Anonymous - 13 Sierpień 2012, 10:11 Obserwowała uważnie swoją towarzyszkę i nerwowo zaczęła obgryzać skórki na swoich paluszkach przy paznokciach, nie wyglądało to teraz za pewne ani trochę estetycznie, ale niestety to robił z nią stres.
Odwróciła gwałtwonie głowę słysząc jak wiatr przybiera na sile. Był coraz głośniejszy i coraz bardziej niebezpieczny.
Popatrzyła na Sophie i wiedziała,że jej tak nie zostawi. Jeśli ona brała to pod uwagę to wielce się myliła. Daphne nie pozwoli jej tu zostać samej, kiedy tylko zaś dostrzegła ranki na wargach swej rozmówczyni zacisnęła dłonie w piąstki i przydreptała do niej na kolanach bliżej, objęła ją nieco mocniej i spojrzała na jej ucho, do którego zaraz powiedziała nie krzycząc nie szepcząc ,a starała się mówić tak by Sophie dobrze zrozumiała jej słowa mimo takich szumów.
W końcu hałasował nie tylko wiatr,ale fale ,które poruszył sam sobą.
Różowowłosa zacisnęła dłonie na jej ramionach dociskając ją do siebie i w końcu w uchu brunetki mogło zadźwięczeć pytanie
-Dasz radę iść ze mną do mnie do chatki? Jest co prawda kawałek stąd ale nie zostawię Cię tutaj, bardzo mi zależy byś postarała się iść ze mną może coś wskóram i pomogę Ci jak tylko będę potrafiła. -
Reasumując to było pytanie i stwierdzenie w jednym ale cóż.
Pixie przytuliła czule do siebie towarzyszkę chcąc ją zapewnić, że mimo iż mała cyrkowa lala była krucha i drobna to jej samej nie zostawi pod żadnym pozorem.
-Nie, niestety nie mam żadnej mocy zwalczającej tak silny wiatr, dlatego proszę nie rezygnuj z mojej propozycji. -
Spojrzała na drugą cyrkową pannę swymi błękitnym spojrzeniem , zacisnęła palce jednej dłoni na jednym z jej ramion, pochyliła się z nią nieco nad ziemią by piach aż tak nie wpadał im do oczu. Mała Pixiś denerwowała się nieco choć nie chciała tego ukazywać swej rozmówczyni, w końcu była jej winna pomoc, a nawet jeśli nawet byłoby odwrotnie .. tak czy siak nie zostawiłaby tu nikogo samego. Miała za dobre serduszko.Soph - 14 Sierpień 2012, 20:23 Dotyk dziewczyny był tak niespodziewany i równocześnie tak miły i tak ciepły. Dwie półnagie kobietki tulące się do siebie.
Sophie nie miała bladego pojęcia, czemu różowowłosa tak się o nią martwi. Powinna zmykać, póki jeszcze miałaby szansę się stąd wydostać. Tak byłoby najlepiej. Najbezpieczniej dla niej.
Nie była w żadnym wypadku przyzwyczajona do okazywanego jej współczucia. Nie było też jednak dotąd sytuacji, aby to Sophie potrzebowała pomocy, więc dziewczyna nie miała pojęcia jak zachowałaby się jej panienka.
Co interesujące, wszystkie myśli o Irvette prawie zaraz wyparowały brunetce z głowy i pozostała tylko świadomość, że Pixie jest w niebezpieczeństwie.
Czy był to zamach na lojalność wobec Irvette? Nie wiedziała. Nie zastanawiała się w tym momencie. Później z pewnością to będzie boleć, ale teraz.. są inne sprawy.
Właśnie dlatego, że dobroć Pixie chwytała ją za serce, Sophie uniosła ręce i ujęła w dłonie twarzyczkę towarzyszki, chcąc nakazać jej, by zwiewała stąd jak najdalej. Przed wypowiedzeniem tych słów powstrzymał ją jednak stalowy błysk w błękicie oczu dziewczyny. Taki sam, jak u niej samej.
Determinacja. Oto, co było zdolne łamać wszelkie mury, pochłaniać królestwa i wygrywać bitwy z góry skazane na porażkę.
Przygarnęła więc tylko dziewczynę bliżej siebie i, patrząc jej w oczy, rzekła:
- Pójdę z tobą wszędzie, skarbie. Tylko że teraz to nic nie da, bo huragan pójdzie razem z nami. - Głęboki wdech. Powolny wydech. Nieudolna próba opanowania drżenia głosu i smutny, smutny uśmiech. - To ja jestem huraganem. Powinnaś uciekać gdzie pieprz rośnie, tymczasem po twoich oczach widzę, że nie masz takiego zamiaru.
