Tyk - 29 Sierpień 2011, 03:56 Czerwień spojrzenia skierowała się na niebo, gdy to laleczka bawiła się swoim ubraniem. Nie oznaczało to zirytowania czy znużenia jej postacią, lecz tylko danie czasu by spokojnie mogła wykonać wszystkie czynności, przy tym nie czując na sobie ciągłego spojrzenia. Bo jaki komfort jest w byciu oglądanym podczas poprawiania stroju? Z drugiej strony niebo jest zawsze warte spojrzenia, czy to w błękicie bezkresnym, na którym wyspy chmurne suną, czy też w czerni rozgwieżdżonej, nie inaczej w wypadku szarej ponurości wieszczącej deszcz. W tym miejscu niebo przybierało jeszcze więcej różnych form, tym było ciekawsze, a dziw, że nie pada z nieba czekolada, skoro przynajmniej jedno jezioro z niej jest wykonane. Spojrzenie to nie trwało więc długo, a gdy ponownie spojrzał na lalkę ta bawiła się zegarkiem, tak jakby ignorowała jego słowa. Nie przejmował się tym zbytnio, a prawdę mówiąc nawet lepiej byłoby gdyby naprawdę nie słuchała, jak łatwo wtedy komuś dać warunki, których normalnie nie przyjmie, a wtedy dopiero zaczyna się ciekawa zabawa w obserwowanie starań. Jednak nie zakładał od razu, że ta zupełnie go ignoruje i będzie przytakiwać na każde słowo, gdyż są czynności, które nie potrzebują zbyt wiele skupienia i zabawa zegarkiem do nich się zalicza. Jedynie oczy mogą być zastanawiają, lecz i one nie są potrzebne by słuchać, a czasem bez nich lepiej to wychodzi. Candy jednak nie wiedziała, że to ona jest zabawką, więc nie powinna liczyć, ze to inni ją zabawią. Wracając jednak do jej słów białowłosy tylko delikatnie się uśmiechnął, lecz gdy ta tylko odeszła uznał, że gra jest nieważna. Był osobą, która nie lubiła bawić się w gonienie innych aby wciągnąć ich do tańca, a raczej kimś kto gdy zbyt wiele razy odmówi kończy na stosie bądź poza zainteresowaniem. Z kamieniem przecież rozmawiać nie będzie, a tak nazywał tych co do zabawy nieskorzy. Wracając jednak do sytuacji, trzeba powiedzieć, że był zupełnie inny. Gdy wiedział, że nagroda warta jest czekania mógł oczekiwać. Niezależnie czy konieczny był rok, czy znacznie więcej. Nawet teraz nie przekreślił jeszcze marionetki, co kukiełką nie chce być nazywana, a przecież ta nie podała mu dłoni i odeszła. Gdy ona tak, zaczęła spacerować białowłosy jeszcze raz spojrzał w niebo. Oczywiście jednocześnie mówiąc coś do niej.
-Jak sądzę mylne jest stwierdzenie, że bez słowa mnie zostawiasz, a idziesz szukać czegoś na tyle cennego by móc postawić? Urocze, nie uważasz, że niebo wspaniale wygląda?
Właściwie nie obchodziło go dlaczego ona naprawdę sobie poszła spacerować, nawet się nie zastanowił, bo też po co? Raczej pewne było, że nie chce go zignorować i po prostu odejść, przecież nie pytałaby wcześniej co może ofiarować.Anonymous - 29 Sierpień 2011, 04:23 Candy w prawdzie w pierwszej chwili ruszyła w kierunku furtki, z zamiarem wyjścia z placu zabaw i wybrania się na spacer kolejnymi brukowanymi uliczkami, ale cóż. Candy jednak nie lubi zbyt długo spacerować, uważała to zawsze za sprawę najbardziej nudną ze wszystkich i taką, która nudzi się najszybciej, więc po cóż bawić się w nią zbyt długo?
Candy skierowała, więc swoje granatowe, sznurowane botki w kierunku huśtawek i usiadła na jednej by zakołysać się delikatnie, naturalnie nie odrywając nawet stóp od podłoża. Wszak do bujania potrzebny jest ktoś, kto huśtawkę rozbuja i koniecznie musi to być kto inny niż osoba na niej siedząca, a jak, nie może być inaczej, tak, więc Candy nie mogła się pobujać. Chyba, że mężczyzna stanąłby za nią i rozkołysałby huśtawkę.
Mimo wszystko Candy uważnie słuchała, a jak i nawet spojrzała na mężczyznę, gdy ten skończył mówić.
-Nie chciałam pana zostawić... –odparła Candy z niewinną miną, układając usteczka w lekką podkówkę, jak niewinne dziecko, któremu się zarzuca, że zrobiło coś bardzo złego, do czego wcale nie byłoby zdolne w swojej niewinności. - Chciałam się tylko przespacerować, miałam nadzieję, że podąży pan za mną... – znów odchyliła się do tyłu, opierając stopy na palcach i wróciła do przodu, przenosząc ciężar na pięty.
-Dlaczego miałabym coś... Postawić? – przechyliła główkę na bok, przyglądając się mu. – Co znaczy postawić? – dodała jeszcze po chwili jako, że Candy wcześniej nie spotkała się z takim terminem.
Owszem, gdy była mowa o... Dajmy na to... Stawianiu filiżanki na stole. Kiedy Marionetkarz mówił: Candy, postaw ją tutaj, proszę. Ale Candy nie sądziła, by w tym wypadku mogło chodzić akurat oto, wszak nieznajomy nie przyjął wcześniej jej zaproszenia na herbatę. A Anna nigdy nie wspominała o czymś takim, Candy niewątpliwie by wiedziała... Może postawienie jakiegoś przedmiotu to sprawa typowo męska? Candy nigdy nie miała do czynienia zbyt wieloma mężczyznami. Na przykład tata Anny nigdy nie wchodził do jej pokoiku... A Marionetkarz zapewne uznał, że Candy nie powinna wiedzieć zbyt dużo o męskich sprawach... Dlatego Candy nie wiedziała, co to mogło znaczyć.Tyk - 29 Sierpień 2011, 04:41 Biedna laleczka wciąż myślała, że zaproszenie białowłosego jest aktualne, Przecież nie będzie zbyt długo nalegał, a jeśli raz mu odmówiła to nie ma zamiaru już ponawiać swojej propozycji. Słysząc jej słowa, i widząc, że ta usiadła na huśtawce skierował się do niej i zajął miejsce obok, lecz on nie bujał się do przodu i do tyłu. Nie dlatego, że aby wychylenie powiększyć trzeba kogoś innego, to nie prawda! Po prostu nie było to teraz w jego zamiarze, więc poprzestał na siedzeniu. Oczywiście on nie twierdził, że ona chce go zostawić, lecz warto było to powiedzieć choćby dla samego faktu ujrzenie jej minki jak ta okazuje swoją niewinność. Jednak jeśli chodzi o fakt podążenia za nią można dostrzec pewną nieścisłość, w końcu odeszła jakby w połowie rozmowy. Dlatego gdy zadała kolejne pytanie nie uznał, że odpowiedzieć na nie jest koniecznością. Oczywiście nie bądźmy tutaj podli i nie uznawajmy, że hazard jest typowo męskim zajęciem, przecież i kobiety tracą swoje fortuny prawda?
