To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Bary i Restauracje - Dom Czekolady.

Anonymous - 21 Czerwiec 2011, 20:47

Ujęła skrawek ronda jej kochanego kapelusza. Przez chwilę wydawało się, że ma go zamiar jeszcze mocniej naciągnąć na swe szkarłatne ślepka, kryjąc je przed wzrokiem ciekawskich, ta jednak krótkim, energicznym ruchem ściągnęła go z głowy i poprawiła drugą dłonią włosy, które to opadły jej na buźkę. Kolor jej tęczówek był bez wątpienia wielce nietypowy i w miejscach publicznych, takich, jak to, zwracał tylko niepotrzebną uwagę. Niektórzy byli zdania, iż nasza panienka, jako rozkapryszona smarkula, nosi kolorowe szkła kontaktowe - oczywiście, było to jednak nieprawdą. Gdyby chociaż była albinoską, nie byłoby to aż tak dziwne - ale nie, dostała w spadku po tatusiu włosy koloru czerni, mocno kontrastujące z bladą, niemal porcelanową cerą.
- Zobaczysz, będzie jeszcze lepiej - powiedziała, minimalnie się uśmiechając. Och, tak, ona i Niko z pewnością tworzyli nietypowy, ale i całkiem zgrany duet. Antypatyczna, niziutka dziewczynka w ubraniach rodem z minionych wieków i optymistycznie nastawiony do świata, wesolutki chłopiec noszący ciuchy w podobnym stylu. Dodajmy jeszcze wcześniej wspomnianą twarzyczkę Charlotte i długość jej włosów i voila! Mamy parę utworzoną z dzieweczki o wyglądzie wampira i fińskiego podróżnika.
Kiwnęła głową z aprobatą, kierując się w kierunku miejsca wybranego przez Nika. Przepadała wręcz za miejscami położonymi na uboczu - nawet, jeśli chodziło o zwykłe miejsca w kawiarence. Zawiesiła kapelusz na krawędzi oparcia, nie zdejmując nawet płaszcza. Jakoś tak... Nie lubiła pokazywać się innym bez niego. Takie osobiste dziwactwo.
Sięgnęła po średniej grubości kartę deserów i napojów (oczywiście z czekolady) i zaczęła niespiesznie ją przeglądać. Do zamknięcia pozostało mnóstwo czasu, nie musiała się gorączkować.

Anonymous - 23 Czerwiec 2011, 15:40

Och, Niko był jak najbardziej świadom unikalności swojej towarzyszki - nawet, gdyby ubierała się w typowe dla dziewczynek w jej wieku wdzianka, wciąż wyróżniałaby się z tłumu. Ze względu na dziwny kolor tęczówek Panna Negatywka przypominała bardziej jakąś nieziemską istotę z Krainy Luster - swoją drogą, za takowymi wydawała się nie przepadać. Chłopcu bynajmniej cała ta ekstrawagancja nie przeszkadzała.
Pokiwał głową na słowa dziewczyny. W rzeczywistości jednak wciąż myślał o czymś zupełnie innym - a mianowicie, o Charlotte. Mimo wszystko trochę się o nią martwił. Normalny człowiek przez większość czasu powinien być szczęśliwy, i może od czasu do czasu się smucić. Z Panną Negatywką sprawa miała się wręcz przeciwnie. Niko podejrzewał, ba, wręcz był pewien, że spotkają ją kiedyś coś przykrego, ale minęło już tyle czasu! Westchnął tylko cicho, postanawiając się tym dłużej nie zadręczać. Tym jej przecież na pewno nie pomoże.
Kiedy obydwoje usiedli już na swoich miejscach, rozejrzał się nagle, dziwnie podejrzliwie.
- Wiesz, zastanawiałem się, czy ci powiedzieć, ale właściwie to urwałem się szefostwu - wyznał nagle, uśmiechając się niewinnie. - Raz na jakiś czas nie zaszkodzi, prawda?
Nie dał jej dojść do słowa. Sięgnął do kieszeni i wydobył stamtąd... zegarek. Wydawał się być raczej stary, by nie rzec, że zabytkowy wręcz. Czas jednak niekorzystnie zadziałał na ten mały przedmiot - nosił widoczne ślady uszkodzeń.
- Co o tym myślisz? - zapytał, kładąc go ostrożnie na stole. - Znalazłem go kiedyś i jestem ciekaw, czy da się go jeszcze przywrócić do życia.

