To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Herbaciane Łąki - Dworzec AKL

Anonymous - 30 Wrzesień 2016, 09:56

Prisma z zaciekawieniem zaczęła się przyglądać dopiero co przybyłemu mężczyźnie. Czy on też należał do ich załogi? Jeśli tak, to dlaczego zwrócił się do pani kapitan po imieniu? Co prawda dziewczynka też się tak do niej zwracała, ale to przy okazji pierwszego spotkania, a to zmieniało postać rzeczy. Chyba. “A co jeśli to jest pierwsze spotkanie pani kapitan i tego panicza?” Chociaż, czy jakby to było ich pierwsze spotkanie to mężczyzna pytałby Jo, jak się jej spało? To całe zamieszanie w główce dziewczynki niemal sprawiło, że zapomniała dobrych manier. Skłoniła się lekko i przedstawiła się:
- Witaj paniczu… Imię… Prisma.. - wciąż nie miała dobrego sposobu by się przedstawić i nie użyć czasownika w pierwszej osobie, więc wyszło trochę niezręcznie.
Na szczęście nie było widać po niej zmieszania, przynajmniej w takich sytuacjach mogła być wdzięczna swojemu braku umiejętności wyrażania uczuć. Lecz niestety poza takimi sytuacjami były też inne, w których Szklana Dziewczyna miała problemy za to, że jej wyraz twarzy pozostaje niezmienny.
Jak Prisma, musiała się przyglądnąć nowo poznanemu z bliska. Z bardzo bliska. Porzucając istnienie czegoś takiego jak przestrzeń osobista, zbliżyła się do Gregoriego, lustrując dokłanie każdy centymetr jego ciała. Wielkie i puste oczy dziewczęcia były w niego wpatrzone, co raczej do najprzyjemniejszych rzeczy nie należało. Na szczęście był niewiele wyższy od dziewczynki, więc mogła spokojnie przyjrzeć się jego twarzy, bez konieczności odchylania głowy, jakby co najmniej rozmawiała z żyrafą.
Ale co najbardziej rzuciło jej się w oczy, a raczej nos to zapach dymu papierosowego. Nigdy wcześniej go nie czuła, więc nie wiedziała czym on jest, jednak z pewnością nie podobał jej się.
Jednak nie mogła tracić tyle czasu na zbadanie jednego z członków załogi, w końcu Jocelyn powiedziała, że zaraz przedstawi ją reszcie. Prisma była bardzo ciekawa z kim jej przyjdzie żeglować przez… Najbliższy czas. Była ciekawa ile różnych osób spotka i czy będą na swój sposób wyjątkowi jak ci których do tej pory znała.
Szła tak za Opętaną, trochę zagubiona w świecie fantazji, jednak mając kontakt z rzeczywistością, co by się nie zgubić w tym tłumie, ani nie stracić z oczu kobiety.

Gregory - 30 Wrzesień 2016, 11:42

Słysząc odpowiedź szefowej, mógł się tylko do niej uśmiechnąć:
- Ja rozumiem. Też po wczorajszym było mi ciężko, ale już wszystko jest dobrze, prawda? - "szczególnie iż zamknęłaś mi drzwi tuż przed nosem" przeleciało mu przez myśl, jednak nie wypowiedział tego nagłos. Szczerze powiedziawszy, poczuł ulgę, że jednak nie jest na niego zła, a przynajmniej na to wyglądało. No i przeprosiła za wczoraj, zamiast wymagać przeprosin. A to oznaczało, że naprawdę czuje się winna wczorajszych wydarzeń. Teraz nie mógł zapytać się jej z czystym o ślad na policzku Julii... ani o to lśniące dziwactwo, które raczyło tu przydreptać. Nie chciał jej tylko dobijać - i tak wyglądała na smutną.
Widząc natarczywe zachowanie Prismy, Gryf cofnął się o pół kroku i zjeżył cały, czując, jak Prisma kasuje go ze wszystkich stron. Chciał nawet na nią zawarczeć, kto wie, może też przywalić, ale znów byłoby to złe, nieodpowiednie przy Jocelyn. To było prawie tak, jak medycy, którzy badali go w kółko i w kółko, sprawdzając motorykę i reakcję na bodźce, a on nie mógł rozszarpać ich twarzy z powodu łap skutych kajdanami. Co ciekawe, nie licząc jego idiotycznego wzrostu to nie wyróżniał się z tłumu niczym! Czego ty chcesz, dziwna, lśniąca dziewczyno? Jestem tylko ludziem, zwyczajnym ludziem, nie mającym do zaoferowania nic oprócz przeciętności! A może... może ona wie?
- Greg. Po prostu Greg - żaden ze mnie panicz. - mruknął nerwowo. Czy moja odmienność jest widoczna jak na dłoni?! Nie jestem już potworem w klatce, więc weź ode mnie kobieto te szklane, puste oczyska! Gregory usilnie zastanawiał się, jak ta najpewniej przedstawicielka Szklanego Ludu zdołała ich namierzyć - Jego paranoiczny mózg nagle połączył jej obecność z tym potwornym, prześladującym go kundlem. Może to oni się informowali? Działali w zmowie? Kiedy tylko Prisma postanowiła się od niego odkleić, Greg odchrząknął i zapytał niewinnie:
- Widziałem w okolicy takiego wesołego pieska... to przypadkiem nie był twój? - starając się uchwycić każdą zmianę na jej twarzy - a nie było ich wiele. Chyba smarkula dogada się z Bane'm - dwie wyprane z emocji gęby wpatrujące się w siebie w nieskończoność. Heh, cudaczny obrazek.

Tulka - 30 Wrzesień 2016, 13:50

Dziewczynka odetchnęła z ulgą, gdy Bane obiecał, że nie powie nic Joce. Naprawdę nie chciała jej martwić. Na pytanie o to czy jadła coś poprzedniego dnia zamyśliła się i od razu skrzywiła. Ból głowy nie dawał jej się skupić.
- Wczo...wczoraj chyba jadłam tylko rogalika z dżemem wcześnie rano - powiedziała niepewnie. Chciała skłamać ale jakoś nie mogła się skupić na tyle by coś wymyślić -a rano nie zjadłam tej bułeczki od Ciebie - przyznała opuszczając bardziej uszy.
Jak się czuła. Okropnie! Westchnęła ciężko.
- Jest mi słabo, niedobrze i boli mnie głowa i jestem zmęczona, w nocy w ogóle nie spałam.... - powiedziała cicho - i nie mam siły wstać... - spojrzała na wujka przepraszająco. Miała nadzieję, że on jakoś to Jocelyn wyjaśni...nie miała siły na tłumaczenie się kobiecie.
Gdy Bane sprawdzał skrzydło krzywiła się. Jednak nie narzekała na to. Syknęła parę razy, gdy usłyszała jego słowa uśmiechnęła się słabo - Nie przeszkadza mi to i nie boję się, że coś mi zrobisz...-nie wiedziała skąd w ogóle taki wniosek. Wystraszyła się go wczoraj ale potem ją bronił, więc chyba nie miał złych zamiarów....prawda? Miała straszny mętlik w głowie.
- My...myślałam, że Ty się mnie boisz i mnie nie lubisz... - przyznała cichutko po czym Amber wskoczyła jej na brzuszek. Dziewczynka jęknęła cicho.
Gdy Bane chciał sprawdzić jej brzuch zawahała się chwilę, jednak widząc, że nie przyjmie odpowiedzi przeczącej sama odkryła siniaka na brzuchu, który przypominał siną pręgę.
Siniak nie był zbyt bolesny, jednak Tulcia naprawdę źle się czuła, przez co odczuwała ból jako większy niż jest naprawdę. Siniak może i wyglądał groźnie ale był raczej wynikiem jej niedożywienia przez ostatni rok i braku niektórych minerałów niż faktycznego, poważnego urazu.

