Anonymous - 28 Czerwiec 2012, 08:35 Valentine niekoniecznie była zadowolona ze sposobu, w jaki doszło do spotkania z Agnes. Nie mogły się spotkać gdzieś na Cukierkowej Ulicy, w miłym towarzystwie kilku innych magicznych istot? Oczywiście do głowy jej nie przyszło, aby wykluczyć Agnieszkę z grona "Lustrzaków", bo skąd niby miał wziąć się tu zwykły człowiek? Zaraz... Może w ten sam sposób co czarnowłosa? Cóż, niekoniecznie było widać, aby dziewczyna była efektem jakichś strasznych eksperymentów, przez które musiała uciekać z własnego świata. Walentynka odetchnęła z ulgą, kiedy Carax opuścił szpadę. Uczucie bezpieczeństwa ulotniło się jednak tak samo szybko, jak się pojawiło, kiedy Kot posłał jej dosyć niemiłe spojrzenie. Bladą twarz okalał wyraz zmartwienia. Rzeczywiście, pierwsze wrażenie mogło być o niebo lepsze. A tu takie wparowanie z krzaków i to z krwią na twarzy. Co ciekawe, V nie była świadoma, że czerwona ciecz nadal swoiście dekoruje jej twarz.
- Naprawdę nie chciałam! Szczerze mówiąc, próbuję znaleźć drogę powrotną na Cukierkową Ulicę, ale... Sama widzisz. Wiesz może, którędy powinnam iść? - spytała z wyraźnie wyczuwalną nadzieją w głosie. Niestety niekoniecznie spodziewała się odpowiedzi pozytywnej, bo brązowowłosa wyglądała na tak samo zagubioną jak sama Valentine. Gdyby nie uroczy, ale niebezpieczny zarazem Carax, dziewczyna czułaby się o wiele lepiej. Otóż Reille nawet nie będąc jej towarzyszem dawał poniekąd poczucie bezpieczeństwa, które było teraz tak bardzo potrzebne. Zwłaszcza dla panienki Fleur, która mogła stać się ofiarą nagłego napadu głodu u Ludożercy. Chociaż, czy to aby na pewno możliwe, żeby panna tak szybko zgłodniała?Anonymous - 29 Czerwiec 2012, 16:43 Och, gdyby Agnes mogła wybierać miejsce i okoliczności, w jakich się spotkają, z pewnością preferowałaby jakieś spokojne, ciepłe i jasne miejsce, pośród istot człekopodobnych, bo nie wiedziała, jak ich wszystkich inaczej nazwać. Równie dobrze na przykład ten sklep ze słodyczami, w którym poznała Oirivina. Zawsze przyjemniejsze miejsce, niż takie za przeproszeniem zadupie, na którym zazwyczaj dzieją się bardzo nieprzyjemne rzeczy. Ile to Agnes słyszała o zaginionych młodych dziewczynach, ile to się nasłuchała, aby po zmroku nigdzie nie wychodzić samemu. I co? To wszystko szlag trafił, ponieważ się zgubiła. Ale to nieważne, teraz trzeba się skupić na chwili obecnej. A nuż ta nieznajoma zna drogę, jak się stąd wydostać?
Niestety, kolejne słowa czarnowłosej rozwiały nadzieje Agnes. Zacisnęła mimowolnie szczęki, skrzywiła usta i popatrzyła w bok. Oglądając otoczenie, zahaczyła o jakiś namiot cyrkowy. Jednak mimo wszystko wolała tam nie iść - kto wie, co za łotry tam przebywają? Tu przynajmniej mogła mieć pewność, że nieznajoma nic jej nie zrobi. Chyba...
-Ojć... Chyba ci nie pomogę. Sama się zgubiłam, nie jestem stąd i nie znam okolicy.-Powiedziała smutno. Uf, naprawdę dobrze, że byli przy niej Reille i Carax. Gdyby nie to pewnie od jakiejś chwili siedziałaby ukryta w krzakach i płakała ze strachu, że nigdy nie znajdzie drogi do domu. A tak jeszcze przypałętała się tu inna dusza, co prawda nieznajoma, ale to można łatwo zmienić, prawda?Anonymous - 29 Czerwiec 2012, 19:15 Nagły podmuch wiatru perfidnie rozrzucił Walentynce włosy po całej twarzy. Dziewczyna westchnęła i natychmiast podjęła się męczącego zadania, jakim było odgarnianie ich. Na szczęście wystarczyło kilka chwil i wszystko było już w porządku. Oprócz faktu, że w którymś momencie czarnowłosa przejechała dłonią po miejscu, gdzie już powoli zasychała krew jej ostatniej ofiary. Źrenice rozszerzyły się w wyraźnym strachu, niekoniecznie widocznym dla Agnes. Valentine pospiesznie zaczęła ścierać czerwoną ciecz z twarzy. Teraz rozumiała dokładnie, dlaczego Carax zareagował w stosunku do niej tak wrogo. No bo kto wyciągnąłby do niej przyjazną dłoń, widząc jak paraduje z krwią na ustach? Dobra, kto oprócz Abdia. Ten kociak był naprawdę jedyny w swoim rodzaju. Należy każdemu życzyć spotkania tak miłej i przyjaznej osoby. On na sto procent nie będzie chciał swego przyjaciela zjeść! Po względnym oczyszczeniu swojej twarzy V przeniosła z lekka zawstydzony wzrok na Agnes, po części ignorując jej Kota. Wiedziała, jaki wyraz miały teraz jego oczy, nawet nie musiała ich widzieć.