-Podążyć za tobą? Lecz zabrakło zaproszenia, a jeśli o nich już mówimy to nie zapominajmy, że moje odrzuciłaś, co znaczy, że nie ma potrzeby wyjaśniać co znaczy postawić, nieprawdaż?
Białowłosy oczywiście nie chciał by ta zaczęła teraz prosić o możliwość wzięcia udziału w grze i wyjaśnienie terminu. Nie oznacza to jednak, że laleczka zupełnie straciła już swoją szansę i przy odrobinie chęci może zostać obdarowana zadaniem, lecz obecna wersja brzmi, że przy niej Tyk maski nie ściągnie. Białowłosy poruszył się lekko, lecz nie było to jeszcze nic w porównaniu do ciągłego ruchu laleczki. Cała rozmowa sama w sobie była pewnego rodzaju zabawą, zważywszy, że jego rozmówczyni była jak małe dziecko. Zabaweczka nie potrafiła uważnie słuchać, szybko zmieniała zajęcie i co najważniejsze nie do końca pojmowała świata. Zupełnie jak takie dziecko, a z kim lepiej się bawić jak nie z niedorosłymi? Z tymi, którzy do tego są chętni i taka odpowiedź najlepiej dopełnia poszukiwania Rosarium, który chociaż siłą wciąga ludzi na wieczny bal, to stara się tylko tych, którzy są chociaż trochę do tańca chętni, nie zaś tych co tylko narzekać będą całymi dniami. Oczywiście jak laleczka sobie poszła to on również opuścił to miejsce szukać ciekawszych zabaweczek! Na pewno przecież takie istnieją.
<ZT>Anonymous - 30 Sierpień 2011, 01:24 Candy znów przez chwilę przyglądała się jego oczom, musiała przyznać, że ich kolor był niezwykle ciekawy. Wszak nie wdziała takiego jeszcze nigdy, u nikogo. Ale także trochę ją przerażał, a Candy bardzo nie podobało się to uczucie, więc szybko odwróciła wzrok. Najpierw wpatrując się w swoje botki i oceniając, czy przypadkiem, któryś nie zakurzył się podczas huśtania, a potem spoglądając w stronę zupełnie przeciwną od tej, po której siedział mężczyzna.
Przez chwilę Candy zastanawiała się, czy, gdy teraz odejdzie, to czy to będzie znaczyć, że kolejny dzień spędzi sama? Candy nie lubiła być sama... Przecież przed samym sobą nie można grać. Cóż to za zabawa?
Czy Candy była samotną laleczką? Może rzeczywiście trochę... Ale przecież Candy sama przed sobą nigdy się do tego nie przyzna. Tylko, że brakowało jej wieczorów, gdy Marionetkarz prosił o herbatę i zasiadał nad jedną z ksiąg w jego bibliotece, a ona mogła obserwować uczucia malujące się na jego twarzy... No i nie miał jej kto kupować nowych sukienek. A te stare wydawały się Candy coraz bardziej okropne...
Laleczka sięgnęła do zegarka zawieszonego na długim łańcuszku, na jej łabędziej szyi i odpięła go, zapewne sprawdzając, która jest godzina. Chociaż, czy to miało jakieś znaczenie?
Nagle Candy wstała z huśtawki i stanęła przed mężczyzną, nie spoglądając jednak na niego, a na falbanki swojej sukienki.
-Najmocniej pana przepraszam. Nie chciałam okazać się niegrzeczną – zapewniła skwapliwie, by unieść na niego oczy pełne poczucia wina. - Najśmielej prosiłabym o wybaczenie, jednak boję się by znów pana tym nie urazić – Candy delikatnie zagryzła karminowe usteczka, a potem skłoniła główkę.
-Niestety teraz nie mogę z panem pozostać by móc chociażby w najmniejszym stopniu zatuszować złe zdanie, jakiego mam nadzieję, jednak pan o mnie nie nabrał. Muszę wracać do mojego Domku Dla Lalek, już czas na popołudniową herbatkę. A najgrzeczniej nie chciałabym się spóźnić. Do widzenia więc.
I Candy dygnęła z gracją, ostatni raz, na pożegnanie, a potem odeszła pośpiesznie, jakby rzeczywiście bojąc się, że może się spóźnić.
[zt]Anonymous - 2 Wrzesień 2011, 21:01 Całe dnie spędzone bez przerwy w tym samym jednym niewielkim domku czasem zaczynają męczyć i wtedy Nemo zaczyna mieć wszystkiego dość. Tak właśnie tego dnia, po prostu musiała się wyrwać z tej zatęchłej chałupki, którą uwielbiała, w brew pozorom. Przed wyjściem tylko przebrała się z poplamionej od sprzątania i gotowania oraz niemal nieustannego noszenia sukienki w może prostą i zwyczajną kreację do kolan, która również nie wyróżniała się niczym specjalnym. Jedynie, była po prostu czysta. Lekkim krokiem przeszła przez miasto lalek, aż jej wzrok zatrzymał się na placu zabaw. Była prze szczęśliwa, że nie było tam nikogo innego, poza nią. Nienawidziła wręcz zatłoczonych miejsc, a ponad trzy osoby w towarzystwie w jej mniemaniu były tłokiem nie do zniesienia. Także Nemo, lubiąca samotność i odosobnienie na swój cel obrała jedną ze swobodnie dyndających na łańcuchach huśtawek, tą po prawej i swobodnie na nią opadła. Wcale nie zamierzała się huśtać. Huśtawka była jak ławka, tylko na sznurkach. Nogi trzymała na ziemi i tylko lekko się bujała. Chłód jej nie doskwierał. W końcu go nie odczuwała, ale choć wbrew pozorom bardzo chciała. Marzyła o poparzeniach przy gotowaniu, zimnie przy zabawie na śniegu, ciepłych iskierkach przy ognisku i potrzeby okrywania się czerwonym kocykiem w chłodne noce. Wtedy czułaby się tak... ludzko.
