To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Malinowy Las - Lisia norka

Gawain Keer - 4 Maj 2018, 16:04

A więc nadeszła faza, której Gawain obawiał się najbardziej. Słowo "nie" będzie im teraz towarzyszyło przez następne tygodnie. Nie zjem, nie chcę, nie lubię. Protest z powodu wróbla jeszcze rozumiał, ale kwestii ubrań nie można było zignorować.
- Mówiłem ci, że jem raz na tydzień. Inaczej źle się czuję - zmarszczył brwi, piorunując go wzrokiem. Co za niewdzięcznik! Jak zacznie wywoływać u niego koszmary, to jeszcze przyjdzie prosić go o ich zjadanie! - Właśnie, że tak - powiedział twardo i nieustępliwie. Odprowadził dziecko spojrzeniem dziwacznych oczu i westchnął cicho.
- Pójdę zobaczyć, czy jest już goto... Ej! Kogitsune! Wracaj, ale już! - zwrócił się do Lisa, lecz nagły ruch i hałas na schodach natychmiast go zaalarmowały. Cień spiął się, chwycił ciuchy i wstał. Już miał wychodzić, ale przypomniał sobie jeszcze o czymś. Pospiesznie rozejrzał się po kuchni, by zaraz chwycić miotłę i szybkim krokiem ruszył za uciekającym lisem. - Jeszcze się gnojek zmienił! - psioczył pod nosem. Już nie był zły, a wściekły. Tracili przez niego tylko czas! Yako go tracił!
Wparował do łazienki tylko na moment i zabrał gruby ręcznik. Nie miał zamiaru pruć kolejnych rękawic na lisich zębach. Owinął nim rękę i wkroczył do sypialni małego. Od razu zasunął za sobą drzwi. Warkot tylko utwierdził go w przekonaniu, że wybrał właściwe podejście.
- Lusian jest chory i dziś mamy jechać do osoby, która mu pomoże. Przez ciebie musi czekać dłużej. Ostatnie ostrzeżenie! - zagrzmiał chrapliwie i nieprzyjemnie. W tym momencie Kogitsunemaru stał pomiędzy nim a jego żywicielem. - Wyłaź - wycedził. Nie schylał się. Nie próbował go wykurzyć. To by trwało wieki. Odrzucił na moment ubrania i miotłę i chwycił wyro, po czym zaczął je wywracać na bok. Nasapał się przy tym trochę, ale w końcu oparł je o ścianę. Teraz nie było już kryjówek.
Spróbował rzucić się na Cośka i go złapać, ale ten był o wiele szybszy jako lis. Jedyne co udało mu się osiągnąć to obite łokcie. Gonił go jeszcze chwilę bez większego sukcesu i jeśli było trzeba, osłaniał się owiniętą ręcznikiem ręką. Sięgnął po miotłę i poszurał włosiem po podłodze. Machnął nią mocno celując w lisa, lecz nie trafił. Uderzył za to w ścianę - Zmieniaj się z powrotem! - warknął i stanął nad nim z rozwianym włosem, pociemniałym spojrzeniem i wściekłością wymalowaną na twarzy. Powoli zaczął podchodzić bliżej, po drodze zbierając rozrzucone ubrania.

Yako - 4 Maj 2018, 16:45

Zerknął na młodego. Nie wyrzucał wnętrzności, ani głowy. Poza tym młody zjadł już śniadanie. Odsunął miskę z podrobami, by Lisek się do niego nie dostał, potem da to bestiom. Jeśli Cosiek jakoś by wyjaśnił, że chce głowę to pewnie Yako by mu ją dał bez marudzenia.
Spojrzał na ukochanego - nie ma sprawy. Poczekam z resztą - uśmiechnął się do niego delikatnie. Nie pytał co on tam takiego robił, że mogliby się potruć. Zupełnie nie miał do tego głowy. Pamiętał jednak, że rudzielec zna się na ziołach, więc pewnie robił jakieś specyfiki, potrzebne mu do pracy. Cóż...póki mu się nic nie stanie, to nie miał się czym przejmować zbytnio.
Podziękował Gawowi i nawet nie sprawdzał czy wszystko tam jest. Nie było takiej potrzeby. Ufał mu. Przypomniał sobie jednak, że nie poprosił o bieliznę, ale weźmie jakąś jak pójdzie się ubrać.
Odprowadził Cienia wzrokiem. Czuł jaki jest wściekły, a dodatkowo, sam miał już dość zachowania Kogitsune. Może w końcu uda im się coś wbić do tego małego łba. Posprzątał pióra i udał się do łazienki. Tam ogarnął się trochę, umył zęby i załatwił swoje potrzeby, po czym poszedł do sypialni, gdzie się ubrał. Zdjął na moment obrożę, by po chwili założyć ją na golf. Nie był zbyt gruby, więc nie było problemu z tym, by była na wierzchu. Słyszał co się dzieje w pokoju obok. Westchnął ciężko i dokuśtykał do drzwi, po czym je przytrzymał.
Skupił się i podpalił pościel na łóżku - Kogitsune jak zaraz się nie uspokoisz i nie pozwolisz się ubrać, to nie dość, że nie pójdziesz nigdy ze mną na polowanie, bo będę ciągle chory, to jeszcze będę spalał kawałek po kawałku pokój, w którym jesteś. Lepiej się pospiesz, bo nie jestem zbyt cierpliwy - warknął groźnie. Trzymał drzwi, by młody nie uciekł. Miał nadzieję, że nie zrobi przy okazji krzywdy swojemu ukochanemu, ale nie miał już naprawdę siły dla tego smarkacza.