Jocelyn - 30 Wrzesień 2016, 19:59

Przetarla oczy. Hałas zdecydowanie jej nie sprzyjał. Oczy ją piękly ale co sie dziwić jak sie nie spi tyle dni i w sumie nic nie je? Zdziwiło ją trochę podejście Prim do Gregoryego ale po tym co robiła na przyjęciu juz nie reagowała tak nerwowo. Choć widząc jak blisko i uważnie na niego patrzy miała ochotę sprzedać jej kopa. Joce... Jak nisko upadlas by byc zazdrosna o nastolatke? . Sama wręcz w to niedowierzala. Przecież widać nawet na pierwszy rzut oka że Greg nie pała do szklanki żadnymi ciepłymi uczuciami. Nie zrozumiała tekstu o psie. Jaki znowu pies? Czyżby Gregowe paranoje się ujawniły? Podejrzewala że ma niezle nabrojone. Ciagle taki ostrożny, czujny i uważny. Zastanawiało ją skąd się to u niego brało jednak nie miała zamiaru pytać. Teraz miała do odebrania przepustke. Dlaczego na samą myśl o tym czula stres? Wiedziala dokładnie. Wiedziala że wiele od niej zależy w tym także losy załogi. Jest zdolna do tego by wziąć za nich wszystkich odpowiedzialnośc? Da sobie rade? Miała taka nadzieje...
Chciala miec to juz za soba jednak.. Chciala.. Ale jak.. A co jesli?..
Jej mysli były chaotyczne. Jednak decyzja zapadla. Wyciagnela z plaszcza sakwe z pieniedzmi. Zlote monety wesolo w niej podzwanialy. Odwrocila sie do Prismy.
- Prisma. Mam dla Ciebie małe ale ważne zadanie. Masz tu pieniądze. Kup za nie trochę mięsa, pieczywa, moze trochę skodyczy dla Ciebie i Julii jesli wystarczy pieniędzy... - powiedziala poważnym tonem. Potem schylila sie i na ucho powiedziala jej - kup też ladny tort czekoladowy. I przyjdź z tym wszystkim pod tamto wejście- wskazała jej wejście pod którym z drugiej strony znajdowała się Tulka i Bane. Dala malej pieniadze i odwrocila sie wtedy do Grega. Byla zestresowana i widac bylo jasno rozpacz w jej oczach. Zdecydowala ze opowie mu.. Część.. Bez szczegółów.. Ale musi choć trochę z siebie wyrzucić.. Jeśli ja po tym odrzuci będzie miała chociaż jasna sytuacje - Greg.. Chciałabym.. Chcialabym z tobą porozmawiać. Na osobnosci..w jakims bardziej ustronnym miejscu.. - jej glos stracil jakakolwiek barwe. Byl wrecz wyprany z uczuć. Bala się.
Ruszyla przed siebie na schody. Schody prowadzace na drugie pietro. Nie odwrocila sie by sprawdzić czy gregory ruszył za nią. Weszla później na drabine prowadząca na dacha na samym juz dachu usiadla na prawie plaskiej powierzchni i czekala na Grega. Raz kozie śmierć.

Bane - 30 Wrzesień 2016, 20:56

Gdy usłyszał, że dziewczynka nie jadła prawie nic od wczoraj, załamał ręce. Miał ochotę palnąć się w czoło, albo przynajmniej popukać się palcem dając małej do zrozumienia, że to nie było zbyt mądre.
Jedyne co zrobił, to przetarł dłonią w czarnej rękawiczce twarz i westchnął głośno. Siedział obok małej, wpatrywał się intensywnie w jej twarz oceniając stopień wycieńczenia. Przyjrzał się policzkowi, raczej nie dostała mocno ale było widać zaczerwienienie. Nie dziwne, skoro nie jadła od wczoraj była osłabiona i organizm inaczej reagował na obrażenia.
Dotknął delikatnie policzka Tulki, zapomniał się na chwilę i pogłaskał małą po jej jasnej, dziecięcej skórze. Skrzydlata istotka była... taka czysta, świeża jak poranek mimo zmęczenia.

Ile byś dał by dotknąć kobiecej skóry? Ile byś poświęcił, by pocałować miękkie, czerwone usta? Czy byłbyś w stanie zabić, by spędzić z jakąś pięknością noc?

Przeszedł go dreszcz, cofnął rękę szybko.
Dziewczynka chciała uchodzić za dzielną, jednak gdy Bane usłyszał, że nie może wstać, zaniepokoił się. Wewnątrz zapaliła się czerwona lampka, migotała wzniecając w mężczyźnie zdenerwowanie.
Jak Jocelyn mogła nie upilnować dziecka? Nie dać jej jeść... Nawet jeśli spotkały się niedawno, to chyba pani kapitan coś od tego czasu jadła. Nie podzieliłaby się z Tulka?
A co jeśli obie od wczoraj nic nie jadły?
Bane zmarszczył brwi. Nie jest dobrze. Dziewczynka już padła, ile zniesie Jocelyn?
Kiedy Tulka podniosła koszulkę zaklął cicho pod nosem. Na skórze widniała ciemna pręga, bez wątpienia pamiątka po uderzeniu w biurko. Dotknął palcami siniaka, przejechał po skórze. Zrobił to tak delikatnie, że dziewczynka nie powinna nic poczuć.
Dobrze, że nie było otwartych ran. Sam siniak nie wyglądał na groźny, był ciemny ale pozostawał urazem powierzchniowym. Chociaż...?
Przycisnął ręce do brzucha dziecka i zaczął mocno naciskać. Miała prawo się skrzywić. Miała prawo nawet krzyknąć, Bane bowiem nie należał chwilowo do najdelikatniejszych. Badał jej brzuch, napierając na posiniaczoną skórę palcami. Chciał wyczuć czy nie uszkodziła sobie czegoś wewnątrz. Ciemna pręga kontrastowała na tle jasnej, dziecięcej skóry.

Naciśnij mocniej. Niech krzyczy. Niech błaga byś przestał. Przecież lubisz jak błagają...
Medyk nacisnął jeszcze mocniej. Nie musiał, chciał. Jakaś niewidzialna moc nakazała mu włożyć w to więcej siły. I czekać na krzyk.


