Oleander - 9 Lipiec 2014, 19:18 Wachlarz emocji posiadanych przez Oleandra również nie był zbyt szeroki. Miewał lepsze i gorsze nastroje, które wpływały na jego zachowania, jednak na próżno można było doszukiwać się u niego uczuć wyższych w choćby śladowych ilościach. Pod tym względem był do Kaliny podobny – również nie rozumiał ludzkich emocji, a nawet i nie widział sensu w posiadaniu ich przez siebie. Lubił za to, gdy okazywały je istoty wokół niego. Choć Oleander uważał większość uczuć za słabości i nawet nie chciałby ich posiadać, czasem męczyła go jego własna wewnętrzna pustka i niemożność czucia w zasadzie czegokolwiek. Nieco zapełniały ją odczucia innych osób, a najsmakowitszym kąskiem dla młodziana, jak dotąd wydawał się ból i cierpienie, jako, że były to emocje niezwykle silne i prawdziwe, wręcz rozdzierające od wewnątrz (a jak Oleander się postarał, to i od zewnątrz).
– Nie trzeba – odparł i odebrał ubranie z rąk Kaliny.
Odruchowo odwrócił się do dziewczyny tyłem, kiedy zrzucał z siebie ręcznik. Z lekkim trudem wciągnął na siebie beżową koszulę i czarne spodnie, gdyż skórę miał wciąż lekko wilgotną i materiał uparcie kleił się do niej. Buty uprzednio rzucił w kąt, więc musiał pokonać te kilka kroków, by założyć i je. Była to jego ulubiona para – solidne, skórzane obuwie z wzmacnianymi metalem podeszwami, ozdobione autentycznymi króliczymi czaszkami. W ręku pozostał mu tylko aksamitny, ciemnobrązowy krawat. Oleander popatrzył na niego, jakby oczekiwał, że sam wskoczy mu na ramię i elegancko usadowi się wokół szyi. Po chwili oznajmił beznamiętnym głosem:
– Możesz mi zawiązać krawat. – Słowa te kierował, oczywiście, do Kaliny, choć wciąż był zwrócony do niej tyłem.Anonymous - 11 Lipiec 2014, 20:06 Brak uczuć nie do końca był dobrym określeniem dla tej istoty o czerwonych włosach. Bo to nie do końca tak, że ona ich nie posiadała, co to, to nie. Gdzieś tam te wszystkie uczucia miała - strach, gniew, niepewność, ambicje i całą resztę, jednak gdzie? To pytanie może być punktem wyjścia dla wielogodzinnych dywagacji na temat ten, jak i pokrewne, na przykład kiedy te uczucia mogą się u niej obudzić, albo czy w ogóle kiedykolwiek do tego dojdzie.
- Oczywiście, paniczu - powiedziała, po czym ruszyła w jego kierunku, by wykonać polecenie.
Jako służąca panicza musiała wiedzieć takie podstawowe rzeczy, jak na przykład jak zawiązać krawat. Bo to przecież oczywiście jest podstawa. Jaka służąca odważyłaby się tego nie wiedzieć? Chyba taka, która chciała zaginąć w niewyjaśnionych okolicznościach... Znaczy tfu, zginąć marnie tak by wszyscy wiedzieli, że wiedza podstawowa to wiedza podstawowa i koniec basta.
Po kilku krokach stała już przed paniczem. Sięgnęła po krawat, przejęła go, postawiła kołnierz do góry i przełożyła krawat przez szyję. Kilka kolejnych, szybkich i sprawnych ruchów wystarczyło, by krawat był zawiązany perfekcyjnie, kołnierz przywrócony do właściwego miejsca, a koszula odrobinę wygładzona w miejscu, gdzie niechcący była zagięta.
Po tej czynności Kalina cofnęła się o dwa kroki i wykonała coś w rodzaju delikatnego ukłonu po czym znów popatrzyła na panicza.
- Coś jeszcze dla panicza?Oleander - 28 Lipiec 2014, 22:09 Kiedy Kalina skończyła, chłopak odruchowo jeszcze sam poprawił swój krawat.