Cosiek - 4 Maj 2018, 17:32

Słysząc krzyk Gawaina jeszcze przyspieszył. Skryty pod łóżkiem cały spiął się do ataku. Krew szumiała mu w uszach. Był zbyt przerażony by zastanawiać się nad sensem słów Cienia, liczył się tylko ton głosu. Rzucił się na kostki mężczyzny przewracającego łóżko. Ten jednak ruszał się zbyt szybko i lis nie trafił. Biegał po pokoju jak szalony unikając wściekłego rudzielca. Kiedy napastnikowi udało się zapędzić go w kąt, zaatakował w rękę. Ostre kły zatopiły się w ręczniku przynosząc niesmak zamiast oczekiwanych rezultatów.
Był akurat tyłem, kiedy usłyszał uderzenie w ścianę. Obejrzał się, żeby zobaczyć, czy Cień sam się nie unieszkodliwił. Struchlał. Nad nim stał wielki rudy mężczyzna z mordem w drapieżnych oczach. Jakimś cudem słowa dostały się do umysłu małego liska i ten posłusznie zmienił się znów w chłopca. Był w zbyt dużym szoku, żeby od razu się rozpłakać, więc tylko siedział na podłodze gapiąc się na dręczyciela.
Nagle zza drzwi odezwał się Lusian, a potem łóżko zaczęło się dymić. To przeważyło szalę i z oczu chłopca pociekły łzy, a z gardła wyrwało się przeraźliwe wycie skrzywdzonego dziecka. - Cosiek nie suszone! - To było jedyne co dało się zrozumieć z jego zawodzenia. Śmiertelnie przerażony czekał na swój dalszy los. Był bezsilny wobec dwójki mężczyzn. Może zostanie tutaj to był zły wybór? Gdyby przygarnęłoby go inne stado pewnie byłoby mu lepiej.

Gawain Keer - 4 Maj 2018, 18:13

Jego krzyki i machanie miotłą przyniosły zamierzony efekt. Kogitsune zmienił swą postać i teraz miał co ubierać. W końcu wciskanie ubrań na lisa mijało się z celem. Cień spojrzał na drzwi, gdy ozwał się zza nich Lusian. Jemu humor również nie dopisywał. - Cosiek niesuszone, jeśli szybko to na siebie włoży - powiedział o wiele spokojniejszym, lecz nadal nerwowym tonem. Przyklęknął i zaczął ubierać małego, zasmarkanego rudzielca. Wcisnął na niego golf, spodnie przewiązał sznurkiem w pasie, wciągnął skarpety, które sięgały mu prawie do kolan. Przez cały czas zerkał za siebie. Łóżko płonęło w najlepsze, ale to nie ogień, a dym stanowił w tym momencie największe zagrożenie.
- Chodź zanim obaj będziemy suszeni bardziej niż byśmy chcieli - szepnął i wziął Kogitsune na ręce. Przycisnął go do siebie, otulił silnymi ramionami. Spróbował otworzyć drzwi, lecz te ani drgnęły. - Kurde! Odstąp, bo się udusimy! - warknął i zirytowany kopnął w drzwi.
Gdy Kitsune się już odsunął, wyszedł z małym i spojrzał na Demona oskarżycielsko. - Lepiej to ugaś, bo nie będziemy mieli gdzie wracać - powiedział z wyrzutem i zaczął schodzić z Cośkiem na dół. Nie martwił się o to, czy Yako sobie poradzi, bo ogień nie był duży. - Cały śmierdzę dymem! - ze schodów dało się jeszcze słyszeć gniewny głos Gawaina.
- No już. Nie płacz. Nie możesz cały czas chodzić goły, bez ubrań. Później powiem ci dlaczego, dobra? - gładził rude włosy. Były jeszcze takie mięciutkie! Cały Kogitsune był mały i drobny. Aż zrobiło mu się trochę głupio, że musieli doprowadzić go do płaczu. Był praktycznie bezbronny w starciu z dwójką dorosłych mężczyzn. - I naprawdę dostaniesz nagrodę. Wybierzesz sobie zabawkę albo coś słodkiego - mówił zachęcająco i podszedł z chłopcem do okna. - Teraz masz taki sweter jak Lusian! - pociągnął leciutko za materiał golfa i zerknął za szklaną taflę. Wskazał palcem wzgórze. - Najpierw pojedziemy tam i zdejmą Dużemu Lisowi gips. Potem pojedziemy po twoją nagrodę. Będzie tam dużo rzeczy, ale wybrać możesz jedną - pouczył go i lekko kiwał się z nim na boki. Nagle za oknem przeleciał jakiś ptak. Nigdy nie podlatywały tak blisko. Dziwne. Dopiero wtedy Gawain zauważył zmianę, o której wspominał wcześniej Yako. - To ty zrobiłeś taki ładny karmnik? - słodził małemu, by ten trochę się uspokoił. Nie ruszał się, nie chcąc spłoszyć sikorki, która właśnie zajęła się kawałkiem słoniny.
- Jak tam Lusian?! Poradziłeś sobie?! - zakrzyknął, podchodząc pod schody i czekał aż jego kochanek do nich zejdzie. Trzeba było powoli ruszać w drogę. - No, hopsaj - szepnął do Kogisia i postawił go na ziemi. - Tylko nie zdejmuj ubrań - pogroził mu palcem i poszedł ubrać buty, płaszcz i rękawice.

