Kejko - 20 Listopad 2014, 03:29 Dachowiec przeciągnął się, czemu towarzyszył odgłos strzelających kości, przez ten cały trwający Bóg wie jak długo sen kotka czuła się zdecydowanie zbyt sztywno. Na wypowiedź Ross pokręciła przecząco głową, gdyż nie zgadzała się z nią. Na próbie nawiązania kontaktu nic przecież nie stracą, a zawsze była nadzieja, że przyniesie to jakiś pozytywny efekt prawda?
-Może i nie może wydawać dźwięków, ale w końcu mowa to nie jedyna forma komunikacji prawda? Choć nie wiadomo czy nas zrozumie, a być może i my nie rozumiemy tego, po co te całe wygłupy…, choć pewnie po prostu dla rozrywki, kto wie.
Kejko uwolniona spod obecności cienia mogła teraz podziwiać jego wyczyny z udziałem Ross, choć zdecydowanie wbrew jej woli. Kiedy ta wspomniała o byciu ofiarą żartów błękitnooka westchnęła ciężko, odruchowo złapała kosmyk swoich niestety nadal różowych i puchatych włosów.
-Rozumiem Cię… też ostatnio mam z tym problem i nie mówię o tym co dzieje się teraz. To nie jest mój naturalny kolor… parę łyków herbaty przyprawionej urokiem ściągnęło na mnie tak fatalną koloryzację.
Wyżaliła się i w końcu dała spokój kosmykowi trzymanemu w dwóch palcach, może powinna załatwić sobie jakąś perukę do czasu aż nie dowie się jak pozbyć się konsekwencji nie życzonej herbatki? Przydałoby się znać kogoś obeznanego w takich sprawach jak uroki… może powinna zasięgać porady u jakiegoś Kapelusznika? Z zamyślenia wyrwały ją słowa koleżanki, a kiedy się jej przyjrzała, błękitne ślepia otworzyły się szerzej ze zdziwienia. Jeśli wcześniej miedzy tą Panną a Krukiem było jakieś podobieństwo to teraz jego stopień znacznie wzrósł za sprawą działalności cienistej istoty. Przypadek? Wątpliwe. Błękitnooka podeszła bliżej swej rozmówczyni, przyglądając jej się z całkiem poważną miną.
-W sumie… nie, nie ważne.
Chciała dodać coś w stylu, że gdyby miał młodszą siostrę to chyba tak by ją sobie wyobrażała, albo gdyby Kruk był kobietą może właśnie tak by się prezentował, wcześniej jakoś nie zastanawiała się nad tym, bo i po co? Ta istota… skąd mogła wpaść akurat na pomysł z bandażami? To było naprawdę podejrzane….
-Nie wiem, co jeszcze mogę o nim powiedzieć, poznaliśmy się w świecie ludzi a w sumie to pierwsze nasze spotkanie odegrało się w moim śnie. Jego postać, On sam coś mnie w nim zaciekawiło i jakoś tak wyszło, że przez dłuższy czas staliśmy się sobie Towarzystwem, chciałam mu pokazać Krainę Luster. Ogólnie nawet, jeśli spędziłam z nim sporo czasu to dalej pozostawał dość tajemniczy….
Kotka przerwała na moment swój wywód i na chwilę uciekła gdzieś wspomnieniami, potem jednak podjęła przerwany wątek rozmowy.
-Potem miała miejsce pewna sytuacją, przez którą On chyba się obraził… a ja nie chcę przez taką błahostkę, zwykłe nieporozumienie od tak kończyć znajomości, a jeśli On chce, to mam chyba, chociaż prawo to i owo wytłumaczyć, ale widać jak na razie nie jest mi to dane.Anonymous - 21 Listopad 2014, 01:32 Cóż, ich rozmowa się cały czas rozwijała. Ale jaka by nie była, jakie irytacje byłyby nie przedstawiane, on i tak jak widać, woli robić swoje. Skupił się na głowie swojej ofiary by w trakcie ich wypowiedzi zrobić nad nią przeciągany znak zapytania. Dosyć komicznie to w sumie wyglądało, normalni ludzie mogliby się nieco uśmiać, albo niezrozumiale przyglądać. Wrócił w pełni do swojego obiektu aktualnych zabaw, na Ross pojawiły się teraz wszelakie łańcuchy które mogły ją oplątywać. Pytanie czym to ma służyć skoro i tak nic nie wieżą? A to tylko najpewniej wie cienisty wybryk. Oczywiście nie zapomniał by dalej potworze łapy z pazurami jak najbardziej się okazały, a nawet się poszczycił o potworze nóżki.
