Anonymous - 15 Lipiec 2012, 21:50 Lekko zacisnęła usta. Nagle nawiedziły ją wspomnienia z okresu, którego definitywnie pamiętać nie chciała. Z okresu po stracie rodziny. Wtedy też czuła się, jakby została jedna, jedyna na świecie, nawet wiedząc, że gdzieś tam jest jej brat. Że nie jest całkiem sama. Jednak to nie pomagało. Potrzebowała prawdziwego wsparcia, nie ignorancji. Włócząc się po świecie, brat nie mógł jej w niczym pomóc. Nie mógł jej pocieszyć, nie mógł pogłaskać po głowie, brakowało jej wtedy nawet ich okazyjnych kłótni. Byli nadzwyczaj zgodnym rodzeństwem. Bardzo boleśnie odczuła rozłąkę. Dodatkowo przygnębiał ją fakt, że nie była pewna faktu, czy brat również czuje to samo. A nawet jeśli też czuł się z tym źle... to dlaczego ją opuścił? Lepiej niż ktokolwiek inny na świecie wiedział, jak bardzo bała się prawdziwej samotności. Jak bardzo tego uczucia nienawidziła. Wtedy nauczyła się skupiać swoje uczucia na nim. Aż w końcu, któregoś dnia, cała nienawiść zniknęła. Pozostał tylko nieprzenikniony żal, który, kto wie, może również kiedyś zniknie, rozwieje się niczym zły sen, którego nie chce się pamiętać? Ale zawsze coś pozostanie. W tym przypadku strach przed ponowną utratą wszystkiego, nie, wszystkich. Przed samotnymi dniami, nocami spędzanymi w pustym mieszkaniu, za jedynych towarzyszy mając pluszowe zabawki, wpatrujące się w nią oskarżycielsko swoimi zimnymi, guzikowymi oczami, które nie mogły nic zobaczyć.
- Życie rządzi się własnymi prawami i bywa strasznie kapryśne. - uśmiechnęła się lekko. W pewnym sensie żałowała, że spotkała Ankylona dopiero teraz. Żałowała już wielu rzeczy, na niektóre z nich w ogóle nie miała wpływu. pozostawało jej tylko się z nimi pogodzić. Skupić się na tym, co jest i będzie, jednocześnie czerpiąc z przeszłości nauki, aby drugi raz nie popełniać tych samych błędów.
- W końcu po co komu najlepsza nawet broń, jeśli nie wie, jak jej używać? - pytanie to było czysto retoryczne i Ankylon mógł się tego bardzo łatwo domyślić. Położyła prawą dłoń na łapce spoczywającej obok przytulanki i lekko ją ścisnęła, po czym rozejrzała się dokoła. Jej obawa przed jakimikolwiek żyjącymi tu stworzeniami, kryjącymi się w mroku, ulotniła się już chwilę temu. Nawet, jeśli jakiekolwiek tu przebywały, zdążyły już uciec. Ponownie zadarła głowę, aby spojrzeć w ślepia stwora. Jej oczy zdążyły zmienić kolor i nie za bardzo można było winić za to oświetlenie, tudzież jego prawie całkowity brak. Intensywny róż został zastąpiony delikatnym fioletem. Właściwie cała jej rodzina miała tęczówki tego koloru, tylko jej były różowe. Dopiero po jakimś czasie ukazała się ich nienaturalna tendencja do zmiany barwy. Ale z drugiej strony, czy w obecnym świecie dla istot magicznych coś takiego może być nienaturalne?Anonymous - 15 Lipiec 2012, 22:36 Jaszczur przyglądał się dziewczynie w spokoju i ciszy, wysłuchał jej opinii o kapryśności życia, a następnie odpowiedział na jej uśmiech - również delikatnym i przyjaznym uśmiechem. Loire sprawiała, że czuł się teraz trochę inaczej, znowu czuł się sobą, tym dawnym sobą, nie rzekomą bestią za którą brało go otoczenie - mordercą i niszczycielem. Nie, on taki nie był, był wojownikiem ale jego drogą był pokój, chodź walka sprawiała mu przyjemność, nawet zwykłe ćwiczenia czy żarty z tym związane, miał świadomość tego, że nie jemu decydować o tym komu wolno, a komu nie wolno żyć.
A teraz znowu przypomniała mu o wiedzy... Miło wspominało mu się, jak jednej z jego braci-przyjaciół powalał go na ziemię, pomimo, że był młodszy i słabszy od Ankylona. Takie rzeczy zawsze dobrze się wspomina.