Yako - 4 Maj 2018, 18:56

Słysząc przerażony płacz dziecka i czując zapach dymu, w jego głowie pojawiły się obrazy z przeszłości. Stał, nadal przytrzymując drzwi. Oczy miał szeroko otwarte i oddychał głęboko. Za bardzo przypominało mu to sytuację sprzed dwóch lat. W oczach stanęły mu łzy. Dopiero gdy Cień kopnął w drzwi, odsunął się szybo od nich i przepuścił rudzielce. Odwrócił głowę i powoli ruszył do łazienki, gdzie wziął wiadro i nalał do niego wody. Przeniósł je, stając na chorej nodze. Bolało jak cholera, ale nie miało to teraz znaczenia. Szybko ugasił płomienie i otworzył okno. Nie schodził jednak na dół. Usiadł na krześle i ukrył twarz w dłoniach. Musiał się uspokoić. Czuł, że Cień już się uspokaja, ale sam też musiał, choć teraz z innego powodu. Starał się wyprzeć z głowy obrazy wypadku. Zapach płonących ciał jego rodziny. Zwinął pościel i rzucił ją do kąta, gdy już się lekko uspokoił. Pokuśtykał do łazienki, tam obmył dokładnie twarz i lekko zaczerwienione oczy, po czym popsikał się perfumem, by stłumić zapach dymu.
Wziął kule i zszedł na dół, akurat, gdy Dręczyciel pytał, czy sobie poradził. Podał mu flakonik z perfumem - masz, żebyście nie śmierdzieli dymem - powiedział bez emocji. Wsadził do plecaka bieliznę, którą jeszcze porwał po drodze z sypialni. Usiadł na moment na kanapie i napisał wiadomość do robotników, z przeprosinami za dodatkową robotę i prośbą by podobnie jak u Gawaina, dom został wzmocniony zaklęciami ochronnymi przed ogniem. Wolał nie spalić kiedyś całej Norki.
Zostawił notatkę na stoliku i wziął plecak na plecy. Keerowi wcisnął w ręce termos z gorącą kawą, którą dla niego przygotował. Ubrał buta oraz kurtkę, upewnił się, że poza oknem na górze, wszystko jest pozamykane. Zawołał Yukiego i spojrzał na rudzielce - możemy iść? - zapytał i jak tylko otrzymał potwierdzenie, wyszedł z Norki, po czym poczekał aż reszta wyjdzie, by móc za nimi zamknąć drzwi. Decyzję o szelkach dla Kogitsune pozostawił Gawainowi.
Jeśli wszystko było w porządku, ruszył powoli przed siebie, kierując się na pierwszą przystań z wozami. Tym razem wybrał zamknięty powóz, żeby jechało im się przyjemniej. Poinformował o swoim celu podróży i wpuścił pozostałych przodem do środka. Usiadł przy samym oknie, spoglądając w dal, niezbyt przytomnie. Keer mógł z blaszki wyczuć tylko, że Yako odczuwa ból, był on jednak spokojny, aż nazbyt spokojny.

ZT x3

Yako - 30 Listopad 2018, 20:24

Całe szczęście, rzuciło go niedaleko norki. To jednak nie oznaczało, że było to przyjemne. Gdy już stanął na miękkiej trawie, zakręciło mu się w głowie i musiał na moment przykucnąć, w szczególności, że musiał ze sobą targać ciężką trampolinę. Co go pokusiło, żeby ją kupować? Warcząc pod nosem ruszył do domu. Chciał już rozpalić w kominku, zrobić sobie ciepłej herbaty i zawinąć w koc. Było mu cholernie zimno, do tego pot z niego strasznie ściekał. Przeszedł kilka metrów i już miał koszulkę całą mokrą. Nie pamiętał kiedy się tak ostatnio urządził.
Idąc nawet nie zauważył małej, skrzydlatej staruszki. Raczej nie była Opętańcem, ale nigdy nic ne wiadomo. Warknął na nią ostrzegawczo i ruszył w dalszą drogę. Staruszka zaczęła coś psioczyć i piszczeć na niego. Tak, piszczeć! Rzuciła w niego jakimś woreczkiem z proszkiem i gdy Yako się odwrócił by ją rozszarpać, bo jego nerwy naprawdę ledwo teraz trzymał na wodzy, jej już nie było.
Przeklął kilka razy i nawet nie zauważył, że jego słowa stały się jakieś dziwnie melodyjne i śpiewne. Zupelnie jakby po prostu sobie nucił na jakąś japońską melodię, brzmiącą gniewnie i ładnie za razem. Za bardzo pękała mu teraz głowa, by zwracać uwagę na takie duperele.
Wrócił do domu, zostawiając trampolinę przy wejściu. Szybko rozebrał mokre ubrana i rzucił je na podłogę. Poszedł do sypialni po ciepły sweter i dresowe spodnie. Pozamykał wszystkie okna, co chwila dostając ataku kaszlu. Nakarmił kanarki, rozpalił w kominku i gdy już w jego rękach znalazła się ciepła herbata rozgrzewająca, owinął się w koc i dopiero teraz zmienł formę. I dobrze, że tak zrobił bo mocno go to osłabiło. Połozył się wiec na kanapie i po prostu czekał na powrót całej ferajny oraz ciesząc się ostatnimi chwilami ciszy.


