To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto Lalek - Wielka Hala "wycieczkowa"

Cosiek - 3 Sierpień 2018, 15:28

Popatrzył na Dużego Lisa uważnie. To można go przegapić? Jakoś nie wydawało mu się to prawdopodobne z ozdobą czy bez. Dodatkowo lis zignorował pytanie o Gawaina, ale może to dobrze bo przez to użył mniej słów.
- Krzywozgryz nie wszędzie! - Nie zrozumiał wszystkiego, ale chyba wystarczająco dużo z wypowiedzi Lisa. Nie przekonało go to, zwłaszcza że mężczyzna sam zdawał się w to nie wierzyć.
- Cosiek polować dobrze! Buty boli! - Obruszył się. Może nie był najlepszym myśliwym ze swojego poprzedniego stada, ale rzadko zdarzało mu się być głodnym.
Przez chwilę miał nadzieję, że może jednak się uwolni, ale to szybko minęło. Spojrzał przelotnie na prezentowaną parę butów, ale i tak już wcześniej wiedział co powie. - Nie!
Niestety rozmowa z obcym blondynem nie przeszkodziła w próbach założenia chłopcu butów. Korzystając z okazji jaką było rozproszenie Lusiana znowu zaczął się wić i szarpać.
Nie zauważył, że jest obserwowany aż znajomy Gawaina się nie zaśmiał. Wydawał się miły, może mu pomoże? Chłopiec zdwoił wysiłki, ale nadal bez rezultatów. Niestety niedoszły wybawiciel zdawał się tracić zainteresowanie Cośkiem, zamiast tego zajął się swoim towarzyszem wyraźnie go tym złoszcząc.
Rozmowa toczyła się dalej, ale malec nie zwracał na to większej uwagi. I tak niewiele rozumiał. Wyciągnął rączki w stronę uśmiechniętego mężczyzny. Może jeszcze nie wszystko stracone? I co z tego, że go nie zna? Może to nadrobić tak jak z Gawainem i Lusianem. Uśmiechnął się blado i spróbował szybko wytrzeć twarz, ale tylko bardziej rozsmarował łzy i smarki. - Ja to Cosiek. Ty? - Przedstawił się pokazując na siebie. - Ubrania i buty źle! Pomoc? - Przedstawił swój problem najjaśniej jak tylko potrafił licząc, że zostanie od niego uwolniony. - Cosiek nie bać się krzywozgryz - dodał by mężczyzna nie musiał się przejmować konsekwencjami ewentualnego ratunku.

Yako - 3 Sierpień 2018, 21:26

Ten laluś podobał mu się coraz mniej. Skąd Gaw go w ogóle wytrzasnął? Gdzie się poznali i czemu ten osioł jest tak pewny siebie? Możliwe, że to przez obecność tego rogacza obok, ale jeszcze bardziej prawdopodobne było to, że był po prostu tak mocno zadufanym bubkiem, że nie przejmował się ani dobrym smakiem, ani nawet tym, żeby ktoś czuł się przy nim na tyle komfortowo, żeby normalnie porozmawiać.
Słysząc na naszyjniku nie zareagował prawie w ogóle. Skupiał się na dzieciaku, który nadal się upierał, że ubrania to największe zło tego świata - skąd wiesz, że bolą, skoro ich nie nosiłeś? - zapytał mu do ucha. Słuchał jednak uważnie wymiany zdań mężczyzn. Udawał jednak, że się tym w ogóle nie interesuje. Miał za zadanie pilnować tego smarka i tym się właśnie zajmował. Na słowa lalusia o tym, że to nie możliwe, by Blaszka należała do jego siostry, ucho Demona drgnęło. A więc to tak. Stąd się znali, a do tego blondas postanowił okłamywać kochanka przy świadkach. No ładnie, ładnie. Yako miał jednak nadzieję, że Gaw nie będzie na tyle głupi, żeby coś przed nim ukryć lub okłamać go po tej całej sytuacji. Będzie musiał się wyspowiadać. Oj tak. Lis coraz bardziej tracił cierpliwość, a ten dzień był dla niego dość stresujący, a jeszcze to nie był koniec atrakcji. Cień mógł wyczuć, jak powoli Lusiana zalewa czysty gniew, ale ten nic po sobie nie pokazywał. Nawet jego źrenice nie były wąskie. Był spokojny, aż nazbyt. To nie mogło wróżyć nic dobrego.
Spojrzał w oczy ukochanego. Czuł jak ten zapada się w sobie. To nie było dobre. Nie teraz, gdy Yako nie był w pełni sił do tego by walczyć i ich bronić. Wiedział, że sam by sobie nie poradził, a jakby mu się to udało to pewnie spaliłby sporą część tej Hali Targowej. Wolałby tego uniknąć, w szczególności, że znajdował się tutaj Gwardzista. Niedobrze...
Zerknął swoimi fioletowymi ślepiami na Arystokratę. No proszę. Nie dość, że kłamca, to jeszcze ma niewyparzoną twarz, przez co potrafił wkurzyć swojego wybranka. Ale co Arystokrata widział w takim czymś. Bo tego nie można było nazwać mężczyzną. To gówniane mięso, które ktoś nieopatrznie obdarzył umiejętnością kłapania gębą. Demon bardzo chętnie by go usunął ze sceny.
Nie zareagował na słowa Gawaina na temat, że Lusian jest Dachowcem. Wysłał mu tylko sygnał aprobaty przez Blaszkę. Dobry pomysł. Będzie łatwiej wyjaśnić o co tu do chuja wafla chodzi. Spróbował założyć młodemu buta, ale poddał się. Nie było sensu teraz się z nim bawić, trzeba by go najpierw zmęczyć, a nie mógł sobie pozwolić na pożywianie się na dziecku. Nie teraz, nie w publicznym miejscu. Za duże ryzyko.
- Oczy mam wyżej, chyba, że mam to uznać, za propozycję zwiedzenia sypialni, a w szczególności łózka - powiedział spokojnym, znudzonym głosem - ale nawet jeśli, to jest to bardzo niestosowne, w szczególności w obecności dziecka - dodał, nie odpowiadając na pytanie. Nie jego sprawa jak sprzęt Yako się miał. Jeśli bardzo chciał, to Demon bardzo chętnie by mu to zaprezentował, ale raczej po tym by nie dał rady się ruszyć przez co najmniej tydzień, a jakby się Lisek postarał to nawet dłużej. O ile w ogóle wyszedłby z tego żywy.
Warknął cicho, widząc jak mężczyzna się do niego zbliża. A raczej do Cośka. Warknięcie było ostrzegawcze. Nie poprzedzało ataku, tylko uprzedzało, że lepiej trzymać się z dala. Kogiś mógł spokojnie odczytać, że coś z mężczyzną musi być nie tak. Wcześniej Duży Lis nie warczał tak na innych. Nie pozwalał się zbliżyć akurat temu mężczyźnie.
Wstał ostrożnie, podnosząc młodego i poprawiając go na rękach. Nie podobało mu się to ale chyba lepiej jak opuszczą ten sklep. Będzie musiał iść bez kul, które leżały schowane za ławką. Miał nadzieję, że podoła - myślę, że młody Kogitsune powinien odpocząć od przymiarek, nim właściciel sklepu skończy szyć - powiedział, zwracając się do Dręczyciela - jeśli pan pozwoli wezmę go na krótki spacer po Hali, może znajdzie coś dla siebie, co mu się spodoba. W razie czego proszę mnie wezwać - powiedział i jeśli kochanek nie miał nic przeciwko to założył młodemu znów nauszniki i skłonił się delikatnie po czym ruszył w stronę fryzjera. Na usta cisnęły mu się o wiele mniej przyjemne słowa, ale musiał ugryźć się w język. Poza tym teraz musiał starać się kuleć jak najmniej. Tak by wyglądało to co najwyżej na starą ranę.

