To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Herbaciane Łąki - Pierwszy Jednorazowy Bal Kolejowy

Anonymous - 24 Czerwiec 2012, 18:39

Lekki uśmiech, który pojawił się na twarzy dziewczyny, Alice odebrała jako potwierdzenie, iż żart został zrozumiany i spodobał się. Miło.
- Rozumiem - kiwnęła głową, łapiąc w lot, jakie trudności mógłby napotkać Dachowiec w jej świecie.
- No, ja wiem, że to jest ściema, ale... - zmieszała się - Ale przecież innego źródła informacji nie ma. Tak, to zastanawiające... Hej, to skąd ja mam teraz wiedzieć, kto jest kim, jak się tak dobrze kryją? Może nawet ktoś ode mnie nie jest... z tego świata? Teraz, jak sobie przypominam, to miałam kiedyś kotkę, które w pewnym momencie nagle zniknęła... - zadumała się. - Ach, nie, przejechał ją samochód. - wygięła usta w podkówkę, niby zasmucona, ale w rzeczywistości dawno już pogodziła się ze stratą ukochanego zwierzaka. Teraz potrafiła już z tego tylko żartować, nawet jeśli nie były to żarty najwyższych lotów.
Zaśmiała się trochę gorzko, słysząc, że ludzie to jedyne niemagiczne istoty.
- Czuję się taka zwyczajna. - wypaliła z emfazą, markując żal. Ale serio, kilkanaście magicznych ras, a ludź jedyny niemagiczny? To bolało i... było zwyczajnie niesprawiedliwe! - Spoko, jak ją znajdziesz, to chętnie pożyczę. - uśmiechnęła się w odpowiedzi, pociągając ostatni łyk. Zerknęła na kieliszek trzymany w dłoni; był pusty. Wykorzystała tę sytuację, nie chcąc komentować wzmianki o czerwonym niebie w Szkarłatnej Otchłani. Cholera, wiedziała, że czerwone niebo to jednak niepokojący sygnał.
Rozejrzała się w poszukiwaniu kelnera, na którego tacę mogłaby odstawić puste naczynie. Szczęśliwym trafem w ich pobliżu znalazł się jeden i już miała podejść, by odstawić kieliszek, gdy ów biedak padł ofiarą ataku jednej z tańczących par i zachwiał się, a szampan wylał się ze szklanych naczyń. Alice na szczęście cały czas śledziła kelnera wzrokiem, więc w porę usunęła się spoza zasięgu "ładunków". Zabrakło jej jednak refleksu i nie zdążyła odciągnąć Bikko, więc dziewczyna padła ofiarą tego pechowego zdarzenia. Jej suknia została ochlapana.
Alice rozejrzała się ponownie, tym razem w akcie bezradności. Patrzyła po twarzach znajdujących się w najbliższym sąsiedztwie osób, lecz na żadnej z nich nie malowała się chęć pomocy, jedynie zaskoczenie, zdziwienie i niekiedy rozbawienie. Blondynka straciła nagle całą pewność siebie, nie wiedziała, jak się zachować. Patrzyła na Bikko, oczekując jej reakcji. W każdej chwili gotowa była do pomocy, chociaż nie ukrywajmy, zawstydzał ją fakt, iż nagle uwaga pozostałych gości skupiła się na ich dwójce - i to w tak krępującej sytuacji! - i najchętniej urwałaby się stamtąd, znikła, zapadła pod ziemię. Przygryzła wargę, nie wiedząc, co począć.
Biedna Bikko, pomyślała z westchnieniem. Co ona teraz zrobi?

Anonymous - 24 Czerwiec 2012, 19:18

Wzruszyłam ramionami.
-Nie wiem, może po prostu spytaj. Chociaż ja osobiście chyba kiepsko bym zniosła fakt, że na przykład mój dziadek jest z magicznej krainy i ma supermoce, a ja nie... -skrzywiłam się na samą myśl. Co prawda moje moce nie były przepotężne, jak u niektórych co słyszałam, ale przynajmniej były przydatne. Nie muszę wstawać po pilota, jak za daleko leży, mogę szczotkować zęby bez użycia rąk. No i mogę pogadać z bratem mimo jego śmierci. Za pierwszym razem dla niego też to był niezły szok, nigdy nie zapomnę jego miny!
Już chciałam tłumaczyć, że dachowce nie umieją się zmieniać w koty, o ile nie jest to ich moc, ale Alice skończyła swoją krótką opowieść. Spróbowałam powstrzymać śmiech, kiedy tak sztucznie się zasmuciła, ale mi się nie udało.
-Przepraszam. Ale tak słodko wyglądałaś z tą podkówką. -no i jeszcze moja głowa - niezbyt odporna na alkohol, dwa kieliszki szampana to już jest wesoło.
Chciałam jakoś pocieszyć Alice, ale nie mogłam znaleźć dobrego argumentu. Ludzie naprawdę słabo wypadali w porównaniu do reszty ras. No, jest jedna zaleta.
-Wiesz, przynajmniej możesz spokojnie wyjść z domu. Gdybyś była na przykład marionetką, to co rusz ktoś by się na Ciebie gapił. -no ale ten temat już był poruszany.
Uśmiechnęłam się ponownie. Dobrze mi się z nią rozmawiało, tak się to wszystko jakoś lepiło.
Oczywiście coś musiało pójść nie tak. A najlepiej, że nie z mojej winy. Nawet się nie zorientowałam, jak jeden z lokajów wylał na mnie przynajmniej pół butelki szampana.
-Spokojnie, nie Pana wina. -uspokoiłam go, gdy zaczął gorliwie przepraszać. Niektórzy powinni zdecydowanie uważać. Mówię tutaj oczywiście o tańczącej parze.
Wkurzyło mnie za to tych kilku cwaniaczków, co to się ze mnie śmiali. Nie było tego po mnie widać. Chwilowo byłam w centrum uwagi, więc postanowiłam to wykorzystać. Uśmiechnęłam się, miauknęłam niczym kot (wyszło naprawdę wiarygodnie, aż sama byłam zaskoczona!) i zaczęłam zlizywać resztki szampana ze swojej dłoni. Niektórych to oburzyło, inni zaczęli się śmiać jeszcze głośniej. Na paru twarzach pojawił się wręcz wyraz podniecenia.
Tak czy siak nie chciałam pozostawać dłużna tym, co to się śmieją z cudzego nieszczęścia. Było ich trzech, na ich nieszczęście każdy trzymał kieliszek. Skupiłam się, a naczynia pękły, wylewając swoją zawartość na garnitury i suknie właścicieli. A macie za swoje!
-Pora się zmywać! -rzuciłam do Alice, złapałam za nadgarstek i pociągnęłam wgłąb sali. Tylko idiota by się nie domyślił, że to moja sprawka, te kieliszki, a wolałam uniknąć złości i rachunków za pralnię.
Dociągnęłam Alice aż do skraju sali, pod jedne z drzwi. Obok stał jeden z żołnierzy, ale nie zareagował, kiedy położyłam rękę na klamce, więc weszłam do środka.
Za drzwiami była restauracja, jednak nie tego potrzebowałam. Ciągnęłam więc Alice dalej. Kolejne trzy wagony również były restauracyjne. Z jednego zwędziłam dwa koreczki, które szybko wylądowały w moich ustach.
Nareszcie, piąty wagon był korytarzem niczym w hotelu. Weszłam do pierwszego po prawej, oczywiście wciąż ciągnęłam za sobą Alice. Proszę, żeby tylko była tu łazienka.
Szczęśliwie była. Musiałam się umyć, cała się lepiłam od szampana.
-Dobra, idę wziąć prysznic. Spróbuję wymyślić, co zrobić z sukienka, ale Ty też nie próżnuj, dobra? -uśmiechnęłam się do niej jeszcze i wlazłam do łazienki, gdzie rozebrałam się i wskoczyłam do kabiny.
Jakby tu wyjść z tego impasu? W pokoju są długie, czerwone zasłony, może je zerwać i uszyć drugą suknię? No tak, tylko że nie mam igły i nici... Nie będę robiła prania, bo to bez sensu. Może gdybym miała moc suszenia czy coś w tym rodzaju...
Po kilku minutach wyszłam spod prysznica i weszłam z powrotem do pokoju. Byłam w samej bieliźnie, suknia, buty, nóż i reszta zostały w łazience na umywalce.
-I co, jakieś pomysły? -spytałam, wycierając włosy ręcznikiem znalezionym na wieszaku. Co prawda miałam jeden, ale to było mega ekstremalne wyjście. Wolałam je zachować na moment ''dobra, nic więcej nie wymyślimy".

