To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Klinika - Stary park

Bane - 25 Maj 2017, 20:08

Po powrocie z miasta od razu, niemal w drzwiach złapała go Alice. Zaproponowała... hmm, NAKAZAŁA kolację, więc Bane nie miał w sumie dużo do gadania. Poprosił jednak, by jedzenie podano mu do pokoju bo ma jeszcze trochę roboty.
Zabrał z recepcji dokumenty wszystkich pacjentów których przyjęli w tym tygodniu (Jocelyn, Gregory, Gopnik, Rosemary) i udał się z naręczem torem i teczką pod pachą do swojej części mieszkalnej.
Przywitały go głodne zwierzaki. Białowłosy nie zastanawiał się dlaczego Amber i mała Kropka też tu są, po prostu rzucił torby na kanapę i pierwsze co zrobił, to podał maluchom jedzenie. Każdy stworek dostał na osobnym talerzyku. Maluchy dostały też wodę.
Po chwili Alice przyniosła jedzenie. Bane usiadł więc przy wysepce kuchennej i zaczął jeść, wypełniając przy tym dokumentację.
Dobrze pamiętał:
Gopnik - wypis, wątroba w dobrym stanie, zalecone wizyty kontrolne i ograniczenie spożycia alkoholu.
Rosie - wypis, wstrząs mózgu wyleczony, ogólna kondycja dobra.
Jocelyn - wypis warunkowy, żebra złożone prawidłowo, blizny usunięte, dopisek: obserwacja.
Gregory - wypis, krwotok zatamowany, rany zszyte i wygojone, ogólna kondycja dobra. + dodatkowa dawka Bifaliny.

Gdy skończył uzupełniać karty, skończył też jeść. Danie było dobre, ciepłe i przyjemnie zapchało brzuch. To była jakaś potrawka, ale jaka? Może z tej sarny co ją Bane oddał.
Po jedzeniu poszedł na górę by wziąć prysznic, przebrał się w luźniejsze ciuchy: czarne spodnie dresowe (ale nie za luźne), czarny T-shirt i spotrowe buty. W końcu idzie oglądać sparing, prawda? Cholera wie czy nie będzie musiał interweniować.
Zarzucił na ramię torbę ze swoim sprzętem (później przepakuje rzeczy do nowej) i wyszedł.
Skierował się od razu do parku, po drodze pozdrawiając Alice i dziękując za posiłek. Kobieta tylko się uśmiechnęła.
Dotarł na miejsce wolnym krokiem bo i tak był za wcześnie. Wszedł na polankę z rękoma w kieszeniach. Już dawno nie był tak zrelaksowany. Wyładowanie się na Rosie wbrew pozorom dużo mu dało, był teraz uosobieniem spokoju.
Na trawie siedziała Tulka. Podszedł więc do niej i posłał jej delikatny uśmiech.
- Myślałem, że będę pierwszy. - powiedział lekkim tonem - Najwidoczniej nie tylko ja nie mogę się doczekać walki Dyrektora i Grega. - białowłosy usiadł obok niej - Swoją drogą, ciekawe który z nich będzie miał bardziej obitą gębę. - zaśmiał się.
Tulka wydawała się być... smutna? Bane spoważniał i uniósł dłoń. Chciał ją pogłaskać po policzku, jednocześnie zerkał czy od strony Kliniki nie nadchodzi reszta.
Byłoby niefajnie gdyby Joce zobaczyła, że lekarz w ten sposób dotyka Tulcię.
Wolną dłonią sięgnął ku swojej połowie Blaszki i zaczął się nią bawić, przerzucając sobie wisiorek między palcami.
Inteligentny facet... a czasem taki niedomyślny kretyn.

Tulka - 26 Maj 2017, 09:38

Julia powoli się uspokajała. Potrzebowała tej chwili sam na sam z naturą, nawet jeśli nie ruszała się z trawy nawet na moment. Oczekiwała kogokolwiek. Zastanawiała się kto przyjdzie pierwszy, jednak nie spodziewała się, a może miała nadzieję, że nie będzie to Ordynator.
Widząc, że Bane się do niej zbliża, spięła się i przycisnęła mocniej skrzydła do swojego ciała. Podkuliła nogi i oplotła je ramionami. Nie patrzała na białowłosego. Cały czas spoglądała przed siebie.
Słysząc jego słowa, wzruszyła tylko ramionami. W sumie nie obchodziło jej to, który wygra, jakie obrażenia każdy zada przeciwnikowi, ani nawet jak ta walka będzie wyglądać. Przyszła tu tylko dlatego, by nie wzbudzać podejrzeń i żeby nie zrobić przykrości Gregowi i panu Anomanderowi. Do tego ktoś musiał to uwiecznić. Bo kto mógł zobaczyć walkę smoka z gryfem i to jeszcze na żywo?
Nie ruszyła się z miejsca, mimo iż Bane usiadł obok niej. Nie chciała robić aż takiego przedstawienia, że przez to, że usiadł obok niej, ona przeniesie się w inny miejsce. Jednak gdy wyciągnął do niej rękę, Julia od raz odsunęła się od niej i warknęła na niego ostrzegawczo dając tym samym znać, że nie życzy sobie, żeby ją dotykał. Spojrzała mu przy tym w oczy, dzięki czemu mógł zobaczyć, że jej własne są zaczerwienione, jakby niedawno płakała.
Widząc jaki Bane jest rozluźniony jak chyba jeszcze nigdy odkąd się znali i jak beztrosko bawi się Blaszką, miała ochotę zerwać ją z tego szyi albo z własnej i rzucić wisiorkiem w twarz lekarza. W jej oczach znów zbierały się łzy, ale starała się ich nie pokazywać.
Wzięła głęboki oddech i związała swoje włosy w wysoki kucyk, tak, by płomienne kolory zaczynały się dopiero za gumką. Biała grzywka jednak nadal opadała na dwukolorowe oko. Przetarła oczy i zamrugała kilka razy by pozbyć się łez i mocniej otuliła nogi.
Chwyciła w dłoń Blaszkę i ścisnęła ją. Czy Bane naprawdę nie czuł jak bardzo ją to boli? Jak bardzo cierpi, przez to, że zachowuje się jakby nic się nie stało i do tego jeszcze miała wrażenie, że jest bardziej spokojny i rozluźniony niż kiedykolwiek odkąd się poznali?

Bane - 26 Maj 2017, 11:34

Tulka zachowywała się tak, jakby była na niego śmiertelnie obrażona. Podkuliła nogi, zrobiła naburmuszoną minę. Nawet odepchnęła jego rękę. Co on jej zrobił, że tak się zaczęła zachowywać? A może Jocelyn coś jej nagadała? Albo mała znalazła coś niestosownego w jego pokoju? Hmm... Nie trzymał w mieszkaniu żadnych pisemek ani taśm czy zdjęć.
Bawił się Blaszką. Błyskotka wyczuwała obecność dziewczyny, już kiedyś Bane z Tulką o tym rozmawiali. Ale mężczyzna nie znał wszystkich właściwości naszyjnika. Nie wiedział, że oboje przesyłają sobie emocje. Może jakby wiedział, zdjąłby z szyi Blaszkę przed pójściem do Rosie.
Miał dobry humor a reakcja lisiej dziewczyny tylko go rozbawiła. Naburmuszona, obrażona... Marszczyła ten swój nosek.
Gdy na niego spojrzała zauważył, że ma przekrwione nieco oczy. Może płakała. Ale nie to teraz zwróciło jego uwagę. Włosy Tulki jarzyły się w jego oczach niczym żywy płomień. Zmieniła fryzurę? Najwidoczniej, bo gdy się rozstawali miała zwykłe, rude włosy. Teraz natomiast były jaśniejsze na końcówkach.
Tulka związała włosy w wysoki kucyk nie odzywając się do niego ani słowem.
- Ślicznie ci w tych płomiennych włosach. - powiedział. Nie spodziewał się odzewu bo skoro była obrażona, to pewnie zamierzała go ignorować do końca dnia.
Nie wytrzymał. Zaśmiał się mrużąc oczy. Po chwili gdy opanował śmiech, wyciągnął ręce i przyciągnął ją do siebie. Jeśli oponowała, niestety użył siły.
Zamknął ją w niedźwiedzim uścisku i połaskotał.
- Jak się złościsz, wyglądasz uroczo. - mruknął - Gdyby nie to, że złość piękności szkodzi, wkurzałbym cię cały czas by oglądać twór zmarszczony nosek i ściągnięte brewki. - dał jej przelotnego całusa w policzek.
Jeśli ktoś ich zobaczy, trudno. Nie robili nic złego. Przecież koledzy z pracy też mogą okazywać sobie trochę ciepła, prawda?
Przyglądał się małej z rozbawieniem. Po sparingu pewnie i tak pogadają, bo trzeba wyjaśnić tego foszka.
Nie domyślał się, że może chodzić o Rosie. Bo przecież Tulka o niczym nie wiedziała, nie mogła wiedzieć. Bo niby jak? Nie widziała co się stało, w izolatce nie ma kamer czy podsłuchu. A Blaszka podpowiadała wtedy białowłosemu, że dziewczyna była daleko.