Brunetka zamknęła oczu i cicho westchnęła. Potem przesunęła kciukami po policzkach różówowłosej i powiedziała tylko, z uśmiechem i jeszcze jakimś dziwnym uczuciem w głosie:
- Głupiutka.
Następnie ponownie zagryzła wargi i nakazała:
- Więc, błagam, trzymaj się mnie mocno i proś, co tylko możesz, by nie zabrakło mi sił i woli.
Z tymi słowami wyrzuciła prawą rękę w górę i złapała w garść powietrze, jakby chciała uchwycić wyjący wiatr.Anonymous - 15 Sierpień 2012, 14:06 To faktycznie mogło wyglądać dość uroczo gdy dwa prawie nagie ciałka się do siebie tuliły.
Pixie , gdy tylko jej twarz została obtulona dwiema dłońmi wpaytrzyła się swoim bystrym wzrokiem w oczy towarzyszki.
-Nie, ja Cię nie zostawię i nie będę uciekać. W tej chwili może bezpieczniej będzie jak siądziemy dalej od morza byś bardziej nie wzbudzała fali..? Albo gdzieś do lasu? Choć nie.. tam nas drzewa i gałęzie potłuką jak nie gorzej.. Najlepsza byłaby pusta polana o samych kwiatach. –
Dodała zaciskając szczupłe paluszki na dłoniach kobietki.
- Będę mocno trzymała Cię za rękę, cały czas. Ty uratowałaś mi życie, a ja zamierzam CI pomagać mimo wszelkich konsekwencji. –
Wymamrotała uśmiechając się delikatnie w stronę swej rozmówczyni.
Słysząc kolejne słowa wypływające z tych pełnych warg brunetki Daphne chwyciła mocno jej dłoń swoją i zacisnęła na niej silnie swoje palce.
Spięła wszystkie mięśnie swego drobnego ciała jakby miała i tym jakoś pomóc Sophie.
W końcu była tak piekielnie miła.. Właśnie. Różowowłosa zamyśliła się zaraz potrząsając główką. W końcu nie mogła dać się usidlić własnej fantazji, nie w tej chwili.
- Wiedz , że Cię nie puszczę. –
Splotła palce jej dłońmi ze swoimi i w tej chwili poczuła jakby utworzyła się między nimi więź. Panna Dienn wiedziała, że pozostanie dłużna swej wybawicielce, że pomimo tego iż wcale jej nie znała nie pozostała obojętna wobec chwili, w której mało brakowało by mała Pixie poszła na dno. Nigdy więcej nie widziałaby już swojej drewnianej chatki w malinowym lesie, nawet nie miałaby więcej okazji by poczuć piękny zapach konwalii, które tak lubiła. Wszystko nagle by zniknęło. Tak jak czasem pryskają czary.Soph - 16 Sierpień 2012, 17:59 W jakiś sposób dotyk Pixie powodował u brunetki wewnętrzny spokój, wyciszenie. To zaś skutkowało tym, że mogła się konkretnie skupić, a i ból cały czas odczuwany w skroniach jakoś mniej przeszkadzał.
Dla Sophie nie było to nic specjalnego, choć z boku pewnie mogłoby się wydawać co najmniej dziwne. Mianowicie, "chwycony" przez dziewczynę wiatr faktycznie został złapany, a gdy brunetka pociągnęła go ku sobie, posłusznie ugiął się i popłynął pod jej palcami, niczym tkanina.
W zasadzie wygodniej i skuteczniej byłoby pracować jej obiema rękami, ale... nie miała zamiaru puszczać drobnej dłoni Pixie.
Szybkimi ruchami dłoni ściągała całą wichurę w ich stronę. Wiatr wirował, huczał, świszczał jakby chciał oznajmić swoją wściekłość z powodu pojmania, jednak, krążąc wokół dwóch niebieskookich postaci, nie czynił już szkody ani im ani otoczeniu.
W porządku, żywioł ujarzmiony, jednak co z nim teraz zrobić?
Sophie - blada jak ściana, ale jednak krzywo uśmiechnięta, jakby triumfalnie, w stronę huraganu - nie miała zielonego pojęcia co począć z trzymanym na uwięzi wiatrem.
