Anonymous - 31 Marzec 2015, 20:46 Szedł znajomą już ścieżką, pilnując uważnie znaczonych kolców. W jeden z nich znów się uzbroił, w razie ponownego spotkania z bestią. Tym razem, będzie celował w oczy. Maszerował jeszcze chwilę, aż w końcu ją zauważył. Jego najdroższa, Giselle.
Podbiegł do niej i chwycił mocno, tak jakby ktoś zaraz miał ją zabrać.
- Proszę… Wybacz moją nieuwagę, Giselle. Przysięgam, że więcej nie popełnię tego błędu. – mówił skruszony do parasolki. Otrzepał ją z pyłu i zamachnął mocno, by reszta brudu zleciała.
Odetchnął z ulgą i zaczął iść dalej. Znaczył kolejne kryształy krwią, ale z czasem zrobił się podejrzanie słaby. Było to dziwne z uwagi na nadzwyczajny metabolizm mężczyzny. W końcu był bardzo silną istotą.
Przetarł zmęczone oczy. W prawdzie nie mógł ocenić jak długo już idzie, ani jaki dystans udało mu się przejść, bowiem wszystko wygląda tak samo.
Obrócił się gwałtownie w tył. Mógłby przysiąc, że słyszał kroki. Na dodatek nie był to jakiś zwyczajny chód. Powrócił do pierwotnego kierunki i zaczął iść powoli, wsłuchując się uważnie. Jakby dwie pary ołowianych butów uderzały o kryształowe podłoże.
Ściągnął brwi, czując oddech na plecach. Zaczął biec, nie dbając już o to, czy droga jest oznaczona. Chciał uciec, zgubić potencjalnych przeciwników, jednak wciąż słyszał te kroki. Po minięciu kolejnego zakrętu, zatrzymał się momentalnie i chwycił parasol obronnie.
Przed nim stał najprawdziwszy Eques. Śnieżnobiały w symetryczne czarne łaty, a na jego czole błyszczący, kryształowy róg.
Svart cofnął się kilka kroków, tak dla bezpieczeństwa. Nie chciał spłoszyć zwierzęcia, a już w żadnym wypadku nie chciał go rozzłościć. Drugie tratowanie wcale nie było mu potrzebne.
Widząc, że jednorożec jest spokojny, opuścił parasolkę. Pełen ciekawości począł powoli zbliżać się do zwierzęcia.Aaron - 1 Kwiecień 2015, 07:31 Może lepiej było chcieć się cofnąć do punktu wyjścia? A może nie ma już do czego się cofać? Ile czasu już w tym labiryncie przebywasz, który mamy dzień, jaką godzinę? Eques ujrzał cię, popatrzył i, spłoszony, uciekł, przebiegając koło Ciebie. Co go tak zniesmaczyło? A czujesz ten odór krążący w powietrzu? Teraz dopiero wiesz, że te kroki nie ustały, nie należały do tego sunącego galopem zwierzęcia. Tutaj było wiele innych stworzeń, a jedno z nich pojawiło się na linii twojego wzroku. Ogromne, z ubytkami w ciele, przerażające. Zombie. Zmierzało na Ciebie. Nim się odwróciłeś, za ramię szarpnęło cię mu podobne. Czas uciekać, czas uciekać!
Labirynt pełny jest tej Plagi, czy dasz radę znaleźć z niego wyjście, czy przetrwasz atak nieumarłych? Ano, nieumarłych - jeden z zombie, jakiś nekromanta chyba, przywołał kilka szkieletów, które ruszyły na Ciebie z pirackimi mieczami. Będzie ciężko w przeprawie przez labirynt - jesteś sam, masz tylko parasolkę. Usłyszałeś donośne pojękiwania - Equesa już dopadli, więc kwestią czasu gdy i Ciebie to spotka. Ale walcz, próbuj, nie poddawaj się! Może gdy wydostaniesz się z labiryntu, umarlaków już nie będzie? Marne nadzieje - są we całym świecie.Anonymous - 1 Kwiecień 2015, 12:11 Wzdrygnął się widząc, że Eques zaczyna galopować w jego stronę. Natychmiast usunął się z drogi, by zwierzę go nie uderzyło. Ruszył parę kroków za nim, jednak biegnąc zauważył, że tempo bestii nie pokrywa się ze słyszanymi przez niego krokami. Oznaczało to, że w tym miejscu jeszcze coś błądzi. Zatrzymał się czując dziwny zapach. Jakby coś się rozkładało. Być może jakimś nieszczęśnikom nie udało się wydostać z tego labiryntu?