Jocelyn - 27 Maj 2017, 08:57

Gdy Greggie skomplementował jej włosy, założyła je za ucho delikatnie się rumieniąc. Zrobiło jej się miło. Podobał jej się sposób w jaki fryzjerka przyciela i zafarbowala jej włosy, jednak w tym że to był dobry wybór utwierdzily ją dopiero słowa mężczyzny. Uśmiechnęła się z wdzięcznością. Uśmiech ten poszerzył się widząc i słysząc że prezent mu się podoba. Tak jak myślała, krój był idealny. Nie chciała brać żadnych krzykliwych fatałaszków w typowym lustrzanym stylu. Greg by ją chyba za coś takiego zjadł. Z resztą, chyba tylko istoty żyjące tu od narodzin są w stanie nosić się tak ekstrawagancko. Ona sama szyje ciuchy jakby łącząc styl ze Świata Ludzi jak i Lustrzanego. Gdy Gregu przymierzal rzeczy ona sama po chwilowym zastanowieniu, przebrała się. Jednak nie poszła do łazienki. Zrobiła to przy nim, było to nadal lekko krępujące z racji że zdawala sobie sprawe ze swoich chudych atrybutów. Do kompletu który założyła nie potrzebny był stanik więc go ściągnęła i schowala pod poduszkę. Nie spieszyla się. Rozczesala tez i ułożyła włosy. Nie powiedziała mu tego na głos ale branzoletka miała mu przypominać o niej. Stąd ten bursztyn. Kiwnela głową słysząc o rozgrzewce. - To bardzo dobrze. Chętnie zobaczę jak spuszczasz łomot panu Anomanderowi. Ale uważaj proszę. Wydaje mi się że on jeszcze nie wszystkie karty wyłożył na stół - pocałowała go w policzek, coś jakby :powodzenia.
Pisnela zaakoczona gdy tak ją podniósł w górę prawie podrzucając. Jego entuzjazm przegnal gule z jej gardla bardzo skutecznie. Wzruszenie które scisnelo jej serce było nie do opisania. Gdy ją puścił, wzięła Banshee na jedną rękę, druga trzymała dłoń Grega, uśmiechając się niczym zwycięzca.
Pogoda nadal była ładna. Nie była pewna czy powinna oddać znowu katane do recepcji wiec ją sobie zostawila, zawieszona za paskiem który miała teraz specjalnie na sobie. Swoją drogą, czuła się pewniej mając ją przy sobie. Wiadomo, nigdy nie atakuje bez podstaw ku temu. No i najpierw szuka innych rozwiązań, w końcu kieruje się swoimi zasadami. Z uśmiechem na ustach skierowala się wraz ze swym lubym na polane na której miał się odbyć pojedynek. Z oddali zwróciła uwagę na postac znajdująca się już tam. Przynajmniej na początku stwierdziła ze to jedna postać. Biale włosy i juz wiedziała kto tam siedzi. Bane we wlasnej osobie. Grymas niezadowolenia przemknal przez jej twarz. Zacisnela jednak zęby i się nei zatrzymała. Im bliżej byli tym bardziej jej się coś nie zgadzało. Szli bardzo cicho więc ani on ani osoba która z nim była nie powinni byli ich usłyszeć. Błysk rudej kity, biale skrzydła. Julia? Ale... Ze co?
Przyspieszyła a jej serce niebezpiecznie szybko zagalopowalo. Stanęli tuż za nimi a ona chrząknela, czując jak złość rozchodzi się po każdym kawałku jej ciała. - Nie przeszkadzamy aby? - ledwie było ją stać na silenie się na spokój w głosie. Czuła że katana jej lekko zawibrowala.

Gregory - 27 Maj 2017, 10:49

Greg zauważył niepokój Jocelyn, choć nie był pewien, jakie było jego źródło. Bo przecież sama obecność Bane'a nie mogłaby jej aż tak wpienić. Może po prostu potrzebowała kolejnej dawki leków? Nie chciałby w takim momencie spotykać tej drugiej, jebniętej Jocyś. Ale panna D'voir jest dorosła, dwie dwójki na karku, sama powinna pamiętać o przyjmowaniu dawek. Najwyżej się ją ogarnie potem. Niestety, Greg nadal pamiętał o tym, co wydarzyło się przedwczoraj. Chyba nigdy nie usunie z myśli tego obrazu tak jak Jocelyn nigdy nie wybaczy sobie tego, co zrobiło jej druga jaźń. Wesolutko jak zwykle. I pewnie znowu (który to już raz) przyjdzie mu wszystkich godzić i uspokajać, choć w pewnych momentach najchętniej wziąłby za pysk jedno z drugim i kazał przepraszać. Bardziej Bana. No bo co w końcu, dziewczynę swoją ma szarpać?
No przynajmniej Julcia nie sprawiała problemów, choć nawet ona wydawała się naburmuszona z jakiegoś powodu. Zastanawiał się, czy dobrze będzie mówić o siostrzanej relacji obu pań przy Banu... A niech tam, to przecież żadna tajemnica wojskowa! I tak wszyscy by się dowiedzieli. Choć zastanawiało go, jak konkretnie Jocelyn doszła do tego wniosku. Kiedyś musi posłuchać całej historii.
- Hej hej, szwagierko! - zaryzykował. To było takie dziwaczne, w końcu Julia była prawie dzieckiem (albo prawie dorosłą, zależnie jak na to patrzeć) a Greg był od niej trzy i pół raza starszy, choć wyglądał jakby nadal był w wieku Jocelyn. Forever young, choć niespecjalnie forever handsome, jak przy wielu istotach w tym miejscu. Po chwili podał również dłoń Toskynowi.
- Komu kibicujecie? Jedynemu słusznemu cyborgo-zwierzowi? - zapytał, zaplatając ręce na piersi i spoglądając na nich z góry, stojąc tuż przed nimi. Przyjął on żartobliwą postawę typu "no tylko spróbujcie powiedzieć, że na doktorka, a się policzymy!" Niezależnie od odpowiedzi usiadł na trawie koło Bana, ewentualnie zapraszając Jocelyn do usadowienia się obok. Jeśli się nie zgodziła, to jej sprawa. On tam chciał jeszcze pomyśleć nad stylem walki i pilnować, aby płonąca w nim determinacja nie zgasła.

