To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Ogród Strachu - Mroczne Trzęsawisko

Aaron - 29 Styczeń 2015, 12:43




inport Sonia;
inport MasterOfGame;
inport BoardGame;
inport Sniper;
inport Hades;
inport Something;

public static void main(String [ ] args) {

    Java.setActivity(Sonia);

    Sonia.setDestination(Hades);
    Sonia.removeFromCross();
    Sonia.setStrength(add, 10);
    Sonia.setView(BoardGame.landscape(cemetery);
    Sonia.hearing(Sonia.body.ear(), Something.doSomething());
    Sonia.hearing(Sonia.body.ear(), Sniper.shot());
    Sonia.setFear(add, 20);
    Sonia.hearing(Sonia.body.ear(), Sniper.shot());
    Sonia.setHurt(Sonia.body.ear.left(), “jak cholera”);
    Sonia.body.removeSymmetry(Sonia.body.hair.left(), “trzy pukle”);
    Sonia.setFear(add, 10);
    Sonia.body.lie(“now!”);
    Sonia.setMotion(BoardGame.cemetery.tombstoneAtIndex(32873, 38292);


    Java.setActivity(MasterOfGame);

    MasterOfGame.setStrength(“divine power”);

    MasterOfGame.description(Sniper, 1);
    MasterOfGame.description(Something.selection(), 1);
    MasterOfGame.description(Sniper, 2);
    MasterOfGame.description([ Sniper, Something.shortwaveTransmitter, Sonia ], 1);


    Sonia.setView(Something.sth(url( klik()));

    Java.setActivity(Sonia);


}

public static void MasterOfGame.description(target: Sniper, number: 1) {

    Snajper. Snajper jest oznaką celności, spokoju, opanowania, ryzyka, sprawy dużej wagi, ostateczności, niewiadomej, kłopotu i sprawy przesądzającej. Czy może być wszystkim? Nie, nie może, bo gdy czyni jedno, nie uczyni drugiego, a tylko uczynienie wszystkiego jest całością.
    Zatem wybór staje się negowaniem posiadania wszystkiego. A gdyby wybierać nieskończone ilości razy?
    Przeładowywał broń, obserwując jak pełźnie, sądząc, że mgła ją zasłania.

}


public static void MasterOfGame.description(target: Something.selection, number: 1) {

    Wybierać, wybierać. Do skutku, do spełnienia, do… znudzenia.

    Zatem wybieraj pomiędzy wyborem numer jeden i wyborem numer jeden. Słucham, mały masz wybór? Nie, nie powiedziałbym: możesz wybrać pomiędzy. Co jest pomiędzy, czyżby zonk?
    Skądże.
    Zatem kiedy widzisz nagrobek po lewej i nagrobek po prawej, nie myślisz jak snajper, że skryjesz się za jednym z nich: brniesz dalej prosto tylko i wyłącznie po to, aby sprawdzić czy potrafi nadążyć za niestandardowym tokiem postepowania.

}


public static void MasterOfGame.description(target: Sniper, number: 2) {

    Snajper nie strzela dla hecy – chce zabić, bo trudniej mu zapytać, porozmawiać. I ryzykuje zauważenie pozycji strzeleckiej?
    Tak, bo to na co poluje jest mało inteligentnym stworzeniem.

}


public static void MasterOfGame.description(target: [ Sniper, Something.shortwaveTransmitter, Sonia ], number: 1) {

    - Nie strzelaj, będzie nam potrzebna żywa. – odezwał się głos w urządzeniu.
    Ale mimo to, palca ze spustu nie zdjął. A rozmowa ta przez Sonię nie mogła być dosłyszana. Czy zatem została uratowana? Raczej znacznie gorzej się zanosiło. Coś poruszyło się nieopodal jej osoby, by następnie ukazać swoją pełną okazałość. Obiekt był trafiony – krwawił. Ale rana była, podobnie jak w przypadku Sonii, draśnięciem. Czym było? Futrzanym stworzeniem z bardzo ostrym wyposażeniem, działającym na echolokację i wrażliwe na hałas. Tak wrażliwe, że z hałasu całkowicie szaleje i jest agresywne wobec wszystkiego co w jego otoczeniu jest źródłem choćby cichutkich dźwięków. Na razie jednak nie zwracał uwagi na osobę Sonii więc mogła czuć się bezpiecznie. Ale lokalizator Snajpera wyraźnie pokazywał, że stworzenia za nagrobkiem są dwa – widział to na podczerwieni doskonale. Zamierzał strzelać w futrzanego cosia, ale to wcale nie sugeruje, że strzał będzie czystym. Zabić nie może, ale drasnąć to żaden problem, prawda?


}


Wykonać? _

Aaron - 12 Luty 2015, 01:19


Lewe oko widzi ciemność, dostrzegając bardzo słabe widoczne kształty roślinności zakorzenionej na dnie. Prawe z kolei dostrzega nagrobki, porosłe mchem, uszkodzone, nadgryzione zębem smaku – raz tępym kłem, raz dziurawym trzonowym; a jeszcze inne zębem, który wypadł, czyli groby te zachowane były w swojej świetlności; były względnie nowe. Nakładasz obrazy na siebie i widzisz jak spacerujesz po cmentarzu. Po lewej jest ciemniej, po prawej jaśniej; przed sobą widząc ruinę kaplicy, pozbawioną dachu. Rybek oczywiście już dawno nie ma, podobnie jak efektu rybiego oka.
Lewe ucho rejestruje głuchą ciszę, taką jak na basenie. Każdy dźwięk na cmentarzu, który przez nie przejdzie, zostaje przytłumiony. Prawe z kolei słyszało ten strzał trafiający Sonię w ucho. Nakładasz swoim umysłem dźwięki na siebie i nie jesteś pewien, czy ten strzał wydarzył się w jeziorze, czy też na cmentarzu.
Lewa dziurka nosa czuje przyjemny zapach roślinności, prawa zaś wchłania rdzę żelaznych dekoracji nagrobków. Łączysz je razem i czujesz się jak w opuszczonym, acz pięknym, dzikim ogrodzie, gdzie żelazne ogrodzenie porwały zastępy dzikich, wybujałych róż.
Lewa strona ciała odczuwa gęstość wody, lecz swobodnie w niej się porusza, krok za krokiem. Prawa przygniatana jest do podłoża działaniem grawitacji.
Bierzesz oddech. I czujesz mieszankę źródlanej wody i stęchłego powietrza. Mieszasz zapachy i umysł ci podpowiada, że jest bliski bluescreena, bo kompletnie nie wie, co ci powiedzieć. Radziłbym zatem zbyt często ust nie otwierać. Chyba że lubisz nudności i krople krwi uciekające nosem, jakby ewakuowały się, przerażone wnętrzem twojej czaszki.
Lewe oko dostrzega wyrwę we dnie, albo coś, co ją przypomina. Jest to szczelina szeroka na kilka centymetrów i ciągnąca się w oba kierunki. Kiedy ją przekraczasz, efekty zyskane przez lewą stronę ciała zamieniają się z efektami prawej strony. Wszystkie zmysły czynią roszadę. I teraz lewe oko rejestruje obraz Sonii kilka rzędów przed Tobą, skulonej za nagrobkiem, a prawe patrzydełko ciągle tonie w ciemni jeziora. Obraz się nakłada i półmrokiem ogarnięty cmentarz wydaje ci się niezwykle przyjazny, choć powinien być wrogi. Bo lewym patrzysz na Sonię i rozumiesz radość z jej bliskości jak i wiesz, że jeszcze cię nie widzi. Stoisz za wielkim krzyżem i w pobliżu kaplicy, który pozwala ci się skryć na tę parę sekund, kiedy snajper patrzy przez lunetę. Snajpera nie widzisz, bo jest oddalony jakieś sto pięćdziesiąt metrów, schowany miedzy roślinnością zdobiącą tereny ulokowane za cmentarzem. Dostrzegasz zwierzę obok Sonii i wiesz, że jest ci bardzo znajome. Widziałeś jego rysunek w aktach Morii, które nie były adresowane do Ciebie. Widziałeś, bo pewnego dnia twoja ciekawość nakłoniła cię do ich przeglądania. Ale tekstu pod rysunkiem nie przeczytałeś, nie licząc pierwszego zdania, gdyż właściciel tego pomieszczenia właśnie wrócił, a Ty powróciłeś na swoje siedzące miejsce, nie ryzykując narażania się grzebania wzrokiem i nosem w nieswoich sprawach. Zdanie to brzmiało: ”Obiekty te muszą być poddane badaniom natychmiast po ich rozpoznaniu i schwytaniu.”

I co teraz uczynisz?
Jesteś jednocześnie tu i tam, a czy możesz być tylko w jednym z tych miejsc? Jest to wykonalne, ale poprzez dość śmiałe czyny. Bo co się robi, kiedy chce się kogoś zlikwidować?
I jeśli jesteś tutaj, to czy możesz oberwać tylko w tę stronę ciała, która znajduje się w wodzie? Oczywiście, że możesz – musisz tylko skupić się bardziej na jeziorze niż na cmentarzu. I lepiej być pewnym, że sobie porazisz.