Obrócił się i stanął oko w oko z czymś, co wyglądało niczym żywy trup. Momentalnie się cofnął, zasłaniając obronnie parasolką. Nie zdążył zareagować, gdy za ramię szarpnął go kolejny trup. Svart zamachnął się parasolem odrzucając stwora w kryształową ścianę.
Znów spojrzał w stronę pierwszego trupa, za którym pojawiły się kolejne. Ścisnął rączkę parasola, przygotowując się do walki, gdy nagle usłyszał donośny jęk. Głos nie był podobny do niczego, co Svart miał okazję kiedykolwiek słyszeć. Czyżby trupy dopadły Equesa? To niemożliwe. Przecież bestia ma potężną siłę, nie dałaby się dopaść bez walki.
Mężczyzna ściągnął brwi. Rozglądnął się, licząc dokładnie ilu jest przeciwników. Udało mu się zauważyć również jednego trupa, który używał mocy i przyzywał kolejne. Jego musi wyeliminować pierwszego. Nie zastanawiając się dłużej, Svart ruszył do ataku.Aaron - 1 Kwiecień 2015, 19:34 Svart dzielnie walczył, utrudniał zombiakom opanowanie Jego kawałka podłogi. Tak, Twój jest ten kawałek podłogi gdzie mi tu, przecinek, z butami... E, nie - raczej kopytami. Ta, kopyta, a co. Jego koń przebiegł tuż obok, tratując grożącego rychłą śmiercią z mocy dwóch Posejdonów, zombiaka. Nabił go na swój ogromny róg tak, że pryskającą po ścianach krew przywiodła na wspomnienie festiwal kolorów. Eques był zgryziony do kości, z żebrami na wierzchu. Był nieumarły. Obok Svarta stanął Mag z brodą na wzór Gandalfa i także pozbawiony nieco skóry i mięsa. Przemówił:
- Na Hadesowe ognie i rzeki nieczyste! Ten koń niechaj brnie w bój, niech rozszarpuje inne zombiaki! - Krzyczał, tworząc przed sobą wielką kulę bardzo intensywnego światła. Chyba zamierzał tę część labiryntu pochować w gruzowisku wraz z własną osobą, a Eques był nawet chętny do bycia dosiadniętym. - Nie pozwolę wam mnie zjeść! - Sparafrazował słowa przytaczanego akapit wcześniej Czarodzieja.
Cóż, Svart wszedł chyba na jakiś plan filmowy, albo coś. Nie, to po prostu apokalipsa, która swoim działaniem nie tylko zjada, pożera i przemienia w zombie (dowolna kolejność), ale także zabiera psychiczną jaźń już niemało uszkodzonym na tym polu istotom. Strach pytać pobliskiego Maga nawet o drogę do wyjścia, ale... Sądzę, a nawet wiem to, że może ją wskazać całkiem poprawnie. Psychopaci często są tak bardzo nieprzewidywalni, że aż mogą być pomocni. Psychopaci wiele są warci!Anonymous - 1 Kwiecień 2015, 23:51 W czasie kilku tych chwil, lustrzany korytarz zmienił się nie do poznania. Opanowała go czerwień. Kłująca po oczach barwa krwi. Wszystko była nią napiętnowane. W powietrzu unosił się jej zapach. Krwi i stęchlizny.
Svart bronił się zaciekle. Parasol był bronią kontaktową, więc nie było mowy o nietykalności. On również otrzymywał ciosy, ale nie były one tak skuteczne jak ataki Parasolnika.
Bezmózgie zombie rzucały się na niego po omacku, byle by go zranić. Svart każdy swój ruch dokładnie planował. Wiedział, w które miejsce chce uderzyć. Był doświadczony, a dzięki temu skuteczny.
W ostatniej chwili lekko odskoczył, słysząc za sobą odgłos kopyt. Jednorożec pozbył się brutalnie przeciwników, opryskując krwią większą część korytarza. Svart nie zdążył się nawet zasłonić. Cały był brudny i mokry.
