Yako - 1 Luty 2017, 21:08 Opuściła niepewnie uszy, patrząc na rudzielca przepraszająco. Chyba za bardzo to wszystko przeżywała. Przysiadła na krawędzi łóżka, starając się uspokoić.
Przyglądała się jak Bane bada Cienia i zaskoczyło ją, że nie chce żadnej zapłaty. Gdy wyszedł z pokoju wstała szybko - zaraz wrócę - powiedziała i pobiegła za białowłosym.
- Panie Bane proszę zaczekać - zawołała, i gdy się zatrzymał ruszyła do barku i wyciągnęła z niego butelkę nalewki - skoro nie chce pan zapłaty to proszę przyjąć chociaż to. Domowej roboty nalewka śliwkowa - uśmiechnęła się miło i westchnęła z ulgą, widząc jak lekarz nie odmawia przyjęcia podarunku. Pożegnała się miło i zamknęła za nim drzwi. Westchnęła cicho i rozpaliła jeszcze w kominku, gdyż jej samej robiło się już chłodno.
Wróciła do pokoju, po drodze zabierając w końcu kuszę z podłogi i odkładając ją do szafy - przepraszam Cię, poszłam odprowadzić pana doktora i dałam mu buteleczkę Twojej nalewki, mam nadzieję, że się nie gniewasz - powiedziała nieśmiało - głupio mi tak, że przyjechał i nie chciał żadnej zapłaty.
Usiadła na łóżku i wsłuchała się w słowa Gawaina. Odetchnęła z wyraźną ulgą - cieszę się w takim razie, że to nic poważnego - uścisnęła jego dłoń, którą chwycił jej rękę - spanikowałam jak zobaczyłam Cię takiego sztywnego i zimnego...myślałam, że coś sobie zrobiłeś, albo że to przez tak częste zabieranie Ci energii - spojrzała mu w oczy. Jej źrenice nadal były zwężone i widać w nich było zmęczenie.
Uśmiechnęła się radośnie, widząc jego wariacki uśmiech. - już jestem spokojna, ale proszę nie rób mi w przyszłości takich numerów bo jak coś się faktycznie stanie to Cię oleję bo będę myślała, ze sobie żartujesz- wtuliła się w niego delikatnie i przymknęła oczy. Leżała tak chwilę, lekko poruszają ogonami.
- Gaw? Co powiesz na kąpiel? - zapytała w pewnym momencie - nie udało nam się w końcu zajść do tej łaźni, to może chociaż tutaj się uda - uśmiechnęła się do niego - tylko jakiego olejku byś sobie życzył? - wymruczała mu do ucha.
Jeśli się zgodził i podał jej rodzaj olejku, poszła na dół przygotować kąpiel.Gawain Keer - 2 Luty 2017, 20:22 Oczywiście, że się nie gniewał. Jakby mógł po tym, co przeszli do tej pory. Poza tym jemu również byłoby głupio, gdyby lekarz odszedł z pustymi rękoma. Cała torba oprzyrządowania jaką ze sobą przytargał świadczyła, że był przygotowany na gorszą i dłuższą wizytę. Gdyby się nie obudził, to "ratowałby" go do oporu.
- Mam nadzieję, że mu zasmakuje. Będę musiał zrobić jej trochę więcej, ale niestety to nie sezon na śliwki. Przynajmniej nie w tej okolicy. Tu są same maliny! - prychnął i pogładził ją delikatnie po policzku. Wyszczerzył się bardziej, gdy Luci wyraźnie się rozluźniła, ale potem sam się uspokoił - Nie żartuję w takich sprawach- zaczął poważnie - Jestem wtedy najwrażliwszy i zupełnie odsłonięty. Nawet nie wiesz jakie to dla mnie szczęście obudzić się w miękkim łóżku. W ogóle się obudzić - przytulił ją do siebie mocniej.
Zamruczał z zadowoleniem na propozycję lisicy. Czytała mu w myślach! Jego entuzjazm jaki żywił do wielogodzinnych posiedzeń w wannie nie umknął niezauważony. Chwilę zastanawiał się nad tym jaki olejek powinien wybrać. Miał ochotę na coś kojącego zmysły.
- Szałwia muszkatałowa albo róża byłyby miłe- powiedział i lekko klepnął Luci w plecy, po czym wyplątał się z jej ramion.
Wstał powoli i niepewnie. Nadal kręciło mu się trochę w głowie i wolał nie ryzykować upadku. Powoli ruszył do przedpokoju. Przeszedł nad kupką popiołu, która do niedawna była drzwiami i zaskoczony stwierdził, że spaliły się tylko one. Widać ogień albo trawił tylko pojedyncze elementy, albo Yako była doskonałą piromantką. Tak czy inaczej bez drzwi idea osobnej sypialni przestała istnieć.
Jakoś dodreptał do schodów i dotarł do łazienki.
Gdybym mógł to wlazłbym do tej wanny nawet w ciuchach - pomyślał, nie mając ochoty niczego zdejmować. Zrobiłby to, ale dopiero po wejściu do zapraszająco parującej wody. Zatkał odpływ i zaczął napełniać zbiornik. Usiadł na skraju rozgrzewając stopy, ale nie zanurzał ich w cieczy. I tak pierwsze zetknięcie z taflą będzie wystarczająco bolesne.
- Musisz sprawdzić temperaturę za mnie. Nie jestem w stanie tego teraz prawidłowo ocenić - spojrzał przez ramię na Luci. Nie miał pojęcia, gdzie lisica trzyma olejki, a nie chciał jej grzebać po szafkach. Cenił sobie prywatność i sam zachowywał się w ten sposób w stosunku do innych. Co prawda Luci mówiła mu, żeby się czuł jak u siebie, ale on chyba nigdzie się tak nie czuł. Jego miejscem pobytu zawsze było to aktualne. Jakoś tak już miał, że brak przywiązania do budynków i miast mu nie przeszkadzał.
Poza tym i tak miał zamiar opuścić ten dom, jak tylko odremontuje swoje mieszkanie. Może tym razem postawi na nieco więcej luksusu niż prostoty. Przydałoby się, zwłaszcza, że przewidywał, że Luci będzie go odwiedzać tak jak on ją. Nie mieszkali od siebie daleko i zawsze mogli zahaczyć o parę ciekawych lokali albo wybrać się na dłuższy spacer. Rozrywek nigdy dość, zwłaszcza w Mrocznych Zaułkach.
- Przydałoby się też coś rozgrzewającego do picia. Normalnie zrobiłbym to sam, ale mam zgrabiałe dłonie - wybąknął i opuścił nieco głowę, wyraźnie wstydząc się tego, że musi prosić o pomoc. Luci nie musiała wiedzieć, że zwykle pociągnąłby łyk z piersiówki, a nie chciał znów pić. Chyba przeszkadzało jej to, że tyle ostatnio sięgał po alkohol.
Wyciągnął nogi z wanny, widząc jak poziom wody powoli się podnosi i zdjął sweter. Przy niej nie musiał się wstydzić, ale wolał nie paradować nago przy lekarzu. Zresztą on też chyba czuł się pewniej badając przytomnego, ale już ubranego pacjenta.Yako - 2 Luty 2017, 21:08 Zaśmiała się słysząc jak marudzi, że nie znajdzie nigdzie teraz śliwek - Gaw, mieszkach chwilowo z demonem płodności i mówisz takie rzeczy? - poruszyła ogonami - u mnie w ogrodzie rośnie wiele różnych roślin, niezależnie od pory roku, dzięki temu, że cały czas mają odpowiednią dawkę energii...a teraz to już w ogóle wystrzelą, bo wczoraj się trochę przejadłam, co pewnie nadal widać po moich oczach - uśmiechała się cały czas. Jednak słysząc dalszą wypowiedź zasmuciła się trochę - nie pozwoliłabym Ci tak szybko na to byś się nie obudził, musiałbyś się bardzo postarać - wyszczerzyła swoje lisie ząbki, które nadal wyglądały na ostrzejsze niż do tej pory.