Westchnęła tylko i jej myśli przeniosły się na jedną z piaskownic, w której ktoś zostawił zabawki. To trochę przykre. Być takim zapomnianym i opuszczonym... Może to było i dziwne, że przypisuje uczucia foremkom, ale taka już była...Anonymous - 18 Wrzesień 2011, 15:00 To wprost zadziwiające, ale Candy wróciła na plac zabaw, a jakże inaczej. W prawdzie Candy rzadko wraca w miejsca, a których spotkało ją coś... Ale no właśnie... Historii z nieznajomym przecież, wręcz na pewno, nie można nazwać nieprzyjemną. Zawsze miło jest poznawać nowe osoby, prawda? Candy w prawdzie może troszkę się przestraszyła i dlatego uciekła, bo właściwie uciekła, inaczej tego nazwać nie można.
Ale Candy nie zrażona tym, że za pierwszym razem się nie udało i znudzona siedzeniem w Domku Dla Lalek, postanowiła znów udać się na plac zabaw, może akurat tym razem spotka kogoś z kim uda jej się porozmawiać dłużej? Czemu by nie spróbować, skoro już teraz Candy wiedziała jak dość na placyk, a było naprawdę mało miejsc, o których Candy wiedziała... Bo przecież z Nim z reguły spędzała czas wyłącznie w Domku, nie musiała wychodzić do świata, bo to On przynosił jej świat, On był jej światem...
Candy przekroczyła próg tego magicznego, a przynajmniej magicznego dla każdego dziecka, miejsca i cichutko zamknęła za sobą furtkę. Widząc drobną osóbkę siedzącą na huśtawce, podeszła równie cichutko i stanęła przed nią.
-Dzień dobry – powiedziała swoim słodkim, wysokim głosikiem i pochylając się delikatnie, Candy oparła porcelanowe dłonie na kolanach, jakby chciała zajrzeć osóbce prosto w oczy.Anonymous - 5 Październik 2011, 17:18 Nemo pogrążona w dziwacznych myślach i jeszcze dziwaczniejszych wyobrażeniach na temat świata i wszystkiego w ogół, odpłynęła tak daleko, że nawet dziewczęcy głos nie wybudził jej z tego stanu odrętwienia, w jakim była po kilka lub kilkanaście razy dziennie. Czasem okazywało się to być bardzo przydatne, szczególnie w chwilach nudy lub czarnej rozpaczy, która raz na jakiś czas ją napadała... Ale cóż. Kiedy jej myśli dotarły do wspomnień sprzed kilku miesięcy, kiedy wracała do domu, ocknęła się jak za każdym razem, kiedy dochodziła do tego momentu. Mogło się to wydać chore, lub nienormalne, ale Nemo nie była ani zdrowa, ani normalna, więc nie przeszkadzało jej to co ludzie o niej myśleli. Szczególnie, że na co dzień miała styczność tylko z dwoma osobami i sama nie wiedziała co jej do głowy przyszło, żeby wybrać się na tą dziwaczną przechadzkę po świecie lalek, a co gorsza zawędrować na plac zabaw. I wtedy uświadomiła sobie, że ktoś przed nią stoi. Podskoczyła przestraszona na miejscu. Nie spodziewała się tu nikogo. Ludzie zazwyczaj widząc jej zdeformowaną drewnianą twarz i popękane od wilgoci dłonie nie mają wcale ochoty do niej podchodzić, a tym bardziej rozmawiać z nią czy się spoufalać... Świat staje na głowie - ot co.
Podniosła wzrok, który po chwili wylądował na pięknej i gładkiej twarzy dziewczyny. Od razu poczuła uścisk w sercu, z jednej strony winiąc ojca, że ją oszpecił, a z drugiej winiąc siebie, że jest niewdzięcznicą.
-Co tu robisz? - Aha... Miłe przywitanie. Nie dziw się człowieku, że cię ludzie omijają szerokim łukiem, skoro tak pięknie się witasz...
- Przepraszam - kolejny błąd. Przepraszanie, kiedy druga osoba nie wie za co się ją przeprasza, również nie ma najmniejszego sensu.
-Nie słyszałam co mówiłaś... - spuściła wzrok, okrywając twarz salwą brązowych loków.Anonymous - 17 Listopad 2011, 18:49 Candy zdziwiona tym, że jej grzeczne przywitanie nie zostało nawet zauważone, o odpowiedzeniu już nie wspominając, ułożyła usta w lekki dzióbek, jak rybka wyciągnięta z wody, która próbuje nabrać trochę powietrza i z przesadnie aktorskim westchnieniem, przyłożyła dłoń do warg, okazując swoje nieme, ale jakże wyraźne zdziwienie.
On zawsze lubił, gdy robiła tę minę. Śmiał się i mówił, że wygląda uroczo. Jego kochana głupiutka laleczka.
A może po prostu nie została usłyszana?
-O... - wyrwało jej się w zaskoczeniu i aż opuściła dłonie znów przesadnie demonstrując swoje wyimaginowane uczucia. Candy nie była przyzwyczajona by ktoś zwracał się do niej tym tonem. Przecież On był zawsze taki grzeczny. A to nie było grzeczne... A wręcz nawet trochę nieuprzejme. Już złapała się pod boki i miała ją skrzyczeć, zapewne mówiąc coś w stylu: "Moja droga panno...", jednak uśmiech zakwitł na jej ustach, gdy usłyszała przeprosiny i Candy doszła do wniosku, że dziewczyna może jednak okaże się wcale taka niesympatyczna. Może jednak będzie im się dobrze rozmawiało? Och, a może nawet Candy zaprosi ją na herbatę? A gdyby się zaprzyjaźniły... Czy to nie byłoby cudowne, gdyby się zaprzyjaźniły?
