To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Ogrody Rozalii - Labirynt

Anonymous - 9 Wrzesień 2011, 16:43

Może Hath miał na karku sporo lat i powinien był wiedzieć, jak rozmawiać z kobietami, by nie chciały rzucać w niego talerzami. Mimo tego nie zawsze udawało mu się zatrzymywać słów, które mogły urazić Miy lub jakąkolwiek inną przedstawicielkę tego dziwnego gatunku. Na całe szczęście Japonka nie miała pod ręką żadnych elementów zastawy stołowej, więc różowowłosy czuł się bezpiecznie. Może przydałby się jakiś pancerz, by ewentualnie obronić się przed pazurami dziewczyny, ale wierzył że jego ukochany t-shirt i koszula wytrzymają taką próbę. Nie miały innego wyboru.
- Uhum, rzeczy - odparł krótko. Najpierw miał zamiar usprawiedliwiać się jakoś i powiedzieć, że miał na myśli coś innego, ale w efekcie zrezygnował z długiej gadki na rzecz prostego, jakże szczerego przytaknięcia. Uśmiechnął się przy tym wrednie. Mrahaha.
- A teraz mi powiesz, bejbe, dlaczego się zgubiłaś - powiedział, obejmując ją ramieniem i rozpoczynając niespieszny marsz w pierwszą lepszą stronę, byle do wyjścia. Choć znając jego zmysł orientacji wybawienie było akurat w dokładnie odwrotną stronę.
- Nie zdziwię się, jeśli powiesz, że byłaś wielce zdesperowana nie mogąc mnie znaleźć i postanowiłaś zatracić się w tym gąszczu licząc na to, że spotkasz tu legendarnego Minotaura, który ukróciłby twe męki... ale tak czy siak nie musisz już rwać włosów z głowy, bo oto jestem! - tak, tak, cały on. Cholerny egoista i narcyz, przynajmniej pozornie. Bo Miy przecież wiedziała, że dla niej to on by dał sobie rękę uciąć. Byle nie prawą, bo to by było przegięcie. Ale ręka to tak czy inaczej ręka i nic temu zaprzeczyć nie może. Ależ on był wspaniały.

Anonymous - 9 Wrzesień 2011, 17:09

Odwzajemniła uśmiech. Był to jednak ciepły uśmiech oznaczający, iż jego właścicielka była szczęśliwa, że znowu jest z Hath'em.
Tak oto znowu oboje szli gęstwiną zielonych korytarzy w poszukiwaniu wyjścia, z tym jednym małym szczegółem - szli razem. Zapewne on także nie znał wyjścia, jednak czy było to teraz ważne? Teraz była pora na wspólny spacerek i rozmowę. Przy okazji może uda im się znaleźć wyjście.
Nie zamierzała się z nim sprzeczać, lubiła gdy tak mówił, robiąc z siebie najdoskonalszego, kochanego przez wszystkich. Wiedziała też, że nic by to nie dało. Skoro Hath coś powiedział to musi być tak.
- Pewnie. Właśnie to chciałam powiedzieć, ale okazuje się, że znasz nawet moje myśli. - powiedziała opierając głowę o jego bok.
Była już trochę zmęczona. W końcu błądzi w tym labiryncie już spory kawałek czasu. Nie była pewna co ''znaczy kawałek czasu'' w tej chwili. Nie miała przy sobie niczego co mogłoby jej powiedzieć, która godzina. Czas jednak zaczął jej płynąć niezwykle wolno i mogła tu spędzić nawet cały dzień.
Zastanawiała się, czy jej przyjaciel długo już tu jest. Czy wszedł przed nią? Czy może po niej. Zwykłe pytania, zalewające jej głowę, nim nadejdą inne - czyli te które wypowie na głos.
- Gdzie się podziewałeś przez ten czas, co? - mówiła wolno, ospale, jakby niedawna "gra" ja wykończyła. - Pewnie byłeś już u mnie w domu. Mam nadzieję, że drzwi są całe. Nie mam ochoty kupować nowych.