Zaniepokoiła się, gdy mężczyzna wstał. Przyglądała się mu uważnie po czym ruszyła za nim i nie odstępowała go na krok. Spojrzała krytycznie na to co zostało z drzwi i westchnęła. Cały czas pilnowała by Gawain nagle się nie wywrócił.
Westchnęła z ulgą, gdy mężczyzna usiadł. Szybko znalazła odpowiedni olejek z szałwii i nalała kilka kropel do napełniającej się wanny. Uśmiechnęła się do mężczyzny miło i sprawdziła wodę. Trochę zmniejszyła temperaturę, żeby jej partner czasem nie zrobił z siebie czerwoniutkiego raka, w szczególności, że jego ciało nadal było chłodne.
- Nie martw się zaraz Ci coś przygotuję - powiedziała i pocałowała go w czubek głowy. Ruszyła do kuchni by nastawić wodę na herbatę. Pobiegła też szybko na górę, żeby zdjąć w końcu pościel z balkonu. Dwa dni wietrzenia się chyba jej w zupełności wystarczą. Pościeliła łóżko i zamknęła okno. Rano będzie musiała wysprzątać ten bałagan, którego narobiła.
Wróciła na dół, akurat jak woda zaczęła się gotować. Przygotowała Gawainowi rozgrzewającą, ziołową herbatę z miodem i ruszyła do łazienki, zabierając ze sobą jeszcze buteleczkę spirytusu.
Postawiła kubek i butelkę obok wanny i sprawdziła wodę - myślę, że spokojnie możesz wchodzić, nie powinno być to zbyt bolesne, potem doleje się jeszcze cieplejszej wody, jak już trochę dojdziesz do siebie - uśmiechnęła się i przysiadła na skraju wanny, nie rozbierając się jednak. To mężczyzna potrzebował teraz ciepła, nie ona. Luci chciała mu zapewnić teraz jak największą wygodę. Spirytus przyniosła by zrobić mu potem rozgrzewający masaż, który ma pewno mu się przyda. Miała jednak nadzieję, ze nie sięgnie po butelkę, żeby dolać sobie alkoholu do herbaty. Jeśli tak to warknęła na niego ostrzegawczo i zabrała butelkę, kładąc ją za swoimi plecami.Gawain Keer - 2 Luty 2017, 22:47 Zakłopotany przejechał parę razy po swoim ryżym karku. Jakoś mu to umykało momentami, że moc Luci nie dość, że działa nieprzerwanie to jeszcze na tak dużym skrawku terenu. Teraz, gdy oddawał jej również swoją energię, naprawdę mógł z ręką na sercu przyznać, że miał wkład w produkcję śliwkowego trunku. - A masz tu jakąś śliwę? - zapytał zaciekawiony. Powinien przejść się wszystkimi uliczkami i obejrzeć, co też rośnie w tym zieleńcu.
Rozmyślanie o ogrodzie przypomniało mu o niedokończonej wycince drzewa. Niestety, musiała trochę poczekać. Ta mała "nieobecność" wyczerpała go, ale za to odprężyła psychicznie. Do tego musiał w końcu iść spać. Kilkugodzinnej pijackiej drzemki na dywanie przed kominkiem i na podłodze po igraszkach z Luci nie można było nazwać prawidłowym, pełnowartościowym snem.
Zaśmiał się jak z doskonałego żartu, słysząc, że nie pozwoliłaby mu na zbyt szybkie opuszczenie tego padołu łez. - Niby co takiego musiałbym zrobić? - uśmiechnął się drwiąco i patrzył jak Luci ruszyła do kuchni. Latała po domu jak oparzona, po czym wróciła z herbatą i butelką spirytusu. Uniósł brew w zdziwieniu, ale nic nie powiedział. Yako i tak nie mogła czerpać zbyt wielu przyjemności z picia alkoholu, a walory smakowe tego "trunku" były raczej wątpliwe. Nic jednak nie powiedział, tylko pozbył się spodni i powoli wszedł do wody.
Piekielnie gorąca! - wciągnął gwałtownie powietrze przez zaciśnięte zęby, ale zanurzył się po sam czubek nosa. Dopiero po chwili lekkie pieczenie ustało i jego skóra zaczęła nabierać właściwego, zdrowego odcienia. Wychylił się trochę z wody i sięgnął po herbatę, mocząc podłogę kroplami spadającymi z jego palców. Upił łyk i uśmiechnął się do lisicy - Dziękuję - odsapnął cicho i wziął jeszcze jeden, tym razem porządny - Lepiej mi powiedz, co się działo jak mnie nie było. Dużo przegapiłem? - zagadnął. Miał nadzieję, że Luci przyznała się do swojej wymyślonej opowiastki. Gdyby był tam tylko Gopnik, nie miałby nic przeciwko. Kapelusznik sam wyglądał na niezłego bajarza. Ale Upiorny był inny. Uprzejmy i pozornie zdystansowany, czyhający na odpowiedni moment, by wycisnąć z ciebie każdą informację niczym sok z dojrzałej pomarańczy. Słysząc wzmiankę o innej Upiornej raczej nie przepuściłby okazji do wysłuchania paru ploteczek.
Niezależnie od tego, co zrobiła wtedy Yako, wolał wiedzieć. Co się stało, to się nie odstanie, ale byłoby głupio grać przed Cierniem, gdy ten znałby już prawdę. Wypadałoby chociaż ustalić jedną stałą wersję wydarzeń i nie pajacować.
Obrócił się tak, by móc wystawać z wanny i oprzeć się wygodnie, patrząc na Luci siedzącą zaraz obok. Pstryknął palcami w powietrzu posyłając w jej stronę parę kropel wody i odstawił kubek. Wgapiał się w jej zwężone źrenice, ale w końcu przymknął oczy, rozkoszując się ciepłem i miłym aromatem.Yako - 2 Luty 2017, 23:52 Zamyśliła się na chwilę - chyba mam trzy rodzaje, po jednym drzewku z każdego. Nie są one jakieś wielkie, ale mają za to soczyste owoce i to bez nieproszonych lokatorów - uśmiechnęła się do niego.
Spojrzała na niego poważnie, gdy zapytał co by musiał zrobić, żeby móc odejść z tego świata - musiałbyś się najpierw pozbyć mnie - wyszeptała mu do ucha grobowym głosem. Nie chciała go straszyć, jednak naprawdę nie pozwoliłaby mu tak łatwo na opuszczenie tego świata.