-Ja? Ja jestem na spacerze... A co ty tutaj robisz? - Candy pochyliła się trochę bardziej, znów opierając dłonie na kolanach, jakby chciała spojrzeć marionetce w oczy, gdy ta opuściła głowę. -No i mówiłam: "Dzień dobry". Jak się masz? - laleczka przechyliła główkę na bok i zamrugała oczkami.
Candy wyciągnęła dłoń przed siebie i łapiąc marionetkę delikatnie pod podbródkiem, uniosła jej główkę do góry, tak, żeby wreszcie mogła jej spojrzeć w oczy, a potem odgarnęła z policzków brązowe loki.
-Nie uważasz, że tak lepiej? - spytała z uśmiechem. Tak, stanowczo lepiej się z kimś rozmawia, gdy można mu patrzeć w oczy.Anonymous - 19 Listopad 2011, 20:32 Wsłuchała się w miękki ton głosu dziewczyny, która do niej mówiła. Po drodze jakoś zgubiła treść i całą resztę. Tylko... Tylko jakoś krótko to wszystko trwało. Nemo nadal wpatrzona była w ziemię, albo to co na niej rosło. Zastanawiała się co by było, gdyby ona miała taki głos. Bo jak na razie, to wszystko co do niej należało było cokolwiek zniechęcające.
Zdziwiło ją to, że dziewczyna nadal chce z nią rozmawiać. Myślała, że ludzie nie lubią być ignorowani.
Drgnęła dopiero czując na swojej twarzy obcy dotyk. "Drgnęła" było sporym niedopowiedzeniem. Trafniej można było to określić jako "podskoczyła". Nikt poza Cyrylem nigdy jej nie dotykał. A nawet on robił to wyjątkowo rzadko, kiedy coś jej podawał, albo kiedy sytuacja po prostu tego wymagała. I prawda była taka, że dotyku się po prostu bała. No cóż. Nie każdy w końcu musiał być do końca normalny... Przynajmniej ona nie była.
Od razu jej szklane oczy stały się szersze i czujniejsze, ale za razem pełne jakiegoś dziwacznego strachu. Z perspektywy postronnego świadka mogło to wyglądać co najmniej komicznie, ale ona tak tego nie widziała. Zeskoczyła z huśtawki i odsunęła się od dziewczyny jak najdalej się dało. Pokręciła głową, uświadamiając sobie co robi... Ale to bolało... Pamiętała jak ojciec tak odgarniał jej włosy, kiedy była smutna. Mówił, że wszystko będzie dobrze, pocieszał i głaskał po głowie, a potem tulił do siebie... Pojedyncza łza zagościła w jej oku i szybko spłynęła po policzku, zacierając ślady po swoim istnieniu.
I już wiedziała, że znowu wszystko zepsuła. Widocznie nie dane jej normalne kontakty z innymi.
- Ja... P-przepraszam... - wydukała, spuściła głowę i uciekła...
[zt]Anonymous - 11 Styczeń 2012, 17:58 Głowa bolała ją od nadmiaru niepotrzebnych myśli, czemu towarzyszyło uporczywe pulsowanie skroni. Doprowadzało ją to do szaleństwa. Doskonale teraz słyszała szum, przepływającej szybciej niż zwykle, krwi w żyłach. Próbowała skupić się na cichych rozmowach przechodniów, świszczeniu wiatru, który napotykał na swej drodze różnej wielkości przedmioty i nie mogąc ich zgrabnie ominąć tworzył malutkie tornada porywając liście oraz piasek. Nic jednak nie skutkowało.
Myślała o wszystkim i o niczym. Dawno nie była w Krainie Luster, a widok znajomych budynków, uliczek przywołał złe jak i te dobre wspomnienia. Ale nie to przyprawiło ją o ból głowy. Tego typu objawy miała, po odwiedzinach czyjegoś snu. Albo pochłonęła za dużo energii, albo za mało. Ale stawiała na to drugie. Za dużo czasu spędziła na rozmowie z blondynem, a tak nie powinno być.
Musi się opanować i wziąć za siebie. "Jestem cieniem, cholernym cieniem. "
Westchnęła.
Dłonie drżały jej, chociaż trudno było powiedzieć czy to przez chłodny wiatr otulający jej ciało, czy raczej gorąco towarzyszące tej małej bitwie toczącej się w jej głowie. Powinna odpocząć, powinna wrócić do swojego mieszkania znajdującego się w jednym z tych szarych bloków, które zbudowane zostały przez ludzi - istoty niepodobne do osób, które właśnie ją mijały. Wszystko tu było inne, magiczne, tajemnicze. Jej dzieciństwo, całe życie. Wszystkie swoje wspomnienia łączyła w jakimś stopniu z Krainą Luster, jednak... Lepiej czuła się tam - wśród ludzi. Spędzała z nimi więcej czasu ostatnimi laty i jakoś się do nich przyzwyczaiła. Do ich z pozoru nudnego, a zarazem pięknego charakteru oraz zachowań. Tam czuła się sobą. Nikt od niej niczego nie wymagał. Po prostu sobie żyła na poddaszu nie mając nawet szafy w swoim mieszkaniu.
Ale było dobrze. A przynajmniej tak to sobie tłumaczyła.
Musi usiąść. Gdzieś tu...
Jej wzrok zatrzymał się na placu zabaw. Mały, kolorowy. Ulubione miejsce Marionetek. Teraz jednak wszyscy siedzieli raczej w domach chroniąc organizm przez chłodnym wiatrem, więc... Nic się nie stanie jak chwilę tu zostanie. Na tym kolorowym krzesełku, postawionym przy jednym z wielu stolików.
Powoli, pochylając głowę i skupiając się na czubkach własnych butów, podeszła do celu swojej malutkiej podróży i przystanęła dopiero wtedy, gdy kolana natrafiły na coś twardego.
Sadzając swoje cztery litery na stosunkowo niewygodnym siedzisku, westchnęła jak stary, zmęczony życiem człowiek. Łokciami podparła się z tyłu o brzeg stolika, po czym zarzuciła nogą na nogę, rozglądając się dookoła.
