Anonymous - 1 Maj 2016, 12:42 Wreszcie się uspokoiła. Przesadziła trochę. Trochę bardzo. Szczególnie z tym, że nakrzyczała na Elliota. Czym w końcu sobie chłopak zawinił? Dla wszystkich sytuacja była stresująca to i reakcje były różne. Wróciła do normalnej postawy, a jej źrenica znów przybrała normalny, okrągły kształt, a właściwie to powiększyła się bardziej niż zwykle, w końcu musiała wyłapać jak najwięcej światła w tym ciemnym pomieszczeniu. Już chciała przeprosić obcego mężczyznę, jednak Mery postanowiła jej to nieco utrudnić, podrzynając gardło chłopaka. Lalka gdzieś uciekła zostawiając swojego konającego właściciela. Ten zaś po kilku sekundach upadł na ziemię i dodał nieco niebieskiej barwy mozaice posoki.
- Doigrał się - podsumowała krótko.
Najbardziej w całym zajściu zadziwił ją brak reakcji ze strony Elliota. Jednak po dłuższym przemyśleniu, doszła do wniosku, że też wychował się na ulicy, więc niejeden raz widziała takie sceny. Z resztą dokładnie jak ona. Śmierć w Krainie Luster mimo długowieczności ras ją zamieszkujących nie była niczym obcym. Dla całkowitego upewnienia się czy delikwent nie żyje podeszła do ciała i delikatnie trąciła je stopą.
- Z tego raczej już nic nie będzie - skwitowała.
Czyżby to był koniec ich przygody? Właściwie nie było co robić dalej. Mery gdzieś zniknęła, a sprawca całej sytuacji leży sobie martwy pod jej stopami. Spojrzała najpierw na Elliota, później na Zoe. “To definitywnie koniec.” W pewnym momencie Ell sugestywnie spojrzał na wyjście i bez wcześniejszego uprzedzenia ruszył przed siebie.
- Dziękuję, że zaopiekowałaś się Ellem - rzuciła szybko do Zoe - obiecuję, że jeśli jeszcze kiedyś się spotkamy (no w bardziej sprzyjających warunkach), to zabieram cię na ciastko. Miło było poznać - Viola pomachała jeszcze Lunatyczce po czym podbiegła do swojego towarzysza podróży.
Miała teraz ochotę przede wszystkim opatrzyć rany, coś zjeść, wziąć kąpiel i zmienić ubrania. Cieszyła się, że to już koniec. “Chyba, że nasza mała Mery, postanowi usunąć wszystkich, którzy wiedzą o jej istnieniu. A tam, może i jest mądra, ale raczej nie będzie ścigać nas po całej Krainie Luster.” Odetchnęła z ulgą i zaczęła zastanawiać się, jakie ubrania wkrótce nabędzie.
[z/t]Zoe - 1 Maj 2016, 16:40 Miała nadzieję, że wszystko się ułoży. Lunatyk pożałuje swoich czynów, ukaja się i zaopiekuje Mary, która za niedługo nie będzie już małym koszmarem, a słodką laleczką. Cała przygoda odpłynie na skraj pamięci jak jakiś dziwny sen. Zoe zyska nowych przyjaciół, a wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie. Dokładnie tak myślała.
Była naiwna. Marionetka jednym, szybkim ruchem poderżnęła gardło mężczyźnie i pozbawiła go życia. Dłoń lunatyczki odruchowo powędrowała do ust, które zastygły półotwarte w niemym krzyku. Dlaczego...? Przecież... Była w szoku, nie mogąc do końca zaakceptować tego, czego właśnie była świadkiem. W głowie miała chaos, sprzeczne myśli kołatały się i wracały do niej jak echo. Może w lalce naprawdę nie było żadnego człowieczeństwa? A może lunatyk jednak traktował ją gorzej niż twierdził? Od emocji i zapachu krwi kręciło jej się w głowie, przez moment była pewna, że zemdleje. Z tego stanu wyrwał ją na szczęście głos Elliota, a świadomość, że nie jest tu sama dodała jej nieco sił. Dziwiła się trochę temu, że tamta dwójka przyjęła morderstwo na ich oczach z takim spokojem. Zastanowiła się jakie były ich historie i czy mieli już w swoim życiu styczność ze śmiercią - będzie musiała kiedyś o to zapytać.
Podeszła ostrożnie w stronę wyjścia, chcąc niechcąc będąc zmuszoną do przejścia obok zwłok. Bała się. Nigdy nie widziała jeszcze na własne oczy martwej osoby i nie była pewna jak zareaguje. Nie mogła jednak i nie chciała odwracać oczu. Widok poderżniętego gardła i twarzy mężczyzny zastygłej w dziwnym grymasie przyprawił Zoe o skurcz w żołądku i zimny pot. Dopiero kilkukrotne przełknięcie śliny pozwoliło odgonić mdłości. Szare oczy lunatyka wpatrywały się gdzieś w przestrzeń, ale Zoe czuła, jakby wwiercały się prosto w jej duszę. Wiedziała, że ten widok zostanie z nią już na całe życie, a przez najbliższy czas będzie nawiedzać ją w koszmarach. Mimo całej okropności tego obrazu, nie mogła się ruszyć. Dopiero po dłuższej chwili potrząsnęła głową, by wyrwać się z objęć martwego wzroku.
Przykucnęła, będąc już w stanie nieco lepiej znieść bliską obecność martwego ciała. No już, Zoey. To tylko kupa mięsa i kości. Przymknęła mu powieki, w nieco trywialnym geście, który miał przynieść więcej spokoju jej samej niż zmarłemu. To co czuła, ciężko było określić. Nie było jej szczególnie szkoda lunatyka, w końcu w ogóle go nie znała i wszystko wskazywało na to, że nie był on osobą, która zasługiwała na uronienie łzy. Ale z drugiej strony... Rozterki moralne postanowiła jednak zostawić na później.
