Anastasia - 18 Marzec 2014, 08:28 A jednak! Jeszcze wszystko było w najlepszym, jak sądziła, porządku z jej głową. Nie miała zwidów, halucynacje jej nie mamiły, jednak tam był KTOŚ! Miała ochotę podskoczyć z miejsca i klasnąć w dłonie niczym małe dziecko, które właśnie otrzymało wymarzoną zabawkę.
Zaraz... Tylko czy rzeczywiście to powód do radości? Przecież jeśli to nie wyobraźnia, mogło to oznaczać poważne kłopoty. Jest sama w obcym dla niej miejscu, bez znanej drogi ucieczki, otoczona ciemnością i czającymi się w każdym zakamarku potworami. Świetnie. Pacnęła się ogonem w czoło, chcąc narobić jak najmniej hałasu, ale w jakiś sposób podkreślić swoje beznadziejne położenie w zaistniałej sytuacji. Wypuściła zalegające w klatce piersiowej powietrze starając się zachować spokój i trzeźwe myślenie. Przecież może być gorzej, prawda? Może!... Wiele kosztowało ją powstrzymanie się od krzyku, kiedy zauważyła, że postać kieruje się w jej stronę. Jej ciało było sparaliżowane, akurat wtedy, kiedy potrzebowała go najbardziej.
Cholera przeleciało jej w myślach.
No cóż... Pozostawała nadzieja, że jej nie zauważy.
Nie była jeszcze w stanie rozpoznać czy to kobieta czy mężczyzna, ale na pewno olbrzym. Olbrzym ze... skrzydłami motyla? A może olbrzymi motyl? Tak wiele dziwactw pałętało się po tym świecie i wciąż niezmiennie ją zaskakiwały.
Dopiero, gdy jego postać oświetlił blask latarni ujrzała dość marnie wyglądającego mężczyznę. Nie, nie przez ubiór czy budowę, lecz zranione, zakrwawione ciało, umęczony wyraz twarzy i ból malujący się w oczach, co zupełnie nie pasowało do jego delikatnych rysów. Trud, z jakim się poruszał niemalże docierał do jej umysłu, przez co na miejsce lęku zaczęły przychodzić współczucie i chyba też zalążki troski. Mimo wszystko, nie wiedziała czy może czuć się bezpieczna. Bo jeśli "to coś", co go doprowadziło do takiego stanu, gdzieś się tam czai? Może lepiej pozostać obojętnym w swoim ukryciu?
Z rozmyśleń wyrwał ją głos blondwłosego mężczyzny, który usiadł pod drzewem. Tak, musiał wybrać akurat to, na którym ona skutecznie, jak do tej pory, się chowała. Z niewielkiej odległości dane jej było słyszeć każde słowo, które ten wypowiadał. Nie miała serca pozostawić go od tak, na pastwę losu. Później tylko by ją sumienie gryzło...
- Często zdarza ci się rozmawiać samemu ze sobą, nya?
Jeszcze moment nie ruszała się z miejsca, strach w całości nie opuścił jej ciała, przez co pozostawała przykuta do gałęzi. Dopiero, gdy na jej końcu usłyszała szelest i trzepot niewielkich skrzydeł, z napuszonym ogonem i syknięciem zeskoczyła na ziemię, lądując z gracją obok mężczyzny.
Zlustrowała go wzrokiem, teraz w pełnej krasie mogła przyjrzeć się niespotykanym skrzydłom, które w pierwszej kolejności przykuwały uwagę. Czyżby był wróżką?
Skoro już się ujawniła, widząc jego obrażenia i nieskrywany ból, nie mogła bezczynnie patrzeć jak umiera. Kucnęła zastanawiając się, co on myśli w tej sytuacji. Boi się? A może już mu wszystko jedno? Z drugiej strony mogła wyglądać dość komicznie pojawiając się nagle przed nieznajomym w koszuli nocnej, którą miała w zwyczaju nosić, ale chyba nie było mu do śmiechu. Wyciągnęła dłoń w jego kierunku zerkając na miejsce, gdzie znajdował się zawiązany i zakrwawiony kawałek materiału na jego kończynie.
- Daj, pomogę. - delikatnością słów starała się go do siebie przekonać, choć w tym stanie chyba nie miało to już najmniejszego znaczenia.Noritoshi - 18 Marzec 2014, 11:11 Zabawka, wróżka i co jeszcze?! Dobrze, że nie czyta w cudzych myślach! Ale to nie zmienia faktu, że urwał się jak z choinki, zjawiając się tutaj w chwili, gdy Przytulanka nie potrzebowała jakiejkolwiek obcej pary oczu.
Nie przysiadł on pod drzewem, jeszcze, ale właściwie był tego bliski.
Zeskoczyła z drzewa i wylądowała tuż przy nim. Zareagował z opóźnieniem, odwracając się ku źródle hałasu, by zaraz potem stracić równowagę i upaść na twardą ziemię. Od upadku rana na ramieniu otwarła się, a ciężarem swojego tyłka przygniatał sobie ranną stopę. Skierował ku dłoń w odpychającym geście. Nie był ufny dla tego kogoś, który niewyraźnie dla jego umysłu wyglądał.
- Od...odejdź! - Odtrącał mową obcą dziewczynę, gdy już czuł, że brakuje mu sił na kierowanie dłonią. Tak, dziewczynę, jak mu się zdawało słysząc jej słowa. Dziewczyna - kolejna! Już czuł, że się - znów! - kolejne kłopoty szykują, ale nie miał ochoty przeciwstawić się.