Tyk - 24 Czerwiec 2012, 20:26

Ogłoszenie dla moich miłych gości, lecz nie ode mnie, a od Pixie. Wspomniana osoba wnosi do was prośbę, abyście zaznaczali do kogo kierujecie swoje posty i o kim w nich wspominacie, co mogłoby ułatwić rozeznanie sytuacji dla tych, którzy niechętni są czytania wszystkich postów. To tyle, nic już dla was nie mam.

Post:

Pomysł śledzenia dwóch rozmawiających arystokratów mógł być tak różnie odebrany. Nie o punktach widzenia jednak mamy tu pisać. Toteż dobrym pomysłem będzie pozbyć się przesadnego relatywizmu i skupić się na tym jednym spojrzeniu, które ledwie przez kilka chwil było skierowane w stronę Ciel. Po pierwsze od razu odrzucona została teoria spiskowa o morderczych skłonnościach dziewczynki, przecież nie po to była gwardia, aby obawiać się dzieci, a i dziecko nie jak morderca wyglądało, a raczej jak zaciekawiona istota. Co więcej te kilka rzutów okiem wystarczyło, aby Rosarium wyobraził sobie tę postać w przedstawieniu. Miał tylko nadzieję, że ta nie okaże się być osobą niekompetentną, nie będzie bać się sceny lub co gorsze nie zniknie gdzieś w tłumie z powodu swojego nikłego wzrostu. Co zabawne, gdy Agasharr miał już gotową rolę dla stąpającej ich krokiem, to Alvaro nie miał jeszcze pojęcia, że ten w ogóle zauważył Ciel. Bo jakże miał się domyślić, jak ani na sekundę czerwone oczy nie utkwiły w tym jednym miejscu, lecz nawet gdy skierowały się do tyłu to podczas krótkich postojów, gdzie było to jakże naturalne. Zresztą przez większość rozmowy arystokrata utrzymywał kontakt wzrokowy ze swym rozmówcą. Na ludzi spoglądał całkiem przypadkiem i tak też wybierał. Paradoksalnie rozpoczął już dobór aktorów jeszcze zanim Alvaro o całym przedstawieniu się dowiedział i jeszcze zanim zdążył o to spytać. Trochę przed jego pytaniem sam stał się ofiarą, a raczej przyszłym aktorem na scenie. Oczywiście o ile tylko będzie na tyle blisko, aby móc go znaleźć, jednak jak na razie tylko nieliczni opuścili główną sale balową. Tak, Alvaro ze swym zamiłowaniem interesów doskonale pasuje do pewnej roli. Przy czym oczywiście wynika tutaj mała niedogodność, lecz tę zastąpi wyobraźnia. To jest bowiem piękne w improwizacji, że nikt nie wie czego może się spodziewać. Na przykład arystokrata, który wyraził akces w przedsięwzięciu kolejowym, a stał się mimowolnym aktorem na scenie tego pociągu. Co więcej aktorem, który będzie reprezentował młode pokolenie, choć młode tylko ze względu na wiek. Ach, będzie wyśmienita zabawa, o ile oczywiście w międzyczasie nie zajdą niespodziewane komplikacje. Takie bowiem pojawiają się niestety niezwykle często. Na przykład taka Bikko, czy spodziewała się, że teraz będzie musiała szukać stroju, tylko dlatego, że tara zbyt dalece postawiła swe kroki? Podobnie zresztą z historią. Wielkie postacie bardzo często padały ofiarami zbiegów okoliczności. Na przykład czy mordercy Cezara mogli wiedzieć, że gdy Gajusz Juliusz padnie zasztyletowany w senacie to zyskają w sobie wroga człowieka jeszcze niebezpieczniejszego? Czy Napoleon, wielki zwycięzca wiedział jak kruche jest jego imperium, gdy pokona go nie armia w walnej bitwie, lecz zima i głód? Dlatego też niczego nie można być pewnym. Fortuna jest niestety bardzo kapryśna. Białowłosy jednak nie miał wiele czasu na zastanawianie się. Już minęli całą scenę i tańczące pary, znaleźli się przy drugich drzwiach, choć tak jak i pierwsze zamknięte, kiedy Rosarium odpowiedział na słowa drugiego arystokraty.
-Spacer. Prawda, że rozmowa podczas przechadzki przyjemniejsza jest od stania w miejscu - to dobre dla drzew. Nie tylko jednak umilenie konwersacji można znaleźć w krótkiej wędrówce po sali balowej, lecz również osoby godne sceny. Co prawda nie wszystkie role są jeszcze rozdane, lecz najważniejsze już obsadzone.
Białowłosy nie mógł pozwolić, aby przechodzący obok służący musiał męczyć się z tak ciężką tacą, a więc wziął jeden z kieliszków. Nie pił go jednak, lecz trzymał w palcach lewej dłoni, prawą wciąż opierając na lasce, której stuk dawno już został zagłuszony przez gwar sali i muzykę, co pięknie po sali rozbrzmiewała. Dopiero wtedy też, choć głosem nieco przyciszonym, aby przypadkiem wilk nie usłyszał:
-Na przykład śledząca nas osoba doskonale pasuje mi do jednej z ról.
Po tych słowach Rosarium jeszcze raz zanurzył usta w napoju, opierając kieliszek kraniec kieliszka na dolnej wardze. Kontakt trwał jednak krótko i po nim arystokrata skierował swoje spojrzenie raz jeszcze po sali balowej. Skorzystał z tego, że przystanął, aby chód nie spowodował uronienia zbędnych kropel z naczynia. Spostrzegł nawet jak ktoś wchodzi na taras, - Kolejne dziecko? - a kto inny wychodzi w stronę wagonów. Czy nie był to zbyt duży pośpiech? Jakby zresztą nie spojrzeć to bal się dopiero co zaczął, a ktoś już potrzebował odpoczynku? Nawet nie przyjrzał się kto, widział tylko jak ręka znika za drzwiami, które się zamykają. Tak samo zresztą nie spostrzegł wielu innych rzeczy jak przyglądającą się Pixie, choć oczywiście widział jej spojrzenie, lecz tylko się uśmiechnął i odwrócił głowę w innym kierunku, czy Timmiego kolejnego z przebierańców, który jednak się nie rzucał w oczy aż tak bardzo jak paskudne przebranie pewnego dachowca, ani też na całe szczęście nie widział Dulce, co pomylił peron z pociągiem. Podobnie nie spostrzegł wypadku jaki wydarzył się Bikko i Alice, a sam dźwięk upadku kieliszków został zagłuszony przez orkiestrę, która w tym czasie grała wyjątkowo głośno.

Jego Wysokość Mistrz Gry
Ogłasza co następuje:

Post MG dla Pixie i Timmiego....

Timmy obiecał pomoc, lecz szybko zniknął i nie miał okazji dłużej podyskutować ze wspomnianym grubaskiem. Nie spytał nawet gdzie tamten się przechadzał, co ułatwiłoby znalezienie. Nic dziwnego, skoro wcale nie chciał niczego znajdować. Rzucenie okiem na sale również nie wystarczyło, aby cokolwiek zobaczyć. Natomiast rozmówca Pixie przeprosił ją, po czym poszedł gdzieś w głąb sali i zniknął. Tym samym umożliwiając jej poszukiwania kogoś kto zaprosi ją do tańca. Taniec, tak właśnie tym słowem zakończył swoje pożegnanie nieznajomy. Co dokładniej powiedział? Oznajmił Pixie, że chciałby z nią później zatańczyć i tyle.