Bane - 5 Sierpień 2018, 20:29

Niezależna interwencja Mistrza Gry

Wszystkie wypowiedzi Gawaina były... ogólnikowe. Bardzo grzeczne, bo Cień starał się panować nad sobą, ale Kaevan doskonale wiedział co dzieje się w jego wnętrzu. Chciał wywołać niepokój, zasiać ziarenko wątpliwości między Keerem i jego partnerem, zmącić spokój w ich związku i wyglądało na to, że udało mu się to z łatwością. Dachowiec wyglądał na porywczego, na takiego co najpierw robi, potem myśli. Mina rudzielca wskazywała, że najchętniej wysłałby teraz swoich bliskich bardzo daleko. Dobrze. O to chodziło. Twoje życie już nigdy nie będzie spokojnie, Cieniu.
Nishant rzucił na Zabójcę klątwę ale czy to tak miała się objawiać? Czy to obecność Kaevana miała być tą torturą? A może to, że blondyn dobierał sobie kochanków bardzo podobnych do zmarłego i szlajał się z nimi po mieście w poszukiwaniu Cienia? Któż zna motywy vi Rimma.
Arystokrata ukrył się wśród materiałów nie tylko po to by w samotności opanować rumieniec wstydu. Przeklęty Kaean upokorzył go publicznie, i to w czasie gdy rogaty ma na sobie mundur! Czy ten głupiec zdaje sobie sprawę ze swojej ogromnej pomyłki? Upiorny zaciskał pięści i rozluźniał dłonie, na przemian, by uspokoić się na tyle by wyjść do pozostałych. Był zły, bardzo zły. Szlachta źle znosi wszelkie takie sceny, zwłaszcza gdy jest wystawiona na pośmiewisko. Całe szczęście, że ani rudy ani uszaty nie parsknęli śmiechem. Tego rosły Gwardzista raczej by nie wytrzymał.
Patrzył na Kaevana i jego idiotyczne zabiegi, zastanawiał się czy interweniować. Nie znał napotkanej pary ale blondyn... zaczepił ich nie bez powodu. Ale aktualnie Arystokrata miał ten powód głęboko w dupie.
Wyszedł zza zasłon materiału akurat w momencie w którym vi Rimm szedł w stronę dziecka. Mały ewidentnie chciał na rączki co okazywał jękami i wyciągniętymi dłońmi. Wyciąganie rąk do obcego nie było rozsądne, ale z małym było coś nie tak. Dziwnie mówił, ale co Upiorny może wiedzieć o dzieciach i ich wychowaniu? Przecież małych Arystokratów oddaje się Mamkom, Ojciec rzadko kiedy ma kontakt ze swoją latoroślą. Co z tego, że Gwardzista ma dwójkę dzieci skoro ich nawet nie zna? Z żoną rozstał się wiele stuleci temu bo przyłapał ją na zdradzie. Ba. Żeby tylko na zdradzie. Przyłapał ją na orgii ze Służbą. Po tym incydencie nie mógł już patrzeć na nią tak jak kiedyś.
Podszedł do Gawaina patrząc na chłopca. Mimo, że twarz miał spokojną, cały aż wrzał z nerwów.
- Vi Rimm. - odezwał się surowo, twardo, po żołniersku - Daj dziecku spokój. Idziemy stąd.
Jego głos nie znosił sprzeciwu, jednak mimo to blondyn skrzywił się i zdecydował się dyskutować. On, głupi szlachetka który upokorzył Upiornego! Należała mu się chłosta. I to nie taka, połączona z pieszczotami.
- Daj spokój, kochany. Chcę tylko pomóc maluszkowi z bucikami. - zaszczebiotał uśmiechając się do dziecka i wyciągając ku niemu ręce, mimo ostrzeżeń Dachowca.
Gwardzista postąpił krok do przodu i złapał go mocno za nadgarstek. Tak mocno, że na twarzy drugiego mężczyzny pojawił się grymas a z jego ust wydobył się cichy jęk.
- Wychodzimy. - warknął Upiorny - Pożegnaj panów.
Spojrzał na Dachowca i skinął mu głową na znak, że nie musi zabierać dziecka i nie musi się obawiać tego blond błazna. Następnie spojrzał na rudzielca i... na nim dłużej zatrzymał wzrok. Nishantowe oczy przewiercały bursztyn i czerń, ale nie wydawały się być groźne. Może mężczyzna nie był zmarłym a jedynie tak wyglądał? Cholera wie czy nie został obłożony zaklęciami. A jeśli został, to iloma.
- Zabierz stąd swoją rodzinę. - odezwał się nagle głos w głowie Gawaina, łagodny, ciemny, bez wątpienia należący do Gwardzisty - Nie wiem co miał oznaczać ten cyrk, ale przepraszam za niego. Następnym razem postaram się zatrzymać go by was nie niepokoił.
Ruszył w stronę Kaevana, złapał go pod ramię i szarpnął mocno ku wyjściu.
- Miłego dnia, panowie. - powiedział na głos, nie kierując słów do nikogo konkretnego. Vi Rimm zaczął protestować jak dzieciak ale szarpnięty tak mocno, że prawie się wywrócił, w końcu zamilkł i burcząc pod nosem opuścił miejsce razem ze swoim kochankiem.
Podobny do Nishanta jegomość przepchnął go przed siebie, jak nieposłusznego syna albo niewolnika, a sam odwrócił się do Keera i spojrzał mu w oczy.
- Pozdrów ode mnie tego bogatego znajomego. - odezwał się w jego głowie, głosem podszytym wesołością dla odmiany - Niezależnie, kim jest.
W głowie Gawaina rozległ się cichy ale przyjazny śmiech.
Jak on dokopał się do informacji kogo mają odwiedzić? Przecież nie powiedzieli do kogo idą. A może... Tak. Tylko pytanie, do czyjego umysłu się wkradł i ile przeczytał. Był na tyle dyskretny by informacje zachować dla siebie i na tyle przyjaźnie usposobiony, by nie interweniować w żaden wrogi dla Keera i Yako sposób. Ale jak wykorzysta uzyskane informacje?
Tyle niewiadomych. Całe to dziwne spotkanie zmąciło spokój którego tak bardzo potrzebował w tej chwili Cień i obolały Demon. Cosiek był za mały by zrozumieć znaczenie sceny... może to i lepiej? Dziecko nie powinno być na siłę mieszane w niebezpieczne gierki dorosłych.