Same znane, jednak nieznajome twarze.Anonymous - 15 Styczeń 2012, 18:44 Próby walki z chłodnym wiatrem były zupełnie bezcelowe. Dalian zajęta czytaniem książki na świeżym powietrzu nie zdawała sobie nawet sprawy dokąd idzie. Choć wzrok wciąż miała utkwiony na stronicach, idealnie udawało jej się omijać wszelkie przeszkody i zdziwionych przechodniów. Tych drugich było jednak niewielu, zapewne z uwagi na nieciekawą pogodę. Choć na jej licu malowała się obojętność, wewnątrz aż kipiała. Przez tę ogromną wściekłość zdawała się nie odczuwać otaczającego ją chłodu. Ilekroć próbowała przeczytać choć kilka słów, już okropne wichry kartkowały jej książkę, bezlitośnie wyginały strony, byleby tylko uniemożliwić jej dalsze zagłębianie się w jej treść. Zapewne przeciętny obserwator spytałby – kto normalny czyta książki na dworze przy takiej wichurze? Otóż nasza Dalian, która rzadko kiedy wyściubia nos ze swoich ulubionych powieści. Przeważnie była to literatura ze Świata Ludzi, często bajki dla dzieci, do których miała sentyment. Mimo, iż już dawno wyrosła z baśni o urodziwych księżniczkach i książętach na białych rumakach, to jednak lubiła powracać do świata opowieści, które kiedyś tak ją zachwycały. Choć Dalian do najbardziej dziewczęcych istot nie należała, ona także marzyła kiedyś o byciu taką właśnie królewną, którą ocali piękny książę i będą żyli w cudownym pałacu długo i szczęśliwie. Niestety, jej historia nawet w najmniejszym stopniu nie potoczyła się jak te, opowiadane w bajkach. Westchnęła. Dalsze próby czytania na wietrze wydawały jej się okropną stratą czasu. Niestety, nie szczególnie miała gdzie się podziać. Nie miała przecież żadnego stałego miejsca zamieszkania. Tułała się to tu, to tam. Zamknęła książkę, delikatnie zaginając róg strony w miejscu, gdzie skończyła czytać. Rozejrzała się dookoła. W pierwszej chwili zalała ją fala gorąca, którą wywołał stres – zupełnie nie wiedziała gdzie jest i kiedy aż tak daleko zawędrowała. Dopiero kolorowe krzesełka, huśtawki i zjeżdżalnie uświadomiły ją, że zapewne dotarła do jakiegoś placu zabaw w Mieście Lalek. Swoją drogą, nie spodziewałaby się, że ktoś postanowi stworzyć tu aż tak rozległe miejsce do zabawy. Wszystkie te atrakcje niezbyt zachęciły ją do rozbudzania swojego wewnętrznego dziecka. Teraz, gdy nie była już tak pochłonięta przez świat zaklęty w stronach książki, poczuła jak niska temperatura panuje na dworze. Potarła nogą o nogę, gdyż niewielka przestrzeń pomiędzy pończochami, a spodniami pozostawała odkryta i na skórze momentalnie pojawiła się gęsia skórka. Było zdecydowanie zbyt nieprzyjemnie na pląsanie po placu zabaw. Jej uwagę przykuła jednak pewna bardzo ciekawa atrakcja – domki na drzewach. Małe, drewniane, ale jakże idealne na chwilowy azyl i schronienie przed wiatrem, w którym mogłaby w spokoju dokończyć swoją lekturę. Jedne znajdowały się na wyższych gałęziach, inne na niższych. Ze względu na czystą wygodę, Dalian zdecydowała się wybrać domek ulokowany stosunkowo nisko. Trzymając książkę pod pacha, zaczęła wspinać się po drabince, uważając by przypadkiem jej nie upuścić lub co gorsza – samej nie spaść. Poobijanie się i pobrudzenie było ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę. Na szczęście udało jej się dotrzeć do celu bez żadnego wypadku. Wgramoliła się na podłogę. Przez chwilę leżała z nogami zwisającymi przez drzwi, jakby nie miała siły wstać. Nagle, jakby znikąd ogarnęła ją senność. W końcu jednak zebrała się w sobie, podwinęła nogi, wstała (choć domek był nieco przymały nawet dla niej i nie mogła wyprostować się do końca) i poczłapała do okienka. Przy nim usiadła i położyła książkę na kolanach. „Okno” to było zdecydowanie zbyt dużo powiedziane. Spory kwadrat wycięty w drewnianej ścianie. Zacisnęła palce na ramie i spojrzała w dół. Widok na prawie pusty plac zabaw niezbyt ją rozweselił. Ale właśnie! Plac był prawie pusty. Wypatrzyła czerwonowłosą dziewczynę, która wydawała jej się dziwnie znajoma, siedzącą nawet niedaleko domku, w którym Dalian się znajdowała. Wychyliła się przez okno tak, że przez moment można było odnieść wrażenie, że z niego wypadnie. Na szczęście nic takiego się nie stało.
– Ej! – zawołała do dziewczyny.
Cóż, niezbyt to było przemyślane, bo dużo prościej byłoby zawołać po imieniu. Jednakże Dalian uznała, że siedząca nieopodal osoba i tak się odwróci słysząc jakiś dziwny, dziecięcy jęk i bez konieczności zdzierania sobie gardła dowie się czy jest to ktoś jej znany, czy też się pomyliła.Anonymous - 15 Styczeń 2012, 20:09 Próbowała nie kierować wzroku w stronę przechodzących nieopodal mieszkańców, którzy wędrując po opustoszałych, przesiąkniętych chłodem ulicach nie potrafili powstrzymać się od zerknięcia na, najwidoczniej, lubującą się w chłodzie dziewczynę, która jak gdyby nigdy nic rozłożyła się wygodnie na jednym z małych krzesełek znajdujących się na placu zabaw. A to miejsce było doskonale widoczne z każdego punktu głównej ulicy, jakby ten mały, kolorowy plac zabaw był czymś w rodzaju świątyni widocznej dla każdego. Dla każdego ciekawego i lubiącego tworzyć własnego, dziwne scenariusze przechodnia.
Widziała te oczy bez wyrazu, które lustrując ją sylwetkę i oceniając każdy guziczek przyszyty do jej sukienki stawały się świecące, rozjarzone, rozbawieniem z nie wiadomo jakiego powodu. Widział te usta, których kąciki ust drgały chcąc odsłonić bielutkie zęby niczym u drapieżcy tropiącego swoją ofiarę. Widziała palce zaciskające się na rękawach płaszczy, ale oni chcieli by to widziała. Bo było im zimno, na pozór, chcieli żeby widziała ich chęć w oczach do jak najszybszego odwiedzenia kuchni, szafki z herbatą i ciepłego łóżka. Ale ona wiedziała; wszyscy z nich byli tacy sami. Bezlitośni, rządni krwi i władzy. Rządni bólu innych, wrzasków, płaczu.
