To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Misje - Rejs SKSO Maleficent

Seamair - 6 Marzec 2016, 12:26

Pan strażnik nie wyglądał na szczególnie uradowanego, ale po towarzyszącym mu pospiechu można było wywnioskować że po prostu jest zajęty. Nie miałam zamiaru dłużej go zatrzymywać tym bardziej, że otrzymałam jakże cenną dla mnie informację.
-Dziękuję.
Zawołałam tylko za mężczyzną w mundurze znikającym za rogiem. Rozejrzałam się przez chwilę po Sali i zignorowałam kilka utkwionych na mnie spojrzeń, jakby to była moja wina, że akurat do mnie przyczepiły się te dzieciaki i narobiły zamieszania, phi. Szybko poprawiłam swój ubiór i włosy, szczególnie grzywkę której kosmyki opadały mi na oczy, należy powoli myśleć o wizycie u fryzjera… W przeciwieństwie do wielu kobiet które podobnież odnajdywały w tym przyjemność dla mnie takie wizyty były przykrą koniecznością, nawet jeśli miałam już zaufanego w tej dziedzinie eksperta to mimo to nie lubiłam kiedy ktoś manewrował mi czymś ostrym i metalowym tak blisko twarzy i karku…
Po powtórzeniu sobie w myślach trasy wskazanej przez strażnika udałam się w drogę zgodnie z jego zaleceniami. I nareszcie! Moim szkarłatnym oczom ukazał się całkiem okazałych rozmiarów bar. Dopiero teraz widząc liczne rzędy półek, na których mieściły się najróżniejszych kolorów i kształtów butelki zdałam sobie sprawę, że ja przecież nie znam się kompletnie na alkoholu i w sumie nigdy jeszcze go nie próbowałam…
Z nieco mniejszą już pewnością siebie zbliżyłam się do lady baru i zajęłam miejsce na jednym z wysokich siedzisk. Powoli przeciągnęłam wzrok po części butelek szukając wśród nich jakiejś szczególnie interesujące. W końcu uznałam to jednak za mało trafną metodę wyboru i przeniosłam wzrok na już mieszczące się na ladzie drinki. Pewien mężczyzna o długich złotych włosach związanych z kucyk zabierał właśnie swoje zamówienie, długa szklanka z czerwoną zawartością, lodem i przyozdobiona jakimś kwiatem o równie intensywnej czerwonej barwie. To wyglądało całkiem apetycznie! I mówię tu rzecz jasna o drinku. Kiedy tylko barman zwróci na mnie uwagę miałam zamiar spytać i poprosić o tego właśnie drinka.

Tyk - 10 Marzec 2016, 17:53

Seamair

Wszystko już miało być dobrze. W końcu nasza biedna dziewczyna, napadnięta przez ogromne szczury i po części zignorowana przez strażnika, dotarła do upragnionego baru i w końcu w zasięgu jej rąk był cel. Widziała już ląd dla którego wyruszyła z bezpiecznego portu swej prywatnej kajuty.
Gdy już była w środku pomieszczenia do jej uszu dotarł huk, jakby statek uderzył w coś. Poczuła drgania desek, po których stąpała. Niektórzy zerwali się ze swych miejsc, rozglądając się. Ktoś wybiegł z baru. Większość jednak pozostała bierna, nie zważając na to - w końcu mogło to być tylko jakieś zwierzę na tyle szalone, że zapragnęło taranować statek Kompanii. Do tej trzeciej grupy należał barman, który kiwnął tylko ręką w stronę Seamair, widząc że idzie w stronę i zachęcając ją, by się nie zatrzymywała.
Jej uwagę mogło jednak przyciągnąć kilku ludzi, którzy siedzieli przy stole, od którego wstał jeden z mężczyzn i pobiegł gdzieś. Pewne nie skargę, ze względu, że na stoliku rozrzucone było kilka kości - zapewne gracz nie mógł znieść porażki przez nagły wstrząs. Reszta zachowała więcej cierpliwości i rozmawiała o czymś szeptem żywiołowo.
Czy jednak spośród zebranych była tylko jedna grupa, która cokolwiek wyróżniała się z tłumu i była jak żółta piłeczka na szarym dachu niemieckiego bunkra. Była jeszcze kapelusznica, która powstała ze swego miejsca i z przerażeniem zakryła swoje usta - szeroko otwarte w zadziwionym przerażeniu. Co jednak ją tak przeraziło? Czy może panicznie bała się ataku piratów? Czy też miała jakieś inne przyczyny do dziwactw? Nie zapominajmy także o czarnym kocie, który zeskoczył z półki z alkoholami, zrzucając kilka butelek, po czym przez nikogo nie łapany powoli wszedł na górę baru - cokolwiek miałoby się tam kryć. Barman natomiast tylko zerknął na chaos, który zapanował u jego stóp, po czym nie przejmując się nim stał, jak stał już wcześniej.

Aaron

Kłótnia pomiędzy dwiema wybuchowymi istotami trwać mogłaby długo. Nawet bardzo długo. Gdyby tylko nie przerwał jej huk, dźwięk łamanego drewna i brak głowy. Jeżyca jak stała jeszcze chwilę temu, krzycząc na Aarona i całkiem nie zważając na jego słowa - zarzucając mu bezczelność, chamstwo i niewychowanie, tak teraz wciąż co prawda stała, jednak zabrakło jej tej części, która byłaby do krzyku zdolna. Gdy upadała poplamiła jeszcze strój Aarona krwią. Tak w ogóle jednak przyczyna jej śmierci - armatnia kula - nie była jedyną, która podziurawiła korytarz. Lunatyk po chwili zrozumiał, że jakiś inny okręt stoi tuż obok tego, na którym się znajdował i w sposób całkowicie niedżentelmeński dziurawił pokład. Słyszał też krzyki, z których nie był w stanie wyłowić żadnych poszczególnych słów. Jedno było pewne - kajuta nie była najbezpieczniejszym miejscem. Szczególnie, że aktualnie była w niej dziura większości głowy Zegarmistrza. Z dobrych wiadomości dodać trzeba przynajmniej, że na razie armaty milczały - zapewne był ponownie ładowane.