I wciąż wiele wydarzeń zależy zarówno od jednego bliźniaka, jak i drugiego.

Anonymous - 13 Luty 2015, 21:22

Czas. Coś mówiło jej że nie ma go za dużo.
Herezje.
Jeszcze chwilę temu chciała umierać, a teraz z zawzięciem szuka peleryny niewidki w plecaku.
Tak naprawdę dalej jeszcze w głębi duszy tęskni do Elizejskich Pól, ale strzał obudził ją trochę, mimo że miał on takie a nie inne skutki.
Wyciągnęła pelerynę i szybko na siebie nałożyła, oczywiście wcześniej chowając się za jednym z większych nagrobków w jej zasięgu.
Spojrzała na swoją rękę, sprawdzając czy jest tak niewidzialna, jakby chciała. Niby wszystko było w porządku, lecz jaką miała pewność, że ci, kimkolwiek oni są, nie mają na przykład urządzeń wykrywających takie cuda? Już zwykły wykrywacz temperatur dał by tu radę.
Spojrzała kątem oka na przedziwne stworzenie. Wyglądało na mocno zaaferowane i również zranione.
Nie miała pojęcia, czy celują w nią, czy w stworzenia. A nie mogła sobie pozwolić na sprawdzenie tego.
,,Hej, przepraszam że przeszkadzam, ale w co pan celuje? Bo nie wiem czy mogę sobie iść czy mam uciekać~?''
Nie. To tak nie działa.
Musiała ich jakoś spacyfikować.
Cóż, najlepszą pacyfikacją agresywnych stworzeń jest ich zabicie. I ona już miała plan, który mógłby wypalić.
Ale przewidywał on hałas. Dużo hałasu.
Ponownie zerknęła na zwierzę. Jaka jest szansa że po wprowadzeniu planu w życie, zwierze przerażone hałasem nie zaatakuje jej? Dwie, rozwścieczone, dzikie bestie, nie zaatakują jej? To nawet brzmiało śmiesznie.
Musiała pomyśleć. W spokoju. W ciszy.
Zsunęła się powoli w mgłę, znów przechodząc do pozycji leżącej, ponownie pozwalając mgle się przykryć. Miała dużo czasu, tak na prawdę przecież nic złego się nie działo.
Zgarnęła delikatnie włosy do tyłu, z naciskiem na stronę postrzelonego ucha, bowiem nie ma nic gorszego niż odrywanie przyschniętych rzeczy od rany pełnej krwi. A włosy mogły być taką ,,przyschniętą rzeczą''
A tak poza tym jaki mamy dzisiaj dzień? Piątek? Jutro więc sobota, pasowałoby wybrać się na targ. Koło dwunastej? Najlepiej jak najwcześniej, jeśli chcemy ominąć tłumy. Gorzej, jak tłum wpadnie na ten sam pomysł. W każdym razie wyjść, kupić potrzebne rzeczy... w domu masz spisaną listę, nie musisz jej teraz porządkować.
Tłumy nie są fajne. Absolutnie nie są fajne.
Poza tym, pasowałoby się w końcu po ludzku obciąć. Tylko czy w okolicy jest jakiś fryzjer? Dawno nie była u żadnego, a jej włosy zmieniły swoją długość. Może nie ścinałaby ich na krótko, ale podcięła końcówki, bo są bardzo poniszczone i rozdwojone. A może czas na coś nowego? Nigdy w sumie nie zastanawiała się jak wyglądałaby w lokach. A zawsze podobały jej się kręcone włosy.
No i trzeba kupić po drodze tą taką dziwną wodę na rany, bo teraz na jej wybrakowane ucho bardzo się przyda.
Ciekawe jak można wyhodować nowe ucho. Bo takie plastikowo-sylikonowe doczepki nie są takie fajne jak prawdziwe. Gdzieś słyszała że w Świecie Ludzi podobno ludziki potrafią nawet sklonować owieczki. Musi się zapytać brata czy to prawda.
O akurat się zbliża! Hej Mori!
Czekaj. Co.
Podniosła się szybko, próbując dokładniej przyjrzeć się postaci, ale bardziej już się nie dało. A może to jej halucynacje? W tym przeklętym miejscu wszystko może być możliwe.
Cholera. A co jeśli to prawdziwy Mori? Powinien się schylić!
Już miała krzyczeć, ale przypomniała sobie że obok przecież są dzikie bestie. Dlatego pokazała.
Palec przyłożony do ust.
Palec wskazujący, wskazujący na niego.
Wyprostowana dłoń, obniżająca się powoli.
Palec wskazujący oko.
Obie ręce ułożony w charakterystyczny pistolecik, przyłożony blisko oka.
Rozłożone ręce.
Wskazanie na siebie.
Wskazanie bestii.

Anonymous - 14 Luty 2015, 13:12

Pierwsze, podstawowe i najważniejsze pytanie - co zrobić by być tylko tu i tu, zamiast tu i tam?
Dobrze, czyli tam jest lewy, a tu jest prawy. Mamy to rozumieć jakoby w tutaj był swoją lepszą połową? Niedoczekanie.
Ale zaraz. Krok i już wszytko odwrotnie. A przez ułamek chwili zaczął się przyzwyczajać. Faaaajnieeee... Znaczy totalnie niefajnie, bo miał wrażenie, że jego żołądek też się przemieścił, nie wspominając o jakichś złych fluidach w wodowierzu i białych krwinkach próbujących zwalczyć osocze za pomocą tych czerwonych, oraz o płytkach krwi, które to zamieszanie postanowiły opuścić poprzez jamę ustną. Chyba. Bo lepiej tego nie sprawdzać.
Blue screen tak bardzo na miejscu... Szczególnie, że Mori niejako był z tymi ustrojstwami obeznany i wiedział co to takiego, więc bez większych problemów właśnie to mu się skojarzyło.
No dobra, dobra, ale dlaczego wciąż idzie przed siebie?
Zatrzymał się. I w końcu rozejrzał. Dostrzegł, gdzie znajduje się jedna jego połowa, ignorując na ten moment połowię zimną i mokrą, bo liczyło się to, że rybka miała przenieść go do siostry. Więc siostra tutaj być musi.
Przez blaszkę zmartwienia czuł jej poplątaność i ukryty pod psychozą strach. Czuł zdziwienie i w pewnym momencie nie wiedział, czy to jego własne czy jej zdziwienie. Zapewne obojga. Ciekawe w ogóle jak ona go widziała, skoro sam czuł się połowicznie. Ale to teraz nie najważniejsze. Za to znaki, które wykonywała Sonia ważne są już na pewno.
Uciszenie.
On
ma się położyć.
Czyli schować. Przed czym? Przed kim? Przed stworzeniem koło niej? To nie to. To nie to, aczkolwiek co to w ogóle za stworzenie? Z jego pamięci wynika, że płoche, albo mordercze, albo mające ciągotki do autodestrukcji. Albo wszystko na raz.
Zaczął powoli przykucać, w dalszym ciągu obserwując siostrę i starając się skupić na tym miejscu, a nie tamtym. I w ogóle się skupić. Rozdwojenie niezbyt pomocne jest w takiej sytuacji. Szczególnie, że jeszcze przed chwilą miał dziwny epizod psychozy, jakby się czymś naćpał, albo jakby sama Kraina Luster coś próbowała mu przekazać. Co?
Ktoś patrzy?
Z bronią.

Ktoś z bronią blisko oka patrzy. Więc ma celownik. Więc ma duży zasięg. Więc snajper?
Niepewność
ona
czy zwierze?

Połączmy fakty w całość. Snajper na kogoś poluje i jego siostra nie ma pewności, czy na nią, czy na towarzyszące jej stworzenie. Biorąc pod uwagę fakt, za czym się schowała to zapewne snajper jest... Okeej, tam, a więc czy Mori jest schowany? Taaak, na szczęście też. To dobrze, choć taki minimalny plus.
Więc na kogo snajper może polować? Na nią, bo jest z Czarnej Róży czy na stworzenie, bo jest jeszcze niezbyt zbadane?
Oł fak.
Nie ważne na kogo poluje wychodzi na to, że to ktoś z MORII albo chociaż z nią powiązany. Dobra, skupmy wzrok jeszcze raz. Jak ten ktoś widział Sonię? Jako dziewczynkę w niewidce z wiankiem i w masce zasłaniającej paski. Tak? Tak. Oby. Zdecydowanie oby.
Jeśli to faktycznie MORIA to mógłby mieć przewagę. Jeszcze nikt nie wie. Ale z drugiej strony nie ma pewności, czy to faktycznie MORIA, więc istnieje ryzyko. Ryzyko podwojone faktem, że jest tu i tam i nie wie jak sobie z tym poradzić.
Co zrobić, gdy chce się kogoś pozbyć? Pierwsza myśl Moriego - zabić. Ale czy to na pewno dobra myśl? Ryzyko. Zbyt duże ryzyko. Ale jest jednocześnie tu i jednocześnie tam, więc czy ma dwa ciała? I czuje się tylko połowicznie, bo są dwa i musi czuć je oba, zamiast jednego? Więc... Sam siebie postrzelić w jeziorze by mógł. Aczkolwiek niekoniecznie, bo pistolet... W wodzie... To zła myśl.
Ale ktoś na Sonię poluje!
Czyli jest ktoś, kto to może zrobić. Zabić jego jeziorną część. Jezikról powinien odejść w niepamięć i pozostać na wieki w swoim królestwie. A przy okazji wykorzystać jego jestestwo i pozwolić siostrze uciec.
Popatrzył uważnie na siostrę. Skoro ona mu przekazała co zrobić na migi i zrozumiał to w drugą stronę też powinno zadziałać.
Podniósł się powoli i zaczął pokazywać.
Palec wskazujący na nią.
Odganianie czegoś dłońmi.
Wskazanie kierunku przeciwnego niż jest strzelec.
Ponowne odganianie.

