Jocelyn - 17 Wrzesień 2016, 21:26 Tego dla Trucicielki było za wiele. Każdy ma swoje granice. Ona przeżyła dziś taki Rollercoaster emocjonalny że dokładnie w momencie w którym usłyszała slowo gwałt pękła.
W jej głowie eksplodował nagle mur którym odgrodzila się lata temu. Mur od wspomnien które bolały gorzej niż moznaby sobie wyobrazić. Znowu znalazła się w willi wuja. Widziala to tak jakby naprawdę tam byla. Znowu trzymal ja za raczke i prowadził do piwnicy. Płakała i się opierała jak tylko mogła. Jednak co mogło zrobić 12 letnie dziecko jakiemuś 45 letniemu facetowi co nigdy nie szczedzil na silownie? Wiedziala co beda tam robic. W koncu było to juz któryś raz na przelomie 4 miesięcy. Panicznie się bala i chciała umrzeć. Tak. Jako 12 letnie dziecko codzień miała myśli samobójcze. Nosiła w sobie tajemnice tak bolesną że nie dawała rady. Bala sie komukolwiek o tym powiedzieć. Wujek jasno jej mówił : Nikt Ci nie uwierzy. Jesteś brudnym dzieckiem a ja z Ciebie ten brud usune. Szeptal jej w ucho. Właśnie ciągnął ja do piwnicy. Nie przejmował się tym że dziewczynka sie potknela. Plakala tak ze gardło ja bolalo. Wtargal ja do pomieszczenia i zakluczyl drzwi. Mala francuzka od razu uciekla w kat, łudząc się że może tym razem tego nie zrobi. Może się zlituje? Jednak z każdą sekunda jej krucha nadzieja malała. Zakluczyl drzwi jak zawsze na wszystkie zasuwki. Nastepnie zapalil lampy, jarzeniowki. Znów ledwo widziała na oczy przez to zbyt jaskrawe światło. Jason przez ten czas jak ona sie trzesla i plakala w kacie, przygotował stol. Taki jak sie uzywa na porodowce. Wyczyścil je dokladnie i rozebral sie do naga. Stanal potem nad dziewczynka i powtorzyl tekst o oczyszczeniu. Wtedy ona rozdarla sie w niebogolosy gdyz podniosl ja i zdarl z niej sukienke razem z majteczkami. Rzucil ja niemal, na stol i przypial jej nadgarstki i kostki. Nogi rozszerzyl za pomoca specjalnych podporek. Jocelyn za kazdym razem blagala Boga o śmierć. Nie chciała dłużej tego przeżywać. Nie chciała dłużej tak cierpieć. Za co jest tak karana? Przeciez jest dobra córka! Znów słyszała jego sapanie nad jej uchem, znowu czuła palący bol. Znowu cierpiala.
Jocelyn tak jak stala przed Banem tak nafle uoadla na kolana. Zlapala sie za glowe i plakala.
- Przestan!!! - histerycznie rozdarla sie na cale gardło i wtedy jej moc się uwolniła. Okno sie otworzylo a drzwi trzasnely gdyz wyzwolila z siebie energie wiatru jakiej dotychczas sie nie ośmieliła. Nie widziala pokoju hotelowego. Widziala z powrotem piwnice. Widziala Jasona i znow czula ten smrod. Kulila sie chwile i myślała o tym że chcialaby mu rozszarpac gardlo. Zamordowac za wszystkie krzywdy ktore otrzymała przez jego osobe.
Przez jej mysli uaktywnila sie bransoleta na jej rece. Rozblysla na czerwono i po chwili na miejscu Jocelyn stal wielki Grizzly. Prawie dwa i pół metra wysokości. Zwierzr darlo sie rozdzierajaco nie mogac nad soba zapanowac. Machnelo na oślep łapa przed siebie. Czy ten cios dosiegnal kogokolwiek? Pewności nie bylo..Tyk - 17 Wrzesień 2016, 23:00 Ten post powinien zacząć się do mądrego, czy też pseudomądrego cytatu o gniewie. O tym jak zły ma on wpływ i jak złym jest doradcą. Czy jednak fakt, że Lyn swoim podmuchem, który przez jej gniew pomknął na wszystkie możliwe strony, najmocniej uderzyła w osobę najmniej winną temu wszystkiemu. Choć raczej nie jest tak, ze ona oberwała najmocniej, a po prostu jako najlżejsza poniosła największe obrażenia.
Bane i Gregory byli w stanie ustać na nogach, choć ten drugi - gdyż nie miał za plecami biurka, cofnął się nieznacznie o krok. Za to nieprzygotowana dziecina uderzyła najpierw o winnego całemu zamieszaniu Cyrkowca, a następnie o leżące obok biurko. Nie zrobiła sobie jednak krzywdy, jedynie odczuwała ból brzuszka od starcia jego i drewnianych desek. Podmuch był jednak bardzo słaby. Jej moc zbytnio się rozproszyła i zbyt dużo siły straciła na posłanie wiatru we wszystkich kierunkach. Mimo więc, że siła podmuchu byłaby imponująca gdyby skumulować ją w jeden atak, to została zbyt rozproszona by na kimkolwiek poza dziewczynką zrobić większe wrażenie.
