Edan - 24 Październik 2018, 17:37 Blondwłosy Upiorny Arystokrata nie miał złych zamiarów. Starał się stąpać powoli, żeby nie zaskoczyć Lorda Vyrona swoim nagłym wychynięciem zza ściany budowli. Nawet jeśli była ona przezroczysta, starszy szlachcic mógł nie spodziewać się gości. Bo niby czemu miałby się spodziewać? Na takim pustkowiu spotkanie zwierząt byłoby zaskoczeniem a co dopiero istot inteligentnych.
Budzik zadzwonił cichutko, nieprzeraźliwie kiedy chłopiec zajrzał do środka. Zauważył ruch mężczyzny ale nie przypuszczał, że Laraziron może udawać, że śpi! Chociaż z drugiej strony...
W tej jednej, bardzo krótkiej chwili kiedy zobaczył jak zielone oczy uchylają się i patrzą na Edana bystrze, dzieciak poczuł mieszaninę zaskoczenia ale i podziwu. Miał do czynienia z Arystokratą o wiele starszym, bardziej doświadczonym i co najważniejsze - weteranem wojennym. Bo przecież Vyron brał udział w wojnie, a przynajmniej tak wynikało z informacji które udało mu się zdobyć już jakiś czas temu.
Stworzony z metalowych monet dzwoneczek upadł na ziemię i potoczył się po trawie, trącając wyrastające z niej kryształy. Edan nie zdążył nawet krzyknąć, jedyne na co się zdobył to szerokie otwarcie oczu, co nie było najmądrzejszym ruchem.
Lecąca w jego stronę kryształowa lanca została zaatakowana błyskawicą siostry - jej moc potrafił rozpoznać. Jednak siła była niewystarczająca i skruszony, tępy ale nadal niebezpieczny koniec stworzonej bez wątpienia przez Vyrona broni zatrzymał się tuż przed niewielkim, dziecięcym nosem Edana.
Chłopiec momentalnie uniósł ręce w górę, zezując na kryształ znajdujący się między jego oczami. Końcówka lekko dotykała skóry ale nie przebijała jej. Jeszcze.
Cofnął się, pokazując swoją uległość i brak złych zamiarów. Lanca poszybowała za nim, jakby została z nim połączona. Czerwone oczy chłopaka skierowały się na Viridiana.
Obserwował w ciszy jego poczynania. To jak mężczyzna się myje, przebiera. Trzeba było przyznać, że miał naprawdę fantastyczną sylwetkę. Edan zazdrościł rogatemu muskułów i tych wszystkich blizn. Skrycie podziwiał Larazirona, nawet jeśli ten był bucem jakich mało.
Właściwie rozumiał użycie przez niego mocy. Któż mógł przewidzieć jakie były zamiary młodego Veneficusa? Przecież dzwoneczek mógł w jednej chwili zmienić się w sztylet i ugodzić dumną pierś Kryształowego Lorda. Działał więc w samoobronie.
Zachowanie siostry sprawiło, że zamarł w bezruchu. Wystraszone oczy skierował właśnie na nią, ale nie opuścił uniesionych wysoko dłoni.
Erika zeskoczyła ze swojej klaczki i niemal podbiegła do czarnowłosego, wrzeszcząc wymierzone w niego wyzwiska. To nie mogło skończyć się dobrze.
Wiązanka wymyślona przez siostrę była... barwna i pewnie gdyby nie okoliczności, Edan wybuchnąłby śmiechem. Jak jednak zareaguje Viridian? Blondyn miał co do tego złe przeczucia.
Kiedy jednak strzeliła Lorda w twarz, nie wytrzymał i głośno wypuścił z siebie powietrze. Na jego twarzy pojawiło się przerażenie.
- Erika! - krzyknął krótko, ale strach zdławił głos i w efekcie, całość zabrzmiała dość mizernie. Jakby się zakrztusił.
Przez oczami miał właśnie scenę w której Vyron mści się za jej zachowanie. Takie jawne okazanie braku szacunku nie mogło ujść płazem, wiedział to zarówno on, młody Arystokrata jak i pilnujący ich Lindel. Ten ostatni jednak nie miał prawa interweniować.
Może i jego zachowanie pachniało tchórzostwem, ale jak miał się zachować dzieciak, który przed chwilą o mało co nie stracił życia a teraz jego siostra, prawdopodobnie odreagowując stres, obrażała drugiego szlachcica? No należy zrobić, żeby załagodzić całą tą trudną sytuację.
Chłopiec odczekał aż Laraziron usiądzie i podszedł do niego powoli, nadal trzymając ręce wysoko.
- Przepraszam, szanowny Lordzie, za zachowanie mojej siostry. - skłonił się, patrząc na niego z nadzieją - Ona... przestraszyła się. A strach jest złym doradcą. - dodał cicho, pokornie - Błagam o wybaczenie. Jesteśmy tylko dziećmi...
Płaszczenie się przed drugim Arystokratą było zwyczajnie obrzydliwe, ale cóż miał w tej chwili poradzić młody Veneficus? Chciał chronić swoją siostrę. Modlił się, żeby Vyron nie domagał się satysfakcji.
Patrzył uważnie na zielonookiego z mieszaniną podziwu i strachu. Skoro już napotkali go na swojej drodze, nie powinni robić sobie z niego wroga. Zwłaszcza, że ojciec wiązał z nim wielkie nadzieje.
Z pewnością będzie niepocieszony, gdy Lindel powie mu o całym zajściu...Vyron - 24 Październik 2018, 21:30 Viridian wysłuchał obelg płynących z ust dziewczyny z twarzą pozbawioną jakichkolwiek emocji. Był weteranem, widział i słyszał już niejedno, ale taka zniewaga i to uczyniona przez innego arystokratę (nawet jeśli był dzieckiem), była niczym drzazga w opuszku palca. Drażniła, przeszkadzała, ale specjalnie nie bolała. Ciężko było zatem powiedzieć, czy jej zachowanie bardziej go zdenerwowało, uraziło czy rozbawiło. Niemniej całe to zdarzenie otworzyło przed Viridianem zupełnie nową drogę, z której teraz zamierzał skorzystać.
W chwili, gdy już chciał obrócić zachowanie młodej upiornej w żart, ta wyprowadziła cios. Gdyby nie fakt ze dziewczyna była sporo niższa od niego oraz to, że był weteranem, i w wielu wypadkach jego ciało działało odruchowo, zapewne zostałby spoliczkowany niczym zwykły wieśniak czy inny chamski pomiot. Uchylił się jednak przepuszczając dłoń dosłownie o milimetry od policzka. Poczuł tylko jak czubki paznokci muskają skórę.
Miał ochotę strzelić ją pięścią w ryj a później, gdy padnie, prać tak długo, aż twarz zamieni się w mielonkę. Miał ochotę przebić jej trzewia pałaszem i sycić oczy widokiem nieuchronnie odpływającego życia. Miał ochotę zatopić ją w kryształowej trumnie i pozwolić by konała w niej przez całe tygodnie schnąc niczym śliwka w wyniku wysysania w ciała wszystkich płynów. Zacisnął jednak zęby i nie zrobił nic.
- Nie wiesz co mówisz dziewczynko, ale zapewniam cię, że nie jestem wywałaszony. Nie martw się jednak, będę o tobie pamiętał i udowodnię ci to, gdy tylko zostanie wprowadzone prawo wojenne. A wierz mi, wcześniej czy później zostanie ono uchwalone. – powiedział posyłając Erice jadowity uśmiech okraszony nieprzyjemnym spojrzeniem zielonych oczu.
Spojrzał na chłopaka który krzyknął imię młodej upiornej.
On niczemu nie zawinił, a zabicie go tylko dlatego by odegrać się na dziewczynie przyniosłoby więcej szkody niż pożytku.
- Teraz nie mogę jej tego wybaczyć, ale nie wyzwę jej też na pojedynek. A co do dzieci, to nie mów mi proszę o dzieciach Edanie, bo zdarzało mi się zabijać młodszych od was. – powiedział Viridian bez zbędnego jadu czy złości w głosie. To była zwykła sucha informacja, która miała posłużyć jako ostrzeżenie.
Podszedł do juków i wyjął z nich przybory piśmiennicze. W mały kryształowy pojemniczek wziął nico żaru z ogniska do którego to wrzucił kilka niedopalonych gałązek i rozdmuchał płomień. Gdy tylko gąsienice żaru chciwie zaczęły pochłaniać gałązki a ogień na nowo zapłonął, Vyron postawił naczynie na stole a na naczyniu mały srebrny dzbanuszek. Usiadł przy stole, otworzył pojemnik z inkaustem, zaostrzył pióro i rzucił do środka srebrnego naczynia kostkę laku. Gdy rozłożył przed sobą kartę papieru dało się dostrzec filigran w postaci herbu rodu Laraziron. Piękne, równe i eleganckie pismo zaczęło pokrywać kartę papieru.
Cytat:
Szanowny Lordzie Maxymilianie
Na wstępie pragnę Cię serdecznie pozdrowić i życzyć Ci zdrowia oraz wszelkiej pomyślności. Niestety list ten przesyłam by wyrazić swoje ubolewanie i bezmierny żal. Otóż w dniu dzisiejszym, na Herbacianych Łąkach, a dokładniej na obszarze który łączy się z moimi ziemiami, doszło do wielce niefortunnego incydentu, który może położyć się cieniem na naszych wzajemnych stosunkach.
Twoja córka, po podejściu do mojego obozowiska i przebudzeniu mnie, działając jakoby pod wpływem silnego wzburzenia obraziła mnie wyzywając od „wywałaszonych skurwysynów”, „osób pozbawionych rozumu przez pijaństwo i libacje” a wypowiedź swoją zakończyła sowami groźby „ (…)i tak byś skończył martwy kurewniku”. Wszystko to miało miejsce przy Twoim słudze, któremu polecam dostarczenie tego listu bezpośrednio do Twoich rąk.
