Anonymous - 19 Maj 2013, 20:25 Jakaś publiczność jednak się pojawiła. Lekko przymrużonym jednym okiem obserwowałam przybysza. Nie wyglądał na entuzjastę klasyki, a do tego stał tak przez cały czas i tylko się uśmiechał. Melodia zaczęła się robić coraz bardziej przygnębiająca. Iluzjonistyczne drzewa zaczęły niknąć, a zamiast płatków kwiatów w powietrzu zaczął wirować skrzący się śnieg. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Nowa zabawka wydawała się być interesująca, a więc pora zacząć zabawę.
Płatki wokół mnie zawirowały z taką siłą i szybkością, że przez moment nie było mnie widać. W tym właśnie czasie, stworzyłam iluzję siebie grającej na skrzypcach, a sama schowałam prawdziwy instrument do kapelusza. W jednej sekundzie płatki zniknęły. Pozostała tylko iluzja grającej kapelusznicy i dźwięk melodii słyszany tylko dla uśmiechającego się chłopaka. Moja prawdziwa osoba bezszelestnie i okryta sporą warstwa iluzjonistycznej zasłony zbliżała się coraz bliżej przybysza. W końcu stanęłam o krok od niego i zaczęłam go lustrować z góry do dołu. Na oko miał dwa metry, czyli przewyższał mnie gdzieś o głowę. Pierwsza irytująca sprawa. Trzeba było zadzierać głowę by widzieć jego twarz. Jestem jakoś przyzwyczajona do patrzenia na wszystkich z góry i ostatnio moje zabaweczki były niższe niż ja. Jak tu sobie poradzić z takim kimś?
Z pobliskich zarośli rozległ się szmer. Czarny kot o zielonych oczach wszedł na teren placu i oblizując umazany krwią pyszczek zaczął się do nas zbliżać. W połowie drogi przystanął i jakby orientując się w sytuacji zaczął obserwować chłopaka. W oczkach pojawiła mu się niebezpieczna iskierka, ale znowu ruszył w naszą stronę. W końcu zaczął ocierać się o nogi obcego, cichutko przy tym mrucząc. Tak Cheshi, poznaj naszą nową zabawkę. Tylko tym razem nie zmarnuj całego interesu. Nagle kot wskoczył mi na ramię. Dobre stworzonko. O to mi właśnie chodziło. Dziwny to musiał być widok. Stoisz sobie spokojnie i nagle masz przed sobą siedzącego w powietrzu kota, który natarczywie się w ciebie wpatruje. Melodia stanęła. Zniknęły też wszelkie iluzje, więc na huśtawce nie było już nikogo, a ja stałam zadzierając głowę, z twarzą o pięć centymetrów od twarzy nieznajomego, niewinnie się przy tym uśmiechając.
- Na twoim miejscu bym się tak nie uśmiechała Poziomko- Zwróciłam się do nowo mianowanej zabawki.Anonymous - 20 Maj 2013, 14:14 Uśmiechał się przez cały czas, zrobiło się to nudne, jednak melodia zmieniła się i stała się smutniejsza. Dlatego wyraz twarzy młodzieńca również się zmienił. Stał jak wryty przed iluzją Kapelusznicy, słuchając melancholijnych dźwięków. Płatki kwiatów zaczęły wirować, czuł się jakby był w śnie, albo pod wpływem jakiejś iluzji, która paradoksalnie bardzo mu się podobała, jednak nie chciał w niej zostać na wieki. Kot, który wyszedł z krzaków i zaczął krzątać się po jego nogach został odrzucony na drugi plan, nie mógł oderwać wzroku od kapelusznicy, czuł jednak jak kot biega pomiędzy jego nogami. Potem jednak kot zaczął lewitować, na to już zwrócił uwagę. Oderwał na chwilę wzrok od huśtawki, przyglądając się czarnemu zwierzęciu. Nagle wszystko zniknęło, tak samo grajek, który siedział na huśtawce. Okazało się, że kot siedział na ramieniu jakiejś dziewczyny. Scruffie odskoczył na odległość około jednego metra w tył, wskazał palcem na dziewczynę, potem na huśtawkę, ze zdziwieniem patrząc na kapelusznicę.
- To była iluzja? Czy inne psychopodobne sprawy? - musiał zapytać, po prostu musiał. O Krainie Luster wiedział niewiele, jednak chciał dowiedzieć się jak najwięcej. Po usłyszeniu słowa "poziomko", zadziornie uśmiechnął się w jej stronę i poprawił swoje włosy.
- Dzięki, jeszcze nigdy nikt mnie tak nie nazwał, swoją drogą, dlaczego mam się nie uśmiechać? - nie lubił narzucania mu wszystkiego, zachowań, zdania, był prawdziwym nihilistą, jeśli ktoś ma inne zdanie niż on, niech lepiej się z nim nie zadaje. Oczywiście, w zanadrzu miał swoje karty, przywołał jedną do prawej ręki, która od razu powędrowała za jego plecy.Anonymous - 20 Maj 2013, 17:13 Efekt był nawet lepszy niż przypuszczałam. Chociaż takie omdlenie ze strachu też by się nadało. Jednakowoż wtedy trzeba by było przywrócić chłopakowi świadomość, a to jakoś mi nie pasowało. Zdjęłam Cheshire z ramienia i postawiłam na ziemi. Ten miauknął niezadowolony, po czym zaczął się przyglądać Poziomce.