ZT

Gawain Keer - 5 Sierpień 2018, 22:08

Był tak skupiony na odciągnięciu vi Rimma od Yako i Kogitsunemaru, że pojawienie się u jego boku Arystokraty odrobinę wyprowadziło go z ledwością odzyskiwanej równowagi. Lekko drgnął i spojrzał na niego z boku. Był tak zwodniczo podobny. Przynajmniej głos miał inny. Również słownik okazał się być mniej poetycki. Przynajmniej tym się różnili. No i miał rogi.
Czy Kaevan mógł mieć kartotekę osób podobnych do Nishanta? Ile trwał spektakl niezaspokojonej żądzy blondyna, zanim jego kochanek dokonał żywota? Szaleństwo musiało trawić mężczyznę od wielu lat. Istniała też druga opcja. Podły żmij mógł przekonać Arystokratę do zmiany wyglądu, choćby na jeden wieczór. Pasowałoby jak ulał, bo owszem, Keer spodziewał się wizyty lub zaplanowanego spotkania, jednakże nie tak szybko.
To co Rogaty zrobił chwilę potem sprawiło, że Cienia zalała fala ulgi. Przynajmniej byli bezpieczni, nawet jeśli tylko na dzień lub dwa. Nieważne! Dziś jest dzisiaj! Carpe diem i takie tam. Gwardzista wytargał Kaevana sprzed oblicza Demona i ich małego mutanta. Patrzył na niego, a Cień zdał sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy usłyszał głos w swojej głowie.
Zaklęty przez spojrzenie widma Nishanta, stał jak słup soli i w duchu błagał wszystko co istnienie o kroplę litości w oceanie cierpienia. Czuł się bezbronny. Nie mógł okryć swego umysłu gęstym całunem ciszy, letarg nie wchodził w grę. Co z tego, że Gwardzista im pomagał? Obiecywał pewien rodzaj ochrony? Cień czuł się całkowicie nagi. Grzebano mu w głowie. W pałacu pamięci, do którego nie zaglądał nawet właściciel.
Tak zrobię. Byle szybko. Boże... niech to się skończy. Niech przestanie... Co jeśli wie? Ile wyczytał? Czy tylko przekazał myśli? Stop. Muszę oczyścić umysł. Każdy ma tajemnice, więc może wiedzieć, że jakieś mam, ale nie jakie. KURDE. Znowu to robię. Nie myśl. Nie myśl. Nie myśl. Lalalalala! Jak przygotowuje się nalewkę z bergamotki?
Usilnie starał się zająć czymś umysł. Na życzenie miłego dnia tylko kiwnął głową i nie spuszczał Gwardzisty z oczu, nie chcąc się niczym rozpraszać. Marne jego wysiłki. Znów słyszał głos. Tak blisko i daleko. Na zewnątrz i wewnątrz. Tortura dla kogoś tak skrytego i zamkniętego w sobie jak Gawain.
- T-tak zrobię. - bąknął i zamrugał szybko kilka razy. Nie miał pojęcia jak tego dokona... wszak nie znał herbu, imienia, nazwiska. Trudny początek, ale przynajmniej był w Gwardii. To już coś.
Jeszcze przez chwilę patrzył jak para odchodzi, po czym sam poszedł tam, gdzie wcześniej krył się Gwardzista. Potrzebował choćby minuty sam. Zaraz ich stąd zabierze. Dosłownie za tę minutę, ale bez tego zwariuje. Oparł się o belę materiału. Drżącą dłonią wygrzebał Blaszkę, zerwał ją sobie z szyi i mocno zacisnął na niej palce. Ktoś obserwujący Cienia z boku mógłby przysiąc, że ten wrzeszczy, gdyby nie brak dźwięku. Zginał się w pół, spazmatycznie wykrzywiał dając upust tłumionym emocjom. Wczepiał się w swoje ogniste pasma i bezgłośnie miotał się w zaułku sklepu. Zabrał dłonie z policzków tylko po to, by z całej siły przywalić w materiał z pięści. A potem jeszcze raz. I jeszcze. Aż nie miał dość. Aż knykcie nie zaczęły boleć. Wolałby tłuc twarz Kaevana, ale musiał zadowolić się tym co miał, a nie miał byle czego. Wyszli z tego cało. Dziś. Co czeka ich jutro? Tego nie wie nikt.
Zasapany poprawił włosy, wygładził ubranie. Ponownie założył Blaszkę, lecz Demon mógł poczuć niestabilność Cienia. Nakręconą spiralę czystego chaosu, którą Gawain próbował opanować ze wszystkich sił.
Dopiero wychodząc z powrotem do Yako i małego zorientował się, że nie podziękował Arystokracie. Chociaż nie wiedział, czy ten usłyszałby to w jego myślach, nawet jeśli starałby mu się to przekazać. Z drugiej strony nie był pewien, ile ten gość wie, jak to wykorzysta. Może teraz pomógł, żeby nadal móc obserwować go niczym mrówkę pod lupą, a gdy przyjdzie czas, skupić na nim promienie i obrócić w popiół?
- Krawiec już kończy. Buty kupimy mu kiedy indziej, dobrze? A teraz idziemy po nagrodę dla małego i się zmywamy do domu, dobrze? - mówił głosem nieznoszącym sprzeciwu, pytania miały tylko wymusić pożądaną reakcję Lisa i cały czas uśmiechał się niezwykle nerwowo. Twarz cierpła od samego patrzenia na rudzielca. Bo przecież wszystko z nim w porządku. Trzeba grać do końca. Dla Demona poświęciłby przecież wszystko. - Przebierzmy małego od razu! Te ciuchy schowam do torby. - dodał i przyklęknął przed nimi. Pogładził Cośka po policzku. - Obronię Cię przed Krzywozgryzem, więc nie musisz mieć butów dzisiaj, zgoda? Za to poszukasz nagrody. - napotkał bliźniacze spojrzenie malca i przygryzł dolną wargę, marszcząc brwi w grymasie zmartwienia.
Bez sensu. Takie życie jest pozbawione sensu. Będą kryć się i trwać w strachu. Już lepiej było im tego oszczędzić, a potem wpakować sobie kulkę w łeb. Dobrze, że faktycznie czasem tchórzę... - przymknął powieki i głęboko odetchnął. - Kochani, chodźmy sprawdzić, czy krawiec już skończył. - powiedział nagle z niezwykłym spokojem i uśmiechnął się ciepło i tęskno, lecz spojrzenie zostało puste, bez wyrazu. Wołało o coup de grace.