- No to siedzimy w niezłym bagnie, czyż nie? - rzuciła bez namysłu. Trzeba było zacząć jakikolwiek temat, ażeby chociaż nie padło pytanie o tą krew na twarzy. Z jednej strony to tylko kwestia czasu, ale z drugiej zawsze lepiej to przedłużyć. W głowie już powoli zaczynała układać wymówki. Najśmieszniejszą z nich była chyba wersja zawierająca dżem, ale była tak bardzo niedorzeczna... Chociaż, czy aby na pewno? Przecież to Kraina Luster, tu gdzieś podobno jest jezioro pełne czekolady, to dlaczego nie zrobić jeziora z dżemem? W pewnym momencie jej rozmyślania zaczęły być naprawdę bezsensowne. Dlatego właśnie została zmuszona do zaprzestania snucia swych misternych planów. Skupiła się bardziej na kolejnym towarzyszu Agnieszki - Reille. Nigdy w życiu nie widziała jeszcze tak wielkiego królika. Jego futerko wyglądało bardzo zachęcająco. Gdyby tak teraz podejść i się przy nim położyć, wtulając się... Nie, stop, dziewczyno! Jesteś teraz w takim położeniu, że pytanie o pozwolenie na przytulenie się do Tulisia byłoby chyba tylko ruchem pogarszającym całą sytuację. Lepiej poczekajmy na to, co zrobi Agnes, ot co.Anonymous - 29 Czerwiec 2012, 20:52 Pufnęła, kiedy nagle włosy niezałożone za ucho znalazły się na jej twarzy. Głupi wiatr! Do tego niebezpieczny, bo mógł, choć nie musiał prognozować niebezpieczne załamanie pogody. Agnes nie chciałaby spędzać deszczu w miejscu, którego kompletnie nie znała. Nie wiedziała nawet, gdzie by się tu ukryć. Na szczęście (lub nie) była w Krainie Luster, gdzie pogoda była podobno prawie nie do przewidzenia. Dlatego wiatr niekoniecznie musiał tu oznaczać ulewę, prawda? Co z tego, że mógł za to coś o wiele gorszego, jak na przykład gradobicie. Tą stronę może przemilczmy.
Jeśli chodzi o Caraxa, to jak na razie postanowił dać dziewczynie spokój. W sensie, że przestał się w nią wpatrywać. Co jednak nie znaczyło, że jej odpuścił. Musiała wiedzieć, że wystarczy jeden krok w stronę Agnes, a on znów stanie w jej obronie. Choć to akurat musiało być jasne dla obojga. Oczywiście sama Baranek nawet nie podejrzewała, że takie myśli zrodziły się w głowie jej towarzysze. Owszem, ona też nie była pewna co do nieznajomej, ale przecież każdego trzeba lepiej poznać, by go oceniać. Dlaczego miałaby nie dać tej szansy również czarnowłosej?
-Ano trochę.-Przyznała i spróbowała się uśmiechnąć, choć wyszedł jej z tego bardziej grymas przypominający uśmiech. Cóż, była zdenerwowana okolicznościami, do tego nie mogła ukryć, że ta krew, która właśnie zniknęła z twarzy nieznajomej, co jednak nie zmieniało faktu, że wcześniej tam była, niepokoiła ją. Kto wie, kim była ta dziewczyna, może wampirem? W końcu w Krainie Luster istniały różne stwory, dlaczego więc nie wampiry? A jeśli tak, to w jak dużym niebezpieczeństwie była Agnes? Takie to pytania pojawiły się w jej głowie, jednocześnie trochę ją przerażając. Dlatego też postanowiła zmienić tok myślenia.
-Em... No to... Chyba spędzimy tu trochę więcej czasu.-Powiedziała z kwaśnym uśmiechem. Zaraz potem zorientowała się, że jeszcze się nie przedstawiła.
