To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Klinika - Pokój nr 2

Gregory - 4 Kwiecień 2017, 21:36

Z radością widział uczucie ulgi i szczęścia, które odmalowało się na twarzy dziewczyny. Po tak chujowym żywocie należał jej się cały tabun dobrych wróżek de luxe, ze złotą różdżką i rubinowymi trzewikami w zestawie. Ale życie, nawet tak szalone i dziwaczne jak to w Krainie, nie było bajką. Oboje wiedzieli to dość dobrze. Greg już się postara, aby ich małej rodzince było bajkowo.
Pocałunek był dość oczywisty, nie był dla niego zaskoczeniem. Przyjął go spokojnie, nie rozsmakowując się ani nie rozwijając go dalej. Zwierzak wewnątrz niego pragnął jej jak głupi a tętno rozprowadzało krew w najdalsze zakątki ciała, wypełniając jego trzewia ogniem iście spirytusowym, jednak czuł, że to nie pora na to. Po prostu pozwolił sobie na cieszenie się jej bliskością. Tak cudowna kobieta... Również parsknął śmiechem, raczej dla towarzystwa niż gdyby cokolwiek go śmieszyło. Też potrzebował odreagować.
Słuchał jej z tym szczególnym zainteresowaniem dziecka słuchającego bajki, podpierając głowę . Jej historia nie była tak wesoła, jak mógłby chcieć - oprócz wesołego wujka doszła jeszcze matka mająca wszystko gdzieś. Przeklęci artyści, on też nie potrafił zbytnio rysować, choć z nudów potrafił nabazgrać całkiem złożone obrazki. Zwykle przedstawiające głupie śmierci. Za to postanowił, że kiedy tylko spadnie śnieg a jezioro skuje lód, to nauczy się jeździć na łyżwach, specjalnie dla niej.
Kiedy przyszła kolej na niego, odchrząknął tylko z pewnym zmieszaniem:
- No taaak... co mogę powiedzieć o sobie? - nagle, w tej jednej chwili poczuł się najnudniejszą osobą we wszechświecie, która nie robi w życiu nic ciekawego. Po prostu rutyna - jedna praca, druga praca, zlecenie, obiady, kolacje, siłownia. Nuda. Postanowił pójść po tych samych tropach, po których szła czarnoskrzydła, a które wcześniej sam jej zasugerował:
- Ja uwielbiam oglądać mecze, w szczególności piłki nożnej i rugby. Kibicuję reprezentacji Walii, zawsze gdy mają mecz to lecę do jakiegoś ludzkiego pubu aby im kibicować. Sam nie grywam w sporty drużynowe, wole dyscypliny siłowe, podnoszenie sztangi, te sprawy. Kiedyś miałem ambicje awansować w Cyrku na atletę, ale życie mnie za pychę pokarało i teraz to pakuję głównie dla zdatności bojowej. Eeee... z roślinek najbardziej lubiee ziemniaki bo można z nich frytki robić - palnął, po czym zaśmiał się głośno. Nie zamierzał wstydzić się z bycia łakomczuchem, więc nie mając pomysłu na zielsko, po prostu wziął to pierwsze z brzegu. - Lubie westerny z Clintem Eastwoodem, ale tutaj nigdzie nie znajdziesz telewizji aby je sobie przypomnieć. Lat mam... to zależy jak liczyć. Mordkę mam jak szczyl koło osiemnastki, jako Cyrkowiec przeżyłem lat... koło 34? Ciężko mi to wyliczyć. Jeśli dodać do tego te lata, w których byłem człowiekiem, to wychodzi ze mnie przynajmniej pięćdziesięcioletni dziad! Dobrze, że się na tyle nie czuję bo bym narzekał na młodzież i karmił gołąbki, czy coś. Lat z bycia człowiekiem nie pamiętam, program piorący pamięć stosowany w MORII był w moim wypadku upierdliwie skuteczny. Mogłem mieć rodzinę, żonę, dzieci. Teraz nawet nie chce mi się tego sprawdzać, w końcu miałem ludzi w cyrku, a teraz Was. Wiem tylko, że pracowałem jako glina. Wyobrażasz sobie? Glina! Nie chwalę się tym zbytnio, taka reputacja nie jest zbyt dobra w społeczności najemników. No sama wiesz. - tutaj zamyślił się na chwilę, czochrając swój spiczasty podbródek:
- Lubie papierosyyyy... Lubie czytać o teoriach spiskowych, wiele z nich ma sporo sensu. Czasami nawet mam wrażenie że wiem o czymś za dużo, że ktoś będzie mnie śledzić. - "Oj Grzesiu, chyba po raz pierwszy mówisz to komukolwiek. I nie czasem, tylko 24/7. Paranoja nie śpi, paranoja czuwa" szepnął złośliwy głosik. W sumie mógłby wspomnieć iż jego myśli często się wobec niego wyzłośliwiają, ale w kontekście jej obecnego... stanu mogłoby to zostać odebrane negatywnie. Nie był chory. To ONI chcieli go dorwać i tyle. Kiedyś jeszcze jej o tym opowie. - Lubie koty, nie lubię psów, w szczególności ich szczekania. Moje zwierzęce instynkty wariują na sam ten dźwięk. I lubię tego małego puchatego cosia co go nam ten gadzin dał. - dopiero teraz zwrócił uwagę na Ejty, który dreptał sobie po pokoju, to tu, to tam.
Powolutku położył się, ale w ostatniej chwili obrócił się na skrzydłach i położył głowę na jej podołku. Mimo ludzkiej postaci nadal był w stanie mruczeć jak olbrzymi kot, przesyłając jej swoje wibracje:
- Skoro umiesz śpiewać, to może pośpiewamy sobie razem? Co znasz? - zamiauczał, wcierając się w jej podołek.