Tulka - 27 Maj 2017, 11:07

Widziała, że jej reakcja rozbawiła białowłosego. Co jeszcze bardziej ją zdenerwowało. Starała się go ignorować, ale kiedy dalej do niej mówił, westchnęła ciężko i spojrzała na niego wkurzona - weź daruj sobie, co? - powiedziała zirytowana, po czym znów zamknęła oczy. Naprawdę miała już dość tego sparingu, a jeszcze się nawet nie zaczął. Jeszcze nawet nie pojawiły się gwiazdy tego wieczoru, a ona już chciała stąd zniknąć. Zaszyć się w pokoju, a najchętniej to uciec do Różanej, jednak wiedziała, ze tego na pewno nie może zrobić.
Gdy ją do siebie przyciągnął, opierała się, ale czując, że nie ma szans po prostu się poddała. Mimo iż miała łaskotki nie zareagowała na nie. Nie była w humorze na takie wygłupy. Po prostu biernie dała się przytulać mężczyźnie.
Gdyby była po prostu smutna czy miała zły humor, pewnie by ją to wszystko rozbawiło, sprawiło, że by się uśmiechnęła. Ale niestety to nie była ta sytuacja. Była załamana. Do tego Bane wyglądał jakby nic się nie stało. Jeśli zacznie udawać, że sobie to wymyśliła to nie wiedziała co zrobi...
Gdy pocałował ją w policzek, zauważyła coś na jego karku. Zadrapania. Wcześniej ich tam nie było. Z tego co pamiętała, a pamięć miała dobrą, to rano podrapała go w plecy, a nie w kark. Słysząc jego słowa, przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz - takie teksty zostaw sobie dla tej, z którą spędziłeś popołudnie i której pazurki tak ładnie porysowały Ci kark - powiedziała grobowym głosem do jego ucha, przejeżdżając palcem po zadrapaniach. Nie po to, żeby sprawić mu ból, ale po to by pokazać o co jej chodzi, by poczuł chociażby szczypanie - widzę, że było Ci z nią bardzo dobrze, nawet lepiej niż ze mną, bo aż tryskasz dobrym humorem jak jeszcze nigdy - dodała i jeśli jej na to pozwolił, odsunęła go od siebie, w szczególności, że usłyszała że ktoś nadchodzi. Dwie osoby, pewnie Jocelyn i Gregory - nie będę Ci tu robić awantury, bo moja siostra chyba by Cię zamordowała i nawet Dyrektor by jej nie powstrzymał. Już wystarczająco się nie lubicie, więc lepiej nie odzywaj się dziś już do mnie - powiedziała prawie warcząc na mężczyznę. Mówiła cicho, żeby mieć pewność, że tylko lekarz ją usłyszy. Jej głos się lekko łamał. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Jej ciałem wstrząsnął pojedynczy szloch, ale szybko go powstrzymała i wytarła łzy do rękawa bluzki. Nie mogła się pokazać w takim stanie przed pozostałymi. Chciała udawać silną, dorosłą, ale teraz pewnie wyglądała bardziej jak bezbronne dziecko i tak się też czuła.
Słysząc pytanie siostry, pokręciła głową - nie przeszkadzacie - powiedziała siląc się na uśmiech - Bane zauważył, że jestem jakaś smutna i jako dobry kolega z pracy chciał mnie pocieszyć, nie wiedząc o co chodzi, ale mu to nie wyszło - wzruszyła ramionami, nie patrząc już w ogóle na białowłosego.
Uśmiechnęła się również do Grega -hej Greg, widzę, że Joce Ci już powiedziała - powiedziała z pozornym spokojem. Trochę tak jakby chciała dać Bane'owi do zrozumienia, że już nie tylko nazywa Joce swoją siostrzyczką, ale okazało się, że najprawdopodobniej naprawdę są siostrami.
Słysząc pytanie niższego Cyrkowca, zamyśliła się - szczerze, to nie kibicuje nikomu. Nie ważne kto wygra, bylebyście sobie nie zrobili zbyt wielkiej krzywdy - wzruszyła ramionami. Nie chciała już więcej kłamać i tak zrobiła to zbyt wiele razy jak na jeden dzień.

Bane - 27 Maj 2017, 13:01

Gdy upomniała go by sobie darował, odsunął się trochę od niej i wystawił jej język.
- Złośnica. - skomentował - Jeszcze nie przyzwyczaiłaś się do mojego ciętego języka i specyficznego humoru? - szturchnął ją w bok. Chciał ją jakoś rozruszać, bo wyglądała na przybitą.
Tego co powiedziała na następnej kolejności absolutnie się nie spodziewał. Puścił ją i osunął się. Przez chwilę na jego twarzy malowało się totalne zaskoczenie, mignął też słaby rumieniec. Ręka machinalnie powędrowała na poharatany kark.
Kurwa. Jak mogłem nie dopilnować czegoś takiego? Podstawowy błąd! Zostawienie śladów!
Brwi ściągnęły mu się a oczy stały gniewne. Spojrzał na nią z góry, szybko jednak opanował złość. Odetchnął głośno ale nie odrywał od niej zielonych źrenic.
- Porozmawiamy o tym później. - rzucił przez zaciśnięte zęby.
Jakim cudem wiedziała? Była aż ta domyślna? Przecież równie dobrze mógł się sam podrapać. No cóż... Chwilowo nie zamierzał się jej tłumaczyć. To nie była rozmowa na teraz, zwłaszcza, że czekali na pozostałych.
Chwileczkę. Co ona powiedziała? Jak niby znowu siostra? I dlaczego Tulka założyła, że Bane już się z nią nie lubi?
Jocelyn...
No tak! Przecież są do siebie na swój sposób podobne! Jak mógł przeoczyć coś takiego. Znowu gafa. Już taki los pieprzonego ignoranta który nie widzi nic poza czubkiem swojego nosa.
Jakby na sygnał odezwała się Joce. Odwrócił ku niej wzrok i posłał znudzony, beznamiętny wzrok.
A więc jesteście siostrzyczkami tak? To tłumaczy dlaczego i na ciebie miałem ochotę, śliczna Jocyś.
Wstał by przywitać się z kobietą i przybyłym z nią Gregorym. Również i jemu puścił nieco nieufne spojrzenie ale podał rękę, gdy tamten ją wyciągnął.
- Właściwie czekaliśmy na was. - powiedział - Julia wydaje się być dzisiaj nieswoja. Pomyślałem, że ją jakoś pocieszę. Wiecie... u nas w Klinice jesteśmy jak rodzina. - wzruszył ramionami. Ciekaw był, czy Jocelyn odbierze to jako zaczepkę czy zwyczajnie zignoruje złośliwości - Wydawało mi się, że potrzebuje zwykłego przytulenia. Widać się myliłem. - dodał po chwili patrząc z góry na siedzącą Tulkę - A, i miło dowiedzieć się o waszym pokrewieństwie przypadkiem. Czuję się... wyróżniony. - wycedził ostatnie słowo.
Przeniósł wzrok na Gregorego który wydawał się być napalony na walkę. Białowłosy w sumie mu się nie dziwił, nie codziennie można przywalić Anomanderowi bez konsekwencji. Bane sam chciałby kiedyś wziąć udział w takim sparingu. Oczywiście po wcześniejszym treningu, bo jak na razie nie umiał nawet wyprowadzić porządnego sierpowego.
Nie chciał się opowiadać po żadnej ze stron. Był tu tylko po to by ich w razie czego szybko podleczyć. Z resztą Tulka swoim fochem i tak już dała do pieca, popsuła mu humor skutecznie.
- Nawet jeśli zrobią sobie krzywdę, jakoś temu zaradzę. - powiedział kierując słowa do lisiej dziewczyny - Możesz mieć focha i na twoje życzenie, nie odezwę się do ciebie ani słowem do końca dnia... Ale nie zapominaj, że wciąż tu jestem i mam dość przydatne umiejętności. - jego złośliwy głos przypominał trochę syk węża, mężczyzna akcentował bowiem przesadnie ostre głoski - Przypominam też, że niezależnie od rodzinnej atmosfery jestem twoim przełożonym. Każdy ma dzisiaj jakieś zadanie do wykonania, postaraj się wykonać swoje w stu procentach bez względu na humor. - wskazał jej dłonie, mając na myśli szkicowanie. Może był za ostry, ale chciał jej w ten sposób dosadnie przypomnieć, by nie zapomniała o uwiecznieniu chwili na papierze.
Odszedł kilka kroków od gromadki.
- Przepraszam teraz, mam wrażenie, że jako rodzina macie sobie dużo do wyjaśnienia. - uśmiechnął się sztucznie samymi kącikami ust - Będę w pobliżu.
Poderwał się i zaczął biec przed siebie nie zważając czy go zatrzymują czy nie. Po krótkim dystansie dzięki Animicusowi zmienił się w dużego, białego ptaka drapieżnego. Wzbił się w powietrze bijąc skrzydłami i zaczął kołować, wysoko nad ich głowami. Co chwilę pokrzykiwał przypominając o swojej obecności.