-Jestem Agnes.-Dodała wyciągając rękę i tym samym nadrabiając zaległości.Anonymous - 30 Czerwiec 2012, 09:59 Walentynka niekoniecznie skupiała się na tym, co mogło oznaczać pojawienie się wiatru. Czy deszcz, czy gradobicie, dla niej było to kompletnie nie ważne, chociażby dlatego że i tak byłoby źle i tak, więc niespecjalnie było widać jakikolwiek sens w rozmyślaniach na temat "O, a może to śnieg będzie padać?" W każdym bądź razie, burza włosów szalejąca na jej twarzy zaczęła dawać się we znaki. Jakie to szczęście, że wzięła ze sobą gumkę do włosów, którą teraz mogła spiąć buntujące się kosmyki w kucyk. Od razu lepiej, czyż nie? Jeśli zaś chodzi o wampiryzm, który jest jednym z podejrzeń skierowanych w stronę Valentine od Agnes, to zupełna nieprawda. Co prawda czarnowłosa ma kły podobne do tych widywanych u wspomnianych krwiopijców, ale wampirem nie była. Przynajmniej nie była nim oficjalnie. Bo przy zamiłowaniu do ludzkiego mięsa pojawiało się też nieduże co prawda, ale zawsze jakieś, zamiłowanie do krwi. Nie był to niby żaden nałóg, aczkolwiek pozostająca na twarzy czerwona ciecz była raczej znakiem źle świadczącym o pannie V. Wyrywając się na chwilę z zamyślenia na temat wspomnianego we wcześniejszym poście jeziora pełnego dżemu, ciemnozielone oczęta powędrowały na wyciągniętą w stronę Ludożerki. (o ile taka odmiana istnieje) Był to jeden, dobry powód, aby mimo dosyć wrogiego nastawienia ze strony Caraxa zrobić te dwa kroki, które dzieliły dwie dziewczyny. Raz, dwa. Uścisnęła jej dłoń. Na twarz zawędrował uśmiech, w żadnym wypadku nie udawany.
- Moje imię to Valentine. Ludzie jednak często zmieniają je na "Walentynka". Czyż to nie dodaje trochę uroku? - spytała już bardziej luźnym tonem, powoli puszczając dłoń dziewczyny. Nie chciała podpaść Kotu bardziej niż i tak już to zrobiła. Jej spojrzenie na chwilę powędrowało w stronę widocznego z oddali namiotu. Już miała rzucać propozycję udania się tam, kiedy zdała sobie sprawę, że przecież Agnieszka całkiem niedawno też tam spojrzała. Pewnie obawiała się towarzystwa, jakie mogły tam spotkać. Rzeczywiście, masa łotrów i tak dalej. Nawet pomimo przynależności do rasy zwanej Cyrkowcami, miejsca takie jak cyrki niekoniecznie ją przyciągały.Anonymous - 30 Czerwiec 2012, 13:09 Agnes miała właśnie w naturze skłonność do przejmowania się takimi głupotami, jak to, czy będzie padać deszcz, czy grad. Oczywiście, obydwie opcje były złe, ale deszcz mimo wszystko był lepszy od gradu. Przez ten drugi kiedyś prawie się udusiła, bo nie mogła oddychać - tak gęsto padały wielkie lodowe kule. A deszcz? Najwyżej zmoknie i się przeziębi, potem jakoś da radę się wyleczyć, ot cała filozofia. Choć i tak wolałaby tego uniknąć. Żałowała teraz, że nie wzięła swojej przeciwdeszczowej kurtki, którą miała przy sobie prawie zawsze. Ale nie dziś. Cóż, pozostało jej tylko mieć nadzieję, że nie stanie się nic złego, przynajmniej ze strony pogody.
Zazdrościła trochę nieznajomej tego, że mogła związać swoje długie czarne włosy. Jej były za krótkie, żeby to zrobić, a wsuwek oczywiście zapomniała wziąć, bo po co pamiętać o takich banałach? Uch, będzie musiała sobie takie rzeczy chyba na ręce zapisywać. Tylko że jak zacznie, to po chwili cała jej skóra pokryje się markerem. W dodatku znając jej szczęście niezmywalnym. Wracając jednak do włosów, pozostało jej jedynie założenie wszystkich za ucho, łącznie z grzywką, co nie za bardzo lubiła, bo tym samym ją niszczyła. Ale wolała to, niż ciągłe jej poprawianie spowodowane wiatrem.
Kiedy czarnowłosa zbliżyła się do Baranka, Kot nie zareagował. Mimo tego nadal śledził ją wzrokiem. Natomiast Agnes na uśmiech Walentynki odpowiedziała tym samym. Lubiła poznawać nowych ludzi, choć czasem było to odrobinę straszne. Ale na razie nie było tak źle, pomimo miejsca, w którym się znajdowały i świadomości, że żadna nie wie, jak się stąd wydostać. Ale przecież o tym można pomyśleć później.
-Fajne imię. Czy wszyscy, których spotykam, muszą mieć takie wyjątkowe imiona?-Roześmiała się. Już któraś osoba, którą poznała, posiadała imię tak wyjątkowe, że najchętniej by się schowała ze swoim nudnym popularnym. No ale co poradzić?
Stwierdziła, że głupio tak stać i zdecydowała się usiąść. Klapnęła obok Reille, opierając się o niego. Zaraz potem kiwnęła na Valentine, żeby zrobiła to samo.