Anonymous - 25 Czerwiec 2012, 00:35

Zachowanie Agnes nieco go zdziwiło. Nie rozumiał jej całego zdenerwowania dlatego też zamrugał czerwonymi oczkami starając to zrozumieć. On sam nie przepadał za balami, mógł powiedzieć nawet, że unika jak diabeł święconej wody, nie znaczyło to jednak iż dawał ponieść emocjom, oj nie. Odkłonił się jednak doceniając to, że nie jednak nie uciekła w popłochu. Panicz Alvaro zaś zachowywał się jak ryba w wodzie. Dwa przeciwieństwa, dwie tak różniące się od siebie a jednak znajdujące wspólny język. Na usta cienia leniwie wpełzł uśmiech skierowany do ich obojga i gdyby to było taktowne zapewne powiedziałby coś w rodzaju "Śliczna z was parka.". Darował to sobie jednak koncentrując się na zadanym pytaniu i przyjmując przeprosiny, nie potrzebne mu były konflikty, z resztą nie przeszkadzało mu to gapienie, ciekaw był po prostu powodu takiego a nie innego zachowania. Wnioskując też po pytaniu znalazł odpowiedź. Sprawcą była jego blizna na nosie, która widocznie wywołała falę pytań w głowie arystokraty, jak i planów.
- Wojenna niekoniecznie, ale wyniesiona z potyczki. Nie jestem jednak z tego dumny, samuraj nie powinien na coś takiego się zgodzić. Nikczemnik jednak został ukarany.
Blade wargi wygięły się w jeszcze większym nieco kwaśnym uśmiechu. No i to chyba było na tyle całego zainteresowania Alvaro, który najwidoczniej miał jakąś sprawę do obgadania z gospodarzem. Nawiązując jednak do przemowy i Pana Rosarium to nawet Yashamaru zbytnio nie zainteresował się tym co on mówi. To było po za zainteresowaniami czerwonookiego, który i tak nie mieszka w Krainie Luster i bywa tutaj raczej sporadycznie. Odprowadził tylko wzrokiem Alvaro, który uprzednio mówił coś do Agnes. Zapewne gdyby długowłosy był istotną uznawaną za Dżentelmena towarzyszyłby wystraszonej Agnes, a tak szczerze mówiąc nie miał powodu. Była partnerką upiornego, nie jego. Z resztą to było czynem haniebnym pozostawić kobietę podczas gdy samemu ją się przyprowadziło.
Co do jednego jednak się nie mylił białowłosy. Przekonanie cienia do czegokolwiek wcale nie będzie łatwym zajęcie i będzie musiał się trochę wysilić, jeśli naprawdę chce go jako ochroniarza.
- Panienka wybaczy, ale muszę przeprosić.
Yashamaru ukłonił się jak nakazuje zwyczaj i zniknął w tłum zobaczyć co się dzieje, W końcu czas się rozeznać, czyż nie?
Wędrowanie śród tego całego tłumu było iście diabelsko trudnym zajęciem. Bowiem było tu tyle osób, o które chciał nie chciał musiał się otrzeć, nie wiedząc co też ze sobą zrobić. Co on tutaj do diabła robi. Wygląda jak wyjęty z jakiejś innej epoki rozglądając nieco pierzchliwe acz ostrym spojrzeniem czerwonych oczu. Nie znał tutaj nikogo toteż nie miał pojęcia z kim porozmawiać, gdzie udać się by mieć względy spokój. Cała ta szopka jaka się działa był ponad jego siły. Śmiechy, tańce, głośne rozmowy i inne duperele sprawiały, że oczy cienia powoli pokrywały się mgiełką a oj wyobrażał jak to wszystko płynie krwią. Zdecydowanie nie nadaje się na takie uroczystości. Prędzej go wysłać na wojnę, jakiś pojedynek, ale nie na bal. Musiał zniknąć z sali inaczej mógł zrobić coś niedobrego, czuł jak coś go mrowi w kościach.
Po drodze napatoczył mu się kelner z trunkami, co cień przywitał z ulgą i chwycił jeden z nich, mocząc usta w czerwonej cieczy. Kroki zaś szybko pokierował ku schodom po przeciwnej stronie gdzie przemawiał Tyk i wszedł po nich wyżej. Znajdując się na balkonie rzucił spojrzenie jeszcze na wszystkich zgromadzonych by zniknąć na tarasie bocznym, a z niego z kolei dostać na ten na dachu, główny. To, że wagon się poruszał wcale go nie zaskoczyło. Nawet pozwolił sobie chwilę popatrzeć gdzie też jadą i jak wygląda okolica. Rzeczywiście to może być interesujące skoro mają tak podróżować przez całą krainę. Wsunął jedną dłoń do kieszeni, drugą zaś jednak trzymał kieliszek. Co chwila upijając trochę wina i kontemplując mijane otoczenie.

Anonymous - 25 Czerwiec 2012, 20:55

Agnes wcale się nie uspokajała. Z każdą chwilą zmieniała się w coraz większy kłębek nerwów. Dlaczego tak było? Na pewno główną przyczyną było to, że nie bywała na balach. Z tym wiązała się druga sprawa, czyli to, że nie miała obycia wymaganego na takich uroczystościach. Dodatkowo nie przepadała za tłumami, a w tym miejscu ludzi mało nie było. A wiele osób równało się z większą szansą, że w miarę jej nieuchronnej wpadki niewiadomego rodzaju, większość najzwyczajniej w świecie będzie się z niej śmiać. To było przerażające. Tak naprawdę jedynym powodem, dla którego jeszcze nie uciekła, było to, że pociąg jechał. A nie była na tyle zdesperowana, żeby ryzykować życiem. Przynajmniej na razie.
Jeśli słowa Alvaro miały ją uspokoić, to niezbyt mu się to udało. Oczywiście, cieszyła się, że nie jest tutaj sama. Inaczej pewnie już dawno zemdlałaby ze strachu, pomijając fakt, że w ogóle by tu nie przyszła. Problem tkwił w tym, że w jego obecności denerwowała się jeszcze bardziej, przez co prawdopodobieństwo popełnienia gafy wzrastało. W obawie przed powiedzeniem czegoś niestosownego, kiwnęła tylko głową.
Nie wiedziała za bardzo, co robić, gdy nawiązała się konwersacja pomiędzy Alvaro, a Yashamaru. Spoglądała więc ukradkiem to na jednego, to na drugiego. Jednocześnie stwierdziła, że lepiej trzymać się z daleka od ciemnowłosego. Mimo wszystko nie chciała być zamieszana w jakąś awanturę, nawet jeśli jako kobieta nie byłąby brana pod uwagę. Wolała przeżyć to w spokoju i wreszcie wrócić do domu, gdzie włączy sobie muzykę na cały głos, przebierze się w dresy i zacznie czytać książkę. Taak, właśnie to wolałaby robić w tej chwili.
O boże, nie! O boże, nie! Mniej więcej takie myśli pojawiły się w głowie Agnes, gdy dowiedziała się, że ma zostać sama. No, nie do końca. Alvaro zostawiał ją z nieznajomym, sam natomiast zdecydował się porozmawiać z gospodarzem. Po prostu super. Zapewne w innych okolicznościach przyjęłaby to ze stoickim spokojem, ale była wystarczająco zdenerwowana, żeby zacząć panikować. Przerażające! Żeby się uspokoić, przeanalizowała sobie w głowie przemowę gospodarza. Nie wiadomo czemu, wywnioskowała z niej, że istoty z Krainy gardzą ludźmi. Być może była to prawda, może nie. Ale najzwyczajniej w świecie zrobiło jej się trochę przykro i upewniła się w stwierdzeniu, że tu nie pasuje. Krótko mówiąc humoru za dobrego nie miała.
Kiedy Yashamaru odszedł, postanowiła się rozejrzeć. Jej uwagę przykuła głównie Alice, głównie ze względu na jej suknię, która strasznie jej się spodobała. Poza tym nie mogła nie zauważyć, że Alvaro się jej ukłonił. Nie żeby coś, ale poczuła się trochę głupio. Dlatego skupiła się na jej towarzyszce. Bikko miała naprawdę ładną sukienkę, ale wzrok Baranka przykuły bardziej jej uszy i ogon. Niby już spotkała wcześniej Michiego, który należał chyba do tej samej rasy, więc nie powinno to zrobić na niej aż takiego wrażenia. Jednak w momencie, gdy znajdujesz się na sali pełnej istot, które nie powinny istnieć, wszystko wydaje ci się inne i wyjątkowe, prawda? Następnie jej wzrok powędrował na Jaspera i jego towarzyszkę, w której płeć wątpiła. Nie była pewna, ale mogłaby się założyć, że to przebrany facet. Lub kobieta bardzo brzydka. W każdym razie wolała w to bardziej nie wnikać.
Z braku pomysłu na zajęcie, postanowiła znów usiąść. Niestety, Bikko z Alice gdzieś zniknęły i nie mogła dłużej ich obserwować. Szkoda, naprawdę podobała jej się sukienka blondynki...