Avi zerwał się z gałęzi i przeleciał przed oczyma Hebi, siadając na ramieniu Noritoshiego.
- Nieznany obiekt na godzinie dwunastej. Dystans jednego metra, nawet mniej! Panie, obiekt wykazuje chęci uleczenia! Cel zwiadowcy zrealizowany: punkt medyczny odnaleziony, sir!
Prawie jak Pingwin z Madagaskaru. Tylko że nawijający słowa na dziób o wiele szybciej i w bardzo skrzeczącej tonacji, a i również z wyczuwalnym w niej entuzjazmem.
- Eee... aha... aaaaa-psik! - Kichnął sobie z powodu małego piórka zabłąkanego w locie i opadłego mu na nos. W normalnej sytuacji zganiłby go za to i skierował do apteki po magiczny szampon przeciw wypadaniu wło... piór, ale nie maił na to sił. Miał problem z władaniem swojego ciała. Zaprzestał już jakichkolwiek ruchów, dając nieznanej swobodny dostęp do jego rany, do spowijającej go zabryzganej krwią szmaty.Anastasia - 18 Marzec 2014, 17:14 Robi jej się go żal, oferuje swoją pomoc nie wiedząc czy się nie naraża, a ten ma czelność ją odrzucać? W jego stanie lepsza od nieznajomej niż żadna. A przecież była miła, nie wyglądała chyba podejrzanie, ba! Nawet nie miała czym się bronić, gdyby nastąpiła taka konieczność. Mało tego, nasłał na nią tego samego małego potwora, który wypłoszył ją z drzewa, by tym razem napastować jej wzrok lecąc obok. Ach, i jeszcze miał czelność tak rzeczowo ją nazywać. Co to miało być?!
Zamknęła oczy biorąc głęboki wdech. W końcu nie należała do tych obojętnych, bez serca, co nie patrząc na innych przejdą niewzruszeni. Z natury wolała pomóc, czasem się przy tym narażając, a czasem będąc z niewiadomych powodów przeklinaną. Chłodniejszy podmuch wiatru sprowadził ją na ziemię.
Głupi, po co się opierasz, skoro sprawia ci to tylko większy ból? Te myśli wolała zachować dla siebie. Tak jak i każde inne. Słowa nic nie zdziałają, już dawno zauważyła, że liczą się jedynie czyny.
Delikatnie odwinęła zakrwawioną szmatę, by nie dokładać mu więcej bólu, należne już wycierpiał, i odrzuciła ją na bok. Rana prezentowała się, delikatnie mówiąc, paskudnie. Nie dość, że krwawienie zostało nieumiejętnie, bądź też niestarannie zatamowane, to jeszcze była ona lekko zanieczyszczona. Westchnęła unikając kontaktu wzrokowego z blondynem i chłodnymi dłońmi podtrzymując jego ramię, wstrzymała przełykanie śliny. Tak właściwie to była piekielnie ciekawa jak zareaguje na jej poczynania, skoro z uporem się przed nią bronił. Uśmiechnęła się nieco złowieszczo pochylając głowę. Językiem - tak, to nie pomyłka - sunęła po jego skórze w miejscu zranienia, pozostawiając srebrzysty ślad będący gęstą mazią, wytworem jej dodatkowej pary ślinianek. Teraz już na pewno musiał wziąć ją za psychicznie chorą, czy też inną tego typu wariatkę. Ale to chyba jedyne, co mogła dla niego zrobić - odkazić i w wolnym, aczkolwiek skutecznym tempie zasklepić obrażenia.
Wstała odwracając się do niego tyłem i owinęła ogon wokół własnej nogi.
- To chyba twoja najgorsza rana, prawda? - pomimo zadanego pytania, wcale nie oczekiwała odpowiedzi. Nie oczekiwała niczego, no może poza choć odrobiną ukrytej gdzieś w głębi wdzięczności. - Do wesela się zagoi, nya.Noritoshi - 18 Marzec 2014, 18:17 Noritoshi reagowałby całkiem inaczej, gdyby czuł się normalnie i miał pełną trzeźwość umysłu. Lekarka powinna być przyzwyczajona do takich sytuacji, no ale różnie to bywa, różne istotki się nawiną i nie sposób jest czasem na wszystko się uzbroić.
Ptaszysko działało po swojemu, w myśl Noritoshiego. Nazwało tak, bo rozumu nie miało zbyt wielkiego. Dostało uproszczoną definicję punktu medycznego i tak też tą istotę nazwał.
A ze Strachem było coraz gorzej. Chciał zareagować na odwijany prowizoryczny bandaż, ale nie umiał się ani wysłowić, ani władać rękami. I w końcu powieki mu opadły.
Jakieś dziwne, magiczne płyny zajęły się raną. Była paskudna, bo po postrzale usiłował wyjąć kulę i to uczynił, ale i przy okazji naruszył jeszcze bardziej okoliczne tkanki.
Ślina działała, czas mijał, a on krążył niczym szaman po Górnych i Dolnych Światach.
Otworzył oczy i poczuł, jak jego stan się polepsza. Ujrzał przed sobą posturę jakby mu znajomą. Nie, wróć, bardzo znajomą. Miał w pamięci, że był ranny, a teraz czuł się już znacznie lepiej. Zachowywał się jednak cichutko, nie chcąc robić zbędnego hałasu. Podniósł się, czując zacisk na nodze - rana od korzenia, przypomniał sobie.
Podszedł kilka kroków i był niemal pewny, że to jest jego kochana, jego szalona Lucky. I zechciał stanąć za nią i położyć dłonie na jej ramionach, a twarzą nachylić się ku niej. Choć wzrostu była wyższego, to jednak biorąc poprawkę na lubowanie Lucky w koturnach, wychodziło na to samo. A na stopy jej nie patrzył, więc nie zauważał tego jednak dość znaczącego faktu.