-Siadaj, co tak będziesz stać.-Zaproponowała wesoło.Anonymous - 30 Czerwiec 2012, 13:39 Nie zawsze było czego zazdrościć Walentynce. Może i miała ładne, długie, zadbane włosy, miłą dla oka twarz i dla serca charakter, ale to co kryło się wewnątrz nie było specjalnie miłe dla czegokolwiek. Ani kogokolwiek. Bestia będąca drugim obliczem Valentine, prawdziwy ludożerca który ujawniał się podczas narastającego głodu na pewno nie spodobałby się ani Caraxowi, ani Tulisiowi, ani samej Agnes. Chociaż ta ostatnia raczej niedużo miałaby do powiedzenia, zważając na fakt, że byłaby pewnie tą zjadaną. Tak czy inaczej w chwili obecnej ta miła wersja czarnowłosej dziewczyny uśmiechała się uroczo, pokonując oczyma ciemność i ich wzrok osadzając na twarzy niższej od samej V panny. Komplement skierowany w stronę jej imienia został bardzo mile przyjęty. Sama bardzo je lubiła, ale kiedy słyszała takie rzeczy od innych ludzi, satysfakcja tylko narastała. Już miała odpowiadać na miłe słowa, kiedy padło zaproszenie. W tym momencie niepewność wzrosła. A co z Caraxem? Czy aby na pewno dobrze potraktuje siadającą Walentynkę, nie napastując jej zbytnio? O Tulisiu niedużo można powiedzieć, bo wydawał się już od jakiegoś czasu spać. Jego oddech był całkiem równomierny, chociaż z drugiej strony mogło to być tylko złudzenie. Tak czy inaczej, nogi czarnowłosej podjęły się przeniesienia jej w pobliże Agnes, gdzie dziewczyna siadła i również oparła o Reille, zachowując największą możliwą ostrożność. Pomijając fakt, że dziewczyna usiadła chyba zbyt blisko panienki Fleur, wszystko wydawało się być w miarę w porządku. Nadszedł czas aby odpowiedzieć na komplement.
- Dziękuję. Co do imienia, sądzę że w Świecie Ludzi spotkasz ich jeszcze więcej. Stamtąd pochodzę i to rodzice nadali mi takie fajne miano. - mruknęła, nie wiedząc że Agnieszka również ma swój dom w zapyziałym świecie równoległym do Krainy Luster i Szkarłatnej Otchłani. Czy jednak ktokolwiek pomyślałby inaczej niż V, widząc Caraxa i Tulisia towarzyszących panience. Valentine póki co strzelała, że Agnes może być Lunatyczką, albo Szklanym Człowiekiem. Chociaż nie, drugie odpadało. Fleur nie wyglądała na zrobioną ze szkła, w żadnym wypadku.Anonymous - 30 Czerwiec 2012, 19:32 Jak na razie Agnes nie miała powodów, by jej nie zazdrościć. Przecież nie wiedziała, jaka jest ta druga, gorsza strona czarnowłosej. Co więcej, nawet nie podejrzewała, że taka może istnieć. Widziała przed sobą po prostu odrobinę zagubioną dziewczynę, jak ona. I chyba lepiej dla niej, żeby tak już zostało.
Co do tego, że Tulis spał, Agnes nie miała wątpliwości. Już nieraz przekonała się, że królik potrzebuje ciągłego absorbującego go zajęcia, inaczej zapadał w sen. Swoją drogą zaskakiwało ją, z jaką łatwością mu to przychodziło. Nagle siadał, a po kilku sekundach smacznie sobie chrapał. Agnes podziwiała go za to, bo absolutnie nie przejmował się otoczeniem, ani tym, co się działo. Miny mogłyby wybuchać, przetoczyłoby się tornado, a ona nadal by spał. Niesamowite.
Słowa Valentine wprawiły ją w zdziwieniem pomieszane z odrobiną radości. Roześmiała się, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszała. Nie wiadomo czemu była pewna, że jej towarzyszka pochodzi z Krainy, w któej eraz obydwie się znajdowały. Zapewne pomyślała tak z tego powodu, że dziwnym dla niej było podróżowanie między światami. Co z tego, że ona często to robiła, nieważne. I tak było to dziwne.
-O, ty też nie jesteś stąd? Ja też urodziłam się w Świecie Ludzi, we Francji. Nie mieszkam tu, tylko przyszłam kupić słodycze, bo nie wiedziałam, czy Reille lubią słodycze z naszego świata. No i się zgubiłam, tak jakby.-Wyjaśniła swoją sytuację. Nie wiedziała, po co to mówiła, ani dlaczego Walentynkę miałoby to interesować. Zapewne i tak to zignoruje, ale ona musiała to powiedzieć. Między innymi, aby uniknąć dziwnej ciszy.Anonymous - 1 Lipiec 2012, 09:11 Nawet będąc świadomą czyjejś niewiedzy o jej gorszej wersji, Valentine nie rozumiała jak można jej czegoś zazdrościć. Była połączeniem człowieka, jeżozwierza i węża. Jak można komuś tego zazdrościć? Nawet jeśli takie połączenie jest bardzo ładne, miłe i lubiane. Wewnątrz nie jest to jednak nic dobrego. Tak czy inaczej, teraz Walentynka rozkoszowała się milutkim ciepełkiem które dzielił z nią mimowolnie Tuliś. Chciałaby mieć takiego towarzysza, do którego mogłaby się codziennie przytulać i korzystać z jego ciepła. A na pewno skorzystałaby z możliwości napatrzenia się na słodko śpiącego królika. Ach, ta słodkość emanowała już na wszystkie strony, jeśli patrzeć z perspektywy trzeciej osoby.