Cosiek - 6 Sierpień 2018, 17:20

- Cosiek już buty! Boli! - Powiedział na głos w odpowiedzi na szept. Ani na chwilę nie przestawał się wiercić starając się uniemożliwić założenie mu obuwia. I chyba starania chłopca przyniosły efekt, bo białowłosy odłożył buta.
Coraz wyraźniej dostrzegał objawy niechęci do obcych. Jednak pomimo wrogiego nastawienia stada nie zamierzał rezygnować z szansy na ratunek. Niby buty zostały odłożone, ale kto wie kiedy znowu będą próbowali mu je założyć?
Duży Lis wstał wciąż trzymając Cośka i skierował się do wyjścia. Początkowo chłopiec chwycił się go kurczowo by nie spaść, ale po założeniu nauszników zaczął się wyrywać. Wcale nie miał ochoty znaleźć się znów w dużej sali wypełnionej hałasem i zapachami. Nie chciał przymierzać butów, ale to chyba było mniejsze zło. Oczywiście zdawał sobie sprawę z tego, że kiedyś będą musieli opuścić przytulny domek, ale nie był na to jeszcze gotowy.
Szarpał się nadal, ale jedną rączkę wyciągnął do przyjaznego obcego. Wiedział, że prawdopodobnie nic z tego nie wyjdzie, bo ten drugi, rogaty, już zaczął odciągać swojego towarzysza. Chwilę później smutno patrzył za wychodzącymi. Cała nadzieja zniknęła. Teraz już nikt i nic go nie uratuje.
Kiedy zostali tylko we trójkę, nie licząc ukrytego gdzieś sprzedawcy, Gawain zaczął się dziwnie zachowywać. Najpierw wgapiał się w wyjście, a potem szybkim krokiem odszedł się schować. Chłopiec słyszał uderzenia i zastanawiał się czy z Cieniem wszystko w porządku. - Gawain chory? - Zapytał trzymającego go opiekuna, może od niego uzyska szczerą odpowiedź. W końcu Lis nie krył się ze swoją raną, może nie będzie krył swojego towarzysza.
Odgłosy bicia trwały na tyle długo, żeby zaniepokoić malca, ale rudzielec wreszcie wrócił. Tak bardzo starał się wyglądać na spokojnego, że osiągnął wręcz odwrotny efekt i chłopiec naprawdę się bał. O Cienia czy o siebie samego, nie był pewien.
- Cosiek nagroda? Zabawka? - Zmartwienie nie trwało długo. Po pierwsze buty poszły w odstawkę, a na dodatek miał coś dostać. - Cosiek nie bać się Krzywozgryz! - Zaznaczył, że nie potrzebuje ochrony, sam sobie poradzi. Nie potrzebuje butów ani teraz ani nigdy w przyszłości.

Yako - 6 Sierpień 2018, 20:57

Stanął, widząc jak Gwardzista stara się opamiętać swojego kochanka. Poruszył nerwowo swoją białą kitą i faktycznie się zatrzymał. Zdjął nauszniki z głowy Cośka, widząc jak ten się zaczyna wiercić. Zaczęło go już irytować to jego zachowanie. Odsunął się od drzwi i czekał aż mężczyźni wyjdą. Obserwował ich przez cały czas. Nie uraczył ich jednak żadnym słowem. Rogacz może i ich ratował i był pomocny ale nadal miał coś wspólnego z tym lalusiem. Jak mógł w ogóle chcieć z kimś takim być? Jakby Yako się z nim przespał to pewnie by słuch po nim zaginął po pierwszy razie. Już sam zapach i wygląd go irytowały. Może i Demon mógł iść do łóżka z każdym, ale to nie znaczyło, że rozchylał uda przed każdą napotkaną istotą. Wybierał swoje ofiary i tylko czasem zdarzało się, że był to ktoś nie do pomyślenia. No chyba, że pracował, to co innego.
Uniósł jedną brew, widząc jak Cień się od nich oddala. Czuł jego gniew i nagle...nie czuł nic. Dręczyciel zdjął blaszkę. Demon westchnął tylko i postawił Kogitsune na podłodze - nie wiem - przyznał, spoglądając w miejsce, w którym zniknął jego kochanek - na pewno jest bardzo zły, więc na razie go nie zaczepiajmy, dobrze? - spojrzał na dzieciaka po czym na buty. Wiedział, że teraz go na nie nie namówi, a sam już nie miał siły by go zmuszać do tego, żeby je ubrał.
- Musimy poczekać aż Gawain się uspokoi - zaczął, wracając do góry butów - dlatego w tym czasie odstawimy wszystkie na miejsce, dobrze? - spojrzał na dzieciaka, mając nadzieję, że zrozumiał. Podał mu dwie pary butów - połóż je na tamtej półce - pokazał mu i sam wziął dwie inne i położył na wyższych, mając nadzieję, że młody tym razem nie będzie się sprzeciwiał. Potem podawał mu kolejne by jak najszybciej zrobić porządek. Wolał nie zostawiać sprzedawcy z górą butów do sprzątania. To byłoby nie miłe.
Jeśli wszystko poszło gładko, usiadł ciężko na ławce i westchnął, przeczesując dłonią białe włosy. Co to były za istoty, skąd Gawain ich znał i czemu aż tak panikował na ich widok? Całe szczęście, że Gwardzista ich uwolnił od tego pedzia, ale to i tak nie wyjaśniało całej sprawy. Sam musiał odetchnąć, ale nie mógł zostawić młodego samego, bo jeszcze wpakuje się w jakieś kłopoty. Do tego trzeba go nauczyć by nie był taki ufny w stosunku do obcych. To będzie ciężka robota...do tego nie może teraz porozmawiać o tym z Gawem i wątpił, żeby ten miał ochotę na rozmowę. Pogadają w willi. Nie ma mowy by uniknął rozmowy z Demonem.
Gdy poczuł znów emocje ukochanego, spojrzał w jego kierunku. Był widocznie zmęczony. Pokiwał głową na potwierdzenie - i tak już je odłożyliśmy - powiedział podnosząc się z siedzenia. Westchnął ciężko - tak. Dostaniesz zabawkę, ale tylko dlatego, że byłeś grzeczny u doktora - powiedział, patrząc na niego - za to jaki byłeś niedobry tutaj nie powinieneś jej dostać - dodał jeszcze, ale uznał, że nie będzie mu odbierał nagrody. Muszą mu pokazać, że warto być dobrym.
Zgodził się, by go ubrać od razu. Będą mieli to z głowy i też będzie wyglądał normalnie, jak spotkają się z Pardonem. Jak bardzo chciałby tego uniknąć. Mieli też zajść do fryzjera ale chyba to będzie musiało poczekać, bo patrząc na stan jego ukochanego.
Popchnął Cośka w kierunku zaplecza, żeby mieli to już z głowy. Jednak coś mu wpadło w oko - zaraz dołączę - powiedział i poszedł po jakieś pudełko oraz po kule. Nie mógł ich zapomnieć. Nie chciał łazić w tłumie z problemem, więc wolał nie ryzykować. Po chwili już dołączył do rudzielców, już o kulach i do tego z jakimś pudełkiem pod pachą, ale nie miał zamiaru zdradzać co to takiego.

