To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Malinowy Las - Ślepa ścieżka.

Anonymous - 2 Styczeń 2011, 17:35

-Hmm dobrze wracaj do siebie. I nie sprawdzę twoje go domu. Tu ci zaufam.
To, że postanowił jej zaufać było już czymś ponieważ nigdy nie ufał nikomu ale dla niej zrobił wyjątek, ponieważ wierzył iż nie ucieknie. Pocałował ją w policzek i puścił po czym wstał i wziął swoją broń. Czas poszukać nowej ofiary ponieważ z Miyuki już skończył a jemu teraz trzeba świeżego mięsa. A może porozmawia z kimś normalnie? Kto wie co akurat przyjdzie mu do głowy. Zaczął się oddalać lecz jeszcze odwrócił się do Miyu.
-Później pójdziemy na zakupy ponieważ mam dla ciebie pewną niespodziankę.
Mówiąc to uśmiechnął się wrednie i zniknął.

[zt]

Anonymous - 2 Styczeń 2011, 18:07

Ulżyło jej trochę kiedy odszedł lecz i tak wybuchła płaczem który powstrzymywała. Siedziała jakiś czas sama płacząc lecz w końcu się uspokoiła. Wstała i ruszyła do domu. Przez długi czas błądziła lecz udało jej się wyjść i ruszyć tam gdzie czuła się bezpiecznie. A przynajmniej bezpieczniej niż w tym lesie. Idąc zastanawiała się co knuje Viro wobec niej.
Anonymous - 4 Styczeń 2011, 20:52

Ichiro zaszedł już do samego malinowego lasu, gdy nagle zorientował się, że Hanate jest daleko za nim. Postanowił więc zostawić jej wiadomość i ulotnić się, ponieważ bynajmniej nie miał teraz ochoty na czekanie na nią. Odpiął więc nóż z paska i wyrył na jednym z drzew wiadomość "Hanate, jeśli kiedykolwiek to dojdziesz, to wiedz, że nie mogłem zaczekać. Spotkamy się kiedy indziej. Ichiro" Wtedy chłopak schował nóż z powrotem i odszedł w kierunku czekoladowego jeziora...