Gniew źle doradził Lyn także przy zmianie w zwierzę. Zmieniła się co prawda w to co chciała, jednak zaszkodziła tym sobie ogromnie. Jej ślepy atak gniewu rzeczywiście trafił. Znaczy wszystko wskazywało, że trafi i to jedynie od Bane zależało, czy uda mu się uniknąć. Jemu i oczywiście Tulce, która nie była zagrożona, lecz która była obok i na którą musiał zwracać uwagę. Gdyby odsunął się od łapy w najprostszy sposób, w bok, wpadłby na biedną dziewczynę. Atak był dość szybki, ale jako że zamach był szeroki miała chwilę czasu wcześniej. Łapa leciała w stronę ramienia mężczyzny nieznacznie z góry.
Teraz jest kolej Bane, który ma pisać w jaki sposób wykona unik przed atakiem. Po nim napiszę ja i potem powiem co z dalszą kolejnością.
Bane - 18 Wrzesień 2016, 23:01 Wybuchu Jocelyn spodziewał się, ale nie wiedział, że nastąpi to akurat teraz. Nie powiedział nic złego, powtórzył wcześniejsze zeznania dodając więcej informacji. Sama zapytała go co wie na temat Tulki. Odpowiedział zgodnie z prawdą.
Podmuch wiatru który nagle w nich uderzył odepchnął dziewczynkę na biurko. Uderzyła solidnie ale nie powinno jej chyba nic być. Bane zauważył, że Grega trochę cofnęło, medykowi natomiast rozwiało białe włosy i wcisnęło go mocniej w brzeg mebla.
To co stało się w następnej chwili przeszło najśmielsze oczekiwania. Bransoleta Jocelyn rozbłysła czerwonym blaskiem. Bane znał ten element biżuterii, widział już podobny. Nie wiedział natomiast o jego mocy.
W mgnieniu oka stanął przed nim Grizzly. Prawdziwy, kudłaty niedźwiedź. I raczej nie był pokojowo nastawiony...
Bane zacisnął mocno szczękę i zmarszczył brwi. Zapowiadało się nieciekawie - Tulka, bezbronna Tulka uniemożliwiała mu ucieczkę z jednej strony, zamykając mu bok, Gregory stał w drzwiach i Bane nie miał wpływu na to co blondyn zrobi.
Grizzly warczał głośno co tylko potwierdzało, że jest zły jak cholera. Bane szybko rozejrzał się dookoła szukając drogi ucieczki. Okno za nim było otwarte, wywalił je podmuch wiatru. Miał więc możliwość skoku, niechybnie połamałby sobie nogi ale może by przeżył.
Oczy rozbłysły jadowitą zielenią, Bane spiął mięśnie gotów do ruchu. I wtedy niedźwiedź zamachnął się łapą mierząc najwidoczniej w bark medyka. Białowłosy był niewiele niższy od zwierzęcia.
Poczuł uderzenie adrenaliny i charakterystyczne wrażenie jakby czas nagle zwolnił. Musiał coś zrobić.
Ręką sięgnął do kieszeni i wyjął strzykawkę napełnioną krwią. Zrobił krok w przód, wolną rękę podniósł nad głowę w celu zablokowania łapy na wysokości nadgarstka zwierzęcia. To powinno wyładować impet uderzenia nie powodując przy tym ran drapanych.
W tym samym czasie, wykonując parowanie, drugą dłoń ze strzykawką skierował w stronę gardła niedźwiedzia. Z całej siły wbił igłę, zatapiając ją pod szczęką tam, gdzie kość ustępuje miejsca miękkim tkankom. Grizzly nie miał szans tego uniknąć, był zwierzęciem cięższym i wolniejszym od człowieka jeśli chodzi o refleks. Pod wpłypem impetu igła przebiła folię w którą była zabezpieczona.
Palec położył na tłoku. Jego oczy błyszczały, zbliżył twarz do pyska zwierzęcia. Na twarzy wykwitł przerażający uśmiech.
- Daję ci wybór: uspokoisz się i wrócisz do poprzedniej postaci a wtedy zabiorę igłę. - powiedział z zimnym spokojem, mocno kontrastującym z upiornym uśmiechem - Jeśli jednak mnie zaatakujesz... Cóż, umrzemy razem. Z tym, że ja szybko przez odniesione rany a ty będziesz konać w mękach.
Strzykawka miała w sobie szaro zielonkawy płyn. Tylko od ruchu palca Bane'a zależało, czy jej zawartość trafi do krwioobiegu Jocelyn fundując jej powolną śmierć.
- Decyduj. - powiedział zimno. Nie obchodziło go czy jego druga ręka ucierpiała i w jakim stopniu. Zignorował też Tulkę, mała jeśli jest sprytna i nie sparaliźował jej strach powinna wejść pod biurko. Greg... No cóż, chyba najlepiej byłoby jakby przemówił Jocelyn do rozsądku bo aktualnie Bane i ona pod postacią Grizzly byli unieruchomieni. Bane trzymał ją w szachu.Tulka - 18 Wrzesień 2016, 23:57 Gdy Joce padła na kolana Tulka chciała do niej podejść i ją przytulić, uspokoić. Jednak nagły podmuch wiatru jej to uniemożliwił. Co się właściwie stało? Poczuła wiatr, potem ból brzucha i nagle klęczała obok Bane'a i obserwowała jak Joce zmienia się w wielkiego misia. Dziewczynka początkowo doznała takiego szoku, że zapomniała o wszelkim bólu. Patrzała tylko z szeroko otwartymi oczami na Jocelyn, która już Jocelyn nie była.
