Mavet - 11 Czerwiec 2018, 18:23 Była wycieńczona i nie opierała się jego pracy. Coś tam niewyraźnie mamrotała. Nie przejmował się tym. Najpierw musi skończyć. Raz po raz pojękiwała z bólu.
W końcu powiedziała coś co miało jakiś sens. Pytanie.
- Tak. - odpowiedział na pytanie. Był dość delikatny, ale jednak robił to co lubił. To do czego został stworzony.
Jednocześnie jednak czuł niedosyt. Musiał się powstrzymywać by jej nie zabić lub nieodwracalnie okaleczyć. To byłoby takie łatwe.
Jednak sam fakt, że pierwsze pytanie było o niego tylko utwierdziło go w przekonaniu, że jej śmierć by była dla niego stratą.Zoya - 13 Czerwiec 2018, 09:01 Kiedy się do niej odezwał i potwierdził, że poczuł satysfakcję, westchnęła cicho i zamrugała leniwie oczami. Była straszliwie obolała i każdy ruch mięśni sprawiał, że miała ochotę wyć. Mimo wszystko uśmiechnęła się lekko a pasy na jej policzkach wykrzywiły się w łagodnie.
- Cieszę się. - powiedziała cicho. Jej ręka opadła na posłanie bo nie miała już siły trzymać jej w górze.
Długo na niego patrzyła. Gdyby nie miarowe unoszenie klatki piersiowej w czasie oddechu, można byłoby pomyśleć, że umarła. Ona jednak przyglądała się jego twarzy, żałując, że nie zobaczyła prawdziwego oblicza w czasie tego co robił. Może się uśmiechał? Skoro sprawiło mu to przyjemność.
Odchrząknęła bo gardło było wysuszone i piekło od krzyku.
- Maviet... Mogłabym prosić... szklankę wody? - zapytała cicho. Gdyby nie to, że w tej chwili nie mogła się ruszać, poszłaby po nią sama. Była samodzielna. Ale teraz...
Oddychała powoli. Kiedy się nie ruszała, ból odpuszczał i mogła nawet zapomnieć o tym, że coś się jej stało. Poczuła się senna.Mavet - 13 Czerwiec 2018, 21:36 Poszedł. Nalał wody do szklanki. Wrócił. Podał szklankę dziewczynie. Po krótkiej chwili podparł ją.
Czekał cierpliwie aż się napije. Odebrał szklankę. Odstawił.
Zwrócił się do dziewczyny.
Chwila zabawy, a ta ledwo żywa. Wiedział, że nie powinien nawet zaczynać, ale ona się sama o to prosiła...
- Jutro nauka języka będzie miała miejsce normalnie.Zoya - 15 Czerwiec 2018, 07:50 Przyniósł jej szklankę wody. Mało tego, pomógł jej się napić, podtrzymując. Kiedy poczuła jak chłodny płyn obmywa jej gardło, spłynęła na nią ulga. Na chwilę zapomniała o bólu i rozkoszowała się zarówno wodą jak i jego dotykiem.
W tym co robił było coś... troskliwego. Rozczulającego. Oczywiście wcześniej dotkliwie ją pobił i pokaleczył, ale sposób w jaki teraz się nią zajmował miał w sobie coś ujmującego. Coś, co sprawiło, że Zoya czuła się szczęśliwa, spełniona, kochana.
Podziękowała cicho za wodę i uśmiechnęła się do niego blado. Była bardzo senna. Jego słowa docierały do niej jakby wypowiadał je stojąc kilkaset metrów dalej. Jakby z oddali.
- W mieście słyszałam plotki... o Klinice na wzgórzu. O Lekarzach, którzy pomagają niezależnie od tego czy ma się czym zapłacić. - powiedziała zamykając oczy - Myślisz, że przyjęliby mnie tam, Maviet? Przywrócili do pełnej sprawności? - zapytała z nadzieją - Chcę być w pełni sprawna. Żeby dobrze działać. Żebyś był zadowolony ze mnie. - w jej głosie pobrzmiewał rosyjski akcent, ale starała się mówić poprawnie, bo wiedziała, że tego chce mężczyzna. Skoro w takiej sytuacji mówi o nauce języka, musi to być coś na czym mu bardzo zależy.