Z/T

Anonymous - 19 Styczeń 2011, 17:39

Cóż, stała się magia i Jared znalazł się w tych okolicach. No, cofnijmy się do tego co było za nim znalazł się jeszcze w kościele.
Otóż, wrócił niedawno. Ostatnie kilka tygodni spędził w Londynie, rodzinnym mieście, którego od tamtego czasu przecież nie odwiedzał. Jakby ni z tego ni z owego coś w nim pękło i postanowił... Trudno to nazwać 'powrotem do przeszłości', ale z całą pewnością w jakiś sposób był to krok milowy poczyniony w stronę pogodzenia się z wszystkim co zaszło 80 lat temu. Co prawda nie zdobył się na przekroczenie czarnej, żelaznej bramy cmentarza, ale sam fakt, ze znalazł się w jego okolicy świadczył o postępie. Może to za sprawą Rory? Nie miał pojęcia, sam nie wiedział jak to się stało. W pewnej chwili po prostu zdał sobie sprawę, że stoi w Brytyjskiej stolicy, a na horyzoncie majaczyła wieża kaplicy, w której... No i ten dzwon. Brzmiał dokładnie tak samo jak wtedy, choć samo miasto zmieniło się niemal nie do poznania przez wszystkie te lata. Spartaczone architektonicznie nowożytne budowle tasowały się z pięknymi, starymi kamienicami, które znał z lat młodości. Jak można było dopuścić do takiego zaniedbania? Zniszczyć tak niegdyś piękną metropolię? Żeby z Tower of London podziwiać jakiś... Paskudny szklany ogór?! Czy co to w ogóle miało być... Rozmyślał tak, jak zwykle nie patrząc gdzie idzie. Czarny szalik ochraniał jego szyję przed chłodnym jesiennym wiatrem, podobnie jak czarny płaszcz, który jednak pozostawił odpięty. Zupełnie tak jakby chciał czuć chłodne palce jesieni na swojej skórze. Trzymał ręce w kieszeniach i całkowicie ignorował mijanych ludzi, dopóki nie usłyszał huku wystrzału. Natychmiast ocknął się i podniósł wzrok z czubków skórzanych czarnych butów, kierując go w stronę z której dochodził dźwięk. Czyli dokładnie naprzeciw niego. Potem znowu... Bum! Jakaś filigranowa panienka zabawiała się strzelając do spadających liści. Dziwne hobby, ale co on będzie oceniał? Wyjął z kieszeni płaszcza srebrny kieszonkowy zegarek, którego zadanie było znacznie ważniejsze niż jedynie wyznaczanie godziny, jednak w tej chwili panicz jedynie tym był zainteresowany. Wieczór. Rzeczywiście. Zmierzch powoli przesuwał krwistym pędzlem po nieboskłonie, bawiąc się barwami. Powrócił znów spojrzeniem do kobiety, która po raz kolejny strzeliła w stronę bogu ducha winnych listków sędziwego dębu. Uśmiechnął się lekko i zbliżył się, a gdy znalazł się w odległości, która umożliwiała normalne komunikowanie się, nie wymagające podnoszenia głosu spytał.
-Drzewo obraziło twój przepis na sernik?- Nie bardzo potrafił to sobie co prawda wyobrazić, bo ani drzewa głosu nie mają, ani owa nieznajoma nie wyglądała na zapalczywą kucharkę z sentymentem do sernika, ale nigdy nie był jakoś szczególnie dobry w rozpoczynaniu konwersacji. Speszył się więc natychmiast przeklinając w głowie własną głupotę i spuścił wzrok znów na czubki swoich butów. Całe szczęście, że broń nie była prawdziwą. To tylko coś co po naciśnieciu spustu wystrzelało kamienie. No, ale nic! Panieneczka i tak uciekła z strachem, a nasz Jared ruszył ku ziemi i spoczął na niej jak gdyby nigdy nic.

Anonymous - 19 Styczeń 2011, 17:55

A ona? Ona... Ona... Ona ostatnio nie pokazywała się w mieście. Dużo czasu przebywała w lesie, na łąkach, nad jeziorem leżąc na tych kolorowych żelkach, od których dookoła tak słodko pachniało. Tam nikt jej nie przeszkadzał, co raz mniej osób chodziło do lasów, co raz więcej ludzi wolało siedzieć w domach. Ale chwilka... Nie mowa tu przecież o ludziach. Raczej o kapelusznikach, cyrkowcach i innych takich stworkach, które ostatnio... Tylko w mieście były. Mhm, taka właśnie była prawda. Wszyscy ostatnio zrobili się tacy leniwi, pragnący tylko spokoju i ciepłego łóżka. I herbaty! Szarlotki, czekolady. Ale po co im niebo? Po co im zapach lasu, zapach malin, truskawek. Lepiej wdychać nieznośny zapach zgnilizny. Tak długo niektórzy siedzieli w tych swoich domach. Kiszone ogórki. Tak, tak.
Tak naprawdę, Rain cały czas obmyślała plan. Jakby tu postraszyć tego głupiego blondaska? Jak zetrzeć z jego gładkiej twarzyczki ten głupi uśmiech? Białowłosa nie wiedziała, nie chciała się denerwować, ale z drugiej strony... Z drugiej strony radowała się bardzo gdy widziała w swojej głowie jego zakrwawioną bluzkę...
Stop.
Nie, nie. Tak nie może być. Ona nie może się zdenerwować, nie może. Przecież. Nie. Może. To było jak zaraza. Jak zaraza która rozprzestrzeniała się bardzo, bardzo szybko. Bo po co naukowcy stworzyli cyrkowców? By zabijali, by straszyli. By siali zniszczenie. I po to też była Rain. Więc lepiej żeby się nie denerwowała, mhm.
Obecnie kierowała się w stronę malinowego lasu. Często siadała tam pod jakimś drzewem. I marzyła. O tych błahych i ważnych rzeczach. O tym czy by nie przefarbować włosów, o tym czy znajdzie w końcu jakieś mieszkanie. O tym, że upiekłaby babeczki. I o gwiazdach. Chciałaby kiedyś dotknąć taką gwiazdę. Błyszczącą. Magiczną. Delikatną. Najwspanialszą.
Przemierzając teraz las, dziewczyna przytrzymywała brzeg swojej białej sukienki. Nie chciała przecież by się jej pobrudziła. Tak samo jej buty. Białe martensy, które w ogóle nie pasowały do reszty jej ubiory. O dziwo nie były brudne, chociaż wszędzie były maliny. Ale Rain była czysta, tak bardzo uważała. Dosłownie chodziła na palcach, co wyglądało jakby unosiła się kilka centymetrów nad ziemią. Nie było jej zimno, bo... Nie. Nie miała na sobie żadnego sweterka, żadnej kurtki, płaszcza, bluzy. Nie lubiła tego. Uwielbiała za to sukienki. Takie bez pleców. Taką jak miała teraz. Wspaniale.
Nagle zwolniła, aż w końcu przystanęła. Miała delikatnie pochyloną głowę, lecz widziała... Widziała w oddali jakąś postać. Czarną. Wysoką. Szczupłą. Bała się? Nie, nie bała. Jednak nie chciała by owa postać, stąpając tak brutalnie po malinach ochlapała jej sukienkę.