Anonymous - 23 Czerwiec 2011, 20:51

Teraz, obecnie, dziewczęce ubranka budziły w Negatywce raczej delikatną niechęć, acz nie da się zaprzeczyć temu, że kiedyś je nosiła. Tak, tak! Najpewniej dla Nika byłby to widok zgoła niecodzienny, ale tak właśnie było. Dopiero gdy "wydoroślała", jeśli tak to można określić, przerzuciła się na męskie ciuszki. No, ale gdyby sytuacja była na prawdę kryzysowa, pewnie jakimś cudem wcisnęłaby się w jakąś sukienkę, jednakowoż z nieskrywanym niezadowoleniem. Według niej luźne spodnie, koszule i inne rzeczy tego typu były o wiele praktyczniejsze, niżeli obcisłe spódniczki i wysokie na dziesięć centymetrów szpilki.
Cóż, istoty zza lustra może i ją fascynowały, acz dla własnego dobra wolała trzymać fason przed resztą MORII. Bo co by było, gdyby na przykład posądzono ją o dwulicowość. Spotkałby ją bolesny koniec, a tego zdecydowanie wolała uniknąć, chociażby ze względu na Nika. Niekiedy na prawdę miała na uwadze jego dobro, co jednak nie znaczy, że chciała je osiągnąć za wszelką cenę. Co to, to nie! Na prawdę go sobie ceniła, ale nie była pod tym względem jakąś zaślepioną fanatyczką. Może kiedyś, kiedy niebezpieczeństwo już w miarę przeminie (zakładając oczywiście, że tak się stanie), nadejdzie taki dzień, kiedy postanowi opowiedzieć mu o sobie trochę więcej, niż wiedział o niej teraz, kto wie...
Otworzyła oczka trochę szerzej i zamrugała powiekami. Wydała z siebie dźwięk na wzór tsch, co od biedy można było uznać za chichot i podparła brodę dłonią. Pokiwała głową ze zrozumieniem. Oj, tak, do czegoś takiego był zdolny tylko on... Ciekawe, czy "góra" puści mu to płazem.
Widząc podniszczony zegarek, zdziwiła się jeszcze mocniej. Ujęła urządzenie delikatnie w dłonie i przejechała po nim palcem odzianym w białą rękawiczkę. Zostawił na materiale ciemną plamę, jednak spodziewała się tego i nie robiło jej to różnicy. Podniosła klapkę i wbiła uważne spojrzenie w cyferblat. Wskazówki dawno już się zatrzymały.
- Cóż, znasz mnie. Jak tylko wrócę do pracowni, postaram się coś z nim zrobić. Nie obiecuję jednak, że pójdzie szybko - odparła, czule gładząc zegarek. Można powiedzieć, że te niewielkie urządzenia były jej jedyną miłością. Zajmowała się nimi właściwie od zawsze. Ojciec przekazał jej tajniki zegarmistrzostwa. No właśnie, ojciec... Osoba, która dla wszystkich, nawet dla Nika była jedną wielką tajemnicą.

Anonymous - 24 Czerwiec 2011, 19:19

Prawdę mówiąc, gdyby któregoś pięknego dnia ujrzał Charlotte w jakiejś zwiewnej sukieneczce, zapewne uznałby, że to jej kompletne przeciwieństwo, pochodzące z równoległego wymiaru. Pomimo bujnej wyobraźni, nawet nie próbował wyimaginować sobie obrazu dziewczyny odzianej w typowo dziewczęce ubrania. Nie, i już! Panna Negatywka - pod względem ubrań - zawsze kojarzyła się mu z luźną koszulą, płaszczem i ciężkimi buciorami. Swoją drogą, te ostatnie spotykały się z niemą dezaprobatą Nika; bądź co bądź, na dłuższą wędrówkę się nie nadawały właśnie z powodu wagi, choć z pewnością były całkiem bezpieczne i dużo wygodniejsze od bucików na obcasach.
Niko natomiast nie krył pozytywnego nastawienia do kolegów za Szkarłatną Otchłanią. Stworzenia te go intrygowały, ale nie w sposób typowy dla przedstawicieli MORII. Krojenie tych biednych istot i pakowanie pozostałości po nich do słoików niespecjalnie go interesowało. Mimo wszystko jednak wywiązywał się ze swojej pracy - z lepszymi bądź gorszymi rezultatami - a ze względu na fakt, że dla organizacji nie był niczym więcej niż pionkiem, mało kogo interesowało jego osobiste zdanie na temat Krainy Luster.
Wzruszył tylko niewinnie ramionami, widząc rozbawienie Charlotte i zajął się studiowaniem tutejszego menu. W końcu, skoro już siedzieli w kawiarni, wypadałoby ucelebrować ten fakt jakimś wytworem czekoladopochodnym. Uniósł jednak po chwili wzrok, spoglądając z ciekawością na Charlotte.
- Mnie osobiście nie zależy na tym aż tak bardzo, ale pomyślałem, że może tobie się spodoba. Wygląda na dość stary - powiedział. Fakt, na zegarach się nie znał. Właściwie, to całkiem dobrze radził sobie bez nich; wystarczało krótkie spojrzenie w niebo, by móc określić porę dnia. Wiedział jednak o szczególnej miłości dziewczyny do tych urządzeń i z tego też powodu zabrał zegarek ze sobą.
- Zdecydowałaś się już na coś? - zapytał nagle, ponownie zerkając na menu. - Szczerze, to chyba nigdy nie jadłem większości z tych rzeczy. Nawet nie wiedziałem, że można zrobić tyle deserów z czekolady!

