To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Herbaciane Łąki - Różany pałac

Tyk - 5 Lipiec 2014, 17:23

O ile nie było celowe znać każdego, kto pracuje dla Arcyksięcia, nawet w samym pałacu, który potrzebował prawdziwej armii służących, to w miarę możliwości osobiste decydowanie o przyjmowaniu nowych jest kompetencją niezwykle dla Rosarium ważną, pozwalającą mu mieć ostateczny wpływ na to, kto błąka się po korytarzach jego pałacu - pomińmy teraz fakt, że przysługuje mu także kompetencja wyrzucenia każdego z pracowników w dowolnej chwili. Dziś ponadto Arystokrata miał nieco więcej czasu, więc dziś mógł nie ograniczać się tylko do formalności, ale osobiście porozmawiać z nowym kandydatem, mającym pracować w kuchni. O wszystkim został oczywiście uprzednio poinformowany, mając czas usiąść za biurkiem i nie zostać złapany na przeglądaniu po raz tysięczny jednej z książek stojących na półkach wokół biurka.
Gdy więc do gabinetu wszedł dachowiec, trzymając w swoich dłoniach ciasto, Arcyksiążę siedział po drugiej stronie biurka ubrany w czarną koszulę, której ostatni guzik pozostał rozpięty, a mankiety spięte zostały złotymi, prostymi spinkami. Ponadto miał na sobie czarne spodnie i tego samego koloru buty. Nie wyglądał więc nazbyt oficjalnie, co też nie było wymagane tego letniego, gorącego dnia, gdy żadne ze spotkań nie miało się odbyć.
Zobaczywszy nowego pracownika, a raczej jeszcze wciąż kandydata na stanowisko pomocy kuchennej, Rosarium od razu uśmiechnął się delikatnie i oparłszy dłonie na podłokietnikach swojego fotela, bez problemu mogącego uchodzić za prawdziwy tron, wstał ze swojego miejsca, żeby powitać dachowca. No właśnie dachowca, wyjątkowo dużo ich zarówno w Różanym Pałacu jak i w całej Krainie Luster. Ten jednak był wyjątkowo przestraszony, a przecież jeszcze wcale arcyksiążęcy płomienie nie zaprosiły go do tańca, z drugiej strony może koty są nieufne z natury i stąd ledwo słyszalne słowo, wyjąkane przez gościa Arcyksięcia.
I co też białowłosy powinien uczynić? Delikatnie się ukłonił, po czym ponownie usiadł na swoim miejscu, wcześniej jeszcze wskazując nowemu kucharzowi krzesło, co wraz z wypowiedzianymi po chwili słowami i tym, że kot najpewniej nie odważył się podziwiać piękna obrazów, książek i zdobień gabinetu, tylko grzecznie wpatrywał się w postać gospodarza, było dość wyraźnym poleceniem.
-Zgadza się, jak to zwykle bywa w arcyksiążęcym gabinecie występują właśnie arcyksiążęta. - Pomimo absurdalności tych słów, wypowiedział je całkiem poważnie, jednocześnie otwierając gruby notatnik leżący na biurku i układając na nim czarne pióro. Dalsze słowa jednak wypowiedział już ze szkarłatnymi oczyma skierowanymi na Var, a ponadto z uśmiechem, który przykrył powagę poprzedniego zdania. -Oczywiście samemu nosząc ten tytuł nie mogę wymagać, żeby moi goście stosowali analogię. Nim jednak przejdziemy do właściwej części naszej rozmowy, usiądź.
Wszystko było już przygotowane, lecz znając Arcyksięcia, ten nie będzie chciał tylko usłyszeć prostych informacji, zadać kilka pytań nieznajomej i zadecydować w ten sposób czy ją przyjmie, a raczej czeka ich długa dyskusja, podczas której będą zadawane pytania często zupełnie niezwiązane z pracą, a czasem mogłoby się nawet wydawać, ze całkowicie pozbawione znaczenia. Kto wie czy nie będzie chciał sprawdzić również inteligencji swojego rozmówcy. Najważniejsze to jednak, żeby każdy nowy pracownik zrozumiał dość specyficzne podejście Arcyksięcia do służby, który nie widział nic złego w bliższych z nią kontaktach, często pozwalał sobie na prowadzenie z nimi długich rozmów, a tak sobie podwładnych dobierał, żeby najciekawsi byli zawsze najbliżej niego, a przy tym jednak wymagał absolutnego posłuszeństwa i wykonywania każdego rozkazu bez słowa sprzeciwu.

Anonymous - 5 Lipiec 2014, 20:14

A i szkoda, iż Rosarium nie został przyłapany na czytaniu. Mogłoby być to zdecydowanie kopem w przód dla mozolnego usuwania strachu z główki blondynki, która to nie jest molem książkowym, jednakże lubi spędzać wolny czas przy literaturze, jeśli akurat jest okazja na takową czynność. Oczywiście brakuje nam jakiejkolwiek gwarancji, że tam by się stało - wszak nowy kucharz, a może raczej kucharka, jest dosyć nieprzewidywalną osobą, która mogłaby i w tym znaleźć powód do strachu. Im ważniejsi są jej towarzysze, tym bardziej się ona boi - czymże w końcu jest zbłaźnienie się przed przyjacielem w porównaniu do klapy w wykonaniu Various przed samym Arcyksięciem? Służba widzi, może rozpowiedzieć... A może złość białowłosego jegomościa nasila również głos, dotychczas taki spokojny i przyjazny? Może cała Kraina Luster w jednej krótkiej chwili dowie się o tym, jaką to ofiarą losu jest kotka? Oh, tyle zmartwień, tyle możliwości, które to przecież wcale nie są miłe!
Drżące ręce dachowca z największą uwagą trzymały talerz wraz z ciastem, które to na szczęście nie tęskniło do podłogi. Nie spodobała mu się ona również wtedy, gdy Various grzecznie odpowiedziała dygnięciem na ukłon Arcyksięcia. Nie uszło jej uwadze wskazanie miejsca, do którego szybko, ale bardzo niepewnie podążyła. Przez jej trzęsienie się można było uznać, iż w budynku pada śnieg, a nie promienie słońca! Wciąż patrząc na oblicze białowłosego, zasiadła na wskazanym miejscu, na początku jednak... Trafiając najzwyczajniej w krawędź siedzenia! Wspaniale, doprawdy. Mogłaby zatrudnić się na błazna, a nie na kucharza! Talerz niebezpiecznie się zachwiał, acz wypiek nie raczył się przesunąć. Ogon dziewczyny wydostał się spod jej pośladków i opadł tuż obok, a wciąż roztrzęsione ręce postawiły na biurku porcelanę. Wtedy to ich właścicielka pozwoliła im odpocząć na nóżkach, również bawiących się w galaretkę. Ot, żywa żelatyna!
Na uśmiech odpowiedziała tym samym, co nieco rozpogodziło umysł dziewczyny. Teraz Various przestała się trząść, więc powierzenie jej talerza nie było już ryzykowne. Nie to, że nie była przerażona - strach, który postanowił ją ogarnąć, nie przeszedł. Szczególnie, że panicz wyciągnął zeszyt i pióro, co ponownie zaczęło napawać dachowca stresem - co tam jest napisane? Czy są tam jakieś pytania? A co, jeśli nie będzie znała odpowiedzi? Źrenice kotki delikatnie się rozszerzyły i, choć wciąż wlepione w Arcyksięcia, oczy często ukradkiem zerkały ku notesowi. Serce ponownie przyspieszyło, choć nie na tyle, by wyskoczyć z piersi. Och, ile tu stresu!
Pokiwała lekko główką na jego słowa, karcąc się w myślach za taką głupotę, i wysiliła się na jakiś uśmiech, coby nie irytować innych swoją miną.
- J-Ja przyniosłam ciasto... do spróbowania... Chyba. - rzekła w końcu, stwierdzając właściwie oczywistość. Można było jej jednak gratulować.
W końcu wypowiedziała jakieś zdanie.