- Niemożliwe. Powiedziałabym na sto procent, że jesteś... stąd. - odparła całkiem radośnie, po wysłuchaniu całkiem ciekawej historii. Co do samych dylematów dotyczących upodobań Reille - słodycze to słodycze i na pewno króliki (albo Koty, Walentynka nie wiedziała które to które. Może Kot w Butach miał też jakąś specjalną nazwę?) nie miałyby nic przeciwko zjedzenia kilku żelków ze sklepu w Świecie Ludzi. Jednakże, zmieniając kompletnie temat, należy zastanowić się jak można wydostać się z tej dosyć nieciekawej sytuacji.
- Hmm... Myślę, że powinnyśmy zastanowić się nad wydostaniem się stąd jakoś.Anonymous - 1 Lipiec 2012, 12:09 Ludzie zawsze zazdrościli innym, nawet jeśli wiedzieli, że druga osoba nie jest idealna. Tym bardziej, jeśli nie mieli o tym pojęcia. Zawsze znalazło się coś, w czym inni byli lepsi. Reszta ciągle miała coś innego, fajniejszego. Zazdrość była nieodłączna w życiu każdego człowieka. I może to i dobrze, bo część z niej motywowała do działania. Dzięki temu ludzie dążyli, żeby się zmienić. I dopóki nie przeradzało się to w obsesję, dopóty występowanie tego zjawiska było jak najbardziej pożądane.
-Niby jak? Przecież to wszystko, to dla mnie kompletna magia! Dlatego mimo wszystko unikam tej Krainy. No ale czasem trzeba się wybrać, choćby po to, żeby ją poznać. Poza tym... Tutaj jest ciekawie.-Powiedziała. Nie żałowała tego, że tu przyszła. Owszem, mogła uważać i nie gubić się, ale gdyby nie to, pewnie nie spotkałaby tutaj Valentine. A fajnie było wiedzieć, że nie tylko ona czuje się odrobinę zagubiona w tym całym otaczającym ją świecie.
-Taak, też mi się tak wydaje. Nie uśmiecha mi się spędzenie tutaj nocy.-Przytaknęła, po czym przybrała minę myśliciela. Żeby jednak nie było, że stroi sobie żarty, rzeczywiście zaczęła rozmyślać nad tym, jak się stąd wydostać. W oddali był ten cyrk. Mimo tego, że Agnes nie miała ochoty tam iść, chyba trzeba było to zrobić. Stamtąd na pewno prowadziła jakaś dróżka, można by ją pójść i dokądś na pewno by się doszło. A potem jakoś znaleźć punkt, w którym łatwiej będzie zorientować się w sytuacji. Poza tym Baranek była pewna, że każde miejsce będzie lepsze, niż to.
-W sumie mogłybyśmy pójść w stronę tego namiotu, a stamtąd znaleźć jakąś drogę do miejsc bardziej zabudowanych. Potem chyba będzie już łatwiej... Ale jak uważasz.-Zaproponowała.Anonymous - 1 Lipiec 2012, 18:14 I wtem padł pomysł, którego od jakiegoś czasu obawiała się Valentine. Pomysł na pójście w stronę cyrku. To było nie do przyjęcia, zwłaszcza że czarnowłosa nosiła miano Cyrkowca. Kto wie, co oni w Krainie Luster robią z takimi istotami, zwłaszcza w cyrkach. Może mają jakiś sposób na zdanie sobie sprawy z przynależności danej osoby do tej rasy i zabierają na tortury, czy coś. A Walentynka miała już dość tortur. Po wszystkich tych dniach spędzonych w MORII nie potrzebowała powtórek, aby pamiętać to, co się działo. Wygląda na to, że V będzie teraz panicznie bać się cyrków. No cóż...
- Sądzę, że to zły pomysł. Chodźmy w drugą stronę, nigdy nie wiemy jakie łotry mogą tam się czaić. Ewentualnie szaleńcy, którzy zabijają dla przyjemności. - powiedziała wyraźne wystraszona Valentine, wstając i łapiąc Agnes za dłoń, pomagając wstać. Jakoś niespecjalnie spieszyło jej się do puszczania delikatnej części ciała dziewczyny, dlatego pociągnęła ją lekko za sobą i ruszyła w ciemność. Była pewna, że wkurzyła tym manewrem Caraxa, ale jeśli zobaczy, że Walentynka nic nie kombinuje, to może zyska trochę zaufania?
[zt x2 + bestie]Anonymous - 26 Grudzień 2013, 22:39 Widziałem światło. Ono nie stało w miejscu, nie przyklaskiwało pomysłowi, że jest centralną częścią czegoś wielkiego. Jasna plama tańczyła zawzięcie przed oczami. Tańczyła jak konająca z głodu prostytutka przed jednoosobową publiką. Bawimy się w grę słów?
Syf-Syfilis.