Jocelyn - 5 Kwiecień 2017, 16:11

Chętnie by przeciagala ten pocałunek ale czując że Greg jest w tym jakiś obojętny, wolała nie nadwyrezac jego cierpliwości. Może i się pogodzili ale to wcale nie oznacza przecież że wszystko będzie jak dawniej nie? Przez ledwie ułamek sekundy można było dostrzec w jej oczach zawód.
Który zniknął gdy usłyszała jak cyrkowiec parsknal śmiechem. Dobrze wiedzieć że humor mu się poprawia.
Nie popedzala go. Widziała na jego twarzy zamyślenie. Co było dość zabawnym widokiem więc się lekko uśmiechnęła.
Musiała poprawić się na łóżku. Skrzydła źle ułożyła przez co zaczęły boleć. Czasem sobie tak myślała... Że lepiej jej było gdy ich nie miała. Owszem. Bolało jak cholera. Ale nie potrafiła jakoś pogodzić się z tym że jej skrzydla nie są teraz już tak piekne. I te bóle. Naprawdę nie da się nic z tym zrobić? Może to dlatego że za rzadko ich używa? Pokręciła lekko głową. Nie na tym powinna się teraz skupić.
Piłka nożna? Jeszcze jeszcze ale rugby? Tak. To zdecydowanie pasowało do Grega. Sport gdzie można się bez problemu wzajemnie taranowac i łamać kości. Joce lubiła oglądać mecze ale sama nigdy nie wziela by w takim udziału. Po pierwsze jej postura. Po drugie to że nawet by nie próbowała taranowac innych. Pewnie unikalaby innych graczy jak ognia.
Podnoszenie sztangi? To wyjaśnia te mięśnie. Przejechala palcami wzdłuż jego ręki. Zaraz jednak zabrala rękę, uśmiechając się przepraszajaco.
Ziemniaki? Zaśmiała się. Nie pomyślała o tym w ten sposób. Ale fakt. Roślina jak roślina a frytki są nawet w porządku.
- Od ziemniaków wolę akurat ryż - wtrąciła.
Westerny z Eastwoodem? No tym ja zaskoczył. Spodziewała się raczej jakiś filmów o sztukach walki a tu proszę.
Joce nie raz ubolewala nad brakiem kin czy choćby teatrów w Krainie Luster. Co ona by dala za obejrzenie choćby nawet takiego Westernu. Brakowało jej trochę tej nowoczesności z jej świata.
Ma 50 lat? Joce szczeka doslownie opadla. Umawia się z pięćdziesięcio latkiem? Rodzice by ją chyba wydziedziczyli. No... Na pewno matka. Ojciec pewnie starał by się zrozumieć. Zawsze pragnął jej szczęścia.
- 50? No nieźle. Niedługo będę musiała zacząć uważać podczas całowania ciebie by Ci protezy zębowej nie skraść - Zaśmiała sie. Taa. Ale jeśli nadal będzie do tego taki obojętny to raczej nie będę próbować nie?
Westchnęła cicho.
Greg i policjant? Jakoś jej się to gryzło. Jednak najprawdopodobniej przed trafieniem na Morie mógł być całkiem inny. Pewnie nawet z wyglądu się zmienił.
Teorie spiskowe? Nie zaskoczył ja tym. Juz wcześniej zauważyła ze bywa nerwowy i przewrazliwiony. Papierosy też nie były zaskoczeniem. Nawet jej nie przeszkadzal ten jego nałóg. Ojciec popalal, matka w sumie też podczas tworzenia.
Nie lubi psów? Spojrzała na Samaela który smacznie drzemal. Joce nawet nie zauważyła kiedy ale Banshee wydostala się z pudelka i ułożyła na rajskim i tetaz sobie na nim drzemala popiskując. Skubana. Potrafi być cicha jak się postara. Niechniurka Grega lazilabpo pokoju, zwiedzając.
Zarumienila się lekko gdy zamiast położyć się obok, położył się na niej. Było to... Mile. Nawet bardzo. A gdy zaczął mruczec zaśmiała się. To laskotalo.
Glaskala go po głowie.
- Mam nadzieje ze Samael Ci nie wadzi? Niby ma wilczy pysk ale to złoto. Wiele mu zawdzięczam. Gdyby nie on umarła bym w lesie. Wyobraź sobie że ugryzl mnie w nogę wąż. Coś na kształt jadowitego boa. A później gdy rzucilam się z klifu dorwalo mnie stado dzików. Dzięki niemu się uratowalam - powiedziała. Podwinela nogawke lewej nogi pokazując dość spora bruzde bo czterech klach wielkiego węża.
- śpiewanie zaczeka na kiedy indziej. Na chwilę Cie przeprosze ale musze zejść do recepcji. Nie będę przecież chodzić ciągle w tej pizamie - uśmiechnęła się przepraszajaco i szybko zeszła do recepcji. Tam zapytala panią Alice czy jest opcja by ktoś zaszedl do jej domu i wziął pare ubrań. Kobieta miło odpowiedziała ze tak. Joce narysowala jej mape z zaznaczonym jej domem, po czym powiedziała gdzie chowa klucz. Wyjaśniła i narysowala tez o jakie rzeczy jej chodzi.
Następnie podziękowała i zyczyla kobiecie dobrej nocy.
Już po chwili była z powrotem u Grega. Polozyla się tak jak leżała wcześniej.
Jeśli Greg zdążył już zasnąć zaczęła mu śpiewać. Po cichu.
- Żyj z całych sił
I uśmiechaj się do ludzi
Bo nie jesteś sam
Śpij, nocą śnij
Niech zły sen Cię nigdy więcej nie obudzi
Teraz śpij

Niech dobry Bóg
Zawsze cię za rękę trzyma
Kiedy ciemny wiatr
Porywa spokój
Siejąc smutek i zwątpienie
Pamiętaj, że

Jak na deszczu łza
Cały ten świat nie znaczy nic a nic...
Chwila, która trwa
Może być najlepszą z Twoich chwil...

Idź własną drogą
Bo w tym cały sens istnienia
Żeby umieć żyć
Bez znieczulenia
Bez niepotrzebnych niespełnienia
Myśli złych-
glaskala go przez ten czas po glowie.
Jeśli jednak nie spał to wgramolila się do jego łóżka i swoje zimne stopy polozyla na jego plecach by je ogrzać wytykajac przy tym język zadziornie.

Gregory - 5 Kwiecień 2017, 22:51

Przyglądał się jej skrzydłom. Mimo zauroczenia zauważył, że wyglądają one gorzej niż wtedy, gdy widział je po raz ostatni. Bardziej poszarpane, pozbawione blasku. Może po prostu potrzebowała kąpieli? Kiedy dotknęła jego ramienia, pozwolił aby jego biceps podskoczył lekko, napinając rękaw piżamy. Zawsze lubił się trochę popisywać swoją muskulaturą, oczywiście w mniejszym stopniu niż Bane, który w oczach Grega zawsze kochał robić z siebie pępek świata. Mały Cyrkowiec zapracował sobie na to wieloma latami ciężkiej pracy, więc mógł być z nich dumny. Owszem, nie urodził się z atletyczną sylwetką, endomorficzną raczej, solidną i beczkowatą, jednak treningi przynajmniej trochę zmieniły jej kształt.
- Cooo? Cooo? Co tam szepczesz? Moje staare uszy ledwo cię słyszą, panienko! - zajęczał drżącym głosem, krzywiąc twarz jak stary, pomarszczony dziadek. Aktorem był średnim, ale nie o to chodziło - po prostu chciał się z nią powygłupiać. Chciał słyszeć jej śmiech jak najgłośniejszym, ponieważ był to naprawdę najpiękniejszy dźwięk ze wszystkich.
Kiedy zapytała się o Samaela, dopiero zdał sobie sprawę, że psina wlazła za nimi do pokoju. Ejty odkrył go już trochę wcześniej, siedząc w typowej sobie pozycji naburmuszonej kulki tuż obok, spoglądając na niego raz po raz, jakby sprawdzając szanse na bycie zjedzonym. Blondyn westchnął lekko, w zamyśleniu:
- Szczerze mówiąc, póki nie szczeka, może być. Jest ptasią hybrydą jak ja, ma w sobie wystarczająco dużo z ptaka, żebym był z nim okej. Tylko niech nie próbuje mnie dominować. I to ty wyprowadzasz go na spacer! - dodał, niby-ostrzegawczo grożąc jej palcem, ocierając się o nią swoimi włosami. Historyjka ciekawa, jak z książki przygodowej, prawdziwości nie mógł jednak ocenić. "Taki wąż to mógłby w sumie być niezłą przekąską" pomyślał sobie "A co dopiero dziczyzna". Jak w tym francuskim komiksie, którego nazwy nie potrafił sobie przypomnieć, był taki grubas z warkoczykami, on ciągle je żarł. Tylko jak się nazywał? Będzie go to dzisiaj męczyć cały wieczór.
Niestety, powiedziała, że musi już iść. Jemu tam nie przeszkadzało kompletnie, że chodziła w tym stroju, nawet w worku ziemniaków byłoby jej dobrze. Kiedy zchodziła, złapał ją jeszcze za rękę. Przez chwilę myślał, czy by nie pozwolić sobie pociągnąć ją do siebie i nareszcie przejść do tego co chodziło mu po głowie cały wieczór, ale on też czuł się śpiący. Odrobi to sobie rano, zawsze mieli czas - więc tylko ucałował ją w dłoń i pozwolił jej wyjść. Kurde, jaki dżentelmen z ciebie, Greggie. Normalnie powinieneś wierszyki lubej pisać, gdybyś tylko umiał - wyszłoby z tego coś na poziomie "Wlazł kotek na płotek". Chciałby jeszcze jakoś się ogarnąć, rozebrać przed snem, ale zmęczenie uderzyło go nagle i niespodziewanie.
Greg mruczał do jej śpiewu. A może nie. Nie dało się tego stwierdzić. I tak nie słyszał jej nigdy wcześniej. A zimne stopy sprawiły, że obrócił w jej stronę, w półsennym nieogranięciu. "Tak chcesz pogrywać?" Eksplozja dymu ukazała go w stanie błogiej nieświadomości, a jego ciuchy rozrzucone zostały po pokoju. Wielkie, pokraczne cielsko zajęło nogi szpitalnego łóżka.