Tyk - 6 Lipiec 2014, 05:16

Strach jest rzeczą naturalną dla każdego, niezależnie od tego czy mamy do czynienia z małym, wystraszonym kotem, który trzęsie się, chociaż ma szansę dostać pracę w najwspanialszym pałacu całej Krainy Luster, czy też z przywódczynią Anarchs, która obawia się tego, że jej ostrze może nie wejść dość głęboko w ciało Arcyksięcia, a tym samym źle wykonaną pracę będzie trzeba powtórzyć. Czego więc obawia się siedzący wygodnie za biurkiem Agasharr, na którego twarzy dostrzec można jedynie spokój? Poza rzeczami tak oczywistymi jak udekorowanie jego ciała nożem, bądź ich większą liczbą, czy też spóźnienie się na własny bal, co przydarzyło się jego drogiej żonie, jest kilka rzeczy, o których każdy wróg Rosarium powinien wiedzieć, żeby w odpowiedniej chwili z wiedzy tej skorzystać i zyskać ogromną nad Arcyksięciem przewagę, toteż tych rzeczy zdradzić nie mogę.
Za to z dumą stwierdzić należy, że patrząc na idącego w jego stronę dachowca, nawet przez chwilę w jego głowie nie pojawiło się pragnienie ujrzenia jak trzęsące się nóżki stawiają niepewny krok i tym samym dziewczyna ląduje na ziemi z twarzą w upieczonym własnoręcznie cieście. Co jasno udowadnia, że nie jest on sadystą, jak twierdzą niektórzy jego przeciwnicy, jako dowód podający liczne przykłady wymierzonych przez Arcyksięcia kar, które jednak zawsze były w pełni zasłużone i adekwatne do przewinień. Tak więc nie był niewinny kot, który zapragnął włamać się do Arcyksiążęcej kuchni, a tam został przyłapany, czy też wiele innych osób, które poczuły na swojej skórze płomienie arystokraty.
Arcyksiążę sięgnął po leżące na biurku pióro i spojrzawszy na notes powiedział:
- Poinformowano mnie o tym, podczas gdy byłaś zajęta przygotowywaniem tego ciasta, nim jednak przejdziemy do ciasta, chciałbym się czegoś o tobie dowiedzieć.
Jak już wspomniałem dachowiec miał nieszczęście trafić na wyjątkowo leniwy dzień, w którym Rosarium miał sporo czasu, a tym samym nie wystarczyło tylko odczekanie kilku dni, aż papierek z arcyksiążęcym podpisem znajdzie się u głównego kucharza. Nie oznacza to jednak, że miała to być jakakolwiek rozmowa o pracę, a ten zacznie ją zaraz wypytywać o jej znajomość najwymyślniejszych gatunków ciast, czy też dania jakie powinny być podane przy kolacji, na której gościem będzie dość specyficzna krewna. Zdecydowanie Arcyksiążę bardziej ciekawy jest historii ukrytej za tymi przerażonymi oczami, czy też ulubionych smaków i zapachów nowego pracownika swojej kuchni. Najpierw jednak trzeba zacząć od rzeczy najbardziej podstawowych, o których niestety komuś się całkiem przypadkiem zapomniało.
- Może chcesz coś do picia?
Zadał to pytanie po krótkiej przerwie, całkowicie zmieniając temat, lecz tylko na krótką chwilę, następne słowa, wypowiedziane zaledwie z krótką zwłoką, w której nowy kucharz mógł udzielić odpowiedzi, powróciły do wcześniej rozpoczętego wątku.
- Miło byłoby wiedzieć kto będzie odpowiedzialny za jakość podawanych dań, a także w jaki sposób trafił do mojego domu, a także czy świadomy jest wszelkich konsekwencji jakie wiążą się z podjęciem pracy w Różanym Pałacu, bo o profity pytać chyba nie muszę?

Anonymous - 6 Lipiec 2014, 15:22

Zdecydowanie celem dziewczyny nie było zamordowanie albo choćby zaatakowanie księcia, prędzej przejęcie jego ran, czym to była moc blondynki. Jej zdolności bitewne były kompletnym zerem, które to w zwarciu nie znaczyłoby nic prócz przeszkadzania sprzymierzeńcom. Nie była jej więc potrzebna wiedza o słabych punktach mężczyzny rządzącego tym ogromnym pałacem, a nawet w razie posiadania takowej... Nie odważyłaby się jej wykorzystać. Jest to normalna logika, bo w końcu ogromny gmach wypełnia duża liczba żołnierzy, służby i różnych sprzymierzeńców białowłosego. Zapewne nie byłby też łatwy do zabicia. Various i tak wypełniała swoją głowę innymi myślami, niż jakiekolwiek morderstwo - interesował ją na przykład smak ciasta, które to wraz z porcelanowym talerzykiem postawiła na meblu dzielącym zaledwie dwoje stworzeń, dachowca i arystokrata z rogami, choć nie było ich widać.
Możemy radować się również brakiem jakichkolwiek oznak sadyzmu u Arcyksięcia, co zdecydowanie niedługo nada rozmowie trochę szybszego tempa - oczywiście na to trzeba będzie poczekać, jednakże kotka raczej wyczuje w końcu, że nie musi tak bać się białowłosego, a raczej darzyć go po prostu należytym szacunkiem i wykonywać rozkazy, by mieć dobre i spokojne życie. Może nawet takie jak wcześniej, albo - przy sporej dawce szczęścia - lepsze? W końcu niczego sobie jest mieszkanie w tej oto rezydencji i zajmowanie stanowiska pomocy kuchennej, która to posiada także niezły zarobek. Kto widział służbę w takim zamku, która chodziła głodna, mocno brudna lub w brzydkich ubraniach? Na pewno nie uszata Various zajmująca krzesło naprzeciwko księcia, dosyć mocno wystraszona i mająca nadzieję, że będzie tutaj dobrze traktowana.
Na pytanie o to, czy nie zechciałaby się czegoś napić, trochę się przestraszyła. Dlaczego trzymał już pióro? Czyżby miał to być test? W końcu i ona przy większej śmiałości zapewne sprawdzałaby służbę - o ile odważyłaby się na jakąś rekrutację - ponieważ ktoś przyjęty bez żadnych testów mógłby zrobić jej krzywdę przez jedzenie! No i oczywiście miło jest uchodzić za kogoś, kto ma takie miłe podejście do służby - tego typu władcy zdecydowanie są postrzegani lepiej przez innych. No, a przynajmniej tak widziała to Various, choć aktualnie o tym nie myślała, jednakże miała takie przekonania. Myśl o teście jednak sparaliżowała ją na moment. Musiała więc mocno pomyśleć nad słowami, w końcu od tego może zależeć jej posada! Wzięła niezauważalny, głęboki oddech i spróbowała nabrać nieco odwagi oraz spokoju, tak potrzebnych podczas tej rozmowy. I tak było nieźle.
- Jeśli... Jeśli mogę, to poproszę o coś słodkiego do picia. - powiedziała nieco niepewnie, jednakże mniej drżącym głosem niż wcześniej.
Kolejna wypowiedź sprawiła, że słowa musiała trawić jeszcze dłużej. Och, tyle pytań! Tyle odpowiedzi, których mogłaby udzielić! Zamiast gadatliwości, jej język przybrał jednak nieśmiałą i bojaźliwą jak i jego właścicielka postawę. Kotka wzięła oddech i postanowiła nie dawać białowłosemu więcej czasu na to, by przekonywał się o jej beznadziejności i wydobyła z siebie jakieś słowa.
- Mam na imię Various... Nie mam nazwiska. O pracy dowiedziałam się od przechodniów, trochę popytałam... I jestem świadoma wszystkiego, co potrzebne... - odparła, wciąż mając braki w pewności siebie i swoich słów. A jeśli taka odpowiedź jest zła? A jeśli zaraz będzie wypytywana o te konsekwencje? Po chwili dodała jeszcze bardzo cicho: - ...tak myślę.