Aaron - 30 Marzec 2016, 08:03

Kiedyś, za pobytu w świecie ludzi, trafiło mu się ujrzeć pirackie akcje w jednym czy drugim filmie. Nic nadzwyczajnego: okręty, armaty i zrywajmy sobie żagle, dobądźmy szpady, a wrogowie niech giną, niech poznają się z naszą flagą inaczej niż dotychczas.
Nie sądził, że dożyje takich czasów w świecie przepełnionym magią. Ta Kraina schodziła na psy! Proch, który ludzie znają od wieków, w magicznych stronach wciąż pozostawał nowością, nieodkrytym oficjalnie wynalazkiem, a tutaj właśnie koś z niego korzystał na sąsiednim statku!
I co on, niewidoczny był? Czemu załoga nic nie postarała się niewinnych cywilów ostrzec? Nie to, żeby mu na nich zależało, choć jeżowa Pani skradała sobie jego sympatię, ale wszystko, co miało tu miejsce, nabierało totalnie bezsensownego wydźwięku. Okradzeni z broni, stanowiąc mniej liczną grupę pośród armii karcianych, stawali się niezrozumiałym pionkiem w tej grze.
Heh, Aaron nigdy nie pozwoli by tak nim pomiatało. Gdy tylko zrozumiał, że okręty są w stanie wojny, oddalił się prędko do wewnętrznych korytarzy, aby być mniej podatnym na kolejne ataki. Musiał wiedzieć, czy z drugiej strony także są otoczeni przez inny okręt, a przede wszystkim znaleźć kogoś kompetentnego, odzianego w niecywilne łachmany, pełniącego funkcję bojową. I lepiej, żeby nie napatoczył mu się tylko zwykły szeregowy.
Nie da sobie wmówić, ze ma podążać drogą ewakuacji - potrzebuje kogoś wiedzącego więcej i nie robiącego z niego tylko zbyt bardzo ciekawskiego podróżnego. Śmierć nie robiła na nim wrażenia, plamy z krwi to nawet miły dodatek, zwłaszcza na tle wszechobecnej czerni w jego ubiorze. Przydałoby mu się dobyć jakaś broń, wiec w przypadku znalezienia martwego z takową, odbierze mu ją tak łatwo, jakby odpierał dzieciakowi zabawkę w piaskownicy.
Inaczej niż jako walczący i dochodzący prawdy, na nic się tu zda w swoim mniemaniu i jedynie Przelunatykowanie się pomoże mu pozbyć się bycia niepotrzebnym w centrum walki, która przecież grozi ubytkiem na zdrowiu. Nie w głowie mu uciekać przed zagrożeniem.

Seamair - 13 Kwiecień 2016, 00:30

I w końcu to memu szkarłatnemu spojrzeniu ukazał się bar! Kres mej zawiłej podróży, który miał też przynieść magiczne ukojenie dla targanych dziś już wyjątkowo ambitnie nerwów. Widok tego miejsca sprawił, że uśmiech mimowolnie rozciągnął się na moich wargach. Kiedy to ruszyłam przed siebie nagle zewsząd rozniósł się nieprzyjemny dudniący dźwięk, zaraz po nim mogłam poczuć wyraźne i silne wibracje desek, po których właśnie szłam. Co to było do jasnej cholery… [/i] Pomyślałam tylko, rozglądając się wokół z niepokojem. Szybko dostrzegłam, że nie byłam jedyną, której uwadze nie uszło to zdarzenie, choć we mnie samej nie wywołało jednak tak żywych reakcji jak u niektórych. Przez chwilę moja uwaga skupiła się na krzyczącej kobiecie w ostateczności pokręciłam tylko głową i ruszyłam do baru, uznając, że nie ma, co przejmować się czyimś ni jak uzasadnionym jeszcze napadem histerii. Przecież nic się w końcu nie stało czyż nie? Ot mały wstrząs i jakiś huk, pytanie tylko, czym spowodowane… czyżby kapitan zbyt często bar odwiedzał i teraz miał problemy z sterowaniem nie chybnie natrafiając na jakaś przeszkodę? W każdym razie, co by się nie działo jest to problem załogi ewentualnie straży a nie mój własny a przynajmniej na ten moment. Widząc niewzruszoną zamieszaniem minę barmana oraz wykonany ku mnie gest zaproszenia nie myśląc wiele umościłam się wygodnie na jednym z wysokich siedzeń przy ladzie baru. Rozglądałam się jeszcze przez moment po otoczeniu, widać było, że incydent z przed chwili dla wielu stał się tematem aktualnych dyskusji inni zaś byli spokojni zupełnie jakby spodziewali się że coś takiego będzie miało miejsce. Może tego typu rzeczy zdarzają się często podczas rejsu? Ale skąd mi to wiedzieć wszak to mój pierwszy…
-Może mi Pan zaproponować coś nie dużej mocy i nucie owoców leśnych? Jeśli nie to zdaję się na Pańską intuicję.
Odezwałam się tylko do barmana jednocześnie składając tym samym swe zamówienie. Moja uwaga spoczęła na czarnym kocie wędrującym beztrosko po barze. Jego obecność mnie zastanowiła a bardziej fakt że nie był stamtąd wygnany. Kot czy może dachowiec pod kocią postacią? Od czasu pewnego incydentu zrobiłam się nieco ostrożniejsza względem tej rasy. Kiedyś gdy pogrążona w lekturze wypoczywałam w cieniu drzew przybłąkał się do mnie właśnie uroczy jasnowłosy kocur który szybko ułożył mi się na kolanach… nie widząc nic przeciw temu zaczęłam głaskać ów futrzaka, ten zaś po jakimś czasie przemienił się w może i nawet całkiem przystojnego ale jednak bezczelnego dachowca! Tak… od tamtego czasu nie wyciągam już tak beztrosko rąk ku kotom w obawie że pieszczoty zaznaje nie kot lecz jakiś chytry dachowiec wrrr.