Halooweenowy psikus 1/6

Gawain Keer - 22 Grudzień 2018, 19:42

Zanim doszli do Norki, Gawain zdążył przeistoczyć się w rude, obwieszone cukrowym kryształem monstrum. Powłóczył nogami i ruszał rękoma mechanicznym, wahadłowym ruchem, jakby udawał robota. Na barkach widoczne były spore pęknięcia spod których wyłaził materiał swetra. Cukrowy płaszcz kruczył się i łamał przy każdym gwałtowniejszym ruchu, a jego kawałki tworzyły ciągnący się za Cieniem słodki trop.
Gdy doszedł pod drzwi Norki, okazały się one przeszkodą nie do pokonania. - Cosiek, puść je i mi pomóż. Sprawdź, czy drzwi są otwarte. Musisz je pociągnąć w bok. - poczekał na małego i odsunął się na bezpieczną odległość. Do tego było mu zimno i chciał pozbyć się purpurowego więzienia. Ciężkie było to pieroństwo. Stanął przy drewnianym filarze i mocno zaczął się o niego ostukiwać. Robił przy tym rabanu tyle co spanikowany jeleń w zamkniętym pomieszczeniu. - No. Kurde. Złaź! - obijał się o filar dopóki ostatnie wielkie kawały purpurowego kryształu nie skończyły u jego stóp. - Rany... nareszcie! - odetchnął pełną piersią i zaczął się przeciągać, by choć odrobinę się rozgrzać i przynieść ulgę zastałym mięśniom.
Jeśli Cosiek nie umiał otworzyć drzwi, Keer podszedł i parę razy zastukał butem w drzwi. Yako był w środku cały i zdrów. Miał podwójną pewność. A nawet potrójną, bo dym wydobywający się z komina, również świadczył o obecności Demona wewnątrz budynku. - LUSIAN! OTWIERAJ! - zastukał znowu parę razy i oparł się czołem o drzwi. Trwał tak chwilę zgrzytając zębami, kiedy nagle szeroko otworzył oczy i spojrzał na gładkie drewno. Nie zamieniło się! Czyli... to faktycznie tylko jego dłonie! - Kurde... ale to pokopane. Krainy mi się zachciało. LUSIAAAAN! - mruknął do siebie, po czym znów ryknął na całe gardło, tak by Demon go usłyszał. Cholera, gdzie on miał klucz?
Pamięć ciała. Jego dłonie zwykle wędrowały same, z łatwością odnajdywały drogę ku poszukiwanym przedmiotom, ale gdy nie mógł ich użyć ciężej było określić, w której kieszonce torby leży malutki kluczyk.
- Cosiek. Musisz znaleźć coś w mojej torbie. Jest małe i metalowe. I to nie są pieniądze. Takie o... - sięgnął po patyk, który zamieniał się w cukrową laskę jeszcze podczas rysowania. Cień nakreśli ogólny kształt. - Wygląda tak, ale jest małe i metalowe. Szukaj, bo Duży Lis śpi jak zabity, a nie chcę psuć mu drzwi. - dodał i uniósł dłonie w górę, by przypadkiem nie dotknąć Kogitsune. Czuł się jak totalny paralityk! Nawet drzwi nie mógł otworzyć. Nie będzie mógł się ubrać i rozebrać. Zrobił naburmuszoną minę na myśl, jak bardzo ta wieść może ucieszyć Yako. Pewnie będzie niezwykle skory do pomocy.

Halloweenowy psikus 2/6

Yako - 23 Grudzień 2018, 00:40

Wierciła się przez sen i cała była zlana potem. Przez sen zmieniła nieświadomie formę na Luci, lecz ubrania pozostały. Nie mogła się ułożyć. Śniły jej się jakieś głupoty, spowodowane gorączką.
Gdy Gawain zaczął się dobijać do drzwi, zawarczała i zakryła się bardziej kocem. Dopiero po chwil dotarło do niej kto się tak wydziera. Czuła obecność ukochanego, ale nie dotarło to do niej w pierwszej chwili. Chyba naprawdę się rozchorowała.
W końcu jednak wstała. Przecież rudzielec miał klucz, czemu więc tak darł mordę? - Już idę! Cicho bądź! - zaśpiewała melodyjnie, choć niezbyt głośno. Głowa naprawdę jej dokuczała.
Otworzyła drzwi i od razu została przywitana przez skomlającego Yukiego, który wparował do środka uradowany. Nie zauważył całkowicie jednak, że jego pani z samca stała się samicą. Luci pokręciła tylko głową i spojrzała na rudzielce, wpuszczając ich do środka - Gaw, dlaczego się tak drzesz? Zostawiłeś klucz w mieszkaniu? - zapytała, nadal nie do końca zauważajac, że śpiewa. Chciała spać, odpocząć, wygrzać się, więc nie miała głowy do takich głupot. Ba! Nie zauważyła nawet, że jej płeć się nie zgadza oraz, ze spodnie troszkę za bardzo na niej wiszą.
Pociągnęła nosem i zmarszczyła brwi, czując coś dziwnego i widząc warstwę czegoś na Cieniu. Zbliżyła się i powąchała go. Miała lekki katar, więc nie było to takie proste - czemu jesteś cały w cukierkach? - zaśpiewała, spoglądając ukochanemu w jego dziwne oczy. Stała owinięta w koc i czekała na wyjaśnienie, jednocześnie mając nadzieję, że szybko wróci do w pobliże cieplutkiego kominka.