Jakby to nie wystarczyło, aby móc wyciągnąć daleko idące konsekwencje, Córka Twoja usiłowała dodatkowo znieważyć mnie fizycznie przez uderzenie w twarz niczym prostego pachołka czy innego obozowego ciurę. Jak dobrze wiesz kodeks honorowy w wypadku takiej napaści nie pozostawia zbyt wielu możliwych wyjść …
Jednakże, ceniąc naszą wielusetletnią znajomość powstrzymałem się przed natychmiastowym wyzwaniem Twoich dzieci na pojedynek, a tym samym prawdopodobne zakończenie ciągłości rodu Venefici. Nie mogę jednak puścić tego płazem, i twierdzę, że samo ukaranie córki nie wystarczy. Oczekuję zatem, że jako ludzie rozumni i skupieni na interesach naszych rodów, sprawę rozwiążemy bez konieczności przelewu arystokratycznej krwi. Czekam na Twoją decyzję i ewentualne propozycje do następnego nowiu.
Z wyrazami szacunku i szlacheckim pozdrowieniem,
Lord Vyron Laraziron
P.S.
W wyznaczonym czasie przyślę po odpowiedź własnego posłańca. VL
Gdy skończył pisać, wysuszył inkaust, złożył papier na dwoje a następnie zwinął w rulon. Brzegi połączył lakiem na którym odcisnął pieczęć herbową.
- Rozumiem, że jesteś ich preceptorem? – powiedział Vyron patrząc na towarzyszącego Upiornym pachoła - Zaniesiesz ten list do Lorda Maxymiliana. Do rąk własnych.
Złożył przybory kreślarskie, upił łyk herbaty i spojrzał na owoce lędźwi starego Maxymiliana.
- To jak będzie przebiegała rozmowa zależy od was. Przypomnę tylko, że to wy przybyliście do mojego obozowiska a nie ja do waszego. To wy naruszyliście mir a nie ja. Nie jestem też waszym kolegą ani sługą do którego możecie zwracać się w taki sposób jak przed chwilą pokazała to Erika. Zostaliście ostrzeżeni. Za następną zniewagę zapłacicie krwią. – powiedział wykonując ręką gest wskazujący na wolne miejsca - Nie wiem jak przebiegała wasza nauka, i specjalnie mnie to nie obchodzi, ale w dyplomacji a dokładniej w protokole dyplomatycznym pytanie o zdrowie zwierzchnika, głowy rodu czy władcy zawsze oznacza chęć podtrzymania rozmowy. Tak samo pytanie o kierunek lub przyczynę podróży. To takie mniej prostackie zapytanie o aktualną pogodę. Zaczniemy zatem od nowa. – powiedział Vyron spoglądając na preceptora i dając mu znak, że ma się oddalić.
- Jakże się zatem miewa wasz Ojciec i cóż was sprowadza w te strony ? Erika - 24 Październik 2018, 22:24 Nie trafiła. W sumie to chyba nawet dobrze. Była zbyt wściekła by przejmować się konsekwencjami gdy zaczęła.
Gdy usłyszała jego słowa aż zaniemówiła. To była groźba i to mało subtelna.
Teraz ile prawdy kryło się za nią? Najbardziej zainteresowała ją wzmianka o nieuchronności wprowadzenia prawa wojennego. To była dla niej nowość.
- Nawet gdyby lord wyzwał którekolwiek z rodzeństwa musiałbym w ich imieniu odmówić. W takich sytuacjach mam informować, że sprawą zajmie się osobiście markiz Maximilian Veneficus w terminie odpowiadającym urażonemu. Gdyby mimo wszystko urażony chciał kontynuować jestem upoważniony do niedopuszczenia do niego przy użyciu wszystkich mi możliwych środków. - wtrącił grzecznie towarzysz rodzeństwa.
- W żadnym wypadku. Nie jestem prostakiem, ale jestem dalece niewykwalifikowaną osobą by pełnić rolę nauczyciela dziedziców. Jestem tylko ich prywatnym ochroniarzem i opiekunem. Kompromisem między zapewnieniem swobody i bezpieczeństwa. - spokojnie odebrał list przyglądając się czy pieczęć dobrze się odcisnęła i schował za pazuchę.
- Markiz Veneficus bez wątpienia otrzyma go niezwłocznie po naszym powrocie do rezydencji.
Po tej ktrótkiej wymianie zdań usunął się na bok i do tyłu, ale pozostał blisko.
- Jest to prawda. Jednak nie cała prawda. Przybyliśmy bez złych intencji i chcieliśmy was możliwie delikatnie obudzić. Fakt, że kryształowa lanca wyskoczyła zanim Edan zdążył zadzwonić wskazuje na to, że już wtedy nie spałeś. Fakt, że jednak nie przebiła jego głowy wskazuje na to, że wiedziałeś z kim masz do czynienia, a przynajmniej, że ten ktoś nie ma złych intencji.
Nie mogę zaprzeczyć, że moje zachowanie było nieakceptowalne, ale jak byś TY zareagował lordzie gdyby najbliższa ci na świecie osoba była o włos od śmierci dla z tego co mi się zdaje żartu lub równie błahego powodu. - tu jednak przerwała. Czy dla Vyrona to był zrozumiały przykład? Nie kojarzyła by miał obecnie bliższe stosunki z kimkolwiek. W przeszłości? Chyba młodsza siostra, ale większość i tak nazwałaby je przeciętnymi. Kiepsko. Równie dobrze może zupełnie nie zrozumieć o czym mówi. - Patrząc na to wszystko wasze zachowanie też pozostawia do życzenia. Zaś moja wykształcenie jest nienaganne - to sytuacja sprawiła, że nie byłam w stanie myśleć o czymś takim.
Westchnęła ciężko i odgarnęła kosmyk włosów z czoła.
- Niestety nie najlepiej. Z pewnością to jednak przejściowe. Zaś tu sprowadził na czysty przypadek. Zrobiliśmy sobie przejażdżkę po inspekcji manufaktury. - tyle była w stanie powiedzieć w miarę spokojnie. Nalała sobie herbaty do filiżanki i pozostawiła dalszą rozmowę bratu. Przynajmniej do momentu aż się lepiej uspokoi. Nadal drżały jej ręce. W równym stopniu z wściekłości co ze strachu, który przeżyła widząc brata o włos od śmierci.
Ich znajomość zaczęła się zdecydowanie niefortunnie. Wątpiła też by kiedykolwiek zapomniała mu na jakie ryzyko wystawił jej ukochanego brata.
Lindel jednak by pozostał na miejscu. Gdyby Vyron miał jakieś z tym problemy powiedziałby, że tylko markiz Veneficus może mu coś takiego rozkazać. Gdyby to nadal by było mało wyciągnął by z wewnętrznej kieszeni starannie złożony dokument opatrzony pieczęcią oraz podpisem oznajmiający jego prawa i obowiązki dla wglądu innych wielmożów, którzy by zbyt natarczywie chcieli oddzielić go od rodzeństwa.Edan - 27 Październik 2018, 20:07 Czas jakby spowolnił. Edan poczuł się wyjątkowo niekomfortowo w obecnej sytuacji. Atmosfera była tak gęsta, że chłopiec niemal czuł jak przykleja się do ciała, oblepia je ze wszystkich stron i próbuje wciągnąć pod ziemię, niczym ruchome piaski. Nigdy nie spotkało go coś podobnego, ale w tej chwili czuł się zwyczajnie stłamszony.
Lord Vyron nie musiał robić wiele, by budzić szacunek i pokorę. Już samo spojrzenie jego jadowicie zielonych oczu sprawiało, że wątroba stawała sztorcem. Jego szlachetna, wykrzywiona w wiecznym grymasie niezadowolenia twarz miała w sobie coś, co nakazywało bić pokłony.
Edan, chociaż niewiele wiedział o samym Viridianie, podziwiał go. Co prawda zielonooki Upiorny miał już ponad pięćset lat i swoje z pewnością już widział, ale onieśmielał swoją potęgą, nawet jeśli był ubrany w zwykły strój podróżny i był zmęczony jazdą.
Miał w sobie to coś, co powinien mieć każdy Arystokrata. Ten mrok, wyciekający dyskretnie z każdego pora skóry. Sprawiający, że strach sam wpełza na kark i podnosi wszystkie włoski.
Blondyn spodziewał się wybuchu złości i spektaklu złożonego w głównej mierze z krzyku, krwi i śmierci. W jego oczach Laraziron był bowiem bezlitosnym, okrutnym szlachcicem, który nie miał ani cienia skrupułów i z zimną krwią pozbył się pozostałych członków rodu. A przynajmniej tak plotkowali o nim w Krainie Luster. Co jest prawdą, a co jedynie czczym gadaniem plebsu? Niższe stany uwielbiają takie historie. Historie w których to możnowładca jest tym złym, najgorszym, a biedny, uciskany lud nie ma wiele do gadania.
Jaki był Vyron?
Groźba wypowiedziana w stronę siostry zmroziła mu krew w żyłach. Spojrzał na nią i przełknął ślinę. Nie podobało mu się to wszystko, zwłaszcza, że przed nosem nadal wisiała mu kryształowa lanca. Nie chciał wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, bo nie uśmiechało mu się wyjmować później odłamki z własnej twarzy. Z resztą nawet gdyby zrobiła to Erika, blizna oszpeciłaby dziecięcą buźkę do końca życia.