- Lucky... jak mnie znalazłaś? - Zapytał, nie dowierzając, że w tak nędznych chwilach los się mu uśmiechnął i podesłał tą nieobliczalną istotę. I jakże się mylił co do niej! A Avi nie znał Lucky, to też nie wiedział że Noritoshi właśnie dał się zwieść podobieństwu.Anastasia - 18 Marzec 2014, 18:56 Szczerze powiedziawszy cieszyła się, że rana tak ładnie się goi, choć nie pozwoliła sobie na oglądanie całego tego procesu. Bo ile razy w kocu można patrzeć na to samo? Nie był pierwszą osobą, której pomogła, zapewne też nie ostatnią, ale na pewno zaliczał się do tych "wyróżniających się". Nie wnikała w jaki sposób się tak załatwił, co było przyczyną paskudnego stanu. Może i zasłużył? Przecież nic o nim nie wiedziała, mogła go spotkać tylko ten jedyny raz, dlatego pytania uznawała za zbędne. To kim jest nie stanowiło dla niej w tym momencie żadnego znaczenia.
Słyszała trud z jakim wstawał, lecz miała nadzieję, że choć odrobinę mu ulżyła. W końcu taki był jej zamiar. Wydawało jej się, że nawet podszedł bliżej, ale jakby nieco niepewnie, zatrzymując się z nieznanych jej powodów. Czyżby kolejne obrażenia dały o sobie znać? Nie stanowiłoby to dla niej problemu, ale mógłby stać się odrobinę przychylniejszy, wszak dała dowód, że nie ma wobec niego złych zamiarów.
Jakże się myliła w swoich przemyśleniach słysząc jego pytanie. Z początku zbiło ją to kompletnie z tropu, nie wiedziała jak ma zareagować i co o tym sądzić. Ale wtedy zdziwienie przeistoczyło się w niemałe rozbawienie, czego skutkiem był tłumiony chichot.
- Lucky...? - w ułamku sekundy odwróciła się w jego stronę pozwalając sobie na zbudowanie napięcia chwilą ciszy, dzięki której mogła w końcu niemalże zastygnąć wpatrując się w nienaturalnie czerwone oczy mężczyzny. I choć czynność tą odrobinę jej utrudniał jego wysoki wzrost, to znalazła metodę i uniosła się na palcach. Tak, zdecydowanie ją urzekły. Kojarzące się jej jedynie z demonami odróżniały się od delikatnego wizerunku. - Wybacz, ale chyba nękają cię omamy po utracie zbyt dużej ilości krwi. Jeśli tak bardzo pragnąłeś poznać moje imię, wystarczyło zapytać wprost, nya. - uśmiechnęła się szeroko. Może ją z kimś zwyczajnie pomylił. Ale nie byłby to zbyt duży zbieg okoliczności, iż po tej ziemi chodzą dwie tak podobne mu istoty? Na dodatek obie o kocich uszach, akcencie, uzębieniu i ogonie? Nie chciała w to wierzyć, za to coraz bardziej ją to bawiło. Poskoczyła wzwyż obracając się w powietrzu, by wylądować na uprzednio wygrzanej przez nią gałęzi, tak na wszelki wypadek. - Hebi, olbrzymi motylu. Noritoshi - 18 Marzec 2014, 23:20 Zadziwił się, że nie poznała go. Co,kilka dłuższych miesięcy ni widu-ni słychu i już zapomina z kim mosty paliła?! Nie dała się dotknąć - w moment uskoczyła na drzewo jak porażona. Od kiedy to Lucky ucieka przed dotknięciem jej? Od kiedy to ucieka przed nim?!
- Ej, czekaj! - Sięgnąć chciał ją ręką, ale zrobił to zbyt gwałtownie i rana dała o sobie znać. Wydął z siebie stłumiony jęk.
Koślawym krokiem zbliżył się do pnia drzewa, opierając się o niego swym cielskiem.
- Jaka Hebi? Lucky, przestań udawać i złaz na ziemię! - No uparciuch jak cholera, a w dodatku zapomniał za pomoc podziękować - niewdzięcznik jak stąd do Kansas City!
Przyłożył odruchowo dłoń do rany i na jego palcach została jakaś kleista maź. Zastanawiał się co to, mając na twarzy wyraz obrzydzenia, lecz dojrzał w pamięci fragment gdy to dziewczyna zbliżyła się do niego.
- To mnie wyleczyło? Wygląda niefajnie... Dziękuję cię - Z nieukrywaną wdzięcznością wyraził się o niej.
Avi dalej siedział na ramieniu, tym zdrowym, przysłuchując się temu wszystkiemu. Wyglądał na zainteresowanego ich rozmową, a ślepia to mu chciały momentami wyskoczyć - tak go zaskakiwał rozwój sytuacji! Choć chwilami to wziąłby popcorn i poskubał trochę, bo znów się w słowach powtarzali!Anastasia - 19 Marzec 2014, 09:01 Naprawdę nie wiedziała, co o tym wszystkim sądzić. Chyba nie były to wyłącznie omamy, a rzeczywiście wziął ją za kogoś innego, co nie przestawało jej dziwić. Zejść? Ach, z chęcią, tylko czy osoba, którą mu przypominała była tą pozytywną czy raczej negatywną w jego życiu? Skoro uparcie twierdził, że ma ją przed oczami, mógł się do różnych, niespodziewanych czynów posunąć. A ona przecież nie chciała konfliktów, żadnych walk albo też nieporozumień. Uwielbiała wieść spokojny żywot unikając tego wszystkiego niczym ognia.