Pytanie co im zostaje? Znosić jego wybryki i oczekiwać, że w końcu sobie odejdzie? A nadziei, że nie zaplanował pozostać wiernym towarzyszem którejś z panien? Próbować przeprowadzić z nim konwersacje, mając wrażenie, że najpewniej na nic się nie zda? A może w jakiś dziwny sposób obmyślać konkretny plan pozbycia się szkodnika? Pewne jest jedno, on chyba niczym się tutaj nie przejmuje.Anonymous - 22 Listopad 2014, 11:01 Spojrzała na różowe włosy Kejko i westchnęła.
-A więc to tak. W takim razie życzę powodzenia, nie ma takiego uroku, który by nie miał luki.- stwierdziła. Ona sama by chyba zabiła za podobną rzecz. Przestało ją też dziwić, że dachowiec chodzi z kapturem na głowie. Nie wiedziała czy ona sama podobnie by nie postąpiła. Chociaż z drugiej strony kolor był ciekawy, ciut zwariowany ale mógł też mówić o rozmówczyni jak o osobie bardzo abstrakcyjnej. Gdy cień owinął ją bandażami dziewczyna nagle zaczęła się jej dziwnie przyglądać. Jakby dopadł ją jakiś melancholijny nastrój...
-Ta istota ma coraz bardziej nietypowe pomysły, prawda?- zauważyła.
Wysłuchała też krótkiej opowieści dachowca.
-Czyli boli cię, że zostałaś porzucona?- może "porzucona" to było zbyt drastyczne słowo. W końcu z tego wynikało, że oboje się pokłócili.
-Chyba powinnaś się cieszyć, cienie często lubią pożerać sny. Teraz raczej nie musisz się tego obawiać? Niemniej jednak nie dziwię ci się. Też bym chciała zyskać szansę na przeproszenie, jeśli byłabym w takiej sytuacji jak ty. Niestety, większość mojej rasy tak ma, że są okropnie tajemniczy. Może jednak go w końcu znajdziesz... Chociaż powinnaś raczej poszukać w bardziej mrocznych i ciemniejszych miejscach, przynajmniej ja bym tak zrobiła.- miała wrażenie, że zachowuje się trochę zimno. I może dawała jej tylko złudną nadzieję... Może jej przyjaciel w ogóle nie chciał by go znalazła? Nie powiedziała tego na głos, ale bardzo ją kusiło. Wiedziała jednak, że pewnie to nie ostudziło by zapału Kejko. No cóż, niektórzy lubią szukać igły w stogu siana.
-Nie wiem czy mogłabym ci pomóc w tej sytuacji.- skwitowała co było oczywiste już od początku.Kejko - 23 Listopad 2014, 06:45 Miło było spotkać się z dozą zrozumienia z jej strony, co ja bym dała żeby moje włosy znowu były normalne! Jednego byłam pewna moja noga więcej nie stanie w tamtej przeklętej kawiarni.
-Dzięki, przyda się na pewno.
Dodałam krótko, po czym wróciłam do prowadzenia swej uważnej obserwacji zjawisk natury cienistej. Kiedy cień przybrał kształt znaku zapytania, na moment przesłoniłam sobie usta ręką, aby nie parsknąć śmiechem, nie chciałam by Ross czuła się przez to nie komfortowo, ale nie mogłam nic poradzić na fakt, iż zabawnie to wyglądało. Czy to miał być właśnie ten inny rodzaj komunikacji z jego strony?
-Taaak… trzeba przyznać, że pomysłowości to to temu czemuś nie brakuje.
Cień sam w sobie, bandaże a teraz i łańcuchy, których Kruk również miał w zwyczaju używać… czy nie za dużo tu tych niby to przypadkowych zbieżności? A może to jakaś wskazówka? A może ja tak to interpretuję, bo akurat o Kruku właśnie rozmawiałam z nowo poznaną znajomą? Naprawdę nie wiem jak mam to rozumieć…a może tu jednak nie ma nic do rozumienia? Natłok myśli mnie denerwował, co zdradzały nerwowe ruchy mojego ogona. Podniosłam ponownie spojrzenie na Ross i lekko przechyliłam głowę zastanawiając się, co mam jej odpowiedzieć.