Viridian inaczej zachowywał się w stosunku do Edana. Może to przez te przeprosiny? Kamień spadł z serca młodego Upiornego, kiedy lord oznajmił, że nie będzie żądał pojedynku. Nie podobała mu się jednak uwaga o zabijaniu dzieci. Oczywiście blondyn wiedział, że Laraziron brał udział w wielu wojnach, paręset lat temu, ale co innego walka a co innego szlachtowanie niewinnych. A może tym stwierdzeniem nawiązywał do morderstwa jakiego się dopuścił na własnych bliskich?
Kiedy wreszcie gęsta, obrzydliwa atmosfera nieco się rozluźniła, bo czarnowłosy usiadł przy stole, Edan spojrzał na Lindela. Na czas pisania przez lorda listu, zapewne do ich ojca, chłopak rozglądał się, oceniając zarówno krajobraz jak i twarze bliskich mu osób. Erika była podenerwowana, ale nie spodziewał się po niej takiego wybuchu.
Zapłonął do niej jeszcze większym uczuciem. Martwiła się o niego i w obronie braciszka była gotowa nawet obrazić potężnego szlachcica! Słodka, kochana Erika!
Wolnym krokiem podszedł do stołu i usiadł ostrożnie, mając przed oczami kryształ. Wysłuchał wymiany zdań Larazirona i siostry, nie przerywając i celowo pozostając jakby w cieniu. Musiał zastanowić się jaką strategię obrać.
Skoro Vyron uchodzi za niebezpiecznego, pyszałkowatego nerwusa, trzeba go podejść bardzo ostrożnie. Czy Erika zrozumie, że takim najlepiej jest się zwyczajnie podlizywać? Owszem, to obrzydliwe, ale ile może przynieść korzyści!
Najpierw jednak trzeba wybadać grunt, bo cała rozmowa zaczęła się naprawdę niedobrze.
- Drogi lordzie. - odezwał się grzecznie Edan, kiedy tamta dwójka na chwilę przerwała dyskusję - Czy mógłbym prosić o zabranie mi tego sprzed nosa? Kryształ odbija światło i sprawia, że nie mogę się skupić na pańskiej sylwetce, już nie wspominając o jakiejkolwiek rozmowie. - uśmiechnął się lekko, pokornie.
Przez dłuższą chwilę nie patrzył na Erikę. Nie chciał zdradzić się przed zielonookim jak mocna więź łączy rodzeństwo. Co, jeśli Laraziron postanowi to wykorzystać? Edan nie pozwoli skrzywdzić Eriki.
- A co, jeśli można zapytać, sprowadziło ciebie, lordzie, w to miejsce? Z tego co wiem, nieopodal rozciągają się tereny znajdujące się pod twoją jurysdykcją. Proszę wybaczyć, ale moim zdaniem to trochę... niecodzienne, widzieć Upiornego Arystokratę zażywającego odpoczynku na środku polany, bez stosownych wygód. - dobieranie słów było trudne, ale przecież tego uczono go od najmłodszych lat.
Starsi Upiorni wysławiali się w przeróżny sposób, używali archaicznych zwrotów, trudnych słów. Najgorsi jednak byli ci, którzy posługiwali się starożytnym językiem. Biorąc pod uwagę, że język ten należał już do wymarłych, zna go naprawdę mała garstka i kiedy w towarzystwie pojawiał się chociaż jeden, używający tego ostrego języka, wśród pozostałych, młodych Arystokratów wzbudzało to lekki popłoch. Dobrze, że Vyron mówił we wspólnym, powszechnie znanym języku.
Edan czekał na jakąkolwiek reakcję Viridiana. Niewiele mógł zrobić sam, bo chociaż lanca była nadkruszona, pozostawała pod wpływem mocy Kryształowego Lorda. Ku niezadowoleniu chłopca, to on w tej chwili rozdawał karty.Vyron - 29 Październik 2018, 05:27 Słysząc to co powiedział towarzyszący dzieciakom sługa Maxymiliana Veneficusa, Vyron uśmiechnął się, a uśmiech ten w połączeniu z wyrazem limonkowo-zielonych oczu, zdawał się aż ociekać jadem i czymś jeszcze. Czymś ciężkim do zidentyfikowania. Nie była to bowiem ani drwina, ani rozbawienie, ani żal, troska czy trwoga. W najlepszym razie, ten niejako dodatkowy wyraz twarzy można by podciągnąć pod politowanie.
Otóż ów pachoł w razie czego będzie upoważniony do niedopuszczenia do pojedynku za wszelką cenę. Ciekawe czy wiedział, jaką cenę zapłaciłby ze ową „wszelką cenę”? Obraza to obraza, a życie sługi, nawet najwierniejszego, zawsze stoi niżej niż życie nawet najpodlejszego szlachetki. Viridzian stawiał kasztany przeciwko diamentom, że stary Maxymilian sam wydałby swojego zaufanego sługę w łapy morderców, gdyby to miało uratować jego dzieci czy choćby interesy.
Ba! Pozwoliłby go jeszcze ku uciesze gawiedzi i sodomitów zarżnąć w dupsko i to w rytm popularnej polki-galopki czy innego saltarello.
Miał pachoł fantazję.
Zaiste, paradne facecje prawił i gdyby nie fakt, że ów kmiot miał już Pana, Vyron czym prędzej zaproponowałby mu stanowisko nadwornego trefnisia.
Na siedem piekieł! Oczyma duszy już widział to, jak słaby i niemal srający pod siebie Maxymilian wychodzi na ubitą ziemię stawić czoła adwersarzowi, a sądząc po języku i sposobie bycia tej smarkuli, stary Veneficus ma już chyba kolejkę chętnych zaklepaną do przyszłego roku.
Vyron pokręcił głową jakby bezgłośnie mówił „Oj, głupiś pachole. Głupi!”
Posłuchał tego co mówi dziewczyna.
I przez chwilę miał jednak ochotę uderzyć ją w twarz, dla przypomnienia, że rozmawia ze starszym od siebie. I to jakieś trzydzieści siedem razy starszym. Nie przypominał sobie by pozwolił im mówić do siebie na „ty”. Uznał jednak, że aktualne zachowanie, to pozostałość silnego wzburzenia. W końcu bliźnięta ponoć łączy jakaś specjalna, ponadnaturalna więź.
Szkoda, że on nie odczuwał zupełnie nic gdy w dosłownym sensie tego słowa mordował sam siebie, czy to dla zabawy, czy w ramach ćwiczeń.
- Owszem, wiedziałem, że ktoś podchodzi do mojego schronienia. Wiedziałem też, że nie jest sam. Obstawiałem minimum trzy konie. Słuch mam dobry, a metal wydobywany z miejsca, w którym był ukryty, dla kogoś kto choć raz brał udział w prawdziwej walce, a nie tylko bezmyślnie okładał się z parobkami na palcaty, brzmi bardzo jednoznacznie. Przez chwilę miałem nadzieję, że to jednak grasanci albo inne powsinogi. Wtedy celowałbym w brzuch, by śmierć była bardziej bolesna i dłuższa. Jestem jednak cholernie ciekawski, dlatego uznałem, że wypytam kto i czego chce. Zabić przeciwnika zawsze przecież można w ostatniej chwili, a jak to zwykłem mawiać, zawsze jest czas na jeszcze jedną ostatnią chwilę. – powiedziawszy to upił łyk herbaty z kubka i ponownie popatrzył dziewczynie w oczy.
Miała ładne oczy.
Przypominały trochę oszlifowany bursztyn, miód spadziowy lub wrzosowy albo piwo. Dobre, chłodne i aromatyczne, bo powstałe z prażonego słodu piwo.
- Jak dożyjesz tylu lat co ja, albo twój ojciec Eriko, wówczas będziesz wiedziała, że nie można ufać nikomu i nigdy. Choć dziś wszystko jest jak w najlepszej księdze czy baśni, to nie wiesz czy kiedyś, za dziesiątki, setki albo tysiące lat, Twój własny, ukochany brat nie wbije Ci sztyletu w serce. Jesteście dopiero na początku swojej drogi, i im szybciej pojmiecie pewne zależności tym lepiej. – powiedział zielonooki bez śladu wesołości czy kpiny - Jeśli chodzi o mnie, to bardzo kiepsko trafiłaś z tym pytaniem i obawiam się, że moja odpowiedź cię nie usatysfakcjonuje, ale mimo to odpowiem. Nic bym nie zrobił. – zrobił krótką przerwę w swojej wypowiedzi i spojrzał gdzieś w niebo - Nic bym nie zrobił, bo ktoś taki nie istnieje. To kolejna rzecz, której przyjdzie wam się nauczyć. Im jesteś starsza, tym bardziej twoje serce zamienia się w kamień i obojętnieje. Jeśli chcesz dowodu, to zapytaj się swojego ojca czy was kocha i co to znaczy, że was kocha.
Uśmiechnął się, a jego brwi powędrowały ku górze sprawiając, że cała twarz przez chwilę wysyłała jasny komunikat. „Naprawdę mi przykro”.
Słysząc odpowiedź na pytanie o zdrowie ojca i dokąd drogi prowadzą Vyron skinął głową.
- Jeśli jest potrzeba, jeszcze dziś gotów jestem posłać do niego swojego najlepszego medyka. – powiedział, a zabrzmiało to dość szczerze. W końcu od wymienianie się medykami było niemal tradycją. Praktykowali to nawet zwaśnieni władcy. Dbałość o zdrowie swojego wroga nie tylko uchodziła za cnotę i postępowanie honorowe, ale też pozwalała ocenić aktualną koniunkturę w państwie a także tendencje i poglądy polityczne członków wewnętrznego kręgu. Cóż, wszystko ma jakieś drugie dno.
- b] Jak rozumiem wizytacja manufaktury związana była z problemem, którym Maxymilian nie był w stanie zająć się osobiście? I jak sobie poradziliście? [/b] – zapytał z pewną dozą ciekawości.