Anonymous - 25 Czerwiec 2011, 09:24

Cóż, nawet, jeżeli Niko nie przepadał za butami, które na co dzień nosiła dziewczyna, miała ona na ten temat zgoła odmienne zdanie, według którego znoszone glany były całkiem-całkiem wygodne. Owszem, na początku niemiłosiernie cisnęły ją w stópki, jednak po dłuższym czasie przestały. To tak w ramach zasady "konsekwentność uszczęśliwia". Zamiłowanie Szarlotki do ciężkich butów było też o tyle śmieszne, że gdyby nawet - odpukać - przerzuciła się na sukienki, nie zrezygnowałaby z nich. Na pewno wyglądałoby to dziwacznie, ale przecież wspomnieliśmy już, że Negatywka była całą sobą nietypowa, toteż nie robiłoby to wielkiej różnicy.
Zegarmistrz również nie miała ochoty na robienie sekcji istot zza zwierciadełka. Tacy zapaleńcy zostawali przecież Naukowcami, a zarówno ona, jak i Niko zostali przyjęci na stanowiska Zwiadowców. Teoretycznie mieli tylko zbierać informacje o samej krainie, ale Szarlotka lubiła również rozmawiać z zamieszkującymi ją istotami, nie zdradzając swojej tożsamości. Zagłębianie się w ich psychikę było doprawdy interesujące, ciekawsze nawet niż konwersacja z ludźmi, którzy w większości byli tak oklepani, szarzy i prości, że dziewczę nudziło się już po kilku minutach rozmowy. Nie zaliczał się do tego kręgu jej przyjaciel, jak można się nietrudno domyślić. Bo gdyby Charlotte się przy nim nudziła, to czy spędzałaby z nim niemal każdą wolną chwilę?
Przewróciła kolejną stronę menu, na której widniało zdjęcie czekoladowego ciasta, cena i jakaś francusko-brzmiąca nazwa, której dziewczę ni w ząb nie umiało odszyfrować. Przysmak wyglądał jednak dosyć apetycznie.
- Ach, to całkiem dobrze trafiłeś. Stare zegarki najbardziej mnie interesują. Kiedyś musiał być całkiem ładny - odparła, przez chwilę nie podnosząc wzroku znad karty. Zaraz jednak to zrobiła, patrząc prosto w piwne tęczówki Nika. Odgarnęła grzywkę z czoła.
- Mogłabym wybierać z zamkniętymi oczami, a i tak by mi smakowało - wzruszyła ramionami. Miała wyjątkową ochotę na czekoladę w formie płynnej na ciepło i jakieś ciastko z dodatkiem wisienek. Spodziewała się, że znajdzie tu coś takiego, po przecież te dwie rzeczy to już właściwie klasyk, prawda?

Anonymous - 25 Czerwiec 2011, 12:43

Niko miał to swoje dziwactwo oceniania odzieży wyłącznie pod kątem jej przydatności w czasie podróży. Każde inne kryterium było już sprawą drugiej kategorii - a jeśli o samą estetykę chodzi, lepiej się nie wypowiadać w tym temacie. Chłopiec wychodził z założenia, że buty zostały stworzone po to, by z czasem się brudzić, a ingerowanie w ten święty proces jest co najmniej niewłaściwe. Rzecz jasna, gdyby przyszła taka konieczność, potrafiłby odstąpić od swoich zwyczajów - choć może nie spotkałoby się to z jego uznaniem. O stałej zmianie natomiast nawet nie śmiał myśleć; oznaczałoby to bowiem nie mniej, nie więcej, również przeorganizowanie stylu życia Nika, a ku temu nie miał żadnych chęci.
Pod tym względem chłopiec był jeszcze mniej radykalny. Dla niego nie stanowiło różnicy, czy rozmawia z człowiekiem, czy istotą zza Krainy Luster. W obydwu przypadkach rozmówca zapewne spotka się z taką samą ciekawością i życzliwością. Niko należał po prostu do tego specyficznego rodzaju ludzi, którzy potrafili w każdym i we wszystkim odnaleźć coś interesującego. Inna sprawa - im coś było bardziej dzikie i niezbadane, tym większy podziw i chęć poznania wzbudzało w chłopcu. Lubił sam sobie przecierać szlaki, ot co.
Wpatrywał się przez chwilę w uwiecznione na zdjęciu ciastko, z bliżej niezidentyfikowanym wyrazem twarzy. Naszła go nagła chęć na podzielenie się z Charlotte pewnym traumatycznym przeżyciem.
- Wiesz, kiedyś przyjechała do nas ciotka z Kuopio. Myślałem, że przywiozła ze sobą piernik, a okazało się, że to tylko kalakukko. - Westchnął z boleścią, zaraz jednak pomyślał, że dziewczyna mogła nie pojąć ogromu tej tragedii, postanowił więc trochę bardziej sprecyzować sprawę. - To taki wielki pieróg nadziewany rybą.
Uniósł wzrok znad karty dań niemal w tym samym czasie, co Charlotte - w rezultacie ich spojrzenia się skrzyżowały. Czerwone tęczówki dziewczyny robiły wrażenie, zwłaszcza w takiej sytuacji.
- To nawet dobry pomysł - stwierdził beztrosko, otwierając menu na pierwszej lepszej stronie. Ostentacyjnie zamknął ślepka, przykładając palec do losowej pozycji. - Lody - oznajmił, po przeczytaniu wyniku. - Teoretycznie możemy próbować dalej, aż trafi się nam coś lepszego.