Zanim zebrała się do opuszczenia kamienicy, coś jeszcze przyszło jej do głowy. Sprawa z legendą Krwawej Mary wcale nie wyglądała na zakończoną, a być może mężczyzna miał przy sobie coś, co mogłoby naprowadzić ich w przyszłości na jakiś trop. Sięgnęła do kieszeni jego płaszcza. Wybacz. Tylko nie nawiedzaj mnie w nocy. Dopiero po chwili zreflektowała się, że wygląda zapewne jak hiena cmentarna dla swoich towarzyszy.
- Może dowiemy się czegoś więcej... - mruknęła.
Jej poszukiwania jednak nie zdały się na wiele. Lunatyk nie miał przy sobie absolutnie niczego, co wskazywać by mogło na jego godność czy adres zamieszkania. Nie, zaraz. A to...? Papierek, który wcześniej wzięła za śmieć, okazał się być zapisany szeregiem liczb i cyfr. Szyfr? A może zwykłe bazgroły? Wepchnęła go do kieszeni swetra z zamiarem przyjrzenia się temu bliżej w bardziej dogodnym czasie i miejscu. Czuła wyrzuty sumienia, zostawiając ciało na łaskę szczurów i zgnilizny, ale wiedziała, że nie byłaby w stanie należycie się nim zająć bez pakowania się w kolejne tarapaty. Zoey. To nie jest twoja wina. Westchnęła.
- Już idę, czekajcie! - zawołała w stronę oddalających się Violet i Elliota, siląc się na pogodny uśmiech. Wiedziała, że wkrótce ich drogi się rozejdą, ale chociaż przez chwilę chciała być razem z nowymi przyjaciółmi. Zazdrościła im trochę tego, że mają siebie nawzajem - zdawali się dobrze ze sobą współgrać. Miała nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie im dane przeżyć we trójkę jakąś przygodę.
{ Bonus: Zanim emocje zdążyły opaść, zanim cała przygoda stała się tylko wspomnieniem, zanim wybrali swoje dalsze ścieżki, nasza trójka zrobiła coś jeszcze. Zoe przekonała Violet i Elliota, choć może trafniejszym stwierdzeniem będzie 'zmusiła', na wizytę u fotografa. W Mieście Lalek nie mogło zabraknąć i takiego fachowca, a chociaż aparat przez niego używany różnił się znacznie od tego znanego w ludzkim świecie, to wykonane za jego pomocą zdjęcia już wcale tak nie odbiegały od naszych standardów.
Zoe, Violet i Elliot - każde z nich otrzymało swoją kopię, podpisaną przez resztę. Na odwrocie widnieje dedykacja - „Na pamiątkę tego, w jak dziwnych miejscach można spotkać nowych przyjaciół."
Samo zdjęcie wygląda o tak: klik! }
/Dziękuję bardzo Charlesowi za poprowadzenie sesji oraz Elliotowi i Violet za wspólną przygodę. Czekam na dalszą część! <3
z/t Anonymous - 21 Czerwiec 2016, 18:13 Stanęli właśnie przed budynkiem, w którym się wszystko zaczęło. Niewinna przygoda, która wkrótce zamieniła się w walkę o życie. To tu właśnie nasi bohaterowie zniszczyli “kolekcję” krwi należącą do stukniętego Lunatyka prowadzącego co najmniej podejrzane badania. Również tutaj został ten Lunatyk zamordowany przez jego podopieczną Mery, małej Marionetce, która narobiła rozgłosu temu miejscu.
Violet spojrzała na swoje piekące kolano. Jakoś tu doszła, jednak cały czas czuła ten nieprzyjemny ból. Obawiała się, że za niedługo będzie musiała biegać, czego raczej wolała uniknąć. Obrzuciła niepewnym spojrzeniem przyjaciół. Stali przed starą kamienicą, jakoś udało im się uciec z Karminowych Wrót za pomocą Gatto, jednak co dalej? Przybyli tu bez żadnych wskazówek, bowiem poszukiwania zostały przerwane przez żołnierzy. “Ciekawe czy poszukują naszych ciał i czy w ogóle odpuścili.” Lustrowała budynek bardzo dokładnie, w końcu jeśli wtedy arcyksiążęcy wojownicy dowiedzieli się, że ich trójka tu była, prawdopodobnie dowiedzieliby się i teraz. Choć z drugiej strony nie mieli nic do stracenia.
- A więc co robimy? Rozdzielamy się? Szukamy razem? Od czego zaczniemy? Czego my w ogóle szukamy? - tyle pytań i wątpliwości, a odpowiedzi brak.
Kotka ledwo co powróciła ze ścieżki zła, a znów jest na nią wciągana, w dodatku nie do końca z własnej winy. Nie chciała ponieść żadnych ofiar, szczególnie jeśli miałby to być jeden z Lunatyków jej towarzyszących. Z drugiej strony jej własne życie było jej obojętne, a przynajmniej tak jej się wydawało. Zamiast filozofować dalej postanowiła działać. Skinęła głową na przyjaciół i ruszyła w głąb budynku, mając nadzieję, że nie czeka ją niespodziewany komitet powitalny w postaci kolejnych żołnierzy czy samej Mery.Zoe - 21 Czerwiec 2016, 18:57 Zoe czuła się dziwnie. Jakby z uciążliwym niepokojem uczepionym gdzieś u tyłu głowy. Lunatyczka zaczęła powoli zdawać sobie sprawę, że życie nie jest takie proste, polegające na zapętlającym się schemacie dobrze się bawić - odpocząć - wymyślić nową wyprawę. Po raz pierwszy była naprawdę zmęczona przygodą i najchętniej odwróciłaby się teraz napięcie, przeteleportowała do swojego mieszkanka i położyła spać. A potem spała tak długo, aż wszystkie problemy same by się rozwiązały, a ona znowu byłaby chętna na dalsze wyprawy… Tylko że tak się nie stanie. Nie może uciec. Ano, nie mogę. Zerknęła, to na Elliota, to na Violet. Zerknęła na pamiętną kamienicę. Za daleko zabrnęła, żeby teraz uciekać. Zoey, może po prostu się już starzejesz? Ha-ha.
Widok odrapanego budynku przypomniał jej o czymś jeszcze, o widoku który najchętniej wymazałaby z pamięci.