Tyk - 28 Kwiecień 2016, 18:41

Seamair

Już Seamair otrzymała swoje zamówienie, gdy do środka wpadło troje ludzi. Wszyscy należeli do straży Kompanii, a żaden z nich nie miał zbyt wysokiej rangi. Pierwszy z nich, dowódca jakowyś, mówił szybko, w pośpiechu, choć głośno w iście żołnierskim stylu:
- Zostaliśmy zaatakowani, na górnym pokładzie trwa walka, więc wszyscy proszeni są o pozostanie tutaj.
Była to w istocie propozycja nie do odrzucenia, gdyż bardzo szybko żołnierze porwali stojący najbliżej stolik i użyli go do zabarykadowania drzwi. Jeszcze nawet nim ich "dowódca" skończył mówić. Chcieli użyć jeszcze krzeseł i kto wie co jeszcze, gdy troje ludzi, dotąd nie wyróżniających się niczym, rzuciło się na mundurowych. Dwójka dopadła najbliższego z nich. Jeden go powalił, a drugi zaczął dźgać w jego klatkę piersiową sztyletem. Ostatni z napastników wyciągnął ostrze ukryte w lasce i ciął nim w stronę drugiego z szeregowych. Ten jednak odskoczył na czas i sam sięgnął po swoją szpadę. To samo uczynił też kapitan, który stał już z bronią skierowaną na napastnika.
Jak się jednak okazało było ich więcej. Seamair rozglądając się mogła naliczyć, że co najmniej jeszcze siedem osób wcale nie wydaje się przestraszonych, czy zdziwionych. Ktoś nawet wziął za zakładnika jakiegoś staruszka. Największym problemem był jednak dachowiec, który wskoczył na miejsce barmana, tego przy okazji ranią boleśnie pazurami. Nikt na razie jednak nie zwracał specjalnej uwagi na Koniczynę i sama mogła wybrać co chce zrobić.

Aaron
Korytarze... Wszystkie wyglądają tak samo! Czy już był bezpieczny, czy też może każdy pocisk mógł przebić teraz jego ciało? Trudno było stwierdzić, ale bardzo prawdopodobne, że znalazł się daleko od walki. Wciąż czasem doszły do niego dźwięki wystrzału, czy łamanych desek, lecz były przytłumione. Co dziwne jednak nie spotkał nikogo, a przynajmniej do czasu, gdy wyrósł przed nim mężczyzna w różowym płaszczu i żółtym sweterku oraz pomarańczowych spodniach. Nie zwrócił on jednak większej uwagi na Aarona, bardziej był zajęty chowaniem czegoś za plecami. Dlatego też, gdy Lunatyk go mijał stanął przy ścianie i nie ruszał się, obserwując z wielkim zainteresowaniem obraz przedstawiający żaglowiec na wzburzonym morzu.
Aaron mógł jednak też pójść nieco dalej i nie zajmować się mężczyzną. Wtedy dotarłby bardzo szybko do miejsca, które pomoże mu zorientować się w położeniu, a mianowicie do schodów na wyższy pokład. Zresztą gdy się tam znalazł odgłosy walki, tym razem na broń do walki w zwarciu, czy też wprawdzie palną, lecz ręczną, były słyszalne o wiele lepiej. Właściwie wystarczyło już tylko wejść po schodach by znaleźć się w środku całkiem zacnej batalii.

Seamair - 1 Maj 2016, 02:22

Delikatnym skinięciem oraz uśmiechem podziękowałam barmanowi na otrzymany alkohol, jednak, gdy tylko ujęłam wysoką szklankę w dłoń a usta niepewnie zbliżyły się zawartości naczynia… nagle po pomieszczeniu rozległ się kolejny huk, tym razem spowodowany nagłym rozwarciem się drzwi. Cokolwiek właśnie miało miejsce… musiało poczekać, zirytowana niemal wpiłabym żeby w szkło, przed czym jednak się powstrzymałam, zdarzyłam za to upić dwa dość spore łyki trunku, co jak się szybko przekonałam było kiepskim pomysłem. Nieprzyzwyczajona do mocy alkoholu poczułam jakbym skosztowała płynnego ognia, który to teraz rozlewał się po moim gardle… Zakaszlnęłam, szybko jednak tłumiąc ów dźwięk, nie chciałam wyjść na aż tak nieobeznaną z mocniejszymi napitkami, jak też byłam w rzeczywistości. Jednak uwaga barmana jak i wszystkich dookoła włącznie z moją własną była teraz zaprzątnięta zgoła, czym innym. Strażnicy, którzy wdarli się do Sali wraz z swym przybyciem przynieśli przecież szokujące informacje, których nie sposób było zignorować. Obserwowałam jak mundurowi żywiołowo zabrali się do barykadowania wejścia, moją wręcz natychmiastową reakcją na to było rozglądanie się za inną drogą ewentualnej ucieczki. Nie lubiłam być zamykana gdziekolwiek… nawet ze względów bezpieczeństwa i nawet, jeśli miałam świadomość tego, że „tak trzeba” to dalej czułam się źle. Piraci? Czy to ma być jakiś żart? Przecież ten cholerny statek roił się od straży! Co za wariaci mogliby…. Nie zdarzyłam nawet poprzeklinać w myślach całej tej sytuacji, ponieważ właśnie na moich oczach doszło do ataku! Zacisnęłam zęby i dyskretnym lecz dość pospiesznym ruchem wsunęłam dłoń za swój pasek po którego wewnętrznej stronie skrywało się niewielkie ostrze. Wyciągnąwszy broń ułożyłam ją tak, aby skrywały ją długie rozłożyste rękawy mej sukienki. Mając przy sobie tylko nóż nie czułam się w pełni komfortowo, wolałabym mieć przy boku swój rapier, jednak wolałam poczekać z konkretnym działaniem na rozwój sytuacji.
Nagle poczułam coś dziwnego, subtelne drgnięcie czy może raczej wibrację, która rozeszła się po mojej dłoni a dokładniej precyzując… palcu, na którym to skryty pod materiałem rękawiczki tkwił darowany mi pierścień. Niedane mi było móc kontemplować nad tym zjawiskiem a to z racji tego, że tuż za moimi plecami właśnie rozgrywała się walka. Dokładniej rzecz ujmując nie tylko za plecami… w takich chwilach warto mieć oczy dookoła głowy… W ostateczności postanowiłam się skupić na najbliższym mi zagrożeniu, jakim obecnie był rozszalały dachowiec. Mieli przewagę i to zbyt wielką by trójka mundurowych mogła tu coś zdziałać… Teraz jednak przez walkę i panikę powstało tu niezłe zamieszanie, zamieszanie, które mogło pomóc w odnalezieniu wyjścia, skupiłam się na szukaniu okien, chciałam, bowiem przyzwać swoją małą bestyjkę, bo choć niewielka rozmiarem mogła mi się teraz okazać bardzo przydatna. Jeśli jednak w Sali nie spostrzegłam żadnych wyjść ani okien w drodze do których nie pozwalaliby mi dojść przeciwnicy to dalej pozostałam w okolicy barowej lady odsuwając się jednak na tyle aby znaleźć się poza zasięgiem pazurów dachowca. Adrenalina z każdą chwilą coraz mocniej pulsowała w moich żyłach, ponowiły się również drgania jakie wywoływał pierścień.

