To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Upiorne Miasteczko - Diabelski Młyn

Anonymous - 23 Lipiec 2011, 18:13

Zaś Belisaria nawet po drugiej stronie lustra posądzano o dość dziwny ubiór. Ponoć zbyt często prezentował się jak chodząca sałatka owocowa tudzież sklep ze słodyczami. Dzisiaj, jak na siebie prezentował się nadzwyczaj normalnie. Biała koszula, czarne spodnie, brązowy płaszcz... Gdyby nie rażąco kolorowy krawat, kapelusz z masą słodyczy wetkniętych za wielobarwną wstążkę oraz liczne naszywki na płaszczu, we wszystkich kolorach tęczy, mógłby uchodzić nawet za zwykłego, szarego człowieczka. Nie miał żadnego magicznego elementu, jak chociażby kocie uszy tudzież magicznego uroku, jak Loire. Ostatecznie, Belisaria bardziej wyróżniało z tłumu jego zachowanie, niżeli wygląd. Ot, taki z niego zwykły, niski blondasek z zielonymi oczkami, który właściwie bardziej przypomina krótko ostrzyżoną dziewczynkę niż prawdziwego mężczyznę. Cóż, jakoś nigdy szczególnie się tym nie przejmował, jak i wyglądem w ogóle. Świadczył o tym chociażby „artystyczny” nieład jaki panował na jego główce czy też liczne otarcia na jego kolanach. Nie dbał zbytnio o takie rzeczy. Choć sam ubiór prezentował się nieco lepiej niż jego właściciel. Już jedno spojrzenie na jego płaszcz wystarczyło, by wyobrazić sobie jak wiele pracy w niego włożył. Przecież te wszystkie naszywki i hafty nie wzięły się znikąd. Patrząc na wyszytą na Bell'owym kapturze truskawkę, która kształtem bardziej przypominała banana, nie trudno było się domyślić, że chłopak wszystko wykonał własnoręcznie.
Kiedy Loire przyjęła poczęstunek, znów się uśmiechnął, choć przez lizak w jego buzi, wyszło dość niezdarnie. Rozsiadł się wygodniej na siedzeniu, zaś kapelusz ponownie wsunął na głowę. Jeszcze chwilę zajmował się jego poprawianiem, nieświadomie wciąż wpatrując się w dziewczynę. Po chwili przeniósł wzrok na okno. Z góry miasteczko prezentowało się jeszcze bardziej przerażająco niż z dołu, o ile to w ogóle możliwe. Teraz widoczne były wszystkie zrujnowane stoiska, stare, popsute karuzele i inne zdewastowane bądź zniszczone przez czas miejsca. Momentalnie na twarz Bell’a wkradła się dość kwaśna mina, nawet mimo słodkiego smaku pomarańczowego lizaka. Nie był to zbyt miły widok, ale chociaż oglądał go w miłym towarzystwie. Takie opustoszałe miejsca jakoś negatywnie wpływały na chłopca, od razu robiło mu się smutno. Można powiedzieć, że było mu żal tego lunaparku. Zapewne kiedyś tętnił życiem. Gdy zaczął wyobrażać sobie jak wesołe miasteczko mogło wyglądać kiedyś, te wszystkie światła, śmiechy, zapach pysznego jedzenia i tłumy odwiedzających je ludzi, kąciki ust mimowolnie drgnęły mu w delikatnym uśmiechu. Położył głowę na oparciu, przez co kapelusz nieco zsunął mu się na oko. Dopiero po chwili dotarło do niego, że Loire chyba właśnie o coś go spytała. Gdy przetrawił już tę informację i był gotowy wykrztusić z siebie jakąś odpowiedź, kabiną mocno szarpnęło. On również oderwał się oparcia, choć nie do końca z własnej woli. Bell uderzył, choć niezbyt mocno, o szybę. Na swoje nieszczęście policzkiem, w którym akurat trzymał lizaka. Pierwsze co, to wyciągnął słodycz z buzi, złapał się za policzek i cicho jęknął. Z początku bardziej interesowało go to, czy zaraz nie zacznie mu puchnąć, a dopiero potem zdał sobie sprawę, że diabelski młyn stanął. To zdecydowanie było dużo bardziej przerażające i Belisario momentalnie zapomniał o swoim obolałym policzku.
- C-co się stało?! – wymamrotał bardziej do siebie, za przykładem Loire również wyglądając przez szybę.

