To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Klinika - Pokój Tulki

Jocelyn - 10 Maj 2017, 18:16

Była zadowolona z faktu że Greggie pomógł wstać Julii. I trochę w myślach przyznawala jej rację. Trochę tak wyglądało jakby był on już pewny swojej wygranej. Nie chciała by nadzial się na wyjatkowo ostry pal.
Wyatarczy się zastanowić logicznie. Skoro Anomander wyraził chęć na pojedynek z czymś takim jak gryf... To znaczy że sam ma jakiegoś asa w rekawie. Owszem jest posturny i dobrze zbudowany. Przewyższa Grega ale wątpila by same te atuty spowodowały ze to zaproponował. Kto o zdrowych zmyslach sam z siebie atakuje gryfa? Toż to ma gebe napakowana ostrymi zebami, łapy z ostrymi pazurami, ciężar, zwinność, pręty w plecach tez mogą służyć za broń. Nie mówiąc już o tym ze mężczyzna ma pewnie jakieś moce i dodatkowe umiejętności. Czyni go to wszystko trudnym przeciwnikiem. Człowiek bez broni może mieć naprawdę spory problem z pokonaniem go. Tylko... Co takiego szykuje Anomander? Po jej plecach przeszedł niepokojący dreszcz. Znała to uczucie. Zwykle jak je czuła działo się coś niedobrego. Ponadto... Szum w głowie trochę się nasilil. Tak jakby ktoś odkrecil w jej mozgu kran i nie zakrecil. Strasznie irytujące uczucie.
Szła tak by Julia na spokojnie nadazala,Samael z resztą też. Nie chciała go wybudzac jakos mocno. Na pożegnanie dala Gregowi calusa w polik mówiąc szeptem: Do zobaczenia wieczorem. Mając na ustach lekko złośliwy uśmiech. Dzień mimo niezbyt udanego śniadania a następnie niezbyt udanych chwil z Gregiem, zaczynał zwracać się w dobrym kierunku. Wizja zakupow z siostra i pokazania jej swojego domu powodowala ze czuła ekscytacje. W klinice dala isc przodem siostrze. Nadal niezbyt ogarniala rozłożenie pokoi a tym bardziej nie kojarzyła gdzie jest pokój dziewczyny. Tam gdzie zapukala najpierw musiał być gabinet Bane'a z racji że był w nim wredotek. Dziewczyna zostawiła w środku swoje zwierzaki i zamknela drzwi. - Ciekawe gdzie się włóczy - powiedziała takim tonem jakby tak naprawdę jej to nie obchodziło a zadala je by po prostu jakoś to skomentować. Albo się gdzies obija, albo chleje albo przyjmuje pacjentów. Może i go nie znała tak naprawdę ale z natury jest dokładnym obserwatorem.
Dotarły do pokoju Julii. Teraz mogła mu się dokładniej przyjrzeć. Poprzedniego dnia nie zwracała na nic uwagi. Pokój, a raczej mieszkanko było przytulne i naprawdę ładnie urządzone. Bez przesadyzmu i przepychu. Widać było ze lokator dba o to miejsce i ma dobry, delikatny, kobiecy gust.
- Jasne że tak, bez problemu. To zrozumiałe. Najlepiej na zakupy takie zakładać jak najmniej ubrań i to takich które się szybko i łatwo ściąga. A z Twoja noga jest to nawet wskazane. Jak będziemy wychodzić to podejdziemy jeszcze do mnie. Zostawie Samaela i Banshee. Sa tak padnieci ze beda spali do wieczora. No.. Banshee na pewno. A jeśli Sammi obudzi się wcześniej to się nią zajmie. Więc nie bede musiala się niepokoić. - uśmiechnęła się ciepło. Gdy Julka poszła do szafki, Joce rozejrzała się po lokum. Widząc jednak ze dziewczyna nie za bardzo wie co wybrać podeszła do niej.
- Pomogę Ci. Hmm legginsy i spódniczka powinny być w sam raz. - chwile pogrzebala, coś mruczala pod nosem i w końcu wyjęła z szafy, czarne legginsy przed kolano oraz ładną biało- turkusową, delikatna spódnice z kwiatowym wzorem na koronce. Dobrze komponowala się do koszulki dziewczyny jak i jej balerin. Jeśli dziewczyna wyraziła zgode to Joce pomogła jej się ubrać. Bielizna jaką miała na sobie jej siostra mocno ją zszokowala. No ale tak... Skoro ma chłopaka i maja zamiar zaliczyć trzecia baze to czego żeś się babo spodziewała? Chcąc czy nie musiala się z tym pogodzić. Prawda tez było ze Kulia miała naprawdę ładne ciało. Joce trochę jej go zazdrościla. U niej widać żebra i większą część kości.
Tak jej sie to strojenie spodobało ze jesli dziewczyna jej nie przerwala to znalazla jakis grzebień czy szcotke oraz gumki i wsuwki i ułożyła jej ładnie włosy. Efekt końcowy bardzo jej się spodobał wiec klasnela w dłonie.
- No no no. Piękna z Ciebie Panienka Julio - powiedziała szczerze. Była w coraz to lepszym humorze. Jeśli nie miały nic więcej do roboty u niej , wyszły i skierowaly się powoli do sali Joce. Tam kobieta polozyla zwierzaki na swoim łóżku, poszła do łazienki gdzie nalala im do miseczki wody. Rozczesala tez swoje włosy bo się poplataly i gdy były już obie gotowe zeszły do recepcji. Joce poprosiła panią Alice o swoją katane i sakwe z pieniędzmi. Katane wsadziła za pas sukienki, pieniądze do kieszonki na pasie z przeciwnej strony. Kieszeń była zapinana na zamek wiec nie musiala martwić się o to ze ktoś ja okradnie. Gdy były juz całkiem gotowe ruszyły powoli w stronę miasta lalek.


Z. T x 2

Tulka - 11 Lipiec 2017, 22:23

Nie mogła uwierzyć w to co się stało. Byli ze sobą zaledwie kilka dni i już się rozstali. Czuła się taka pusta. Serce bolało ją niemiłosiernie, kręciło się w głowie.
Doczłapała do Kliniki, czuła się wypompowana z sił całkowicie. Weszła do budynku i już miała udać się do swojego pokoju, gdy zatrzymała ją Alice. Zauważyła, że coś jest nie tak i podeszła do niej, łapiąc dziewczynę za rękę. Zaciągnęła ją do Gabinetu Zabiegowego i dokładnie obmyła jej otarcia, rankę na dłoni oraz zmyła krew z palców dziewczyny. Tulka nie opierała się, dała sobie oczyścić wszystko. Ale też się nie odzywała. Przynajmniej dopóki Marionetka nie chciała jej opatrzyć ręki. Wtedy cofnęła ją, kręcąc głową i powiedziała, że chciałaby iść się jeszcze umyć, ale grzecznie obiecała, że jak tylko się ogarnie to przyjdzie do Alice, żeby ta opatrzyła jej dłoń. Starsza pielęgniarka, przytuliła ją tylko na to, przez co Tulcia całkiem się rozpłakała. Alice o nic nie pytała, po prostu stała, przytulała i głaskała dziewczynkę po głowie i plecach, dając się wypłakać. Dziewczyna wtulała się w pielęgniarkę, dając się ponieść emocjom. Po kilku minutach w końcu się lekko uspokoiła. Na co Alice pogłaskała ją jeszcze po głowie i obiecała, że na nią poczeka, aż ta się ubierze i umyje.
Julia obiecała jeszcze raz, że do niej zejdzie jak tylko będzie gotowa i ruszyła do swojego pokoju.
Pod drzwiami spotkała swoje dziewczynki. Czyli Bane już wrócił i wyrzucił je z pokoju. Tulka westchnęła smutno i wpuściła je do pokoju. Zamknęła za sobą drzwi i od razu się rozebrała. Wzięła z szafy zwykłe spodnie, koszulkę z krótkim rękawem oraz bluzę z kapturem, który posiadał otworzy na uszy. Wzięła też czystą bieliznę, która nie była taka seksowna. Wrzuciła brudne ubrania do kosza na pranie i weszła pod prysznic. Stała tam długo, chcąc jakoś ochłonąć. Opierała się czołem o ściankę. Stała po prostu pod strumieniem wody, chcąc spłukać z siebie wydarzenia tego wieczora. Jak mogło w ogóle do tego dojść? Rano było tak dobrze...a teraz?
W końcu umyła się i wyszła z kabiny. Wytarła się i ubrała, zaplotła włosy w luźnego warkocza. Wyleczyła skaleczenie na dłoni oraz otarcie na nodze i zawołała zwierzaki - dziś śpimy na świeżym powietrzu - powiedziała do nich, głaszcząc je po łebkach. Kropka zamachała skrzydełkami i wleciała Tulce na ramię z niemałym problemem. Dziewczynka uśmiechnęła się na ten widok i pogłaskała Niechniurkę po czym wyszła z pokoju zamykając go na klucz. Wcześniej tylko otworzyła okna i założyła sportowe buty. Zeszła na dół i tak jak obiecała dała się opatrzyć Alice. Kobieta starannie obandażowała jej rękę, tak żeby nic jej nie przeszkadzało i mogła nadal nią ruszać oraz owinęła też kostkę, wcześniej ją smarując maścią. Lisica podziękowała grzecznie i przekazała, że tej nocy będzie spać pod gwiazdami, więc Alice nie musi na nią czekać. Poprosiła tylko, żeby otworzyła drzwi przed wschodem słońca ponieważ chciałaby porozmawiać z Dyrektorem, a jakoś wejść musi. Pielęgniarka przytaknęła jej i życzyła dobrej nocy, głaszcząc ją jeszcze raz po jej płomiennych włosach.
Tulka podziękowała grzecznie i razem z futrzakami wyszła do ciemnego już parku.