- Chyba się tam wybiorę... Jak tylko trochę odpocznę. Przepraszam.Mavet - 15 Czerwiec 2018, 20:02 Wypiła wodę. Widział, że jest trochę nieobecna. Nie dziwił się takiemu stanowi rzeczy.
- Jestem w pełni świadomy istnienia tej placówki. Nigdy jednak nie zastanawiałem się nad jakością ich usług, bo nie było mi to potrzebne. Zaś pieniądze to nie problem. Konwencjonalnie ci nie pomogą bardziej niż ja, zostaje magia.
Jak się starała najwidoczniej potrafiła mówić w miarę poprawnie. Jedynie akcent nadal był nie ten.
- Idź spać. Potem ci dam pieniądze za leczenie o ile jakieś otrzymasz.
Po tych słowach wyszedł.
z/tZoya - 26 Czerwiec 2018, 11:50 Obraz rozmywał się, kiedy patrzyła na niego gdy mówił. Mavet stawał się mgiełką i na przemian wyostrzał się, co świadczyło jedynie o zmęczeniu dziewczyny.
Była zła na taki obrót rzeczy. Przecież nic wielkiego nie zrobiła, czym miałaby się zmęczyć? Jej ciało jednak protestowało przy każdym ruchu i wiedziała, że jeśli chce być użyteczna dla niego, musi teraz odpocząć. Podziękowała więc i zamknęła oczy. Sen przyszedł szybciej niż by się spodziewała.
Nie śniło jej się nic. Czarna otchłań. Najwidoczniej ciało było wyczerpane na tyle by nie podsyłać Zoyi żadnych obrazów.
Spała długo. Kiedy wreszcie otworzyła oczy, przez okno wpadało słońce, ale nie mogła określić, czy minął dzień, czy może dwa. Z resztą... po co liczyłaby czas? Nie spieszyła się nigdzie.
Podniosła się z trudem, bo sińce na brzuchu rwały tępym bólem i rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie było śladu po Mavecie ale... Widziała w zlewie szklankę, butelkę wody prawie w całości już opróżnioną. Jeśli wierzyć jego słowom o tym, że on nie je i nie pije, oznacza to, że to ona wypiła jej zawartość. Nie mogła jednak zrobić tego sama, chyba, że lunatykowała. Oznaczało to więc, że był tutaj.
Może był, może nie ale ona bardzo chciała wierzyć w to, że nie jest mu już obojętna. Że ta cienka nić porozumienia zmieniła się w grubą, stabilną linę. Połączyło ich coś innego, ale silnego.
Podniosła się z łóżka sycząc z bólu. Przed snem myślała o Klinice. Tyle nasłuchała się o niej w Mieście... Postanowiła ubrać się i udać się do niej, dowiedzieć się czy jest szansa na otrzymanie czegoś przeciwbólowego. Całe ciało aż paliło od bólu.
Ostrożnie ubrała koszulę, spodnie i resztę garderoby. Kikuty na plecach były coraz dłuższe, dlatego z bólem serca rozcięła ubrania robiąc otwory na przyszłe skrzydła. Będzie musiała pomyśleć o jakiejś specjalnej garderobie jak tylko zdobędzie jakieś pieniądze. Nie chciała żebrać u Maveta, dlatego zostawała jej kradzież no i praca. Nad tym drugim jeszcze się zastanowi.
Kiedy była już gotowa do wyjścia użyła mocy i zmieniła wygląd. Pod postacią Maveta nikt nie będzie jej zaczepiał, na to zwróciła uwagę gdy szli do tego miejsca.
Wyglądając zupełnie jak zamaskowany mężczyzna, udała się powolnym, nieco chwiejnym krokiem w stronę Kliniki. Nie musiała nikogo pytać o drogę bo gdzieniegdzie były rozstawione kierunkowskazy.
Miała nadzieję, że ktoś jej tam pomoże...