Argonev spojrzał ponownie w oczy swej rozmówczyni, nie dowierzając w to co mu wcześniej mówiła na temat tego, że nie jest dobra. No może nie do końca ale nikt w pełni dobrym nie jest, a ona... Była dla niego bardzo miła, uśmiechała się, przez to wszystko jego zmęczenie zostało odstawione na boczny tor, bo chodź chciał chociaż na chwilę pogrążyć się we śnie, za dobrze mu teraz było w jej towarzystwie, a szkoda byłoby zasnąć i ponownie obudzić się samemu. Natomiast co do potworów i innych zwierząt... Może i Loire pozostawała nieświadoma, że kilka stworzeń ich obserwowało i przeszło niedaleko, Ankylon czuł ich obecność i rozmawiając z nią tutaj, pilnował ich ruchów swym umysłem, jednak żadne z nich nie odważyło się podejść czy ujawnić. Nie dziwił się im, a nawet cieszył z tego powodu, przynajmniej mógł teraz spokojnie z nią rozmawiać, przynajmniej do momentu w którym nie zjawi się coś większego, czemu będzie miał udowodnić swoją siłę i możliwości. Póki co jednak nie chciał myśleć na ten temat. I tutaj nagle niespodzianka - oczy jego rozmówczyni zmieniły kolor. Nie wiele istot tak potrafiło... Świadomie lub nie, jednak byłe to bardzo rzadki wyjątki. Ta jej zdolność zrobiła na nim lekkie, pozytywne wrażenie. Aż przez moment pozazdrościł tym pluszakom. Chodź on był trochę za duży, by nosić go sobie na rękach i tak ściskać. Niemniej jednak... Nie, nie ważne, o czym on w ogóle teraz myślał? Na prawdę będzie musiał odpocząć. Ale nie teraz.Anonymous - 16 Lipiec 2012, 22:01 Cieszyła się, że Ankylon nie jest tylko bezmyślną maszyną do zabijania, jak zapewne jakiś niewtajemniczony w istnienie innych światów człowiek mógłby pomyśleć. Sama się przed sobą do tego nie przyznawała, przynajmniej nie do końca, ale potrzebowała jak powietrza zwykłej, niezobowiązującej do niczego rozmowy z kimś na równym lub wyższym poziomie. Z dwojga złego, mogła nawet pomilczeć, byleby tylko w czyimś towarzystwie. Chciała jedynie, aby to towarzystwo nie było wymuszone, aby ta druga osoba nie myślała przez cały czas "byleby tylko wytrzymać, aż sobie pójdzie". Nienawidziła, kiedy ludzie i inne stworzenia postrzegały ją jako niewartą uwagi tylko przez to, że wyglądała młodo i niewinnie. Nie chciała być klasyfikowana jako dziecko. Wymagała traktowania zgodnego z jej stanem umysłowym, nie fizycznym. Kiedy było trzeba, starała się spokojnie, ale stanowczo uświadomić to osobom, które nie potrafiły tego pojąć. Czasami to nie skutkowało. Wtedy po prostu przestawała zadawać się z takowymi, nieważne, jak bardzo interesującymi personami byli. Ta jedna cecha sprawiała, że stawiała na nich krzyżyk. Zawsze po takich dniach trochę żałowała, że nie udało jej się poznać ich bliżej. Mogli mieć przecież w zanadrzu tyle interesujących informacji, które mogłaby spisać w swoich księgach! Jednak dla osoby, która zna swoją wartość jasne było, że czasami trzeba odpuścić. Porażki są rzeczą całkiem właściwą żyjącym. Zazwyczaj udawało jej się poprawić tym swój humor.
Nawet jeśli coś jednak kryło się w ciemności... nie bała się tego. Nie teraz. Nie w towarzystwie kogoś, kto, jak sądziła po jego dotychczasowym nastawieniu względem niej, mógłby w razie ataku położyć to jedną łapą. Wątpiła jednakowoż, aby jakiekolwiek stworzenie było na tyle przepełnione pychą, aby posunąć się do tak karkołomnego czynu. A czy było coś, co mogłoby dorównać Ankylonowi? Chwilowo nie zaprzątała sobie tym głowy. Nawet, jeśli było, prawdopodobieństwo, że pojawi się tu, akurat w tym momencie było według niej doprawdy nikłe.
W pewnym sensie, tęczówki stanowiły jedną z jej słabości, o której jednak nie rozpowiadała na prawo i lewo, a dzięki umiejętnemu ukrywaniu emocji, mogła uniknąć mniejszej lub większej katastrofy. Otóż kolor oczu ulegał zmianie w dwóch przypadkach - pod wpływem odpowiedniego kąta padania światła i... właśnie emocji. Gdyby jakimś cudem rozmówca, którego chciała przykładowo okłamać albo zdobyć jego zaufanie, aby potem to wykorzystać wiedział o jej sekrecie, byłoby z nią kiepsko. Wobec tego starała się podtrzymywać półprawdę o pierwszym powodzie tak wyjątkowej anomalii w jej ciele, a także nikomu tego nie zdradzać.
Cisza, która zapadła, paradoksalnie drażniła jej uszy. Zdecydowała się więc odezwać, jednak najpierw przemyślała, co dokładnie chce powiedzieć.
- Jeśli mogę zapytać, to... Jak wygląda życie kogoś takiego jak ty? Raczej nie widziałabym cię w roli kogoś, kto traktuje jak przyjaciół wszystkich dokoła... Samotność jest trudna do zniesienia. Ja sama... boję się jej. - ostatnie zdanie zakończyła szeptem, znów lekko zaciskając usta. Trudno przychodziło jej mówienie o własnych lękach, ale raczej nie należy się jej dziwić. Ciekawa była odpowiedzi Ankylona, trochę obawiała się też, aby go tym pytaniem nie urazić. Bezwiednie gładziła ręką przytulankę.Anonymous - 17 Lipiec 2012, 19:51 Wielki gad spojrzał na dziewczynę z zainteresowaniem i westchnął cicho.