Anonymous - 25 Czerwiec 2011, 21:02

Jeśli chodzi o ubrania, Charlotte miała do nich bardziej męskie, niżeli kobiece podejście. Nie musiała, a właściwie nawet nie chciała się stroić, mogła chodzić w byle czym, choćby tylko było wygodne i nie krępowało ruchów, jak na przykład obcisłe bluzeczki, minispódniczki albo buty na koturnie. Mniej więcej z tego powodu jej stary, ciut za duży płaszcz po tatusiu był gdzieniegdzie wystrzępiony, nie jednak na tyle, by od razu miał się rozlecieć. Ot, takie wypadki, jak na przykład zahaczenie nim o płot czy jakiś krzak się zdarzały, a dziewczątko nie odczuwało absolutnie żadnej potrzeby zakupu nowego okrycia. Do tej sprawy miała prawie identyczne podejście, jak Niko. Kolejna cecha na plus, przynajmniej nie będą sobie wzajemnie robić wyrzutów z tego powodu. No, a jedyną biżuterią, jaką nosiła, był krzyżyk Zwiadowcy i Lustrzany Pierścień. Miała to przy sobie z odgórnego przymusu, ale i tak za bardzo tego nie było widać, bowiem medalion schowany był pod koszulą, a pierścionek pod białą rękawiczką. Podsumowując, było tak, jakby owych ozdóbek-pomocniczków kryzysowych wcale nie było.
Wysłuchała spokojnie krótkiej opowieści chłopca i przez jej twarz mimowolnie przemknął cień uśmiechu.
- Musiałeś być nieźle zawiedziony. Zresztą, ja pewnie też bym była - stwierdziła krótko, zerkając przelotnie na zegarek, który wciąż leżał na stole. Ujęła go w dłoń i wsunęła do tej samej kieszonki, w której spoczywał inny - wyglądający prawie jak nowy. Ach, więc teraz prawdopodobnie będzie nosiła przy sobie dwa! Albo jeden wyląduje w szufladce, zobaczymy.
- Niezgorzej brzmi, ale ja też pozwolę sobie spróbować - zamknęła zarówno kartę jak i oczy, po czym przewertowała kilka stron. Przez chwilę błądziła palcem po kartce włożonej w plastikową "koszulkę", po czym zatrzymała go i uniosła powieki.
- Mus czekoladowy z wiśniami - odczytała i spojrzała pytająco na chłopca.

Anonymous - 2 Sierpień 2011, 16:56

A właśnie praktyczność cenił sobie w Charlotte najbardziej! Wszelakie wypady za miasto w jej towarzystwie byłyby wszak mordęgą, gdyby dziewczyna bez przerwy narzekała na błoto, w którym jej śliczne buciki bez przerwy by się zapadały, czy wszechobecne gałązki, zahaczające o świeżo wymodelowaną fryzurkę. Przecież to byłby istny koszmar - prawdopodobnie szybko porzuciłby taką koszmarną marudę, a do tego by odreagować trochę nagromadzony przez nią stres, zaszyłby się na co najmniej tydzień w leśnych ostępach. Chwała niebiosom za stworzenie przedstawicielek płci żeńskiej, dla których zakup nowej sukienki nie jest kwestią życia i śmierci!
Uśmiechnął się szerzej, widząc, jak zegarek znika w kieszeni Charlotte. Nie wątpił, że znalezisko to przypadnie jej do gustu, ale ucieszyła go myśl, że dziewczyna zainteresowała się przedmiotem nawet bardziej, niż podejrzewał. Cóż, nie za bardzo wiedział, jaki prezent poza zegarami, pozytywkami i - rzecz jasna - czekoladą mógł jej się jeszcze spodobać.
- Żebyś wiedziała - skinął głową. - Mój tata uważał, że kuchnia fińska jest niezdrowa, więc spotkanie z nią po raz pierwszy było... szokiem.
Mimo wszystko był wdzięczny rygorowi kulinarnemu wprowadzonemu w domu. Przede wszystkim dzięki niemu wśród pulchnych rówieśników wyróżniał się szczupłą sylwetką. A przecież zbędny balast w postaci kilkunastu kilogramów nadwagi znacznie utrudniałby poruszanie się po górach!
- O! - powiedział, lekko zaskoczony, słysząc propozycję Charlotte. - A co to?
W domu pana Hämeenniemi słodycze były tematem tabu - a wszystko sprowadzało się do jednego słowa - "niezdrowe!". Tak więc poza ogólnodostępnymi słodkościami, które chłopiec czasem potajemnie podjadał, nie zaznał pełni cukrowego błogosławieństwa. Czekoladę polubił podczas któregoś z kolei spotkania z Charlotte, ciasteczka towarzyszyły mu od dawien dawna, ale o musie czekoladowym słyszał tylko mętne plotki.

