Charles - 17 Listopad 2018, 14:49 Charles sunął.
Potrzebował bodźca, który mógłby go zająć.
Nie potrafił się tak po prostu cieszyć pięknym dniem który, nawiasem mówiąc, wcale taki piękny nie był. Trochę chmur, trochę chłodnawo. Wiatr. Nawet nie wiedział, czy powinien się spieszyć, ale przy wyczuwalnym ziąbie potrzebował się rozruszać. No i znów spotkanie z Kejko diabli wzięli, co za niesamowity pech. To chyba nie było celowe? Nie nie nie, Kejko go lubi. Wszystko jest okojnie. W sensie Ok.
Powinien zabrać tą lalkę z hotelu. Co jeśli potrzebowała pomocy? Co jeśli prowadziłoby to do jakichś komplikacji? Teraz już tego się nie dowie... choć może powinien wrócić do Noalkisa i zapytać się, kto to taki odwiedził ich pokój. Czy przysłała ich Klinika z Miasta Lalek? Czy ma licencję doktorską? Co jej przepisał?? Bo przepisał jej coś chyba? Jak dostaje się licencje? Był chyba gdzieś Uniwersytet inny niż ten czarowników. Na pewno.
A tu proszę. Kwitnie Sztuka przez wielkie Chyba. Tutaj jakiś pan coś rzeźbi, tutaj dzieje się malarstwo rodzajowe. Charles nie był uzdolniony plastycznie, a szkoda. Mógłby sprzedawać swoje prace i znaleźć jakiś stały zarobek. Niestety, wszystko za co się brał z pędzlem i olejami zamieniało się szybko w nierozpoznawalny bazgroł. W materii sztuki wolał muzykę, stanowczo. Szczególnie te dziwne elektryczne gitary co robiły "badałiłaaaałeeełałałałał-OOOOŁŁŁŁĄĄĄĄĄŁŁŁ". Kiedyś dostanie w swe łapska taką jedną, a wtedy obie strony Lustra zadrżą w posadach.
Przystanął, patrząc na to, co działo się na płótnie:
- Niewesołe toto. Dzisiejszy dzień nie jest najcieplejszy, ale bez przesady. - rzekł szczerze, zaglądając mu przez ramię. - Jak na moje można by dodać tutaj słoneczko i jakieś ptaszki. Może dwa. Góra trzy. - z tymi słowy wepchnął paluchem w płótno, aby pokazać obcemu mężczyźnie o co tak konkretnie mu chodzi. No przecież chciał tylko pomóc.L-05-t - 17 Listopad 2018, 15:23 Rzeźbiarz Tworzył. Jego dłonie poruszały się szybko i pewnie, gdy obracał drewienko, strugając je z każdej strony. Wraz z kolejnymi upływającymi minutami, gdy kolejne wióry spadały na ziemię z kawałka martwego drzewa zaczął wyłaniać się konkretny kształt czworonożnej istoty.
Człowiek faktycznie zerkał regularnie na malarza, unosząc zmęczone spojrzenie znad swojego powstającego dzieła. W końcu, gdy ten zbliżył się do niego i zadał pytanie, odpowiedział jednym gestem.
Pies. Nastąpiła dłuższa pauza, po której dłonie człowieka poruszyły się ponownie. Lubię zwierzęta.
Niemowa poruszył się nagle, dość gwałtownie obracając głowę w stronę, z której nadszedł odgłos kroków Charlesa. Można przypuszczać, że ma ponadprzeciętnie czuły słuch i zasadniczo wydaje się być czujną osobą. Przyglądał się nadchodzącemu przekrzywiając lekko głowę - a gdy ten wepchnął paluchy w mokre jeszcze płótno, zmarszczył brwi w mieszaninie rozbawienia i konsternacji.Śpiący - 18 Listopad 2018, 20:27 Pies. Dorian kiwnął głową na znak, że rozumie, a po części też, że po powstającym kształcie rzeczywiście mógłby zgadnąć. Skupił wzrok na drewnie, a po chwili znów na nieznajomym.