Podrapała się za uchem przechylając głowę na bok z zaciekawieniem wpatrując się jak sprawia sobie dodatkowy ból. Zero szacunku dla jej pracy - musiał przecież nadszarpnąć zasklepiające się komórki.
- Masz ci... - cicho westchnęła zrezygnowana, zrywając jeden pobliski liść z drzewa bacznie mu się przyglądając, jakby rzeczywiście był wyjątkowym okazem - Bez względu jak wygląda, ważne że skuteczne.
Chyba nie miała innego wyjścia, kryjąc się na drzewie w żaden sposób nie była w stanie udowodnić swoją prawdziwość jako Hebi, a nie jakaś Lucky. Ugh, cieszyła się, że to jednak nie jej imię, bo w pełni uwielbiała swoje, które swoją drogą zupełnie do niczego nie pasowało. No, może poza kolorem jej cery i mięsa węża... Ale żeby Lucky?
Pochyliła się, zsuwając się z gałęzi i chwytając ją jedną dłonią. Przez chwilę wyglądała niczym małpka zwisająca z drzewa i prosząca przechodniów o banany, lecz szybko się puściła lądując tak blisko mężczyzny, że aż niemalże na nim, po czym okręciła się wokół własnej osi.
- Przyjrzyj się dokładnie, bo jednak jesteś w błędzie. Nie znam nikogo o tym imieniu, a już na pewno sama go nie posiadam, nya. - przesunęła wzrokiem po jego postaci. Zdaje się, że czuł się lepiej, co ją cieszyło. Nawet naszła go ochota na rozmowę, prawdę powiedziawszy bardzo dziwną, ale zawsze. Lecz pomimo tej specyficznej sytuacji, jej spojrzenie ze zdziwionego i niepewnego zmieniło się w zatroskane. Także jej głos przybrał spokojniejszą barwę. - Dobrze się czujesz? Idąc tu nie wyglądałeś najlepiej i zdaje się, że straciłeś dużo krwi. Chyba powinieneś bardziej na siebie uważać i teraz siedzieć odpoczywając. W końcu nie chcę, żebyś mi tu umarł, nya. - uśmiechnęła się ciepło pociągając go za zdrowe ramię, sama siadając pod drzewem i mając na celu doprowadzenie go do takiego samego skutku.Noritoshi - 19 Marzec 2014, 15:03 Zgłupiał. Tak po prostu, nie wiedział co jest grane. Wygląda jak Lucky, ma głos jak Lucky, ale jakoś mało wulgarna jest, zbyt na dystans go bierze... czyli udaje! Tak, na pewno udaje, uznał sobie w chciwych myślach, dając pozory, że się zgadza z jej nowym imieniem:
- Jesteś Hebi, niech będzie. Swoją drogą jakoś średnio to imię pasuje. Może znajdziemy ci inne?
Pomieszkiwał w Anglii, ale znał się na japońskim i jakoś całkowicie nie pasowało to do kotki, nic, a nic!
- Ja jestem Noritoshi, Pan Motyl, jak już zauważyłaś... - Postanowił też sobie pograć i udawać istotę z tego świata. - Więc... jak już mówiłem dziękuję za udzieloną pomoc. Brzydka rana mi się trafiła, ale czuję, że się goi w tempie dość ekspresowym. Jak sobie wspominam, udawałem się w stronę jakiegoś większego miasta... Ty nadeszłaś z przeciwnego kierunku?
Zarzucił kolejnym tematem do rozmowy. Jak można się spodziewać, prędko nie odpuści i będzie chciał trochę z nią pomówić na kilka tematów. Tej prawdziwej kotki nie widział trochę czasu, a jakoś szczególnie za nią nie tęsknił, to też nie wpychał się na siłę w prywatność Hebi - ani tutaj, ani nawet w myślach!
A ptaszysko siedziało na ramieniu i przyglądąło się niej.
- Te, facet, zdecyduj się w końcu jak ma na imię!
Parsknął i wsadził głowę w pierze i patrzył niechętnie w stronę dziewczyny. Już zdołał się nauczyć, że jak za długo rozmawia z kimś, zwłaszcza gdy ten ktoś ma dorodną pierś i gładkie rysy twarzy, to są potem z tego kłopoty.
Przysiadł sobie Pan Motyl pod drzewem, według zaleceń Pani. W myślach śmiał się z jakże dla niego ironicznie brzmiącego dopowiedzenia "żebyś mi tu umarł". Powątpiewał nieraz w możliwość normalnej śmierci - bardziej widział siebie jako zagubionego ducha, ale potrzeby miał typowo ludzkie... Dlatego też w trudniejszych chwilach uciekał, gdy to uznał, że sprawy zaszły za daleko.Anastasia - 19 Marzec 2014, 18:38 Spojrzała na niego zdziwiona. Bardzo zdziwiona. To w końcu wierzył czy nie? Niby przyjmował to do wiadomości, ale oferta zmiany imienia jej się nie spodobała. Dobrze jej było, z tym które miała, bez względu na to jak bardzo nie pasowało. Nie wszystko było idealne na tym świecie i trzeba było z takim faktem żyć, a przede wszystkim pogodzić.