-Cóż…chyba coś w tym jest…, ale głównie boli mnie to, że przed tym porzuceniem nie zdążyliśmy sobie tego i owego wyjaśnić. To, że miał już po prostu dość mojej osoby jestem w stanie zrozumieć, pewnie na dłuższą metę bywam denerwująca….
Dodałam nieco smętniejszym tonem jednak na mojej twarzy dalej gościł dość pogodny uśmiech, dobra mina do złej gry jak to mówią. Jej kolejne słowa wywołały już bardziej szczery uśmiech na mojej twarzy.
-Hmm to znaczy, że to dziwne z mojej strony, że po tym jak raz już nawiedził moje sny dałam mu przyzwolenie a nawet i zaproszenie do częstszego ich odwiedzania?
Nie wiem czumu nagle poczułam się dziwnie skrepowana, jakbym zrobiła coś niewłaściwego? Ale w tym nie było przecież nic złego, skoro dla mnie sen pozostaje snem a dla kogoś może być posiłkiem to, czemu by się nim nie „podzielić”? Jednocześnie dziewczyna rozwiała moje wątpliwości, co do tego, której z ras przedstawicielką była. Kolejny Cień na mojej drodze obym i jej nie ściągnęła pecha na głowę, chociaż aktualnie moją „moc” czarnego pechowego kota można chyba uznać za zawieszoną.
-Dzięki za ceną radę. Już mi pomogłaś choćby samym tym, że mnie wysłuchałaś. Anonymous - 25 Listopad 2014, 15:52 Cień jeszcze trochę przyozdabiał Ją w różne stroje, kelnerki czy nawet typowej służącej. Ale widać albo się już nudził, albo jest to już jego kres, albo jeszcze coś innego. Wrócił do skóry Ross, chowając się pod ubraniem, mogła poczuć jak delikatny wiatr idzie w dół, aż nagle okazuje się że wychodzi jej z nogawki na zewnątrz. Jako pospolity cień przy ziemi bez właściciela. Ułożył się, przedstawiając jakąś wysoką i długowłosą postać, pomachał im cieniowatą dłonią. Po chwili jakby się rozciągnął w kierunku wschodu, po czym wystrzelił niemal jak z procy. Ledwie można było zauważyć kiedy w jednej chwili zniknął, mknąć w jakimś konkretnym kierunku.
No cóż, miały od teraz swój upragniony spokój, cóż za szczęście, prawda?
(zt Cienio-podobnej istoty)Anonymous - 25 Listopad 2014, 23:41 -Nie uważam, że to jest dziwne. Każdy inaczej do tego podchodzi.- odpowiedziała na pytanie. Dla niej sny miały sporą wartość, ale dla takiego dachowca niekoniecznie. Pomyślała, że strasznie dobra z niej osoba i naprawdę musiała lubić tego swojego przyjaciela. Zawsze dobrze jest mieć osobę z którą spędza się miło czas. Rossaline już nie pamiętała kiedy ostatnio z taką osobą miała kontakt. Oh, aż chciało się wrócić do tego. Niestety, smutna rzeczywistość skazała ją ostatnio na towarzystwo osób jej obojętnych. Miała jednak nadzieję, że ten stan potrwa krótko.
-To tylko uprzejmość. Skoro jednak naiwne słowa znaczą dla ciebie więcej niż uczynek to proszę bardzo, przyjemność po mojej stronie.- zabrzmiało to lekko ironicznie ale nie złośliwie. Chociaż Ross nie rozumiała dlaczego dziewczyna powiedziała, że jej pomogła. Dla niej były to tylko puste rady. Niemniej jednak wiedziała, że to nie jej sprawa. Chociaż cała ta opowieść ze zniknięciem była dosyć dziwna i czuła, że jej rozmówczyni mocno uogólniła całokształt. Ale nie dopytywała o szczegóły, nie były dla niej istotne. Może jednak Kejko wolała to zachować dla siebie. Zauważyła, że ciemna istota zaczęła schodzić z jej ciała, jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Zainteresowana zwróciła wzrok na cień. Najwidoczniej temu już znudziła się cała farsa. Przybrał jakąś postać i pomachał jej ręką.