– Ja też – odpowiedział trochę ciszej niż wcześniej. Po pracy nad jakąś grafiką, obrazem, rysunkiem albo filmem zawsze czuł się bardziej zmęczony, ale w taki charakterystyczny sposób, jakby ktoś nie tyle odebrał mu siły, co rozcieńczył go, zmniejszył jego stężenie w samym nim. – Od jakiegoś czasu zastanawiam się, czy nie przygarnąć psa – dodał jeszcze. Chciał zmienić temat i powrócić do rozmowy o obrazie, poprosić mężczyznę o zatwierdzenie, ale widocznie los miał inne plany...
Drgnął, bo nie spodziewał się gwałtownego ruchu niemego i jeszcze tego głosu gdzieś obok. A to kto!? I co zrobił z jego obrazem! Sztaluga stała kawałek dalej, aby zapewnić Bazgraczowi odpowiedni widok na fontannę, do tego ustawiona była pod takim kątem, że nie widać było przodu podobrazia... i może to dobrze, bo Leammiele miał jeszcze nadzieję, że nieproszony gość nie dotknął farby, tylko machał palcami nad jej powierzchnią. Zacisnął usta i zaplótł ramiona na piersi.
– Proszę odejść od obrazu. – Po tonie jego głosu dało się wywnioskować, że jednak żądał, a nie prosił. – I namalować sobie własny, ze słonkiem i ptaszkami, a nawet kwiatuszkami, jeśli pana to urządzi.Charles - 19 Listopad 2018, 11:03 Dopiero po chwili zwrócił uwagę na drugiego mężczyznę, który dużo mniej rzucał się w oczy. Na ten dzień wybrał sobie podobną stylówkę do niego, obaj wyglądali jak wysoce podejrzani bezdomni ze skłonnością do dawania w żyłę. Przez myśl przeleciało mu, czy przypadkiem nie ma przed sobą kolejnego gościa ze swojego świata. Rzeźbił pieska. Nawet ładnego, po uszach zgadywał że jamnik, ewentualnie wilczur. Charles nie był specjalistą w sprawie psów, nawet jeśli zdarzyło mu się być jednym.
- Ładny... zwierzaczek. Nie zajmuje się pan przypadkiem robieniem "zabawek"? Nakręcanych? - zapytał sprytnie. Magiczna istota rozpozna sugestię w mig, a człowiek nie dostrzeże aluzji za Rosarium ludowe. Verbascum, Verbascum, ty szczwana bestio. Powinieneś przybić sobie piątkę!
Tymczasem pan malarz postanowił zaoferować się Charlesowi z twórczością. Doprawdy, to miasto było pełne tak cudownie uczynnych Ludzi!
- Jaka miła propozycja! To kochane z Pańskiej strony! - uśmiechnął się Charles szeroko w grymasie godnym Glassvillskiego Zakładu dla Niepełnosprawnych Umysłowo. Od razu doskoczył do plecaka, który musuał należeć do Doriana, wyjął z niej pędzel i paletę, rozglądając się to w lewo, to w prawo, zastanawiając się, skąd weźmie płótno lub jakiś papier. W kapeluszu poszukać nie był w stanie, przecież był w trybie INCOGNITO. W końcu ruszył w kierunku jednej z płyt chodnikowych, usiadł przy niej po turecku i zaczął wypełniać ją podmalówką.
Nie wiedział co malować. Dym i lustra, koty i krogulce, garnki i łopaty... pustka twórcza. Jak to tak? Może namalowałby czyiś portret w prezencie? Tylko kogo? Kessa jeszcze nie było po tej stronie, a płyty chodnikowej mu nie przyniesie, nie miał ani dość pary w łapach, ani nie był skłonny do wandalizmu publicznego, Kejko tak samo, a zbyt wielu przyjaciół poza nimi nie posiadał. Istotom wokół niego dziwnym trafem brakowało cierpliwości do niego. Ale nie ma tak, żeby wszyscy cię lubili, nigdy tak nie jest... Mało tej białej.