Anonymous - 10 Wrzesień 2011, 09:56

Ach, jaki miły spacerek. Szkoda tylko, że wspomniane już wcześniej chmury gromadziły się coraz bardziej i bardziej, zapowiadając rychłą ulewę. Hath'owi w zasadzie to nie przeszkadzało, lubił deszcz. Powiem więcej - z radością przywitałby nawet śnieżycę. Ale Miyuko była w jego mniemaniu taka delikatna... a co, jeśli się przeziębi biedactwo? Nie będzie miał innego wyboru, jak zostać tu na dłuższy czas i się nią opiekować. Może nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, ale... spróbujcie mu to wyjaśnić. Powodzenia życzę.
- To tu, to tam... - westchnął, przytulając do siebie dziewczynę. - Ale cały czas w Krainie Luster. Nudziło mi się tam niemiłosiernie, więc postanowiłem zaszczycić moim przybyciem ludzi. Ciebie przede wszystkim - mruknął, przytulając ją mocniej. Zaśmiał się trochę nerwowo, usłyszawszy wzmiankę o drzwiach.
- Pewnie, że są całe! Czy ja kiedykolwiek... no dobra, może raz. Albo dwa..? - Tiaa. Zdarzyło się parę razy, że chciał dobrze, a wyszło jak zwykle, w wyniku czego Miy musiała wymienić w mieszkaniu to i owo. Ale grunt, że Hathaniel nie chciał źle! Tylko tak jakoś zawsze wychodziło, bo w gruncie rzeczy zdarzało mu się być trochę niezdarnym. Bardziej przekładało się to na życie codzienne, niż ewentualne starcia na śmierć i życie. Wtedy adrenalina robiła swoje i nie było czasu na potknięcia.
- Tym razem nic nie uszkodziłem, możesz być pewna. Tylko twoi sąsiedzi chyba stracili do mnie cierpliwość - zrobił niewinną minkę. - Aha, a jakby kto pytał o to wybite okno w klatce schodowej, to tak już było jak przyszedłem.

Anonymous - 10 Wrzesień 2011, 13:44

Błękit nieba już całkowicie przysłoniły szare chmury, wywołując w dziewczynie żal i tęsknotę. Gdy patrzyła na nie myślała o bezkresie oceanu, o jego pięknie i niebezpieczeństwie.
Myślała sobie, ze na pewno znajdując się nad tak "wielką wodą", nie mogłaby długo wytrzymać, ponieważ myślałaby tylko o wolności, będącej poza jej zasięgiem. Tak zawsze kojarzyły jej się takie miejsca - z niedostępną wolnością.
Zrobiło się trochę chłodniej, Japonka otuliła się więc szczelniej płaszczem. W przeciwieństwie do Hath'a nie lubiła deszczu, bo wtedy chmury jak rój os, czy wrogie statki, zasłaniały jej błękitny ocean.
Nigdy nad żadnym nie była ale potrafiła sobie wszystko wyobrazić. Mimo iż całe dwadzieścia jeden lat spędziła w mieście i jego okolicach.
Nie była nigdy poza światem ludzi. Krainę Luster znała z opowiadań przyjaciela.
Na jego słowa roześmiała się cicho i uderzyła lekko w bok, do którego niedawno szła przytulona.
- Pewnego dnia wykopią mnie z tego bloku. - powiedziała. - Ostatnim razem, po tym jak wyszedłeś, staruszka z naprzeciwka zaczęła się do mnie dobijać. Krzyczała coś o wandalach i... o policji? - znowu się zaśmiała wpatrzona w swoje buty. - Powiedziałam jej, że jeśli nie przestanie to zgłoszę nie przestrzeganie ciszy nocnej. Pewnie to ona się do Ciebie dzisiaj przyczepiła, co?
Westchnęła cicho.
Z nieba spadła pierwsza kropla, prosto na mały, lekko zadarty nosek dziewczyny. Spojrzała do góry.
- To jak? Możesz mi teraz powiedzieć, że nie wiesz jak się stąd wydostać i będziemy przeczekiwać deszcz w dziurze w żywopłocie.
Oczywiście była to mała prowokacja z jej strony. Miała nadzieję, iż Hath posiada jakiegoś asa w rękawie, czy chociaż poudaje, że ma. Jeśli nie - trudno. W końcu deszcz to nie koniec świata. Gorzej będzie z samym wydostaniem się z labiryntu. Kiedyś przecież musieli.