-Tak jakby chciał się pożegnać...- stwierdziła uśmiechając się do siebie gdy cień wystrzelił i zniknął. Musiała przyznać, że było to całkiem ciekawe doświadczenie. Jak i trochę zabawne. Nawet mogła mu wybaczyć tą małą prowokację.
-Cóż, wygląda na to, że nasz mały PRZYJACIEL sobie poszedł. Cóż, to odpowiednia chwila. I ja uważam, że pora już się zbierać.- podała rękę nowej koleżance, nadal z uśmiechem.
-Mam nadzieję, że wkrótce znowu się spotkamy. Dziękuje za ten dosyć interesujący spacer.- pożegnała się i zaczęła iść w przeciwnym kierunku. Naprawdę liczyła, że jeszcze kiedyś zobaczy dachowca. Może już bez różowych włosów? Ciekawe czy poznałaby. No cóż, nie przejmowała się tym. Z drugiej strony, różowo włosa może po jakimś czasie i ją zapomnieć. Chociaż panna Ross szczerze w to wątpiła. Nie zamierzała jednak się nad tym zastanawiać, w końcu jej błogi czas wolny się skończył, spacer dobiegł końca. Tak więc i ona zostawiła zieloną estradę w tyle, chociaż wiedziała, że pewnie tu jeszcze wróci. W końcu opuszczone ogrody były najlepszym dowodem na przemijanie, a także dobrym miejscem do przechadzek, które tak uwielbiała.
[z/t]Kejko - 24 Marzec 2015, 03:49 Jeszcze przez dobrą chwilę mogłam przyglądać się cienistym kreacją jakie to mimowolnie przywdziewała na siebie moja nowa znajoma. Zastanawiałam się nawet, które z owych strojów i ja mogłam mieć przed chwilą na sobie. Nagle cień jakby znudził się swą zabawą i spełzł na ziemie gdzie przybrał kształt znajomej mi sylwetki. Moja uwaga była teraz na nim skoncentrowana do tego stopnia, iż słowa koleżanki pozostawiłam bez odpowiedzi no może nie licząc szybkiego przytaknięcia w postaci skinienia głową. Uśmiechnęłam się sama do siebie, kiedy cień w końcu skojarzył mi się z obiektem moich poszukiwań, czy to mógł być On? A może to tylko moja wyobraźnia? Jednak fantazja to jedno a intuicja swoje wie i moja w tej chwili interpretowała pożegnanie Cienia. Czyżby nie chciał być szukany? Czy powinnam dać mu spokój? Może to nie czas by nasze drogi skrzyżowały się ponownie? Być może tak właśnie było… mimo wszystko czas spędzony u boku Pana Koszmara był dla mnie miłym czasem i będę liczyć na to, że los jeszcze kiedyś zapragnie umieścić nas w wspólnej opowieści. Tę dziwną chwilę refleksji skwitowałam powtarzając gest cienia i również pomachałam mu na do widzenia zaś moje usta bezgłośnie poruszyły się jakby chcąc powiedzieć „do zobaczenia”. W końcu, kiedy ponownie zwróciłam się do Rose, która również właśnie miała zamiar mnie opuścić.
-Również mam taką nadzieję, jeszcze raz dzięki, ta kraina wcale nie jest tak wielka jak by się wydawało, więc kto wie może ponownie nasze ścieżki przetną się już niebawem. Bywaj i powodzenia.