- Pożyczy mi pan jeszcze trochę białej? - zapytał, zwracając się w stronę malarza, nadstawiając się idealnie do walnięcia butem prosto w jego kościstą twarz.L-05-t - 21 Listopad 2018, 07:17 Po prostu pokiwał głową na wynurzenia Doriana o chęci posiadania zwierzaka - nie skomentował tego dodatkowymi gestami. Zamiast tego strugał własnego zwierzaka wytrwale, chociaż regularnie unosił spojrzenie by spojrzeć na malarza - i czasem zatrzymywał je na nim na dłużej, przypatrując się pracującemu artyście z... właściwie ciężko stwierdzić czym. Zamyśleniem? Zainteresowaniem? Sympatią?
Na Charlesa spojrzał za to uważnie, przekrzywiając nieco głowę, gdy się zastanawiał. Pomachał drewnianym, niewykończonym jeszcze czworonogiem, po czym wykonał dłońmi kilka gestów.
Tylko drewniane. Wzruszył pytająco ramionami.
Przyglądał się nowoprzybyłemu przez moment, z lekko przekrzywioną głową, aż w końcu wrócił do pracy. Teraz jednak, gdy unosił głowę znad obrabianego kawałka drewna, spoglądał zmęczonymi oczyma raz na Doriana, a raz na Charlesa.Śpiący - 21 Listopad 2018, 22:55 – Ej! Odejdź od moich rzeczy! – Krzyknął rezygnując z grzecznościowej formy i podbiegł w stronę nieznajomego, który zdążył już wyjąć z jego plecaka jakieś rzeczy. O dziwo nie był to portfel, tylko upaćkana farbami paleta i pędzel... – Co z tymi ludźmi się ostatnio dzieje... – mruknął pod nosem stając obok niemego mężczyzny. Na wszelki wypadek zabrał ze sobą plecak i zarzucił go na ramię. – Czy ty też zaraz mi powiesz, że jesteś lunatykiem i masz dwieście lat? – Dorian patrząc na malującego ironizował, parafrazując słowa dziewczyny, którą spotkał na ulicy. Co? To znaczy dziewczyny, która mu się przyśniła, oczywiście. To dziwne, ale Bazgraczowi najnowszy koszmar wydawał się wyjątkowo realny, realniejszy niż wszystko, co śniło mu się do tej pory. No i jeszcze przepełniało go to wrażenie, że był martwy i zimny. Nawet teraz, kiedy podbiegł kawałek i był pod wpływem emocji, czuł się jak zdechlak, zmarznięty sztywniak, który porusza się za sprawą jakiejś upiornej magii. I nawet myśli jakoś wolniej i nie po swojemu.
– Ma pan czasami wrażenie, że rzeczywistości się zmieniają i nagle wszystko jest takie samo, ale inne? – teraz rzucił w zamyśleniu do nieznajomego strugającego zwierzaka z drewna. Patrzył na mężczyznę malującego na płycie chodnikowej ze sceptycznie zaplecionymi na piersi ramionami, ale im dłużej mu się przyglądał, tym bardziej był zaciekawiony.
– N-nie! – odpowiedział zaskoczony taką bezczelnością. Dać mu białej farby! Też coś! Leammiele zmarszczył brwi. – Proszę oddać mi moje rzeczy albo wezwę policję. – No, no, najwyraźniej żarty się skończyły.Charles - 21 Listopad 2018, 23:56 Czarnowłosy mężczyzna poprawił tylko ciemne okulary. Tamten się nie odezwał, tylko wykonał gest rękami. Dopiero po chwili Charles zdał sobie sprawę, że rzeźbiarz jest niewymowny. Znaczy bezsłowny. Cichorodny. Znowu słowa plątały mu się na języku. Niestety nie znał żadnej formy migowego i nie był w stanie powiedzieć, co takiego ma mu do przekazania. Rozłożył jedynie ramiona w geście niezrozumienia, jakby i jemu odebrano mowę.