- Hej… wierzycie w duchy? - rzuciła, jakby od niechcenia. Niech Ell i Fiołek się z niej śmieją, ale Zoe naprawdę wierzyła że duch zmarłego, jak mu tam było, Ringhtona, może nawiedzać teraz miejsce swojej śmierci. Przed oczami stanęły jej puste oczy trupa i jego poszarpane gardło. Ciekawe kogo obwiniał by za swoją śmierć? Mary? Samego siebie? Czy może trójkę poszukiwaczy przygód, którzy jakby nie było wprawili w ruch jakieś koła losu które może i przyczyniły się do tragicznego końca? Zoe wcale nie chciała się przekonywać na własnej skórze jaka byłaby odpowiedź.
Zamyślona, skinęła głową na słowa Fiołka i dopiero po chwili dotarło do niej że kotka oczekuje konkretnej odpowiedzi.
- Po ostatnim razie naprawdę wolę, żebyśmy trzymali się wszyscy razem. A z poszukiwaniami… nie wiem, ten lunatyk miał tutaj gdzieś mieć swoją pracownię, tak? Może na wyższych piętrach, w piwnicy już raczej nic po nas…? - zadumała się znowu, myśląc o tym, co już wiedzieli.
- Ell, masz jeszcze tamtą notatkę? Po co właściwie była ci potrzebna? Znalazłeś coś w tej świątyni? - zapytała, a raczej wyrzuciła z siebie serię pytań, przypominając sobie nagle o karteczce, która prawdopodobnie wciąż stanowiła dla nich jedyną poszlakę w rozwiązaniu tajemnicy Krwawej Mary.
Uliczka przed kamienicą świeciła pustkami, a budynek sam w sobie sprawiał wrażenie opuszczonego. Zupełnie tak jak za pierwszym razem kiedy tu przybyła, a jednak, mimo pozorów - coś wtedy ukrywało się i uważnie zaobserwowało trójkę odwiedzających. Zoe zadarła głowę, próbując dostrzec coś, co mogłoby robić za ową czujkę. O czym tamten kocur mówił? O gargulcu na dachu? Ale nic takiego już tutaj nie było… prawda? Odrobinkę nieufnie, jednak z kotłującą się ciekawością, podążyła w ślad Violet.Anonymous - 21 Czerwiec 2016, 19:31 Ciekawe, gdzie jest teraz ciało Lunatyka? Pomimo niemiłosiernego bólu, jaki towarzyszył Elliotowi on nie przestawał myśleć. Gdy uciekał gdzieś myślami uciekał też od bólu. A przynajmniej tak mu się wydawało... Lunatyk wodził wzrokiem po wszystkich kondygnacjach i wszystkich oknach. "Duży ten budynek. Ciekawe, ile jeszcze tajemnic może skrywać. Może jest tu biuro, albo coś w tym stylu, gdzie będzie można znaleźć jakieś dokumenty? Jakiś pamiętnik? Coś, co nam powie, jaki był motyw tego gościa? Hmm... Będę musiał im o tym wspomnieć.
Nagle Lunatyczka przerwała myślenie. "Duchy? Nie wiem. Ale chyba lepiej nie będę wspominał o strachach. Co prawda wątpię, że są po tej stronie lustra, ale nigdy nie wiadomo. Jednak mimo wszystko lepiej jest nie straszyć dziewczyn.".
Stoją tak przed budynkiem i nie wiadomo, czy czekają na specjalne zaproszenie, czy co.
- A więc co robimy? Rozdzielamy się? Szukamy razem? Od czego zaczniemy? Czego my w ogóle szukamy?
Dobre pytanie. Czego szukają? Ciała? Marionetki? Lustrzanego Patrolu? Wszystkiego? Na tą odpowiedź istnieje pytanie, tylko trzeba dojść tam, skąd się przybyło. Zoe zapytała się o karteczkę. Przed oczami Kolekcjonera pojawił się moment w którym zapytał o kartkę i ją dostał. Schował w prawej, tylnej kieszeni. Momentalnie klepnął się w prawy pośladek, a potem jego ręką powędrowała do kieszeni. Poczuł kartkę. Tak, na szczęście po tej karuzeli, jaką przeżył kartka nigdzie nie uciekła. Idąc już za Violet wyciągnął tą karteczkę, pooglądał ją z każdej strony i powiedział:
- Tak, mam. Jak się przyglądałem wcześniej, to znalazłem liczbę, która wskazuje na to, że być może liczył coś z rozmiarem portalu. Nie pytajcie, nie czas na naukę matematyki. Jak myślicie. Może sprawdzał, czy może coś przenieść przez portale? Właśnie, wspominałaś Zoe o pracowni. Też o tym wcześniej myślałem, mam taki plan, że jeżeli nic nam po drodze nie stanie, to po inspekcji tamtego miejsca możemy pochodzić po budynku i poszukać czegoś, co może należeć do tego gościa. Co wy na to?Charles - 22 Czerwiec 2016, 10:43 Mistrz Gry powrócił do was, aby zlustrować konkretnie wasze poczynania i zobrazować warunki przeprowadzanego śledztwa.
Tym razem przejście było całkowicie oczyszczone ze wszystkich śmieci, które wcześniej zagradzały Zoe drogę, zaś mural z lalkami w czystym słońcu prezentował się jeszcze lepiej - Elliot i Violet, wchodzący w końcu innym wejściem, nie mieli okazji go zobaczyć. Co ciekawe, na bogato zdobionej latarni nad bramą nie dało się ujrzeć owego paskudnego, garbatego królika, który widoczny był pierwszym razem. Czyżby to niepozorne zdobienie było właśnie czujką straży miejskiej? Całkiem prawdopodobne.
Nie spotkało ich żadne zło. W polu widzenia nie widać było żadnego ducha ani Stracha, w którego mógłby zmienić się naukowiec, nie widać było strażników, a najbardziej prawdopodobne zagrożenie - laleczka Mary nie pojawiła się nawet w polu widzenia. Jedynie korytarz na piętrze, skąd została porwana Violetka, przepasana była czarno-żółtym sznurem policyjnym. Podłoga również została uprzątnięta, jest tu widocznie porządniej. Jest bardzo cicho, ale nie jest to ta pełna napięcia cisza sprzed paru dni. Ta cisza jest całkowicie i kompletnie... martwa.