Aaron - 7 Maj 2016, 11:41

Bardzo żałował chwili, w której nie zapytał nikogo o jakąś mapę pokładu. Przebył wiele dróg, ale niekoniecznie wszystkie już pamiętał, a każdą podążał prawdopodobnie tylko raz. Co więcej, labirynt obecnych korytarzy nie pomagał w ocenie tego, jak daleko od ściany korpusu tego okrętu się znajduje. W takich chwilach chciałby być Białym Królikiem i teleportować się to tu, to tam.
Kolorowa persona rzuciła się Aaronowi w oczy jak gołąb na kawałki mięsa, od razu stawiając sprawę per "muszę to ogarnąć, dam radę, challenge accepted!". Miał go już minąć, oddalić się, mieć nadzieję na coś bardziej wartego uwagi (gołąb raczej takowej już nie miał, choć właściwie to miał - zwołać resztę swoich), ale wrócił się, słysząc stłumione odgłosy walki i schody na wyższy pokład.
- Ej, Ty! - zawołał - Co tam się u licha dzieje, kto tam walczy? I ten, co tam chowasz?
Był w kropce, nie wiedział nawet po której stronie powinien być, ani po walczącego po której z nich wygląda. Nie miał też pojęcia, ile stron się namnożyło, ale z pewnością przydusiłby tego, który mu dziabnął Jeżową Panią. Bo już zaczynało mu się prawie z nią układać, rozmowa nabierać znaczenia, a tu ciach, puf!
- A i ten, na kogo ci wyglądam? - zapytał jakby, nie wiem, nie widział się w lustrze od wczoraj?

Czarnozęby - 8 Maj 2016, 00:13

Seamair
Drzwi - jedyna, zdawać by się mogło, droga ucieczki, a przed nimi walczący. Już nawet nie strażnicy przeciwko bliżej nieokreślonym napastnikom - najpewniej piratom. Teraz wydawało się, że każdy zaczął toczyć bój z każdym. Gdy wszyscy napastnicy się ujawnili okazało się, że wśród obecnych są również tacy, co chcą wesprzeć tutejszą ochronę. Już padło dwóch gwardzistów, ich granatowe kurtki poplamione były krwią. Wciąż jednak żył oficer, samemu odpierając atak trzech, w tym jednego raniąc i na ziemię powalając. Otrzymał jednak nieoczekiwaną pomoc. Trudno było dokładniej stwierdzić kto po czyjej walczy stronie. Pewne było tylko, że zapanował prawdziwy chaos.
Było jednak i inne wyjście. Tam gdzie uciekł kot. Na górę! Bar znajdował się bardzo blisko górnego pokładu, lecz schody nie prowadziły na otwartą przestrzeń. Jeżeli Seamair postanowiła opuścić walczących znalazła się w czymś na wzór sypialni połączonej z łazienką i magazynem. Na jednej z ogromnych beczek siedział sobie najzwyczajniej w świecie Pan Dachowiec o czarnej skórze i rudych włosach oraz zdecydowanie za długich pazurach. W dłoni dzierżył rapiery, przy czym jeden wyraźnie krótszy. Nie zamierzał jednak walczyć, a nawet rzucił jakąś uwagę w stylu "Panienka się zmęczyła tańcem?". Co ważne jednak nie ruszył się z miejsca by zagrodzić jej drogę do drzwi. Może były zamknięte na klucz, może nie. Na pewno jednak prowadziły na górny pokład. Ktoś wybił w nich niewielką dziurę, przez którą dało się widać naturalne światło wpadające do pomieszczenia i czasem tylko niknące. Dało się też słyszeć odgłosy walki. Może to jednak tylko z dołu? Może na tym statku każdy walczył przeciwko każdemu teraz? Czy zapanował tu stan pierwotny według Tomasza Hobbesa?