-Zdradzanie swoich mocy obcym nie jest zbyt rozsądne, ale co mi tam. Iluzja. Precyzując kilka różnego rodzaju iluzji.- Wzruszyłam ramionami.- Powiedzmy, że niektóre z nich widziałeś tylko ty. Tak jak tę.- Pstryknęłam palcami i koło czarnego kota zaczęła kręcić się szara myszka. Najpierw krążyła obok futrzaka, a następnie wskoczyła mu na grzbiet, stanęła na dwóch łapkach i zaczęła tańczyć wywijając piruety. Cheshire niczego nie widzą ani nie czując, nadal wpatrywał się w chłopaka. Niby zdradzanie takich rzeczy, w razie niespodziewanego ataku, było głupotą, ale myszka była tylko namiastką tego co potrafiłam. Istniała jedna technika, która daje mi przewagę nad prawie każdym ewentualnym przeciwnikiem. Szara myszka zniknęła, a ja uśmiechnęłam się szczerze do Poziomki.
-Mam zwyczaj nadawać własne nazwy nowo poznanym. A twoje włosy kojarzą mi się z tymi owocami. Swoją drogą zjadłoby się taką poziomkę. Malutka i słodziutka. Chociaż, ty nie jesteś taki malutki, więc wielkość tego owocu do ciebie nie pasuje.- Analiza sytuacji i planowanie strategii. Tak teraz powinnam zrobić. Dobra zabawa równa się dobrej strategii. Tylko, że jakoś chwilowo nic nie przychodziło mi do głowy. Freyja Northlight nie knuje niczego. Niemalże niespotykane!
-Dlaczego masz się nie uśmiechać? Ponieważ nie każda osoba w kapeluszu jest taka na jaką wygląda. Poza tym rozproszyłeś nieco moją koncentrację i skończyłam melodię w połowie. Co jeśli zaliczam się do osób od których się powinno uciekać?- Zakończyłam tajemniczym tonem. Stosunkowo trudno zawierało się ze mną znajomości. Większość zrażała się po krótkiej wymianie zdań i uciekała, albo odchodziła zniesmaczona. Problemem był też mój mały przyjaciel, który jeśli stwierdził, że kogoś nie lubi, po prostu go atakował. Jego dotychczasowy spokój dobrze wróżył stojącej przede mną istocie.
-Swoją drogą Poziomko, to wypadałoby się przedstawić.- Ściągnęłam kapelusz z głowy i zrobiłam swój zwyczajowy ukłon.- Jestem Freyja Northlight. Dla przyjaciół Frey. Natomiast ten zielonooki dżentelmen to Cheshire.- Kot skłonił lekko główkę, po czym miauknął przeciągle. Nie ma to jak świetne zrozumienie i odpowiednia reakcja. Futrzak ów jak na kota był niezwykle inteligentny. I niezwykle agresywny.Anonymous - 21 Maj 2013, 13:52 Omdlenie by się przydało, ale nie miał zamiaru zemdleć przy huśtawce, musiał się pilnować, jeszcze wiele miejsc do zwiedzania i po prostu nie wiedział co go czeka. Scruffie przyglądał się czarnemu kotu, uśmiechając się do niego, potem odwrócił wzrok na Frey, która mówiła mu o swoich mocach. To zupełnie nie ten typ mocy, które on prezentuje, on woli zadawać obrażenia widzialne, iluzja to nie jest moc dla niego.
- Nie chcę być tu dla nikogo obcy, przez to, że nie jestem z tego świata. Lubisz je? To znaczy, iluzje? Często ich używasz? - Scruffie, czy ty piszesz książkę? Chyba nie, ale lubi zadawać pytania, jeszcze wiele tych pytań przed nią, więc musi się przygotować na odpowiadanie, bo jeśli nie będzie odpowiadać, Scruffie może się lekko zdenerwować. Posłał do niej przelotny uśmieszek, widząc iluzje, które na nim zastosowała. Gdyby o nie była iluzja ten kot pewnie zjadłby poczciwą, malutką myszkę, jednak tego nie zrobił.
- Cóż za paradoks. - uśmiechnął się do niej, odwracając wzrok na huśtawkę, potem znów na jej kota. Scruffie też bardzo lubił planować, analizować sytuację, w tym naprawdę się odnajdywał. Ale po co teraz coś knuć, skoro nie ma zamiaru nikogo atakować? Sam nie wiedział, po co te konflikty w tym świecie, przecież można żyć w harmonii i spokoju.
- Przepraszam, że to zrobiłem, nie chciałem kończyć tej pięknej melodii. A co jeśli ja zaliczam się do osób, od których powinno się uciekać? - zbliżył się do niej wypowiadając ostatnie zdanie i uśmiechnął się kolejny raz, już chyba setny.
- Również się przedstawię, jestem Scruffie. - skinął głową w jej stronę, na znak powitania. A do kota pomachał lewą ręką, potem oderwał wzrok, patrząc w przód, ile jeszcze tego zwiedzania...?Anonymous - 26 Maj 2013, 21:30 - Nie jesteś z tego świata? Kim tak właściwie jesteś, jeśli można wiedzieć?- Obudziła się we mnie ciekawość. Jedna z tych cech, które usilnie potrafią pchać mnie do przodu. Poza tym, dobra strategia, to taka, która jest zbudowana na podstawie jak największej ilości informacji.
Niezbyt spodobało mi się jednak to, że mnie też się o coś tak wypytuje. Mimo wszystko jednak postanowiłam odpowiedzieć na pytania.