Do tego poważnie kiwał głową patrząc na nią uważnie, świadom, że wie co robi. Bo wie. I żadna chwiejność w niego nie wstąpi. Może poczuć ból, pewnie, że może. Rozdzielające się jestestwa nie mogą być zbyt miłym uczuciem, ale to nic. Kiedyś próbował odciąć zabawki z skrzydeł. To był idiotyczny pomysł.
Podskoczył z miejsca wzbijając się w powietrze. Niech snajper łatwiej go zauważy, niech będzie widział. Ale nie do końca jego. Lepiej nie pokazywać twarzy, więc zmaterializował swoje spontaniczne marzenie - maskę. Tęczową. Z kwiatuszkami. Idiotycznie patosową, rzucającą się w oczy, zachodzącą lekko na włosy i totalnie mindfuckującą w połączeniu z jego skrzydłami z zabawkami i ciałem młodego mężczyzny.
No już, tutaj jestem, mówiła jego mowa ciała gdy zawisł w powietrzu jakieś trzy metry nad ziemią. Jestem tutaj, ale jestem też tam. I to nic, że moja wątroba i nerki właśnie toczą zaciekły bój o podbój terytorialny jelita grubego, zlikwiduj ten efekt, przez usunięcie tej jeziornej części. I tak właściwie to wcale go tu nie ma. Jest w jeziorze, więc to tam celuj. Celuj w jeziorną część, tak, tak.
Obie części się rozglądały, ta w powietrzu jakby poszukiwała czegoś nowego, a ta w wodzie podziwiała swoje otoczenie. I widziała swoje otoczenie. Po raz ostatni podziwiała swoje bardzo mroczne i bardzo wilgotne otoczenie, w którym była cała. A co najmniej w to wierzył. Wiara ponoć tutaj gra kluczową rolę.

Aaron - 15 Luty 2015, 15:20

Skupiał się by być tutaj i z czasem mu to wychodziło coraz lepiej. Chciałbym powiedzieć, że Mori skupiał się jak soczewka, ale to jeszcze nie było to. Bardziej jak babcia za kierownicą. Chociaż ona chyba szybciej odczytuje znaki drogowe niż Ty odczytywałeś znaki siostry. W dodatku miałeś łatwiej, bo stoisz w miejscu i możesz się przyglądać, a tamta babcia ma oczy na szybie, w poszukiwaniu jelenia, który tak ochoczo chciałby z lasu i wyskoczyć centralnie przed nią, ażeby jeszcze jej buziaka przez szybę wręczyć i dopiero wtedy spaść do rowu i zostawiając auto w stanie przykrym.
Jelonek, jelonek! Będą z niego mielone!

Okrągłe kółeczko. A w nim niewyraźne rysy kształtu chowającego się za nagrobkiem, co sprawdził z pomocą zmiany spojrzenia z podczerwieni na światło widzialne. Zwierze oraz najpewniej dziewczyna, w którą już wcześniej celował. I powtórnie zmienił przesłonę na lunecie. Podejrzany cel nagle zaczął wykonywać dziwne ruchy. Machała dłońmi, ale nie wiedział dokładnie, dlaczego.
Nie znał jej z imienia czy nazwiska, ale była Intruzem. Intruzem, którego mają jednak nie zabijać. Dlaczego? Dlatego, że najpewniej jest magiczna, a przede wszystkim jest s a m a.
Ale jej samotność została już wyleczona. Operator karabinu snajperskiego oddalił przybliżenie i zauważył jak ktoś wychodzi zza dużej cmentarnej figury. A kolejno podskakuje i wygląda co najmniej dziwacznie.
Strzelił. Nie w maskę, bo nie wiedział, czym jest. Ponadto nie chciał zabijać od razu. Prosto w lewe ramię wbił się wojskowej klasy nabój. Cel musiał upaść na kamienne płyty z impetem. Rana jest dotkliwa i sprawiła, że kontakt z ciałem znajdującym się na cmentarzu jest utrudniony, ale wciąż możliwy. Mori czuł się tu zamroczony i jednocześnie odczuwał piekielny ból.


Z naprzeciwka nadciągała grupa dwójki zbrojnych. Kolejni żołnierze z Morii. Sonia mogła ich dostrzec, oddalonych kilkanaście metrów.
Mori, przebywając nad jeziorem, wrócił niejako do punktu wyjścia. Ale czy to go stawia w gorszym świetle? Sądzę, że jego sytuacja jest nadal dobra i logiczne myślenie pozwoli mu odnieść sukces.
Żołnierze pojawili się przy ciele rannego. Jeden z nich rozpoznał postrzelonego, którego iluzja przestała działać za sprawą oberwania solidnym pociskiem.
- To ten dzieciak, Mori. Cholera wie, co tu robił, ale nie podoba mi się.
Sonia wciąż zostawała w ukryciu. Na podczerwieni u snajpera częściowo istniała, ale ci tutaj jej nie dostrzegali. Zwierze spłoszyło się wystrzałem, wbiło pazury w łydkę Soni i w ten sposób pozostawiło po sobie delikatną rankę, i pobiegło za kaplicę. Snajper wypalił i trafił znakomicie. Drugi z żołnierzy zabrał je za nogę i umieścił w dużym, foliowym worze. Ten źle odnoszący się do jej brata, przyglądał się ledwie żyjącemu Moriemu i zamierzał go związać. Będzie się tłumaczył później, dlaczego po cywilu znajduje się na terenie misji.
- Szpiegujesz nas, tak? Cholerny zdrajca. Może jeszcze Ty jesteś winien rozbiciu naszego oddziału? - burknął niemiło, a jego kolega swobodnym krokiem wracał do gadatliwego jegomościa.
I chyba wszyscy się cieszą, że snajper jeszcze nie nawiązał połączenia radiowego z tą dwójką.A w szczególności cieszy się Sonia.


//W razie pominięcia czegoś bądź napisania czegoś niezrozumiale - krzyczcie.