Aaron
Mężczyzna na pytanie odpowiedział. Po tak długiej chwili, że już wydało się, ze jest niemową i tylko patrzy na Aarona. Może jednak był na tyle dumny, że jakiś Zegarmistrz nie jest godzien jego słów? Może nawet był jakimś przedwiecznym bóstwem? Nic z tych rzeczy, był złodziejem. Wyciągnął zza pleców worek, który pobrzękiwał nieustannie. Czym? Po kształtach wnioskować można było, z niewielką tylko szansą na pomyłkę, że są to jakieś kosztowności.
- Kto? Nie wiem. Walczą jednak tak okrutnie, że wolę pozostać tutaj, przynajmniej na razie. - Uśmiechnął się ukazując złote zęby. - Tobie też radzę się nie wychylać boś żaden strażnik. Tylko szaleńcy pchają się tam, gdzie ich nie proszą. Szczególnie, gdy tam biją.
Był jednak bardzo nieufny. Utrzymywał stosowną odległość, a gdyby Aaron chciał się zbliżyć, ten cofnął się tyłem. Worek wciąż chował za plecami.

Seamair - 12 Maj 2016, 01:11

Chaos… owładnął tym miejscem i to szybciej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Ja z kolei starałam się nie utonąć w jego odmętach, bo nie było mi spieszno do takich kąpieli. Przez chwilę mój wzrok skupił się jeszcze na strażnikach i choć Ci walczyli mężnie to wrób miał znaczącą przewagę. A ponoć mieli nam gwarantować bezpieczeństwo… dobry żart, doprawdy… Ta cierpka myśl zdarzyła przemknąć mi jeszcze przez głowę nim spostrzegłam przysłowiowe światełko w tunelu a w zasadzie drogę, która mogła uwolnić mnie od tego zgiełku. Niestety nie miałam żadnej gwarancji, że przejście to zaprowadzi mnie tam gdzie bym oczekiwała, równie dobrze światełko nadziei może okazać się ślepym zaułkiem a w finale pułapką. Należało, więc zachować ostrożność.
Nim zniknęłam za barem kierując idąc w niedawne ślady pewnego kota rozejrzałam się jeszcze czy aby nikt nie zaczął sobie zaprzątać głowy moją osobą, wyglądało jednak na to iż chwilowo szczęście mi dopisywało. Koty to mądre stworzenia, tamten czarny uciekł już zanim rozpętało się to piekło, zupełnie jakby wiedział, co ma się zdarzyć… Kiedy teraz sobie o tym pomyślałam wydawało się to dziwnie podejrzane. Gdy już udało mi się wbiec schodami na górę zatrzymałam się nagle i instynktownie cofnęłam o pół kroku przez chwilę zamierając w bezruchu. Była to moja reakcja na widok dachowca siedzącego sobie wygodnie na jednej z beczek. I choć z początku byłam po prostu zaskoczona dość nietypową kocią akarycją tak też szybko zdałam sobie sprawę, że co innego winnam mieć na uwadze. Kocur był uzbrojony i to nie tylko w pazurki… Ja sama miałem przy sobie zaledwie niewielki nóż, ale zawsze lepsze to niż nic prawda? Gdy dachowiec odezwał się do mnie pozwoliłam sobie ruszyć na przód, na mojej twarzy zaś widniał delikatny uśmiech, który przez moment poszerzył się nieznacznie.
-Bynajmniej. Jednak tego rodzaju „taniec” wymaga po prostu towarzystwa odpowiedniego partnera…
Kończąc zdanie posłałam wymowne spojrzenie na broń, którą dzierżył kocur. Nie wiedziałam, co chodziło po głowie memu kociemu towarzyszowi to też starałam się nie zaniedbywać go względem swojej uwagi. Rudzielec jednak nie wykazywał względem mnie większego zainteresowania i nie ukrywam było mi z tym stanem rzeczy jak najbardziej na rękę. Gdy dotarłam do drzwi, które prawdopodobnie prowadziły na górny pokład niepewnie złapałam za klamkę uchylając ją nieznacznie. Drzwi były otwarte a przez szczelinę doszły mnie odgłosy walki. Zatem chaos musiał już rozsiać się i na pozostałych poziomach statku… Zatem gdzie się nie udam będzie źle? Tego wiedzieć nie mogłam a musiałam przecież poszukać swojej ptaszyny. Wzięłam tylko głębszy wdech i wymknęłam się przez drzwi zamykając je za sobą cicho. Nie chciałam zwracać na siebie uwagi, dlatego skryłam się za częścią drewnianej balustrady, w której nie wiedzieć czemu widniała ogromna dziura… Musiałam przez chwilę tylko rozejrzeć się po górnym pokładzie, aby Tetius mógł mnie odnaleźć. Dobrym pytaniem było „Co dalej?” No właśnie….
Ponownie poczułam drgania, jakie wywoływał pierścień i to właśnie przypomniało mi o czymś ważnym… Ja przecież nie znalazłam się tu przez przypadek… zaproszenie wysłał Uilliam i choć tak naprawdę wcale go nie znałam to był on poniekąd członkiem mojej rodziny… nagle zaczęłam martwić się o rogatego staruszka. Nie mogłam tracić czasu… a przebywanie tutaj niemal bezbronną nie było dobrym pomysłem. Postanowiłam zmienić plan i zacząć od uzbrojenia się. W tym celu o ile nikt mi nie przeszkodził otworzyłam portal prowadzący wprost do mojej kajuty. Jeśli miałam taką możliwość możliwie jak najszybciej wskoczyłam w przejście niemal natychmiast zamykając je za sobą.