-Uwielbiam. Odkąd pierwszy raz jakąś stworzyłam, korzystam z nich codziennie. Czasami pojawiają się mimowolnie. Jak na przykład podczas mojej wcześniejszej gry. Niektóre przypominają mi o kimś lub o czymś. Ta lilja jest tego przykładem. –Wskazałam na iluzję na kapeluszu. Swoją drogą to ładnie komponowała się z kartą, która była tam umieszczona. Jak i z samym kapeluszem.
-Jeśli zaliczasz się do takich osób, to są dwa wyjścia: albo się świetnie dogadamy, albo zaczniemy skakać sobie do gardeł. Zakładam jednak, że to pierwsze… Scruffie.- Uśmiechnęłam się do niego. Odwróciłam się od niego i zaczęłam iść w stronę huśtawki z przypuszczeniem, żezrobi to, co ja.- A dlaczegóż to powinno się od ciebie uciekać, hm?
Usiadłam na huśtawce i zaczęłam się z zainteresowaniem przyglądać Scruffiemu. W moje ślady podążył zielonooki kot, który skocznym krokiem podbiegł do mnie i wskoczył mi na kolana. Pogładziłam go po miękkim futerku, a ten zamruczał głośno. Zaczęło mnie coraz bardziej interesować, kim jest Poziomka. Nie jest z tego świata. Wiec od jak dawna tu jest? Jest jakimś ludzkim szpiegiem? Może Moria go przysłała? Nie wygląda w każdym razie a kogoś z Szajki. Nie ma karty. Jednak jego ciekawość była niebezpieczna i jeśli myślał, że będę sprzedawać informacje sama ich nie uzyskując, to grubo się mylił.
-Skoro jesteś tu obcy, to może chciałbyś o coś zapytać? Znam Krainę Luster jak własną kieszeń. - Zwróciłam się do niego. Miałam niejasne wrażenie, że jego dotychczasowe pytania to dopiero początek.Anonymous - 27 Maj 2013, 18:07 Ciekawość to pierwszy stopień do piekła mawiają, jednak Scruffie był taki sam, on jest bardzo ciekawski, lubi mieć wiele informacji w głowie.
- Jestem Opętańcem i mam w sobie Anielską Klątwę, pewnie wiesz o co chodzi. Tak więc nie urodziłem się tutaj, tylko w Świecie Ludzi, znalazłem po prostu lustro i zeżarła mnie ciekawość, więc przez nie przeszedłem. Chociaż, bardzo podoba mi się ta moja "nowa wersja". - wreszcie powiedziała mu co sądzi o swoich iluzjach, tak właśnie myślał. Scruffie chyba nie znał takiego przypadku, który nie lubiłby swoich mocy, one chyba losują się do użytkownika poprzez analizę charakteru, dlatego trzeba je lubić. Dokładnie wysłuchał jej wypowiedzi o iluzjach, uśmiechając się cały czas w jej stronę.
- Sądzę, że świetnie się dogadamy, Frey. - puścił do niej oko, uśmiechając się przy tym, po czym poszedł w jej stronę, czyli w stronę huśtawki.
- Dlaczego? Hmm, sam nie wiem, może właśnie dlatego, że nie jestem z tego świata. Niektóre istoty są bardzo nieufne w stosunku do mnie. Boją się tego, że nie jestem podobny do nich, a przecież jestem. - troszku naciągane, ale tak to już bywa. Spojrzał na kota, który usiadł na kolanach Frey, Scruffie podszedł do niego, kucnął przy nim i zaczął go głaskać po sierści, miał nadzieję, że nie wskoczy na niego niespodziewanie, przy okazji robiąc mu jakieś fizyczne obrażenia. Co jakiś czas spoglądał na Kapelusznicę, teraz musiał odpowiedzieć na jej pytanie, w sumie Kraina Luster była przez niego odwiedzana tylko w pojedynczych lokacjach i nie mógł obejść jej całej, więc rzekł.
- Możesz mi się przydać, powiesz mi może, co jeszcze można tutaj odwiedzić? Znasz jakieś ciekawe miejsca? Jestem tu od niedawna, więc nie wiem za wiele. I ogólnie nic nie wiem o tej krainie, słyszałem może trochę o organizacjach, ale wyszło mi drugim uchem. - o organizacje chyba chodziło mu najbardziej, nie chciał do żadnej dołączać, chciał tylko znać wszystkie zamiary, jakie mają, może będzie mógł którejś pokrzyżować plany na własną rękę...Anonymous - 2 Czerwiec 2013, 21:10 -Opętaniec?! Więc możesz latać?- Nie tyle zainteresowało mnie to, że Poziomka jest ową istotą, co sam fakt, co się z tym wiąże.- Fajnie musi być tak wznieść się w powietrze. Móc szybować wśród drzew i chmur. Poza tym, to daje wiele możliwości. Możesz się gdzieś wkraść korzystając z dachów i okien. Możesz zaatakować kogoś od góry, kiedy ten się tego nie spodziewa. Możesz się szybciej przemieszczać z miejsca na miejsce. Możesz tysiące rzeczy, których normalna osoba nie jest w stanie wykonać!- Nie wszystko, co wymieniłam, jakby nie patrzeć było sprawiedliwe i odpowiednie, ale czego innego można było się po mnie spodziewać? Gdybym miała skrzydła prawdopodobnie spożytkowałabym je na robieniu tego, na czym się znam najlepiej- chaosu i ogólnej demolki. Gdyby jeszcze Scruffie podzielał te zainteresowania, to miałabym druga osobę oprócz Cheshire, z którą przebywanie byłoby czystą przyjemnością.