ZT

Bane - 6 Październik 2017, 23:22

Do Kliniki wszedł niczym robot. Patrzył przed siebie szeroko otwartymi oczyma a jego twarz wyrażała strach. Nieczęsty widok u nadętego, narcystycznego Doktora Blackburna.
Alice przywitała go miło ale gdy zobaczyła w jakim jest stanie, uniosła dłoń do ust.
Wzrok miał mimo wszystko rozbiegany. Włosy w straszliwym nieładzie, poprzyklejane do czoła. Ubranie rozcięte na piersi i poplamione ziemią i trawą. Niósł butelkę...
- Panie Ordynatorze... - zaczęła niepewnie i wyszła kilka kroków zza kontuaru. Bane spojrzał na nią i podniósł dłoń, dając jej znak, by nic więcej do niego nie mówiła. Tylko i wyłącznie dlatego, że ja znał, nie rzucił się na nią z łapami bo w jego oczach wyglądała jak szczerząca się w upiornym uśmiechu kobieta o dwóch parach oczu. To właśnie narkotyki robiły z Ludźmi, zaburzały całkowicie zdolność widzenia i trzeźwego postrzegania otoczenia.
Nie zdobył się na odezwanie się do Recepcjonistki. Gdyby to zrobił, biedna musiałaby sprzątać przez drugą połowę nocy zarzyganą podłogę. Medyk był ewidentnie przerażony. To co przed chwilą przeżył nie jawiło mu się nawet w najgorszych snach. Świadomość, że prawdopodobnie cudem uniknąć śmierci wcale nie polepszała sprawy.
Bane przez chwilę patrzył na zaniepokojoną kobietę po czym bez słowa ruszył w stronę skrzydła mieszkalnego. Idąc trzymał się ściany.
Mniej więcej w połowie drogi w jego naćpanej głowie pojawiła się straszna myśl: a co, jeśli Alkis wcześniej zaatakował... Tulkę? Przecież po tym jak się rozstali nie wiedział gdzie poszła, co robiła!
Rzucił się do biegu, upuszczając butelkę i gdy dopadł do jej drzwi, szarpnął za klamkę.
- Kurwa mać. - zaklął pod nosem. Zaczął ciągnąć za nią bijąc pięścią w drewno - Julia! Julia nic ci nie jest? Jesteś tam? Odezwij się, proszę!
Dlaczego pomyślał, że dziewczyna była w niebezpieczeństwie? Cóż. Był pod wpływem środków odurzających, nie wziął pod uwagę, że przecież w Klinice jest personel, jest Alice i Gad. Gdyby coś stało się Tulce, dowiedzieliby się o tym szybciej niż Bane. I z pewnością nie zostawili by jej samej.
Po chwili, gdy zrozumiał, że nie otworzy w ten sposób drzwi, odszedł kilka kroków w tył i wyszczerzył zęby w grymasie złości.
W jego głowie huczała teraz jedna myśl: Coś niedobrego stało się Julce, pewnie leży w mieszkaniu, nie może się podnieść, jest nieprzytomna, umrze!
Warcząc głośno, z całej siły kopnął w drzwi, wpadając na nie z impetem. Wywalił je kopniakiem, ale na szczęście nie połamał ich a jedynie wyłamał zamek. Klamka też była cała, jedynie skobel smutno dyndał, zniszczony.
Wpadł do pokoju i rozejrzał się dookoła. Był tak przerażony, że nie myślał logicznie. Zaczął najpierw sprawdzać parter. Nie demolował wnętrza a jedynie zaglądał a każdy zakamarek w który mogłaby się zmieścić. Nie znalazł jej i poczuł ucisk w sercu. Z jego ust wyrwał się rozpaczliwy jęk.
Pognał na górę jak oszalały, ślizgając się na stopniach. Tutaj też nic! Cholera, coś ewidentnie było nie tak! Przecież o tej porze powinna być w mieszkaniu!
Złapał się za głowę i miał ochotę zacząć rwać sobie włosy palcami. Meble pływały i migotały kolorami, wszystko przez ten narkotyk!
Medyk ruszył w dół schodami. Chwiał się na boki bo schody wyginały się na wszystkie strony.
Mniej więcej w połowie drogi poślizgnął się na stopniu i runął przed siebie, spadając na podłogę parteru.
Nawet nie zdążył jęknąć. Jedynie sapnął gdy wylądował na plecach, twarzą do sufitu. Przymknął oczy ale nie ruszył się. Nagle poczuł się... tak spokojnie i błogo jakby po całym dniu położył się do własnego łóżka.

Tulka - 7 Październik 2017, 00:06

Julia szła jak w transie. Jej spojrzenie nie wyrażało nic, było martwe. Nawet nie widziała gdzie idzie, po prostu szła. Kulała powoli w stronę swojego pokoju. W głowie cały czas miała obrazy z jej snu. Do tego miała zakodowaną informację, że przed wschodem słońca ma się znaleźć w Gabinecie Anomandera i z nim porozmawiać.
W Recepcji zatrzymała ją jednak Alice. Przekazała jej wiadomość, że Dyrektor miał coś ważnego do załatwienia i prosił by przełożyli rozmowę na inny termin. Julia westchnęła tylko i pokiwała głową, że rozumie. Uznała jednak, że i tak nie ma już co iść spać. Ogarnie się i szybciej pójdzie do pracy. Może uda jej się odrobić kilka godzin z tego wolnego, które miała ostatnio. Więcej odpoczywała niż pracowała, a to niezbyt dobrze o niej świadczyło.
Alice wyglądała na wystraszoną, jednak dziewczyna nie zwróciła na to uwagi, nawet tego nie zauważyła. Kobieta wcisnęła jej coś do ręki. Gdy Opętaniec spojrzała w dół zobaczyła małą apteczkę, pewnie z dodatkowymi bandażami i maścią, by nie musiała ciągle przychodzić do recepcji. Tulka podziękowała grzecznie i ruszyła do swojego pokoju.
Nie spodziewała się niczego, póki nie zobaczyła wyważonych drzwi i leżącego na podłodze Ordynatora. Nie podbiegła jednak do niego, by pytać co się stało. Miała to gdzieś. Śmierdział alkoholem i czymś jeszcze. Nie dociekała jednak co to takiego. Podeszła i stanęła nad nim. Apteczkę, rzuciła gdzieś w kąt.
- Może mi pan powiedzieć, panie Blackburn, co pan robi w moim pokoju? - zapytała głosem całkowicie pozbawionym emocji. Jej wzrok również był martwy. Stracił blask i jakiekolwiek emocje. Głos miała mocno zachrypnięty. Cała była brudna od prochu z Szopy, splecione włosy miała w nieładzie, a w nich zaplątane kilka suchych liści. Na policzkach widniały ślady łez, a oczy były mocno zaczerwienione i lekko podkrążone.
Stała i wyraźnie czekała aż jej odpowie. Uszy miała opuszczone bez życia, ogon zwisał bezwładnie. Skrzydła miała lekko puszczone. Pióra również jakby straciły trochę blasku. Jedną dłoń miała zabandażowaną przez kontakt z krwią chirurga, jednak po wewnętrznej stronie widniał również krwawy ślad. W drugiej dłoni trzymała nóż o którym nawet nie pamiętała. Trzymała go jednak w taki sposób, że mężczyzna spokojnie mógł go nie zauważyć.