Wiele osób nie zdawało sobie z tego sprawy, stając się kolejną łanią jedzącą trawę mająca zmylić jej mózg, jej oczy, jej szósty zmysł ostrzegający ją przed czającymi się drapieżnikami. Byli zbyt zajęci sobą by to zauważyć. Ale ona się rozglądała i dostrzegała. Nigdy nawet nie brała pod uwagę tego, że jej choroba zaburzała nieco odczytywanie emocji z mimiki twarzy. Jakaś iskierka w jej głowie, co jakiś czas przypominała jej o tej możliwości, ale znikała tak szybko jak się pojawiała. Fleur wolała być ostrożna i mieć w każdym wroga. Za dużo złego ją spotkało w życiu, więc okłamywała sama siebie by jakoś przeżyć.
Przecież mogli wiedzieć o jej sekrecie i to wykorzystać. Musiała uważać.
Tak naprawdę mieszkańcy lubujący się w takiej pogodzie zerkali tylko przelotnie w jej stronę zaciekawieni tak intensywnym kolorem włosów migoczącym pomiędzy liśćmi krzewów. To wszystko. Nie naśmiewali się, nie przyglądali, po prostu rzucali okiem i szli dalej. Ona jednak co raz głębiej zastanawiała się, czy wybranie tego miejsca było dobrym wyborem. Mogła tu nie przychodzić, mogła być teraz w swoim mieszkaniu z dala od ciekawskich oczu. Jednak nie tylko nuda, czy tęsknota za dziwami Krainy Luster ją tu przyniosła. Było coś więcej, a tym czymś była raczej miłość do osób, które tu mieszkały. Osób, którym ufała, mimo, że nie pamiętała ich twarzy. Te cholerne twarze jej znajomych i przyjaciół. To było trudne do zrozumienia nawet przez nią, bo jak można tęsknić za kimś, kogo tak naprawdę się nie pamięta. Ale była tu teraz i nieco nieświadoma tego, że przedłużała swój pobyt w tym świecie, wybierała kolejne, bardziej strategiczne miejsce, odizolowane od tych świecących oczek ciekawskich mieszkańców.
Westchnęła nieco zmęczona tym wszystkim, po czym uniosła dłoń by chłodnymi palcami musnąć w zamyśleniu zaróżowiony od chłodnego wiatru policzek. Pochyliła się do przodu odrywając łokcie od blatu stolika i wsunęła dłoń, którą nie dotykała swojej twarzy pod płaszczyk by wyjąc z ukrytej kieszeni blaszaną, obdrapaną piersiówkę. W takich sytuacjach to było jedynym ratunkiem. Oderwała opuszki od policzka i zacisnęła palce na pomalowanej na czarno markerem zakrętki, która zaczęła kręcić by w końcu uwolnić ten ciężki, nieco gryzący w gardło aromat. Była to jedna z wielu rzeczy wymyślonych przez ludzi, które zajmowały bardzo dobre miejsce w jej osobistej liście "przysmaków". Uniosła rękę i tęsknie musnęła dolną wargą odsłoniętą, chłodną szyjkę. Nie czekała długo, przechyliła piersiówkę zalewając język i podniebienie palącą whisky. Upiła kilka małych łyczków, rozkoszując się ich miodowym, mocno gryzącym w gardło, trunkiem.
Gdy zakręciła i schowała ponownie do kieszeni swój mały skarb, ponownie oparła się o stolik przymykając na chwilę oczy. Pozwoliła sobie na to co raz częściej. Czasami nawet zastanawiała się, czy towarzystwo ludzi źle na nią nie wpływało, ale... Raz się żyje, a ona akurat miała do wykorzystania bardzo duży asortyment lat.
Coś nagle usłyszała. Nie spodziewała się tego, więc na początku to zignorowała, ale ciekawość, która pozwoliła jej sercu na mały dansing w jej sercu, zrobił swoje. Uniosła głowę i przeczesała wzrokiem cały plac zabaw - nikogo. Odwróciła się - nikogo. A może... Spojrzała nieco w górę i jej oczy objęły rozłożyste drzewa. Coś czerwonego mignęło jej w kąciku prawego oka, więc wróciła do tego punktu namierzając w końcu mały, drewniany domek. W oknie dojrzała bladą twarzyczkę i wpatrzone w nią wielkie, niebieskie oczy. Na początku przeszły ją ciarki, gdy wyobraziła sobie dzieci wypadające przez tą dziurę, dopiero po tym jakieś dziwne przeczycie pokazało się w jej głowie. Skąd tą dziewczynę znała. Ten kształt twarzy, usta, długa szyja...
- Tak? - uniosła jedną brew ku górze.
Nie wiedziała, że osoba, na którą właśnie patrzała to ktoś zajmujący najlepsze miejsce w jej sercu.Anonymous - 20 Styczeń 2012, 21:09 Dantalian widząc jak dziewczyna się rozgląda, już miała krzyknąć ponownie, by pomóc jej odkryć gdzie się ukryła, ale w końcu natrafiła wzrokiem na nią i domek na drzewie, w którym się znajdowała. Uniosła kąciki ust w ledwie zauważalnym uśmiechu. Dalian nigdy nie chciała być nachalna w okazywaniu swoich emocji, przez co często wychodziła na osobę wręcz bezuczuciową. Jednak widok znajomej twarzy od razu poprawił jej humor. Idealnie zobrazował to kamyk wtopiony w skórę lewego policzka dziewczynki. Z pomarańczy oznaczającej lekkie zdenerwowanie, zmienił barwę na błękit, który nie mówił o niczym innym, jak o radości. Zachowanie dziewczęcia mogło być mylące, ale kolor kamienia nigdy. Nie pomyliła się, to wcale nie był nikt obcy. Czerwonowłosa dziewczyna była jej doskonale znana.
– Fleur! – zawołała znów, uważając, by jej głos nie zabrzmiał zanadto entuzjastycznie. – Miło cię widzieć. – dodała po chwili, tym razem nieco ściszonym głosem.
