Anonymous - 26 Czerwiec 2011, 21:36 -Pf, bo się przejmę. -prychnęłam. Hipokrytka ze mnie? Może, i co z tego? Ktoś zamierza mnie za to ukarać? Nie? Tak właśnie myślałam. Gówno możecie! Wszyscy. Jak was nie pokonam w walce, to po prostu sobie zniknę na drugi koniec świata i h**!
-Ja się wtrącam? -spytałam, ty razem w moim głosie zadrżała nuta pretensji. -A to że niby ja Ciebie zaczepiłam, tak? -ten to ma tupet. Nie będę na niego więcej traciła czasu. Obróciłam się na pięcie i ruszyłam w swoją stronę. Na odchodne rzuciłam jeszcze w chłopaka kilkoma malinami. A co, nie ma. Brudne ciuchy. Kurde. Chwilę jakby żałowałam, że taka zimna dla niego błam, ale szybko mi przeszło. Aż się bałam, że topnieję.
ztAnonymous - 26 Czerwiec 2011, 21:55 - Nie popluj się - rzucił niemiło, kiedy wydobyła z siebie to lakoniczne "pf", dodając jednocześnie od siebie parę słówek. Toż to jawna obraza... Jak się bronić, to się bronić do samego końca, choćby prędką wymianą zdań, a co.
- Och nie! Wybacz, że przeze mnie straciłaś cenne sekundy swojego życia ! - wykrzyknął, gdy bezczelnie odchodziła. Był doskonale świadom swoich z czasem ujawniających się i męczących wad - zdawał sobie sprawę z nieistnienia person idealnych, bo ta z kolei była tylko absurdalnym wymysłem dotkniętych chorobą istot, cierpiących na wiecznie doskwierające znużenie oraz brak konkretnego zajmującego cenny czas zajęcia. Ale bez przesady... Uważał, że gorsza od niego była ta dziewucha.
- Żegnam lodową panienkę - uśmiechnął się drwiąco i wykonał klasyczny ukłon, jaki wykonuje się po zakończeniu przedstawienia na scenie, uprzednio wstając z miejsca. A te plamy na jego zielono-czarnym sweterku ? Były okropne...
Co później zrobił ? W dalszym ciągu siedział pod drzewem, a po paru godzinach nucenia w samotności, rozprostował młode kości i wyruszył do dalszej części Krainy Luster.
Ach, do tej pory było niefajnie. No trudno, przynajmniej mógł zerwać z obojętnością i nie dać złapać się w głupią jawę. A tak na marginesie pisząc, Valentin miał tendencję do niezapamiętywania snów, poza tym nigdy się z nich nie zwierzał nikomu, uznając je za jego prywatność, którą przecież od zamierzchłych lat tak bardzo cenił. Powodem zaśnięcia nie była bynajmniej tęsknota do matki, wynikało to raczej ze zmęczenia życiem i nagłym, aczkolwiek wielce niechcianym ukłuciem rutyny. Przeciętny dzień, przeciętni ludzie, przeciętne widoki... Ale ostatnio nie było tak źle, trzeba przyznać. Kłótnie też były ciekawym wyjściem z sytuacji.
[z/t]Anonymous - 30 Czerwiec 2011, 17:50 Sunęła przez las cicho, stawiając krok za krokiem bez pośpiechu. Miała czas, więc nie musiała przejmować się tą wolną podróżą, którą sobie urządziła. Gdyby chciała, po prostu teleportowałaby się dalej, ale zamiast tego błądziła tu w środku lasu, rozmyślając nad różnymi sprawami, które ostatnio zajmowały jej uwagę. Poza tym zastanawiała się też, jaki sen tym razem odwiedzi by pożywić się w nocy. Do tego miała jeszcze czas, ale wierzyła, że znajdzie odpowiedni. Nie należała do smakoszki koszmarów. Można by powiedzieć, miała wysublimowany gust i ceniła sobie tylko te piękny sny. Ale to nie był jedyny jej problem. Posiadała też i inne. Kilka, z których rzecz jasna nikomu się nie zwierzała. Bo nie mogła, ale też i nie chciała. To inni mieli jej opowiadać o sobie, była dobra w słuchaniu, ale jakoś nigdy nie potrafiła mówić o sobie i własnych zmartwieniach. Zresztą nie miała ich dużo, była tylko cieniem. Dosłownie i w przenośni. Westchnęła lekko. Ah taki spacer dla zebrania myśli w ciszy i spokoju był przyjemny i przydatny. Owszem lubiła towarzystwo innych, szczególnie interesujących ludzi, ale jednak czasami wręcz wypadało pobyć w samotności i uporządkować wszystko w głowie tak jak należy.Anonymous - 30 Czerwiec 2011, 18:11 "Co ja do jasnej anieli tutaj robię ?" owe pytanie nasuwało jej się z każdym krokiem w głąb i głąb lasu. Nie mogła sobie przypomnieć jak się tutaj znalazła. Nie wie nawet czy nie zapomniała