Anonymous - 23 Lipiec 2011, 22:08

Z minką zaskoczonego dziecka przycisnęła swój drobny nosek i dłonie w czarnych rękawiczkach do szyby. Szkło natychmiast lekko zaparowało, toteż Loire tylko lekko przejechała po nim przedramieniem i powtórzyła czynność, tym razem jednak zatrzymując twarz dosłownie kilka centymetrów przed okienkiem. Z ust nadal wystawało jej pół cukrowej laseczki, toteż musiała wyglądać dosyć zabawnie, aczkolwiek w owej sytuacji zbytnio jej do śmiechu nie było. Oto zawisła kilka metrów nad ziemią w kabinie popsutego diabelskiego młyna, wraz z jednoosobowym towarzystwem (nie, żeby narzekała; przeciwnie, owo "towarzystwo" bardzo jej odpowiadało). Gdyby chociaż było jasno, pewnie nie czułaby teraz tego denerwującego ucisku w okolicach żołądka. Nie, żeby się bała, oczywiście, że nie! Ale mimo to nie da się zaprzeczyć, że zaczęło się robić trochę upiornie, zgodnie z obecną oficjalną nazwą owego miasteczka.
Jeszcze raz przetarła szybę wierzchem dłoni i spojrzała na Belcia akurat wtedy, kiedy chwycił się za policzek. Na moment jej mina złagodniała. Odsunęła się trochę od szyby, odgarniając z twarzy przydługą grzywkę.
- Wszystko w porządku? - zapytała cicho, kręcąc "młynka" palcami i powracając do wyglądania przez okno. Niestety, perspektywa, z jakiej oboje widzieli miasteczko, nie zmieniła się. Cóż, nie była to z pewnością najlepsza wiadomość, wręcz zła. Loire wstała, zsuwając z ramion pelerynę, która wylądowała na siedzeniu, i strzepując z dołu sukienki wyimaginowany kurz. Jakoś tak... Lepiej jej się wtedy myślało. Najpierw jednak odpowiedziała na pytanie chłopca, choć zasadniczo nie musiała tego robić.
- Nie wiem. Z jakiegoś powodu młyn się zatrzymał - powiedziała, mimowolnie naśladując ton znawcy i podkładając lewą rękę pod brodę. Podeszła do drzwi kabiny. Nawet, gdyby zdołali je otworzyć, skok z tej wysokości byłby samobójstwem. W sumie mogłaby złagodzić upadek tworząc tarczę, ale podświadomie czuła, że Belisaria do takiego, dosłownie karkołomnego czynu nie nakłoni. Poza tym, jak na złość, teleportować się mogła tylko w pojedynkę. Nawet, gdyby schwyciła chłopca za nadgarstek czy nawet przytuliła do siebie, on i tak zostałby w kabinie, a ona mogłaby spokojnie odejść... Tylko, czy na pewno spokojnie? Bardziej prawdopodobne, że przez dłuższy czas dręczyłyby ją wyrzuty sumienia. Zostaw go, co ci szkodzi?, szepnął złośliwie jakiś głos w jej umyśle. Pokręciła głową, jakby chciała tę myśl odgonić od siebie. Nie mogłaby, po prostu nie mogłaby tego zrobić. Belisario nie był niczemu winien, mimo, że to on zaproponował przejażdżkę karuzelą. Nie mógł przewidzieć, że tak to się skończy. Gdyby go jeszcze kiedykolwiek po czymś takim spotkała, nie mogłaby spojrzeć mu w twarz. Nawet ona.
Westchnęła, odwracając się na powrót do chłopca. Oparła się plecami o zimną, metalową ściankę i powoli po niej zsunęła, siadając na równie zimnej podłodze. Może gdyby był tu Cheshire, czułaby się troszeczkę pewniej? Wprawdzie kotek nie był w stanie nic zrobić, by ich stąd wydostać, aczkolwiek był jedyną istotką, której do tej pory na prawdę ufała i mogła nazwać przyjacielem. A tak? Teraz ten kocur pewnie włóczy się po Lewitującym Osiedlu albo w najlepsze drzemie w swoim legowisku, nieświadomy sytuacji, w jakiej jest jego pani. Ile teraz by dała, żeby razem z Belciem być teraz na jego miejscu! Zwierzaki powinny być w miarę możliwości ze swoimi właścicielami. Co prawda, właśnie za tą niezależność tak ceniła koty, ale nie robiło jej to teraz różnicy, czy jej myśli są zgodne z jej światopoglądem czy wręcz odwrotnie.