Anonymous - 16 Luty 2015, 18:09

Spojrzała na niego z zdenerwowaniem w oczach.
Pojebało cię, Mori. Zupełnie- pomyślała, i wykonała charakterystyczny, spiralny ruch przy skroniach, patrząc na niego. Ale nie zdążyła nic zrobić, najwyraźniej wie co robi.
To dobry moment w którym można wykorzystać swoje magiczne przedmioty. Spuściła rękawy magicznej peleryny i naciągnęła na na twarz, stając się całkowicie niewidzialna.
Musiała coś wymyślić. Nie mogła pozwolić by jej brat doznał większego uszczerbku na zdrowiu fizycznym i psychicznym niż ona sama. To jej misja do cholery, nie potrzebnie pakował się w to bagno.
Niby taki geniusz, a tępy jak but.
Będąc w miarę niewidzialna, wstała szybko i dzięki Trzewikom nabrała niesamowitej prędkości. W ułamku sekundy więc znalazła się kilka metrów dalej, za inną kaplicą. Choć możliwe, że był to po prostu grobowiec rodzinny.
Oczywiście, że nie zostawi go samego. Poczeka tu. Albo albo coś wymyśli.
Z naciskiem na drugą część.
Delikatnie wychyliła się, wyglądając za kaplicy. Nie ma możliwości, by snajper ją widział. Poruszała się za szybko, a do tego działała Peleryna Niewidka. Ona jednak wolała na wszelki wypadek schować się za czymś i oglądać z odległości.
Postrzelili go.
I padł.
To był twój genialny plan, Mori? Zginąć za mnie na tym przeklętym Trzęsawisku?
W niej aż się gotowało. Nie była pewna czy to przez lekkomyślność Moriego czy to złoć na całą sytuację- cholerną przesyłkę, Przeklęte Trzęsawisko, i tego cholernego żołnierza.
Szukała wzrokiem czegoś, co mogłoby być snajperem. Ale wiemy, że snajper ma to do siebie, że jest niedostrzegalny. Nie da się wyeliminować tylko jego.
Więc trzeba wyeliminować cały obszar.
Już miała wcielać swój plan w życie, gdy przerażona spostrzegła, że Mori się nie podnosi. Co więcej, w jego kierunku podążają żołnierze.
Dwójka, uzbrojonych po pachy żołnierzy. Zdecydowanie MORIA.
Nasza kochana bliźniacza dwójka ma, delikatnie mówiąc, problemy.
Nie słyszała ich rozmowy, ale na pewno nie była o przyjemna pogadanka. Jeśli to MORIA to go rozpoznają. A jak rozpoznają to nie będą milutcy.
Trzeba się ich pozbyć. W najbliższym czasie mogą się dowiedzieć czegoś, czego nie powinni wiedzieć.
Rozglądnęła się więc, szukając podobnego monumentu, który byłby bliżej żołnierzy, a nie koniecznie byłby on tą samą kaplicą, za którą kryli się oboje chwilę temu. Tak się nie robi, jeśli chce się przeżyć.
I dostrzegła- nie był to może wielki nagrobek, ale pomnik anioła. Był w stanie choć trochę zapewnić jej bezpieczeństwo, jeśli któreś z dwóch przedmiotów jednak go nie zapewniło.
Musiała odciągnąć ich uwagę od brata. Musiała sprawić, by miał szansę ucieczki, a ona jednocześnie mogła ich zaatakować i w miarę za jednym razem spacyfikować.
Była od nich trzy nagrobki dalej. Wystarczająco.
Mamy dwóch mężczyzn, nie licząc brata. Dwóch, uzbrojonych po zęby mężczyzn. Nie dosłownie, bo jedyny nieumundurowany fragment jego ciała to twarz.
Jak można odwrócić uwagę dwóch mężczyzn? Cóż, Sonia z doświadczenia zna coś, co zawsze działa.
Tylko kto się nadaje, co?
Do uszu żołnierzu dobiegł pisk. Dziewczęcy. Moriemu mogło się nawet zdawać, że to jej. A pisk był taki, jakie dziewczęta wydają gdy są przestraszone. I wtedy, zza nagrobka obok wyskoczyła ona- śliczna, ale przestraszona, kształtna blondyneczka z kocimi uszami i ogonem. Dachowiec spojrzał na nich, kuląc się. Wyglądała na przestraszoną.
- Błagam, niech panowie mi pomogą! - krzyknęła łamiącym się głosem, na końcu zdania miaucząc. Co jednak w tym odwracającego uwagę?
Cały widz nie polegał na tym, że była. Ona była naga. Nagusieńka, jakby ją pan Bóg stworzył.
Ale to nie pan Bóg ją stworzył, a Sonia. Ale oni tego nie wiedzą.
Niech się napatrzą. Jej wystarczy naprawdę chwila.
Niech się napatrzą, bo już nie będą mieli okazji.
Musiała jakoś zabić ich, wykorzystując jedyny odkryty fragment- ich odsłoniętą twarz.
Miecz na wejściu odpada, gdyż w tym momencie nie byłby efektowny. Musi więc coś zmaterializować. Tylko co?
Pistolet narobi huku, ale jest na pewno efektywny. Podbiec do nich i przystawić lufę do oka, to byłoby coś.
Cichszy będzie sztylet, ale nie mamy pewności, że ostrze przebije czaszkę. Trzeba coś, co łączy obie te funkcje...
Sonia pstryknęła palcami a w jej dłoniach pojawiła się... kusza szybkostrzelna. Wystarczająca by siłą przebić czaszkę. Odległość nie jest okropna, dlatego łatwo będzie celować.
Musiała poczekać, aż staną w miejscu, nie przemieszczając się w stronę dziewczyny. A poza tym iluzja dziewczyny była wytworzona niemal obok niej, bo tylko nagrobek dalej. Więc szliby i tak mniej więcej w jej kierunku.
Inną sprawą był fakt, że kusza była widoczna w odróżnieniu do samej Sonii, dlatego musiała ułożyć ją tak, by była jak najmniej widoczna- wybrała przestrzeń między skrzydłem a ramieniem anioła.
Choć i tak pewnie byli zajęci patrzeniem na co innego.
Wycelowała w żołnierza. Niewielu wie że jej oko nie jest wiele gorsze niż brat.
Chwila skupienia. Strzał.
Trafiła w oko, bo trudno nie trafić z tak niewielkiej odległości. Gdy już trafiła, najszybciej jak umiała, szybko skierowała strzały w stronę drugiego żołnierza.
Jeśli nie trafiła, ma trochę bęłtów. Będzie zmieniać swoje położenie i strzelać, póki nie trafi.
I tak w końcu tu zginiesz.
Byleby brat uciekł. I się nie zapatrzył za bardzo.

Anonymous - 13 Marzec 2015, 23:04

Wypuścił dużą ilość powietrza w podwodnym świecie. Szeroko otwarte oczy rejestrowały ciemność i ciemność. Ciemność głębiny i ciemność zamroczenia. Ból, piekielny ból. Nigdy takiego nie czuł. Ale czy przypadkiem takiego nie zadawał? Pamiętał wiele eksperymentów i zdecydowanie nie wszystkie były humanitarne.
Tak, to jest ten moment w którym sobie uświadomił, jak faktycznie olbrzymim skurwysynem jest.
Zachwiał się pod wodą gdy z jego buzi uleciały zabarwione czerwienią bąbelki. Popatrzył jak oddalają się szybko w kierunku, gdzie powinna być góra, ale czego aktualnie nie był pewny. Wszystko mu się zmąciło na sekundę, dwie, trzy... I jeszcze kilka. Za dużo.
Mori, ogarnij się. Nie to ciało co trzeba ci umiera. Pamiętasz tamto miejsce, gdzie ci się zakotłowało i zmieniły się strony? Idź tam.

Nie żeby coś, ale wykonanie tych kilku kroków było ciężkie. Serio, ciężkie i nieprzyjemne. Zabarwione czymś w rodzaju strachu i poczucia powinności. No bo siostra. No bo jest skurwysynem, nawet dla niej, ale jej nie zostawi. Bo jest kimś, kto zasługuje na śmierć. Ale jest też kimś, kto widział wiele bólu i wiele istot, które błagały o śmierć. Śmierć to miłosierdzie. Jeszcze nie jest jego czas na śmierć.
Poza tym tak trochę ma aktualnie w pokrętny sposób dwa ciała. Musiałby popełnić drugie samobójstwo, by umrzeć, a to się całkowicie mija z celem.

I w końcu decydujący krok. Zamieszanie. Olbrzymi ból. Ale nie tak wielki, jak czuli inni. Jak poczują inni. Bo to jeszcze nie koniec cierpienia.

Otworzył oczy na cmentarzu. Nie było maski. Gdzie maska? Och, zniknęła w chwili dekoncentracji? Niemiło.
Poczuł jak ciało w wodzie zaczyna opadać, jak traci władzę i coraz bardziej spada w dół, przygniatane ciśnieniem wypychającym z niego olbrzymie ilości krwi. Ulatująca świadomość z ciała jezióra-króziora zaczynała wypełniać ciało na cmentarzu. Ciało obite o ziemię, bo w końcu to to ciało zostało postrzelone i odrzucone impetem. Bolały plecy. Lekka trudność z złapaniem oddechu, ale zaraz go ureguluje. Gorsza ta świadomość, że coś w rodzaju jego części właśnie umiera i on to czuje. Czy połączenie z tamtym ciałem nie powinno osłabnąć w chwili, gdy zmienił strony i uznał ciało na cmentarzu za to główne?
Już pomińmy logikę tego, co go zdążyło spotkać w ciągu ostatnich paru godzin. Błagam, pomińmy.
Więc możemy też pominąć fakt, że DO CHOLERY ON UMIERA i skupić się na tym, że ma pomóc siostrze. Aha. Całkiem przyjemna sytuacja.

A teraz chwila próby logicznego myślenia. Przeciwników? Co najmniej trzech. Zaraz. Przeciwników. Przeciwników? No tak wynikało z tego, co mówiła Sonia. Co migała. Ale z tego co przez zaćmienie dotarło co niego z słów mężczyzny oznaczało, że są z MORII. Cudowanie. Znaczy jeszcze nie był pewien, czy cudownie... Znaczy... Eh, cholera i inne choróbska. Ból, zaćmienie, totalne skołowanie, migająca siostra, ludzie chcący go związać, ale przed tym go postrzelający... Zaraz. Snajper. Na dachu. Czy czymś. Więc pewnie widział Sonię przez podczerwień, ale jako, że oni się jeszcze na nią nie rzucili... Czyli ich nie powiadomił.
Wyeliminować zagrożenie. Unieszkodliwić wrogów. Spacyfikować przeciwników. Zabić.

Ale nie zdążył. Zanim jego otępiały mózg zdążył wrócić na pełne obroty szybkości myślenia siostra wymyśliła coś innego. Coś logicznego i dobrego. A miała uciekać, a tego nie zrobiła. To poniekąd oczywiste. Skoro on chciał się "poświęcić" dla niej, to ona to samo chciała zrobić dla niego. Ah, te problemy w logice zżytego ze sobą rodzeństwa.
No ale wróćmy jeszcze raz do myślenia o rzeczach ważnych. Na miejscu dwóch, plus snajper. Dwóch łatwiej wyeliminować. Z snajperem gorzej. Czy prócz nich jest jeszcze ktoś? Czy powiadomili kogoś w MORII?
Nieważne. Nieważne, nieważne...
Ważne, ale nieważne. O pewnych rzeczach już zdecydował. Inne jakoś rozwiąże. Od czegoś ma balkony i umiejętności i mózg. Jak tylko jego psychika odpocznie to wszystko sobie dokładnie wykombinuje. A teraz... Co teraz?
Ach cholera! Mózg mu zbugowało!
Błąd systemu, błąd systemu.
PODNIEŚ SIĘ W KOŃCU Z TEJ ZIEMI I POMÓŻ SIOSTRZE SOBIE POMÓC. I łaskawie nie daj się zabić. Więcej ciał na zbyciu nie masz. I tak, przestań myśleć o tym, co czujesz odnośnie tego tonąco-wykrwawiającego się ciała.
Myśl nie myśląc. Genialna logika. Poproszę o brawa.