Anonymous - 22 Styczeń 2011, 00:04

Otóż kotkowi mimo ukochanego świata ludzi, czasem przychodziło na myśl odwiedzać swe stare śmiecie. No, a las był idealnym miejscem do izolowania się, przecież nie przeszło by mu nawet przez głowę, by to ostatnim czasy całe życie przeniosło się do świata luster, no bo po co? TO świat ludzi był o niebo ciekawszy i nigdy nic nie zrozumie, dlaczego wszyscy robią inaczej niż on! A pff! Otóż w takim zamyśle, z chwili na chwilę stresował się czy znajdzie jakieś przytulne mieszkanko, bo wynajęcie pokoju, mimo że na całkowitym zadupiu i to najtańszego możliwego pokoju, jaki był mu znany, kosztowało go ostatnie fundusze, to też zaowocowało brakiem pieniędzy na jedzenie, a mimo swych przejawów anorektycznych, był łakomy, no jak już go gastrofaza naszła nie mógł uciec! Tym sposobem wylądował oto tak w tym miejscu. Pociągnął na sobie biodrówki, co było czystym szaleństwem, bo czynnością bez skutku, ale się nie zrażał! Oj nie! Ignorując świat naokoło, czy czasem szablozębny motyl nie wypadnie zza rogu, kucnął nad krzakiem piatokavka-animolagin, po czym bezczelnie zaczął zbierać do swego cudownie przesłodzonego, różowego koszyczka śliczne owoce roślinki, no bo któż by nie miał słabości do tych małych owoców, w kształcie ptasich piór o smaku waniliowej kawy z lodami czekoladowymi z aromatem cynamonu... No nikt się nie oprze! Tym sposobem, zbierając tak, nie mógł się powstrzymać i chapsnął jeden owoc przeżuwając go jak zwykle, wręcz nieetycznie długo. W efekcie czego, wolnoo i doookłaaadnieee oblizał swoje zaczerwienione wargi. Co z tego ze miał alergię na ten owoc, przejawiającą się zdziewczynieniem? Warte to takich katuszy!
Anonymous - 22 Styczeń 2011, 00:20