- Nie ma za co - odpowiedziała gdy upił łyk herbaty. Widziała jak wcześniej zareagował na temperaturę wody. Musiało mu być naprawdę zimno, dla niej ta temperatura wcale nie była taka wysoka. Nic jednak nie powiedziała, widząc, że po chwili Cień przyzwyczaił się do temperatury. Siadała obok, poruszając swoimi ogonami. Słysząc jego pytanie westchnęła ciężko - gdy sobie poszedłeś, przeprosiłam ich za kłamstwo i powiedziałam, że to ja wywołałam pożar - wyjaśniła - powiedziałam, że przez to, że byłam ranna, wywróciłam przypadkiem jedną z lamp, która spowodowała całe to zamieszanie - wzruszyła ramionami - zaraz po tym pożegnałam się i ruszyłam do domu, ale okrężną drogą. Gdy wróciłam już świtało - kontynuowała, uznając, że nie ma co przed nim zatajać tego co się stało dalej - byłam wściekła, do tego nie mogłam wytrzymać z nadmiaru energii...wzięłam jej za dużo w zbyt krótkim czasie. Przebrałam się, wzięłam naginatę, kilka butelek alkoholu i poszłam do piwnicy. - mówiła smutno - nawet nie zauważyłam, że jesteś tutaj...myślałam, ze wróciłeś do siebie - spojrzała na niego swoimi demonicznymi oczami - do wieczora ćwiczyłam co chwila zmieniając swoją formę, a jedyne przerwy jakie robiłam to te, które przeznaczyłam na opróżnienie kolejnej butelki. - opuściła niepewnie uszy i podrapała się w tył głowy - dopiero gdy prawie ślizgałam się po macie mokrej od mojego potu, wzięłam lodowaty prysznic i gdy się przebrałam zauważyłam Twoją kuszę, później pobiegłam na dół sprawdzić czy są tam twoje buty i płaszcz...i były! Poszłam więc sprawdzić czy nie śpisz, nie wyczuwałam Twojej energii, a nie mogłam sie dostać do pokoju, więc spaliłam drzwi...nie mogłam Cię obudzić, poprosiłam jakiegoś chłopaka o pomoc, i przyprowadził lekarza. Resztę historii już znasz... - przyznała opuszczając wzrok zawstydzona.
Otrzepała głową, gdy doleciały do niej kropelki wody i uśmiechnęła widząc jak Cień się relaksuje - Gawain...chyba gdy byliśmy w klubie obiecałam Ci masaż - zaczęła niepewnie - pytanie tylko...czy jesteś mi w stanie zaufać po tym wszystkim co się stało?
Jeśli powiedział, że jej ufa, zdjęła ubrania i weszła do dużej wanny. Podeszła do mężczyzny od tyłu i zgarnęła wodę z jego pleców. Wzięła spirytus i nawilżyła nim dłonie - teraz nie wystrasz się...nic Ci się nie stanie - powiedziała po czym jej dłonie zapłonęły. Zaczęła go powoli ale zdecydowanie masować jego spięte plecy. Dzięki płomieniom masaż powinien go rozgrzać, jednak nie powinny go parzyć, raczej wywoływać przyjemne uczucie ciepła. Co jakiś czas polewała sobie znów ręce alkoholem by te nie zgasły i dokładnie rozmasowywała każdy mięsień, który wystawał mężczyźnie z wody.Gawain Keer - 6 Luty 2017, 20:54 - Jedna z całą pewnością wystarczy. Nie chcę zakładać gorzelni i dodatkowo robić za konkurencję Gopnika - cicho i chrapliwie się zaśmiał. Cały czas mówił szeptem. Gardło nie bolało po syropie, ale struny głosowe nadal odmawiały odpowiedniej współpracy.
Zatrzymał wzrok na zwężonych tęczówkach Yako. Wyglądała przez nie na okropnie rozeźloną zołzę, ale nie była już tak podminowana jak wczoraj w klubie. Ton jej głosu robił nie mniejsze wrażenie, niż w gdyby mówiła o pozbywaniu się jej w postaci Lusiana.
Odkręcił kurek z gorącą wodą. Dostał gęsiej skórki, ale przynajmniej czuł się już normalnie. Przynajmniej na ciele. Mieszał przeźroczystą aromatyczną ciecz i słuchał o wydarzeniach w klubie. Nawet zabawnie było słyszeć, że Yako faktycznie może się "przejeść". - Myślę, że mogę zgodzić się na taką wersję wydarzeń - mruknął. Tłumaczenie było spójne, a wydarzenia nieprzerysowane. Nic nie powinno wzbudzać większego zainteresowania w tej małej historyjce.
Przewrócił się na plecy i przymknął oczy, gdy Yako zapytała, czy jej ufa. Prychnął gorzkim śmiechem kompletnie zażenowany i kajający się w myślach za swą głupią manię prześladowczą. - Nawet nie wiesz ile razy się wahałem. Bałem się, że możesz mieć jakieś powiązania z MORIĄ, być ich cynglem. Albo że zabijesz mnie dla sportu. Dopiero co wróciłem ze Świata Ludzi i postrzeliłem tajemniczą kobietę w lesie. Dziwną zmiennokształtną kłamczuchę, która chce nie wiedzieć czego. Gdyby nie to dziwne, nieokreślone coś, co do ciebie czuję, to wrzuciłbym cię do tego płonącego mieszkania byś się udusiła - przykrył twarz mokrymi dłońmi i głośno westchnął. On też musiał w końcu znaleźć jakieś ujście dla emocji i piętrzących się w przemyśleń. Alkohol, seks i bitka nie podziałały. Dopiero po swojej małej "zapaści" w końcu doszło do tego zakutego łba, że jeżeli chodzi o jego samego, to pomoże tylko rozmowa. Sprawy sercowe nie były kolejnym zleceniem na jego długiej liście, po którym mógłby szaleć do białego rana, aż by się nie wyżył.
Ale w końcu jej to powiedział. Faktycznie darzył ją jakąś mieszanką sympatii, zaufania, emocjonalnego żaru. Luci była interesująca i przebojowa. Sprawę trochę komplikował Lusian, istny samiec alfa. Całe szczęście Yako nie garnęła się do zmuszania go do uczestnictwa w najbardziej zwariowanym trójkącie miłosnym.
Dłonie wplótł między jeszcze suche rdzawe kosmyki włosów. - Byłem pewien, że już się nie obudzę, że wykorzystasz tę sposobność i pozbędziesz się mnie bez większych ceregieli. Całkowicie mnie zaskoczyłaś. No i to co zrobiłaś wtedy w parku. To jak mi pomagałaś... - mówił, ale nie potrafił znaleźć właściwych słów. Żadne nie było na tyle trafne, by mógł opisać to, co czuł w tej chwili. - Naprawdę cieszę się, że cię wtedy nie zostawiłem - spojrzał na Luci, wychylił się z wanny i przyciągnął ją do siebie. Nie wciągał jej jednak do wody. Klęczał w wannie i tulił się do niej. Po chwili znów zanurzył się w wodzie, ale już na nią nie patrzył. Zresztą jakby mógł?
- Przepraszam. Pewnie myślałaś, że jestem skrytym i nieco zdziwaczałym samotnikiem, a okazałem się być kimś zupełnie innym - wychrypiał jeszcze i ułożył się tak, by ułatwić Luci dostęp do jego pleców i ramion. Szybko poczuł na nich rozgrzewająco-chłodzące działanie spirytusu, ale chwilę potem było już tylko ciepło i delikatny dotyk lisich dłoni. Widział jak błękitny blask płomieni odbija się od tafli wody. Nie odczuwał strachu. Już tyle razy widział Yako w akcji, że zaczynał się przyzwyczajać. No i kolor ognia też mu się podobał.
Z cichym westchnieniem odchylił głowę lekko w tył. Nie odzywał się jednak. Nie śmiałby po tym wszystkim, co właśnie powiedział.
Zaufanie. W jego umyśle to słowo brzmiało tak obco. Było niczym mityczne zjawisko, o którym co prawda słyszał, ale do tej pory nie miał okazji go doświadczyć.
Tylko proszę, nie pozwól mi się sparzyćYako - 6 Luty 2017, 21:42 Zmarszczyła brwi słysząc jego odpowiedź - możesz myśleć o mnie co tylko chcesz, ale proszę, nie łącz mnie już nigdy z tymi idiotami z MORII. - powiedziała lekko urażona - co jak co ale z ludźmi nie mam zamiaru się bratać, a w szczególności z takimi, którzy chcą zniszczyć tę piękną krainę, w której żyjemy.