/Każdy kto jest moim przyjacielem, jest również moim skarbem. Nie tak łatwo sprawić, bym kogoś nim nazwał. A moje życie... Należy do trudniejszych. Nie mam domu, nie mam gdzie zagrzać miejsca na dłużej. A na dodatek jakaś ludzka organizacja próbuje mnie sobie siłą podporządkować, pomimo iż ciągle udowadniam im, iż ich próby są daremne. Twoja samotność, cóż... Znajdź sobie przyjaciela, żywego, kogoś kto Cię ochroni o zrozumie, będzie Twoim strażnikiem jak również pozwoli przytulić się do siebie, jak teraz to czynisz z tymi zabawkami. Samotność jest bardzo ciężka do zniesienia... Jednak ja nie jestem sam i nie jestem ostatni. Moi bracia i siostry żyją nadal. We mnie... Żyją nadal./
Odparł jej z wielkim spokojem, a następnie skierował wzrok na własne łapy, uświadamiając sobie, że trochę za bardzo się przed nią otwierał. Nie znał jej, znał tylko jej imię i z nią rozmawiał, a fakt, że dobrze im się rozmawiało - jak mu się wydawało - nic mu nie dawał, nie powinien jej zdradzać tak dużo. Wziął więc głęboki wdech i spojrzał na nią ponownie, szurając ogonem po podłożu na lewo i prawo. Rzeczywiście, bardzo brakowało mu czyjegoś towarzystwa, jednak czy to byłaby osoba którą mógłby zaliczyć do sojuszników, przyjaciół? Nie wydawała się być zamieszana w konflikty czy pakty między różnymi organizacjami, którym wydawało się, że rządzą na tym świecie. Ale z drugiej strony, jak sama wspomniała - handlowała informacjami, to mogło być dla niego bardzo niebezpieczne. Jeśli pozwoli jej się poznać, pozna jego słabe i mocne strony, a jeśli zdradzi to jego wrogom, jego dni mogą zostać skrócone, a przecież jego zadanie nie zostało wykonane. Tak dużo pozostawało jeszcze do zrobienia, tak dużo istot należało uświadomić, upamiętnić tych którzy zginęli i wiele, wiele więcej... A tak mało czasu...Anonymous - 17 Lipiec 2012, 21:06 Dała spokój królikowi, zamiast tego zaczęła bawić się falbankami i drobnymi, sztucznymi kwiatkami ozdabiającymi rozkloszowany rękaw jej sukienki. Jej było łatwiej. Mogła się ukryć, miała trochę nieznacznych znajomości, które mogłyby pomóc jej uciec. Mogła wcisnąć się w większość szczelin i przeczekać. Mogła przyspieszyć ucieczkę dzięki swojej umiejętności teleportacji, mogła podróżować między światami bez użycia Bramy. A Ankylon, mimo posiadania wielkich możliwości bojowych, mimo całej swojej potęgi, był dość trudny do ukrycia. Lekko ścisnęło ją w żołądku na tę myśl. Przypomniało jej się, jak przez własną lekkomyślność średniowieczni ludzie prawie skazali ją na śmierć. Mając sto lat z hakiem posiadała mentalność rozkapryszonej czternastoletniej dziewczynki. Gdyby w porę nie uciekła, miałaby problem. Nie przepadała za walką. Zawsze, gdy to czyniła, robiła to z przymusu. Plamienie się cudzą krwią dla zabawy zazwyczaj nie stanowiło dla niej rozrywki, choć miewając napady szału zdarzyło jej się poranić kogoś (rozbiciem na jego głowie kubka) albo odsłonić swoje sadystyczne zapędy. Nie była wtedy sobą, jakby ciało przejmowała inna "Loire". Coś na kształt drugiej "jaźni". Ale potem to ją nawiedzały wyrzuty sumienia. "Jaźń" spoczywała głęboko na dnie świadomości, co jakiś czas podszeptując jej właściwe sobie rzeczy. Z drugiej strony, nie miała typowych objawów osobowości mnogiej. Jej okrucieństwo ukazywało się tylko wtedy, gdy ktoś chciał skrzywdzić jej bliskich lub ją samą. W przypływie frustracji nadała tej drugiej sobie imię. "Core". Rdzeń. Zrobiła to tylko po to, aby mieć przed sobą konkretnego sprawcę. W pewnym sensie pomogło, jednak... czasami wciąż dręczyły ją krwawe koszmary. Nie, nie koszmary. Wspomnienia.
- Organizacje. - bezgłośny szept, wypowiedziany lekko drżącym głosem. Nieco mocniej zacisnęła palce na materiale sukienki. - Tworzą je istoty podobne mnie, a jednak... nie potrafię zrozumieć ich celów. Nie umiem. Są... tacy sami, ale tak diametralnie różni. - nigdy nie zamierzała wspierać żadnego z ugrupowań. Jeśli chodzi o pracę, była indywidualistką, a tym, czego pragnęła ponad wszystko, był spokój. Życie w czasie wojny było trudne. Wiedziała o tym z własnego doświadczenia, jak i z opowieści. Nie chciała przechodzić przez kolejny koszmar. Nie chciała kolejnych zabójstw, popełnionych z własnej ręki. Żadnych więcej wspomnień.
- Przyjaciela? - powtórzyła, przywołując na myśl zdarzenie, które miało miejsce w Upiornym Miasteczku jakiś czas temu. Pomyślała o jasnowłosym chłopcu ze słodyczami przytroczonymi do kapelusza. Uroczym, niezdarnym chłopcu, którego imię przywodziło jej na myśl kojące pobrzękiwanie złotych dzwonków. I o zielonowłosej Baśniopisarce, darzącej ją niemal nabożną czcią. O tej samej, która wtargnęła do jej mieszkania przez ledwie uchylone okno. Mimowolnie z jej gardła wydobył się cichy, dźwięczny śmiech.
- Myślę, że mogę kogoś określić tym słowem. - odparła. Oczywiście, znajomość ta wymagała rozwinięcia. Pogłębienia. Umocnienia. Ale... byli na dobrej drodze.
- Trzeba pamiętać o tych, których nie ma. - dodała jeszcze z wielką mocą, czując, jak wypełnia ją głębokie przekonanie o słuszności własnych słów. Trzeba pamiętać...
Owszem, handlowała informacjami, ale nie robiła tego bezmyślnie. Była wierna osobom, które kochała, chciała je chronić. Nigdy nie zdradziłaby kogoś, kto jakkolwiek zaskarbił sobie przywilej do oglądania jej prawdziwego, szczerego uśmiechu. A wiedząc chociaż tyle o Ankylonie, już mogła powiedzieć, że nie chciałaby jego śmierci.Anonymous - 17 Lipiec 2012, 21:39 Argonev uśmiechnął się, chodź przez chwilę poczuł się tak jakby coś zacisnęło szczęki na jego sercu. Z jednej strony słowa tej dziewczyny, a drugiej bolesne wspomnienia. On po prostu potrafił cieszyć się cudzym szczęściem. Mimowolnie na jego pysku pojawił się delikatny uśmiech, a sam jaszczur położył swój, opierając go na swych łapach i nadal przyglądając się dziewczynie, tym razem z dołu, jednak teraz wysokość nie miała już dla niego różnicy.
