To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Kryształowe Pustkowie - Odcięta kopalnia

Anonymous - 1 Lipiec 2015, 21:57

- Nie, to nie te... Ale u nas też takich nigdy nie widziałam. Możliwe, że też posiadają jakieś dodatki - powiedziała nie odrywając wzroku od kamienia. Wyglądała na na tyle zaaferowaną tą całą sprawą, że pewnie już zapomniała po co się tu znalazła, gdzie ciągnęła Szopka i dlaczego była zła. No i dokąd się udawali. Wydaje się, że jeśli znów jej od tego nie oderwie to może ją to badanie pochłonąć sporo czasu.
Przez to najprawdopodobniej Szop zaczął się rozglądać i sprawdzać okolicę dokładniej, prawda?
Podczas takiego rozglądania się jeden szczegół mógł przykuć jego uwagę bardziej niż pozostałe. Na jednym z nie aż tak dalekich stalagmitów połyskiwało coś co zdecydowanie nie było ani zielone ani fluorescencyjne. Sądząc po sposobie odbijania pobliskiego światła było metalowe i zawieszone na owej skale, a do tego raczej nie stare.
A po skierowaniu nań światła latarki mógł zobaczyć, że to podwójny, srebrny wisiorek ze złamanym sercem.
Wisiała w odległości może trzech metrów od ścieżki, a stalagmity w tej okolicy były na tyle gęsto poustawiane, grube i wysokie (niekiedy nawet tworzące stalagnaty), że gdyby się uparł mógłby się zbliżyć i zabrać ten wisior. A nóż widelec Vega by się ucieszyła? Kłopot w tym, że dziury siejące niekiedy pomiędzy stalagmitami wydawały się zbyt czarne, a odległość od ścieżki do pierwszego wymagałaby delikatnego skoku…
Potworek przekręcił się na ramieniu, zmieniając pozycję na wygodniejszą. Popatrzył na Vegę trzema oczami, po czym wrócił do spania.

Stworzenie zamarło. Uśmiech zniknął z jego pyska ustępując miejsca niememu zdziwieniu. Zamrugało kilkakrotnie po czym... Wybuchło chrapliwym śmiechem, zupełnie innym niż poprzednie.

- Jesteś zabawną istotą, zabawną... Dlatego dam ci tylko ostrzeżenie - powiedział stwór, pomiędzy kolejnymi napadami śmiechu.
A później Vedze już wcale nie było do śmiechu.
Głowa stworzenia wystrzeliła natychmiast do przodu, praktycznie nie dając czasu na reakcję. Może, być może jej refleks trochę dopomógł... Gdy próbował uskoczyć, czy coś... Ale zdecydowanie niewiele.
Potwór, o już wcale nie ludzkich zębach wbił się w jej ramię, zacisnął mocno i wyrwał kawałek mięsa, zostawiając dziurę... Która powinna krwawić zdecydowanie bardziej. Ale nie trysnęła krwią, ani nie bolała w sposób uniemożliwiający myślenie. Za to zdecydowanie szokowała i uświadamiała, że w tym wypadku od poprawnych odpowiedzi może zależeć jej życie.
Kawał mięsa zniknął w gardle potwora i tylko widać było, jak się szybko przemieszcza ku żołądkowi. Krwiożerczy uśmiech powrócił na jej uroczą twarzyczkę, i znów zaczęła szyją robić zawijasy w powietrzu. Zastanawiała się.

- Ale nie dam ci już szans na tą zagadkę. Pomyślmy o czymś innym. Co powiesz na zagadkę o swojej lustrzance? Może choć tym razem będziesz znać odpowiedź? - Potwór zaśmiał się potężnie, znów w inny sposób, jakby eksperymentował jakie dźwięki jest z siebie w stanie wydać, po czym dopiero zadał zagadkę: - Nad rankiem niewinnie, chwilę później skrwawione i zanieczyszczone. Pochowane w głębi, zakryte pustką, zasłonięte miłą twarzą miłości. Czym są? - spytał potwór z twarzą uśmiechniętej kobiety.

Raccoon - 5 Lipiec 2015, 11:34

Skąd Vega wiedziała tyle o tej magicznej krainie – nie miał pojęcia. Do tej pory był przekonany, że dopiero co ją poznaje, zupełnie tak samo jak i on, a tu proszę, niespodzianka. Coraz bardziej dziwnie czuł się w jej towarzystwie, kiedy nic poza tymi błyszczącymi kamieniami nie było wstanie posiąść jej uwagi. Ha, pewnie nawet, gdyby teraz odszedł lub co gorsza został przez coś zaatakowany, dziewczyna wciąż niewzruszona badałaby obiekty swoich poszukiwań. To hobby padło jej już całkowicie na mózg.
Bez względu na to, jak bardzo wyjątkowe mogły być kryształy, Raccoon po nie nie przyszedł, a co za tym szło, nie zamierzał sam ich wynosić, nawet jeśli miałby taką sposobność. Magiczne przedmioty o nieznanych właściwościach trzymane w ludzkim domu mogą nie wróżyć niczego dobrego. Nie potrafił się z nimi obchodzić, niewiele o nich wiedział, dlatego lepiej aby w jego rękach się nie znalazły. Co prawda nie dało się ukryć, że oczami wyobraźni widział je dopasowujące się do wielu jego projektów kreacji, lecz z drugiej strony skoro sam wolał się nie narażać, to co dopiero innych ludzi. Na stratę klientów lub wzbudzenie zainteresowania ze strony policji czy innych służb nie mógł sobie pozwolić.
Machnął ręką, niech Vega bawi się dalej. On w tym czasie miał zamiar znaleźć sobie inne zajęcie. Niby miał w planach przejść na drugą stronę, jednak czuł po kościach, że spędzą tu więcej czasu niż początkowo przypuszczał. Cóż.
I tak z braku lepszego zajęcia, przesuwając latarką po kolejnych skałach znajdujących się w oddali coś, co wyróżniało się na tle kolorowych kryształów, błysnęło mu po otrzymaniu odrobiny światła. Natychmiast podszedł na skraj ścieżki, tak by nie spaść, ale móc dokładniej przyjrzeć się przedmiotowi. Wisiorek? Co tu robi wisiorek? Być może któryś z odwiedzających tę kopalnię zostawił go tu przypadkiem, może specjalnie, któż wie. Spojrzał na Vegę, która w dalszym ciągu przykuta była do skały z kryształami, później na Ciastroka i znów na wisiorek. Tak, to chyba był dobry pomysł na zajęcie. Droga do niego nie należała do najtrudniejszych, ot nieco się wysilić, poskakać i przede wszystkim utrzymać równowagę, lecz wolał Krainy nie lekceważyć i zbyt pewnie do tego nie podchodzić. Dlatego w pierwszej kolejności musiał zadbać o to, by mieć wolne obie ręce.
Odszedł na bezpieczną odległość pod ścianę. Tam pogładził zwierzaka po głowie, cicho uspokajając go słowami, że zaraz wróci i żeby był grzeczny, bo nigdy nie wiadomo co tamtej pannie strzeli do głowy, szczególnie, że zdawała się go nie widzieć. Zdjął z siebie bluzę, położył na ziemi i dopiero na niej ułożył Ciastorka, wciąż gładząc jego futerko.
- Zaraz wracam. – Szepnął cicho, żeby nie zwracać na siebie uwagi Vegi. Znów by się zaczęły awantury o wymyślanie i uderzanie się w głowę, jak to było przy poprzednim postoju. Nawet starał się nie patrzeć w jej stronę, na wszelki wypadek, gdyby miała zamiast piorunować go pełnym irytacji wzrokiem.
Latarkę przełożył do ust, mocno trzymając ją zębami, by nie myślała nawet o ucieczce w dół i modląc się w myślach by nie spaść, po czym z małym rozbiegiem wykonał skok celując prosto w stalagmit i jeśli doskoczył i nie miał się czego przy okazji złapać, starał się uspokoić i zachować równowagę. Ewentualne dalsze kroki również były za każdym razem przez niego przemyślane, starał się skupić na dotarciu do celu, niż na zastanawianiu co skrywa w sobie ta ciemna przepaść. Ciała śmiałków, którzy również zdecydowali się wyruszyć po ten wisiorek? Nie, dosyć, idź dalej.

