Anonymous - 30 Maj 2011, 08:25 Dziewczę nie okazywało swoich uczuć zbyt wylewnie, aczkolwiek ktoś, kto zdążył się z nią już dobrze zaznajomić i dowiedzieć, jak traktuje lubiane osoby, zapewne bez większych komplikacji uznałby, iż traktuje Nika jak swojego najlepszego przyjaciela. No, może nie najlepszego, ale takiego bliskiego z pewnością. Takiego, do którego można się bezczelnie przypałętać i porozmawiać o niczym, którego można męczyć, maltretować i traktować jak swoją osobistą własność... Tak, według Charlotte pojecie "przyjaźń" miało dość osobliwą definicję. No, przynajmniej w ogóle miało. Istnieją przecież osoby, które przyjaźni jako takiej nie uznają, prawda?
Po dłuższej chwili ciszy Charlotte podniosła się i podciągnęła kolana pod brodę. Wyglądała niewinnie, no, może trochę dziwacznie, jeśli brać pod uwagę jej ubiór, typowy raczej dla minionych lat. Przekręciła głowę, tak, by dobrze widzieć Nika. Sięgnęła przy tym po następne ciastko i zaczęła je chrupać, wsłuchując się w opowieść o wyimaginowanych trollach. To wszystko było takie... dziwne. Nadal nie pojmowała idei, dla której chłopiec mówił jej to wszystko. Jak widać, była doświadczona we wszystkim innym, ale nie w relacjach międzyludzkich. Nie rozumiała, dlaczego ona tak ją lubi, dlaczego opowiada jej o rzeczach, które na prawdę nie istnieją, dlaczego... Och, tego było zdecydowanie za dużo. Jego zapewne interesowało to, dlaczego ona zachowuje się tak, a nie inaczej. Cóż, może kiedyś się tego dowie - od niej, czy w jakiś inny sposób, to nie ma znaczenia.
- To śmieszne, nie uważasz? - przechyliła główkę i natychmiast odgarnęła z twarzy grzywkę, która to natarczywie ją od dłuższego czasu łaskotała.
- Wiesz, że prawdy nie ma w tym prawie wcale, ale i tak w to wierzysz. - mruknęła, jakby na prawdę ten temat ją interesował. Sięgnęła przy tym za kołnierz koszuli i wydobyła medalion w kształcie krzyża, podstawową rzecz, jaką posiadał każdy Zwiadowca. Wlepiła w niego coś, jakby oczekujący wzrok, jednak nic się nie wydarzyło. Nie zawiał wiatr, nieba nie przecięła błyskawica. Bo i dlaczego? W co tak na prawdę wierzyła ona, Charlotte van Lethan? Ścisnęła naszyjnik w dłoni i na powrót schowała za koszulę. To była bardzo dziwna bajka, przemknęło jej jeszcze przez myśl. Najpewniej nie myślała wtedy o trollach, a o własnym życiu, bo kto wie, czy nie jest to tylko bajka napisana przez ekscentrycznego autora?
/Khy, khy. Muszę chyba przestać słuchać dołującej muzyki. o_o/Anonymous - 30 Maj 2011, 15:45 Cóż, jemu ekscentryczne zachowanie dziewczyny nie przeszkadzało. Czy nie właśnie taką ją poznał - nieco dziwną, zamkniętą w sobie i cichą? Czy przyjaźń, jaka się między nimi zrodziła nie byłaby mniej wyjątkowa, gdyby Charlotte bez żadnego zastanowienia obdarzała ciepłymi uczuciami każdą osobę, która zachowała się miło w stosunku do niej? W życiu nie odważyłby się tego powiedzieć na głos, ale schlebiało mu to, że należy do tego wąskiego grona person tolerowanych przez pannę Negatywkę. Póki co nie potrzebował niczego więcej.
Położył się z powrotem na płaszczu, obserwując kątem oka dziewczynę. Właściwie, spodobało mu się to snucie opowieści o zamieszkujących daleką północ potworach, choć najwyraźniej jego słuchaczka nie była aż tak zainteresowana tym tematem. Z resztą, chyba nie ma co się dziwić - oboje już dawno wyrośli z bajek o trollach, jednorożcach i wróżkach. Dziwne. Podczas gdy sam Niko lubił wracać czasami myślami do dzieciństwa, Charlotte wydawała się w ogóle nie pamiętać tamtych czasów. Gdy przesiadywał z dziewczyną, miał czasem wrażenie, że rozmawia z kimś dorosłym. A przecież był od niej o jakieś pół roku starszy!
- Śmieszne? - powtórzył, lekko zdziwiony. - Może.