Zabrał ręce po dosłownie sekundzie. Opuścił bluzkę. Odsunął się szybko od małej, na jego twarzy wymalował się szok. Co on właśnie chciał zrobić? Czy zwariował?
- Przepraszam. - powiedział - Chciałem tylko sprawdzić czy wewnątrz jest wszystko dobrze. - modlił się by Tulka nie zauważyła jego zmiany zachowania która zaszła przed chwilą. Bardzo chciał, niezależnie czy płakała czy nie... chciał by mu wybaczyła ten brak delikatności.
Przez chwilę siedział cicho, chcąc się uspokoić. Dlaczego taki był? Dlaczego zdecydował by nacisnąć mocniej, chociaż wcale nie musiał?
Na uwagę o strachu, ponownie spojrzał na dziewczynkę. Jego twarz na powrót stała się spokojna.
- Ależ lubię cię, kruszyno. - powiedział i uśmiechnął się samymi kącikami ust - Faktycznie, przestraszyłem się twojej zmiany w liska. Skąd miałem wiedzieć, że potrafisz coś tak niezwykłego?
Starał się brzmieć swobodnie. Wygodniej usiadł na trawie, oparł się plecami o drzewo tak, by nadal pozostawać nieopodal Tulki.
- Nie mogę podać ci leków, bo uszkodziłbym twój brzuszek. Nic nie jadłaś i lekarstwo mogłoby podrażnić ścianki żołądka. - wytłumaczył - Ale chodzeniem się nie przejmuj. Mogę cię nieść. - dodał beztrosko. Mimowolnie jego wzrok zatrzymał się na chwilę na jej bliznach.
Jak właściwie przeprowadzono operację usunięcia uszu? Jak przeniesiono ośrodek słuchu do tych szpiczastych lisich radarów? Dziewczynka bez wątpienia słyszała, nie miała z tym problemów. Ktoś kto to uczynił musiał albo być cholernie dobrym medykiem...albo mieć cholerne szczęście, że dziewczynka nie ogłuchła.
Oprawca który trzymał małą w zamknięciu był zboczeńcem wyższej kategorii, to Bane już wiedział. Nie dość, że gwałcił dziecko, to jeszcze przyszył mu lisi ogon i uszy oraz skrzydła. Czy to nadal pedofilia...czy podchodzi już pod zoofilię?
Westchnął ciężko, odganiając natrętne myśli. Nie chciał za bardzo rozpędzać się w rozmyślaniu, bo martwiły go te jego dziwne 'napady'. Przebłyski, zupełnie jakby siedziała w nim druga jaźń. Drugi on.
- Oczywiście...jeśli chcesz. - dodał po chwili. Musiał pamiętać, że Tulka ma prawo mu nie ufać. To, że nazywa go wujkiem jeszcze nic nie znaczy. Mogła po prostu nadać mu taki pseudonim dla ułatwienia.
Widząc kręcącą się nieopodal bursztynową lisiczkę, wyciągnął ku niej rękę. Złożył ją w pięść tak jak podaje się psu do powąchania.
- Nie ugryzie? - zapytał zmieniając temat. Może jak Tulka zapomni, że ją boli to poczuje się lepiej. Chwilowo nic innego nie mógł zrobić.

Anonymous - 30 Wrzesień 2016, 23:20

- Piesek…? - zapytała - Ależ paniczu Greg… - mimo wcześniejszego stwierdzenia, że żaden z niego panicz, zwróciła się tak do niego, bo została nauczona by zwracać się tak do każdego mężczyzny. - Prisma nigdy nie widziała pieska na żywo… - Bo kiedy? W końcu większość życia spędziła zamknięta w swoim pokoju, oczywiście jej rodzina żadnych zwierząt nie tolerowała, a tego na stacji nie zauważyła zbyt pochłonięta swymi myślami.
Nie była pewna, dlaczego Gregory tak nagle ją zapytał o tego pieska… Może po prostu chciał jakoś rozpocząć konwersację. Cóż, teraz to powinna bardziej rozmyślać nad tym, jak przedstawi się reszcie. Niestety i te plany zostały szybko pokrzyżowane.
Pani kapitan postanowiła dać dziewczęciu zadanie. Oczywiście Prisma podeszła do tego bardzo entuzjastycznie (czego jak zwykle nie było po niej widać), bowiem odebrała całość, jakby tylko ona mogła tego dokonać. Właściwie to chodziło o jedzenie, a ona wręcz rwała się by objąć stanowisko kucharza na statku. Zadanie dla niej wręcz idealne. Już czuła, że jest na dobrej drodze do awansu na kuchcika ze zwykłego majtka.
- Aj aj kapitanie! - zasalutowała i wzięła pieniądze od Joce.
Mimo wcześniejszych rozterek à propos tego czy kupka kryształków na ziemi może być szkodliwa, Prisma po prostu odczepiła wszystko co miała i pognała przed siebie korzystając z chwili. Oczywiście szkło przy kontakcie z ziemią wydało głośny trzask, choć i tak przytłumiony przez hałas panujący na dworcu. Co większe kawałki rozprysnęły się, jednak odłamki ze względu na swoje magiczne właściwości nikogo nie zraniły, najwyżej można było odczuć lekkie uderzenie.
Brnęła tak przed siebie szukając czegoś wpisującego się w definicję sklepów, w końcu żadnego nigdy na oczy nie widziała, a co dopiero cokolwiek kupowała. Jednak była przekonana, że z definicjami ukrytymi gdzieś w jej głowie, da sobie radę. Szukała z początku masarni, w końcu to tam sprzedawano mięso, jednak skąd na stacji kolejowej mogłaby być masarnia? Zamiast tego znalazła wędzarnie. Zawsze coś.
Weszła więc do specjalnie urządzonej wnęki i zaczęła podziwiać towar umiejscowiony za szklaną szybą. Podziwiała ideę nadania każdemu z towarów równowartości wyrażonej w złotych monetach. Ciekawa była, czy każdy sklep tak ma. W każdym razie upatrzyła jedną, bardzo dobrze wyglądającą szynkę. Ale plakietka do niej przyczepiona wyróżniała się wśród innych. Napis na niej głosił “Promocja, tylko dzisiaj dwa kilo w cenie jednego!” Prisma nie do końca rozumiała sensowność takiego przedsięwzięcia, w końcu sklep tylko tracił. Ale cóż, nie jej osądzać, powinna korzystać póki może, prawda? Już miała przystępować do zamówienia, ale uświadomiła sobie, ile ma tego kupić. Pani kapitan ani nie powiedziała ile dziewczyna ma tego kupić, ani ilu członków załogi posiadają. Jedynie wiedziała o sobie samej, Jocelyn, Gregorym i wymienionej przez Opętaną niejakiej Julce. Założyła, że Julka musi być dzieckiem tak samo jak ona, w końcu Trucicielka Serc chciała aby dla ich dwójki były słodycze. Tak samo nie wiedziała na ile ma im to starczyć. Czyżby kapitan tak bardzo wierzyła w Szklane Dziewczę, że nie podała jej tych informacji, myśląc, że dziewczynka sama na nie wpadnie? Być może. W każdym razie korzystając z tej całej promocji zakupiła trzy kilogramy szynki, tak w razie czego. Transakcja wydała jej się banalniejsza niż opisywali ją w książkach. Po prostu wskazała co chce zakupić, powiedziała ile, sprzedawca sam wyliczył ile ma mu zapłacić i jeszcze wydał resztę. Nie było żadnych dziwnych umów, o których czytała. I jeszcze miły pan sprzedawca zapakował jej to do torby.
Teraz przyszedł czas na piekarnię i cukiernię. Miała szczęście bowiem trafiła na przybytek oferujący oba rodzaje towarów, co wydało jej się niezwykle egotycznym. Pieczywo… Tutaj również pani kapitan nie skonkretyzowała, jaki rodzaj pieczywa ma zakupić oraz ile. Ostatecznie wybór padł na trzy bochenki ciemnego chleba, bo w końcu takie są najzdrowsze i kilka bułek kajzerek, gdyby ktoś nie lubił wypieków pełnoziarnistych.
Gdy to miała za sobą skupiła się na tortach. Tych zaś było wiele, aż zagubiła się w tym wszystkim. Wielopiętrowe, piękne zdobione przyciągały każdego swym wyglądem i wręcz krzyczały “kup mnie!” Jednak miała jasne polecenie, tort czekoladowy. Tu też pojawił się problem - niby już był skonkretyzowany rodzaj, jednak nie sądziła, że w ofercie znajdzie tort z białą, mleczną i gorzką czekoladą, w dodatku z różnymi nadzieniami. Ostatecznie wybrała ten z mleczną, bowiem był to najpopularniejszy rodzaj czekolady, choć nie tak zdrowy jak gorzka. Ten brak balansu postanowiła zastąpić zdrowszym nadzieniem, więc zakupiła tort z musem malinowym. Jednak została zmuszona do kupna jednopiętrowego, bowiem finanse jej powierzone skurczyły się szybciej niźli przypuszczała. Pomyślała, że nie mają z czego zjeść tych pyszności, więc miła pani sklepikarka dała jej pięć papierowych talerzyków. Na szczęście na jakieś drobne słodycze jej starczyło. Wzięła po lizaku dla niej i Julki, a za resztkę pieniędzy poprosiła o mieszankę owocowych cukierków na wagę.
Po owocnych zakupach pozostało teraz tylko dojść we wskazane miejsce przez Joce. Prisma wepchnęła do swego plecaczka zarazem najmniejszą jak i najmniej narażoną na urazy część jej zdobyczy, a były to słodycze. Następnie na lewej ręce zawiesiła torbę z wędlinami, na prawej z pieczywem, a w dłonie ujęła pudełko z tortem. I w ten sposób powoli podążała do wskazanego miejsca, starając się nie upuścić żadnej z niesionych rzeczy. Przy okazji sprawiła by kryształki odpadały nieco szybciej niż normalnie, coby trochę ją odciążyć, ale odrywać całości tak jak wcześniej nie chciała.
Gdy już dotarła, odłożyła wszystko na ziemię i stanęła tak, aby przypadkiem nikt nie uszkodził tych rzeczy. W międzyczasie zaczęła się bawić kryształkiem, formując go w różne dziwne kształty i zmieniając jego kolory, żeby nie zanudzić się w oczekiwaniu na dalsze instrukcje od Jocelyn, która gdzieś się straciła wraz z Gregiem.

