Archiwum X - Posiadłość pana Alvaro de Averse, zwanego Subtelnym Kłamcą
Anonymous - 5 Lipiec 2012, 21:54 Nie dostrzegła tego przerażonego wzroku Arystokraty, kiedy Madness zaczął nad wyraz głośno wyrażać swe protesty. W pewnej chwili, Tunrida była niemal przekonana o tym, że wrzaski Świadomości usłyszeli i sami mężczyźni - jego ryk był niewyobrażalnie głośny; dawno tak się nie wściekł. Będąc szczerym, jeszcze nigdy AŻ TAK się nie wściekł. Gdy dochodziło do krytycznych momentów, w którym Madness nie mógł utrzymać swego podirytowania na wodzy, zazwyczaj przejmował kontrolę nad kruczowłosą, aby mógł należycie się wyżyć. Teraz jednak nie miał ochoty na takie gierki, zwyczajnie katując od środka swoje ciało, którym sterował od dobrych paru lat. Szklana Panna nie wiedziała teraz co jest gorsze - obecne doświadczenia czy raczej utrata kontroli nad sobą i ta dziwna, niebezpieczna luka w pamięci z momentu popadnięcia w szał. Zresztą, czy można było w takiej sytuacji wybierać jakiekolwiek mniejsze zło? Czysty absurd.
Kiwnęła głową na słowa Itzateca.
- To zrozumiałe, lecz nie sądzę, aby dziesięcioletnia dziewczynka posiadała umiejętności czy moce porównywalne do Twoich, jeżeli szybko się ją unieszkodliwi. Dzieli Was spora przepaść w tej kwestii. - dodała, zginając i prostując palce prawej dłoni, którą miała za plecami, aby jakoś dać choć minimalny upust bólowi, który nadal pulsował jej jednostajną falą, skoro swą postawą i mimiką nie chciała nic zdradzić. Przyglądała się następnie Jaszczurowi z powagą, kiedy oceniał możliwości swej świeżo opatrzonej ręki. Cóż, oby szybko wydobrzał, wszak nigdy nie było nic wiadome. Odprowadziła nowego lokatora posiadłości wzrokiem do drzwi, kiwnąwszy mu ledwie co głową w geście pożegnania, a gdy ostatecznie opuścił już komnatę, zacisnęła mocno usta, spuszczając głowę, lecz nic poza tym. Madness ciągle krzyczał w głowie Tunridy, bluzgając na nią najgorzej jak się dało, lecz nie z taką częstotliwością jak parę minut temu. Chociaż tyle. Podniosła nieco wzrok, utkwiwszy go w Alvaro, kiedy zapytał się o co tak burzyła się Świadomość.
- Co Cię to tak nagle zainteresowało? - burknęła sucho, ponownie wbijając wzrok w podłogę.
- "Każ mu zjeżdżać! Nie jego zasrany interes! Na ch*j się pyta, skoro i tak to go nie interesuje?! Zasrany arystokrata, rzygać mi się chce jak na niego patrzę!" - wrzasnął Madness, na co Tunrida skrzywiła się minimalnie.
- Przestań, nie mów tak... - mruknęła pod nosem, choć to tylko rozśmieszyło Świadomość, ba, i to jak!
- "Ty mi rozkazujesz, śmieciu?! Na drzewo! Za niedługo wydostanę się na zewnątrz, zobaczysz! Pożałujesz, że żyjesz!"
- Cicho bądź... - zduszony i stanowczo przyciszony ton wyraźnie zasugerował o coraz słabszej woli kruczowłosej, która na chwilę obecną zapomniała całkowicie o obecności Alvaro, siedzącego naprzeciw niej.
- "Dopadną cię! Już ja się o to postaram! Trafisz znowu do klatki, może nawet spotkasz siostrzyczkę? Och, byłby całkiem niezły ubaw!"
- ZAMKNIJ SIĘ! - wrzasnęła tym razem ona, cofając się tak gwałtownie w tył, w mrok, że walnęła z całej siły plecami o ścianę, zjeżdżając na podłogę, podsuwając kolana pod brodę, a te obejmując ramionami, jak zwykła robić za czasów przebywania w laboratorium. Cienie wokół niej zaczęły przesuwać się chaotycznie po całym pomieszczeniu, rosnąć i maleć jednocześnie, wypełniając je niewyobrażalnym mrokiem i chłodem, jak gdyby przebywali w jakimś lochu zamiast w jasnej, sypialnianej komnacie.
- Weźcie go ode mnie, weźcie go, przymknijcie, nie chcę zastrzyków, zostawcie... - bełkotała do siebie, zaciskając mocno palce na głowie, którą oparła o kolana.
Cóż, Alv będzie miał nie lada orzech do zgryzienia z uspokojeniem Szklanej Panny, a lepiej należało to zrobić, nim całkowicie zawładnie nią Szaleństwo, które powoli zbierało swe żniwa. Taki mały teścik wytrzymałościowy na, niekoniecznie, miłe zakończenie dnia~.Anonymous - 6 Lipiec 2012, 11:48 Na pytanie służki Alvaro odpowiedział cichym prychnięciem.
- Zawsze mnie interesowało. Dopiero teraz postanowiłem spytać. - odparł równie sucho, cały czas obserwując Tunridę. Jej batalie ze świadomością zawsze zajmowały wysoką pozycję w hierarchii zainteresowań białowłosego, aczkolwiek za każdym razem rogacz napotykał duże przeszkody do zadania jednego, krótkiego pytania które to zainteresowanie mogłoby wyrazić. "Dobrze się czujesz?" spotkałoby się pewnie z szyderczym śmiechem Szklanej Panny. Czerwonooki słuchał jednostronnej dla niego rozmowy, nie wodząc wzrokiem po okolicy. Cały czas tkwił nim w twarzy czarnowłosej, która najwyraźniej traciła powoli kontrolę nad sobą. Wrzask był jednoznaczny. Zaczęło się. Rogacz kucnął nagle przed dziewczyną i zaczął wypowiadać imię dziewczyny w połączeniu z nakazem uspokojenia się. Szalejące cienie nie mogły niestety znaczyć niczego dobrego. Położywszy swoją dłoń na jakże delikatnej dłoni Emerahl, de Averse zmuszony był wykonywać nią powolne, uspokajające ruchy.
- Tun, uspokój się. Nie daj mu przejąć nad sobą kontroli, słyszysz? - mówił całkiem głośno, aby przedrzeć się przez krzyki Szaleństwa wewnątrz głowy biednej kruczoczarnej. Nie żeby pojawiło się u niego współczucie, w żadnym razie. Jednakże dobrze wiedział, jakich szkód może narobić szaleniec przejmujący teraz kontrolę nad "szklanką". Tego na pewno byśmy nie chcieli, zwłaszcza jeśli miałoby wkroczyć wojsko. A okaleczać czy bić Tunridy białowłosy specjalnie nie chciał. Jako Arystokrata z niemal najwyższej półki nigdy nie odważyłby się uderzyć przedstawicielki płci przeciwnej, nieważne co by zrobiła. Postrzelić, oczywiście, ale nigdy nie uderzyć.Anonymous - 7 Lipiec 2012, 22:07 Mruknęła ciche, niezbyt wiarygodne "mhm" na odpowiedź Alvaro odnośnie jego zainteresowania jej rozdwojeniem jaźni. Nie traktowała tego jako poważne zmartwienie, zresztą, dlaczego by miała? Kiedy przebywała w każdym innym towarzystwie, z góry zostawała uznana za zupełnie obłąkaną, skoro rozmawiała sama ze sobą; nie było miejsca na żadne czcze współczucie czy zwykłą, ludzką ciekawość. To by było wręcz śmieszne. Osoby jej pokroju z góry zostawały odsuwane od reszty społeczeństwa jako odrzutki, mankamenty; nikogo nie interesował ich los. Czy samej Tunridzie to przeszkadzało? Skądże znowu, lepiej! Nie miała zamiaru z nikim dzielić się swoimi obawami czy smutkami, gdyż uważała to za co najmniej hańbiące jej godność. Przebywając w laboratorium rzadko kiedy okazywała swe słabości, nie płacząc niemal wcale, mimo potężnych okrucieństw, których doświadczyła. Ta siła trwała więc i do teraz, a wszelkie emocje zostawały tłumione w zarodku, nawet gniew, który kumulując się, przeradzał się w niebezpieczny szał. Była nieporadna, jeżeli chodziło o uczucia - nie rozumiała ich, nie potrafiła ich zbyt dobrze okazywać i nie wiedziała, że to co robiła obecnie tylko jej szkodziło, zamiast pomagać. Cóż, nie miał kto jej tego nauczyć czy wytłumaczyć, przebywając cały czas w zamknięciu, we wrogim dla niej miejscu. Zresztą, nieważne, nie roztkliwiajmy się nad tym niepotrzebnie.