- Inne? - powtórzyła za nim niczym cichutkie echo. Spojrzała zupełnie pustym wzrokiem przed siebie, a z ust zszedł jej wesoły uśmiech równie szybko, co się na nich pojawił. - Imię to jedyne, co pozostało w mojej pamięci... - dodała przymykając powieki. Nie chciała okazać swojej chwili słabości. Nie znał jej i być może nigdy lepiej nie pozna, nie musiał znać tak niewielu szczegółów z jej życia, ani tym bardziej wiedzieć jak wielki sprawia jej ból wspominanie o nich. Te rany trudno było uleczyć niczym jego ramię. Jednakże czas działał na jej korzyść. Im więcej go mijało, tym łatwiej jej było budzić się co ranka z chęcią do życia. Tak, nie było co rozpamiętywać to w tym momencie.
Jego pytanie sprowadziło ją na ziemię. Rozejrzała się dookoła, ale nic się nie zmieniło; wciąż ciemność przeplatana gdzieniegdzie delikatnym światłem. Brak zapowiedzi drogi powrotnej...
- Właściwie to... To zabłądziłam, nya. Nie jestem pewna gdzie jestem, ani jak stąd uciec. Jednakże, gdybyś bardzo chciał się odwdzięczyć i znał tę okolicę nie pogardzę wyprowadzeniem mnie z tej ciemni, Panie Motylu Noritoshi. - wyciągnęła wskazujący palec w stronę małego ptaszka na ramieniu nowo poznanego, jak gdyby chciała go dotknąć. Wiedziała, że tego nie zrobi, bo mimo iż była częściowo kotem, bała się tych stworzeń. -Naprawdę nie jestem tą, za którą mnie bierzesz. Lecz czy to ważne? To tylko przypadkowe spotkanie, pewnie już nigdy się nie zobaczymy.
Czy była z tego powodu szczęśliwa, smutna? Sama nie znała odpowiedzi. Intrygowało ją w nim mnóstwo rzeczy. To podobieństwo do znajomej, jego nietypowe motyle skrzydła, z którymi wcale się nie krył, a nigdy jeszcze nie spotkała nikogo mu podobnego, obrażenia, jakie nabył i dość trudny do rozgryzienia, uparty charakter. Nie widziała przeszkody, by spróbować powiększyć swój zasób wiedzy na jego temat pośród tego, co ją najbardziej interesowało. Po raz kolejny powędrowała wzrokiem po jego ciele. Po ranie nie było już niemalże śladu, za to krew znajdowała się praktycznie wszędzie, za to on był wymęczony, ubrudzony i w dość uroczym nieładzie, co skwitowała uniesieniem kącika warg odsłaniając przy tym lekko swój kieł.
- Powiesz mi jakim cudem się tak załatwiłeś? Czyżbyś walczył o kwiatowy nektar z innym motylem, nya? - nie chciała żartować, ale taka już była jej natura, pragnęła wyłącznie nieco ocieplić atmosferę między nimi, by nie czuć się zbyt nieswojo i tym samym może odrobinę przekonać go do odpowiedzi.Noritoshi - 20 Marzec 2014, 16:07 Chwila melancholii związana z imieniem dała Noritoshiemu znać, że coś jest nie tak - jego kocica raczej takiego zachowania nie miewa. Albo jest wkurzająca, albo ucieka. Czasem jeszcze są wyjątki jakieś, ale Hebi była zdecydowanie zbyt spokojna. Zdawała się tez być nieco... większa. Rozważał gdzieś tam w zakątku swoich myśli, czy czasem się nie myli, a jeśli tak - co zrobić, by przeprosić odpowiednio tą damę za takowe zachowanie?
Ale zostawił to na później - teraz chciał się rozeznać w sytuacji. I właściwie tego samego i ona potrzebowała bo... zgubiła się! Pomyślał, czy on sam wie dokąd zmierza, ale coś nie bardzo to miejsce kojarzył. Spojrzał na latarnie - ich klosze były dyniami, a to oznaczało dwie rzeczy - raz, jak zawsze, kłopoty, a dwa, że chyba ma związek z dyniowym miasteczkiem. Na końcu ścieżki, gdzieś w oddali, widział pełno świateł. Czyżby tam znajdowało się owe miasteczko? Być może.
Wracam od strony mórz, od lasów. Po latarniach jasno widać, że są częścią Dyniowego Miasteczka. - improwizował, że zna się na okolicy. Głupio mu się wewnętrznie zrobiło, że obcą osobę nęka w kwestii imienia, chyba obcą, to chciał czymś jej zaimponować. - Najpewniej w tamtym kierunku się ono znajduje. Jeśli chcesz odejść z ciemni, to rozsądnym zdaje się dotrzeć do miasta... Ale i z morza wiele drug prowadzi w różne miejsca...
Ptak naburmuszył się, widząc zmierzający w jego stronę palec, który po chwili się zatrzymał. Noritoshi zamyślił się nad tym: "nigdy się nie spotkamy". A co, jeśli to jest ona? Że miałby już więcej z nią nie rozrabiać?! Z zamyślenia wyrwało go pytanie o jakiś nektar, o rany.
- Eto... pewna hałaśliwa osoba mnie tak załatwiła. Chyba nie spodobało jej się to, że naruszyłem jej teren.
Nie dał jasno do zrozumienia, kim była ta osóbka. Wszak nie przyzna się, zwłaszcza przy tej panience, że go kobieta urządziła! Prędzej skłamie, że to był demon!
- Ale już mi lepiej, doprawdy... A co do nektaru... można jakiś soczek skonsumować na mieście, ale Ty byś chyba wolała mleko, nya? W każdym razie, myślę, że kierunek chyba już wybraliśmy.