Gregory - 1 Październik 2016, 18:12

Czasami potrzebujemy dłuższej chwili, chcąc przetrawić jakąś informację. Żadnego... pieska... na żywo? Zaraz, co?! Gdzieś ty się uchowała?! Psów po ulicach pełno łazi! A skoro ona nawet nie widziała psów, to oznacza, że nie była na ulicy, to oznacza, że nie wychodziła z domu, a to oznacza... że zabieramy na pokład kompletną sierotę spod klosza. Gregory nie bał się już niej ani trochę, co więcej, ocena tej dziewczyny spadła w umyśle Grega tak nisko, że aż nie był w stanie uwierzyć, że przy zadaniu przyniesienia tortu dla Julki dziewczę przypadkiem nie zabije się o własne nogi! Kiedy sypiąca się klejnotami dziewuszka odbiegła w swoją stronę, najemnika ogarnęło uczucie kompletnej i całkowitej beznadziei. Opuścił ramiona nisko i zmarkotniał, walcząc sam ze sobą, żeby nie przywalić sobie soczystego facepalma.
Od tego zamysłu odciągnął ją głos Jocelyn. Zadarł głowę, aby spojrzeć jej w oczy. Wyczuł jej głos, jego smutek i martwotę. Cokolwiek miałoby się wydarzyć, nie będzie to radosna, przyjemna rozmowa. Greg też się bał. Oczywiście, że się bał, jak miałby się nie bać? Przecież przed chwilą ocierała łzy. Przez chwilę chciał zapytać ją o sens tego tortu czekoladowego, ale po chwil również się powstrzymał - za dużo powstrzymywania się na raz, w jednym miejscu. To mu nie wyjdzie na zdrowie.
Pozwolił sobie obiąć ramieniem jedno z jej olbrzymich skrzydeł, o wiele bardziej imponujących i potężnych w porównaniu do jego nagich, zardzewiałych kikutów. Kiedy jednak ruszyła, musiał nieźle przyspieszyć, aby ją dogonić - przecież miał sporo krótsze nogi. Przy drugim piętrze oddychał już trochę głębiej - po co mu te wszystkie mięśnie, skoro kardio przestawało mu wyrabiać? Tak na prawdę tylko obciążały go na chwilę obecną. Po wejściu na drabinę zastał ją siedzącą na oszklonej kopule dachu i wpatrującą się w przestrzeń. Poranne słońce było już całkiem wysoko, oświetlając promieniście całą okolicę złotym blaskiem. Stąd jak na dłoni widać było Arcyksiążęce ogrody, pełne klombów i wodotrysków, a dalej - Herbaciane Łąki - już stąd czuć było delikatny zapach ziół i herbat.
Gregory powoli, nie czując się zbyt pewnie na tym całym szkle, podszedł w jej kierunku. Kiedy poczuł się całkowicie stabilnie - usiadł tuż obok, nadal oddychając głęboko, tym razem jednak aby w pełni poczuć świeżość zanikającego poranka:
- O czym... chcesz porozmawiać? - zamruczał w jej kierunku. Być może czule, ale też z obawą. Nie wiedział, o czym w sumie chciała pogadać. O wczoraj? Może dowie się, co kierowało nią podczas tego wybuchu szału?

Tulka - 2 Październik 2016, 10:08

Tulka siedziała, oparta o drzewo, smutna, że załamała Banea. Nie odzywała się jednak. Gdy mężczyzna przeklął, to mimo iż zrobił to cicho, lisie uszy to wyłapały. Tulcia zmarszczyła na to tylko nosek z lekkim niesmakiem.
W trakcie badania brzuszka, krzywiła się i zaciskała zęby. Nie marudziła jednak, chciała pokazać, że to wytrzyma. Nie opierała się zbytnio. Mimo rozmowy z wujkiem nadal jej wzrok był pusty, mimo iż starała się to jakoś zatuszować. Czuła się wyprana z emocji w tym ze strachu.
Gdy jednak Bane nacisnął jej mocniej na brzuch, syknęła głośno - auć!- zawołała cicho. Skrzywiła się też przy tym mocno, a z oka poleciała jej łezka. Nie popłakała się jednak. Nie potrafiła.
Gdy Bane odsunął się nagle, spojrzała na niego niepewnie. Jednak po chwili odpowiedziała siląc się na uśmiech - nic się nie stało. - Podkuliła nóżki i oparła się mocniej o drzewo, odchylając głowę lekko w tył.
- Przepraszam, że Cię wystraszyłam, to było niechcący - powiedziała. Jednak zrobiło jej się cieplej na sercu, gdy usłyszała, że wujek ją jednak lubi. Nawet uśmiechnęła się szczerze.
- Nie trzeba- odpowiadając na komentarz Banea, na temat lekarstw - wytrzymam.
Gdy usłyszała, że Bane, może ją nosić spojrzała na niego, a w jej oczach chyba po raz pierwszy tego dnia pojawił się żywy błysk, jakby nadziei. - dziękuję, że chcesz mi pomóc - powiedziała tylko cichutko.
Widząc jak Bane wyciąga rękę do Amber, zaczęła się im przyglądać - nie gryzie. - przyznała. - przynajmniej nikogo nigdy nie ugryzła.
Lisiczka, za to podeszła niepewnie do wyciągniętej ręki i powąchała ją po czym kichnęła głośno i otrzepała się. Jednak po chwili zaczęła się płaszczyć przed Banem i domagać od niego pieszczot. Wydawała przy tym śmieszne dźwięki przypominające śmiech. Dziewczynka nie mogła się na to nie uśmiechnąć.- polubiła Cię. Przysunęła się bliżej mężczyzny, by też pogłaskać liska po kicie. Po czym przypomniała coś sobie.
- Wujku? - zapytała niepewnie - a może dziś moglibyśmy pooglądać tę książkę, którą Ci dałam? - sama chciała odciągnąć swoją uwagę od tego jaka jest słaba i że nic jej nie wychodzi. Chciała też spędzić trochę czasu z Banem aby wynagrodzić mu wczorajszą awanturę, która w głowie dziewczynki nadal była jej winą. Zaczęła się również nieświadomie bawić wisiorkiem, który rano znalazła w swoich rzeczach.