Anonymous - 28 Lipiec 2011, 22:36

Straszna szkoda, że chłopak nie należał do osób z natury opanowanych, które potrafią kontrolować swoje emocje. Zapewne wtedy byłby zdolny przysiąść, spokojnie pomyśleć i opracować odpowiedni plan na ucieczkę z karuzeli. Niestety, jedyne do czego był teraz zdolny to wręcz bezmyślne gapienie się w dół z nosem przyklejonym do szyby. Jak gdyby sądził, że przyglądanie się ziemi sprawi, iż kabina w magiczny sposób nagle się tam znajdzie. Serce podchodziło Bell’owi do gardła. Skoro wcześniej tak bardzo przestraszył się niespodziewanego gościa, to wyobraźcie sobie jakie przerażenie ogarniało go teraz. Całe szczęście, objawy strachu Belisaria nie były zbyt szkodliwe dla otoczenia. Ot, paraliżowało go i na jakiś czas pozostawał w zupełnym bezruchu jak przysłowiowy słup soli. Sprawa miałaby się zdecydowanie gorzej, gdyby zaczynał panikować, krzyczeć i rzucać się jak oszalały. Policzek chłopca był kompletnie obolały. Czuł jakby cała połowa twarzy mu pulsowała, choć z każdą chwilą ból się zmniejszał. Mimo iż był istotką bardzo wrażliwą na wszelkie cielesne cierpienia, nie zwracał na to szczególnej uwagi, bo przecież był dużo gorszy problem niż to, że będzie chodzić z czerwonym, opuchniętym policzkiem. Dopiero po chwili, gdy pierwsza fala strachu odeszła, a uszu blondyna dobiegł cichy głos Loire, osunął się nieco od okienka.
- Tak. Przeżyję. – odpowiedział, siląc się na uśmiech. Niestety, ów mina spowodowała, że ból powrócił. Chłopak znów złapał się za policzek i cichutko jęknął. - Teraz pewnie będę wyglądać jak chomik z wypchanym policzkiem. – burknął pod nosem, jak gdyby próbując nieco rozładować atmosferę.
Wyjaśnienie ich obecnej sytuacji właściwie nie było Belisariowi potrzebne. Doskonale wiedział co się stało, a pytanie zadał kompletnie odruchowo. Być może miał nadzieję, że Loire nie potwierdzi jego przypuszczeń i okaże się, że jednak nie wydarzyło się nic strasznego. Westchnął ciężko, po czym bezwładnie opadł na siedzenie i zwiesił głowę. Serce wciąż waliło mu ze strachu, a w żołądku czuł okropny ucisk. Najbardziej w tej sytuacji przerażał chłopca fakt, że przez niego utknęła tu także jego nowa koleżanka. Bell pakował się w przeróżne tarapaty tak często, iż przywykł do tego, że co chwila cudem udaje mu się uniknąć niebezpieczeństw. Jednak tym razem naraził nie tylko siebie. Czuł się potwornie winny. Chłopak miał pełną świadomość tego, że udało mu się przeżyć tak długo tylko dlatego, że jest cholernym szczęściarzem. Jeżeli i tym razem ślepy traf nie zechce go uratować, już po nim. Albo co gorsza, coś złego mogłoby stać się Loire. Belisario nie wiedział, że dziewczyna może dzięki swojej mocy w mgnieniu oka znaleźć się na dole. Zapewne gdyby umiał czytać w myślach, natychmiast zacząłby namawiać ją do zostawienia go tu i wydostania się w pojedynkę. Bell miał zwyczaj przedkładania dobra innych nad własne, toteż gdyby faktycznie po czymś takim jeszcze spotkał Loire, absolutnie nie miałby do niej żalu. Wręcz przeciwnie, cieszyłby się, że wyszła z tego wszystkiego cało.
- Przepraszam... To moja wina. – wymamrotał cicho z miną tak smutną, jak gdyby zaraz miał się rozpłakać. – Głupek ze mnie! – dodał, po czym pacnął się ręką w czoło. – Głupek, głupek, głupek! Nie powinienem namawiać cię do przejażdżki taką rozklekotaną karuzelą. Przepraszam.
Przez moment oczy Belisaria zaszkliły się od łez, jednak w porę udało mu się je przegonić. Jak by to wyglądało, gdyby się jeszcze teraz rozpłakał. Powoli podniósł głowę i spojrzał na Loire.
- Co teraz zrobimy? Masz jakiś pomysł? – spytał, już nieco mniej smutnym głosikiem niż poprzednio.