Zaproponował spacer ku mieście i ewentualne ugoszczenie się przy jakimś bufecie, czy coś. W ostateczności przyjdzie im pic sok z dyni, przegryzany pestkami dyni, siedząc na krzesełkach stworzonych z dyni... Ale to tam się później o to można martwić...
Ptaszek stwierdził, że zapozna się z dziewczyną, skoro jego Pan chce to samo uczynić. Podfrunął, przysiadając na jej ramieniu.
- Jestem przedstawicielem gatunku zwanego Avi, madame! - wykrakał trochę zbyt głośno, biorąc pod uwagę bliskość do jej wielkiego ucha. Chyba trochę przesadził jak na pierwszy raz... Noritoshi już po samym jego odleceniu w jej kierunku wyczuł, że znów może coś napsocić.Anastasia - 20 Marzec 2014, 18:33 I od razu jej ulżyło, kiedy przestał powątpiewać, przynajmniej jawnie, w jej szczerość. Powoli traciła wiarę w koniec tłumaczenia się i objaśniania, że to jednak pomyłka. Jeszcze chwila i miałaby ochotę rzeczywiście poudawać tą całą Lucky, a nóż mogłaby wyniknąć z tego świetna zabawa. No, przynajmniej dla niej.
Ucieszyła się, że jednak pojawiło się dla niej ocalenie, że nie zostanie tu rozszarpana przez pierwsze lepsze zwierze lub nie padnie na zawał, co było bardziej prawdopodobne. Z uwagą i potakiwaniem głowy słuchała, jak opowiadał o tym, gdzie się znajdują. Prawdziwy mężczyzna, wie jak wybawić ją z opresji!
Tak jak myślała, uniknąć bardziej szczegółowego opowiedzenia o tym, co mu się przydarzyło. Nie było czym się dziwić, to żaden powód do przechwalania, a i pewnie było mu niezręcznie przez nieznajomą.
- Masz dużo szczęścia, że zabłądziłam, dzięki czemu miałeś okazję na mnie trafić. - Powiedziała przybierając dumną pozę, niczym książkowa bohaterka, która właśnie wybawiła cały świat z opresji, lecz nie trwało to długo, bowiem po kolejnych jego słowach wybuchnęła śmiechem niemalże turlając się po ziemi i ocierając łzy z oczu. - Mój koci akcent zdecydowanie do ciebie nie pasuje, nya. Ale chętnie napiję się tego, co będą serwować, nigdy nie miałam okazji być w tym Miasteczku. W końcu muszę cię jeszcze trochę popilnować. Będziesz w stanie iść? - Przypomniało jej się, że przecież chyba i z jego nogą nie było najlepiej. W każdym razie miała nadzieję, że nie będzie usilnie zgrywał twardszego niż jest w rzeczywistości, bo i po co?
Ach, i ponownie to przerażające stworzonko ruszyło w jej stronę. Mało tego, usiadło nawet na jej ramieniu! Zerknęła na niego kątem oka - nie wyglądał na naprawdę przerażającego, w gruncie rzeczy był uroczy. Mały, niczemu niewinny ptaszek, który powodował, że wstrzymała oddech. Z tego wszystkiego wyłapała tylko niektóre słowa jakie do niej kierował. Avi? To jego imię...? Nie była pewna, ale wolała szybko wstać z miejsca unikając dłuższych z nim kontaktów.
- M-Miło mi cię poznać. - Czy to aby na pewno była dobra odpowiedź? Oby nie zwrócili uwagi na jej odpowiedź, żeby nie wyszła na śmieszną... - W takim razie chodźmy. - Szybko zmieniła temat uśmiechając się niepewnie i z wolna ruszyła przed siebie. W świetle dostrzegła, że Noritoshi wyglądał zdecydowanie gorzej i za razem lepiej. Gorzej z oczywistych względów, a lepiej... Cóż, coś jednak pod tą warstwą obrażeń po walce się kryło... - Skoro to Dyniowe Miasteczko, to idealnie będziesz się w tym stanie nadawał. Z tym paskudnym wyglądem mógłbyś bez problemów zostać jakimś strachem, nya. - Ach, jakże ironiczne było to stwierdzenie, lecz przecież nie miała pojęcia, o tym, kim w rzeczywistości był jej towarzysz. Wtedy mogłoby już jej nie być tak do śmiechu.Anonymous - 21 Marzec 2014, 21:14 Kobieta szła spokojnie i wolno z Dyniowego Miasteczka drogą. Szła w zapiętym płaszczu z zaciągniętym kapturem na głowę. Szła spokojnie naprzeciw kotki i rannego Stracha. Kto by się spodziewał, że ta samotna osoba idąca drogą może nagle zatrzymać się naprzeciw rannego podróżującego wyciągając rękę by zagrodzić im drogę.
Stała tak przez chwilę nie odzywać się i nie poruszając. Jednak po postawie postaci można było sobie wyobrazić, że nie należy z nią zadzierać i lepiej rozminąć się z nią w pokoju. Twardo stała na ziemi przyglądając się im zza kaptura. dostrzec można było tylko błysk złotych oczu.
-Kim jesteś i co tu robisz.
Pytanie było skierowanie konkretnie do kociej panny. Nawet okapturzona głowa skierowała się w jej stronę ukazując kły w uśmiechu. Jednak nie takim zwyczajnym. Był on na wpół ironiczny i psychiczny. Noritoshi mógł poznać w tym uśmiechu i po głosie osobę, która kiedyś zniknęła bez słowa pożegnania zostawiając mu pieczę nad swym mieszkaniem, nawet o tym nie mówiąc.