Anonymous - 26 Czerwiec 2012, 13:58

Wzmianka Agasharra o śledzącej ich osobie wywołała uśmiech na twarzy białowłosego. Spodobało mu się to, jak Arystokrata nawet niespecjalnie musiał męczyć się z dyskretnym wytknięciem dziewczynie, że wszyscy wiedzą o tym jak to perfidnie za nimi idzie i jeszcze podsłuchuje. Jednak zamiast ciągnąć ten temat w swej głowie, Alvaro skupił się bardziej na domysłach, czy może Rosarium przypadkiem nie nadał paniczowi de Averse jakiejś roli. Cóż za zbieg okoliczności, przecież tak właśnie było! Rozejrzawszy się po raz... dziesiąty (?) po sali, czerwone oczy dostrzegły, jak Yashamaru opuszcza Agnes i zajmuje się swoimi sprawami. Oj, niedobrze. Nadzieje białowłosego skupiały się właśnie w samuraju, który miał zająć się biedną dziewczyną w międzyczasie rozmowy Agasharra z Alvaro. Niestety, nie wszystko poszło zgodnie z planem. Westchnąwszy cicho, rogacz zaczął manewry, które pozwoliłyby mu na opuszczenie towarzystwa gospodarza. Obróciwszy się w jego stronę, tym razem wymusił kontakt wzrokowy.
- W takim razie chciałbym, aby był pan świadom iż wyrażam chęć do wzięcia udziału w całym tym przedsięwzięciu. Tymczasem, muszę przeprosić i odejść, aby zająć się swoją partnerką. - powiedział spokojnie i lekko się kłaniając, ruszył prosto w stronę osamotnionej Agnieszki. Jego wzrok wędrował w międzyczasie po całej sali. Alice zniknęła, razem z tamtą kotowatą. A szkoda, bo dobrze byłoby trochę się dowiedzieć o tej dosyć urodziwej blondynce. Z daleka widać było, że zachowuje się dosyć niecodziennie. Jak zwykły człowiek, który nagle wylądował w Krainie Luster. Może przy okazji znalazłaby się nowa znajoma dla panienki Fleur, przy której stanął teraz białowłosy.
- Nie mogę pozwolić, abyś tak siedziała i się nudziła, zwłaszcza że to twój pierwszy bal. W tej sytuacji proponuję zatańczyć. - powiedział, spokojnie wyciągając dłoń w geście zaproszenia. Ach, jak dawno nie było okazji do spokojnego tańca. Zwykle wszystkie bale były dosyć bardziej "ruchliwe", jeśli chodzi o samego panicza de Averse. A to witanie się z jakimiś osobistościami, a to tańczenie z ich córkami, a to negocjowanie nowej umowy z wpływowymi ludźmi. Tutaj już nie przyszło ich zbyt wielu, dlatego łatwo było znaleźć chwilę na zatańczenie w spokoju, bez żadnego pośpiechu. Byleby tylko Agnes nie strzeliła czegoś w stylu "Nie umiem tańczyć i wstydzę się" bo takie manewry były już trochę irytujące.

Anonymous - 26 Czerwiec 2012, 17:11

Widzę,że mało kto zwrócił uwagę na prośbę.. no nic.
Dziękuję tym, którzy jednak się do niej stosują.
z poważaniem Pixel.


Dziewczyna zaczęła wodzić tak wzrokiem po balowej sali, aż jej niebieskie oczy skierowały się na rozmówcę, który właśnie w tej chwili przeprosił ją i zniknął gdzieś. Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie i skinęła lekko głową
-Ależ nie ma problemu. - Skierowała swój wzrok na chwilę za nim po czym słysząc żywszą muzykę rozpromieniła się. Wreszcie coś mniej poważniejszego, coś pełnego energii to co ona tak bardzo lubiła. Skoczne dobre do tańca.
Oczywiście jakby nie było przeciw wolnym tańcom też nic nie miała, a spokojniejsza muzyka koiła jej chaotyczne , złośliwe wręcz myśli.
Widząc,że kelner przechadza się tuż przy niej wysiliła się wyciągając starannie dłoń przed siebie , chwyciła kieliszek z winem, bo za szampanem za specjalnie jakoś nie przepadała,a czerwone wino było pyszne.
Westchnęła patrząc za Yashamaru , który dyskutował z Alvarem , nie pominęła także Agnes , która widać było denerwuje się własną obecnością na danym balu. Pixie pokręciła lekko głową i uniosła swoje tajemnicze oczka na obraz, który się ruszał, zamyśliła się. Jednak chwilę później zaczęła na nowo rozglądać się po sali znów zwróciła uwagę na Yashamaru , ale to tylko dlatego, że mignął jej tuż przed twarzą. Zaczęła patrzeć dokąd zmierza. Widząc, iż zniknął z zasięgu jej wzroku upiła kolejny łyk swego trunku i aż z zachwytu jego smakiem zamruczała cichutko do siebie. Oblizała swoje malinowe usta różowym języczkiem i jeszcze bardziej rozpromieniała. Wiedziała,że jeśli tylko skończy kosztować ten niesamowity `eliksir` ruszy na parkiet. Najwyżej będą się na nią patrzeć niczym jak na wariatkę bo będzie tańczyć sama, ale jej jakoś to wielce nie przeszkadzało. Najważniejsze było to by zatańczyć do tak energicznej melodii. W jej głowie stanął obraz blondyna, któremu się przyglądała kiedy stał na tarasie rozmawiając z panem Alvaro. Potrząsnęła swoją główką rozwiewając w ten sposób jakiekolwiek `myślopodobne fotografki`. Odgoniła te natarczywe wspomnienia z przed dosłownie chwili. Wolną dłonią podniosła skrawek swej morskiej sukieneczki i poczęła poruszać ją w rytm piosenki, do tego ruszyły jej szczuplutkie krzywe nóżki , co jakiś czas stawała na placach kołysząc się. Bujne,pachnące świeżością włosy ułożyła na jednym ze swych ramion i kontynuowała poruszanie się do żywej muzyki.

Anonymous - 26 Czerwiec 2012, 19:19

Paradoks jego osobowości nieraz był nadto dziwny. Z jednej strony na najmniejszy szmer był w stanie się podnieść i wyeksmitować, a mimo to, zaufał jej i odkleił się w całości. No i skończyło się na tym, że siedział naprzeciw niej po turecku, machając energicznie ogonem, który to niestety wydarł się poza linię balustrady o czym nie miał bladego pojęcia.
-Dziękuję. To co najmniej skomplikowana sytuacja...
Wydukał w końcu. Żeby tak cierpieć za chwilę snu w ciepłym miejscu. Do czego to doszło na tym świecie?! W międzyczasie ktoś mu mignął idąc na balkon, co zmroziło w nim krew na moment. Jednak gdy ów waćpan zniknął mu z pola widzenia jak by odetchnął na spokojnie. W sumie, dopiero teraz zwrócił większą uwagę na dziewczynę, oraz jej ubranie. No tak, odstawał od reszty z tym swoim grubym wełnianym swetrem.
-Jak to jest w takim świecie? Bale imprezy i spotkania towarzyskie trwają wiecznie?
W sumie, zawsze go to ciekawiło, a nigdy, przenigdy nie miał okazji poznać kogoś z tej bitej śmietany. Oraz bla bla bla, jak by to rzekł Warhol.