Jocelyn - 6 Kwiecień 2017, 15:11

Greg przemienił się w Gryfa i zasnął. Joce jeszcze trochę siedziała wpatrując się w księżyc za oknem i jednocześnie glaszczac Gryfa po wielkim łbie. Dobrze że łóżka są takie wytrzymałe bo za polamanie zostalibysmy pewnie polamani . Uśmiechnęła się lekko. Czuła się spokojna. Ten dzień był jak burza która trwała podczas operacji i jeszcze chwile po niej.
Samael fuknal przez sen jednak Banshee sobie nic z tego nie zrobiła. Spała sobie na nim w najlepsze, rozwalona jak zaba na liściu. Ejty podskoczyl zaś i odsunal się kawalek dalej, patrząc jeszcze bardziej wrogo i niespokojnie na sporych rozmiarów rajskiego.
Wesoła gromadka nie ma co. Dobrze że Greg nie ma nic przeciwko Samiemu. Nie żeby Joce dla niego miala go porzucić. To by się nigdy nie stało. Greg musiałby jakoś się pogodzić z obecnością Rajskiego. Ale tak będzie lepiej. Wyprowadzac go nie trzeba. W końcu to bestia. Jest inteligentny do tego stopnia ze sam sobie drzwi umie otworzyć.
Spojrzała na swoją dłoń i lekko się zarumienila. Ten pocałunek był dość zaskakujący i miły. Gah. Zachowujesz się jak dzieciak Joce. Potrzasnela głową. Nic nie poradzi na to że jest szczęśliwa. Wiedziała ze do stabilizacji długa droga. Nie raz się jeszcze potknie. Miała jednak nadzieję że wtedy będzie mogła liczyć na swoją rodzinę. Grega i Julie. Co tyczy się dziewczyny... Joce musi wszystko sobie poukładać. Musi dać Julii dowody. Bo to co jej powie jest szalone ale prawdziwe. Julia zasługuje na to by znać prawdę.
Kobieta westchnęła i zamknęła oczy by już po chwili oddać się w objęcia Morfeusza. Dawno nie była tak spokojna.



Jednak podświadomość Jocelyn D'Voir wcale się nie uspila. Wszystkie widoczne bruzdy i skazy na ciele zostały usunięte. Jednak jak to w życiu bywa, najgorsze jest to co niewidoczne. Jej jaźń i dusza były bardzo pokaleczone. Rozbite na trzy. Co dawało różne efekty. Jednym z nich było lunatykowanie wywołane bitwą jaźni o ciało.
Które w tym momencie podniosło się. Tak by nie obudzić Gryfa, kobieta z zamkniętymi oczyma, drgajacymi pod powiekami wstała z łóżka. Przez chwilę, stała tak i chwiała się. Jej głowa kiwala się tak jakby Jocelyn komuś przytakiwala. W pokoju jednak panowała bloga cisza. Przerywana oddechami jego mieszkańców. Posuwistym aczkolwiek nadal cichym krokiem, ciało ruszyło do drzwi. Wystarczyła chwila, by chwyciło odpowiednio klamkę i wydostalo się z pokoju.
Drzwi pozostały uchylone a ciało ruszyło przed siebie. Można było odnieść że ma jakiś konkretny cel. Szło po prawej stronie z wyciągnięta ręką, wbijajac paznokcie aż do krwi w ścianę. Wyglądało to tak jakby robiło sobie "pomost" by być w stanie wrócić.
Kluczyło korytarzami, z ust wydobywała się niezrozumiała mantra. Mówiona trzema różnymi głosami. Trzy osoby w jednym ciele zaklete. Która tym razem wygra?
Ciało kluczylo w górę. Wszystko zajmowało więcej czasu niż normalnie. Jednak o tej porze w szpitalu nikt się nie spieszył. Każdy spał lub oddawał się swoim obowiązkom czy uciechom.
A ciało dotarło do wejścia na dach. Ruszyło w stronę krawędzi. Skrzydła ciasno scisniete przy ciele, drgaly jakby chciały się otworzyć. Przeczuwajac wydarzenia. Jednak nie mogły. Ciało stanęło, twarz skierowana w wielki księżyc. Powieki rozwarły się. Oczy zwykle w ciepłym bursztynowym kolorze, zdawały się być mleczno białe.
Ciało stanęło na krawędzi. Wyciągnęło rękę przed siebie. Widać było że noga drga w przód. Coś jednak ją blokowało. Pojedyncza łza splynela po policzku a ciało zrobiło krok który wszystko przechylił.
Pęd powietrza dudnil w uszach. Włosy rozwiane. Góra od pizamy spadla z właścicielki lecąc w druga strone. Usta ułożyły się w niemym krzyku. To koniec.
Nie.
Widać coś sprzyjało kobiecie. Widocznie wielki stwórca uznał że jednak daruje jej życie. Samael pojawił się w powietrzu jakby znikąd. Pikujac, wydal z gardla pisk, jakby ostrzegając wszystko wokoło.
Rozpostarl skrzydla gdy znalazł się tuż pod swoją panią. Zebrał w sobie całą siłę jaką posiadał by zamortyzowac wypadek. Widać było że nie był to jego chleb powszedni. Jakby tego typy zdarzenia były chlebem powszednim w życiu tej dwójki. Jego pani straciła przytomność.
Jakoś udało mu się wrócić z nią do pokoju. Trwało to dość długo. W końcu wykończony zwierzak położył swoją właścicielka na jej własnym łóżku, po czym sam padł. Sapiac głośno czekał w napięciu. Gdy Jocelyn przewróciła się na drugi bok, ze spokojem na twarzy wiedział że zagrożenie minęło. Zasnął zmęczony.
A jego pani resztę nocy przespala. Zakrwawione ręce, nieświadomie schowala pod poduszke. Jakby nie chcąc poplamic pościeli.
A gdy rano wstała nie pamietała zupełnie nic. Obok łóżka, na szafce dostrzegła pakunek z ubraniami.
http://i.imgur.com/pJ5AaSn.jpg
http://i.imgur.com/y2xQDHm.jpg
http://i.imgur.com/c5ebJzr.jpg
http://i.imgur.com/zB04TMF.jpg
Widocznie pani Alice nie miała co w nocy robić. Niczego nieświadoma Joce uśmiechnęła się, przyciągnęła i wyjęła jeden komplet ubrań z paczki. Była to biała sukienka z błękitnym okryciem. Co prawda buty trochę nie pasowały ale miała to aktualnie gdzieś. Sukienka i tak sięgała do kostek więc mało co będzie widać. Poszła do łazienki i wzięła prysznic. Nadal nie była jakoś świadoma tego co stało się z jej dłońmi.
Ubrała się i uczesala włosy po czym podeszła do Gryfa i pocałowała go w czolo.
- Pora wstać wielkoludzie - powiedziała uśmiechając się.