Tyk - 6 Lipiec 2014, 16:36

Ile to już biednych, niedożywionych kotów, muszących karmić się resztkami wygrzebanymi z odpadków wyrzucanych przez restauracje Miasta Lalek, trafiło do arcyksiążęcego pałacu i choć wiele z nich poczuło na swym ciele płomienie Agasharra i długie minuty po wykonaniu kary nie mogło wstać z zimnej posadzki, to w gruncie rzeczy nie żałowało znalezienia się w Różanym Pałacu. Nie tylko nie musiały się przejmować o wyżywienie, tego miały zawsze wystarczająco dużo, lecz także mogły ćwiczyć swoje muzyczne umiejętności, a co jakiś czas zdarzyło się nawet znaleźć na balu i to nie zawsze w roli służby. Oczywiście wymagało to też pewnych wyrzeczeń, przede wszystkim zrezygnowania ze sławnej kociej wolności i oddania swojego losu całkowicie w ręce Arcyksięcia. To jednak tak samo jak z państwem, ludzie przekazali władzę instytucji dlatego że wiele z tego zyskali, za cenę jedynie cząstki i tak ogromnej wolności jaką się cieszyli.
Czy więc Rosarium był dobrym władcą, jakby wyciągniętym z idealistycznych książek w stylu "Księcia"? Na pewno, co zresztą Various sama zauważyła, nie pragnął gnębić swoich poddanych ponad potrzebę i zapewniał im nie tylko środki niezbędne do utrzymania, ale także wolność twórczą, zarówno w sztukach jak i w myśli, ażeby nawet najlichsza istota - zwykły dachowiec - miała możliwość rozwijania się. Nie był z tych, którzy pragnęli rządzić ciemnotą, zdolną tylko do padania na kolana przed swym boskim władcą (choć sama wizja padania na kolana przed Tykiem jest całkiem kusząca, ale nie o to przecież chodzi!). Był więc niczym XVIII wieczni absolutyści oświeceni, czy florencki Medyceusz. Nie oznacza to jednak, że był władcą łagodnym, który pozwoli ludziom burzyć swe twierdze i wznosić barykady. Wszelkie takie działania gotowy byłby stłumić przy użyciu słowa, obietnic czy wojska. W końcu czy jest władza gorsza, niż iluzoryczna? Niezdolna realizować swoich funkcji, niezdolna do podejmowania decyzji i istniejąca tylko po to, żeby ją usunąć.
Białowłosy zadzwonił leżącym na rogu biurka, dotąd zupełnie niewyróżniającym się, dzwonkiem, a po kilku chwilach do gabinetu wszedł ktoś ze służby i ukłoniwszy się oczekiwał na polecenie, które dotyczyło przyniesienia herbaty, bo i pora odpowiednia, a ponadto jej słodkość zależy przecież od samej Var, której nikt ograniczać nie będzie. Służący wyszedł jednak z pokoju i wróci w następnym poście, więc na razie już tę kwestię zostawmy.
W międzyczasie Rosarium słuchał opowieści dziewczynki, w której było coś typowego dla dachowców i po części wyjawiło jak mało wie, przychodząc tutaj. Obowiązkiem Arcyksięcia mogło wydawać się wyjaśnienie tej kwestii, zamiast to, wolał jednak zadać kolejne pytanie. Najpierw jednak powoli napisał coś w swoim notesie, trzy, może cztery słowa, których jednak kotka nie mogła w żaden sposób dostrzec.
- Mam nadzieję, że lubisz herbatę? - Wcale nie zapomniał o tym spytać kilka chwil wcześniej, gdy coś się dało jeszcze zmienić... no dobrze, zapomniał! -Chciałbym się dowiedzieć co robiłaś zanim postanowiłaś podjąć pracę w mojej kuchni, w szczególności dowiedzieć się gdzie uczyłaś się gotować. Nie ukrywam też, że chętnie posłucham o innych twoich umiejętnościach, które w przyszłości mogą okazać się dla mnie, lub któregoś z mieszkańców Różanego Pałacu, przydatne.
Przecież Var nie wyobraża sobie chyba, że mając na przykład liczne umiejętności na przykład w dziedzinie łamania szyfrów nie zostanie jej nakazane złamać szyfr dla jednego z ogrodników, który dostanie ukrytą wiadomość od nieznanej osoby, kto wie czy nie jakiegoś lunatyka chcącego uknuć własną intrygę.

