała jednak zbytniej uwagi na jego słowach. Nie potrafiła się za bardzo skupić.
Odezwała się dopiero gdy podano śniadanie. Życzyła wszystkim smacznego. Nie czuła smaku, nawet nie zwróciła uwagi na to co je. Po prostu jadła, żeby już nie denerwować lekarzy i by nabrać sił na to by dojść do siebie jak najszybciej.
Podniosła wzrok gdy Anomander wychodził z Jadalni. Spojrzała wtedy na białowłosego, ale nie spojrzała mu w oczy. Czuła się jakby ich zawiodła.
Gdy skrzydlaty wrócił, posłusznie poprawiła się na siedzisku i podała mu nogę. Skrzywiła się, gdy lekarz zaczął sprawdzać co się stało, jednak nic nie mówiła. Już wystarczającą ofiarę z siebie robi. Wiedziała, że Anomander nie lubi jak ktoś udaje, że wszystko w porządku, ale ona nie upierała się, że nie chce wolnego, zgadzała się żeby dziś nie pracować, ale nie musi pokazywać jak bardzo ją boli.
Gdy wyjaśnił, że może zaboleć i jaką maścią będzie ją smarował, przytaknęła tylko. Syknęła jednak głośno i zacisnęła mocno zęby, gdy lekarz zaczął wcierać maść w skórę. Nie narzekała jednak. To była konieczność i ona ją rozumiała w pełni.
Unikała jednak wzroku czarnowłosego, było jej naprawdę źle z tym, że co chwila daje plamę. Gdyby tu chociaż już jakiś czas pracowała to jeszcze, ale ona dopiero zaczęła.
- Dziękuję i jeszcze raz przepraszam- powiedziała niepewnie, zabierając nogę - obiecuję, że będę dziś odpoczywać, żeby jak najszybciej wrócić do pracy - powiedziała jeszcze niepewnie i poprawiła się na siedzisku.Jocelyn - 10 Kwiecień 2017, 17:12 Gdy Gregory złapał ja za dłoń i ją scisnal odetchnela. Nikt się nie śmiał. Nawet Bane nie powiedział nic co by miało jej dogryźć.
Głupia jesteś i tyle Jocelyn.
Widziała jednak że to co powiedział dyrektor placówki do cyrkowca zrobiło wrażenie nie tylko na niej. Co więcej sam Gregory zamiast jak to on się odszczeknac, skulil się i wyraził skruchę. Po swojemu bo po swojemu ale jednak.
Widać było że pan Anomander był podenerwowany. Zaciekawiły ja slowa jakie skierował do Julii. Znowu bierze wolne? Czyżby nadal była ta mała sierotka? Tak czy siak, dyrektor był trochę zbyt ostry dla niej. A może on już taki jest? Jakby nie było, był jej szefem. Nie jej to oceniać. Nie wiedziała jakie mają tu między sobą stosunki. Tak jak juz wcześniej zauważyła. Rodzina Adamm. sów.
Spojrzała na Bane'a a ten posłał jej uśmiech. Nie odpowiedziała na niego, ale też starym zwyczajem nie zmarszczyla gniewnie brwi. Po prostu przyjęła ten uśmiech. Dobrze postąpiła nie zatajajac tego wszystkiego. Pewnie o wiele gorzej by się to skończyło. A tak? Dostała po prostu bure która nie ukrywając jej się po prostu należała.
Banshee po tym jak Ejty na nią skoczyl, uszczypnela go i zaczęła się z nim bawic. Dość brutalnie bo sie szczypali, ciagneli za ogony ale widac bylo ze się dobrze bawią. Samael bacznie obserwował czy jego nowej towarzyszce nie dzieje się krzywda.
Przez mase emocji i przeżyć dnia wczorajszego po prostu zapomniała. Teraz postąpiła by inaczej ale nic to nie zmienia. Tak więc nie próbowała się usprawiedliwiać. Mleko się już wylalo, sprawa wyjasniona. Uśmiechnęła się niemrawo.