Bane - 7 Październik 2017, 00:26

Świat wirował mu przed oczyma. Bane patrzył w sufit który w jego mniemaniu, rozpadał się na milion kawałków. Wyglądał jak paląca się kartka papieru na której pojawiają się ogniste, żarzące się dziury, wypalone ogniem.
Poczuł, że żołądek fika koziołki. Mdłości były tak silne, że przez chwilę zastanawiał się czy nie pobiec do jakiejś łazienki. Nie mógł przecież zarzygać Tulce podłogę, prawda?
Były spowodowane silnym stresem. Strachem, który wciąż trzymał mężczyznę i sprawiał, że jego ciało dygotała jakby był w delirium. Opanował odruch wymiotny i odetchnął z ulgą.
Podniósł dłoń do czoła i odsunął z niego włosy opadające mu na oczu. Sapnął i skrzywił się.
Julii nie było w pokoju. Jego zaatakowało jakieś cholerne Ptaszysko. Anomandera gdzieś wcięło, sukinsyn jeden. Zrobił sobie z niego żarty i odleciał na tych swoich błoniastych skrzydłach. Ciekawe czy byłoby mu do śmiechu jakby jego Chirurg zszedł na zawał. Pewnie Gad miałby to gdzieś, w końcu ten facet nie ma sumienia... ale co powiedziałby Tulce czy Alice?
Poczuł się zmęczony ale narkotyk krążący w jego żyłach nie pozwalał mu zamknąć oczu i tak po prostu zasnąć. Dodatkowo nadal buzowała w nim adrenalina wywołana spotkaniem z Alkisem.
Gdy nagle usłyszał głos Tulki, otworzył szeroko oczy. Było to jak strzał z bicza. Mężczyzna poderwał się i oparł na łokciu bo nie dał rady wyżej się podnieść, nie po tym jak spadł ze schodów.
Jej sylwetka wirowała mu przed oczyma. Wyglądała źle ale równie dobrze mogło to być wytworem naćpanej wyobraźni Lekarza.
Wyciągnął ku niej dłoń jakby chciał ją złapać choćby za kawałek ubrania, ale źle oszacował dzielącą ich odległość i ręka opadła nie natrafiając na nic po drodze.
- Tak bardzo się martwiłem... - powiedział a na jego twarzy pojawił się głupi uśmiech - Kochana moja... - dodał. Czy zdawał sobie sprawę jak bełkotliwym głosem operował? Chyba nie.
Nagle skoczył na równe nogi i wstrząsnął nim dreszcz. Rzucił się na dziewczynę i zamknął ją w żelaznym uścisku, który miał być prawdopodobnie przytuleniem.
- Na terenie Kliniki jest... intruz. - powiedział przerażonym, ściszonym głosem - Zaatakował mnie na dziedzińcu. Psy go przepędziły ale... nie jesteśmy do końca bezpieczni. - dodał. Mogła poczuć jak szybko wali mu serce i jak jego ciało dygocze.
On czuł jej ciepło. Była chłodniejsza niż zazwyczaj ale samo to, że mógł ją mieć przy sobie, w swoich ramionach, napawało go szczęściem. Nie zniósłby gdyby Alkis coś jej zrobił.
Nie zwrócił uwagi na jej dłonie bo ciężko by ktoś pod wpływem środków odurzających zauważał takie szczegóły. Dla niego cała sylwetka dziewczyny była zmieniona, kolory pulsowały a włosy wiły się jakby zamiast nich miała na głowie gniazdo węży.
Mimo to, nie chciał jej puścić z objęć. Wiedział, że trzyma w ramionach cały swój świat i nie zamierzał go tak łatwo oddać.

Tulka - 7 Październik 2017, 00:54

Mimo iż był za daleko aby ją dotknąć, Tulka i tak zrobiła krok w tył, gdy wysunął jej stronę rękę. Był w opłakanym stanie ale Julia nie umiała się tym przejąć. Zabolało ją, tak bardzo ją to zabolało to jak się do niej zwrócił. Kochanie? Od kiedy? Przecież była tylko głupią dziewką, którą łatwo wykorzystać do czegokolwiek. A w szczególności w łóżku. Zadrżała słysząc jego bełkotliwy głos. Znów się upił? Nie...to było coś innego. Coś gorszego. Warknęła cicho i mocniej zacisnęła palce na rękojeści noża.
Nie zdążyła zareagować, gdy Bane nagle wstał i zamknął ją w swoim uścisku. Teraz poczuła jeszcze inne zapachy. Pachniał...inną kobietą i...seksem. Zacisnęła powieki i wstrząsnął nią potężny szloch - pieprzysz - powiedziała cicho - pieprzysz głupoty! Nie ma żadnego intruza - podniosła na niego głos. Wykonała ruch rękami, chcąc się uwolnić z jego uścisku. Po drodze zacięła jego ramię. Na tyle głęboko by poleciała krew, jednak na tyle płytko by mógł to zaleczyć nawet bez pozostawienia blizny. Sama tym razem nie miała jednak styczności z posoką. Cała się trzęsła i nie chciała na niego patrzeć. Tak bardzo chciała się do niego przytulić ale jednocześnie tak bardzo ją to odrzucało.
- Nie ma żadnego pieprzonego intruza! - powiedziała znowu - a gdyby był, to żałuję, że Cię nie rozszarpał! - podniosła na niego zapłakane oczy, z których znów ciepły wielkie łzy.
- Pół dnia pieprzysz jakąś laskę, po czym gdy okazuje się, ze mnie nie dostaniesz idziesz pieprzyć inną i wracasz w stanie, w którym normalnie wywalili by Cię z każdej roboty - mówiła zimnym i ostrym głosem. Chciała zadać mu ból, taki sam jak ona odczuwała. Nie fizyczny wywołany ranami, ale psychiczny. Chciała mu pokazać jak bardzo przez niego teraz cierpi jak bardzo ma dość życia.
- A może przyszedłeś tu, żeby odebrać co do Ciebie należy - zapytała i rozłożyła szeroko ręce, wypuszczając przy tym nóż - proszę bardzo, o to jestem - warknęła i patrzyła mu prosto w oczy - Rosemary i ta druga dziwka Cię nie zadowoliły to wolisz przyjść po swoją małą Tulcię, która i tak została stworzona tylko po to by ją ruchać?! To na co czekasz! - zrobiła krok w jego stronę - dobrze wiesz, że się nie obronię! Dobrze wiesz, że ulegnę, dlaczego więc nie skorzystasz! Przecież od samego początku tylko o to Ci chodziło. Tylko o to by usłyszeć krzyk i zanurzyć swojego brudnego kutasa w młodej cipie! Czy nie mam racji!
Była wulgarna. Normalnie nie wypowiedziałaby nigdy takich słów. Była jednak wściekła i załamana. Cała drżała z emocji. Miała już wszystkiego dość. Czułą się oszukana i zraniona. Wykorzystana. Dla niego postanowiła się przełamać, postanowiła się przekonać do tego, że zadowalanie facetów nie jest takie złe, a on co? Gdy tylko nie było jej pod ręką poszedł do innej, a potem do następnej. Powinna wiedzieć, że myśli tylko o dupach i o forsie. Przecież było widać, że nie potrafi myśleć o nikim inny niż on sam.