Jocelyn - 27 Maj 2017, 21:13

Pierdu pierdu ja posłucham. Oczywiście że nie kupiła ichniej wersji : sad girl i need to hug her. Ale po kolei.
Sam fakt że Bane był tak blisko Julki juz działał jej na nerwy. Widząc jak ją przytula o mały włos a chwyciła by za katane. Tym włosem był Greg jakkolwiek by to nie brzmiało. Przez to jego :Hej szwagierko, Joce stracila rezon na chwile, uspokajając się jednocześnie. Broń przestała wibrzyc dzięki czemu Banshee na jej rękach się uspokoiła. Drzenia które wypuszczala z siebie katana, były bowiem trochę jak gwizdek na psy. Te nieslyszalna dla ludzi wroga pieśń mogły słyszeć tylko zwierzęta. Dlatego za każdym razem jak dobywala katany uciekaly one gdzie pieprz rośnie. Niepokój i uczucie zagrożenia nacierajace na Ciebie niczym wol i wchodzące w ciebie niczym powietrze nie jednego śmiałka skłoniły by do ucieczki. A właśnie to czuły zwierzęta gdy katana zaczynała wibrowac. Nie dawało to joce nic. Ot efekt uboczny i tyle.
Sztywna i napięta atmosfera między tą dwójką działała na Joce trochę jak płachta na byka. Zauważyła juz wcześniej że Julka jest nieswoja, zdawało jej się jednak że jest już okej.
Jako dobry kolega z pracy. Z jej ust wydobylo się ciche :tsss.
Twój głos młoda damo mówi coś całkiem innego. Ona sama zwraca się takim tonem za każdym razem jak ma do czynienia z kimś kogo nie znosi. Jak rodzina? Prychnela.
- Czy Ty chociaż masz pojęcie o tym co to jest rodzina? Prawdziwa rodzina Bane. - przechylila głowę zadziornie. Mógł se być świetnym lekarzem i kolega z pracy, wiedziała... Czuła że nie jest typem rodzinnym. Jest z rodzaju tych macho co se przebieraja w panienkach, biora co chca i porzucaja. Pokrecila głową jakby sama do siebie. - To jedyne wyróżnienie jakiego możesz oczekiwać z mojej strony. Owszem, Julia jest moja siostrą. Tym bardziej apeluje do twoich żywych jeszcze komórek mózgowych : łapska precz. Skoro nie chciała być dotykana to jej nie dotykaj. - pod koniec niemalże warknela. Też mi tupet... Nie zaslugujesz nawet na to by zmac rozmiar mojej stopy więc tak. Czuj się wyróżniony.
Taki dobry kolega z pracy że aż musiał Ci kochana pokazać gdzie twoje miejsce. Szczerze miała ochotę złapać kamień i rozlupac mu czaszke. Szum w głowie powrócił i to ze sporym impetem. Zamknęła oczy mówiąc coś do siebie, kolysajac się na piętach i marszczac brwi. Gdy je otworzyła nawet nie pamiętała ze to zrobila. Zaś była spokojna a szum zmalał.
- Jestem po stronie grawitacji - palnela śmiejąc się jak to nie ona i zarzucajac włosami lekko. Przez chwilę w jej oczach można było dostrzec dziwny, filuterny błysk skierowany w stronę bliżej nieokreśloną. Potrzasnela głową a jej uśmiech stał się normalny. Nie miała zamiaru zatrzymywać Banea. Nawet lepiej że sobie poszedł. Nie chciała psuć innym nastroju.

Gregory - 27 Maj 2017, 22:28

Z ust Grega wyrwał się krótki, naprędce zduszony warkot. Teraz, kiedy był na endorfinowo-adrenalinowym haju bardziej skłonny był wypuścić swoje prawdziwe oblicze na małą przechadzkę, jednak ktoś musi zająć się tym pożal się Boże przedszkolem. Co jak co, ale wszyscy tutaj zdawali się zachowywać jak banda przewrażliwionych, egocentrycznych smarkaczy, które bez przerwy szukają powodu aby się znienawidzić, a frustracja Grega związana z tym zwiększała się coraz bardziej i bardziej.
- Ludzie. Eks-ludzie. Błagam. Spokojnie. Jocelyn, może wiedzieć. Może ją sobie znajdzie. Nie wiesz tego. Ty to siedź cicho - rzucił prewencyjnie w stronę Bana, zanim ten zdążył otworzyć usta. Naprawdę, stawał się coraz bardziej wprawiony w godzeniu ludzi - dyscyplinie która była dla niego pewnym novum. Zwykle to jego trzeba było uspokajać, przytrzymywać na miejscu, tłumaczyć oczywistości. A ostatnio uczestniczył w niekończącej się kłótni i starał się ze wszystkich sił zachować spokój, nie pokazać się nikomu z tej zwierzęcej, prymitywnej strony. Ale... czemu to on musi być ten spokojny? Czemu wziął na barki tą rolę? Co mu to daje? Chyba jego uczuciami poza Jocelyn nie przejmował się nikt. Całym tym stresem. Może na tym polega to bycie dorosłym. Gdyby Bane próbował mimo wszystko coś powiedzieć, zatkałby mu usta, prosto i skutecznie.
Nie do końca zrozumiał słowa Jocelyn. Nie wydawało mu się, żeby przyszło mu latać... chyba że chodziło jej o pana doktorka. Ale Gregory był chyba zbyt wielkim ciężarem aby wznieść go w powietrze przez jednego Opętańca. Może wiedziała ona o czymś, o czym Greg nie miał pojęcia? Albo po prostu palnęła głupotkę. Tak czy siak, cieszył się, że jej postawa wobec Bana nie przeniosła się na niego.
- No to idź. Potem wrócisz. - zawołał jeszcze za nim, odprowadzając go wzrokiem, potem zaś przybliżył się do Joce i położył swą szorstką dłoń na jej kolanie. Nie wiedział o co mogło chodzić, założył więc, że Bane nadal jest na niego zły za przypomnienie mu najgorszych wspomnień z MORII. No przepraszam bardzo, to były trzy bite lata temu. Mógłby się ogarnąć z łaski swojej. On może myśleć i mówić o Morii bez problemów. Moria, Moria, Moria. Tortury, treningi, pranie mózgu...
...Co w tym trudnego...
...