Problem z powietrzem był taki, że wprawione w ruch nie bardzo chciało natychmiast się zatrzymać. Mogłaby to zrobić za nie, ale w tej chwili w pozycji pionowej utrzymywały ją tylko ramiona Pixie i fakt, że klęczała na ziemi.
Pomysł przyszedł sam. Równie lekkomyślny co i idea powstrzymania huraganu. Ale - skoro raz się udało, czemu by nie spróbować ponownie? Najwyżej spowoduje się mały kataklizm. Taa.
- Trzymaj się mocno - powtórzyła jeszcze raz, prosto do ucha towarzyszki.
Następnie szarpnęła ręką trzymającą wicher w stronę morza. Wiatr, jakby nie był niszczycielskim żywiołem, uprzejmie poszybował ku wodzie.
Sophie odetchnęła głęboko. Potem jeszcze raz. A potem wstrzymała oddech i poradziła to samo różowowłosej. I bynajmniej nie metaforycznie, gdyż choć wiatr zniknął, ogromna fala, niczym ściana wody, pędząca ku dziewczętom nie wróżyła najlepiej.
Sophie najchętniej by zaklęła, jednak postanowiła zużyć pozostałą jej nikłą energię na mocniejsze objęcie Pixie.Anonymous - 4 Wrzesień 2012, 09:49 Owszem, dla Sophie to nie było raczej nic specjalnego, zaś dla różowowłosej chwyt jaki wykonała towarzyszka łapiąc wiatr spowodował ,że na jej buźkę wpełzło ogromne zaskoczenie, które spowodowało otwarcie jej ust. Wzięła po chwili głęboki wdech i odwróciła głowę w stronę rozmówczyni.
Widząc, że ona jakby się nad czymś waha bądź co bądź nad czymś silnie duma potrząsnęła lekko ręką jej dłoń i zapytała
-Sophie co teraz? Nie możesz tak po prostu rzucić nim jakby do góry albo delikatnie popchnąć go w stronę morza? –
Zmarszczyła nieznacznie czoło i zaraz postanowiła się podnieść.
Podparła się drugą ręką i próbowała powoli wstać , czekała równocześnie na to jak zareaguje dziewczyna, która wciąż nie puszczała jej dłoni i było to urocze.
Chwilę później jednak usłyszawszy słowa brunetki Daphne trzymała kurczowo palcami jej dłoń i nie puszczała jakby teraz ani na trochę nie chciała się od niej odklejać.
Nawet nie musiała tego proponować co wcześniej powiedziała bo jak widać doświadczona w tym Sophie od początku doskonale wiedziała jak sobie z tym poradzić.
Niepotrzebne zatem była sugestia dziewczynki by ta puściła wiatr w stronę wody bo panienka jak widać miała to dawno w planach.
Widząc jednak jak fale wzburzyły się objęła pewniej i mocniej Sophie
-Trzymajmy się najmocniej jak to możliwe ! Nie puszczam Ciebie ja ,ani Ty mnie! –
Po tym wrzasku objęła jej nogi nawet swoimi i zacisnęła je na nich .
Pytanie gdzie teraz je poniesie siła wody. Czy w las, czy w łąki, czy tylko parę metrów dalej po piachu..
Chociaż tyle, że słońce mocniej przez chmury przejrzało zupełnie inaczej już się patrzyło, nawet na to nachodzące niebezpieczeństwo, od którego były tak niedaleko..Soph - 5 Wrzesień 2012, 21:29 Oto, co zdziałała swoją chęcią pomocy: uratowała Pixie przed utopieniem po to, by ponownie pogrążyć ją w hektolitrach wody. Tak wściekła na siebie Sophie nie była chyba jeszcze nigdy.
Gdyby się jeszcze dało, objęła by mocniej różowowłosą, chyba jednak obie zdały sobie sprawę z powagi sytuacji, bo nie było już między nimi miejsca na zacieśnienie chwytu. Jeszcze tylko kurczowe zaciśnięcie rąk obejmujących talię Pixie i ...nadeszła fala.
Gdyby brunetka miała więcej sił, sprawiłaby, że obie dziewczyny otoczyłaby kula wypełniona powietrzem, a woda nie uczyniłaby im żadnej krzywdy. W obecnej jednak sytuacji... morze po prostu zmyło, jakby w odwecie, dwa splątane ciała pomiędzy przybrzeżny las. Aż cud, że padające pod naciskiem żywiołu drzewa nie zawaliły się na dziewczęta pchane siłą wody coraz bardziej wgłąb lądu.