Gawain Keer - 6 Sierpień 2018, 21:58

Posprzątali buty. Zaraz będą mogli stąd wyjść. - Wyśmienicie! - Sięgnął po rączkę dziecka i poprowadził go z powrotem do domku, podczas gdy Yako jeszcze po coś poszedł. Obejrzał się za nim. Nie chciał tracić go z oczu, bo nie wiedział, gdzie, jak daleko i na jak długo idzie. - Tak, zabawka, ale najpierw się ubierzesz. - odparł dość machinalnie. - Musiałeś go tak złościć? - zapytał pocierając Blaszkę przez ubranie. Zwrócił się twarzą do Cośka dopiero, gdy Demon wrócił do nich z kulami i jakimś pudełkiem. Co było w środku? - Ty prawie niczego się nie boisz, bo nie wiesz, że powinieneś. A to źle. - powiedział ze zmartwioną miną. Siedzieli na pieprzonej bombie. Dziecko bez zahamowań, autodestrukcyjny kochanek i na koniec niestabilny Cień, który polewał to wszystko benzyną trzymając zapaloną zapałkę w zębach.
Krawiec właśnie odcinał ostatnie nici, zaprasowywał materiał. Był jednoosobową maszyną do szycia. Tylko zerknął na nich i zaraz znów opuścił wzrok, skupiony na pracy. - Niech Pan wszystkiego nie składa. Chciałbym od razu go przebrać. - Cień pogładził kciukiem małą rączkę. - No mały, wskakuj. - ponaglił Kogitsune, by ponownie wszedł na podest. Cień zasunął kotarę zawieszoną na okrągłym karniszu. Trochę tych ubrań było, a musieli zacząć od bielizny. Przykucnął przy dziecku. - To są bokserki. Dziura z tyłu jest na ogony. - wytłumaczył krótko i uniósł po kolei lewą i prawą nogę dziecka, by przełożyć stopy przez nogawki. Szybkim ruchem podciągnął bieliznę do góry i zapiął guziczek z tyłu. Dzięki niemu całość nie zsuwała się z powodu lisich atrybutów. - A to zdejmujemy. Ręce do góry! - wycelował w niego palcem, ale zaraz sam podniósł mu rączki. Jeśli trzeba było przytrzymał je w górze, by pozbawić go tuniki. - A teraz nowe ubranka. Lusian? Podasz mi je? - wyjrzał zza kotary na sekundę.
Po zmaganiach, które zapewne były dość długie, Gawain odsłonił kotarę. Cosiek wyglądał jak... cywilizowana istota. Na głowie miał kaszkiet, z którego sterczały dwa lisie radary, biała koszula została wciśnięta w ciemne rybaczki z grubego materiału. Wszystko w miarę luźne i niekrępujące ruchów. Wyglądał niczym londyński urwis wyrwany ze zdjęć z końca dziewiętnastego wieku. Oszczędził mu kamizelki i płaszcza, ale przynajmniej nie nosił już piżamy.
- Wszystko pasuje? - krawiec wyszedł zza lady i obszedł chłopca. Pogładził swoją brodę i uśmiechnął się zadowolony. Chodził jednak dziwnie. Wyraźnie obawiał się towarzystwa Keera. Widocznie wybuch rudzielca nie umknął i jemu. - Czy jest pan zadowolony? - zerknął na niego badawczo.
- Owszem. Chciałbym zapłacić. - I się stąd wynosić. - odparł i przeszedł do kasy. Wyciągnął sakiewkę i parę brzdęknięć monet później już się rozliczyli.
- Zapraszam ponownie! Choćby po buty. - mężczyzna uśmiechnął się kiwając palcem i patrząc na Cośka. Przez wydzierającego się bachora dodatkowy zarobek przeszedł mu koło nosa. Schylił się na moment i wyciągnął dwie duże torby, po czym wpakował w nie ubrania i przekazał w ręce Keera. - Proszę.
- Dziękuję. Do widzenia. - skłonił głowę i ruszył w kierunku wyjścia, nie czekając na odpowiedź. - To co? Gotowy na nagrodę? Może będą mieli pingwiny? - mówił do dziecka, by czymś je zająć. I siebie również. Unikał wzroku Lisa. Jego niewypowiedzianych pytań. Czuł, że czeka go pogadanka, jak tylko zostanie z Yako sam na sam i akurat do tego mu się nie spieszyło.

Cosiek - 7 Sierpień 2018, 09:32

Zupełnie zgłupiał. Dopiero co założono mu nauszniki, a teraz zostały zdjęte. Co prawda na razie uniknął wyjścia do hali, ale to oznaczało powrót do zakładania butów. Nie potrafił się zdecydować co jest gorsze. Jeszcze przed chwilą wydawało mu się, że hałasy i zapachy, ale teraz już nie był taki pewny.
Skinął głową Lusianowi. Sam dobrze wiedział, żeby nie zadzierać z wkurzonym Gawainem. Ochoczo przystał na odniesienie butów na miejsce. To oznaczało, że mierzenie definitywnie się skończyło. Biegał odkładając parę za parą byle tylko leżały jak najdalej od niego.
Jeśli został napomniany, to wydymając policzki ułożył znienawidzone przedmioty równiej, a nawet posegregował je tak by stały parami, a nie dwa różne koło siebie.
Po skończonej pracy usiadł koło Dużego Lisa. Starał się być spokojny i nikogo nie denerwować, ale już po chwili zaczęło mu się strasznie nudzić. Bał się znowu coś nabroić więc tylko zaczął się lekko wiercić w miejscu rozglądając się po całym sklepie w poszukiwaniu rozrywki.
- Cosiek grzeczny! Buty złe! - Nie zgodził się z oceną jego postępowania. Niby dlaczego był niegrzeczny nie zakładając butów? Przecież podobno miał je nosić, żeby nie stracić stóp, a nie po to żeby inni byli zadowoleni. Po raz kolejny dorośli coś kręcili.
Chwycił Gawaina za rękę i dał się poprowadzić. Już chciał zaprotestować przeciwko ubraniu, ale spojrzał w twarz Cienia i uznał że lepiej nie próbować. Nie chciał powtórki z poranka, a tym razem mogło być o wiele gorzej sądząc po stanie mężczyzny. - Cosiek się nie boi! Czemu źle? - Nie rozumiał co zrobił nie tak. On tylko chciał uniknąć zakładania butów! - Jak źle to Cosiek gryźć i drapać - dodał bez przekonania. Próbował już tych sztuczek z Gawainem i na niewiele się zdały. Zasępił się.
Z niedowierzaniem patrzył na górę szmat, którą miał na sobie zawiesić. Przecież to będzie za ciężkie. Jak ma się w tym wszystkim ruszać? Mimo wątpliwości wszedł na podest i robił wszystko co mu nakazano, nie chciał ryzykować kolejnego wybuchu złości ani przymierzania butów. Dawał się przestawiać jak lalka starając się o nic nie zahaczyć szponami. Odkąd zobaczył bieliznę spokoju nie dawała mu jedna myśl: jak on będzie w tym załatwiał swoje potrzeby? Nie chciał cuchnąć na kilometr i odstraszać całej zwierzyny. Jednak nic nie powiedział, przyjdzie na to czas później.
Poruszył się parę razy na próbę. Materiał trochę ograniczał ruchy, ale nie było tak źle jak się spodziewał. I na razie nic go nie obcierało. - Co to? Dlaczego? - Zapytał obmacując kaszkiet. Okrycie reszty ciała jeszcze jako potrafił zrozumieć, choć tego nie pochwalał, ale czapka wydawała się zupełnie zbędna.
Obwąchał samego siebie. Ubrania maskowały jego zapach, ale chyba niedługo nim przesiąkną. W końcu jego opiekunowie nawet odziani pachnieli sobą. Na krótką metę przebieranie się może pomóc w polowaniu, ofiara nie będzie wiedziała, że zbliża się drapieżnik. Z drugiej strony z daleka będzie słyszała szelest jego odzienia.
- Tak! Cosiek nagroda! - Ucieszył się, ale mina nieco mu zrzedła kiedy zorientował się, że będą musieli znowu zanurzyć się zewnętrznym chaosie. - Pingwiny? - Jego głos zabrzmiał dziwnie, bo chłopiec zatkał nos przygotowując się na nieuniknione uderzenie woni.