Anonymous - 26 Czerwiec 2012, 19:40

Dulce

Taa skomplikowana, dla niego pewnie tak, a dla niej wręcz zabawna bo w sumie nigdy nie widziała, kogoś kto by się tak przestraszył na jej widok, a raczej na kogokolwiek widok, widząc reakcję gdy ktoś zaczął się zbliżać, ale cóż on może po prostu nie był tutaj mile widziany. Ir dopiero po chwili spostrzegła wzrokiem, że nie jest ubrany w jakiś elegancki i wieczorowy strój. Więc była teraz pewna, że pobawić to on się tutaj nie przyszedł, lecz jak na jej pochodzenia mało ją to lekko obchodziło.
- Chodzi ci, jak się żyje wśród Arystokratyczno-szlacheckich rodzin tak? No cóż mogę ci powiedzieć, nie bym dużo o tym wiedziała w końcu jeszcze jestem młoda jak nie patrząc i za dużo nie wiem, lecz nie jest to tak piękne życie jak każdemu się wydaje.
Powiedziała podchodząc do balustrady, w końcu nie była aż tak szczęśliwa, jak innym się wydawało. To co widniało na jej twarzy, pseudo uśmiech to tylko maska, która musiała przyjąć ze względu na rozkaz rodziców.
-Mimo pozycji, musimy zachować dobry gust, a raczej musimy sobie go wpoić w umysł, taktowne zachowania, gesty oraz zwroty. Nie wypada nam, tak jak tobie biegać po dworze z ludźmi na jakiś festynach.
Spojrzała na niego, z poważną miną lecz po chwili całkowicie rozpogodziwszy się klęknęła przy nim.
-Umiesz tańczyć? W końcu wstyd byłoby wrócić do domu bez ani jednego tańca, prawda?
Podniosła się i wystawiła rękę, na znak iż powinien teraz poprosić ją do tańca, czy coś takiego.

Anonymous - 26 Czerwiec 2012, 20:02

Pomimo nie najweselszego tonu, nie brzmiało to wszystko jakoś specjalnie strasznie. Nauczyć się dobrych manier i gustu? Pewnie jest to do zrobienia. Pewnie i nauczył by się chociaż części z tego, jednak nie miał specjalnie okazji. W sumie, był stosunkowo aspołeczną osóbką. Lubił być głaskany i tulony, jednak gdy robiło się trochę bardziej skomplikowanie, dawał na ogół drapaka. Do tej pory skutkowało, jednak tym razem to wyjście z sytuacji było co najmniej utrudnione.
-Nie chadzam na festyny.
Sprostował spoglądając na nią z zainteresowaniem. Nie miał czasu na takie ekscesy pomiędzy poszukiwaniami zadaszenia na noc. Chociaż z drugiej strony, taki koczowniczy tryb życia specjalnie nie przeszkadzał mu - ot się przyzwyczaił. Słysząc pytanie źrenice mu zaszalały, do tego pobladł.
-N-Nie-Nie koniecznie...
Spojrzał na stojącą postać i spanikował. Nie wiedział zbytnio co ma zrobić. Jakkolwiek ręka stała się na tyle wymowna, jak by chciał mu pomóc wstać. Czyli ma wstać? Pozwoli o własnych siłach! Tak też pomimo lekko uginających się kolan, udało mu się wyprostować. Podobnie - pomimo grzywki zasłaniajacej oczy, jakimś cudem dojrzał ją spomiędzy kłaków.
-To co teraz?
Spytał w końcu emanując niezdarnością jak to było tylko możliwe. Był kotem. Takie leniwe stworzenie, które nie kwapiło się do większości rzeczy. Jednak alternatywa, by w końcu nauczyć się tańca, była kusząca. Dobrze by było, a może jeszcze zawojuje parkiet tego wieczora! W tym momencie pewnie pojawił mu się jakiś rozmarzony błysk w oku.

Anonymous - 26 Czerwiec 2012, 21:28

Pokręciła przecząco głową w geście powątpiewania.
- Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek z mojej rodziny miał coś wspólnego z Krainą Luster. Przynajmniej nie z tej najbliższej... - zadumała się. Zaraz też zaśmiała się radośnie, zadowolona, że żart się spodobał. Mają podobne poczucie humoru, to dobrze! Nie zwróciła nawet specjalnej uwagi na komplement, który bądź co bądź dziwnie brzmiał w ustach innej dziewczyny.
Nie skomentowała już słów Bikko na temat plusów bycia człowiekiem - z mieszanymi uczuciami oglądała popis Dachowca, który, nie ukrywajmy, lekko zbił ją z tropu. Tak samo jak te pękające kieliszki, ale tu już podejrzewała, że była to sprawa jej nowej znajomej. Jednak najbardziej zaskoczona była nagłym zwrotem akcji, gdy dziewczyna złapała ją za nadgarstek i pociągnęła w głąb sali balowej, nie zastanawiając się, że Alice może nie mieć akurat odpowiednich butów do biegania (dobrze, że jednak miała!) ani nie przejmując się specjalnie faktem, iż 16-latka może za nią nie nadążyć. Albo że nieopatrznie kogoś popchną, uciekając w niewiadomym kierunku, i nieszczęście gotowe. O czym sama dopiero co przekonała się Bikko!
Gdy dopadły drzwi i pobiegły dalej, do kolejnego wagonu, Alice starała się rozejrzeć, zawsze ciekawa nowych miejsc, jednak nie miała czasu. Jejku, jak ta dziewczyna pędziła! Blondynka obejrzała się za siebie i zobaczyła, że nikt ich nie goni. Nie zatrzymywały się jednak.
Kiedy dotarły w końcu do łazienki, blondynka zgarbiła się lekko, starając się złapać oddech. Z ulgą przyjęła fakt, iż Dachowiec ją opuszcza, będzie miała czas, by doprowadzić się do porządku. Z deka oszołomiona, nie od razu pojęła, o co chodziło Bikko, gdy mówiła, by Alice nie próżnowała. Ach, no tak, sukienka... Co by z nią zrobić? Arystokratka nie miała zielonego pojęcia. Wydawało jej się, iż jest to sytuacja bez wyjścia. Bo tak chyba było, prawda? Wątpliwe, by mieli tu ciuchy na zmianę, więc... Więc naprawdę nie ma wyjścia! Westchnęła z rezygnacją, wychodząc do pokoju i siadając niepewnie na skraju jednego z foteli. Splotła ręce na podołku, po chwili jednak znudziła ją ta pozycja i bezceremonialnie zgarbiła się, opierając podbródek za piąstkach, a łokcie - na udach. Taką zastała ją Bikko, która po kilku minutach wróciła do pokoju.
Była w samej bieliźnie.
Alice zerknęła tylko na nią i zaraz odwróciła wzrok, trochę speszona. Nie może się tak gapić, bo jeszcze coś sobie pomyśli i będzie... Zawiesiła wzrok w bliżej nieokreślonym punkcie, po kilku chwilach stwierdziła jednak, iż najlepiej będzie, jeśli zachowa się naturalnie. Zresztą, hm... i tak nie było za bardzo czego podziwiać. Bikko była płaściutka jak deseczka.
Wygięła usta w podkówkę, nie unosząc głowy, lecz same oczy, i kierując je na Dachowca. Pokręciła przecząco głową.
- Uhm, nie. A ty, masz jakiś pomysł? - westchnęła lekko. Kurczę, znalazły się w naprawdę kiepskiej sytuacji. To znaczy Bikko. Ale Alice przecież nie ucieknie i nie zostawi jej samej.