A Gregory oberwal kolejna bure. Była tym razem w niej mądrość która przyda się cyrkowcowi. Joce widziała że krępuje go to czym jest. Może to co Anomander powiedział mu pomoże? To wszystko i tak nie zmieni tego że musi z nim poważnie porozmawiać. Z Banem tez ale to nie jest priorytetem.
Zrozumiała tez aluzje jaka zawarl w swoich słowach dyrektor. Dostała leki na czerep. Trochę zabolało ale czego ona się spodziewała? Widać że jest coś z nią nie tak. A on jako lekarz stara się jej pomóc.
- Dziękuję- niemrawo się uśmiechając, również scisnela lekko dłoń Grega. Też potrzebował jej wsparcia.
Zdziwila się i to nieźle gdy dyrektor po tym jak wrócił kleknal i po prostu zajal się noga Julii. Widziała ze dziewczyna zle si z tym wszystkim czuje. Co było dość normalne. Każdy czuł by się zle dostajac reprymende od swojego przełożonego.
Gdy Bane zabral jej talerz i nałożył na niego jedzenie, naklaniajac wzrokiem do jedzenia poslala mu zdenerwowane spojrzenie. Dobre chęci dobrymi checiami, ale no bez przesady. Moze i jest lekarzem ale nie zamierzala zmuszac się do jedzenia tylko dlatego że ktoś tego po niej oczekuje.
Dolala sobie soku pomarańczowego. Nie będzie jadla tylko dlatego ze on sobie tak życzy. Jeszcze czego.
Wziela jednak sucha bulke i zaczęła ja skubac. Nie będzie brala lekow na glodniaka bo padnie jak nic... Cholerny Bane.Gregory - 10 Kwiecień 2017, 19:22 Początkowo zalała go gorąca krew, kiedy zwrócił uwagę na jego dość prostą mowę. Wychował się na ulicach i ulicznianym mówił. Potem jednak temat wyskoczył dużo wyżej, a Greg słuchał słów dyrektora z malejącą frustracją, zaś rosło w nim zaangażowanie. Nigdy nie podchodził do tych spraw tak głęboko i nie analizował specjalnie swego życia, kawałek po kawałku. Kiedy zadał mu to finałowe pytanie, żachnął się:
- Wybieram... - zaczął, a po tych słowach nastąpiła cisza. Dużo dłuższa, niż sam Gregory mógł przewidzieć, w końcu mógł powiedzieć zdecydowanie "Tak, chcę być człowiekiem". Ale nie mógł. Kiedy był jeszcze świeżakiem, kiedy dopiero poznawał ten dziwaczny, szalony świat, zaakceptował to, czym jest dość szybko. Nigdy nie dzielił siebie na człowieka i zwierze, pogodził się z tym wszystkim, w końcu otaczały go kochane dziwolągi, które przeżyły to samo. Uważał się po prostu za Cyrkowca, istotę nową, autonomiczną. Nie zmieniło nawet tego odkrycie swoich papierosowych mocy, kiedy mógł na powrót przyjąć iluzję ludzkiej postaci. Po prostu dostał ponownie przeciwstawne kciuki. Jednak z czasem, kiedy zaczynał wychodzić poza Upiorne Miasteczko, odwiedzać inne miejsca, a potem Glassville, kiedy obudziła się w nim chęć poznania swej przeszłości, ta binarna natura zaczęła klarować się w nim coraz bardziej i bardziej. Cieszyło go, kiedy przeciwnicy reagowali na niego przerażeniem, ale kiedy tak samo działo się ze zwykłymi ludźmi, głównie z dziewczętami, do których próbował się zbliżyć, to rósł w nim wstręt do samego siebie. To wtedy zaczął nazywać się "głupim zwierzakiem" jakby wierząc, że wszystko, co znajdował w sobie złe, było przyczyną owego gryfiego ciała. Ale teraz, żeby wybrać tak całkiem... znowu zdał sobie sprawę, że oba te pierwiastki są w nim nierozerwalnie złączone. Nie może odrzucić żadnego z nich, nawet jeśli w tą sytuację wrzucono go poprzez cierpienie i tortury.