Tulka - 27 Maj 2017, 23:45

Prychnęła cicho, słysząc, że porozmawiają o tym później. Ciekawe co mądrego wymyśli na swoje usprawiedliwienie. Tego nie można usprawiedliwić. Związał się z nią i po trzech dniach postanowił iść do innej? I to jeszcze w godzinach pracy? Tego nie da się wybaczyć!
Przynajmniej spróbował wcisnąć tę samą historyjkę co Julia. Nie wydziwiał, ale widziała, że Joce nie jest przekonana co do prawdziwości te opowiastki. Trudno. Miała coraz bardziej gdzieś czy Joce się dowie czy nie. Sama jej tego nie powie ale co ma innego zrobić? Gdyby zrobiła coś Baneowi to Anomander pewnie by ją ukarał bardziej niż Rosemary wcześniej. W końcu białowłosy jest Ordynatorem i do tego jest bardzo pomocny w Klinice i potrzebny.
Słysząc docinkę Jocelyn, spojrzała na nią zdenerwowana - on przynajmniej miał kochającą siostrę, a ja nie miałam nikogo takiego, więc uważaj przy kim rzucasz takimi oskarżeniami bo ja też nie wiem co to znaczy mieć prawdziwą rodzinę - warknęła na nią. Nie miała najmniejszego zamiaru bronić Cyrkowca. Ale ten tekst zabolał również ją. Bo skąd Julia miała wiedzieć co to znaczy mieć rodzinę? To, że okazało się, ze ma siostrę i spędziły razem jeden dzień, nic nie oznacza! Bo dziewczyna nigdy wcześniej nie zaznała rodzinnego ciepła, poza tymi nielicznymi momentami w Klinice.
- Niby kiedy miałam Ci powiedzieć? - wstała zdenerwowana - sama się dowiedziałam przed obiadem i miałam Ci przeszkadzać z tego powodu? Jeśli to Cię pocieszy to pan Anomander też jeszcze nic nie wie - ledwo się powstrzymywała, żeby na niego nie nawrzeszczeć. Miała zamiar mu powiedzieć, ale jak miała to zrobić, kiedy on co chwila pogarszał tylko sprawę kolejnymi tekstami?
Jego kolejne, syczące słowa prawie doprowadziły Tulkę do furii. Podeszła do niego bardzo blisko i spojrzała mu prosto w oczy. Bez strachu bez obawy. Było to pewne i wściekłe spojrzenie. Cała się najeżyła, a skrzydła miała lekko rozpostarte.
- Przełożonym? Przełożonym?! - nie wytrzymała. Czuła się teraz jakby była jego własnością, która ma grzecznie wykonywać jego polecenia - Przełożony powinien dawać przykład swoim podwładnym, a nie gzić się z pierwszą lepszą napotkaną! I to w godzinach pracy! - wywarczała mu prosto w twarz. Nie mogła już wytrzymać. Łzy spływały jej po policzkach z emocji. Nie mogła się już dłużej powstrzymywać - I dla Twojej wiadomości, panie Ordynatorze - wysyczała przez zaciśnięte zęby - Ja, w przeciwieństwie do co poniektórych, doskonale pamiętam jakie mam obowiązki i nikt mi nie kazał uwieczniać tego wydarzenia - patrzała mu cały czas prosto w jego zielone źrenice - Przyszłam tu z własnej woli chcąc to uwiecznić i żaden zapatrzony w siebie dupek, który myśli tylko o swojej małej gąsienicy i o tym, żeby znaleźć jej ślimaczka do zabawy, nie będzie mi teraz rozkazywał! Nie w sprawach nie związanych z pracą! - powiedziała wbijając kilka razy palec w jego mostek. Nie zawahała się nawet przez moment.
Odsunęła się od niego i odwróciła do niego plecami - lepiej się już zamknij bo tylko pogarszasz sprawę - powiedziała już ciszej, z rezygnacją.
Gdy się od nich odsunął i odbiegł gdzieś dalej, prychnęła tylko i odwróciła się do niego tyłem. Całkowicie go ignorowała.
Gdyby nie była tak wściekła, to pewnie zwróciłaby uwagę na dziwne zachowanie siostry, ale obecnie nie miała ochoty już na nic. Zostanie ale tylko dlatego, że chce żeby Greg miał pamiątkę z tego wydarzenia. I pan Anomander też pewnie chciałby mieć chociażby szkic. Odeszła jednak kilka kroków dalej, chcąc odpocząć od reszty i się uspokoić. Łzy cały czas spływały jej po policzkach. Nie mogła tego powstrzymać. Ale przynajmniej nie łkała, więc mogła spokojnie powiedzieć, że to łzy złości.
Spojrzała jednak przez ramię na siostrę - Joce uspokój ten swój scyzoryk bo zaraz pęknie mi głowa od tego brzęczenia, a Banshee też się to nie podoba - warknęła. Tylko tego brakowało, żeby jakiś głupi dźwięk jeszcze bardziej ją drażnił. Nie zdawała sobie jednak sprawy, że tylko ona z towarzystwa to wszystko słyszy, ale nie miała nawet do tego głowy.

Anomander - 29 Maj 2017, 03:02

W pokoju na poddaszu zawczasu przygotował sobie wszystko czego będzie potrzebował gdy już wypocznie i wróci do ludzkiej formy. Ubrania poskładane w kostkę leżały na skrzyni w kolejności ich zakładania, miednica z wodą stała na stojaku z kutego żelaza, nawet leże było uporządkowane a koło niego spoczywała mała szkatułka wykonana z miedzi, która pokryła się już patyną.
Rozebrał się i przemył w misze. Z małej półeczki znajdującej się między podporami stojaka wziął brzytwę i namydliwszy skronie, używając grzebienia jako miarki, ogolił sobie głowę pozostawiając długie włosy na szczycie i potylicy. Opłukał się i przejrzał w lusterku przy prowizorycznej toalecie. Nowa fryzura sprawiła że wygładzał teraz nieco młodziej. Na oko jak trzydziestolatek. Pozostałe włosy spiął w koński ogon, wylał wodę z misy do odpływu a obmywszy ją, ponownie napełnił wodą i odstawił na miejsce. Poruszył głową na boki by sprawdzić czy kita nie zasłania mu oczu. Nie zasłaniała. Założył szerokie, czarne, lniane spodnie, zarzucił na ramię duży ręcznik i podszedł do lustra stojącego pod ścianą. Jak na starszego jegomościa był w całkiem niezłej formie. Sylwetka sprężysta i umięśniona jak u antycznego herosa, proste plecy, ładnie zaznaczone mięśnie brzucha i klatki piersiowej, surowe oblicze i dumnie uniesiona głowa sprawiały, że był zadowolony ze swojego wyglądu. Przez chwilę uśmiechał się do swoich myśli, które szeptały mu, że jeszcze nie jednej kobiecie mógłby zawrócić w głowie. Odegnał je jednak i natychmiast spoważniał. Wyszedł na dach Kliniki i przez chwilę oglądał zachodzące słońce. Wieczór był ciepły i niemal bezwietrzny. Sploty mięśni grały pod skórą swoją pieśń, serce biło spokojnie i miarowo rozprowadzając krew po całym ciele, delikatny powiew wiatry połaskotał go po skroni. Wziął kilka głębokich oddechów by się dotlenić, wykonał kilka wymachów skrzydłami i zeskoczył z dachu szybując ku miejscu w którym stali Julia, Bane, Greg oraz Jocelyn.
Lecąc na miejsce zobaczył, że sytuacja musi być nieciekawa. Bane zamienił się w jakiegoś białego wypłosza i wzbił w powietrze a Julia odeszła na bok. Anomander wiedział o co mogło chodzić.
Obniżają lot opadł koło Julii.
- Wszystko w porządku Julio? – powiedział głosem głębokim ale ciepłym. - Jeśli chcesz pogadać, to zawsze jestem do Twoje dyspozycji .
Nie czekając na odpowiedź objął dziewczynę ramieniem i delikatnie naciskają na plecy pomiędzy łopatkami dał znać, że pora wracać do towarzystwa. Gdy tylko dziewczyna ruszyła do przodu zdjął rękę z jej pleców.
Szedł, a raczej kroczył koło Julii, dumnie wyprostowany rozsiewając w koło wrażenie siły i dostojeństwa. Chodzenie niczym „jaśnie pan na włościach” miał opanowane do perfekcji. Koniec końców był szlachcicem i powiadał wielki majątek. Idąc stawiał nogi w jednej linii co powodowało, że ruch wyglądał sprężyście niczym u drapieżnego kota.
- Bardzo przepraszam za spóźnienie, ale musiałem zając się pacjentami. – Popatrzył na Grega - Zaprawdę, widzę przed sobą godnego przeciwnika. Walka z Tobą, choć to jedynie sparing, będzie dla mnie ciekawym doświadczeniem .
Marsowe oblicza zebranych świadczyły o tym, że coś było nie tak jak powinno być. Bardzo nie tak.
Nie kontynuował jednak tematu. Nie zgłębiał szczegółów. To co powinien wiedzieć, to już wiedział.
Uniósł lodowe oczy w niebo i spojrzał na białe ptaszysko krążące nad głowami. Toś sobie przejebał, co Bane?. Pokręcił głową i zawołał w stronę ptaszyska
- Ląduj neophronie – świadomie użył łacińskiej nazwy. Fakt, mógł go nazwać białozorem, jaskólakiem a nawet białym orłem, ale aktualnie do głowy przyszedł mu tylko ścierwnik.
Bane mu podpadł, ale na rozmowę o tym przyjdzie jeszcze czas. Los nierychliwy ale sprawiedliwy.
- Jeśli chodzi o naszą zabawę to proponuję następujące zasady: jako że w pobliżu mamy medyków wolno poważnie ranić, ale nie wolno zabijać, walczymy jak najlepiej umiemy, gdyby się okazało, że zaczynam tracić nad sobą kontrolę a moje zachowanie zaczyna zagrażać komukolwiek, dołożę wszelkich starań by przerwać walkę i się oddalić lub ponownie przybiorę ludzką formę. Czy ktoś z obecnych chciałby coś dodać do zasad ogólnych?
Popatrzył po zebranych swoimi lodowatymi oczami.
Nareszcie bestia się wyszumi.