Gdy niedźwiedź zaatakował, a Bane odpowiedział na to wbiciem mu w szyję strzykawki z dziwną zawartością, Tulka chciała ich powstrzymać. Podniosła się i zrobiła krok do przodu.
W tym momencie zobaczyła twarz Bane'a. Tę samą, która wcześniej prawie cały czas nie wyrażała, żadnych uczuć. Twarz, która zawsze pokazywała spokój teraz pokazywała szaleństwo. W połączeniu ze spokojnym tonem głosy, robiło to przerażające wrażenie. Widząc to, Tulka cofnęła się jak najdalej mogła. Jeśli tylko miała taką możliwość, szybko ominęła walczących i schowała się za plecami Gregory'ego. Jeśli jednak nie miała takiej możliwości, schowała się pod biurko, mając nadzieję, że pani Joce się uspokoi. Nie chciała tracić nowej rodziny, zanim się nią na dobre stała.Tyk - 19 Wrzesień 2016, 00:16
Jego Najwyższa Nieomylna Wspaniałość, Rozstrzygający o bytności zdarzeń, ich następstwach i przebiegu, Ten który decyduje o śmierci, życiu i zgonie postaci, Najsprawiedliwszy ... I coś tam dalej... ble ble ble... Mistrz Gry! Wiecie o co chodzi. Ogólnie to jest post MG, gdyby ktoś nie zauważył po samym kolorku i mam nadzieję, że ten żartobliwy wstęp nikogo nie uraził.
Łapa niedźwiedzia miała zostać zablokowana przez rękę Bane. Jednocześnie drugi ruch ręką był atakiem skierowanym w stronę niedźwiedzia. Przygotowaniem do zadania ostatecznego ciosu. Wszystko to było dość przemyślane, jak gdyby Bane już nie raz walczył z dzikimi bestiami, lecz jednego nie przewidział. Uderzenie było zbyt silne, by tak łatwo mógł je zablokować. Zachwiał się na nogach, a druga z jego dłoni odsunęła się od klucza do zwycięstwa. Strzykawka tkwiła wprawdzie w ciele zwierzęcia, udało mu się wyprowadzić atak. Teraz jednak musiałby ponownie ją chwycić. Był jednak w stanie to zrobić, choć nie bez ryzyka. Podwójnego ponadto, gdyż z jednej strony ryzykował zbliżenie się do zwierzęcia i otrzymanie kolejnego ciosu, z drugiej zaś może zbyt pochopne sprowadzenie nań śmierci.
Z dobrych wiadomości trzeba wspomnieć, że mimo wszystko udało się w istocie zatrzymać łapę niedźwiedzia i to bez poważniejszych obrażeń. Dał również radę wygłosić swoją kwestię, a to jak na nią zareaguje zależy już od zwierzęcej postaci Lyn.
Szczęście sprzyjało mu również ze względu na to, ze Tulka ukryła się pod biurkiem, nie zawadzając aż tak bardzo, choć będąc w bardzo nieciekawym położeniu gdyby biurko zostało zniszczone. Choć czy była obecnie lepsza kryjówka? Do Grega było za daleko i musiałaby minąć wściekłego niedźwiedzia.
Greg za to był świadkiem - na razie jako jedyny mógł zwrócić na to uwagę - wpadnięcia do środka jakiejś kobiety o rudych włosach, pracownicy, która zaczęła krzyczeć - i wtedy mogli zwrócić na nią uwagę już wszyscy:
- Co tu się wyprawia!? Jakieś bójki, seksy czy inne bezeceństwa! To jest spokojny dom, a nie stodoła! USPOKÓJCIE SIĘ NATYCHMIAST! - Ostatnie słowa wykrzyczała wyjątkowo głośno. Była wyraźnie zirytowana zamieszaniem, a już na pewno wiatrem uderzającym w jej okna od zewnątrz, czy też rykami niedźwiedzia. Dopiero jednak teraz zaczęła patrzeć i ogarniać co tu się dzieje. Wtedy też jej mina przybrała postać "Gdzie ja jestem? Co tu się dzieje?"
Kolejnosć:
Jocelyn
Bane
Greg
Lis
Ten plugawy niewdzięcznik Tyk jako Mistrz Gry
Jocelyn - 19 Wrzesień 2016, 15:22 Cios igłą nie zrobił na niej wrażenia. To co nią wstrząsnęło to była Julia uderzająca o biurko. Widząc to znowu znalazła się w hotelowym pokoju. Przez chwilę miała zamglony wzrok.. upadła na swoją niedźwiedzią dupę i siedziała tak ze zdezorientowaną miną.
Co..c..co ja właśnie zrobiłam?? Dopiero wtedy poczuła piekący ból w szyi. Przez to że nadal była w postaci niedźwiedzia, nie mogła obrócić tego wielkiego łba tak by to zobaczyć. Z drugiej strony coś nakazywało jej się pod żadnym pozorem nie ruszać. To był pierwszy raz jak użyła bransolety nieświadomie... Przecież mogła nawet kogoś zabić!