Vega - 11 Sierpień 2015, 18:12

Zadziwienie na pysku stworzenia prowokowało mnie do przypisania sobie udzielenia poprawnej odpowiedzi.
Nie, ten nagły śmiech oznajmił mi, że to dopiero początek problemów.
I dostanę tylko ostrzeżenie. Tylko?.. Postąpiłam w tył z obawą o skutki tych niepoprawnych zgadywanek.
Może, gdy tak z powietrza rzuca tymi zagadkami, ode mnie, w odpowiedzi, oczekuje tego samego?
I masz ci babo placek.
Krzyk, niedowierzanie, szok, prędkie wycofanie się w tył, potknięcie o własne nogi, wywrócenie się, odczuwanie bólu którego nie ma, a zaraz potem odczuwanie bólu mniejszego niż powinien być. I ten znikomy ubytek krwi.
I kawałek mięsa mniej.
Co?!
I w sumie, to dziwna jest ta rana – tak jakby jej nie było.
Pobyt tutaj stawał się dla mnie wielkim znakiem zapytania o to, co będzie potem; co za chwile i co jest teraz. I czy jeszcze mam jakąkolwiek drogę odwrotu?
Głupio Vego, jasne, że masz!
Bo ja jasna jestem.
Chciałam coś powiedzieć, ale właściwie nie wiedziałam co. Wyzwę ją? Odgrożę się? Halo, to ja tutaj jestem bez jakiegokolwiek mieczyka! I znowu o tej zagadce zaczynała mamrotać. Znowu lustrzanka, że ona niby moja jest i posiada w sobie coś skrytego w pustce, za twarzą miłości?
Twarz? Jeśli lustrzanka to może… może to mój towarzysz, czyli… Raccoon?
A co jeśli jego podobny los spotkał?!
- On nic nie ukrywa, nie przede mną… – bardziej żywiłam się taką nadzieją, niż szczerze w to wierzyłam. Nie byłam już niczego pewna; niczego poza jednym – że, do cholernej nędzy, nie poddam się byle gadzinie! - chyba że brudne myśli o mnie. – bardziej tą odpowiedzią dodawałam sobie otuchy (ach te jego urocze żarty-nieżarty o zgwałceniu!) niźli sądziłam, że jest tą, której to stworzenie ode mnie żąda.
Miałam chęć podjąć z tym potworem walkę, ale marnie oceniałam swoje możliwości w starciu z takim plugastwem. Wkurzające dla mnie było odgrywanej miłej pani, posiadającej od minut cierpliwość do zabawy w słówka. Teraz już byłam w początkach desperacji.
Suko, oddawaj mi moje mięso!
Tak, pocieszne takie myśli, mogące ponad zasób nadziei wznieść moje możliwości.

Anonymous - 17 Sierpień 2015, 00:48

Nie szło mu źle. Ba, poszło mu zaskakująco dobrze. Wylądował sprawnie, miał się czego złapać, mógł spokojnie dojść dalej. No, znaczy mógł jednak patrzeć pod nogi to rzadziej by mu się obsuwały i nie dostałby tak wielu mikro-zawałów serca. Choć w drugą stronę może faktycznie dobrze wybrał?

Dotarł do tego odpowiedniego stalagmitu. Trzymając się jedną ręką tego, przy którym stał mógł sięgnąć drugą by zdjąć wisiorek - który z tej odległości okazał się już być dwoma wisiorkami tworzącymi parę. Kłopot w tym, że na pewno nie będzie to aż takie łatwe - wisiory, choć wciąż błyskające, bez śladów korozji, 'przyrosły' już do niego, w stopniu niewielkim, ale jednak sprawiającym opory. I co z tym fantem?

A na dodatek Ciastorek zdecydowanie nie chciał siedzieć w swoim miejscu. Nie to, że był głośno, czy że szedł, o nie. Przecież miał skrzydła. Przyleciał do Raccoona, polatał mu trochę wokół głowy, piskliwie narzekając, że go zostawił... Po czym usiadł na czubku stalagmitu, na którym były wisiorki. Patrzył wszystkimi trzema oczami na swojego towarzysza niesynchronicznym mruganiem wytykając mu jak bardzo głupim pomysłem było zostawienie go samego, nawet jeśli bluza wciąż nim pachniała i była ciepła.