o kimś po drodze odbijając w złą ścieżkę. Jednak co mogło aż tak zasłaniać jej pamięć ? Prawdopodobnie jakieś czary rzucone na jej umysł. Może to te drzewa miały taką moc, a może to maliny wydzielają ogłupiającą woń. Może ktoś jej czegoś wcześniej wsypał i wykorzystał ? Maszerując tak z rozpiętą koszulą na dwa guziki i luźno zwisającym krawatem marszczyła brwi nie mogąc sobie nic przypomnieć. Nagle zrozumiała wszystko. Spoglądając na ziemie zobaczyła w swojej prawej dłoni opróżnioną do ostatniej kropli butle po winie. Z uśmieszkiem chwyciła się za brodę kiwając głową. "Aa, no tak" dopowiedziała sobie w myślach następnie odstawiając naczynie pod pniem jednego z herbacianych drzew. Teraz przekonana w stu procentach co do malin zaczęła zrywać z każdego drzewa w rządku po dwie od razu wkładając je do buzi. Robiła tak do momentu aż nie mogła już iść. W końcu padając na kolana i pożerając ostatnią malinę ujrzała spacerującą fioletową postać. Tego samego wzrostu co ona. Może owy dobrodziej miałby jakiś napój przy sobie by Serena mogła zabić smak malin w ustach. Po kilku chwilach udało jej się doczołgać do Laryi. Będąc przy niej wyciągnęła rękę wołając o pomoc. "Woooodyyyy"Anonymous - 30 Czerwiec 2011, 18:34 Widok był nietypowy, a przynajmniej Larya nie kojarzyła by w lesie występowały czołgające się po ziemi osoby domagające się wody. Biorąc pod uwagę, że była to Kraina Luster takie absurdy miały prawo życia, jednak doświadczenie życiowe, bo chyba można było o takim mówić w jej wypadku, sprawiało, że dość szybko zdała sobie sprawę, że osoba, która prosi ją o wodę ma pewne problemy. Począwszy od tego, że chce jej się pić. Tu jednak następował zgrzyt, bo kobieta była Cieniem. Cień nie potrzebował picia, a idąc dalej tym tokiem rozumowania - nie posiadała wody. Westchnęła. Inne istoty zaskakiwały ją jakimś cudem za każdym razem, kiedy miała okazję zobaczyć je w różnych, dziwnych sytuacjach.
- Przykro mi... Nie posiadam. - zaczęła ostrożnie.
Nie wiedziała dokładnie jak może jej pomóc, tym bardziej, że napotkana nieznajoma zachowywała się dziwnie, ale ponieważ zainteresowała swoją osobą Laryę, ta starała się ostrożnie podejść do niej i dowiedzieć się czegoś więcej. Tylko póki co jej rozmówczyni była w takim stanie, że mogło być to dość trudne zadanie.
- Wszystko w porządku...? - dodała nie mniej ostrożnie, niż pierwsze zdanie.Anonymous - 30 Czerwiec 2011, 18:52 Biedna Serena została bez wody, czuła się jakby jej maleńki żołądek miał zaraz wybuchnąć. Ciężko wzdychając przekręciła się na plecy rozszerzyła nogi rozprostowała ręce, ciężko oddychając ja gdyby przy porodzie. Chwytając się za brzuch jęknęła do fioletowego człowieczka.
- Booli, przejadłam się jak nigdy. Nie mogę oddychać. - Następnie pojęczała jeszcze chwilę, błagajać by jej nie zostawiać. Potarzała się na ziemi i po chwili jakby nigdy nic wstała otrzepując pośladki z brudu jaki mógł się osadzić na spódniczce. Poprawiając fryzurę wysunęła do cienia dłoń puszczając przy tym oczko.
- Hej jestem Serena, a ty ?
Tak tak, byłą bardzo dziwna.Anonymous - 30 Czerwiec 2011, 18:59 Larya początkowo obserwowała w milczeniu wszystko to, co działo się na jej oczach, uznając, że jakikolwiek komentarz w tej sytuacji byłby zbędny. Po prostu czekała, aż nieznajoma wstanie, co też zrobiła, wcześniej jednak wykonując kilka rzeczy dodatkowo, co jeszcze bardziej zdumiało kobietę, która przyglądała się jej z rosnącym zainteresowaniem. Takie osoby, choć uznawane za dziwne, nie były nudne, ale dla fioletowowłosej to się liczyło. Przeciętnych na świecie było dużo i często to co ich dotyczyło też było przeciętne. Na przykład sny... Larya złapała się na tym, że zaczęła zastanawiać się, jakie mogą być sny tej tajemniczej istoty, która właśnie jak gdyby nigdy nic, nie zwracając już uwagi na brak tchu, wyciągnęła w jej stronę rękę. Znając ten gest, Cień odpowiedziała tym samym. Gest przywitania praktykowali ludzie dość często, gdy poznawali kogoś nowego.