Nie miała czasu. Chociaż nie. Miała go sporo, jednak chciała jak najszybciej dotrzeć do swojego ulubionego drzewa. Drzewa Marzeń. Takie nadała mu imię. Wizualnie drzewo samo w sobie nie różniło się niczym szczególnym od innych potężnych roślin w tym lesie, lecz Rain dostrzegała coś pięknego w chropowatej korze, w zielonych liściach. W cieniu, które dawało jej ochronę w ciepłe dni. Pierwszy raz spotkała się z owym drzewem kilka miesięcy temu. Przechadzała się wtedy po lesie podjadając co jakiś czas słodkie, różowe, wspaniale pachnące maliny. Nie szła wtedy wolno. Pod wpływem impulsu zaczynała nawet truchtać, jednak gdy znalazła się obok tego drzewa od razu przystanęła. Spodobało jej się, chociaż sama do końca nie wiedziała czemu.
Jak już było powiedziane, śpieszyła się, a wciąż czekała aż ciemna postać odejdzie od niej na tyle by nie pochlapać jej sukienki. W jej oczach to było za wolno, czas płyną tak wolno, wszystko ją przez to drażniło. Długo nie wytrzymała stojąc tak z brzegiem sukienki w długich i bladych palcach. Z jej twarzy ani oczu nie można było wyczytać zniecierpliwienia, lecz westchnięcie, które wydobyło się z jej ust mówiło same za siebie. Rain zgrabnie wyminęła postać w czarnym płaszczu, jakby latała, jakby była baletnicą. Jej ruchy był takie płynne, bez żadnej skazy. Wciąż stąpała bardzo ostrożnie nie chcąc nadepnąć na maliny, przez co jej buty nadal były czyste, co wydawało się niemożliwe w takich warunkach.
Dziewczyna nagle zaczęła nucić sobie jakąś wymyśloną przez siebie piosenkę. Lecz szybko przestała widząc za drzewem jakąś osóbkę. Przystanęła i opuściła sukienkę upewniając się czy dookoła niej nie znajdują się krzaczki z malinami. Kolejna osoba. Czyżby Rain się jednak myliła? Może mieszkańcy Krainy Luster co raz częściej wychodzili na świeże powietrze?

Anonymous - 22 Styczeń 2011, 00:30

Zbieranie cudownych owoców skończyło się na natknięciu ręki na coś ostrego, aby w gruncie rzeczy, zgubić równowagę i wywalić się prosto na wielki krzak malin... No i koniec, dupa zbita i pozamiatane. Był cały upaprany w tym zielonym soku! Aż tu nagle spojrzał na jakąś bladą, jasną postać, nie, on nie spojrzał, on bezczelnie zaczął się na nią gapić! Po czym nagle uśmiechnął się od ucha do ucha.
-Bry dzień!
Oznajmił tonem, jak gdyby głośniej już nie mógł się odezwać. No ale jak już był upaprany w słodkim soku, to zaczął go z siebie zlizywać, począwszy od palców, każdy po kolei i dokładnie. No i siedział sobie niewinnie. W końcu jak już cały się pobrudził, to nie ma sensu uciekać by tego nie zrobić. Jednak najgorszym możliwym czynem, był lepiący się ogon, matko i córko! Nie znosił tego.
-Miło widzieć tu... Kogokolwiek.
Oznajmił dziewczynie z nienawiścią patrząc na, niegdyś miękki i puszysty ogonek, a teraz wielką, lepiącą się sierść. Gdyby mógł, to ze złości aż by zawarczał na niego, by w gruncie rzeczy na miauczeć na swoją głupotę.