- Biedna-naiwna... - powiedział przekornie potwór patrząc na Vegę przymrużonymi oczami. - Biedna-głupiutka. Biedna pełna nadziei... I wiary w siebie! Toż ci los! Odpowiedział, choć nie odpowiedziała. Wie, choć nie ma pojęcia. Oj dziecino, dziecino. Tyle lat na karku, a wciąż tkwisz w dziecięcej naiwności. Znaj moją litość, wiedź, że czasami nawet potwora da się oswoić głupotą - syknęła, zaśmiała się oślizgle, przysunęła swoją twarz na wężowej szyi tuż do twarzy Vegi.
Zbadała wężowym językiem powietrze, łaskocząc przy tym różową w nos. Przez chwilę zmrużone oczy przypominały olbrzymie, pełne radości i wolności brązowe oczy sarny, lecz równie dobrze mógł to być miraż. Kobieca twarz wyrażała współczucie i lekką pogardę. Chęć zrobienia sobie z Vegi zwierzątka, zabawki. Nienawiść, oddalenie od świata. Żądze posiadania tego co Vega.

- Spytaj go o przeszłość. A jeśli chcesz zyskać to, po co tu przyszłaś znajdź w sobie odpowiedź na zagadkę. Zagadkę niewypowiedzianą, bo niepotrzebną. W końcu już jesteś w posiadaniu odpowiedzi na nią.
Potwór zaśmiał się znów tak, że ciarki mogły przejść po plecach. Odwrócił swą twarz, wężowym tańcem szyi zaczął powracać do swoich ciemności, gdy jakby sobie o czymś przypomniał. Znów popatrzył na Vegę i dodał:
- Spójrz do góry. - Po czym zniknął w swojej ciemności.
A co kryło się w górze? Jeśli tylko Vega skierowała swoją latarkę tam, jeśli tylko wytężyła wzrok... Mogła zobaczyć TE kryształy. Te po które tu przyszła. To o nie chodziło. Nie była w stanie powiedzieć skąd wiedza, że to to, skoro ich nie wiedziała, ale to zdecydowanie te. Teraz tylko zdobyć sposób jak się do nich dostać... Ups, niemożliwe. Za wysoko, za daleko, zbyt... Czy ta jaskinia wcześniej też tak wyglądała? No w każdym razie nic tu już po niej. Teraz do znalezienia tylko kolejne punkty z listy...

Vega - 18 Sierpień 2015, 21:25

Tego było już za wiele - uwłaczała mojej wiedzy, zbluzgała moją nieporadność.
No, już, zbliż się to też ci coś zjem!
Ej, ale ja nie myślałam na serio! Pewnie jesteś trująca i niesmaczna!
Czekaj, czyli ja powinnam być dobrą przekąską… Ten jęzor – ty chcesz mnie znowu!
Cofnęłam się ponownie w tył. Niebawem się okaże, że potknę się o jakiś wagon! – ten, który gdzieś tam był, albo jakiś inny.

Wraz z tym współczuciem ukrywała pewnie żądzę wobec mojego nieszczęścia. Brzydziłam się tym stworem, nigdy więcej mieszańca gatunkowego, to utrudnia sprawę. Bo, jeśli gatunek da się określić, to przynajmniej wiadomo, czego unikać. Powie się Żydkowi że wąż jest zły bo był szatanem i nie trzeba się już więcej o dzieciaka martwić, bo węży będzie unikać. A ja?!
Ech..
Chce mnie, mnie i mojego majątku, widzę to w jej spojrzeniu!
NIGDY.

Jego przeszłość? We mnie odpowiedź na zagadkę?
Ten śmiech burzył moją koncepcję spokoju, a przecież jeszcze jej nie zasklepiłam, ściany jeszcze świeżo murowane. Co za szkodnik!
- Wracaj! –wykrzyczałam, uprzednio otrzymując nakaz spojrzenia w górę.
KRYSZTAŁY! MOJE!
Posiadałam kilof, sznur, hak.. ale ani tam nie sięgnę, ani nie dorzucę. Ona na prawdę chce mojej desperacji! O, desperacja, to było na liście.
- Niech cię diabli!
A tamten dziad mówił, że kryształy są tylko w tamtym tunelu!
Zupełnie byłam w kropce. Obeszłam koło wokoło tego miejsca, próbując odnaleźć cokolwiek pożytecznego w podboju hen wysoko wznoszącego się sklepienia. Nie da rady, nic nie znalazłam.
I czekaj, co ta wężowa właściwie mówiła? Czy tym jęzorem faktycznie mogła mi coś podarować? Ale czemu miałaby to niby zrobić?
I ja chcę moje stracone miecho!

Pozostało mi zbadać pozostałe tunele w ramach poszukiwania rzeczy z listy, bo w tym nic już więcej nie było – inaczej odnalazłabym to podczas przeprowadzonego rekonesansu.
Tunele zostały dwa, a na liście są cztery elementy. Jeśli odpowiedź uzyskam w tunelu gdzie był tamten ważniak, a tutaj nie otrzymałam wiatrotworzyciela… To powinnam mieć ognistą wodę bądź ostrze desperacji. Ale powiedziała, że odpowiedź na zagadkę mam już w sobie.
Ostrze… Czy ja dostałam coś w ramach prezentu podczas nadgryzienia mnie?
Dokładniej pod latarką obejrzałam swoją ranę w poszukiwaniu czegokolwiek – ostrza, wody, ognia, desperacji,odpowiedzi, zagadki i pochodnych znaczeniowych tych słów – a kolejno postarałam się o jej opatrzenie, bo jakiś bandaż powinnam w plecaku posiadać.

Wybrałam korytarz najdalej po swojej prawej stronie – jedyny, jakiego jeszcze nie zbadałam. Dzieciak wraz z bryłą zostaną mi na koniec, bo być może po przeszukaniu tego tunelu będę mogła stwierdzić, czego chcę od tamtej dwójki niebezpiecznych obiektów.
I czemu Szopek chciałby mnie chcieć zgwałcić? Aż tak jest zdesperowany, aż tak go pociągam, ze nie wytrzyma już dłużej czekania na moje przyzwolenie?! A może wcale nie mnie chce wykorzystywać, może już jakąś dziewczynę wykorzystał wbrew jej woli? Wszak powiadała o jego przeszłości... Szopie, Szopie, co skrywasz w swojej pamięci?