W jego oczach ktoś kto miał ledwie 15 lat niewiele różnił się od pulchnego, różowego sralucha trzymanego przez matkę w beciku lub z zapałem ssącego cyca. Nawet w Świecie Ludzi, którzy żyją nieporównywalnie krócej i dojrzewają szybciej od Upiornych Arystokratów, osoby mające piętnaście lat, to jeszcze dzieci i nie poleca im się zbyt skomplikowanych zadań, a o stanowisku kierowniczym nie wspominając.
Z zamyślenia wyrwało go pytanie Edana, który non stop miał przed twarzą paskudny kawał kryształowego odprysku.
- Tak – powiedział Vyron i sięgnąwszy kawałek przed siebie zabrał kryształowy szpic sprzed twarzy chłopaka. - Całkowicie o nim zapomniałem. – powiedział i uśmiechnął się do Edana lekko. Jasnym było że nie zapomniał, ale póki Erika była wzburzona a pachoł nie miał przypisanej oficjalnej roli, lepiej było trzymać dzieciaka na ostrzu mogąc w każdej chwili uśmiercić go lub zadać potworne rany.
Teraz nie było już takiego powodu.
W końcu za chwilę zasiądą przy kryształowym stole i na kryształowych siedziskach.
Miał nadzieję, że chłopakowi nieco ulżyło. Kto wie, może nawet odpręży się trochę i przestanie mieć kij w dupie? Koniec końców byli na łąkach, a nie w pałacu, spotkaniu czy oficjalnym przyjęciu. Tu etykieta i protokół dyplomatyczny w ścisłym tego słowa znaczeniu, poza podstawowymi zwrotami grzecznościowymi, raczej nie obowiązywały.
- Ależ oczywiście że można, ale nim odpowiem na to pytanie, powiedz mi proszę, na środku czego?! – powiedział Vyron uśmiechając się i patrząc na chłopaka jak na wiejskiego przygłupa, który właśnie z błogim uśmiechem zesrał się w gacie, a poczuwszy niezrównaną lekkość bytu począł wyczyniać pocieszne hołubce rozbryzgując przez nogawki zawartość swoich hajdawerów - Dobrze, że nie pośród boru, w olsie, na haliźnie czy innej płazowinie. Młodzieńcze, czy poza tymi kilkoma drzewami na krzyż widzisz tu dookoła jakiś las? Nie? To skąd ci się wzięła ta polana? Na przyszłość zapamiętaj sobie, że polana jest to pozbawiona drzew powierzchnia porośnięta roślinnością zielną.
Viridian pokiwał głową z udawanym smutkiem, jakby wielce bolał nad tym, że właśnie bezecnie popsował tak misternie skleconą wypowiedź Edana.
- Wiesz co Edanie? Gdyby nie to, że siliłeś się na pompatyczny styl, co w twoim wieku zazwyczaj nie wychodzi zbyt dobrze, powiedziałbym Ci, żebyś siedział cicho, bowiem dzięki temu łatwiej mi utrzymać złudzenia odnośnie Twojej inteligencji. – sięgnął po kubek i upił nieco herbaty - Nie dąsaj się przeto cny junaku i nie roń śloz, albowiem zacnym mężom to nie przystoi! Nie turbuj tym przeto swej szlachetnej głowy, lecz bacz, byś nader ochoczo powiewów młodości pełną piersią zażywał – powiedział Vyron unosząc teatralnie dłoń i parodiując wzniosły styl wypowiedzi - … albowiem, jak się tego nierychło dowiesz, nauka sama wraz z latami przychodzi.
Opuścił dłoń i spojrzał bezpośrednio na Edana.
A raczej w jego głąb.
To nie był już opryskliwy, pyszałkowaty, zepsuty przez władzę arystokrata z przerostem ego wprost proporcjonalnym do zasobności skarbca.
To była śmierć o zielonych oczach i czarno srebrnych włosach. Chłodna, pewna swego i nieunikniona jak noc, która nastaje po dniu.
To było właśnie owo charakterystyczne, można by rzec wypracowane przez dziesiątki lat walk i potyczek wejrzenie srogiego, twardego jak skała i rządzącego równie twardą ręką, ale zawsze sprawiedliwego dowódcy. Dowódcy, który za każdy występek srogo każe, ale za każdą zasługę szczodrze nagradza. To było zimne, pozbawione lęku, wątpliwości i wszelkich emocji spojrzenie atamana, który nie raz wiódł swoich ludzi przez siedem piekieł, w najgorszy ogień samego serca bitwy, zostawiając po sobie tylko zgliszcza i trupy, tylko po to by odeprzeć najgroźniejszego wroga.
To był wzrok wodza wypuszczony na chwilę spod maski błazna.
- Nie straszne mi niewygody szlaku Edanie. Kto wie, może ty nie będziesz już musiał ich znosić? – powiedział a jego spojrzenie ponownie wróciło do wystudiowanego spojrzenia zblazowanego arystokraty - Jeśli zaś chodzi o to, skąd prowadzi moja droga, to wracam ze Szkarłatnej Otchłani ze spotkania z moim Najlepszym Wrogiem.
Swoją drogą ciekawe czy Bękart już dotarł do swojej siedziby a jeśli tak kiedy wyruszy na poszukiwania problematycznego wuja. Koniec końców dobra obława nie jest zła.
To przypomniało mu o tym, że obiecał wysłać do „Znaleziątka” swojego człowieka.
Wrócił jednak myślami do aktualnych rozmówców.
- Jak idą interesy? – zapytał przenosząc wzrok na Erikę, ona wydawała się mieć więcej do powiedzenia w kwestii interesów - Powiedzcie, jak radzicie sobie z ekonomią i zarządzaniem? Prawdę mówiąc nie pamiętam czasów gdy miałem około piętnastu czy dwudziestu lat. Nie jestem przekonany czy moja ówczesna wiedza pozwoliłaby mi w zadowalającym stopniu kierować czymś więcej niż strumieniem własnego moczu. Jak rozumiem, plany rozbudowy, zakupów, koszty amortyzacji i modernizacji parku maszynowego w dalszym ciągu układa Maxymilian, wy zaś jesteście, jakby to powiedzieć, mobilną delegaturą terenową o ograniczonej możliwości decyzyjnej dysponującą narzędziami pozwalającymi na egzekucję rozporządzeń poprzez oddziaływanie reprezentacyjne? – przez chwilę zastanowił się czy to co powiedział brzmi dość jasno dla dwójki dzieci i szybko przetłumaczył z języka ekonomii biznesowej na „wspólny” - Czy dobrze rozumiem, że teraz to was dwoje odpowiada za kontrolę nad bieżącą działalnością manufaktur?Erika - 29 Październik 2018, 22:47 Na uśmiech Vyrona Lindel odpowiedział podobnym uśmiechem. Nie próbował nawet wniknąć co sobie lord Laraziron myśli. Już dawno się przyzwyczaił do lekceważąco-protekcjonalnego podejścia większości arystokratów. Wątpił by stojący przed nim był inny w tej kwestii.
Przypuszczał, że gdyby nie to dla kogo pracował ten gest byłby wystarczającym powodem dla zabicia go. Miał reputację. W znacznej części niespecjalnie pochlebną.
Powstrzymała się od komentarza lub grymasu na słowa brata. Wiedziała co chciał osiągnąć, ale jej zdaniem to nic nie da. Kryształowego lorda pochlebstwami się nie kupi. Zaś wychodzące z ust innego arystokraty mogą być potraktowane jako oznaka słabości. Nie miała jednak zamiaru w najmniejszy sposób umniejszać pozycji bliźniaka.
Druga część była lepsza, ale...
No właśnie "ale". Edan powiedział to tak jakby nie wiedział nic o Vyronie Larazironie. Szlachcicu, ale także i żołnierzu. Nawet oficerowie na wojnie nie mogą liczyć na luksusy. Korzysta z wygód kiedy może, ale może się bez nich obejść. Sam ojciec mało mówił o swojej młodości, ale te czasy były o wiele bardziej burzliwe. Gdy jeszcze daleko mu było do głowy rodu wyrobił sobie reputację. Na tyle dużą, że można go było znaleźć w kilku pismach opisujących tamten okres. Polityka rodu to jedno, ale nawet senior nie ma pełnej władzy nad wszystkimi jego członkami. Zresztą ciężko stwierdzić w jakim stopniu to była jego samowolka, a w jakim pilnowanie interesów. Kto lepiej może ocenić sytuację niż człowiek na miejscu?
Jednak to nie przeszłość ich ojca była teraz istotna, a bardzo niedaleka przeszłość.
- Wielce ciekawe jest to, że słyszałeś konie, których ilość najłatwiej ocenić gdy idą, a nie słyszałeś wcale niecichych słów, które skierowałam do Edana by zrobił waszmości budzik.- następne zdanie miało minimalną nutę sarkazmu, ale było wypowiedziane grzecznie - Możliwe, że to moja ignorancja w tej kwestii, ale brzęk ostrza wyciąganego z pochwy jest dość odmienny od brzęku monet wyciąganych z sakiewki. - powiedział już wystarczająco wiele by mogła wydedukować z dużą dozą prawdopodobieństwa, że nie spał już kiedy byli w pewnym oddaleniu. Wtedy najłatwiej byłoby mu ocenić ilość koni po rytmie kroków. Gdy byli już w bezpośredniej bliskości konie stały i nawet nie parskały. Spokojnie sobie oddychały, a jeden skubał trawę. Odwrócił się na plecy już po tym jak się odezwała, po tym jak Edan zszedł z konia. Sądziła, że było to całkowicie świadome działanie. W tej pozycji mógł stosunkowo łatwo ocenić sytuację spod przymrużonych powiek. Nie widać wtedy zbyt dobrze szczegółów, ale kontury są dobrze widoczne. Patrząc na to, że kryształowa lanca poleciała dokładnie w twarz Edana oznaczał, że wiedział gdzie stał i jakiego był wzrostu. Musiał też widzieć rogi. Ich ród cechował się pokaźnymi rogami, które miały nawet dzieci. Sam właśnie dał jej tarczę do ręki. I tak jej się oberwie za wybuch, ale była pewna, że teraz ojcu będzie łatwiej zmienić balans całej tej sytuacji.