Anonymous - 22 Styczeń 2011, 00:58

A ona tak stała i przyglądała się wyczynom kotka. Dachowiec, nie dało ich się nie rozpoznać, ten puchaty ogon i uszy za bardzo rzucał się w oczy. Było ich w Krainie Luster bardzo wielu, a do tego lubili naturę, więc Rain nie zdziwiła się, że akurat z taką... ghym, osobą się spotyka. Miała uprzedzenia do dachowców, jednak nie mogła osądzać wszystkich jedynie przez rasę i dawne przeżycia. Nieważne. Przywita się, będzie grzeczna, może chwilkę porozmawia nie chcąc wyjść na źle wychowaną.
Drzewo.
Ale tylko chwilkę. Śpieszy się.
Drzewo.
Coś na nią czeka, prawda? Prawda. Rain potrząsnęła dyskretnie głową chcąc odpędzić od siebie natarczywe myśli. Głupie myśli, które nie powinny jej teraz przychodzić do głowy. Szybko jej jednak to minęło. Wystarczało że skupiła się na postaci chłopaka, który zlizywał teraz słodki sok ze swoich palców. Jakby się mył, jak prawdziwy kot. I do tego ten zabójczy, a zarazem błagalny wzrok, gdy Dachowiec zdał sobie sprawę w jak złym stanie znajduje się jego ogonek. Jakby prosił by sok wyparował, a zarazem jakby mu groził. Zabawne. Rain uśmiechnęła się do siebie pod nosem cały czas stojąc w tej samej pozycji. I w końcu, alleluja, się odezwała.
- Dzień dobry. Tak, myślałam, że już nikogo nie spotkam. - Ostatnie słowa wypowiedziała jakby z ironią. Pomińmy już to, że przed chwilą minęła jeszcze kogoś. Ale tamten nawet nie raczył się z nią przywitać. Cóż, mówi się trudno. I tak nie miała za wiele czasu dla kogokolwiek, lecz chwilę teraz odpocznie. Hmmm, nie była jednak zmęczona. Trudno, wmówi sobie to.

Anonymous - 22 Styczeń 2011, 15:51

Zaiste. Strasznie nudno, ale cóż zrobić gdy nie chce się jednak tych nudów poszerzać w domu? Ach, a potem ktoś przyszedł! A w zasadzie nie ktoś, a jakaś panienka co wyglądała jakby się czegoś obawiała. Z gardła mężczyzny wydobył się cichy pomruk, gdyż chciał coś powiedzieć, ale przeszkodziła mu w tym pewna zaistniała sytuacja. Zawitał tutaj chłopak o kocich uszkach. Jared spojrzał w jego kierunku chłodno, lecz zarazem tajemniczo z oczami drżącymi z tego, iż za dużo jak dla niego samego było tu już osób. No i ogółem robiło się mu źle! On po prostu nie umiał prowadzić rozmów, ani podtrzymywać tematów. To była jego na wpół zaleta i na wpół wada.
-Dobrze się wam rozmawia?- W końcu po niedługim zastanowieniu zapytał. Strasznie teraz w głębi swej duszy na siebie się wydzierał, ale nie przejmował się tym wcale. Wstał i stanął ku wyjściu z lasu. Może oni akurat nie chcą, by tu był? Nie! Pacnął się w czoło całkowicie odruchowo i odwrócił się tak jak stał niedawno. Teraz nie może sobie pójść, prawda?
-Życie jest takie jakie sobie je wyobrażamy sami z własnej woli, czy też ot ono samo sprowadza nas na taki tok myślenia? A może ktoś kieruje tym wszystkim? Może jesteśmy w życiowej pułapce?- Normalne stworzenie by się pzedstawiło, no, ale nie on. Za nic na świecie nie wejdzie na temat siebie samego.
-Dla tak ładnej panienki, króliczek co skacze, bo dobrze jest wszak wiedzieć, że dać ci go raczę.- I z swej kieszeni wyciągnął małą maskotkę króliczka, który po prostu był maskotką. Zegarmistrz przejechał po nim swą dłonią, a on zaczął ruszać swoim noskiem, łapkami i uszkami. Potem skłonił się przed panienką nisko, a ożywiona zabaweczka wskoczyła w jej ramiona.
-Czary-mary!- Zawołał łapiąc za swój czarny cylinder i jednym, szybkim ruchem wyciągając z niego białą wstążeczkę, którą przypiął nikle do pluszowej szyjki pluszaczka. Jeszcze puścił oczko w stronę posiadaczki i wrócił na swe miejsce siedząc tak jak poprzednio. No! Jeszcze się uśmiechnął w stronę kotowatego skinając głowę coś w sensie gestu powitalnego. Ekscytujący dzień zapowiada się, mhm.