Szklana Panna nie słyszała nawoływań rogacza, a przynajmniej nie na samym początku. Trwała nadal skulona, trzymając się za głowę, jak gdyby ta miała zamiar za chwilę wybuchnąć, nie tylko z bólu lecz i wrzasków Madness, które nabierały na sile. Czuła, że za chwilę nie wytrzyma, a Świadomość przejmie w końcu nad nią kontrolę. Szczerze mówiąc, podświadomie wręcz o to błagała, byleby nie musiała nadal znosić tego cierpienia, tak podobnego do tego, który znosiła parę lat temu w laboratorium. Pragnęła teraz tego, czego zawsze się obawiała - pragnęła doświadczenia tej słodko-gorzkiej niewiedzy, zapadnięcia w mrok na sekundy, może minuty albo też godziny, nieważne. Chciała odciąć się od bólu, który zaczął wypełniać całe jej ciało, rozchodząc się po nim wolno, jak gdyby sprawiało mu to przyjemność, satysfakcję. Okropne...
Zacisnęła machinalnie mocniej palce na głowie, gdy poczuła dotyk ręki Alvaro na swej dłoni. Jęknęła głucho, jakby sprawiło jej to jeszcze większy ból, choć w zasadzie... ten gest niejako ją uspokoił. W czasie "ataków" nigdy nie było przy niej nikogo, lecz teraz, pamiętając mgliście o wcześniejszej obecności rogacza w komnacie, uznała że dotyk dłoni niechybnie należał do niego. W dodatku, nie był on bolesny, co było nad wyraz zaskakujące, a delikatny, wręcz pokrzepiający. Madness, gdy tylko wyczuł lekkie uspokojenie swego ciała, ryknął wściekle, nie mając zamiaru poddać się tak łatwo. Tunrida jęknęła nieco głośniej, z wyraźną boleścią, a cienie natychmiastowo wypełniły cały pokój, zamykając możliwość dostania się jakiegokolwiek światła z zewnątrz do obecnego kokonu. Ciało dziewczyny ponownie uderzyło z impetem plecami o ścianę, zamierając nagle bezwładnie, niczym wyłączona lalka.
- Za późno... - odezwał się przyciszony, syczący, zdeformowany niski głos. Na Alvaro łypnęły złowrogo zupełnie czarne oczy, definitywnie nie należące do kruczowłosej, a wraz z nimi pojawił się drwiący uśmieszek, nie zwiastujący niczego dobrego. Madness odrzucił rogacza parę metrów w tył za pomocą telekinezy, aby tylko odsunąć go od siebie jak najdalej, nieważne czy rozwalił przy tym łóżko, wazon, szafkę, cokolwiek. Zbytnia bliskość, szczególnie tego jegomościa, była odrażająca.
- Nie rozumiem tej głupiej dziewki. Jeszcze chwila, a wróciłaby do siebie, zabawne... - wstał dość chwiejnie, patrząc na Alvaro z widoczną odrazą i nie złażącym, kpiącym uśmieszkiem na ustach, należących do Tunridy. Zerknął pobieżnie na drzwi, powracając po krótkiej chwili wzrokiem ponownie do białowłosego.
- Nie mam zbyt wiele czasu, ze względu na te twoje zapchlone kundle, no i Tunridzia zaczyna się wściekać. W każdym razie, mimo że cię szczerze nie znoszę, mam dla ciebie małą propozycję. - podszedł do Alvaro nieco bliżej, patrząc na niego z góry protekcjonalnie. - Ciałko naszej kochanej Szklanki zaczyna wyraźnie słabnąć, więc przy dobrych lotach i odpowiednich bodźcach, za niedługo całkowicie przejmę nad nią kontrolę. I ty możesz mi w tym pomóc, ba, ty doskonale się do tego nadasz! Wystarczy tylko, abyś doprowadzał Tunridę do skraju złości możliwie jak najczęściej, a ja zajmę się później resztą. Dzięki temu, jej ciało i psychika w końcu skapitulują, a ja wydostanę się na wolność. W zamian za to, pomogę ci zawładnąć Krainą Luster, na pewno bardziej efektywnie niż zrobiłby to ten śmieć. Nie nadaje się do niczego, zresztą, w MORII mówili to samo. Aż dziw, że udało jej się uciec. - zaśmiał się wrednie, spoglądając po chwili ponownie na arystokratę.
- Więc? Co ty na to? - dopytywał Madness, oczekując (oczywiście) wyłącznie potwierdzającej odpowiedzi. Innej nie przewidywał, wiedząc o ambicjach Alvaro, które łatwo można było zaspokoić z umiejętnościami Świadomości.Tyk - 8 Lipiec 2012, 00:21 Jeeeej, aż tak jest nudno, że tutaj napiszę posta!
Jego Wysokość Mistrz Gry
Ogłasza co następuje:
Strażnicy już dawno rozgościli się w posiadłości zajmując większość drzwi, a przynajmniej wszystkie ważne oraz ustanawiając patrole wokół posiadłości. Kilku dostało za zadanie pilnowania dolnych poziomów, lecz z oczywistych powodów nie było konieczności utrzymywania tam zbyt dużych sił. Trochę jednak żołnierzom zajęło zakwaterowanie się, a przynajmniej tym, którzy akurat nie pełnili służby jako straż. Ich dowódca, którego stworzę, nazywał się Marcus Westro i był człowiekiem nad wyraz interesujący przez całkowity brak jakichkolwiek ciekawych zainteresowań. Dość jednak już o nim, gdyż jego jedyny cel tutaj, to aby móc zameldować o gotowości do pełnienia służby całego oddziału. Tak, właśnie teraz wszedł do pomieszczenia, w którym właściciel posiadłości się znajdował. Jego zielone oczy w typowy dla żołnierza sposób skupiły się na celu. Zresztą czy było coś innego do oglądania, gdy w dłoni dzierżony był list, którego treść podam Alvaro na GG bądź na PW, do wyboru można powiedzieć. Wracając jednak do samego gwardzisty. Przy sobie miał tylko szpadę paradną i jakiś pistolet. Na głowie brak jakiegokolwiek hełmu czy czapki, a na plecach czerwoną pelerynę. Do tego mundur był ukryty pod kirysem. Z głośnym stukotem butów podszedł na odległość około dziesięciu metrów od Alvaro i zasalutowawszy powiedział:
-Melduję, że cały oddział został zakwaterowany. Od dziś, aż do odwołania moi ludzie będą pełnić regularną służbę w tym domu jako jego garnizon. Mam również list dla pana de Averse od jego wysokości arcyksięcia Agasharra Rosarium.