Bane - 29 Maj 2017, 10:03

Nie spodziewał się ataku. A już na pewno nie od Tulki. Zawsze miał ją za grzeczną, ugodową, trochę za miękką dziewczynę która nie potrafi odpysknąć tak, że pójdzie w pięty. Jakże się mylił.
Pierwsza jednak podjęła rękawice Joce. Wysłuchał co ma do powiedzenia, jego twarz nawet się nie poruszyła... ale jej słowa mocno zabolały. Poczuł ukłucie w sercu, znajome ukłucie które pojawiało się kilka lat temu kiedy żal był jeszcze świeży.
Przez te kilka lat zmienił się. Wrócił stary Bane ze Świata Ludzi - chamski, pyskaty, arogancki i nie dbający o nic poza własnym tyłkiem. Białowłosy sam nie wiedział kiedy zaczął przesadzać, a przecież zaczął, prawda? Palił za sobą wszystkie mosty. Skrzywdził Tulkę, chciał obrazić Joce która okazała się być siostrą lisiej dziewczyny, Gregowi wcześniej też wygarnął. A przecież... byli jego przyjaciółmi. Jedynymi. Nie powinien tak zachowywać się w stosunku do najbliższych sercu osób.
Czy wiedział czym jest rodzina? Oczywiście, że nie. Nie dorastał w szablonowej grupie społecznej, nie chodził na spacerki z mamą czy z tatą. Nawet siostra, o której wspomniała Tulka nie była mu tak bliska, jak mogłaby być. Owszem, kochali się ale wiele nie zostało powiedziane przed jej odejściem. Mężczyzna nie zdążył przyznać, że przez ten cały czas choroby... znienawidził ją. Miał do niej żal, że w momencie gdy on tyrał jak wół, ona postanowiła zachorować. I nic nie dało to, że przecież Bane był lekarzem i doskonale wiedział, że choroby się nie wybiera ani nie wywołuje na zawołanie... On był przekonany, że Kylie przykuła się do łóżka na własne życzenie, bo tak było jej wygodnie. Co z tego, że powtarzała mu, że go kocha? Czy chory człowiek wiedząc, że druga osoba robi wszystko by zapewnić mu lekkie, godne życie i w miarę możliwości ozdrowienie, nie będzie powtarzał jej samych frazesów i miłych słówek?
Patrzył na Joce uważnie. Jej słowa tak go uderzyły, że nawet nie miał zamiaru otworzyć gęby by coś powiedzieć. Greg uciszył go co prawda, ale niepotrzebnie bo niby jak Bane miał odeprzeć zarzut? Nie wiedział czym jest rodzina. Prawdopodobnie nigdy się tego nie dowie.
Gdyby był sam, usiadłby pod ścianą, złapał się za palącą pierś i zawył jak skatowane zwierzę.
Jocelyn... Czy zdajesz sobie sprawę w jak czuły punkt uderzyłaś?
Nic nie dała obrona Tulki i poinformowanie starszej kobiety, że Bane miał kochającą siostrę. Bo nie miał. Nie miał od momentu, gdy zachorowała. Właściwie... nie miał nigdy. Kylie dążyła do zrealizowania znanego sobie celu, była wyrachowana jak on, prawda? PRAWDA? Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że zmarnowała mu najlepsze lata życia? Że zamiast szukać żony i mieć już gromadkę dzieci, zajął się biedną, pokrzywdzoną siostrzyczką która tylko siedziała i oczekiwała pomocy. Ba! Była pewna, że ją dostanie. Dlatego nic nie robiła, NIC co mogłoby polepszyć jej stan. Pieniądze Bane'a szły na marne, nowe kuracje zawodziły bo Kylie poszła na łatwiznę - tylko przyjmowała pomoc.
Dobrze, że udało mu się ukryć emocje bo gdyby wyszło, że mężczyzna poczuł się dotknięty, Jocelyn z pewnością by to wykorzystała.
A więc Anomander też nic nie wiedział, tak? Czyli Tulka dowiedziała się rewelacje dzisiaj. Tylko kto jej powiedział, Joce? I niby skąd o tym wiedziała? Poznała małą, dopiero teraz? Fakt, były na swój sposób podobne do siebie. Nawet złościły się z charakterystyczny sposób, teraz to widział. Ale ni pomyślałby, że są siostrami. Przecież były... inne. Różniły się od siebie tyloma rzeczami.
Coś czuł, że Tulka uchwyci się jego słów. W sumie niepotrzebnie przypomniał jej o hierarchii, tym tylko zabił sobie gwóźdź do trumny. Pewnym było to, że przesadził - poczuł to już po wypowiedzeniu kwestii, która była zapalnikiem odpalającym bombę.
Wiedziała. Skąd? Nieważne. Wiedziała i tyle. A teraz, dzięki jej słowom wiedzieli również Joce i Greg. Czy będą go oceniać?
Poczuł, że się zagalopował. Te trzy lata życia w komforcie sprawiły, że stał się zbyt pewny siebie. Nie powinien się tak zachowywać, gdzie się podział ten normalny, kulturalny Bane? Wyciszony, skuteczny i rzeczowy Cyrkowiec z pierwszych dni po przybyciu do Krainy Luster?
Wybał dobry moment na odejście od nich bo każde kolejne słowo bolało i uświadamiało mu, jak wiele błędów popełnił. Jednak teraz już było chyba za późno na żal za grzechy, prawda?
Szybując nad ich głowami zapłakał w duchu. Może to niemęskie, ale właśnie zdał sobie sprawę, jak bardzo nienawidzi się za swój charakter. Za to lekceważące podejście, chamstwo jakim wręcz kipiał no i oczywiście gryzienie ręki która go karmi.
Teraz, gdy Tulka skądś wie, Anomander pewnie też się dowiedział. Miał oczy w każdym zakamarku Kliniki, jak Bane mógł o tym zapomnieć? Był zamroczony żądzą zemsty na Rosie, chęcią wymierzenia kary za to co zrobiła... i posunął się za daleko.
Z góry zobaczył, że Anomander szybuje w stronę stojącej na dole gromadki. Gdy Opętaniec przytulił Tulkę, Bane poczuł ulgę - przynajmniej od Gada może dostać trochę niewymuszonej czułości.
Nie słyszał rozmów, choć słucha miał o wiele lepszy od normalnego człowieka. Może nawet lepszy od stojących pod nim Opętańców i Grega. Nie chciał nigdy wchodzić w szranki i pojedynkować się, ale wiedział, że przez mutacje MORII miał wyczulone wszystkie zmysły.
Stanowcze polecenie sprawiło, że biały ptak sfrunął na ziemię, w odległości trzech metrów od grupki. Pióra osypały się i zniknęły, wtedy też Bane wstał z przyklęku na jego kolano i otrzepał ubranie.
Podszedł do Anomandera ale unikał wzroku zarówno jego, jak i pozostałych. Opuścił spojrzenie i pochylił nieco głowę na znak pokory. Powinien faktycznie stać z zamkniętą jadaczką. Już i tak ma przesrane na prostej linii.
- Dobry wieczór, Dyrektorze. - jego głos był cichy, graniczył z szeptem, ale na tyle grzeczny, że mógł być odebrany jako zwykłe powitanie. Tak jak miał być odebrany.
Bane zawsze czuł się przy Anomanderze mały i nic nie znaczący. A teraz, gdy Opętaniec wręcz emanował władzą i dostojeństwem, białowłosy po prostu stał z boku, trochę przykulony. To był chyba pierwszy raz od kilku lat, kiedy Cyrkowiec chciał zwyczajnie zniknąć, pozostać niezauważonym.
- Bardzo proszę, bez odrywania sobie kończyn. - powiedział zaskakująco łagodnie i pokornie - Ranę bez problemu zaszyję, ale z doszyciem ręki czy nogi może być już gorzej. W tym świecie nie ma wystarczająco dobrego sprzętu, by przywrócić pełną sprawność oderwanej części ciała. - dodał, choć niepotrzebnie bo przecież Anomander wiedział jakim sprzętem dysponują - Oczywiście jeśli jednak zdarzy się taki wypadek, dołożę wszelkich starań by doprowadzić pacjenta do zadowalającej sprawności.
Cóż za ironia losu. Wystarczyło wiedzieć gdzie uderzyć, a tarcza pewności siebie Nadmijdupy Blackburna rozsypała się w drobny mak. Gratulacje, drogie siostry. Udało wam się sprowadzić Ordynatora do pionu. Czy Anomander doda swoje trzy grosze? Toć przecież tylko jego Bane słuchał, jak diabeł grzmotu.