- Larya. - odpowiedziała na pytanie bez skrępowania czy ukrywania swojego imienia.
Nie miała powodu by to robić, więc nawet nie próbowała.
- Miło mi poznać. - dodała typową, grzecznościową formułkę niemalże automatycznie.
Ile razy już to robiła, trudno zliczyć.Anonymous - 30 Czerwiec 2011, 19:26 Serena odpowiedziała tym samym, przy okazji kuląc nieco głowę w geście grzeczności. Od razu zauważyła że fioletowa postać bardzo interesowała się nią i jej zachowaniem. Cóż nic nowego, zawsze tak było odkąd pamięta. Gdzie by nie była zawsze zwracała uwagę dużej ilości osób, która nic sobie nie robiła z tego że mogła ona się czuć nieswojo. Często w tych sytuacjach zaczynała się denerwować lub po prostu nie zwracała na to uwagę i dobrze się bawiła. Pretensjonalne spojrzenia kobiet weszły już jej w nawyk. Nauczyła się do nich przyzwyczajać. Natomiast to co przeżywała teraz było czymś nowym. Osobnik nie był pretensjonalny. Po prostu w milczeniu obserwował tak jak widz na jakimś pokazie. Nagle kocica poczuła pewien przypływ wstydu, nie wiadomo dlaczego. Zarumieniła się po czym odwróciwszy wzrok zaczęła pośpiesznie odchodzić. Na co jej były nie przyjemności teraz. Przecież miała się bawić. Zaraz jednak zawróciła uświadamiając sobie że może to być ciekawę doświadczenie dla ich obojga.
- Kim ty jesteś ? - Srogo rzuciła w stronę cienia odwróciwszy głowę. Czuła że wzrok Laryi cały czas na niej spoczywał. Zrobiła krok w jej stronę pomrukując - a może czym ?Anonymous - 30 Czerwiec 2011, 19:40 Pytanie dziewczyny rozbawiło ją, ale nie roześmiała się, a jedynie, swoim zwyczajem, tajemniczo się uśmiechnęła delikatnie, słysząc jej słowa. Swoją drogą ciekawie dobrała słowa. Kim? Czym? W sumie chyba jednak bardziej uważała się za istotę realną, a nie obiekt, ewentualnie jakiś stwór czy potwór. Odpowiedziała więc prosto i w takim sposób, że kogoś mogłaby taka odpowiedź po prostu zrazić, ale dla niej była szczerą prawdą. I w sumie z tym kłócić się nie było jak.
- Osobą. - powiedziała rzeczowym tonem.
Jakby nie patrzeć nikt jej tu kłamstwa nie mógł zarzucić. Uśmiech nieznacznie poszerzył się. Jakoś nie miała ochoty zdradzać swojej prawdziwej tożsamości. Nie tyle chodziło o to, że był to dla niej jakiś większy problem, ale Cienie nie zawsze wzbudzały sympatię wśród ludzi, a przecież nie mogła zrazić do siebie potencjalnego ciekawego rozmówcy. Skoro już o tym mowa jej ofiara chciała odejść. Nie, nie. Nie można jej na to pozwolić.
- Pozbawioną złych zamiarów. - dodała cicho. - Ale ciebie też mogłabym o to spytać, prawda? Kim jesteś i czy coś się stało? Może się zgubiłaś? - spytała z troską, nadal jednak wbijając wzrok w Serenę.Anonymous - 30 Czerwiec 2011, 19:48 Hah, potrafi się uśmiechnąć to znak że nie jest tylko bezbarwną istotą jedynie obserwującą innych jak zwierzątka w zoo. Odpowiedź na pytanie czym jest bardzo przypadła jej do gustu. Odwzajemniła uśmiech z tym że jej był dużo szerszy i weselszy. No ale czego można się było po niej spodziewać. Krzyżując ręce na piersiach zmrużyła oczy. Na jej twarzy uśmiech zagościł na długo, ponieważ nadal się utrzymywał jednak już bardziej zwężony.
-"Pozbawioną złych zamiarów ?" - powtórzyła niepewnie spoglądając. - Ohh, to bardzo nie dobrze moja droga, gdyż ja lubię złe zamiary w związku ze mną. - Zarechotała odpowiadając. - Nie nie zgubiłam się aczkolwiek nie pamiętam dokładnie gdzie byłam ostatnio ani jak się tutaj dostałam. Wydaje mi się że zachęciły mnie te piękne herbaciane drzewa oraz rozsiane po całym lesie maliny. Dla prawdziwego smakosza jak, jest to miejsce idealne na odpoczynek nieprawdaż ? - Co prawda dopiero mówiąc to uświadomiła sobie co ją tu przygnało, jednak nie dała po sobie tego poznać. Po krótkiej ciszy dodała zachęcającą.