Raccoon - 24 Sierpień 2015, 11:15

Fakt, że od początku tak gładko mu szła podróż nad przepaścią, ani trochę go nie pocieszała. Tak to już w życiu bywa, że niedługo na pewno zostanie brutalnie przez rzeczywistość ustawiony do pionu.
Chwytał się czego tylko mógł, wciąż starając się unikać patrzenia w dół. Zawsze tak powtarzali ludzie na filmach, a gdy tylko dali się skusić i badali wzrokiem znajdujące się pod nimi czeluście, cały spokój szlag trafiał, więc być może coś w tym było. On nie chciał testować granic wytrzymałości swojego braku lęku wysokości. Nuż by w tym momencie zawiódł.
Nie wychodziło mu to w pełni na dobre, bo tym samym nie skupiał się z należytą uwagą na tym, gdzie stawia stopy i co rusz jego serce przyspieszało, czując jak obsuwa się to na lewo, to znów na prawo… Ale póki był zdeterminowany i wciąż znajdował się na skałach, nie zamierzał odpuszczać, zawracać. Nic z tych rzeczy. Choć nie przyszedł tutaj w celu zdobywania czegokolwiek, a raczej jako ewentualna pomoc Vegi – choć pomoc okazała się z niego marna -, to cudeńko szczególnie przykuło jego uwagę i doszedł do wniosku, że za taką wyprawę może jakiś mały skarb otrzymać. Ot, pamiątka z magicznego świata.
Koniec końców, po dość stresującej wędrówce dotarł na miejsce. Zdawało mu się, że zajęło to wieki, a droga była zdecydowanie dłuższa niż te kilka stalagmitów, ale były to wyłącznie figle organizmu upojonego zbyt dużą dawką emocji.
Już tylko wyciągnięcie ręki dzieliło go od zdobyczy, więc ciężki odgłos wytchnienia wydobył się z jego ust, mało co nie pozbywając się trzymanej w zębach latarki. Mimo to, nie rozluźnił się, przecież wciąż nie miał pod nogami pewnego gruntu. Mocniej złapał się tego, co znajdowało się najbliżej, a z tej odległości nie miał lepszą możliwość przyjrzenia się wisiorkowi.
Ha! Widział już takie, w świecie ludzi ich mnóstwo na setkach straganów z najróżniejszych okazji ustawianych na mieście. Czy szedł tutaj po coś, czym obdarowywali się zakochani, by pokazać, że są połówkami tego samego serca?
A żeby było mało, to biżuteria niemalże wtopiona była w skałę. No i masz…
- Hahoreh?Brawo geniuszu, mów z latarką w ustach. Pojawienie się stworka naprawdę go zaskoczyło, do tego stopnia, że niebezpiecznie zachwiał się i z lekkim kłopotem utrzymał równowagę. Cóż nie spodziewał się go i nadlatujące coś w ciemności mogło niejednego wystraszyć. Wyciągnął przedmiot wolną ręką.
- Ty chyba nie możesz spokojnie usiedzieć. A może się stęskniłeś? – Zapytał cicho. Jakieś dziwne ciepełko rozlało się po wnętrzu Szopka. Ciastorek był tak uroczym i kochanym stworzeniem, że będzie miał naprawdę wielki problem pozostawić go tu ponownie samego, podczas gdy on będzie musiał wrócić do Glassville. Nie myśl teraz o tym, na wszystko przyjdzie odpowiedni czas.No już, nie złość się. Może twoja magia potrafi wydobyć te wisiorki, hm? – Więcej już nie powiedział, a jeśli nawet, to było to niezrozumiałe, gdyż latarka ponownie wróciła na miejsce, by mógł tym razem pogłaskać zwierzę po głowie na znak tego, że go wcale nie opuszcza i o nim pamięta.
Sam także powinien mieć coś, co w tym przypadku by mu się przydało. Tak, posiadał dłuto i młotek, ale to tego potrzebna dwóch rąk. Być może samym dłutem uda mu się to wygrzebać?
Ostrożnie sięgnął do plecaka, nie wykonując żadnych gwałtownych ani burzących równowagę ruchów. I jeśli udało mu się wyciągnąć pożądany przedmiot, zapewne starał się wykruszyć skałę, która obrosła naszyjnik.

Anonymous - 30 Sierpień 2015, 23:13

Przyjrzenie się ranie nic nie dało. Choć właściwie to może nie do końca. Na pewno nie znalazła tam tego, co pragnęła znaleźć, żaden prezent nie został, żadna woda, ostrze, ząbek, kamyczek, nic. Za to przyjrzenie się jej mogło dać do myślenia - jak to jest, że z tak dużej rany, gdzie faktycznie brakuje sporego kawałka mięsa, tak z dziesięciu centymetrów długości, jakieś trzy, albo cztery szerokości i trzech kolejnych głębokości (tak, to zdecydowanie musiała być specyficzna szczęka) nie leci żadna krew ani nie ma bólu? Cóż... Drobna podpowiedź: to może być magia, to może być jad, który miał na celu podtrzymanie rozrywki przy dobrym stanie umysłu by dalej odpowiadała, lub coś w tym stylu. Ale na pewno nie była to iluzja, ani żadne ingerencje w umyśle Vegi.

Jakiś bandaż to dobra myśl. Zapewne później trzeba będzie dużo, dużo z tą raną porobić, ale teraz, jako zabezpieczenie jej przed niechcianymi brudami był zdecydowanie dobry.

W ostatnim tunelu zaczęło robić się nad wyraz ciepło. Najpierw przyjemnie ciepło, podczas dość stromego zejścia w dół, a później coraz bardziej ciepło i ciepło, nieprzyjemnie i nadto ciepło. Ale do przeżycia. Kłopot pojawił się dopiero, gdy prócz ciepła dało się zauważyć delikatną, pomarańczową poświatę od której to ciepło się wydobywało. Z każdym kolejnym krokiem delikatna poświata robiła się wyraźniejsza, aż dało się ogarnąć, że gdzieś po prawej stronie korytarza, gdzieś pewnie z niskiego punktu w ścianie, albo z podziemi, wypływał strumień lawy.
Początkowo wąski robił się coraz szerszy wraz z poszerzaniem się korytarza. Może się wydawać, że w tamtych regionach gorąc powinien już doskwierać niezmierny, wręcz nie do wytrzymania, ale od kiedy zatrzymał się na poziomie "nieprzyjemnie ale przeżyję" już większa temperatura nie była.