Anonymous - 29 Lipiec 2011, 12:35

Siedziała na podłodze ze spuszczoną głową, wlepiając zazwyczaj jaskraworóżowe oczęta, które teraz dla odmiany, z braku oświetlenia przybrały kolor liliowy, w czubki swoich białych kozaków. Przydługa grzywka opadała jej na czoło, natarczywie łaskocząc okolice oczu i sprawiając, że musiała intensywniej mrugać, aby nie zaczęły łzawić. Mimo tego, jakoś nie kwapiła się, by je odgarnąć. Wolała całkowicie skupić się na obecnym problemie i nie rozpraszać, nawet, jeśli miały wykonać tak prostą czynność, jaką byłoby właśnie odgarnięcie grzywki. Reszta włosów spłynęła na plecy i ramiona, co wyglądało dość osobliwie. Wyjęła końcówkę cukrowej laseczki i przez chwilę miętosiła ją w palcach. Z perspektywy Belisaria musiała wyglądać jak ktoś okrutnie przybity. Ta jednak miała swoje własne, uważane przez otoczenie jako całkiem nieskuteczne sposoby na koncentrację, a opinię, że dają one niesamowite skutki, nieprzerwanie podtrzymywała już od długiego, długiego czasu. Chociaż... Przez siadanie z każdym problemem w kącie i przybieranie typowej maski osoby załamanej towarzystwo mogło jej przylepić łatkę bezradnej i bezbronnej, a tego nie chciała - było w końcu zupełnie odwrotnie i nikt, absolutnie nikt nie mógł temu zaprzeczyć, jeśli poznał ją już z tej innej, silniejszej strony.
Uniosła trochę głowę i w końcu odgarnęła białe kosmyki na bok. Wlepiła natarczywe spojrzenie w okienko, wkładając resztkę laseczki do ust i niemal natychmiast zaczynając bawić się sznurowadłem buta w najprostszy ze sposobów, jakim było okręcanie go sobie wokół palca. Po słowach chłopca przeniosła na niego wzrok i spróbowała delikatnie, możliwe, że trochę pokrzepiająco się uśmiechnąć. Zaraz jednak przeszedł ją dreszcz zimna, a uśmiech przeszedł w lekki grymas. Wstała z podłogi, jednocześnie otrzepując sukienkę z, tym razem całkiem już realnego, kurzu. Chwyciła pelerynę w dłonie i naprędce okryła się nią, nawet nie zapinając jej pod szyją dość dużym, okrągłym guzikiem o zabarwieniu złotym, który był przytwierdzony do krawędzi materiału. Usiadła obok Belisaria, przy okazji nieśmiało obejmując go jedną ręką. Chciała go w ten sposób trochę pocieszyć, aczkolwiek nie da się zaprzeczyć temu, że chwilkę po tym na jej policzkach wykwitły delikatne, jasnoróżowe rumieńce.
- Nie zadręczaj się, sama się na to zgodziłam. Wyjdziemy z tego, masz moje słowo - w jej głosie było słychać autentyczną determinację, choć głowa, póki co, nie zdołała wpaść na jakikolwiek, choćby najmniej sensowny pomysł, prócz oczywiście wcześniej wspomnianego skoku z wysokości. Westchnęła cicho, przymykając oczęta i ponownie zapadając w letarg z nadzieją, że tym razem coś to da. Zdecydowanie lepiej się myślało, kiedy nie była pod presją towarzystwa, nawet tak niewielkiego, jak teraz. Gdyby utknęła tu sama, zapewne nie byłoby jej tu już dawno, dawno temu, ale myśl, że ktoś jeszcze na nią liczy troszeczkę wytrącała ją z równowagi i nie pozwalała myśleć do końca racjonalnie. W końcu tonący brzytwy się chwyta...
Nagle jakby ją olśniło. Pstryknęła palcami, wyraźnie rozradowana i spojrzała na Belisaria z wyraźnym entuzjazmem. Można uznać, że świeciły jej się przy tym oczka, choć oświetlenie było to doprawdy nikłe.
- A może tak wycieczka do Szkarłatnej Otchłani? Mogę stworzyć portal - powiedziała takim tonem, jaki często przyjmują dzieci, kiedy uda im się coś dobrze zrobić albo, tak jak teraz Loire, wpaść na możliwy do realizacji i przynoszący korzyści pomysł. Grzywka znów opadła jej na czoło, toteż wyglądała doprawdy uroczo, z ustami rozciągniętymi w szerokim uśmiechu i rumieńcami na policzkach.