Nie poderwał się z ziemi. Nie zrobił dramatycznego wejścia. Skorzystał z odwróconej uwagi mężczyzn (samemu woląc nie patrzeć, co jego siostra wymyśliła, bo czuł, że to niebezpieczne) i doturlał się za najbliższy nagrobek. Dopiero tam przykucnął, chowając się przed potencjalnym snajperem i odrobinę osłaniając się przed tymi facetami, z którymi siostra starała sobie poradzić.
Znaczy z którymi radziła sobie doskonale.
Jeden strzał, cichy a dotkliwy, doskonały.
Teraz pomódlmy się cicho, by pistolet Moriego okazał się być na swoim miejscu. Bo ewidentnie powinien być. Nie przypominał sobie, by go zgubił. Bo jeden stracił, niestety. Ale drugi powinien być.
Jest? Cudownie. Przymierzamy się i wspieramy siostrę w wykończeniu drugiego pana, strzelając mu magicznymi pociskami prosto w głowę. Bo te normalne pewnie do niczego się nie nadają. Więc na wszelki wypadek wyjął je z pistoletu, zanim w ogóle zaczął się nim zabawiać i schował do kieszeni podartej, wymiętoszonej i wyglądającej na własność żula bluzy.

A ciało w wodzie sobie osiadło na dno i wciąż dogorywało... Dość dekoncentrująca sprawa.
Ale strzelajmy w końcu. Skoro snajper jest w pozycji nieznanej i jak na ten moment, będzie co najmniej ciężko z jego eliminacją, wyeliminujmy tych, którzy są zdatni do wyeliminowania.

Strzał. Cichszy niż przy normalnym wystrzale z broni. Ale ognisty, w barwie purpury. I zabójczy. Czy Mori skoncentrował się wystarczająco, by trafić w pana niezabitego? Raczej tak. Jak nie, to jeszcze z trzy strzały mógłby wykonać. Z dużym, bo dużym wysiłkiem, ale powinno mu się udać.
Powinno.

Aaron - 23 Marzec 2015, 20:15

Nagłe przyśpieszenie Sonii spowodowało poruszenie się mas powietrza, a odgłosy bucików depczących po trawie i ziemi, wraz z ruchami powietrza, nabrały bardzo dziwnych dźwięków. Te jednak nie znalazły odbiorcy.


Żołnierze usłyszeli dziewczęcy pisk. Odwrócili się i ujrzeli nagusieńką kotkę. Nie są to menele spod Żabki, które pędzą do mięsa jak tylko prędko się da. Nie są to osamotnieni przez dziesięciolecia więźniowie, którzy dawno nie widzieli z bliska ciała kobiety. Ale nie są to też ludzie, którzy codziennie mogą sobie pozwolić na bliskość żony. Bitwa wymaga oddalenia, służba podporządkowania, a mężczyzna spełniania niewielkiej ilości potrzeb. Suma summarum, patrzyli. Suma summarum, nie biegli jak oszalali by zabawić się w pedofilię.
Jeden zdecydowanie mniej interesował się atutami stworzenia. I dlatego miał swoje podejrzenia:
- Zdecydowanie dziwnym, że się nagle tu zjawia. To magiczna istotka, nie patrz się za wiele. Robota czeka.
Ale ten drugi postąpił na krok w kierunku magicznej istotki. Uśmiechnął się jak głodny rekin, wycelował broń i rzekł:
- Uciekaj.
A czy to uczyniła, czy też nie, strzelił zaraz potem z karabinu szturmowego. Centralnie w głowie, mając broń ustawioną na ogień pojedynczy. Postąpiłby mniej inwazyjnie, gdyby nie byli w obliczu rozbicia ich niemałego oddziału.
I właśnie wtedy snajper sparował krótkofalówkę z oddającym strzał. Rzekł mu by się pilnował, bo zagrożenie jest tuż przed nim i bawi się w ciuciubabkę. Ten, tknięty ostrzeżeniem jak anioł ręką boską, przełączył na ogień seryjny, zaczął się rozglądać i idealnie ujrzał w ułamkach sekundy jak bełt przebijać będzie się przez jego czaszkę. Z jego ust wydobyły się urwane słowa, mające być wykrzyknieniem:
- Ona tu gdzie-..
Krew trysnęła, truchło opadło na glebę, a metalowy pręt trafił go poprzecznie tak, jak strzała Amora dziurawi serduszka. Karabin wystrzelił na oślep po nagrobkach w okolicy, za sprawą skurczu mięśni w trzymającej go dłoni, kilkanaście sztuk amunicji. I tyle samo pozostało w magazynku. Dwa z nich minęły Sonię o centymetry. Przestał strzelać wraz z upadkiem ciała i uwolnieniem się spustu ze sztywnej ręki.

Gdy drugi z nich, a już od pewnej chwili jedyny żyjący tu żołnierz, zobaczył wystrzał i śmiertelne trafienie, postanowił jak najszybciej ukryć się przed niezlokalizowanym wrogiem. W moment schylił się za najbliższym nagrobkiem. Ujrzał wówczas powstającego Moriego. Ruszył przed siebie, kopnął Opętańca dotkliwie w żebra, odsuwając w czasie jego powstanie. Dalej, biegł i skrył się za pobliskim nagrobkiem. Ujął krótkofalówkę i zaczął wyszukiwać sygnału. Nie wzywał pomocy na oślep, bo jeszcze go przeciwnik usłyszy. Ukryty, był dla bliźniaków niewidoczny i bezgłośny. Karabin miał odbezpieczony i ustawiony na ogniu seryjnym. Potrzebował teraz snajpera by zlikwidował zagrożenie. A ten właśnie to zamierzał uczynić - błądził lunetą na linii strzału z kuszy i odnalazł nieopodal ciało Sonii.

Bliźniaki nie miały możliwości oddania strzału, bo jedyny ocalały kampi obecnie za nagrobkami. Ale brat bliźniak ma pewną przewagę. Sonia również ma przewagę, ale inną. Tyle tylko, że Mori o swojej mógł się tylko domyślać, a Sonia potrzebowała sytuacji by swoją, z której już korzystała, ponownie wykorzystać.

Snajper nacisnął na spust. Ciało Sonii zostało trafione w prawe ramię. Strzelił tam, gdzie mógł, byleby zatrzymać przeciwnika. Po stoczonym boju z bestiami, nie spodziewał się, że przyjdzie mu się uganiać za człekokształtnym. Uzyskał połączenie z osamotnionym mężczyzną i ostrzegł, że trafił przeciwnika, który potrafi się nadzwyczaj szybko poruszać i jest jakiś niewidzialny.

Sonia podjęła się zmiany położenia, ale na jakie?

Anonymous - 29 Kwiecień 2015, 21:33

Ała. Dziękujemy liniom transportowym Krainy Luster za udaną, choć dość niespodziewaną podróż i miłe powitanie na stacji chyba docelowej. Serio ała. To wszystko boli. Szczególnie, że moment kopnięcia wypchnął go z koncentracji na tym ciele i wepchnął na chwilę w bolesną świadomość topielca. Podsumujmy to jednym słowem: AŁA.
Ale mimo wszystko tylko syknął z bólu i tylko powrócił do obmacywania ziemi. Na chwilkę. Bo później wrócił do planu A czyli odturlania się w w miarę bezpieczne miejsce. Choć w sumie wyszedł z tego plan A.1, gdyż turlanie zostało szybko wymienione na czołganie, a atak z góry - dosłownie - został skazany na niepowodzenie.

Siedząc pod nagrobkiem rozejrzał się wokół. Co tam uczucie bólu płynące z blaszki zmartwienia. Przecież wiedział skąd się wzięło - zostało spowodowane przez ten strzał, co go słyszał przed chwilą. Ale ból oznacza, że siostra jeszcze żyje. Więc teraz czas się zająć czymś sensownym i serio, tym razem serio spróbować ją ratować zamiast robić nie wiadomo co, nie wiadomo po co i nie wiadomo gdzie. Ughr, żeby to jeszcze było takie łatwe...