Gregory - 6 Kwiecień 2017, 23:03

Czasami majaki senne przynoszą echo przyszłych wydarzeń, lub pozwalają wejrzeć w głąb własnej duszy.Greg należał do wielu osób, które po przebudzeniu pamiętają swoje sny. Milion omenów i przepowiedni mogło mu się przewinąć pod nosem, a on nigdy się o tym nie dowiedział. Przynajmniej też nie rozpamiętywał koszmarów.
Co mu się śniło? Siedział w długaśnym pociągu, ale każdy kolejny wagon był zarazem miejscem, które znał - jego wozem, pubem "Na gorąco", gabinetem psychiatry, hotelem z piernika, w którym to wszystko się zaczęło, tylko za oknami widać było mijający w wielkim pędzie krajobraz. Szukał swojego biletu, ponieważ lada chwila miał pojawić się kanar. W końcu dotarł do sypialni, na której leżała naga Jocelyn, z szeroko rozpostartymi skrzydłami. Na jej widok całkowicie zapomniał o bilecie. Nawet nie pamiętał, kiedy zrzucił ubrania, po prostu nastąpił przeskok do chwili, w której kochali się, ostro i dziko. Wtedy ona spojrzała na niego i powiedziała: "Mam twój bilet, brzydalu". Zdziwiło go to i zabolało. Prosił o ten bilet, ale ona tylko się śmiała i mówiła, jaki brzydki jest. Kiedy w końcu spojrzał po sobie, zrozumiał, że jest w gryfiej postaci, na dodatek wypadały mu wszystkie zęby, które bezskutecznie próbował wepchnąć sobie z powrotem do paszczy. Kiedy spojrzał dalej, zobaczył że Jocelyn odchodzi, trzymając pod rękę Samaela w idealnie skrojonym, podkreślającym trójkątną sylwetkę garniturze i z piórami na żel. Odwracając się, rzekła mu jeszcze z dziwnie dziecięcą manierą "On wie więcej o miłości niż ty, ty głupi karzełku", po czym razem wyskoczyli przez okno. Czy właśnie telepatycznie przewidział wydarzenia z dachu? Kto to wie? Atmosfera zrobiła się dość koszmarna, ale nie wystarczająco, aby się zbudzić. Potem na szczęście było milej - znów jako człowiek siedział w barze, który widział chyba w jakimś filmie. Za barem stała Julka i nalewała Banowi drinki, jeden za drugim, a on pił i pił, choć prawie wszystko wyciekało mu uszami. Poskarżył się o to Gregowi, zaś ten zaproponował, aby się z Julką zamienili miejscami. Chodziło mu, aby Bane został barmanem, ponieważ wydawał mu się skrojony do tej roli , jednak wyszło trochę inaczej - nagle Julia stała się w pełni dorosłą kobietą o szarej skórze i czarno-zielonych oczach, zaś Bane odmłodniał, wyrosły mu skrzydła i ogonek, i tym razem wszystko co wypił, zostawało w nim bez problemu. I pili tak dalej, a pociąg się kołysał razem z nimi - bo byli w nim nadal. Niestety, Greg zwymiotował i szef cyrku zadzwonił po biletera. Nim oczywiście okazał się być ów straszny doktor Anomander, który kazał sobie oddać bilet, albo nerkę. Greg próbował się wyłgać, ale po dłuższej chwili jałowych tłumaczeń zahaczających o politykę kolonialną imperium brytyjskiego, rzucił się do ucieczki. Anomander (a może dyrektor Cyrku? nie oglądał się za siebie) dosiadł olbrzymiego chomika i ruszył w pogoń. - podczas snu jego łapy przebierały panicznie po białej pościeli - póki nie dotarli do wielkiej, słonecznej polany, na której jego wszyscy przyjaciele z Cyrku urządzili piknik. Jocelyn z Samaelem też tam byli, ale tym razem Rajski nie miał ubrań i zachowywał się jak na psa przystało, tylko że miauczał. Razem rozmawiali sobie swobodnie, śmiali się i jedli ciastka oraz pili whiskey... Szkoda że Jocyś obudziła się wcześniej i postanowiła go wyrwać z tej sielskiej imprezy...
- Pięć minut... Jeszcze tylko pięć... - zamruczał, turlając się z boku na bok i próbując odepchnąć ją delikatnie metalowymi skrzydłami i wpijając się szponami w poduszki. Po chwili jego oczyska rozłożyły się jak para tanich lustrzanek. Oślepiło go światło poranka - nie zasunięto sztorów - skrzywił się jak wampir i schował łeb w pościel.
- Ja nie chcę... Za dobrze mi tuu... - a ogon przelatywał z lewa na prawo, odganiając się od jednej, wielkiej, seksownej muchy. I jemu chciało się jeszcze rankiem baraszkować? Dobre sobie. Dajta mu spać!
...
Czy mu się zdaje czy czuć tu zapach krwi...?

Jocelyn - 7 Kwiecień 2017, 06:59

Gregory zachowywał się jak dziecko. Było to tak rozkoszne że Joce żałowała iż nie może tego nagrać.
- Co za dużo to nie zdrowo Greggie. - uśmiechnęła się lekko. Wyciągnęła dłoń chcąc go pogłaskać i wtedy dostrzegła coś co ją przeraziło. Co też ona do cholery nawyrabiala?
Jej dlonie a konkretnie palce wyglądały jakby ktoś nieudolnie próbował powyrywac jej paznokcie. Były cale polamane, wyraźnie widziała krew saczaca się z palców na których zostały one zerwane. Bez zastanowienia, zanim Gregory coś zauważy Joce zamknęła oczy i się skupila. Wyobrazila sobie swoje ładne, zdrowe dłonie, z całymi paznokciami. Mrowienie rozeszlo się po całych dłoniach. Na końcówkach palców czuła gorąco. Otworzyła oczy a po powyrywanych paznokciach nie było śladu. Nie licząc krwi na jej dłoniach, które szybko schowala za siebie.
- Wstawaj Wstawaj - powiedziała lekko nerwowo. Jak ona sobie to zrobiła? I jak mogła tego nie poczuć?
Samael powoli się rozbudzal. Gdyby to od niego zależało pewnie nadal by spał jednak Banshee miała co do niego inne plany. Podszczypywala go i chlastala ogonkiem po jego pysku. Biała kulka energi. Dobrze że Samael należy do cierpliwych stworzeń.
Poglaskala obydwoje, z czym u Banshee było to o tyle trudne że uciekala od dłoni i na nią fukała. Ale w końcu jakoś się to udało.
Kobieta poprawila pościel na swoim łóżku. Podnosząc poduszke zobaczyła ze od sppdu jest zakrwawiona. No. Ładnie...
Zakryla to tak by na razie nikt tego nie widział. Sama musi odkryć co takiego nawyrabiala.
Poszła do łazienki i obmyla ręce. Miała nadzieję że naprawdę nikt się nie zorientuje ze coś jest nie tak. Spokojnie Joce.
Wzięła głębszy wdech po czym wróciła do Grega i go poglaskala.