/Twe serce jest dobre, bardziej niż zdajesz sobie z tego sprawę. Pielęgnuj to dobro, a Twoje życie stanie się piękniejsze niż mogłaś sobie kiedykolwiek wyobrazić. O nas... Argonevach... Nie ma zbyt dużo zapisków. Ale opowiem Tobie coś... Kiedyś, kiedy zarówno ludzie jak i ta kraina były jeszcze młode, najmądrzejszy i najstarszy z nas, zebrał wszystkich z nas. Były to czasy złe dla świata, zło szerzyło się w zastraszającym tempie, atakując każdego, ludzie byli bezradni. A on zgromadził nas i... Nauczył. Wyjaśnił, że ludzie wydają się zajęci swoimi problemami, nie chcąc dostrzec tego co na prawdę się dzieje, wierzyli, że wszystko będzie dobrze - ludzka natura, prawda? Byliście jednak wtedy słabi, młodzi. My, Argonevy, już wtedy dominowaliśmy w hierarchii. Najstarszy nakazał nam więc wziąć na siebie odpowiedzialność za naszą siłę, jak powiedział "Wielka siła, to wielka odpowiedzialność". Zgodziliśmy się więc z nim, był najstarszy, starszy od każdego z nas o tysiące lat. Dla niego byliśmy dziećmi, a więc wykonaliśmy to o co poprosił - obroniliśmy Was, wypleniliśmy zło, jednak nie do końca. Nadszedł jednak czas kiedy staliście się zbyt silni, zbyt pewni swej potęgi. Wtedy odeszliśmy w cień, strzegąc jedynie nielicznych. Nasza liczba malała, aż do teraz... Teraz jestem ostatni. Jak myślisz, ile prawdy jest w tej historii?/
Opowiedział, nie podnosząc łba do góry. Pamiętał czasy szlachetnych rycerzy, którzy klękali przed nim i kłaniali się mu, szanując jego wiedzę i potęgę, fakt, że walczył o dobro, fakt, że bronił najsłabszych i zwalczał swą szaleńczą naturę. Te czasy jednak przeminęły, teraz nikt nie pamięta Argonevów, jednak to dobrze, ludzie nie powinni ich pamiętać, powinni żyć tak jakby nigdy nie istnieli. To co osiągnęli, społeczeństwa które stworzyli... Stworzyli to sami, bez ich pomocy, zarówno tutaj jak i w świecie ludzi.Anonymous - 18 Lipiec 2012, 21:46 Znała to uczucie aż za dobrze. Rodzaj dziwnej tęsknoty, rozrzewnienia, nostalgii... Jakkolwiek by tego nie nazwać, kojarzyło jej się z przeszłością. Wiedziała, że nic, co zmieniło się tyle lat temu nie wróci do oryginalnego stanu. Zmarłych nie można przywrócić do życia. Chociaż... Czyż nie istnieje rasa, której się to udało? Czyż Strachy nie dostały drugiej szansy - niekiedy przewrotnej, ale jednak? Mimo to, nie wszyscy mogli się odrodzić. Nie wierzyła, że ktokolwiek z ludzi, których śmierć miała okazję oglądać i którzy byli jej najbliżsi mógł żyć ponownie. Gdyby naprawdę mogli, spotkałaby ich. Nie opuściliby jej. Wierzyła w to tak, jak nie wierzyła nigdy w nic innego. Przecież nie mogło się okazać, że po tylu latach znajomości, rozmowach, zwierzeniach, żartach, rozpaczy, płaczu... Nie próbowaliby jej znaleźć? Nie próbowaliby skontaktować się z osobą, z którą byli tak związani? Nie potrafiła się z tym pogodzić. Prócz samotności bała się także jawnego opuszczenia. Słów "odchodzę". "Nie szukaj mnie." "Nie chcę cię więcej znać." Dla niej był to dosłownie cios w samo serce, który mógł sprawić, że psychicznie więcej się nie podniesie. Pomimo ciągłego zgrywania względnie silnej osoby, była delikatna jak porcelanowa lalka. Bardzo łatwo można było ją rozbić, o ile wiedziało się, jak to zrobić. Piętna na psychice, odciśnięte na przestrzeni lat, dziś robiły swoje.
Pod wpływem opowieści Ankylona jej wyobraźnia zadziałała sama, całkiem odruchowo. Wyobraziła sobie to wszystko, o czym on mówił. Wielką grupę stworzeń podobnych jemu, rozesłanych po świecie, aby nieść istotom wsparcie, pomoc. Aby dalej przekazywać nauki.
- Nie sądzę, abyś o tak istotnej kwestii opowiadał zwykłe bajki. - odpowiedziała na jego pytanie, uśmiechnąwszy się pogodnie, o wiele bardziej rozluźniona.
- Ludzie zawsze byli i będą zbyt pewni siebie. To jedna z cech, która składa się na ich osobliwe... piękno, indywidualność. Choć przyznam, że bywa dosyć kłopotliwa. - westchnęła. Kłopotliwa. To było najłagodniejsze określenie, jakie w tej chwili przyszło jej na myśl. Jednocześnie przypomniała sobie o wszystkich okropieństwach, jakie ludzie uczynili z powodu swojej pychy. A ona zamknęła to w zwykłym, niewinnym, prostym słowie, którym można co najwyżej zganić dzieci. Ale musiała ludziom przyznać, byli pomysłowi. Zdominowali swój wymiar. Stworzyli tyle wynalazków, miast, społeczności. Za to ich zasłużenie podziwiała.Anonymous - 19 Lipiec 2012, 14:12 /Nie... To nie są bajki. Może kiedyś... Opowiem Tobie jeszcze jakąś historię./
Odparł, a następnie rozsunął przednie łapy by już nie leżały na sobie, potem spiął swe mięśnie i podniósł się do góry. Ugiął przednie łapy, rozciągając się po tym całym leżeniu, wyprostował ponownie, po czym ruszył do przodu i zaczął krążyć dookoła dziewczyny, jakieś pięćdziesiąt centymetrów od niej.