Yako - 14 Sierpień 2018, 10:47

- Jakbyś powiedział, że buty bolą, to dziś byśmy nie chcieli sprawdzać butów, tylko byśmy pomyśleli na spokojnie - westchnął ciężko. On naprawdę nic, a nic nie ogarniał. I do tego niczego się nie bał. Chyba dzieci każdej rasy i każdego gatunku podobnie patrzą na te same rzeczy. Nie boi się to znaczy, że jest super, że nikt mu nie podskoczy, ale tak bardzo się mylił. Między odwagą, a głupotą była niestety bardzo cienka granica. Prawie nie do zauważenia i widać Kogitsune jej nie zauważał. Będzie trzeba coś pomyśleć, żeby przekonał się, że powinien częściej używać swojej głowy niż zębów i pazurów, bo w końcu coś się stanie. A nawet już się stało, bo został zabrany ze swojego lasu, z domu. Ale chyba młody powoli zaczynał łapać, że mu to nie wystarczy. Przecież na nich to nie działało ani trochę.
Wrócił do rudzielców dość szybko i był z czegoś zadowolony, jednak nie chwalił się tym co tam wybrał.
Czekał cierpliwie, aż Gaw ubierze młodego w nowe ciuchy. Szło nadzwyczaj gładko. Pewnie Cosiek bał się kolejnego wybuchu Cienia.
- To kaszkiet, taka ozdoba na głowę - powiedział pokrótce. Średnio miał ochotę cokolwiek tłumaczyć. Młody wyglądał w końcu porządnie, a nie jak jakiś obdartus. Nie miał butów, ale nie raziło to aż tak strasznie jak przedtem. No i nie miał tych wszystkich siniaków, ranek i guzów, wyglądał jak normalny dzieciak. Nie wyróżniał się już aż tak, więc może inni przymkną oko na to, że nie wysławia się prawidłowo.
Widział jak Keer unika jego wzroku. Zmarszczył brwi, ale nie powiedział nic na ten temat. Zapłacił za pudło i spakował je do plecaka, po czym oddał Gawainowi nauszniki dla Cośka i sam poszedł po kule bo noga zaczynała mu już mocniej dokuczać. Musiał ją oszczędzać, a nie chciał sprawiać kochankowi dodatkowych problemów, więc postanowił posłuchać lekarza i oszczędzać dopiero co zaleczoną kończynę.
Zerknął na Kogitsunemaru, gdy ten zatkał nos. Zamyślił się na moment. Będzie musiał potem o tym z nim pogadać. Czy tak mu przeszkadzają zapachy? Czy co się dzieje, bo sam miał równie czuły nos, ale pewnie był już do tego przyzwyczajony, ale Mały Lis wyglądał jakby aż cierpiał gdy weszli do Hali, więc coś musiało być z tym na rzeczy. Jak na razie postanowił jednak skupić się na tym, by się nie zgubili w tej ogromnej kuli i znaleźli szybko to po co tutaj przyszli.

Gawain Keer - 15 Sierpień 2018, 00:35

Bezwiednie pogładził Kogitsune między uszami. - Masz rację. Nie każdy strach jest dobry, ale często podpowie ci, czy warto walczyć. Czasem lepiej uciec lub użyć rozumu zamiast siły. - odpowiedział dziecku, które miało jeszcze swój nieskomplikowany świat rządzący się własną logiką. Gawain wiedział, że to tymczasowe i minie dość szybko. Kogitsune musiał poznać trochę świata, spotkać nowe osoby, by móc znaleźć swoje miejsce i określić kim jest. Naturalnie zacznie porównywać siebie do innych. Wkrótce okaże się, że nie jest najsilniejszy czy najmądrzejszy i trzeba na to wszystko zapracować.
- Wystarczy, że nie masz butów, więc chociaż kaszkiet noś. Nadal jest chłodnawo, a jak będziesz chory, to nie będziesz mógł wychodzić. Będziesz leżał w łóżku cały tydzień. - lekko poprawił nakrycie głowy. W końcu tyle ciepła traci się przez głowę! - Poza tym przystojniak z ciebie, młody. - uśmiechnął się zawadiacko. - Ozdoby są przydatne. Nie są tylko po to, żeby podobać się kobietom, ale pozwalają też wpasować się w otoczenie. Nie każdego wpuszczają w każde miejsce. Z ozdobami łatwiej zrobić odpowiednie wrażenie. - podzielił się spostrzeżeniami i pociągnął chłopczyka za sobą. Patrzył uważnie na uliczkę. Jak chce to niech chodzi boso. Szkoda, że to opiekun musiał uważać na szkło i inne niebezpieczeństwa.
- Czemu zatykasz nos? - zapytał sam zatykając na moment swój, żeby Cosiek pojął co ma na myśli.
Poprowadził ich uliczkami. Sceneria przestała przypominać targowisko. Uliczka małych, ściśniętych kamieniczek była w rzeczywistości scenografią, lecz ładnie eksponowała kramy i zasłaniała zmagazynowany na piętrach towar. Czego to nie było na półkach! Pluszaki, pudła drewnianych klocków, lalki, niektóre w skali 1:1, nakręcane pozytywki, konie na biegunach, piłki, żołnierzyki i wiele więcej. Cień podszedł do jednego ze stoisk i uniósł okrąglutkiego pluszaka. - To jest pingwin. Oczywiście nie jest prawdziwy, to tylko zabawka. Prawdziwe żyją w mroźnych, lodowych krainach i obżerają się rybami. - wytłumaczył. - Nie musimy kupować pingwina, jeśli nie chcesz. Możesz wybrać coś innego. - odłożył zabawkę na miejsce. Chodził tam, gdzie mały chciał, ale nie puszczał go. Szukanie go w tym miejscu w przypadku ucieczki nie byłoby zbyt proste nawet mając do dyspozycji węch Yako.
- Jak sądzisz? Powinniśmy wziąć coś, żeby się wyszalał? Jakąś huśtawkę, skakankę, piłkę? Dzieciak nam zwariuje bez ruchu. - szepnął do Kitsune. W końcu zdrowy rozwój zapewniała nie tylko bezpieczna przestrzeń, dobra dieta i edukacja. Cosiek potrzebował zajęć ruchowych. I to bardzo, jeśli chcieli by Norka nie stawała w płomieniach za każdym razem, gdy Yako straci resztki cierpliwości.