Anonymous - 6 Lipiec 2014, 19:35

Various na szczęście miała w sobie choć malutką krztynę zaradności i po niedługim czasie spędzonym poza swym starym domem, którego już teraz nie mogła sobie przypomnieć, choć twarz Greya z umysłu kotki nigdy nie uciekła, udało jej się zapracować na wystarczającą ilość jedzenia. Oczywiście chodziła teraz delikatnie niedożywiona, w końcu nieszczególnie często zatrzymywała się w dobrej restauracji, żywiąc się raczej jedzeniem, które dla innych stanowiło raczej coś dla szybkiego uciszenia brzucha, a nie prawdziwy posiłek. Uszatej jednak taki stan nie przeszkadzał, jej żołądkowi również - w końcu napełniała go na tyle, by nie mógł narzekać. Dzięki temu kotka nigdy jeszcze nie grzebała w śmietnikach, lubując się raczej w innych zajęciach, więc nie naraziła się także na gniew ze strony jakiegokolwiek ważnego osobnika - na przykład białowłosego Arcyksięcia.
A wolność? No błagam! Dziewczyna doprawdy nie potrzebowała jej, skoro zastępstwem miało być godne życie i dach nad głową, którego tak pragnęła, tak poszukiwała przez te kilka lat. Właściwie ostatnio nie czuła już upływu czasu, gdyż dni niestety stawały się monotonią - w końcu robiła zwykle to samo raz po raz bez szczególnych urozmaiceń. Ot, tu jakiś ciekawy osobnik, ot, tu jakaś krótka pogawędka sprawiająca, że na twarzyczkę Various wpełzł uśmiech lub cień smutku albo i zakłopotania. Doprawdy, nic wielkiego. Takie rzeczy mogła dostać na dworze pałacu, w którym to obecnie znajdowała się ciałem, jak i duchem. A prócz nich uzyska możliwość osiedlenia się gdzieś na stałe i jeszcze płacę, która to mimo wszystko się przydaje. Kto wie, co się zdarzy? Kto wie, co mógłby ponownie przynieść los, choć już wiele razy naplątał w życiu kotki. Już się przyzwyczaiła!
Choć nie zdawała sobie z tego do końca sprawy, miała jednak ogromne szczęście w trafieniu na taką osobę, jaką był białowłosy Arcyksiążę. Podjęła się próby zdobycia pracy właśnie w jego pałacu i już teraz zapowiadało się to dobrze, a co dopiero potem, gdy już osiądzie w gmachu na stałe? A skoro jej przyszły pracodawca nie ma zamiaru jej gnębić, dręczyć lub wyrzucić, co może więc pójść źle? Gotowanie było talentem dziewczyny, także zajęcie, które ma wykonywać, nie powinno sprawiać jej problemu. Jedynym zmartwieniem jest to, czy zostanie przyjęta, ale i to powinno pójść dobrze - a nawet jeśli nie, wcześniejsze problemy i tak znikają!
Wyrwał ją z zamyślenia dopiero głos, którego właścicielem był Rosarium. Czy lubi herbatę? Uwielbia! Choć nie zawsze ją pije, trzeba przyznać, iż mężczyzna trafił z wybraniem napoju w dziesiątkę. Na pytanie pokiwała więc głową z nieco śmielszym już uśmiechem, nieco dziecięcym i bardziej już ufnym.
- Tak, bardzo. - potwierdziła.
Następna wypowiedź dała jej jednak większe pole do popisu. Potrzebowała, rzecz jasna, chwili na ułożenie jakiejś odpowiedzi w myślach, acz i tak była teraz nieco pewniejsza w tej kwestii. Zaczęła nawet lubić Arcyksięcia, który to nie skrzyczał jej, nie wyśmiał, nie zrobił niczego złego. Uznała, że nie ma na co narzekać ani czego się bać.
- Właściwie to podróżowałam koleją i występowałam, zbierając pieniądze na życie. Nie osiedliłam się nigdzie, zwykle nocowałam w hotelach. - odrzekła, próbując przypomnieć sobie coś, o czym mogłaby opowiedzieć. Teraz, po tym, jak przestała bać się mężczyzny, zrobiła się śmielsza i oczywiście bardziej gadatliwa. Powodzenia w słuchaniu tego. - Nauczyłam się gotować właściwie sama z pomocą mojego dawnego właściciela, u którego wcześniej mieszkałam. Został zamordowany, uciekłam z jego domu i dlatego podróżuję. - tutaj przerwała, próbując znaleźć informacje o sobie w mózgu, z którego wyparowała teraz wszelka wiedza. - Prócz gotowania trochę umiem śpiewać... Poza tym jest też telepatia i umiem przejąć od kogoś ból i rany... A, i zamieniać przedmioty w słodycze. - wymieniła bez żadnego chwalącego się tonu, starała się po prostu opowiedzieć o wszystkim, co mogłoby przydać się komukolwiek.

Tyk - 6 Lipiec 2014, 21:27

Pomimo formuły tej rozmowy, w której Arcyksiążę wciąż zadawał pytania, a jego rozmówczyni tylko na nie odpowiadała, nie przypominała ona ani policyjnych przesłuchań ze starych filmów, ani tym bardziej postępowania inkwizycyjnego, w którym po torturach zadawano wciąż te same pytania, sprawdzając czy zmienią się one po kolejnej serii rozciągania, przypalania lub przygniatania. Jako ciekawostkę warto zaznaczyć, że zeznania wypowiedziane podczas mąk nie mogły być dowodem, a więc konieczne było ich późniejsze powtórzenie, a mimo całej demoniczności tej renesansowej w zasadzie sztuki, wedle obowiązujących zasad podejrzanego udręczać można było jedynie trzy razy. Ciekawe jest również, że same tortury jak i proces inkwizycyjny w zasadzie nie są wymysłem średniowiecza, z którym tak często są kojarzone. W wiekach średnich dominowała przede wszystkim idea kompensacji, a proces miał charakter typowego sporu dwóch stron. Dopiero z postępem w prawie karnym, jaki odniósł się za sprawą statutów miast włoskich, a więc prekursorów renesansu, zaczęto uważać przestępstwo za czyn godzący w porządek społeczny i przez to konieczny do ścigania bez względu na wolę poszkodowanego i wszelkimi dostępnymi sposobami.
Kończąc już tę przydługą dygresję należy wrócić do klimatu tej rozmowy. Nie pasowało tu niemal wszystko, poza wspomnianą wcześniej formą. Gospodarz nie starał się w żaden sposób psychicznie wydobyć jakichkolwiek informacji, a południowe słońce, wpadające do gabinetu tworzyło obraz pomieszczenia niezwykle przyjemnego. W takich warunkach Various znacznie łatwiej było porzucić ten niepotrzebny strach, który był przeszkodą, a nie motywacją i skupić się na jak najstaranniejszym udzielaniu odpowiedzi na każde zadane pytanie.
Słuchał uważnie, zapisując co bardziej interesujące go kwestie. Pióro spotkało się z powierzchnią jednej z kartek notatnika zarówno wtedy, gdy dziewczyna mówiła o zamordowaniu jej dawnego właściciela, jak również zapisał jej wszystkie talenty. Przez cały czas zachował jednak łagodny uśmiech. Z drugiej strony ten spokój mógł wydać się niepokojący, w końcu każdy zna osoby, które potrafią przez cały czas szczerze się uśmiechać, żeby ostatecznie zniszczyć budowaną przez długie godziny nadzieję.
Gdy dachowiec skończył mówić, Arcyksiążę odłożył pióro na notatnik i spojrzał w stronę okien, za którymi widać było wewnętrzny dziedziniec, bezpośrednio połączony z ogrodami. Szybko jednak jego wzrok wrócił na rozmówczynię, a wtedy też powiedział:
- W moim domu jest wielu utalentowanych artystów, którzy w pałacowych ogrodach mogą wedle swej woli rozwijać swoje umiejętności. I tutaj też pojawia się pytanie, czego pragnęłabyś się nauczyć, jeżeli miałabyś możliwość wybierać spośród wszystkich sztuk i czynności jakie są Ci znane?
Wbrew pozorom to pytanie nie miało na celu przypisanie jej do jakiegoś kółka zainteresowań, a tym bardziej zmuszeniu jej do brania w czymkolwiek udziału, chyba że później taki przymus pojawi się za sprawą Arcyksiążęcego rozkazu. Chodziło o rzeczy znacznie bardziej egzystencjalne.
- [b]Mówiłaś wcześniej, że podróżowałaś koleją, wybacz więc, że na chwilę odbiegniemy od spraw kluczowych i zapytam jak oceniasz zarówno dworce jak i pociągi.
Tak wciąż ją pytał o coraz to nowe rzeczy, a czy nie powinien czasem pozwolić jej również zadać jakieś pytanie? Może są rzeczy, których dachowiec nie rozumie, bądź nie jest ich pewien i pragnąłby skonfrontować swoje poglądy z rzeczywistością? Tyle tylko że jest na to za wcześnie.
Po ostatnich słowach Arcyksięcia w końcu pojawił się widziany poprzednio służący i położył na biurku dwie filiżanki herbaty, a także cukierniczkę. Przy czym tej drugiej Rosarium nie użył, mogłoby się wydawać, dlatego że za słodzoną herbatą nie przepada. W tym jednak wypadku po prostu nie było takiej potrzeby, gdyż służba znając upodobania Agasharra przyrządziła napój zgodnie ze wszelkimi wytycznymi.