Halloweenowy psikus 2/6

Cosiek - 23 Grudzień 2018, 10:44

Niewiele zrozumiał z wykładu Gawaina, choć oboje bardzo się starali. Trudno, najwyraźniej potrzebne będzie więcej eksperymentów. Niestety nie miał na to teraz czasu bo Cień zaczął go myć. Chłopiec przez chwilę starał się stawiać opór, ale szybko przestał bo nie miało to sensu. Co prawda udało mu się tym razem uniknąć zalania oczu, ale opił się trochę wody. Ku jego zdziwieniu nie miała smaku mydła a słodkiego soczku jagodowego, była całkiem dobra. Zanim wyszedł z wanny napił się jeszcze trochę. - Woda dobra, nie wylać. - Próbował przekonać opiekuna do pozostawiania smakołyku na później.
Niezadowolony, że znowu został wciśnięty w ubrania ruszył za mężczyzną. Burczał sobie coś pod nosem szarpiąc od czasu do czasu ubrania i niespecjalnie zwracał uwagę na to co dzieje się dookoła. O mały włos a w ogóle nie zauważyłby, że Gawain się wywrócił.
Wziął do ręki to co postało ze sznurka. Końcówki pokruszyły mu się w dłoni, ale reszta jako tako się trzymała. Wiedział, że nie da rady sam utrzymać obu Bestii gdyby za bardzo się czymś zainteresowały, więc poinstruował je po lisiemu, że mają być grzeczne bo Pan-Nie-Lis jest chory i muszą go bezpiecznie dostarczyć do Dużego Lisa. Co ciekawe podziałało.
Resztki sznurka przykleiły mu się do skóry rąk więc niewiele myśląc zlizał je. Był słodkie jak wszystko inne co ostatnio jadł, ale przynajmniej sprawiały wrażenie, że takie mają być. Z Gawaina leciały podobne kawałki tego co właśnie zjadł. Kiszki grały mu marsza, więc po drodze obierał rudzielca z jedzenia i się nim częstował. Cały czas jednak uważał, żeby przez przypadek nie dotknąć mężczyzny, bo naprawdę nie chciał się zmienić w kawałek cukru.
Pociągnął drzwi zgodnie z instrukcją, ale nawet nie drgnęły. Ze zdziwieniem i smutkiem patrzył jak Gawain strąca z siebie jedzenie. Trochę namęczył się z rozpinaniem torby, ale w końcu mu się udało. Chaotycznie grzebał we wnętrzu starając się znaleźć zamówiony przedmiot. Kiedy trafiał na coś mniej więcej odpowiedniego rozmiaru wyciągał to pokazywał Cieniowi, a potem odkładał na bok i szukał dalej.
Spojrzał w górę dopiero kiedy Bestie wpadły do Norki. W drzwiach stała jakaś samica. Pachniała zupełnie jak Lusian, ale była o wiele niższa i miała czarne włosy z których starczała para lisich uszu. Na początku zdębiał, ale zaraz doszedł do siebie. Skoro jest w Norce i zna Gawaina, to pewnie też należy do stada. - Dzień dobry. Ja Cosiek, przybłeda. - Uśmiechnął się najmilej jak potrafił przedstawiając się. Chciał zrobić jak najlepsze pierwsze wrażenie. - Gawain chory. Robi cukier z wszystko. - Wytłumaczył problem towarzysza.

Dominacja nad umysłem bestii 1/1
Halloweenowy psikus 3/6

Gawain Keer - 23 Grudzień 2018, 16:57

Początkowo martwił się o Cośka i próbował zabraniać mu podżerania kawałków byłego płaszcza, ale dzieciak zachowywał się normalnie, a ponadto był głodny. Już lepsze to niż dalsze picie brudnych mydlin. A ciężko było odciągnąć brzdąca od "pyszności" w wannie.
Lisie popiskiwanie wywołało natychmiastową reakcję Gawaina, który obrócił się napięcie, by sprawdzić czy Furor nadal jest na swoim miejscu. Ostatnim razem mu zwiał. Bestia przekrzywiła głowę nie rozumiejąc zachowania opiekuna. Chyba faktycznie był chory, tak jak gadał dziwny dwunożny lis. - Co im powiedziałeś, że są takie spokojne? - zapytał mrużąc powieki. Też chciałby tak umieć! Choć podejrzewał, że jego aparat mowy nie jest skonstruowany do wydania choć jednego poprawnego dźwięku lisiej mowy, to i tak miał ochotę spróbować. Najwyżej Yako i Cosiek będą mieli z niego ubaw po pachy. - Nauczyłbyś mnie? - zapytał, by zająć czymś myśli, a raczej oderwać je od problemów.