Anonymous - 26 Czerwiec 2012, 23:26

//Przepraszam, jeżeli coś tu nie gra. Właśnie prawie zasypiam przed monitorem...! =,=

Skradanie się, głównie wtedy, kiedy nikt nie zwraca na Ciebie uwagi, po pewnym czasie staje się nudne. No dobra, na początku wydawało się Ciel zajęciem wprost arcyciekawym. bo jakżeby inaczej: podejdzie od kogoś od tyłu, owy ktoś nie będzie miał pojęcia o jej obecności, a ona może go do woli obserwować! zauważy wszelkie jego pomyłki! Może uda jej się wysłyszeć o czym to on rozmawia! Toż to przewspaniała perspektywa spędzenie czasu. Ponieważ jednak Baśniopisarka od kilku już sekund chodziła za parą Arystokratów (parą...? przepraszam!), zajęcie to zaczęło być nużące. Co prawda miało polegać na tym, że jej nie zauważą / nie zwrócą na nią uwagi, gdyż w takim wypadku byłoby po prostu zwykłym niepowodzeniem, ale chory umysł szarowłosej jakoś wyrzucił to z granic swojego pojmowania i odbierania otaczającej go rzeczywistości. Coś, co w zamierzeniu miało być ekscytującą, pełną niebezpieczeństw (no bo przecież w każdej chwili jeden z nich może się odwrócić i wtedy trzeba będzie unikać jego wzroku!) zabawą zmieniło się w jednej chwili w wielką nudę. Ciel naturalnie nie zauważyła wzroku Tyka na sobie, jakim cudem, gdy była w tym momencie zajęta myślowym użalaniem się nad samą sobą?! Tak, to ostatnie było pasjonującym zajęciem, ale denerwowało jeszcze bardziej, ponieważ nikt nie był w stanie tego usłyszeć! O ile na początku jeszcze się skradała i udawała, że w niektórych momentach usiłuje na wszelkie wypadek się ukryć, o tyle teraz (no ja przepraszam- to było kilka / kilkanaście sekund!) po prostu szła przed siebie, dokładnie za nimi do tego starając się jak najgłośniej powłóczyć nogami. Kwestia tego, co mogą przez to pomyśleć o niej inni goście, jakoś nie raczyła już dotrzeć do jej umysłu. Mało brakło, a złapałaby któregoś z Arystokratów za odzienie i pociągnęła. Tak, taka myśl również pojawiła się w jej głowie. Można, a nawet trzeba dodać, że dziewczynka nawet nie raczyła poświęcać kilku swoich myśli konsekwencjom takiego czynu. Po prostu był i już, a może nawet się podobał, kto wie...? Bo oni wciąż i wciąż rozmawiali o strasznie niepotrzebnych rzeczach! To znaczy dla Ciel były one niepotrzebne, tak jakby wywołane jedynie nudą. A tu inni czekali w kolejce! Mów pan szybko, co masz do powiedzenia i idź sobie, bo tego nie da się już wytrzymać.
Kiedy zaś Alvaro odwrócił głowę i spojrzał na nią groźnym wzrokiem, odpowiedziała mu dokładnie tym samym, tylko że dziesięć, bądź sto razy bardziej znużonym i zniecierpliwionym. I zupełnie się nie przejęła tym, co jegomość zrobi, pomyśli, czy też powie. W każdym razie ona miała zamiar wtracić w tą rozmowę swoje szanowne trzy grosze. Co prawda nie będą one służyły przyspieszeniu rozmowy (wbrew oczekiwaniom Baśniopisarki), raczej na chwilką ją przerwą, ale nic, a nic ją to nie obchodziło. Przemówienie uznała teraz za swój główny i jedyny cel.
- Jaśnie panie, czy planujecie w najbliższym czasie nieco przyspieszyć waszą rozmowę...?- nie wiedzieć czemu wycedziła zza zaciśniętych zębów, ale dostatecznie głośno, bo obaj Arystokraci ją dosłyszeli. Jej kwestia była skierowana oczywiście do Alvara, jakby w charakterze odwetu za to jego okropne spojrzenie. Miała szczerą nadzieję, że zwróciła na siebie uwagę obydwu, jeżeli jednak nic a nic nie przeszkodziłoby im do tej pory w rozmowie, to będzie musiała dodać jeszcze coś od serca.
- Zdarzyło się tak, że mam niezwykle pilną sprawę do Arcyksięcia, raczylibyście panie więc nieco przyspieszyć! Bardzo proszę.- dodała jeszcze, jakby poprzednia kwestia miała w przyszłości czelność ją zawieść. W dodatku położyła szczególny nacisk na ostatnie słowo- "proszę", które dziś przeszło jej przez gardło więcej chyba niż dwa razy. Kiedy się zorientowała, nic a nic nie byłą z siebie zadowolona. To tak, jakby nawaliła i to porządnie. Zmusić się dopowiedzenia TAKIEGO słowa kogoś kogo się nie zna...?!
Poza tym, jeśli chodzi o jej wielce tajemniczą i ważna sprawę, to chodzi o misję zleconą przez bardzo, bardzo, bardzo słodkiego i kochanego Artkrólikozytora, który był mówiącym królikiem. (I w końcu Ciel nie wyściskała go tak, jak należało!) No i oczywiście sprzydałaby jej się nagroda, choćby pieniążki za tak doskonałe wypełnienie zlecenia. Wtedy, idąc do parostatku nie musiałaby już więcej kraść waluty biednym chłopczykom, którzy w przyszłości będą ten dzień wspominać, jako największa trauma swojego życia, a mogłaby skorzystać z czegoś własnego. Za wykonanie misji z takim poświęceniem należy się coś! (to znaczy- zdaniem Ciel.)
Jak już pisałam- niezbyt obchodziły ją konsekwencje takiego cokolwiek bezczelnego zachowania. Możliwym jednakże jest to, że Baśniopisarka nawet się na nie cieszyła, oczywiście swoje dziwne odczucia przykrywając faktem, że dookoła taka wielka nuda, a to nikt do tańca nie poprosił, a to nikt nie zaprosił do wspólnego zjedzenia jakiegoś kąska! Chociaż swoją droga, to trudno mu się dziwić, skoro Ciel była taką smarkulą, a do tego wyglądała na jeszcze młodszą, niż była w rzeczywistości. Gdyby tylko Alvaro znalazł jej jakieś ciekawe zajęcie (to oczywiście zależy od tego, co on tu robi, z kim i o czym rozmawia), to z całą pewnością zostawiłaby Arystokratów dla samych siebie, niech gadają o czym chcą i robią co chcąc, byleby ona nie musiała się nudzić. Myślenie o nudzie jest u niej jednym ze sposobów na to, który oto wymyśliła sobie zaledwie kilka dni temu. Ale do wykonania tego najlepszą z najlepszych możliwych była po prostu grobowa cisza i aż rażąca nieobecność innych osób. Pustka. W takim wypadku można by sobie posiedzieć i pofilozofować nad życiem.

Tyk - 27 Czerwiec 2012, 02:54

Jego Wysokość Mistrz Gry
Ogłasza co następuje:

Pociąg nieprzerwanie mknął w powietrzu. Już za sobą zostawił herbaciane łąki i posiadłość gospodarza. Jeszcze łagodny nurt herbacianej rzeki szumiał gdzieś w dole zagłuszany przez drgające struny orkiestry. Woda, wstrzymywana przez wilgotne kamienie, nie była jednak zdolna dogonić pociągu, który już po chwili znalazł się ponad malinowym lasem. Drzewa w dole salutowały majestatycznie do pędzącego pociągu. Przez chwilę jadącego tak nisko, że jego koła otarły się o czubki najwyższych drzew. Gdy tylko ostatni z wagonów przekroczył linię lasu, jeszcze wciąż rzadkiego jakby drzewa niechętnie wychodziły ze swego szeregu, a już na sali balowej pojawili się dodatkowi służący niosąc na tacach najróżniej przygotowane maliny, tak ażeby jakoś zaznaczyć właściwość krainy luster, w której się właśnie znaleźli. Od lodów malinowych, przez naczynia po brzegi wypełnione tymi owocami aż po napoje w tym właśnie smaku. Uroczyste wejście, ze strony wagonów restauracyjnych trwało tak długo, że gdy za ostatnim ze służących zamknęły się drzwi w dole było już widać tylko liczne gałęzie gęsto porośnięte zielonymi liśćmi. Tak w ogóle to tańczyć! Pixie nie ma z kim, a wy sobie po tarasach chodzicie, na krzesłach siedzicie czy jeszcze inne rzeczy tworzycie, zamiast ją zaprosić!