Anonymous - 7 Lipiec 2014, 12:14

Ku swojemu szczęściu, Various nigdy nie została poddana torturom, a jej strach można uznać za nieuzasadniony, tak więc wrodzony, ot, zwykły kaprys tworzącej jej charakter osóbki. Sama rozmowa na szczęście nie była dla niej choćby namiastką tego, co muszą przeżywać osoby poddawane podpalaniu, rozciąganiu i wszelkim innym formom zadawania bólu. Oczywiście - często przeszywał ją niepokój, ale to zmartwienie zdecydowanie różniło się od wcześniej wspomnianych tortur. Szczególnie, że pierwsza sytuacji - zwyczajna rozmowa o pracę - mogła przynieść chyba jedynie korzyści dla obu stron, a w najgorszym wypadku po prostu być neutralną, jeśli kandydat poniesie klęskę. Och, za to drugi sposób zdobywania informacji był doprawdy okrutny, choć może i skuteczny - jednakże za jaką cenę? Prawdopodobnie w tamtych czasach ludzie i inne różnorakie stworzenia były właśnie takie, bezwzględne. Szczęście, że postęp nadchodzi dla wszystkich z każdym następującym po sobie dniem, a o takich rzeczach jedynie słyszy się z opowieści oraz z informacji w książkach.
A miejsce zdecydowanie nie napawało drobnego dachowca niepokojem czy nawet strachem, nie kojarzyło się również z jakimikolwiek torturami. Dziewczyna - choć wciąż delikatnie onieśmielona - była tutaj zupełnie spokojna o swój żywot, trzeba więc przyznać, że byłaby najłatwiejszym celem w razie ataku. Niezmącony spokój zdecydowanie nie przysłużyłby się w trakcie zamachu, choć zapewne łatwo zostałby zniszczony i zastąpiony czujnością. Ale po cóż rozwodzę się tu o atakach, które nie zaistnieją w tej chwili? Najważniejszym jest fakt, że Rosarium dobrze dobrał w gabinecie ustawienie okien i wszelkich mebli, by światło słoneczne mogło padać na każdą część pokoju i raczej uspokajać, niźli straszyć jasnowłosą kotkę siedzącą na krześle podczas tej fascynującej rozmowy.
Już nawet zapisywanie informacji postanowiło stać się neutralnym faktem, który to przestał przerażać Various. Przekonana już o dobroci serca pana tego pałacu (albo przynajmniej o braku choćby krztyny sadyzmu) była teraz rozluźniona, choć dalej uważała na każde słowo, coby nie zbłaźnić się przed możliwym pracodawcą. Teraz jeszcze bardziej zależało jej na tej pracy, która to z chwili na chwilę okazywała się być rzeczą jeszcze lepszą, niż mogła być przedtem. I dobrze - nawet, jeśli jest inaczej, dziewczyna powinna choćby przez jeszcze kilka minut trwać w tym wyobrażeniu. A spokój? Zdecydowanie nie był on dla niej niepokojący, a wręcz krzepiący, co raczej nie jest niczym złym. Skoro już zaufała Arcyksięciu, lepiej tego nie zmieniać, bo jej paniczny strach jedynie utrudnia całą rozmowę, zamiast sprawiać, iż idzie ona lepiej.
Wraz ze wzrokiem Agasharra, ku ogrodom powędrowały także czekoladowe oczy, w końcu zmieniając swoje ułożenie. Wcześniej tkwiły w jednym miejscu, nie odważając się jeszcze na odwrócenie wzroku od białowłosego arystokraty, teraz jednak Various dostrzegła piękno miejsca, w którym może będzie mogła przebywać. Oczywiście natychmiast oderwała wzrok od okien, gdy zrobił to mężczyzna, ale i tak była pochłonięta myśleniem o nich, dopóki jej rozmówca nie zaczął mówić.
- Cóż... - zaczęła i zastanowiła się dłuższą chwilę, myśląc o tym, czego zawsze pragnęła, jeśli chodzi o umiejętności. - Jeśli byłoby to możliwe, to chciałabym nauczyć się gry na pianinie albo fortepianie, to bardzo piękne instrumenty. - odparła, gdy w końcu znalazła jedno z pragnień. Dopiero po chwili przyszła do niej odpowiedź, która byłaby jeszcze łatwiejsza. - No i oczywiście chciałabym dokształcić umiejętność gotowania. - dodała jeszcze, pierwszy raz posyłając władcy uśmiech - był on dosyć niepewny, ale w końcu odważyła się na jakikolwiek gest!
Uśmiechnęła się szeroko, widząc służącego niosącego herbatę. Odczekała niecierpliwie, aż dostanie swoją filiżankę i, uprzednio obserwując nieco Agasharra, wsypała do swojej herbaty aż cztery łyżeczki cukru, co mogło wydawać się szalone, ale dla niej było normą. Upiła łyk ciepłego napoju, by nieco nawilżyć gardło, po czym zastanowiła się nad odpowiedzią nad zadane jej pytanie.
Szukała na nie odpowiedzi dłuższą chwilę, nadal przekonana o tym, że mogło być nieco podchwytliwe, ale i tak jej opinia była szczera. Chodziło tu jedynie o ubranie w słowa tego, co sądziła, gdyż Various zawsze potrafi palnąć coś głupiego, jeśli gada bez jakiegokolwiek przygotowania.
- Dworce są bardzo zadbane, poza tym są tam często hotele, różne ławki... No i wystrój jest ładny, poza tym jest dużo przestrzeni. Z pociągami nigdy nie miałam problemu, zawsze podróż była szybka i przyjemna. - odpowiedziała i, choć wychwalała wszystko, to mówiła całkowicie szczerze, nie zauważając żadnych wad.