Podczas tych rozmyślań poczuł jej delikatną, bladą dłoń wsuwaną do jego dłoni i po plecach spłynął mu przyjemny dreszcz. Okazywała mu wsparcie, tak jak on okazał jej. Kochana, święta dziewczyna, która najgorsze sukinsynstwo, puszczalstwo i ćpuństwo mu wybaczy. Mimo wszystko z Jocelyn złączył się człowiek, nie zwierze, i ona też pragnęła człowieka, nie zwierzęcia. To dla niej, i tylko dla niej mógł dokonać wyboru.
- Bycie człowiekiem jest dla mnie cenniejsze, oczywiście, psze...proszę pana.. - rzekł z mocą, jakby tej chwili namysłu w ogóle nie było, mocniej ściskając dłoń Jocelyn i unosząc ją wyżej, jakby na znak, dlaczego, a raczej, dla kogo to robi. Zastanowiło go też, przed jakim wyborem stanął ów doktor. Co odrzucił, aby móc czuć się człowiekiem? Być może karierę naukową? Czy oznaczało to, że faktycznie, miał przed sobą naukowca MORII, lecz zreformowanego? Ale te oczy... świecił nimi w niego. Nie były to oczy człowieka, a Opętańcom oczy nigdy nie zmieniały się same z siebie.
- Ale to nie anuluje naszej próby sił? - dodał niespodziewanie. Nagle wstąpił w niego bojowy nastrój i wrócił apetyt - zaraz nałożył sobie na talerz kilkanaście pajd chleba i wszystkie mięso, jakie zostało na stole. Jocelyn nie pomyliła się w tej kwestii - jego przemiana materii była wprost szalona, gdyż wszystko szło na paliwo dla jego mięśni. Rozglądając się tu i ówdzie zauważył, że ona sama je prawie tyle co nic. Tak samo jak wczoraj.
- Jocyyś. Noo! To wszystko jest przepyszne. Spróbuj choć trochę, albo zjem ci wszystko sam! - dodał pogodnie. Tak samo jak Bane'owi zależało mu na jej zdrowiu. A takie niejedzenie ostro niezdrowe jest.Anomander - 11 Kwiecień 2017, 20:34 Anomander skupił się na opatrywaniu nogi. Ocenił staw, więzadła i ewentualną ruchomość, ale nic nie wskazywało na to by noga była złamana. Brak także płynu w stawie zatem torebka stawowa była cała. Zwykłe wykręcenie nogi w stawie. Na chłodny okład zbyt późno ale arnika pomoże. Przez chwilę pomyślał, że przecież Julia mogłaby sobie samodzielnie wyleczyć nogę używając mocy. Nie odezwał się jednak. Może chciała spędzić czas z Jocelyn? Dawno się nie widziały i pewnie chciały pogadać. Jednakże jeśli tak było, to wystarczyłoby, żeby powiedziała, że prosi o mniejszy zakres obowiązków lub obowiązki w otoczeniu Pacjentki. Po kiego grzyba wykręcać nogę w stawie? A może faktycznie był to wypadek, który zupełnym przypadkiem pozwoli jej spędzić czas ze znajomymi? Wolał nie analizować.