Anonymous - 22 Styczeń 2011, 20:54

Szum drew wywołany powiewem delikatnego, aczkolwiek chłodnego wiatru, był muzyką dla jej czułych uszu, zmęczonych ulicznym zgiełkiem. Ludzie ciągle gdzieś się spieszyli, gonili za okazją, nie przystając nawet by zaczerpnąć oddechu. Nieproszeni pchali się na przód w wir swojej szarej rzeczywistości. Dlatego tak bardzo nie znosiła świata ludzi. Sama nie była zagorzałą romantyczką, co to, to nie, ale w swoim dość długim żywocie potrafiła odnaleźć miejsce na tak błahe czynności, jak napawanie się ciszą.
Konary starych wierzb skrzypiały niby skargą, pocierając się jeden o drugi. Specjalnie nawet nie było słychać śpiewu ptaków, czy szelestu leśnej ściółki. Wszystko było takie spokojne, aż zatrważające. Niepewne czasy nastały i nawet natura o tym wiedziała. Nikt z Krainy Luster nie wiedział co też przyniesie nowy dzień, co znów wymyślą ludzie. Ich czynny były nieprzewidywalne. Chcieli dużo i na tym się nie kończyło. Wyciągali swoje obślizgłe łapska po więcej i więcej.
Szła powoli krokiem osoby nie spieszącej się nigdzie, nie posiadającej jakiegoś wcześniej obranego celu. Wtedy jej oczom ukazała się znajoma postać. Oczywiście chłopak nie był w staje jej wypatrzeć. Cóż jej postać doskonale maskowała się w zielonej gęstwinie. Przez dłuższy czas stała oparta o gładki pień dość sporej sosny. Cień całkowicie spowijał jej drobną sylwetkę. Bacznie przyglądała się chłopakowi, kiedy wyczyniał te swoje głupie popisy przed jakąś dziewczyną.
-Nie popisuj się – wreszcie się ujawniła. Jej ton przepełniony był chłodem, który często towarzyszył jej wypowiedzią. Aż ciężko uwierzyć, że osoba z tak przyjemną powierzchownością potrafi jednym spojrzeniem swoich krwisto czerwonych oczu, zamrozić nie jednego delikwenta. Jej zły nastrój nie wróżył niczego dobrego. W takich momentach lepiej było nie wchodzić jej w drogę, ale cóż jacyś nieświadomi swego położenia nieszczęśnicy musieli akurat mieć pecha ją spotkać.
Dziewczyna krytycznym spojrzeniem poczęstowała nieznaną sobie parkę. Dopiero kiedy jej wzrok spoczął na sylwetce czarnowłosego ponownie przemówiła –Jared nie wysilaj się tak z tymi swoimi rymami… – odparła a jej usta wygięły się w szyderczym uśmiechu. Często lubiła się wyżywać na swoim przyrodnim bracie. Mimo, że był jej bardzo bliski nigdy nie szczędziła mu dogryzek. Taki już paskudny charakterek naszej czarownicy, która nie tylko zdolnościami dorównywała bajkowym wiedźmom, ale i przysposobieniem.
-A z resztą, rób co Ci się rzewnie podoba - skwitowała. Nagły wybuch złości był dość niewytłumaczalny. Co ją znów ugryzło? Dziewczyna stwierdziła, że nic tu po niej.
[zt]