Anonymous - 12 Wrzesień 2011, 19:17

Hathaniel nie miał żadnych poetycznych skojarzeń z bezkresem nieba przysłoniętym przez deszczowe chmury. W tej chwili jego wyobraźnia nieco przysypiała na tym polu, a to znaczyło tylko jedno - jak już się wyśpi, będzie z niego wyłazić bokami. Tymczasem jednak trzeba było pogodzić się z chwilową sennością umysłu i jednocześnie z godnością przyjąć kuksańca zadanego przez dziewczynę. Ej, za co? Delikatnie uszczypnął ja w talię, żeby sobie nie myślała, że może go szturchać bez żadnych konsekwencji.
- Nie widzę żadnego problemu! Jeśli cię wyeksmitują, zamieszkasz u mnie - wyszczerzył białe ząbki do Japonki. Choć w zasadzie nie był pewien, czy byłaby zadowolona widząc jego mieszkanie. Hath nie należał do tych zacnych istot, które ceniły sobie porządek. Był strasznym bałaganiarzem i nie wstydził się tego. Ach, no i dochodziła druga kwestia - czy Miy chciałaby mieszkać w Krainie Luster? I, przede wszystkim... czy to byłoby dla niej bezpieczne? Dobra, dobra, ten miesiąc czy dwa, które musiałaby poświęcić na szukanie nowego lokum, nie zbawiłyby jej przecież.
- Tak, to stare próchno miało do mnie dzisiaj jakieś wąty - mruknął. Był od tej starej baby co najmniej kilka razy starszy, ale mimo wszystko nie powstrzymywał się od robienia jej przytyków odnośnie wieku. - Nie zwracaj na nią uwagi, może niedługo przejdzie na wieczny spoczynek. Taka emeryturka, przyda jej się - zaśmiał się cicho. No, nie ma to jak niewinne żarty ze śmierci. Cudzej śmierci. Która, notabene, jeszcze nie nadeszła. Uśmiech zszedł jednak z jego twarzy, gdy Miyuko wspomniała o wyjściu z labiryntu.
- No pewnie, że wiem, w którą teraz stronę! - Oburzył się i skręcił w lewo na następnym skrzyżowaniu. - Czy kiedykolwiek wątpiłaś w moją orientację? - Mruknął. - To znaczy... o orientację w terenie - zreflektował się szybko. W rzeczywistości nie miał pojęcia, dokąd idzie.

Anonymous - 14 Wrzesień 2011, 16:58

Deszcz lunął z nieba w jednej chwili znacząc ciepłymi kroplami wszystko co tylko znajdowało się pod chmurami. Owszem, był ciepły, ale tak rzęsisty i ostry, że Japonka od razu wyjęła ręce z rękawów płaszcza i okryła nim głowę. Wszystko byle tylko krople nie uderzały w jej wrażliwe ciało.
- Oczywiście, że nie wątpiłam, Hath! - odparła głośno.
Nigdy nie było można kwestionować jego orientacji... seksualnej. Dawał na to niezliczoną ilość dowodów, ale co do tej drugiej.. Cóż, kwestionować na pewno nie można było, tylko czy w nią wierzyć? Oto było pytanie.
- W takim razie, kochany, wyprowadź nas stąd jak najszybciej.
I kiedy tak błądzili pośród korytarzy, czy właściwie pokonywali je zmierzając ku wyjściu Miyuko zaczęła się zastanawiać nad tym, czy naprawdę mogłaby się tu natknąć na Minotaura. Nie uśmiechało jej się raczej na myśl o takim spotkaniu, choć nie wykluczała myśli, iż mogłoby być ciekawie. W końcu nigdy żadnego nie widziała. Wiele innych przedziwnych stworzeń - owszem, ale minotaura nigdy. Nie wiedziała nawet jak miałaby się zachować stając naprzeciw takiego... Ale przecież miała Hath'a. Z nim można by było stanąć nawet przed samym diabłem i zaśmiać mu się w twarz. Oczywiście wcześniej mając pewność, że taki nic im nie zrobi, czy przynajmniej mając w pobliżu kogoś na kim w razie czego diabeł mógłby wyładować swój gniew... w zamian za narażanie na taki coś owych przyjaciół spieszących teraz do wyjścia labiryntu.