Już kończył bandażować nogę, gdy Julia powiedziała, że obiecuje odpoczywać. Uniósł na nią oczy by sprawdzić czy to co usłyszał, to nie był jakiś omam słuchowy lub przypadkowy spazm. Pozbawiona wyrazu i zmarszczek mimicznych twarz oraz oczy bez źrenic miały swoje niewątpliwe zalety. Największą z nich było to, że nie okazywały rozbawienia komizmem sytuacji. A, komizm sytuacji w tym wypadku kąsał po uszach jak Tyson Holyfielda i kopał jak dziki osioł nieostrożnego sodomitę. O święci Pantaleonie i Cyriaku! Tak się dziewczyna napracowała w lekarskim fachu, że aż musiała obiecywać, że będzie odpoczywać. Tyrani Dyrektor i Ordynator przez trzy dni zagonili i zamęczyli dziewczynę do tego stopnia, że ta nie mała nawet chwili dla siebie nie mówiąc już o zmrużeniu oka. Anomanderowi przypomniał się praktykant, którego ongiś miał. Wspaniały adept na homo sapiens, złote dziecko ery galopującego konsumpcjonizmu, prawdziwe marzenie placówek administracji publicznej, tak się rwał do pracy, że co dziesięć minut na piętnaście minut ulatniał się ze stanowiska i znikał jak sen jaki złoty. Raz był w kiblu na grubszym posiedzeniu, innym razem pił herbatkę patrząc jak pleśń wzrasta, innym razem stał przy autoklawie z miną Cerbera tartarejskiego i czekał aż ten wysterylizuje narzędzia. Widać nie dowierzał urządzeniu i musiał sam sprawdzić, czy owe rzeczywiście pracuje. Jeśli akurat nie przesiadywał w kiblu, nie pilnował wzrostu pleśni ani nie nadzorował pracy autoklawu to spacerował po wszystkich wydziałach i stanowiskach psując powietrze i zużywając tlen. O tak, idealny urzędnik państwowy. Robotne bydle z niego było. Nic dziwnego, że popracował raptem miesiąc a potem odszedł twierdząc, że praca ta jest zbyt ciężka dla niego i nie może tak harować.
Anomander uśmiechnął się do swoich myśli patrząc na Julię i pokiwał głową. Uśmiechnięty wstał z kolan i odruchowo otrzepał spodnie. Przechodząc pieszczotliwie poczochrał Julię po głowie. Tak, tak, odpoczywaj. W końcu jutro też jest dzień, i kto wie, może nazajutrz dla odmiany dostaniesz wolne z innego powodu?
Skrzydlaty usiadł i wpatrywał się w Pacjentów. Nie ukrywał, że w tej chwili bardziej obchodzi go mały osiłek rozdarty pomiędzy zwierzęciem a człowiekiem. Słysząc podziękowanie Pacjentki kiwnął tylko głową.
Gdy Gregory odpowiedział, skrzydlaty uśmiechnął się.
- Słuszny wybór. Bycie zwierzęciem, nawet mitycznym jest wysoce przereklamowane. – oparł się wygodniej o oparcie ławy i spoglądał na Grega z uśmiechem – Jesteś zatem Człowiekiem, który może zamienić się w Gryfa. To niemal jak w przypadku Batmana z tym, że tamten mógł co najwyżej wyobrazić sobie, że zmienia się w nietoperza. Ty możesz stać się Gryfem. Dumnie to brzmi, prawda? Co do próby siły to oczywiście, że nie anuluje. Nigdy jeszcze nie miałem okazji potrenować z Kimś kto zamienia się w Gryfa
Zapowiadało się ciekawe doświadczenie. Teraz będzie mógł zobaczyć ile warte były projekty MORII. Będzie mógł zobaczyć jak się porusza Gregory po przemianie. Czy jego szybkość wzrasta wykładniczo? Jak rozlokowany jest środek ciężkości? O ile rośnie siła? Co najważniejsze dla Anomandera poza nauczeniem oczu anatomii ruchu, będzie mógł też nauczyć swoje ciało jak walczyć z gryfem a to może być przydatną umiejętnością.
- Proponuję dziś wieczorem, po pracy gdy zabrzmi kurant. Spotkamy się w parku na polanie gdzie Julia uczyła się latać. Myślę, że mając wolną chwilę Julia pokaże wam to miejsce. Poza tym w parku można palić ile dusza zapragnie, byle kiepów na trawę ani w alejkach nie rzucać. Tak na przyszłość, co do psów, to nie ma się czego obawiać, w dzień są pozamykane. – zamyślił się przez chwilę - No, chyba że Gruba Berta wyjdzie jakoś z kojca. Ale nie ma potrzeby się jej bać, ona atakuje miłością z gracją radosnego cielaka.