Uśmiechnęła się słysząc co o niej myśli. Gdy doszedł do momentu z tym, że coś do niej czuje, zarumieniła się lekko. Nic jednak nie powiedziała. Dała się mężczyźnie wygadać. Uśmiechała się lekko i pochyliła, gdy ten postanowił ją przytulić. W ogóle nie zwracała uwagi na to, że zmoczy jej ubranie.
- Gaw ja nie wykorzystałabym tej okazji, dobijanie leżącego nie sprawia mi frajdy - powiedziała szczerze - i chyba też coś do Ciebie czuję, bo tak spanikowana to nie byłam nigdy - zaśmiała się zakłopotana - normalnie pewnie bym nawet nie poświęciła Ci większej uwagi i po prostu dała Ci zdechnąć lub pochłonęła resztkę energii, po czym zakopała w ogrodzie, robiąc z Ciebie naturalny nawóz, ale...nie potrafiłam. Po prostu spanikowałam - przyznała zawstydzona. Naprawdę nigdy nie czuła się tak jak tego dnia. Do tego była bardzo zmęczona już tym wszystkim. - pamiętaj, że jak będziesz kiedyś czegoś potrzebował to zawsze możesz do mnie przyjść - dodała nieśmiało - czy po pracy będziesz chciał się z kimś pobić, czy będziesz potrzebował kogoś by wyżyć się seksualnie, czy po prostu wyjść na piwo...możesz na mnie liczyć - nachyliła się do niego, podniosła lekko jego głowę i pocałowała czule, wkładając w to wszystko co do niego czuła.
Nie skomentowała jego przeprosin. Weszła ostrożnie do wody, wzdychając lekko i zajęła się masażem. Sama najchętniej zanurzyłaby się teraz w wodzie i zrelaksowała. Kilka godzin treningu bez praktycznie odpoczynku nawet na nią wywierało wpływ. Wszystkie jej mięśnie ją bolały i była spięta. Mimo leczenia Bane'a nadal czuła to wycieńczenie, które wcześniej witała z otwartymi ramionami. Teraz najchętniej zniknęłaby pod wodą i nie wychodziła z niej przez kilka godzin. Ale teraz najważniejszy był Cień przed nią.
Zaczęła go masować, zdecydowanymi ale czułymi ruchami. Rozmasowywała każdy mięsień po kilka razy, by Gawain odzyskał w końcu pełną sprawność oraz żeby się rozluźnił. Wszystko co wystawało z wody wymasowała dokładnie. Miała w tym wprawę. W trakcie masażu zaczęła nucić jakąś spokojną, japońską melodyjkę. Nie miała talentu muzycznego, nie umiała śpiewać, jednak do nucenia to co umiała wystarczyło. Miała przymknięte oczy i nie przerywała swojej czynności przez długi czas.
W końcu opadła na jego plecy, przytulając go od tyłu. Trwała tak chwilę, ciesząc się jego obecnością, jednak w końcu wyprostowała się i wyszła z wody. Wytarła się, ubrała i wyszła z łazienki. Dorzuciła jeszcze do kominka i wróciła do Cienia, wyciągając do niego rękę, ze zmęczonym uśmiechem na ustach - chodź - powiedziała cicho - pewnie jesteś głodny po tej całej akcji, a też odkąd u mnie jesteś nie miałeś okazji się porządnie wyspać, prawda? - przekręciła lekko głowę.
Jeśli tylko mężczyzna zgodził się z nią, pomogła mu wyjść i podała świeży ręcznik. Jeśli chciał dała mu też ciepły szlafrok by nie musiał znów się wbijać w gruby sweter. Wypuściła wodę z wanny i sprawdziła czy dom jest dobrze pozamykany.
Musiała wyglądać na naprawdę zmęczoną bo właśnie tak się czuła. Ogon wisiał nieruchomo, uszy miała położone, jednak zawsze jak spoglądała na Cienia, na jej ustach gościł uśmiech.
Gdy weszli już na górę nie pozwoliła mu iść do jego sypialni - póki nie wyremontuję drzwi, śpisz u mnie - powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu - Odstąpię Ci sypialnie, póki nie pojawią się nowe drzwi i jedynie będę korzystać z garderoby, a dziś pójdę spać do Ciebie, brak drzwi mi nie przeszkadza - uśmiechnęła się i pociągnęła go do swojej sypialni, mając nadzieję, że jednak będzie chciał, żeby z nim została.Gawain Keer - 6 Luty 2017, 23:33 Skulił się w sobie widząc jak prawie się na niego obraża, ale nie dziwił się tej reakcji. W końcu on też nienawidził tych skurwieli. Uśmiech Luci odgonił złe myśli. Doprawdy, skąd ona brała tyle energii, by cały czas być tak radosną i pełną optymizmu.
Sam pozwolił sobie na szyderczy grymas, gdy wspomniała o dobijaniu leżącego. - Czyżby odezwał się w tobie japoński honor?
Honor. Co jak co, ale on też posiadał jakieś szczątkowe ilości. Choć bardzo prawdopodobne, że po prostu mylił to z przyzwoitością. W każdy razie nie liczyło się jakie przymioty posiada, tylko istota siedząca przed nim. To świadomość obecności pewnych cech pozwalała mu jakoś działać w społeczeństwie, a nie dysponowanie nimi.
Zrobiło mu się ciepło. Nie od wody czy ognia, ale w środku. Na sercu. Może to nie była miłość, ale uczucie tak silne, że Yako postanowiła go jednak nie wysyłać na drugą stronę. Jeszcze parę dni temu byłby przerażony do szpiku kości, słysząc takie wyznanie. Czułby się jak zwierzę w klatce. Ale teraz? Chyba mógł to nazwać namiastką domu albo bezpieczną przystanią.
- Naprawdę pochowałabyś mnie w ogrodzie? Jedna przypominajka ci nie wystarczy? - uniósł brew w zdziwieniu i uśmiechnął się półgębkiem. Miała już uschłe drzewo po jednym draniu, który zalazł jej za skórę. Serio chciałaby mieć jeszcze trupa pod rabatą?
Takie poczucie humoru lubił, choć Luci chyba go nie podzielała. Może dlatego nie lubisz zrywać roślin, bo jest więcej takich nieboszczyków pod tymi drzewkami - pomyślał, śmiejąc się w myślach.
Stanowczo pokręcił głową, gdy zaproponowała mu przychodzenie do niej po pracy. - To nie jest dobry pomysł. Już widziałaś mnie złego, załamanego, zadowolonego, a nawet czułego, ale wtedy jestem zwyczajną szują - bez szacunku do nikogo i niczego. To co wtedy robił było dalekie od zwykłego picia czy sesyjki z uległą. Sparing z Luci też by nie pomógł. To nie była kwestia adrenaliny. Próbował nawet chodzić na boks, ale nie działało to na niego oczyszczająco.
Masaż był doskonały, a melodia nucona przez Luci miła dla ucha. Gdyby masażystki zarabiały więcej, może Yako pracowałaby jako jedna. Zero problemów z dostępem do nagiego skrawka ciała, a zawroty głowy wcale nie należały do najrzadszych po takich zabiegach. Chociaż Gawain był pewien, że lisicy brakowałoby dreszczyku emocji i okazji do wykorzystania jej aktorskiego talentu.
Przytuliła się do niego. Pogładził jej ramiona i rozkoszował się bliskością. Nie puszczaj mnie już nigdy - pomyślał zachłannie i zamruczał na tyle, na ile pozwalało mu gardło.
Nie oponował, gdy zarządziła koniec kąpieli. Wytarł się szybko i trochę niedbale, ale miał to gdzieś. Włożył spodnie i człapał za swoją kochanką. Słysząc o czekającym na niego miękkim łóżku, nogi praktycznie się pod nim ugięły. Rozluźnione i rozmoczone mięśnie zdawały się ważyć tyle co kamienie. Luci też potrzebowała odpoczynku. Cała była taka jakaś... oklapnięta.