Anonymous - 18 Wrzesień 2011, 17:21

Trochę zrzedła mu mina, gdy nagle deszcz lunął jak z cebra. Nie spodziewał się takiej ulewy! Myślał, że chwilkę pokropi i to wszystko, a tymczasem usłyszał głośne grzmoty. No, pięknie. Nigdy nie bał się burzy, ale to nie znaczyło, że ją wielbił. Może lubił oglądać pioruny i wschłuchiwać się w dźwięki powodowane przez wyładowania elektryczne, ale o wiele przyjemniej obserwowało się to wszystko siedząc we wnętrzu ciepłego domu i chowając się przed wiatrem i deszczem za grubą szybą. Słowa Miyuko bynajmniej mu nie pomogły. Przez jej ponaglenie czuł się jeszcze bardziej zobowiązany do odnalezienia wyjścia, o którego lokalizacji nie miał fiołkowego pojęcia. Przecież przyszedł tu, żeby się zgubić, prawda? Dopiął więc swego i się zgubił, tak naprawdę. Szczęście w nieszczęściu, że przynajmniej nie rzucał słów na wiatr.
Jakiś czas krążyli po labiryncie pod przewodnictwem Hatha, ale nic nie wskazywało na to, by mieli prędko opuścić to miejsce. Z każdą chwilą różowowłosy robił się coraz bardziej poddenerwowany, a z jego oczu można było wyczytać niepewność.
- Nie, żebym nie wiedział jak stąd wyjść... po prostu zaszliśmy bardzo daleko. Jeszcze tylko moment - mruknął. W prawo, lewo, lewo, prawo, środkiem i znowu w prawo, ale wyjścia ni widu, ni słychu. Trafili natomiast na jakiś brukowany placyk, na środku którego stała duża, drewniana, zabudowana wiata. Hath zaciągnął tam Miy i odetchnął wreszcie z ulgą.
- Możemy tu przeczekać i wyjść, jak przestanie padać. Tu jest przynajmniej sucho - zaśmiał się cicho, chcąc zamaskować zakłopotanie.

Anonymous - 24 Wrzesień 2011, 16:54

Nagła zmiana otoczenia, przyniosła ulgę dziewczynie, która powoli zaczynała mieć dość widoku wciąż podobnych do siebie, zielonych żywopłotów. Nie była to jednak całkowita ulga, bo mogła ona nastąpić jedynie po wyjściu z labiryntu. Tak przynajmniej myślała, Miyuko. Jednak widok, który pojawił się przed ich oczami, wprawił ją jednocześnie w zaskoczenie. Bruk i drewniana chata w labiryncie? Wydawało jej się, to dość dziwne… Przypomniała sobie nawet film „Labirynt Fauna”. Konkretniej scenę, w której główna bohaterka biegnąc labiryntem trafia do jego środka; wyłożonego brukiem miejsca, w którym znajduje się wejście do królestwa… a właściwie zejście.
Z tego co pamiętała na mapce przed wejściem do labiryntu był zaznaczony środek, i faktycznie było to to same miejsce, o tym samym kształcie. Nie było jednak żadnego oznaczenia, że jest tam drewniana chata. Czy była jedną z „atrakcji” labiryntu? Albo właśnie przystanią dla osób, które nie mogą znaleźć wyjścia? Może w środku jest ktoś, kto im wskaże drogę?
Przyjaciele weszli do środka, tam jednak nikogo nie było, nie było to też żadne zejście, przejście czy wejście do jakiegoś dziwnego miejsca. Wnętrze chaty było jednym pomieszczeniem, ze stolikiem i krzesłem ustawionym na środku, łóżkiem w rogu i pustym regałem z książkami, które wydawały się być nietykane od lat. Na jednej ze ścian wisiał jakiś niewielki obraz.
Miyuko westchnęła cicho. No tak, przynajmniej mogli przeczekać deszcz.
Zdjęła z siebie przemoknięty płaszcz i rzuciła na krzesło. Potrząsnęła głową, tak, że krople deszczu wystrzeliły z jej włosów, po czym klapnęła na łóżko. Pod jej ciężarem, pościel zapadła się wyrzucając w górę drobinki kurzu.
- No dobrze, dobrze… - powiedziała jedynie.

Anonymous - 2 Październik 2011, 12:12

Wytrzeszczył oczy, gdy znalazł się we wnętrzu chaty. Myślał, że znajdzie tam najwyżej kilka drewnianych ławek i stolik nadgryziony zębem czasu, ale wyglądało na to, że ktoś tu kiedyś mieszkał. Dziwne. Podszedł do regału w nadziei, że znajdzie tam coś poza kurzem, ale półki był zupełnie puste.
- Dziwne... - mruknął pod nosem. - Nie zdziwiłbym się, widząc coś takiego w swojej krainie, ale tutaj? Jak myślisz, kto tu mieszkał? - Spytał, schylając się i otwierając jakąś szafkę, w której znalazł pustą butelkę po burgundzie. Sprawdził, czy w szklanym naczyniu aby na pewno nic nie zostało i zrobił nieco zawiedzioną minę, po czym znów się wyprostował. Poczochrał mokre włosy, rozglądając się uważniej po pomieszczeniu. Rzucił Miyuko nieco zazdrosne spojrzenie: zdjęła płaszcz i mogła się cieszyć, bo pod spodem była w miarę sucha. A on? Przemoczony do suchej nitki, rozbieranie się nic tu nie pomoże. Ale to jego wina, że w taką pogodę nie ubrał się porządnie.
- W takim miejscu powinno być coś ciekawszego od starej chaty, w której nie można spotkać nawet żadnego szaleńca z piłą mechaniczną - rzekł tonem znawcy. No bo co, kurde! Strasznie nudne miejsce. Zakurzony materac, zero alkoholu, zero czegokolwiek. Ważne, że chociaż dach był.