Nie jestem w stanie powiedzieć wam nic więcej, dopóki nie postanowicie wejść gdziekolwiek indziej. Lepszym pomysłem będzie oglądnięcie miejsca zbrodni, jak robiliby to mordercy, gdyby faktycznie nasza trójka była temu winna, a może lepiej będzie pójść za radą Elliota i poszukać laboratorium? Bo w końcu musiał gdzieś takie mieć, prawda?Anonymous - 4 Lipiec 2016, 20:58 O dziwo nic nie wyskoczyło na Violet, gdy znalazła się już w budynku. Po Mery i żołnierzach ani śladu a samo miejsce wydawało się być… Czystsze?
- W sumie to dobry pomysł, żeby poszukać pracowni czy laboratorium tego szalonego Lunatyka. Może ta liczba na karteczce to numer drzwi lub jakiś kod do sejfu? O ile ma wystarczająco cyfr - dodała, bo w końcu Ell nie podzielił się z nimi wiedzą, co konkretnie jest tam napisane.
Była na przodzie, przez co się stała swego rodzaju przewodnikiem. Naturalnym dla nie było, że musi teraz resztę gdzieś zaprowadzić. No właśnie, gdzieś. Budynek był sporych rozmiarów, a zapewne jak tylko arcyksiążęca armia się dowie, że jednak nie stali się niebiesko-czerwoną plamą na jakimś z latających głazów to kontynuują pościg. Nie miała pojęcia jakby mieli znaleźć to laboratorium w stosunkowo krótkim czasie. Wywąchanie czegokolwiek odpadało, bowiem zostało tu zmieszanych zbyt wiele zapachów. Pozostawało jedynie bieganie od jednego pomieszczenia do kolejnego.
Jako, że nasza kotka nie była zbytnio zdatna do szybkiego chodu, a co dopiero do biegania, wpadła na genialny, przynajmniej w jej mniemaniu, pomysł, albowiem postanowiła przyjąć formę kota. W końcu lepiej kuśtykać na trzech łapach niż jednej nodze. I tym sposobem Fiołek, jako mały czarny kotek i mimowolny przewodnik biegła przed siebie sprawdzając kolejne drzwi, mając nadzieję, że jej przyjaciele uznali jej przewodnictwo i za nią podążyli również liczyła, że w ten sposób szybko znajdą laboratorium czy pracownię Lunatyka, a tam dowody na ich niewinność.Zoe - 4 Lipiec 2016, 22:21 Witaj w domu! - przez moment jakby zdawało jej się, że właśnie to usłyszy. Ale to nie był dom, na pewno nie taki do którego chciało się wracać. Mimo to Zoe czuła jakiś sentyment, może nawet krztę radości na widok wnętrza pamiętnego budynku. W końcu to przygoda! I to jaka zawiła! Fakt, może trochę ją wszystko pobolewało, ale ogółem - było dobrze. Nic na nich nie wyskoczyło, nie słychać było klekotania Mary, kamienica zdawała się chociaż częściowo uprzątnięta… Idealne warunki na nielegalne śledztwo, prawda?
- A… jakie to dokładnie były liczby? - zwróciła się do Elliota. W końcu coś tam matematyki liznęła, jakieś ludzkie podręczniki w jej rodzinnej bibliotece pewnie gdzieś się zawieruszyły, więc może byłaby w stanie zrozumieć teorię Lunatyka bez dodatkowych wyjaśnień. - W sumie ciężko mi teraz coś powiedzieć, ale też myślę, że jest to raczej jakiś kod. - przychyliła się do zdania Fiołka. - Albo może zaszyfrowana wiadomość?
Zoe ruszyła za Violetką, wspinając się za kotką na piętro. Dziewczyna pamiętała, że jedno (czy też kilka) pomieszczeń zdążyła sprawdzić podczas swojej ostatniej wizyty w budynku. Żaden z pokoi nie przypominał jednak laboratorium, Lunatyczka postanowiła więc, że przyglądnie się w międzyczasie odgrodzonemu za pomocą policyjnej taśmy terenowi.
Podeszła, trochę niepewnie, jakby oczekując że nagle w tamtym miejscu pojawi się stracho-Lunatyk albo Krwawa Mary. Sama już nie wiedziała co byłoby gorsze. Ciekawość wzięła jednak górę, jak zawsze zresztą w przypadku Zoe.
Dziewczyna przestąpiła linę i zaczęła się rozglądać. Jedna ściana, druga, sufit. Przykucnęła nawet i bliżej przyjrzała się podłodze, sprawdzając czy nie znajdzie tam czegoś szczególnego, ale zapewne wszelkie ślady zostały już zadeptane. Wstała więc i ruszyła wzdłuż taśmy, licząc na to że gdzieś ją ona zaprowadzi, oczywiście w kierunku innym i nowym niż podziemne składowisko krwi. Tam wracać nie chciała, przynajmniej na razie.Anonymous - 5 Lipiec 2016, 10:52 Weszli. Poczuł dziwny chłód na swoich policzkach. Z jednej strony można było poczuć powolne przemijanie tego budynku, z drugiej strony aura była tu jakaś taka... napięta. Jak nigdy nie mieszkała tu wielka rodzina z wysokiej klasy, ani nie było to miejsce jakiś dyskotek, tak na pewno ktoś, kto tu urzędował nie posiadał kominka przy którym co wieczór słuchał muzyki popijając winko. Tu się działy gorsze rzeczy...