Siedziała tak nieruchomo, ciężko oddychając. Co się z nią właściwie stało? Rozmawiali z Banem o Julii i wtedy..
Podniosła wzrok i zobaczyła Julie kulącą się pod biurkiem. Mała przeszła.. prawie to samo co ona.. A Joce jak głupia zamiast ją pocieszyć czy coś.. wpadła w ten niekontrolowany atak..
Było jej wstyd.. a co jeśli zaczną się dopytywać? Krzywo na nią patrzeć?.. I GREG! Przecież.. uzna ją pewnie za wariatkę i ją porzuci...
Z jej niedźwiedzich, czarnych oczu popłynęły łzy a ona bezradnie westchnęła.. było jej tak cholernie wstyd...Bane - 19 Wrzesień 2016, 17:46 Trafił. Ale nie przewidział, że uderzenie łapą nim zachwieje. Może dlatego, że nigdy nie spotkał niedźwiedzia, nie stanął z nim twarzą w twarz. Przeliczył swoje siły, myślał, że skoro zwierz jest jego wzrostu to Bane spokojnie sobie z nim poradzi.
Impet sprawił, że medyk wypuścił strzykawkę która utkwiła w szyi niedźwiedziej Joce. Sytuacja stała się niebezpieczna - ciśnienie mogło poruszyć tłokiem a wystarczyłaby kropla by życie Joce było poważnie zagrożone. Bo póki miał kontrolę, mógł nad tym zapanować, ale wypuścił strzykawkę...
Szeroko otwarte oczy Bane'a zdradziły, że mężczyzna zestresował się jeszcze bardziej.
Tulka zwiała pod biurko, może dzięki temu uniknie przypadkowych obrażeń. Jeszcze tego brakowało by ucierpiała niewinna dziewczynka.
Greg stał z tyłu dlatego Bane nie widział jego miny. Do pokoju wbiegła rozhisteryzowana pracownica motelu ale szybko się wycofała - dobrze, przynajmniej ją mają chwilowo z głowy.
Kiedy niedźwiedź osunął się do siadu, najwidoczniej odpuściwszy sobie kolejny atak, Bane doskoczył do zwierza i nie czekając ani chwili wyrwał strzykawkę z szyi. Szybko zerknął na zawartość - miarka wskazywała full. O tyle dobrze.
Skrzywił się mimo wszystko. Stres jeszcze nie schodził, niedźwiedź zaczął rzewnie płakać. Bane nie rozumiał do końca co właściwie się dzieje. Postanowił więc schylić się pod biurko i sprawdzić co z Tulką.
Twarz miał zmęczoną, zniknął szaleńczy uśmiech ale Bane pozostawał w dalszym ciągu pod wpływem adrenaliny i stresu. Zezłościł się. Jak Joce mogła na niego tak naskoczyć?
Każdy ma swoje sekrety, swoją historię. Ale trzeba nauczyć się nad tym panować. Przecież gdyby Joce nie uspokoiła się, Bane mógłby ją zabić. W obronie własnej. I co wtedy?
Na szczęście do tego nie doszło, misiek siedział i płakał. Wyglądał żałośnie, łzy płynęły z czarnych oczu wielkimi kroplami mocząc gęste futro.
Bane wstał. Najchętniej napiłby się wódki i zapomniał o dzisiejszym dniu.
Poczuł ogromną ochotę by się na czymś wyżyć. Nie uderzy Tulki, bo to niczemu nie winne dziecko. Nie rzuci się na Joce, bo mimo że w zwierzęcej postaci, była kobietą. Greg nie zasłużył na sztukę w mordę. Pracownica motelu też nie.
Warknął, wściekły na wszystko i wszystkich... i skierował się ku drzwiom. Obszedł płaczącego miśka, stanął przy Gregorym.
- Będę na dole. Daj znać jak się uspokoi. - powiedział patrząc mu w oczy. Musiał wyjść, przewietrzyć się, ochłonąć. Albo komuś przywalić. Nie dbał czy go ktoś zatrzymuje, zignorował wszystko. Wiedział, że jeśli zostanie, może dojść do jeszcze większej afery.
Zszedł na dół. Motel zatrzymał się chyba więc Bane wyszedł za drzwi. Stanął na schodkach, rozejrzał się - byli chyba w jakimś lesie.
Walnął pięścią o ścianę i wrzasnął dając upust emocjom.
Pozostali z pewnością usłyszeli jego krzyk.Gregory - 19 Wrzesień 2016, 19:44 Jocelyn szalała, a Gregory nie wiedział czemu - widząc nadchodzącą falę wichru, zdążył zaprzeć się cały na stopach, zasłaniając twarz przedramionami, a i tak cofnął się o krok. Co się z nią działo, do jasnej cholery? Czy to jest ten słynny czas w miesiącu, o którym Gregory tyle słyszał? Co do cholery on jej zrobił? To na pewno nie była kwestia końskich zalotów przy kawie. Jocelyn wyglądała, jakby nie panowała nad własną mocą. Zaraz... co jej się tam świeci...?
Animicus. Gadżecik ciekawy, lecz Gregorowi zbędny - nie potrzebował specjalnych środków, aby przemienić się w zwierzę, znane jako Homo Sapiens. A jej się zachciało zostać niedźwiedziem?? Gregory czuł, że musi zainterweniować, chciał ponownie odrzucić ludzką postać i rzucić się pomiędzy nich, zaprowadzając mores choćby i kłami, i pazurami.