Po skonsumowaniu kolejnego już z rzędu herbatniczka w głowie pojawiła mu się odpowiedź na dalsze słowa panny Negatywki. Uśmiechnął się, bardziej do siebie, niż do dziewczyny. Co za dziwna sytuacja! Gdyby kiedykolwiek ktoś mu powiedział, że będzie prowadzić rozmowę na temat stworzeń z mitów skandynawskich z Charlotte, najpewniej by nie uwierzył.
- Skąd wiesz, że trolle nie istnieją? Może żyją, albo żyły gdzieś w Krainie Luster, od czasu do czasu wyruszając na żer - stwierdził. - Kiedyś widziałem skały, które kształtem przypominały jakieś małpopodobne stworzenia. Ponoć trolle zamieniają się w kamień pod wpływem promieni słońca.
Umilkł na chwilę, obserwując, jak dziewczyna przygląda się tajemniczemu artefaktowi, jaki dostaje każdy zwiadowca. Ciekawe, o czym myślała. Niko niemal odruchowo musnął dłonią niewielkie wybrzuszenie na koszuli - jego własny medalion. Przywykł do tego małego ciężaru; praktycznie nie zauważał już jego obecności. Tak samo przyzwyczaił się do ciągłych podróży między światami. Gdyby któregoś dnia musiał z tego zrezygnować, zapewne niełatwo by mu to przyszło.
- Niedługo coś się wydarzy, prawda? - ni to stwierdził, ni to spytał. Po prostu to czuł. W MORII wyczuwało się lekkie napięcie. Między istotami z Krainy Luster krążyły niezbyt optymistyczne pogłoski. Może właśnie kończyły się ich ostatnie chwile względnego spokoju i harmonii?Anonymous - 30 Maj 2011, 17:17 Owszem - gdyby Zegarmistrz każdą napotkaną osobę tytułowała swoim przyjacielem, czy to słowo nie straciłoby wtedy całego swego sensu? Byłaby tylko pustą skorupą, wmawiającą sobie, że ten świat wcale nie jest taki zły, pełen arogancji i okrutny. Żyjąc w ten sposób przynajmniej nie odczuwała tak mocno niedoskonałości wymiaru, w którym przyszło jej egzystować. I choć może wydawać się to dziwne, może i ona, i Niko nie umieliby sobie tego w obecnej chwili wyobrazić - Charlotte jeszcze kilka lat temu była pogodna, radosna, miła, tak, jak przystało na osóbkę w jej wieku. Wielce wątpliwe jednak, aby chłopcu kiedykolwiek udało się poznać powód, który zmienił dotychczasowe nastawienie Negatywki do świata. No, chyba, że ich przyjaźń wzmocni się, albo charakter dziewczęcia znów ulegnie zmianie.
Jak widać różnica wieku nie musi odzwierciedlać rzeczywistego charakteru danej osoby. Mogły istnieć osoby mające już ponad pół wieku na karku i nadal naiwne, niczym dzieci, albo dwunastolatki nastawione do świata arcy sceptycznie - jak na przykład Charlotte, bo proces jej duchowej przemiany rozpoczął się mniej-więcej przed dwunastym rokiem życia.
- Ja w każdym razie nigdy żadnego nie widziałam. - odpowiedziała, wzruszając ramionami. Dla niej standardowym widokiem w Krainie Luster byli Kapelusznicy, Marionetki, Cyrkowcy (którym z doświadczenia lepiej było nie pokazywać medalionu w kształcie krzyża), Cienie i cała reszta. Dziwiło ją to wszystko, czasami zastanawiała się, w jaki sposób powstał tamten świat. Bo chyba nie jest to kolejny wytwór materii kosmicznej, jak to stwierdzono w przypadku Ziemi - raczej magicznej, jeśli w ogóle doszło do tego w ten a nie inny sposób.
- Prawdopodobnie. Jak myślisz, do czego to wszystko zmierza? - spytała, unosząc głowę ku niebu. Często miewała wątpliwości, jaki jest sens tej całej wojny, kto i pod jakim motywem to wszystko rozpoczął. Może gdyby nie tamten dzień, gdy turyści odkryli przejście do Krainy, teraz wszystko byłoby inne?Anonymous - 30 Maj 2011, 18:44 Niko przede wszystkim cenił sobie osoby, które żyją w zgodzie ze samym sobą. Wiadomo, że każdy ma swoje wady i zalety - grunt, to wszystkie je zaakceptować. Stale się oszukując, wmawiając sobie, że świat jest piękniejszy, bądź brzydszy, niż jest w rzeczywistości, człowiek sam się powoli wypala. W końcu doprowadza się do stanu, z którego już prowadzi droga tylko dalej w dół. Chłopiec widział parę osób, których chyba nawet cud nie zdołałby już pomóc. Może dlatego nie martwił się tak bardzo o Charlotte? Każdy ma prawo przeżyć swoje życie tak, jak chce. Co prawda, intuicja podpowiadała mu, że kiedyś ktoś musiał bardzo skrzywdzić dziewczynę, co poskutkowało głęboką rysą na jej charakterze, ale... przecież to też złożyło się na pannę Negatywkę, która została jego przyjaciółką.