- To nie ten. Te są do mojej norki. - mruknął, gdy w rączce Cośka pojawił się sporawy klucz i westchnął, gdy wylądował na deskach u jego stóp. Wkrótce dołączyły do niego monety, pęseta, igła i ku jego zgrozie brzytwa. Jego brew mimowolnie powędrowała do góry, gdy usłyszał melodyjny, lecz gniewny głos Luci. Gdy stanęła w drzwiach, zaspana, rozczochrana i w za dużych dresach, uśmiechnął się półgębkiem. A potem musiał hamować ten grymas, bo śpiew wyprowadzał go z równowagi. - Nie. Mam go, ale nie mogę go wyciągnąć sam. Cosiek ma rację. Zamieniam w cukrową bryłę wszystko czego dotknę. - wzruszył ramionami, po czym gwałtownie odsunął się od Luci, gdy ta zbliżyła się, by go powąchać. Instynktownie zasłonił się rękoma, po czym zupełnie przerażony tym jak nad sobą nie panuje, splótł dłonie za plecami. - Tak będzie lepiej... - szepnął cicho, na sekundę spuszczając wzrok. Spoglądał tęsknie na ukochaną. Tak bardzo chciałby ją przytulić, zanurzyć nos w jej czarnych włosa... - Hej! Masz czarne włosy! - wypalił zaskoczony. Zbliżył się o krok i nachylił ku niej, by złożyć na miękkich ustach delikatny pocałunek. Gwałtownie wypuścił powietrze, mocno zaciskając powieki. Cholernie mu jej brakowało, a teraz, gdy w końcu stała przed nim, nie mógł jej objąć! To było tak niesprawiedliwe!
- Bo, heh, dotknąłem płaszcza. Dlatego. Pomożesz mi z rzeczami? I butami? - parsknął pod nosem, bo Lisica cały czas śpiewała i kilkukrotnie zamrugał, by przegnać zbierające się łzy. Miał nadzieję, że Yako zostanie w tej postaci trochę dłużej. Choćby jeden dzień. - Twoje serce aż tak raduje się na mój widok, że nie możesz powstrzymać się od śpiewania? - naigrywał się z niej. - Z Cośkiem też jest coś nie tak. Pomieszały mu się smaki. Nie chciał mięsa, pił wodę z wanny i obżerał mnie z płaszcza przez połowę drogi. - wyjaśnił, po czym spojrzał na małego. - Zjadłeś chociaż tosty? - kiwnął na niego głową.
- Wzięłabyś rzeczy? Chciałbym wejść już do środka. - wskazał na miszmasz u swoich stóp. Cień faktycznie wyglądał na zmarzniętego. Drżał i kulił się w sobie, dociskając ramiona do ciała, lecz dłonie wyglądały najgorzej. Były już całe czerwone, a palce wyraźnie mu sztywniały. Po dość długim spacerze pocieranie i chuchanie na niewiele się zdawało. Po prostu bolały i całe szczęście, że jeszcze nie przestały.

Halloweenowy psikus 3/6

Yako - 23 Grudzień 2018, 17:41

Uniosła zaskoczona swoją czarną brew. Czemu ten szczeniak ją tak wita? Dopiero teraz spojrzała na swoje dłonie i zorientowała się, że jej płeć jest inna, niż ta, którą miała, jak poszła spać. Ech...no pięknie. Znów zmieniła się przez sen. Westchnęła ciężko - witaj Kogitsune - wyśpiewała, uśmiechając się i pogładziła go między uszami. Zamrugała zaskoczona, gdy usłyszała, że Gaw zamienia wszystko w cukier - co się stało, że tak się dzieje? - melodia się zmieniła. Była bardziej przejmująca.
Położyła smutno uszy. Chciała go przytulić, ale po chwili znów dostała ataku kaszlu - chyba tak.... - westchnęła. Postawiła znów swoje radary i sprawdziła włosy - faktycznie. To nie musisz wyrzucać pukla - uśmiechnęła się nadal śpiewając.
Przytaknęła głową i wpuściła rudzielców do środka. Pozbierała wszystko z ganku i zamknęła drzwi, bo ciepło zaczynało uciekać z Norki. Odłożyła wszystko na bok i wysłuchała co Cień ma do powiedzenia. Dopiero teraz zorientowała się, że cały czas śpiewa. Spróbowała powiedzieć kilka słów, po czym Gawain mógł usłyszeć piękną wiązankę przekleństw, które jednak przez to, że były powiedziane po japońsku, brzmiały jak jakaś piękna, azjatycka pieśń. Zmarszczyła brwi, słysząc, że z młodym też coś nie tak. Co jest do cholery? Czemu ich tak nagle wszystkich wzięło na to, żeby zacząć się psuć? - Cosiek, czemu nie chcesz nic jeść? - zaśpiewała trochę mroczniej niż wcześniej.
Szybko jednak przeniosła wzrok na Cienia i przytaknęła głową. Otuliła się mocniej kocem, zakaszlała i ostrożnie zdjęła torbę z kochanka. Następnie zgięła się i zdjęła mu buty. Wstała, stękając cicho. Wszystko ją bolało i było jej zimno i to bardzo. Wróciła do salonu i zakopała upiła już letnią herbatę. Z kubkiem wróciła do Gawa i ucałowała go - ale tak nic nie robisz - uśmiechnęła się do niego sennie i pociągnęła noskiem, zastanawiając się co z tym wszystkim zrobić.