-Tylko, że wiesz Poziomko, to jest tak, że prawdopodobnie znaczna większość istot z chociażby Krainy jest sama w sobie niebezpieczna i należałoby jej unikać. Czasami nawet najsłodsza istota może zrobić sobie z twoich kości naszyjnik. Twoje wytłumaczenie jest nieco więc naciągane.- Uśmiechnęłam się mimowolnie. Z ciekawością przyglądałam się jak chłopak głaszcze mojego zielonookiego przyjaciela. To było nad wyraz dziwne. Stworzenie to rzadko kiedy pozwalało komuś obcemu na takie spoufalanie się. Zwykle za takie coś kot po prostu wyciągał pazury i pozostawiał głębokie rany po pazurach na ciele ofiary. Zwykle nie był to tez pojedynczy zestaw zadrapań. Gdy rozwścieczyć tą istotkę można się spodziewać, że nie odpuści ona ni milimetra nieporanionej skóry. Innymi słowy futrzak albo faktycznie toleruje Scruffiego, albo czeka na odpowiedni moment.
Wzmiankę o „przydatności” puściłam mimo uszu. Normalnie za potraktowanie mojej osoby jak jakąś chwilowo potrzebną rzecz spotkałoby się z czarnym ostrzem między oczami.
- Co jeszcze można odwiedzić? To zależy, czego szukasz. Jakiego rodzaju miejsca. Czy na przykład do zjedzenia czegoś? Czy do relaksu? Może jakiegoś ponurego i strasznego? Czy słodkiego, pięknego i niezwykłego?- Mogłabym wymienić i opisać mu każde miejsce w Krainie, Otchłani, czy Świecie Ludzi, ale nie widziałam celu w marnowaniu czasu na rozwlekłe opowieści, kiedy można opisać konkretne miejsca. Inaczej się sprawa miała z organizacjami. Sama należę do jednej z nich, a zdradzenie istotnych dla Szajki informacji byłoby jak wyrok śmierci. Ogólnie jednak mogę coś niecoś powiedzieć.\
-Organizacje? Można powiedzieć, że są cztery.- Zaczęłam ożywionym tonem, by nie zanudzić swojego słuchacza.- Moria, to organizacja mieszcząca się w Świecie Ludzi. Ogólnie można rzec, że jest to organizacja naukowa. Niektórzy jednak mają swoje teorie na temat tych badań. Kiedyś Moria obrała sobie za cel podbicie Krainy, wybuchła wojna, przywódcę najeźdźców zabito i wszystko wróciło do pierwotnego stanu. Czym się obecnie zajmują, nie mam pojęcia, choć bardzo mnie to interesuje. Wkraść się tam i popodglądać czym zajmują się ci ludzie. Kusząca perspektywa. Należą do niej głównie ludzie i ludziopochodni.- Odpłynęłam na chwile myślami ku strategiom takiej akcji. Przedostanie się do Mori nie byłoby dla mnie problemem. Gorzej, jeśli ktoś z Szajki zobaczy mnie w najmniej odpowiednim momencie.
-Druga organizacja, to Stowarzyszenie Czarnej Róży. Siedzibę mają w Otchłani i ich celem jest podbicie Krainy. Jak spotkasz kogoś w masce i nie będzie to na balu przebierańców, to będziesz wiedział, że to ktoś od nich. Trzecia to Anarchs. Banda buntowników w walce o wolność, równość i tego typu rzeczy. Rebelianci chcący równouprawnień dla wszystkich tych, którzy są w jakiś sposób zniewoleni lub poszkodowani. Całkowicie sprzeciwiają się wszelkiej władzy. Często samobójcy walczący o swoje idee. Tylko, o ironio, podobno mają przywódcę.- Uśmiechnęłam się zgryźliwie.- Ostatnia organizacja to Karciana Szajka. Trudno to właściwie nazwać organizacją. Zbieranina samych szumowin i całego zła Krainy. Ich najważniejszym celem jest sienie chaosu i postrachu gdziekolwiek są. Lubią też podporządkowywać sobie innych. Jeśli spotkasz kiedyś istotę z jakąkolwiek kartą przypiętą do ubrania, powinieneś albo uciekać, albo zachować szczególną ostrożność. Widzisz, jeden fałszywy ruch i puf! Nie ma cię. Jakieś pytania? - Zakończyłam swój monolog widowiskowym iluzjonistycznym fajerwerkiem, który na słowo „puf” wybuchł nad naszymi głowami. Jeśli Scruffie zauważył kartę dziesiątki pik na moim kapeluszu, właśnie uzyskał potwierdzenie stwierdzenia, że od istoty z którą właśnie rozmawia powinien trzymać się z daleka.Anonymous - 3 Czerwiec 2013, 16:04 Chyba za bardzo zafascynowała się jego skrzydłami, sam też był zafascynowany, gdy pierwszy raz ich używał, jednak teraz się przyzwyczaił.
- Gdy pierwszy raz tego próbowałem, też się przyzwyczaiłem, teraz jest zwyczajnie, żyję tak samo jak wcześniej, tyle, że ze skrzydłami. - wymieniła chyba wszystkie możliwe warianty wykorzystania jego skrzydeł, Scruffie tylko parę razy przekręcił głową i uśmiechnął się do niej z zachwytu.
- Tylko demolka Ci w głowie, tak jak i mnie. Chociaż, dawno niczego nie demolowałem, tutaj jest za ładnie żeby coś zdemolować, chyba niedługo wrócę do świata ludzi. - zaśmiał się, jednak mina mu trochę zbrzydła, gdy wysłuchał kolejnej wypowiedzi Nożycorękiej, oparł sie o huśtawkę patrząc głową w ziemię.