Jocelyn - 2 Październik 2016, 10:58

Gdy już usiedli na szklanym spadzie Joce nie wiedziała co zrobić. Niby przywiodla go tu by mu powiedzieć prawdę o sobie ale jak tu teraz siedzieli nie miała odwagi. Pierwszy raz odkąd znalazła się w Krainie Luster czula sie... Bezbronna. Zaciskala nerwowo dlonie i patrzyla w bezchmurne niebo. ognisko łatwo się rozpali. Miala nadzieje ze Prisma kupi wszystko co powiedziała. Jak teraz tak sobie myśli.. To nie powiedziała jej w jakich ilościach ma to kupić.. Miała tylko nadzieję że wszyscy się najedza. Muszą miec siłę na dalszą podróż. Joce Ty tchórzu. Odplywasz myślami by opóźnić te rozmowę! Skarcila sama siebie w myślach. Taka niestety była prawda. Bała się przypomnienia tego wszystkiego, bala sie powrotu jakze bolesnych wspomnień ale najbardziej bala sie odrzucenia. Odrzucenia społeczeństwa a już w szczególności Gregory'ego. Jak zareagujr na to wszystko? Zwyzywa ja? Nazwie ladacznica? Brudasem? Odejdzie bez słowa? Te myśli ją sparaliżowaly. Zależało jej na nim. Nie podejrzewalaby że kiedykolwiek będzie w stanie poczuć coś takiego do jakiegokolwiek mężczyzny. Przez pewien czas w swoim życiu unikala wszelkich kontaktów z płcią przeciwną. Bała się nawet własnego ojca.. Pamiętała jego smutne spojrzenie. Kochała ojca. Zawsze mogła na niego liczyć. Była typowa córeczką tatusia. Matka tez dobrze ją traktowała. Jej ciepłe bursztynowe oczy zawsze strzegły jej dobra. A chłodne szare oczy ojca zawsze czule na nią spoglądały. Brakuje jej teraz tego... Życie dorosłe nie jest takie piękne jak sobie kiedyś wyobrażała..
Westchnęła. Nie powie mu tego. Nie jest w stanie.
- Naprawdę nie wiem co we mnie wczoraj wstapiło. Nie powinnam była reagować tak nerwowo.. Ale rozumiesz. Nerwy, stres, ciężki dzień, ciągły Rollercoaster emocjonalny. Cała ta sytuacja na placu zabaw.. Bane i Ty... Potem.. Potem te pare chwil spędzonych w twoich ramionach a później jak wyszlam od Ciebie widze Julie która z pustym wzrokiem, ściskając raczke w srodku nocy... Wychodzi od Banego a on mi potem mówi ze tylko wziął ja na kolana a Julka byla ofiara gwaltu... Po prostu nie wytrzymalam.. Wybuchłam. Czego naprawdę żałuję. - powiedziala to na jednym wdechu. Nie dała rady powiedzieć mu prawdy o sobie. Jest zwykłym tchórzem..
Wstala i skierowala sie do klapy w dachu - Wracajmy. Muszę odebrać przepustke a i reszta się pewnie niepokoi. - powiedziala przecierajac oko. Postawila juz jedna stope na drabinie i wtedy powiedziała.
- Zakochalam się w tobie Greg. - po czym podeszla do niego i jesli sie nie odsunął zlozyla na jego ustach pocalunek. Po czym odeszla od niego i nie czekajac na zadna reakcje, zeszla po drabinie, po schodach a następnie udała się do okienka które obsługiwał ponury facet postawy żołnierza. Nie bardzo wiedziała co powiedzieć.
Nachylila sie tak by było ja dobrze słyszeć po czym rzekła.
- Przyszlam odebrac przepustke do przejścia przez Szkarłatna brame z polecenia Lorda protektora Krainy Luster - powiedziała to wszystko poważnym, rzeczowym tonem.