- Również jestem osobą.Anonymous - 2 Lipiec 2011, 18:47 Skinęła głową słysząc odpowiedź swojej rozmówczyni, a z jej ust nie schodził tajemniczy uśmiech. Nie musiała się starać, by dziewczyna mówiła dużo, to był dobry znak. Lubiła słuchać innych i nie przeszkadzało jej, jeśli ktoś kogo właśnie poznała był rozgadany. Wręcz przeciwnie. Taki fakt zawsze ją cieszył. Teraz więc dała dokończyć, nie przerywając dziewczynie, to co ta chciała powiedzieć. Ciekawa była to osóbka, która się nie gubiła, ale nie wiedziała skąd czy jak dostawała się w różne miejsca. Larya tak nie potrafiła, ale to tylko sprawiało, że Serena wydawała się jej coraz bardziej intrygującą osóbką.
- To bardzo ciekawe. - powiedziała. - Ja przyszłam się tu przespacerować. - westchnęła lekko. - Moje pobudki znalezienia się tutaj brzmią dość marnie, prawda? - spytała retorycznie, spoglądając na dziewczynę.
Nie kłamała. Zazwyczaj pojawiała się koło kogoś gdy wyczuła interesującego rozmówcę, ale tym razem to ją dopadnięto, a nie ona kogoś dopadła. Ot taka drobna różnica, która rzadko miała miejsce. Wyjątek potwierdzający regułę można by powiedzieć.
- Dobrze, że jesteś osobą. To dość istotne. - zauważyła spokojnie. - Oh...
Westchnęła. Czas mijał. W teorii zazwyczaj jej nie ograniczał, ale czasami jednak miał ten nieprzyjemny zwyczaj i tak było tym razem. Choć bardzo miło rozmawiało się jej z nowopoznaną osóbką, to nadszedł najwyższy czas by opuścić te miejsce. Przynajmniej ona się tu nie zgubi, ale musiała powodzenia życzyć nowej znajomej, którą może jeszcze kiedyś spotka.
- Na mnie już pora. - stwierdziła cicho, uśmiechając się delikatnie. - Nie pozostaje mi więc nic innego jak pożegnać się i życzyć miłego dnia. - dodała jeszcze ze skinięciem głową, po czym ruszyła w swoją stronę.
Zawsze dowiedziała się czegoś nowego, nawet jeśli nie mogła nazwać tego zatrzęsieniem informacji.
[z/t]Anonymous - 1 Sierpień 2011, 11:37 Po nieudanym spotkaniu na plaży wolała się udać w nieco mniej zaludnione miejsce, ba! Nie było mowy o tym, by ktoś się tutaj zapuścił, a nawet jeśli to jakie było prawdopodobieństwo, że się ze sobą spotkają? To duży las. Jedyną opcją(chodź było ich pewnie więcej) jest to, że ktoś mógł ją śledzić. Tylko na cholerę akurat ją? Zboczeniec? Jest o wiele więcej atrakcyjnych kobiet od niech. Chodź oni raczej nie idą za tym, czy kobieta jest ładna czy nie. Gwałcą wszystko co się rusza!
Buty na obcasie wcale nie były odpowiednim obuwiem na spacer po lesie, zwłaszcza w jego głąb, gdzie widać, że (nie)ludzka stopa zapuściła się tutaj tylko w kilka fragmentów tego lasu. Przesunęła bladą dłonią po drzewie, tym samym podpierając się i omijając całkiem sporą gałąź. O tyle była zadowolona z tego spaceru(a raczej uważania by się nie wywrócić), bo nie znalazła tutaj żadnych żelkowych miśków, czy rzeki, w której zamiast wody była herbata. Bogowie! Ona chyba do Krainy Luster nie przywyknie, ona jest przepełniona irracjonalnością, to jakaś bujda, żeby coś takiego w ogóle istniało. Gdyby była zwykłym człowiekiem i nie zdawała sobie sprawy z tego, co jeszcze może tutaj napotkać już dawno uznałaby to za głupi dowcip, albo usilnie próbowałaby się obudzić. Nie raz była świadkiem tego, jak zwykli cywile, którzy jakimś cudem znaleźli się w Krainie Luster(prawdopodobnie przez jakaś Inną istotę zamieszkującą te tereny), wyrywali sobie włosy z głowy widząc te przeróżne miejsca. A czy ją zdoła coś jeszcze zdziwić? Szczerze mówiąc jej wyraz twarzy był niezmienny, raz ponury, bądź wiecznie zdziwiony. Żadnego uśmiechu, czy smutku, tylko te dwie, nierozłączne maski.