Bane - 7 Październik 2017, 01:36

Gdy na niego krzyknęła, spojrzał na nią jak na wariatkę. Dlaczego gdy on chciał ją utulić i obronić przed nieznanym jej niebezpieczeństwem ona zachowywała się w ten sposób? Pamiętał co jej zrobił co powiedział ale w obliczu zagrożenia jakie stanowił Alkis, nie było to teraz ważne!
Szarpnęła się a on poczuł jak skóra na jego ramieniu otwiera się pod wpływem czegoś ostrego. Skrzywił się i spojrzał na rękę. Gdy odkrył, że krwawi, chwycił się za to miejsce i wybałuszył oczy bo krew zaczęła sączyć się niebezpiecznie szybko. Nie, nie zrobiła mu wielkiej krzywdy ale narkotyki już mają to do siebie, że krew szybciej krąży a przez to przy zranieniu leci jej trochę więcej.
Przeniósł wzrok na dziewczynę, zaciskając mocno zęby i szczerząc je w grymasie bólu. No dobra, nie bolało aż tak bardzo ale był zaskoczony.
Gd ujrzał nóż którym prawdopodobnie zadała cios, cofnął się o krok i podniósł ręce na znak, że jest bezbronny. Krzyczała. Jej słowa były tak bezpośrednie i mocno zabolały mężczyznę. Był jednak skupiony na broni którą trzymała a której mogła w każdej chwili użyć. Jedną dłoń miał we własnej, szlamowatej krwi. Oczy miał szeroko otwarte a zielone źrenice prawie całkiem zakrywały czarne tęczówki.
- Spokojnie. - powiedział trzęsącym się głosem - Odłóż to żelastwo zanim... zrobisz coś czego będziesz żałowała do końca życia. - nie groził jej. Po prostu znał smak Śmierci. W końcu w swoim życiu zdarzyło mu się przyczynić do niej aż dwa razy z czego raz zabił bezpośrednio.
Zmarszczył brwi gdy zaczęła wytykać mu co robił dzisiejszego dnia.
- Przestań! - podniósł głos - Po terenie Kliniki grasuje ogromny Człeko-Ptak! Nie ważne co robiłem, to się teraz nie liczy! Musimy się ukryć i powiadomić Anomandera! - opuścił ręce by nimi gestykulować - Nie rozumiesz? Zaatakował mnie! Prawie mnie zabił! - oj uwielbiał dodawać dramatyzmu swoim opowieściom - Może nadal być w pobliżu!
Gdy dziewczyna rozłożyła ręce i odezwała się do niego w prowokujący sposób, zamarł. Krew odeszła z jego twarzy. Gdyby nie to, że jeszcze panował nad własnym ciałem, opadłaby mu szczęka.
Na podłogę spadł nóż a ona... odezwała się w taki sposób, że nagle w mężczyźnie wezbrała agresja. Opuścił całkiem ręce i zacisnął je w pięści. Zacisnął mocno szczękę i poczuł jak jego zęby zgrzytają ocierając się o siebie.
- Przestań. - warknął patrząc na nią spode łba. Strach ulatywał robiąc miejsce złości. Jak śmiała wyciągać na wierzch jego brudy?! Jak śmiała go oceniać?!
Podniósł ubrudzoną krwią dłoń do twarzy, nie zważając, że cała jest w jego zgniłej posoce. Zakrył nią oczy próbując się uspokoić. Cała ta sytuacja... tuż po zdarzeniu z Alkisem była mocno stresująca i Bane poczuł, że znajduje się na krawędzi.
- Zamknij się. - powiedział stanowczo, przesuwając palcami po twarzy i zostawiając na niej smugi z krwi. Jego dłoń trzęsła się od targających nim nerwów.
Ale ona dalej go prowokowała! Zrobiła krok w przód a on spiął się na całym ciele. W głowie odezwał się nieprzyjemny, syczący głos. Ten sam który towarzyszył mu zaraz po przybyciu do Krainy Luster. Jego wewnętrzny głos, namawiający go zazwyczaj do najgorszych rzeczy.
Dasz się tak lżyć? Jak pies? Pokaż jej kto jest Panem Sytuacji. Tracisz Kontrolę, przypomnij jej, że nie może odzywać się do ciebie w ten sposób.
Bane znowu ukrył twarz w dłoni, chwytając koniuszkami palców za grzywę białych włosów. Ubrudził w ten sposób i włosy ale nie dbał o to. Starał się z całej siły opanować chęć... wyeliminowania obiektu który sprawia mu ból. A tym obiektem była teraz Julia. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak celnie dzisiaj uderzała!
Gdy wypowiedziała ostatnie zdanie, wulgarne zdanie, ryknął jak opętany.
- Dooość! - wrzasnął i rzucił się na nią z łapami. Miał obłęd w oczach. Przez ubrudzoną zielonkawą krwią twarz wyglądał jak szaleniec. Zęby miał zaciśnięte ale obnażone a na twarzy malowała się furia.
Chwycił ją czystą ręką za ubranie na piersi i z całej siły pociągnął w górę. Dyszał patrząc jej prosto w oczy. Głos w głowie krzyczał niczym rozochocona bestia: No dalej! Przecież sama się o to prosi! Weź, co twoje! Jest słabsza, nie będzie bardzo się szarpać! Przecież już raz dałeś radę dziewczynie jej postury!
- Naprawdę tego chcesz?! - wrzasnął a z jego ust pociekła ślina bo dysząc nie kontrolował jej napływu. Był ja zwierzę chore na wściekliznę. I nie pomagało wcale to, że się naćpał. Może właśnie było to dodatkowym bodźcem bo Tulka migotała na całym ciele, nie pozwalając mu ocenić w jakim była stanie. Mało tego, jego wzrok przesyłał mu obraz w którym na jej twarzy widniał szyderczy uśmiech.
- Naprawdę chcesz bym potraktował cię jak Dziewczynę z Przystanku?! Hę?! - szaleństwo w jego oczach mieszało się z furią ale też i... rozpaczą - Mogę! Oczywiście, że mogę! Tylko po co!? By udowodnić tobie i całemu światu, że choć staram się zmienić, jestem i pozostanę zwykłym Gwałcicielem?!
Szarpnął nią w powietrzu, potrząsając. Nie był może tak silny jak Anomander ale spokojnie dał radę unieść dziewczynę postury Julii.
Nagle stało się coś niesłychanego. W szeroko otwartych oczach Bane'a zaszła zmiana. Zaszkliły się, brwi ustawiły się w zupełnie przeciwny grymas a z oczu pociekły duże łzy. Mężczyzna zaczął dygotać. Wstrząsał niż już nie gniew a rozpacz. Tak wielka rozpacz, że w głowie naćpanego Białowłosego zaczął klarować się plan na dalsze godziny, po tym jak zostawi Tulkę w spokoju. Nie mógł przecież zrobić jej krzywdy, była Jego Skarbem.
Zaburzona wyobraźnia wytworzyła obraz a odurzony ośrodek decyzyjny, targany silnymi emocjami podjął decyzję, w imieniu Cyrkowca.
Tylko gdzie Bane o tej porze znajdzie sznur?

Tulka - 7 Październik 2017, 02:37

Szarpały nią silne emocje. Nigdy się tak jeszcze nie czuła. Nie była tak wściekła i za razem załamana. Chciała stąd uciec. Chciała się ukryć w jakiejś norce, z dala od tego miejsca. Chciała uciec od tego mężczyzny, który sprawiał jej ból Tak bardzo go kochała i nienawidziła za razem. Chciała go przytulić i jednocześnie uciec jak najdalej. Była w rozsypce. Sama nie wiedziała już co jest prawdą Nie wiedziała co nią kierowało, gdy wypowiadała te wszystkie bolesne słowa.
Widziała jak Bane się przed nią cofa, ale nadal nie kontaktowała, że ma w ręce zardzewiałą broń. Zacisnęła powieki i położyła po sobie uszy. Najeżyła się mocno - nic mnie to nie obchodzi! - rzuciła już mniej władczym tonem - to szkoda, że tego nie zrobił! A może ja zaraz do niego pójdę i powiem, że ma mnie rozszarpać! Na pewno będzie boleć mniej niż teraz! - powiedziała, a po jej policzkach zaczynały cieknąć wielkie łzy. Tak bardzo chciałaby uciec od tego bólu, ale wiedziała, że nie jest to możliwe. Przed takim bólem jest tylko jedna droga ucieczki, ale ona obiecała, że tego nie zrobi. Mimo iż teraz nie powinno to mieć już znaczenia, nie potrafiła złamać słowa danego białowłosemu.
Nie reagowała na jego rozkazy. Mówiła dalej, nie przejmując się konsekwencjami. Stęknęła, gdy nagle szarpnął ją w górę i chwyciła go obandażowaną dłonią za nadgarstek. Nie po to, żeby mu przeszkodzić. Był to tylko odruch. Kropka wyskoczyła wystraszona z kieszeni bluzy i pobiegła do koszyka, w których chowała się Amber. Tulka miała przymknięte oczy, ale spoglądała cały czas na Ordynatora. Raz za razem wstrząsał nią szloch. Łzy płynęły obficie po policzkach.
Nie szarpała się ani nie wyrywała. Biernie wisiała w powietrzu. Skrzydła miała luźno opuszczone, tak, że długie lotki dotykały podłogi. Gdy zaczął mówić, opuściła ręce luźno po bokach ciała, okazując tym całkowicie swoją uległość. Mógł z nią zrobić dosłownie co chciał, a ona by się nie opierała.
Gdy powtarzał, ze może to zrobić, przechyliła lekko głowę w bok, odsłaniając bladą szyję - to czemu tego nie zrobisz? - zapytała zrezygnowanym głosem - przecież chciałeś tego od początku. Od naszego spotkania na tej polanie w Malinowym Lesie, widzę jak rośnie w Tobie pożądanie. Jak bardzo chcesz to ze mną zrobić - mówiła spokojnie, choć jej głos łamał się co chwila, gdy wstrząsały nią kolejne szlochy.
Opuściła głowę dopiero, gdy Bane sam zaczął płakać. Znów chwyciła jego nadgarstek, by się podtrzymać. Cała się trzęsła od płaczu. Nie mogła się już powstrzymać. Łzy skapywały na szarą skórę medyka. Tak bardzo chciała, żeby to wszystko się skończyło. Nie wiedziała jednak co ma zrobić, więc milczała. Milczała czekając na kolejny ruch białowłosego. Czy skorzysta z okazji? Czy jednak zostawi ją w spokoju?