Nie mniej jednak trzeba było przestać dumać, a coś zacząć robić. Jako, że dziewczyny objęły prowadzenie z braku lepszego pomysłu postanowił za nimi podążać, przy czym rozglądał się na wszystkie strony w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby się im przydać. Nic jednak nie przychodziło im pod oczy. Dużo pomieszczeń, długie korytarze i zwykłe meble. Gdy Zoe zapytała się o karteczkę Lunatyk znowu przypomniał sobie o jej istnieniu. Wyciągnął ją z kieszeni i na nią spojrzał. Tusz zdążył już się rozmazać w niektórych miejscach poprzez połączenie krwi i potu, jednak gdzie nie gdzie nadal dało się rozczytać. Pomyślał, że wszystko, co mógł wywnioskować zostało wywnioskowane, więc postanowił podać kartkę Lunatyczce. "Może ona zobaczy tam coś, czego ja nie widzę.". Chwilę później rzuciła mu się na oczy taśma policyjna i w mgnieniu oka Zoe znalazła się po drugiej stronie. "Ktoś już prowadzi dochodzenie? Może oni pomogą nam dowieść naszej niewinności.". Królik zapuszczała się już w dalsze zakamarki prowadzona przez ową taśmę, a z racji tego, że rozdzielanie nie było dobrym pomysłem przeszedł pod taśmą, by dotrzymać kroku towarzyszce. "Oby zaprowadziła nas do rozwiązania..."Charles - 7 Lipiec 2016, 21:36 Szybko przypomnę Elliotowi owe numery - były to 3,14 oraz 2,5.
Violet była zmyślnym, małym kotkiem i nie było dla niej problemem zobaczyć w ekspresowym tempie tych wszystkich miejsc. W końcu, w przedostatnich drzwiach na końcu ciemnego, zielonkawego korytarza natrafili na przymknięte drzwi, obwiązane sznurem. Zamek był widocznie wyłamany - wokół klamki widać było siatkę pęknięć.
Za nimi znajdował się stosunkowo jasny dzięki świetlikowi w suficie, przestronny pokój, w którym panował niemożebny wręcz bałagan. Wielki, biały stół został przewrócony, wszystkie szuflady były otwarte, po podłodze szlajały się kartki papieru pokryte z obu stron tonami liczb i magicznych symboli, pogniecione i podeptane, a także zalane tajemniczymi cieczami z rozbitych butelek alchemicznych. Ale nie była to najważniejsza rzecz, jaką można było tu zauważyć. Na samym środku pokoju, w miejscu, gdzie kiedyś zapewne był rozwieszone kolejne wykresy, ktoś ciemno-pomarańczową farbą namalował spory symbol, zaś tuż pod nim wymalowano koślawymi literami słowo "RAJ". Farba jest świeża.
Gdzieniegdzie widać było kartonowe numerki pozostawione przez śledczych Rosarium, którzy zapewne "pożyczyli" tą technikę ze Świata Ludzi. Jasnym jest, że bałagan i symbol pozostawiony został po ich inspekcji...
Może rozejrzymy się tu trochę?Anonymous - 10 Lipiec 2016, 00:39 Po obejrzeniu niemal wszystkich pomieszczeń po kolei, zostało ostatnie, widniejące gdzieś na końcu korytarza. Violet podeszła do niego ostrożnie i zauważyła, że drzwi prowadzące do ów pokoju zostały w dosyć brutalny sposób otwarte. Gestem łapki nakazała zatrzymać się swoim towarzyszom, jednak po chwili zorientowała się, że większość trasy przebyła sama, bowiem jej przyjaciele postanowili się gdzieś zatrzymać. Miauknęła głośno i przeciągle, żeby dać znać reszcie, że coś znalazła. Przecisnęła się przez szparę między drzwiami a framugą i tym sposobem dostała się tego tajemniczego pomieszczenia.
Na widok jaki tam zastała miała jedno, niezbyt piękne określenie. “Burdel.” Postanowiła wrócić do swojej ludzkiej formy.
- Jakbym była u siebie w domu… Pomińmy fakt, że domu nie mam - powiedziała sama do siebie lub do Lunatyków, jeśli ci zareagowali na miałknięcie i przybyli.
Pierwszym elementem był dziwny znak wymalowany na środku pokoju. Intensywność zapachu świadczyła o tym, że jest jeszcze świeża, choć żeby się upewnić oczywiście kotka musiała wepchnąć tam palec. Wzór był na tyle skomplikowany, że postanowiła znaleźć w tym rozgardiaszu coś do pisania i kolejne coś na czym mogła by to napisać. Jeśli poszukiwania zostały zakończone sukcesem, Fiołek przerysowała znak z podłogi (oczywiście nie była to jakaś piękna reprodukcja, choć nadal wyglądało to lepiej niż bazgroły martwego Lunatyka).
Przeglądała kolejne i kolejne kartki leżące dosłownie wszędzie. Nie dość, że część była zniszczona, nic do siebie nie pasowało, to nie dla Muzykantki był ten cały naukowy bełkot.
Definitywnie Różani byli tu przed nimi, więc wszelakie ważne dowody zapewne zabrali ze sobą, choć sądząc po “porządku” panującym dookoła, nie znaleźli tego czego szukali. Choć równie dobrze sprawcą tego bałaganu mógł być tajemniczy autor malunku na ziemi.
Violet była tym wszystkim niesłychanie wyczerpana. Ledwo uszli z życiem po spotkaniu z sympatyczną laleczką, a nawet podczas odpoczynku, mieli niemało kłopotów. Już sama nie wiedziała czy woli nudne i monotonne życie czy ciągłe przygody, gdzie to życie naraża. W końcu ostatnio sama twierdziła, że nie ceni się aż tak bardzo i bez zawahania poświęciłaby się za jednego z jej przyjaciół. Podeszła do okna by zobaczyć chociażby swe nikłe odbicie. Całość ułatwiał zapadający mrok, powoli zbliżał się wieczór. Włosy w kompletnym nieładzie, tu i ówdzie podrapania na twarzy, ubrania nieco poniszczone i przybrudzone, a kupowała je raptem kilka dni temu. Jeśli dożyła tego dnia, spędzając lwią część życia na ulicy, to czemu nie miałaby sobie poradzić z taką “drobnostką”, jaką było całe zamieszanie.
W pewnym momencie coś mignęło jej przed oczami (a właściwie okiem). Z początku nie wiedziała co to, więc skupiła się bardziej na widoku za oknem. Wieczorne niebo było usypane złotymi punkcikami, powszechnie znanymi jako gwiazdy. Chwilę później kolejna smuga, która zniknęła po sekundzie. I następna. Do kotki nagle wróciło życie.