Bane - 2 Październik 2016, 12:24

Pogoda była wyjątkowo ładna. Wiaterek delikatnie owiewał twarz sprawiając, że Bane odprężył się całkowicie. Mogli pozwolić sobie na chwilę odpoczynku, przecież i tak czekali na panią kapitan i Grega.
Siedząca obok niego dziewczynka w istocie była dzielna. Bolało ją, mimo to nie narzekała. Bane był ciekaw ile jest w stanie znieść. Skoro była kiedyś maltretowana, to pewnie jej wskaźnik tolerancji bólu przesunął się. Ale z drugiej strony, bolesne wspomnienia mogły zrobić w głowie taki bałagan, że Tulka mogła odbierać zachowania innych na swój własny sposób. No dobrze, z tym posadzeniem na kolana przesadził, ale skoro mała zareagowała takim przerażeniem, Bane będzie musiał być przy niej stateczny i spokojny. Tak, by nie dawać jej powodów do stresu.
Swoją drogą... co taka mała dziewczynka będzie robić na statku? Podejrzewał, że zarówno Greg jak i on sam dostaną jakąś robótkę, może czyszczenie pokładu albo rozwijanie żagli. Ale dziecko? Mogło tylko hasać po pokładzie i bawić się z jej zwierzątkiem.
Medyk uśmiechnął się w duchu. Zabawa też może być zadaniem. Czytał kiedyś kilka powieści o piratach i zazwyczaj w pewnym momencie pojawiał się mocny spadek morale i kłótnie. Dziewczynka swoją energią mogła więc zapewnić im podróż w luźnej, wesołej atmosferze.
O ile wypocznie i się porządnie naje.
Żałował, że nie miał przy sobie nic do jedzenia. Normalnie to pewnie zabrałby małą do jakiejś piekarni albo baru, zamówił jej śniadanie i jakby było trzeba, wmusił całość w dziecko. Ale nie mógł odejść, Jocelyn kazała czekać. Nie chciał narażać się na jej gniew.
Ta chwila odpoczynku sprawiła, że Bane poczuł się bardziej komfortowo. Dziwne myśli uleciały, głos wewnątrz zamknął się na dobre. Pewnie uznał, że skoro Bane jest spokojny, nie będzie zabawy z podpuszczania go do niecnych czynów.
Kiedy lisiczka podeszła do niego i rozpłaszczyła się na trawie, uśmiechnął się kącikami ust i poczochrał jej bursztynowe futerko. Zwierzątko miało bardzo ładną sierść, nigdy wcześniej nie widział takiej maści u lisów. Nie mógł poczuć przez rękawiczkę czy futerko jest miękkie, ale widząc, że lisiczka jest zadbana, wyrobił sobie takie wrażenie.
Bursztynowe stworzonko 'śmiało się', pyszczek miało przy tym tak wdzięczny.
- Psotnica, mała psotnica. - powiedział i połaskotał liska po brzuszku. Był jak piesek, z tym, że o wiele ładniejszy.
Na uwagę o tym, że lisiczka go polubiła, popatrzył na Tulkę i posłał jej lekki uśmiech. Choć ledwo widoczny, powinna go zauważyć.
Chwilę jeszcze pobawił się z Amber, chwytając ją za mordkę i udając tym walkę (wyglądało jak zabawa ze szczeniakiem albo kociakiem w przepychanki). Kiedy skończył, oparł się o pień, odwracając nieco bardziej w stronę dziewczynki.
Gdy poprosiła go o oglądanie książki, szybko wyjął ową z torby i ułożył sobie na kolanach tak, by i Tulka widziała gdy będzie ją kartkować.
- Pewnie! - powiedział i otworzył książkę. Przeglądnęli kilka kartek, dobrze, że książka miała obrazki, bo prawdopodobnie mała nie wiedziałaby nic z naukowego bełkotu.
Bane przeczytał kilka nazw na głos. W książce były opisane skrzydlate rasy (było ich sporo i były, zaiste, niespotykane), typy skrzydeł (na szklanych w ogóle dało się latać!?) i oczywiście ich budowa.
Medyk bardzo cieszył się z prezentu bo mimo, że nie był weterynarzem, mógł dzięki niej douczyć się by lepiej nieść pomoc.
Przy każdej stronie zatrzymywał się na chwilę i jeżeli Tulka sobie tego życzyła, czytał fragmenty tekstu (te najmniej zawikłane). Czuł się przy tym tak zrelaksowany, że na chwilę zapomniał o swojej szarawej skórze, o białych włosach i dziwnych oczach. Zapomniał o martwej twarzy i o tym, że w jego żyłach płynie jedna wielka, niebezpieczna toksyna.
Było w miarę ciepło, dlatego tak dobrze siedziało im się na trawie pod drzewem. Słońce, które było wysoko na niebie padało na koronę drzewa, oblewając ich przyjemnym cieniem.
Bane trochę mrużył oczy, bo kolory przyrody czasem były w jego oczach zbyt intensywne. Jednak mimo dyskomfortu, mężczyzna czuł jakby był teraz we śnie. Już dawno nic nie robił, zawsze gdzieś się spieszył. Zapominał o odpoczynku, bo po co marnować na niego czas?
A teraz, kiedy świat sprawiał wrażenie jakby zwolnił obroty, Bane mógł spojrzeć na dworzec 'inaczej'. Był podobny do tych w Świecie Ludzi, ale przeszklona konstrukcja sprawiała, że słońce migotało na kryształowych taflach wszystkimi kolorami tęczy.
Białowłosy przysunął się do Tulki tak, że dotykali się teraz ramionami. Książkę poprawił, by dziewczynka jeszcze lepiej widziała obrazki. Zbliżali się już niestety do końca zawartości.
- Jeśli będziesz chciała, będę opowiadał ci na statku bajki. - powiedział nagle - Znam kilka ciekawych historii, jak byłem dzieckiem czytałem dużo baśni.
Uznał, że Tulka może zechcieć go kiedyś posłuchać. Dzieci lubiły bajki, a jeżeli tym samym Bane mógłby pomóc małej zapomnieć o bolesnej przeszłości, to tym lepiej.
Znowu wyciągnął rękę ku Amber i jeśli na to pozwoliła, pogłaskał jej śliczną główkę.

Tulka - 2 Październik 2016, 13:40

Tulcia rozluźniła się widząc ja Amber ochoczo bawi się Banem. Lisiczka zawsze ostrzegała Julie przed "tymi złymi". Jakoś to wyczuwała, a widząc, że Banea obdarza takim zaufaniem, dziewczynka powoli zaczęła się uspokajać. Zaczynała powolutku zapominać o poprzednim dniu i o jego nieprzyjemnościach.
Gdy wyciągnął książkę zaczęła się uważnie przyglądać obrazkom. Jednak prosiła go o zatrzymanie się tylko przy skrzydłach, które przypominały jej lub Jocelyn. Inny głównie komentowała. W szczególności te, pokryte różnymi zabawkami.
Prosiła też wuja aby czasem coś jej wyjaśnił, nawet jeśli było to coś trudniejszego. Zawsze lubiła się uczyć. Co prawda miała problem aby się skupić, jednak starała się zapamiętać jak najwięcej.
Widząc schemat "anielskiego" skrzydła, a raczej układ jego kości poprosiła by Bane się zatrzymał.
- Którą kostkę sobie wczoraj złamałam? - zapytała przyglądając się obrazkowi - wyglądało to bardzo źle?
W jej głosie nie dało się wyczuć ani strachu, ani żadnego niepokoju czy smutku, tylko czyste zainteresowanie. Naprawdę ją to interesowało. Kiedyś chciała zostać weterynarzem, jednak po tym co ją spotkało odrzuciła to marzenie. No bo jak?
Jednak jeśli Bane zapytał czemu tak ją to interesuje, przyznałaby się do tego. Zainteresowały ją też skrzydła przypominające te od nietoperza, jednak już mniej. Do tego były one pod koniec książki, a dziewczynka zaczynała wtedy trochę tracić kontakt z rzeczywistością. Jednak nie dlatego, że Bane ją nudził. Po prostu poczuła się zrelaksowana i sen sam przyszedł zamykając jej na siłę powieki.
- Lubie bajki! - powiedziała już trochę zaspana, dając tym samym znać, że chętnie posłucha opowieści. Jak była mała, to prawie nigdy nie słuchała żadnych. Chyba nawet nigdy nikt jej nic nie opowiadał. Dlatego ucieszyła ją propozycja.
Nim doszli do końca, oparła główkę o ramie Benea i zasnęła. Niestety sen nie trwał zbyt długo. Trwał może z pięć minut? Może więcej troszkę. Obudził ją ten sam koszmar co zawsze.
Dziewczynka ocknęła się rozglądając zdezorientowana, po czym spojrzała na wujka - przepraszam - wyszeptała i wyprostowała się.
Przetarła zaspane oczka i ziewnęła. Było jej trochę głupio, że zasnęła w trakcie rozmowy. Tak nie wypada. Ale naprawdę była zmęczona.
Spróbowała się przeciągnąć jednak nie był to najlepszy pomysł, gdyż w takcie tej czynności rozprostowała skrzydła, a to zranione zaprotestowała boleśnie. Tulcia skrzywiła się i złożyła je powoli. Jednak nie miała najmniejszego zamiaru na to narzekać. Jednak po chwili namysłu mimo bólu, spróbowała skrzydełkiem lekko poruszać, może wtedy nie będzie tak bolało? Krzywiła się przy tym bardzo i kilka łez zmoczyło jej policzki, jednak trzymanie skrzydeł ciasno przy ciele zaczynało ją męczyć. Musiała nimi czasem poruszać.
Rozruszanie szło jej z trudem. Jak coś boli to trudno tym poruszać, prawda? Spojrzała więc przepraszająco na Banea - Wujku? Pomógł byś mi? - zapytała. Chyba nie musiała tłumaczyć z czym ma jej pomóc.