Anonymous - 7 Sierpień 2011, 21:49

Oglądanie Loire siedzącej na podłodze ze spuszczoną głową jedynie wzmagało w Belisariu poczucie winy i zażenowanie własną lekkomyślnością. Może i chłopak zwykle był niepoprawnym optymistą, jednak gdy zdarzyło mu się wpakować w kłopoty kogoś innego niż on sam, po prostu nie potrafił przestać się obwiniać. Czuł się jak gdyby był odpowiedzialny za całe zło tego świata. Ogarniało go potworne uczucie. Dopiero co poznał taką miłą i piękną dziewczynę, a już przez niego musiało ją spotkać coś niedobrego. To wszystko była wyłącznie jego wina. Jemu również myślałoby się lepiej, gdyby był tu sam. Nie musiałby się wtedy martwić i winić za to, że naraził kogoś na niebezpieczeństwo. W końcu udałoby mu się obmyślić jakiś sprytny plan, jednak w zaistniałej sytuacji był zbyt przejęty, by w ogóle zebrać myśli. Wyglądał teraz jak obraz nędzy i rozpaczy. Na jego wesołej buzi, którą zawsze rozjaśniał uroczy uśmiech w tej chwili malowała się niezwykle smutna i udręczona mina. Aż serce się krajało. Zwłaszcza, jeśli ktoś miał okazję poznać lepiej Belisaria i wiedział, jaki chłopiec jest na co dzień.
Gdy Loire go objęła, znów spuścił głowę. Tym razem dlatego, że nie chciał by zobaczyła, jak bardzo zarumieniły się jego policzki. Duże, zielone oczy szeroko otworzył ze zdziwienia. Cóż... Nie spodziewał się, że dziewczyna zechce go pocieszyć. Oczekiwał raczej zupełnie odmiennej reakcji, jak obwinianie go czy zrzucenie na jego barki odnalezienia rozwiązania problemu. Belisario nigdy nie doświadczył zbytniej życzliwości ze strony innych, toteż niż dziwnego, że słowa Loire go zaskoczyły. Do oczu znów napłynęły mu łzy, jednak tym razem nie były one oznaką strachu chłopca. Właściwie, nie bał się już prawie wcale.
- Nie jesteś na mnie zła? Naprawdę? – Wymamrotał wciąż nie podnosząc głowy, choć uśmiech który wrócił na jego usta zaowocował tym, że jego głos nie brzmiał tak smutno jak ostatnim razem.
W końcu podniósł głowę i spojrzał na Loire. Widząc iskierki w jej oczach sam mimowolnie się uśmiechnął.
- Jasne. Jesteś wspaniała! I genialna! – Skomentował pomysł dziewczyny z entuzjazmem, a jego oczy również rozbłysły.
Jego mina nie była już ani trochę smutna, wręcz przeciwnie. Wyglądał na szczęśliwego niczym małe dziecko. Nie doszukiwał się żadnych luk w planie Loire, ani też nie miał zamiaru zadawać zbędnych pytać. Po prostu jej ufał. Z drugiej strony, Belisario zawsze był zbyt ufny. Wierzył praktycznie każdemu sądząc, że ludzie w głębi serca zawsze mają dobre intencje. Jednak nie było absolutnie żadnych powodów, dla których chłopiec miałby nie zaufać swojej jasnowłosej towarzyszce. Na pewno nie po tym, jak okazała się być dla Bell’a taka miła, gdy przez niego utknęła na diabelskim młynie w opuszczonym lunaparku.

Anonymous - 8 Sierpień 2011, 18:54

Za to białowłosa panienka miała tę jakże cenioną umiejętność unikania kłopotów tudzież umiejętnego się z takowych wyplątywania. Oczywiście, nie przyszło to ot, tak sobie, na skinienie jej paluszka. Z początku, nie potrafiąc dobrze określić sytuacji, pakowała się w najróżniejsze draki, począwszy od zwykłych ulicznych bójek, kończąc zaś na buntach ciemiężonych pracowników fabryk, a wierzcie mi, takowych w historii było bardzo, ale to bardzo dużo i nie były one przyjemne ani dla przypadkowych uczestników, ani dla person, które je wywoływały. Na szczęście z upływem czasu nauczyła się trzymać z boku podczas pozyskiwania informacji, a także choćby pobieżnie oceniać, do czego może posunąć się w relacjach z drugą osobą. Bardziej dlań przydatna była jednak druga "sztuka", gdyż Lunatyczka słynęła z częstej, nieprzemożnej chęci przekraczania jakichkolwiek granic. A, niestety, nie wszystkich bawiło to tak jak ją samą. Musiała przyznać, konfrontacja fizycznie czternastoletniej dziewczynki posiadającej aż nadto niewyparzony język z impulsywnym, dwudziestokilkuletnim mężczyzną, który na dodatek zawsze ma przy sobie broń nie była miła. Tak, doświadczyła kiedyś czegoś podobnego i natychmiast zaliczyła to do przeżyć, których nie ma ochoty już nigdy więcej powtarzać. Gdyby nie te jej moce, zapewne zostałaby pochowana już dawno, dawno temu w rodzinnej krypcie Guide'ów, a jedyną w miarę optymistyczną perspektywą w ostatnich sekundach życia byłaby teoretyczna reinkarnacja, w którą notabene na co dzień nie wierzyła. Właściwie, Loire nie była osobą religijną, choć, niczym przeciętny ateista, dysponowała przynajmniej podstawową wiedzą na temat iluś z nich. To w końcu również zaliczało się do informacji, a jak większość Lunatyków, była takowych namiętną kolekcjonerką. Wystarczało zajrzeć do biblioteczki w jej domu aby przekonać się, ile czasu spędziła na podróżach do Świata Ludzi. Szukanie odpowiedniego woluminu w całym zbiorze byłoby zapewne żmudnym zajęciem, gdyby nie to, że na grzbietach każdej z ksiąg umieściła choćby ogólnikowy tytuł. Ułatwienie nie wielkie, tak więc lepiej było nie zabierać się do przetrząsania półek na ostatnią chwilę, kiedy czas goni, a informacje są potrzebne "na wczoraj". Grunt to zmobilizować się, żeby zacząć szukać, a potem idzie już bardziej z górki.
Uśmiechnęła się życzliwie do chłopca, wstając z krzesełka i zapinając pelerynę na ów wcześniej wspomniany, złoty guzik. Odgarnęła jeszcze białe kosmyki do tyłu, aby nie łaskotały jej w kark i wyciągnęła prawą rękę przed siebie. Czuła pod palcami znajome ciepło, połączone z delikatnym mrowieniem. Przymknęła oczy, widząc, że tworzy się przed nią zaczątek portalu - wirujące, jakby wystrzępione pasma jaskrawoniebieskiej energii. Przywykła do tego widoku, lubiła go. Naruszanie struktury między wymiarowej było dlań czymś zupełnie naturalnym, jak to, że słodycze są smaczne, a koty przeurocze. Kiedy portal już unosił się nad ziemią w całej swej okazałości, odwróciła się z wyraźną uciechą do Belcia i schwyciła go za nadgarstek. W sumie, nie wiedziała, dlaczego to zrobiła - ot, taki odruch, na który właściwie nawet nie zwróciła szczególnej uwagi.
- No to hop - zachichotała, odwracając się na powrót do portalu i wskakując weń. Chcąc, nie chcąc, pociągnęła za sobą chłopca, choć wątpliwe, aby mu to przeszkadzało.
Gdy tylko portal chwilę później zaczął kurczyć się stopniowo, aż zupełnie zniknął, karuzelą znów szarpnęło. Ruszyła.
    [zt x 2]