- Wiedziałem, że trochę naciągane, ale Twoja rada na pewno mi się przyda, pewno spotkam tu wiele istot łaknących mojej krwi, raz się żyje. - cały czas głaskał kota Kapelusznicy, co chwilę gapiąc się w nią, w niej było coś takiego, od czego nie mógł się oderwać, mają ze sobą wiele wspólnego. Ta myśl po prostu nie pozwalała mu się oderwać od Frey. Chyba kot na serio go toleruje, skoro tak długo z nim się bawi.
- Słodkich lokacji jest tutaj masa, chyba będę musiał sam poszukać odpowiedniego miejsca. - też nie chciał słuchać wywodów na temat lokacji w tym świecie, chyba za długo by zeszło.
- Nie wiedziałem w ogóle o organizacji naukowej na Ziemi, a co dopiero o tych z Krainy, tego jest za dużo... to znaczy, że od Ciebie mam uciekać? - po tych słowach wskazał palcem na kartę dziesiątki na jej kapeluszu, uśmiechając się.
- Największe zło z Krainy Luster, woohoo. - wyprostował się z pozycji przy której głaskał kota, po czym zdjął go z kolan Kapelusznicy. Chwycił za jej rękę i rozwinął skrzydła, po chwili wyleciał z nią do góry, trzymając ją bardzo mocno, aby nie spadła, asekuracyjnie chwytając za jej drugą rękę, przelatywał przez ciągnący się Cukierkowy Plac Zabaw.
- Jakoś nie mam zamiaru trzymać się od Ciebie z daleka, dobrze mi tak, jak jest teraz. - po tych słowach szybkość z jaką przemierzali plac zabaw wzrosła.Anonymous - 10 Czerwiec 2013, 18:15 Tak, takie skrzydła to niesamowita rzecz. Choć jakby się zastanowić takowe mogą też nieco przeszkadzać, ale to pewnie kwestia przyzwyczajenia.
-Dobry pomysł.- Uśmiechnęłam się w odpowiedzi.- Świat Ludzi to najlepsze miejsce na demolowanie czegokolwiek. Tym bardziej, że te istoty zawsze znajdą sobie jakieś logiczne wytłumaczenie, dlaczego na przykład zniknął nagle jakiś budynek lub któryś pociąg się wykoleił. Ludzie to takie nieskomplikowane istotki, które łatwo popadają w panikę.- Zachichotałam pod nosem. Uwielbiam tę rasę. Można im wszystko wcisnąć. Wszystko wmówić. Dadzą ci to tego chcesz jeśli odpowiednio „poprosisz”. Ponadto jakoś nagłe zniknięcie jednego z nich nie robi reszcie żadnej różnicy. Są bezbronni i niezwykle interesujący, choć to drugie nie wiem dlaczego. Od zawsze coś mnie ciekawiło w tej rasie. Może dlatego, że mimo iż nie potrafią zbyt wiele, to tak świetnie sobie radzą?
-Nie tyle krwi, co krzyków i łamania kości. Psychopatycznych istot jest tu sporo, choć w sumie dużo gorzej jest w Otchłani.- Zastanawiało mnie czemu Poziomka się tak we mnie wpatruje. Czułam się jakby ktoś analizował moją osobę warstwa po warstwie, choć pewnie chłopak nie robił czegoś takiego. Mój wzrok zatrzymał się na jego włosach i mimowolnie się uśmiechnęłam.- Pasuje ci ta fryzura, Poziomko.
-Taa, może nie wyglądam ale złem jestem i to niesamowicie nieobliczalnym i przewro…- Nie dokończyłam jeszcze wypowiadanego zdania zanim Scruffie chwycił moją rękę. Wyobraźcie sobie, że dobrze nie skończycie zdania, a ktoś was łapie za rękę i nagle się orientujecie, że wisicie w powietrzu. Mało tego! Wisieć można na różne sposoby, a to była chyba najprzyjemniejsza forma tej czynności. Cheshire oburzony nagłą zmianą sytuacji miauknął groźnie w naszą stronę, ale po chwili przyglądał się z zainteresowaniem jak przelatujemy nad placem zabaw. To było naprawdę świetne! Zaczęłam się głośno śmiać i krzyczeć z zachwytu. Freyja Northlight lata! Może nie na własnych skrzydłach ale dobre i to.
- Skoro tak, to nie będę cię zmuszać byś się trzymał z daleka.- Zadarłam głowę tak by móc jakoś spojrzeć na Opętańca.- A jeśli kiedyś chciałbyś coś zdemolować albo odwiedzić ciekawe miejsce, to znajdź na Herbacianych Łąkach dwór, cały ukryty za drzewami, do którego prowadzić będzie ogromna i stara czarna brama. O i jak będziesz miał zamiar tam się udać przełam kartę którą masz w lewej kieszeni, bo może nikogo nie być.- Ktoś mógłby powiedzieć, że to głupota dawać nieznajomemu informacje o swoim miejscu zamieszkania, ale tak jakoś czułam, że tej osobie mogę… zaufać? To dziwne. Niezwykle rzadko zdarza mi się trafić na kogoś tak do mnie nastawionego. Ba! Na kogoś nad kim nie mam aż takiej ochoty się znęcać! W kieszeni Poziomki znalazła się karta na której z jednej strony widniała dziesiątka pik, z drugiej czarny, skradający się kot o zielonych oczach. Karta ta była iluzją na najniższym z możliwych poziomów. Była na tyle wytrzymała, że nie zniknie przez długi czas i przy małych uszkodzeniach mechanicznych, ale gdyby ją przełamać z większą siłą przestanie istnieć. Kiedy iluzja się rozpadnie automatycznie się o tym dowiem i tym sposobem będę w stanie odgadnąć zamiary chłopaka i łatwo go odnaleźć. Nie licząc tego, że dopóki ma kartę im dalej, bądź bliżej znajdować się będziemy od siebie, tym bardziej lub mniej będę wyczuwać jego obecność.