Popatrzył, jak Bane podsuwa Jocelyn talerzyk z jedzeniem. Spoważniał ale nie zareagował w żaden sposób na zachowanie Pacjentki. Postanowił zobaczyć co stanie się dalej.
Widząc jak Gregory zachęca ją do jedzenia uśmiechnął się pod nosem. Widać było, że mu na dziewczynie zależy.
- Wracając do próby sił to mam nadzieję, że w razie czego nie będę musiał wpisać w kartę „mortuus quia dolor ani”? – roześmiał się i wyciągnął rękę do Grega - Myślę, że lepiej będzie jak zamiast „Pszepana” będę po prostu Anomanderem.Bane - 12 Kwiecień 2017, 00:43 Rozmowa między Gregorym a Anomanderem była ciekawa. Dyrektor jak zwykle przemawiał moralizatorskim głosem, przyjemnie się go słuchało. Przez te wszystkie lata pracy w Klinice, Bane nauczył się, że gdy Opętaniec zaczyna gadać w ten sposób, należy włączyć w mózgu funkcję "nagrywanie" albo przynajmniej "zapamiętywanie". Dzięki temu Bane mógł z czystym sumieniem nazwać się świetnym lekarzem - w końcu praktykę wyrobił u mistrza.
Gregory podjął słuszną decyzję. Bycie człowiekiem jest zdecydowanie ciekawsze, nawet Bane coś o tym wiedział. Dzięki Animicusowi mógł przybrać formę każdego znanego mu zwierzęcia. Oczywiście ciekawie było latać jak ptak, czy pływać z prędkością szczupaka lub galopować niczym dzikie mustangi... Ale czy któreś ze zwierząt może pozwolić sobie na tyle co człowiek? Na uśmiechy, uwodzenie słodkimi słówkami by później z tryumfem zerwać rumiane jabłuszko?
Jakby na potwierdzenie swoich lubieżnych myśli, złożył jedną dłoń na siedzisku muskając po drodze Tulkę. Co z tego, że teraz to Anomander się nią zajmował? Niech dziewczyna poczuje, że Bane o niej myśli. I nie wstydzi się ewentualnego wzroku Dyrektora - bo tylko on miał możliwość zobaczyć dotyk, ręce miał białowłosy bowiem poniżej stołu.
Na słowa o odpoczynku Cyrkowiec uśmiechnął się pod nosem. Lisia dziewczyna chyba przedobrzyła. Owszem, to ważne by się oszczędzała ale... czy faktycznie przez te wszystkie dni tak bardzo się męczyła? Były intensywne, to prawda. Ale chyba zgadzając się na posadę pielęgniarki była świadoma, że to dość wymagające stanowisko.
Jocelyn nie odwzajemniła uśmiechu, ale Bane spodziewał się takiej reakcji. Chyba nie było sensu przekonywać jej do siebie, skoro odgórnie nastawiona była na "nie".
Nie ruszyła też niczego z talerza który jej podał. Mężczyzna zmarszczył brwi posyłając jej surowe spojrzenie. Nawet Gregory zwrócił uwagę, że kobieta nie je. Dopiero po chwili zaczęła skubać bułkę, ale to nie wystarczy.
Bane podniósł głowę wyżej, zadzierając nos ku górze. Spojrzał na skrzydlatą z góry, wyniośle. Na jego ustach czaił się uśmiech, ale było w nim tyle chłodu, że białowłosy mógłby spokojnie stanąć w szranki z lodowym wzrokiem gadzich oczu Anomandera.