Rzeczywiście bardzo trudno o jakikolwiek komentarz, jeśliby wziąć pod uwagę, iż Godny Skurwysyn strzaskał resztki przyzwoitości o wyrosły znikąd betonowy mur. Przegroda między ideami rodem z raju, a racjonalnymi możliwościami egocentryka (już po odjęciu gwiazdkowych, urodzinowych, imieninowych, mikołajkowych i każdych innych prezentów), ta sama przez którą niegdyś mógł przeskakiwać w losowo wybranej chwili, niespodziewanie urosła. Przechwyciła ona błyszczące niby daleko w górze słońce, ogromnym wybrzuszeniem potłukła naftowe lampy. Zostawiła świetnie znaną wszystkim protegującym do miana pisarzy ciemność. Ogromnie podekscytowany Dracy widział w obecnym stanie rzeczy niepowtarzalną okazję do zapoznania się dokładnie z robactwem, co lęgło się jedynie pod osłoną wiecznej nocy i pasło się jedynie na nieszczęściu. Tylko gad jego pokroju mógł w paśmie możliwych racji wyłowić jedną niedorzeczność polegającą na brataniu się z tym, czego czubkiem buta nie pchnąłby nawet diabeł. Najgorsze w tym wszystkim były jednak nieciekawe wnioski. Zakała losu ani myślała przesunąć perspektywę pojmowania o te centymetry w lewo, czy w prawo, aby zauważyć, jak bardzo mogła pokrzywdzić innych, zbudowawszy takich horrendalnych rozmiarów barierę. Oczywiście, nie wypuszczajcie z rąk nadpobudliwej wyobraźni. Przecież tak na prawdę nie istniało żadne gigantyczne wzniesienie zdolne unicestwić świat. Bynajmniej, nie ten surowy, szczery, realny. Rozłam mógł zaś występować w pijanych od nadziei sercach ludzi i im podobnych. To ich właśnie Cień "odcinał od prądu" z godną podziwu sumiennością...
W nie do końca nasyconej satysfakcją ciszy raz jeszcze przeżywał zdarzenia ostatnich dni. Pasł się nimi, lecz wciąż z otrzymanego substytutu wytrącał się tylko jeden składnik - zawód. Gabe sądził, że skończenie z Sun będzie huczniejsze, efektowniejsze, a już na pewno odpowiedniejsze dla poszatkowanej w drobny mak stanowczości. Zamiast tego Czarny wydymał tylko usta w zaparte stercząc przed żeliwnym ochłapem jakiejś podupadającej cyrkowej konstrukcji. Swoją drogą, czy to nie paradoksalne, że pajac zasługujący na najdonioślejsze bisy zamiast wspierać towarzyszy na arenie, obstawał na tyłach pstrokatego namiotu? Rozsierdzony podobną anomalią urosłą nie gdzie indziej, a w jego durnej głowie trzasnął kantem dłoni o wżerającą się ziemię stal. Chluśnięcie sokiem z cytryny w ryj nie oddawało w pełni skrzywienia deformującego twarz, kiedy teraźniejszość po raz kolejny zawróciła go ku podobnej sytuacji z przeszłości. Ale kto by się przejmował, iż jedna tyczyła się policzkowania przedmiotu, a druga czującego odbiorcy.
Usta na powrót zaszły na siebie - witaj cienka, karminowa linio.Anonymous - 26 Grudzień 2013, 23:32 Antagonizm. Wszyscy znamy opowieści o yin i yang, na pamieć znamy już opowieści o przeciwstawności zła i dobra, w których, pomimo pierwszego triumfu niegodziwość czy podłość, szybko upada na rzecz monumentu wystawionego prawości. Jedno bez drugiego nie może się obejść. Po ci dobro, skoro nie możesz zwalczać zła? Po co ci sianie zła, skoro nie istnieje coś takiego, jak dobro? Anno... ty przecież nie masz zielonego pojęcia o tym, co dzieje się dookoła ciebie. Nie dostrzegasz tego, że mimo wszystko należałoby porzucić to, czym miałaś nadzieję, że świat się stanie, na rzecz pogodzenia się z tym, czym jest teraz. Wiem, że to smutny obrazek. Ale czy spełnienie twojego wyobrażenia o tym świecie byłoby lepsze...? Tak naprawdę nie jesteś inna. Biegasz w kółko. Uciekasz przed sobą, usiłując złapać coś, co nazwałaś sobie szczęściem. Ale, spróbuj zważyć na pewien szczegół...
Usiłujesz złapać coś jeszcze.
Tak... właśnie dlatego jeszcze dotąd nie opadłaś z wycieńczenia, potykając się o korzenie czyhające na twojej drodze, mknąc przez krzewy, które pewnie nieźle pokaleczyły ci nogi. Dlatego wpadłaś na drzewo zaledwie dwa razy, o latarnię zaledwie zahaczyłaś trzy, a na skraju kostki brukowej prawie nie wybiłaś sobie zębów tylko dwa razy. Na tak długi dystans pobiłaś swoje poprzednie rekordy na głowę, zresztą sam fakt, że przebiegłaś tyle, jest imponujący. Myślę, że to właśnie ta zabawna siła, która kryje się za terminem "nadzieja" - sam fakt, że coś pozwoliło ci się ruszyć stamtąd i walczyć o swoje racje. Wiesz, słońce, tak naprawdę nikt nie czytał tobie bajek i baśni w dzieciństwie - dlatego podwójnie podejrzanym jest fakt, że tak kurczowo i na dodatek instynktownie tylko trzymasz się założenia, że zwycięstwo powinno należeć do ciebie.