I w tym właśnie momencie, kiedy był już gotowy na rozdzielenie tej uroczej parki, przybyła pani zarządzająca tym całym wesołym domkiem. Z przerażeniem, lecz i irytacją, zacisnął zęby. W pełni zdał sobie sprawę z tego, w jakiej sytuacji się znaleźli. On im znajduje dobry, tani motel, dziwny, to fakt, ale spokojny, a oni jak mu się odpłacają? Jedyne co mógł teraz zrobić, to nie pogarszać sytuacji -teraz przemiana w gryfa nie wchodziła w grę. Kiedy sytuacja już się uspokoi, Greg, klnąc się na Boga, w którego nie wierzył już od dawna, palnie im kazanie życia.
Spojrzał na kobitę - biedna ruda, nie ma pojęcia, na kogo natrafiła na tym łez padole. Gregory poczuł, że skoro najciekawsza i najbardziej ekscytująca część tej sytuacji odbywa się właśnie bez niego, to równie dobrze może ją jakoś uspokoić. Przeciągnął się lekko, starając się wyglądać na wyluzowanego. W sumie zabrzmiałoby to dziwnie, ale naprawdę, przy tej sytuacji, czuł się wyluzowany - po prostu na krótką chwilę odciął go psychicznie. Spojrzał jej prosto w oczy - niezależnie od tego, czy zadzierał głowę do góry czy też, szczęśliwym trafem, spoglądał przed siebie - po czym westchnął jak matka tłumacząca pani w przedszkolu, czemu jej Johny obrzucił dziewczynki klockami, rozkładając bezradnie ręce:
- Pojebało ich, proszę pani, po prostu pojebało. To nieczęste zjawisko w naszej grupce, proszę się nie kłopotać... Jutro rano wszystko będzie w absolutnym porządeczku - nie zrobiliśmy żadnych szkód, wszystko posprzątamy, jakby się coś pobrudziło. - powoli i delikatnie, acz stanowczo, zaczął prowadzić ją z powrotem w kierunku schodów. Zostało w nim coś z policjanta, niewielkie ognisko siły i spokojnej pewności. Gregory będący rozsądny i spokojny podczas pata najwidoczniej oszalałego medyka i niedźwiedzia grizzly - teraz naukowcy całego świata zaczęli popełniać masowe samobójstwa.
- Do widzenia. Życzę miłej nocy - dodałby, gdyby jego metoda odniosła sukces i facetka uwierzyłaby, że to tylko niegroźna sprzeczka. Przy okazji odprowadził Bane'a wzrokiem, kiedy ten kierował się w dół. Najwidoczniej sytuacja rozwiązana została bez jego interwencji i bardzo dobrze. Na uwagę Toksynka odparł wymownym milczeniem. Po chwili usłyszał jego krzyk - jemu też chciało się wyć, wrzeszczeć jak jeszcze nigdy, ale musiał z tym poczekać, nie chciał dopełnić tego uroczego obrazka domu wariatów. Zamiast tego ruszył ociężale z powrotem do pokoju, po czym spojrzał na Jocelyn, nieważne czy jeszcze była niedźwiedziem, czy nie:
- Ty mądra jesteś? Co to miało być? - westchnął, masując sobie czoło.Tulka - 19 Wrzesień 2016, 20:02 Jocelyn chyba w końcu się uspokoiła. Bane wyciągnął też z jej szyi tę dziwną strzykawkę. Tulka jednak nadal siedziała pod biurkiem zszokowana tym co przed chwilą zobaczyła.
Gdy Bane zajrzał pod biurko spojrzała tylko na niego roztrzęsiona, nie mając pojęcia co może powiedzieć. Patrzała to na mężczyznę to na płaczącego niedźwiedzia. Oddychała ciężko, jak po jakimś maratonie. Miała szeroko otwarte oczy. Jeszcze trochę i jej serce wyskoczyłoby z piersi i zaczęło stepować na korytarzu. Bała się ruszyć, a właściwie to nie wiedziała nawet czy da radę wykonać choćby najmniejszy ruch.
Wujek nie wyglądał już tak strasznie, było jednak widać, że jest bardzo zmęczony i zdenerwowany. A to wszystko była jej wina! Gdyby nie przyszła do jego pokoju to na pewno by do tego wszystkiego nie doszło. Miała ochotę płakać ale nie wiedzieć czemu nie potrafiła urodzić nawet jednej łzy. Jej wzrok stał się jakby nieobecny. Przez to, że jeszcze była w szoku nie czuła żadnego bólu, ani tego związanego z urazem skrzydła, ani tego spowodowanego podmuchem wiatru.
Gdy Bane wyszedł z pokoju odetchnęła z lekką ulgą. Z trudem wydostała się spod biurka i stanęła nieopodal Jocelyn spoglądając na nią swoim pustym wzrokiem. Coś w niej pękło, nie wiedziała co. Chciałą płakać, krzyczeć. Chciała przytulić Jocelyn. Chciała aby ten dzień w końcu dobiegł końca. Jednak bała się też podejść do ogromnego zwierza. W lesie obok jej domu raz zawitał niedźwiedź, jednak gdy zobaczyła jak rozrywa dorosłego jelenia, nie chciała ryzykować próby zaprzyjaźnienia się z nim.