Tyk - 7 Lipiec 2014, 15:11

Postęp jest słowem, które w sposób lekkomyślny używane jest dziś do nazywania tego, co w żadnym wypadku nie może być uznane za innowacyjne. Postęp dotyczy nauki, techniki, gdzie jakieś odkrycie pozwala na inne niż dotąd wykorzystanie posiadanych narzędzi, czy lepsze zrozumienie istoty rzeczy. Nie ma natomiast żadnego postępu w wypadku społeczeństw, czy też moralności. To że mamy bardzo łagodne czasy jest zasługą ideologii, przyjętych doktryn, a nie nowoczesności, gdyż ta bez problemu może zostać zanegowana przez zmianę na gruncie etyki. Przykładem jest nie tylko daleki wschód, ale także ubiegły wiek w samej Europie, czy bliski wschód. Co więcej nadmierna łagodność wcale nie jest dobra, bo o ile zbytni brutalizm może przekreślić funkcję odstraszającą na rzecz widowiska dla mas, to zbyt niewielka jego ilość nie będzie w pełni skutecznie oddziaływać prewencyjnie na społeczeństwo. Na zakończenie tej części posta dodam jeszcze, że postępem w prawie karnym nazywa się wprowadzenie tego brutalnego, zawierającego tortury, procesu inkwizycyjnego,
- Znakomicie. Cieszy mnie, że całe przedsięwzięcie idzie zgodnie z planem, a mieszkańcy Krainy mogą korzystać z nowego środka transportu.
Skomentował w ten sposób jej ostatnie słowa i na chwilę się zamyślił, a w tym czasie dziewczyna miała okazję pić herbatę, a wcześniej jeszcze ją posłodzić. Zastanawiał się jednak nad jej wcześniejszymi słowami. Oczywiście, zarówno nauka gotowania, czym będzie się przecież zajmować z zawodu, jak i gry na jakimkolwiek instrumencie nie będzie żadnym problemem. Oczywiście takie ćwiczenia muszą odbywać się przy pałacowej bibliotece, a dokładniej w niewielkim pałacyku obok niej, w którym to właśnie młodzi muzycy mogą szlifować swoje umiejętności. Zastanawiające było jednak stwierdzenie, że chciałaby się doszkolić w gotowaniu, które przecież powinna mieć opanowane. Można to było poczytać zarówno za wyraz pragnienia doskonalenia się, ale również jako rzeczywisty brak wymaganych umiejętności - dość ryzykowne zatem ze stron Var, że coś takiego powiedziała. Na szczęście Arcyksiążę nie wydawał się być tym specjalnie przejęty. Za to uniósł swoją filiżankę i dotknąwszy jej krawędzią ust zamknął oczy, wąchając wyśmienity zapach napoju, który po chwili znalazł się, w niewielkiej co prawda ilości, w jego ustach.
- Następne pytanie jest zupełnie niezwiązane z naszym tematem, jednak przecież nie chodzi nam o zdobycie suchych informacji, bo wtedy dałbym Ci gotowy formularz do wypełnienia. Tak więc co myślisz o władzy? Czym dla Ciebie jest i jaka być powinna.
Uprzedzałem wcześniej, że niektóre pytania będą dość dziwne, a jeżeli ktoś myślał, że będzie pytał potencjalnego kucharza o numer buta, ulubiony zapach, czy ilość liści na typowej wierzbie płaczącej, która to rośnie na skraju herbacianych łąk - samotna wśród rozległych pól, to na pewno nie przewidział, że padną pytania czysto filozoficzne, które ugodzą w istotę zjawisk, z którymi co prawda Rosarium jest związany, ale które nie wymagają w rzeczywistości dogłębnych analiz.
Filiżanka ponownie dotknęła powierzchni biurka, a Arcyksiążę raz jeszcze odłożył pióro, mając nadzieję na nieco dłuższą dyskusję o władzy, a nie o rzuceniu kilku zdań, które nie będąc w żaden sposób ze sobą złączone dadzą ostatecznie obraz poglądów jego nowego kucharza. To pytanie dało się przecież dość łatwo wyjaśnić pragnieniem poznania poglądów swoich pracowników i uniknięcia rewolucjonistów i anarchistów - gdyby tylko nie było zadane ze zwykłej zachcianki Arcyksięcia.

Anonymous - 8 Lipiec 2014, 12:50

Jasnym jest, że zbytnia łagodność może przynieść wręcz tragiczne i niechciane skutki - dlatego, wbrew przekonaniom młodych i niedoświadczonych osób, bycie dobrym władcą jest doprawdy trudne, gdyż trzeba starać się o to, by nie zostać okrzykniętym najokrutniejszym albo i kimś gorszym, w zależności od kreatywności ludzi, ale jednocześnie mieć duży posłuch u swojego ludu i kilkoma słowami zakończyć protest. Kończąc już jednak ten polityczny temat, który aktualnie nie ma nic wspólnego z postem, trzeba przyznać, iż Rosarium był władcą bliskim osiągnięcia takiej władzy, a może już ją osiągnął - no cóż, Various jak i autorka postu nie jest całkowicie uświadomiona co do stanu władzy, ale z posiadanych informacji można stwierdzić, iż obecna jest dobra.
Various popełniła duży błąd, mówiąc o gotowaniu. No cóż - to u niej oczywiste, najwyraźniej rozluźnienie się przyszło za szybko i przez to mówi teraz same głupstwa! Nie można jednak powiedzieć, że zrobiła źle, jednakże ubrała swoją wypowiedź w złe słowa. Uznała przecież, że powiedzenie czegoś o gotowaniu raczej utwierdzi Arcyksięcia w tym, iż ma zamiar wciąż doskonalić tą sztukę, by lepiej gotować, choć oczywiście mając ją co najmniej bardzo dobrze opanowaną. I nadal sądziła, iż została zrozumiana, a reakcja - a raczej brak, na szczęście - białowłosego tym bardziej nie zbiła jej z fałszywego tropu. Los sprawił, że postanowiła nie ciągnąć tego tematu, więc zaczęła powoli sączyć herbatę. Napój okazał się być bardzo dobry, szczególnie po posłodzeniu - jakże więc się dziwić, że po kilku minutach ciszy filiżanka była pełna już jedynie w połowie?
Za to pytania, które nastąpiły po wzięciu ostatniego łyku, skutecznie postawiły do pionu kotkę. Cała ta rozmowa i tak różniła się od jej wyobrażeń, ale ona nigdy nie interesowała się polityką, więc ją zatkało! Dosłownie - otworzyła szeroko oczy, na szczęście usta postanowiły być ściśle zamknięte, zaskoczona pytaniem. Wyglądało to dość komicznie, ale i podejrzanie. Oczywiście - dziewczyna nie miała złych zamiarów, a po prostu nie wiedziała co powiedzieć, więc takie zaskoczenie na pewno zabierało jej kilka "punktów". Po chwili postanowiła coś wydukać, coby jednak nie zrobić z siebie kompletnej idiotki.
- Cóż... Nie jestem zorientowana w tych sprawach. Pasuje mi obecna władza i nie cierpię przez różne zasady, więc jest dobrze. Poza tym są stawiane różne dworce i budynki, czyli Kraina Luster się rozwija, więc to dobrze, prawda? - odparła, próbując jakoś określić swoje położenie w tej kwestii. Nigdy nie mieszała się w sprawy polityczne, a więc miała mało do powiedzenia. Ciągnęła jednak dalej: - Ale ogólnie władza nigdy nie robiła dla mnie ogromnego znaczenia - ustala zasady, rozwija Krainę Luster i pomaga obywatelom, którzy w zamian nie powinni robić żadnych buntów i łamać zasad. Ale myślę, że ten, kto rządzi, nie powinien nadużywać rangi albo traktować innych jak gorszych... No i krzywdzić mieszkańców, to też nie jest dobre. Ja przepraszam, nie znam się na władzy i polityce i nie wiem, co powiedzieć. - zakończyła w końcu, zakłopotana.
Zapewne nie spełniła oczekiwań Arcyksięcia, liczącego na długą i ciekawą dyskusję, aczkolwiek w tym temacie nie miała nic do gadania. Niestety, nie trafił na dobrą osobę do takich rozmów.