Anonymous - 13 Listopad 2011, 18:29

Najpierw pojawił się królik, który przeciął szary krajobraz niczym biała strzała, przemykając pomiędzy uschłymi źdźbłami wyblakłej trawy niczym biała strzała. Zwierzę zatrzymało się kilka metrów przed ogromnym kołem młyńskim i spojrzało w górę, próbując ocenić wysokość. Chwilę potem drzwi kabin na dole zatrzasnęły się i koło wolno ruszyło. Ten nagły trzask nieco przestraszył Banusia. Zwierz (jak to groźnie brzmi) cofnął się o kilka kroków, po czym obdarzył diabelskie koło spojrzeniem przesiąkniętym podejrzeniem i delikatną irytacją.
Zaraz po nim znalazła się tu Trzydzieści Dwa. Kapeluszniczka podeszła do królika i kucnęła przy nim.
- Na co się tak patrzysz? - szepnęła, nie chcąc, by obiekt zainteresowania Banusia spłoszył się. Nie brała pod uwagę, że to tylko kupa żelastwa... Z resztą - lepiej uważać. Nigdy nic nie wiadomo, czyż nie?
Biała kulka spojrzała na nią z jeszcze większym poirytowaniem.
- Oj, Banuś, Banuś, Banuś, nie do twarzy ci z taką miną. Rozchmurz się, pluszaczku - uśmiechnęła się szeroko, nabierając dość niepoczytalnego wyrazu twarzy. Królik prychnął z oburzeniem, gdy nazwała go pluszakiem i odkicał od niej na jakieś dwa metry, tym samym demonstrując bezgraniczne oburzenie i sprzeciw takiemu nazewnictwu jego szanownej osoby.

Anonymous - 13 Listopad 2011, 18:54

Cisza... Tak, była wszędzie wokół koła, gdy nagle można było usłyszeć ryk silnika, na początku cichy, ale z biegiem czasu rosnący w siłę, a w chwili gdy można było zobaczyć ową maszynę wydawał się wręcz ogłuszający. Misaki jednak jechała na nim jakby ten dźwięk był dla niej wprost normalny, a co chwilowe omijanie przeszkód na drodze ,poprzez różne zwroty potwierdzały tylko to zdanie. Jechała szybko, przynajmniej 150 km/h , o ile można wierzyć prędkościomierzowi. Gdy nagle na jej drodze przeleciała jakaś jakby biała strzałka. Co to było ?... Zbłąkana błyskawica, pokaz siły jakiegoś stworzenia, czy może... królik ... Zaraz, chwila. Królik ? Teraz wszystko było jasne, białe stworzenie zatrzymało się przed nią dokładnie oglądając koło młyńskie. Cóż w nim było takiego ciekawego, nie wiedziała. Ale teraz liczy się każdy ułamek sekundy, może albo przejechać zwierze, i zniszczyć wszystkie normy swojego człowieczeństwa, lub go ominąć stawiając na szali swoje życie. Wybór nie był trudny, oczywiście drugi wariant wziął górę, więc dziewczyna raptownie zaczęła zwalniać. Niestety jechała zbyt szybko i robiąc długą linie spalonej gumy zahamowała dopiero po 60 metrach w jakiś kartonach, ale skąd one się tu wzięły ?... Niewiadomo... ważne że jej samej nic się nie stało, a białe stworzenie stoi tam gdzie stało i to w jednym kawałku. Zdezorientowana wstała podpierając się rękami o ziemię, po czym powoli ruszyła w stronę z której przyjechała. Za szybki swojego fioletowego kasku zauważyła już z daleka że ktoś jest w pobliżu zwierzaka, ale nie zawahała się. Podeszła bliżej - Emm... cześć... to twój królik ? - Spytała wskazując na białą kulkę
Anonymous - 13 Listopad 2011, 19:35