Po krótkiej podróży tunel zamienił się w całkiem sporą grotę z całkiem sporą ilością lawy. Coś w tym stylu. Z miejsca w którym Vega wyszła roztaczał się widok na spory "półwysep", który opływał olbrzymi strumień lawy, z którym łączył się ten strumyczek koło którego Vega szła. Prawie na środku półwyspu stał stolik z kilkoma butelkami, na oko zawierającymi kiedyś (ale i wciąż) coś mocniejszego, przy którym "siedział" mężczyzna. Znaczy bardziej to on spał, opierając głowę o stolik, ale jednocześnie też siedział na krześle. Wszystko było tak ustawione, by mężczyzna miał doskonały widok na wejście na swoją posesję, ale jednak teraz jej zdecydowanie nie pilnował. Przejście łączące półwysep z tunelem wąskie nie było, więc nic nie stało na przeszkodzie by podejść do mężczyzny, czy to po to by sprawdzić co się dzieje, albo może skorzystać z jego dość bogatych pokładów butelek z nadzieją, że coś tam jeszcze ma.


Skała obrosła wisiorek, ale jak widać nie w aż takim stopniu. W momencie, gdy Szop sięgnął po rzeczy w plecaku Ciastorek popatrzył na niego z wielkim zrozumieniem we wszystkich oczach, chwycił naszyjnik wszystkim czym był w stanie... I pociągnął do góry machając mocno skrzydłami. Jeszcze trochę, jeszcze chwila... I stworzenie sobie poradziło. Z radosnym świergotem, przytłumionym przez fakt, że trzymał oba wisiorki w pyszczku, podleciał do Szopka i popatrzył na niego z dumą. "Patrz" mówiło jego spojrzenie, "dokonałem tego, a teraz chodźmy i znów mnie głaszcz".
Usadził się na ramieniu Szopa i jeśli tylko ten chciał to bez kłopotu oddał mu wisiorki. No, to teraz już tylko droga powrotna.

Raccoon - 3 Wrzesień 2015, 11:19

Westchnął i z rezygnacją pokręcił głową. Właściwie, to czemu nie pomyślał o poproszeniu stworzonka o pomoc? Jemu na pewno łatwiej byłoby się dostać do miejsca używając skrzydeł, niż Szopowi przechodzić tam po skałach z pewnością narażając przy tym swoje życie. Ale, ale! Przecież nie było takim oczywistym, że Ciastorka żadna przygoda w trakcie zadania nie spotka.
Nathan w zupełnie ludzkim geście skinął na niebieskiego głową, chcąc tym samym dać mu w jakiś sposób do zrozumienia, że jest wdzięczny za pomoc ze znaleziskiem, a sam schował z powrotem do plecaka dopiero co wyciągnięte przedmioty. Więc kiedy zwierz podleciał blisko niego, nie miał problemów by znów zacząć gładzić jego łebek w niekończącej się wdzięczności. Wziął też z jego pyszczka zdobycz, ale nie przyglądał jej się w tym momencie bliżej, bo i warunki do najdogodniejszych nie należały. Zamierzał zrobić to, dopiero na pewnym gruncie, czyli po pokonaniu drogi powrotnej. No właśnie.
Nieco zastał się w miejscu i zdecydowanie rozluźnił, przez co musiał parę razy porządnie samego siebie przekonywać, by ostrożnie, ale pewnie znów stawiać kroki po tej przeklętej drodze nad przepaścią. Wsadził wisiorki do kieszeni spodni, uprzednio sprawdzając, czy aby na pewno nie jest dziurawa. W przeciwnym wypadku całe staranie poszłoby na marne. Spojrzał także w stronę Vegi zastanawiając się jak długo można grzebać w tych samych kamykach, które swoją drogą mogła zdobyć z większą łatwością niż on ten przedmiot. O ironio. Czy w ogóle zauważyła jego zniknięcie?
No, w każdym razie starał się wrócić w jednym kawałku i wciąż żywy do punktu wyjścia, czyli na pewny grunt jaskini, a jeśli Ciastorek wciąż spoczywał na jego ramieniu, starał się dla dwojga. Chociaż doskonale zdawał sobie sprawę, że on się uratuje, dzięki skrzydłom oczywiście...

Vega - 8 Wrzesień 2015, 10:15

Taki ubytek skóry i mięśni był dla Vegi przerażającym, a ciągły brak towarzyszenia temu odpowiednich objawów, zastanawiającym. Kompletnie nie rozumiała tego, to ją przerastało.
Coraz bardziej wyrazisty gorąc starał się trudnym do zniesienia. Myśli o zawróceniu kłębiły się, sugerowały zmierzanie prosto w pułapkę. Mając na uwadze już mokrą od potu koszulkę z dotąd towarzyszących jej zdarzeń, wzrost temperatury wyciskał ostatnie krople wody, robiąc z jej ubrania przesiąkniętą ludzkim, przykrym zapachem szmatę. Skorzystała z posiadanej butelki wody do zaspokojenia pragnienia, a kolejne krople wody momentalnie wynurzyły się ze skóry.
Ruszyła dalej, wychodząc lawie na spotkanie.
- Świetnie, po prostu świetnie – podkreśliła swoje beznadziejne położenie, nie mając w sobie żadnego zadowolenia z ujrzenia po raz pierwszy, na żywo, ciekłej formy skalnej niczym rzeka płynącej. A przecież taki widok normalnie by ją za serce chwytał – był jednak przekleństwem takim, jak reszta tutejszych korytarzy.
Wspominała sobie, że na filmach na Discovery taka bliskość z lawą była bardziej niebezpieczną niż tutaj się pojawiała. Nawet biorąc poprawkę na spaczoną psychikę, nie było możliwe, aby warunki były jakkolwiek porównywalne. Cieszyła się mimo wszystko, ze jeszcze nie płonie od żaru samego powietrza te tunele wypełniające. Przecież skała jest tak gorąca, że powietrze, ograniczone korytarzami, powinno parzyć!
A może to nie lawa, przyszło jej na myśl.
Spostrzegła więcej pieklącej cieczy w oddali korytarza i postać siedzącą przy czymś. Początkowo myślała, że w płynnej skale ma te postura swoją przystań, ale był to jednak półwysep opływany wokoło lawą. Spokojnie i rozważnie stawiała kroki, przyglądając się ścianom korytarza w nadziei, ze zrozumie w końcu, w jaki sposób powietrze nie jest tak bardzo nieznośne, a buty wciąż się nie roztopiły od stąpania po twardym gruncie.
Nieznany osobnik najwyraźniej spał, jakby czegoś strzegł. I pojawia się najważniejsze pytanie, co zrobić: skraść trunek; związać człowieka; obudzić człowieka; iść dalej; zawracać?
Dwie ostatnie rzeczy odrzuciła, a na drugą nie czuła się w pełni sił – bo skąd pewność, że tylko wygląda na człowieka, a nie jest równie niebezpieczny, co tamta zmiennokształtna?
Kradzież była dobrym pomysłem, a obudzenie go również. Koniec końców, wykonać zdecydowała się obie.
Podeszła powoli, uważnie. Sięgnęła po butelkę ze stolika, co jakiś czas obserwując postawę jegomościa. W sytuacji, gdyby nagle się zbudził, a zwłaszcza wrogo zareagował, pal licho te trunki, bo ważniejsze dla niej będzie zadbanie o swoje bezpieczeństwo. Jej celem było zabranie butelki i ulokowanie w plecaku, w jego bocznej kieszonce, co mogłaby uczynić bez jego uprzedniego zdejmowania. Kolejno zamierzała się odsunąć parę kroków i zwrócić do jegomościa:
- Halo, przepraszam. Szukam pomocy.
Jednakże nie zamierzała krzyczeć, bo skoro głęboki jest jego sen, niech takim pozostanie.
Butelka, cokolwiek zawiera, wątpliwe by dostała ją w swoje ręce – poprzedni korytarz nauczył ją walki o przetrwanie. A czemu chciała go zbudzić? By dowiedzieć się, kim jest, być może pomoże jej jakoś. I oczywiście, ona niczego nie skradła!
Ta, jasne, bajki dla dzieci.