Po tych słowach wyciągnął dłoń z wiadomością w stronę gospodarza, i chyba jakby kątem oka spojrzał na pewną osobę, lecz pewnie to tylko złudzenie optyczne. Jeszcze sobie pozwolę dodać maleńki ps. Arystokracja nie otwiera sobie drzwi! Od tego jest służba i w tym wypadku wojsko, żeby to robić, ale uznajmy, że tam jeszcze nie dotarli. Za to dotarli przed kapitanem i mu otworzyli drzwi, a od teraz będą je otwierać zawsze! Bo się zakurzą w tak spokojnym domu tylko chroniąc Co więcej taka straż postawiona przed drzwiami może dostać wyraźny rozkaz, aby nikogo nie wpuszczać.
I nie przejmujcie się, on przecież niczego nie słyszał, prawda? Poza tym, a piszę tu do tych co są zaniepokojeni, on sobie niebawem pójdzie! Nawet go nie obchodzi nietypowy wystrój pokoju.
Anonymous - 8 Lipiec 2012, 11:15 U Alvaro sprawa z akceptacją i siłą psychiczną wyglądała nieco inaczej. Miał kochającą rodzinę, przyjaciół, beztroskie życie, to prawda. Dopiero później zaczęły zachodzić całkiem drastyczne zmiany. Jak zgon ojca, a potem samobójstwo matki. Aż dziwne, że małe dziecko z takimi przejściami wyrosło na osobę dumnie noszącą miano Alvaro de Averse, przy okazji mając na sobie pseudonim "Subtelny Kłamca". Do tego wszystkie te powiązania z MORIĄ, Stowarzyszeniem Czarnej Róży czy też Karcianą Szajką. Widać zasadniczą różnicę pomiędzy życiem białowłosego rogacza a czarnowłosej dziewczyny - wolność. Swoboda ruchów, chodzenie gdzie się żywnie podobało, te sprawy. No i oczywiście, wolność od bycia atakowanym nikczemnymi strzykawkami, tak. Wracając jednak do pierwotnego tematu, jakim powinno być opisanie poczynań Alvka w obecnej sytuacji - było dosyć nieciekawie. Arystokrata zaklął pod nosem, słysząc ów zdeformowany głos. Wiedział co się szykowało i już zaczął się odsuwać, kiedy z impetem poleciał na łóżko. To nie było w żadnym wypadku miłe, ale czegóż innego można się spodziewać po kimś takim, jak Szaleństwo? Rogaty podniósł się i usiadł na swoim posłaniu, z dosyć wrednym spojrzeniem utkwionym w czarnych oczach. W takich ciemnościach jak te, dosyć ciemno było trafić we właściwe miejsce. Ale to się zaraz załatwi.
- Gdyby nie jej ciało, dawno dostałbyś kulkę w łeb, śmieciu. - odparł na jego "propozycję" czerwonooki. Oczywiście, że jego ambicje mogły być łatwo spełnione. Przecież to takie proste, kiedy ma się skończonego drania w swych szeregach.
- Od ciebie prędzej dostanę nóż w plecy, niż jakąkolwiek p... - przerwał, słysząc otwierane drzwi. Zastanowiło go, kto jest tak śmiały aby przeszkadzać mu w dosyć niezręcznej sytuacji. Był to generał, którego dziewiętnastolatek spotkał przed drzwiami wejściowymi do domu, jak jeszcze prowadził Itzateca do środka. Westchnął cicho, podchodząc do mężczyzny i odbierając list. Krótkie "Wybacz, ale mamy do załatwienia ważną sprawę na osobności. Powiedz wszystkim żołnierzom, że jestem szczerze przekonany, że praca tutaj nie będzie dla nich trudną, w żadnym wypadku" zostało użyte jako wymówka na wypędzenie Marcusa. Po jego wyjściu Arystokrata spojrzał jeszcze w stronę drzwi, a kiedy zostały one zamknięte, list rzucił na łóżko i stanął przed nadal opętaną Tunridą. Wyraz jego twarzy wrócił do tej jadowitej formy, pełnej nienawiści do Świadomości.
- Wypuść ją i już nie wracaj. - wydusił z siebie, będąc chyba trochę zbyt dumnym na rozmawianie z czymś, co powstało w głowie jego służki z inicjatywy ludzkich naukowców. Do tego chciało się jeszcze wydostać, nie mając jakiegokolwiek prawa, aby to uczynić. Jednakże, w całym tym zajściu tkwiło też podłoże taktyczne. Alvaro miał już, nazwijmy to, pionka który miał zajmować się sprawami siłowymi, a możliwe że niedługo zdobędzie drugiego. Trzeci jest mu zupełnie niepotrzebny, zwłaszcza jeśli ma to być facet uwięziony w ciele Szklanej Panny. Lepiej mieć ją w oryginale i wysyłać od czasu do czasu na przeszpiegi, niż kombinować z okiełznaniem Madnessa i do tego uważać na wspomniany wcześniej nóż w plecy. Białowłosy stał z założonymi na klatce piersiowej rękami, aby dać Szaleństwu do zrozumienia, że ma pójść do diabła jak najprędzej. Oczywiście de Averse nie spodziewał się jego zbyt szybkiego odejścia. Od czego jednak był szósty zmysł?Anonymous - 8 Lipiec 2012, 20:24 Madness zagwizdał lekceważąco na groźbę rogacza. Jasne, kulkę w łeb, och, oczywiście! Mógłby spróbować szczęścia, o ile wcześniej zdążyłby sparować atak Świadomości, co byłoby nie lada wyczynem z tak wysportowanym i szybkim ciałem Tunridy. Kiedy kontrolę przejmował Madness, nigdy się nie patyczkował, jakby zrobiła to kruczowłosa. Pomimo jej ciągłych zarzekań, iż nie zawahałaby się zabić, i tak miałaby z tym opory. W końcu była to tylko cholernie krucha kobieta, z przedziurawioną jak ser psychiką. Myślała, że może przenosić góry z tą swoją determinacją, choć gdyby przyszło co do czego, na pewno by stchórzyła. Tak przynajmniej sądziło Szaleństwo, które w swoich osądach było nad wyraz śmiałe i bezpośrednie. Czego można się było spodziewać po tej sztucznej osobowości, stworzonej z zachcianki MORII? Na pewno niczego dobrego.
Twarz Szklanki wykrzywił jeszcze bardziej drwiący uśmieszek, usłyszawszy początek drugiego zdania Alvaro, lecz ten nagle zrzedł, gdy do środka, całkiem niespodzianie, wszedł jakiś żołnierz. Lodowate spojrzenie czarnych oczu spoczęły na, zapewne, generale, całej armii, a sam Madness wycofał się nieco bardziej pod ścianę, jak gdyby obawiał się reakcji mężczyzny na taki widok. W końcu, jakby nie było, w całym pomieszczeniu było ciemno niczym w grobie, no i widok "zdominowanego" białowłosego przez z pozoru zwykłą, bezbronną dziewczynę, nie był niczym normalnym. Jeżeli jeszcze dosłyszał wcześniejsze odgłosy walki Tunridy ze Świadomością, jej krzyki i jęki, było to niczym gwóźdź do trumny. Nic szczególnego jednak się nie wydarzyło, a sam żołnierz odszedł jak gdyby nigdy nic, nie zwracając zupełnie uwagi na to, co wokół niego się działo. Cóż, tym lepiej dla Madness - jakoś nie miał szczególnej ochoty na potyczki z generałem, a co dopiero całą armią uzbrojonych po zęby kundli, z Alvaro na czele.
Utkwiony wcześniej w dwuskrzydłowe drzwi wzrok przeniósł z powrotem na rogacza, kiedy ten podszedł do niego, żądając opuszczenia ciała Tunridy. Zmrużył wściekle oczy, czując jak kryształowe paznokcie wbijają się w dłonie dziewczyny, zaciskane mocno w pięści ze złości. Uśmiechnął się jednak po chwili krzywo, jak gdyby słowa białowłosego nie zrobiły na nim szczególnego wrażenia, lub raczej, nie wpłynęły na zmianę planów Świadomości.