Halloweenowy psikus 3/6

Cosiek - 23 Grudzień 2018, 18:35

- Cosiek powiedział, że muszą być dobrze bo Gawain chory. - Powiedział kończąc oblizywać palce. Było mu trochę zimno w mokre dłonie więc wytarł je w ubranie. - Cosiek nauczy. Teraz?
Przez chwilę oglądał spotkanie dwunożnych, po czym wziął się do czegoś o wiele pożyteczniejszego. Pozbierał tyle kawałków płaszcza ile był w stanie i zaniósł do norki i ruszył w kolejny kurs. Nie przejmował się gdzie odkłada jedzenie, po prostu rzucał je na ziemię, żeby było szybciej. Pochłonięty swoim zadaniem tworzenia zapasów nie zwracał uwagi na rozmowę. Niestety przed zamknięciem drzwi nie zdążył uratować wszystkiego.
Zainteresował się rozmową dopiero gdy usłyszał swoje imię. Spod ubrań wyciągnął zawiniątko z otrzymanym jedzeniem i pomachał Gawainowi pomiętymi tostami i pokruszonymi bezami, których po prostu nie miał czasu jeszcze ruszyć. - Cosiek chce jeść! Mięso źle, słodkie. Cosiek się boi, lisy jeść słodkie mięso. - Tłumaczył swoje zachowanie męcząc się z woreczkiem zawierającym tosty. W końcu zniecierpliwił się i rozerwał opakowanie. Jedzenie pachniało dobrze i wcale nie słodko, ale kiedy je ugryzł znów poczuł smak cukru. - Tosty źle. - Skomentował i podszedł do Cienia. - Gawain naprawić? - Wyciągnął rączki w stronę rudzielca.
- Cosiek to Cosiek, a ty? - Skoro wszystkie ważniejsze tematy już zostały omówione podjął kolejną próbę powitania z samicą. Usadowił się przed kominkiem i grzał mrucząc z zadowolenia.

Halloweenowy psikus 4/6

Gawain Keer - 23 Grudzień 2018, 20:11

Spojrzał na idącego przy nim Kogitsune. Był mały, uparty i dziki, ale też niezwykle samodzielny i zaradny. Troszczył się o nich wszystkich. - Dziękuję. - posłał mu krótki uśmiech i zacisnął dłoń w pięść, miętosząc własne palce, by powstrzymać się od pogłaskania chłopca. Było jeszcze zbyt wcześnie by mówić o dumie. Keer był spokojny o los swojej lisiej podobizny. - Nie musi być teraz. Możemy w Norce, jak odpoczniemy i się ogrzejemy. - nie naciskał, bo i tak nie wierzył, że mu się uda.

- Mgła w Mrocznych Zaułkach jakby ożyła. Pociągnęło mnie za ręce... a potem było już tak! - sięgnął po źdźbło trawy, które przebiło się przez śnieg. Szybko zamieniło się w zielony, przeźroczysty pasek cukru. Nie wiedział od czego zależy kolor, a może nawet smak słodyczy. Oby przeszło mu zanim zdąży się tego dowiedzieć. - Proszę. - wręczył go Luci i odsunął się od biegającego w tę i we w tę Cośka, który zbierał z desek potężne kawały landrynkowych dobroci. Przynajmniej płaszcz nie poszedł na marne całkowicie.
- Nie wyrzuciłbym go... a skoro już o tym mowa Blaszkę i medalion też lepiej ze mnie zdejmij, zanim skończą jako arcydzieła sztuki cukierniczej. - odpowiedział jej uśmiechem i wszedł do środka, gdzie oparł się o ścianę i posłusznie czekał.
- Szkoda, że tutaj telefony nie działają. Nagrałbym Cię. - wyszczerzył się i krótko zaśmiał. Nic nie mógł na to poradzić! Jej złość tylko przydawała komizmu całej sytuacji. Czuł się jakby wsadzono go do musicalu albo siedział w operze i to w pierwszym rzędzie! Zmiany brzmienia były iście dramatyczne. - Kogitsune, też jesteś chory. Próbowałem tego mięsa i nie było słodkie. Yukiemu i Furorowi nic nie będzie. - odparł, po czym patrząc jak Furor zmierza w jego stronę skierował go palcem wskazującym w drugą stronę. - A ty tu czego? Wracaj! - ponaglił Bestię, która na dźwięk swego imienia nie mogła utrzymać zadka na miejscu. Pchlarz zawsze myślał, że przyszedł czas na posiłek.
Odsunął się od ściany i pochylił głowę oraz lawirował rękoma, by nie dotknąć torby. Płaszcz jeszcze przeżyje, ale strata dobrej skóry zabolałaby odrobinkę mocniej. - Dziękuję. - ucałował kochankę w czoło. - Idź się położyć. Wyglądasz jakbyś miała się zaraz wywrócić. - szepnął i poszedł za nią do salonu, gdzie zakopała się i ułożyła. Spojrzał w dół na wyciągnięte w jego stronę tosty. - No dobsz... - sapnął i krótko ścisnął zapiekane kanapki w palcach. Obie w mgnieniu oka stały się twarde i słodkie. Jedna była żółta w białe, mleczne paski, a druga jednolicie krwistoczerwona.
Ucałowany westchnął cicho i obdarzył Kitsune karcącym spojrzeniem. - Skoro nie leżysz jak przykazałem, to chociaż daj się nakarmić. - wymruczał i trącił ją nosem. A potem łokciem i kolanem. Leciutko, by nie wytrącić jej z równowagi, kierował ją z powrotem na kanapę. Sam również usiadł, by Yako mogła go objąć i pobrać choć odrobinę energii.
- Kogitsune, będziesz moimi dłońmi? W zamian dostaniesz dużo więcej kolorowych, słodkich kawałków. - zaproponował, po czym zwrócił się do Luci. - Będę potrzebował chusteczek albo papieru toaletowego, żeby móc przez nie chwytać rzeczy. Cosiek jest za mały by operować czajnikiem pełnym wrzącej wody, ale jeśli będzie podawał mi chusteczki, to znacznie przyspieszy pracę. Pytanie, czy masz gdzieś zapas? - patrzył na nią wyczekująco. Nie miał zamiaru pozwalać, by wszyscy mu usługiwali, rozbierali go i ubierali. A już w szczególności nie pozwoliłby na to Luci, która powinna w spokoju dochodzić do zdrowia w czym także chciał pomóc.
- Cośku? I jak smakuje żółty i czerwony? - zapytał siedzącego przed kominkiem malca. - Smakują różnie czy tak samo?