Postanowił nie zagłębiać się dalej w opowieści o trollach - zamiast tego tylko skinął lekko głową. W końcu wynurzenia o istotach fantastycznych znużyłyby po jakimś czasie każdego, a uśpienie Charlotte to ostatnia rzecz, jakiej by teraz pragnął. Może kiedyś uda mu się wymyślić historię, która naprawdę zainteresuje dziewczynę?
- Donikąd - odparł, marszcząc lekko brwi. - Skończy się to tak, że przymusowo przekwalifikują nas wszystkich na zabójców pierwszej klasy.
Przewrócił się na bok, patrząc z tej osobliwej perspektywy na dziewczynę. Kilka kosmyków włosów opadło mu na oczka, ale i z tym problemem chłopiec się szybko uporał.
- Nie musisz się martwić. Jeśli nam się nie spodoba cała ta sytuacja, wyjedziemy do jakiejś małej, peruwiańskiej wioski. Możemy hodować lamy - zaproponował, uśmiechając się szeroko. - Chcesz?
W gruncie rzeczy sam Niko jednak trochę się niepokoił. W razie dojścia do jakichkolwiek zamieszek, praca zwiadowcy stałaby się jeszcze bardziej niebezpieczna. Wystąpienie z szeregów MORII to raczej trudna sprawa - a zwłaszcza w czasach wojny, gdyby już do niej doszło. No, i taki rozwój sytuacji niechybnie poskutkowałby powrotem do rodzimej Finlandii, a na takowy nie miał zbytnio ochoty.Anonymous - 31 Maj 2011, 17:03 Podobnie było z Zegarmistrz - uważała, że ktoś, kto oszukuje sam siebie jest najzwyczajniej w świecie kłamcą i nie należy marnować czasu na relacje z takowym. Bo skoro jest nieszczery w stosunku do siebie, jak można oczekiwać, że nie kłamie także w relacjach z innymi? Ot, była to po prostu kwestia zaufania, świadomości, czy można na daną osobę liczyć, czy też zawiedzie nas w najmniej oczekiwanym momencie, mającym zaważyć na wszystkim. Charlotte na takie niedomówienia nie mogła sobie pozwolić - w żadnym wypadku! Bycie Zwiadowcą już samo w sobie było ryzykowne, może w Świecie Ludzi nie tak bardzo, ale na przykład paradowanie po Krainie Luster z dyndającym na wierzchu medalionem... No, krótko mówiąc, jeśli się nie jest mistrzem sztuk walki, iluzjonistą wysokiej rangi, Chuckiem Norrisem, Bogiem czy czymś innym z tego rodzaju, to ma się niewielkie szanse na przeżycie. Panienka nigdy tego nie próbowała i nie miała wielkiej ochoty próbować. Po pierwsze dlatego, że nie chciała tracić energii na bezsensowne potyczki, a po drugie, że za taką nieodpowiedzialność mogłaby po prostu zostać wywalona z MORII prosto na bruk. Brr, to prawie jak narazić się bossowi jakiegoś gangu. A wierzcie, krucha, czternastoletnia dziewczynka w starciu z takim nie ma prawie żadnych szans, nawet posiadając jakiś tam pierścionek, który umożliwia klonowanie. Nie, żeby ona czegoś takiego doświadczyła, nie! Po prostu te kilka lat wałęsania się po świecie nauczyły ją, do czego można się posunąć w konfrontacji z takim a nie innym osobnikiem. I choć sama w sobie niepomiernie lubiła przekraczać granice, od czasu do czasu umiała się powstrzymać.
- Pff, bardzo w ich stylu - burknęła, obejmując nogi rękoma i robiąc typową minę naburmuszonej dziewczynki. Tak, Zastępcy i Zarządca bardzo, ale to bardzo lubili zrzucać brudną robotę na ludzi pod sobą, którzy praktycznie nie mili nic do gadania. Pomimo tego, Charlotte właściwie lubiła tę pracę, przynajmniej nie musiała cały czas siedzieć w domu tudzież w warsztacie, albo w jakimś innym miejscu w mieście. Między wymiarowe wycieczki były o niebo bardziej interesujące, niż spacery po sklepach, domach, ulicach i blokowiskach.
Gdy usłyszała słowa Nika, jej twarzyczka mimowolnie złagodniała.