Anonymous - 8 Wrzesień 2015, 22:56

Wrócić - jak to łatwo powiedzieć. O wiele, wiele trudniej zrobić. Nie bez powodu wydawało mu się, że idąc w kierunku wisiorka jest łatwiej. No na pewno nogi rzadziej mu się obsuwały, na pewno był jakoś... Pewniejszy. A tu? Im więcej patrzył na Vegę tym bardziej czuł, że to nie powinno być tak. No po prostu to nie było to. Vega zawsze była w tych swoich skałkach, badaniach i całej reszcie. Ale na pewno nie wykonywałaby jednego machania pędzelkiem przez pięć minut jak zacięty automat.
Czy to taka myśl, czy inna, nie wiadomo, ale coś sprawiło, że noga Szopa obsunęła się bardziej niż zwykle. Dłoń nie zdążyła zareagować. Ciastorek pisnął, a Szop runął w czarną przestrzeń, domyślnie najeżoną kolcami stalagmitów.

Mężczyzna poderwał się gwałtownie, słysząc słowa Vegi. Rozkojarzonym wzrokiem zbadał otoczenie, aż w końcu skoncentrował swoją uwagę na przybyłej.
- Ty... - mruknął wyciągając w jej kierunku palec. Odchrząknął i jeszcze raz spróbował: - Co ty tutaj... Jaka pomoc. Co, gdzie. A, pewnie brat cie wysłał. Masz dla mnie rzeczy?
Przyjrzał się dokładniej, widząc butelkę, której Vega jeszcze nie zdążyła schować i pokiwał z uznaniem głową. Później objął spojrzeniem całą Vegę i znów pokiwał głową. Jednak wyraźnie czegoś mu brakowało.
- A gdzie... Ten... No... Wiatro... Wiatrowy i kamień? Znaczy ostrze. Ale kamień. No, masz? - spytał marszcząc brwi i wyczekując odpowiedzi.

I właśnie w tym momencie Szop przestał spadać. Akurat koło miejsca gdzie stała Vega. Jak to możliwe? Cóż, tutaj dużo, bardzo dużo rzeczy było możliwych, jak już pewnie zdążyli się przekonać. Więc nie ważne, jak możliwe, ważniejsze jak upadł.
A upadł wcale nie na twarz, ani wcale nie wybitnie mocno, ale prosto na nogi, co spowodowało, że stopy nie wytrzymały ciężaru, kolana się ugięły i ogółem cały poleciał do przodu. Najgorzej wyszła na tym lewa kostka, która zaczęła boleć i jak się w niedługim czasie okaże, została skręcona.

Nie było czasu na powitania, czy inne takie. Ciastorek zleciał za Raccoonem z dzikim piskiem, ale ostatecznie zamiast polecieć do niego podleciał do obudzonego faceta i wtulił się w niego. Facet za to roześmiał się dobrodusznie, jakby część pijaństwa z niego uleciała i spojrzał na parę jakby przychylniej.
- No, Wiatrożyciel jest. I nawet nie jest fioletowy. Macie plus, moi państwo, ten stary dureń zawsze wymyślał niestworzone rzeczy... No. A teraz zapłata - wymruczał do siebie stary. Pogłaskał stworzenie po głowie, zaczął poklepywać się po kieszeniach i coś z nich wyciągnął. Niewielki woreczek, czarny, zawiązany białą tasiemką.
Podszedł do Vegi i wyciągnął jej z ręki butelkę, jak się okazało, wódki, a w zamian wcisnął woreczek i wrócił na swoje miejsce. Przytulił do siebie trójokie stworzenie, a następnie z gwinta upił płynu. Zamrugał zdumiony, wciąż widząc przybyszy.
- Ah - mruknął znów i machnął ręką, co sprawiło, że bez możliwości sprzeciwu Vega i Raccoon przenieśli się w podobne miejsce do tego, gdzie zaczęli swoją wyprawę, skąd ścieżka wyprowadzi ich z kryształowego pustkowia.


    Tak oto kończymy ten event.
    Raccoonie, byłeś osobą wręcz towarzyszącą i twoim jedynym celem była Blaszka Zmartwienia, którą bez większych kłopotów otrzymujesz. Skręcona kostka nie jest wielkim kłopotem i wyleczy się szybko, co zaś do twojej osobistej prośby... Dostaniesz pamiątkę po Ciastorku. Maskotkę, do złudzenia podobną znajdziesz w paczce przed drzwiami swojego domu, tuż po powrocie do Krainy Luster. Nadawca nieznany, ale prezent bardzo pocieszny.
    Vego walczyłaś o ponad 5g kryształów, jednak momentami szło ci lepiej, a momentami gorzej, dlatego uznaję, że należy ci się 3,2g kryształów. Co do rany to jakąś godzinę, półtora po odesłaniu z Jaskini zaczęła dawać w końcu o sobie znać, jednak czucie napływało w niej powoli, a krew uchodziła pomału, więc dobre trzy do czterech godzin zajęło byś w pełni poczuła ból. Nawet natychmiastowa wizyta w szpitalu nie pomoże na to, że sprawność w tej ręce ulegnie pogorszeniu i będzie ona wymagać rehabilitacji. Ale jeśli wizyta w szpitalu nie będzie szybka, to istnieje ryzyko... No, wszystkiego. Od śmierci po stracenie w niej władzy całkowitej.