/Są kłopotliwi, gdyż są wolni. Posiadają jeden z najcenniejszych darów. A Ty? Jesteś wolna?/
Zapytał, nie zatrzymując się, dalej krążył dookoła dziewczyny i przyglądał się jej z wielką uwagą.
/Wy, tutaj w krainie luster, jesteście całkowicie odmienni od ludzi, z jednej strony ukazujecie przyjacielską, pomocną dłoń, a z drugiej, trzymacie nóż za plecami... To u Was nie ma nikogo trzymającego porządek, to u Was istnieją jawnie i bez problemów organizacje zrzeszające bandytów, istoty nie warte daru życia. Dlaczego?/
Odparł, przymrużając lekko wzrok. Mówił to poważnym tonem, już mniej przyjacielsko, ta dziewczyna wydawała mu się zbyt dziwna, czego od niego oczekiwała? Mówiła dla niego w ciut niezrozumiały sposób i zaczął się tego obawiać, a nie należał do strachliwych istot. Teraz więc musi mu pomóc zrozumieć siebie, by gad wiedział jakie ta dziewczyna ma względem niego plany. Każda istota w tej krainie miała jakieś plany, tym bardziej Ci którzy spisywali wszystko na karty książek czy pergaminów. Tylko jak wyglądała sprawa z tą dziewczyną? Jaszczur zafalował ogonem na lewo i prawo, oczekując odpowiedzi na swoje słowa.Anonymous - 19 Lipiec 2012, 22:29 Uwielbiała opowieści, ale nieszczególnie akurat bajki. Bajki były jak na jej gust w większości zbyt wyidealizowane, godzinami za to mogła słuchać niezwykłych opowieści, które wysnuło życie. Świat zaskakiwał ją często, sama dziwiła się temu, że pomimo tylu zapisanych ksiąg tak mało jeszcze o nim wie. W gruncie rzeczy rozumiała to. Nikt nie mógł wiedzieć wszystkiego. Wszystkie wymiary miały swoje tajemnice, niczego nie dało się dokładnie wytłumaczyć. Zresztą, gdyby wszyscy wszystko wiedzieli, nie byłoby tej niezwykłości, nie byłoby radości z drobnych odkryć, miłych zaskoczeń. A to przecież były jedne z najpiękniejszych uczuć. Zdecydowanie wolała poznawać tajemnice krok po kroku, subtelnie.
Poczuła się odrobinę nieswojo, kiedy Ankylon zaczął wokół niej krążyć. Chyba rozumiała, choćby częściowo, jak czuła się zwierzyna łowna. Na pewno nie było to szczególnie komfortowe. Odruchowo napięła mięśnie, a zaraz potem je rozluźniła i westchnęła głęboko, po czym zagarnęła łaskoczący jej policzek kosmyk włosów za ucho. Wcale nie uważała istot magicznych za lepsze od ludzi. Wszystkie rasy starała się traktować równo, oczywiście mając swoje preferencje i uprzedzenia, na przykład przez pewien incydent nie umiała tolerować Marionetkarzy. A ludzie? Ludzie byli silni. Stopniowo przekształcili dziki świat w miejsce nie do poznania.
- Tak, jesteśmy odmienni. Mamy inny sposób myślenia, inną hierarchię wartości, ale ani ludzi, ani nas nie powinno to spychać na drugi plan. Jesteśmy w większości dwulicowi, okrutni. Nie zamierzam temu zaprzeczać ani nas usprawiedliwiać. Ludzie też nie są całkiem dobrzy. Stworzyli wiele dobrego, dużo osiągnęli, ale z drugiej strony to zrzeszająca ich MORIA rozpoczęła wojnę. A my odpowiedzieliśmy, tworząc precedens nie do zatrzymania. Nawet, jeśli to się kiedyś zakończy, blizny nadal pozostaną. - przerwała na chwilę, aby zaczerpnąć powietrza. - Powiedziałeś mi jednak, że drzemie we mnie dobro. Myślę, że w każdym jest taka dobra cząstka, tylko niektórzy, z własnej woli czy pod wpływem wydarzeń, wybrali inne ścieżki. Tak czy owak, nic nie dzieje się bez przyczyny. Ja też mam powód, żeby taką być, choć przyznam, czasem sama siebie za to nienawidzę. - poczuła się nieco zażenowana. Chyba dotknęła nieco niewygodnego tematu.Anonymous - 20 Lipiec 2012, 20:19 Za zwierzynę łowną akurat ją nie brał. Po prostu znudziło mu się leżenie, więc zaczął dookoła niej krążyć. Gdyby na prawdę mu na tym zależało, zrobiłby to inaczej ale na pewno by się tak nie bawił. Podchodził do łowów bardzo poważnie, nigdy się tym nie bawił.
/Dobrze, nie ważne.../
Rzekł, a następnie zatrzymał się tuż przed dziewczyną, stanął do niej przodem, wypiął klatkę piersiową w przód i spojrzał na nią z góry, ostrym, lecz pytającym wzrokiem.