- Jako, ze tymczasowo nie mam lepszego pomysłu, załóżmy, że tak zrobimy - starała się przybrać nonszalancki ton głosu, acz wyraźnie słychać w nim było delikatne rozbawienie. Hm, na pomysł hodowania lam mógł wpaść tylko i wyłącznie Niko. Ale czy to nie za tę subtelną ekscentryczność tak go lubiła?Anonymous - 31 Maj 2011, 17:42 Wstępując w szeregi MORII, obydwoje - chcąc, nie chcąc - skazali się na życie w niebezpieczeństwie. Co gorsza, jako zwiadowcy byli stosunkowo łatwi do zastąpienia, więc w razie kryzysowej sytuacji, nikt nie ryzykowałby życiem pozostałych członków, by ratować mało istotne z punktu widzenia organizacji egzystencje. Miało to jednak pewne plusy. Gdyby jednak doszło do tego, że ucieczka z MORII stałaby się kwestią życia i śmierci, z pewnością byłoby im łatwiej stracić zainteresowanie władz, niż na przykład pierwszoplanowym naukowcom. Czasem warto nie rzucać się za bardzo w oczy.
- Ale w takim wypadku chyba podwyższyliby nam pensje - rzucił optymistycznie. Nie należał do materialistów, ba, był wręcz chorobliwie pozbawiony jakichkolwiek chęci do posiadania czegokolwiek. Mimo to jego zasoby pieniężne topniały stosunkowo szybko - Niko po prostu lubił cyrk, wesołe miasteczka, nawet od czasu do czasu wybierał się na jakąś sztukę do teatru, a to szybko uszczuplało jego oszczędności. Nie wspominając nawet o fortunie zaprzepaszczonej w kapeluszach ulicznych żebraków!
Roześmiał się cicho, słysząc słowa Charlotte. Jednak od czasu do czasu zdradzała objawy posiadania poczucia humoru. A może to po prostu zasługa tak szlachetnego zwierzęcia, jakim jest lama? Niko zawsze uważał je za wyjątkowo pocieszne stworzenia.
- Na wszelki wypadek już możemy zacząć dziergać dla siebie poncza - stwierdził. Cóż, w jego wyobrażeniach wszyscy Peruwiańczycy paradowali dumnie po miastach, odziani w ten osobliwy, wełniany strój. Najwidoczniej kultura krajów Ameryki Południowej niezbyt go zainteresowała.
- Tak swoją drogą, szefostwo od dawna nie daje się we znaki - zauważył, przymykając lekko powieki. Nie licząc stałego obowiązku nadzorowania Krainy Luster, od jakiegoś czasu miał spokój z zadaniami. Może MORIA oszczędza siły na większy krok?Anonymous - 31 Maj 2011, 18:36 Cóż, panienka w większości sytuacji, nawet tych pozornie trudnych i niedających możliwości ratunku w postaci ucieczki umiała zachować zimną krew. No, chyba, że znalazłaby się na prawdę w środku sytuacji z rodzaju bardzo, ale to bardzo kryzysowych, jak na przykład mająca nastąpić wcześniej czy później wojna między ludźmi a stworzeniami magicznymi. Było wiadome, że ani MORIA, ani Stowarzyszenie Czarnej Róży nie odpuści. Pozostawała jednak jeszcze kwestia tej nowej organizacji, będącej dopiero od niedawna na ustach większości - Karcianej Szajki. Jej członkowie mogli opowiedzieć się po którejś stronie konfliktu, albo zacząć działać samodzielnie. W obu sytuacjach szyki "starszych" ugrupowań zapewne zostałyby solidnie pomieszane, a to mogłoby się skończyć źle. Wszystko to było tak cholernie trudne! Czasami Charlotte żałowała, że urodziła się akurat tu, właśnie w mieście, w którym znajdowała się baza MORII i w której wszystkie działania organizacji miały swój początek. Gdyby przyszła na świat gdzie indziej, możliwe, że nie byłaby teraz Zwiadowcą, byłaby zwykłą, szarą dziewczynką - ale też nie rozmawiałaby teraz z Nikiem, a on mimo wszystko nieco ocieplił smutny dotychczas, maleńki światek dziewczyny. Gdyby nie on, zapewne siedziałaby teraz nad zegarkami, chrupiąc czekoladowe ciastka i popijając mocną herbatę.
- Wielka pociecha - westchnęła, odgarniając po raz któryś włosy z twarzy. Ta ich długość czasami była wielce denerwująca, bo jak takie doprowadzić do względnego porządku? Zwłaszcza, że Charlotte nie była raczej miss cierpliwości. Wracając jednak do tematu pieniędzy - mimo, iż była przedstawicielką płci pięknej, czyli wielbicielek długodystansowych biegów po sklepach z przystankami na wydawanie pieniędzy, ograniczała się tylko do niezbędnych wydatków, typu jedzenie, nowe narzędzia do warsztatu czy inne takie. Po części dlatego, że nie miała za bardzo czego wydawać, a po części, że po prostu nie potrzeba było jej wiele, by być względnie usatysfakcjonowaną. Ale fakt, czasami zdarzyło jej się kupić dla siebie coś małego, niedrogiego, albo zafundować bilet do kina, teatru czy jakiegoś innego miejsca.