32 spojrzała na dziewczynę, mrużąc złote oczy. Podczas całej tej akcji nawet nie kiwnęła palcem, choć bez problemu mogła zabrać stąd Banusia. Cała wina jednakowoż i tak spadła na nieznajomą, co teraz wyraźnie mówiło jej spojrzenie. Wstała, patrząc teraz nieco z góry na tamtą, ze względu na przewagę wzrostu.
- Czy wiesz, do czego mogło doprowadzić twoje nieodpowiedzialne... Ba, n i e l u d z k i e zachowanie? Mogłaś przejechać to oto stworzenie. A gdybyś przejechała to oto białe, puszyste, niewinne stworzenie, zapewne twoje organy wewnętrzne po minucie rozrzucone byłyby po całym naszym świecie, a zapewne kilka kawałków jelita znalazłoby też miejsce w świecie ludzi. Tym samym ja miałabym na koncie kolejną ofiarę, co za tym idzie - kolejny problem w postaci pogorszenia mej reputacji! - warknęła, patrząc na nią dziko.
Ułamek sekundy po tych słowach jej twarz uległa zmianie o sto osiemdziesiąt stopni. Kapelusznica uśmiechnęła się szeroko, ukazując rzędy lśniących ząbków i wydała z siebie wesoły, aczkolwiek szalony chichot.
- Co tam? - spytała dziewczynę po czym usiadła obok królika, który teraz znajdował się góra dwa centymetry od niej i uśmiechnęła się jeszcze szerzej (o ile było to fizycznie możliwe).

Anonymous - 13 Listopad 2011, 19:59

Misaki szła szybkim krokiem w stronę dziewczyny by przeprosić ją zapewne za zniszczenie psychiki królika swoją jazdą, ale coś w tym planie chyba nie wyszło, ponieważ po zbliżeniu się ,nieznajoma nagle spojrzała na nią jakimś dziwnym wzrokiem i zaczęła monolog,który Misaki słuchała z rozkojarzeniem - Co? Że ja jestem nieludzka ?... Po prostu jechałam na motorze to chyba normalne, że każdy chce się odetchnąć trochę od właśnie takich ludzi jak ty ,którzy by tylko wyrywali im narządy i rozrzucali gdzie popadnie za przejechanie jakiegoś super słodkiego białego królisia, który nikomu nic nie zawinił... I zaraz zaraz, Kolejna ofiara i pogorszenie reputacji ?... Seryjnym mordercą jesteś czy co ? - Tak... Fioletowłosa przez długi okres czasu żyła w odosobnieniu, udoskonalając swe moce i umiejętności, więc nie bardzo wie co się działo poza jej "zagajnikiem" -Te co tam było skierowane do mnie czy może do elementu naszego sporu ? - Zapytała spokojnym głosem, jakby wcześniejsze groźby pod jej tematem już nic nie znaczyły.- Emm... nie wiem czy to odpowiedni moment ale jeśli przez ten manewr straciłam swój Brzask, to równie dobrze możesz teraz mnie już rozerwać - Powiedziala dostatecznie cicho by trzydzieści dwa mogła ledwo ją usłyszeć, po czym powolnym i niechętnym krokiem zbliżyła się do niej - I... emm... Przepraszam... może nie powinnam tak szybko jechać, ale... to poczucie prędkości, po prostu nie umiem mu się oprzeć - Rzekła gładząc dłonią powierzchnie swojego fioletowego kasku
Anonymous - 13 Listopad 2011, 20:08

Seryjnym mordercą? Ona?! A to dobre!
Ona jest po prostu porywcza... Co w tym złego? Troszkę porywczości nikomu jeszcze nie zaszkodziło... no, prawie nikomu.
32 nabierała właśnie powietrza, gdy dziewczyna wypowiedziała to dziwne, niezrozumiałe dla niej słowo, którego jak dotąd nie używała zbyt często, a mianowicie "przepraszam". Kapeluszniczka aż zachłysnęła się nabieranym powietrzem. Kaszlnęła ciężko i spojrzała na fioletowowłosą szeroko otwartymi oczami.
- Przepraszasz za takie coś? Jakim cudem ty jeszcze żyjesz, szynszylko? - znowu wstała, nie mogąc wygodnie ułożyć się w pozycji siedzącej. Nie znała imienia dziewczyny, więc tak na poczekaniu wymyśliła zastępczy nick. Pasował jej... Szynszylka... Szynszyle są fajne.
- Idź, biegnij, pędź jak jednorożec i ratuj swoje zabójcze żelastwo! - zawołała donośnie, pchając dziewczynę w stronę, gdzie rozbił się jej metalowy rumak.