- Deszcz gwiazd! - krzyknęła pełna entuzjazmu i wróciła do formy kota.
Szybko odtworzyła w pamięci jeden z mijanych wcześniej pokoi, miał on wejście na balkon, w stronę którego zmierzała Viola.
Gdy już dotarła do upragnionego miejsca, stanęła zachwycona widokiem. Choć w Krainie Luster pogoda była bardzo kapryśna i ciasteczkowy grad czy kakaowy deszcz, to takie zjawiska jak deszcz spadających gwiazd można było zaobserwować tylko kilka razy w roku. “W sumie gdy się widzi spadającą gwiazdę, to wypowiada się życzenie, a to się spełnia, prawda? Hah… Jestem już na to za stara. Ciekawe czy tysiące takich gwiazd spełnia tysiące życzeń…”
Może i Violet była na to za stara, ale gdzieś w głębi jej serca, zostało wyszeptane ledwo słyszalnie pewne życzenie.
Jeśli nasi Lunatycy zauważyli entuzjazm Fiołka (a trudno było go nie zauważyć) i go podzielali, wkrótce mogli do niej dołączyć lub być tam właściwie od samego początku.Zoe - 10 Lipiec 2016, 18:30 Miauknięcie Violetki zaalarmowało Lunatyczkę, ale na szczęście kotce nie działo się nic złego. Przynajmniej na razie. Zoe chyba zaczynała robić się nad wyraz przewrażliwiona, ale czy ktoś mógł się jej dziwić? Natłok zdarzeń ostatnich dni nieco ją przytłoczył, ale powoli zaczynała znów cieszyć się przygodą. Zagadki, śledztwa, poszukiwania... Brzmi jak zabawa. Niemal zapomniała o fakcie, że zostali oskarżeni o morderstwo i muszą teraz jakoś z tego się wykręcić.
Podążyła za kotką i weszła do pokoju. W pierwszej chwili przebiegł ją dreszcz na widok malunku, dopiero po chwili uświadomiła sobie że to tylko farba, a nie krew. Mimo to, wciąż nie czuła się zupełnie bezpiecznie - panujący chaos napawał ją jakimś niepokojem.
- Chyba trochę się spóźniliśmy. - oznajmiła oczywistą oczywistość. - Jak to mówił ten le Poud? Sekta? Organizacja wywrotowa? To pewnie byli oni? - te nazwy kojarzyły się jej raczej negatywnie, wolała więc na razie nie myśleć do jakich celów potrzebne były tajemniczym osobnikom wyniki badań Ringhtona. Zoe szczerze wątpiła w przezorność Arcyksiążęcych detektywów zabezpieczających kamienicę i była niemal pewna, że informacje o eksperymentach dostały się już w niepowołane ręce. Ot, taka szczypta pesymizmu.
Przyglądnęła się uważnie symbolowi, nie widząc potrzeby przerysowywania obrazka. Wyryła go sobie w pamięci, linia po linii, kropka po kropce, a jak Zoe już raz coś zapamięta, to raczej ciężko jej to zapomnieć.
- Raj...? - słowo nie było jej obce, znała je również w kontekście ludzkich wierzeń, ale dlaczego pojawiało się akurat tutaj? Może to był jakiś skrót? Nazwa tej sekty? Może... - Pamiętacie? Tamten Lunatyk mówił, że... jak to było... że jego badania odmienią świat, o. Myślicie że to ma związek z tym ,,rajem"? - cóż, jakiś związek istnieć musiał. Pytanie tylko, jaki dokładniej. Raj, Karminowa Świątynia... Jakieś podróże między światami? Ale po co ta krew...?
No i ten symbol, znak, mandala, cokolwiek to było. Zoe przekrzywiła głowę, pokręciła się trochę dookoła, ale wciąż z niczym jej się to nie kojarzyło. No, może trochę z różą wiatrów. Albo z samą różą. Albo... zegarem? Może mapą? Była sceptycznie nastawiona do tych pomysłów, ale sprawdzić nie szkodzi. Ostrożnie, nie chcąc wdepnąć w tajemnicze ciecze porozlewane po podłodze, minęła znak i wyjrzała przez okno. Spróbowała odnieść tamte linie i kropki do topografii miasta, szukając jakichkolwiek zależności, ale raczej liczyć na takie szczęście nie mogła, prawda? Zanim odsunęła się od szyby, na moment jeszcze wychyliła się, próbując dostrzec czy coś wartego uwagi nie leży w kierunku wskazywanym przez małą niby-strzałkę w prawej górnej części znaku. Ale po co właściwie ktoś miałby zostawiać im wskazówki?
Odwróciła się i przykucnęła, wertując papiery. W tym pobojowisku ciężko było odszukać jakiś początek zapisków, coś co pozwalałoby na chociaż ogólnikowe ogarnięcie o co w tym chodzi. Mimo to Zoe nie dawała za wygraną, starała się odczytać tyle notatek, ile była w stanie. Większości z tego zapewne nie zrozumie, ale w końcu była taką troszkę chodzącą biblioteką, więc może coś z dokumentów przypomni jej jakąś książkę czy inny papier który kiedyś czytała (i zapamiętała)? Naprowadzi na trop? W każdym razie, to wertowanie kartek pochłonęło ją tak bardzo, że nawet nie zauważyła jak na zewnątrz powoli się ściemnia. Zresztą czy to byłoby naprawdę tak dziwne, że czasem w Krainie Luster zmierzch zapada zupełnie znienacka?
Z zaczytania wyrwał ją dopiero głos Fiołka. Deszcz gwiazd...? Rzuciła okiem za okno i cichutko westchnęła, z podziwem. Coś tam faktycznie się działo, coś na pewno wartego uwagi. Ruszyła prędko śladem Violet, na balkon.
Już na zewnątrz, na widok nieba przecinanego co rusz smugą innego koloru (w końcu to lustrzana kraina, więc i spadające gwiazdy z pewnością różnią się od tych ludzkich), zaśmiała się radośnie i zaklaskała w dłonie, zupełnie jak dziecko.