Zignorowała uwagę Nika na temat poncz. Cóż, nie było jej to potrzebne, a poza tym nie umiała robić na drutach.
- Prawda, chyba faktycznie szykuje się coś dużego. Aż mi ciarki przechodzą po plecach, jak o tym pomyślę - skrzywiła się lekko, przywołując na myśl obraz pobojowiska. Pół biedy, jeżeli walki będą toczyć się w Krainie Luster, gorzej, jeśli w mieście. Tamci chociaż mają te swoje magiczne moce, a ludzie? Wielkie dźwigi, dziurę budżetową, leniwych robotników i niezbyt dużo czasu. Po prostu cudnie.Anonymous - 1 Czerwiec 2011, 19:08 Niko też nie należał do tych, co panikują z byle powodu - w większości przypadków jednak po prostu bagatelizował zagrożenie. Inna sprawa, że wbrew wszelkim pozorom nie przychodziło mu łatwo obnoszenie się ze swoimi uczuciami. Czasem wręcz wydawał się lekko zobojętniały; w końcu jego usta nie wyginały się w "podkówkę", gdy coś go trapiło, ani nie machał w panice rękoma, jeśli coś go przeraziło. Na jego twarzyczce, niezależnie od sytuacji, gościł uśmiech, może od czasu do czasu wyraz zamyślenia. Doprawdy, sztuka rozpoznawania tych szczególnych momentów, w których chłopiec czuł się wyjątkowo okropnie, nie należała do łatwych!
Ostatnimi czasy coraz częściej uciekał w leśne ostępy, unikając towarzystwa innych ludzi. Trudno powiedzieć, by mu specjalnie przeszkadzali - po prostu odrobinę się martwił, a negatywne emocje łatwiej mu było znieść w samotności. Siły MORII mogły naprawdę imponować, ale wciąż nie skompletowano wszystkich danych na temat Czarnej Róży i Karcianej Szajki. Żadnej trudności jednak nie sprawiało domyślenie się, że razem te dwie organizacje znacznie przewyższały możliwości ludzkiej frakcji.
- Jeszcze przez pewien czas będzie spokój - ocenił. - Póki co wszystkie organizacje patrzą sobie na ręce. Czekają na ruch ze strony wroga.
Jasne było, że jedna ze frakcji knuła coś niedobrego. Jeśli to MORIA - pół biedy. Szefostwo potrafiło być bezwzględne, ale nie ryzykowało bez żadnego powodu. Gdyby podjęłoby jakieś potencjalnie niebezpieczne działanie, oznaczałoby to także, że ma jakiegoś asa w rękawie. Gorzej, gdyby to Stowarzyszenie Czarnej Róży albo Karciana Szajka planowała coś większego. O ile ludzka organizacja miała pewne doświadczenie w walce z tą pierwszą, druga stanowiła jeden wielki znak zapytania. Jej cele wciąż pozostawały bliżej niesprecyzowane, co czyniło ją trudniejszą do przewidzenia przeciwniczką.
Wstał nagle, porywając ze sobą paczkę herbatniczków. Uśmiechnął się do Charlotte, wyciągając do niej rękę, by w razie czego pomóc jej podnieść się do pionu.
- Mam ochotę gdzieś połazić. Idziesz? - zaproponował. Niecodzienne zachowanie, w końcu na większość swoich wypraw Niko wybierał się sam.Anonymous - 1 Czerwiec 2011, 20:33 Negatywka natomiast cały czas zdawała się być zobojętniała na wszystko. Mało co wywoływało na jej twarzy gwałtowniejszą zmianę - zawsze wyglądała jednakowo; tajemniczo, ponuro, może czasem oskarżycielsko. Jej uśmiech zwykł od czasu do czasu widywać jedynie Niko, a i tak nie codziennie. Najpewniej każdy, kto ją spotykał zastanawiał się, jak takie młode dziecko może być już tak, co prawda na swój własny sposób, ale jednak, dojrzałe? Chłopak słusznie rozumował - życie Charlotte od początku nie było najłatwiejsze. Co prawda, przez pewien okres czasu wydawało się, iż jest szczęśliwa, pogodna - ale, jak to bywa, nic w życiu nie trwa wiecznie.