- Nie mam ochoty patrzeć jak się wykańczasz. - powiedział Cyrkowiec grobowym głosem, podsuwając talerz jeszcze bliżej kobiety - Masz do wyboru: albo zaczniesz jeść sama, albo wepchnę ci to jedzenie siłą do ust, albo podepniemy ci rurę, podającą pokarm. Jeśli ja miałbym wybierać, najbardziej podoba mi się druga opcja. - uśmiechnął się kącikiem ust, opierając policzek na ręce. Przez chwilę patrzył na Jocelyn, był śmiertelnie poważny.
- Jeśli cię to jakoś zmotywuje, to wiedz, że masz w sobie implanty na które prawdopodobnie nie byłoby stać samego Arcyksięcia. W Świecie Ludzi za równowartość tych maleństw można by kupić apartament albo przynajmniej sportowy samochód. - powiedział a uśmiech zniknął mu z ust, oczy błysnęły irytacją - Bądź więc łaskawa i zacznij jeść. Normalnie jeść. - westchnął oglądając swoje zadbane paznokcie, udając kompletny brak zainteresowania - Byłoby nam niezmiernie smutno, nam - lekarzom, gdybyśmy się dowiedzieli, że pacjent w którego włożyliśmy tyle serca i pieniędzy doprowadził się celowo do śmierci głodowej. - zacmokał kręcąc głową.
Tak, był poirytowany postawą Jocelyn. I o ile wcześniej starał się tego nie okazywać, tak teraz miał już serdecznie dosyć jej braku wdzięczności i tej postawy "siłaczki". Autentycznie miał coraz większą ochotę by własnoręcznie wydrzeć jej te implanty z ciała. Był przeciwny już w trakcie operacji... Wiedział, że kobieta będzie butna i nie okaże ani odrobiny wdzięczności. Bo przecież wiadomo, że jak lekarz naprawi żebra i dzięki temu latanie będzie niebolesne, to należy mu się środkowy palec prosto w twarz.
Bane jeszcze przez chwilę patrzył na Joce, chcąc wymusić na niej jedzenie. Jeśli kobieta mimo wszystko nie ruszy jedzenia, mężczyzna przestanie być taki miły.
Gdy Anomander się odezwał, białowłosy akurat podnosił filiżankę do ust. Upił łyk i słysząc frazę po łacinie, parsknął śmiechem przez co wypity napój dostał się tam gdzie nie trzeba. Na przemian kaszląc i śmiejąc się, Bane spojrzał na Dyrektora. Oczywiście zrozumiał łacinę, uczył się jej na studiach. Może nie potrafiłby napisać rozprawki w tym języku, ale zdania czy krótsze fragmenty rozumiał z marszu.
Śmiał się przez chwilę, zakrywając dłoni usta. Dobrze, że nie oblał się kawą. Po ataku kaszlo-śmiechu, otarł łzę która zebrała się w kąciku oka i z uśmiechem na ustach, oparł się o ławę, rozsiadając się wygodnie.
Wredotek w dalszym ciągu domagał się uwagi Anomandera. Skakał wokół niego, ocierał się o kostki nóg. Mały zdrajca. Chyba zapomniał kto był jego panem.
W ostateczności, poderwał się w powietrze, machając skrzydłami i usiadł na głowie czarnowłosego, popiskując tryumfalnie.
Bane jednak nie zareagował, ciekaw co zrobi Dyrektor.Tulka - 12 Kwiecień 2017, 06:59 Julia prawie od razu pożałowała słów, które wypowiedziała. Domyśliła się, że mogły zostać odebrane nie tak jak tego chciała. Nie chodziło przecież, że jest przemęczona bo to nie prawda! Chodziło jej o to, że nie będzie nadwyrężać nogi, żeby jej bardziej nie przeciążyć i żeby szybko wróciła do siebie. Uznała jednak, że lepiej się już nie odzywać i tak już się wkopała i to nieźle. Nie zareagowała w żaden sposób na dotyk białowłosego, w sumie to prawie go nie zauważyła. Była zbyt przejęta tym co się właśnie działo.