Anonymous - 22 Styczeń 2011, 21:16

No i... Tłok. Znaczy, nie żeby nie przepadał za dużą ilością osób, ale nie w momentach gdy cały jest wybrudzony... Co innego jak może trzymać klasę! O ile kiedykolwiek coś takiego się stało. Nikogo nie spotka? A tu po chwili pełno osób się zwaliło jak na przedstawienie pod tytułem: "Wyśmiej biednego kotka który jest niezdarny!". Nietrudno się domyślić, że taki tok wydarzeń mu nie odpowiadał!
-No... Tak. Bry dzień.
Króliczek! Lepiej użyłby tego czegoś lepiej i go wyswobodził z tego lepiącego się soku! W akcie desperacji kotek wyczarował sobie poduchę którą się zasłonił niemal cały, aby jedynie oczyma i częścią głowy powyżej nich świecić towarzystwu.
-To... Ja może... Pójdę sobie...
Wstał, podszedł najpierw do tej blado-świecącej dziewczyny i cmoknął ją w policzek. By następnie powtórzyć tę czynność z każdym w gronie. No i cały speszony czmychnął gdzieś czym prędzej zaciskając powieki ze stresu. Niestety, gdy już zniknął z pola widzenia, dało się słyszeć jedynie donośne uderzenie w drzewo, a po nim donośne miauknięcie niezadowolenia. Tak czy inaczej, uciekł gdzieś aby tylko się umyć, o!
z/t

Anonymous - 30 Styczeń 2011, 14:17

Wszystko działo się tak szybko. Pierw przybyła jakaś kobieta, zaraz jednak zniknęła. Później ten Dachowiec. Pocałował ją? Jak, przecież... Ale to tylko w policzek! Lecz i tak Rain nie mogła tego zrozumieć. Nie znała go przecież. Ech, jak zawsze przedstawiciele tej oto rasy ją zaskakiwali. Dziewczyna stojąc tak z pluszowym króliczkiem w objęciach zastanawiała się co zrobić. Zabawka cały czas bawiła się jej włosami, przez co białowłosa wyglądała teraz jak mała czarownica. A może już sobie pójdzie?
- Dziękuje za króliczka. - Dygnęła wdzięcznie, uśmiechnęła się miło, po czym wyminęła pana w czarnym płaszczu. Odwróciła się jednak i pomachała mu wolną dłonią, ponieważ drugą podtrzymywała swojego nowego podopiecznego.
Trzeba iść. Do drzewa. Do kochanego drzewa. Rain nagle zaczęła biec zapominając już, że jej sukienka jest biała. Cóż, najwyżej trochę się ubrudzi.

[z/w]

Anonymous - 25 Marzec 2011, 19:43

{ Wiem, że powinienem coś napisać, ale musicie wybaczyć! Miałem komputer rozwalony, a teraz padam @.@ }

Z.t

Anonymous - 28 Marzec 2011, 18:46

    Czemu Malinowy Las? A bo taki kaprys, o. Nikt przecież chyba nie zabroni, prawda? Prawda. Choć gdyby tak się głębiej zastanowić, to mógłby się znaleźć jakiś świr, który by sobie ubzdurał, że to jego las, ścieżka czy co tam jeszcze. Kogo to obchodzi...
    Spacerowała sobie przez owy las, co rusz robiąc jakiś czy to piruet, skok, jaskółkę, czy inną dziwną pozycję. Przy okazji oczywiście, nie może się obyć bez zerwania jakiejś dorodnej malinki. Toż to byłby grzech nie lada! Tak iść przez Malinowy Las i nawet owocu z krzaczka nie zerwać.
    Przyjemny deszczyk spadał z chmur wprost na liście drzew, by tam zbierać się do momentu kiedy owy listeczek nie wytrzymuje i ugina się pod ciężarem wody, a później spada na nos takiej Rem.
    Co do nosa Rem to właśnie trzeba powiedzieć, że to na niego najczęściej lądowały krople cieczy albo tak jej się tylko wydawało. Pewnie dużo też zmoczyło jej już włosy, lecz na twarzy to nos na pewno był niczym lądowisko helikopterów, ot co.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group