Dalian oparła się na łokciu o ramę okienka. Drewno uwierało ją w rękę. Nie był to ból nie do wytrzymania, jednak miała cichą nadzieję, że jej płaszcz jest wystarczająco gruby, by nie przepuścić żadnej drzazgi. Wyciąganie drewnianych odłamków z ręki nie należało do rzeczy, na jakie miałaby teraz ochotę. Przy okazji ruchu, książka, która wcześniej leżała sobie grzecznie na dziewczęcych kolanach, zsunęła się z cichym stukotem na drewnianą podłogę. Dantalian od razu odchyliła się, by ją podnieść, nie zdejmując przy tym ręki z ramy okna. Nie chciała, by wyszło na to, że najpierw sama woła Fleur, a potem ją ignoruje i chowa się gdzieś po domkach na drzewach. Na szczęście lektura nie ucierpiała. Dalian odetchnęła z ulgą. Zdjęła rękę z okna i ułożyła na jego ramie swoją książkę. Wciąż lekko wychylała głowę, by czerwonowłosa mogła ją widzieć. Nadal zerkała na nią ukradkiem swoimi czerwonymi ślepiami, które obecnie miały barwę bezchmurnego nieba. Czyżby koloryzujące soczewki? Nic z tych rzeczy. Dziewczę lubiło od czasu do czasu bawić się swoją zmiennokształtną mocą i używać jej do tymczasowej, niewielkiej zmiany image’u. Dzisiaj wypadło na oczy. Musiała przyznać, że błękit ładnie komponował się z jej rudymi włosami. Mimo to, zawsze chętnie wracała do swojego naturalnego koloru oczu. Sprawa miała się inaczej, gdy „poprawki” dotyczyły innych elementów jej ciała. Zwłaszcza tego irytującego kociego ucha, które podle sterczało z lewej strony głowy Dalian. Na jej nieszczęście, owemu dodatkowi brakowało pary, co tym bardziej dodawało jej wyglądu dziwoląga. Nie lubiła go. Najchętniej od razu pozbyłaby się go raz na zawsze, jednak nie miała pieniędzy na żadne operacje, a samodzielne usunięcie nie wchodziło w grę. Wciąż nie mogła dojść do czego właściwie jej to kocie ucho, skoro ma dwoje zdrowych ludzkich uszu we właściwym miejscu. Dantalian nigdy nie miała problemów z zaakceptowaniem swojego wyglądu. Wychodziła z założenia, że może go zmienić w każdej chwili. Mimo to, nie lubiła czuć się odmieńcem, a te wszystkie dziwne rzeczy, które z niewyjaśnionych przyczyn stały się częścią jej ciała, nie czyniły z niej przeciętnego mieszkańca. No, może w Krainie Luster nie była takim dziwadłem, ale jej marzył się dom w Świecie Ludzi. Tam nigdy nie dano by jej spokoju. O ile kamyk w policzku mogła wytłumaczyć jako plastikową naklejkę, a wydłużone kły i wiązanie gorsetowe wszczepione w skórę pleców jak celowy zabieg kosmetyczny, to co powie o tym kocim draństwie wyrastającym z jej głowy? Nikt na dłuższą metę nie uwierzy, że to tylko wielki kołtun, z którym dopiero wybiera się do fryzjera. Nigdy nie byłaby w stanie zasmakować prawdziwego, ludzkiego życia, o jakim zawsze marzyła. Mogła o nim co najwyżej czytać w książkach, jednak, o dziwo, lubiła wybierać lektury, w których występowały potwory. Być może sama czuła się takowym i chciała wiedzieć jak wygląda ich życie wśród ludzi? Dzisiaj padło na wampiry i przed Dalian leżała właśnie jedna ze starszych pozycji opisujących historie z krwiopijcami w rolach głównych. Tę bodajże miała z jakiegoś ludzkiego antykwariatu. Był to już mocno zniszczony egzemplarz „Carmilli”. Książka chudziutka, a więc idealna do przeczytania w czasie spaceru. Jednak w tej chwili osoba siedząca nieopodal na krzesełku wydawała jej się ciekawsza niż zagłębianie w dalszą treść lektury. Dalian nie należała do osób przesadnie wylewnych, więc miast rzucić się znajomej na szyję, po prostu się na nią patrzyła. Choć może „bezczelne gapienie” byłoby nieco trafniejszym określeniem. Przez moment pomyślała o tym, by zejść na dół i usiąść obok niej, jednak z perspektywy małej, wiecznie zaspanej Dantalian droga z domku aż do stolików wydawała się nie mieć końca. Tak więc ostatecznie pozostała przy nieco niebezpiecznym wychylaniu się z małego, drewnianego okienka.Anonymous - 5 Kwiecień 2012, 11:17 Zielone oczy drgnęły, badając z daleka bladą twarz czerwonowłosej dziewczyny. Starała się zarejestrować każdy, nawet najmniejszy szczegół, który mógł ukierunkować jej tok myślenia. Ciężko było, nie mogła powiedzieć. Bez żadnych wskazówek, charakterystycznych gestów, czy nawet imienia dziewczyny, nie potrafiła stwierdzić, czy ją zna. Coś jednak jej podpowiadało, że jest to osoba bardzo dobrze jej znana. Nic nie powiedziała. Starała się za wszelką cenę przebić przez mur, który kryła za sobą wszelkie znane jej twarze. Jeszcze jej się to nie udało, nigdy, lecz akurat w tym momencie, gdy wpatrywała się w niebieskie oczy nieznajomej, miała chęć, jak nigdy dotąd, zniszczyć tą ścianę, by ta ukazała jej prawdę i tylko to. W głębi siebie wiedziała aż za dobrze, że nic z tego nie wyjdzie. Niezdobyta twierdza kryjąca w sobie najcenniejszy skarb, nigdy nie zostanie otwarta przed Fleur.
Chłodny wiatr dmuchnął jej w twarz, zmuszając do zamknięcia uchylonych ust, a kilka niesfornych kosmyków opadło jej na czoło, zahaczając przy tym o długie rzęsy. Oczy zaczęły ją szczypać i łzawić, przez ostre końców włosów, jednak Colette odgarnęła tylko kłaki na bok, nie zamykając przy tym swoich ślepi. Gdyby to zrobiła, całe jej rozmyślanie poszłoby na marne. Spoglądając ponownie na czerwonowłosą dziewczynę, całe to przeczucie bliskości zniknęłoby pozostawiając po sobie tylko dziwną pustkę. Musiała wytrwać i poczekać na znak, który ostatecznie ukazałby jej tożsamość rozmówczyni.