Krzyk Banea przeważył szalę. Dziewczynka nie zwracając już uwagi na nic wybiegła z pokoju by jak najszybciej znaleźć się w pokoju, który dzieliła z Jocelyn. Musiała ochłonąć, musiała się uspokoić. Nienawidziła tej swojej maski, którą zakładała zawsze gdy pan postanowił sobie, że ma na nią ochotę. Teraz też się pojawiła. Nie chciała tego.
Tuż przed drzwiami do pokoju zatrzymała sie. Nie wiedząc czemu czuła, ze Bane wyszedł na zewnątrz. Spojrzała w te stronę swoim pustym wzrokiem. Niezależnie od tego czy Bane postanowił wrócić do środka i ja zobaczył czy nie, po chwili weszła do pokoju i zamknęła za sobą drzwi.
W pokoju usiadła w kącie, trzęsąc się. Nie płakała jednak. Przytuliła zdezorientowaną Amber i czekała na powrót swojej opiekunki, patrząc beznamiętnie na drzwi.Tyk - 19 Wrzesień 2016, 22:10
Nic się nie stało. Wbrew całkowicie zbędnemu wybuchowi złości i niepotrzebnej emanacji nienawiści do świata, która miała tu miejsce, udało się wszystkim przeżyć. Gorszym problemem okazała się kobieta, która wręcz postawiła im ultimatum, że jeżeli znajdzie choćby małą plamkę i nie przestaną hałasować to będą płacić za trzy lata nocowania. Oczywiście nie stać ich na to, lecz może będą już grzeczni. No albo po prostu nasza droga, ruda, przyjaciółka nie zrealizuje swojej groźby? Jednak po jej uśmiechu można było się spodziewać najgorszego. Poszła jednak wyjątkowo łatwo.
Kolejnosć:
Jocelyn
Bane
Greg
Lis
I niech sobie to dalej leci jak tylko chce
Jocelyn - 20 Wrzesień 2016, 16:04 Gdy Bane i Julia wyszli, niedźwiedzia Jocelyn wróciła do swojej ludzkiej formy. Siedziała bezradnie na podłodze nie ogarniając sytuacji.
Dlaczego tak zareagowała? Dlaczego to wszystko wróciło z takim impetem?
Przecież to było tyle lat temu.. myślała że już się z tym pogodziła.. a jednak. Tajemnica którą do tej pory w sobie skrywa tak naprawdę zżera ją od środka. Dziś jasno zdała sobie zdała z tego sprawę. Kiedyś już myślała.. rozważała rozmowę z kimś na ten temat. Jednak bała się. Tak cholernie się bała. Ona dumna pani kapitan, opiekunka Tulki i bla bla bla.. dała ciała. Teraz jej kruchy autorytet upadł na samo dno.. Odbudowanie tego wszystkiego będzie w cholere trudne... jeśli w ogóle możliwe.
Gdy usłyszała słowa Gregory'ego na jej twarz powróciła maska. Wstała i przed odwróceniem się w jego stronę otarła resztki łez. Może i się zbłaźniła ale to był ostatni raz jak kiedykolwiek pokazała TĄ siebie. Teraz jeszcze bardziej będzie nad sobą panowała. Życie jak robot nie jest trudne. Wystarczy uważać na...wszystko.
Odwróciła się w stronę Gregory'ego, spojrzała mu w oczy i bez słowa wyminęła, kierując się do swojego pokoju. Nie ma zamiaru nikomu się spowiadać.
Szybko ruszyła schodami na doł mijając po drodze rudą facetkę. Teraz co innego musiała zrobić.
Z zaciętą miną weszła do pokoju i nie szukając w nim Juli powiedziałą na głos, opanowanym tonem:
- Jakim prawem w środku nocy sama, wyszłaś z pokoju?-. Nie podniosła głosu ani nic. Po pokoju jeszcze przez chwilę krążył perfekcyjny francuski akcent.Bane - 20 Wrzesień 2016, 20:44 Noc była cudownie rześka. Chłodny wiart owionął mu twarz, Bane odetchnął głęboko chcąc się uspokoić. Kiedy po raz ostatni był tak zły? Nie pamiętał. Chyba po któtejś z rozmów z siostrą. Wytykała mu, że jest niepoważny, że powinien się ustatkować, dorosnąć. Nie znosił gdy mu matkowała...
Usiadł na stopniu i wpatrzył się w przestrzeń. Oddałby duszę za łyk wódki. Szkoda, że jego piersiówka była już pusta.
Był bardzo zmęczony. Wzrost adrenaliny który wcześniej dał mu kopa energii całkowicie pozbawił go sił, wyssał niczym komar krew żywiciela.
Sam nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Jocelyn była wybuchowa, skrywała prawdziwą siebie pod maską opanowanej pani kapitan. Chowała się, bała uzewnętrznić. Co za ironia... On, mężczyzna który został 'obdarzony' kamienną twarzą pokłócił się z kobietą 'w masce'. Kto by pomyślał, że w kilkusekundowym apogeum sprzeczki oboje wybuchną, wyrzucając na wierzch wszystkie skrywane emocje.