Vega - 9 Wrzesień 2015, 12:10

Vega nie była do końca w myśli, czego od niej facet oczekuje i dlaczego to jemu ma dawać znajdźki, a nie temu zza drzwi - wszak nie wyglądali tak samo, a jednak był w posiadaniu tamtego jako brata.
Na wspomnienie o kamieniach, przypomniała sobie o szlaczku z nich ułożonym w sąsiednim tunelu, a wiatrowy, wiatrowy... Ano, były te stworzonka na początku, które zawirowania powietrza tworzyły.
- Em, niezbyt, jeszcze nie... - odparła zakłopotana.
I niespodziewanie jej luby zjawił się tak po prostu obok z latającym brzęczkiem. Zdekoncentrowana, nie wiedziała czy jest prawdą, czy iluzją i bała się tego, co się wydarzy. Jegomość jednak ucieszył się ze stworzonka, a o kamieniu zapomniał. Dostała woreczek z błyszczącym kryształkiem, który w trymiga przygarnęła do siebie.
Spojrzała na Raccoona wzrokiem pełnym szczęścia, a gdy już chciała przylgnąć do niego w błogim objęciu, zostali wyrzuceni przed jaskinie. Nagła zmiana warunków otrzeźwiła umysł, a ten upomniał się o wiele rzeczy organizmowi brakujących. Musiała zamartwiać się o siebie, a jednocześnie cieszyć z dobrego zakończenia.
- Nie wierzę, że już po wszystkim. - wyszeptała, mrużąc oczy i leząc na jałowej ziemi. Nie miała nie tyle sił, co chęci na powrót.

Raccoon - 10 Wrzesień 2015, 11:08

Dobrej passy nastał koniec. Całą winę oczywiście zrzucił na Vegę, ale nie było czasu już się na niej mścić, bo niefortunnie postawiona stopa omsknęła się z kamienia, a Nathan w panicznym krzyku spadał w dół. Latarka nie utrzymała się w zębach, a Ciastorkowi nie udało się go uratować. Czy to już koniec, bracie? Za chwilę otworzę oczy i będę już przy tobie. Nareszcie. Zbyt długo musiałeś na mnie czekać.
Pęd nagle zwolnił, zatrzymał się i Raccoon nie uderzył w ziemię tak mocno, by została po nim tylko krwawa miazga. Uderzył nieugiętymi nogami w podłoże, a ból jaki temu towarzyszył natychmiast rozszerzył jego powieki. Wybacz mi. Jeszcze nie czas...
Ciastorek nie został na górze, on bezpiecznie zleciał do nich i całkowicie – co Szopka ukuło w serce! - zignorował swojego tymczasowego opiekuna, podlatując do pijanego mężczyzny. No cóż.
- V-Vega! Cale szczęście, jesteś normalna! – I choć różowa nie miała pojęcia o czym ten mówił i teraz to ona mogła uznać go za niespełna rozumu, nie miało to już znaczenia. Udało im się odnaleźć i to tylko się liczyło.
Radości jednak stało się za dość, próba ruszenia w stronę ukochanej skończyła się na kolejnym okrzyku bólu, a chwilę później, nie wnikając w jaki sposób, już ich w kopalni nie było. Nie znajdowali się również w żadnym innym miejscu, które by znał, choć wyrastające kryształowe kolce świadczyły o raczej niewielkim oddaleniu. Przynajmniej stąd mieli drogę wyjścia.
- Nic ci ni- Oj, nie wygląda to najlepiej. Coś ty sobie zrobiła? Co się działo przez cały ten czas? – Jakimś sposobem dokuśtykał się do leżącej Vegi i wierzchem dłoni pogładził jej twarz. Rana naprawdę wyglądała paskudnie. - Musimy się tym zająć i to jak najszybciej. Powinnaś się ruszyć, nie ja jestem lekarzem, a w tym stanie długo nie pociągniesz. – Oby jak najszybciej udało im się znaleźć drogę powrotną. Lub chociaż kogoś, kto w tej sytuacji im pomoże. Sam nie czuł się zbyt pewnie ze skręconą kostką, która dawała o sobie znać ciągłym pulsowaniem, ale bardziej skupiał się na Vedze. Wyglądała znacznie gorzej. - Mam chociaż nadzieję, że się to opłaciło. Ech… Wybacz mi, nie udało mi się ochronić cię tak, jak obiecywałem. – Ucałował jej czoło mając do siebie wielkie wyrzuty. To kolejna osoba, której nie uratował, jak powinien…
Później także zajął się sobą. Lekarzem, jak wspomniał, nie był, ale wyciągnął z plecaka dłuto oraz wziął z ziemi pierwszy lepszy badyl i bandażami obwiązał je dookoła kostki, by w prowizoryczny sposób ją usztywnić. Chyba tak robili na filmach.
W jego ręce trafiła także paczka fajek. Po takiej wyprawie mu się należało. Odpalił zaraz jednego papierosa, Vedze nawet nie proponował, bo i tak jego samego pewnie zbeszta. A drugą wolną dłoń wsadził do kieszeni natrafiając w niej na cudo zdobyte przecież z takim poświęceniem. Wyciągnął łańcuszek lepiej w świetle dnia mu się przyglądając.