Rywalizacja nigdy nie prowadzi do niczego dobrego - wystarczy spojrzeć na obecną sytuację. Może i nie było to takie typowe współzawodnictwo w stylu "ja jestem lepszy", ale "to ja będę rządzić światem", co jednak nie zmienia faktu, że było cholernie niebezpieczne. Już w pierwszej wojnie, kiedy siły MORII i Krainy Luster były słabsze, bo niedokładnie przygotowane, zginęło mnóstwo istot, w związku z czym dziewczę bało się choćby pomyśleć, ile polegnie tym razem, kiedy strategie i bronie będą perfekcyjnie, zdawałoby się, dopracowane, a wojownicy wyszkoleni. Gdyby Niko zginął, nie darowałaby sobie tego. W gruncie rzeczy, był jej teraz najbliższy i jego strata byłaby ogromną rysą nawet dla kogoś takiego jak ona.
- Ale w końcu któraś będzie musiała zaatakować - podsumowała niezbyt optymistycznie. Zdecydowanie nie miała ochoty skończyć jako jeniec pod gilotyną należącą do przywódców Szajki czy Stowarzyszenia. Czułaby się spokojniejsza, wiedząc, że Zarządca coś planuje. Miałaby przynajmniej tę nieco kojącą świadomość, że nie są tak całkiem-całkiem bezbronni.
Widząc gest Nika, na jej twarzyczce odmalowało się delikatne, choć niezaprzeczalnie urocze zaskoczenie. Nie zarumieniła się, nie - jedynie jej brwi powędrowały nienaturalnie w górę, podobnie jak powieki. Ciut niepewnie położyła swoją dłoń na jego dłoni i lekko zacisnęła palce. Nawet on nieczęsto się tak zachowywał.
- Oczywiście, a co myślałeś? - rzuciła z pewną dozą wyzwania w głosie, ale także delikatnej radości, tak u niej niespotykanej. Kąciki jej warg powędrowały z wolna ku górze.Anonymous - 1 Czerwiec 2011, 21:11 Och, Niko doskonale pamiętał dzień, w którym poznał pannę Negatywkę - widział ją przelotnie w siedzibie MORII, i od tej pory myśl o dziwnej, smutnej dziewczynce nie dawała mu spokoju. Od znajomych usłyszał tylko strzępki informacji, to, jak ma na imię i czym się zajmuje. Nijak nie rozwiązywało to najważniejszej kwestii, która trapiła chłopca - co sprawiło, że jej wzrok był tak ponury? Jakie było jego zdziwienie, gdy któregoś dnia spotkał ją za ladą w zegarmistrzowskim warsztacie! Odwiedzał ją coraz częściej, choć zapewne w pierwszych dniach ich znajomości widział się dziewczynie raczej jako irytujący natręt, niż materiał na powiernika wszelkich trosk. Mimo wszystko wysiłek Niko nie poszedł na marne - w końcu Charlotte stała się jego przyjaciółką, choć zagadki przyczyny jej melancholii nie udało się jeszcze rozwiązać. Teoretycznie mógłby zapytać, jednak nigdy nawet nie próbował. Wychodził z założenia, że jeśli kiedykolwiek będzie się chciała z nim podzielić swoją opowieścią, sama to zaaranżuje. Nie miał zamiaru jej do niczego zmuszać; jeszcze zniszczyłoby to budowaną od długiego czasu nić zaufania.
Cóż, on nawet nie chciał myśleć o tym, co by się stało, gdyby któregoś dnia zabrakło panny Negatywki. W tykaniu zegara doszukiwałby się wspomnień o wspólnie spędzonym czasie w warsztacie dziewczyny, każda tancerka z pozytywki mimowolnie kojarzyłaby się z Charlotte. Niebezpiecznie jest za nadto przyzwyczaić się do obecności danej osoby - mimo wszystko on nie żałował. Wbrew pozorom, panna Negatywka też wniosła wiele radości w jego życie.
Skinął tylko głową, słysząc pesymistyczną wizję dziewczyny. Fakt, konfrontacja była nieunikniona. Jeśli organizacje nie podejmą żadnych kroków, zapewne doszłoby do buntów, może nawet i zamachów, wreszcie niekontrolowanych przez zarząd akcji, organizowanych przez członków poszczególnych frakcji. W końcu nie każdemu podobała się względnie bezpieczna bezczynność - w samej MORII nie brak było osobników uważających, że całą ludność Krainy Luster należy bezwzględnie i jak najszybciej wyplenić.
- To idziem! - rzucił radośnie, podrywając Szarlotkę do góry. Zaraz po tym podniósł swój płaszcz (sam Niko uznawał go za nieśmiertelny - odziedziczył go po dziadku, tak więc to niepozorne odzienie przetrwało II wojnę światową, a oprócz tego nieoficjalnie atak niedźwiedzia; nieoficjalnie, bo nikt prócz samego dziadka nie uznawał tej historii za prawdziwą), otrzepał go i zarzucił na barki.