A świadkiem tego wszystkiego był Gregory i Tulka. Blondyn powinien zrozumieć, był rozsądny. Ale dziewczynka? Biedna mała, pewnie płacze w pokoju. A Jocelyn? Zmieniła się już w człowieka czy dalej siedzi na swoim niedźwiedzim zadku i wyje w niebogłosy?
Jej zmiana była skrajnym brakiem odpowiedzialności. Ale czy kobieta faktycznie to zaplanowała? No i ta bransoleta. Wyglądała identycznie jak ta którą znalazł pierwszej nocy, po przybyciu do Krainy Luster. Planował sprzedać błyskotkę gdy skończą mu się pieniądze... Ale teraz gdy zobaczył co to potrafi, postanowił zatrzymać ją. Kiedyś przy okazji zapyta Jocelyn jak używać mocy.
Przeczesał dłonią białe włosy i przetarł zmęczoną twarz. Miał koło 35 lat a czuł się jak starzec. Dziwił się wszystkiemu co tu spotykał. Jak gdyby tu nie pasował... Ale przecież z jego wyglądem i umiejętnościami nie mógł wrócić do Świata Ludzi. Co gdyby znaleźli go ci naukowcy?
Poważnie zastanawiał się nad rejsem. Dzisiejszym pokazem nie zdobył raczej zaufania. Czy jego nowi znajomi zrozumieją, że chciał się bronić? Nie potrafił walczyć, strzykawka była jedynym wyjściem.
Był jak jadowita żaba - musiał straszyć, udawać groźnego by dali mu spokój.
Przez chwilę przeszło mu przez myśl, że chyba bezpieczniej będzie zrezygnować. Nie może ryzykować, co jeśli Joce znowu straci panowanie? Co jeśli Bane będzie zmuszony wstrzyknąć truciznę?
Odegnał myśli, pieniądze kusiły zbyt mocno. Musiał jakoś zarobić by mieć godny start w tym świecie. Postanowił też, że kiedy tylko wstanie słońce i motel wróci w jakieś bardziej cywilizowane miejsce, pójdzie poszukać jakiegoś scyzoryka albo innej broni, niewymagającej specjalnych umiejętności bojowych.
Zimne powietrze znowu złożyło chłodny pocałunek na jego twarzy. Bane odprężył się, usiadł wygodniej.
Samotność najwidoczniej była mu pisana. Będzie musiał poszukać jakiś plusów, żeby nie popaść w totalną depresję.Gregory - 21 Wrzesień 2016, 11:33 Poszedł za nią. Bo niby co mógł zrobić? Kiedy wróciła do swojej postaci, to automatycznie zniknęła cała irytacja i zrobiło mu się bezdennie głupio. Po prostu nie był w stanie się na nią gniewać. Zaczął miętolić coś pod nosem, próbował się do niej odezwać, może nawet przytulić, gdyby mu na to pozwoliła. Ale ona po prostu wstała i z nienaturalną, kamienną twarzą poszła na dół, Gregory szedł za nią zaś krok w krok, póki nie zatrzasnęła mu drzwi tuż przed nosem, nie mówiąc nawet dobranoc. Co on zrobił? Czy to jego wina? Czuł, że jego, ale niby nic nie zrobił. Wyglądała wtedy na tak szczęśliwą, jeszcze parę minut temu. Stał jeszcze chwilkę przed drzwiami, myśląc, czy by sobie nie podsłuchać, co będzie się działo w jej pokoju. W końcu dał sobie spokój.
Nie wiedział zbytnio, co ma ze sobą zrobić. Był potwornie zdenerwowany, w gardle miał kłującą, zimną kulę tłuczonego szkła, a zarazem czuł się taki zmęczony. Nie zamierzał wracać do łóżka, więc postanowił potowarzyszyć Bane'owi. Zastał go na ganku, gapiącego się w dal. Jedna z piernikowych desek przy drzwiach była lekko skruszona - nie trzeba być nie wiadomo jak silnym, aby rozwalić kawałek suchego ciasta.
- Jak chcesz się wyżyć, to nie bij ściany - nic ci nie zrobiła. Ewentualnie możesz przypierdolić mi, ale wtedy ci oddam, a ta ruda zołza wywali nas na zbity pysk. Mówię serio - ja też potrzebuję w coś walnąć, a do pojedynku na gołe klaty jesteśmy praktycznie gotowi. - dodał pół żartem, pół serio, siadając ciężko na ganku i wpatrując się w mijający ich las. Zadrżał lekko, pocierając ramiona - zapomniał, że brak koszulki to zarazem brak ochrony przed zimnem. Mechaniczne "skrzydła" zaskrzypiały lekko, zginając się to w górę, to w dół. Taaak faktycznie, gdyby siwuch zgodził się na mały sparring, Gregory miałby szansę się wyżyć. Ale wpierw podstawowe pytania.
- A jak będziesz na tyle dobry, to może wyjaśnisz mi, co się tu odwaliło? - dodał ponuro i bezbarwnie, prawie bełkocząc. - Nie cierpię być niedoinformowany, a ta sytuacja była trochę niezrozumiała. Jocelyn mnie zignorowała.
Przyszła mu do głowy jeszcze jedna myśl. W końcu Bane dowiedziałby się o tym prędzej czy później, więc czemu nie powiedzieć mu teraz?