Czyżby był tak nieostrożny w swych słowach ze względu na ich wiek? W sumie to nie byłby pierwszy raz gdy byli niedoceniani przez swój niewinny wygląd. Było to bardzo wygodne.
Wiedziała, że Vyronowi nigdy nie zaufa. Nie tak naprawdę. Pewnie będzie z nim współpracować w przyszłości, ale zawsze będzie patrzeć mu na ręce i pilnować własnych pleców. Będzie z nimi współpracował tak długo jak będzie mu to na rękę. W sumie oni też. Większe zaufanie się pojawia tylko przy politycznych małżeństwach - a i to nie zawsze.
- Jeśli nadejdzie dzień kiedy nie będę mogła ufać Edanowi to wolałabym umrzeć. - wątpiła by taka wola była dla niego zrozumiała. Szybko zresztą to potwierdził. Sama sobie uświadomiła, że pytanie o bliską osobę jest nietrafione gdy opuściło jej usta. Cofanie swoich słów jednak nie miało większego sensu. - Nasz ojciec nigdy nie dał nam powodów by sądzić, iż nas nie kocha. Może to dla was, lordzie, rewelacja, ale nawet Upiorni mają szczere uczucia. Czasem tak silne, że są gotowi zrezygnować ze swojego statusu i związać się z plebsem. Logiki w tym za grosz więc to muszą być uczucia. - nie była wskazana konkretna osoba, ale wiedziała, że Vyron zrozumie, że ma na myśli swoją młodszą siostrę. To było balansowanie na linie, ale w zasadzie każda rozmowa między Upiornymi tym była. Gierki słowne były lubianą rozrywką.
Upiła łyk herbaty i skromnie spuściła oczy. Nie ze skromności, ale z tego prostego powodu, że nad wyrazem oczu nie panowała tak dobrze jak nad wyrazem twarzy.
Nie wypowiedziała się o medyku. Pozostawiła to Edanowi. Wiedziała, że ładniej odmówi niż ona. Ani ich ojciec nie był tak chory by łapać każdego kto się nawinie, ani nie chciała by byli mu dłużni przysługę - nawet tak niewielką.
- Nie było żadnego problemu. To była standardowa, wyrywkowa kontrola. Nie jest to też tak, że nasz ojciec nie mógł tego zrobić. Ma po prostu ważniejsze obowiązki. Nawet setki lat temu rzadko sam osobiście się wybierał. Zazwyczaj to po prostu ktoś z rodu dokonuje niespodziewanych inspekcji. - opowiedzenie tego co z niej wynikło pozostawiła bratu. Niech powie jak wyłapali tę godną pożałowania defraudację pieniędzy przeznaczonych na wynagrodzenie pracowników.
Nie skomentowała "zapomnienia". Gra się toczyła, a to był jej element. Nie miała jak skontrować tego ruchu więc najlepszą akcją był w tym wypadku brak reakcji.
Cofnięcie szpikulca niewiele zmieniało. Co najwyżej Edanowi będzie wygodniej. Byli w kryształowej altance, z kryształowymi ławkami i kryształowym stole. Siedziała na broni w rękach jej rozmówcy.
Parsknęła śmiechem, a potem zupełnie szczerze się roześmiała. Rozlała przy tym trochę herbaty, ale nawet tego nie zauważyła gdyż Lindel starł ją zanim znów spojrzała na stół.
- Przepraszam. Nawet nasi rodzice i wujostwo w zasadzie nigdy nie używają takiego języka, a są znacznie starsi od lorda. Chyba tylko nasza babka stryjeczna, która jest najstarszym członkiem rodu na co dzień używa równie jak nie bardziej archaicznych zwrotów. Za co jesteśmy i tak jej wdzięczni, bo gdyby mówiła jak za czasów swojej młodości to pewnie nie bylibyśmy jej w stanie zupełnie zrozumieć. Wychodzące to z ust kogoś kto jest relatywnie tak młody było dość groteskowe. I ta przesadzona maniera. Cudowny popis, lordzie Laraziron. - po chwili jeszcze dodała - Tak, mój brat nigdy nie przykładał wystarczającej wagi do nauk przyrodniczych. O wiele bardziej trafnym określeniem byłaby łąka. Przynajmniej użył miejsca, które charakteryzuje się trawiastą powierzchnią. - próba obrócenia sytuacji w żart. A przynajmniej nieistotną pomyłkę. Znajomość nazw poszczególnych rodzajów terenów nie ma większej wartości praktycznej. Warto je znać głównie by unikać takich sytuacji.
Lekko stężała po następnych słowach lorda. Było im niedaleko blisko do subtelnej groźby. Martwi nie muszą znosić niewygód podróży. Można to było też zinterpretować zupełnie niewinnie, ale jakoś niewinność i Vyron niespecjalnie jej pasowały do siebie.
Najlepszy Wróg. Z pewnością lord Aeron "Cierń" Vaele. Kłócili się jak stare, dobre małżeństwo - choć nikt by nigdy tego nie powiedział na głos w sytuacji gdy którykolwiek z nich mógł to usłyszeć.
- Doskonale. - odpowiedź była równie zdawkowa i pusta co samo pytanie. Powstrzymała uśmiech politowania. Jej rozmówca niemal zupełnie nie trafił ze swoimi przypuszczeniami.
- Trafne jest tylko stwierdzenie dotyczące naszego ojca. My - tu wskazała na siebie i brata - zajmujemy się obecnie głównie mikrozarządzaniem. Pojedyncze manufaktury i punkty sprzedaży. Mamy nad nimi całkowitą kontrolę, ale pomyłka nie będzie zbyt odczuwalna w perspektywie globalnej. Jeżeli zaś chodzi o bardziej globalne i długofalowe działania to piszemy tylko własne przewidywania i zalecenia, które potem porównujemy ze stanem faktycznym i decyzjami ojca oraz kilku doradców i zarządców poszczególnych stref.
Zapowiadała się dłuższa rozmowa. Zaproponowała lordowi by się częstowała, a sama wzięła serwetkę, którą rozłożyła na kolanach zaś w dłonie kanapkę, którą powoli i elegancko zaczęła spożywać.Edan - 30 Październik 2018, 23:02 Dlaczego to wszystko potoczyło się tym torem? Spotkanie Vyrona Larazirona nie mogło skończyć się miłą pogawędką przy herbatce, ale dlaczego mimo iż emocje już opadły, wrogość nadal utrzymywała się w powietrzu i sprawiała, że od tej gęstej zawiesiny aż bolała głowa?
Edan przyglądał się Viridianowi żeby ocenić, na ile Arystokrata jest rozzłoszczony. Nauczył się, że prawie nigdy nie widać po istocie wszystkie od razu. Trzeba umieć czytać między wierszami, wyłapywać ledwo widoczne sygnały. Jeszcze nie potrafił robić tego tak dobrze jak ojciec, ale bardzo się starał. Czasami nawet udawało mu się tak dobrze odczytać emocje wypisane na twarzy, że delikatne próby zmanipulowania rozmówcy kończyły się sukcesem.
Ale w czasie nauki on i Erika ćwiczyli na byle parobkach, służbie i niżej urodzonych.
Zachowanie Vyrona było absolutnie usprawiedliwione, co nie zmieniało faktu, że nieco niegrzeczne. Erika najwidoczniej nie potrafiła wybaczyć tego, co się stało. Co o tym myślał Edan? Cóż, cieszył się, że ten cholerny szpikulec jednak zatrzymał się przed jego twarzą. Pewnie gdyby sam znalazł się w takiej sytuacji, zareagowałby podobnie. I potem by tego żałował. A czy Kryształowy Lord, gdyby doszło do morderstwa, pożałowałby swojej decyzji? A może jest już tak zblazowany przez lata życia w samotności i poczuciu, że jest bezkarny, że nawet by go to nie obeszło?
Edan nie chciał o tym myśleć. Spoglądał to na Viridiana, to na Erikę. Jawili mu się teraz jak dwa, rozjuszone zwierzaki. Cóż za absurdalne porównanie! Ona była napuszoną, szczerzącą zębiska kotką, on zjeżonym psem. Które wygra ich małą przepychankę słowną?
Nie wtrącał się, chociaż niektóre kwestie wcale mu się nie podobały. Jak mógł mówić, o czymś takim jak zdrada i wbijanie noża w plecy, zestawiając to z postacią młodego Upiornego? Brat nie robi czegoś takiego siostrze. Nie w normalnej, kochającej się rodzinie.
Zrobiło mu się prawie żal czarnowłosego, kiedy mówił o kamiennym sercu. Szybko jednak przypomniał sobie o plotkach. Czy morderca swojej własnej rodziny może mówić o utracie uczuć? Przecież on nie miał ich od początku. Urodził się bez nich. Nie mogło być inaczej. Gdyby je miał, nie zdecydowałby się zlikwidować swoich bliskich.
Wariat.
To słowo pojawiło się w głowie Edana jak sygnał ostrzegawczy. Spojrzał na Vyrona z zupełnie innej perspektywy. Postanowił zwiększyć czujność, zwłaszcza, że Lord postanowił zwrócić swoje jadowicie zielone oczy właśnie na niego.