Anonymous - 4 Październik 2011, 12:43

Oparła ręce o oparcie krzesła, a podbródek schowała pomiędzy nimi. Przyglądała się przyjacielowi, który jak widać nadal był pełen wigoru. Było jak zwykle: bez względu na wszystko, to ona pierwsza padała ze zmęczenia, znudzenia, czy zniechęcenia. Czasem, dla żartu, zastanawiała się czy to będzie trwać bez końca, pomimo upływających lat, które postarzały wszystko i wszystkich. W jej głowie pojawiała się wtedy wizja Hathaniela jako mężczyzny w podeszłym już wieku, robiący wszystkie szalone rzeczy co dotychczas. To musiałaby być katastrofa, gdyby nagle stracił ochotę do życia... ale Miyuko wiedziała, tak naprawdę, iż coś takiego może się zdarzyć...
- To Ty jesteś Baśniopisarzem, nie ja. - odparła uśmiechając się. - Ale.... Skoro tak, to mogę Ci zdradzić, że jest pewne prawdopodobieństwo, by powrócił tu szalony staruszek, który lata temu uciekł z psychiatryka... albo jeszcze gorszego miejsca! Kto wie, czy nie skombinuje piły jak nas tu zobaczy! - umilkłą na chwilę i mrużąc oczy spojrzała przez okienko chaty. - A wiesz, powoli zaczyna zmierzchać.
Popatrzyła na pustą butelkę, którą Hath właśnie z żalem odłożył. Pięknie.... Będą tu musieli przeczekiwać deszcz i to... na trzeźwo! No pewnie, że miała nadzieję na znalezienie w środku labiryntu butelki z jakimś dobrym winem.
Od niechcenia wyjęła pamiątkę po ojcu zza paska opinającego jej biodra. Nareszcie mogła to zrobić... Nie lubiła chowania broni w takie miejsca, ale nie miała wyjścia, bo jej idealne buty, kamizelki i kurtki przepadły po kolejnym rabunku.
Rozłożyła sztylet i zaczęła się nim bawić, co mogło wyglądać dość zabawnie w jej małych dłoniach.

Przeczekali w chatce deszcz, a gdy ten się skończył, a niebo już całkiem pociemniało postanowili przeczekać do rana. Tak też się stało, a gdy obudzili się następnego ranka znów zagłębili się w sieć korytarzy, z których w końcu udało się im wydostać.
[z/t]

Anonymous - 23 Październik 2011, 20:55

Starość? Za żadne skarby! Hathaniel zawsze uparcie powtarzał, że prędzej zginie w wyniku jakiejś walki czy choćby nieszczęśliwego wypadku, niż się zestarzeje. Nie chciał stawać się zgrzybiałym staruszkiem - co to, to zdecydowanie nie. Ale, póki co, nic nie wskazywało na to, by siły miały go opuścić. Miał już swoje lata, lecz wciąż był energiczny, silny i pełen radości, którą czerpał z życia. Gdyby tylko ktoś poza Miyuko poznał wiek Hatha, nie mógłby się nadziwić, że chłopak jest jeszcze tak... dziecinny. Tak, dosłownie.
- Nie jestem pewien, czy ktokolwiek będzie tu wracał, ale jeśli już tak postanowi, niech przyniesie ze sobą jakieś procenty - mruknął nieco rozbawiony. - Albo jedzenie - dodał, gdy zaburczało mu w brzuchu. Zmierzył dziewczynę spokojnym spojrzeniem, gdy ta wyciągała sztylet. Wyglądała na zmęczoną, co też po części go rozbawiło. Ludzie mieli przeważnie tak mało energii, tak szybko się męczyli. A co z nim? Wciąż miał ochotę na jakąś przygodę, ale nie chciał zadręczać Miy. Usiadł na podłodze, a po chwili położył się na niej, wpatrując się w niewielkie okienko. Było zimno i brudno, ale nie miał wielkiego wyboru.
- Hey moon, baby, don’t be so mean. Beggin’ u tell me where she’s weepin’. I know u’ve been watchin’ everythin’ on the globe since we’ve been created for seekin’ the love - zabijał niezręczną ciszę, śpiewając pierwszą piosenkę, jaka przyszłą mu na myśl po zobaczeniu przez okno zarysu księżyca.