- Już odchodzę! - zawołał, odskakując z wyjętymi już przyborami malarskimi niczym pokraczny, wychudły królik, zwiewający do swej nory. W sumie racja. Jego plecak, jego zasady, Charlie nie będzie się tykać. Może ten plecak też ma uczucia? Może dokonał właśnie aktu lubieżnego molestowania na kawałku biednego poliestru? Co ja myślę, przecież tutaj plecaki uczuć nie mają! To nie ten świat. Po prostu miły pan malarz lęka się o swoją własność. Ale powinien się uspokoić - Charlie nie był żadnym złodziejem.
- Nieeee, gdzie tam. Raptem 67, jak wielu. - powiedział Charles luźno już z poziomu chodnika, przez co brzmiał prawie, jakby żartował. Zdawał sobie sprawę, że ludzie dożywali maksymalnie dziewięćdziesiątki lub setki, jednak kompletnie zapomniał o procesie starzenia, który w tak zaawansowanym wieku powinien się już o niego upomnieć. Zaraz... facet chyba słyszał o Lunatykach, jednak ze sposobu wypowiedzi wynikało, że słyszał piąte przez dziesiąte i nie należy do istot Lustra. Musiał teraz być podwójnie ostrożny - co jeśli jest to Agent MORII?
- I żaden "lunatyk" czy co pan tam mówi, normalny człowiek jestem. - dorzekł, co ciekawe akcentując wyraz "człowiek" dużo wyraźniej niż "normalny". Po tych słowach wrócił do malowania płyty chodnikowej na biało. Naprawdę, ziemia była zimna o tej porze roku, przydałaby się jakaś poduszka...
A ten się nagle zaczął wydzierać! Charles może i był osobnikiem ugodowym i miłym, jednak do wrzaskonad bez jakiego powodu. Ciężko wstał i zmierzył się z tamtym oko w oko, a raczej oko w czarne szkło. Byli identycznego wzrostu i podobnej budowy, być może sam Charles wydawał się być trochę tylko szczuplejszy i bardziej kościsty. Zakapturzony mężczyzna wyglądał, jakby gotował się nagle do bójki, szczególnie iż zasłonięte oczy nie były w stanie zdradzić żadnych emocji:
- Pan to jednak jest raptus. Najpierw mi pan się oferuję z malowaniem obrazu samemu, a tu nagle jakieś policje i inne krzyki? Co to ma być? Nie potrafi pan wyjaśnić tego normalnie? Prawem pojedynku? - czy ludzie się tu pojedynkują? Nie miał pojęcia! Ale jeśli jednak się pojedynkowali, to nie było sensu się wycofywać, więc zbliżył się do niego naprawdę blisko, wręcz piersią w pierś, i wymruczał groźnie- Wolisz pan szpadę czy jednostrzałowca? Dżentelmen od pieska może być sekundantem. Załatwimy to tu i teraz.
Zobaczymy, czy Dorian zna kodeks honorowy prawdziwego wiktoriańskiego gentelmana.L-05-t - 24 Listopad 2018, 18:06 W pewnym momencie, gdy Dorian posprzeczawszy się z Charlesem zbliżył się do niemowy, ten odłożył trzymane w dłoni drewienko i przestał strugać. Nie odłożył jednak noża - póki co trzymał go jednak w sposób, który nie zagrażał innym. Ale jednocześnie można było mieć wrażenie, że to szybko może się zmienić - chyba spiął się nawet bardziej, gdy zbliżył się do niego inny człowiek.
Po tym jak Dorian zadał mu pytanie o zmieniające się rzeczywistości, niemy człowiek przypatrywał mu się przez chwilę jakoś tak... inaczej. Ciężko było stwierdzić dokładnie, w czym ta inność się objawiała - dość powiedzieć, że chyba coś go poruszyło w tych słowach. W końcu skinął powoli głową, jakby z wahaniem.