Pożegnałam się przez chwilę odprowadzając dziewczynę wzrokiem, aby w końcu i samej odejść swoją własną kocią drogą. Nie wiem ile ostatnio zajęła moja magiczna drzemka, ale chyba za długo… przez to całe zamieszanie właśnie przypomniałam sobie o pewnym sporym problemie albo i podarku, którego nie widziałam od dłuższego czasu i nie miałam pojęcia, jakie mogło to przynieść skutki…
z.tKejko - 14 Październik 2015, 03:18 Zielona Estrada… miejsce, które po ostatniej niemiłej przygodzie z udziałem pewnej rozwścieczonej bestii było przeze mnie omijane szerokim łukiem. Rodzi się, więc pytanie, co skłoniło mnie, aby jednak ponownie zagościć w tych zdziczałych ogrodach? Sentyment, do przedmiotu, który tu zgubiłam a dokładniej do srebrnego fletu podarowanego mi przez siostrę. Mimo kupna nowego fletu, dopadła mnie tęsknota za poprzednim, który miał po prostu wartość symboliczną. Długo nie mogłam zebrać się na odwagę, aby ponownie tu zagościć a przez to szanse na odnalezienie mojej zguby były znikome. Piękny instrument mógł leżeć gdzieś wśród wysokiej trawy i nawet moje bystre błękitne spojrzenie mogło mieć kłopot z jego odnalezieniem. Równie dobrze już dawno temu jakiś przypadkowy przechodzień mógł natknąć się na flet i zabrać go ze sobą, a wówczas mogę już tylko pożegnać się z nadzieją, że ma zguba jeszcze kiedykolwiek wróci w me ręce. Jednak nawet zdając sobie sprawę z nikłych szans powodzenia podjęłam próbę poszukiwań, co więcej tym razem nie miałam zamiaru dać pogonić się jakiemuś wstrętnemu Kazamowi, dlatego też przyszłam z „obstawą” w postaci Lazura. Choć przyznać trzeba, że bestia wygodnie moszcząca się na moim ramieniu zapewne nie sprawiała wrażenia groźnej. W końcu, kto bałby się trzydziestu centymetrowego stworzonka przypominającego baśniowego smoka, którego łeb przesłania czaszka z bujnym porożem. Tak Aureum w swojej mini wersji mógł intrygować, ale na pewno nie przerazić.
Moje poszukiwania trwały już, co najmniej godzinę a zdążyłam przeczesać dopiero nieznaczną część parku, przez co moja motywacja zaczęła podupadać. Trawy, wśród których brodziłam wydawały mi się coraz wyższe, podobnie jak i krzaki, których wokół było pełno, co niektóre cieszyły, chociaż barwnymi kwiatami, znalazło się nawet parę krzewów dzikiej róży, której to aromat był szczególnie miły dla mojego czułego noska. Na moment przystanęłam przed krzewem dzikiej róży i zerwawszy jeden z kwiatów przysunęłam go do twarzy, by móc cieszyć się miłym zapachem.
-Mmm, piękne… szkoda tylko, że niedługo przekwitną. A ty, co sądzisz Lazur?
Zwróciłam się do swego pupila podsuwając kwiat tuż przed jego pysk, bestia jednak nie wykazała większych oznak zainteresowania względem roślinki, a jedynie przechyliła łeb w innym kierunku.
-No wiesz Ty, co… A swoją drogą, byłoby miło gdybyś mi pomógł, wiesz? Do ogrodu to znosisz pełno błyskotek nie wiadomo skąd, ale teraz postanowiłeś nie kiwnąć pazurem tak?
Oznajmiłam z nutką pretensji w głosie, mój ogon bujał się nerwowo w prawo i lewo niczym metronom. Po cichym westchnięciu, ponownie ruszyłam przed siebie a błękit mego spojrzenia ponownie zatracił się w zielonym gąszczu rozciągającym się u mych stóp.Anonymous - 14 Październik 2015, 13:44 Zgodnie z podanymi wytycznymi przez swoich przełożonych nie miał problemu ze znalezieniem portalu wiodącego do Krainy Luster. Nawet nie kwapił się przebrać, ani zmienić wyposażenia, a jedynie tak jak zwykle był ubrany. A mianowicie mundur, torba przewieszona przez plecy... teoretycznie mógł być zagrożeniem dla paranoicznych osób. Mimo wszystko był uzbrojony w całkiem skromny arsenał nawet jak na jego lata spędzone w armii. Dziwił się jedynie, że tak naprawdę nie ma żadnych osób kontrolujących osoby przekraczające 'wymiar'.
Nie mając dokładnego pojęcia o tym świecie mógł wyglądać jak dziecko zagubione we mgle. Mijając po kolei struktury, które wyglądały nieludzko, w końcu skończył w jakimś ogrodzie. O dziwo całkiem opustoszałym. Zależało mu jednak na zdobyciu pewnych informacji, lecz tubylcy najzwyczajniej na świecie omijali go szerokim łukiem, toteż słabo mu to szło. Z oddali zauważył jednak w końcu jakąś postać z latającym nad nią stworem.
- Chowaniec?
Powiedział to bardziej do siebie, aniżeli do kogokolwiek mogącego potencjalnie być w pobliżu. Podrapał się lekko za głową, a czując presję upływającego czasu mimowolnie podszedł do tej istoty.