- Do wyboru mamy takie możliwe kierunki. - Wyciągnął rękę przed siebie i wykonał pełen obrót. - Plus dodatkowy: gdzie nogi poniosą. Na co się decydujemy?Anonymous - 2 Czerwiec 2011, 10:00 Dla Szarlotki natomiast dzień, w którym poniekąd zaczęła się ich przyjaźń, mimo, że oboje właściwie o tym nie wiedzieli, był po prostu jednym z wielu - rutynowym, szarym dniem, spędzonym na dyskusjach w siedzibie MORII. Zamknęła warsztat na klucz z myślą, że nic szczególnego się nie wydarzy. Owszem, nie odczuła tego, ale w rzeczywistości to właśnie ten dzień sprawił, że teraz spędzała czas razem z Nikiem. Mignął jej gdzieś w siedzibie organizacji, acz nie zwróciła na niego większej uwagi, myśląc o nim po prostu jak o jakimś nowicjuszu w szeregach MORII. A tu kilkanaście dni później zjawił się w jej miejscu pracy! Myślała, że to jednorazowa wizyta, jednak ten zaczął odwiedzać ją systematycznie. Owszem, irytowało ją to z początku, acz po jakimś czasie zdążyła już się do niego przyzwyczaić. Stał jej się bliski mimo tego, że z początku uważała go jedynie za szarą osobę, wyłonioną z tłumu innych. Jak widać, ludzki umysł nie jest taki znowu nieomylny.
Ach, dobrze, że chłopak nie porwał się dotąd z motyką na słońce, próbując dopytywać się o przyczynę smutku Charlotte - prawdopodobnie nadszarpnęłoby to tę więź, tak pieczołowicie budowaną od samego początku. Może pokusiłaby się pomyśleć, że Niko zaprzyjaźnił się z nią tylko po to, by dowiedzieć się o niej jak najwięcej - nie wiadomo i najlepiej w ogóle się nie dowiadywać.
Mimo wszystko na prawdę był jej bliski. Gdyby go zabrakło, każda dłuższa wycieczka mimowolnie przywoływałaby jej przed oczy obraz uśmiechniętego chłopca, ubranego w stary płaszcz.
Skinęła głową na jego stwierdzenie. Siedzenie zbyt długo w jednym miejscu nie jest jednak zbyt przyjemne...
- "Gdzie nogi poniosą" wydaje mi się najbardziej interesujący - stwierdziła; nie lubiła planować wycieczek. Zawsze szła przed siebie, w nadziei, że uda jej się znaleźć coś ciekawego.Anonymous - 5 Czerwiec 2011, 11:58 Uśmiechnął się szeroko, słysząc Charlotte - mniej więcej na taką odpowiedź liczył! A że zdecydowanie nie należał do typów, którym trzeba powtarzać coś kilkakrotnie, nim dotrze to do ich łepetyny, po prostu ruszył przed siebie. Oglądnął się przy tym tylko raz za dziewczyną, upewniwszy się, że również zaczęła iść. Doskonale wiedział, że za chwilę dorówna mu kroku, a możliwe, że i również go wyprzedzi - w końcu Niko nie lubił gnać przed siebie, wolał spokojnie przebywać kolejne kawałki drogi, podziwiając krajobraz czy po prostu rozmyślając na różne tematy.
Kierunek, jaki sobie obrał, jednoznacznie wskazywał, że chłopiec ma zamiar wyruszyć hen, za miasto. Nagle jednak się zatrzymał, spojrzał na Charlotte wzrokiem mówiącym, by o nic nie pytała - i obrócił się, zmierzając ku terenom zabudowanym. Również nietypowe, zważywszy na fakt, że Niko rzadko rezygnował z pomysłów, na jakie się już zdecydował. Czyżby młodociany mistrz intrygi wpadł na kolejną, genialną koncepcję?
/zt x2Anonymous - 5 Wrzesień 2011, 19:22 Tup, tup. Było słychać ciche uderzenia o ziemię gdy chłopak wchodził do kościoła. Ale cóż on tu robił? Rok temu znalazł te przecudowne miejsce i zadomowił się tu, z czego wynikała jego obecność tutaj. Od razu spodobał mu się motyw w jakim urządzono kościół. nie widać tu było przepychu - pewnie dlatego że wiele razy był rabowany - ani też zwykłej prostoty. A wszystko to było oprawione w zniszczone ściany, ledwie stojące ławki jak i stare popękane witraże wpuszczające już resztki promieni słonecznych. Był wieczór, a białowłosy po całym dniu pracy, gdyż zatrudnił się w bibliotece, która była nadzwyczaj żywa jak na takie miejsca. Położył się na jednej z solidniejszych ławek i spoglądając na dziurę w suficie zaczął rozmyślać. O czym? Oczywiście o Krainie Luster i Szkarłatnej Otchłani, tych cudownych miejscach, o wiele ciekawszych od tego świata. Jego powieki stawały się coraz cięższe a sen powolnym krokiem nadchodził. Ciekawe co mu się przyśni.