Gdy dotarł do sypialni, ostatnie siły spożytkował na walnięcie się na łóżko i przyciągnięcie Luci do siebie. - Nie, nie, nie. Nigdzie się nie wybierasz - wymamrotał praktycznie w poduszkę i przytulił mocno demona do siebie. - Poza tym ułatwiasz mi zasypianie - westchnął i utonął w jej hebanowych włosach. Uklepał poduszkę i ułożył się wygodnie.
Miękko, cicho, ciepło. Niczego więcej mu nie było trzeba. Nawet nie wiedział kiedy zasnął. Chciał tylko na chwilę przymknąć oczy, ale ich ponowne otwarcie okazało się zbyt trudne.Yako - 7 Luty 2017, 00:22 - Myślę, że jestem gotowa zaryzykować - powiedziała spokojnie - sam mi powiedziałeś, że będziesz tak robił i mówiłam, że jeśli tego potrzebujesz to drzwi są zawsze otwarte i słowa swojego nie cofnę - uśmiechnęła się lekko.
Słyszała jak delikatnie zamruczał, gdy go przytuliła. Była wtedy tak bliska zaśnięcia, wtulona w jego plecy, jednak wiedziała, że nie może tego zrobić. Wyszła z wody niechętnie i zajęła się ogarnianiem czy wszystko jest na swoim miejscu.
Gaw zaskoczył ją tym, że wciągnął ją do łóżka. Zerknęła na niego zaskoczona, gdy powiedział, że ta nigdzie się nie wybiera. - dziękuję - wymruczała i wtuliła się do niego, nie powiedziała jednak nic na to, że ułatwia mu zasypianie. Nie miała bowiem pomysłu co by mogła powiedzieć. Bardzo ja to jedna ucieszyło.
Okryła ich jeszcze kołdrą i zasnęła bardzo szybko, nawet nie wiedząc kiedy, przeniosła się do Krainy Snów.
Po kwiecistej polanie biegał sobie wesoło czarny lis. Nad nim latał jastrząb o bursztynowym spojrzeniu. Zwierzaki bawiły się razem, goniły, razem polowały kradnąc sobie na wzajem zdobycz. Spędzały miło ciepły, słoneczny dzień. Dwa drapieżniki, które mimo iż nie powinny żyć razem, dogadywały się świetnie i potrafiły mimo tego iż były dla siebie konkurencją, miło spędzić ze sobą czas.
Po jakimś czasie jednak coś się zmieniło. Jastrząb zaczął opadać z sił. Wylądował ciężko na ziemi i dyszał, jakby coś wysysało z niego energię. Lisa patrzył na to wystraszony, gdy energia ptaka wlewała się w jego ciało. Okolica stawała się coraz bardziej mroczna i zimna. Jastrząb spoglądał na lisa z nienawiścią, aż w końcu jego spojrzenie zgasło. Lis zaczął płakać nad ciałem przyjaciela, które po chwili stanęło w błękitnych płomieniach, a z dymu wyłonił się ogromny cienisty ptak, o groźnym ciemnozłotym spojrzeniu.
- To wszystko Twoja wina! - zagrzmiał głos, do złudzenia przypominający głos Gawaina - to Ty mnie zabiłaś!
Lis już nie był lisem, był kobietą o lisich uszach i ogonie. Patrzyła na ptaszydło przerażona, a z jej oczu leciały łzy - nie...to nie moja wina...ja...ja nie chciałam... - mówiła zdławionym głosem.
- To ty mnie zabiłaś, demonie! - wrzeszczał ptak...
- Nie ... ja...ja Cię kocham Gaw...to nie ja... ja...nie zrobiłabym Ci krzywdy - płakała głośno i odsuwała się od koszmaru, który tylko zaśmiał się gardłowo.
- Kochasz? Ty nie wiesz co to miłość! Jesteś tylko fałszywym Yako, który pożera energię i nic nie daje w zamian! Zabiłaś mnie i na pewno zrobisz to ponownie!
Kobieta chciała odpowiedzieć, jednak nie potrafiła. Głos całkowicie odmówił jej posłuszeństwa. Zaczęła uciekać przed goniącym ją cienistym tworem. Szybko jednak złapały ją dziwne powykrzywiane ręce, wystające jakby z ziemi.
- To Ty nas zabiłaś - powtarzały głosy - nigdy nie doznasz co to miłość, ani nie pokochasz tak naprawdę, umiesz tylko udawać...
Głosy były bezlitosne, a ptaszydło właśnie szykowało się do oddania ostatecznego ciosu - podzielisz nasz los - kobieta o lisich uszach i ogonie, płakała. Jednak zamknęła w końcu oczy gotowa na swoją karę...
Przez cały sen płakała. Łzy lały się ciurkiem z jej zamkniętych oczu, a zachrypnięty głos cichutko wzywał leżącego Cienia po imieniu. Było w nim słychać panikę i strach.
Jeśli Gawain nie zdążył wchłonąć snu, Luci obudziła się zlana potem, rozglądając się spanikowana. Widząc śpiącego obok Gawa, dotknęła jego policzka sprawdzając, czy na pewno żyje, jednak czując jego ciepło, uspokoiła się. Nie dała rady już jednak zasnąć mimo wyczerpania. Wyszła cicho z łóżka i udała się na dół, by wysprzątać piwnicę, a następnie poszła pobiegać. Byle tylko nie zasnąć....Gawain Keer - 7 Luty 2017, 01:32 Znajoma aura wyrwała go ze snu. Zresztą chyba przespał już kilka godzin, bo za oknem widać było rozgwieżdżony nieboskłon i ogród skąpany w bladym, srebrnym świetle. Chwilę zastanawiał się, czy na pewno chce wiedzieć o czym śni Luci. Ufała mu, a on nie chciał tego zepsuć. Przekonało go dopiero jej gadanie i lecące po policzkach łzy. Szeptem wymawiała jego imię. Westchnął cicho i skupił się na tym, co czuł.
Początkowo nic nie zapowiadało, że to koszmar. Ot radosna scenka rodzajowa dwójki drapieżników. Symbolika obu zwierząt była oczywista. Luci naprawdę musiała przypaść do gustu myśl o nim jako jastrzębiu. Sam z chęcią zobaczyłby świat z lotu ptaka. Mógłby pełnić funkcję nawigatora i dawać lisowi wskazówki co do aktualnego położenia ich biednej ofiary.
Jastrząb nagle obniżył lot. Łopotał skrzydłami ile sił, ale jego ruchy były zbyt ślamazarne i słabe, by mógł kontynuować swoją podniebną przygodę. Padł w trawę i dyszał z otwartym na oścież dziobem, po czym wyzionął ducha, gdy cała energia uleciała do czterołapnego towarzysza.
Późniejsze wydarzenia zaskoczyły Gawaina. Cienisty ptak przemawiał jego głosem tak donośnie, że ziemia drżała mu pod stopami. Oskarżycielski ton i ostre słowa raniły stojącą przed nim Luci. Próbowała się tłumaczyć z tego, co sobie ubzdurała w tej swojej lisiej główce. Dzisiejsze wydarzenia faktycznie musiały ją z do cna zszokować. Wcześniej bała się Keera i jego kuszy, teraz bała się, że go straci przez swoją nietypową dietę.
Kolejne zarzuty i próba ich odparcia prawie zwaliły Cienia z nóg.