Cosiek - 16 Sierpień 2018, 16:36

- Lusian nie mówić o buty! Cosiek nie wiedzieć! - Naburmuszył się. Obiecywali mu nagrodę, a tu co? I jeszcze mają do niego pretensje!
Chłopiec dobrze wiedział czemu powinien się bać i bez tłumaczeń Cienia. Ale to nie znaczyło, że zaraz będzie ten strach pokazywał. Bał się wielu rzeczy między innymi butów, a skoro nie mógł uciekać ani walczyć to pozostał mu tylko rozum. Dlaczego niby miałby nie zaufać komuś przyjaznemu i pomocnemu? Dlaczego Gawain kazał mu się bać tego miłego pana? Mimo, że zrozumiał wykład, przynajmniej większość, albo chociaż ogólny sens, gapił się na opiekuna z niezrozumieniem.
- Cosiek łatwiej znaleźć samica? Cosiek nie chory jak nosić... kaszkiet? - Obmacywał czapkę. Trochę ograniczała ruch uszu, ale mając ją czuł się jakby cały czas był głaskany. - Przystojniak? - Zdążył zapytać zanim ugryzł się w język. Nie chciał bardziej denerwować Cienia, a wiedział jak ten nie lubi pytań.
- Cosiek nie widzieć, za dużo zapach. -Krzyczał, bo przez nauszniki prawie nic nie słyszał. Grzecznie dreptał za swoim przewodnikiem, z zatkanym nosem i uszami dało się żyć. Gorzej z napierającym ze wszystkich stron tłumem. Ktoś obcy go potrącił i chłopiec przestraszył się, że zostanie rozdeptany. Chwycił się ręki mocniej i prawie przykleił do nogi rudzielca. Nie miał pojęcia jak w takich warunkach ktokolwiek może wiedzieć dokąd idzie.
Z zainteresowaniem przyglądał się pluszakowi, który w niczym nie przypominał wyobrażeń chłopca. - Pingwin? - Dotknął mięciutkiej zabawki. - Gawain nie kłamać. - Po głębszym zastanowieniu ptak pasował do opisu, tylko chłopiec go wtedy nie zrozumiał. Znowu pogładził futerko. Rozejrzał się szybko po kramie, były tam też inne zwierzęta, ale żadne nie było tak cudaczne. Jedną ręką grzebał w zabawkach a drugą nadal trzymał nos, co trochę mu utrudniało. Po wymacaniu chyba setek sztucznych stworzonek dalej najbardziej podobała mu się czarno-biała kulka ze śmiesznymi płaskimi łapkami i oczyma wyrażającymi najwyższą tępotę. Jeśli ożyje to przynajmniej go nie oszuka! - Cosiek chcieć pingwin. - Pokazał z trudem trzymanego jedną ręką ptaka.

Yako - 16 Sierpień 2018, 20:00

Przetarł twarz dłonią, wzdychając ciężko - ale jak zobaczyłeś, że mamy buty dla Ciebie to mogłeś powiedzieć - dodał z rezygnacją. Coraz bardziej denerwowało go zachowanie Cośka choć czasem zdawało się, że się do tego przyzwyczaja. Już sam nie wiedział jak było naprawdę. Dodatkowo ostatnio był coraz bardziej rozdrażniony więc zachowanie dzieciaka wcale mu nie pomagało w tym, żeby się uspokoić jakoś.
Rozglądał się, czy na pewno te dziwne typy, które ich zaczepiały, się oddaliły. Tym razem nie wiedział czy na pewno by się powstrzymał. Najchętniej by któremuś przywalił i to tak solidnie. O tak. To by mu na pewno pomogło się uspokoić. Nie mógł wiecznie trzymać w sobie tej irytacji i wiedział, że w końcu wybuchnie. Pytanie tylko...kiedy i w jakiej sytuacji? Miał nadzieję, że nie będzie to zbyt nieodpowiedni moment.
Spojrzał ukradkiem na kochanka, gdy Kogitsune wyjaśnił czemu zatyka nos - Cosiek? Jak to nic nie widzisz?- zapytał go. Może coś im wyjaśni, bo to nie było normalne. Owszem...jak śmierdzi to oczy łzawią i nic nie widać, ale tutaj nie było aż tak źle i oczy dzieciaka nie łzawiły ani trochę w trakcie ich spaceru tutaj, więc musiało to być jednak coś innego. Tylko co?
Obserwował jak mały rudzielec sprawdza wszystkie zabawki. Trochę to trwało, więc Lusian sam zaczął oglądać co takiego mają tutaj do zaoferowania - dobry pomysł...może jakaś huśtawka na drzewo, albo piłka do biegania z lisami - zaproponował, oglądając jakiegoś pluszowego lisa, którego pyszczek krzyczał "zabij mnie!" - w sumie myślałem czy w Willi nie zamówić mu trampoliny, którą bym potem przeniósł do Norki. Mam znajomego w sklepie z takimi rzeczami i przyniósłby ją do mnie nawet następnego dnia - zaproponował, ziewając z nudów i zdenerwowania.

Gawain Keer - 16 Sierpień 2018, 20:47

Cień uśmiechnął się serdecznie i uprzejmie do dziecka, choć Yako mógł widzieć i czuć, że jego kochanek nadal jest kłębkiem nerwów. Chyba jedynie narastający gniew Demona trzymał go jeszcze w kupie. Lepiej było się złościć niż bać. - Teraz Cosiek nie buty, więc niech będzie spokojny. - zmrużył oczy.
Następne pytanie wywołało kolejny grymas wesołości, lecz tym razem zupełnie szczery. Casanova im się trafił. - Ech... Kogitsune. Nie będziesz chorował tak często. Szanse są mniejsze. Jeśli zaś chodzi o samice... jesteś na nie trochę za mały. Musisz najpierw urosnąć, jak ja i Lusian. - odparł i wstał. Lisia postać Cośka była w pełni ukształtowana, dojrzała, więc musieli szybko wybić mu zaloty z głowy. - Jesteś nim. To znaczy, że podobasz się innym. - wytłumaczył. Z takimi genami musiał być przystojny. Wręcz został na to skazany. Oczywiście jeśli ich domysły były prawidłowe.
Gdy Cosiek wspomniał o tym jak mało widzi, Keer porozumiewawczo wymienił spojrzenie z Yako. Dość niecodzienne wyznanie. Przystanął na boku, by dziecko mogło na spokojnie wyjaśnić co się dzieje. Oby to nie było nic poważnego... jeśli i on wyląduje w Klinice to chyba oszaleję. Miał dość tamtego miejsca. Szybko stało się dla niego placem boju. Nie tylko o życie. Bane, Tulka, van Vyvern. Oni wszyscy byli uwikłani w dziwne sprawki. Nie miał zamiaru stawać się ich częścią.
Przebiegł wzrokiem po tłumie, lecz nie widział Kaevana i tajemniczego Upiornego. Z trudem przeniósł swoją uwagę z powrotem na dziecko i zaczął intensywnie myśleć. Skojarzenie majaczyło się na horyzoncie wspomnień, ale było zbyt nieuchwytne. - Jakie są te zapachy? - dodał za Yako spokojnie. Chciał wyciągnąć bardziej szczegółowe informacje, bo ogólne pytania często skutkowały równie ogólnikowymi odpowiedziami.