- Dziękujemy za troskę, drogi Lordzie. W razie potrzeby zwrócimy się z prośbą o pomoc. Ten dzień jeszcze nie nadszedł i miejmy nadzieję, że jeszcze długo nie nadejdzie. - miał nadzieję, że Viridian będzie wiedział, że chodzi mu o zdrowie ojca.
Kryształ został zabrany mu sprzed nosa. Laraziron zapytał o manufaktury i Erika postanowiła nakreślić całą sytuację. Zrobiła to jednak pobieżnie, ogólnie. Dała pole do popisu również i jemu, ale... Edan wcale nie chciał dzielić się ze starszym Arystokratą wszystkim, czego dowiedzieli się w manufakturze. Dlatego też nie od razu podjął rozmowę.
- Z pewnością również i na twoich ziemiach, Lordzie, zdarzają się przypadki niesubordynacji podwładnych. - powiedział i spojrzał na postawioną na stole herbatę, ale ostatecznie nie zdecydował się na jej próbowanie - W całym morzu problemów nie znaczą wiele, ale potrafią być jak drzazga w palcu: da się z tym żyć, ale w końcu ropa wypłynie na wierzch, wynosząc ze sobą winowajcę. - uśmiechnął się swoim słodkim, dziecięcym uśmieszkiem - Cóż, dzisiejszego dnia poczuliśmy smród owe ropy. Ale drzazga tkwi jeszcze głęboko. Za głęboko, by wiedzieć z jakiego drzewa pochodzi i jak jest długa. - westchnął - Ale to tylko kwestia czasu.
Następne słowa Vyrona wprawiły go w osłupienie. Czarnowłosy wytknął mu błąd... językowy? Edan słuchał wypowiedzi starszego szlachcica nie mógł uwierzyć własnym uszom. Laraziron właśnie prawił mu morały, dawał mu lekcję jak powinien się wyrażać. Cóż za... Uchh! Jak można być takim bucem? Chwytać za słówka, wytykać tak prozaiczne błędy!
Blondyn utwierdził się tylko w tym, że zielonooki jest zadęty i lubi słuchać własnego głosu.
Kiedy Erika parsknęła śmiechem, przeniósł na nią pytające spojrzenie. Kącik jego ust zadrżał. Czy on czegoś nie zrozumiał? Dlaczego Vyron zachowuje się jak cham a ona się z tego śmieje?
Zaśmiał się lekko, zakłopotany całą tą upokarzającą sytuacją. Wrócił spojrzeniem na mężczyznę i gdy zobaczył jego twarz... Odechciało mu się picia herbaty. Mało tego, odechciało mu się czegokolwiek związanego z towarzystwem Larazirona. Najchętniej wskoczyłby na swojego konika i pognał daleko, byleby nie oglądać tego lica. Upiorny Arystokrata wyglądał bowiem tak, wątroba sztorcem stawała. Edanowi momentalnie zrobiło się nagle bardzo zimno, ale starał się tego nie okazywać, bo tchórzem nie był.
Jego brwi drgnęły potwierdzając zdenerwowanie, kiedy rozmówca postanowił zwrócić się ponownie do niego. Użyte słowa były tak różnoznaczne, że ciężko było określić co Vyron miał na myśli. Na wszelki wypadek Edan postanowił nie spoufalać się z nim i pamiętać, że ten szlachcic bądź co bądź jest bezdusznym bydlakiem.
Wreszcie Upiorny zdradził co porabiał a to dało kolejny punkt zaczepienia w rozmowie. Ciekawość zapłonęła w młodym Veneficusie jak płomień na suchych szczapach polanych alkoholem. Na chwilę zapomniał o groźbach i pozwolił sobie na nieco luźniejsze podejście do sprawy. Może ta taktyka się sprawdzi?
- Ze Szkarłatnej Otchłani? Dziwne. Z tego co wiem, Vaelowy Bękart mieszka w Krainie Luster i tutaj też posiada swoje ziemie. - podjął Edan. Tym razem to on złapał za słówko. Niech Viridian wie, że nie tylko on jest czepialski. Oko za oko.
Cała ta rozmowa o zarządzaniu była nudna. Sprawdzał ich? Po co? Co go obchodziło, jak wyglądają interesy? Póki jego władza nie wchodziła w paradę władzy Venefici i na odwrót, po co interesować się co u sąsiada? Przecież to logiczne, że im gorzej miewa się rywal, tym lepiej. Tak już wyglądał ten świat. Świat w którym Arystokracja lata temu potrafiła prowadzić wojny o nędzny skrawek ziemi a dzisiaj prześciga się w gromadzeniu majątku i zdobywa nowe tereny właśnie za pomocą pieniędzy - nowego oręża. Nowego, ale czy skuteczniejszego?Vyron - 5 Listopad 2018, 10:24 Uśmiechnął się półgębkiem i popatrzył na Erikę.
- Opowiem Ci pewną historię, która może cię czegoś nauczy. To było jakieś czterysta siedemdziesiąt lat temu, mój dziadek miał wówczas trzy psy, które na co dzień pilnowały skarbca, a z którymi to psami pozwalał mi, jako dziecku, od czasu do czasu polować. Warunek był prosty, pod żadnym pozorem nie mogę ich chwalić. Było to dla mnie dziwne, ale skoro Senior miał taki życzenie, to mi pozostawało jedynie je spełnić. Gdy poszliśmy do lasu natknęliśmy się na zbiegłego niewolnika. Widząc młodego panicza, który na swoje nieszczęście chwilę wcześniej zsiadł z konia by wysikać się pod drzewkiem, postanowił relatywnie łatwo i szybko się wzbogacić. Zaczął podchodzić, a psy zaczęły warczeć. Widać zbieg miał wcześniej do czynienia z psami bo z wolna, oferując pieczone mięso, zaczął zdobywać ich zaufanie. Działo się tak do chwili, gdy nie powiedział „Dobry pies”. Później już była tylko krew, krzyk i warczenie psów. Jak się później okazało, psy były nauczone atakować każdego kto powiedział „dobry pies”. – Vyron uśmiechnął się do swoich wspomnień i lekko pokręcił głową - Dlatego nie zwracałem uwagi na to co mówiłaś. Słowa o pobudce wcale nie musiały oznaczać budzenia. A co do monet, to bardzo żałuję, że w czasie ostatniej wojny z Ludźmi pojawiałaś się jedynie w formie błysku w oku Maxymiliana, albo jeśli wolisz, skakałaś sobie w najlepsze z jajka na jajko. Wiedziałabyś wtedy, że podobnie brzmiącym do monet metalem jest również mosiądz z którego Ludzie robią ładunki do swoich broni. – część wypowiedzi o monetach powiedział w taki sposób, jakby tłumaczył coś wyjątkowo opornemu dziecku - Nic zatem nie tłumaczy twojego zachowania moja droga.
Wyciągnął nogi pod stołem i usiadł wygodniej na kryształowym siedzisku. Tak po prawdzie to zastanawiał go pewien aspekt ich spotkania, a mianowicie to, czy Erika była tak mało rozsądna, aby nie powiedzieć głupia, rozpieszczona i nadęta, przez cały czas, czy też może to kwestia obecności Maximilianowego pachoła. Zastanawiał się czy była odważna tylko mając świadomość wsparcia za plecami, czy też przez młody wiek nie nabrała jeszcze stosownej ogłady.
- Ależ oczywiście, że czasami miłość nie ma nic wspólnego z rozsądkiem. Z tego powodu istnieje coś takiego jak wydziedziczenie. Czasami też, gdy brak rozsądku jest porażający, osoby takie umierają dość szybko. Swoją drogą zastanawia mnie jedna rzecz. W Krainie Luster, co do zasady, panuje bezwzględna zasada majoratu. Oznacza to, że coś takiego jak parcelacja majątków arystokracji nie może mieć miejsca. Ciekawe jak rozwiąże to Maxymilian. W końcu ty Eriko jesteś starszą z rodzeństwa, ale Edan jest męskim potomkiem. – uśmiechnął się do dziewczyny a uśmiech ten aż ociekał okrutną słodyczą - Wyobraź sobie, jak podział majątku Maxymiliana na dwie równe części wpłynąłby na pozycję rodu. Przyznam, że nie chciałbym być na miejscu twojego ojca. Gorszą opcją będzie to, jeśli ojciec wyprawi cię w świat jedynie z posagiem pieniężnym, który nie oszukujmy się dla większości arystokratów jest mało atrakcyjny, a który to posag jako część majątku należnego córce odsunie Cię od praw do dziedziczenia. – patrzył dziewczynie prosto w oczy, a coś w tym spojrzeniu przywodziło ma myśl zielonookiego gada. Bowiem podobnie jak gekony, nawet nie mrugnął przez cały ten czas - Rozdrobnienia da się uniknąć. Wystarczy, że poślubisz własnego brata. Rozwiązanie ekonomicznie rozsądne, ale wyobraź sobie jak taki, wybacz stwierdzenie, kazirodczy incydent, odbiłby się na wizerunku rodziny. Co innego poślubienie dalekiego krewnego a co innego poślubienie własnego brata.
Uśmiechnął się i wykonał rękoma gest jakby mówił, „ale to już nie moja sprawa” po czym sięgnął po kubek i łyknął herbaty.
Słysząc to, co powiedział Edan, Viridian skrzywił się w czymś co przypominało sarkastyczny uśmiech.