Anonymous - 2 Sierpień 2011, 18:08

Prawdę powiedziawszy, Szarlotka dziewczynki przesadnie dbające o swój wygląd darzyła głęboką i, co dziwne, całkiem uzasadnioną nienawiścią. Przez jakieś pół roku, po tej jej swoistej "metamorfozie", kiedy to jeszcze uczęszczała do szkoły, była obiektem drwin właśnie takich zarozumiałych person, które, notabene, często zapominały języka w ustach po jednej z zaskakująco celnych odpowiedzi dziewczyny. Co dziwne - ich zainteresowanie jej osóbką było tym większe, że jeszcze niedawno się z nimi zadawała! No, może nie miała takiego "modowego fisia" jak one, bo od zawsze gustowała w wygodnych, sportowych ubrankach, ale można w sumie uznać, że się przyjaźniły. A potem najzwyczajniej w świecie zniknęła i więcej się w owej placówce nie pojawiła, ku ogólnemu zdziwieniu wszystkich znajomych. Miała ważniejsze sprawy na głowie - MORIĘ, Krainę Luster i całą resztę. Z biegiem czasu wspólne wyprawy na miasto z dotychczasową paczką zostały zamienione na samotne spacerki po mieście lub Krainie, a także, w późniejszym czasie, na wędrówki po terenach niezamieszkanych w towarzystwie Nika. Szczerze? O wiele bardziej jej się to podobało.
Skinęła głową na słowa chłopca, splatając dłonie pod brodą i wbijając spojrzenie czerwonych tęczówek na powrót w kartę deserów. Charlotte, mimo ogromu zjadanych tygodniowo czekolad, czekoladek i ciastek, nie tyła, przeciwnie - od zawsze była bardzo szczupłą osóbką. Być może jej wagę regulowały owe wcześniej wspomniane piesze wycieczki.
Spojrzała na Nika, jednocześnie unosząc brwi. Czy on właśnie zapytał ją co to jest mus czekoladowy? Odchrząknęła cicho. Wprawdzie nie była dyplomowanym cukiernikiem, ale jako naczelny fan wytworów czekoladowych jako-tako umiała wytłumaczyć skład niektórych prostszych słodyczy. Wprawdzie nigdy tego nie robiła, ale zawsze musi być ten pierwszy raz, nieprawdaż? Zwłaszcza, że za przysmakiem, jakim był ów mus przepadała, i smakował jej prawie zawsze, o ile oczywiście był odpowiednio zrobiony. Bo, niestety, na tym ziemskim padole trafiały się również i takie osoby, które jedynie podawały się za cukierników, a tak na prawdę nie potrafiły przyrządzić nic smacznego. Takim Negatywka najchętniej sprawiłaby straszliwą karę. Może nie od razu śmierć, skądże znowu, ale jakaś sprawiedliwość jednak musi być.
- Jakby to... Mus czekoladowy to płynna, schłodzona czekolada. W tym przypadku, zanim wleje się ją do pucharka, na spód wkłada się wiśnie - powiedziała, odgarniając grzywkę z czoła. Jak dobrze, że u niej w domu nie było takiego rygoru...

Anonymous - 2 Sierpień 2011, 21:06

Niko prawdopodobnie przeżyłby niezły szok, gdyby miał okazję ujrzeć pannę Negatywkę z jej szkolnych lat, otoczoną wianuszkiem zaprzyjaźnionych wystrojonych dziewuszek. Widział Charlotte raczej w roli szkolnej indywidualistki-samotniczki, ale przecież nie mógł nawet podejrzewać, że charakter dziewczyny przeszedł tak diametralną zmianę i jeszcze niedawno niewiele ją różniło od swoich rówieśniczek. W przeciwieństwie do Nika, który chyba od zawsze był leniwym lekkoduchem - ku rozpaczy ojca, który jak każdy kochający tata widziałby swojego jedynaka bardziej w roli lekarza, niż włóczęgi. Niestety, sercu chłopca od szkolnej ławki milsze były piesze wycieczki, co z kolei poskutkowało serią wagarów i drastycznym spadkiem efektowności nauki - a zważywszy na wydajność systemu edukacyjnego w Finlandii, otrzymanie tytułu kompletnie niereformowalnego nie należało do najłatwiejszych wyzwań.
Uśmiechnął się tylko niewinnie, widząc spojrzenie Charlotte. Cóż, on nie miał pojęcia o musie czekoladowym, z kolei ona nie dysponowałą nawet elementarną wiedzą na temat kalakukko. Różnica polegała na tym, że Niko miał zamiar zapoznać się zaraz z nieznajomym smakołykiem, podczas gdy dziewczyna raczej nie miała chęci na spotkanie z rybnym pierogiem.
- Brzmi lepiej niż lody - stwierdził, po krótkiej kontemplacji. - Jak to się je? Pije przez słomkę?
Oparł się wygodniej o oparcie krzesła, przyglądając się z zaciekawieniem Szarlotce. Ktoś mógłby powiedzieć, że to tylko deser - jednak dla Nika ów dziwaczny mus czekoladowy stanowił kolejne nowe doświadczenia. A jako iż chłopiec rutyny po prostu nie potrafił znieść, na różne urozmaicenia był szczególnie łasy.
- Lubię takie dni, wiesz? - odezwał się nagle, dotykając nieświadomie niewielkiego wybrzuszenia na koszulce; amuletu MORII. - Kiedy po prostu nie musi się nic robić.
Zaraz sobie jednak przypomniał, że o ile on potrafił sobie zrobić dzień wolny od wszelkich obowiązków, to Charlotte niekoniecznie pozwalała sobie na tyle beztroski. Trochę go to zmartwiło.
- Masz chyba sporo pracy w zakładzie, prawda? - zapytał.