Dobra, zastanówmy się, co wiemy o tej sytuacji? Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu Kraina Luster zrobiła sobie z niego żart i dała mu dwa ciała, po czym jedno wrzuciła do miejsca, gdzie jego siostra pilnie potrzebowała pomocy a drugie utknęła w jeziorze. Sądząc po kolorze nieba jest gdzieś w Szkarłatnej Otchłani. Z co najmniej trzech wrogów zrobiło się wrogów o jeden mniej. Jego siostra jest ranna. On jest ranny. Niedaleko niego leży martwy człowiek z karabinem maszynowym. Karabin maszynowy może mieć jeszcze naboje. Gut. Oh, i jeszcze ruszający się worek. Stworzenie. To, które kazali badać natychmiast po złapaniu. Więc co to jest?
Potrzeba wiedzy o mało nie zagłuszyła w nim potrzeby ratowania życia - nie do końca wiadomo czyjego, ale czyjeś na pewno należało uratować, zanim zacznie się badanie. Tak, naprawdę musisz najpierw się ogarnąć. Tak, też mi przykro. A teraz myśl.

Po pierwsze ten karabin. By móc łatwiej się do niego dostać delikatnie przeczołgał się do nagrobka bliżej trupa. Co tam, że trup, nie miał co do takich rzeczy oporów. Postarał się ten karabin wydostać nie narażając się na strzał snajpera - bo uciekinier ukrył się nie wiadomo gdzie i nie za bardzo wiadomo jak się przed nim kryć - a jeśli się nie dało... To wysłał po niego misia.
Bo pamiętacie, oczywiście, że Mori ma na swoich skrzydłach jednego, jedynego misia? Dlatego to jego - jako posiadacza rączek - wysłałby ewentualnie po karabin. A później jeszcze po przyciągnięcie worka ze stworzeniem. Bo najpierw należy się ogarnąć, a później postarać ratować.
Więc pierwej karabin, później ewentualnie kolejne podczołganie się, ukrywając się za nagrobkami, do worka z stworzeniem i przyciągnięcie go do siebie. A później ogarnięcie karabinu, przerzucenie na ogień pojedynczy i gotowość do strzałów przeciwko panu bliskiemu skurwysynkowi. Bo pan daleki skurwysynek wciąż jest mocno nieokreślony jeśli idzie o odległość. A siostra... Siostra jest na ten moment poza zasięgiem.
Wszyscy zawsze powtarzają na każdych zajęciach z pierwszej pomocy, że najpierw należy zadbać o bezpieczeństwo w okolicy a dopiero później udzielać pomocy. Więc Mori zdecydowanie stosował się do tego polecenia. Bo było maksymalnie logiczne.

Anonymous - 1 Maj 2015, 15:44

Ból ponownie przeszył dziewczynę, rwąc niemiłosiernie jej prawe ramię. Strzał był na tyle mocny, że trafione ciało zostało mimowolnie pchnięte do przodu. W końcu to pieprzona snajperka, naboje do tego cholerstwa są pięć razy większe niż do zwykłego karabinu, więc na pewno przeszyło ramię, masakrując kości ramienia. Warknęła sama do siebie, spluwając krwią. Przez strzał aż przygryzła sobie język, a przez łzy bólu słabo widziała.
Prześledźmy ponownie fakty, wykorzystując możliwość, że my mamy czas, w odróżnieniu od Sonii. Została trafiona gdy była praktycznie niewidzialna i gdy stała w miejscu. Ponieważ pewnie w jakiś sposób widzi ją mimo pelerynki, musi działać inaczej.
Gdy nie chcesz się skuć podczas gdy w dwa ognie masz trzy wyjścia, ale dwa przytoczę bo trzecie - łapanie piłek - nie pasuje tutaj.
Możesz się chować. Ale jej nie w głowie było się chować.
Adrenalina i wściekłość buzowała w niej od dłuższego czasu, lecz teraz uwolniła się i ujrzała światło dziennie razem ze strzałem. Nic, tylko spożytkować.
Odwróciła się szybko twarzą w stronę...snajpera. Machnęła ręką a kotołak zniknął, przed nią natomiast pojawiła się rażąco czerwona linia. Linia strzału. Biegła ona od tego miejsca, w którym stała i została trafiona Sonia, przed siebie, daleko na tyle, że oko nie mogło zarejestrować początku.
Pierdolić kampera - pomyślała na tyle wyraźnie, że była aż przekonana, że brat pomyślał o tym samym. Uśmiechnęła się, szczerząc zęby i ruszyła wzdłuż linii z zawrotną prędkością.
Niech jednak Cię nie zmyli to, że linia jest prosta. Linia strzału może. Ale nie jej biegu.
Każdy głupi wie, że gdy biegniesz w jednym kierunku, choćby nie wiadomo jak szybko, zawsze da się przewidzieć gdzie będziesz za kilka sekund. Dlatego ona biegła... opętańczym slalomem.
Prosto, by zatrzymać się gwałtownie i odskoczyć w lewo. Szybki odwrót i bieg do tyłu na kilka kroków. gwałtowny zakręt i kierunek na prawo. Znów prosto, zygzakiem, doskok w lewo, spirala.
Miała jeden, ustalony cel. I nie było to już nawet wyście stąd jako istota żywa. Ma kilka minut, zanim się wykrwawi i padnie. Brat poradzi sobie z kamperem, nie ma wątpliwości. Tym bardziej, że opanował jak widać, tajemną technikę kradzieży cennych rzeczy z trupów. Pomoże na tyle, jak będzie mogła - pomagając mu namierzyć i eliminować najniebezpieczniejszego. Snajpera.
Biegła jak opętana, śledząc każdy centymetr ziemi, wykorzystując swoje trzewiki, starając się do tego, by nie biec w jednym kierunku dłużej niż trzy sekundy.
Gdy znalazła wrogiego żołnierza, czerwona linia zniknęła. Nad ciałem snajpera pojawił się czerwony wykrzyknik, a od jego ciała wychodziły pulsacyjnie okręgi, niczym po dotknięciu niczym nie zmąconej tafli wody palcem. Tylko że nieustannie i czerwone. Dopóki Sonia nie odleci.
Oczywiście, sama próbowała się z nim uporać. Ale to już w następnym poście.

Aaron - 22 Maj 2015, 23:45

Jak dobrze, że masz trzewiki. Nie, nie te rycerskie, choć to pójście prosto na snajpera z pójściem na wiatraki się kojarzy. Bo na śmierć. Ale czyją?
Snajper nie miał pojęcia, że mężczyzna w masce żyje i ma się dobrze. Kryjący się między nagrobkami żołnierz nie wiedział, czym jest ten niewidzialny przeciwnik, mogący szybko się poruszać.

Mori był nieopodal worku z martwą zdobyczą. taki foliowy, przezroczysty worek, w którym spokojnie można by ludzką głowę pomieścić. Posłanie miśka po karabin było rozsądne z uwagi na czającego się w pobliżu człowieka. Zabawkowy Potworek dostał w swoje łapki karabin z kilkunastoma nabojami, którego obsługa nie może mu sprawić problemów.
No chyba, że się skurczybyk zatnie.
Teraz tylko pytanie, na ile jest uważny i skoncentrowany na zadaniu, aby w walce jeden na jednego nie zostać tym śmiertelnie trafionym. A taszczenie karabinu przez zabawkę musiało być słyszalne - w końcu ponad cztery kilo ciężaru pluszak ot tak nie pochwyci. Przeciwnik zmieniał pozycję, wypatrując i nasłuchując, chcąc zajść Opętanego z niekrytej strony.
A co do ciała błąkającego się po podwodnym świecie - umarło, zapomnij o nim, już ci nie przeszkadza. Ojej, umarłeś tam, cóż za radocha.

Soniu, czarownico, tak ci śpieszno umierać, że prosto na mnie, na nabój śmierci, idziesz? A nawet nie - biegniesz z zawrotną prędkością! Dosłownie zawrotną - zostałem posłany by cię trafić, ale zanim doleciałem, kierunek obrałaś inny, mylący snajpera i ratujący ci życie. A potem po raz kolejny.
Ten tutaj, który rozdaje pociski z założenia nieomylnie, niech lepiej nie przyznaje się, że ma dwoje sprawnych oczu. A znajdował się na wzniesieniu otoczonym wysokimi drzewami, porosłym bujną trawą i krzakami. Sonia tylko dzięki wyimaginowanej kresce obierała poprawny kierunek, bo ból był tak silny, że od połowy drogi już sama z siebie nabierała zataczających, pozbawionych równowagi kroków. A buciki pędziły dalej, będąc właściwie jedynym motorem napędowym - bez nich zwyczajnie upadłaby jeszcze na cmentarzu.
Wpadanie na krzaki i mijanie się z drzewami nie przychodziło bezboleśnie. Snajper po raz kolejny wypalił, a wiedzieć trzeba, że tylko dzięki podczerwieni mógł ujrzeć niewidzialnego wroga. Nie miał ze sobą noktowizora, ale miał karabinek. Nabój 5 milimetrów, w przeciwieństwie do siódemki, którą miała snajperka oraz karabiny na cmentarzu. No i ten jego miał większy odrzut. Czuł, że przeciwnik nadchodził, więc po prostu chwycił w dłonie karabinek i obserwował ruchy roślinności, bujnie rosnącej w jego otoczeniu, aby poprawnie móc zlokalizować przeciwnika.
I dodajmy, że siedział na gałęzi drzewa, jakieś dwa metry nad ziemią. Zwykle snajper, niczym ptak, szuka wysokości.