Dla lepszej zabawy podczas lotu zrobiłam to co wychodziło mi najlepiej. Tworzyłam iluzje za iluzją. Różne miejsca, zarówno ponure i mroczne, jak i piękne i jasne, o każdej porze dnia i nocy, w deszczu i słońcu, a nawet śniegu, przemykały wokół nas. By chłopak się nie rozbił o coś co było w rzeczywistości, a teraz zakrywała to iluzja, dostosowywałam moje wytwory tak, by w nic nie uderzyć. W taki sposób Scruffie ujrzał większą część Krainy, Świata Ludzi i Otchłani.Anonymous - 14 Czerwiec 2013, 15:11 Tak, w świecie ludzi było tyle ciekawych miejsc, nie da się ich po prostu zliczyć. Tu wszystko jest takie cukierkowke, słodkie. Scruffie tego nie lubił, chciałby odwiedzić miejsce, które najmniej będzie mu przypominać Krainę Luster.
-Bardzo dobry pomysł. Oj tak, w tym masz słuszność, chociaż to wytłumaczenie może wydawać się dla każdego bez sensu, to i tak będą w to wierzyć. - uśmiechnął się do niej. Jednak Scruffie nie był teraz do końca bezbronny, bo nie był też do końca człowiekiem. Według niego już interesujący nie byli, teraz każdy jest taki sam, przewidywalny, to już stawało się nudne.
- Dlaczego w Otchłani? Może się tam wybiorę... - nie analizował jej w ogóle, po prostu jakoś czuł do niej zainteresowanie.- A dziękuję, a Te tatuaże na policzku, też przez organizację? - musiał o to zapytać, miał taką wewnętrzną potrzebę. Szkoda, że nie dokończyła swojego zdania, jednak ważniejszym było z nią polecieć, tak bardzo chciała. Dobrze, że pozwoliła Scruffiemu ze sobą przebywać, bo jeśli nie, to nie byłoby wiadomo co się stanie.
- Jak odnajdę Herbaciane Łąki, to nie ma sprawy. - uśmiechnął się do niej zadziornie, gdy ona zadzierała głowę. Trzeba było lądować, jednak ona pokazywała Scruffiemu prawie całą Krainę Luster, Świat Ludzi i Otchłań, więc przez dłuższą chwilę musiał pozostać w powietrzu, żeby to wszystko zobaczyć i ogarnąć. Wylądował na miejscu, z którego poszybowali w górę, obok czarnego kota. Puścił ją z objęć, po czym związał ręce na piersi, przyglądając się jej.
- Dzięki za kartę, na pewno skorzystam. - uśmiechnął się kolejny raz.Gregory - 25 Sierpień 2016, 16:50 Gregory musiał załatwić parę spraw na Cukierkowej Ulicy. Okazało się, że na podróż przydałyby się i ubrania, i prowiant, nie wspominając o stercie surwiwalowych drobiazgów. Będąc w pobliżu sklepu z zabawkami i kostiumami, nie mógł oprzeć się zakupowi paru drobiazgów, dzięki którym oko wszystkim zbieleje. Nie lubił, kiedy inni brali go za ponuraka, nawet jeśli było to w dużej mierze prawdą. Dodatkowo dużą część pieniędzy przeznaczył na papierosy - żadne mentole, grube i ciężkie papierochy wykładane zapewne asfaltem i doprawione plutonem, specjalna dostawa ze Świata Ludzi - kto by pomyślał, jakie skarby można zdobyć w tej całej ocukrzonej, lepkiej mazi. Tak czy siak, potrzebował odrobiny odpoczynku - zbyt długie przebywanie wśród tego cukru i pastelowych kolorów budziło w nim przerażające myśli i skojarzenia. O mdłościach nie wspominając.
W końcu doszedł do wesołego, cukierkowego placu zabaw, obładowany torbami i pakunkami. Potrzebował chwili wytchnienia, więc przysiadł sobie na wielkiej huśtawce, na której mogły się huśtać mniej więcej cztery osoby. Przez chwilę pilnował swoich stóp, aby nie zaczęły przypadkiem go bujać. Potem było mu już wszystko jedno.Bane - 26 Sierpień 2016, 12:17 Noc spędzona poza domem nie była nowością. W Świecie Ludzi rzadko wracał do mieszkania na noc. No chyba, że z jakąś kobietą, niekoniecznie trzeźwą.
Nie znalazł dla siebie miejsca na nocleg. A może wcale nie szukał? Po wyjściu z restauracji po prostu szedł przed siebie. Długo myślał o rozmowie z Luną, nowo-poznaną Marionetką. Zanim się obejrzał była już noc, a zegary za sklepowymi witrynami wskazywały jej środek. Cóż więc miał począć? Szedł dalej, bez konkretnego celu. I tak minęła mu noc.
Dobrze, że chociaż miał przy sobie sporej wielkości piersiówkę z wódką. Srebrne naczynie pochodziło ze Świata Ludzi, ale zostawił je. Nie na pamiątkę bo po co mu pamiątki? Było po prostu przydatne. Przekonał się już, że alkohol w tej krainie nie był jakoś specjalnie drogi...