Anonymous - 2 Sierpień 2011, 21:38

Teoretycznie szkolne lata Charlotte powinny nadal trwać. Powinny, aczkolwiek śmierć ojca wszystko zmieniła. Rzuciła szkołę, bo stwierdziła, że i tak do niczego jej się to nie przyda. Zaczęła pracę w warsztacie. Jakoś szło, nie narzekała, bo, po pierwsze, nie miała komu się wyżalić, a po drugie, zaczęła uważać gadatliwość za jedną z gorszych słabości. Pomijając oczywiście fakt, że od tego momentu zbrzydło jej prawie wszystko... No, ale potem była MORIA, spotkanie z Nikiem - było jak było, nic szczególnego, ale czuła, że już niedługo się to zmieni. Na lepsze, czy na gorsze - niestety nie była jasnowidzem, toteż nie była w stanie stwierdzić. Ba, nawet się nie starała. Wmawiała sobie, że "co ma być, to będzie". Wygodny sposób życia, nie ma co. W każdym razie, zdawała się na to "coś" być doskonale przygotowana. Ponadto, nie wstąpiła w szeregi organizacji dla zwykłego kaprysu. Przeciwnie - miała w tym swój jasno określony cel, aczkolwiek nikomu nie śmiała go, jak dotąd zdradzić. Ostrożność przede wszystkim, a ona na pewno nie mogła pozwolić sobie na jakąkolwiek niedyskrecję. To byłoby jak złamanie umowy z samą sobą, zdradzenie tajemnicy, przez którą cały plan może spalić na panewce w ułamku sekundy. Jaki plan? Czy ona w ogóle jakiś miała, czy też czekała tylko na odpowiedni moment? A może w jej przypadku żaden z tych schematów nie był prawidłowy?
Westchnęła krótko, odrobinę wymownie. Fakt, kuchnia fińska ani trochę jej nie interesowała. Co tu się dziwić, skoro czekolada jest na pewno lepszą alternatywą niż ciasto z rybą w środku?
- Łyżeczką - na chwilę przed udzieleniem odpowiedzi zadała sobie w myślach pytanie, czy wiśnie można wypić przez słomkę. Delikatnie uniosła kąciki warg ku górze. Gdyby owe szlachetne owoce rozpuszczał się w czekoladzie, być może ów alternatywa konsumpcji musu czekoladowego byłaby możliwa.
Pokiwała głową na stwierdzenie chłopca. Owszem, ona też miała czasem ochotę po prostu wyjść, usiąść i odsapnąć. Praca na dwa fronty, zwłaszcza, kiedy akurat wprosi ci się prawie do przedsionka klient, który ma zerowe pojęcie o konstrukcji zegarków i ni w ząb nie da mu się wpoić podstawowych rzeczy, była doprawdy męcząca.
- Od czasu do czasu ktoś przyjdzie, ale urwania głowy nie mam - wzruszyła ramionami. Prawda byłą taka, że praca w zakładzie zegarmistrzowskim nie przynosiła kokosów, ani też pod drzwiami nie ustawiały się kilkumetrowe kolejki. Ot, z dwóch klientów na tydzień, nawet nie, i tyle.

Anonymous - 3 Sierpień 2011, 13:21

Może to i lepiej, że Charlotte nie zdradziła jeszcze chłopcu swojej historii? Bądź co bądź, Niko był młody - zapewne nie zrozumiałby, co oznacza utrata rodzica. Jego mama żyła zaledwie kilkanaście minut po narodzinach Fina, siłą rzeczy więc nie mógł jej pamiętać. Nigdy też nie ubolewał nad jej śmiercią. Inne dzieci miały dwójkę rodziców, on tylko jednego. Co prawda, czasem wydawało mu się to trochę niesprawiedliwe, ale w gruncie rzeczy przyjmował to do wiadomości. Oczywiście, na swój sposób kochał mamę, ale znał ją przecież tylko ze zdjęć i rodzinnych opowieści. Nie tęsknił za nią w sposób, w jaki Charlotte mogła tęsknić za swoim tatą.
Cóż, Niko nawet nie udawał, że miał jakikolwiek plan. W jego przypadku wstąpienie do MORII było czystym kaprysem - czasami, gdy wracał z męczącej wyprawy do Krainy Luster nawet żałował, że podjął tak pochopną decyzję. Wówczas jednak przed oczami stawał mu obraz panny Negatywki: przecież gdyby nie ta osławiona organizacja, nigdy nie miałby okazji jej poznać. A mimo wszystko włóczenie się z nią po leśnej dziczy było bardzo miłym zajęciem.
- Ach, tak - skinął głową, dumając jeszcze przez chwilę nad istotą musu czekoladowego. Póki co wyobrażał sobie ten deser jako płynną, odrobinę rzadkawą substancję, podawaną w pucharku, na dnie którego niczym zatopiony skarb spoczywało kilka dorodnych wiśni. Naturalne, że słomka wydawała mu się znacznie wydajniejszym sposobem konsumpcji tajemniczej leguminy, jednak kim on jest, by o tym decydować? Poderwał się nagle z krzesła, stwierdzając, że nie będzie w stanie dalej spokojnie siedzieć, podczas gdy jakiś deser bezczelnie z niego kpi.
- Mus czekoladowy z wiśniami razy dwa - orzekł wesoło, wyciągając z kieszeni spodni pomięty banknot. - Ja stawiam - dodał, prawie że szarmanckim tonem.
Całe szczęście, że lokal był prawie pusty! Niko nie musiał stać w kolejce, ani czekać zbyt długo na realizację zamówienia. Nie minęła dłuższa chwila, odkąd stanął przed ladą, a już wracał do stolika z tacką, na której stały dwa pucharki o miłej dla podniebienia zawartości.
- Trochę inaczej to sobie wyobrażałem - powiedział, choć ton jego głosu wskazywał, że chłopiec był raczej miło zaskoczony. Położył tackę na stoliku, ponownie usadawiając się na krześle. Sięgnął po swój pucharek, w zamyśleniu wbijając w mus łyżeczkę. Widocznie coś zupełnie niezwiązanego z czekoladowym eserem zajmowało jego myśli.
- Wiesz, mogłabyś zorganizować wystawę - odezwał się nagle, dość niepewnym głosem. - "Z zegarem przez wieki", czy coś takiego. Będzie trochę roboty, ale może ktoś się zainteresuje.