Może to ty jesteś tutaj tym czarnym charakterem?
Może to właśnie ty powinnaś zginąć w niewyjaśnionych okolicznościach, przeminąć razem z tymi burzowymi chmurami, które pojawiają się, kiedy zło dochodzi do władzy?
Alegoria mocy piekielnych - Anna Sun. Co za głupi przydomek dla niszczyciela.
„O Panie, uczyń z nas narzędzia Twojego pokoju, abyśmy siali miłość tam, gdzie panuje nienawiść; wybaczenie tam, gdzie panuje krzywda; jedność tam, gdzie panuje zwątpienie; nadzieję tam, gdzie panuje rozpacz; światło tam, gdzie panuje mrok; radość tam, gdzie panuje smutek.”
Cii.
Cii.
Klatka piersiowa do góry, klatka piersiowa do dołu. W szaleńczym tempie. Nierówny oddech ledwo z trudem dzielony na drobniejsze porcje powietrza szybko dostające się do układu oddechowego czarnowłosej. Ubabrane w błocie oficerki, podrapane nózie, siniak na kolanie. Płaszczyk zapięty pode szyję nie ucierpiał, poza tym, że miał lekko rozpruty rękaw. Jedną dłoń miała zaciśniętą, wystawał z niej skrawek materiału, o dziwo czysty, tak samo jak dłonie. W długie włosy zaplątały się jakieś listki, a na bladej twarzyczce ledwo już było widać ślad na policzku, wyraźnie natomiast było widać lekko rozcięty łuk brwiowy. Zielone oczka były wytrzeszczone, celując węglem źrenic wprost na twarz Dracy'ego. Kąciki usteczek Anny potraktowały grawitację bardzo poważnie, opadając.
Druga piąstka zacisnęła się, dopełniając wrażenia, że nie Annie stoi przed Gabem, a jakaś cholerna topielica, która wybrała się na spacer w tę piękną, gwiaździstą noc.
Chciałaby coś powiedzieć, ale zaschło w jej ustach i była zajęta tylko cichutkim dyszeniem, usiłując uspokoić się po biegu. Oczywiście roztrzęsione ciało nie reagowało na nic, nawet na komendy wydawane w głowie Rinnie.
Zresztą. Kto w ogóle myślałby, żeby traktować rozkazy sennej zjawy poważnie?
Nawet jej organizm wiedział, że nikt.Anonymous - 27 Grudzień 2013, 00:45 Słuch i oczy, bracia stojący po tej samej stronie barykady, garnęli się ochoczo do współpracy, jak gdyby dojrzeli do pełnienia swoich funkcji w przeczuciu. Ostra barwa bieli przełamana zdawkową ilością cyjanu była tęczówkami Christensena prześlizgującymi się bezwiednie po najbliższym otoczeniu, w tym również tam, gdzie kilka sekund naprzód miały zadrżeć przepchnięte zdawkową siłą liście. Najpierw jednak nadejście przybyszki zaanonsował szmer, który celnie wyodrębnił się z istnego kolarzu zapisanych na przeróżnych liniach melodycznych dźwięków.
Gdy tożsamość gościa z dozą czułości została zmyta przez oczywiste rozwiązanie, do duetu wspomnianych zmysłów włączyło się zachłyśnięte raptem beztlenowymi warunkami serce - uderzyło mocno, po czym ledwo płytko zafalowało.
Z kolei ostatnio nieskory do operowania przyjaznymi odczuciami umysł popaprańca koniecznie chciał wszcząć awanturę, w centrum konfliktu sadzając nie kogo innego, a Senną. W tym celu nasz bohater od siedmiu boleści jął intensywnie zastanawiać się, dlaczego od momentu podbicia nowych włości wciąż paprał się w starej materii. Materii o bladej cerze, ciemnym włosie oraz usposobieniu odizolowanego od czaszki korpusu, co bezmyślnie, być może sterowany magnesem, bądź autopilotem przecinał wytrwale ścieżki dumnego, hołubionego mężczyzny. Jego i tylko jego rozgrywka niespodziewania stawała się publicznym, upokarzającym tasowaniem niewiadomych, podczas gdy z góry zawsze wiadomym było wcześniej gdzie szukać tego gościa zbierającego laury. Pierdolnięty Michael zarówno żądał słodkich owoców zwycięstw, jak także gorzkości porażek. Tych ostatnich, aby wiwatować podwójnie podczas złamania karku zasadom fairplay i ponownemu zajęciu wysadzanego drogimi kamieniami (być może szmaragdami?) tronu. Jedynym odciskającym piętno furii elementem stały się więc chmary pytajników, które na tym etapie znajomości przypominały roztyte, lecz nadal nienażarte komary przepychające się do tylko jednego basenu krwi swojego żywiciela. Zielonooka prócz własnych pobudek wypadłych przez przypadek ze świata surrealistycznych fantazji, zdawała się mieć Godnego za księgę odpowiedzi wciąż zapominając o tym, że nieznajomość alfabetu odbiera jej ów możliwość. Utarczki Gabe kontra Gabe zepchnęły z dawnego siedziska podbródek, który teraz w żałosnym niezdecydowaniu między wojowniczością, a ciekawością wysunął się do przodu.