Idąc przed siebie i zanurzając się w swoich myślach, nie zdała sobie sprawy, że znalazła się na całkiem otwartej przestrzeni, coś ala polanka, chodź było to tylko małe zakole, gdzie zmieściłyby się spokojnie jeszcze dwa drzewa. To okazja żeby odpocząć! Ciekawe jak się stąd później wydostanie. Las był ogromny, a ona zamyślona idąc przed siebie, nawet nie wiedziała, że skręciła gdzieś, czy może jednak szła prościutko. Niektóre drzewa, czy korzenie były tak wielkie, że musiała je ominąć schodząc tym samym ze ścieżki, którą sama sobie obrała. Ocknęła się dopiero po chwili, jak jej noga utknęła pomiędzy dwoma korzeniami. Nie zauważyła ich? Wcześniej omijanie takich rzeczy szło jej całkiem sprawnie i bez większych problemów. Przeklęła pod nosem, opierając się plecami o drzewo i ciągnąc w swoją stronę nogę. Nic. Żadnych zmian, jak zawsze - łatwo coś wsadzić, ale później trudno wyjąć - czy coś takiego.. W tej chwili przydałby się jakiś rycerz na białym koniu, tudzież bez konia. Kobietą też by nie pogardziła, byleby znalazła się duszyczka chętna jej pomóc, bez możliwości spłacenia tej pomocy w inny sposób. Dorotka nie należała do osób, które dziękowały za cokolwiek, takie sprawy były oczywiste, trzeba pomóc bo jak nie to biedulka tu zostanie do końca życia! A ono będzie jeszcze długo, długo trwało. Co będzie jadła? Ponoć kora drzewna jest całkiem smaczna. Przekonamy się?Anonymous - 2 Sierpień 2011, 08:26 Nic tak nie orzeźwia jak spacerek po lesie, jaki tak dobrze znał, zresztą coś mu mówiło, że gdzieś niedaleko jest niesamowicie gościnny domek jego kochanej, młodszej siostrzyczki. A może to nie w tę stronę...? W każdym razie po porannym kacu urocze otoczenie drzew w Malinowym Lesie znacznie poprawiało Kolekcjonerowi samopoczucie. Zwłaszcza przedzieranie się pomiędzy drzewami. Wolał omijać wzięte i wydeptane już ścieżki, by nie wpaść na jakąkolwiek inną istotę. Zwykle nie uciekał za często do samotności, ale teraz podziękowałby za obecność tłumów, za mocno piszczało mu w uszach, by mógł jeszcze zdzierżyć nadmiar szmerów, albo targowe okrzyki, toteż nie pchał się do miasta, a uciekał do źródła dziewiczej natury.
Jego, kontrastując, nic nie dziwiło, wręcz przeciwnie to Świat Ludzi był dlań ciekawy, zastanawiający i dziwacznie chaotyczny, nawet trochę niezrozumiały. W końcu jak oni sobie tam radzili bez magii? Niedorzeczne. Biedne istoty. Twierdził tak nawet niemal nic o nich nie wiedząc, nigdy nie widział tego niemagicznego stworzenia na oczy, chociaż przemierzył kawał tej Kariny, w Świecie Ludzi też jeszcze nie był, a druga strona lustra strasznie kusiła, zwłaszcza jak słyszał niezliczone historie, a sam siedział na tyłku tutaj. Nic w tym dziwnego, czuł się trochę bezpieczniej, w końcu wychował się w Karinie Luster, dorastał, a tu znał niemal cały las jak własną kieszeń, a przynajmniej to sobie wmawiał, kiedy po krótkiej chwili stracił orientacje. Zaczął się rozglądać na prawo i lewo i z wyczuciem stąpać po gruncie i wystających korzeniach. W końcu przystanął na jednym, wyrośniętym tak, jakby drzewo planowało wkrótce wyciągnąć go jak nogę i iść stąd w sina dal. Szczerze: nawet by się nie zdziwił jakby do tego doszło. Zaufał mu jednak na tyle, by oprzeć się dłonią o chropowatą korę i rozejrzeć lepiej z nieco wyższej perspektywy.