Aaron - 17 Maj 2016, 22:52

Zwlekanie z odpowiedzią drażniło Aarona, wprawiając w obroty myśli o tym, że być może trzeba poszukać w innym miejscu informacji, udać się korytarzami w inne miejsce tego statku. Kiedy wyciągnął worek, przeszła mu myśl, że ma tam coś cennego, co niekoniecznie musi gdzieś biegiem dostarczyć, skoro wciąż tutaj tkwi. Czyli złodziej.
- Okrutnie, powiadasz? Jak na taki wysoki poziom zamieszek, wyglądasz całkiem przyzwoicie. I jeszcze wychodzisz z zyskiem.
Zbliżył się na krok.
Wprost na jego pytanie nie odpowiedział, ale ani strażnikiem ani szaleńcem go nie utytułował. W obecnej sytuacji raczej nie miał wobec tego urazy, ale na ogół wolałby tytuł strażnika. Daje pewną dozę bezpieczeństwa.
- Słuchaj, nie chowaj tego worka tak, przecież ci nie wezmę. I nie masz dokąd teraz uciec, w końcu dryfujemy w otchłani i zaatakował nas drugi statek. Albo jesteś od tamtych i bierzesz właśnie łupy, w co wątpię, bo wyglądają na inteligentniejszych, albo po prostu jesteś zwykłym złodziejaszkiem, który chce się dorobić na okazji tego ataku.
Krótka pauza aby czernią oczu zajrzeć wgłąb jegomościa.
- Mów, co wiesz o ataku, coś widział, dokładnie, bez przebarwień. A zapomnę, co tam chowasz.
Głosem niecierpiącym ani czekania ani sprzeciwu, domagał się informacji, być może nawet cenniejszych niż worek skarbów?

Tyk - 30 Czerwiec 2016, 14:22

Seamair

Kot siedział sobie grzecznie jak to koty mają w zwyczaju. Do czasu. Gdy tylko dłoń Koniczyny dotknęła klamki, nim zdążyła choć o milimetr poruszyć ciężkie drzwi do kajuty usłyszała odgłos stali wbijającej się w drewno. Tuż za swoimi plecami. O kilka centymetrów od swojej nogi. Z początku mogła nawet pomyśleć, że Dachowiec zechciał ją powstrzymać, że przekroczyła granice jego przymykania oczu na jej obecność.
Słowa rozwiały jednak wszelkie wątpliwości. Słowa wypowiadane z nutką kpiny i dobrego humoru. Tylko z czego te kocisko się tak cieszy?
-Panienka nie wychodzi bez broni, bo szkoda żeby panienki głowa zerwała swój płomienny związek z szyją.
Wolną już teraz ręką podrapał się za uchem. Nieco przypominało to raczej psa niźli kota. Gdy jego dłoń wróciła na kolano dodał jeszcze jedno zdanie:
-Jeśli panienka pozwoli, to zaproszę do tańca, bo siedzieć mi tu nieco nudno, a wuj mi zabronił schodzić na dół - bo niebezpiecznie. Zawsze jednak powtarzał, że damy należy chronić...
Przerwał naglę w pół słowa i przechylił lekko głowę w prawą stronę. Wydał z siebie charakterystyczne yyy na tyle głośne, że przypominające kosiarkę - gdyby tylko oczywiście Seamair wiedziała czym ona jest.
-Tak właściwie to chyba mówił o dzieciach, ale damy, dzieci wszystko na d! Wuj na pewno się nie obrazi, a ja kości rozruszam.
I nawet nie czekając na odpowiedź, nie czekając czy kobieta wyciągnie jego miecz z drewna i posłuży się nim, zeskoczył z miejsca, w którym siedział i ukłoniwszy się dodał jeszcze jedno zdanie. Wieńczące całą wypowiedź i będące już ofertą sensu stricto.
- Czy zatem pozwoli panienka, że dotrzymam towarzystwa w ten piękny armatni wieczór?
W żadnym razie nie przeszkadza Ci to jednak w użyciu portalu. Możesz go użyć zarówno z kotem jak i możesz za jego pomocą przed dachowcem uciec! Nie musisz przecież koniecznie przyjmować jego oferty pomocy.

Aaron
- Wolę jednakże worek za swymi plecami zachować! - Powiedział nabrawszy nieco odwagi. Zapewne podbudowało go, że Aaron choć trafnie go ocenił, to nie chciał zabierać mu jego skarbów, a nawet stwierdził, że o wszystkim zapomni. Żeby jednak go niepotrzebnie nie nakłaniać do zmiany zdania natychmiast kontynuował.
- A ja wiem? Słyszę strzały, co to mnie obudziły. Bom od razu wskoczył do łóżka jak tylko tu dotarłem. Widzę zamieszanie, jakieś zwłoki i się tłuką, a przez okno kula mi wleciała. Kula armatnia! Wyobrażasz sobie? No to co robię? To co mnie uspokaja, bom zdenerwowanym okropnie niemiłosiernie. Jakowyś chyba piraty? Korsarze, czy inne kaperskie gęby. Nikt z kim chciałbym zadzierać. A! Wiem że gości odesłano na najniższy pokład nim nastąpił abordaż. Nie ma jednak wszystkich. Te napastniki coś wyleciały niespodziewanie, jakowaś materializacja czy ... mgła! Tak, to była mgła. Jeden z tych co tom go mijał jak biegł walczyć mówił, że mgły się zrobiły, a z mgieł się piraty wiłoniły!
I tu przerwał patrząc na Aarona w milczeniu. To było w sumie niemal wszystko co przyszło mu do głowy, liczył więc, że teraz ten mu da spokój. Wciąż jednak zachowywał stosowną odległość i wciąż trzymał nieufnie worek za plecami.