/Dobro... Potrafisz wykorzystać swoje? Nie wiem co mam o Tobie sądzić, Twoje podejście do mnie... Nie rozumiem tego. Pokaż mi, naucz mnie./
Odparł, obserwując nadal dziewczynę z góry i nie poruszając się już. Teraz czekał, chciał to zobaczyć, dostrzec i nauczyć się. Chciał by ona go nauczyła, jak do niego podjedzie, jak on ma się zachowywać, jak ma ją traktować, za kogo ma ją uważać? Miał wrażenie, że nie wiedziała sama na co może sobie w jego obecności pozwolić, z jednej strony chciała by tu z nią został, a drugiej strony nie wiedziała jak się przy nim zachowywać. To powodowało jego zakłopotanie, gdyż przez to i on nie wiedział do końca jak ma się zachowywać oraz kogo w niej widzieć. Nieznajomą z którą chwilę porozmawiał, sojuszniczkę czy może przyjaciółkę? Raczej nie wroga, ta kwestia całkowicie odpadała, jednak nadal nie wiedział i chodź nie pokazywał tego po sobie, był tym wszystko dosyć zakłopotany, bo jak to w końcu miało wyglądać? Ona wyglądała jak dziecko, dzieci zazwyczaj się go bały, a jak już przełamały strach to traktowały go jak zwykłego zwierzaka, zazwyczaj nie był w stanie ich potem ściągnąć sobie z grzbietu ale po za tym głaskały go, rozmawiały z nim. Nawet dorośli czuli z nim jakąś więź gdy już go poznali na tyle dobrze, a ona tutaj... Wydawała się stanowczo inna, nie wiedział.Anonymous - 23 Lipiec 2012, 21:21 I dobrze, bo nie lubiła czuć się jak osoba, która nie ma za bardzo jak się bronić, a wisi nad nią poważne zagrożenie. W tym przypadku bronić faktycznie nie miała się jak, ale przynajmniej póki co, kiedy jeszcze nie zdenerwowała Ankylona, a tylko wprawiła w swego rodzaju konsternację, nie musiała się bać. W każdym razie, nie tak intensywnie, bo lęk tkwił w niej cały ten czas. Cały. Objawiał się... Właściwie nawet się nie objawiał. Nie okazywała go, bo przy takim podejściu Argoneva do niej nie musiała go okazywać. Strach po prostu w niej tkwił, bierny, ale gotów w każdej chwili się uaktywnić. To nic, że chwilowo zagłuszył go napływ innych uczuć, myśli, słów, które z siebie wydobyła. To nic, że postanowiła go zignorować i zachowywać się tak, jakby go wcale nie było. To nic, bo strachu nie da się tak po prostu pozbyć. Strach nie jest chwastem, który można po prostu wyrwać. Korzenie strachu sięgają znacznie głębiej i to właśnie było powodem ciągłego jego istnienia. Sama Loire uważała, że istoty nieodczuwające lęku przed niczym są zwyczajnie nienaturalne, że takich istot nie ma. Jej zdaniem każdy czegoś się obawiał, tylko nie każdy potrafił to uczucie w odpowiedni sposób zatuszować. Dobrze wiedziała, że z niektórych ludzi można czytać jak z otwartej księgi. Innym zagadnieniem był osoby, które tylko udawały otwartość. Ogółem wszystko sprowadzało się do jednego - oszustwa. Jakby cały świat był tylko teatrzykiem.
Na jego ostatnie słowa wstała, pozostawiając pluszaka na podłożu i strzepując z falbaniastej sukienki po części wyimaginowany kurz, niewielkie drobinki, których nawet nie było widać. Loire była jednak perfekcjonistką, a najlepszym tego dowodem były poustawiane pod linijkę i według ustalonego porządku książki w jej bibliotece. Bo, niestety, nieużywane przezeń pokoje w domu zazwyczaj pozostawały zakurzone nieco dłużej od innych, ale jeszcze nigdy nie dopuściła do tego, aby w domu nie dało się żyć. Zawsze jakoś znajdowała motywację, żeby prędzej czy później sprzątnąć swoje rzeczy. Dawało jej to pewną satysfakcję.
Teraz, stojąc przed Ankylonem, zadarła głowę i spojrzała w jego oczy. Przywodziły jej na myśl rubiny. Widziała w nich, że nie jest do końca pewny jej zamiarów. Nie był to pierwszy raz, jednak nie spodziewała się nigdy, że kiedykolwiek wzbudzi takie uczucia w stworzeniu, które mogło ją choćby nawet teraz zabić. Nieoczekiwanie uśmiechnęła się, chyba nawet trochę szerzej i bardziej przyjaźnie, niż poprzednio i podeszła bliżej, na chwilę opuszczając głowę, żeby przez nieuwagę nie potknąć się i nie wylądować twarzą w zimnym i twardym podłożu. Stojąc tuż przy jego wielkiej łapie, czuła się maleńka, mniejsza niż dotychczas. Znów uniosła głowę i swoimi, wciąż fioletowymi tęczówkami ponownie odszukała jego wzrok. Mógł wyczytać z jej oczu nieme pytanie. W końcu wyciągnęła smukłą, równie bladą jak reszta ciała dłoń i powoli, acz w miarę pewnie dotknęła jego łapy. Na jej ustach wciąż tańczył uśmiech.