- Jeśli chodzi o niesubordynację, zdradę, defraudację środków, łapówkarstwo czy choćby próby sabotażu, to na moich ziemiach jest to proceder relatywnie mało rozpowszechniony, żeby nie powiedzieć jednostkowy i marginalny. Jednych odstrasza nieuchronność oraz surowość kary a inni pozostają lojalni ze względu na to, że tak jak za każde przewinienie należy się kara, tak za każdą zasługę przewidziana jest adekwatna nagroda. Aby podać przykład wprowadziłem coś takiego jak świadczenia pracownicze dla osób które ongiś pracowały, ale ze względu na wiek czy stan zdrowia spowodowany wypadkiem, nie są już w stanie kontynuować swej działalności. Takie świadczenia pozwalają im utrzymać się na poziomie bez strachu o to, że kiedyś, gdy na przykład podczas wojny stracą synów i córki to umrą z głodu. Jeśłi chodzi o kontrole to sam rzecz jasna nie mam możliwości nadzorować wszystkiego osobno, z tego powodu dla pewności, mam jeszcze odpowiednie służby w choćby w postaci Gwardii Finansowej, Urzędu Kontroli Wewnętrznej czy Inspekcji Pracy, które zajmują się tym, by każdy zakład produkcyjny działał według ściśle określonych zasad i procedur. Te instytucje przekazują mi raporty zbiorcze, a na wypadek gdyby ktoś w owych urzędach mataczył, od czasu do czasu przeprowadzam wyrywkowe kontrole osobiście. – powiedział spoglądając obojętnie raz na Erikę a raz na Edana. Systemy produkcyjne i ich dokładne wizje miał wyłącznie w swojej głowie i nie było szans na to, by podał potencjalnym przeciwnikom ekonomicznym zasady zarządzania zasobami magazynowymi czy choćby metody zwalczania wąskiego gardła w przemyśle wytwórczym. To co powiedział teraz było zasadniczo wiedzą ogólnodostępną choć może podaną w nieco inny sposób.
Przeniósł wzrok na Edana i przez chwilę analizował jego sposób wypowiedzi, układ zdań i ogólnie rozumianą postawę.
Mimo tego, że był bratem bliźniakiem Eriki, był inny. Z usposobienia bardziej przypominał sługę niż Pana, ale w przypadku niektórych arystokratów taka postawa skutkowała zdecydowanie lepiej i pozwalała wkraść się w łaski celem pozyskania informacji. Był również bardziej rozważny niż Erika. O ile ona pozowała na wielką panią arystokratkę mogącą wszystko, o tyle on, nawet mając świadomość, że siostra i pachoł w razie czego będą go bronić, nie zachowywał się wyzywająco. Zdawał się też być spokojny i opanowany, ale mógł też należeć do wąskiego grona tych ludzi, na których obliczu nie pojawia się to co kryją w sercu i myślach. Pod tym względem bardzo podobny do Bękarta. Nawet moce mieli podobne, choć ze względu na wiek i doświadczenie, Edan był słabszy.
Z zamyślenia wyrwały go słowa Edana właśnie dotyczące Bękarta.
Vyron popatrzył na niego jakby taksował towar. Kilkukrotnie obejrzał go od czubków butów po czubek głowy po czym uśmiechał się lekko kiwając głową.
- Vaelowy Bękart powiadasz? Faktycznie, z tego co mi wiadomo jest bękartem. Bękartem, który dzięki własnym talentom a nie koneksjom rodzicieli został dowódcą gwardii oraz głową jednego z największych rodów arystokratycznych Krainy Luster. Bękartem, który w praktyce jest monopolistą jeśli chodzi o rynek drzewny i ma spore udziały w kilku innych przedsięwzięciach. Poza tym jest doskonałym szermierzem i podobnie jej ja weteranem wojennym oraz dowódcą wojskowym, który na polu walki nigdy nie zhańbił się klęską czy tchórzostwem. Masz rację Edanie, jest bękartem, ale powiedz mi, w czym Ty, poza pochodzeniem z prawego łoża, jesteś lepszy od owego bękarta o którym raczyłeś wyrazić się z taką pogardą? Cóż tak spektakularnego osiągnąłeś samodzielnie by pozwolić sobie na wzgardę w stosunku do Aerona Vaele?
Spojrzał Edanowi w oczy i z uśmiechem politowania wpatrywał się w nie niczym gekon w muchę oczekując jego odpowiedzi.Erika - 20 Grudzień 2018, 14:10 - Tak jak z kwestią słów, które nie znaczą tego co znaczą jeszcze mogę się zgodzić, choć wątpię by bandziory wpadły na coś takiego, to z tą drugą w żadnym wypadku. Niestety wiem wystarczająco o broni ludzi, że coś takiego byłoby absurdalne. Szczęknięcie zamka broni lub zaskrzypienie kurka. To by mogło niepokoić, ale brzęk łusek? Kto by ładował broń tuż przed swoją ofiarą? Magazynki właśnie są jednym z ciekawszych rozwiązań. Nawet kilkadziesiąt strzałów bez konieczności przeładowania, a zasada działania wręcz śmiesznie prosta - genialne! - odpowiedziała grzecznie lecz w żadnym wypadku nie ulegle. Tak jak pierwsza część jeszcze była sensowna to druga niezbyt. - Tak zatem jak do momentu usłyszenia brzęku mogłeś mieć sensowne wątpliwości, mości lordzie, to później nie jest to zbyt przekonujące. Chcieliście mieć pretekst. Macie reputację, której jesteście na pewno świadomi.
Rozsiadł się jak panisko, którym de facto był. Ona zaś nadal siedziała prosto. Doskonała dzierlatka z dobrego domu. Niby zdanie prawdziwe, a jakże mylące co do jej osoby.
- Majorat jest jedynym sensownym rozwiązaniem. Po kilku pokoleniach ciężko by można było nazwać arystokrację arystokracją. Byłby to dość długi czas ze względu na długość życia, ale jednak. - spojrzała mu beznamiętnie w oczy. Jeśli oczekiwał, że ją takim stwierdzeniem zaskoczy bądź poruszy grubo się mylił. Wiedziała, że obecna sytuacja jest niełatwa w kwestiach majątku i wpływów. - Pieniądze to nie wszystko. Nawet gdyby tylko one były bazą posagu nadal pozostałabym córą rodu Venefici. Z głównej gałęzi. Może nie zainteresowało by to największych rodów, ale już niektóre średnie tak. Szczególnie gdyby oba mogły się na tym wzbogacić. - Prostacy nie zdają sobie sprawy jak wiele mają wolności. Polityka i biznes sięga także relacji rodzinnych. Przykra rzeczywistość gdzie małżeństwa bywają kartą przetargową.
- Jakkolwiek dobrze dogaduję się z bratem takie rozwiązanie jak wspomniałeś byłoby problematyczne. To nie czasy gdy coś takiego by specjalnie nikogo nie zdziwiło. - Nawet się nie zająknęła, że się poważnie nad czymś takim zastanawiała. Rozwiązałoby to wiele problemów. I stworzyło mnóstwo nowych.
Sama też upiła łyk herbaty. Po coś kazała ją przygotować i zabrała ze sobą.
Słysząc następne słowa Vyrona teatralnie uniosła brwi i zasłoniła usta dłonią.
- Wy chyba nie myślicie, że to u nas norma?! To pierwszy tak poważny incydent od ponad dwustu lat, a ostatni wykryte przewinienie, które można raczej podciągnać pod niedbalstwo miało miejsce jakieś piećdziesiąt lat temu. My też dbamy o swoich pracowników. Taniej wychodzi mieć lojalnych i wyszkolonych niż cały czas szukać nowych. Nazwy może się różnią, ale mamy też odpowiedniki tego o czym wspomniałeś.
Była pewna, że o tym wiedział. Musiał wiedzieć. Nie było innej możliwości. Oczywiście to co było publicznie dostępne i ewentualnie to co zdobył innymi drogami. Nawet sojusznicy i przyjaciele się szpiegują wśród Upiornych.
- Bękart. - przytaknęła Erika. - Jest to niezaprzeczalny fakt. Jest to osoba, którą darzę wielką estymą. Sam fakt jak wiele osiągnął mimo piętna jakim jest pochodzenie z nieprawego łoża - swoją drogą większość z nas przykłada do tego chyba większą wagę niż do samej wartości osoby jakbyśmy sprawdzali rodowód konia bądź psa - wskazuje na siłę charakteru i zaradność. Mój brat w żadnym wypadku go nie obrażał. Łyżka pozostanie łyżką bez względu na to do czego jest używana.
Po krótkiej chwili dodała jeszcze:
- Aż tak wam zależy na reputacji "wroga"? Nie chcecie by zestawiano was z kimś kto nie trzyma waszego poziomu? - zaakcentowała lekko "wroga". Wszyscy, to znaczy wszyscy, którzy się liczyli, wiedzieli, że relacja między lordem Vyronem Larazironem a lordem Aaronem Vaele jest bardziej skomplikowana. Bez wątpienia była między nimi rywalizacja, ale daleko im było do klasycznej wrogości. Ta reakcja tylko to potwierdzała. Ten ostatni komentarz to była zagrywka. Furtka pozostawiona dla niego by mógł spokojnie opuścić temat przy, którym zareagował zbyt gwałtownie jak na swoją oficjalną pozycję w tej kwestii. Czy z niej skorzysta pozostawało jego wyborem.
Ukryła lekki uśmieszek za filiżanką, z której upiła kolejny łyk herbaty.
Lord Laraziron był znany ze swego okrucieństwa i upodobania do zabawy innymi. To, że musiał teraz trzymać się pewnych zasad jeszcze nie znaczyło, że nie będzie próbował się nimi zabawić.
I niestety. Jak dotąd całkiem dobrze mu szło.Edan - 1 Styczeń 2019, 22:28 Opowieść Lorda Larazirona była ciekawa, ale Edanowi umknął jej sens. Może dlatego, że w momencie kiedy Viridian wygłaszał mowę, młody Upiorny skupił się na ruchach jego ciała, mimice twarzy i samej intonacji, a nie na sensie słów? Chłopiec lubił obserwować innych i robił to kiedy tylko mógł. Dużo wynosił z obserwacji, niejednokrotnie dowiadując się więcej niżby chciał.