Zaszedł zupełnie przez przypadek na plac zabaw. Chociaż tak naprawdę miejsce wyglądało jak wesołe miasteczko. Wielkie huśtawki, karuzele... I tyle kolorów.
Bane zmrużył oczy, chroniąc je przed jaskrawością tak wielu barw. Postanowił odpocząć mimo, że nie czuł się zmęczony.
Kątem oka zauważył mężczyznę siedzącego na jednej z huśtaw. Wyglądał jakby było mu wszystko jedno a spore ilości siat świadczyły, że chyba był na zakupach. Może czeka na żonę która pobiegła po jeszcze kilka drobiazgów?
Uśmiechnął się w duchu. Właśnie dlatego kiedyś nie brał nawet pod uwagę małżeństwa. Po co? By stała za nim baba trajkocząca o butach, lakierach do paznokci albo fryzurach? Albo by wrzeszczała za każdym razem gdy wracał pijany do domu? A potem zestarzałaby się paskudnie a on błagałby ją by zgodziła się na przeprowadzenie jej operacji plastycznej.
O nie. Użeranie się z kobietą tylko dodałoby mu problemów. A miał wtedy wystarczające.
Podszedł do mężczyzny bliżej. Usiadł na skraju karuzeli, nieopodal. Tamten palił papierosy, ciekawe skąd w tej cukierkowo-baśniowej krainie takie 'brudne' używki?
Czuł się pusty. Nie potrafił się nawet uśmiechnąć, porządnie zadrwić. Mimo to jednak postanowił skomentować mężczyznę, nawet po to by sprowokować rozmowę.
- Kobieta rozkazała 'warować' i czekać aż wróci z kolejnymi ciuszkami? - zabrzmiało to dość beznamiętnie a miało być drwiną. No cóż, nie oczekiwał, że mu wyjdzie.
Łyknął z piersiówki. Alkoholu starczy jeszcze na kilka porządnych haustów. A później po prostu pójdzie do pierwszego lepszego baru i kupi co trzeba.
Patrzył uważnie na mężczyznę. Było w nim coś, co nakazało mu myśleć, że mimo ludzkiego wyglądu, człowiekiem z pewnością nie jest.Gregory - 26 Sierpień 2016, 13:45 Gregory miał, jakby nie patrzeć, ciężki dzień. Był zmęczony staniem w kolejkach, był zmęczony targowaniem się z kupcami, wykłócał się o ceny trzy razy. Dorzućmy do tego fakt, że to działo się na Cukierkowiej. Po tym wszystkim, nawet najgłupsza, durnowata uwaga mogła go rozwścieczyć - a ta, jakby nie patrzeć, była naprawdę durna:
- Słuchaj pan! Te torby należą do mnie! Akurat niedługo wyjeżdżam w dłuugą podróż, a pan niech nie wtyka swojego negatywowego nochala w nieswoje sprawy. - krzyknął, zbliżając się do niego i stając prawie oko-w-oko, a raczej oko-w-obojczyk. Jak zwykle - znów musiał zadrzeć głowę do góry. Ta dziwna czarno-biała istota raczej go nie obraziła, w końcu rzeczywiście mało który facet zmuszony jest kupić tyle rzeczy na raz. Uspokoił się więc nieco. Gorąca krew to zawsze jest minus - jeszcze chwila, i przywaliłby temu... czarnemu elfowi w pysk, a teraz, myśląc o tym, musiał wyglądać wcale zabawnie.
- Naprawdę wyglądałem jak pantoflarz? - zapytał, po czym jakby parsknął śmiechem. - Ech, sorka za ten gniew. To całe miejsce mnie wkurwia, ta cała słodycz i lepkość. W starej, dobrej Anglii nikt by nawet nie pomyślał o wykładaniu ulicy piernikami... A ja muszę zeskrobywać z butów lukier. - dodał, odwracając się od niego i wracając na swoje stanowisko na ławce. Musiał uważać, bo czarno-biały typ jeszcze mu ukradnie którąś z toreb i trzeba będzie za nim ganiać. Choć... z takim ładunkiem nie zaszedłby za daleko. W sumie to ciekawe, czego akurat szukał na placu zabaw?
Widząc, jak tamten pije coś z piersiówki, Greg przełknął ślinę. Dzień nie był najcieplejszy na świecie i przydałoby się trochę rozgrzać. Ale mimo wszystko postanowił sobie odmówić tej małej przyjemności - bo zwykle zbyt często mała przyjemność kończyła się popijawą totalną. Trochę zamyślony, rzekł:
- W innej sytuacji poprosiłbym cię o łyka, ale na chwilę obecną wolę pozostać trzeźwy...Bane - 26 Sierpień 2016, 22:39 Na wybuch mężczyzny właściwie nie zareagował. Patrzył tylko gdy tamten podszedł do niego i wykrzyczał pretensje.
Był o wiele niższy. Bane musiał spojrzeć w dół by utrzymać kontakt wzrokowy. Nie było to dla niego nowością, prawie każdy napotkany człowiek był od niego niższy, o to było akurat nietrudno.
Blond czupryna i nieskazitelnie czysta skóra mężczyzny sprawiły, że Bane przyjrzał mu się dokładniej.
Kraina Luster pełna była dziwactw. Ludziokoty, gadające zwierzęta...no i piękni człekopodobni wyglądający jak wyjęci prosto spod skalpela. No, dobrze, nie prosto spod skalpela bo zaraz po operacji wygląda się jak nieślubne dziecko kataklizmu i porażki - sińce, opuchlizna i te sprawy.