Seamair - 11 Lipiec 2016, 10:09

Są na świecie dźwięki, których nie sposób pomylić z żadnymi innymi, do tych właśnie zaliczał się odgłos ostrza tnącego powietrze. Jeśli ten dźwięk będzie dane usłyszeć aż nadto wyraźnie, bywa tak, iż staje się on jednym z ostatnich, które ma się okazje zarejestrować. Jednak wszystko zależy od finału. Puenta dźwięki zdradza jak zakończył się lot ostrza.
Jak było w tym wypadku? Krótki lot ostrza wbijającego się w deski drewnianej podłogi. Zbyt, blisko aby móc spudłować, zatem nie była to nieudana próba pozbycia się mnie. A przynajmniej tak sądziłam, wyjaśnienie jak i potwierdzenie moich przypuszczeń przyszło wraz z słowami dachowca. Momentalnie na powrót odwróciłam się w jego kierunku, jednocześnie wręcz instynktownie dobywając za rękojeść ostrza wbitego w podłogę tuż obok moich nóg. Nim jednak zrobiłam cokolwiek wysłuchałam tego, co kocur miał do powiedzenia. Pierwsze chwile były mylące, przez co na mojej twarzy dało się wyłapać oznaki zdezorientowania. Nie wiedziałam, jakie zamiary miał wobec mnie Pan o stanowczo za długich pazurkach, początkowo jego uwagę i dalsze ruchy zinterpretowałam, jako rzucane mi wyzwanie. Wówczas palce mocniej zaciskały się na rękojeści, choć pewny siebie uśmiech nie znikał z twarzy ani na sekundę. Okazać strach czy niepewność jest jednym z najgorszych rzeczy, jakie można zrobić podczas walki. Rzucone wyzwanie wydawałaby mi się zdecydowanie bardziej logicznym i prawdopodobnym, jednak intencje kocura okazały się skrajnie odmienne. Miast pożegnać się z mą osobą i to w sposób ostateczny, dachowiec zaproponował a może raczej narzucił mi swe towarzystwo w pakiet, czego wchodzić jeszcze miała pomoc…
Doprawdy na tym rejsie dzieją się przedziwne rzeczy. Uprzejmi i pomocni strażnicy, nagłe poznanie członka rodziny, propozycja dołączenia do organizacji, aż w końcu atak piratów. Co jeszcze miało się zdarzyć? Lepiej nie zgadywać, lecz skupić się na tym, co tu i teraz.
-Nietaktem z mojej strony byłoby odmawiać takiej propozycji. Dziękuję również za oręż zwrócę, gdy już nadarzy się ku temu okazja.
Czyli kiedy wyposażę się w własny, walczyć można wszystkim jednak nie ma to jak swój własny ukochany rapier. Broń… nie można przecież było wnosić jej na pokład. To, że jakaś będzie przemycana było oczywistym jednak… Kim właściwie był dachowiec? I jego wujek, który wiedział, że będzie niebezpiecznie, po której stronie przysłowiowej barykady się znajdowali? Z drugiej jednak strony czy naprawdę mnie to obchodziło? Nie, do czasu póki nie działają na szkodę moją oraz bestii. Choć wiedza to cenna rzecz, czasem z pozoru błaha informacja może zachwiać dotychczasowy stan rzeczy.
-Zatem towarzyszy Pan wujowi? Widać króluje tu rodzinna aura, bo i ja sama zapodziałam tu swego krewnego. Wypadałaby go odnaleźć, nie wiem jak w swoim wieku znosi tego rodzaju atrakcje.
Ponownie moje palce zacisnęły się na ciężkiej mosiężnej klamce, nim jednak uruchomił się jej mechanizm rzuciłam jeszcze spojrzenie na kocura, uśmiechając się przy tym uroczo.
-I ja mam w takim razie nadzieję, że Pański wuj nie będzie miał Panu za złe tej… tanecznej wycieczki.
Nie ufałam kotkowi, o nie. Jednak byłam ciekawa, chciałam dowiedzieć się nieco o tym co się tu dzieje i liczyłam na to że dachowiec mi to ułatwi. Jeśli zaś mój towarzysz okazałby się fałszywym zawsze mogłam mu uciec. Na razie miałam plan dostać się do swej kajuty , uzbroić należycie a następnie odnaleźć Uiliama, powiedział mi przecież gdzie należy siebie szukać.

Tyk - 13 Lipiec 2016, 21:08

Seamair

Dachowiec rzucił okiem w stronę zejścia na dolny poziom - do baru, w miejsce, z którego Seamair tutaj przybyła. Sam już tylko rzut okiem było bardzo wymowny, a gest ten został jeszcze dopełniony przez słowa, wypowiedziane z powagą, powoli i spokojnie, przyprawione nutą ledwie wyczuwalnego smutku.
- Wuj zawsze mawiał, że damom trzeba pomagać. - Jednak to nie to chciał powiedzieć. Przerwał jakby nagle z szeroko otwartymi ustami i dodał, tym razem nieco ciszej, że Seamair ledwo mogła usłyszeć jego słowa. - To nie jest mój prawdziwy wuj, przygarnął mnie kiedyś, jak byłem jeszcze dzieckiem. Kazał mi uciekać na górę, gdy zrozumiał, że coś się szykuje, lecz ta bezczynność dźga mnie w brzuch. Muszę się ruszyć inaczej chyba oszaleję, od dwudziestu lat trenuję szermierkę i teraz, gdy mogę się na coś przydać mam siedzieć jak mysz w norze?
Machnął przed sobą w powietrzu swoim ostrzem, a na końcu chwycił głownię dwoma palcami. Spojrzał na Seamair. Nie czekał jednak, nie pozwolił jej odpowiedzieć. Nie miał zamiaru mówić o sobie więcej niż trzeba było, niż powiedział.
- Panienka mówiła coś o krewnym, musimy go szybko odnaleźć. Jeśli jest starcem, to może i trzeba będzie mu pomóc. Wie Panienka może gdzie rodzina może przebywać? Znam tę łajbę doskonale i obiecuję zaprowadzić do celu najprostszą drogą. - Tu przekrzywił głowę, jakby patrząc za Seamair, zerkając wymownie na drzwi. - Chyba że najprostsza droga poprowadzi przez środek bitwy, to wtedy panienka sama zdecyduje.