W oddali zamajaczyła mu czyjaś drobna sylwetka, która z początku poruszała się nieznacznie i dość porywczo choć wciąż pozostawała w miejscu, a potem na chwilę zamarła. Stał przez chwilę taksując opierająca się o drzewo osóbkę, to było jakieś może sto metrów dystansu jakie udało mu się przemierzyć, jak z każdym krokiem rosło jego zainteresowanie. Niewiasta zapuściła się w miejsce, gdzie istna orgia i plątanina korzeni i jemu utrudniała poruszanie się pomiędzy nimi, więc sprawnie i bez wysiłku przechadzał się po nich, by ostatecznie zaszyć się tuż za drzewem służącym za oparcie kobiecie w opałach. Koniec końców nie przechadzał się tka do końca bezszelestnie i dało się słyszeć ostatnie uderzenie niewielkich, eleganckich obcasów o gruby wystający korzeń, tuż przed tym, kiedy dłoń znalazła się niedaleko głowy brunetki, a sam Kolekcjoner wychylił się niemal zza jej ramienia zawieszając usta tuż nad uchem.
- Może pomóc? – zagadnął pochylając się niżej, by zerknąć w oczy młodej damie i na kilka sekund zanurzyć jej odbicie w odmętach zieleni równej liściom szeleszczącym nad ich głowami.
Nie czekając na zgodę zeskoczył niżej otrzepując smukłe dłonie z odłamków kory i przyklęknął łapiąc w dłonie, trzymaną przez okrutne rośliny, kończynę i z wyczuciem zdjął z niej uroczy bucik wyswobadzając Akrobatkę z potrzasku i zaraz po tym starannie umieszczając obuwie z powrotem na miejscu, opierając go na swoim kolanie. Dopiero po tym pozwolił sobie wstać i otrzepać płaszcz z miniaturowych kamyczków i patyków.
- Mam nadzieje, że na coś się Panience przydałem. – odparł z żartobliwym uśmiechem, po czym pochylił się lewą dłoń chowając za plecami, a prawą wyciągając zachęcająco w stronę brunetki, by podała mu dłoń, kłaniając się na tyle, by móc jeszcze swobodnie zerknąć w oczy swej rozmówczyni, a ponieważ był dość sporo wyższy, nie należało to do trudnych rzeczy. W tym czasie gruby warkocz więżący w swych szponach długie, złote włosy osunął się sztywno na jego ramię.Anonymous - 2 Sierpień 2011, 14:00 Ona już zdąrzyła się zapoznać z ich światem, chodź i tak był dla niej niezrozumiały, ale chyba nie tak bardzo jak Kraina Luster. W Świecie Ludzi jakiś czas się tułała, tutaj zresztą nie jest inaczej, z tym wyjątkiem, że tam zdobywanie potrzebnych rzeczy było prostsze. Zabranie portfela, czy pieniędzy, było dla niej mało skomplikowane, ba! Mogłaby to zrobić z zamkniętymi oczami, o! A tutaj? Co nie trafiła do jakiegoś miejsca było dla niej takie obce i inne. Magia, która co prawda znajdowała się w każdym zakątku Krainy, nie pozwalała jej na rozprostowanie skrzydeł. Jak więc poradzić sobie w takim świecie? Swoją drogą, skoro już wspomniałam o walucie w świecie ludzi, niezwykle urzekła naszą akrobatką. Sama nie posiadała nic prócz czarnej laski i leków(które aktualnie znajdowały się w domu Louis'a. A teraz akurat by się jej przydały. Jeśli w porę nie opanuje szału to prawdopodobnie nabawi się nowych blizn, albo kogoś przyozdobi w takie. A na razie jej potencjalną ofiarą stałby się Lysander, urocze? Ona mu zaserwuje atak laską, a on wydłubie jej oczka.
Zamarła bo zamarła, aczkolwiek jej ręce nie pozostawały w spoczynku, opierając się plecami o drzewo, laską stukała w korzeń, próbując go w ten sposób osłabić, ewentualnie rozwalić. W stanie w jakim się znajdowała(chodź nie było teraz tego po niej widać) nie należała do osób cierpliwych, dlatego laska, którą z początku tylko powoli uderzała o korzeń, teraz przyśpieszyła nieco ruchy ręką. Prędzej połamie sobie laskę niźli cokolwiek uda jej się zdziałać z tym korzeniem. Westchnęła bezradnie, rezygnując z dotychczasowego zajęcia - nie przynosiło ono żadnych korzyści, a taką laskę(która swoją drogą była cenna) miała tylko jedną, nie zdając sobie nawet sprawy z jej prawdziwej wartości. Gdyby jakieś kolekcjoner lasek - bo i tacy dziwacy byli - zobaczył to co z nią robiła, już dawno przywłaszczyłby ją sobie, nawet nie pomagając jej w tak trudnej sytuacji. Dorotka zaś zamiast rozejrzeć się za potencjalnych rycerzem, wolała wpatrywać się w konar i mamrotać coś cicho pod nosem. Do momentu, w którym o jej uszy obił się jakiś stłumiony dźwięk. A stłumiony był zapewnię przez spokojny i ciepły oddech chłopaka, który zupełnie wytrącił ją z równowagi. Chyba nie usłyszała zbliżających się w swoją stronę kroków, bo wcześniej była zajęta okładaniem konaru swoją laską. Powoli odwróciła głowę w bok, by kątem oka przyjrzeć się blademu licu blondyna. Zaś na jej policzkach można było dostrzec, po dokładnym przyjrzeniu się jej twarzy delikatne rumieńce. Nie były to jednak różowe plamki krępacji, a złości, chodź wpływ miała na to bliskość Lyśka.