[Sen Ernesta]Anonymous - 31 Grudzień 2011, 15:55 Jeszcze przed godziną przekraczała Karminowe Wrota. Miała udać się w stronę miasta, aby znaleźć sobie kolejną ofiarę do wyżycia się na niej. Jakim cudem więc trafiła do opuszczonego starego kościoła?! Tego chyba nigdy nie miała się dowiedzieć. Oczywiście powód był prosty: bała się innych osób. Wolała samotność, a nienawidziła tłumów. Każdy kontakt z innym człowiekiem napawał ją lękiem, że powtórzy się to, co z Annabelle i Marionetkarzem. A tego chciałaby za wszelką cenę uniknąć.
Weszła wraz z walizką do środka. Rozejrzała się po sanktuarium i pomyślała, że kiedyś musiał być to piękny budynek. Ale nawet teraz mogła odnaleźć w tym ukryte piękno. Wybite okna z witrażami nadal przepuszczały promienie, przez co podłoga mieniła się kolorami. Ołtarz był zachowany, przez co dziewczynka miała wrażenie, że istota tu czczona nadal się tu znajdowała. Nawet jeśli w nią nie wierzyła, miło było myśleć, że nie jest się tutaj samotnym. To było takie... Pocieszające, a szczególnie dla Marionetki, która choć nie lubiła ludzi, ani innych istot, nie miała nic przeciwko obecności jakiegoś bożka.
Postawiła walizkę obok którejś z ławek i podbiegła do miejsca, w którym leżały zbite kawałki witraży. Wzięła kolorowe szkiełko i zaczęła je oglądać z ciekawością dziecka, którym nadal była. Mimo pozornie dojrzałego wyglądu, jej rozwój zatrzymał się właśnie na poziomie trzecioklasisty. Uwielbiała się bawić, ale wiedziała też co nieco o świecie i o okrucieństwie. Czyli to, co musiała wiedzieć.Anonymous - 31 Grudzień 2011, 16:56 Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa. Przy całym tym swoim jebanym intelekcie, przy tym jak bardzo unikał sytuacji których by się nie spodziewał...
Zgubił się. We własnym mieście, na przedmieściach które zwykł tak namiętnie swego czasu przemierzać jeszcze z Jou a potem samodzielnie, kompletnie pomylił ulicę i dopiero po jakimś czasie się obudził, że tych bloków chyba nie zna co chyba znaczyło, że obrał nieodpowiedni kierunek dobrą chwilę wcześniej. Z wrażenia zdjął wtedy słuchawki i rozejrzał się za nazwą ulicy, ale nic mu to nie dało. Zirytowany więc spojrzał na zegarek, zaklął pod nosem i ruszył w tym kierunku, w którym szedł. Skoro generalna orientacja była na przedmieścia, to jak się oderwie od miasta, powinien się wtedy znaleźć, przynajmniej teoretycznie.
Zamiast się znaleźć - trafił do kościoła. Znowu z wrażenia zdjął słuchawki, zaraz je jednak założył z powrotem i, obserwując ze spokojem niebo, pchnął wrota zrujnowanego budynku. Spodziewał się wtedy w sumie nieprzyjemnego zapachu prowizorycznego przytułku dla bezdomnych, całkiem więc zaskoczyła go lekka woń starego budynku, kurzu i, delikatny, niemalże niewyczuwalny przy pierwszym pociągnięciu nosem aromat... pleśni. Fajowo. Koniec końców wrażenie pozytywne, wszedł więc cokolwiek pewnie do środka i, ani chybi stawiając dość głośne kroki na starej, kamiennej posadzce, ruszył nieco głębiej, do nawy głównej. Powiedziałby, że jest ładnie, gdyby był w nastroju do takich przemyśleń. Tak - generalnie skupiał się na tekście słuchanej właśnie piosenki, nawet idąc w rytm i lekko wystukując palcem w powietrzu jej rytm. Ani chybi jednak zauważył, że nie był sam, co na początku nieszczególnie wpłynęło na to, co chciał zrobić (usiąść na parapecie gdzie nie było szkła, pośpiewać sobie, odpuścić próby wokalne skierowane do nieba, iść i szukać drogi) a potem zauważył jedną rzecz.
Co było z ludźmi, że kurtek nie nosili? Zdjął słuchawki, przygotował się do zwrócenia delikatnej uwagi na to jaka panowała pogoda, podszedł kilka kroków, stanął naprzeciw postaci i podrapał się po potylicy. Mrugnął.
- Już chciałem zwrócić uwagę na brak kurtki - rzekł dość pogodnie, wskazując jej sylwetkę dłonią. - Nie zimno ci? To jednak nie podoba na kuse sukienki.
Nie miał pojęcia jak to było z chłodem i marionetkami. No to postanowił sobie pozgrywać głupa... A co.