- A nie mówiłem? - wyprostował się dumny ze swego małego tryumfu. Kapka zaufania, którą właśnie otrzymał była niemalże namacalna. - Piłka musiałaby być jak dla konia. Pamiętaj, że Yuki niebawem urośnie. Jedno stąpnięcie i będzie płacz i paniczny lisi skowyt. - skomentował pomysł, unosząc w górę breloczek z orką, gdy mały łaził po kramach macając co popadnie. Odłożył go szybko na miejsce, pociągnięty między resztę pluszowego zoo. - Za to huśtawka byłaby miła. - zgodził się z pierwszą sugestią. Gdy Yako wspomniał o trampolinie przyjrzał mu się badawczo. - Dobra, ale tylko taką z siatką naokoło. - odparł cicho po dłuższej chwili. Mały wybiłby się za wysoko, pod nieodpowiednim kątem i nieszczęście gotowe.
- Czyli jednak pingwin? - upewnił się i wyciągnął z kieszeni monetę. - To teraz idziemy zapłacić. Chodźmy. - poprowadził go w kierunku sprzedawczyni. Jej szklane, różowe oczy uważnie śledziły ich ruchy. Cień przykucnął przy chłopcu i wcisnął sola w małą rączkę. - No dalej. Podejdź do niej i powiedz ładnie, że chcesz kupić pingwina, a potem daj jej pieniążek i poczekaj, aż pani da ci resztę pieniążków. Potem wróć do mnie. - poinstruował go i lekko popchnął małego do przodu. - Myślisz, że tego nie spartoli? - rzucił do kochanka nie odrywając oczu od Kogitsunemaru.

Cosiek - 17 Sierpień 2018, 17:00

- Cosiek mówić nie chce! - Wyraźnie dał znać, co mu nie pasuje, a oni nie przestawali. I teraz mieli pretensję, że nie mówił! Jeszcze czego! Wydął policzki ale nie robił większej awantury, miał już serdecznie dość bycia szarpanym na wszystkie strony.
- Cosiek dość duży na samice! Cosiek już... - Przerwał na chwilę, żeby się zastanowić i wszystko policzyć - dwa razy zimno. Cosiek przystojniak, dobrze. - Skoro to ułatwiało zdobycie samic, to nie zamierzał się z tym kłócić.
- Cosiek widzieć za dużo zapach. - Odpowiedział spokojnie. Mężczyźni zachowywali się, jakby nic nie rozumieli, jakby oni nie widzieli zapachów. Ale jak to możliwe? Przecież mieli nosy więc węch chyba też. - Niebieski, brązowy, żółty, czerwony. - Wyliczał pierwsze na jakie zwrócił uwagę. Mimo zatkanego nosa nadal je czuł, jakoś musiał oddychać. - I dużo inne, Cosiek nie wie jak nazwa kolor. - Tłumaczył cierpliwie.
Wziął nazwany od słońca metalowy krążek. Przez chwilę patrzył to na niego to na zabawkę. Pingwin wydawał się o wiele milszy i przydatniejszy od pieniążka. Dziwni ci dwunożni. - Resztę? - Chciał wiedzieć na co ma czekać.
Podszedł do wskazanej mu osoby. Była dziwnie wypukła z przodu, tak jak osobnik, którego widział w norce zaraz po ucieczce. - Cosiek chce. Zamienić? - Pokazał obcej monetę i pingwina. Pieniążek został zabrany z jego dłoni i chłopiec chciał zaczekać tak jak mówił Gawain. Ale różowo-oka odeszła. Co ma zrobić w takiej sytuacji? Nerwowo obejrzał się na swoich opiekunów, a potem podreptał z zamiarem odebrania tego co mu się należy. Po głowie krążyły mu słowa użyte przez Cienia: niej, pani. Co mogły znaczyć? Zastanawiał się gorączkowo nawet kiedy zatrzymał się za gonioną. Wyciągnął rękę do której wsypały się o wiele mniejsze monety. - Samica? - Zapytał patrząc w twarz sprzedawczyni. - Lubić Cosiek? Cosiek przystojniak. Przybłęda! - Spróbował ją poderwać. Jakie zwyczaje godowe mają dwunożni? Kaszkiet wystarczy?

Yako - 17 Sierpień 2018, 19:45

Spojrzał na młodego z powątpiewaniem - będziesz wystarczająco duży jak przeżyjesz tak.... - zamyślił się - szesnaście razy zimno - powiedział poważnym głosem. To i tak było za wcześnie najczęściej na stałe związki, ale już mógł się spotykać. Poza tym...w porównaniu z Yako to Cosiek dopiero co się urodził. Dwa lata to nic na Demona, więc na pewno teraz nie będzie patrzył przychylnie na miłostki młokosa. Pewnie Gaw też nie byłby zbyt zadowolony.
Zamrugał zaskoczony - widzisz zapachy? - zapytał choć znał już odpowiedź. To była ciekawa umiejętność. Spojrzał znów na ukochanego. Ciekawe po kim lub po czym młody miał tę umiejętność. Nie wiedział nic, żeby Gawain miał coś takiego, a sam raczej wiedział, że zapachy to...tylko zapachy. Nie widział nic kolorowego. Będą musieli potem wypytać Cośka jakie kolory ma jaki zapach. To mogło być nawet ciekawe.

Wywrócił oczami, ale nie skomentował już tematu piłki. Przytaknął mu głową - oczywiście i wcale nie będzie taka mała - wyszczerzył zęby. Może i teraz kulał, ale Keer nie zabroni mu czasem poskakać. Też się chciał pobawić, a nie tylko leżeć na kanapie i odpoczywać. Chyba by zwariował. Huśtawkę mogli zrobić sami, więc nawet się za tym nie rozglądał. Gdy jednak Cosiek przeglądał jeszcze zabawki, Yako wpadła w ręce piła, która, według opisu, była niezniszczalna i bezpieczna dla dzieci. Zamyślił się i gdy rudzielec był do niego tyłem...po prostu rzucił mu jedną, różową piłką prosto w ryży czerep, nie szczędząc zbytnio siły. Sprawdził reakcję po czym, jakby nic się nie stało, wybrał fioletową i ruszył dalej, ze swoją zdobyczą pod pachą, co utrudniało mu trochę wędrówkę, ale dawał radę.
Obserwował poczynania malucha, gdy ten pierwszy raz wydaje pieniądze - nie wiem - wzruszył ramionami - masz zamiar mu dawać jakieś kieszonkowe? - zapytał, bo w sumie nie pamiętał czy poruszał już ten temat.
Słuchał uważnie co Cosiek wygaduje i nie mógł powstrzymać się od śmiechu, słysząc jego próbę podrywu. Zaczepiał Marionetkę! I widać było, że ją też to rozbawiło. W końcu podszedł i dotknął piłką głowę młodego - już tak pani nie podrywaj, bo nie będzie mogła się skupić na pracy - puścił jej oczko po czym sam zapłacił za piłkę - chodź, bo za niedługo będzie się robić ciemno - powiedział i popchnął go delikatnie kulą w kierunku Gawa - i podziękuj pani - dodał jeszcze, sam podziękował i ruszył w kierunku wyjścia.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group