No ale nie mógł mieć pewności nie widząc jej. W szczególności, że spotkał osobę, z którą ją pomylił. Lucky tymczasem stała dalej uśmiechnięta i zakapturzona czekając na odpowiedź kobiety. Musiała sama przyznać, że zafascynowało ją, kim jest ta kobieta niesłychanie do niej podobna. Czemu jest tak bardzo podobna i jak to jest możliwe! Nie, to nie może być możliwe, Lucky jest jedna i jedyna i nie może być ktoś inny kto nią jest. A jak będzie próbowała być szczęściem zamiast niej to, Lucky pozbędzie się takiego szczęścia z tej planety.Noritoshi - 21 Marzec 2014, 23:28 Oj, nie byłoby zbyt kolorowo, gdyby zaczęła tą Lucky jednak udawać, tak jak on myślał, że Hebi udaje. Myślał, bo zaczynał powoli wierzyć, że to inna osoba, choć ciężko było mu zaakceptować jej podobieństwo do Lucky.
A może oszalał z powodu jej cudownego zniknięcia bez słowa i widzi ją w obcej osobie, która jest tyleż podobna, że pewne cechy są takie same? Przeszło mu to przez myśl, ale równie szybko jak przybyło, odrzucił, nie chcąc myśleć, że na rozum mu padło.
Psychodela!
- To nie tak raczej... Może jak nie Ty, to bym kogo innego napotkał. I nie sądzę, że gdyby nie Ty, to bym się wykrwawił. Rana była paskudniejsza gdy powstała, a wędrówka mnie tylko zmęczyła... Ale to tylko przypuszczenia - w każdym razie dobrze, że na siebie trafiliśmy.
Starał się jak mógł, by odsunąć na bok nieprzyjemne kwestie, a te pozytywniejsze odpowiednio jeszcze ubarwić. Zresztą, miał tendencje do ubarwiania czy nawet przebarwiania czegoś, bo i same jego skrzydła, motyle, sugerują, że osobnik ten gustuje w ładnych krajobrazach, w miłych wydarzeniach.
Zadarł z nią tym jej charakterystycznym zakańczaniem zdań, a ona ani tego nie doceniła! Zaraz śmiech, chichy, turlanie się... Owszem, spodziewał się krytyki!
- Oczywiście, że mogę chodzić, nyaaa! - Zbuntował się na wieść pytania na które miał jakże oczywistą, twierdzącą odpowiedź. - Przebyłem wiele drogi i mam siły na więcej. A w razie czego dam radę jeszcze polecieć.
Nie żeby zaczął zgrywać twardszego, ale po prostu czuł się na siłach. Czy aby nie przesadził z tą deklaracją to się dowiemy później, ale póki co miał siły iść za nią, by chwile potem znaleźć się tuż obok.
Avi w międzyczasie nawiedził ją, ale nie miał za złą ją niepewną mowę, bo i nie wiedział czy ona jest właściwa, czy też nie. Ważne, że go wprost nie przezwała, wiec ją bezproblemowo zaakceptował.
- Sugerujesz, że wyglądam niechlujnie?! - Oburzył się, wyraźnie niezadowolony z tej oceny, ale po chwili przyjął ją na klatę. Popatrzył po swoim ubraniu i spojrzał ukradkiem na swojego ptaka, który podleciał powtórnie do niego, siadając na ramieniu. Jego ułożenie dzioba i oczu mówiło, że zgadza się ze słowami dziewczyny. Poddał się ich krytyce: - Może się trochę zapaćkałem... - sięgnął po kilka przydrożnych liści jakiejś paproci, czy co to było, i przetarł nimi dłonie, przeguby i twarz, zostawiając na liściach smugi krwi i brudu. - Ale każdemu zdarza się potknąć... Ale chyba z dyniami nie mam co konkurować... - Rozmyślił się nad tym elementem, który znał ze świata ludzi jako podstawowy symbol zabaw w przededniu święta zmarłych. Chyba należy mi się przejąc trochę strachu od tego symbolu, uznał.
Szli po ścieżce, coraz bardziej zbliżając się do świateł tegoż Miasteczka. Z początku jednak mieli wrażenie, że wcale się nie zbliżają, a nawet oddalają. Coś tam jeszcze gawędzili, głównie na jakieś mniej znaczące tematy.
Zaniepokoił się, gdy to poczuł coś znajomego, dzięki swojej mocy wyczuwania aury, ale nie za bardzo wiedział czym to jest.
Wynurzyła się przed nimi zakapturzona postać. Zwolnił kroku, a gdy podeszła dość blisko, zatrzymał się. Przemówiła znajomym mu głosem i po chwili zrozumiał, ze nie jego pyta. Miał swoje skrzydła, swoją twarz. Ubiór co prawda był w nieco kiepskim stanie, z plamami od krwi i błota oraz resztkami piasku, ale szło go dość łatwo rozpoznać.
A to może ona udaje Lucky, a mnie leczyła ta prawdziwa, pomyślał ironicznie. Uznał jednak, że ten głos i ta aura znacznie bardziej pasują do tej kotki, którą zna.
- O co chodzi? - Zapytał lekkim tonem, wyraźnie chcąc wyklarować tą sytuację, niczym rasowy dyplomata. Ale coś czuł, że nie zapowiada się najlepiej.
Skrzętnie musnął na dłuższą chwilę swoją dłonią dłoń Hebi, jakby chciał jej przekazać, że jest tutaj i stoi tuż obok. Spodziewał się problemów, ale też zaczynał jeszcze bardziej wierzyć w podobieństwo tych dwóch osób. Dziwne rzeczy się dzieją! Ale jednego był pewien: tego wieczoru droga do Dyniowego Miasteczka będzie dla niego szczególnie długa.