Miałem napisać tego posta zaraz po tym jak Ciel wklei swojego. Właściwie tylko na Ciebie czekałem, lecz Ty mi takie rzeczy robisz! Bo wszakże Alvaro, o którym twoja postać mówi i na którym mści się, jest już nieobecny przy Rosarium. Uznajmy jednak, że trafiłaś idealnie w chwilę gdy jeden z arystokratów odszedł od drugiego. Tak więc przejdźmy do rzeczy. Ciel mogła się nudzić na takim balu. Z jej lichym wzrostem oraz zachowaniem typowym dla dzieci, to dziwnym byłoby gdyby bawiła się wyśmienicie na przyjęciu pomyślanym pod dorosłych, a na dodatek pod arystokratów. Nie było tu miejsca na szalone, nieopanowane ruchy jak przy walce z żelkami, ani też na wesołe bieganie przez parkiet. Co więcej nawet taniec nie był dla niej całkowicie dostępny. Po pierwsze wypadałoby, aby to ją ktoś zaprosił, a taka dumna egocentryczka raczej nie podejdzie i nie poprosi do tańca. W sumie prawidłowo! Tyle tylko, że przy 130 centymetrach wzrostu mało który partner będzie chciał z nią tańczyć. W końcu nie jest to łatwe. Przynajmniej nie na prawdziwym balu, bo w innych okolicznościach ludzie nie dostrzegą w tym nic trudnego. Wszystko psują dwie rzeczy, z jednej strony presja otoczenia, a z drugiej zaś konieczność tańczenia wedle wzoru, co nie zawsze jest ładne w wypadku tak małej istoty. Zapewne nawet gdyby Rosarium mógł teraz tańczyć i zignorować przygotowanie przedstawienia oraz rozmowę z gośćmi, to nie pomyślałby o zaproszeniu Ciel do tańca. Z drugiej strony zjedzenie czegoś wymagało przejścia do wagonów restauracyjnych, lecz o tym mała dziewczynka nie wiedziała. Może jednak maliny trochę pomogą? Co jednak jest najważniejsze? Fakt, że Ciel, zignorowana przez bawiących się na balu dorosłych, poszła w najmniej bezpieczne z obszarów i to nie w celu grania grzecznej dziewczynki, a by psocić tuż pod nosem gospodarza. I o ile w innym wypadku zawsze mogła liczyć na interwencję straży, to gdyby Rosarium zechciał ją spalić nikt nawet by się nie ruszył. Nie demonizujmy jednak tej białowłosej postaci. Na przykład taka Agnes, co nie dość uważnie słuchała przemowy, wyciągnęła jakąś nienawiść do ludzi, gdy była tam fascynacja tym gatunkiem. Tak lichym, a tak ambitnym i kreatywnym. Z drugiej strony jej reakcja nie jest dziwna, w końcu sam stres ze znalezienia się w tak obcym świecie może być podstawą tej nadinterpretacji faktów. Wracając jednak do Ciel. Dziewczynka wiele ryzykowała, lecz na szczęście dziś był bal, a nie szary dzień. Na szczęście też tuż przed jej wtrąceniem Alvaro zdecydował się wrócić do Agnes i zdążył się już z Rosarium pożegnać. Toteż, wliczając te wszystkie okoliczności łagodzące, możemy otrzymać wzór na żywą i bezpieczną Ciel. Co więcej taką, która rozbawi Rosarium. Przyznać trzeba, że wtrąciła się w sposób wyjątkowo wyważony, a przy tym zachowała dziecięcą niewinność i niecierpliwość. Oczywiście można mieć wiele zastrzeżeń. Choćby fakt, że nie przedstawiła się i nie spytała czy może przeszkodzić. Może też treść jej słów była zbyt dosadna. Jak jednak powiedziałem dziś otrzyma wybaczenie tych niedociągnięć. Nim jednak do Ciel przejdziemy trzeba zająć się ostatnimi słowami Alvaro, na które niestety nie będzie dane Tykowi odpowiedzieć przed pojawieniem się Ciel. Rosarium był bardzo zdziwiony, że Alvaro mówi o partnerce. Oczywiście, wydawało się logiczne, że arystokrata nie przyszedł sam, ale pytanie dlaczego nie "złapał" gospodarza razem z nią. W końcu kobieta raczej nie jest powodem do wstydu, a i ona wytrzyma jakoś krótką dyskusje polityczną. Uwzględnijcie proszę, że Rosarium nie miał pojęcia z kim przyszedł Alvaro i jak ta osoba nie pasuje do sytuacji, w której się znalazła. Stąd też całe zdziwienie, a przy tym kolejne pytanie. Dlaczego Alvaro tak zależy na współudziale. Trzeba będzie na niego co najmniej uważać. Nie odtańczył nawet jednego tańca, a tu już pragnie załatwić interesy. Ach, Ci młodzi arystokraci! Zamiłowanie do pieniędzy niczym kapitaliści, lecz wciąż chętni świętować każdy dzień. Jeśli słowa mają odzwierciedlać myśli to Rosarium milczał, lecz z jego ust wyszły dźwięki ułożone w wyrazy, a te z kolei w zdania.
-Moja Droga, musisz wiedzieć, że niemożliwym jest przyspieszenie skończonej rozmowy. -Te słowa skierował do Ciel, lecz szybko jego szkarłatne oczy powędrowały na chwilę na Alvaro, żeby się z nim pożegnać.
-Oczywiście, partnerka nie powinna czekać, a mnie pozostaje życzyć dobrej zabawy. - Dopiero po tych słowach mógł dłużej zastanowić się nad swoim małym wynalazcą, który o roli jeszcze nie miał pojęcia. Mówił coś o bardzo ważnej sprawie, lecz co w tym wypadku jest takie istotne. Czy w ogóle należy się tak tym przejmować? Nieduży wzrost może wskazywać na młody wiek, a ten natomiast na zamiłowanie do przesady. Tak więc niezwykle pilna sprawa mogła być wszystkim. Od przywitania gospodarza, bo ktoś tak jej kazał, przez pytanie gdzie można coś zjeść, aż do czegoś tak przyziemnego jak pytanie o możliwość umycia rąk po zjedzeniu ciastka. Przez myśl nawet Rosarium nie przeszło, że Ciel pomogła jego inkwizycji w złapaniu mordercy jednego z artystów pod protekcją Agasharra. W końcu nie miał okazji porozmawiać z królikiem. Zbyt zajęty ustalaniem trasy, czy choćby jedzeniem truskawek. Nikt nie poinformował go o Ciel, zostawiając dziewczynce możliwość pochwalenia się. Tylko kto wierzy chwalącemu się dziecku? Na pewno ten, kto słyszy o tajnej organizacji, która oficjalnie nie istnieje. Wszakże inkwizycja, chociaż legalna i działająca zgodnie z prawem, była organizacją niejawną. W innym wypadku białowłosy byłby już o wszystkim poinformowany. Zresztą znał sprawę, a to już całkowicie wykluczyło kłamstwo. Nie zapominajmy, że jakieś dziecko mogło przypadkiem dowiedzieć się o istnieniu inkwizycji. Na razie jednak jeszcze nic nie usłyszał, a nie wiedząc o tym co popycha Ciel do przodu potraktował ją błędnie jak zwykłe dziecko.
-Tak więc bez zwłoki muszę podjąć panienkę na audiencji. Na koniec się jeszcze do niej delikatnie uśmiechnął. Tak, urocza istotka, która jednak na chwile zniknęła. Wszystko to za sprawą powiek, które na kilka sekund opadły skrywając czerwień oczu, a to dlatego by inna czerwień minąwszy usta mogła zostać przez gospodarza wypita. Gdy jednak już płyn się uspokoił, a oczy dawno były otwarte jeszcze raz skierował swoje spojrzenie na to dziecko przed nim. Przynajmniej tym na razie była dla niego Ciel. Nie wiedział ile miała ona lat i zresztą nie o wiek tutaj chodziło, lecz o typowo niedorosłe zachowania połączone z urokiem. Trzeba bowiem przyznać, że na świecie jest pewna niesprawiedliwość i wiele czynów popełnionych przez dziecko wywołuje szczery uśmiech, a gdy ten sam czyn zostanie dokonany przez dorosłego może być skomentowany pogardliwym wzrokiem lub nawet szyderczym śmiechem. Wiedział jednak jedno: Każdego kto pomaga inkwizycji trzeba nagrodzić. Zatem Ciel nie zawiedzie się, a jej nadzieja może okazać się jak ocean znaleziony podczas desperackiego poszukiwania choćby kropli wody. Jeśli tylko Ciel odpowiednio podkoloryzuje swój udział, przemilczy kilka faktów i zachowa przy tym się jak dziecko, - nie zapominając o zostaniu artystą pod mecenatem Tyka - to może liczyć, że następnym razem na misje ją zaniosą, a żadnego dziecka okradać nie będzie musiała. Ha! Nawet sama będzie mogła rozdawać. Chyba, że zechce kupić tonę słodyczy bądź wyda to w inny sposób. Największą jednak nagrodą, a przynajmniej dla Ciel - pamiętając, że pieniądze i tak się kiedyś skończą - będzie możliwość mieszkania tak blisko królika i przytulania go niemalże kiedy tylko przyjdzie jej na to ochota. Co więcej nie tylko ten królik pracuje u Rosarium, a więc może znajdzie również mniej poważnego? Wiele zresztą można zyskać, czasem wystarczy tylko poprosić lub chociaż wskazać swój problem! Nawet najhojniejszy tyran (czytaj Miłościwie panujący monarcha) nie jest bowiem w stanie wszystko zbadać i nie przejrzy wszystkich problemów swych gości.