- Halo?
Zaczął niepewnie z uniesioną prawą ręką przed sobą. Liczył, że i tym razem nikogo nie odstraszy. Kiepski był w dyplomacji, a pokaleczony wizerunek dodatkowo mu w tym utrudniał.Kejko - 14 Październik 2015, 17:42 Pochłonięta poszukiwaniami z lekkim opóźnieniem usłyszałam szelest w trawie połączony z odgłosem zbliżających się kroków. Instynktownie odwróciłam się chcąc sprawdzić, co lub kto jest źródłem owych dźwięków. Doświadczenie nauczyło mnie, aby w tych okolicach zachowywać czujność. Na widok wysokiego mężczyzny odzianego w ludzki mundur, a co więcej posiadającego broń… na chwilę zamarłam, a gdy moje spojrzenie zatrzymało się na twarzy owego osobnika, owe uczucie tylko się spotęgowało. Mimowolnie przeszył mnie ciarki, które spowodowały, że futro na uszach i ogonie zjeżyło się delikatnie. Po chwili jednak rozsądek doszedł do głosu i przypomniał mi o tym, że nie każdy, kto ma przy sobie broń musi okazać skory do jej częstego i niecnego wykorzystywania. Wizerunek jak i ekwipunek mężczyzny wskazywały na to, że mam do czynienia z człowiekiem, tym bardziej posiadanie tego typu narzędzi można uznać za uzasadnione, wszak ludzie nie posiadają tak jak my swoich mocy. Mimo wszystko zachowanie pewnej dozy ostrożności nie było złym pomysłem, acz odrzuciłam na bok kilka czarnych scenariuszy, jakie zaczęły kiełkować już w moich myślach. Wyprostowałam się bardziej i zwróciłam w stronę nieznajomego, który zdążył się w między czasie odezwać. Może się tu zgubił? Nawet mieszkańcom krainy zdarzało się to całkiem często, nasz świat lubił płatać figle. Nagle zmiany pogody, ożywione elementu natury, które w ludzkim świecie byłyby czymś niedorzecznym tu stanowiły codzienność.
Lazur ożywił się nieco, ponieważ przybrał bardziej siedząca postawę i nie wyglądał już jakby za chwile miał zamiar uciąć sobie drzemkę. Mój pupil podobnie jak i ja chwilę temu, mierzył teraz przybysza spojrzeniem. Jeśli o mnie zaś chodzi zdobyłam się na niepewny uśmiech i krok do przodu w stronę mężczyzny.
-Tak?
Spytałam krótko, czekając na dalsze słowa ze strony umundurowanego nieznajomego. Próbowałam zbyt wnikliwie nie przyglądać się tym wszystkim blizną, jakie gościły na jego twarzy, choć było trudne zadanie, skoro jednocześnie starałam się też utrzymać z nim kontakt wzrokowy.Anonymous - 14 Październik 2015, 21:21 Zmierzył wzrokiem ową istotę i od razu się domyślił, że ma do czynienia z dachowcem. Przynajmniej tak wynikało o opisu tej rasy podobnie jak z innymi, które występują po drugiej stronie lustra. Dawno nie miał okazji spojrzeć im prosto w oczy tak samo jak podczas długoletniej bitwy między dwiema stronami, aczkolwiek miał nadzieję szybko znowu do tego nie dojdzie. Póki jest pokój to mógł w mniejszym stopniu się odprężyć, aczkolwiek na tym świecie był pierwszy raz w swoim życiu. Gdyby nie misja to jego wcale by to nawet nie było. Wobec kobiety czuł się neutralnie. Owszem, była ładna i wyglądała na całkiem zwinną, ale co do jej chowańca czy jak zwą te stwory to miał pewne wątpliwości.
- Więc... chyba się zgubiłem. Mianowicie to chciałem się dowiedzieć czegoś na temat pewnej rzeczy, ale wyglądasz mi na bardzo zajętą osobę.
Zabrzmiało to nieuprzejmie, bo z początku nie kwapił się do zaoferowania pomocy, jednak z jego poważnej i niewzruszonego niczym stal wyrazu twarzy trudno można było się dociec kiedy na przykład kłamał.
- Może pomóc?