- Nie powiem, że się ciebie nie obawiam, bo byłoby to bzdurą. Widzisz, moje uczucia nie są całkiem stałe. Czasami mam wrażenie, że nie jestem do końca jedną osobą. Wiem jednak, że to, co robię, jest tylko i wyłącznie moją winą, nie jestem ani całkiem zła, ani dobra. Nie chcę być sama. Nie lubię na starcie klasyfikować wszystkich pod określone kategorie, ale... w jakiś sposób, nie chcę cię do siebie zrazić. Nie wiem, co ty o mnie sądzisz teraz, kiedy ledwie co się spotkaliśmy. Jednak ja... ja sądzę, że nigdy nie byłabym w stanie żywić do ciebie negatywnych odczuć. - to, co powiedziała, mogło się mu wydać chaotyczne, ale nie dbała o to. Chciała powiedzieć nawet więcej, ale nie umiała tego odpowiednio ubrać w słowa. Zawsze miała z tym pewien problem, kiedy już przychodziło co do czego. O wiele łatwiej rzucała nic nieznaczącymi uwagami. Kiedy musiała wyrazić uczucia, najlepiej się czuła, kiedy mogła to zrobić przy pomocy kartki i czegoś do pisania. Lubiła przemyśleć, co chce powiedzieć. W ten sposób spod jej ręki wychodziły tysiące listów, przenikniętych jej uczuciami, tak żywymi, jakby słuchało się jej słów bezpośrednio z jej ust.
Czekała na to, jak Ankylon zareaguje.Anonymous - 24 Lipiec 2012, 19:20 Argonev cofnął swój łeb do tyłu, unosząc go jednocześnie do góry i kierując wzrok w dół, by cały czas widzieć Lorie, gdy ta się do niego zbliżyła, cóż, taki ot minus bycia wielgaśnym gadem. Uśmiechnął się w odpowiedzi na jej uśmiech oraz zamruczał cicho gdy dziewczyna dotknęła jego łapy. Jego łuski zazwyczaj były dla innych miłe w dotyku... O ile lubiło się czuć pod skórą dotyk gadzich łusek. Jemu osobiście przypasowało wyczucie delikatnego dotyku na własnym ciele, zwłaszcza gdy ktoś gładził jego łuski. Był wojownikiem ale również był delikatny, zapewne jak większość istot.
/Przyznawanie się do własnego lęku, nie jest niczym niegodnym. Nie wiem również dlaczego nazywasz to swoją winą. Twój sposób bycia? Zachowania? Mówisz, że nigdy nie będziesz żywić do mnie negatywnych emocji. Bardzo mnie to raduje. Ufam Tobie, jesteś osobą której chcę zaufać, więc proszę tylko byś mnie nie zawiodła. Nie krępuj się więc./
Rzekł bardzo spokojnym i przyjacielskim głosem, wręcz płynącym w jej głowie, cichym i miłym, jakoby kojącym. Sam jaszczur natomiast nie poruszał się, jedynie obserwując i oczekując jakich znaków, a nawet poleceń. Jeśli tylko dziewczyna wykaże się po prostu inicjatywą, własną odwagą i chęcią, to on na dużo jej pozwoli, nawet więcej niż ona sama mogłaby się po nim spodziewać. Tak, zaufał jej, nie sondując jej umysłu uznał, że jej ufa, że może powierzyć jej własne życie, dziewczyna nie wydawała się osobą która mogłaby go wykorzystać, dla niego nawet taką osobą nie była. Argonev machnął ogonem w lewo i prawo, drapiąc pazurami prawej łapy o podłoże i z niecierpliwością czekając.Anonymous - 25 Lipiec 2012, 21:48 Uśmiech dziewczyny tylko się pogłębił, kiedy zauważyła reakcję Ankylona na to, że dotknęła jego łapy. Trochę machinalnie zaczęła gładzić twarde łuski w sposób do złudzenia podobny do tego, w jaki głaskała miękkie, wielokolorowe futerko swojego magicznego kota lub delikatne pióra Sierpówki, Rill. Nie znaczyło to jednak, że traktowała go jak zwykłe, pospolite zwierzątko domowe. Nie, dla niej miało to nieco inne znaczenie. Uwielbiała swoich magicznych towarzyszy, choć nie zabierała ich ze sobą wszędzie, bo było to po prostu kłopotliwe - kolejna istotka do upilnowania. W szczególności Cheshire był żywym obrazem nie tyle nieposłuszeństwa, co czystej, kociej indywidualności. Gołębica zazwyczaj albo grzecznie przesiadywała na ramieniu swojej pani, albo leciała równolegle z nią. Z drugiej strony, właśnie ten upór tak w kotach ceniła i mimo epizodycznych napadów złości, kiedy Arlekinowi zdarzało się uciec tam, gdzie jego pani nie mogła go znaleźć, a potem wracać, jakby nic się nigdy nie stało, nie potrafiłaby go sobie wyobrazić jako potulnego kociaka, który we wszystkim jej słucha. Mimo wszystko, to, co nieprzyjemnego Arlekin jej uczynił, rekompensowało mięciutkie futerko i jego wyjątkowy entuzjazm do wszelkich pieszczot - głaskania, tulenia, czego się jeszcze nie wymyśli. No, i oczywiście cudowne mruczenie oraz ogrzewanie nóg w zimne wieczory. Cheshire był wtedy lepszy niż najgrubszy koc.
- To taka jakby... przenośnia. Skoro to, co robię, jak się zachowuję, zależy ode mnie, to jeśli uczynię coś złego - umyślnie, czy nie - nie będę mogła obwiniać nikogo innego, aczkolwiek czasami określenie, z czyjego powodu coś się stało bywa dosyć trudne. - nie pamiętała, kiedy ostatnio zwierzyła się komukolwiek z takich przemyśleń. Na pewno nie zdarzyło się to niedawno. Kilka, kilkanaście lat? Nawet nie chciała dociekać, ile dokładnie.
Słysząc znów głos w swojej głowie, mimowolnie przymknęła oczy. Mimo, że jego głos podobał jej się od samego początku, teraz sposób, w jaki mówił, pozbawił ją resztek strachu. Lęk ponownie zapadł się głęboko w jej podświadomość, niczym milknąca, nieprzyjemna melodia. Zapomniała o nim, nie chciała o nim pamiętać, nie teraz.
Ponownie przysiadła na powierzchni szachownicy, nie przestając jednak delikatnie gładzić ręką łusek Ankylona. W obecnej sytuacji nie przeszkadzało jej nawet, w jak bliskiej od jego łap odległości się znajduje.