Laraziron był chodzącą zagadką. Był porywczy, brutalny i miał reputację okrutnika. Jednocześnie, kiedy przychodziło co do czego, wysławiał się całkiem ładnie. Lubił mówić, o tak... mówił naprawdę dużo. Czyżby przez to, że lubił słuchać swojego głosu albo popisywać się wiedzą? Tak, to by pasowało do tego Arystokraty. Ale Edan wiedział, że lepiej mieć go w gronie sojuszników niż toczyć z nim zajadłe boje.
Nie bał się go. Szacunek, to nie strach. Oczywiście Veneficus był świadom, że Vyron jest od nich starszy i gdyby mógł, stłukłby dzieci na kwaśne jabłko.
No właśnie: gdyby mógł. Ale nie może. Jakiż ten los przewrotny, że czyni dzieci tak samo ważne jak dorosłych, o ile nie ważniejsze. Zwłaszcza wśród Upiornych Arystokratów, gdzie jak wiadomo, o potomstwo naprawdę trudno.
Erika nie zachowała się odpowiednio, ale jej zachowanie bardzo mu schlebiało. Wiedział, że jest dla niej ważny, o ile nie najważniejszy. On sam świata nie widział poza siostrą, nie wyobrażał sobie co zrobiłby, gdyby jej nagle zabrakło.
Temat dziedziczenia był trudny. Chory ojciec jeszcze nie poruszał go ze swoimi dziećmi, ale wiadomym było, że to Edan kiedyś stanie na czele rodu. Jak będzie wyglądała przyszłość? Blondyn wiedział, że nie ma wyboru. Jeśli od tego mają zależeć losy Venefici, z dumą poniesie ciężar przywództwa. Kiedyś będzie musiał znaleźć sobie kobietę, by przedłużyć linię. Ożeni się, postara o dzieci. Erika będzie musiała opuścić posiadłość, również znaleźć partnera i w ten sposób powstanie odnoga rodu. Przydatna, na dłuższą metę ale... za jaką cenę? Czy Edan będzie szczęśliwy bez niej u swego boku?
Erika. Słodka siostrzyczka... Kiedyś będzie należeć do innego mężczyzny?
Dobrze, że temat zszedł na inne tory, bo młody Veneficus zaczynał czuć nieprzyjemne ssanie w żołądku, świadczące nie o głodzie, a o stresie. Póki był dzieckiem, wolał nie myśleć o takich poważnych sprawach, wolał nie wybiegać zanadto w przyszłość. Po co się dołować?
Nie miał zamiaru tłumaczyć Lordowi na czym polegała inspekcja. Przecież Laraziron z pewnością miał podobne problemy - nie da się ich uniknąć kiedy trzyma się w garści takie połacie terenów, na których mieszkają przeróżne istoty o różnych zamiarach.
Z wyjaśnieniem przyszła Erika, jak zwykle kiedy sytuacja wymagała zagłębienia się w temat. Może to i dobrze? Edan miał więcej czasu na analizę zachowania Viridiana.
Rybka połknęła haczyk, Laraziron okazał coś więcej poza znudzeniem kiedy młody Arystokrata poruszył temat Bękarta. Delikatne uniesienie kącika ust potwierdziło zadowolenie Edana z takiego obrotu wydarzeń. Celowo użył takich słów, by dokopać się do tych wrażliwszych informacji. Od lat relacja między Larazironem i Vaele była zagadką, dla niemal wszystkich arystokratycznych rodów Krainy Luster. Byli w podobnej sytuacji - obaj nie mieli rodziny - a jednak tak straszliwie się od siebie różnili. Jak ogień i woda. Ale czy ogień i woda, pozornie przeciwne, nie są zdolne do kooperacji?
Erika pięknie wyjaśniła zamiary Edana, tłumacząc jego intencje. I faktycznie, blondyn wcale nie chciał obrażać Aerona Vaele, nazywając go nazwą właściwą.
- Pogarda w mym głosie nie była celowa, drogi Lordzie. - skłonił się lekko - Niemniej podejmę się odpowiedzi na zadane pytania. - dodał z uprzejmym uśmiechem - Nie uważam się za lepszego, bo jak dotąd nie miałem okazji poznać lorda Aerona na tyle dobrze, by wydać osąd. Z resztą... nie mnie to oceniać. A jeśli chodzi o spektakularne czyny... - urwał i sięgnął po filiżankę z której upił spory łyk. Celowo przedłużał milczenie, by zwrócić uwagę na siebie.
Obserwował twarz Viridiana jakby chciał wyczytać z niej jak z otwartej księgi wszystko to, co skrywało się pod powierzchnią twardej skorupy okrutnego szlachcica.
- ... jesteśmy jeszcze dziećmi, Lordzie Laraziron. - powiedział wreszcie z uśmiechem godnym niewinnego aniołka - Przed nami jeszcze szmat czasu. Wystarczająco dużo, by zdążyć się wykazać. A może namieszać? - odstawił naczynie - Przecież z siostrą tak lubimy psoty, prawda Eriko?Vyron - 19 Luty 2019, 02:56 Vyron z wolna zaczynał tracić cierpliwość i przychylne nastawienie do dzieci Maxymiliana. Nie chodziło o to, że był zmęczony, głodny czy obolały po nocy pod niemal gołym niebem. Nie. Przywykł w swoim życiu do takich eskapad, i teraz nie robiło to na nim najmniejszego wrażenia. To było coś innego. Przez myśl przeszło mu jednak to, by pozabijać je tu i teraz – na ziemi niczyjej.
Zabić tę całą pstrą hałastrę i wrócić do spokojnego domu. Przecież wystarczyłoby pstryknięcie palcami lub nawet mniej, niż tak złożony gest, by wrazić im w dupska kryształowe pale, które potną ich od środka.
Powstrzymał się od tego przez wzgląd na Edana, który zasadniczo nic złego nie zrobił, i starego Maxymiliana, dla którego ta dwójka była jedyną szansą na przetrwanie rodu.
Jakże on się poświęca dla dobra innych …
Westchnął ciężko.
Tak naprawdę, to stracił cierpliwość do wyszczekanej smarkuli, która za wszelką cenę starała się być mądra. Starał się być miły, wytłumaczyć całe zajście relatywnie dyplomatycznie, w końcu był znakomitym dyplomatą i potrafił przekonać do swoich słów nawet wytrawnych graczy, a co dopiero dzieciaki.
Niestety, na nic zdała się umiejętności dyplomacji. Dziewczyna była zbyt głupia lub zbyt rozpieszczona by zrozumieć pewne niuanse.
- Zaskakujesz mnie Eriko, – powiedział dość chłodnym tonem, wstając ze swojego miejsca i podchodząc do juków. - Jak na kogoś, kto żyje tak krótko, zdajesz się mieć strasznie dużo do powiedzenia. Jesteś „obeznana” w ludzkiej broni i amunicji, „specjalistką” w dziedzinie dyplomacji, „znawczynią” natury rzeczy, psychologii, organizacji produkcji i zasad rynku. Gratuluję. Twoi nauczyciele pewnie aż sikają z radości, że jesteś tak bardzo dobrze wyedukowanym pacholęciem. Cóż, szkoda tylko, że jesteś przy tym całym przeintelektualizowaniu, pacholęciem niespecjalnie lotnym. – powiedział uśmiechając się delikatnie - Ale nie przejmuj się, pieniądze otwierają wiele dróg. Nawet takim kulturalnymi i dyplomatycznym nielotom.
Uśmiechał się, ale zasadniczo miał przemożną chęć by ją zabić.
Zabić albo okaleczyć.
Coś wewnątrz niego aż krzyczało, by choćby podejść do dziewczyny, i wymierzyć jej cios pięścią w twarz. Za ten krzyk, za wyzwiska, za podniesienie na niego ręki. Pragnął uderzyć tak, by złamać jej szczękę, albo przynajmniej doprowadzić do tego, by owa szczęka wypadła z zawiasów. By cierpiała choć przez kilka chwil…
Jeszcze raz musiał się opanować.
Dla dobra wszystkich.
Podniósł siodło, zagwizdał, a gdy wierzchowiec przybiegł, założył je na jego grzbiet. Następnie założył i pozapinał ogłowie.
- Jeśli zaś idzie o moją reputację, to nie tobie o tym deliberować Pchełko. Dobrze ci radzę, nie pchaj Psinko łebka tam gdzie nie trzeba, bo ktoś przetrąci ci łapy albo zatłucze. – mówiąc to, nie uśmiechał się. Patrzył dziewczynie w oczu. To była lekcja na przyszłość. Lekcja wartościowa i jedna z tych, za które innym przyszło drogo płacić. Może coś z tego wszystkiego wyniesie, kto wie? Ale jeśli nie wyniesie, to niech zdycha gdzieś w polu z przetrąconymi łapami.
Westchnął jeszcze raz zaciskając popręg i zwijając „obóz”.
Sprawność, by nie powiedzieć rutyna, z jaką to robił, wskazywała na to, że nie pierwszy raz Zielonooki śpi pod gwiazdami.
Oparł rękę na łęku, i odbiwszy się z jednej nogi, z gracją i lekkością usiadł w siodle. Wsunął palce nóg w strzemiona i zawrócił konia w stronę dzieciaków.
- Czas na mnie. Żegnajcie i przekażcie Ojcu pozdrowienia. – powiedział patrząc z wysokości końskiego grzbietu - Może jeszcze kiedyś się spotkamy.
Powiedziawszy to podniósł rękę, obrócił konia i odjechał w stronę błyszczącego w oddali domu.