Tak, zdecydowanie pomoc od istoty z innego świata nie wyglądała ani trochę podejrzanie. Musiał jednak jak najszybciej zdobyć pewne informacje, a potem dać odetchnąć tejże pani.
- Ach, poza tym... zwę się Skorpion.
Dziwota, że nie podał swojego prawdziwego imienia, a jedynie pseudonim. Nie wiedział czy może jej ufać, ale tego go uczyli w tym fachu. Oczywiście owa kocica nie mogłaby o tym wiedzieć, prawda?Kejko - 15 Październik 2015, 02:15 Okazało się, że całkiem trafnie zinterpretowałam sytuację. Zagubiony, ciekawe ile czasu już poświęcił na błąkanie się po okolicy. Może tyle ile ja sama na raczej bezcelowe poszukiwania. W sumie przydałaby mi się ta piszcząca maszynka z ludzkiego świata, bardzo sprytne urządzenie, które potrafiło znaleźć metal. Tak to byłoby całkiem pomocne w starciu z ogromem wysokich traw, jednak po pierwsze tak owej maszynki nie posiadałam a po drugie zapewne byłaby jedną z tych, które w Krainie Luster posłuszeństwa odmawiają. Na propozycję pomocy uśmiechnęłam się życzliwie.
-Właściwie i ja szukam czegoś, co zgubiłam tutaj, tyle, że minęło już sporo czasu i raczej szanse, że znajdę swój flet są bliskie zeru… minęło zbyt wiele dni i wyrosło tu zbyt wiele trawy. Dlatego skupmy się lepiej na celu Twoich poszukiwań. Zatem czego chciałbyś się dowiedzieć?
Podejrzewałam, że będzie to pytanie z serii „Jak dojść do…” w takich wypadkach kończyło się na tym, że zwykle wiedziałam, o jakie miejsca chodzi, ale nie potrafiłam zbyt jasno przekazać wskazówek jak w nie trafić. Mogłam wtedy zaproponować, że odprowadzę osobę pytającą do danej lokalizacji. Kiedy mężczyzna przedstawił mi się, już naturalnie bez większego wahania w ziemskim zwyczaju wyciągnęłam w jego stronę dłoń w celu powitania się.
-Miło poznać, ja nazywam się Kejko ale zwą mnie też Kołysanką.
Przedstawiłam się krótko, po czym bestia na mojej dłoni zaczęła pomrukiwać z wyraźnym niezadowoleniem. Rzuciłam szybkie spojrzenie na pupila, po czym westchnęłam cichutko, domyślawszy się, co mogło mu się nie spodobać.
-Ah tak… a to jest Lazur. Mój… powiedźmy, pupil.
Wskazałam ręką na małą bestię, która przyjęła dumną pozę wręcz proszącą o uwagę. Lazur miał swój charakterek, był na swój sposób bardzo honorowy i nie przepadał za pozostawaniem w „cieniu”. Pupil… czasem miałam wrażenie, że to mnie bestia postrzega w ten sposób, wszak, kiedy trafił w moje ręce zostało stwierdzone, iż będzie mi służył pomocą, to też z czasem przybrał rolę kapryśnego opiekuna, z którym ciężko dyskutować.
-A wracając do tematu…, co sprowadza Cię do Krainy Luster?
Spytałam ponownie skupiając na Skorpionie błękit swego kociego spojrzenia. Zaryzykowałam nieco tym pytaniem, ponieważ wnioskowałam, że nie jest on mieszkańcem tego świata, a ludzki wizerunek i ubiór mogły się przecież okazać zwodnicze. Wszak wiele elementów ludzkiego świata zdążyło już wkraść się do tej krainy, ja sama oraz moja garderoba były tego dobrym przykładem.Anonymous - 16 Październik 2015, 12:31 Więc od razu musiał przejść do konkretów. No tak, w końcu po to tutaj przyszedł, ale musiał przede wszystkim odegrać to nader dobrze, by nie było z jej strony żadnych podejrzeń wobec Falimira. Uścisnął jej dłoń z wdzięcznością, przypatrując się od razu jej chowańcowi, który nie był agresywny. Całe szczęście. Tak więc nie ceregieląc się dłużej zgrabnie starał się ją nakłonić na wyjawienie tego co wie na ten temat. A mianowicie...