Kocha mnie? - przeszło mu przez myśl. Czuł jak robi mu się słabo. Wszystko dookoła zawirowało, a serce zakołatało nieprzyjemnie, jakby zamiast bić, postanowiło przeskakiwać co trochę. Nie rozumiał, co demon mógł upatrzyć w takim zdegenerowanym typie jakim był. Po co? Dlaczego? Nie było dobrze tak jak było teraz? Partnerstwo i przyjaźń nie były wystarczające? Czemu istota tak potężna i doświadczona miałaby się ograniczać z jego powodu?
Wcześniej chciał wchłonąć sen, ale teraz stał na polanie i tępo patrzył na całą tę scenę z szeroko otwartymi oczyma. Gdyby mógł, zamknąłby je równie szeroko i zapomniał.
Ptak cedził szyderstwa, wykrzykiwał oszczerstwa. To nie była prawda. Yako dała mu tak wiele, nawet jeśli w zamian żądała jego energii i miłych słów. Od nikogo nie otrzymał tyle ciepła, zaufania i opieki, co właśnie od niej. Nikt nad nim nie płakał, nikt nie żałował. Każda inna istota z nieukrywaną orgastyczną radością zatańczyłaby na jego grobie bez wahania, a ona go kochała. Nawet jeśli sama w to nie wierzyła.
Zanim zdążył ocknąć się ze swojego osłupienia sen się skończył.
Znów był w łóżku obok lisicy. Czując jak materac ugina się pod przewracającą się Luci szybko zamknął oczy. Dotknęła jego policzka. Przez moment myślał, że posunie się do czegoś więcej. Może pocałunku, może do odebrania mu energii, ale tylko trzymała dłoń na jego licu. Potem wygramoliła się z łóżka i wyszła z pokoju.
Gawain wbił wzrok w sufit i nerwowo odetchnął. Byłoby lepiej, gdyby go wchłonął. Dla ich obojga. Niby jak miał teraz udawać i zbywać Yako obojętnymi słowami ze świadomością, że gdzieś w głębi serca chciałaby odwzajemnienia uczuć? Zasługiwała na tę parę magicznych słów.
- Kocham Cię... - wyszeptał je do nikogo. Brzmiały tak nienaturalnie i sztucznie. Nie wiedział, czy potrafiłby zdobyć się na takie wyznanie i czy byłoby prawdą. Nie uważał, że był niegodny bycia kochanym, ale niepewny czy potrafił kochać w sposób w jaki pojmują to inni. W zasadzie nigdy nie próbował.
Przewracał się w łóżku, próbował trochę czytać, nawet nakrył głowę poduszką. Nic z tego. Był zbyt rozkojarzony, by znowu odpłynąć w sen. Zresztą chyba się wyspał. Wylazł z łóżka i poszedł szukać lisicy. Nigdzie jej nie zastał. Trochę to niepokojące, ale miał nadzieję, że niebawem wróci do domu cała i zdrowa.
Ubrał buty i poszedł szukać narzędzi, ale najwyraźniej wszystkie posiadane przez Yako siekiery znajdowały się w jego mieszkaniu. Przynajmniej została jeszcze jakaś łopata, a taczka nadal stała przy ściętym drzewie. Zaczął przerzucać do niej ziemię i wkrótce wypełnił ją po brzegi. Ruszył z nią poza teren ogrodu, by wysypać tę martwicę gdzieś daleko. Może do rana wywiezie chociaż tyle, żeby odkryć większość korzeni. Przynajmniej pod górkę taczka będzie pusta.Yako - 7 Luty 2017, 07:40 Luci szybko uwinęła się ze sprzątaniem piwnicy. Wpierw pozbyła się butelek, a następnie wyszorowała dokładnie matę, na której ćwiczyła wcześniej przez kilka godzin. Sprawdziła też stan broni i delikatnie ją oczyściła. Nie wzięła jej jednak na górę, zostawiła ją w piwnicy.
Następnie poszła biegać, do ogrodu i lasu. Nie przebrała się i nie zakładała butów. Wolała czuć pod stopami naturę. Nawet jeśli czasem bolało, gdy nadepnęła na jakąś gałązkę czy kamień, to nawet lepiej. Dzięki temu utrzymywała świadomość. Biegała długo. Co jakiś czas przystając i ćwicząc i rozciągając się w miejscu. Jej mięśnie były coraz bardziej zmęczone, ale musiała się wymęczyć jeszcze bardziej. Może jak padnie to w końcu się wyśpi.
Nie wiedziała czy Gawain jeszcze śpi, czy w ogóle spał jak się obudziła. Nie miało to znaczenia, chciała być od niego jak najdalej. Ten sen naprawdę ją przeraził, chyba jak żaden inny do tej pory. Nie wiedziała czy Cień też go widział, a nawet jeśli to trudno. Jednak to co tam powiedziała i to co tam usłyszała wstrząsnęło nią mocno Ja go kocham? Rozmyślała podczas dalszego etapu truchtu Nie...to nie możliwe, ja...ja nie jestem zdolna do takiego uczucia....ja... Biła się z myślami. Już zaczynało świtać, gdy wróciła do domu. Jej mięśnie drżały, jednak nie była gotowa na sen. Bała się, że znów zobaczy to samo co wcześniej.
Nim jednak wróciła do ogrodu zamieniła się w Lusiana. Tak będzie lepiej i dla Gawaina i dla demona. Przynajmniej na razie. Nim jednak dotarł do domu, usłyszał, że ktoś pracuje przy ściętym, spalonym drzewie. Nie zważając na stan w jakim się znajdował - włosy mokre od potu, który ciągle ściekał mu po plecach oraz drżące z wyczerpania mięśnie - chwycił bez słowa za piłę i zabrał się za cięcie powalonego drzewa. Nie wchodził Cieniowi w paradę, nie odzywał się i unikał jego wzroku. Po prostu ciął pień na kawałki i odcinał powykręcane nienaturalnie konary. Wszystko rzucał na odpowiednie kupki. Pracował w pocie czoła, drżąc z powodu porannego chłopu i wiaterku, który co chwila jak niezaspokojona kochanka gładził jego nagi tors i plecy, ubrany był bowiem tylko w czarne spodnie dresowe. Nie zwracał jednak na to uwagi.
Jeśli Gawain spojrzałby demonowi w oczy, odkryłby, że jego źrenice powoli wracają do swojego okrągłego, bardziej ludzkiego kształtu. Jednak w oczach czaił się ból, lęk, zdecydowanie i odrobina ulgi. Lusian nie wyglądał jednak tak, jakby z chęcią miał przerwać pracę, raczej jakby nie życzył sobie by ktokolwiek mu teraz przerywał. I tak też było. Chciał wymęczyć organizm do granic możliwości, nie zważając na nic więcej.
Gdy drzewo zostało już poćwiartowane, wrócił do domu cały obolały. Tam nie przejmując się tym, że jest spocony, rzucił się na kanapę, gdzie zapadł w końcu w wymarzony sen bez snów i koszmarów.
Gdyby Gawain go teraz zobaczył, mógłby dostrzec na twarzy lisołaka ulgę, raz po raz wykrzywianą grymasem bólu, gdy przez sen wziął głębszy oddech lub poruszył jakimś mięśniem. Każdy mięsień drżał z zimna i wyczerpania, jednak teraz dla demona najważniejszy był sen. Resztą zajmie się później. Spał więc na kanapie tak jak na niej wylądował (chyba zasnął nawet zanim jego głowa dotknęła jednej z poduszek), bez przykrywania się nawet kocem, który leżał na oparciu i po prostu zasnął z wyczerpania.Gawain Keer - 8 Luty 2017, 22:48 Zdecydowana większość korzeni była już widoczna, a Gawain cały zmachany i mokry od potu. Chłód nie doskwierał mu zbytnio. Przyzwyczaił się do zmiennej i niesprzyjającej pogody podczas dłużących się polowań, spacerów i zbiorów.