Bane - 7 Październik 2017, 03:17

Mógłby trzymać ją w powietrzu bardzo długo, gdyby nie to, że cały się trząsł. Nie chciał jej zrobić krzywdy, nie chciał przypadkowo upuścić.
Patrzył hardo w jej oczy, nawet wtedy gdy zaczęła płakać. Czuł się źle. Jej słowa raniły go bardzo głęboko. Gdyby były materialne, byłby teraz cały poszarpany przez ostrza gorzkich, bolesnych słów. Tak się czuł, jakby dziewczyna swoim wywodem wyrwała mu z piersi połowę serca.
Czego bał się najbardziej? Braku akceptacji. Od początku... od pierwszych dni w Krainie Luster szukał kogokolwiek kto zaakceptowałby go takiego, jakim jest. Nie należał w zasadzie do żadnej z ras tego świata bo czy faktycznie mógł nazywać się mianem Cyrkowca? Oni zostali stworzeni w konkretnym celu a on? W zemście. Miał być zabity, mieli go wykończyć eksperymentami. A że uciekł...
Widział spojrzenia innych mieszkańców tej krainy. Widział jak Dachowce krzywią się czując jego niezdrowy zapach. Oceniające spojrzenia Marionetkarzy. Prychnięcia Upiornych Arystokratów nawet wtedy, gdy przychodził ich leczyć...
Gdy zapytała czemu tego nie zrobi szloch wyrwał mu się z ust tak gwałtownie, że brzmiał jak głośne odkaszlnięcie. Łzy lały mu się ciurkiem po policzkach bo właśnie zrozumiał, jak był postrzegany.
- Bo... - zaczął podniesionym głosem ale zawahał się. Nie, nie powie jej, że ona znaczy dla niego więcej niż każda inna napotkana kobieta. Nie, nie da jej kolejnego argumentu którego mogłaby się uczepić i wytknąć mu, kalecząc jego serce jeszcze mocniej.
Warkot jaki mu się wyrwał nasilał się ale gdy zaczynał przypominać krzyk, mężczyzna postawił nagle dziewczynę na ziemi o odszedł od niej. Trzymając rękę w górze, jakby zastygła mu w tej pozycji pod wpływem nieznanej mocy.
Kręcił głową z niedowierzaniem a na jego twarzy wymalowała się trwoga. Zaśmiał się nerwowo.
- Nie wierzę. - powiedział, patrząc jej prosto w oczy - To właśnie tak mnie postrzegasz?! Tym jestem w twoich oczach?! - cofał się dotąd aż nie natrafił plecami na ścianę lub okno, cokolwiek co by go zatrzymało - Próbowałem się zmienić! Mam z tym okropne problemy ale powiedziałaś, że razem damy radę! Razem? Ha! Cóż za piękne, słodkie kłamstwo! - zacisnął zęby - Zamiast mi pomóc... Porozmawiać ze mną... Oceniasz. Wytykasz błędy. Nie... Nie akceptujesz mnie!!! - wrzasnął na całe gardło a w krzyku tym było tyle rozpaczy, że nawet wiszący na niebie Księżyc, gdyby mógł, poczułby ból jaki wstrząsał teraz mężczyzną.
Jak miał wyjaśnić jej, że wtedy na polanie nie wiedział początkowo z kim ma do czynienia a potem... jakoś tak samo wyszło? Jak miał wytłumaczyć, że przez spaczone pojmowanie miłości, wydawało mu się, że częstym kontaktem seksualnym zapewni jej szczęście? A chciał by była szczęśliwa! Cholera, dlaczego nic mu się nie udawało?!
Nagle doskoczył do noża który leżał na ziemi i chwycił go jedną ręką. Odszedł na swoje miejsce i przystawił go sobie do szyi. W oczach ponownie błysnęło szaleństwo a kąciki ust zadrżały w okropnym uśmiechu.
- Uszczęśliwię cię tym prawda? - zapytał już ściszonym głosem - Twoje problemy ze mną odejdą precz, będziesz wolna! - łzy plamiły podłogę, zbierając ze sobą również krew w jego twarzy.
Przystawił zardzewiałe ostrze do swojego gardła. Jeśli próbowała podejść, odepchnął ją z całej siły. I tak kilka razy, jeśli było trzeba.
- Taki śmieć jak ja nie ma prawa żyć w twoim bajkowym świecie, co, Najdroższa? - powiedział cicho, zadziwiająco spokojnie bo pojął, co należało zrobić, by ją uszczęśliwić. A jej szczęścia pragnął ponad wszystko.
Przesunął po swojej skórze, naciskając lekko. Pod ostrzem które gładko zatopiło się w delikatną skórę szyi pojawiły się pierwsze krople szlamowatej krwi.
- Nie musisz nic mówić, Moja Słodka. - szepnął - Ja wiem. Ja wszystko wiem. Już rozumiem. - zamknął oczy i uśmiechnął się do niej... czule - Tak będzie dla wszystkich lepiej.
W pokoju zapadła nagle cisza. Była tak ogłuszająca, że prawie bębenki w uszach pękały. Bane otworzył leniwie oczy ale były zasnute czymś na kształt mgły. Czy to przez oświetlenie, czy przez emocje, Tulka mogła przez ułamek sekundy dojrzeć coś niezwykłego - oczy białowłosego nie były dziwne. Nie były zielone. Błyszczały ciepłym brązem. A może to tylko złudzenie optyczne?
- Żegnaj. - poruszył ustami ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
Pociągnął z całej siły.
Krew buchnęła na podłogę a on osunął się w dół, patrząc na nią zaskoczonym, niemal oskarżycielskim spojrzeniem.
Krztusząc się wylądował na panelach, twarzą do podłogi. Odruchowo zaczął przyciskać dłonie do zranionego gardła, chcąc zatamować krwotok, który wcale nie był aż tak wielki. I zdał sobie sprawę, że po raz kolejny los spłatał mu figla, nie pozwalając dokonać żywota.
Kurwa. Nie trafiłem. I ciąłem za płytko... Brawo Panie Doktorze. Dwója z Anatomii.

Tulka - 7 Październik 2017, 14:21

Gdy Bane ją puścił, nie dala rady ustać o własnych siłach. Opadła na kolana, cała roztrzęsiona tą sytuacją. Podpierała się rękami, a wzrok miała wbity w podłogę. Oddychała z trudem. Skrzydła opadły jej bezwładnie po bokach ciała. Na parkiet skapywały wielkie łzy, których nie potrafiła powstrzymać.
Skuliła się, gdy Bane zaczął na nią krzyczeć. Jego słowa tak bardzo bolały. Były tak bardzo prawdziwe, a jednocześnie tak bardzo fałszywe. Ona go akceptowała takiego jaki jest...potrzebowała jednak uwagi i to nie takiej jaką zwraca wśród innych Lustrzan. Nie chciała rzucać się w oczy. Chciała żyć spokojnie, ale mieć przy boku kogoś, do kogo może się przytulić, wyżalić, wypłakać. Kogoś kto ją zrozumie. Kogoś kto zaakceptuje inność. Kto nie będzie jej wygarniał co chwila jaka jest inna. Że jest dziwadełkiem. Wybrykiem natury.
Spojrzała na niego, gdy ten rzucił się na nóż. Nie zdążyła jednak zareagował na to, że go wziął. Podniosła tylko rękę jakby chciała go zatrzymać. Jednak była zbyt powolna. Patrzyła na chirurga z szeroko otwartymi oczami. Nie mogła uwierzyć w to co mówi. Przeczyła głową, jednak nie potrafiła ruszyć się z miejsca aby mu przeszkodzić.
- Bane... - jęknęła tylko, gdy zobaczyła jak nacina sobie skórę. Słysząc jego słowa wpatrywała się w ostrze jak zaczarowana. Cała drżała, prawie nie oddychała. Przeczyła cały czas głową. To nie była prawda. To co mówił nie było prawdą! Jej bajkowy świat był przy nim! Nie chciała go stracić, nie w taki sposób.
- Nie..nie rób tego... - powiedziała cichutko. Pewnie za cicho, żeby ją w ogóle usłyszał. Patrzyła na niego błagalnie. Przecież jej obiecał! Dlaczego....dlaczego on to robi...
Krzyknęła, gdy wykonał nagły ruch ręką, przyłożyła dłonie do ust i przerażona patrzyła jak upada na podłogę. Widziała to w zwolnionym tempie. Przestała słyszeć cokolwiek. Przed oczami znów pojawiła się scena ja Arya spadała w przepaść. Oczy Tulki nagle znów przestały wyrażać cokolwiek.
Widząc, że medyk nie trafił, wstała powoli i rozłożyła delikatnie skrzydła - Bane spójrz na mnie - powiedziała dziwnym, martwym głosem. Gdy tylko to zrobił poruszyła skrzydłami, a jej pióra zamigotały. Użyła swojej hipnozy, nie sądziła, że kiedykolwiek będzie musiała to robić w takich okolicznościach. Nagle zmieniła się w zimną profesjonalistkę.
- A teraz zamknij się i daj się opatrzeć - powiedziała i ruszyła po apteczkę, którą przyniosła wcześniej oraz do apteczki, która była wyposażeniem każdego pokoju. Wyciągnęła z niej płyn odkażający oraz szwy. Czekała też aż medyk odwróci się na plecy, by miała lepszy dostęp do jego rany. Gdy już to zrobił, usiadł okrakiem na jego brzuchu. Może niezbyt mądrze, ale teraz skupiała się tylko na tym, żeby zatamować krwawienie. Sadowiła się jednak tak, żeby nie utrudniać mu oddychania. Nim jednak zrobiła cokolwiek z całej siły go spoliczkowała. Zasłużył sobie.
Przemyła wacikiem ranę i zaczęła ją zszywać, nie przejmowała się zupełnie tym, że zaboli. Nie podała mu żadnego leku i tak miał w sobie za dużo syfu. Jego zachowanie było dziwne, zupełnie nie pasowało do niego, więc musiał sobie coś dać w żyłę. Innego wyjaśnienia nie umiała znaleźć.
- Nie ma czegoś takiego jak moja bajkowa kraina - powiedziała bez emocji, powoli zaszywając jego ranę - a tym bardziej nie będzie jej bez Ciebie - nie patrzyła na niego, unikała kontaktu wzrokowego, skupiała się na swojej pracy - moje najszczęśliwsze wspomnienia związane są z Tobą! - podniosła lekko głos.
Milczała chwilę, przerywając pracę, bo jej dłonie zaczęły lekko drżeć - i nie mów, że Cię nie akceptuję! To Ty zamiast się postarać, porozmawiać co robisz? Idziesz to pierwszej lepszej w ogóle nie myśląc jak ja się mogę poczuć - targnął nią szloch - nie...nie jesteś śmieciem...jesteś idiotą! Jak mogłeś w ogóle pomyśleć, że cię nie chcę....jak śmiałeś złamać przyrzeczenie, że już nigdy nic sobie nie zrobisz! - oparła dłonie na jego torsie i wbiła w niego boleśnie palce ochronione rękawiczkami. Westchnęła ciężko i wróciła do pracy, szło jej to wolno, ale pilnowała by się nie wykrwawił - Bane ja nie pokochałam, bogatego chirurga, o brązowych oczach. Nie pokochałam bogatego mężczyzny, wożącego się drogim samochodem - mówiła cicho, ale była pewna że to usłyszy - pokochałam dziwnego Cyrkowca, o niezdrowym zabarwieniu skóry i dziwnych oczach. Cyrkowca, który popełnił w przeszłości błędy i chciał się zmienić. Siwowłosego, bezdomnego medyka, który mimo iż dopiero zaczynał nowe życie, chciał zaopiekować się obcą, dziwną, lisią dziewczynką ze złamanym skrzydłem - ostatnie słowa prawie wyszeptała - drugi nieudany eksperyment, który mimo tego co przeszedł chciał pomagać innym - nachyliła się do niego o złożyła na jego ustach delikatny, czuły pocałunek. Uważała jednak by nie mieć kontaktu z jego krwią.
Przemyła okolice rany i użyła mocy. Ze smutkiem jednak odkryła, że nie jest w stanie skupić się na tyle, by zasklepić ją całkowicie. Jednak udało jej się na tyle, żeby rana się nagle nie otworzyła. Sięgnęła po bandaż i opatrzyła rozcięcie. Spojrzała na niego smutno i pogładziła delikatnie palcem po sinym licu - Bane...myślałam, że przez to co mnie spotkało, nie będę w stanie zbliżyć się do mężczyzny, nie w taki sposób. Nigdy nie zaznałam miłości, więc myślałam, że nie będę umiała pokochać - zrobiła krótką pauzę i spojrzała mu w oczy - Ty pokazałeś mi, że potrafię - uśmiechnęła się smutno, a po jej policzkach spływały łzy. Przesunęła się na kolana mężczyzny i chwyciła go za dłonie, pomagając mu usiąść. Gdy to zrobił, przytuliła się do niego - Bane...nie zostawiaj mnie samej, nie przeżyłabym tego...za bardzo Cię kocham - powiedziała głosem pełnym strachu - i.. proszę poczekaj na mnie...ja...potrzebuję trochę czasu, żeby się uspokoić. Po tym co się stało...muszę odpocząć... może...może wyniosę się na jakiś czas z Kliniki...- powiedziała jeszcze, zamykając oczy i starając się cieszyć ostatnimi chwilami z mężczyzną, którego kochała, mimo iż skrzywdził ją w taki sposób.