Gdy jednak sprawa stała się nieco bardziej napięta wraz żądającym SATYSFAKCJI Charlesem, zakapturzony człowiek podniósł się gwałtownie, odsuwając się nieco od obu pozostałych. Uniósł ręce przed sobą w dość uniwersalnym, pokojowym geście - podkopywanym jednak być może nieco przez fakt, że w prawej dłoni wciąż trzymał nóż...
Zatoczył lewą ręką, obejmując nią Doriana i Charlesa, po czym wskazał na siebie i odetchnął głęboko, teatralnie wręcz nieco, spuszczając z siebie powoli powietrze. Sam nie sprawia wrażenia osoby agresywnej czy nastawionej wrogo - natomiast z całą pewnością sprawia wrażenie osoby bardzo ostrożnej i spiętej. A takiej osobie czasem nie trzeba wiele, żeby coś w niej pękło.
Odetchnął głębiej jeszcze kilka razy, po czym wskazał z wahaniem na Charlesa... i powoli zakręcił młynka palcem lewej dłoni przy uchu. Na końcu wzruszył ramionami. Nie wyglądało to, wbrew pozorom, na gest będący wprost kpiną czy żartem - mimiki zakapturzonego ani jego oczu nie rozświetlił nawet cień kpiącego uśmiechu. Pozostawały wciąż takie same - uważne, zmęczone i nieco ponure.Śpiący - 24 Listopad 2018, 20:33 Oho, robi się coraz bardziej nerwowo i dziwnie. Dorian powoli znów zaczynał się czuć jak w jednym ze swoich snów, co coraz mniej mu się podobało. O dziwo, serce mu nie przyspieszało, nie zaczynał się denerwować, tylko czuć coraz większe zmęczenie. Był martwy, tak. Czego tu oczekiwać? Jak na martwego już i tak sporo z siebie dał.
Westchnął i na chwilę zasłonił dłonią powieki.
– Nie, nie... – mruknął kręcąc głową. – To już za dużo, zabiera pan moje rzeczy i grozi pojedynkiem. Wzywam policję. A pana – teraz wskazał na niemego mężczyznę. – Poproszę, aby był pan świadkiem i potwierdził tę całą szopkę. Dobrze? – Bazgracz wyjął z kieszeni spodni telefon i cofnął się odrobinę od mężczyzny w okularach, mając go na oku i pilnując na wypadek, gdyby temu znowu przyszło do głowy robienie czegoś dziwnego. Wybrał numer na policję. Dorianowi przez myśl mu przeszło, że najchętniej usiadłby na ławce i patrzył w przestrzeń niewidzącymi oczyma, jak przystoi na prawdziwego truposza, ale zmobilizował się jeszcze do tego wysiłku. Przecież tak robię ludzie! To naturalne, że o przywłaszczeniu mienia, dewastowaniu chodnika i grożeniu bronią mówiło się odpowiednim służbom.Charles - 25 Listopad 2018, 12:14 Chales zwrócił się do "Pieska", jak już zdołał wewnętrznie ochrzcić rzeźbiarza. Nie w jego intencji było wzniecanie burd, szczególnie w świecie, który tak lubił.
- Proszę się mnie nie obawiać, nie mam złych zamiarów. Robimy to w miejscu publicznym, rozumie pan. Wszystko może zostać nagrane tymi fikuśnymi komórkami, dla dobrego werdyktu - wolał aby mimo wszystko inni się go nie bali. To była normalna sytuacja. Najwyżej się pozabijają, bywa.
Ale ten najwyraźniej pozabijać się nie chciał. W sumie nie było się czemu dziwić, jednak nie było to naturą zbyt dobrego wychowania. Patrzyłby kto. W Lustrze i tak żyło się zbyt długo, i śmierć nie miała takiej wartości jak tu.