- Jesteś jeszcze większym idiotą niż dotychczas myślałem. Wolisz polegać na zwykłej, głupiej dziewczynce niż na prawdziwie doświadczonej osobie. Cóż za mądrość... - prychnął jadowicie, sięgając szybko do kieszeni szortów, z których wyciągnął niewielki nóż sprężynowy, otwierając go natychmiast. Och tak, chwała Szklance, iż nauczyła się walczyć; chociaż do tego się przydała.
- So... Let's play! - Madness wyszczerzył się nieprzyjemnie, gotów do pierwszego, szybkiego ataku, gdy nagle znieruchomiał, usłyszawszy w głowie pełne determinacji wrzaski:
- Ani się waż, ty sku*****nie! Wypuść mnie, do cholery, słyszysz?! WYPUŚĆ! - choć Tunrida nigdy nie pamiętała co działo się podczas ataków, podświadomie zawsze walczyła z Madness, gdy przejmował nad nią kontrolę, tak jak on zawsze z nią. Będąc teraz po tej "drugiej stronie", całą swą siłą trzymała Szaleństwo w bezruchu, aby nie zdołał kiwnąć choćby palcem. W końcu, bądź co bądź, to było JEJ ciało i to ona posiadała nad nim prawowitą i największą władzę.
- Puść mnie, ty głupia dz*wko! Pochlastam mu tę wypacynkowaną buźkę! Podziurawię! Rozkroję! Zabiję! - odgrażał się na głos Madness, próbując się ruszyć, choć nadal stał przytwierdzony do podłogi, niczym skała.
- Powiedziałam: WY-PUŚĆ-MNIE!!! - Szaleństwo ryknęło z bólu, czując niewyobrażalny ból, rozchodzący się po całej głowie i ciele, wypuszczając bezwładnie nóż, który upadł z cichym łoskotem na posadzkę. Złapał się za głowę, wyginając na wszystkie strony w nienaturalny sposób, godny najlepszego horroru, tkwiąc ciągle w jednym miejscu. Trwało to nieco dłuższą chwilę, gdy nagle zdeformowany krzyk zabrzmiał wyjątkowo dziewczęco, choć w pełni boleśnie. W pewnym momencie, nagle, wszystko ucichło. Tunrida spojrzała wielkimi, przerażonymi, zaszklonymi od łez, akwamarynowymi oczami wprost na Alvaro, straciwszy po chwili przytomność. Czy runęła na podłogę, czy też rogacz jednak zdołał ją pochwycić, nieważne. Fakt był faktem, iż dziewczyna, zupełnie wycieńczona, zemdlała na długie godziny, a cienie, jakie wcześniej wypełniały pokój, zniknęły, wpuszczając w końcu do komnaty zbawienne, zachodzące promienie słoneczne. Cóż za rozkosz...Anonymous - 8 Lipiec 2012, 20:54 Szczęśliwie Madness nie był nawet w najmniejszym stopniu świadom Szóstego Zmysłu, czyli ostatecznej obrony w arsenale Alvaro. Nawet gdyby znalazł słaby punkt w walce wręcz z białowłosym i już miał zadać mu śmiertelny cios, ten nagle znalazłby się za nim (nią?) i trzymał nadgarstki w dosyć mocnym uścisku. W przeciwieństwie do reszty przypadków, gdy zamiast zniewolić nadgarstki, rogacz przykładał pistolet do głowy i od razu strzelał. Były to stare dobre, czasy, albowiem Alvek nie miał już ponownie okazji do powalczenia z kimś na serio. Możliwe, że tak już zostanie na dłużej, skoro sam sobie buduje własną mini-armię złożoną z wielu, potężnych istot. A kiedy już skończy, na pewno nie będzie musiał samodzielnie radzić sobie z natrętnymi osiłkami. Głośne prychnięcie, pełne pogardy, wydobyło się z Arystokraty tak szybko, jak tylko Szaleństwo skomentował jego decyzję, przy czym wyjął nóż sprężynowy. Niewzruszony rogacz stał w bezruchu świadom swoich umiejętności, ale tego, co się potem stało, kompletnie się nie spodziewał. Czyli wrzeszczenie w umyśle działało obustronnie? Jak dobrze to wiedzieć. Teraz, kiedy tylko Madness przejmie kontrolę, wystarczy dopingować Tunridę w psychicznych zmaganiach z nim. Chyba nie było prostszego sposobu. Nóż upadł na ziemię, a de Averse już miał podchodzić i unieruchamiać nadgarstki dziewczyny, kiedy chwilę po zignorowaniu komentarza Świadomości zobaczył znajome, zaszklone i pełne łez, akwamarynowe oczy. Nie zatrzymał się jednak w swoich planach, chociażby z racji powolnego opadania dziewczyny na podłogę. Jak to zawsze w opowieściach romantycznych się działo, dziewiętnastolatek złapał swoją służkę w połowie drogi. Westchnął cicho, uśmiechając się. Chyba jednak naprawdę woli Szklaną Pannę z tak silną wolą walki zamiast drania, który tylko czeka na okazję aby pozbyć się Alvaro. Mężczyzna powolutku podszedł do łóżka, z Emerahl na rękach, po czym położył ją na nim ostrożnie. Puszczając pannę wolno, zabrał list spod jej nóg, kładąc go jeszcze gdzieś na szafce. Biedna kruczoczarna, teraz pewnie będzie musiała długo odpoczywać. Czerwonooki westchnął ponownie i rozpiął swoją marynarkę, odwieszając ją po chwili do szafy z ubraniami. Wyjął koszulę ze spodni, również rozpinając w niej wszystkie guziki. Potem, w zaufaniu do swojej służki, że nie będzie go podglądać, poszedł do łazienki znajdującej się w pokoju obok. Tam umył się, co zajęło mu może z dwadzieścia, trzydzieści minut. Potem wrócił do pokoju i odwieszając wszystkie ubrania do szafy, a pantofle stawiając na jej dnie. Tym razem postanowił ubrać się trochę mniej oficjalnie, wybierając czarną koszulkę z logiem zespołu Iron Maiden (<3) lekko starte jeansy i jakieś zwyczajne, białe trampki. Taki ubiór zupełnie do niego nie pasował, ale był przynajmniej wygodny, a na razie o to chodziło. Kolejnych kilka minut rogacz spędził na szukaniu sobie dogodnego miejsca do spania. Tunrida nie byłaby zadowolona, widząc kto obok niej leży, a przecież Al wcale nie chciał, aby Madness zyskał nawet najmniejszą przewagę. Niestety, nie było innej opcji. De Averse zdjął buty i położył się ostrożnie obok kruczoczarnej, nawet nie podnosząc kołdry. Nie chciał się z tym męczyć, a przecież nie było nawet zimno. Nawet nie zdejmował ubrań, żeby Emerahl sobie nie pomyślała czegoś złego. Założywszy ramiona pod głowę, leżał z wzrokiem wlepionym w baldachim. Parę chwil później odszedł w objęcia Morfeusza, kompletnie nie rozplanowując tego, co mogło się stać gdyby ktoś ich nakrył.Anonymous - 9 Lipiec 2012, 01:10 Owszem, zawsze można było spróbować dopingu w walce Tunridy z Madness, lecz szczerze mówiąc, rzadko kiedy dochodziło do sytuacji, w których Szklana Panna usłyszałaby cokolwiek z zewnątrz. Tylko teraz, w tej jednej sytuacji, niespotkanej od wielu, wielu lat, zachowała niejaką trzeźwość własnego umysłu, nie dając się zdominować Świadomości do samego końca. Stąd też jej niesamowita wola walki i siła, dzięki której udało się zatrzymać Szaleństwo w miejscu zanim wyrządziłby zbyt wiele krzywd. Nie gwarantowało to jednak tego, że tak będzie zawsze. W pewnej kwestii Madness miał rację - Tunrida słabła z każdym kolejnym atakiem, a Świadomość zbierała coraz większe żniwa, siejąc jeszcze większe spustoszenie w jej i tak już udręczonym umyśle. Jeżeli sytuacja w najbliższym czasie nie poprawi się, kto wie czy groźby Szaleństwa faktycznie się nie sprawdzą.