Amber po zabawach z mężczyzną zwinęła się obok jego nogi w kłębek i zasnęła. Gdy Bane znów zaczął ją głaskać, przeciągnęła się tylko jak kot, odsłaniając brzuszek. Najwidoczniej tam najbardziej lubiła być głaskana. Zamruczała przy tym cichutko.

Gregory - 2 Październik 2016, 15:49

Wpatrywał się w Jocelyn, która milczała przez krótką chwilę. Na jej twarzy odbijało się wiele drobnych emocji z wahaniem, potwornym wahaniem na czele. Cokolwiek chciała mu powiedzieć, to leżało w niej naprawdę głęboko. Kiedy w końcu się odezwała, Greg pozwolił sobie na objęcie jej ramieniem. Julia naprawdę była ofiarą gwałtu? To dziecko było tak potwornie biedne, dla takiego dziecka życie powinno stawać dla otworem, tyle że stanęło otworem tylnym. Łamie sobie skrzydło, zatruwa się kwasem, jest świadkiem ataku miśka a po tym wszystkim dostaje w twarz. A Jocelyn z pewnością chciała się nią zająć, chciała się nią opiekować i nie dawała rady. Obie były biedne w takim samym stopniu. Greg zaczął mruczeć w jej stronę:
- Już. Ciiicho. Ja rozumiem. Ja naprawdę rozumiem. Sam miewam złe myśli, złe uczucia, też ciężko mi się kontrolować, wiesz, frustracja i te sprawy. Kiedy jesteś w pobliżu, staram się jak mogę, aby wypaść przed tobą jak najlepiej, abyś nie widziała we mnie zwierzaka. Musimy się kontrolować, oboje. Ja ciebie, a ty mnie. Ja... - musisz o tym powiedzieć, po prostu musisz, w imię wszystkiego, co święte, nie bądź żałosnym tchórzem! - ...widziałem ślad na policzku Julki. I nie powiem już nic więcej, nie oskarżę o nic. Ty też nic nie mów, proszę. Po prostu... pilnujmy się razem. - był szczęśliwy, naprawdę szczęśliwy, że wyrzucił to wreszcie z siebie. Teraz mógł już tylko obawiać się reakcji pani Kapitan.
Powolutku wstał i ruszył za nią po gładkiej tafli szkła, starając się nie patrzeć w dół - wolał skupić swój wzrok na jej lśniących skrzydłach. Kiedy powiedziała mu o swoich uczuciach, wiedział doskonale co robić. Znał już prawdę, nie musiała mu przedstawiać jej na głos. W sumie, patrząc na przeszłość, na te gesty bliskości, znał ją od dawna. Jeśli Jocelyn mu nie zabroni, jeśli jego spostrzeżenie nie było dla niego zbyt bolesne i jeśli nie założy z powrotem kamiennej maski obojętności, to pozwoliłby sobie podejść do niej, blisko, bliziutko, złapać ją w talii, przychylić w swoją stronę i wyciągając się na całą swoją mikrą wysokość, aby złożyć na jej ustach pocałunek. Wtedy pozwolił jej przejąć inicjatywę, ale co w końcu! To on nosi spodnie w tym związku...! Nawet jeśli ona również miała na sobie parę. I ten pocałunek byłby mocniejszy, bardziej siarczysty niż wtedy, pełen emocji, które chował w sobie od wczoraj, frustracji przekutej w namiętność. Oboje wpadli na ten sam pomysł w tym samym momencie. W sumie to nawet urocze...
Powolutku szedł za nią, nadal rozglądając się wokoło. Pozwolił jej załatwić wszystkie sprawy osobiście - w końcu nie przestała być jego szefową. Po prostu oparł się o ścianę i poczekał, aż wszystko zostanie załatwione.

Bane - 2 Październik 2016, 19:02

Gdy dziewczynka zadała pytanie o skrzydło, wskazał na szkielet w książce. Palcem odszukał kości przylegającej do głównego stawu.
- Tą. - powiedział rzeczowo i zabrał się za dalsze kartkowanie książki.
Rozmowa potoczyła się swobodnie na tor zainteresowań dziewczynki. Bane dowiedział się, że mała chciała kiedyś zostać weterynarzem. Ciekawa sprawa! Medyk szczerze zainteresował się tym co powiedziała Tulka, zmartwił się, że ostatecznie dziewczynka straciła zainteresowanie dążeniem do spełnienia marzenia.
- Możesz zostać kim tylko chcesz. - powiedział i pogłaskał skrzydlatą. Wydawała się być śpiąca, dlatego też ściszył głos - Jesteś jeszcze mała, jeszcze całe życie przed Tobą. - dodał spokojnym głosem - Ja jako dziecko marzyłem by zostać lekarzem. I wiesz? Udało mi się. Wystarczyło tylko trzymać się swojego marzenia jak rzep lisiego ogonka. - mówiąc ostatnie zdanie pogłaskał śliczną Amber.
Informacja o tym, że Tulka lubi bajki specjalnie go nie zaskoczyła. Bo które dziecko nie lubi bajek? Młodziutkie, świeże, nieskażone problemami dorosłych umysły chłonęły legendy i baśni jak gąbka wodę. Skrzydlata z pewnością swoje przeszła, ale nadal pozostawała dzieckiem, prawda?
Oparła główkę o jego ramię. Poczuł ucisk w piersi a jego oczy nagle stały się podejrzanie wilgotne. Tulka umilkła, książka się skończyła... Dziewczynka miała zamknięte oczy.
Otarł wierzchem dłoni policzek, po którym postanowiła popłynąć samotna łza.
Dlaczego kiedy mógł, nie zdecydował się na założenie rodziny? Dlaczego nie znalazł tej jedynej, którą mógłby wziąć za żonę i mieć dzieci?
Poczuł się bardzo samotny. Paradoks uderzył go w twarz jak bokser drugiego na ringu. Kiedy miał tyle możliwości...nie doceniał towarzystwa. Gdy był zdrowy, wszystko było jedną wielką beztroską. A teraz? Teraz jest samotny. Tak cholernie samotny...
Sen dziewczynki nie trwał długo bo już po chwili zerwała się, przebudzona najprawdopodobniej przez jakiś koszmar. Dobrze, że Bane zdążył otrzeć łzę.
- Ciiii... - powiedział szeptem - Już dobrze. Możesz wracać spać, to był tylko sen. Popiluję cię, możesz mi zaufać, kruszyno. - sam nie wiedział skąd w nim takie pokłady instynktu opiekuńczego. Dziwił się, słysząc swoje słowa... Ale z drugiej strony co miał powiedzieć? Siedział przy drzewie z wycieńczoną dziewczynką i jej liskiem. Sam nie był tak zmęczony, mógł więc posiedzieć 'na straży'.
Tulka jednak zdecydowała rozbudzić się i rozprostować skrzydełka. Nie zdąrzył zaproponować by jednak tego nie robiła. Skrzywienie na twarzy dziecka sprawiło, że Bane spiął się i zbliżył. Poprosiła o pomoc więc bez słowa chwycił oburącz jej skrzydło.
Najpierw dotykiem sprawdził ułożenie skrzydła. Po tym co dowiedział się z książki (a dopiero przeczytał fragmenty) już wiedział, że kość zrosła się nieprawidłowo. Była w jednym miejscu krzywa, będzie trzeba ją znowu złamać i prawidłowo nastawić. Ale to dopiero po rejsie, bo teraz nie mają czasu. No i będzie to musiał zrobić jednak ktoś, kto się na tym zna. Najlepiej weterynarz, ale czy Bane znajdzie takowego w Krainie Luster?
Wspierając skrzydło dłońmi, rozprostował je, poruszał kilka razy.
- Jeszcze jakiś czas będzie cię boleć. - powiedział - Ale potem przejdzie. Jeśli jednak ból stanie się zbyt mocny, zwróć się do mnie po leki przeciwbólowe.
Puścił skrzydło i przygładził zmierzwione lotki. Skrzydło, mimo, że niesprawne, nadal pozostawało piękne.
- Tulcia, widzę, że jesteś strasznie zmęczona. - powiedział w końcu. W jego głosie można było wyczuć troskę pomieszaną z lekkim zniecierpliwieniem. - Może oprzyj się o mnie i spróbuj zasnąć, chociaż na chwilę. Mała drzemka powinna pomóc.
W razie czego był gotów by ją ponieść. Patrzył na dziecko wyczekująco, oczekując jakiejkolwiek reakcji.