Halloweenowy psikus 4/6

Yako - 23 Grudzień 2018, 20:48

- Mhm - westchnęła i nawet to brzmiało dość melodyjnie. Nosz...ile to jeszcze będzie trwało! Zaczynało ją to dość mocno denerwować. Nie przepadała za śpiewem. Mogła grać, ale nie śpiewać....już i tak ją denerwowało, że w filmie, w którym ma grać w najbliższym czasie będzie zmuszona do śpiewu. Ech....ale czego się nie robi dla kariery...
Z zainteresowaniem spoglądała jak źdźbło zmienia się w cukierka. Przyjęła go, dziękując śpiewnie i spróbowała - mmm dobre - przyznała i powoli ciamkała sobie smakołyka. Uwielbiała słodkości i nic na to nie poradzi.
Przytaknęła głową i sprawnie zdjęła ozdoby z szyi ukochanego. Sama też zdjęła obrożę i medalion, żeby przypadkiem Gawain ich nie dotknął. Byłoby szkoda je stracić.
Warknęła ostrzegawczo - i dobrze, że nie ma - zaśpiewała nisko, mrocznie. Zupełnie innym głosem niż mówiła na codzień. Potrafiła się zmieniać całkiem razem z głosem, o czym Gawain jeszcze nie mógł wiedzieć, ale kto wie czy się nie dowie w najbliższym czasie.
Ułamała kawałek tosta, nim Cień zmienił go w cukierka - jak dla mnie smakuje normalnie - wzruszyła ramionami. Widać, że Cośka też coś dopadło, ale cóż. Będą musieli to przeczekać - mam nadzieję, że minie wam to szybko, bo nie można go ciągle karmić cukrem - wyśpiewała, spoglądając jak tosty zmieniają się w coś co powinno mieć zupełnie inny wygląd i smak.
Uśmiechnęła się na całusa, ale nie chciała na razie leżeć. Westchnęła jednak ciężko, gdy Dręczyciel postanowił ją nakarmić - no dobrze - zanuciła z lekką rezygnacją i usiadła grzecznie na kanapie. Wtuliła się w kochanka i zaczęła się pożywiać. Najchętniej by teraz po prostu zasnęła i tyle. Przy nim czuła się bezpiecznie, ale wiedziała, że nie będzie jej to teraz dane.
Otworzyła leniwie jedno oko i westchnęła. Spojrzała na Gawaina. I co miała teraz zrobić? Raczej przed Kogitsunemaru nie będzie mogła tego zbyt długo trzymać w tajemnicy - powiem Ci kim jestem ale jak zrozumiesz co to tajemnica - zaśpiewała tajemniczo - to takie coś, że ja Ci powiem, ale Ty nie możesz nikomu innemu powiedzieć, nawet lisom, rozumiesz? - zapytała, podnosząc palec wskazujący w górę, by podkreślić wagę tego co właśnie próbuje powiedzieć młodemu.
Spojrzała na ukochanego - powinnam coś mieć, zaraz przyjdę - wstała i pokuśtykała do składziku. Przyniosła dwa pudełka chusteczek i od razu z jednego skorzystała. Wracając musnęła dłoń kochanka i poczuła jak coś okleja jej palec. Zamrugała zaskoczona i polizała go. Miała w nim jednak czucie, więc nie zmienił się w landrynkę, jednak został on pokryty warstwą cukru - ciekawe - przyznała, podsuwając pudełko rudzielcom i zlizując powoli warstwę.

Halloweenowy psikus 4/6

Cosiek - 26 Grudzień 2018, 23:36

- Nie Kogitsune! Cosiek! - Obruszył się. - Może Kogitsunenenemneru! - Wcześniej nie był w stanie zapamiętać tak długiego słowa, ale tym razem chyba w miarę mu wyszło. - I nie chory!
- Cukier dobre! - Nie zgodził się z obiekcjami samicy dotyczącymi jego diety. Będzie jadł co chce.
- Tajemnica? - Podążając wzrokiem za palcem spojrzał na sufit. Nie znalazł tam nic ciekawego i popatrzył zdziwiony na czarnowłosą. - Cosiek mówić nawet jak ty w stado? - Nie rozumiał tych podchodów. Chyba, że Lisica się przed kimś ukrywała, a stado jej w tym pomagało. - Dobrze, Cosiek nie powie. - Po namyśle zgodził się na warunki.
- Tak. - Zgodził się na prośbę Gawaina. Może się poświęcić, żeby pomóc choremu członkowi stada. No i dostanie więcej jedzenia.
Ostrożnie nadgryzł oba byłe tosty. - Bardzo słodkie, ale inne. Jak mleko z cukier. - Wskazał na pasiastego. - To jak owoce kiedy jeszcze nie dobre. - Wypowiedział się o czerwonym. Nie smakował źle, po prostu był trochę kwaśny, ale nie wiedział jak to wyrazić w języku dwunożnych. Ciekawe czy w ogóle mieli na to słowo.
Przestraszył się kiedy kobieta przez przypadek dotknęła dłoni Gawaina. O mały włos by tego nie zauważył, ale próba zjedzenia własnego palca przyciągnęła uwagę chłopca. Na szczęście wyglądało na to, że nic złego się nie stało i lisek się uspokoił.

Halloweenowy psikus 5/6



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group