Tyk - 8 Lipiec 2014, 20:44

Niestosowności w słowach Various nie trzeba było komentować, ze względu, że ta przecież mogła być wyrzucona w każdej chwili, a ponadto osoby znacznie lepiej obeznane w kuchni przyglądały się jej przygotowywaniu ciasta. Ufając swoim kucharzom mógł wątpliwości rozstrzygnąć na korzyść dziewczyny i tym samym uniknąć dość kłopotliwego tematu, który choć niegroźny, mógłby biednego dachowca niepotrzebnie przestraszyć. Gdyby wzbudzenie niepokoju byłoby celem nie przyjmowałby jej w pięknym gabinecie pełnym pięknych obrazów, wspaniale oprawionych książek i licznych ozdób innego jeszcze rodzaju, lecz w salonie lustrzanym, w którym biedny dachowiec mógłby być obserwowany z każdej strony, tak że nawet najmniejszy ruch nie zostałby ukryty, ponadto zamiast usiąść musiałby przez całą rozmowę stać, a i na herbatę nie mógłby liczyć. Przy okazji obok tronu leżałby spokojnie wąż, wpatrzony w przybysza, jakby myśląc jak ten smakuje.
Władza na wykładach, na które w minionym semestrze uczęszczałem definiowana była jako zdolność do narzucenia swojej woli, a więc dotyczyła nie tylko państwa i zgodnie z maksymalistycznymi koncepcjami m.in. Arystotelesa była od państwa niezależna i mogła istnieć bez względu na jakąkolwiek instytucję, której powstanie zależy jedynie od potrzeb społecznych. W tym więc znaczeniu jednym z dzierżycieli władzy bez wątpienia jest Rosarium, lecz jest nim również Sophie, która zapragnęła z wszelką władzą rozprawić się za pomocą ostrza. Oznacza to bezsensowność walki z władzą, która nie mając punktu centralnego, opartego na tradycji, prawie należy do tego, który ma dość sił i charyzmy do narzucenia swojej woli. Na pewno nie sprzyja to sprawiedliwości i nie jest najlepszą drogą dla tego wspaniałego świata.
Arcyksiążę słuchał z uwagę tego co dachowiec mówił o władzy, panowaniu i wszystkich pokrewnych pojęciach. Mogło się wydawać, że będzie zawiedziony takim brakiem wiedzy w danej materii, lecz nie to można było wyczytać z jego twarzy. Wszelkie wątpliwości zostały rozwiązane przez słowa Arystokraty.
- Niewiedza nie jest tu niczym złym i lepiej ją odkryć, niż udawać znajomość tematu. - Oczywiście, dla jasności dodam, nigdzie nie twierdzę, że Various przypisywała sobie wiedzę, której nie posiada. Chodzi tutaj o osoby, które potrafią całymi godzinami mówić jak zachować powinni się politycy, a najprostsze mechanizmy sprawowania władzy są dla nich tajemnicą. - Szczególnie szkodliwa jest jednak niewiedza przyprawiona fanatyzmem, która pojmuje władzę bez oparcia o jakiekolwiek racjonalne podstawy. W twoim wypadku jednak tego nie widząc, mogę spokojnie przejść do dalszej części naszej rozmowy.
Tutaj ponownie napił się herbaty, tym razem już bez zbędnego rozkoszowania się jej zapachem. W tym miejscu należałoby się zastanowić, czy picie herbaty w gabinecie, podczas pełnienia - mimo wszystko - urzędu, nie jest niewłaściwe i nie powinno być uznane za naganne. I tutaj też można wyjaśnić, że dla Arcyksięcia ważna jest skuteczność, a w tej picie herbaty nie ujmuje, a nawet może pomóc, choćby przez upewnienie Verious, że ta nie musi się niczego obawiać. Tak sami i w wypadku pracowników, znacznie skuteczniejszy jest taki, który jest szczęśliwy, którego nie trzeba z każdym dniem na nowo pocieszać, czy bólem zmuszać do pracy.
- Wróćmy zatem może do tego zabójstwa, możesz wyjawić więcej szczegółów? W końcu nie wiemy, czy nie będzie trzeba wysłać kogoś, żeby całą sprawę dokładniej zbadał.
Oczywiście nie można tego poczytać za jakąkolwiek chęć niesienia pomocy, lecz wyłącznie za roszczenie sobie praw do bycia stróżem porządku, którego wojska winny reagować na każde naruszenie przyjętych w Krainie Luster zasad.
- A i zapomniałbym całkiem, słyszałaś o jakichś małpach?
Oczywiście trudno jest się dziwić, że osoba mająca ogromny pałac i wszędzie poruszająca się w asyście całego legionu gwardii nie ma pojęcia o Pokuciach, ale i te nie atakowały jeszcze tak często, a więc informacje, które do Arcyksięcia dotarły nie są pełne. Żeby natomiast jakiemukolwiek zagrożeniu móc zaradzić, trzeba dowiedzieć się przeciwko czemu się walczy.

<ZT>

Anonymous - 2 Grudzień 2014, 22:13

Dworzec pod fortem


W podziemnym dworcu panoszyło się wielu arcyksiążęcych żołnierzy, ale nikogo nie dziwiła nieuzbrojona dziewczyna wyczekująca pociągu o nazwie Helios. Cieszył ją fakt, że nikt nie rzuca ciekawskich spojrzeń w jej stronę. Nie lubiła wzbudzać nadmiernego zainteresowania swoją osobą. Za chwilę miał przyjechać Arcyksiążę Rosarium z gościem, a ona, jak na służącą przystało, miała Go przyjąć i dopilnować by wszystko przebiegało bez niespodzianek. Czy było to nudne zajęcie? Oj, z pewnością nad tym nie myślała. W końcu obowiązki nie są od lubienia, ale nie mogła narzekać. W pewnym sensie nawet lubiła swoją niewymagającą specjalnego wysiłku "prace".