Tulka - 2 Październik 2016, 21:36

Słysząc, że nadal ma szansę na to, żeby spełnić swoje marzenia. Trochę ją to podniosło na duchu. Może faktycznie kiedyś jej się uda spełnić marzenie? Ale ... czy są tu jakieś uczelnie, szkoły? Cokolwiek?
Była jednak zbyt zmęczona aby o tym myśleć.
Koszmar miał ten sam schemat. Spędzała miło czas po czym nagle jej pan się pojawiał i wszystko niszczył.
Po przebudzeniu rozglądała się chwile zdezorientowana. Odetchnęła z ulgą widząc, ze wróciła do rzeczywistości.
Odsapnęła też cicho gdy Bane poruszał trochę skrzydłem. Czuła jednak, że coś jest nie tak. Nie poruszało się tak samo jak wcześniej. Jakby coś nie do końca się tam wyleczyło. Opuściła smutno uszka, domyślając się, że już raczej nie polata. Jeśli skrzydełko się źle zrosło to chyba już koniec prawda?
Uznała jednak, ze w końcu większość życia spędziła chodząc. To przecież da sobie radę jeszcze pochodzić, a skrzydła pozostaną ładną ozdobą.
Przytaknęła Baneowi, gdy powiedział jej, ze ma się zgłosić po jakieś leki jeśli będzie ją za bardzo boleć.
Słysząc, że ma spróbować się przespać. Poprawiła skrzydła i spojrzała na mężczyznę. - Mogę się do Ciebie przytulić? - zapytała niepewnie - boję się, że ten sen znów wróci... - przyznała spuszczając wzrok.
Jeśli Bane postanowił spełnić jej prośbę, oparła się o jego bok, wtulając lekko i pozwalając aby ją objął. Nie wiedziała czemu ale czuła się tak bezpieczniej. Jeśli jednak nie pozwolił jej na to oparła się o jego ramie próbując zasnąć.
Zasnęła i znów pojawił się zły sen, tym razem nie wybudzała się przez dłuższy czas. Jednak Bane na pewno mógł zauważyć, że sen ją męczy.

Bane - 3 Październik 2016, 17:05

Na jej pytanie, nie powiedział nic. Zamiast tego objął dziewczynkę ramieniem i pozwolił by się w niego wtuliła. Być może nie był najlepszą poduszką, ale w takiej sytuacji jedyną możliwą bo Amber zwinęła się w kulkę u ich stóp. Delikatne poruszanie jej ciałka wskazywało, że zasnęła.
Tulka też szybko zapadła w sen. Bane oparł głowę o pień drzewa i spojrzał w górę, na zieloną od liści koronę. Dziewczynka była wyczerpana do granic możliwości, medyk miał w duchu nadzieję, że reszta załogi szybko nie wróci - chciał by mała odpoczęła przynajmniej pół godziny.
Czas wykorzystał na rozmyślania. Właściwie nic nie wiedział o żeglowaniu a jedyne piractwo jakiego doświadczył i sam się dopuścił to ściąganie muzyki z internetu. Jeszcze w świecie ludzi.
Żałował, że kiedy miał okazję nie wybrał się na żadne szkolenie z walki wręcz czy nożem. W zasadzie jeśli pominąć jego umiejętności medyczne to będzie dla załogi zbędny. No chyba, że będzie czyścił pokład. Albo nauczy się szybko wiązać węzły.
Uczył się szybko, nauka nigdy nie sprawiała mu trudności. Może dlatego, że był głównie wzrokowcem. Kiedyś czytał zatrważające ilości książek, pochłaniał podręczniki jak wieloryb plankton. Prawie wszystko zostawało mu w głowie, pamięć działała bez zarzutu. A potem porzucił życie neta i książkowego mola by stać się najlepszym chirurgiem plastycznym w mieście, plejbojem i stałym bywalcem nocnych klubów.
Narzekać nie mógł, to dopiero było życie! Żadnych trosk, wszystkie zachcianki spełnione w dosłownie kilka minut, co noc inna kobieta w łóżku... I chora Kylie. Chora siostra, dogorywająca w szpitalu.
Bane zamknął oczy. Och, Kylie... Co byś mi teraz powiedziała? Zaśmiałabyś się, płynęła w twarz a może przytuliła, pogłaskała, pocieszyła. Może nawet powiedziałabyś, że rozumiesz i że wybaczasz.
Tulka zaczęła miotać się przez sen, jakby chciała uciec od koszmaru który ją nękał. Białowłosy objął dziewczynkę ciaśniej, przytulać ją do piersi. Dzisiaj miał na sobie świeżą koszulę, mogła wiec poczuć zapach czystego materiału i lekką nutę sklepowych perfum którymi skroplone były wszystkie nowo nabyte ciuchy mężczyzny.
Brodę oparł na głowie małej i zaczął delikatnie kołysać Tulkę. Tak, jak kołysze się dziecko do snu.
Kylie. Czy byłabyś ze mnie dumna? Nie odtrąciłem tej kruszyny, pomogłem w potrzebie, zająłem się. Potrzebowała ciepła i uwagi, próbuję jej to dać.
W głowie Bane'a pojawiła się twarz jego siostry. Uśmiechała się. Uśmiech ten jednak nie miał w sobie nic z jej dawnej łagodności. "Ale czy przez to możesz z czystym sumieniem powiedzieć, że się zmieniłeś? Kogo ty chcesz oszukać, braciszku. " powiedziała widmowa Kylie.
Bane skrzywił się ale nie przestał kołysać dziewczynki. Zaczął nucić cicho znaną sobie melodię. Nie był dobrym śpiewakiem ale miał nadzieję, że bliskość drugiej osoby, ciepło, kołysanie i nucenie pomoże Tulce się zrelaksować i poczuć bezpieczniej.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group