Nic jednak nie odpowiedziała, a stała w tej pozycji, swoje krwiste ślepka wbijając w jego twarz, której mogła się dokładnie przyjrzeć. Zapamiętać rysy twarzy, bo do imion nie miała nigdy pamięci. Było oczywistym to, że potrzebowała pomocy, bo prędzej czy później, tkwiąc w takiej pozycji wpadłaby w szał i źle na tym skończyłaby jej czarna laska. Gdyby potrafiła biegać, już dawno zostawiłaby Dorotkę samej sobie. Jak widać chłopaczyna również wiedział, że konieczna będzie jej jego pomoc, bo zaraz przystąpił do operacji uratowania jej biednej nóżki. Aż dziwne, bo przy każdym jego czynie była tak delikatna, tak posłuszna, że to dotychczasowe zachowanie było wręcz adekwatne do jej wyglądu. Taka krucha, poddańcza, chodź nie można było dostrzec wdzięczności na jej twarzy. Bo chodź ona z pewnością nikomu by nie pomogła, bez uprzedniej pewności, że dostanie coś w zamian, to nie zamierzała dziękować za taki gest. Można jednak przyznać, że Lysander zyskał nieco więcej punktów w jej oczach, zwłaszcza zieleń jego oczu, do których wróciła zaraz po tym jak się wyprostował. Otrzepała czerwoną sukienkę z brudu, które chodź nie było widać, to z pewnością wkradł się na czerwień jej sukni. Zakołysała biodrami, by warstwowy materiał jej odzienia poprawił swoje położenia. Ciekawe jak utrzymywała się na jej drobnych ramionach. Z początku jej dłoń powędrowała na jej głowę zamiast w stronę mężczyzny, szukając smukłymi palcami czarnego cylinderku. Na szczęście był na swoim miejscu i miał się dobrze, bynajmniej palcami nie wyczuła miejsca w którym była by jakaś niedoskonałość. Dość niepewnie wyciągnęła w końcu dłoń w jego stronę, nadal milcząc, a jedynie swoimi czerwonymi ślepiami, szukając jego zielonych patrzałek. Chyba na razie tylko one ją tak urzekła, bo chodź urodą grzeszył, to nie zwróciła na nią jeszcze większej uwagi. Nigdy nie zwracała na takie błahostki uwagi. Większość osób zachwycało się jej delikatną i naturalną urodą.
Wpierw dotknęła jego ręki opuszkami swoich palców, wodząc nimi po całej jego dłoni, zupełnie tak jakby dotykiem zapamiętywała każdą partię jego ciała, zaczynając wpierw od dłoni. Zdziwiony wyraz twarzy, który towarzyszył jej zawsze teraz również jej nie opuścił. Wpatrywała się uważnie w jego lico, obserwując usta chłopaczyny wykrzywiające się uroczym uśmiechu. Gdyby Dorotka były inna i zwracała na takie rzeczy uwagę, pewnie już dawno sama by się uśmiechnęła. Położyła w końcu całą swoją dłoń na jego i ni to zachęcająco, ni to wrednie wbiła delikatnie swój ciemny paznokieć w jego dłoń, upewniając się, że to co dotyka to aby na pewno jego ręka. Była ostrożna jeśli chodzi o kontakt cielesny z inną osobą, a teraz zamiast powinna być mu wdzięczna za pomoc, wolała się upewnić, czy aby nie jest jakimś robotem.
- Czy jest coś co mogłabym zrobić, aby się jakoś Panu odwdzięczyć? - ojej, ależ ona ostatnio rozgadana się zrobiła, pytania nie były w jej stylu. Jednakże widząc to, jak prezentuje się jej rozmówca, mogłaby wykorzystać taką możliwość, jak i jego samego. Była podła, ale nie będzie skakała mu do szyi w podzięce za to, co zrobił. Co dziwniejsze! Jej brzoskwiniowe usta wykrzywiły się nie w grymas niezadowolenia, a w uśmiech! Do tego całkiem szczery, bo chodź musiała się nieźle zastanowić nad tym, to oczy chłopaka wzbudzały w niej takie uczucia. Nie mogła się nie uśmiechnąć.. do nich.Anonymous - 2 Sierpień 2011, 19:42 W postukiwaniu laską było coś nieco śmiesznego, uroczo nieporadnego, zupełnie jakby młoda dama karciła drzewo za to, że śmie ją dotykać właśnie w tak intymnej chwili, jak samotny spacer po lesie. Nie śmiał się jednak, taki odruch byłby wyjątkowo nie na miejscu, zwłaszcza, że na sam jego widok porcelanowe policzki przyprószyły się delikatną, objawiającą chyba irytację, czerwienią. Jednak pomimo początkowej niedorzeczności jego pytania, było ono czysto formalne, grzecznościowe, w końcu gdyby nie uprzedził o swojej chęci pomocy mógłby być potraktowany jako potencjalne, bestialskie zagrożenie dla cnoty panienki i dopiero oberwać laską po głowie. Zresztą, nawet nieco zasłużenie.