W każdym razie, ważniejsze na chwilę obecną było to, iż Szklana Panna spała. Spała snem kamiennym, udręczona wydarzeniami z ostatnich minut, godzin i dni, a przez jej głowę nie przeszła ani jedna senna mara. Wyraźnie wycieńczona, nie miała już najmniejszych sił, aby jeszcze śnić o czymkolwiek, a sam Madness, również nie w pełni w swych sił, nie będzie się odzywał jeszcze przez długie godziny. Tak, był to jeden jedyny plus po atakach - ta błoga cisza i spokój, które otulały cały, biedny umysł Tunridy, dając mu wytchnienie choć na te parę godzin.
Nie zdawała sobie najmniejszej sprawy, że jej sen będzie trwał aż do samego rana, co nie często jej się zdarzało. Czyżby było to spowodowane tak dużym wysiłkiem, który dopiero teraz odczuła? A może raczej było jej po prostu... wygodnie na tym... miękkim łóżku?! Odwrócona na bok, otworzyła nagle oczy, kiedy do jej umysłu zaczęły dochodzić wszelkie bodźce zewnętrzne i fakty, jak chociażby ten, że jest jej całkiem komfortowo. Jaki widok zastała, kiedy tylko uchyliła ospałe jeszcze nieco powieki? Śpiącego Alvaro, zwróconego również w jej stronę, wyglądającego przy tym tak niewinnie, jak gdyby wszelkie grzechy i okropności tego świata go nie dosięgnęły. Na ten obrazek, Tunrida usiadła raptownie, odsuwając się z przerażeniem jak najdalej od rogacza, jednak tak, by nie zlecieć z łóżka czy przypadkiem (o mój Boże!) nie zbudzić de Averse, Spojrzała szybko najpierw na siebie, a potem na białowłosego sprawdzając, czy oboje mają na sobie ubrania. Mieli, w dodatku niemal nienagannym stanie, a więc nic, czego mogłaby żałować do końca żywota, na pewno nie doświadczyła. Odetchnęła cicho z wyraźną ulgą, spoglądając już spokojniej na swego pracodawcę. Chyba jej się zdawało, ale... tak, chyba pamiętała, po raz pierwszy, mgliście cokolwiek z wczorajszego ataku. W dodatku, w głowie utkwiły jej jakieś nawoływania Alvaro i jego zapewnienia, że nie chce pomocy Madness, a jedynie jej. Zacisnęła mocniej usta, czując jak słodki rumieniec zaczyna oblewać jej poliki, a ona nadal patrzy na Alvka jak w obrazek. Przeklęła jednak cicho pod nosem, potrząsając energicznie głową.
- Bzdura, zresztą, i tak powiedział to, bo miał w tym cel... - wytłumaczyła sobie pod nosem sucho. Mimo to, po krótkiej chwili wahania, wyciągnęła niepewnie dłoń, którą odgarnęła delikatnie parę kosmyków włosów z twarzy rogacza, zakładając je za jego ucho, przyglądając mu się z uwagą. Trwała tak przez chwilę, aż w końcu wstała z łóżka, wyszperała z szuflady długopis oraz kartkę, na której napisała krótki, treściwy komunikat:
"Jak wspominałam, wyjeżdżam na jakiś czas. Przepraszam za wczoraj i... dziękuję. Tunrida."
Odłożyła papier na szafkę nocną w widocznym miejscu, zerkając pobieżnie na list, leżący obok jej kartki. Wyglądał co najmniej oficjalnie, lecz nie mając zbyt wiele czasu, lub raczej, obawiając się, że Alvaro zaraz się obudzi, poczęła szybko, acz cicho zmierzać ku drzwiom, aby jak najszybciej się stąd ulotnić. Ciekawe tylko czy jej się to powiedzie?Anonymous - 9 Lipiec 2012, 09:03 Białowłosy nie spodziewał się, że aż tak szybko zaśnie. Oczywistym faktem jest to, że problemy ze snem miał tylko dlatego, że lubił sobie przed snem podsumować cały dzień, a potem z tych podsumowań wychodziły rozmyślania na długie, ale to bardzo długie godziny. Kończyło się na tym, że rogaty spał zwykle po dwie, trzy godziny. Tego dnia jednak było inaczej. Kto wie, może to obecność Tunridy dodała mu jakiejś otuchy, czy czegokolwiek, że nie musi radzić sobie ze wszystkim sam. Jeśli jednak iść tym tropem, to tak samo byłoby z niebieskofutrym jaszczurem, dlatego też od razu nasuwa się wniosek, że to nie wina obecności kruczoczarnej. A może... Może jej zwycięstwo nad Szaleństwem dało mu powód do spokojnego zaśnięcia? Szczerze, można się nad tym wszystkim zastanawiać przez naprawdę długi, długi czas. Lepiej jednak będzie przejść do snu, który zawładnął umysłem czerwonookiego na całą noc. Śniła mu się alternatywna ścieżka jego życia, czyli ta, którą szedłby gdyby nie utrata obojga rodziców. Nie było to jakieś specjalnie złe, czy dobre życie. Na pewno różniło się obecnością Beliala i jego ukochanej w życiu synka. Stopień zamożności był jednak o wiele mniejszy niż obecnie, a to znaczy że babranie się w sprawach politycznych dało Alvaro jakieś korzyści. Czyli jednym słowem - coś za coś. Utraciwszy rodzinę, zyskał bogactwo. Nie był to jednak zbyt dobry układ, gdyż rogacz wyrósł nam na dosyć fałszywą osobę. Tak czy inaczej, przyszła chyba pora się wybudzić. Dziewiętnastolatek poczuł delikatny dotyk dłoni na swojej twarzy. Nie zareagował jednak w żaden sposób, a tylko nasłuchiwał, co się dzieje. Łóżko poruszyło się charakterystycznie, dając do zrozumienia, że ktoś z niego wstał. Mogła to być Tunrida, ale mogła to też zawsze być Amelia, czyż nie? Otóż nie! Ciężar różnił się od tego, który ciągnął się za dziesięciolatką, na pewno. Alvaro otworzył jedno oko. Ukazała mu się Szklana Panna, która zaczęła pospiesznie iść w stronę dwuskrzydłowych drzwi. De Averse obrócił się na plecy i usiadł na łóżku, jak gdyby nigdy nic.
- Zjadłabyś coś na śniadanie, a nie od razu w drogę, Tunrido. - powiedział spokojnie, jak zresztą zawsze, przeciągając się. Założył wybrane poprzedniego wieczora buty i powędrował do szafki, na której zostawiła coś kruczoczarna. Króciutka notka, jakież to było przewidywalne. Alvek przeczytał ją szybko i uśmiechnął się sam do siebie. Wreszcie mu za coś podziękowała. Pierwszy i zapewne jedyny raz. Odłożywszy kartkę na półkę, Arystokrata sięgnął po list od Rosarium, który był rzucany po pokoju już od jakiegoś czasu. Zerwawszy pieczęć, mężczyzna wyjął zdobiony papier i przeczytał jego treść. Oficjalna jak zwykle, odnosząca się ledwie do wojsk, niczego więcej. Zresztą, było to cholernie przewidywalne. Nawet kwestia współpracy Agasharra z paniczem de Averse, jeśli chodzi o linię kolejową przebiegającą przez całą Krainę Luster nie była w najmniejszym stopniu ważna. Ale to było do przewidzenia.Anonymous - 9 Lipiec 2012, 10:57 Już prawie była u celu. Już prawie! Dzieliły ją ledwie centymetry od dotknięcia, choćby opuszkiem palca złotej klamki, która w obecnej chwili była niczym wybawienie. Doskonała ucieczka z miejsca zbrodni. Mogła sobie teraz pozwolić na tą chwilę, ekhm, tchórzostwa, póki Madness sam zapadł w swego rodzaju sen i nie będzie jej tego wypominał. Tak, doskonale, nareszcie zrobi coś zupełnie samodzielnie, z własnej, nieprzymuszonej woli! Szkoda tylko, że musiała to być akurat tak haniebna ucieczka, lecz jakoś... nie miała ochoty rozmawiać teraz z Alvaro. Nie potrafiła, nie po tym co wczoraj się wydarzyło. Nigdy po atakach nie była zbyt skora do rozmów, woląc uspokoić się samotnie w ciemnym, odludnym miejscu, w którym odzyskiwała siły oraz harmonię, bez zbędnego biadolenia jej nad uchem czy znoszenia tego nieznośnego towarzystwa. Ach, szkoda tylko, że i teraz nie będzie jej to dane, choć naprawdę szło jej niemal wyśmienicie!