Anomander zaskoczył ją tym, że poczochrał ją po głowie. Spojrzała wtedy na niego nieśmiało. Poza podziękowaniem, nie odezwała się jednak. Nie miała odwagi, było jej zbyt głupio, za bardzo wstyd, żeby wypowiedzieć choć słowo więcej. Wiedziała jak to musiało wszystko wyglądać. Jednak nic na to nie mogła poradzić. Nie będzie się tu przecież teraz kłócić, nie przed Gregiem i Joce. Może była uznawana jeszcze za dziecko, ale nie musiała tego pokazywać na każdym kroku.
Wsłuchiwała się w rozmowę skrzydlatego z niższym Cyrkowcem. Greg dokonał słusznego wyboru, choć Tulka wielokrotnie miała dni, kiedy zastanawiała się czy nie zamienić się w lisa i nie zniknąć gdzieś w lesie. Już miała taką szkołę przetrwania i mimo, żeby było trudno to dała radę i nawet jej się to spodobało. Obecnie też najchętniej zmieniła by się w ruda kupkę sierści i czmychnęła do parku, a najchętniej jeszcze dalej.
Podniosła wzrok, dopiero, gdy Anomander zaproponował blondynowi zwracanie się do siebie po imieniu. Spojrzała na obu mężczyzn, ale unikała czyjegokolwiek wzroku. Podniosła kącik ust w nieśmiałym uśmiechu, gdy usłyszała jak czarnowłosy mówi po łacinie. Nie było jej jednak stać na nic bardziej entuzjastycznego. Na przykład na śmiech tak jak białowłosego lekarza.
Dopiero gdy Bane wygłosił swoje przemówienie na temat jedzenia, spojrzała na Jocelyn i jeśli i tak przeniosła na nią wzrok, Tulka wysłała jej niemą prośbę, żeby zrobiła to o co ją proszą. Wiedziała, że Bane naprawdę jest zdolny spełnić swoją groźbę i żadnego tupnięcia nóżką i obrażone słowa nie pomogą. Greg również się o nią martwił, tak samo Julia. Jednak ta nie odezwała się nic. W pewnym momencie wykonała ruch, jakby chciała ująć dłoń skrzydlatej, jednak w połowie wykonywania go, zrezygnowała i ponownie przeniosła wzrok na Kropkę, która się działa sobie na jej kolanach. Pogłaskała ją automatycznie, błagając w duchu, żeby Jocelyn zaczęła normalnie jeść. Jeśli będzie się głodzić, to długo nie wytrzyma. Słysząc o implantach, przełknęła ślinę. Zastanawiała się jak drogie są te cacuszka, w szczególności iż pamiętała z jaką ostrożnością musiała się z nimi obchodzić przy samym wyjmowaniu ich z głównego pudełka.
Kropka widząc jak Wredotek lata nad Anomanderem, po czym siada mu na głowie, zapiszczała do niego cicho. Chciała się dołączyć ale nie wiedziała jak. Spojrzała na swoje skrzydełka, rozkładając je i próbowała nimi poruszyć trochę. Nie do końca jej to jednak jeszcze wychodziło.
Julia sięgnęła po kubek z kakaem, chcąc je dopić. Mimo iż tego nie pokazywała, chciała już opuścić Jadalnię i zniknąć w Parku, jak najdalej od zawiedzionych oczu lekarzy.Jocelyn - 12 Kwiecień 2017, 12:44 Gdy zjadła bułkę, wypiła cała szklanke soku i go sobie znowu dolala. Bez tego za chiny nie mogłaby zjeść więcej. Od malucha tak miała. Nawet gdy jadla zupy to musiała mieć sok by je popić. Sięgnęła po drugą bułkę i nawet nałożyła sobie dwa plasterki pomidora. A co. Na razie nie czuje by miała wymiotowac to może zjeść trochę więcej niż zwykle. Nie może przesadzić. Jej żołądek obkurczyl się przez te lata i jeszcze tego brakuje by jej pękł gdy przesadzi z ilością jedzenia.