Vega - 11 Wrzesień 2015, 21:50

Tak, mów jej że jest normalna, to uzna to za powód do rozwodu. Normalność jest pojęciem tak względnym, że uchodzić winna za niebezpieczny środek w komunikacji międzyludzkiej - na równi z mówieniem o tym, co złe. A potem zakazuje się wolności słowa... e tam, wracajmy do kopalni.
No dobrze, już do niej nie wrócimy.
- Wygląda to gorzej niż działa - heh, skąd ja to znam: #programowanie. - Ale masz trochę racji.
Znalazła teraz trochę czasu aby w końcu przyjrzeć się dokładniej swojej błyszczącej zdobyczy. W dotyku nie była nadzwyczajna, czujne oko nie zauważało w niej czegoś niezwykłego. Jednakże od momentu pochwycenia pomiędzy opuszki palców czuła, że kryształ ten chce jej coś przekazać, czuł się wewnętrznie ulepszona.
- Naprawdę te kryształy istnieją i są niezwykłe - skomentowała z zachwytem.
Niecierpliwy Szopek w końcu doczekał się zainteresowania swoim jestestwem - odłożyła kryształ do woreczka, a jego do jeszcze większego, zaś ten zawiesiła na łańcuszku na szyi. Musi teraz zadbać o to maleństwo, pielęgnować skarb okupiony nie tyle krwią, co wręcz mięsem.
- Pytałeś co robiłam... Chore rzeczy. - Tak, zacznij od wyolbrzymienia, z pewnością ci uwierzy. - Jakieś dziwna zwierzyna, pędzące wagony, tunele, człekopodobni bracia.... Jednego z nich widziałeś, przy tej lawie, która byłą piękna, prawda?
Zachwyciłabyś się jego Ciastorkiem, albo okazała trochę uczuć, okej?
- Po drodze parę zagadek, właśnie od tejże istoty bestialskiej... I jakieś dziwaczne, małe paranoje o dzieciach. heh, niemal im uwierzyłam - prychnęła na swoją desperacką głupotę. Przy świetle ciemność wydaje się okiełznana, ale gdy nadchodzi, gnębi brakiem światła i sprawia, że człowiekowi łatwiej o niepoprawne decyzje. - I... dowiedziałam się, że jednak mnie nie zgwałcisz.
Tak trochę nie do końca to prawda, ale to przecież wiesz.
- A Ty co masz za metal na łańcuchu?
Czekaj, bo ci jeszcze prawdę powie. Obraza majestatu i tyle będzie!

Raccoon - 14 Wrzesień 2015, 17:23

Przyglądał się wraz z Vegą kryształom, które udało jej się podczas tej wyprawy zdobyć. Później uważnie zlustrował wzrokiem ją samą, ocenił swoje własne szkody… Nie wiedział czy rzeczywiście opłacało się to wszystko dla kilku błyszczących kamyczków. Nie przekonywała go także świetna przygoda, jakiej tutaj doświadczyli. Zdecydowanie zbyt wiele nagle się wydarzyło, podczas gdy sam Szopek był typem wolącym w spokoju zaszyć się w swoim mieszkaniu. Brakowało mu odpoczynku, wszystkie kości i mięśnie błagały o pomstę. A jak już uda mu się stąd jakimś cudem wrócić… Z pokoju nie wyjdzie przez najbliższy rok.
Skinął tylko głową na znak, że wie dobrze o którym stworzeniu mówi, choć cała reszta niewiele mu podpowiadała. Nie było im dane przeżyć tego razem, toteż historie obojga znacznie się od pewnego momentu różniły. I nie miał wątpliwości, że jego była łagodniejsza.
Ale na samo wspomnienie o khem, dzieciach, wzdrygnął się zauważalnie i zachowywał nieswojo. Tak, bardzo dobrze, że nie szedł drogą Vegi.
- Nie? Jesteś pewna? Te stworzonka ci tak powiedziały, kochanie? Ha! Ja bym im nie wierzył. – I gdyby nie fakt, że sytuacja naprawdę im nie sprzyjała – jedno z wydrążonym kraterem, drugie kuśtykające – kryształowe kolce mogłyby się wiele naoglądać! - W końcu już nie jesteś tym dzieciakiem, którym byłaś chwilę przed pojawieniem się tutaj.
Bluzą przetarł znalezione wisiorki, bo zapewne swoje przeleżały w tej grocie, a później rozdzielił serce na dwie części. Zdawało się, że do tego właśnie zostało ono stworzone. Doprawdy, tak mocno ludzki przedmiot w Krainie Luster?
- Nie mam pojęcia czy jest to czymś więcej niż zwykłym łańcuszkiem, ale nie pozwoliło mi przejść obok siebie obojętnie, a i z niemałym narażeniem życia po to się udałem. Jeśli nawet by się takim okazał, to nie będzie do końca zwykły, bo przepełniony moją miłością. Ale jeśli ci się tak bardzo nie podoba, to guzik a nie dostaniesz.how sweet! Jeśli rana Vegi tego nie utrudniała, to zapiął jej jedną część na szyi, jeśli tak, wręczył jej do ręki, ale nakazując by zaraz po wyleczeniu założyła, inaczej sprawi mu tym przykrość i o wszelkich gwałtach będzie mogła zapomnieć! - Mam nadzieję, że dam radę się jakoś poruszać. Nie tkwijmy już tutaj, może uda nam się znaleźć drogę powrotną lub chociaż kogoś, kto cię uleczy. Już pal licho ze mną.

Mari - 30 Wrzesień 2015, 22:01

Po tej krótkiej rozmowie nasza parka wyruszyła w drogę powrotną. Jednak po około pół godzinie marszu napotkali staruszkę. Jednak nie była to stereotypowa babcia, do której chciało by się przytulić. Wręcz przeciwnie. Jej twarz była pomarszczona, jakby trzymała ją kilka godzin pod wodą. Jedno oko było całe czarne, a drugiego chyba nie było. Chyba, ponieważ zakrywała je obwisła skóra. Z ust staruszki można było czuć straszny smród. Widać w nich było też krzywe, czarne, zniszczone zęby. Pewnie dawno nie widziały wody. Jak z resztą całe ciało staruszki, której zapach odstraszyłby każdego. Ręce pomarszczone i powyginane. Plecy zgarbione. Skrzydła, a raczej ich resztki aż krzyczały bólem.
Gdy przechodzili obok niej, kobieta zaskrzeczała ochrypłym głosem.
-
Widzimy, że gdosi tu z trupami chcioł tańcować - wysapała, pokazując długim, kościstym palcem na rękę Vegi - i chyba by się jakisik mazidło na to zdało, albo napar.
Zaśmiała się paskudnie, plując wszędzie swoją zieloną śliną. Zrobiła kilka kroków w stronę parki.
-
A jo mogym to cosik zaradzić tymu ale ni ma nic w życiu z darmo - mówiąc to spojrzała na nich swoim czarnym okiem, jakby oczekując od nich odpowiedzi, a raczej potwierdzenia, że spełnią jej małą, a może nawet nie taką małą prośbę.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group