Bane - 8 Październik 2017, 00:32

Cóż za ironia losu. Być wykształconym Lekarzem, znającym się przecież na Anatomii człowieka... a jednak nie potrafić się porządnie zabić. Bane już drugi raz doświadczył zawodu z tego powodu. W Świecie Ludzi chciał się rozbić samochodem a obudził się z kierownicą wbitą w płuca. Teraz? Chciał poderżnąć sobie gardło ale nóż był tak tępy, że zjechał nierównomiernie po skórze białowłosego i przeciął ją tak, że nie było mowy o uszkodzeniu ważniejszych części ciała. Nawet chyba nie naruszył zbyt tchawicy a to już był wyczyn!
Opadł na podłogę bardziej przez szok niż ból czy utratę krwi. Bo nie było jej aż tak dużo. W uszach dudnił mu krzyk Tulki. Nie, to nie był przyjemny dźwięk. Jak inne krzyki wprawiały go w ekstazę i przyspieszały rozkosz, tak krzyk Tulki był... bolesny.
Zbyt cenny by móc się nic podniecać. Julia nie była zwykłą kobietą, oj nie. Była kimś bardzo ważnym w jego życiu, chociaż nie potrafił jej tego powiedzieć wprost.
Leżał na podłodze i naszła go pewna myśl - swoim pokazem tylko udowodnił jak jest żałosny, bo nawet nie potrafił się zabić.
Ale, gdyby życie było filmem a on byłby aktorem, dostałby Oscara za cudowne rozegranie Dramatu! Cóż, zawsze uwielbiał brać w nich udział ale zazwyczaj trzymał się na uboczu, jako widz albo postać trzecio, czwarto-planowa. Ostatnio dość często Dramaty rozgrywały się bezpośrednio w jego otoczeniu i z jego udziałem a to już nie było takie fajne.
Właściwie gdy Tulka podeszła do niego i odezwała się, zdziwił go jej ton. Mówiła takim beznamiętnym, wyprutym z emocji tonem... Jak on. Jeszcze nie tak dawno.
Och Julio... Kim się stałaś przebywając w moim otoczeniu? Pustą skorupą bo Toksyna jaką stałem się po eksperymentach MORII wypala wszystko i wszystkich dookoła mnie, pozostawiając jedynie rozpacz.
...
O mamo, jak to dramatycznie zabrzmiało! W myślach, jego drugi, zły głos parsknął ze śmiechu. On jednak nie zwracał na to uwagi bo zaprzątała ją zupełnie inna rzecz. A mianowicie to, że swoją szlamowatą posoką uwalił całą podłogę.
- Nie podchodź... Nie dotykaj krwi. - wycharczał i dopiero po tym spojrzał na dziewczynę.
I nagle ogarnął go spokój i apatia. Poczuł się błogo. Było mu cieplutko... Skrzydła Tulki zaczęły mienić się barwami tak pięknymi, że aż sapnął z wrażenia. Efekt potęgował narkotyk którym Medyk był nafaszerowany jak dobra kasza skwarkami.
Poczuł się dziwnie. Jakby jego ciało nie należało do niego. Chciał się odezwać, ale coś blokowało mu język i usta. Patrzył więc tylko na dziewczynę gdy ta poszła po apteczkę.
Uff. Założyła rękawiczki, mądra Tulka! Przymknął nieco powieki, bo jednak takie wybałuszanie ich nie było dobre. Trochę bolała go szyja bo tnąc zadał sobie ranę szarpaną - nóż był zardzewiały. Również ramię pulsowało nieprzyjemnie, ale tamto cięcie nie było głębokie. Tym można zająć się później.
Gdy usiadła na nim i poczuł jej ciężar na sobie, uśmiechnął się w myślach. Lubił gdy była w pobliżu, gdy była przy nim. Lubił ją dotykać, przytulać... Nawet jeśli jeszcze nie był przekonany do jej lisich dodatków, starał się przyzwyczaić, że dziewczyna je miała. Właśnie to, plus charakter sprawiało, że była wyjątkowa!
i nagle jej ręka opadła na jego twarz tak gwałtownie, że aż otworzył szerzej oczy. Jedna brew drgnęła, chcąc najpewniej zmarszczyć się w dół ale... Bane już nie był agresywny. A raczej był, ale coś go trzymało. Jakaś niewidzialna siła. Może to i lepiej. Przynajmniej ponownie nie zrobi z siebie debila wbijając sobie nóż w pierś i nie trafiając w serce.
Gdyby mógł się teraz odezwać, pewnie próbowałby wciąć się jej w słowo. Zaczęła mówić ale... jej słowa były już inne. Nie raniły. Wyzierał z nich smutek ale gdy mówiła, nie bolało to tak jak jeszcze przed chwilą.
W miarę jak mówiła, jego spojrzenie łagodniało. Mogła robić z nim co zechciała a ona... wybrała ratunek. Zaszyła mu szyję, zadbała o niego. Czy to oznaczało, że jej zależało jej na nim?
Patrzył na nią uważnie. I mimo, że był pod wpływem środków odurzających które zniekształcały widziany obraz, jawiła mu się jako najpiękniejsza istota na świecie. Nie tylko dlatego, że była śliczna. Była też... dobra. Jej serce było tak dobre, że Bane poczuł ogromną potrzebę, by przytulić Julię, zamknąć ją w objęciach i ochronić ją przed całym światem.
Ale czy ochronisz ją przed sobą?
Głos w głowie jak zwykle pojawiał się wtedy, kiedy był nieproszony. Białowłosy zignorował go jednak i wsłuchiwał się w to co mówiła Tulka.
Sprawiła się świetnie. Opatrzyła ranę i próbowała użyć mocy, ale nie udało jej się do końca zasklepić rany. Nie dziwił jej się, on też w wielkim wzburzeniu nie potrafił się zmusić do pełnego leczenia.
Gdy dotknęła jego policzka patrząc na niego smutno, poczuł jak nieznana siła odpuszcza. Powoli podniósł rękę i przyłożył ją do jej policzka. Posłał jej blady uśmiech ale nie odezwał się.
Jak tu gniewać się na Julię? Przecież kochał ją całym sercem, nie mógł tak zwyczajnie odpuścić i zignorować co czuł w sercu. Gdy o niej pomyślał, czuł w piersi ciepło. Tęsknił za nią. Nawet w tym cholernym Klubie myślał o niej.
- A ty sprawiłaś, że choć nie wiem czym jest miłość, pokochałem. - powiedział cicho - Sprawiłaś, że stało się niemożliwe. Tchnęłaś życie w me martwe od wielu lat serce.
Zrobiło mu się nagle głupio i poczuł się jak mały chłopiec, który musi wytłumaczyć siostrzyczce dlaczego chciał zrobić sobie krzywdę i ją zostawić.
Gula urosła mu w gardle i zdołał z niego wykształcić jedynie coś, co mogło ujść za szloch. Pojedynczy. Zacisnął mocno oczy by się nie rozbeczeć. Nie wypadało!
Teraz! Teraz był dobry moment by powiedzieć jej, jak jest ważna! Nie mógł zwlekać, nie było już na to czasu.
Gdy pomogła mu wstać do siadu, pociągnął ją mocno i chwycił w ramiona. Zamknął ją w nich, uważając, by nie dotknęła ustami krwi w której był uwalany. Pogładził chwiejącą się dłonią jej włosy.
Już miał otworzyć usta by powiedzieć jej jak bardzo ją kocha, gdy ona... ona mu to powiedziała. Wyznała mu miłość. Poczuł się najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. Tyle lat czekał by to usłyszeć! Czekał na nią, tęsknił i usychał, gdy jej nie było w pobliżu. Bo choć był porąbany i ich związek zakrawał na efebofilię, on ją kochał. Jak nikogo innego.
Ale wtedy powiedziała, że potrzebuje czasu by to wszystko przemyśleć. Zamarł gdy wspomniała, że wyniesie się z Kliniki. Nie miał odwagi by się odezwać. Ta perspektywa była tak... odległa i nierealna, że głos uwiązł mu w gardle.
Zamknął oczy wtulając twarz w jej włosy. Poczuł się źle. Jakby właśnie tracił coś bardzo ważnego. Jakąś cząstkę siebie.
- Nienawidź mnie. - melodyjne słowa smutnej piosenki same wyrwały się z jego ust. Dlaczego w takiej sytuacji śpiewał? Może dlatego, że gdy między nim a jego Siostrą było źle, ona też mu śpiewała. By się uspokoił, zazwyczaj do snu.
Zaczął gładzić ją delikatnie po włosach i kołysać w rytm piosenki.
- Złam mnie.
Pozwól mi poczuć się tak zranionym jak ty.
Odepchnij mnie.
Dobij mnie.
Ale obiecaj mi, że nigdy z nas nie zrezygnujesz.