Nie zareagowała szczególnie na odgłosy, świadczące co najmniej o przewróceniu się z boku na bok uznając, że rogacz nadal słodko śpi. Jakże wielkie było jej niezadowolenie, gdy wśród wymienionych wcześniej dźwięków, do jej uszu doszły i słowa, zwrócone w jej kierunku. Z dłonią na klamce, zamarła nagle w bezruchu, schylając głowę z zagryzioną mocno dolną wargą. Mruknęła pod nosem ledwie słyszalne "Szlag!", zabierając rękę z wihajstra, patrząc na niego wręcz tęsknie. Cholera, dlaczego los ciągle był przeciwko niej?! Wyprostowała się w końcu nieco, odwracając niespiesznie ku Alvaro, utkwiwszy w nim swoje naturalnie poważne, akwamarynowe oczy, z miną bez jakiegokolwiek wyrazu. Tak, nie ma to jak "stara", niekoniecznie dobra, Tunrida.
- Droga na czczo mija szybciej niż z pełnym żołądkiem. - wytłumaczyła się beznamiętnie, wzruszając lekko wątłymi ramionami w obojętnym geście. Przeniosła wzrok na leżący wciąż na podłodze, nieschowany nóż sprężynowy, którego chciał wczoraj użyć Madness. Och, cóż za strata, przez ten pośpiech zapomniałaby o swojej ukochanej zabawce, bez której nigdzie się nie ruszała. No, oczywiście nie licząc przy tym sztyletów, poukrywanych tu i tam. Postąpiła więc parę kroków do przodu, zabierając nóż z podłogi, który pieczołowicie obracała w dłoni, przyglądając się mu z uwagą.
- "Zrobiłam" wtedy coś... czego nie powinnam? - spytała niepewnie, woląc wiedzieć o wszystkich faktach, jakie miały miejsce podczas przejęcia kontroli nad jej ciałem przez Madness. Po raz pierwszy pamiętała mgliście co nieco, to fakt, lecz nadal w jej umyśle znajdowało się milion małych luk, które łącząc się, tworzyły jedną, wielką, czarną plamę niewiedzy. Nigdy nie lubiła tego uczucia, nienawidziła tego, a po wszystkim, gdy już dochodziła do siebie, modliła się szczerze, aby nie dowiedzieć się czegoś okropnego, co nieświadomie uczyniła, lub raczej, co uczyniła Świadomość. Jej ciałem.
Zamknęła ostrożnie nóż, chowając go następnie do kieszeni szortów, zerknąwszy kątem oka na białowłosego, nie ruszając się jednak z miejsca ani o krok.
- Co to? - spytała, mając na myśli, oczywiście, treść listu i od kogo on był. Od samego początku, gdy go zobaczyła, ciekawiła dziewczynę treść ów karteluszki, tym bardziej, iż nie pamiętała jak on się tu znalazł i kto go przyniósł. Cóż, życie.Anonymous - 9 Lipiec 2012, 11:23 Alvaro był oczywiście w pełni świadomy tego, jak "zagrodził" Tunridzie drogę do wyjścia. Domyślał się, że tylko kilka centymetrów dzieliło ją od wydostania się z pokoju, który teraz był niczym klatka. Oczywiście, jeśli spora sypialnia, z bardzo wygodnym łóżkiem i przestronną łazienką, mogła być w jakimkolwiek stopniu zła, czy ograniczająca czyjeś ruchy. Zresztą, przecież kruczoczarna tak uwielbiała jego łóżko, widać to było już podczas wejścia do pokoju z jaszczurem. Swoją drogą, całkiem zabawnie było zobaczyć Szklaną Pannę zrywającą się z łóżka, jakby oparzona ogniem piekielnym. Rogacz już od tamtej pory wiedział, że zaproponowanie jej snu w jego pokoju, podczas gdy on przeniesie się na kanapę w salonie, będzie całkiem dobrym sposobem na uspokojenie jej i strzelenie Szaleństwu w kolano psychicznym pociskiem. Jednakże w chwili obecnej, mężczyzna o czerwonych oczach obrócił się twarzą do swojej służki, zdobioną kartkę z treścią listu odkładając na kopertę, rzuconą wcześniej niedbale na szafkę. Białowłosy westchnął tak, jak zwykle to robił przed długimi wywodami, aby trochę się z dziewczyną o akwamarynowych oczach podroczyć, po czym zaczął mówić.
- Tylko tyle, że próbowałaś mnie zabić. Poza tym, sukinsyn chciał żebym pomógł mu się wydostać. - przy czym obserwował, jak Szklana Panna podnosi swój, wypuszczony wczoraj z rąk pod wpływem walki psychicznej, nóż sprężynowy. Nie była to specjalnie groźna broń w otwartym zwarciu, zwłaszcza z kimś, kto śmiertelnych ciosów potrafi spokojnie uniknąć, a przy tym wyprowadzić niemalże niewidoczną dla ludzkiego oka kontrę. Życie handlarza informacjami sprowadzało ze sobą wiele okazji, aby tej mocy używać na pełnych obrotach. Bo ile to razy ktoś próbował wystawić zdrajcę na pastwę osób, o których informacje zostały zdradzone? Mimo ich własnej świadomości, że czynią tak a nie inaczej, gdyż walutą, którą najchętniej akceptował rogaty, były właśnie informacje, sekrety, plotki. Każdy wiedział, do czego może doprowadzić wyjawianie takich spraw paniczowi de Averse. A jednak zawsze chciał go dopaść za podanie ich dalej. Dziwne, doprawdy.
- Pozdrowienia i trochę mało istotne informacje co do armii, od Agasharra Rosarium. To Upiorny Arystokrata, który poniekąd "pożyczył" nam wszystkich tych żołnierzy. - odparł Alvaro na kolejne pytanie Tunridy. Niespecjalnie zdziwił go fakt, że takowe pytanie w ogóle padło. Kruczoczarna zwykle była ciekawa takich spraw, więc wypytywanie o nie było już dla niej z lekka typowe. Zaś nietypowym był gest, który wykonała przy wstawaniu. Czemu pozwoliła sobie dotknąć jego twarzy, przy ruchu odgarniania mu włosów za ucho? Czemu w ogóle zechciała mu te włosy odgarnąć? Było to trochę dziwne, że osoba która podchodziła do niego niejako oschle i niezbyt przyjacielsko, zaczęła się interesować tym, co dzieje się z białymi kudłami panicza de Averse. Ach, te kobiety. Zawsze bardziej zagadkowe niźli pytania Sfinks w mitologii greckiej, która za brak odpowiedzi zrzucała podróżnika w otchłań. Doprawdy, aż dziwne, że Edyp podołał takowej.Anonymous - 9 Lipiec 2012, 13:31 Że niby ona miałaby spać... tutaj? W tej komnacie? Cóż za absurdalny pomysł! Przecież zaśnięcie raptem dwa razy na jego łóżku nie było niczym zdrożnym, a tym bardziej, nie powinno sugerować, iż faktycznie było jej tu najwygodniej. A czy faktycznie była to prawda? Oczywiście, że tak, choć sama Tunrida nie zamierzała dopuścić do siebie tej myśli, jakkolwiek nie byłaby ona przyjemna. Miała własny pokój, własne łoże, własny kąt; powinna tam rezydować i tylko tam, nigdzie indziej. Przecież przez wzgląd na siebie, nie pośle Alvaro na salonową sofę czy pokój dla służby, nawet jeśli z czystej złośliwości podczas ich sprzeczek, na pewno tak właśnie by powiedziała. Słowa były jedną sprawą, a prawdziwe intencje i czyny, drugą. Nie stawiała swojego dobra ponad inne - byłoby to do niej niepodobne, co najmniej! Życie dało jej już wystarczająco w kość, dlatego nie oczekiwała teraz żadnych cudów ani przesadnych wygód - zwyczajnie nie było jej to potrzebne do szczęścia, choć jej ciało "mówiło" wyraźnie co innego. Lecz cóż to, czy ciało miało w tym względzie jakiekolwiek prawo głosu? Absolutnie żadnego, a przynajmniej w mniemaniu Tunridy.