- Domyślasz się zapewne jakie problemy ostatnio przysparzają nam coraz to nowe i niezidentyfikowane choroby poniekąd pochodzące z waszego świata. Jestem osobą zajmującą się ludźmi dotkniętymi już tymi nieszczęsnymi chorobami, acz największy kłopot przysparza nam Anielska Klątwa. Próbuję wraz z moimi towarzyszami obmyślić sposób na poradzenie sobie z tą zarazą zanim wyniknie z niej więcej problemów.
Wykonał wnet dodatkowy krok naprzód, aż w końcu, można by rzec, w lekkim stopniu naruszał jej sferę prywatną.
- Proszę Cię, pomóż mi. Jeśli nie uda mi się tego zrobić w ciągu miesiąca to kolejne osoby padną ofiarą dla tej przeklętej choroby.
Na ile starał się być przekonujący tak każde jego słowo brzmiało chłodno i... sztywno.Kejko - 16 Październik 2015, 22:12 Z należytą uwagą wsłuchiwałam się w słowa swego rozmówcy, co jakiś czas przytaknęłam odruchowo głową. Choroby z naszego świata? Prawdę mówiąc poza Anielską Klątwą, o której sam wspomniał jakoś nie słyszałam o innych bardziej uciążliwych przypadłościach. Ale czy sama klątwa, która w rzeczywistości była pasożytem była taką straszną rzeczą? No dobrze posiadanie skrzydeł nie każdemu musi się uśmiechać, ale to chyba jedne z bardziej uciążliwych objawów jej występowania. Znałam parkę opętańców i nie przypominałam sobie by jakoś szczególnie się na coś uskarżali, problem w tym, że to było parę lat temu…
-Prawdę mówiąc niewiele wiem na ten temat, ludzie, z którymi się zadaję raczej nie chorowali na żadne dolegliwości typowe dla mojego świata. Prawdę mówiąc bardziej przeraża mnie wiele waszych chorób, znaczy nie obawiam się zarażenia, ale po prostu słyszałam o tych no…
Zastanowiłam się przez chwilę, bo jak zwykle nazwa, której potrzebowałam właśnie uleciała gdzieś hen daleko z moich myśli. W końcu jednak mnie olśniło to też kontynuowałam swoją wypowiedź.
-Rakotwory ? Ale wiem, czym jest Anielska Klątwa, niestety nie wiele o niej wiem.
Kiedy Skorpion zrobił kolejny krok w moją stronę musiałam zadrzeć głowę do góry by móc utrzymać z nim kontakt wzrokowy, wszak była między nami dość spora różnica wzrostu.
-Powinieneś rozmawiać z samymi opętańcami, nie wszyscy widzą Anielską Klątwę, jako przekleństwo. Znałam kiedyś Parę opętańców mieszkających gdzieś na Cukierkowej Ulicy, ale było to już kilka lat temu. Ale rozumiem że nie każdy sobie takiego losu życzy, niestety jak wspominałam wiem niewiele o tym pasożycie, ponieważ istot magicznych się on nie ima. Anonymous - 18 Październik 2015, 10:05 - Rozumiem, i dziękuję. Wobec tego nie będę się już narzucał.
W tym momencie każdy normalny człowiek zacząłby iść w swoim kierunku, lecz mężczyzna stał tak jak słup soli i w ciszy przyglądał się kobiecie. Dopiero wtedy zauważył u niej więcej cech dachowca niźli same uszy wystające z głowy. Dlaczego tak jakby zatrzymał się nagle w czasie tego sam nie wiedział, aczkolwiek względem uczuć żadnych zmian nie odczuł. Głowił się tak jakby przez moment, lecz dopiero po chwili dostrzegł uderzające podobieństwo pani Kejko względem jego matki. Dziwnie się wtedy poczuł, gdy wysnuł takie wnioski. Poza znakami szczególnymi dachowca i kolorem oczu nie różniła się niczym więcej. Podobieństwo było tak uderzające, że aż drgnęło coś w sercu żołnierza. Otrząsnął się jednak szybko, po czym postanowił pójść w swoją stronę.
- Pójdę już.
Odwróciwszy się na pięcie zaczął iść w kierunku przeciwnym. W całym tym nagłym szoku nie zdołał się jednak pożegnać należycie, a co dopiero podziękować za poświęcony czas i pomoc. Teraz jednak było mu głupio i zaniechał zatrzymania się. Miał w końcu inne zadanie do wykonania.