Gdy niszczycielska fala w końcu się cofnęła, pozostawiając po sobie wyraźną ścieżkę w postaci powalonych pni i poszarpanych liści, na małym piaszczystym wzgórku można było zauważyć dwie półnagie, leżące niczym porzucone przez dziecko laleczki, postaci.
Gdy Sophie stwierdziła, że może wreszcie swobodnie oddychać, zarejestrowała również kilka innych rzeczy, jak na przykład okropne łupanie gdzieś z tyłu głowy, powidoki, gdy usiłowała otworzyć oczy oraz ponadprogramowy ciężar na piersi. Oprócz tego czuła też, że ma piasek w figach i pełno słonej wody w ustach.
Wypluła, jak się później okazało, nie swoje włosy i jeszcze raz podjęła wysiłek podniesienia powiek. Udało się i tym razem nawet nie poczuła już mdłości.
Okazało się, że leży na niej Pixie. Cóż, niby to nie Odkrycie Roku, ale Sophie żyła przez chwilę w strachu, że to jakiś konar, albo, co gorsze - choć, przyznajmy, zupełnie nieprawdopodobne - jakaś obca osoba.
Ostatecznie wyciągnęła, z trudem, bo obie były nadal niesamowicie splątane, spomiędzy nich rękę i odgarnęła towarzyszce włosy z czoła, szukając bardziej poważnych obrażeń.
Co do swojego ciała, czuła, że choć nie ma nic złamanego, wstrząśnienie mózgu jest bardziej niż pewne, a i siniaki z pewnością nie będę tylko pojedynczymi plamkami.Anonymous - 6 Wrzesień 2012, 14:15 Pixie nigdy nie była bardziej zmaltretowana niż przed dłuższą chwilą.
Fala, która je zalała i obezwładniła ich chcąc nie chcąc ciała sprawiła, że dziewczyna z całych sił zaciskała powieki i w duchu tylko powtarzała jakby z prośbą by to wszystko dobiegło końca.
Ściskała pod wodą ciało towarzyszki nie chcąc by czasem zbuntowane morze je rozdzieliło.
Przewracało nimi, dosłownie fikołkowały pod wodą, to nie było bezbolesne, a wręcz przeciwnie, aż miała się ochotę rozpłakać jak dziecko, to było straszne, była wstrząśnięta. Siła jaka nią rzucała była ogromna, a ona biedna nie mogła nic zrobić.
Gdy już było po wszystkim i jeszcze sekundę wcześniej oberwała w nogę jakimś pniem jęknęła z bólu czego nie dało się nie słyszeć gdyż jej buźka już była widoczna ponad wodę wracającą w swoje miejsce.
Opadła jej głowa na klatkę piersiową Sophie, a włosy czy tego mała chciała czy nie wylądowały na twarzy brunetki chętnie zajmując miejsce w jej ustach.
Ręce już poluzowały swój ucisk,a ona tylko mrugnęła parę razy powiekami, próbowała oczami przewrócić na każdą z możliwych stron by upewnić się czy to nie był czasem może tylko sen, ale niestety, okazało się to być rzeczywistością i nie zadowoliło to różowowłosej ani trochę. Uniosła wzrok do góry lokując spojrzenie na twarzy dziewczyny i wpatrywała się jakby chcąc się upewnić czy oby z nią wszystko w porządku.
Odwróciła nagle gwałtownie głowę w bok i zakrztusiła sie wypluwając niewielkie ilości wody , później poczuła niejaką ulgę , że już po wszystkim gdy tylko do niej doszło co tu naprawdę się działo.
-Sophie? Boli Cię coś? - Przy pytaniu to ona sama znów coś mruknęła pod nosem z bólu i odruchowo wyciągnęła jakimś cudem rękę spod pleców panny Bugs chwytając się za jedną z nóg.
Zapewniam ,że tak jak jej towarzyszka Daphne zostanie obsypana sińcami. Różowa odczuwała też ból głowy, zresztą nie ma czemu tu się dziwić, nie sądzę by inni tak po prostu znieśli aż takie tortury własnego organizmu. Kto wie może ktoś inny nawet by tego nie przeżył...A one miały szczęście.Soph - 6 Wrzesień 2012, 20:57 Never ever forever - tak by należało skomentować tę przygodę.
Gdy Sophie odgarniała włosy z twarzy różowowłosej, ta nagle otworzyła oczy. Brunetka westchnęła przeciągle i z ulgą opadła na ziemię pod sobą.