Basnhee i Ejty brykali w najlepsze tuż koło Samaela który ich pilnował a Joce obserwowała wszystkich przy stole. Widziała jak Greg toczy wewnętrzną walkę sam ze sobą. Wybranie tego czym się jest nie jest prosta decyzja gdy się człowiek przyzwyczai do jednego postrzegania własnej osoby. Zauważyła też jak Julia coraz bardziej się wycofuje pod wplywem dwojga lekarzy. No ludzie. Jesteście dorośli. Trochę wyrozumiałości... Nie wtracala się tylko dlatego że po pierwsze primo, Julia pewnie by sobie tego nie życzyła a po drugie primo co ona ma tu do gadania?
Gdy Greg podjął decyzję ściskając i lekko unosząc jej dłoń serce się jej scisnelo. I jak ona ma teraz z nim pogadać o dragach? Cudowny dzień się zapowiada..
Przezuwala bułkę w swoim tempie. Nigdzie się jej nie spieszy.
Batman? Joce uśmiechnęła się dość szeroko. Az ja policzki zabolaly. Takiego porównania się nie spodziewała.
- Tylko mi nie zacznij ganiac w lateksowym uniformie bo Cie do domu nie wpuszcze - powiedziała podsmiechujac trochę. Nie wyobrażała go sobie w takim stroju. Walka Grega i Andka w jakiś sposób przestała ją niepokoić. Jeśli się coś stanie to są na miejscu lekarze prawda? I to tacy co nie partola roboty. Wystarczyło spojrzeć na jej ciało. Żadne słowa nigdy nie oddadza tego jak bardzo jest wdzieczna tej trójce. Jej życie obróciło się o 160°. Kto wie. Może jak zacznie brać te leki to będzie już wszystko całkiem dobrze?
A więc pojedynek odbędzie się na polanie na której Julka uczyla się latać. Chętnie zobaczy co to za miejsce. Miło się patrzyło jej na to jak dyrektor i Greg przechodzą na mniej oficjalny grunt.
Zaczynała mieć dość tego czepiania się o jej zywienie. No cholera jasna. U Grega jeszcze to rozumiała. Martwił się więc powiedziała mu że je w swoim tempie.
Jednak szale przechyliły durne teksty Bane'a. Przelknela ostatni kęs bułki z pomidorem. Zauważyła kątem oka jak Julia wyciąga dłoń w jej stronę i zaraz ją wycofuje. Joce sięgnęła sama po jej dłoń i scisnela delikatnie posylajac pokrzepiajacy uśmiech. No no Joce. No Ci się zmarchy porobia.
- Do gardla to ja Ci moge wepchnac ostrze mojej katany panie groźny. Nie musisz dawać mi tu do zrozumienia jak bardzo bezwartościowa jestem w twoich oczach i jakim to było marnotrawstwem uzywanie tych implantów na mnie. Kto jak kto ale Ty powinieneś sobie zdawać sprawę z tego jak bardzo jestem wdzięczna waszej trójce. Odmieniliscie moje zycie i do końca jego trwania nie będę w stanie tego długu spłacić.
Mylisz się jednak myśląc że pozwole Ci kierować sobą. Możesz sobie być lekarzem i to świetnym. Nie zmieni to jednak tego ze Cie nie znosze i jeśli nie przestaniesz to bardzo chętnie pozbawie Cie tego parszywego łba. - powiedziała chłodno i spokojnie. Złapała trzecia bulke, dopila sok. Podniosła się i złapała Banshee.
- Dziękuję za posiłek i jeszcze raz przepraszam za szkody które wyrzadzilam. Teraz udam się do swojej sali, nie chce zakłócać posiłku. Czekam na Ciebie Greg bo mamy do porozmawiania. Miłego dnia życzę - puściła oczko Julii po czym wyszla a za nią Samael.
Żeby szlag trafił tego cholernego cyrkowca. - pomyślała zjadajac bułkę.