***

Hath obudził się cały obolały po nocy spędzonej na podłodze. Miał też nieodparte wrażenie, że nieźle się przeziębił, a choroba da o sobie znać już niedługo. Z ulgą poszedł w ślady dziewczyny, która wyprowadziła go z labiryntu...

[zt]

Anonymous - 9 Grudzień 2011, 20:09

Przemierzał kręte ścieżki po między żywopłotami w poszukiwaniu wyjścia. Był już trochę zmęczony nie mogąc go znaleźć, labirynt był dość duży, a żywopłoty tak wysokie, że pomimo swojego wzrostu nie widział nic oprócz zielonych liści. Ale zacznijmy od początku, i od razu zadajmy sobie
pytanie : Jak on się ty w ogóle znalazł? Człowiek nie raz potrzebuje odpoczynku od życia, od wszystkiego. Przez ostatnie dni Gabryś był strasznie zapracowany, wykonywał jakieś zlecenie w sprawie skradzionego przez człowieka pierścionka, i nie miał chwili czasu by odetchnąć. Więc, gdy tylko skończył to co miał zrobić, zaczął szukać jakiegoś spokojnego miejsca. Dom odpadał, niedaleko trwały jakieś remonty i przez hałas nie można było się skupić, biblioteka też nie była dobrym wyborem, gdyż trwała jakaś inwentaryzacja i wszyscy kręcili się, wywołując jeden wielki harmider. Tak więc ostatkiem sił przywędrował do parku i przez nieuwagę wkroczył do labiryntu z żywopłotów. A jako, że miał kiepską orientacje w terenie, szybko się zgubił.
Chodził tak już od czterdziestu pięciu minut, szukając jakiegokolwiek wyjścia, chodźmy przez pokrzywy, by tylko wydostać się z tego miejsca. Ciągłe łażenie w kółko go tylko irytowało i zniechęcało do dalszego „odpoczynku”. Tak pobłądził jeszcze przez kolejne piętnaście minut, aż w końcu się poddał. Siadł na trawię krzyżując nogi i opierając się o ziemie rękami, spoglądał w niebo szukając chmur. Jak na złość niebo było czyste, słonko świeciło, a humor na resztę dnia zepsuty. Po prostu pięknie. Po chwili już leżał, krzyżując ręce z tyłu głowy. Zamknął oczy i myślał. O czym? A o niczym? O życiu, o zadaniu jakie dostał i o wszystkim co tylko przyszło mu na myśl. W pewnym sensie i to był sposób na odprężenie się, więc z niego korzystał. Jednak coś go denerwowało, brzęczało nad jego uchem jak namolna mucha, mała myśl mówiąc : Zaraz będziesz musiał wstać i szukać wyjścia. A tego mu się ewidentnie nie chciało. Wolał odpoczywać i nic nie robić. Chociaż przez chwilę, zanim powróci do rutyny.