Anonymous - 24 Maj 2015, 15:57

Oh, jego wodna część umarła. Dzięki za info. Serio, mózgu, dzięki. Nie żeby coś, ale Mori z dziwnego powodu poczuł jak mu się coś w kiszkach wykręca. Robił sekcje, czasami kroił żywych, czasami coś szył i inne takie i badał i widział serio dużo dziwnych rzeczy, ale świadomość, że umarł... Była co najmniej ekstremalnie dziwna. Czy tak się czują strachy? Nie, to chyba nie koniecznie to. Oni umierają a później się budzą. On był świadomy tego tu i tego tam, świadomy jednocześnie życia i umierania. Świadomy przetrwania i unicestwienia.
Zebrałoby mu się na wymioty gdyby nie to, że po chwili uświadomił sobie, że to też może przelać na papier, a później na wynalazki, w formie pracy badawczej. Ah, prawdziwy umysł naukowca potrafi uratować sytuację w każdym momencie.

Misiek ciągnął broń dość głośno. Cóż, raczej nie było czego innego się spodziewać. Ale w takim wypadku idzie uznać, że pan-zabiję-cię-bo-zdradziłeś-morię-skurwysynu wyczai w którym jest miejscu.
A gdyby mu tak załatwić coś, co by mu wmówiło, że Mori poruszał się gdzie indziej. To by było niezłe. Weźmy pod uwagę, że pewnie gdyby Mori w tej chwili się poderwał i zaczął panicznie uciekać, to raz dwa pan-zabijmy-skurwysyna zacząłby do niego strzelać i zdradził swoją pozycję. W sumie całkiem niezły pomysł.
Mori wyjrzał zza nagrobku świadom, że mężczyzna pewnie już przemieszcza się w jego stronę. Misiek ciągnął i jeszcze chwila a broń będzie w zasięgu ręki. A co z stworzeniem? Martwe. Szlag by to i kilka innych rzeczy. Badać tuż po schwytaniu. Czyżby miało wyparować? To przykra i całkiem możliwa sytuacja. Ale no w sumie jak będzie martwy to na pewno go nie zbada. Ale jak wyparuje to też nie...
No dobra, postawmy choć na chwilę życie ponad chęć zbadania. Mimo wszystko woli być żywy niż przebadać na szybca i niedokładnie to cudowne coś... Co pewnie nawet nie ma jeszcze nazwy... Ani nie ma powiedziane, czym jest... Ani jakie ma właściwości czy stopień inteligencji... O układzie i rodzaju narządów nie wspominając...
Biedne życie naukowca, którego nikt nie lubi i wszyscy chcą zabić, choć w sumie jeszcze nawet nie wiedzą, że pewnie niedługo byłby na niego list gończy. Za co? Za dezercję.

Wymarzył sobie, że pojawił się on ale nie on. Jak lustrzane odbicie. A lustro nie musi stać zaraz obok, więc postawił swoje marzenie kilka metrów od siebie. Tak z trzy. Nie może być za daleko, bo facet by się skapnął, bo w końcu nie tu był dźwięk, gdzie powinien. A tak to może jednak uwierzy. A jak nie to choć odciągnie to jego uwagę na moment w którym będzie chciał na wszelki wypadek to zabić.
Dobra, urzeczywistnione marzenie jest w przykucu, gotowe ruszyć w kierunku jaki jeszcze przed chwilą wskazywała czerwona linia.
Trzy, dwa, jeden...
Poszedł jak długi! Nie w pełnym wyproście, lekko pochylony, biegnąc przed siebie, ściągając uwagę. A w tym czasie Mori, ten prawdziwy zabrał szybko karabin i przygotował go do strzału w odpowiednim kierunku. No i sam też już nie siedział. Potrzebował pozycji, z której wygodniej i szybciej byłoby się przemieścić, uskoczyć, czy cokolwiek. Dlatego też był w przykucu, z gotową do strzału bronią i ciałem gotowym do ucieczki.
Jeśli strzały padły z miejsca, w które mógł wycelować i mieć choć pięćdziesiąt procent szans na to, że to tam był mężczyzna to strzelił po czym przeniósł się za inny nagrobek. No chyba, że strzał padł w jego kierunku to wtedy odskoczył i znalazł sobie nagrobek, za którym się schował. Ale nie ważne która rzecz wypadła nie zostawał długo w tym samym miejscu, ostrożnie przenosząc się za nagrobki tak by zbliżyć się do siostry i jednocześnie osłaniać się przed snajperem. No i jeszcze jakoś przy okazji jeśli się dało to strzelał do mężczyzny, jeśli ten nie był wciąż martwy...
Coś strasznie dużo tu jeśli, no nie? Ale lepiej uwzględnić w swoich planach za dużo, niż za mało.

Anonymous - 13 Czerwiec 2015, 14:23

Widziała go. Siedział, taki dumny, pan świata, bacznym wzrokiem ogarniając otoczenie.
Niczym sęp.
Widząc, gdzie się znajduje, oraz jak jej ruch wpływa na otoczenie, a to nie jest korzystne dla jej osoby, zajęła miejsce za drzewem. Nie tym, na którym znajdował się snajper, ale za nim i trochę z boku. Tak że widziała i linię, punkty będące cmentarzem, jak i drzewo z gałęzią na której siedział snajper.
Pomijając już bolesne spotkania z drzewami, które zaowocowało złamanym nosem i multum siniaków na twarzy i innych częściach ciała, po prostu padła pod drzewem, obierając taki kąt, by między nią a snajperem było drzewo. A że drzewo dość duże, to na szczęście zakrywało dość dużą część jej ciała.
Była przygotowana na to, że snajper wie że tam jest. Możliwe że zacznie strzelać. Zejdzie i zabije ją, zanim ona sama zdąży umrzeć.
Ta wizja jej się nie podobała.
Dotknęła ręką krwawiącego ramienia. Dziękujmy adrenalinie i innym cholerstwom, że udało jej się dotrzeć aż tutaj. Ale żeby jej akcja była całkowicie udana a jej śmierć nie poszła na marne, musiała zabić tego psubrata.
Oddychała głęboko, mimo bólu, uciskając ranę. Musiała coś wymyślić. Pilnie, już, teraz, zaraz. Zanim zginie śmiercią brutalną, bo i tak już wygląda jak potwór.
Podbite oko, złamany nos, sina, zakrwawiona twarz. Krew nie tylko jej, bo jej płynie tylko z rozciętej wargi, złamanego nosa, ucha i ramienia. Krew z krwawego jeziora sklejała jej ubrania, twarz i niesymetrycznie ucięte przez pocisk włosy sprawiając, że sam jej widok mógł co strachliwszych przyprawić o opróżnienie pęcherza lub żołądka - jak nie w jedną to w drugą stronę, prawda?
Naciągnęła kaptur na twarz i zerknęła na snajpera, szukając jakiejś okazji. Okazji, która miała się natrafić.
Otóż właśnie w tym momencie jej brat (czy on jest zdrowy psychicznie?!) zaczął biec po czerwonej linii. Już miała kląć, lecz zdała sobie sprawy że raz- to jedna z tych okazji. Dwa- snajper też się nim pewnie zainteresuje więc na chwilę odwróci uwagę. Trzy- jej brat nie jest na tyle głupi by tak biec.
Chwyciła mocniej kuszę, którą dalej miała, policzyła do 10 i wychyliła się znów, celując w snajpera. Z tej części nie miała najmniejszej szansy trafić w coś, co go zabije. W końcu jest uzbrojony po zęby.
Zerknęła wyżej. Boże, jak ja kocham Matkę Naturę.
Nad snajperem, kilka gałęzi wyżej znajdowało się... gniazdo. Ul. To kupi więcej czasu, a może nawet i pomoże?
Więc zamiast celować w snajpera wycelowała w owy ul. W miejsce gdzie złączone było z gałęzią. Z odrobiną szczęścia ul padnie na snajpera, może nawet prosto na jego głowę, i wylecą... osy? Osy są niebezpieczne, ale za mało jak na Krainę.
Cokolwiek by to nie było, strzeliła.
Jeśli nie trafiła, to jeszcze raz. Jeśli trafiła a wyleciało coś to została w tym samym miejscu.
Niech się dzieje wola nieba.