Noc w Krainie Luster zawsze była piękna, w końcu z takim stężeniem magii w atmosferze widok zórz, zaćmień czy innych zjawisk nie powinien być niczym nadzwyczajnym. Mimo to, deszcz gwiazd zdawał się być czymś innym, rzadkim i szczególnym. Trochę inaczej niż w Otchłani, co, Zoey? Stała tak, opierając się na balustradzie i uśmiechając do własnych myśli. Lunatyczka znała zwyczaj słania życzeń do spadających gwiazd, ale zupełnie nie wierzyła w takie rzeczy. Chyba. Spróbować nie zaszkodzi, prawda? Wyszukała więc wzrokiem śliczne, niebieskawe mignięcie, które pojawiło się równie szybko jak znikło, przymknęła oczy i pomyślała życzenie. To głupie, Zoey. A mimo to się uśmiechała. Na wszelki wypadek skinęła głową i podziękowała gwiazdce w myślach, tak na zaś. Stała jeszcze chwilę, nieco sennie, aż z otępienia wyrwał ją jakiś chłodniejszy podmuch.
Czas wracać. Nie powiedziała tego na głos, nie chciała przeszkadzać tamtej dwójce. Nie sądziła, żeby udało jej się coś jeszcze znaleźć w pracowni Lunatyka, ale sam fakt że siedzi bezczynnie jakoś ją uwierał. Wróciła więc do wnętrza kamienicy, bez słowa, uznając że Violet i Elliot dołączą do niej w swoim czasie, kiedy tylko zechcą. Chociaż noc była jasna, rozświetlana jasnymi smugami, to w kamienicy panował półmrok. Na całe szczęście Zoe zauważyła lampę naftową, stojącą na stoliku i jakby tylko czekającą na zapalenie. W istocie, obok niej leżało pudełko zapałek, zupełnie jakby ktoś postawił ją tutaj tylko na moment i później zapomniał, zajęty swoimi sprawami. Albo zajęty umieraniem. Wzdrygnęła się na wspomnienie zabitego Lunatyka. Który to już raz dzisiaj? W każdym razie, światło byłoby przydatne, Zoe użyła więc zapałek. Płomyk zajaśniał dopiero po dłuższej chwili, bo drżące dłonie wcale nie ułatwiły jej sprawy. Dziewczyna naprawdę, naprawdę nie lubiła ognia, ale chyba nikt nie mógł się temu dziwić widząc jej paskudnie poparzone ramię? Kiedy jednak już się przemogła, ostrożnie ruszyła z powrotem do pracowni.
Może to tańczące światło lampy, a może gwiezdny blask zza okna, coś jednak przywiodło Zoe na myśl kolejne skojarzenie do znaku na ścianie - czy to nie wyglądało jak coś w rodzaju okręgu transmutacyjnego czy innego magicznego symbolu? Dziewczyna nie znała się jednak na alchemii ani niczym podobnym, nie miała więc pojęcia co symbol mógłby jej powiedzieć. Tyle pytań, tak mało odpowiedzi. Frustrowało ją to coraz bardziej - Lunatyczka lubiła wiedzieć o co chodzi, a teraz wszystko jej jakby umykało.
Z braku innych pomysłów ostukała ścianę wokół znaku, szczególnie miejsce wskazywane przez tą niewielką strzałkę. Jednak zapewne nic szczególnego się nie wydarzyło, mruknęła więc zrezygnowana i zaplotła ramiona na piersi. Po co ktoś zostawił tutaj ten malunek? Co przeoczyłam? Może oprócz tej pracowni powinno tu gdzieś być jeszcze laboratorium? Tylko gdzie? Westchnęła i pokręciła głową.Anonymous - 10 Lipiec 2016, 22:27 Cały czas prowadzony, prawdopodobnie nieświadomie, przez Lunatyczkę doszedł do momentu, kiedy zorientował się, że Violet nie była z nimi. W sumie to by nie zauważył, gdyby nie jej miauknięcie. Długo na odpowiedź Zoe nie musiał czekać, gdyż ona natychmiastowo poszła za głosem kota. Lunatyk nadal kontynuował chodzenie za swoją towarzyszką. Doszli do pokoju, którego drzwi pokazywały, że ktoś bardzo chciał się tam dostać nie sprawdzając, czy drzwi są w ogóle otwarte.
"Ile tu jest rzeczy!" - pomyślał Elliot. - "Przeszukanie tego zajmie nam kilka miesięcy." Było tam pełno półek, biurek, stolików, komód, etażerek, ale widocznie ktokolwiek tu urzędował potrzebował tyle mebli, gdyż wszędzie waliły się różnego rodzaju książki, papiery czy butelki z nieznanymi substancjami. Samym myśleniem nic się nie zdziała, toteż trzeba ruszać do pracy. Lunatyk wszedł głębiej do pokoju i od razu rzucił mu się na oczy wielki symbol narysowany na środku pokoju. Dziwne. Nigdy wcześniej nie widział niczego takiego. Zwrócił uwagę na coś, co wyglądało jak strzałka, choć nie wiedział, co miałaby niby wskazywać. Był jeszcze napis "RAJ", ale nawet nie miał zamiaru na ten temat kontemplować. Nawet sugestia Zoe nie zmieniła jego zdania. Jasne, może miała rację, ale nie to teraz interesowało Kolekcjonera.
Podszedł do regału i przestudiował książki znajdujące się na nim. Było tam trochę na temat marionetek, trochę alchemii. Koleś widocznie ostro wziął się do tego, co chciał zrobić. Choć co takiego sprawiło, że tak ciężko pracował? Nadal było za mało wskazówek, by móc wydedukować jedną, sensowną myśl. Tylko zgadywanie. Ale to nie pomagało w rozwiązaniu sprawy. Trzeba jeszcze szukać. Lunatyk podszedł do buteleczek, lecz wcale nie dlatego, by coś wywnioskować, ponieważ nie znał się w ogóle na płynach, toteż nie miał zamiaru ich dotykać ani ich wąchać. Chciał tylko popatrzeć z boku, być może rozpoznać jakąś krew czy olej. O ile w ogóle ktoś by trzymał tam takie płyny.