- Doprawdy, nie wie pan, jak się zachować - burknął, wciskając obie pięści do kieszeni. Galaretka bez honoru, ot co! Ale mógł on należeć do innej warstwy społecznej. Właściwie to nie powinien wymagać od niego takich zachowań. Co mu siekło do łba...? Przecież to była domena arystokratyczna, a on sam był tak antyburżujski, jak się tylko dało. Ale te myśli kłóciły się z emocjami. I tak nieudane spotkanie zepsuło mu dzień, potrzebował się rozładować - a nie dano mu szansu. Rozłożył tylko ramiona, gdyż jego żyły toczyła złość i frustracja, dreptając to tu, to tam, nie wiedziąc, co właściwie zrobić z nogami. Rozpierała go energia:
- Dokończyć obraz mogę bez pańskich CENNYCH pędzli, wystarczy mi jedynie dostępność farb, a resztę zrobi się jak dzieci, palcami. Sprawia to panu satysfakcję? Hmm? - sarkał, wyraźnie wzburzony. Żeby tak go upodlić. Co za świat, co za ludzie.
- W Lustrze nie byłoby o tym mowy - mruknął do siebie, troszkę głośniej, niż by chciał, znów siadając na ziemi, gdyż skończyły się miejsca, w które mógłby jeszcze ruszyć, żeby tylko odejść. Nie zamierzał biernie czekać na lokalnych strażników miejskich, ale żadne straże nie pojawiały się z powietrza. Musieliby dojechać z parę ładnych minut, a on i tak nie miał się z czego tłumaczyć. Nic się przecież nie stało.Parvatti - 26 Listopad 2018, 09:28 Cóż za piękny dzień na spacer po parku z blancikiem w torebce. Możliwie, było wiele ciekawych miejsc, gdzie mogła spędzić ciekawie czas, jednak chciała przejść się tu do parku, nogi pchały ją przez miasto na ten zielony skwer, pełen artystów i hipisów, zakochanych par i dziadków z wnuczkami.
To też ubrana w białe trampki, modne obcisłe spodnie z dziurami na kolanach, w czarnej koszuli, przez którą nieśmiale prześwitywał materiał jej stanika. Na to miała zwykłą marynarkę. Białe włosy ukryte w koku pod kapeluszem typu pork pie. Twarz jak zazwyczaj zdobił ciemny makijaż podkreślający piękne, wielkie, tęczowe oczy oraz jej miękkie usta pomalowane w barwę malin. Na ramieniu przewieszoną miała niedużą torebkę, w której akurat zmieściła się paczka papierosów, klucze od mieszkania, telefon, portfel i bletki z gramem marihuany kupionej od lokalnego sprzedawcy.
Przechodząc przez park zauważyła sztalugę ustawioną niedaleko fontanny i nie mogła się oprzeć, by nie podejść i nie ujrzeć pracy młodego malarza. Przechodząc koło trzech mężczyzn przysłuchała się ich rozmowie i nagle gwałtownie zatrzymała. Z kontekstu, który pewnie i tak usłyszała częściowo urwany wynikało, że młodzieniec, który sądząc po plamach po farbie na płaszczu był malarzem oskarżył mężczyznę, który siadł na chodziku o kradzież pędzli.
Ale kto by się przejmował pędzlami?
Paro stała tak blisko całego zbiegowiska z zainteresowanym uśmiechem na twarzy i lekko przekrzywioną głową na bok. Ciekawe było skąd jeden z nich wspomniał o Lustrze, możliwe, że był to jedynie przypadek. Ot fantazja szalonego artysty, ale równie dobrze może być to całkiem ciekawy zbieg okoliczności.
Przecież nie tylko ona miała kaprys przejść na drugą stronę, a kto wie, jakie ciekawe grono się tutaj zebrało, przez przypadek, lub inny kaprys czegoś, co ludzie zwykli nazwać przeznaczeniem.L-05-t - 30 Listopad 2018, 18:52 Niemowa wydawał się skonfundowany. Pokiwał powoli głową gdy Dorian prosił go o potwierdzenie tego co się wydarzyło, ale patrzył głównie na Charlesa. Patrzył wzrokiem nieco nierozumiejącym, przekrzywiając lekko głowę. Ale jednocześnie... wydawał się jakby... zaintrygowany?