Na zapytanie, czy nic jej nie jest, dziewczyna tylko bezsilnie uderzyła pięścią w podłoże. O nią się martwi? O nią, która niemal jej nie utopiła?!
Sophie pokręciła bezsilnie głową, z pewnością wcierając we włosy jeszcze większą ilość mokrego piasku. Kiedy jednak już drugi raz dobiegło ją od strony Pixie bolesne syknięcie, w jednym momencie przestała się nad sobą użalać.
Uniosła się natychmiast, choć łagodnie i bez gwałtownych ruchów - Pixie, najwyraźniej w jakiś sposób ranna, nadal spoczywała na jej piersi. Powoli, przytrzymując dziewczynę, Sophie wróciła do pionu, a następnie nieco odsunęła od siebie różowowłosą, by móc się jej dokładniej przyjrzeć. W tej chwili Pixie spoczywała pomiędzy długimi nogami towarzyszki.
- Spójrz mi, proszę, w oczy - nakazała brunetka, delikatnie chwytając podbródek różowowłosej, by móc zobaczyć jej twarz ze wszystkich stron.
Żadnych widocznych od razu krwiaków, nawet żadnej spływającej krwi, źrenice tej samej wielkości. Dobrze. Wręcz bardzo dobrze. Lekarz w Sophie głęboko odetchnął.
- Czy coś cię boli? - zapytała. - Albo nie, widzę - stwierdziła, kiedy zobaczyła, gdzie trzyma dłoń różowowłosa.
Ileż razy Sophie w ten sam sposób kurczowo ściskała stłuczenie w naiwnej nadziei, że to wystarczy, by ból minął!
- Możesz... Dasz radę ją do przysunąć? - wskazała na kończynę. - Chciałabym ją obejrzeć.Anonymous - 8 Wrzesień 2012, 09:19 Z pewnością obydwie odetchnęły z ulga usłyszawszy swoje głosy otrzymując w tym momencie pewność, że jedna i druga żyje.
Patrzyła z dołu na Sophie , oczami z jej klatki piersiowej, która była nieco odkryta ,ale nie za bardzo , to oczywiste przeniosła swój wzrok na jej oczy tak jak poprosiła.
Obserwowała jej gesty i jej mimikę twarzy, która wyraźnie sygnalizowała iż brunetka się zamartwia i troszczy, kiedy jednak zrozumiała , że nic poważnego różowowłosej nie dolega i odetchnęła dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie i chwyciła dłoń towarzyszki.
-Nie musisz się martwić, oprócz nogi to chyba jest wszystko w porządku, myślę , że po prostu jest poobijana, w końcu nieźle nami poturbowało. –
Oświadczyła unosząc lekko lewy kącik warg ku górze.
A gdy ta jeszcze grzecznie spytała czy da radę pokazać jej swoją kończynę mała nieco się zawahała, ale zaraz pomagając sobie obydwiema rękami przysunęła swoją noga bliżej panny Bugs.
W końcu zdążyła jej zaufać i nie sądzę oby było w tym cokolwiek dziwnego. W końcu ta kobieta najpierw ją wyratowała, a później ze wszystkich sił trzymała ją by tylko się od siebie nie oddaliły, co mogłoby się źle skończyć, tak to przynajmniej obydwie były cięższe i woda nie dawała rady mocniej nimi przewracać w swych szalonych objęciach.
Z tego wszystkiego wniosek był jeden, nie była jej obojętna i nie było możliwości nie zaufać komuś, kto razem z Toba walczy o Twoje życie, pomaga CI przetrwać ,a co najważniejsze sam tego bardzo chce i nie da się tego w żaden sposób pominąć, tym też Sophie oczarowała „małą” Daphne.
Ten dzień przyniósł jej wiele wrażeń co wróżyło iż cyrkowa lalka nie zapomni tych kilku godzin,a na pewno jeszcze nie raz przewiną się wspomnienia z tym związane przez jej główkę.
Swoją drogą teraz miała niezły mętlik w głowie. Przewijały się przez nią słowa jej nowo poznanej dziewczyny, która jeszcze niedawno mówiła o panience Irvette - to też Pixie zakodowała w swoim łebku i zamierzała to kiedyś wykorzystać poznając ową osobę. A migrena Sophie? To było właśnie to? Niebezpieczeństwo spowodowane niespokojnym wiatrem?No właśnie..Soph - 14 Wrzesień 2012, 13:51 - Muszę się martwić. Powinnam - powiedziała po prostu. - To moja wina, że niemal utonęłyśmy, więc na początek muszę przynajmniej sprawdzić, czy cię nie skrzywdziłam.