Spojrzał na bestię. Była wpół zjedzona, wpół żywa. Do tego, obok niego pojawił się nieumarły starzec. Jednak nie atakował Svarta. Mówił coś do bestii. Mężczyzna otworzył szeroko oczy. O ile dobrze zrozumiał, ten pomylony starzec chciał ich tu zakopać. O nie. Co to, to nie. Parasolnik obrócił się i wycelował parasolką w stronę końca korytarza.
- Zabieramy się stąd, Giselle. – powiedział, a parasol jakby słysząc jego słowa, wystrzelił rozwijając skryty w rączce łańcuch. W połowie drogi parasolka otworzyła się na wskroś i wbiła hakami w przeciwległą ścianę, po czym poczęła z niesamowitą prędkością przyciągać do siebie swojego Pana.Aaron - 2 Kwiecień 2015, 21:12
Oczywistym jest, że zombie nie było ani jednego, a cały scenariusz wyglądał inaczej, choć akcję miał w swojej koncepcji zbliżoną. Zbliżoną, tak. Jak rozczepione światło względem swojej białej postaci - niby to samo, a kompletnie inaczej wygląda.
W okolicy pojawiło się duże stadko rozszalałych Pokuci. Tak, tych małpek, o których każdy chyba już zapomniał (a na pewno ja ^^). Z nimi przyszło się zmierzyć naszemu poszukiwaczu koniny. Na pomoc nie przyszedł mu nikt, ale to szczegół, bym powiedział. Z kolei Eques nie był głupim stworzeniem - waleczny, żądny godziwego go życia. Stwarzał pozory walki wraz z Parasolnikiem, ale chciwie gromadził w pysku kryształy które te małpki upuszczały. Parę z nich jednak trafiło się w posiadanie Svarta. Walka dobiegała końca i Eques popędził co sił, nie chcąc dłużej dyskutować sąsiedztwem z dwunożnym. Blondwłosy użył swojej ukochanej w celu prędkiego pogonienia za pędzącym oszalałym tempem stworzeniem. Kolejno odnalazł je i zastawił mu jedyne wyjście do ślepego zaułku, w który tyle co wparował. Bestia gniewnie spojrzała i patrzyła na kieszonkę płaszcza nimi wypchaną. Chciała ich. Eques ten kocha te świecidełka.
Anonymous - 2 Kwiecień 2015, 21:59 Jednym mocnym szarpnięciem oderwał zaczepioną parasolkę od kryształowej ściany i wylądował na podłożu, wzniecając tumany błyszczącego pyłu. Łańcuch ciągnący cię z rączki parasola szczebiotał przyciągając do siebie tarczę, by po chwili przedmiot znów był połączony. Svart zamachnął się swoją ukochaną rozcinając zasłonę z kryształowego kurzu.
Naprzeciwko niego stał jednorożec. Przyparty do muru. Niezadowolony.
Parasolnik odwdzięczył się bestii równie paskudnym spojrzeniem. Przed chwilą miał okazję zobaczyć, do czego jest zdolne by zdobyć kilka błyszczących kamieni.
Mężczyzna musiał przyznać, że zwierzę jest niezwykle majestatyczne i waleczne, ale nie można było nie zauważyć, że jest niesamowicie pazerne.
Svart ściągnął brwi. Zauważył, że jego kieszeń, a raczej jej zawartość, szczególnie przyciąga uwagę konia. Sięgnął do niej wyciągając kilka kamieni. Położył je na otwartej dłoni, którą pokazał jednorożcowi. Podejdzie? Stratuje go? Wszystko się okaże. Parasolnik z pewnością nie da za wygraną.Aaron - 3 Kwiecień 2015, 00:00 Eques przybliżył się do oferowanych mu kryształów, powąchał i zabrał do pyska. Kolejno wszystkie je wypluł, a owe uniosły się, nim jeszcze na glebę opadły, w delikatny, drobny proszek i pozwoliły ich dwójce stąd zniknąć. Nie znaczy to jednak, że pozwoli swojemu Parasolnikowi na wszystko. Właściwie to pozwoli na niewiele. Ale co będzie potem, czas pokaże.