Nawet gdyby go zaatakowano, to nie był, jeszcze przynajmniej, na tyle bezczelny by zabierać oczy od razu, a przynajmniej nie, kiedy obiekt jego chwilowej pasji jest przytomny. Krzyki i szamotaniny już przerabiał, nie pozwalały dobrze przyszyć guzików i jego dzieło pozostawało zeszpecone, dlatego omijał takie zagrania. Poza tym wolał najpierw poznać właściciela dwóch uroczych, zatopionych w czerwieni, gwiazd, nim mu je odbierze. Swoją drogą sam zauważył, że wzrok kruchej istotki biegnie chyba tylko za jego własnymi oczyma. Czyżby zbieżność upodobań? Pole widzenia soczystej zieleni wyzierające zza kurtyny jasnych rzęs, zwęziło się nieco kiedy odwzajemniał się za badawcze spojrzenie tym samym. Wpatrywał się w swoje przyszłe trofeum? Parę zdobiących drobną twarz, rubinowych oczek przypominających zarówno rozlewające się na języku wino, co parę słodkich, wiśniowych lizaków. A na nieszczęście, a może i szczęście, Dorotki Lyś lubił obie te rzeczy toteż bezceremonialna niemal degustacja jej osoby wzrokiem przynosiła tym więcej przyjemności. Jednak oczywiście co za dużo, to nie zdrowo.
Blondyn nie oczekiwał wdzięczności, nawet gdyby nie chciał pomoc, z racji jego płci i wieku, była niemal wymagana i wyczekiwana nie potrzebując zbędnych słów i wyjaśnień. Spokojnie odczekał, aż dama doprowadzi do ładu swoją kreacje i nieznacznie poprawi wygląd, jakiego perfekcje zachwiał ten niewielki wypadek. Nie był nachalny, ani nie wyglądał na zniecierpliwionego, widział, że ma do czynienia z nieco bardziej płochą zdobyczą i zapewne gdyby nie, stworzone przez samą matkę naturę 'wnyki', istniał cień prawdopodobieństwa, zenie pozwoliłaby mu się zbliżyć na tyle by móc przywitać ją w należyty sposób. Tuz po dotknięciu miękkiej faktury skóry Kolekcjonera pierwszym, co pieściło dłoń, było ciepło, a nawet seria delikatnego drżenia, kiedy subtelny, łaskoczący dotyk okazał się nieznacznie podrażnić wrażliwą skórę dłoni, która o dziwo nie miała ani krzty nieprzyjemnej szorstkości, jaka czasem cechuje w tym tę część męskiego ciała. Choć to tylko uogólnienie. Ukłucia się jednak nie spodziewał, choć nie można go było zaliczyć do bolesnych, więc wywołał u Lunatyka jedynie cichy uśmieszek. Musnął ustami wierzch dłoni Akrobatki tuż nad kostkami i puścił ją grzecznie. Swoją drogą: przypominał robota? A może androida? Chwała postępowi technicznemu, ale na szczęście był z krwi i kości.
- Odwdzięczanie się nie jest konieczne, potraktujmy pomoc, jako mój męski obowiązek o którym niektórzy z przedstawicieli mojej płci czasem zapominają. Choć przyznam szczerze, że uśmiech będzie dla mnie zapłatą za ten ratunek i setkę następnych. - rzucił żartobliwie, a w bezmiarze zieleni okolonej jasnymi rzęsami pojawiło się kilka iskierek. - Choć przyznam, że byłoby mi bardzo miło gdybyś pozwoliła dać się bezpiecznie odprowadzić poza teren lasu po wspólnym spacerze, żeby podczas rozdzielenia pozostawić mnie z czystym sumieniem.
Pochylił głowę jeszcze raz kładąc tym razem prawą dłoń na piersi, gdzie pod klatką żeber i płucami serce wytrwale trzymało go przy życiu. Swoja drogą też nie tylko ono, ale o tym cii...
- A przynajmniej jeśli pozwolisz mi poznać twoje imię. Mnie zwą Lysander Tichý.