Teraz utrzymywał stałe tempo pracy i starał się skupiać wyłącznie na łopacie i ziemi, w którą wbijał rzeczone narzędzie. Dzięki temu było mu ciepło i nie myślał tyle o koszmarze Luci.
O wilku mowa! Demon pojawił się w ogrodzie o świcie. Bez żadnego powitania poszedł do składziku i wrócił z piłą. Nawet nie zaszczycił go spojrzeniem i unikał jakiegokolwiek kontaktu. Wszystko byleby nie prowokować konfrontacji. Samo to, że wybrał postać Lusiana, stanowiło wystarczający dowód na to, że chodziło o treść snu, który Gawain podejrzał tej nocy. Jednak najważniejsze, że lisia kita była cała i zdrowa oraz odnalazła się sama. Widok uszatej i ogoniastej sylwetki wycisnął z płuc Cienia oddech ulgi.
Gdyby nie łzy, to jak Luci wzywała go po imieniu, a teraz wykończony, ale jakoś trzymający się Lusian, machnąłby na to ręką. Lis piłował nie tylko konary, ale mózg i serce również. Totalna rozsypka.
Keer nie odzywał się, bo i nie było po co. To nie jego sprawa, a bycie Cieniem wcale nie kwalifikowało go do uprzywilejowanej grupy osób zainteresowanych personalnymi rozterkami Yako. Bardziej mierziło go, że wywarł aż taki wpływ na czyjeś życie. Chciał tylko trzymać się na uboczu, w bezpiecznym zasięgu przyjaznych i biznesowych stosunków. Sprawa fizycznych zbliżeń była poboczna. Albo ktoś tego chciał albo nie. Akurat szczęśliwie się złożyło, że on i Luci mieli ochotę na igraszki, więc pozwalali by ta aktywność pochłaniała ich czas i siły. Ale Gawain nigdy nie łączył tego z uczuciem. Rozumiał ideę miłości, tylko nie odnosił jej do siebie. Kochałby, dbał i codziennie drżał w strachu i trwodze przed stratą tej jedynej, najcenniejszej istoty.
Chyba powinienem przyspieszyć remont i wynosić się czym prędzej.
Czuł, że przeszkadzał i dawał Yako złudną nadzieję. Dać coś, tylko po to by to później odebrać. Nawet on nie potrafiłby zebrać się na takie okrucieństwo. Najpodlejsza rzecz jaką mógłby zrobić. Raniłby głębiej, niż pozwoliłoby na to ostrze lub grot. Ziejące pustką i rozpaczą rozcięcie, które nie zabliźniłoby się już nigdy i krwawiłoby na każde wspomnienie o rudym Cieniu. Zostawiał po sobie różne rany, ale tej jednej nie chciał.
Gdy wrócił z taczką, Lusian zdążył wrócić do domu. Drzewo zostało dokładnie poćwiartowane. Trochę szkoda było marnować całe to drewno, ale bał się nim palić w kominku. Cholera wie, jak zadziałałoby to na okoliczny ogród, dom i samego demona. Zwykle płomieniom przypisywano oczyszczającą moc, ale czasem roznosiły plagi wraz z dymem i popiołem. Zdecydowanie lepiej będzie wywieźć wszystko gdzieś daleko.
Spojrzał na dom. Poranek próbował wtargnąć do zaciemnionego budynku, przypominając Gawainowi o późnej porze. Bądź co bądź prowadził nocny tryb życia. Zostawił taczkę przy sporym dole i ruszył szukać Lusiana.
Najdłuższa zabawa w chowanego w moim życiu - przeszło mu przez myśl, gdy zobaczył Yako na kanapie, zaraz po tym jak wszedł do środka.
Demon spał jak zabity, śmierdział potem, a do tego był umorusany od sadzy z pociętego już drzewa. Miał gęsią skórkę i wyraźnie się przemęczył. Głupi głupek. Ciesz się, inaczej byś zamarzał w nieopalonym domu, bez koca i energii do spożycia.
Gawain nie chciał go budzić. Mimo głodu użył mocy, by wyciszyć swoje kroki, skrzypiące pod stopami deski i szelest materiału, gdy rozwijał koc i okrywał nim Lusiana. Brakowało tylko przeziębienia, a demon nadal był osłabiony nie tylko fizycznie, ale i psychicznie... i duchowo również. Chyba trafiłby go szlag, gdyby znowu usłyszał zarzut niedbania o swojego żywiciela.
Potem poszedł do łazienki i zaczął nalewać wody do wanny. W międzyczasie na chybił trafił wybrał jedną z książek oraz nakarmił i napoił kanarki. Wrócił do łazienki, zrzucił ubrania, ułożył się wygodnie ze zwiniętym ręcznikiem pod karkiem zanurzając się nie tylko w wodzie, ale i w lekturze. Musiał wymoczyć nadwyrężone plecy i ramiona, choć wysiłek i tak znacznie poprawił mu humor. Trochę majtał nogami w powietrzu i cicho nucił melodyjki przewracając kolejne strony albo dolewając ciepłej wody.Yako - 8 Luty 2017, 23:26 Nie wiedział ile spał, lecz gdy się obudził, czuł się już o wiele lepiej. Wysiłek fizyczny mu w końcu pomógł. Leżał jeszcze chwilę, próbując się rozbudzić i dopiero teraz zauważył, że jest przykryty kocem. Nie pamiętał jednak, żeby się nim przykrywał. Pewnie Gaw go przykrył, gdy demon padł na kanapę. No ale trzeba wstawać, nie można spędzić całego dnia na kanapie i to jeszcze pachnąć na cały dom.
Wstał i stęknął głośno. Mięśnie mocno odmawiały jakiegokolwiek posłuszeństwa. Przeszedł obolały do klatki z kanarkami i odkrył zaskoczony, że w miseczce jest jeszcze pokarm, a w poidełku woda. Podrapał się za lisim uchem i ruszył na górę. Wziął z garderoby ubrania. Ciemne lekko sprane jeansy, czarną koszulę i bokserki. Poszedł pod prysznic i stał pod strumieniem wody, dając mięśniom odsapnąć. W końcu jednak wyszorował się cały, by pozbyć się sadzy i ubrał (koszulę zostawił lekko rozpiętą). Włosy związał w niski kucyk, czerwoną wstążką i przerzucił przez ramię. Po drodze wziął jeszcze buty i marynarkę oraz skórzane pasy na których mocował zawsze naginatę. Zabrał też mieszek z pieniędzmi.
Zszedł na dół, najpierw do piwnicy po swoją broń, a potem usiadł w salonie, czekając na Gawa aż wyjdzie z kąpieli. Gdy Cień już postanowił się pokazać, Lusian uśmiechnął się do niego złośliwie - co powiesz na mały spacer na Cukierkową ulicę? - zapytał wprost - wzięło mnie na coś słodkiego a lepszych słodyczy niż tam nie znajdziesz nigdzie - wyjaśnił spokojnie.
Jeśli tylko Gawain się zgodził, Lusian powiedział, ze zaczeka na niego przy wyjściu i tak też zrobił. Wcześniej jednak rzucił za rudowłosym - jeśli chcesz wziąć sztylet to leży na szafce u mnie w sypialni.
Nigdzie mu się nie spieszyło, ale jakoś nie miał ochoty na to by siedzieć w domu. Chciał się poruszać ale tak, spokojnie, wybrać się gdzieś, w szczególności, że nadal każdy jego mięsień krzyczał z bólu, jednak demon nie pokazywał tego po sobie. W międzyczasie przymocował swoją broń do pleców, dawno nie chodził z naginatą i nawet jak nie będzie mu potrzebna jakoś miał ochotę ją ponosić. Jak dawniej.