Po policzku spłynęła mu łza. Może to niemęskie, ale miał to w tej chwili w dupie. Liczyła się tylko Julia. Śpiewał cicho, nie dbając czy usłyszy ich ktoś z poza pokoju. Drzwi były wyważone, każdy mógł wejść i zobaczyć co się tu działo a jednak nikt nie zainteresował się awanturą.
Bane poczuł jak staje się senny. Ściszył głos, kołysząc dziewczyną w ramionach. Trzymał w nich swój Największy Skarb. Skoro chciała chwili odpoczynku... skoro chciała odejść... nie może jej zatrzymać. Nie chce jej już więzić i ograniczać. Ich związek zaczął się od złej strony, tej cielesnej.
Gdy skończył piosenkę, pocałował ją w czubek głowy. Postanowił, że gdy spotkają się ponownie, będzie o nią zabiegał inaczej. Nie nachalnie. By poczuła, że jest adorowana i kochana. By poczuła, że jest z normalnym facetem.
- Kocham cię, Julio Renard. Zawsze kochałem. I zawsze będę. - szepnął i przejechał dłonią po jej lisich uszach, głaszcząc je czule.

Tulka - 8 Październik 2017, 01:43

Gdy tylko Amber poczuła zapach dziwnej krwi, porwała Kropkę w zęby i czmychnęła czym prędzej na antresolę. Kropka zapiszczała zdenerwowana, bo lisiczka wyrwała ją ze snu, jednak szybko się uspokoiła. Pewnie odkryła, że na górze jest większe gniazdko i rozwaliła się cala
W ogóle nie zwracała uwagi na to jak zmienia się wyraz twarzy białowłosego. Skupiała się na zadaniu oraz na tym co miała mu do przekazania. Chciała się nim zająć jak najlepiej umiała. Uważała na krew, hoc nie mogła uniknąć pobrudzenia się nią. I tak jej było wszystko jedno czy będzie miała kolejne ślady po szlamie czy też nie. Już i tak była skazana na to by przez najbliższe dni chodzić z obandażowaną dłonią, bo podrapała chirurga. Ale jakoś to przeżyje. Bandaż jej nie przeszkadzał więc nie było problemu, który miałby utrudniać jej jakoś pracę.
Sama nie wiedziała, kiedy zakończyła moc. Chodziło jej o to, żeby Bane nie marudził i pozwolił się opatrzeć. Wiedziała, że gdyby był wstanie to jojczał by jej cały czas na temat swojej krwi, tak jak to zrobił gdy się do niego zbliżyła. Ale przecież dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę, że posoka nie jest zbyt bezpieczna w obyciu. Pamiętała nauki sprzed trzech lat, gdy Bane wbił sobie brzytwę do ręki, gdy postanowiła zrobić mu rano niespodziankę i podarować obrazek, jak się potem okazało jego zmarłej siostry.
Otworzyła oczy szerzej, gdy się odezwał. Nie mogła uwierzyć, że usłyszy od niego takie słowa. Nie spodziewała się takiego wyznania. Czy to przez to, że był naćpany? Czy to przez stres? Wcześniej nie pozwalał sobie na takie czułości. Chciał jej dać szczęście, ale skupiał się tylko na cielesnych przyjemnościach. Owszem Tulka chciała się nauczyć, że to może być przyjemne, ale bardziej potrzebowała bliskości. Potrzebowała kogoś bliskiego, na kim może zawsze polegać. Do tej pory jednak Bane nie do końca pasował do tego opisu. Tak bardzo miała nadzieję, ze choć trochę się zmieni. Starała się mu to jakoś pokazać, czego potrzebuje ale chyba nie do końca jej to wychodziło.
Sapnęła cicho, gdy ją do siebie przyciągnął. Wtuliła się w niego. Tak...tego teraz potrzebowała. Bliskości i zrozumienia. Tak bardzo chciała się już dawno do niego przytulić. Nie całować, nie pieścić, po prostu się przytulić.
Wyczuła jak zadrżał, gdy powiedziała, że opuszcza Klinikę - nie martw się... - zaczęła cicho, gładząc go po białych włosach - będę nadal tu pracować, ale potrzebuję trochę swobody, chcę skupić się na pracy, przemyśleć sobie kilka rzeczy - wyjaśniała spokojnie - wrócę tutaj, obiecuję. Ale murze pomieszkać gdzie indziej, znaleźć sobie mieszkanko, przynajmniej na jakiś czas... - westchnęła na koniec smutno. Tak bardzo nie chciała by przestał ją przytulać. Tak bardzo nie chciała się wyprowadzać, ale wiedziała, że tak będzie dla nich najlepiej. I dla niej i dla niego. Będą się widywać w pracy, jednak nie będą mieszkać aż tak blisko jak przez ostatnie kilka dni. Będą mogli od siebie odpocząć i przede wszystkim skupić się na swoich zadaniach i pacjentach. Pewnie jej to zajmie zanim znajdzie odpowiednie dla siebie miejsce, ale teraz się tym nie martwiła. Miała gdzieś się zatrzymać i to było najważniejsze, choć wiedziała, że będzie trzeba naprawić drzwi do jej pokoju. Nie powinny być wiecznie otwarte, w końcu trzyma tu swoje rzeczy, oraz zwierzęta, które lepiej, żeby nie biegały same po całym budynku.
Gdy zaczął śpiewać, wstrzymała na chwilę oddech. Długo tak jednak nie wytrzymała. Przytuliła się do niego mocniej i znów rozpłakała. Łzy skapywały na jego ubranie. Cała drżała przez szloch, który co chwila wyrywał jej się z gardła. W dłoniach zmarszczyła jego ubranie nie przejmując się ani krwią, ani tym, ze w każdy chwili ktoś może tam wejść i ich zobaczyć.
Przytuliła go do siebie mocniej, gdy wyznał jej miłość. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo potrzebowała tych słów. Zadrżała pod wpływem jego dotyku na uszach i ... uspokoiła się. Nadal cichutko łkała jednak powoli zaczynała się uspokajać.
W końcu jednak odsunęła się od Cyrkowca - chyba powinieneś już iść - powiedziała cichutko, wstając niepewnie - musisz się przespać przed pracą, żeby pan Anomander nie miał powodów by wymyślać surowych kar- powiedziała i powoli ruszyła do łazienki, dając tym samym znać, że chciałaby teraz zostać sama i że Bane, ma iść do siebie.