– Nie, możesz odejść – odparł. – Chwilowo jesteś wolna. Wciąż zostało mi trochę ślęczenia przy papierach. Nie chcę, żeby ktokolwiek mi przeszkadzał – dodał, po czym głośno westchnął.
Opuścił pomieszczenie, nawet nie oglądając się na Kalinę, po czym natychmiast skierował się do swojego gabinetu.
W pomieszczeniu wszystko wyglądało dokładnie tak, jak gdy je opuszczał. Na blacie leżał niewysoki stos dokumentów, do tego kilka kartek luźno rozrzuconych oraz kałamarz z zanurzonym w atramencie piórem. Usiadł za biurkiem i zebrał rozrzucone papierzyska w jedno miejsce. Zagrzebana pod nimi leżała rozdarta biała koperta z listem w środku. Widniał na niej herb rodu De Faux. Oleander natychmiast przypomniał sobie ten list. Rzesze pomniejszych arystokratycznych familii podlizywały się jego ojcu, by tylko uszczknąć nieco z ich władzy. De Faux byli jednymi z nich, choć za nimi akurat przepadał. Byli dość ciekawymi ludźmi, a przynajmniej ci, których poznał osobiście, w dodatku bardzo majętnymi. Nie mógł jednak tego samego powiedzieć o rodzie La Corix, których córkę wyznaczono mu na narzeczoną. Szczerze znienawidził ją już na pierwszym spotkaniu i przez pryzmat tejże niechęci automatycznie patrzył na całą jej rodzinę. Ostatnio wpływy La Corix znacznie zmalały. Małżeństwo z Irvette przestało być tak atrakcyjne dla interesów rodu, jak było na początku. Oleandrowi wydało się to wręcz idealną okazją do zerwania zaręczyn. Ważne było, by znalazł kogoś w zmian. Nie mógł wszak pozostać stratny tylko dlatego, że nie chciał wziąć za żonę zdziecinniałej idiotki. Lord de Faux zdecydowanie ułatwił mu decyzję. W liście, w którym zapraszał Oleandra do siebie na bankiet, wspominał, iż zależy mu na tym, by poznał jego córkę. Tak, tak właśnie zrobię. Zaryzykuję. Gorzej, niż z Irvette, już być nie może… Perspektywa posiadania żony niebędącej piskliwym, irytującym skrzatem była wyjątkowo kusząca. Oleander uśmiechnął się pod nosem, po czym odłożył list na bok i wrócił do swojej papierkowej roboty.
Po niespełna dwóch godzinach do drzwi zapukała służąca. Gdy położyła na biurku kolejny plik dokumentów, chłopak się skrzywił.
– Zasługuję na przerwę – uznał i na tęże przerwę natychmiast się udał.
Z gabinetu czmychnął tak prędko, jakby się bał, że papierzyska dostaną nóg oraz zębisk i pobiegną go dopaść.
[z/t]
Anonymous - 30 Lipiec 2014, 20:03 Dziewczyna ukłoniła się wycofując się do tyłu. Nic już nie powiedziała, jednak odczekała chwilę, po tym jak odszedł panicz. Czyli... Czym się teraz powinna zająć? Oczywiście musi wszystkim powiedzieć, że panicz nie chce by mu przeszkadzano. To bardzo łatwo zrobić. Później doglądnięcie pewnych spraw, nie aż tak pilnych, ale innych do doglądania nie miała. Ale... Co później?
Wyszła z komnaty miarowym krokiem. Z wszystkimi sprawami uwinęła się w ciągu zaledwie jakiejś godziny, może odrobinę więcej. Późniejszy brak sensownego zajęcia był dobijający. Chciała coś zrobić, być pożyteczna, do czegoś się przydać dla panicza, ale chwilowo nie miała w jaki sposób.
Ubrawszy bardziej praktyczne obuwie i dość prostą, ciemnozieloną suknię do połowy łydek wyszła z dworu udając się w bliżej nie skonkretyzowanym kierunku. Postanowiła, że będzie się uczyć. Dowie się nowych rzeczy, a gdy nadejdzie odpowiednia pora ta wiedza do czegoś na pewno się przyda.