Pochyliła się nieco, sunąc dłonią po łydce różowowłosej. Nie czuła zgrubień, dziwnych wzgórków, Pixie nie dawała też znać, że przy mocniejszym nacisku boli ją bardziej niż można by to przy stłuczeniu podejrzewać. Z zewnątrz wyglądało to więc jedynie na ubicie, Sophie uważała jednak, że powinien to obejrzeć lekarz lub medyk i tak też poradziła towarzyszce.
- Mogłabym to zrobić sama, ale nie mam dostępu do odpowiedniego sprzętu - usprawiedliwiła się.
- Co teraz? - zapytała po chwili. - Wracamy na plażę? Zostajemy w lesie? Pasowałoby jednak iść stąd konkretnie, bo drzewa nie grzeszą stabilnością - stwierdziła brunetka, rozglądając się dookoła.
Z samym faktem oddalenia się z tego miejsca mogły jednak nastać problemy, bo Sophie, chociaż siedziała na ziemi, zaczęła odczuwać zawroty głowy, a dłonie Pixie, w które właśnie się wpatrywała, zaczęły się w jej oczach mienić jasnym blaskiem. Zaczynała tez widzieć na biało-złoto, a to, połączone z czarnymi plamkami latającymi jej przed oczami i jaskrawym światłem zalewającym jej pole widzenia z pewnością nie wróżyło najlepiej.Anonymous - 10 Listopad 2012, 18:04 -Soph.. Może zróbmy tak. Odprowadzę Cię do Irvette, a później po prostu spotkamy się. Daj mi swój kontakt to się kiedyś znów umówimy, bo z pewnością będę to chciała powtórzyć. Nie koniecznie akcję z falami . -
W tym momencie zaśmiała się krótko.
-Ale rozmowę i na pewno spotkanie. Zresztą chciałabym też poznać tę całą Twoją Panienkę, dużej mi o niej mówiłaś. A ja teraz muszę też lecieć do moich spraw, w końcu szybko muszę je pozałatwiać. Nie gniewaj się proszę na mnie. - Popatrzyła na Sophie z uśmiechem i przechyliła lekko główkę i uśmiechnęła się szerzej.
- O mnie się nie martw. Poradzę sobie, choć wiem, że jak patrzy się na mnie to nikt nie jest tego pewien. Jestem mała i krucha. Ale jeszcze nie wiesz jaka waleczna! -
Dodała entuzjastycznie po czym chwyciła Sophie starannie za ramiona i przysunęła ją do siebie mocno całując ją w policzek.
-I koniecznie odezwij się do mnie jak Twój ból głowy. W końcu musimy go mieć pod kontrolą i jak będziesz potrzebowała pomocy to wpadnij do mnie. Zawsze jesteś mile widziana. Nie zapomnij. -
Podała jej swój adres i oddaliła się powoli machając jej ładnie na pożegnanie.
Doprawdy wewnętrznie miała cichą nadzieję, że jeszcze zdążą się spotkać. Dziewczyna była na swoj sposób niesamowita.Poranek - 2 Czerwiec 2013, 17:31 Jak tylko przekroczyła próg portalu i znalazła się w Krainie Luster, skierowała się do jednego z jej ulubionych miejsc - Morza Łez. Generalnie każdy obszar, które posiadało jakikolwiek okazały zbiornik wodny, znajdowało się na jej liście ulubionych lokalizacji. Jednak Morze Łez było w czołówce, bo dominowało czystą, błękitną wodą, a Poranka niebieski zawsze jakoś uspokajał. Pomimo faktu, że znajdowała się w miarę daleko od domu spokój poczuła dopiero po godzinie wędrówki. Wtedy była pewna, że jej właściciel tak łatwo ją nie znajdzie. Złość zaczęła powoli znikać, a wraz z nią strach przed paniczem oraz jego pachołkami. Nie bez powodu tak szybko opuściła Szkarłatną Otchłań. Mianowicie, gdy tylko wróciła ze swojej miłej przechadzki w Ogrodzie Strachu została upokorzona na oczach "ukochanych" kuzynek. Prosto, bez skrupułów została kilkukrotnie spoliczkowana przez panicza, tylko dlatego, że spóźniła się kilka minutek. I to nie chodziło o spotkanie z rodziną, która ją sprzedała, ale o to, że blondynkowi się nudziło. Wówczas miała ochotę wychłostać porządnie tego chłopaka, jednak zamiast tej małej zemsty uciekła - było to rozsądniejsze. W końcu jakby go uderzała nie miałaby tylko spuchniętej twarzy, ale również rany na całych rękach, nogach, wszędzie. Dodatkowo śmiech kuzynek jeszcze bardziej zezłościł niebieskowłosą, ale nie wypadało przy ciotce robić im krzywdę.