Gregory - 7 Kwiecień 2017, 22:06

Wielokrotnie porównywano Grega do małego chłopca, marudnego, złośliwego i wrednego, który równie dobrze mógbły popalać swoje papierosy za murem szkoły. Tak było i tym razem, kiedy rzucił w stronę Joce pyskówką:
- To się snu nie dotyczy. Sen to samo zdrowie! - zaskrzeczał, miotając wściekle ogonem. Cały czas zastanawiał się, skąd w tym pokoju wziął się ów metaliczny zapaszek. Może gdzieś tu dokonano morderstwa? Doktor van Wyvern dorwał kolejną ofiarę? Ejty chyba też musiał go poczuć - obudzony już, siedział na parapecie i poruszał rytmicznie małym noskiem.
- Też czujesz ten zapach krwi? - mruknął z konsternacją, podnosząc łeb i rozglądając się na boki. Oczywiście, Jocelyn nie posiadała zmysłów drapieżnika, nawet sam w ludzkiej postaci nic by z tego nie wyczuł. Pozostawało tylko liczyć, że oszukują go zmysły... jak nigdy się to nie działo.
- To ja złażeee... No juuuż... - mruknął, powoli stając na cztery łapy i zeskakując z łóżka na podłogę. Teraz to tylko zapalić papieroska...
Głód morfiny uderzył go nagle i niespodziewanie, aż skulił się od mentalnego ciosu. "JESTEŚ NA GŁODZIE. NIE OSZUKUJ SIĘ." grzmiały jego myśli. A przecież mogłoby być cudownie, tak cudownie jak w jego śnie. Wszędzie miłość. Wszędzie radość. Wystarczy, że wróci się do stali operacyjnej i wbije sobie kolejną dawkę. Nikt nie usłyszy. Nikt się nie dowie. Już. Teraz. Zaraz.
No niestety, strzykawki sobie łapą nie wbije, do tego potrzeba kciuków. Podbiegł więc w półśnie w stronę paczki z papierosami, wyjął jednego i odpalił draskę od ściany, by móc zakopcić go jak najszybciej. Kiedy wreszcie lwie ciało zastąpiły ludzkie kształty, falujące jeszcze przez chwilę i niepewne, przyszło też pewne otrzeźwienie. No obiecał sobie. Miał być czysty. Teraz. Nie podda się. Teraz. Nie przy tych wszystkich dobrych eks-ludziach. TERAZ. Aż klepnął się w łeb, jakby chcąc poprawić sobie fryzurę. Niby nonszalancko przeciągnął się, po czym ruszył w stronę wczorajszych ubrań. On nie potrzebował nowych ciuchów każdego dna - póki od zapachu starych nie będzie mu się brało na wymioty, może być. Nadal trzymając w palcach papierosa, zaczął ubierać spodnie na szelkach. Wolał nie skupiać się nad tym, jak bardzo trzęsą mu się dłonie.
Rozległo się ciche pukanie i do sali weszła owa marionetkowa pielęgniarka. Uśmiechnęła się ciepło do Jocelyn, jednak jej drewniany uśmiech zbladł nieco, widząc kolejnego papierosa w dłoni Grega. Ten zaś, z braku jakiejkolwiek popielniczki w zasięgu wzroku, szybko upuścił go na ziemię i zgniótł niedopałek butem. Chyba podziałało to nawet gorzej - teraz jej uśmiech przypominał grymas wyrwany z filmów grozy. Nadal spokojnym i łagodnym głosem oznajmiła, że śniadanie jest już gotowe, a teraz przeprasza, musi pójść po szufelkę, i wyszła. Greg wzruszył tylko ramionami, uśmiechając się niemrawo, po czym kontynuował nakładanie ubrań. Kiedy skończył, zapewne wyszliby razem, chyba że Joce da mu jakiś znak, aby został. Może przynajmniej to odciągnie jego umysł od podobnych spraw...

Jocelyn - 8 Kwiecień 2017, 11:56

- Naprawdę jesteś małym chłopcem w ciele staruszka Gregory - powiedziała kręcąc głową na jego zachowanie. Nigdy nie była w stanie zrozumieć tego problemu u innych. Ona sama nigdy nie miała problemu ze wstaniem z łóżka. Budziła się, szła pod prysznic, czasem śniadanie zjadła i wybywala z domu. Chyba że był dzień sprzątania. To wstawała ciutke wcześniej i sprzątała cały domek. Mimo że większość pokoi nie jest używana. No bo niby jak sypialnie Julii i Grega miały by być używane? Druga łazienka też nie była używana. Jednak i tak tam sprzątała. Raz w tygodniu, by pokoje były gotowe w razie czego. Kolejna oznaka tego że nadzieja nie opuszczała jej do końca.
Zapach krwi? Jocelyn od razu spojrzała na swoje ręce a następnie na swoje łóżko. Uśmiechnęła się nerwowo, prostujac się.
- To pewnie ja. W nocy się zadrapalam na nodze - uśmiechnęła się sztywno. Odeszła od Grega i kucnela przy swoich zwierzakach. Banshee od razu to wykorzystała, zaczęła piszczec i skakac na swoją właścicielkę. Ciągnęła spód sukienki. Widocznie była głodna. Kobieta spróbowała ja poglaskac ale ta uciekala przed dłonią, fukajac na nią. Samael zaś ziewnal, przeciągnął się i pyskiem szturchnal dłoń trucicielki domagając się glaskania. Długo czekac nie musiał.
Gdy Gregory zeszkoczyl z łóżka, Samael i Banshee zamarli. Sierść na karku rajskiego się zjezyla ale nic poza tym nei zrobił. Banshee zaś schowala się za swoim większym kumplem fukajac.
- Spokojnie. To nadal Gregory - poglaskala ich oboje jeszcze raz (tak o dziwo Banshee dala się poglaskac) po czym wstala i odwróciła się do cyrkowca. Chyba coś mu przeskoczyło bo stal sztywno i się nie ruszał. Oddech jakby mu przyspieszył.
Podbiegł do swoich spodni, wyciągnął paczke fajek po czym jedna zapalil i zamienil się w człowieka.
Łapy mu się trzesly i grzmotnal się sam w głowę. Kobieta zmarszczyla brwi i podeszła do niego powoli.
Ubral się i widać było ze nadal cos go meczy mimo ze przybrał dobra mine do złej gry. Polozyla mu dłoń na plecach.
- Wszystko dobrze? Coś Cie meczy Greg? Wiesz że możesz mi wszystko szczerze powiedzieć prawda? - i w tym momencie weszła pani Alice. Joce powiedziała ciepło Dzień Dobry i podziękowała za ubrania. Greg jednak jak to on znowu coś odwalil. Zgasil sobie papierosa na podlodze jak gdyby nigdy nic. Kobieta mierząc fo wrogim spojrzeniem powiedziała ze sniadanie gotowe i wyszla po szufelke.
Joce odwróciła się do mężczyzny na pięcie.
- Poważny ty jesteś? Nie zapominaj że to jest klinika Greg. To ze mi nie przeszkadza twój nałóg nie znaczy że każdy będzie na to przychylnie patrzyl. I sprzatnij tego kipa po sobie! - warknela, otworzyla okno na oścież. Wzięła Banshee na ręce mimo ze ta próbowała zwiac do Samaela, który wstał i ruszył za swoja panią. Greg wziął swojego niechniurka po czym oboje wyszli na śniadanie.