Anonymous - 13 Listopad 2011, 20:28

Misaki oczekiwała słów "Dobrze... już dobrze" ,gdy nagle osoba ,z którą rozmawiała jakby po prostu... zadziwiła się słysząc słowo "przepraszam", a to chyba nic dziwnego że ktoś przeprasza... prawda ? - Po pierwsze nie jestem żadną SZYNSZYLKĄ !! - Ostatnie słowo można powiedzieć że wręcz wykrzyczała - A po drugie, nie można przepraszać ?... Takie to dziwne że jest mi głupio za to że prawie przejechałam twojego zwierzaka i chce ci to jakoś wynagrodzić ale nie mam jak to próbuje słowa, które jak widzę w Krainie Luster już całkowicie wyszło z użytku ? - Zarumieniła się ze złości, ale na szczęście trzydzieści dwa nie mogła tego zauważyć przez kask zakrywający głowę Misaki - Co ?... Gdzie ?... Jak ? Jaki jednorożec ? I on wcale nie jest zabójczy, no chyba że kieruje nim osoba niedoświadczona, czyli na przykład... ty - Powiedziała pchana w stronę Brzasku... ale właściwie to czy ta dziewczyna jest normalna ? Szczerzy się do królika, ciągle Misaki do motora i jeszcze mówi na niego Zabójcze żelastwo. Fioletowłosa przez parę sekund dała się ciągnąć po czym w geście frustracji wyrwała się z rąk 32 i stanęła naprzeciw jej - Czy to co zrobiłaś miało znaczyć coś w sensie "Spadaj stąd ty stuknięta wariatko w kasku, prawie zabiłaś mojego Królika !!" ? - Spytała
Anonymous - 13 Listopad 2011, 20:41

32 westchnęła teatralnie i spojrzała na fioletowłosą kątem oka, kładąc jej jedną rękę na ramieniu.
- Po pierwsze, Banuś nie jest mój. Dotrzymujemy sobie towarzystwa - mówiąc patrzyła przed siebie, mówiąc powoli, jakby tłumaczyła coś maleńkiemu dziecku - Po drugie, jestem ciekawa, czy twój magiczny dwuślad jest w jednym kawałku, ty zapewne także. Po trzecie - tu odsunęła się i obróciła na pięcie, stając naprzeciwko dziewczyny - "Szynszylka" to urocze przezwisko - stwierdziła, po czym zaśmiała się i spojrzała na młyńskie koło.
- Ale to wielkie - zamruczała, zadzierając głowę w górę.

Anonymous - 13 Listopad 2011, 20:54

Nuta głosu trzydzieści dwa strasznie denerwowała Misaki, ale jakoś udało się obyć bez rękoczynów - Skoro nie jest twój to czemu przy tobie został ?... Wiesz króliki raczej zbyt rozumnymi zwierzakami nie są, więc przy pierwszej lepszej okazji powinien czmychnąć po marchewkę - Powiedziała teraz ona Teatralnym głosem - Mogę stwierdzić z tej odległości że jest cały i zdrów... no przynajmniej z zewnętrznej strony - Uśmiechnęła się pod kaskiem - Dla mnie nie jest urocze... a poza tym to jak możesz nadawać mi przezwiska skoro nawet nie wiesz jak wyglądam... znaczy się moja twarz - W jej głosie można było dostrzec nutkę irytacji, gdy nagle głowa dziewczyny obok powędrowała w górę, by zobaczyć w całej okazałości diabelski młyn - Emm... no chyba powinno być wielkie by przynosić większy ubaw ?... A co, ty nie jechałaś jeszcze na żadnym ?... bo wiesz... ja przed opętaniem... znaczy się przed przyjściem do krainy luster, spędzałam czas w świecie ludzi, a tam pełno jest takich rzeczy -

// Ja muszę lecieć... jbc będę jutro o 16

Anonymous - 13 Listopad 2011, 21:04

- W świecie ludzi jest bardzo ciekawie - teraz jej głos nabrał nieco poważniejszego tonu, choć owa powaga była minimalna.
Przez chwilę Trzydzieści Dwa milczała, oglądając koło.
- Ludzie są dziwni. - Stwierdziła nagle, po czym spojrzała na Banusia, który drapał się za uchem niczym pies... Znowu to robi. Banek... Tyś jest królik! Zbyt często zachowywał się jak inny gatunek. Co ten doktorek z nim zrobił...?
- Banuś jest nieprzeciętnym długouchem. Mój doktorek zapewne coś w nim pozmieniał, więc jest, jaki jest... Ale to dobrze. Z kamieniem mimo wszystko nie ma takiej zabawy jak z królikiem. Wiesz - tu jej błędny wzrok wrócił na dziewczynę - Niby zwierzak którego nie trzeba wyprowadzać jest bardzo wygodny, ale nie pójdzie za tobą, więc jeśli go zapomnisz... To wtedy koniec. Kaput. Dlatego myślę, że Banuś jest lepszy od kamienia - uśmiechnęła się pod nosem, po czym znowu na chwilę się zawiesiła.
- Więc jak mam cię nazywać, my lady? - przekrzywiła głowę, wpatrując się w nią z wyczekiwaniem. [/b]



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group