- Spokojnie. - powiedział tylko unosząc dłonie w geście wycofania. Nie sądził, że trafi na typa który tak łatwo się denerwuje.
Gdy usłyszał przeprosiny, skinął głową. Usprawiedliwił się.
Jednak tak naprawdę tylko jedno słowo przykuło uwagę Bane'a - Anglia. Postanowił jednak rozpocząć powoli, nie będzie od razu pytał o szczegóły.
Głos w głowie podpowiadał mu, by zachował szczególną czujność. A co jeśli ten blondas jest od tych, którzy go 'stworzyli'? Bane spiął się nieco, zacisnął szczękę. W razie czego trzeba było szybko zwiać.
- Czy wyglądałeś jak pantoflarz? - powtórzył jego pytanie - Trochę tak. Facet z tyloma torbami to niecodzienny widok. - dodał po chwili, przyglądając się pakunkom. Jego twarz pozostała bez emocji.
- A czy ja mam 'negatywowy nochal'? - zapytał po dłuższej chwili milczenia. Określenie nieco go rozbawiło, szkoda tylko, że mimika jego twarzy pozostawała nieruchoma.
Łyk alkoholu sprawił, że Bane poczuł znowu nieodpartą chęć by się upić. Najlepiej do nieprzytomności, jak za starych dobrych czasów. Tak, był uzależniony. Ale, jak sam twierdził, wolał wódkę od papierosów bo zapach szlugów utrzymywał się na ubraniach dość długo i sprawiał wrażenie braku higieny. A wódka? No cóż, przez chwilę miało się specyficzny oddech, ale jakoś paniom zostającym na noc nigdy to nie przeszkadzało.
- Wiesz, w innej sytuacji prawdopodobnie bym cię poczęstował. - powiedział naśladując szyk zdania mężczyzny - Ale na chwilę obecną myślę, że mogłoby cię to zabić. Na miejscu.
Potarł palcami prawej dłoni prawe oko. Kolory placu zabaw były niesamowicie wyraziste ale najgorsze były włosy mężczyzny - blond. W oczach Bane'a jarzyły się jak mocna, żółta żarówka.
- Jestem Bane. - znowu powstrzymał się przed wyciągnięciem dłoni na powitanie - Może potrzebujesz pomocy z tymi torbami? I tak nie mam nic innego do roboty.Gregory - 27 Sierpień 2016, 14:36 Zapytanie dryblasa mocno Grega zdziwiło, na tyle, aby zapamiętać je i schować do metaforycznej szufladki "Na potem". Postanowił, jak to on, walnąć prosto z mostu:
- Musisz mieć już masę łyków w organizmie, skoro nie wiesz, że wyglądasz jak zdjęcie w negatywie. Królewna Śnieżka od pijanej matki - włosy białe jak śnieg, skóra czarna jak heban. Jesteś jednym z Bajkopisarzy, czy jak? - rzekł. A raczej rzekła jego zewnętrzna część, gdyż spostrzeganie u Gregorgo działało na trzech płaszczyznach. To co powiedział, było warstwą pierwszą - widziała ona głównie wysokiego, wysportowanego faceta, ubranego elegancko, trochę podobnie jak on sam, o kolorach wywróconych na drugą stronę i neonowozielonych punktach zamiast oczu. Druga płaszczyzna, detektywistyczna, analizowała każdy najdrobniejszy ruch. Widać było, że niecelowo zaszedł na plac zabaw, spogląda po domach, to jasne, że jest w tym miejscu pierwszy raz. Nie tylko ma eleganckie ubrania, ale i zwykł nosić je w elegancki sposób, stara się ich nie wygnieść, zna ich cenę - czyli majętny. A jak majętny, to mamy cztery opcje: lekarz, prawnik, arystokrata lub gangster. Nie zauważył jednak jakiejkolwiek ochrony, co usuwało dwie ostatnie opcje... Twarz zblazowana, znudzona, beznamiętna... nie do odczytania. Może potem wydedukuje sobie z niego coś więcej...
Natomiast na trzecim, najniższym poziomie, z istnienia krótego Gryf nie zdawał sobie sprawy, mały czujniczek z radarkeim uaktywnił się i wysunął metaforyczne macki w stronę umysłu Grega, chcąc złapać i zapamiętać jak najwięcej informacji...
- Wiele potrafię wlać w swoją głowę, mięczakiem nie jestem. Heh, a może lubisz sobie siorbnąć kwasu pruskiego? Spoko, ja nie oceniam... - rzekł ze śmiechem, sadowiąc się wygodnie na ławce.
Bane. Zguba, Zagłada, Destrukcja, Omega. Co to może znaczyć? Co ciekawego może o nim powiedzieć? Ksywa pasowałaby raczej do metalowca-motocyklisty z brodą do kolan, więc nie mógł jej wybrać tylko z powodu "fajnego brzmienia". Coś musiało się za tym kryć...
- Bane? Śmiesznie. Ja jestem Gregory, możesz mi mówić "Greg" albo "Gryfie". I wydaję mi się, że dam sobie radę z torbami sam... Muszę tylko trochę odsapnąć... tiaaaa, odsapnąć. Straciłem formę, wiesz? - rzekł z krzywą miną. Zauważył to u siebie już wcześniej, przy rozmowie z Jocelyn - nawet jeśli nadal wyglądał na dobrze zbudowanego, ostatnio mocno zmarniał i zbyt szybko dostawał zadyszki. Od jutra biorę się za siebie... albo od pojutrza. Kiedy będzie czas.