"Tymi fikuśnymi komórkami", tak powiedział ten dziwaczny człowiek. "W Lustrze nie byłoby o tym mowy." Ciałem niemowy wstrząsnął nagły dreszcz - nie przesadnie gwałtowny, nie przypominający raczej reakcji neurologicznej typu padaczkowego, ale mimo wszystko zauważalny. Oznaka silnego wzburzenia, jak się zdaje - to zresztą odbiło się również w jego zmęczonych oczach. Twarz ciężko było dostrzec, bo wciąż skryta była pod kapturem. Ścisnął mocniej nóż w prawej dłoni, choć nadal gardę miał opuszczoną i starał się nie sprawiać wrażenia osoby nastawionej konfrontacyjnie. Dało się jednak odczuć, że spiął się jeszcze mocniej, choć wydawało się to niemożliwe - coś musiało go poruszyć. Ciekawe, jak długo można znajdować się w takim stanie i nie pęknąć, jak struna rozciągnięta do granic możliwości?
Na domiar złego - ktoś nadchodził. Ponury młodzieniec raz jeszcze dał dowód swoich uważnych zmysłów, gdy odwrócił głowę w stronę zbliżającej się kobiety zapewne jeszcze chwilę przed tym, niż spostrzegli ją pozostali dwaj mężczyźni. Mierzył ją przez dłuższą chwilę spojrzeniem, gdy się zbliżała. Spojrzenie nie było nieprzyjazne per se - natomiast na pewno było raczej nieufne. Ten człowiek nie wygląda w sumie na osobę, która szczególnie łatwo obdarza innych zaufaniem.Śpiący - 1 Grudzień 2018, 11:02 Dorian połączył się z policją i zaczął na spokojnie i bardzo zwięźle opowiadać o całym dziwacznym zajściu. Tak, przyszedł jakiś gość, wkładał paluchy w obraz, a potem sam poczęstował się farbami i pędzlem. Nie zabrał nic więcej, przynajmniej nie zauważyłem. No tak, siedzi teraz i maluje po chodniku. Nie, na razie nie próbował uciekać, ale chciał się pojedynkować. Nie wygląda na groźnego, bardziej na... chorego.
Bazgraczowi wcale nie pasowało, że przyszła kolejna osoba. Cudownie, zbierają się gapie! A miał to być taki spokojny, relaksujący dzień... Jeszcze może wszystko wyszłoby lepiej, gdyby nie był martwy? Może zareagowałby jakoś żywiej, był jakoś bardziej gadatliwy, ugodowy, a nie jak teraz: spokojny, dążący do sedna i jak najszybszego zakończenia zajścia.
Spostrzegł, że niemy spiął się bardziej, chciał zapytać o powód, ale na razie skupiony był na rozmowie z policją. Jedna rzecz naraz. Na wszystko przyjdzie czas. Skąd u Leammiele'a takie myślenie, to zupełnie nie w jego stylu.Charles - 2 Grudzień 2018, 17:57 Charles w głębokim poważaniu miał, co działo się wokół niego. Powstawała sztuka. Niewprawnymi gestami powstawały plamy za plamą, linia za linią. W końcu można było wyłonić mistrzowsko oddaną postać ludzika patykowego z dwoma oczkami i buzią, rozsmarowanego wszystkimi kolorami tęczy, o burzy zielonych włosów i pomarańczowej tonacji skóry. Miał on muszkę (zapewne to była muszka, ponieważ dziki boa dusiciel owinięty wokół szyi postaci byłby chyba zbyt drastyczny dla biednego Charlesa, nie wspominając o tym, że w takiej sytuacji jegomość ów prawdopodobnie by się nie uśmiechał), a na smyczy coś, co mogło być zarówno psem, narwalem i grzejnikiem do koca. A słońce w rogu otrzymało szeroki, wdzięczny uśmiech czarną farbą, który uczynił go monstrum z najgorszych koszmarów. Co jak co, ale dzieło podobnego kalibru mogłoby być wystawione w galerii Londyńskiej! A i jeszcze dajmy do tego stokrotki. I niebieskie nie... skończył się niebieski. No dobrze, czerwony też może ujść. W końcu pan Artysta nie dał mu zezwolenia na kolejne farby.