Anonymous - 3 Sierpień 2011, 14:03

Negatywka miała w sumie w domu podobny schemat - mieszkała jedynie z ojcem, a matki nie pamiętała. Tata nigdy nie pokazywał jej żadnych zdjęć, niczego, nigdy o niej nie mówił a pytania o nią zbywał milczeniem - tak więc siłą rzeczy nie mogła wiedzieć, jak wyglądała, ani dlaczego jej nie ma. Nie była jednakowoż ze swymi pytaniami natrętna. Ot, co jakiś czas jakby ją olśniło i bez zastanowienia biegała za tatusiem, wykrzykując to i tamto. Do pewnego czasu nie widziała, nie umiała dostrzec, jaki ból mu sprawia tymi, pozornie niewinnymi, słowami. Później, gdy zorientowała się, jak się sprawy mają, zaprzestała jakichkolwiek dyskusji na ten temat, ku uciesze jej opiekuna. Można powiedzieć, że kobieta zwana przez jej szkolnych kolegów i koleżanki "matką" była dlań jedną wielką tajemnicą. Niejednokrotnie odwiedzała przyjaciół w ich domach i dziwiło ją, jak miłe mogą być ich rodzicielki. Nie raz również pytano ją o jej własną. Nic dziwnego, że wstydziła się odpowiadać. Przyjęto więc ogólną wersję, że zginęła. W sumie Charlotte nawet się z takiego obrotu sprawy ucieszyła. Miała wreszcie spokój z pytaniami, przynajmniej w klasowym gronie. Co śmieszne, nawet za rodzicielką nie tęskniła. Wmówiła sobie, że nie będzie tęsknić za osobą, której nawet nie znała i trzeba przyznać, ze zadziałało.
Z całej ekipy MORII właściwie tylko Niko był tym, którego Szarlotka darzyła ciut cieplejszymi uczuciami. Reszta dzieliła się na szefostwo, fanatyków-naukowców, kolegów zwiadowców, doktorów aka medyków i zgraję nowicjuszy tudzież mało istotnych członków. Nie przepadała za nimi, ale jeśli musiała raz na jakiś czas z nimi popracować z rozkazu góry, nie miała nic do gadania. Oczywiście, nie powiedziane, że robiła to chętnie, skądże znowu, ale z dwojga złego wolała się trochę poświęcić niż zostać wylaną na bruk. A trzeba przyznać, że praca w szeregach organizacji nawet przypadłą jej do gustu. W każdym razie, było to o wiele lepsze, niż użeranie się z klientami w warsztacie. Co innego sama naprawa zegarków, bo akurat tę część swojego zawodu uwielbiała. Ale półgodzinne tłumaczenie, że jednak trzeba włożyć baterie do zegarka... Ech. Ale nic nie mogła poradzić na fakt, że dla pewnej grupy społecznej istniały tylko baterie "paluszki".
Pokiwała głową, odrobinę dziwiąc się, gdy chłopiec wstał z krzesła. Sama miała gdzieś tam w kieszonce trochę drobnych, akurat na jedną porcję musu, aczkolwiek skoro on sam chce zapłacić, to nie będzie się wykłócała. Gdy Niko akurat nie patrzył, a przynajmniej miała taką nadzieję, przetarła ręką oczy. Była trochę niewyspana po poprzedniej nocy, bo akurat naprawiała jeden z zegarków. Trudno, odeśpi dzisiaj. Może chociaż czekolada trochę pobudzi jej układ nerwowy.
Wzięła naczynie, napierając trochę musu na łyżeczkę. Uśmiechnęła się mimowolnie, czując w ustach słodki, czekoladowy smak. Tak, niewątpliwie właśnie tego najbardziej jej było trzeba.
- Coś jak w muzeum? - zapytała, gdy już wyjęła łyżeczkę z ust. Przekrzywiła odrobinę głowę w prawo. Była kiedyś na wystawie w muzeum i, trzeba przyznać, rola zegarów na przestrzeni lat nie była tam opisana tak dokładnie, jak w jej mniemaniu można było to zrobić.
- Pomysł jest całkiem dobry. Pytanie tylko, gdzie można byłoby to zrobić, żeby, po pierwsze, trochę się pokazać, a po drugie, żeby było więcej miejsca - o, tak, jej pracownia na pewno nie była najlepszym miejscem na takie przedsięwzięcie. Zbyt mało przestrzeni, ot, co.