Z. T x2

Jocelyn - 12 Kwiecień 2017, 13:09

Wracając zwolniła przy szramach na scianie. Musiała użyć na początku sporo siły sądząc po zaglebieniach i tym co zostało z jej paznokci. Skończyła jeść bulke i spojrzała na swoje dłonie. Często zapomina o tej swojej mocy. Mimo że jest bardzo przydatna.
Pytanie tylko. Po co ona te sciany umazala swoją krwią. Co chciała tym pokazać? Gdy stała już przy drzwiach do sali wpuscila Samaela do środka, najpierw jednak przywiązując do jego lapy smycz Banshee.
- Zaraz wrócę dobrze? - podrapala go za uchem i zamknela drzwi.
Polozyla dłoń w miejscu gdzie się zaczynal krwawy szlak i podazyla jego tropem. Musiala nieźle krwawić. Trop doprowadził ja az na dach. Ledwie widziala krople krwi ale jakoś udalo jej się dotrzeć do końca. I co zobaczyła?ślad urwał się na krawędzi dachu. Przelknela gule która narosla w jej gardle. Skoczyła? Wylądowała o własnych siłach? Czy może ktoś ją uratował w ostatniej chwili? Ale kto? Przy stole wszyscy wygladali na zaskoczonych. Zalkala kucajac. Samael. Tylko on zostaje. Znowu jej pomógł.
Byłaby trupem gdyby nie on. Cholera.
Jak tak dalej pójdzie zacznie bać się spać. I co wtedy? Jeszcze więcej leków? Wiatr smagal jej twarz wysuszajac pare łez które splynely po jej policzkach.
Wstała, wygladzila swoją sukienke. Rozprostowala skrzydla i machnela nimi parę razy. Wiatr smagal je swoim oddechem. Odbila się od dachu i wyskoczyla w górę. Zrobila pare kółek nad klinika. Z góry wyglądała tak spokojnie. Park wyglądał jakby się w nią wtulal. Lot ją wyciszyl. Wyladowala całkiem spokojna i wróciła do sali. Z zarumienionymi lekko policzkami i roziskrzonymi oczyma. Samael siedział przy jej łóżku a Banshee probowala się wyrwac z szelek. Odwiazala więc smycz od Samaela który wskoczył na jej łóżko i zwinal się w klebek. Normalnie by go zganila ale teraz jakoś nie mogła. Niech se pośpi. Ten jeden raz mu odpuści.
Banshee popiskujac szczypala jej dłoń.
- Uspokoj że się no - powiedziała zrezygnowana. Niechniurka nic sobie z tego nie zrobila. Joce wsadzila ją w karton, wyjela z szuflady komódki dość gruba i krociutka line. Wrzucila ją do kartonu a Banshee zaczęła ją gryźć fukajac co jakiś czas.
Kobieta usiadla na łóżku i czekała na Grega. Wiedziała że ta rozmowa nie będzie łatwa.

Gregory - 13 Kwiecień 2017, 12:20

Szedł korytarzem, a w jego głowie roiło się od myśli typu "dlaczego oni nigdy nie potrafią zachowywać się wobec siebie normalnie? Czemu zachowują się jak idioci?". Po chwili zdał sobie sprawę, że zaszedł za daleko, dochodząc do miejsca, któego nie rozpoznawał. To tam, na ścianie, zobaczył ślady, o których mówił Bane, a na ich widok przeszył go dreszcz. "Jocyś... coś ty odwaliła" szepnął bezgłośnie, przypatrując się okrwawionym smugom. Owszem, również był ciekaw, gdzie prowadzą, ale postanowił na razie tego nie sprawdzać, tylko poszukać drogi do ich sali...
- Hej hej... chyba nie lubisz wspólnych posiłków, co? - zapytał nieśmiało, wślizgując się do pokoju. Na ustach błąkał się słaby uśmiech, choć spojrzenie znowu miał smutne. Powoli, krok po kroczku podszedł do niej i wskoczył na łóżko, tuż obok. Stykali się biodrami. Milczał przez chwilę
- Rozmowa z wczoraj była dość... niemiła, prawda? Przynajmniej z początku... - powiedział zamyślonym głosem, spoglądając za okno, na jasne, poranne niebo. Oczywiście, że nie chciał się znów na siebie denerwować, wystarczająco rozpatrzył błędy przeszłości podczas śniadania. Chciał jej dać znać, że ma już trochę dość. Ale musiał być otwarty. Musiał być szczery, wyjść ze swojej małej, kamiennej skorupy. Ale to nie było miłe. Niech da mu jeszcze trochę czasu. Postanowił jakoś zagaić o te ślady.
- Twoje paznokcie wyglądają dość normalnie, a patrząc na to, co zostało ze ścian, powinny być z nich okrwawione kikuty. Jesteś pewna, że ty to zrobiłaś? - owszem, słyszał co powiedziała, ale nie było na nich najmniejszej ranki.

Jocelyn - 13 Kwiecień 2017, 16:32

Długo czekać nie musiala. Zanim go zobaczyła, to usłyszała jego kroki na holu. Serce zabiło jej szybciej ale wzięła pare głębszych wdechów. Teraz musi być spokojna. Nerwy i emocje mogą tylko pogorszyć sprawę. A nie chce go przecież krzywdzić. Chce mu pomóc tak jak on samą rozmowa trochę jej pomógł.
Jest dla niej zbyt cenny by móc sobie pozwolić na kolejna jego utrate. A już tym bardziej przez coś tak bez sensu jak dragi.
Trzymanie nerwów na wodzy było bardzo trudne w momencie gdy zapytał o wspólne posiłki. No tak. Jak mogłam zapomnieć. Bane jest twoim kumplem nie?
- Lubie wspólne posiłki. W domu każdy spożywaliśmy wspólnie. Jednak nie znosze jak ktoś kto uważa się za cholera wie jak ważną persone, mówi mi co mam robić uświadamiajac przy tym że jestem bezwartościowa. - na jej usta wstąpił krzywy, wymuszony uśmiech a jej oczy mówiły że najchętniej naprawdę odcielaby Baneowi łeb.
Gdy usiadł obok niej lekko się spiela. No to już. Tylko na spokojnie Joce...
Bliskość jego ciała ją dekoncentrowała. No serio. Ponad trzy lata celibatu po tym jak się doświadczyło przyjemności cielesnych... I teraz gdy ma go wreszcie dla siebie...
Nie. Nie rozpraszaj się.
- Hmm. Wiesz. By atmosfera była czysta, i by nie było niedomówień czasem warto przejść przez najgorsze. Zmaganie się w samotności ze swoimi demonami niszczy człowieka. Greg ja doskonale wiem jak bardzo jest to ciężkie. - powiedziała kładąc dłoń na jego nodze i delikatnie go glaszczac po niej. Była wściekła. Nie tylko chodziło o Bana a też o to że Greg nie chciał się przed nią otworzyć. Wolał iść do Bane'a i poprosić go o działkę dragow niż z nią porozmawiać. Swoją drogą zatłuke za to tego drania... Z drugiej strony trochę go rozumiała. Jej samej ciężko było mówić o tych wszystkich swoich brudach. A przed kumplem chyba łatwiej się otworzyć. Nie wiedziała bo nie miała w swoim życiu kogoś takiego.
Widziała jaki jest spiety. Domyslala się że to będzie dla niego bardzo trudne.
Odwlekal najważniejsze.
- Tak. Jestem pewna że to moja wina. Rano obudzilam się bez paznokci. A raczej z ich rzesztkami. A śladów nie ma z dość prostej przyczyny - skrzywila sie lekko. Wziela poduszke i pokazala Gregowi ze od drugiej strony jest cala we krwi. Nastepnie podciagnela rekaw sukienki i wbila se w reke swoje zęby. Tak mocno ze poleciala krew. Pokazala to Gregowi, zamknela oczy i wyobrazila sobie wygląd zdrowej skóry. Rana się zaklepila i nie pozostał po niej ślad.
- Ta da! - powiedziała lekko sarkastycznie. - Prawdę mówiąc odkrylam u siebie te moc jakies.. Półtora roku temu. Może trochę wcześniej. Ale nie o tym chcialam z tobą porozmawiać. I dobrze o tym wiesz. Nie ma co tego odwlekac. Miałeś zamiar mi kiedykolwiek powiedzieć o tym że bierzesz? - w jej głosie nie było pretensji czy agresji. Mówiła spokojnie i ciepło. Chciała pokazać mu ze może na nią liczyć. Chciała być dla niego wsparciem.