I nieprzewidywalna - podobnie chyba jak dla tutejszych graczy.Anastasia - 22 Marzec 2014, 09:41 Nie, żeby chciała go obrażać. Po prostu twierdziła, że wówczas się prezentując mógłby zszokować wielu napotkanych ludzi. Ale teraz wyglądał zdecydowanie lepiej, bez zbędnego "makijażu", choć gdzieniegdzie pozostały niewielkie smugi krwi czy też błota. Ach, tak, potknął się, no i wszystko jasne! Całe szczęście, że dobry humor go nie opuszczał, za co niemalże go podziwiała. Odpuściła sobie zbędne komentarze, szybko zmieniając temat.
Wciąż się zastanawiała, czy aby na pewno udają się w dobrym kierunku. Trudno było jej to określić mając wrażenie utknięcia w drodze nie do pokonania przez nieznającą jej osobę. I wtedy, zupełnie znienacka ich oczom ukazała się zakapturzona, nieco niższa od niej postać. A jednak! Były gdzieś tu zaczajone potwory, z którymi tak bardzo nie chciała mieć styczności. Czaiły się w ciemnościach, by w odpowiednim momencie zaatakować. Lecz po chwili opanowania coś jej tu nie pasowało. A mianowicie zachowanie Noritoshiego. Nie był przerażony, jak ona, ba! Nawet nie wyglądał na zbyt zaskoczonego, jakby już od jakiegoś czasu się tu kogoś spodziewał. I przypomniała sobie jego słowa, gdzieś brzmiące w jej głowie "Może jak nie Ty, to bym kogo innego napotkał" oraz sam fakt, że już od początku miał ją za inną osobę. A nóż, to jej się właśnie tu spodziewał, ona miała przyjść mu z pomocą, a zamiast tego trafił na przypadkowego Dachowca... Ale nie wyglądał też, jakby nieustannie wyczekiwał tego spotkania, albo po prostu dobrze się z tym maskował, jak gdyby pozostał neutralny. Tylko co to mogło dla niej znaczyć? Ledwo, co go znała, nie miała pojęcia o zamiarach, ani o tym, czy przez silniejszą od niej chęć pomocy nie wpakowała się bagno...
Ciepły dotyk na jej dłoni przywrócił wzlatujące myśli na ziemię. Spojrzała na towarzysza kątem oka, wgłębi dziękując, że nie musi stać tu sama. W przeciwnym razie, z pewnością dawno by uciekła. Zauważyła, że postać ta chyba nie jest zadowolona z jej zwlekania z odpowiedzią, ale sama zastanawiała się, co może jej odpowiedzieć. Kotem na przechadzce?
- Jestem lekarzem, który dba o zdrowie swoich pacjentów, nya.
Oj nie wiedziała, czy nie ryzykuje tą odpowiedzią, ale i to po części, jak nie obecnie w większości, było prawdą. Nie najwłaściwszym byłoby tłumaczenie się przed obcą osobą, która sama ma wiele do ukrycia chowając się całkowicie pod czarnym płaszczem. Niemalże pewnym było, że nie szykuje się nic dobrego, dlatego nastroszyła ogon i położyła swoje kocie uszy po bokach głowy, zaznaczając iż nie będzie się bać, a i w razie potrzeby walczyć o swoje. Cóż, teraz czekała tylko by poznać kierunek jej zamiarów.Anonymous - 22 Marzec 2014, 22:17 Lucky widząc jak kotka zwleka z odpowiedzą wykrzywiła usta w grymasie i zawarczała nieprzyjemnie. Podeszła bliżej do kotki i wyciągnęła w jej stronę dłoń, której palce zamieniły się w ostrza.
-Zapytam jeszcze raz konkretniej dziewczynko. Jak cię zwą, jakiej rasy jesteś i skąd się tu znalazłaś.
Może i brzmiało to jak przesłuchanie dodatkowo urozmaicone groźbą w postaci noży z palców. No cóż, to jest postępowanie istotnie godne Lucky. Może by tak nie naciskała, jeśli nie wyczuła by, że może. W końcu kotka, która przed nią stała nie zdawała się tak buntownicza jak szczęściara. Może była jej przeciwieństwem, była spokojna i ułożona, kto to tam wie?
Jednak Lucky to nie obchodziło. Ważne tylko by wiedzieć kogo obserwować, kogo poznać bez jego wiedzy. W końcu kto by nie chciał poznać swojego klona.
Hmmm, zastanówmy się. Tak właściwie to Lucky najchętniej by ją zabiła, gdyby ta nie szła z Norim. Miała ona szczęście i to nawet nie wie jakie. Tylko obecność stracha ratowała ją od walki. Ale spokojnie, przecież wszystko można jeszcze nadrobić. Przy następnym spotkaniu dachowiec może nie mieć tyle szczęścia co teraz. Właściwie to może nie mieć go wcale.
Czekając na odpowiedź kotki Lucky lekko przekrzywiła głowę i spojrzała się na Noritoshiego z uśmiechem. Nie wyglądał za dobrze opierając się na ramieniu kobiety z tak szpetnymi ranami. No ale co jej tam, skoro białowłosa jest lekarzem, to powinna się nim porządnie zająć. Lucky zajrzy do niego kiedyś przy okazji. Właściwie to musi wpierw chyba zajrzeć do swojego mieszkania i przydało by się coś porządnego zjeść.
No ale teraz dowie się co nieco o dziewczynie tak porządnie do niej i później pójdzie w swoja drogę jak to koty mają w zwyczaju robić.