- Apropos tej zamiany szefowej w misia, to wolałbym się z tobą czymś podzielić. Nie dlatego, że ci ufam i mam nadzieję, że ty nadal nie ufasz mi - cenna rzecz, takie nieufanie. Chodzi o to, że jeśli przyszłoby co do czego, to abyś nie spanikował i nie wbił mi tej słodkiej igiełki w dupę. Jeśli jesteśmy przy metamorfozach, to nic jeszcze nie widziałeś... - dodał tajemniczo.Tulka - 21 Wrzesień 2016, 11:48 Siedziała tak głaszcząc Amber, która po chwili uznała, że jednak chce wrócić do poprzedniej czynności. Tym razem jednak schowała się pod łózko, pod którym też znajdował się miękki dywan. Pewnie byli przygotowani na ludzi ze zwierzętami.
Tulka nasłuchiwała kroków. I nie musiała na nie długo czekać. Już po chwili do drzwi podeszły dwie osoby. Jocelyn i chyba Gregory. Jednak do pokoju, bez słowa weszła tylko kobieta, zatrzaskując mężczyźnie drzwi przed nosem. Niezbyt miłe z jej strony, jednak Tulce nie było w głowie prawienie jej teraz kazań. Nie miała pojęcia co się teraz stanie. Czy jej opiekunka będzie na nią zła czy może nagle zacznie płakać? A może przynajmniej przytuli dziewczynkę.
Niestety okazało się, że prawidłową odpowiedzią była odpowiedź numer jeden. Jocelyn stanęła zaraz przy drzwiach i spokojnym głosem przemówiła do dziewczynki. Jednak nie zrobiła tego tak jak wcześniej ją ganiła na placu zabaw. Tym razem, nawet nie patrząc na dziewczynkę zwróciła się do niej po francusku. Tulka przełknęła ślinę, przycisnęła skrzydła bliżej ciała i objęła rękami swoje nogi. Trzęsła się jednak jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Tak samo jej pusty wzrok, który skierowała na podłogę. Nie odpowiedziała jednak od razu. Musiała przemyśleć odpowiedź, aby bardziej Joce nie zdenerwować. Miała przynajmniej taką nadzieję, że jej nie rozzłości.
- Przepraszam siostrzyczko – zwróciła się do Jocelyn w tym samym języki. – Miałam zły sen, w którym pan śmiał się ze mnie, że jestem nie wdzięczna…nie mogłam spać więc chciałam wujkowi podziękować i kupiłam mu książkę i zaniosłam.
Mówiła spokojny, beznamiętnym tonem cały czas patrząc w jeden punkt podłogi. Bała się spojrzeć na kobietę. Siedziała więc nieruchomo.
- Nie chciałam Cię zdenerwować, chciałam tylko podziękować za pomoc.
Serce waliło jej jakby miało zaraz wyskoczyć. Jednak nie pokazywała tego po sobie. Miała założoną beznamiętną maskę, nad którą nie potrafiła zapanować. Pojawiała się sama z siebie.Jocelyn - 22 Wrzesień 2016, 14:53 Niestety. Była tak zamyślona że nie zauważyła faktu iż Gregory za nią ruszył. Z chęcią polozyla by się z nim teraz i po prostu zasnęła w jego objeciach w dupie mając świat i to całe piracenie. Jednak musiała wypić piwo które nawazyla.
Dlaczego zgodziła się na to bycie panią kapitan? Gdyż w głębi miała nadzieje że jej samotność się skończy a do życia powróci jakiś cel. Owszem. Zjawiła się Julia a Jocelyn się nią zajęła. I zajmować będzie, jak młodszą siostrą, owszem zjawił się Gregory jednak kto wie na jak długo? Po tym w jaki sposób zareagował na jej wybuch czuła się zawiedziona. Może na za dużo liczyła? Może dla niego naprawdę była to tylko kolejna przygoda? Może zbyt dużo sobie wyobrazila?
Mimo tej dwójki... Wszystko nadal jest takie samo. Nadal jest sobą. Zgnilym czlowiekiem który nic praktycznie nie jest wart. Teraz nawet stracila ten swoj nikly autorytet... Żenada.
Widzac Julie siedzaca podczas gdy ona do niej mowi, i to siedzaca z taka zobojetniala mina, trafil ja szlag. Jak sie osoba dorosla...
Podeszla do niej i chcac czy nie wymierzyla jej siarczystego policzka. Az dlon soe jej zaczerwienila.
- Gdy ktoś do Ciebie mówi powinnaś stać! Nie interesują mnie co chciałaś. Dzieci nie powinny same szwedac sie po nocy! Pomyslalas moze jakbym sie czula gdybym wrocila a Ciebie by nie bylo? Pomyslalas moze ze cos mogłoby Ci sie stac? Nie jestesmy tu sami Julio. Rozne dziwne typy zamieszkuja ten hotel. To bylo nieodpowiedzialne. Zawiodlas mnie swoja postawa. Mam nadzieje ze przemyslisz swoje zachowanie. - Ani ma chwilę nie podniosła głosu. Mówiła z chlodnym opanowaniem. Chciala przytulic mala. Wiedziala ze Julia jest teraz przestraszona, smutna.. Jednak wychowanie jakie Jocelyn dostala w swoim zyciu wzielo górę nad nia.