Jocelyn - 30 Maj 2017, 09:59

No i pięknie. Miała ochotę każdemu tu z osobna przywalic. Zarówno Gregowi, Banowi, Anomanderowi, Julii jak i sobie. Walnieta nie?
Chciała tylko dopiec Banowi za to spoufalanie się z pracownica w czasie pracy. Pięknie to brzmi. Tak naprawdę jednak po prostu działał jej na nerwy a fakt że na sile przyklejal się do Julii gdy ta tego nie chciala, wyjątkowo mocno ją zirytowal. Nie wyszło jednak tak jak chciała. Bane jak jakiś mięczak wzbil się w powietrze zamieniając w ptaka. Zabolało to zaś Julię a nie jego. Przynajmniej z perspektywy Jocelyn. Jakby tego było mało Greg ją uspokajal. Przecież jest spokojna do cholery! Czy tylko ona widzi co się tu wyrabia?
Jakim prawem Bane robił wyrzuty Julce o to że mu nie powiedziała o tym wszystkim? Jest w końcu tylko jej przełożonym prawda? Uśmiechnęła się z satysfakcja widząc jak dziewczyna najezdza na tego pożal się Boże ordynatora. Uśmiech ten jednak szybko spełz z jej twarzy. Stanęła jak wryta, krew z niej odplynela az zrobiła się zielona. To co mówiła Julia nie brzmiało jak wyrzuty pracownicy. To były słowa zranionej dziewczyny. Zranionej przez jej faceta. Jocelyn zachwiala się, zrenice się jej rozszerzyly. Musiała podeprzec się rekoma na udach bo by się przewróciła. Wibrzenie w katanie się natezylo. Banshee zapiszczala chowajac głowę w spódnicy Jocelyn. Ptaki z pobliskich drzew zerwaly się nagle i odlecialy. Bane i Julia. Bane i Julia razem. Oni sa parą. Przecież... Ona ma 15 lat! A on?? 40? Więcej? Jej usta poruszały się próbując złapać wdech. Na próżno jednak. ON... To wszystko co mówiła Julia o swoim chłopaku... Że doszli już do drugiej bazy i chcą do trzeciej?? Jej serce jak i żołądek zrobiły fikolka. Pobiegla w stronę krzaków i zwymiotowala jedzenie z calego dnia. Kropelki potu skroplily się na jej skroni. Zignorowala kompletnie słowa Julii o jej "scyzoryku". Pedofil. Pedofil. Zboczeniec. I Anomander na to pozwala. Pod jego dachem wyrabiaja się takie ekscesy. A miała go za porządnego człowieka! Jak oni mogli... Gdy pomyślała o tym co Julia jej mówiła znowu zwymiotowala tym razem sama żółcią. Wyciągnęła z kieszeni chusteczke i wytarla usta. Wstala na chwiejnych nogach. O wilku mowa. Przyszedł pan i władca. Kolejny zboczeniec. Przytulił Julie i walnal tekstem o pomocy czy coś w ten desen. Podeszli do nich, Bane wrócił na ziemie i wyglądał jak zbity pies. Wyprostowala się i podeszła do Anomandera. Gorowal nad nią niczym jej ojciec. Przez chwilę zadrzala.
- Wy chorzy popaprańcy! On! I ona?!! Jak mógł pan na to pozwolić?? ONA NIE JEST NAWET PELNOLETNIA! Mialam pana za porządnego człowieka! A pan co? Pozwala by ten typ dobieral się do dziecka?? Co Ty masz w głowie człowieku?? A Ty? - zwróciła się teraz do Banea. Podeszła do niego i popchnela. Jej oczy wręcz przepalaly go na wylot. Złość, żal i rozpacz w nich się malując była wręcz namacalna. - Jak Ty możesz na siebie w lustrze spojrzeć? Do tej pory nienawidzilam Cie z racji strachu jaki we mnie wywolywales. Sama twoja obecność wystarczyła by mi było niedobrze! A Ty? Jesteś powalony! Ohydny zboczencu! Ona jest jeszcze dzieckiem!! Jak mogłeś... Jak mogłeś ją tak.... Ty chory człowieku! Niedobrze mi się robi jak sobie pomyślę ze taki stary oblech jak ty dotykal ją! Nie jesteś ani trochę lepszy niż ten pojeb który ją krzywdzil! - przez cały ten czas popychala go chyba ze ktoś ją od tylu złapał. Wtedy po prostu się na niego darla. - A Ty Julio? Jak... Dlaczego... WSTYD MI ZA CIEBIE! Nie mogę na was wszystkich patrzeć. To miejsce jest bardziej powalone niż niejeden psychiatryk! Myślisz Bane że skoro nie ma tu policji to wszystko jest okej? W świecie ludzi już byś siedział! A w więzieniu zrobili by z tobą to na co zasługujesz! Nigdy, nigdy nikt mnie tak nie zranił Julio. Bawi was to?? Sprawia wam wszystkim ranienie mnie? Nie zawsze będziecie bezkarni. Nigdy nie pogodze się z tym wszystkim. A pan panie Anomander... Spodziewałam się po panu większej odpowiedzialności. - powietrze wokół niej przybrało różowa barwe. Katana wręcz wyrywala się z pasa. Miała dość. Sapala ciężko. Nie chciała na nich wszystkich patrzeć. Ani na Grega, Ani na Julie, Ani na Anomandera ani na Banea. No. Na niego nigdy nie chciala patrzeć. Czuła się zdradzona. W najgorszy z możliwych sposobów. Odwróciła się na pięcie i nie chcąc nikomu zrobić krzywdy wzbila się w powietrze wcześniej najpierw biorąc Banshee na ręce. Leciała po prostu przed siebie. Musi coś zrobić bo eksploduje. A wtedy... Wtedy... Miała dość. Czuła się tak jakby była ofiarą jakiegoś kiepskiego żartu.

Rosemary - 30 Maj 2017, 10:28

Satysfakcja nie znikala z jej oczu. Chłód podłogi jak i budynku, owiewal jej nagą, rozgrzana skórę wywołując gęsią skórkę. Pies w holu, widząc ją zawarczal niezadowolony jednak nic poza tym. Miała tak świetny humor że postanowiła iść do Anomandera jak tylko doprowadzi się do porządku. Ma trochę do zrobienia więc czemu by nie zacząć od tego. Potem kupienie mieszkania i może dodatkowej piwnicy jeśli tu nie wyjdzie. Następnie wyprawa do Gopnika. Zakupy trzeba zabrać. W międzyczasie polowanie i zaopatrzenie lodówki w taka ilość krwi zeby nie zbraklo do końca tygodnia. A potem się zobaczy. Babka na recepcji wręcz ciskala pioruny tymi swoimi oczami. Rosie jak gdyby nigdy nic oparła się o lade.
- Po swoje fatałaszki i bibeloty przyszłam. - westchnela jakby czekala juz wieczność. Warga kobiety drgnela w nerwowym tiku. Mimo to uśmiechała się jak woskowa lalka i wyjęła z szafy wszystkie jej rzeczy. Maczety, wiatrówke i jej ulubieńca glocka. Ciężar broni w dłoni podziałal na nią niczym pieszczotliwy pocalunek. Westchnela zadowolona. Torba z pieniędzmi, ubraniami i pustymi fiolkami. Wyjęła z niej od razu : komplet i od razu go założyła, wyjela również buty oraz czarny kapelusz. poprawila włosy oraz zrobiła sobie makijaż, delikatny tylko usta miała krwawo czerwone. Maczety przypiela do pasa na biodrach, wiatrówke przewiesila przez plecy. Glocka w kaburze również zawiesila na biodrach. Już się miala pytać gdzie znajdzie Anomandera jednak... Chciała wyjść z kliniki. Choć na chwilę, Anduś jej przecież nie ucieknie. Skierowała się do parku, słońce grzqlo rozbudzajac ją całą. Siedzenie w klinice tyle czasu było nudne. Nagle usłyszała bliżej niezidentyfikowany wrzask. Brzmiało to na tyle interesująco że chwyciła torbe i udala się w jego stronę. Nie musiała jakoś specjalnie szukać. Jakaś baba na tyle głośno się darla ze nie musiala nawet tropic. Nie wierzyła wręcz w swojego farta gdy zobaczyła Anomandera pośród gromadki dzieciaczków. Baba która się darla wyglądała jakby miała zaraz ich wszystkich zamordowac. Bane pedofilem? Dobre sobie! Czyli nasza ruda kita jest aż tak młoda? Czemu ją to nie dziwi? Bane jest jebniety wiec czemu nie. A młoda na takiego znowu bobasa nie wygląda. Pani anioł przydałoby się dać zapalić jointa. Albo napić się. W końcu przestala się drzec i sobie poleciała. Przez ten czas Rosie podeszła do zbiorowiska, stala jakieś 5 kroków od nich. Położyła torbę przy swoich nogach po czym zaczęła klaskać śmiejąc się.
- Was lepiej oglądać niż telenovele u Ludzi. Drama jakby kogoś zabito - śmiała się naprawdę wesolo. Poznala niskiego faceta który stał najbliżej niej. Ochroniarz z klubu. No kto by się spodziewał!