Anonymous - 27 Czerwiec 2012, 08:45

Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, widząc speszenie Alice. Dziewczyna była urocza. Do tego w bonusie zaraz potem znów ta podkówka.
Klapnęłam na podłogę.
-Cóż, mam jeden, ale... -urwałam, bo właśnie zaświtał mi kolejny. -Jestem geniuszem! -krzyknęłam, zrywając się na nogi. To znaczy jestem, o ile to zadziała. -Za moment wracam.-rzuciłam ręcznik na łóżko i uchyliłam drzwi. Wyjrzałam, czy aby nikogo nie ma na korytarzu, po czym wymknęłam się z pokoju i ruszyłam w stronę wagonu restauracyjnego, gdzie znów ledwo co wyjrzałam zza drzwi. Akurat jakiś kelner, a raczej ich grupka, wyszli w stronę sali balowej. Rozejrzałam się po wagonie. Tak! Na blacie nieopodal stało metalowe wiaderko z lodem i szampanem. Wyjęłam butelkę i odstawiłam ją na blat, a z wiaderkiem wróciłam do pokoju.
Weszłam z szerokim uśmiechem, zadowolona ze swojej zdobyczy. Udałam się znów do łazienki, gdzie wysypałam lód do brodzika prysznica, wzięłam sukienkę i jeszcze jeden ręcznik.
Wiadro postawiłam obok łóżka. Jeden ręcznik rozłożyłam na pościeli, na nim wylądowała sukienka. Drugi ręcznik złożyłam kilka razy i schowałam do sukienki, żeby plama nie przesiąkła na jej plecy.
-Nigdy tego nie robiłam, trzymaj kciuki. -powiedziałam, odwracając się na chwilę do Alice. Usiadłam na piętach przed sukienką, oparłam dłonie na udach i wlepiłam spojrzenie w mokrą garderobę. Najpierw podniósł się ręcznik, przy drugiej próbie sama czerwona tkanina. Nie o to mi chodziło. Dobra, jeszcze raz. Wzięłam głęboki wdech i znów wgapiłam się w wielką plamę szamana na brzuchu sukienki. Przez chwilę nic się nie działo, potem jednak w powietrzu pojawiła się malutka kropla szampana. Zaczęła rosnąć i rosnąć, aż w końcu osiągnęła wielkość piłki ping pongowej.
-Udało się! -krzyknęłam uradowana. Ciecz zachowywała się jak w nieważkości. Podzieliłam 'kulkę' na pół, jedną część podesłałam pod nos Alice, drugą pod swój. -Salve! -rzuciłam po włosku, co znaczyło 'zdrówko!' i wciągnęłam swoją porcję niczym astronauta. Ale fajnie! Zacznę tak pić herbatę! Chociaż szampan sam w sobie nie był już dobry, straciła wszystkie bąbelki.
A tak, wiadro. Już tłumaczę po co. Szampana było dość sporo, jakbyśmy go wypiły nawet na spółkę... no cóż, Mary goes around, jak to się mówi.
Wzięłam się dalej za suszenie swojego ubioru. Nie było to łatwe, skupiać się na coraz to kolejnych cząsteczkach płynu, izolować je spomiędzy włókien materiału a potem utrzymać w kupie, więc co chwila niewielka porcja lądowała w wiadrze.
-Wiesz, zauważyłam taką ciekawą korelację. -zaczęłam, żeby rozkręcić rozmowę. -Twoje nazwisko wymawia się trochę jak 'coffin', czyli trumna. A ja jestem medium. -uśmiechnęłam się do niej szeroko. Potrafiłam też przywoływać zombie, ale jest to dla większości ludzi dość obleśne już samo w sobie, więc się tym nie pochwaliłam. Połowa plamy już zniknęła z powierzchni sukienki. Dotknęłam miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą była. Nie lepiło się. Uf, całe szczęście!

Anonymous - 27 Czerwiec 2012, 19:24

Tak się zapatrzyła, że nie zauważyła momentu, w którym Alvaro odszedł od gospodarza. Jakoś tak zaczynała podejrzewać, że resztę balu spędzi sobie sama w siedząc w tym kącie. Dostrzegała w tym nawet dobre strony. Prawdopodobieństwo, że wydarzyłoby jej się coś niemiłego, zmniejszało się do zera. Na pewno nie mogłaby się potknąć, potrącić kogoś, czy nawet ewentualnie pobrudzić czymś swojej sukienki, którą dość lubiła i nie chciała jej zniszczyć. Tak, takie tłumaczenie sobie wielu rzeczy było u niej powszechnym zjawiskiem, które niczego nie rozwiązywało, a tylko bardziej ją dobijało. Tak było i tym razem, więc gdy usłyszała głos białowłosego, aż podskoczyła zaskoczona. Podniosła wzrok i uśmiechnęła się radosnym uśmiechem. Zaraz jednak przygryzła wargę i spuściła głowę.
-Ja... Naprawdę bym chciała. Ale... Nie umiem tańczyć.-Powiedziała cicho, a poczucie winy było w jej głosie bardzo łatwo wyczuć. W sumie to trochę bała się reakcji Alvaro. Z jednej strony naprawdę chciała z nim zatańczyć i teoretycznie mogłaby zignorować fakt, że nie umie. Z drugiej jednak strony biorąc pod uwagę to, że znajdowała się w Krainie zamieszkałej przez dziwne stwory, do których chcąc nie chcąc trzeba było zaliczyć też i białowłosego, co oznaczało, że to jego ojczyzna, w której tym bardziej nie powinna zrobić mu wstydu, pomijając to, że nigdy nie chciała. Bała się upokorzenia zarówno dla siebie, jak i dla niego. Dlatego niezdecydowana siedziała z wzrokiem wbitym w podłogę. Czuła się głupio, ale nie wiedziała, co ma zrobić. Była w sytuacji bez wyjścia, przynajmniej według niej.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group