Widząc przed sobą zatokę zaczęła iść szybciej. Na miejscu mogłaby sobie posiedzieć, tak jak wcześniej nad stawem. Tylko tutaj nie musiała się obawiać żadnych piranii, więc kto wie może trochę sobie popływa? Jednak pierwszą rzeczą jaką musiała zrobić było zażycie leków przed wahaniem nastrojów. Usiadła na jednym z większych kamieni oraz wygrzebała z pudełka trzy białe tabletki. Połykała je po kolei nabierając przy tym śliny, ponieważ nie miała nic innego do picia. Nie bała się, że jakoś się zakrztusi, w końcu można było ją nazwać lekomanką. Mając wszystko za sobą zeszła z prymitywnego siedzenia, żeby się o nie oprzeć i rozkoszując się faktem, że rzekomo jest zaginiona.Lux - 2 Czerwiec 2013, 21:26 Lux wróciła do życia po baaardzo długiej przerwie. Ta dziewczyna ostatnio nie robiła nic tylko spała i jadła, spała i jadła... czasem wyszła na miasto, by uzupełnić swoje zapasy. Raz na jakiś czas miała tak, że jej cały pokłady energii uciekały gdzieś w siną dal i po prostu musiała je uzupełnić. Teraz, gdy znów tryska życiem, postanowiła wyjść, odświeżyć ciało i umysł, a może i pozna kogoś ciekawego? Kto wie! Byłoby super, jakby miała z kim pogadać. Panienka Luxia nie jest typem samotniczki, kochała towarzystwo innych ludzi... jest osobą bardzo towarzyską, pozytywnie podchodzącą do życia i świata, wszystko stara się widzieć przez różowe okulary- bo i po co być pesymistką? Jak się wszystko w czarnych barwach widzi to żywot jest smutny i monotonny. A tak, gdy się podąża Drogą Tęczy, wszystko jest dobre i miłe... no i czas szybciej mija!
Szła przed siebie- w ten sposób dociera się na najwspanialsze miejsca... ona nie zna zbyt dobrze Krainy Luster- wciąż jest tu nowa i nadal tęskni za swoim krajem, a raczej światem- za Iristerre. Wrócić tam nie ma już szans, ale zawsze może pomarzyć, że znajdzie miejsce choć troszkę podobne do tamtejszych. Pewnie to niemożliwe, nie ma dwóch takich samych miejsc, ale... zawsze warto mieć nadzieję! Bo ona nie powinna umierać nigdy.
Dotarła nad Morze Łez. Słyszała o tym miejscu, ale nigdy tu nie była! Ucieszyła się, oglądając widoki. Wzięła do ręki jakiś kamyk i zamieniła go w żelka i go po prostu zjadła. Po chwili spacerku znalazła się w zatoczce, a w niej zobaczyła jakąś dziewczynę. Uśmiechnęła się, podeszła do niej. Będzie mogła z kimś pogadać, ale fajnie!
- Cześć!- Zawołała wesoło.Poranek - 18 Kwiecień 2014, 23:56 Leki zaczynały powoli działać. Cały stres, złość i inne nieprzyjemne uczucia zaczęły znikać. Nawet wściekłość, którą wcześniej kierowała na swojego panicza, znikła. Dodatkowo przyjemny szum morza ją uspokajał, więc poczuła, że powoli może się zrelaksować. Obserwowała powtarzające się ruchy fal morskich, doszukiwała się na plaży jakiegoś żywego stworzenia i patrzyła na na niebo, szukając leniwym wzrokiem jakiegoś przerośniętego ptaka. Rozluźniła pięści, po czym przymknęła powieki.