- Mógłbyś znów się położyć? - zapytała może nico nieśmiało, lekko przekrzywiając głowę. Musiała przyznać, że patrzenia na niego tak całkowicie z dołu nie było najwygodniejsze.Anonymous - 26 Lipiec 2012, 19:03 Argonev przysłuchiwał się słowom dziewczyny, zastanawiając się również dlaczego akurat jej celem stała się jego łapa. Nietypowe jednak ciekawe.
/Zmieńmy temat... Powiedz, gdzie mieszkasz? Co to za miejsce?/
Zaproponował gdy skończyła mówić, ciekaw właśnie tego - gdzie jego nowa znajoma mieszkała, jak żyła? Chciał się tego dowiedzieć, on coś tam już o sobie zdradził, a i mógł powiedzieć o wiele więcej, jednak chciał się tego jeszcze od niej dowiedzieć. Widząc jak przed nim siada, obniżył lekko łeb, a następnie warknął cicho w odpowiedzi, oczywiście z pozytywnym dźwiękiem, po czym położył się przed swoją rozmówczynią, zbliżając do niej swój łeb oraz wpatrując się w jej oczy. Może przeniesie swoje ręce? Nie będzie tego sugerował, miło, że gładziła jego łapę jednak on to teraz widział trochę inaczej. I tak właśnie nagle uświadomił sobie, że zrobił się pod tym względem dziwnie wybrednym. Może to przez wiek? Aż tak stary się zrobił? Nieee... Nie możliwe, nie on, ciało było młode, tak samo jak duch, nie można więc było powiedzieć nic na temat jakiś wymogów spowodowanych jego wiekiem. Gad warknął ponownie w oczekiwaniu na odpowiedź, a następnie postanowił zmienić trochę pozycję.
Nagle więc szarpnął się do góry, a następnie obszedł dziewczynę dookoła i położył się dookoła niej, kładąc na ziemi łeb tuż przed nią, zwinął się w kulkę, "zamykając" ją przed światem, a i o odległość się nie martwił, gdyż położył się tuż za jej plecami, dotykając ich własnym bokiem, służąc jej jako oparcie. Ktokolwiek by ich teraz zobaczył uznałby, że ten wielki, niebezpieczny gad chyba jest z nią w jakiś sposób związany, może i ona jest jego właścicielką - jakie to mogło robić wrażenie, jakie myśli wzywać? Pamiętał, gdy kiedyś pomógł małemu chłopcu napadniętemu w lesie przez bandytów. Pamiętał, że po tym wydarzeniu, kiedy to tylko za nim stanął i wyszczerzył kły, bandyci mijali chłopaka szerokim łukiem. Siła perswazji... A chłopiec nigdy nie poznał prawdy. Cóż... I bardzo dobrze. A Loire? Jak jej się coś takiego spodoba? Jaszczur spojrzał na nią jednym okiem i westchnął, czekając.Anonymous - 26 Lipiec 2012, 21:33 Jedynym powodem, dla którego Loire głaskała akurat łapę Ankylona był fakt, że po prostu nie sięgała wiele wyżej. Jej metr sześćdziesiąt cztery porównywany z jego ponad trzema, prawie czterema metrami wypadał... blado. Bo co? Miała znów zniknąć i pojawić się na jego głowie? Głównie dlatego poprosiła też, żeby się położył. Obojgu byłoby wtedy wygodniej. Loire czuła się trochę głupio w obecnej sytuacji, mimo że nie było tego po niej zbytnio widać.
- Mieszkam tu, w Szkarłatnej Otchłani, konkretnie w małym domku na Lewitującym Osiedlu. Moja rodzina miała kiedyś rezydencję, ale... pomimo jej piękna, moim zdaniem było tam zbyt pusto i samotnie. Zresztą nie szukałam nowego domu tak długo, wprowadziłam się do naszego dawnego domku letniskowego, jeśli tak do można ująć. - opisała mu to jak najbardziej pokrótce, nie rozwodząc się nad tym, co dokładnie było powodem jej przeprowadzki. Nie chciała go zanudzić opowieścią o swojej historii, ani wyjść na kogoś, kto tylko się nad sobą użala. Po opuszczeniu rezydencji odwiedziła ją tylko raz, w chwili słabości, tylko po to, żeby popatrzeć na porośnięty dziką roślinnością, zdewastowany budynek. To, co pozostało z dawnych czasów jego świetności. Nie wróciła tam już nigdy więcej, zresztą, było to tak dawno temu, że raczej skłaniałaby się ku tezie, że z tamtego budynku nic już nie zostało, ewentualnie służył za lokum włóczęgom albo dzikim bestiom. Nie miała nic przeciwko temu. Tamto miejsce przestało ją obchodzić. Mieszkanie tam w pojedynkę, może tylko z kilkoma osobami robiącymi za służbę... Nie wytrzymałaby tego. Czuła się, jakby po całym budynku błąkały się wspomnienia.
Kiedy położył się przed nią, uśmiechnęła się znowu i przeniosła rękę z jego łapy na łeb. Teraz było jej nieporównywalnie wygodniej, nim jednak zdążyła się przyzwyczaić, gad ponownie zmienił pozycję. Gdy już się położył, lekko oparła się o jego bok i ponownie zaczęła głaskać go po łbie. Istotnie, mogli robić dość osobliwe wrażenie, ale Loire nawet się to podobało. Pomijając już fakt, że go polubiła, a i on zdawał jej się ufać, dość rzadko miała okazję doświadczyć ochrony ze strony innych. Tak jak Ankylon chciał towarzystwa, swego rodzaju bliskości, tak Loire chciała też, chociaż na chwilę, zamiast kogoś chronić, sama czuć się chronioną.