Schyliła głowę nieco niżej na odpowiedź Alvaro. Och, to zdołała jakoś zarejestrować w swej umęczonej głowie, lecz i tak pamiętała owe wydarzenie wyjątkowo mgliście, jak każde inne. Nie odpowiedziała rogaczowi, kiwnąwszy jedynie łepetyną niemrawo, jakby na potwierdzenie iż zrozumiała, dalej wpatrując się uparcie w podłogę. Dlaczego nie mogła być silniejsza? Dlaczego dała się tak łatwo omotać, tak łatwo oddać Madness kontrolę? Przecież poprzednio nie dawała się tak łatwo, a Świadomość musiała ostro się namęczyć nim w końcu stanęła na swoim. Lecz teraz? Wystarczył tylko marny bodziec, wzmianka o MORII, o siostrze, o możliwym straceniu wolności i puf! Już była po drugiej stronie, czując się jak w laboratoryjnej, ciasnej klatce, z której nie było ucieczki. Tym razem jednak udało jej się jakość otworzyć zamek wytrychem, ale tracąc przy tym nad wyraz dużo siły. Nie była pewna, ba, szczerze obawiała się, że przy następnym razie może już nie wrócić, a Madness dopnie swego, Bóg raczy wiedzieć co wyprawiając, gdy tylko wyjdzie na wolność.
Zmrużyła nieznacznie oczy, usłyszawszy od kogo był list oraz jaką treść posiadał. Rosarium? Ach tak, chyba coś o nim słyszała. Kiedyś, gdzieś, co nieco. Nie przywiązała jednak do tego w obecnej chwili szczególnej wagi, a więc i nie doszukiwała się w swych wspomnieniach czegokolwiek o tym jegomościu, nie widząc w tym sensu ani potrzeby. Zresztą, nie miała siły na jakiekolwiek "szperanie" w ciemnych zakamarkach swego umysłu podejrzewając, że prędzej znowu dostanie migreny, niż cokolwiek sobie przypomni. Jeszcze nie czas na takie ćwiczenia, zdecydowanie było na to za wcześnie.
- Chcesz coś jeszcze ode mnie? - spytała głucho, ot, dla pewności, zwracając się prosto ku Alvaro, patrząc na niego pustym wzrokiem. Jeżeli rogacz nie będzie miał żadnych pytań, skarg, zażaleń, żadnych innych, irracjonalnych "ale", Tunrida będzie mogła w końcu, z czystą przyjemnością, udać się do własnej łazienki, aby zażyć przed podróżą kąpieli, a następnie coś przegryźć. Jednak. Była zdecydowanie zbyt osłabiona na długie wędrówki na czczo, mimo tego co jeszcze przed chwilą powiedziała białowłosemu. Trudno, nie musi o tym wiedzieć.Anonymous - 9 Lipiec 2012, 14:17 Sprzeczki? Powiedzieć można, że do takowych prędko raczej nie dojdzie. O ile Alvaro będzie dostatecznie mocno trzymać w umyśle słowa Madness dotyczące słabnącej psychiki Tunridy, za czym idzie oczywiście ułatwienia dla wydostania się Szaleństwa z więzienia, w jakim obecnie jest trzymany. W każdym razie, Alvkowi niezbyt przeszkadzałaby chwilowa zmiana klimatu, z tego jakże wygodnego łóżka na trochę mniej wygodną salonową sofę czy też łóżko Tunridy. Zresztą, takie rozwiązania wcale nie były jedynymi. Zawsze mogli spać tak jak spali tej nocy, obok siebie, bez jakiegokolwiek kontaktu. Chyba że przez sen, ale na to już ani jedno, ani drugie nie ma wpływu. No bo na przykład taki de Averse, zawsze kiedy zasypiał na plecach, z rękoma założonymi za głowę, na drugi dzień budził się w idealnie identycznej pozycji. A dziś? Leżał bokiem, do tego zwrócony prosto do dziewczyny o akwamarynowych oczach. Możliwe, bardzo możliwe że to jej obecność na łożu działała w ten sposób na Arystokratę. A nie powinna! Przecież to tylko służka z rozdwojeniem jaźni która... która... która zawsze raczyła go dobrymi radami, kiedy tego potrzebował i zawsze dochowywała tajemnicy, chociażby w kwestii morderstwa popełnionego wspólnie.
- Och, tego trochę się znajdzie. Po pierwsze, nigdzie nie ruszysz się bez śniadania. Po drugie, nigdzie nie idziesz, na żadną wyprawę. Po trzecie, w planie dotyczącym Amelii, weźmiemy ją do lochów we dwójkę. Twoja obecność wzbudzi w niej więcej zaufania. - odparł Alvaro dosyć szybko pytanie kruczoczarnej rzucone niemalże z zaskoczenia. Nie to, żeby jego zakaz dla Tunridowej wyprawy brał się wyłącznie ze wstawienia jej do swego planu, o nie. Teraz uaktywniła się troska o bliskie białowłosemu osoby, a że Szklana Panna była narażona na ataki Szaleństwa - nigdzie nie zostanie puszczona bez drugiej osoby. Najczęściej będzie to zapewne Alvaro, ale to tylko malutki szczegół. Rogaty nie zważając na reakcję "szklanki" wyszedł z pokoju i udał się do kuchni. Po drodze spojrzał na organizację żołnierzy, póki co wzorową. Z lekkim uśmiechem na ustach wszedł do tak zwanego gniazda Alberta i chwilę porozmawiał z wymienionym tu Lunatykiem. Śniadanie miało być gotowe za dziesięć minut. Rogacz po wyjściu z pomieszczenia udał się do odźwiernego i zabronił mu gdziekolwiek puszczać Tunridę. Nawet jeśli miało to być tylko wyjście na ganek, aby pooddychać świeżym powietrzem. Od tego ma taras w swoim pokoju. Odźwierny posłusznie przyjął rozkaz, a panicz de Averse udał się do jadalni, gdzie póki co tylko obserwował obrazy. Śmiał się w duchu, widząc reakcje jego służby na tak nieoficjalny i ludzki ubiór. Zawsze tak reagowali, kiedy Arystokratę dopadła potrzeba wyglądania jak zwyczajny, szary dziewiętnastolatek. Pytanie tylko, czy aby na pewno tak wyglądał, z tym swoim albinizmem i rogami wyrastającymi z głowy. Porzuciwszy jednak te myśli, mężczyzna wyjrzał jeszcze przez okno na stojącą w szeregu gwardię. Nie ruszali się prawie wcale i chociaż było to trochę szkodliwe nie tyle dla nich samych, co dla kondycji ich organizmów, dobrze, że trzymali się rozkazów. Widać było, jak dobrze Agasharr postanowił ich wyszkolić. Westchnąwszy cicho, Alvaro usiadł na swoim ulubionym miejscu przy stole, czekając na posiłek.Anonymous - 9 Lipiec 2012, 16:02 Gdyby tylko Tunrida potrafiła odczytywać plany Alvaro wprost z jego głowy, niechybnie teraz walnęłaby go w brzuch, nogę, czaszkę, cokolwiek, nie lada zażenowana, aby wybić mu ten irracjonalny pomysł z głowy. Spać razem, w jednym łóżku... To by było co najmniej niedorzeczne! Mimo to, przez wzgląd na wczorajsze wydarzenie, wolała zacząć trzymać się blisko białowłosego możliwie jak najczęściej, jakby w obawie, że w każdej chwili Madness może się ponownie wydostać, a ona nie da mu rady bez jakiejkolwiek pomocy, choćby słownej. Czuła się tak jakoś... bezpieczniej? Gdy tylko tego typu myśli przechodziły jej przez głowę, wybijała je sobie szybko, klnąc sama na siebie za tak dziewczyńskie myśli, zupełnie do niej niepodobne. Nie mogła zacząć ponownie na kimś polegać, gdyż było to zgubne. Już raz się o tym przekonała, trafiając potem do laboratoriów MORII na wiele długich lat. Nigdy więcej nie obdarzyła nikogo tak bezgranicznym zaufaniem, w zasadzie, nie zrobiła już tego wcale, jakiekolwiek by ono nie było. Ludzie czy nie ludzie, wszyscy byli po jednych pieniądzach - fałszywi, dwulicowi, myślący tylko o sobie, gotowi sprzedać przyjaciół czy rodzinę, jeżeli tylko dopatrzyli się w tym zysku dla siebie.