Nie zorientowała się, iż tak szybko będzie potrafiła zapaść w drzemkę. Najwidoczniej była bardzo zmęczona, a białe tabletki pomogły jej dostać się do objęć Morfeusza. Nie miała pojęcia ile czasu przepłynęło od jej zaśnięcia. Dodatkowo dziewczynie nic, a nic nie przyśniło się, przez co miała wrażenie, że minęło ledwie kilka minut. Było to możliwe, albowiem pora dnia niezbyt się zmieniła, zrobiło się tylko nieco cieplej i pogodniej. Cóż oparcie-skała to nienajlepsze rozwiązanie na nagłą drzemkę, przez co odczuwała wyraźne skutki - kark, jak i krzyże zaczęły ją nieprzyjemnie boleć, gdy tylko się rozciągnęła. Wstała bardzo szybko, co było błędem. Zdając sobie sprawę z irytującego bólu na porankowej twarzy pojawił się grymas. Bynajmniej nie dla niej są bóle pleców. Mając już takie przeżywa je gorzej niż wysoką gorączkę, która nie utrudnia Porankowi tak pracy, jak dokuczliwy ból pleców. Pomasowała się chwilkę po karku, po czym głęboko westchnęła.
Szczerze powiedziawszy nie wiedziała co ze sobą począć. Niby była w miejscu, które nader lubiła, dodatkowo wyrwała się bardzo łatwo ze swojej jakoby niewolniczej roboty, więc przez pewien czas miała tą upragnioną wolność. Jak tylko zdała sobie z tego sprawę uświadomiła sobie, że technicznie mogłaby teraz zająć się swoją własną posiadłością czy pójść do miasta. Nie chciała robić ani jednego, ani drugiego. Poranek zdecydowanie wolała zrobić coś z daleka od tych wszystkich ludzi, którzy wówczas by ją otaczali. Ale jakieś przyjazne, małe towarzystwo nie zaszkodziłoby jej. Podniosła jakiś kamyczek z plaży i rzuciła przed siebie jak najdalej potrafiła.
Niespodziewanie usłyszała przyjazny głosik, wręcz się nieco przestraszyła, bo to tak jakby ktoś posłuchał jej przypuszczeń i nagle zesłano niebieskowłosej osobę do towarzystwa.
- Witaj - powiedziała niepewnie, po czym przeniosła wzrok na obcą osobę. Pierwsze co przykuło uwagę Poranka to nie była to ubarwienie dziewczyny, ale wzrost. Zdecydowanie była od niej wyższa. Dopiero potem zapatrzyła się w tęczowe oczy panienki. Bez dwóch zdań była urokliwa. Uśmiechnęła się do niej, wyobrażając ją sobie jako pozytywną osobę, z którą może się zapozna?Lux - 4 Lipiec 2014, 18:46 Luxanne to istota bardzo ciekawa i nadzwyczaj inna niż wszystkie. Zacznijmy od tego, że kto normalny ubiera na siebie ciuchy, które biją po oczach na kilometr? Ona nie przejmowała się tym, że coś do siebie nie pasowało. Miało być kolorowo i tyle. Bardzo nie lubiła czerni, była taka przytłaczająca… Jakby to od niej zależało, to by zamieniła cały świat na kolorowy. Żeby nie było choćby najmniejszego kawałeczka szarości czy czerni. Taka była i już trzeba się z tym pogodzić. Jednakże Lux to także dziewczyna uzależniona od żelek. Potrafiła jeść je kilogramami. Jak miała ochotę na coś słodkiego (czyli prawie zawsze) to brała jakiegoś kamienia i zamieniała go w swoje ulubione łakocie.
Lux spoglądała na Poranek, wcinając żelka – węża, który był tak długi, że sięgał jej niemal do pasa. Zrobiła sobie go z patyka, więc nie było co się dziwić, że taki się a nie inny stworzył. Żelki, które tworzyła, były podobne kształtem, długością itp. do rzeczy, z których powstały. Czyli z kamienia nie zrobi nagle węża i na odwrót. Ale i tak była szczęśliwa, że mogła to robić. Tyle żelków na raz, omnomnm.
- Co tutaj całkiem sama robisz? – zapytała uprzejmym tonem. Lux jest miłą osobą… to, że pod ta maską kryje się żmija, która potrafi człowieka obrabować z reszty pieniędzy to już inna sprawa. – Żelka? – Uśmiechnęła się przyjaźnie i chwyciła za kamień, który leżał na ziemi. Po chwili, zamiast niego była dość pokaźnych rozmiarów, okrągła żelka, którą Luxanne pochłonęła niemal w jednej chwili. – Gdzie moje maniery… nazywam się Lux. I niosę temu ponuremu światu kolory! – Na jej twarzy pojawił się wielki banan. Miała gdzieś, że jej nowa koleżanka może ją wziąć za szaloną. Albo za wariatkę. To się nie liczyło.