Aaron - 26 Czerwiec 2015, 11:17

Sonia:

Pocisk zabrał ze sobą kawałki kości, skóry i mięśni, a okolice tego wybrakowania sparzył. Arterie zostały przerwane, a krew wypływała z nich, nie mogąc znaleźć sobie drogi do kończyny, w której władność i czucie były znikome. Rozrywający ból w ramieniu jakkolwiek nie pozwalał się ugasić nawet najbardziej waleczną myślą Soni.
Trzeba nadmienić, że dopóki nie zbliżyła się wystarczająco blisko, Snajpera nie mogła dostrzec. A punkt, który sobie magicznie wyznaczyła, nie mógł z dokładnością GPSa dyndać nad główką żołnierza. Nie zapominajmy też o rozmazującym się obrazie: raz za sprawą osiąganej szybkości, a dwa z racji ubytku krwi i palącego bólu. Wniosek: z karabinu oddano strzały, które tylko dzięki jej prędkiemu przemieszczaniu się, nie odnalazły się z nią w choćby oznaczonym układzie równań, tożsamym z jednym, celnym trafieniem.
Dobiegła do drzewa i padła pod nim tak, że przez najbliższy czas nie zdobędzie się na siły godne powstania do pionu, a każdy wysiłek skracać będzie czas; czas na jej skuteczny ratunek.
I stała się widzialna. Bo to już czwarty post działania bolerka-niewidka.
Skoro snajpera nie zabiło to coś niewidzialne, oczywistym dla niego było, że jest w pobliżu. Dlatego też puścił z rąk karabin (zawisł mu na pasku, na ramieniu) i chwycił snajperkę, a dzięki podczerwieni starał się wyłapać cieplejsze obszary w okolicy – bo nie myślał, że nagle przeciwnik stanie się widzialny. Do minimum przykręcił zbliżenie, lecz nadal było to trochę za dużo jak na tego typu odległość – odległość do kilkunastu metrów.
Ale odnalazł. Duży obłok już nie lekko czerwonawej barwy, a bardziej wyrazistej czerwieni.
Moment w którym spojrzał drugim okiem przed siebie był mu zbawiennym - pełna ran wiedźma, o lekkiej posturze, zaplamiona krwią, patrzyła ponad niego z kusą trzymaną w jedynej sprawnej ręce, a przed momentem uzmysłowił sobie, że oddała z niej strzał.
On też mógł strzelać, powinien tak właściwie, ale zamiast tego również spojrzał ku górze. Może wyłącznie dlatego, że nie odczuwał bezpośredniego zagrożenia z jej strony – jak gdyby żywej ostatnim tchnieniem padliny?

"Stoi powietrze, potrzebny ruch...
Brzęczenie much, brzęczenie much!"

Uskoczył z gałęzi i panicznie zaczął uciekać, lecz było już zdecydowanie za późno. Ostatnie strzały oddał dookoła siebie, gubiąc się w kierunkach i nie wiedząc, gdzie dokładniej Sonia przebywa.
Magiczne pszczoły to nie byle robaczki. To cholerstwo, to plaga – szybkie i bezlitosne. Więc lepiej niech Sonia coś wymyśli, zanim i ją zaatakują, bo jeden posiłek na takie stado to zdecydowanie zbyt mało. Wybudzone ze spokoju, rozdrażnione, polują na mięso. Zwłaszcza podpieczone, o wyrazistym zapachu krwi, którą jest nasączone. A donośne, ostatnie jęki zagryzanego żywcem, są dla nich kołysanką.


Mori:

Na kopię nabrać się pozwolił, wymierzył i strzelił. A ona co w odwecie robiła? Ano biegła dalej, jak gdyby nigdy nic. W końcu choć to zmaterializowane marzenie, daleko mu do idealności, do reagowania na jakże skomplikowaną rzeczywistość, na coś takiego jak zranienie. Ale nie biegło na oślep, a starannie wymijało nagrobki, miało zakodowany cel i jego żywot właściwie tylko do tego się ograniczał.
Jak samotny wilk, szeregowy wymijał kolejne nagrobki i oddawał kolejne strzały, aż w końcu pocisk trafił bezbłędnie w głowę. I rana powstała taka, że przecież ten skurwysyn musiałby paść.
A jednak biegł dalej.
Zaczął rozumieć, że coś jest zdecydowanie nie tak, a zrozumiał tym bardziej, gdy oberwał serią z karabinu od prawdziwego Moriego.

Anonymous - 3 Lipiec 2015, 22:55

...udało się. Udało się. Udało się! Boże wszechmogący czy coś tam jeszcze, UDAŁO SIĘ!
Znaczy, khe, nie żeby w to wątpił choć przez ułamek sekundy, wcale i w ogóle. Tak się zaskoczył, że aż planu obejmującego uskakiwanie wcale nie wykonał i został za tym jednym jedynym nagrobkiem o chwilę dłużej.
Wtedy usłyszał wystrzał serii, z miejsca gdzie powinien być owy snajper. Przez głowę przemknęło mu tysiące myśli, jednak blaszka zmartwienia nie zmieniła tego, co przekazywała...
...a lepiej się było jednak odciąć od tego, co przez nią czuł...
...dlatego wyjrzał zza nagrobka ostrożnie. Dojrzał postać, która się zwala, którą coś atakuje i która próbuje się bronić choć nie ma prawa wygrać. Postać, która zaraz umrze.
Czyli plus jest taki, że udało im się pokonać wszystkich osobników, o których wiedzieli, że pokonać muszą. Yey!
Za to minus jest taki, że to coś, co chce zabić snajpera jest bardzo, bardzo blisko jego siostry. O ile się nie mylił. A raczej się nie mylił.

Oh, czyli to ten czas gdy gorączkowo myślimy o tym, jak uratować siostrę i zapominamy, że przez przypadek może tu być jeszcze ktoś, tak? Fajnie, fajnie... No to do dzieła.
Szybka analiza - co mamy?
1) Siostrę w wielkich boleściach, z małą ilością krwi i dużą dziur.
2) Worek z martwym stworzeniem.
3) Zwłoki dwóch zwiadowców.
Właśnie, zwłoki. Choć w tym wypadku ważniejszy jest punkt zwiadowców. Skoro to zwiadowcy - no bo nie naukowcy, ani raczej nie zwykli członkowie czy coś w ten deseń - to powinni mieć artefakt do przenoszenia się między światami. Obaj. Czyli mamy dwa artefakty, które mogą wiele dać i ich maksymalnie wspomóc.
Mamy też plan. Zgrabny i dość sensowny... Więc teraz pora pokazać się umiejętnościami.

No dobra Mori, nastaw się psychicznie. Jesteś co najwyżej skołatany i średnio wiesz, co się tutaj dzieje, ale masz siostrę do uratowania. I stworzenie, które mógłbyś przebadać. Niby to sprawa drugorzędna, ale jednak worek jest tak blisko, że aż wstyd byłoby nie skorzystać.
Odetchnął głęboko kilka razy, uspokajając ciało i umysł. Przygotował się do biegu, przypominając sobie w myślach, że w końcu jest dobry w te klocki bo parkour i te sprawy, więc zaraz mu się to uda.
Raz, dwa, trzy...
Rzucił się biegiem mają w pamięci trasę zawężoną do czterech punktów ułożoną. Pierwszym i najbliższym był worek ze stworzeniem. Chwycił go jeszcze w biegu, tylko przez ułamek sekundy przeklinając w umyśle, bo mógł to być worek typu bardziej zakupowego - z uszami. Ale taki też przejdzie. Byle by się dało chwytać.
Później skręcił ku pierwszemu z ciał. Przeskakiwał, omijał, wbiegał na i przez nagrobki, byle by było szybciej i na skróty i by się nie zabić. Dotarł do ciała i szybko odnalazł na szyi medalion w kształcie krzyża, nie bawił się w rozpinanie tylko go zerwał, wrzucił do kieszeni spodni i ruszył do kolejnego ciała, przy którym powtórzył te czynności.
Dał tam sobie z kilka sekund więcej na złapanie oddechu, ale wiedział, że to jest walka z czasem.

Czuł olbrzymie napięcie, ucisk gdzieś z tyłu głowy, by gnać jeszcze szybciej i szybciej, bo przecież może nie zdążyć. Ale nie powinien pędzić na złamanie karku, powinien utrzymać odpowiednie tępo, biec z stałą prędkością by nie stracić niepotrzebnie za dużo energii...
Kłopot w tym, że SIOSTRA MU UMIERA. W takich chwilach tylko skończony dupek by przestrzegał wszystkich zasad. Czyli wychodzi na to, że Mori takowym nie jest. Ha, mniejsze zło!

Jęki, krzyki, zawodzenie - umieranie poprzez zjedzenie żywcem nie brzmiało przyjemnie. Jak dobrze, że Mori umiał szybko biegać. Pominął kwestie witania się i takie tam, to nie było najważniejsze. Wyciągnął z kieszeni jeden z medalionów, wcisnął w dłoń siostry, zacisnął jej palce na nim i powiedział wyraźnie:
- Wypowiedź nazwę swojego domu.
Dlaczego akuratnie tam? Bo chyba tam w pierwszej kolejności mogli liczyć na pomoc. No wiecie, jej rodzice wiedzieli, że ma bliźniaka, i byli całkiem spoko i całkiem sporo wiedzieli i w razie w mogli wspomóc się zdolnościami magicznymi lub jakimś zaufanym medykiem. Nie to co Mori, który nawet od własnych rodziców się odciął i nie miał nikogo zaufanego prócz Soni. W sumie jej rodzicom też średnio ufał. Ale ona ufała. A on w nią wierzył.
- Nie martw się, mam też przedmiot dla siebie, no już, mów, będzie dobrze. I ja już ci o to zadbam, wierz mi na słowo - dodał ponaglająco z zaciętym wyrazem twarzy i nutą gniewu w głosie.
A gdy tylko siostra podporządkowała się - bo niech tylko spróbuje nie - to wyciągnął drugi artefakt i wypowiedział te same słowa co ona - w końcu miał zamiar trafić tam gdzie ona i tam też jej pomóc.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group