Gregory - 14 Kwiecień 2017, 17:06

Zastanawiał się nad tym, czemu w sumie nie podał ręki Anomanderowi. Przecież obiecał sobie, że będzie wobec niego miły. Niestety, cały czas czuł od niego zagrożenie, a ponadto był zbyt zajęty Jocelyn, jej stanem i tym, co mówiła. Ewentualnie naprawi to jeszcze dziś, w końcu nie chciał pokazywać mu specjalnej wrogości. Ani wychodzić na dupka.
- Ale musisz przyznać rację panu Gadowi. Bane jest lekarzem i powinnaś się zastosować do jego uwag, odkładając waszą wojenkę na półkę. Owszem, bycie kąśliwą wszą się do tego nie zalicza, rozmówię się z nim o tym... - powiedział uspokajająco. Kto inny pewnie oberwał za podobne sugestie w jaja, ale zdążył się już z Banem zaprzyjaźnić, co czyniło to wszystko o wiele bardziej niezręcznym. Delikatnie położył swą dłoń na jej. On niestety nie był tak mocno wyposzczony, ale półtora roku to nadal dłuugi okres czasu. Z ręką się nie liczy.
Wstał, aby łatwiej jej było podnieść poduszkę. To co stało się później, było dość piorunujące:
- Jezu... - wydusił tylko z siebie. Zawsze wydawało mu się, że do widoku krwi przyzwyczaił się aż za dobrze. ale w tym wypadku czuł, że słabnie, a obfite śniadanie wywraca mu się w żołądku. Cofnął się lekko, aby zachować równowagę. Nie zwrócił zbytniej uwagi na magiczny pokaz zdolności Jocelyn, zbyt przerażony był tym, co zobaczył.
Wiedział, że nie powinien przeciągać tego zbyt długo, dlatego odkalszlnął nieistniejący paproch z płuc i rozpoczął kolejną dawkę kajania się.
- Pewnie już wydałem ci się najgorszym chłopakiem z jakim można być i nie chcę drążyć w kółko i w kółko jakim zwyrodnialcem byłem bez ciebie. Na odwyku jestem już półtora roku, byłem czysty trzy miesiące do wczoraj. Po tym wszystkim potrzebowałem odetchnąć, po zapoznaniu się z twoją... koleżanką z główki, którą wziąłem za ciebie. Nie wytrzymałem. A potem wrócił do mnie głód, najsilniejszy jaki pamiętałem, więc pomęczyłem Bane'a aby dał mi jakieś cudeńko. To nie była morfina, tylko coś nieuzależniającego, jakaś nowość nie wiem skąd. - mówił spokojnie, doskonale wiedząc, że po tym nie będzie już chował żadnych sekretów. Oprócz Iluminati. Ona i tak nie chciała o tym wiedzieć więc po co jej mówić teraz? Rzucił się na łóżko, wypuszczając powietrze. Po takiej spowiedzi czuł się... nawet lekko. Owszem, poczucie winy piekło go ostro, ale przynajmniej nie miał już tajemnic.

Jocelyn - 14 Kwiecień 2017, 19:56

- Ehh. Wiem że ma rację. Wiem też że chcą dla mnie dobrze ale nic nie poradzę na to że rozkazy podszyte groźbą tak na mnie działają. A tym bardziej rozkazy padające z ust kogoś kogo nie cierpię. Wiem że mam jeść normalnie ale nie potrafię. Jak widzę czy czuje jedzenie to mi się na wymioty zbiera. Każdy kęs jaki połykam jest wielkim wysiłkiem. Już nie mówiąc o zatrzymaniu tego w sobie. Wstydze się tego więc gdy ktoś mi zwraca na to uwagę to mi się czerwona lampka zapala a wraz z nią dziecinny odruch wyparcia problemu. Wiem że musze się podporządkować ale jest to dla mnie trudne. Ktoś kto całe życie jest sam będzie miał problemy z pracą w zespole. Już nie wspominając o podporządkowaniu się... - westchnęła ciężko. Rozumiała ze nie ma innego wyboru. Na pewno będzie się starać by nie robić nikomu więcej problemów. Ale jak to w rzeczywistości wyjdzie?
Jego reakcja na poduszke trochę ją zdziwila. Przesadzila czy jak? Przecież to tylko jej krew. A on wyglądał jakby miał jej tu zaraz zejść. I to jeszcze zanim się ugryzla.
- Wybacz. Chyba trochę przesadziłam co? - zabrała reke w którą się udziabala i schowala trochę za plecami. Pomimo tego ze nie było najmniejszego śladu po jej czynie. Ppduszke zas odłożyła na miejsce i zakryla koldra. Zachodziła w głowę dlaczego taka a nie inna reakcja ale nic nie powiedziała.
Bierze od półtora roku. Czysty trzy miesiące. Bane... Dlaczego on we wszystkim musi maczac te swoje dlugie paluchy? Teraz miala rzadze mordu w oczach. Jakim prawen dal mu cokolwiek? Doskonale musial wiedzieć ze Greg jest uzależniony. Wiec po jaką cholere...
- Nie. Nie ważne ile się za Tobą ciągnie. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało idioto. I nigdy o tym nie waż mi się zapomnieć. Przyznaje że jestem wściekła. Trzy miesiące czystości rzucić od tak? Nie lepiej było przyjść i szczerze pogadać? Naprawdę sadziles ze się nie domyśle?
Przysięgam ze od teraz Cie z oczu nie spuszcze. Razem jakoś z tego wyjdziemy. A Bane'a jak dorwe to mu łeb roztrzaskam. -
zacisnela zęby. Naprawdę. Po jakie licho zjawil się on w jej życiu? Gdyby nie Bane... Tyle spraw miałoby się lepiej. Ehhh...
Westchnęła odgarniajac wlosy które opadly jej na twarz.
Polozyla się obok Grega, po chwili wtulajac w niego.
- Dziękuję że mi o tym powiedziałeś. - pocałowała go w policzek. Po tym jak wczoraj niezbyt chętny był do jej całowania nie do końca wiedziała na ile może sobie pozwolić.