Anonymous - 3 Sierpień 2011, 14:55

Niko miał przynajmniej tyle szczęścia, że jego ojciec i reszta rodziny z chęcią opowiadali mu o matce. Nie wyobrażał sobie, by nie mógł wiedzieć, jak miała na imię, jak wyglądała, jak się zachowywała. Tak samo naturalne wydawały mu się regularne odwiedziny grobu zmarłej rodzicielki. O jego sytuacji rodzinnej powiadomiono nauczycieli, nie minęło wiele czasu, a również uczniowie się dowiedzieli. Mało kiedy chłopiec musiał odpowiadać na pytania dotyczące jego mamy - nawet jeśli do tego dochodziło, nie miał z tym najmniejszych problemów.
Niko, jako stworzenie nad wyraz życzliwe, miał raczej dobre relacje ze współpracownikami. A przynajmniej z tymi, którzy chcieli się z nim zadawać - większość ważniejszych person chociażby krótką pogawędkę z byle zwiadowcą uważali za stratę czasu. Chłopiec niespecjalnie się przejmował takim stanem rzeczy. Już dawno przekonał się, że bez względu na własne starania, nie zaprzyjaźni się z każdą osobą na tym łez padole. A w gruncie rzeczy wystarczyłaby mu jedna Charlotte - w końcu to z nią najczęściej spędzał czas.
W końcu zdecydował się spróbować owego tajemniczego deseru. Wsunął łyżeczkę między wargi - jego wzrok ożywił się na chwilę, gdy poczuł słodki smak. O bogowie, jak mógł żyć nie zaznawszy tej czekoladowej rozkoszy?
- Nie wiem, jak ty - stwierdził, nabierając kolejną łyżeczkę musu czekoladowego. - Ale ja mógłbym to jeść na okrągło.
Pokiwał głową, słysząc pytanie Charlotte. No tak, warsztat nie był za dobrym miejscem. Miejsce to w końcu nie należało do najobszerniejszych, co więcej, trudno byłoby tam upilnować tłum ludzi. Zawsze istniała szansa, że ktoś coś uszkodzi, lub co gorsza, ukradnie.
- A ratusz? - zaproponował, po chwili zadumy. - Albo, może dom kultury. Zazwyczaj tam są organizowane tego typu wystawy. Do tego można by posprzedawać repliki starych zegarów, miniaturki Big Bena, te sprawy... i część środków przeznaczyć na cele charytatywne. Wtedy udostępniono by ci miejsce tanio, albo w ogóle bezpłatnie. - Niespodziewany przypływ własnej pomysłowości wynagrodził sobie kolejną łyżeczką musu czekoladowego. Miał nadzieję, że wystawę faktycznie uda się zorganizować - nawet jeśli nie sprawdzi się jako środek reklamy, kieszeń Charlotte zasilą pieniądze pochodzące ze sprzedaży pamiątek. Poza tym, zawsze to jakieś urozmaicenie spędzania wolnego czasu, prawda?

Anonymous - 3 Sierpień 2011, 16:56

Niko w pewnym sensie miał szczęście. Mimo śmierci jego matki, w jego rodzinie nadal panowała miła atmosfera. A u niej? Z woli ojca nie kontaktowali się z rodziną ze strony matki, a rodzice ojca przyjeżdżali z wizytą bardzo sporadycznie. Mimo, że zachowywali się, jakby Charlotte była ich oczkiem w głowie, zawsze podczas ich wizyt w domu czuło się jakiś dziwny chłód. Podobnie było na co dzień w domu Lethanów - oboje śmiali się, żartowali, wspierali, aczkolwiek od czasu do czasu wyczuwało się między nimi napięcie, dystans, barierę - jakkolwiek by tego nie określić, nie było to nic specjalnie przyjemnego dla, jeszcze delikatnej wówczas, Szarlotki.
Jej fakt, że większość ekipy MORII, zwłaszcza ci "starsi" reagują na widok niziutkiej, drobnej dziewczynki w przydużych ubraniach pogardliwym uśmiechem przestał przeszkadzać jakieś pół roku temu, może więcej, może mniej, nieważne. Do pewnego czasu na sam widok tych władczych min miała ochotę wyciągnąć z kabury pistolet i powystrzelać wszystkich, co do jednego. Tak, była impulsywna i miała delikatnego fioła na punkcie własnej osoby, ale w końcu nauczyła się samą siebie do pewnego stopnia kontrolować. W sumie przyczyniło się do tego również poznanie Nika. Miała przynajmniej jako-taką świadomość, że nie jest tak do końca sama i nie tylko ją wyśmiewają za plecami. A wierzcie mi, śmianie się z takiej osóbki jak ona jest przyjemne, dopóki ona się o tym nie dowie. Tak, tak, ta małą dziewczynka potrafiła na zawołanie rozpętać istne piekło w życiu danego delikwenta. Może nie następowała od razu apokalipsa, aczkolwiek doskonała pamięć dziewczyny nie zawodziła także w tych przypadkach. "Kara" zależała od stopnia przewinienia. O ile uwagi na temat swojej rodziny puszczała niemalże płazem, tak siebie nie dawała już obrażać. Owszem, była po części okropną egoistką, ale też uważała etap, kiedy non-stop przebywała z rodziną za etap całkiem zamknięty i nie robiło jej różnicy, czy ktoś wyśmiewa się z osób, o których zdążyła już zapomnieć czy też tego nie robi.
- Skoro tobie smakuje, to mnie tym bardziej - stwierdziła, kiwając głową z nieodgadnionym wyrazem twarzy, pochłaniając kolejną łyżeczkę musu.
- Fakt, władze pewnie zgodzą się dość łatwo, zważywszy na fakt, że mają na uwadze prestiż kulturowy miasta. Nie będzie to hop-siup, ale zawsze warto spróbować - odetchnęła głęboko, zastanawiając się na tym pomysłem. W międzyczasie zjadała kolejne łyżeczki czekoladowego smakołyku. O, tak, pomysły Nika były czasami na prawdę dobrymi pomysłami. Wprawdzie narobi się tych pamiątek mnóstwo i pewnie będzie odsypiać ten wysiłek przez jakiś tydzień, ale skoro można by w ten sposób zabić nudę, jakoś zaistnieć, może złapać plusa u władz miasta i do tego jeszcze trochę zarobić, to chyba warto, prawda?
- A miniaturki Big Bena mogłyby być prawdziwymi zegarkami - stwierdziła po nagłym olśnieniu. Fakt, wstawienie maleńkiego mechanizmu zegarowego w oprawę imitującą słynny londyński zegar nie stanowiło dlań żadnego problemu. Problemem były natomiast koszty. Ach, dostawcy części trochę sobie na niej poużywają...



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group