Bane - 8 Październik 2017, 02:20

W duchu odetchnął z ulgą bo Tulka nie odepchnęła go, nie wyrywała się. Pozwoliła się przytulić, przygarnąć w ramiona. Bane przytulił ją mocno do siebie.
Gdy poczuł, że dziewczyna dygocze, ścisnął ją jeszcze mocniej ale na tyle, by jedynie poczuła, że nie jest sama. By poczuła ciepło jego ciała. No dobrze, jego ubranie było całe we krwi i generalnie nie należało do najświeższych, z czym z resztą mężczyzna czuł się wyjątkowo źle, ale nie to się teraz liczyło.
Zapewniła go, że nie odejdzie na zawsze. Dziwne, ale poczuł, że dotrzyma obietnicy. Że tym razem nie zniknie z jego życia na kilka lat. Chciał jej uwierzyć... wierzył, że będzie przy nim. Nawet jeśli będzie się to ograniczało do kontaktów stricte służbowych.
Może tak miało być? Może od początku ich znajomości, ktoś tam, w górze, zaplanował to tak, by raniąc się w końcu dojrzeli do prawdziwej miłości? Oboje skrzywdzeni, zmienieni w Dziwadła które nigdy nie będą pasowały do żadnych ze światów...
Pocałował ją w czubek głowy ponownie i przejechał dłonią po jej miłych w dotyku uszach. Z każdym dotykiem przyzwyczajał się do nich coraz bardziej. Kiedyś ciężko było mu ich nawet musnąć. Wiedział, że są sztucznie doszyte i to przez nie Tulka tyle wycierpiała. Ale teraz, gdy dziewczyna pogodziła się z byciem inną, on pokochał każdą jej część, niezależnie czy były to zbliznowaciałe policzki czy puchaty ogon.
Gdy wspomniała o mieszkaniu, otworzył oczy i spojrzał jej w twarz. Zielone źrenice nieco uciekały na boki, świadcząc o tym, że mężczyzna był naćpany, ale było w nich też widać spokój.
- Pozwól, że zapewnię ci jakieś lokum. - powiedział - Poszukam czegoś dla ciebie byś... nie musiała martwić się ani pieniędzmi ani użerać się z pośrednikami. - pogłaskał ją palcem po policzku.
Może zachowywał się zupełnie nie jak on. Ale spokój który ogarnął każdą część jego ciała był jak kojący balsam. Po całym dniu stresów, właśnie tego potrzebowało jego ciało.
- Poszukam czegoś a ty w tym czasie... Proszę, staraj się nie opuszczać Kliniki. - w jego oczach błysnął strach - Na jej terenie jest intruz. Ogromny Człowiek z głową Ptaka. Chyba jakiś Mutant.
Wstrząsnął nim dreszcz gdy przypomniał sobie o Alkisie.
Tulka przytulała się do niego mocno. Gdyby nie to, że byli cali we krwi, zaniósłby ją do łóżka i położył się obok niej. Patrzyłby jak zasypia, głaszcząc ją po policzku lub włosach. Sam czuł się zmęczony ale narkotyk nie pozwalał spocząć w miejscu.
Westchnął, przyciskając ją do swego ciała.
- Ja... Poszukam pomocy. - powiedział mężczyzna - Poproszę by Anomander przydzielił mi kogoś, kto będzie mnie pilnował. - dodał cicho - Bym znowu nie dał się ponieść... żądzy bycia tym, kim byłem w Świecie Ludzi.
Odsunęła się od niego a on otworzył usta by coś powiedzieć, ale zamknął je gdy powiedziała, że powinien wyjść.
Spuścił głowę i wstał. Przez chwilę nie ruszał się, zastanawiając się co powinien zrobić. Ruszył do otwartych drzwi ale skręcił i poszedł do łazienki. Wziął z niej szmatę do podłogi, nalał wodę do misy i przyniósł do pokoju.
Zmył całą krew z podłogi. Nie wyszorował jej dobrze, będzie musiał jutro poprawić detergentem, ale przynajmniej Dziewczynki się nie pokaleczą.
Dziewczynki... Jak to słodko brzmiało. Tulka, Amber i Kropka. Jego Dziewczynki.
Uśmiechnął się pod nosem wyżymając ostatni raz ścierkę. Wziął misę i zaniósł ją do łazienki gdzie ją opróżnił. Wrócił do pomieszczenia gdzie była Tulka ale nie podszedł do niej. Jedynie spojrzał w jej stronę. W oczach błyszczał smutek.
- Pamiętaj. - powiedział miękko, łagodnie - Zawsze jestem obok. Drzwi mojego mieszkania są dla ciebie zawsze otwarte a łóżko... - nie miał na myśli seksu - Jeśli nie chcesz, nie musisz spać sama. - wyjaśnił po czym ruszył do wyjścia - Dobranoc. I... przepraszam.
Zamknął za sobą drzwi, które chociaż miały zniszczony zamek, mogły się spokojnie domknąć. Nie można było ich zamknąć na klucz ale zapewniały przynajmniej odrobinę prywatności.
Bane wyszedł pozostawiając ją samą.

Nikt nie zauważył siedzącego na zewnętrznym parapecie okna Wredotka, który obserwował całe zajście z oklapniętymi uszkami i ogromnym smutkiem w swoich czarnych, paciorkowatych oczkach. Skrzydełka zwisały mu smętnie po bokach ciałka.
Westchnął zostawiając na szybie ślad ciepłego oddechu. Odwrócił się i przeskoczył na sąsiednie okno, które dzięki temu, że było otwarte, umożliwiało mu dostanie się do środka.

z/t

Tulka - 8 Październik 2017, 04:03

Wtulała się w niego, starając się uspokoić. Słysząc, że chce znaleźć dla niej mieszkanie, opuściła niepewnie wzrok - proszę pozwól mi to zrobić samej - powiedziała cichutko - pozwól mi się usamodzielnić...je...jeśli nie znajdę nic w ciągu kilku dni to wtedy poproszę o pomoc...dobrze? - zapytała niepewnie. Tak się cieszyła jak Wieża w końcu pozwoliła jej działać na własną rękę i praktykować w Klinice. Wcześniej mieli ją cały czas na oku, w szczególności po wypadku. Chciała dorosnąć, chciała się usamodzielnić, nie być ciągle uzależniona od kogoś. Chciała sama znaleźć sobie jakiś dach nad głową. Gdyby nie ta cała sytuacja, to pewnie poszłaby do Jocelyn, chociaż gdyby nie ta sytuacja to nie miałaby po co szukać innego mieszkania niż to, w którym przebywała.
- Dobrze - powiedziała na słowa o pomocy. Miała nadzieję, że to faktycznie coś da. Że ten ktoś upilnuje Chirurga. W końcu tutaj nie może sobie pozwolić na taką swawolę jak w Świecie Ludzi. Tam był bezkarny. O ile nie krzywdził pacjentek, to mógł robić co tylko mu się chciało. Tam był panem i władcą Kliniki, a tutaj? Miał nad sobą Anomandera, który był jednak od niego starczy i stażem i wiekiem. Miał swoje zasady o wymagał od pracowników by się ich trzymali.
Widziała smutek w oczach Cyrkowca, gdy się od niego odsunęła. Chciała jednak zostać sama. Musiała trochę sobie przemyśleć. Zaskoczył ją tym, że ruszył do łazienki - nie..zostaw... - chciała mu przeszkodzić, ale widziała, że nic do niego nie przemówi. Czekała więc cierpliwie, aż mężczyzna skończy porządki i podziękowała mu cicho.
- Dziękuję - powiedziała, gdy wspomniał, że jego drzwi są zawsze otwarte. Usiadła ciężko na kanapę i westchnęła załamana. Musiała się przebrać i ogarnąć. Wiedziała że już nie zaśnie.
Ruszył do łazienki zdejmując zakrwawioną bluzę. Chciała wyciągnąć z kieszeni klucze, jednak nie znalazła ich tam. Co prawda drzwi nie dało się zamknąć, ale nie jest mądrym pozostawienie klucza nie wiadomo gdzie.
Westchnęła ciężko. Chłodne powietrze powinno jej pomóc się obudzić. Nie zakładała zakrwawionej bluzy, wyszła koszulce, ruszając w kierunku Parku.

ZT

Anomander - 18 Październik 2017, 06:18

ALICE


Alice weszła do pokoju Julii przez wyważone drzwi. Zawiasy były lekko naruszone, zamek zaś wyłamany przez uderzenie. Cóż, Ordynator musiał użyć sporej siły by dostać się do wnętrza. Marionetka przez chwilę rozglądała się po pomieszczeniu starając się niejako zrozumieć dynamiczną opowieść, którą przekazywało to miejsce. Niewiele jednak wywnioskowała. Spojrzała na podłogę i leżący a niej nóż.
Paskudny, poszczerbiony i na dodatek zardzewiały brzeszczot najlepsze lata miał już za sobą. Murszejąca rękojeść i inicjały właściciela na niej wyryte zdradzały pochodzenie broni.
To było tak dawno temu.
On darzył ja dziecięcą miłością. Płomiennym choć płytkim, szczenięcym zakochaniem. Ona najdelikatniej jak mogła odrzucała jego dziecięce zaloty. On był człowiekiem, ona marionetką.
Minęło tak wiele czasu.
Ukucnęła i zręcznie podniosła nóż ukrywając go niemal natychmiast w wewnętrznej kieszeni fartuszka.
Odwróciła się i wyszła z pokoju. Mijając jedną ą z pozbawionych oblicza marionetek wydała dyspozycję by naprawić drzwi do pokoju Julii.

Z/T



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group