Gregory - 15 Kwiecień 2017, 19:09

Wysłuchał jej do końca, nie przerywając. Dobrze ją rozumiał, pewnie że wkurwiały go podobne sytuacje. Kiedy skońćzyła, postarał się odpowiedzieć spokojnie:
- No troszeczkę tak, skarbie. Tak troszkę ostro.- westchnął. Wiedział, że temperament Jocelyn ma nawet większy od niego a to nie było łatwe do osiągnięcia, dlatego postanowił zwrócić się do niej najdelikatniej jak tylko umiał:
- Słuchaj Jocelyn. Ja przez wiele lat miałem ten problem z odpowiednim zachowaniem się w towarzystwie. Jestem jakby mostem między człowiekiem a zwierzęciem, instynkty, lizanie się po jajcach, te sprawy. Ale ty nigdy nie miałaś takiego problemu, prawda? Nie jesteś dziką pumą, którą to wytargali z dżungli i kazali się zachowywać. Jesteś człowiekiem o wiele bardziej niż mógłbym marzyć. Jesteś moim aniołem, prawda? - nie wiedział, dokąd idzie z tą myślą, dlatego postanowił ugryźć temat od innej strony - Muszę ci się przyznać, że to, co czujesz wobec Bane'a, ja odczuwam wobec tego całego dyrektora. Nie znam go, ale strasznie się go boje i mam wobec niego najgorsze przeczucia. Ale rozmawiam z nim normalnie, nawet umówiłem się na bójkę, którą on zaproponował. To nie jest takie trudne. - powiedział, gładząc ją po policzku.
Na słowo "najlepszym" żywiej zabiło mu serce. Tak bardzo pragnął być dla niej kimś wyjątkowym i nareszcie otrzymał 100%towy, niepowtarzalny dowód sukcesu! On należy do niej! Jest jej chłopakiem! Tak! Na jego twarzy rozlał się głupawy uśmiech od ucha do ucha!
Słysząc podziękowania, miał tylko jedną odpowiedź - pocałował ją w usta. Proste zagranie, a tak bardzo tęsknił do tych ust, a pocałunek był długi, iście hollywoodzki. Owszem, on sam nie był przystojniakiem z filmów akcji i wyczucie chwili w podobnych kwestiach szwankowało u niego mocno. Ale tym razem trafił w dziesiątkę.

Jocelyn - 15 Kwiecień 2017, 21:00

Naprawdę przesadziła z tą krwią i reakcją w jadalni. Za długo zyla w izolacji. Nie. Nie powinna tego wszystkiego usprawiedliwiać swoim odizolowaniem się. W końcu to były tylko trzy lata. A może aż?
Nie mniej jednak słowo skarbie otulilo ja ze wszystkich stron. Jak miło.
Pierwszy raz w życiu czuła że bycie tym zwykłym człowiekiem może być czymś naprawdę cennym. Gdy słuchała jak Greg o tym mówi to naprawdę poczuła się jak wlasciciel czegos cennego. W zasadzie też ma w sobie coś ze zwierzaka. Te skrzydla do ludzkiego arsenału nie należą. Dzięki Animicusowi też mogła stawać się zwierzęciem. I to jakim tylko chciała. Ale co z tego?
Jesteś moim aniołem. To zdanie odbijalo się po jej głowie. I jak ona ma się na niego wściekac gdy jej takie frazesy prawi?
Naprawdę przy nim czuła się spokojna i bezpieczna. Wiedziała ze może być sobą i mówić o czym tylko chce.
Gregory boi się dyrektora Anomandera? Było to dla niej dość niezrozumiałe. Fakt. Jego osoba budzi respekt i czuć od niego przywódczą aure o które Joce mogła tylko pomarzyć. Ale żeby się go bać?
Joce jest tak naprawdę jeszcze ledwie podrostkiem. Tak więc wiadomo ze gdyby stanela w szranki z taką persona jak dyrektor i to na polu przywódczym to przegrała by z kretesem. Ale co ona o tym wie? Nie potrafiła nawet dopilnować się swojego psa którego polknal boa sąsiada. Bycie przywódca jest cholernie trudne. Wtedy gdy podjela się misji nie wiedziała jak bardzo. Ale z czasem może uda jej się stać przywódca budzącym zaufanie? Anomander jest kimś z kogo mogłaby brać dobry przykład.
Ona się Banego nie boi. Chyba. Odkąd go zobaczyła wtedy na placu po prostu... Czuła te niechęć. Było w nim coś dziwnego i niepokojącego. Fakt. Na początku poczuła strach. Który z czasem zakielkowal w czysta nienawiść. Sam się co prawda trochę do tego przysluzyl. A teraz? Mimo ze jest na niego wściekła to i tak nie potrafi nastawic się względem niego jak kiedyś. Ma u nich wszystkich wielki dług i o ile u Anomandera i Julii jie jest to nic złego, tyle względem Bane'a... Czuje pewien niepokój. Ten mężczyzna działa na nią jak torreadorzy na byka. Sama nie wie dlaczego ten mechanizm obronny za każdym razem się w niej włącza gdy tylko go widzi.
- Sama nie do końca rozumiem dlaczego ten facet tak na mnie działa. Gdy wtedy stałeś z nim na placu. Pamiętasz? W chwili gdy się odezwal do mnie i tak dalej... Poczułam... Się trochę tak jakbym rozmawiała z tym moim wujkiem. Sama tego nie pojmuje. Wtedy poczułam strach. Który z czasem przemienił się w gniew. Tak naprawdę go nie znam i nie mam prawa go oceniać ale wiem że nigdy nie będę w stanie żyć z nim na dobrej stopie. Nie mniej jednak postaram się bardziej nad sobą panować. Jeszcze mnie wezma za jakąś dzikuske co się zachować nie umie - wtulila policzek w jego dłoń, uśmiechając się leciutko.
Gdy poczuła niespodziewanie jego usta na swoich zapomniała o Bożym świecie. Przyciągnęła go bliżej siebie i oddala pocałunkowi który tym razem był pelen pasji i ciepła. Swoisty głód narodził się w jej trzewiach, rozlewajac w jej ciele żar.
Koniec końców zmieniła pozycję tak ze siedziała teraz na nim. Przerwala na chwile pocałunek.
- Kocham Cię Gryfie - zaśmiała się perliscie i dłużej się juz nie wstrzymując dosiegla swoimi ustami jego. Czuła się w tym momencie szczęśliwa. Wiedziała jednak że teraz nie zakończą tego tak jakby oboje tego chcieli. Po pierwsze umówila się na spacer z Julka. Zależało jej na tym by choć trochę odnowic kontakt z tą dziewczyna. A po drugie... Chciała wymierzyć Gregowi lekka kare. Niech się kapke pomęczy. Noc beda mieli w końcu całą dla siebie.
Jej dłonie z jego karku zjechaly na klate. Rozpiela górę od szpitalnej pizamy, drapiac lekko swojego lubego. Jej usta, zaczęły wędrować. Najpierw całowała jego policzek, następnie szczeke. Ucho delikatnie przygryzla, uśmiechając się. Następnie złożyła pocałunki na jego szyi i klatce by znow wrócić do ust. Pragnęła go.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group