Aaron - 14 Lipiec 2016, 18:50

Aaron miał małe deja vu. Już kiedyś w barze pewien Dachowiec opowiadał mu o piratach, korzystając przy tym z pewnego dialektu, wpisującego się doskonale w obraz pijackiego Kota. Tym razem uważniej, bo bez towarzystwa trunków, wsłuchiwał się w tę opowieść, czasem nie rozumiejąc niektórych z wypowiadanych słów. Pojął jednak, co do niego mówiono - ogólny sens i istotne szczegóły - choć nie obeszło się bez korzystania z domysłów.
Nie rozumiał jednak za bardzo jak jeden statek mógł do drugiego przysunąć się tak łatwo. Tu się lata w trzech wymiarach, tutaj widoczność jest dobra.
Chyba że mgła była na tyle niegroźną dla kapitana anomalią, że nie pomyślał o jej ominięciu... albo było na to za późno, albo też pojawili się w tym miejscu nagle.
Prawdopodobnie byli przygotowani, planowali to uderzenie.

Choć naciągany jak dla Zegarmistrza, miało to wszystko swój sens.
- Okej, czyli tamci zaatakowali prosto z mgły, a nasi się chowali nim to nastąpiło... Idź się schować, a kosztowności lepiej zostaw. Nie warto kraść, uwierz mi. Ci tutejsi od ochrony są cholernie uczuleni na punkcie dodatkowych przedmiotów. Mówię ci.
Pouczył go, chyba niejako z nawyku do prezentowana szlachetnej postawy, godnej Karcianego Rycerza, za jakiego przecież uchodził, jakim z dumą był. Nie zamierzał jednak siłą ingerować w ten incydent - kogo jak kogo, ale zmuszanie Aaronii do takiego bohaterskiego czynu musi skończyć się pozostaniem z nieodebranym kwitkiem.
Kiedy już tamten odszedł, Lunatyk podszedł do schodów prowadzących na pokład. Wyciągnął przed siebie dłonie i zmaterializował w nich oba kieszonkowe zegary - po jednym na dłoń. Czas się zatrzymał. Aaron był od tej chwili władcą czasu, Panem wszystkiego. Niemal nieograniczona boskość.
Ale to przesadne epitety.
Wszedł po stopniach, w pośpiechu, na wyższy poziom. Czas się teraz liczył, czas, który biegł dla niego, a dla innych pauzował. Zamierzał przyjrzeć się temu, co tam się aktualnie dzieje. Wyszedł w centrum całej tej walki, której odgłosy słyszał wcześniej.
Co widział, w jakich pozach zastał atakujących się wzajemnie? Jaką mieli broń? Jak daleko jego wzrok sięgał? Ilu ich było, gdzie ten drugi statek i jak oba się wzajemnie prezentują? Którędy najszybsza droga do drugiego statku wiedzie? Te i wiele podobnych im pytań miał zanim jeszcze wyjrzał na górny pokład.
Teraz chciał poznać odpowiedzi.
Nie pierwszy raz korzysta z zatrzymania czasu pośród tłumu, ale prawdopodobnie pierwszy raz jest to samo serce bitwy. Bo dotąd przychodziło mu omijać miejsca, w których anioł śmierci zbiera swoje żniwo.
Prawdopodobnie od dziś polubi ten czarno-biały zatrzymany w bezruchu obraz, w którym życie się traci na większą skalę.

Tyk - 14 Lipiec 2016, 19:16

Aaron

Aaron w istocie zatrzymał czas. Mógł poczuć się jak ktoś ważny, ktoś kto ma kontrolę nad sytuacją. Przez krótką chwilę nic nie było w stanie mu zagrozić. Może jednak przez wieczność, skoro czas w istocie nie płynął?
Jego kroki odbijały się echem po korytarzu. Żaden dźwięk nie mącił tej chwili spokoju - tryumfował. Wyszedł na zewnątrz, otworzył właz
Kurz zastygł w powietrzu, ostrza zwarte między sobą lśniły piękną stalą na pokładzie. Tak jak ten, który niespodziewanie przeciął powietrze i zatrzymał się tuż koło gardła Zegarmistrza. Lunatyk kątem oka mógł dostrzec człowieka ubranego w dostojny frak z cylindrem w żółto zieloną szachownicę i w dłoni obleczonej skórzaną rękawicą dzierżący kordelas, którego ostrze znajdowało się teraz o centymetr od gardła Zegarmistrza.
- A więc mamy pana przybłędę, co myśli, że wolno wstrzymywać bieg wydarzeń, lecz przedstawienie musi trwać.
Zaśmiał się bezgłośnie. Miał niemal dziewczęce fiołkowe oczy, będące chyba jedyną oznaką łagodności. Na twarzy miał trzy blizny, jedna z nich przebiegała przy oku, tak że myśleć można jakim cudem nie został jednookim. Przez jedna z blizn na lewej części jego twarzy nie rosła broda, na prawej zaś była bujna i twarda.
- Ostatnie życzenie kamracie? - Dodał gdy tylko przestał się śmiać. Właściwie Aaron nie słyszał śmiechu. Widział tylko jak jego twarz się zmienia, tak jakby się śmiał. Po chwili zrozumiał, że nie słyszał także jego słów. Nie ruszał ustami, gdy mówił, a dźwięk jego słów rozbrzmiewał nie z zewnątrz, lecz od środka. W końcu skoro czas się zatrzymał, to tylko to co dwójka walczących poza czasem wprawi w ruch ma prawo się ruszać. Może właśnie dlatego nie dobył zza pasa pistoletu. W lewej ręce miał jedynie bardzo krótki miecz, bądź też niezwykle długi sztylet i bajecznym jelcu zakończonym dodatkowymi, acz niewielkimi ostrzami.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group