- Powinieneś iść pan zdechnąć za taką nieuprzejmość - odezwał się neutralnym tonem, nie pasującym do wypowiadanych słów. Niestety, Charles nie potrafił się przy tym kontrolować, malarz go wkurzył i teraz powinien spróbować poprawić swoje czyny poprzez złożenie na ołtarzu swego żywota. Smutno, ale co począć.
W końcu na kamieniu rozmalowana palcami została wizja iście piekielna, w której sam Lucyfer swą płonącą mordą rozpalił pożogę na niebie, a bestia z Apokalipsy wyszła z oceanu i ruszyła na żer.Innymi słowy, była to typowa praca w uniwersalnym stylu "Bardzo ładnie skarbie, powiesimy na lodówce" i z pewnością w innym miejscu przyciągnęło by oko wielu krytyków. Zadowolony Charles wyprostował się i z głośnym trzaskiem wyciągnął się, nastawiając sobie kręgosłup.
- Dziękuję, oto pańskie farby, myślę, że udało mi się stworzyć coś specjalnego - powiedział z zadowoleniem, które nadal podszyte było niechęcią wobec artysty. Podał mu tubki jedną dłonią, drugą zaś wcierając resztki farb w szarą bluzę. Szybko też wypatrzył sobie krytyka, który mógłby go ocenić:
- A co Pani o tym sądzi? - zagadał przechodzącą obok smagłą kobietę o białych włosach. Potrzebował szczerych krytyków!Parvatti - 7 Grudzień 2018, 10:50 Widząc, że jeden z mężczyzn na nią spojrzał uśmiechnęła się serdecznie i pomachała mu ręką na powitanie. Nie bała się ludzi, mało z nich wiedziało o Krainie Luster, jeszcze mniej uwierzyło w to, o czym się dowiedzieli. Z tego wszystkiego tylko nieliczna grupa była na tyle spostrzegawcza, by połączyć nietypowy wygląd Paro z innym światem. A nikt nie wiedział, że jest ona Baśniopisarką. Włosy iskrzące się na złoto i srebro w prześwitach słońca, które nieśmiało zaglądało spomiędzy chmur i słoneczną skórę, od której bił specyficzny blask dało się łatwo wytłumaczyć dobrymi kosmetykami. Na co każdy człowiek chętnie przytaknie, oni przecież boją się wszystkiego, co wykracza poza zakres rozumowania ich realności.
Pewnym krokiem podeszła bliżej zbiegowiska, jednak jej krok, był lekki, ruchy giętkie, kocie, tak jakby tańczyła w rytm bicia serca samej matki ziemi. Kiedy podeszła bliżej przystanęła na chwilę przy obrazie. Dzieło było dobre, tak zdecydowanie nie mogła go nazwać czymś co chwytało za serce, jednak było wykonane z precyzją i dokładnością. Parvatti była pewna, że twórca jest prawdziwym malarzem, a nie amatorem pasjonatą.
Kiedy mężczyzna przypominający kloszarda swoim ubiorem ją zawołał podeszła spokojnie ciekawa co takiego specjalnego stworzył mężczyzna i czemu potrzebuje jej opinii do szczęścia.
Kiedy tylko jej wzrok spoczął na bohomazach na rysunku uniosła ona jedną brew. Mrugnęła dwa razy i zaczęła się zastanawiać, czy mężczyzna, który przed nią nie siedzie nie jest przypadkiem chory, albo cofnięty w rozwoju. Postanowiła więc użyć jego słów, skoro potrzebował czyjejś opini, a sam jest widocznie zafascynowany swym wątpliwym dziełem.
-To z pewnością coś specjalnego.
Nie wiedziała co powinna powiedzieć o tym strasznym, dziecięcym rysunku.