Gregory - 30 Maj 2017, 16:41

Niedoskonały. Tak mu ciągle powtarzano. Zbyt daleki od ideału. Codziennie wspominano w rozmowach, że powinni go anihilować, wrócić do większych, silniejszych krzyżówek. Dziobaty szczur, tak mówili poza raportami, jednak to przezwisko lubił o wiele bardziej niż nazywanie go "obiektem GRF". Przynajmniej sugerowało to, że jest kimś więcej niż tylko przedmiotem. Oni nigdy nie zwracali się do niego inaczej niż przez bezpośredni rozkaz. Niektórzy lubili popastwić się nad ofiarami, czuć było, że im zależy, ale nie ci którzy zajmowali się Gregiem. Jedynie prosty system: posłuszeństwo- żarcie, nieposłuszeństwo-ból:
Światło rażące go w oczy.
Prąd przepływający przez każdą wmontowaną w niego śrubkę.
Kubły z lodowatą wodą.
Zimne noce w klatce.
Smak krwi, kiedy bili go zbyt długo.
Albo, kiedy posiłek musiał zdobyć sobie sam.
Rany, które babrały się i zachodziły ropą.
Przecież zawsze można to wymienić. Trzeba sprawdzić możliwości gojenia tkanek. Surowicę podamy w ostateczności.
I powtarzanie sobie, kiedy nie słyszał go nikt a nikt, a kamery nie interesował ruch dzioba.
Noc w noc.
"Gregory."

Patrzył w przestrzeń, jak wyłączony. Machinalnie, parę razy powtórzył pod nosem swoje imię, po czym skrzywił się delikatnie pod ukłuciem wspomnienia. No i jeszcze pod wpływem czegoś. Jocelyn wrzeszczącej ile sił w płucach. Wzdrygnął się i odwrócił w kierunku, z którego dobiegał wysoki głos jego ukochanej. Przymrużył lekko oczy, rażone słońcem. Jocelyn krzyczała tak głośno jak tylko mogła na doktora Anomandera, na Julkę, na Bana, na wszystko w tym kierunku. Doktor Anomander miał na sobie tylko spodnie i biały ręcznik, prezentując swoją klatę wszem i wobec. Greg poczuł się trochę niepewnie, widząc jego potężną prezencję, aurę godności oraz jego reakcję na Jocelyn. Chciał tym coś udowodnić? No ale chyba wpierw powinien wyczuć, o co konkretnie chodzi Jocysi. Nie dość było mu stresu dzisiaj? Nie dość go wymęczono? Czemu nagle wszyscy wokół niego postanowili wywlekać swoje problemy na wierzch? To zaczynało być wręcz śmieszne, choć nie chciało mu się śmiać wcale a wcale. Zróbmy może z tego codzienną rutynę, dobra? Wkurwiamy się na wszystkich o 9;00, o 13tej po obiedzie, oraz tuż przed herbatką o piątej. Może jeszcze rzucanie talerzami po nocy raz w tygodniu, dajmy na to w piątki, aby mógł się człowiek w tygodniu wyspać. Greg przynajmniej umiałby przygotować się psychicznie. I czemu stresują tą biedną kobietę, która przypadkiem była jego miłością? Wkurwiać Jocelyn to jak wkurwiać jego.
Jocelyn wyzywała Bane'a od popaprańców i popychała go w bliżej nieokreślonym kierunku. W sumie nic nowego, choć tym razem reakcja skrzydlatej zdawała się być ostrzejsza. Chyba powoli wpadała w histerię. Ciekawe, o co poszło tym razem? Blondyn podszedł do nich szybkim krokiem aby poklepać Jocelyn w ramię, jednak w ostatniej chwili cofnął dłoń i zamiast tego stał w pewnym osłupieniu. Potrzebował przetrawić fakty. Bane zrobił coś, od czego idzie się do więzienia. Ale co. Zaraz. Sam mówił. Powiedział, że... tam w pokoju. Że ma kobietę. I że dotąd jej nie przepalił. Greg z nieznanych mu przyczyn doszedł do zgoła odmiennych wniosków. Bane tą dziewczynę zamordował, wypalił na wylot. I dlatego Jocelyn chce teraz zabić jego, bo trauma. Skąd się o tym dowiedziała? Może Julka jej powiedziała w końcu chyba słyszał też jej głosik... To się nie trzyma kupy. Mimo wszystko dla Grega istniała pewna granica tolerancji, którą naruszono, nerwów, które nadszarpnięto, a miał w sobie zbyt wiele woli walki, aby nic nie robić. Jego działania były proste - podszedł do Bana i walnął go w brzuch ciosem godnym żelaznej kuli armatniej rozwalającej kadłub statku, zapewne powalając go na ziemię. Joce się uspokoi, wszyscy się uspokoją. Będzie dobrze. Co ciekawe, na jego twarzy nie widać było specjalnej agresji, prędzej irytację. Kucnął i przytrzymał kolanami ramiona ordynatora po bokach , złapał go za fraki i zapytał niepokojąco spokojnym głosem, patrząc mu prosto w czarno-zielone oczy:
- A teraz pytanie. Czy tutaj chodzi o morderstwo. Wiem, jak twój zielonkawy fiut działa na kobiety. Przerażająca śmierć. Mam już kurwa dość, dość niekończących się fochów i wrzasków, jestem zmęczony, myślę pięściami, wybacz. Chwaliłeś mi się, że masz dziewczynę. Czy ją zabiłeś. Nie wiem, może masz piwnicę pełną martwych ciał wypalonych na wylot, Sinobrody. A jeśli nie trafiłem z tematem, niech ktoś mnie oświeci, bo przez chwilkę nie słuchałem. Wspominanie traumy, typowe zajęcie w naszym małym kółeczku cięcia żył. - ostatnie zdanie skierował do obecnych tutaj Anomandera i Julii. Nie wiedział, czy po tym pokazie bezsensownej przemocy poczuł się lepiej. Chciał odwrócić się jeszcze w stronę Jocelyn, ale ona była już tylko maleńką plamką na niebie. Noż kurwa! Zawołał jeszcze za nią, ale chyba go nie usłyszała. Puścił Bane'a i niezależnie od jego odpowiedzi, pomógł mu wstać. Akurat w tym momencie kiedy stawiał go na nogi ( i zapewne radził sobie z gniewem pana Gadzie oko) usłyszał wredny, piskliwy śmiech kobiety, której nie znał. Ale czy aby na pewno? Skądś kojarzył tą śliczną, acz wredną buźkę, te kolorowe pasemka. Skądś ją zna. Tylko... o kurde. To jedna z tych dziwek z klubu, tańczących na rurach. W miejscu takim jak to? Nawet nie pamiętał jakiejkolwiek głupawej ksywki, z którą mógłby ją kojarzyć. Musiała być magiczna. Gregory niemalże zapomniał, że w Glassville wcale nie jest samotny ze swoją odmiennością i na pewno nie był jedynym Lustrzaninem który dorabiał sobie po tamtej stronie Lustra.
- Chyba jednak nie, dzięki Bogu. Cześć, swoją drogą, jak ci tam było... - burknął w jej stronę, nie zaszczycając jej nawet chwilą uwagi. Niech już sobie idzie, franca jedna. Nikt jej tu nie prosił. Teraz najważniejsza była Jocelyn. Będzie musiał odszukać ją jak najszybciej zanim zrobi coś... głupiego...



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group