I stało się. Opłaciło się. Kilka słonych łez zaświeciło w kąciku jej oczu, a czerwone od chłodu policzku zostały przyozdobione uroczymi dołeczkami. Pełne usta dziewczyny wygięły się w uśmiechu, gdy w jej głowie echem odbiły się słowa niebieskookiej. Znała ten głos nie od dziś. I ten słodki akcent. Nie mogła zapomnieć.
Pozwoliła sobie na zamknięcie oczu. Mimo, że przed chwilą stała przed nią jej kochana Dalian, teraz, gdy uchyliła z powrotem powieki, dostrzegła tylko nieznajomą jej postać. Ale wiedziała, wiedziała już kogo spotkała i to było najważniejsze. Zignorowała dziwną pustkę, która ostrzegała ją przed nieznajomą osobą. Zignorowała to. Jej uśmiech się poszerzył, a oczy, mimo dziwnego błysku nieufności, zaświeciły radośnie.
- Tęskniłam. - Ona jednak nie miała kłopotu z okazywaniem uczuć i z przyjemnością oraz walącym z podniecenia sercem wypowiedziała to słowo.
Przebierając nogami, oparła się plecami o oparcie jednej z najbliższych ławeczek i nie spuszczając z dziewczyny wzroku, skrzyżowała ręce na biuście. Nic nie musiała mówić. Mogła się po prostu napawać samym towarzystwem cyrkowca.Anonymous - 5 Maj 2012, 22:10 Dalian nigdy nie potrafiła zrozumieć przypadłości Fleur. Zwyczajnie ciężko było jej wyobrazić sobie dlaczego dziewczyna ma takie problemy z rozpoznawaniem osób nawet bliskich, jak to w ogóle jest możliwe. Tym bardziej przeszkadzał jej w tym fakt, iż posiadała pamięć fotograficzną. Potrafiła doskonale zapamiętywać wszystko, co widziała lub czytała. Dużo większy problem miałaby z rozpoznaniem kogoś po głosie. I właśnie tak sobie tłumaczyła przypadłość przyjaciółki. Odwrotnie do swojej sytuacji, tylko w dużo większym stopniu. Nawet jeżeli jej rozumowanie było błędne, to mała Cyrkówka nie potrafiła zrozumieć sytuacji lepiej. Zastanawiała się czy nie powinna powiedzieć czegoś więcej niż tylko ciche zawołanie imienia Fleur, może powinna od razu powiedzieć „to ja, Dalian”, jednak z jakiegoś powodu słowa uwięzły jej w gardle. Zawsze była małomówna i tak samo zawsze nie lubiła okazywać uczuć. Ton głosu Dantalian niemal wciąż był tak samo beznamiętny, wyprany z wszelkich emocji, które pozostawały niewypowiedziane, zamknięte gdzieś głęboko w środku, brutalnie zdławione. Czasem zdarzały się chwile, gdy uczucia nie mogły być dłużej tłumione i wydostawały się na zewnątrz w postaci iście diabelskiego napadu szału, kiedy to Dalian w płomiennym gniewie wyrzucała z siebie wszystkie emocje na raz. Ale czy naprawdę można oczekiwać normalnych reakcji i prawidłowej interakcji z otoczeniem od kogoś, kto większość swojego życia spędził samotnie w ciasnym pokoiku ze stalowymi drzwiami, gdzie jedyne małe okienko w połowie przysłaniały grube kraty? Oczywiście, że cieszyła się ze spotkania z Fleur, tak samo jej serce radowało się i podskakiwało aż do gardła na samą myśl o tym, że dziewczyna darzy takie dziwne stworzenie jakim jest Dalian cieplejszym uczuciem. Diwa sama za sobą nie przepadała zbyt mocno, a co tu dopiero oczekiwać sympatii od innej istoty! I to jeszcze takiej ślicznej (bo i owszem, dla Cyrkówki Fleur wydawała się bardzo ładna). Mimo to, wciąż milczała, dalej wbijając w rozmówczynię intensywne spojrzenie błękitnych oczu. Zdawać by się mogło, że wcale nie mruga, że zastygła w bezruchu niczym jakaś lalka lub w ogóle, że lalką była od początku. Ruch nastąpił dopiero wówczas, gdy usłyszała słowa dziewczyny. Usta Dalian mimowolnie drgnęły w uśmiechu, co biedne dziewczę od razu spróbowało ukryć. Schowała część twarzy za ramą okienną, znad niej patrzyła już tylko para ciekawskich, delikatnie zmrużonych ślepi. Tętno Diwy również znacznie przyspieszyło. Aż musiała wciąż głęboki oddech, by spróbować je uspokoić. Dopiero wtedy odważyła się znów wychylić przez okno. Przechyliła lekko główkę na prawą stronę. Milczała jeszcze przez krótką chwilę, jak gdyby przyswajając całym sercem informację, którą przed chwilą usłyszała z ust Fleur. Chłodny wiatr smagał jej policzki i rozwiewał włosy. Kosmyki rudej grzywki podrygiwały w powietrzu, by zaraz z powrotem opaść na oczy dziewczęcia.
– Ja też. – wymamrotała tak przyciszonym głosem, że nie miała pewności, czy rozmówczyni w ogóle ją usłyszy. Dodatkowo obróciła przy tym na moment głowę w drugą stronę, chcąc uniknąć kontaktu wzrokowego przy wypowiadaniu tych słów. – Dobrze się miewasz? – nie chcąc wywołać niezręcznej ciszy, Dalian momentalnie rzuciła pierwsze lepsze pytanie, jakie tylko nasunęło się jej na myśl, niekoniecznie najmądrzejsze. Tym razem patrzyła wprost na Fleur, choć wyraz twarzy miała wyraźnie lekko speszony.
Dziewczynka wychyliła się bardziej z okna, tak, że praktycznie większość jej tułowia zwisała bezradnie z otworu okiennego, choć przy tym prawa ręka bacznie pilnowała, trzymając krawędzi, by Dalian przypadkiem nie sprawdziła jak to jest z całym impetem uderzyć głową w ziemię spadając z domku na drzewie.