Zadając swe pytanie, oczekiwała z ust Alvaro odpowiedzi, iż nic od niej nie chce, może odejść, ma szybko wracać, nie poobijać się za bardzo podczas swej podróży, nie wpaść w kłopoty - czegokolwiek, ale nie TEGO. Momentalnie otworzyła szerzej oczy, wpatrując się w albinosa w totalnym zaskoczeniu i niedowierzaniu, analizując szybko w głowie czy aby przypadkiem się nie przesłyszała. Przecież wcześniej bez żadnego "ale" pozwolił jej na wyruszenie na wyprawę, a teraz co? Nagła odmowa? Co to, w ciąży był czy jaka cholera?! Już-już otwierała usta, nabierając powietrza w płuca aby wyrazić swe głośne protesty w nie lada wzburzeniu takimi postanowieniami, kiedy nagle białowłosy wyszedł z komnaty, jak gdyby nigdy nic. W jeszcze większym osłupieniu odprowadziła go wzrokiem, szybko się jednak reflektując, stanąwszy w otwartych drzwiach, gapiąc na plecy arystokraty.
- DE AVERSE! Wracaj tu natychmiast! Ja... Ja się nie zgadzam! Słyszysz?! Masz tu wrócić! - wołała za nim wściekła, czując jak żyłka na skroni zaczyna pulsować jej szybko. Alvaro jednak zignorował zupełnie jej krzyki, na co ona zawarczała pod nosem, złowróżąc na chłopaka za tą jego arogancję. Przeklęty cholernik, jak on śmiał ją tak traktować?! Nie była jego własnością, więc jakim prawem mógł jej zabronić udania się w podróż?! Czy ona wtrącała się w jego sprawy? Nie! No dobra, może czasami... Czasami częściej niż powinna, no ale to była ONA! ONA mogła to robić, wręcz było to wskazane, lecz on jej? Nigdy!
Mimo to, wyszła z komnaty rogacza, zatrzaskując za sobą drzwi i udając się wpierw do własnej sypialni, aby tam oporządzić się należycie. Wskoczyła więc pod prysznic, ubrała w nowe ciuchy, umalowała delikatnie oraz uczesała (patrz: podpis), schodząc po jakiś dwudziestu minutach do hallu. Nie zamierzała, póki co, iść od razu na śniadanie, chcąc wpierw zażyć porannego, świeżego powietrza. Gdy już była prawie u celu, przed jej obliczem stanął odźwierny, uśmiechając do kruczowłosej wręcz przepraszająco.
- Panienka wybaczy, ale nie mogę panience otworzyć. Panicz Alvaro wyraźnie zabronił panienkę gdziekolwiek wypuszczać. - oznajmił niepewnie, choć wyjątkowo uprzejmie, co nie przekonało jednak Tunridy. Zmrużyła oczy, łypiąc na mężczyznę spod byka.
- Jak to nie mogę wyjść z posiadłości?! To jawne pogwałcenie moich praw, do cholery! - zawołała wściekła, zaś odźwierny zmieszał się jeszcze bardziej, wzruszając bezradnie ramionami.
- Przykro mi... Niech panienka porozmawia z paniczem, może... - nie dokończył jednak, gdyż Szklana Panna już zmierzała raźno ku jadalni, niczym prawdziwy Terminator, gotowa rozwalić wszystko, co stanie jej na przeszkodzie.
- A żebyś wiedział, że porozmawiam... - mruknęła do siebie jadowicie, wchodząc do pomieszczenia szybko, nie przejmując się krzątającymi wszędzie służkami, które nakrywały właśnie do stołu, przynosząc wszelakie półmiski, talerze i Bóg wie co jeszcze, wypełnione jedzeniem.
- Alv, jakim prawem nie mogę wyjść? Jaja sobie robisz?! Zgodziłeś się na moją wyprawę, więc co Ci nagle odbiło?! Nie jestem zwierzęciem, żebyś trzymał mnie tu w zamknięciu! Żądam wyjaśnień! - podeszła do rogacza, kładąc z łoskotem dłonie na stole, pochylając jednocześnie ku albinosowi, którego mordowała spojrzeniem. Nie miała bladego pojęcia o tym chwilowym(?) akcie troski o nią, jaki nagle opanował Alvaro. Zresztą, nie podejrzewała go nawet o to, nigdy w życiu!Anonymous - 9 Lipiec 2012, 16:32 Alvaro w sumie trochę się spodziewał, że dostałby po głowie za myśli, które miał jeszcze w pokoju. Było to raczej normalne i najzupełniej w stylu Tunridy. W przeciwieństwie jednak do wołania białowłosego po nazwisku, czego kruczoczarna nie zwykła robić zbyt często. W każdym bądź razie ignorowanie tych nawoływań było zaskakująco łatwe, zarówno wtedy pod pokojem, jak teraz przy stole. Niestety każdy ma jakiś limit cierpliwości, dlatego białowłosy, widząc bardzo groźne spojrzenie, w końcu westchnął i spojrzał jej prosto w oczy. W tak kontrastujące kolorem z jego własnymi, oczy.
- Zgodziłem się przed wybrykiem Szaleństwa. Teraz nigdzie nie pójdziesz, a jeśli chcesz zażyć świeżego powietrza, zawsze masz taras w swoim pokoju. Nie będę ryzykować niczyjego zdrowia, zwłaszcza twojego. - może było to kilka słów za dużo, pokazujących jak osoba Emerahl została nagle otoczona jakąś troską ze strony rogacza, ale ten nie miał zamiaru się przyznawać w ogóle do istnienia czegokolwiek podobnego w jego umyśle. Przecież, z reguły zawsze chodziło tylko o niego. Nigdy nie istnieli inni, zaś zawsze był tylko Alvaro de Averse. Dlaczego zmiany w jego psychice odnośnie jednej osoby zaszły aż tak cholernie szybko? Nawet dla samego rogatego było to dziwne, mimo że był przekonany znania swego umysłu na wylot. A tu taka ogromna niespodzianka, patrzcie państwo. Oby nagle nie zaczął przejmować się losem osób, które będzie trzeba wyeliminować w drodze po władzę w Krainie Luster. To byłoby dopiero ciężkie do przeżycia...