Tyk - 3 Grudzień 2014, 20:47

Dworzec Heliosa pod fortem

W końcu Rosarium wraz z Vivienn opuścili Heliosa, który oświetlony dworcowymi światłami, wypełniający niemal cały gmach dworca, otoczony rzeszą żołnierzy zajętych swoimi zwykłymi obowiązkami, wyglądał naprawdę imponująco. Szczególnie gotyckie ozdoby i wieżę górujące ponad niektórymi wagonami. Zapewne nawet sam arcyksiążę tym widokiem by się zachwycił, gdyby nie to, że nie raz już miał okazję go oglądać i szukał teraz wzrokiem służącej, która miała na nich tu grzecznie czekać i w razie potrzeby - jak się okazuje niezaistniałej - zanieść bagaże Vivienn do jej pokoju.
Zanim jednak jeszcze ją zobaczył, spojrzał w stronę kotki i uśmiechnął się, zewnętrzną stroną dłoni głaszcząc ją po policzku.
- Witam na terenie Różanego Pałacu.
Podczas oficjalnego powitania kątem oka dostrzegł Rossaline, którą niezwłocznie do siebie wezwał i zanim jeszcze podeszła, zwrócił się ponownie do kotki.
- Jak jednak mówiłem wcześniej, na razie masz się zadomowić, dobrym początkiem będzie przedstawienie Cię - Po ostatnim spojrzał na Cienia, który na pewno już znalazł się przy nich i odpowiednio ukłonił, chociaż są to moje spekulacje i dostałem pozwolenie jednie na stwierdzenie, że Ro podeszła do Arcyksięcia i Dachowca. Następnie jednak zastanowił się kogo powinien przedstawić jako pierwszego. Można by długo rozwodzić się nad tym, co byłoby bardziej odpowiednie, lecz ja nie mając na to czasu stwierdzę tylko, że Rosarium kierował się pragmatyzmem i skoro rozmawiał z Vivienn, postanowił dokończyć kwestie skierowane do niej.
Położył więc swoją dłoń na głowie Cienia i patrząc na Vivienn powiedział:
- Poznaj Rossaline. Poleciłem jej czekać na nas, by mogła służyć pomocą, gdy tylko zajdzie taka potrzeba. - Po czym cofnął swoją dłoń, przez chwilę jeszcze przesuwając po jej włosach, a następnie zwrócił się do przedstawionej, tym razem głaszcząc po włosach kotkę. - Mam nadzieję, że nie czekałaś za długo. Przedstawiam Ci Vivienn, którą jak widzisz udało mi się sprowadzić.
Następnie spojrzał na przechodzących obok żołnierzy żeby nie ograniczać ich w wymianie grzeczności i pozwolić im na krótką rozmowę.

Kolejność:
Tyk
Vivienn
Rossaline

Anonymous - 4 Grudzień 2014, 17:49

Kiedy moje oczy ujrzały dworzec przepełniony tyloma żołnierzami. Cóż.. zabrakło mi tchu. Zamarłam przez krótką chwilę w miejscu. Ale.. nie puszczałam Rosarium. Przyklejona byłam niczym pies do pana. Rozwarłam delikatnie usta by coś powiedzieć i w tym samym momencie Arcyksiąże musnął swoją dłonią mój policzek. Mruknęłam cichutko i zastrzygłam jednym z kocich uszek zerknąwszy ku niemu. Skinęłam doń delikatnie główką jednocześnie uginając prawą nóżkę w kolanku i odpowiedziałam kłaniając się.
-Dziękuję Paniczu. Miło mi wreszcie móc zobaczyć Twój Pałac. - Uśmiechnąwszy się bardzo serdecznie nieznacznie odsunęłam się od Arcyksięcia. Aczkolwiek nie na długo.. Przyjrzałam się niemalże wszystkim.. no bo nie ukrywajmy - nie dałoby rady zmierzyć każdego z osobna wzrokiem, jeśli miało się mało czasu. A tak właśnie było. Wtem przy nas znalazła się dość wysoka dziewczyna. Moje zielone oczy nie mogły w tej chwili się od niej oderwać, a kiedy Tyk nas sobie przedstawił nie zawahałam się i tej również oddałam ukłon. Co prawda mniejszy by podkreślić wyższość pana Rosarium, ale do służby także miałam szacunek. Zwłaszcza.. do tak niezwykłej. Oby pozory nie myliły. Proszę.
Uśmiech jak się wkradł na me lico , tak tam był obecny. Obdarzałam nim co chwila, to Acyksięcia to Rossalinę.
-Miło mi Cię poznać. - Rzekłam doń. Właściwie, miałam cichą nadzieję, że się polubimy. Miałam ochotę się jej jeszcze przyglądać, ale wiedziałam, że nie wypadało. Kulturę musiałam mocno trzymać. Mało by brakowało, a jeszcze by się mnie przeraziła, czy coś gorszego. A nóż by mnie wzięła.. za kogoś mocno niezrównoważonego ^^'.

Anonymous - 6 Grudzień 2014, 09:02

Helios nareszcie dotarł na miejsce a z jego wnętrza wynurzył się Arcyksiążę i Jego towarzyszka. Natychmiast, jak się spodziewała, została wezwana by podejść bliżej. Jak nakazywała jej dworska etykieta, gdy znalazła się obok nich, złożyła głęboki ukłon po czym wyprostowała się i z wyczekującym spojrzeniem spojrzała na Arcyksięcia i nieznanego jej gościa. Miała nadzieję, że zostaną sobie przedstawieni i nie myliła się.
Przez chwilę poczuła lekkie zdezorientowanie gdy Lord Rosarium położył dłoń na jej głowie, ale nie dała po sobie poznać, że coś jest nie tak. Uśmiechnęła się szeroko do Vivienn, odsłaniając swoje białe zęby.
-Mam nadzieję, że będę mogła służyć ci pomocą.- powiedziała szczerze. Dziewczyna przypadła jej do gustu, wydawała się bardzo miła. Rossaline liczyła na to, że znajdzie chwilę pomiędzy obowiązkami i będzie mogła ją bliżej poznać. Nie wypadało jednakże od razu porwać się ciekawości, więc oderwała wzrok od gościa i jej spojrzenie również powędrowało na przechodzących żołnierzy, ale było to bezcelowe. Czekała jedynie, aż Arcyksiążę zdecyduje, że pora wyjść na powierzchnię gdzie czekał powóz mający zawieść ich do pałacu, bo w końcu byli w podziemiu. Chociaż dworzec również był ciekawym terenem i warto było mu się choć na chwilę przyglądnąć.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group