Elliot się nie zorientował, gdy nagle ze sceptycyzmu dotyczącego rozwiązania tej sprawy naprawdę był zainteresowany tym Lunatykiem. Ludzie tacy jak on nie pojawiają za często, a jak pojawiają się - są piekielnie ciekawi. Wszystko bowiem co się rodzi w człowieku ma swoje powody. Każda istota ma własne motywy, opinie, historie. Podczas gdy ludziom się wydaje, że człowiek, który zabił to zwykły psychopata niesamowitym jest, jakie ma wpływ na to patologiczne wychowanie oraz niepoprawny system wartości.
Z podróży po swoich myślach wytrąciła go pani czasami-kot. Elliot wyszedł na balkon, bo jak mówiła zaczął się deszcz gwiazd. Usiadł on na parapecie opierając się nogami o poręcz, a ręce położył na kolanach. Ciepłe powietrze obijało się o policzki Lunatyka, a on zamknął oczy i wypowiedział życzenie.
Spokój chwili sprawił, że Kolekcjoner na chwilę sobie przysypiał. Obudziło go dopiero nagłe światło wydobywające się z pomieszczenia. Okazało się na szczęście, że to tylko Zoe rozpalająca lampę naftową. Postanowił wejść do środka w celu dalszych poszukiwań.Charles - 11 Lipiec 2016, 19:31 Piękny spektakl, naprawdę cudowny wieczorne niebo zgotowało naszym bohaterom, ale już odłóżmy na bok życzenia, zachwyty, ochy i achy, choć żałuję, że żadnym z nich nie chcieli się podzielić z naszym kochanym MG. Mamy do rozwiązania zagadkę!
Róża wiatrów była całkiem sensownym pomysłem, zegar tak samo, ale Zoe nie miała prawa wiedzieć, który z jej domysłów był słuszny. Być może pomogłoby tu myślenie bardziej symboliczne? Za to faktycznie, zaglądnięcie przez okno pomogło niewiele - nawet jeśli istniała jakakolwiek zależność, budynek był za niski, aby objąć widokiem cały układ ulic.
Gdyby cała trójka zechciała skonsultować ze sobą zawartość papierów, książek, wykresów i notatek, odkryłaby, że one wszystkie tyczą się w większym lub mniejszym stopniu portali. Wielkości portali, ich kształtów, teleportacji lunatyków i tworzenia przejść-bram, możliwości przejścia do świata Snów posiadanej przez Cienie i Zjawy, całego fenomenu Lasu Drzwi, wreszcie o wymiarach kieszonkowych, wymiarach równoległych, wymiarach astralnych, zewnętrznym i wewnętrznych. Wszędzie bramy, wszędzie klucze, opisane suchym jak język abstynenta stylem i zapisane szaloną, skoczną kursywą. Ciężko było wywnioskować cokolwiek z pojedynczych zapisków i dopiero kilkanaście zebranych razem dawało jakichkolwiek obraz kierunku owych badań.
Elliot nie zobaczył w buteleczkach nic specjalnego - kilka przeźroczystych cieczy, jedna zielona i a jedna czerwona, jednak nie krwawo - przypominała raczej sok pomidorowy. W żadnej z butelek nie dało się też zauważyć pomarańczowej farby.
Ostukanie ściany przez Zoe nie dało za wiele, ale gdy zbliżyła się do strzałeczki, dostrzegła zatopioną w farbie karteczkę. Po rozwinięciu ukazano w środku napis "Bogini karze niewiernych, w domu swym poza światami". Kolejna zagadka, kolejna fraza pozbawiona sensu... przynajmniej na razie.Anonymous - 18 Lipiec 2016, 20:42 Gwiazdy gwiazdami, były piękne, lecz trzeba wracać do poszukiwań, które jak na razie okazały się bezowocne. Viola wróciła do zabałaganionego pokoju, wiedząc, że raczej musi zdać się na przyjaciół, w końcu pewnie byli od niej o wiele lepiej zaznajomieni z tą nauką i magią. Mimo wszystko postanowiła chociażby połączyć jakieś kartki, w końcu to zapewne działało trochę jak puzzle, jakoś do połączenia dojść musiała. Co prawda dalej te całe zapiski jej niewiele mówiły, a połączone kartki wydawały się zamiast sprawę ułatwiać to tylko komplikować. Zaczęła się zastanawiać ile kartek w ten sposób zginęło pod pomarańczową farbą. Gdy już stwierdziła, że ma dosyć tego naukowego domino, zostawiła to co ułożyła na widoku, tak aby jej towarzysze to dostrzegli, a ona sama postanowiła zająć się czymś innym.
- Szczerze mówiąc, nie za wiele rozumiem z tych wszystkich papierków, ale wydaje mi się, że to coś o portalach, jak te w Szkarłatnej Otchłani czy te całe odłamki, które można znaleźć tu czy tam. No, ale jak wspomniałam, nic mi to nie mówi, za głupia jestem na coś takiego, może wy coś wymyślicie - wskazała na wcześniej przez nią ułożone kartki.
Postanowiła spróbować wywnioskować cokolwiek z numerków pozostawionych przez arcyksiążęcych żołnierzy, jednak w tym całym chaosie nie tworzyły one żadnego sensu.
- Myślicie, że mogą tu być jakieś tajne przejścia czy skrytki? - rzuciła całkowicie od niechcenia i z braku dalszych pomysłów na poszukiwania.
Rozważała pójście do piwnicy, gdzie zastali kolekcję krwi, jednak zapewne niewiele zostało po tym jak zmasakrowali to miejsce, więc szybko odrzuciła ten pomysł. Przystąpiła do poszukiwania domniemanych przejść czy skrytek poprzez przesuwanie mebli, które o dziwo nie zostały ruszone przez arcyksiążęcych, ani tych dziwnych od rysunku na podłodze. Z cięższymi meblami radziła sobie za pomocą pnącz, które wytwarzała za nimi by chociaż trochę je odepchnąć od ściany.