- Czego ty kurwa tak właściwie i w ogóle tak ode mnie chcesz… Słońce? – w krzykliwym, żołnierskim tonie niestosownie do istniejących przeciwwskazań przemknęła słodycz w całości wlana w ostatni wyraz.
Przezornie schował płonące od świerzbienia dłonie za sobą, by tak w pozie kulejącego w swoim fachu aroganta spoglądać na Nata Onnę. Status trwania tych oględzin wyznaczyły uniesione w zaskoczeniu brwi wznoszone o strzępki milimetra wyżej i wyżej napotykając coraz to nowsze uszczerbki.
To Twój jedyny komentarz ?
Ma się rozumieć.
A gdzie troska?
Mamy nie ma. Dzieci znów mogą wariować…Anonymous - 27 Grudzień 2013, 01:18 Kleszcze są pajęczakami.
Są spłaszczone kierunku grzbieto-brzusznym, a podział na segmenty i odcinki praktycznie zanikł. Szczękoczułki i nogogłaszczki łączą się w ryjek służący do przyczepiania się do żywiciela oraz ssania jego krwi. Cztery pary odnóży połączone są spłaszczonymi biodrami ze stroną brzuszną przedniej połowy ciała.
A-Anno...?
No tak, ale można zauważyć też ewolucyjny postęp - wystąpienie zielonkawych oczu zamiast małych nawet nie wyłupiastych, nijakich ślipek. Bądź co bądź miała także dłuższe nogi i była większa od kleszczy. No i nie pęczniała, kiedy wysysała z kogoś krew... No tak, przecież już dawno porzuciła ten proceder. Wysysania z innych krwi. Teraz raczej wolała wysysać z innych siły i cierpliwość. Aż dziwne, że naiwnie traktowała Dracy'ego jako jednego z lepszych doręczycieli obydwu elementów niezbędnych jej do życia... sama nie jestem pewna, czy Gabe powinien potraktować to jak zaszczyt, czy szybko spleść wiązankę odpowiednią do rodzaju przezwiska i niechybnej obrazy jego majestatu. Oczywiście, że nie da się tak łatwo. Wróci. Wróci. Wróci.
Jak feniks z popiołu.
Chociaż one są szpetne przed przemianą, a nie zaraz po niej. Nawet kiedy usiłujesz upodobnić się od zwierzęta, nie jesteś w stanie tego zrobić do końca. Błędy, Rinnelis... ich jest po prostu zbyt wiele. Już zaczynasz się potykać o swoje nóżki. I to nie tylko ze zmęczenia.
Pochyliła lekko głowę, wsłuchując się w jego słowa, w ciszy świętując sukces, który osiągnęła zwykłym uspokojeniem dechu. Teraz tylko należy zwalczyć zawroty głowy i będzie zdolna do konstruktywnego myślenia. Uniosła rękę i dotknęła nią swojej skroni, lekko, jakby chciała ją rozmasować, ale szybko rozmyśliła się i całość ponownie opadła wzdłuż tułowia. To chyba był jeden z pierwszych razów, kiedy odpowiadała z głowy, zamiast gonić za jego spojrzeniem. Przerwa była długa, może i zbyt długa, a Słońce w milczeniu analizowało jego słowa - w rzeczywistości w jej głowie już dawno ich nie było, a dziewczyna znowu wpatrywała się w jego oczy. Pusto. W środku Rinnie nie ma już nic.
„Albowiem dając, otrzymujemy; wybaczając, zyskujemy przebaczenie, a umierając, rodzimy się do wiecznego życia.”
To.
Jest.
To.
Nagle uśmiechnęła się; bardzo blado, ale wystarczająco, by przełamać barierę w postaci grawitacji - oto Annie znowu szybuje ponad waszymi głowami. Tak samo beznadziejna, ale silniejsza o to, że jest głupsza, niż dotychczas. Pięknie.
- Chcę... Bardzo chcę tobie wybaczyć. I kiedy teraz patrzę na ciebie z tej perspektywy, myślę, że to będzie bardzo dobra decyzja, ale jest to decyzja zaledwie na teraz, więc... W y b a c z a m ci. Bo tego potrzebujesz. Potrzebujesz wybaczenia, Gabe - zaplotła palce z tyłu, dalej ściskając w nich szmatkę - zielone oczy dalej były wyblakłe, ale uśmiech promieniał na jej liczku do tego stopnia, że nie potrzeba było mu konkurentów.
Och, zapomniałabym...
- Nie musisz mi dziękować - przechylenie główki i kolejny, szeroki uśmiech. Właściwie chyba lepiej by było, gdyby Christensen wykopał ją stąd wprost do reklamy jakiejś pasty do zębów. A w połączeniu z tymi włosami rozwichrzonymi włosami i liśćmi... Pani wiosna!