Anonymous - 9 Grudzień 2011, 20:43

Magali lubiła to miejsce, toteż bardzo często w nim bywała. Kręte korytarze z żywopłotów nie przyprawiały jej o brak orientacji w terenie. Znała wszystkie ścieżki tego labiryntu. Właśnie po raz kolejny nawiedziła to miejsce swoja osobą i szła ku ulubionemu kawałkowi. Praktycznie samemu środkowi owego żywopłotowego obiektu. Po drodze sobie coś podśpiewywała pod nosem. Czuła też niejako, że coś wisi w powietrzu i że, wydarzy się coś ciekawego.. Nie potrafiła tylko sprecyzować co. Jej czerwone oczy tylko błysnęły jakąś dziką radością. Skręciła w kolejny korytarz i zastygła w bezruchu. Na trawie leżał jakiś chłopak, ale nie jakiś tam zwykły chłopak. Tylko jej Daniel !? Nie potrafiła pojąć jednego, jak mógł być tutaj skoro go własnoręcznie zabiła. Przechyliła głowę na bok i z zaciekawieniem na owego chłopaka patrzyła. Czyżby jej były wrócił tak samo jak i ona? Popełniła jakiś błąd zabijając go ? Wcale tak nie uważała ale nie to teraz istotne. Zdecydowała się jednak do owego obiektu podejść i sprawdzić czy aby oczy ją nie mylą. Zaszeleścił żywopłot i już szła w jego kierunku. Bez zbędnego pośpiechu. Minęło kilka chwile i już stała nad nim lekko się pochylając. Czarne długie włosy niemal dotykały jego polika a jej ciekawskie spojrzenie czerwonych oczów mogło wywołać lekki dreszczyk i niepokój, usta zaś zdobił nieco perfidny uśmiech.
-Czyżbyś się zgubił ?
W jej głosie dało się słyszeć prześmiewczą nutkę. Jednak nie dlatego, że miała do niego jakąś urazę biorąc na wzgląd wygląd wykapanego Daniela. Wychwyciła drobne szczegóły co sprawiło, że upewniła się iż to nie była osoba za, która go brała. De facto ulżyło jej z tego powodu. Jednak chociaż w jakiś sposób musiała mu dogryźć, nie ma bata. Wsunęła kilka kosmyków za ucho w dalszym ciągu go obserwując i nie zmieniając pozycji w jakiej się aktualnie znajdowała. Ciekawa była jego reakcji, czy wstanie i zacznie wrzeszczeć? A może zacznie pytać o drogę? Może też zada głupie pytanie- Co tu robisz? Miała jednak nadzieję, że ją zaskoczy. Liczyła wręcz na to, faceci byli tak przewidywalni, że bardziej się nie da. Chciała aby chociaż on okazał się inny, ciekawszy i może wart uwagi z jej strony na dłuższą metę, niż ta chwilowa wymiana zdań o ile taka nastąpi.

Anonymous - 9 Grudzień 2011, 21:21

Niestety nie było mu dane zbyt długo nacieszyć się samotnością. Bo oto proszę państwa, już po chwili pojawiła się nowa osóbka. Dość dużo tu ludzi jak na labirynt, nie uważacie? Ale przejdźmy do rzeczy, chłopak już wcześniej zorientował się, że ktoś tu jednak jest. Możecie to zwalić na szósty zmysł, lecz to było zwykłe usłyszenie szelestu liści. Na początku nic nie zrobił, mając nadzieje, że nieproszony gość sobie pójdzie. Jednak chłopak przeliczył się, a nawet gorzej. Nieznajoma istotka podeszła do niego i pochyliła się nad nim, po czym z jej ust padło pytanie.
Nie rozumiał sensu zadania go, znaczy się, wiedział że dziewczyna chciała nawiązać z nim jakikolwiek kontakt, z zadane przez nią pytanie miało to umożliwić, lecz mimo wszystko było to nader oczywiste, że nie wiedział jak znaleźć wyjść. Otworzył powoli jedno oko i zilustrował nim pochylającą się nad nim kobietę, a raczej dziewczynę, gdyż do dorosłej przedstawicielki płci żeńskiej było jej jeszcze daleko. Czarne włosy, blada cera i czerwone oczy, nie spotykane raczej u przedstawicieli rasy ludzkiej, chyba że miało się soczewki, ale one były bardzo drogie. Tak więc już na wstępie założył, iż miał do czynienia z istotą nie z tego świata, stworzeniem z Krainy Luster. Już od pewnego czasu zauważył, że istoty z tamtego „wymiaru” lubiły zaglądać na ziemię , by zobaczyć jakże legendarnych ludzi. Oczywiście nie było to zbyt bezpieczne, gdyż chyba każdy z nich słyszał o organizacji MORIA, ale o tym później. Na pytanie dziewczyny ciemnowłosy tylko mruknął typowe „Mhm”, po czym zamknął oko. Wiedział że to nie grzeczne, ze zaraz będzie musiał wstać i się przywitać, ale i tak to zrobił. Tak jak się spodziewał dziewczyna nie odchodziła, więc Książę szybko podniósł się z ziemi, otrzepał spodnie i poprawił złotą koronę na głowie. Tak, dobrze słyszycie, koronę. Przeczesał smukłymi palcami swoje włosy po czym z uśmiechem mówiącym „ Jak miło cię widzieć moja pani” powiedział
Witam, zagubiłem się – Dla mniej bystrych już to przedtem potwierdził mruknięciem, więc powtórzenie tego samego wydaję się śmieszne. Ale taką osobą był właśnie Gabriel. Wolał wszystko robić należycie i starannie, tak więc grzecznie przywitał się z dziewczyną chodź nie miał na to najmniejszej ochoty. Zresztą nie lubił kobiet, od czasu zdrady „tej jedynej” bał się ich i nie ufał im. W każdej widział zagrożenie, jak i każda rozdrapywała starą ranę od czasów JEJ. Spojrzał jeszcze przelotnie na niebo i wrócił wzrokiem do nieznajomej. Słońce świeciło niemiłosiernie, ptaszki śpiewały (co zauważył po chwili) i strasznie chciał już się znaleźć w swoim domu. W wygodnym łóżku i zakończyć ten „relaks” na łonie natury. Potem dostać zlecenie, wyruszyć Krainy Luster i wykonać swoją pracę. Przy okazji musi jeszcze skończyć projekt dla profesora. No dobrze, chyba czas się już zbierać. A czarnowłosa będzie musiał mu się pomóc stąd uciec. Chodź miałby ją do tego siłą zmusić.