Gdy rudzielec już zszedł, demon zamknął za nim drzwi i już miał ruszyć w stronę Cukierkowej ulicy, gdy zatrzymał się jeszcze i spojrzał na Gawaina - dziękuję i przepraszam - powiedział mając nadzieję, że Cień zrozumie o co mu chodzi. Uśmiechnął się przy tym nieśmiało i ruszył przed siebie.
ZTGawain Keer - 9 Luty 2017, 00:32 Siedzenie w wodzie mogłoby się nigdy nie kończyć. Jego moc dawno się wyczerpała, więc bez problemu usłyszał jak Lusian wstaje i idzie na górę. Cień z trzaskiem zamknął książkę i odłożył ją na bok. Czym prędzej się umył i wytarł. Spodni już nie zakładał. Owinął się tylko ręcznikiem, żeby przejść do swojego pokoju i się ubrać.
Musiał stracić poczucie czasu, gdyż zastał demona w salonie. Odświeżony i ubrany wyraźnie na niego czekał. Przypasał nawet naginatę. Do tego ten wredny uśmieszek i rozpięta koszula przypomniały Gawainowi, w jakim stanie się znajdował.
Super, po prostu cudownie! Lepiej kusić zakochanego w tobie demona płodności, paradując w samym ręczniku! Bardzo mądrze! To by było tyle, jeśli chodzi o dawanie fałszywej nadziei.
Słysząc propozycję stanowczo skinął głową - Dobra, tylko się ogolę i ubiorę - mruknął. Nie miał nic lepszego do roboty i chciał choć trochę poprawić humor Yako. Nie patrzył mu jednak w oczy i speszony całą sytuacją szybko ruszył na górę.
Wiedział, że demon pewnie znów będzie narzekać na ciemny sweter z golfem, ale i tak go ubrał. Zresztą Keer uważał, że prawo do takich osądów przypada demonowi tylko w kobiecej postaci. Niech no tylko Lusian piśnie choć słówko. Spodnie wybrał luźne i ciemnozielone. Pod spód oczywiście założył bokserki.
Potem udał się do łazienki. Taniec palców z brzytwą ostatnio został zaniedbany, przez co broda i policzki stały się zniechęcająco kłujące. Jeśli chciał, by Luci nadal tak ochoczo gładziła go po twarzy, lepiej by był idealnie gładki.
Pewnymi, stabilnymi ruchami ścinał zarost. Jednak nie ma to jak nowiuteńka brzytwa. Zero problemów, żadnych poprawek, a do tego nie mogła równać się z maszynkami. Jasne, że mógł iść na zabieg laserowy. Zaoszczędziłby mnóstwo czasu, ale po pierwsze nigdzie mu się nie spieszyło, po drugie pozbawiłby się możliwości zmiany aparycji. Zaskakujące jak broda potrafi czasem robić za kamuflaż.
Wklepał wodę po goleniu. Chwileczkę poszczypała, pozostawiając po sobie tylko przyjemny zapach i uczucie świeżości. Poranny rytuał zakończony!
Poleciał jeszcze po sztylet i pas do niego oraz wygrzebał swoją sakiewkę, klucze do domu i mieszkania. Wziął też kuszę i bełty. Był ciekaw, co też takiego zaplanował Yako, ale sądząc po naginacie, to mogło być wszystko. Trening albo nietypowe łowy. Lepiej być przygotowanym.
Sprężyście zbiegł po schodach i rzucił się, by obuć buty i założyć płaszcz na swój grzbiet. Nie zapomniał też o rękawiczkach, ale te schował na razie do kieszeni.
Lusian bez słowa wyszedł na zewnątrz i spokojnie czekał aż Cień upora się z tymi prozaicznymi czynnościami. Gawain dołączył do niego i już miał za nim iść, gdy lisołak spojrzał na niego dziwnie.
Przeprosiny zupełnie zbiły go z tropu. Paręnaście minut temu Lusian obdarzył go złośliwym uśmiechem, a teraz zachowywał się niczym panna przed nocą poślubną. Nieśmiałość była chyba ostatnią rzeczą, jaką spodziewał się zobaczyć na jego twarzy. Zdecydowanie wolał tę udawaną, wręcz zachęcającą do zdarcia jej resztek.
- Nie ma za co - odpowiedział, ale nie był pewien za co Yako dziękował i przepraszał. Za to, że nie robił draki i odpuścił komentowanie snu? Może za koc? Pomoc przy drzewie? Albo za wszystko, co wydarzyło się do tej pory... Mniejsza o to. Liczyło się tylko to, że Lusian czuł się już zdecydowanie lepiej.
Keer włożył dłonie do kieszeni i ruszył za lisią kitą.
Z/TYako - 12 Luty 2017, 00:03 Gdy wrócili do domu, była już noc. Droga z Namalowanej Pustyni wcale nie należała do krótkich, a niesiony przez nich jeleń wcale nie ułatwiał im zadania. Lusian cieszył się, że poprawił tym Gawainowi humor, w szczególności po tych nieprzyjemnościach, których doznał przy spotkaniu z Gopnikiem, Rosie i Thornem, na tym cukierkowym placyku.
Gdy byli już w dom, poprowadził Cienia do piwniczki, do której wejście znajdowało się niedaleko szklarni. W środku znajdował się spory stół, narzędzia do skórowania i ćwiartowania oraz wiele innych atrakcji rodem z horroru. Taka mini rzeźnia, no jaki psychopata by o takiej nie marzył? - tu możemy go zostawić, jutro się nic zajmiemy, teraz i tak trzeba odpocząć po tym spacerze - poruszał obolałymi ramionami. Jeleń swoje ważył, a droga naprawdę nie należała do krótkich - jak trochę tu poleży to się mu nic nie stanie, a zapach też nie będzie nikomu przeszkadzał - poruszył ogonem i wyszedł z piwniczki. Skierował się w stronę domu, nim tam jednak dotarł objął Gawaina przyjacielsko ramieniem i wyszczerzył swoje lisie zęby - to co? Trzeba jakoś uczcić to polowanie - powiedział wesoło. Może i nie podobało mu się jak Gawain się upija, ale jak jest okazja to nie miał nic przeciwko. Co innego jak Cień po prostu siadał i zaczynał chlać, bo coś mu się nie spodobało lub nie poszło po jego myśli. - ale najpierw proponuję się odświeżyć choć trochę bo jak lubię smak krwi to raczej nie lubię nią pachnieć - skrzywił się lekko.
Weszli do domu i o ile Gawain nie miał nic przeciwko, Yako pobiegł do sypialni zabierając ubrania - jeśli chcesz wziąć prysznic to nie krępuj się, ja skorzystam z tego w piwnicy - powiedział spokojnie, przewieszając sobie ręcznik przez ramię, po czym zniknął w podziemiach domku. Tam zostawił też naginatę, żeby nie przeszkadzała przy zbliżającym się mały remoncie. Szybko, ale bardzo dokładnie się umył, po czym wysuszył i wciągnął na siebie luźne spodnie oraz podkoszulek. Może i był u siebie ale nie musiał cały czas świecić klatą.
Gdy wyszedł z piwnicy, zabierając ze sobą butelkę wiekowego, wytrawnego wina. W salonie przygotował kieliszki i odkorkował butelkę, jeśli Gawaina jeszcze nie było, poczekał na niego, a jeśli Cień zdążył się już ogarnąć po polowaniu, polał im po czym wzniósł swój kieliszek w geście tostu - za pierwsze wspólne polowanie - uśmiechnął się - i miejmy nadzieję nie ostatnie - mrugnął do rudowłosego i upił łyk doskonałego wina.