/zt

Anonymous - 9 Grudzień 2011, 21:54

W spokoju się przyglądała chłopakowi swoimi czerwonymi tęczówkami. Jego zachowanie było bynajmniej troche nietaktowne, bo w pewnym sensie ją olewał pomimo pozornego mhm. Które było potwierdzeniem jej pytanie a raczej odpowiedzią na nie. Westchnęła ale czekała dalej, nie dała się zbyć tym jakże uroczym mruknięciem,. Toteż stała nad nim dopóki nie raczył się zainteresować. Tutaj jednak okazał trochę inicjatywy, chyba wywęszył, że dobrze musi znać owe miejsce. Po słowach jednak nie mogła zrobić nic więcej jak po prostu się roześmiać na cały głos. Po co łazi po takich miejscach skoro jego orientacja kuleje? No nie ważne. Spoglądając na nie śmiała się już troszkę mniej bowiem po chwili zakryła usta. Czy była człowiekiem a no nie była i tutaj bynajmniej się nie pomylił jest jednak jedno ale. Mogła być albinoską a u nich takie cechy jak blada cera i czerwone oczy są charakterystyczne. Chyba na te oczywiste rozwiązanie nie wpadł ale mniejsza z tym. Dopiero teraz postanowiła mu jakże uroczo odpowiedzieć.
-Witaj o zagubiony książę. Gdzie twe królestwo. Nie stąpasz na własnych włościach.
Znowu ta drwina słyszalna w jej głosie, to po prostu było silniejsze od niej. Mimo wszystko chłopak jej się podobał. No cóż z Danielem było tak samo i co pozwolił aby mieli ja inni, aby splugawili a potem zostawili nie martwiąc się o to co zrobi. Tak się stało, że wybrała śmierć skacząc z dachu. Oboje jeszcze nie wiedzieli ale chyba mieli ze sobą dużo wspólnego tyle, że Thomas się pozbierał a Chelse nie, jednak ktoś dał jej drugą szansę i ja wykorzystała. Najlepiej jak potrafiła i pozbyła się tych co ją skrzywdzili a pierwszym z nich był właśnie jej ukochany. Do dzisiaj słyszała jego krzyki i zapewnienia, że tego nie chciał. Jednak był temu winny i zapłacił najwyższą ceną życiem. Dzień jak co dzień i dziewczyna także słyszała ptaki i czuła grzejące słońce. Ciekawa była jednak co owa kopia jej byłego postanowi zrobić. Obeszła go kilkakrotnie śpiewając niskim głosem. Zbyt niskim jak na dziewczynkę 15 letnia. Cóż jeszcze wiele rzeczy w niej go zadziwi.
-Ona Już daleka jak, zimne słońce, które widzisz we mgle
Nie usłyszy więcej nikt, tej melodii, którą oddałeś jej....

Jako, że nie pamiętała kolejnego zdania owej piosenki zaczęła nucić jej dalszą część, wyrwaną całkiem z kontekstu a na usta wpełzł złośliwy uśmiech. Nie zamierzała mu pomagać, wolała patrzeć jak miota się niczym mucha w pajęczynie szukając wyjścia.
-Tyle smaków tyle barw w wśród nich jej obraz blednie jak sen.
Jak pijany chodzisz tym co podaje każdy nowy dzień!

Wykonała jakiś ruch i po prostu oddaliła się kawałek znikając za zakrętem. Czy pójdzie za nią chcąc znaleźć wyjście a ona będzie się bawiła nim do końca a potem zostawi, bo nie ma w planach mu pomóc ani trochę. Nawet kiwnąć małym palcem. Po chwili czekania po prostu oddaliła się, widocznie chłopak sam wolał znaleźć wyjście, nie narażając się na jej towarzystwo.
z/t

(Wybacz z całym szacunkiem do twej osoby ale mam dość czekania)



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group